Ogrody i polana
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Ogrody i polana
Posiadłość Macmillanów wydaje się dość skromna w stosunku do otaczającej ją wolnej przestrzeni. Dwór otoczony jest murem z blankami. Przed wejściem znajdują się ogrody z kwiatami w pastelowych kolorach i charakterystycznymi dla Puddlemere wrzosami. Tylna część wydaje się być pusta, z tego względu, że jest przeznaczona na różnego rodzaju aktywności (Quidditch, jeździectwo, szermierka).
Otoczenie jest tutaj najczęściej mgliste, ze względu na znajdujące się w pobliżu moczary. Z tego też powodu przedstawicielki rodu Macmillanów starają się przywiązywać szczególną wagę zagospodarowania terenu i przyrody, by miejsce wydawało się przyjemniejsze. W pobliżu lasu znajduje się stajnia.
Otoczenie jest tutaj najczęściej mgliste, ze względu na znajdujące się w pobliżu moczary. Z tego też powodu przedstawicielki rodu Macmillanów starają się przywiązywać szczególną wagę zagospodarowania terenu i przyrody, by miejsce wydawało się przyjemniejsze. W pobliżu lasu znajduje się stajnia.
Alexander czuł lekkie poddenerwowanie już od paru dni, jednak dopiero dziś, kiedy przyszło im się w końcu przyszykować i ruszyć do Puddlemere czuł, jakby nie mógł do końca nabrać oddechu. Chociaż mieli udać się na celebrację w zaufanym gronie to miał po raz pierwszy udać się z Idą na publiczne wydarzenie. Na płonący stos Wendeliny, nie chciał przyciągać do niej uwagi, lecz równocześnie nie wyobrażał sobie udać się na zaślubiny lorda Macmillana i lady Weasley ani z nie swoją twarzą, ani oddzielnie od panny Lupin. Kiedy się teleportowali rozważał jeszcze czy istniał sposób na zbiorową modyfikację pamięci, ale ostatecznie się poddał. Jedno spojrzenie od Idy i jej ręka stabilnie przepleciona przez jego ramię wystarczyły, aby zdołał o tym zapomnieć. Przecież miało być miło, przez jeden dzień mieli zostawić za sobą pracę i wojnę – nie mieli się martwić, nie mieli mieć głów zanurzonych w trosce. Nie chciał komukolwiek zaburzyć tego dnia i kiedy w końcu na jego usta wpełznął niewielki, ale ciepły jak rozpalony zimą kaflowy piec to wydziedziczony Selwyn poczuł, że nic nie stoi mu na przeszkodzie. Nie będzie trzymał Idy pod kloszem z własnych, samolubnych w chęci nadopiekuńczości pobudkach.
Dlatego nie zwracał uwagi na kilka zaciekawionych spojrzeń, które pomknęły w ich kierunku gdy tylko zbliżyli się do zbierającego się w okolicach ołtarza tłumów. Po Stonehenge zniknął całkiem skutecznie i dlatego większość obecnych na ślubie angielskich arystokratów widziało go po raz pierwszy od ponad pół roku. Nie spodziewał się z niczyjej strony nieprzyjemności i wrogości, lecz doskonale wiedział, że będą o nim plotkować przez kilka chwil. Nie tylko szlachta zresztą miała powód do zdziwienia: wielu Zakonników nie miało jeszcze okazji dowiedzieć się o partnerce Alexa i z pewnością czekało ich dziś klika podszytych humorem rozmów.
Odrzucając te myśli młody uzdrowiciel wraz z Idą podszedł do stołu, na którym złożyli mały drobiazg dla państwa młodych: drewniane pudełeczko, w którym znajdowała się mieszanka pięknie pachnących suszonych kwiatów, które rosły w Puddlemere w maju. Zrobili wraz z Idą bardzo staranne przygotowania i wypytali wszelkich magizielarzy o to, jakie płatki powinni umieścić w mieszance. Ich zapach miał nigdy nie zwietrzeć, przypominając o ciepłym majowym dniu, w którym Ria i Anthony złożyli przysięgę małżeńską. Następnie odeskortował swoją kobietę do miejsca, w którym były wciąż wolne krzesła; po drodze przywitał się z mijanymi znajomymi, przedstawiając pannę Lupin każdemu, kto do nich podszedł. Ostatecznie złapał też spojrzeniem Archibalda, który to już stał w przeznaczonym dla świadka miejscu. Chciał dziś porozmawiać z kuzynem – rzadko trafiała się ostatnimi czasy okazja do dyskusji o czymś innym niż obowiązki i gryzące im pięty kłopoty. Po tym, jak Ida zajęła krzesło usiadł i on, dyskretnie splatając ze sobą ich palce – a przynajmniej miał szczerą nadzieję, że ten gest pozostanie niezauważony wśród wszystkiego, co miało się dziś wydarzyć. Niedługo potem rozpoczęła się ceremonia: odgłos bębnów przerwał opowieść o niektórych szlacheckich obyczajach, o które podpytywała go Ida odkąd tylko zaczęli ze sobą znów rozmawiać po ich spektakularnej kłótni z początku kwietnia. Zaraz też zaśpiewały dudy, a Ria w śnieżnobiałej sukni pojawiła się naprzeciw ołtarza. Uśmiech tańczył na ustach Alexandra przez całą ceremonię, mimowolnie zastanawiając się, czy i jemu będzie kiedyś dane to, aby mógł pozwolić na poślubienie kobiety, którą kochał. Na krótką chwilę zerknął na zapatrzoną w młodą parę Idę, szybko odwracając wzrok i tylko delikatnie ściskając jej palce. Może jeżeli kiedyś przestanie tak okropnie obawiać się konsekwencji swoich działań... może kiedyś dorośnie na tyle, aby pożegnać tego potwora spod łóżka.
Czas jakby przyspieszył i Gwardzista sam nie wiedział kiedy zakończyło się wymienianie ślubów. Zewsząd rozległy się oklaski, zaproszeni goście zaczęli wstawać, ostatecznie formując kolejkę w celu złożenia życzeń. Także i Lex z Idą dołączyli do tego korowodu, jednak musieli chwilę postać i poczekać nim było im dane wymienić parę słów z nowożeńcami.
– Państwo Macmillan! – powiedział podniośle, lecz z szerokim uśmiechem na ustach. – Pozwólcie, że wpierw przedstawię: panna Ida Lupin – zaanonsował, pozwalając na wymienienie uprzejmości. – Życzymy, aby życie ukazało wam to, co ma najpiękniejszego do zaoferowania. Nie bójcie się walczyć o swoje szczęście, razem możecie zwojować nie tylko świat – powiedział, posyłając nowożeńcom znaczące spojrzenie. To, co z niego wyczytali miało pozostać już tylko dla ich wiedzy.
Ustąpili miejsca kolejnym gościom, oddalając się od ołtarza. Odnaleźli swoje miejsca przy stole, gdzie złapał ich skrzat. W rękach Farleya pojawiła się czapeczka z kameleonem, na co roześmiał się rozbawiony. Postawił ją jednak obok swojego talerza, nie czując się na razie na tyle odważnym, by założyć ją na głowę. Idę prędko złapała do rozmowy siedząca nieopodal Isabella, a Alexander skorzystał z okazji, by spróbować odnaleźć swojego rudego, starszego kuzyna. Przeprosił obie panny i ruszył ku miejscu, w którym ostatnio widział Prewetta z żoną. Na parkiecie wirowało już trochę par, ale wśród nich nie znalazł marchewkowej czupryny krewniaka. Coś innego zwróciło jednak jego uwagę: parę osób odwróciło głowy, wpatrując się w punkt gdzieś na lewo. Selwyn podążył za nimi wzrokiem, dostrzegając poszukiwanego przez niego czarodzieja, ale zamiast się rozchmurzyć ściągnął brwi. Nigdy nie widział, by Archibald był agresywny w stosunku do swojej żony, dlatego zaalarmowało go zachowanie kuzyna. Jasne, czasem się kłócili, ale młodszy uzdrowiciel znał Prewetta prawie że na wylot. Zdecydowanie nie wyglądało na to, żeby popchnięcie żony na drzewo miało cel inny niż wykonanie aktu przemocy. Farley byłby w stanie przyjąć to, że Prewett mógłby oprzeć i przytrzymać Lorraine przy drzewie aby nie pozwolić jej upaść w razie nagłego widzenia, ale zrobiłby to delikatnie. Dlatego bez chwili zawahania ruszył w kierunku małżeństwa, nie do końca chcąc wierzyć w to, co się działo. – Archibald? Lorraine? Coś się stało? – stając kilka kroków od drzewa zapytał zaniepokojony, po czym prędko odwrócił się przez ramię. Nie podobało mu się to, że wciąż byli obserwowani – to nie była sprawa innych osób. On sam czuł się odrobinę jak intruz, lecz Prewettowie pozostawali dla niego najbliższą rodziną i zwyczajnie się zaniepokoił. Nie dobył jednak różdżki, bo cokolwiek by się nie działo to był pewien, że to wszystko musi być po prostu nieporozumieniem. Zaraz wszystko wyjaśnią i będzie po sprawie. Kiedy jednak spojrzał znów na kuzyna dostrzegł, że ten trzymał Lorraine niezwykle mocno, a ta wyraźnie chciała pozbyć się jego dłoni. Prawa ręka Gwardzisty drgnęła machinalnie, odnajdując hikorowe drewno. – Archie... – co to ma być?
| tu rzuciłem na czapeczkę
Dlatego nie zwracał uwagi na kilka zaciekawionych spojrzeń, które pomknęły w ich kierunku gdy tylko zbliżyli się do zbierającego się w okolicach ołtarza tłumów. Po Stonehenge zniknął całkiem skutecznie i dlatego większość obecnych na ślubie angielskich arystokratów widziało go po raz pierwszy od ponad pół roku. Nie spodziewał się z niczyjej strony nieprzyjemności i wrogości, lecz doskonale wiedział, że będą o nim plotkować przez kilka chwil. Nie tylko szlachta zresztą miała powód do zdziwienia: wielu Zakonników nie miało jeszcze okazji dowiedzieć się o partnerce Alexa i z pewnością czekało ich dziś klika podszytych humorem rozmów.
Odrzucając te myśli młody uzdrowiciel wraz z Idą podszedł do stołu, na którym złożyli mały drobiazg dla państwa młodych: drewniane pudełeczko, w którym znajdowała się mieszanka pięknie pachnących suszonych kwiatów, które rosły w Puddlemere w maju. Zrobili wraz z Idą bardzo staranne przygotowania i wypytali wszelkich magizielarzy o to, jakie płatki powinni umieścić w mieszance. Ich zapach miał nigdy nie zwietrzeć, przypominając o ciepłym majowym dniu, w którym Ria i Anthony złożyli przysięgę małżeńską. Następnie odeskortował swoją kobietę do miejsca, w którym były wciąż wolne krzesła; po drodze przywitał się z mijanymi znajomymi, przedstawiając pannę Lupin każdemu, kto do nich podszedł. Ostatecznie złapał też spojrzeniem Archibalda, który to już stał w przeznaczonym dla świadka miejscu. Chciał dziś porozmawiać z kuzynem – rzadko trafiała się ostatnimi czasy okazja do dyskusji o czymś innym niż obowiązki i gryzące im pięty kłopoty. Po tym, jak Ida zajęła krzesło usiadł i on, dyskretnie splatając ze sobą ich palce – a przynajmniej miał szczerą nadzieję, że ten gest pozostanie niezauważony wśród wszystkiego, co miało się dziś wydarzyć. Niedługo potem rozpoczęła się ceremonia: odgłos bębnów przerwał opowieść o niektórych szlacheckich obyczajach, o które podpytywała go Ida odkąd tylko zaczęli ze sobą znów rozmawiać po ich spektakularnej kłótni z początku kwietnia. Zaraz też zaśpiewały dudy, a Ria w śnieżnobiałej sukni pojawiła się naprzeciw ołtarza. Uśmiech tańczył na ustach Alexandra przez całą ceremonię, mimowolnie zastanawiając się, czy i jemu będzie kiedyś dane to, aby mógł pozwolić na poślubienie kobiety, którą kochał. Na krótką chwilę zerknął na zapatrzoną w młodą parę Idę, szybko odwracając wzrok i tylko delikatnie ściskając jej palce. Może jeżeli kiedyś przestanie tak okropnie obawiać się konsekwencji swoich działań... może kiedyś dorośnie na tyle, aby pożegnać tego potwora spod łóżka.
Czas jakby przyspieszył i Gwardzista sam nie wiedział kiedy zakończyło się wymienianie ślubów. Zewsząd rozległy się oklaski, zaproszeni goście zaczęli wstawać, ostatecznie formując kolejkę w celu złożenia życzeń. Także i Lex z Idą dołączyli do tego korowodu, jednak musieli chwilę postać i poczekać nim było im dane wymienić parę słów z nowożeńcami.
– Państwo Macmillan! – powiedział podniośle, lecz z szerokim uśmiechem na ustach. – Pozwólcie, że wpierw przedstawię: panna Ida Lupin – zaanonsował, pozwalając na wymienienie uprzejmości. – Życzymy, aby życie ukazało wam to, co ma najpiękniejszego do zaoferowania. Nie bójcie się walczyć o swoje szczęście, razem możecie zwojować nie tylko świat – powiedział, posyłając nowożeńcom znaczące spojrzenie. To, co z niego wyczytali miało pozostać już tylko dla ich wiedzy.
Ustąpili miejsca kolejnym gościom, oddalając się od ołtarza. Odnaleźli swoje miejsca przy stole, gdzie złapał ich skrzat. W rękach Farleya pojawiła się czapeczka z kameleonem, na co roześmiał się rozbawiony. Postawił ją jednak obok swojego talerza, nie czując się na razie na tyle odważnym, by założyć ją na głowę. Idę prędko złapała do rozmowy siedząca nieopodal Isabella, a Alexander skorzystał z okazji, by spróbować odnaleźć swojego rudego, starszego kuzyna. Przeprosił obie panny i ruszył ku miejscu, w którym ostatnio widział Prewetta z żoną. Na parkiecie wirowało już trochę par, ale wśród nich nie znalazł marchewkowej czupryny krewniaka. Coś innego zwróciło jednak jego uwagę: parę osób odwróciło głowy, wpatrując się w punkt gdzieś na lewo. Selwyn podążył za nimi wzrokiem, dostrzegając poszukiwanego przez niego czarodzieja, ale zamiast się rozchmurzyć ściągnął brwi. Nigdy nie widział, by Archibald był agresywny w stosunku do swojej żony, dlatego zaalarmowało go zachowanie kuzyna. Jasne, czasem się kłócili, ale młodszy uzdrowiciel znał Prewetta prawie że na wylot. Zdecydowanie nie wyglądało na to, żeby popchnięcie żony na drzewo miało cel inny niż wykonanie aktu przemocy. Farley byłby w stanie przyjąć to, że Prewett mógłby oprzeć i przytrzymać Lorraine przy drzewie aby nie pozwolić jej upaść w razie nagłego widzenia, ale zrobiłby to delikatnie. Dlatego bez chwili zawahania ruszył w kierunku małżeństwa, nie do końca chcąc wierzyć w to, co się działo. – Archibald? Lorraine? Coś się stało? – stając kilka kroków od drzewa zapytał zaniepokojony, po czym prędko odwrócił się przez ramię. Nie podobało mu się to, że wciąż byli obserwowani – to nie była sprawa innych osób. On sam czuł się odrobinę jak intruz, lecz Prewettowie pozostawali dla niego najbliższą rodziną i zwyczajnie się zaniepokoił. Nie dobył jednak różdżki, bo cokolwiek by się nie działo to był pewien, że to wszystko musi być po prostu nieporozumieniem. Zaraz wszystko wyjaśnią i będzie po sprawie. Kiedy jednak spojrzał znów na kuzyna dostrzegł, że ten trzymał Lorraine niezwykle mocno, a ta wyraźnie chciała pozbyć się jego dłoni. Prawa ręka Gwardzisty drgnęła machinalnie, odnajdując hikorowe drewno. – Archie... – co to ma być?
| tu rzuciłem na czapeczkę
Zespół wciąż grał tę samą skoczną melodię, ale Archibald już nic nie słyszał poza syczącym głosem w swojej głowie. Przestał zwracać uwagę na czarodziejów, którzy dalej bawili się na parkiecie. Też byli temu winni, Archibald w to nie wątpił, ale najpierw musiał ukarać swoją żonę. To właśnie ona owinęła sobie tych mężczyzn wokół palca, to ona udawała kochaną żonę i matkę, podczas gdy tak naprawdę spiskowała za jego plecami. Nie mógł uwierzyć, że jego Lorraine byłaby zdolna do takich rzeczy, a jednak. Okazało się, że w ogóle jej nie znał. Tak naprawdę miała na sobie jedynie maskę osoby, z którą chciałby żyć, ale nigdy nią nie była. Całe szczęście, że wreszcie się opamiętał i odkrył prawdę. Nieważne, że stało się to na ślubie jego przyjaciela, na pewno mu to wybaczy. Przecież sam wiele lat temu odradzał mu ślub z Lorraine, on już wtedy ją przejrzał. A może chciał go tylko od niej odsunąć, żeby samemu się do niej zbliżyć? Teraz to nie było istotne, z resztą poradzi sobie później, na razie musiał skupić się na swojej żonie. Żaliła się, że boli, zgrywała niewiniątko. Archibald nie miał zamiaru się na to nabrać, już nie. - Nie udawaj, że nie wiesz o co mi chodzi - parsknął, przesuwając wiszącą na szyi imprezową czapeczkę z tyłu głowy. Małe biedronki, które wcześniej po niej biegały, schowały się gdzieś w środku. Patrzył jej prosto w oczy, chciał zauważyć w nich żal, ale widział tylko kolejne kłamstwa. To sięgało tak głęboko. Jak długo go zdradzała? Jak długo bawiła się jego kosztem? Zsunął dłoń na jej szyję, coraz mocniej zaciskając na niej palce. - Teraz to widzę, jesteś perfidną manipulantką - powtarzał słowa, które podpowiadał mu wewnętrzny głos. Nie mógł tego tak zostawić, przecież ta kobieta była zdolna do wszystkiego. Wcale nie była tą pogodną, dobrą, delikatną Lorraine, w której kiedyś się kochał, a pewną siebie, dwulicową kobietą, która była zdolna do wszystkiego. Czuł pod palcami jej miękką skórę i rytm coraz szybciej bijącego serca, ale zaciskał dłonie coraz mocniej i mocniej. Chciał zobaczyć w jej oczach strach, teraz ona miała cierpieć. - Niewdzięczną, niewierną, podłą - wyrzucał z siebie kolejne oskarżenia, kiedy usłyszał za plecami dobrze znany głos. - Nie wtrącaj się - warknął do kuzyna, nawet nie odwracając się w jego stronę. On tego nie zrozumie, na pewno wciąż jest omamiony rolą, którą Lorraine tak świetnie zagrała. Teraz nawet nie próbowała udawać. Archibald wyraźnie widział z jaką odrazą mu się przygląda, ale już niedługo, za chwilę będzie go błagać o wybaczenie, którego nigdy nie dostanie.
| W mechanice nie ma nic o duszeniu, ale na wszelki wypadek tutaj rzuciłam kością.
| W mechanice nie ma nic o duszeniu, ale na wszelki wypadek tutaj rzuciłam kością.
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
Nigdy nie mówiła, że byli idealnym małżeństwem. Zdarzały im się kłótnie. Czasami przez długi czas nie mogli dojść do porozumienia, a już w szczególności teraz, kiedy świat spowiła wojna i ich zdania często się różniły. Bez względu na wszystko nigdy nie sięgali do przemocy czy agresji. Po pierwsze nie takimi ludźmi byli, a po drugie jaki przykład dawaliby dzieciom, gdyby za dnia walczyli z agresją, a w nocy sami po nią sięgali. Zachowanie jej męża nie przypominało jej żadnego jego zachowania. Nie pamiętała by tak na nią patrzył, nie pamiętała by kiedykolwiek miał jej coś do zarzucenia. Zawsze starała się trwać przy jego boku, być lojalna względem jego przekonań nawet jeśli sama niekoniecznie się z tym zgadzała. Nie potrzebowała nikogo innego w swoim życiu, bo liczył się tylko on, ich dom i dzieci. A jednak co sprawiło, że Archie, jej spokojny Archie nagle wybuchł tak wielkim gniewem, że Lorraine doskonale wiedziała, że sama nie będzie w stanie go uspokoić. Nic dziwnego, że od razu w jej głowie pojawiła się myśl, że może naprawdę zrobiła coś złego. Może nie podobał mu się sposób w jaki tańczy? Może ubrała złą suknię na tę uroczystość? Choć milion niespokojnych myśli pojawiło jej się w głowie to nie była w stanie o nich głośno powiedzieć. To wszystko działo się zbyt szybko, że słowa sprzeciwu wydawały jej być całkowicie pozbawione sensu. Nikt nigdy czegoś podobnego o niej nie powiedział – nie potrafiła reagować na takie sytuacje. W szczególności nie teraz kiedy jej mówił jej to mąż. Osoba, która przez całe ich małżeństwo robiła wszystko by ją wspierać, która amortyzowała każdy jej upadek i ten duchowy i fizyczny.
Wiedziała, że ludzie na nich patrzą, ale ona nie mogła oderwać wzroku od palących oczu męża. Było w nich tyle odrazy, złości i pogardy, że czuła ból o wiele większy od tego, który jej właśnie zadawał. – Co w ciebie wstąpiło? – zapytała łamiącym się głosem zanim zacisnął dłoń na jej gardle. – Dlaczego tak mówisz? Porozmawiaj ze mną. Proszę. – nie wiedzieć czemu pomyślała, że to nie może być on. Żyli tak długo ze sobą, że potrafiłaby rozpoznać swojego męża. Od razu w jej głowie zaczęły pojawiać się myśli, że przecież istnieje tak wiele sposobności na to by ją oszukać. Nigdy nie powinno się wierzyć jedynie własnym oczom. Magia pozwalała im na cuda, a te często wykorzystywane były w niecny sposób.
Słysząc znajomy głos Alexa przeniosła spojrzenie w jego stronę. On również nie był w stanie uwierzyć w to co właśnie widzi. Nawet jeśli chciała teraz chronić Prewetta to nie miała sposobności. Ten na oczach wszystkich zgromadzonych zacisnął dłoń na jej gardle i bez większego oporu zaczął ją dusić. Lorraine jakby w odruchu sięgnęła do jego nadgarstka chcąc odciągnąć go od siebie, ale wiedziała, że nie będzie w stanie tego zrobić. Nawet różdżkę miała schowaną na tyle głęboko, że wyciągnięcie jej graniczyło z cudem. Łza spłynęła jej po policzku. Miała nadzieje, że Alex dojrzy w jej mężu obcego człowieka i jej pomoże. Ktoś musiał to zrobić.
Wiedziała, że ludzie na nich patrzą, ale ona nie mogła oderwać wzroku od palących oczu męża. Było w nich tyle odrazy, złości i pogardy, że czuła ból o wiele większy od tego, który jej właśnie zadawał. – Co w ciebie wstąpiło? – zapytała łamiącym się głosem zanim zacisnął dłoń na jej gardle. – Dlaczego tak mówisz? Porozmawiaj ze mną. Proszę. – nie wiedzieć czemu pomyślała, że to nie może być on. Żyli tak długo ze sobą, że potrafiłaby rozpoznać swojego męża. Od razu w jej głowie zaczęły pojawiać się myśli, że przecież istnieje tak wiele sposobności na to by ją oszukać. Nigdy nie powinno się wierzyć jedynie własnym oczom. Magia pozwalała im na cuda, a te często wykorzystywane były w niecny sposób.
Słysząc znajomy głos Alexa przeniosła spojrzenie w jego stronę. On również nie był w stanie uwierzyć w to co właśnie widzi. Nawet jeśli chciała teraz chronić Prewetta to nie miała sposobności. Ten na oczach wszystkich zgromadzonych zacisnął dłoń na jej gardle i bez większego oporu zaczął ją dusić. Lorraine jakby w odruchu sięgnęła do jego nadgarstka chcąc odciągnąć go od siebie, ale wiedziała, że nie będzie w stanie tego zrobić. Nawet różdżkę miała schowaną na tyle głęboko, że wyciągnięcie jej graniczyło z cudem. Łza spłynęła jej po policzku. Miała nadzieje, że Alex dojrzy w jej mężu obcego człowieka i jej pomoże. Ktoś musiał to zrobić.
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Choć późniejsze zachowanie Archibalda nie wzbudziło w nikim więcej szczególnych podejrzeń, Alexander dołączył do odseparowanej od reszty gości dwójki pod drzewem. Wszyscy inni zajęli się sobą, zabawą, tańcem, muzyką i niekończącymi się pokładami alkoholu. W dramacie rozgrywającym się nieopodal uczestniczyła para arystokratów i jeden zdrajca.
Lorraine była słabsza od swojego męża, który zacisnął palce wokół jej szyi i zaczął ją dusić. Kciuki zgniatały krtań, co sprawiało kobiecie ból i utrudniało dopływ powietrza do płuc. Jej skóra na twarzy zaczęła powoli robić się czerwona.
Głos w głowie Archibalda nie odpuszczał. Widzisz, szeptał, coś w Ciebie wstąpiło. To twoja wina. To ty spowodowałeś, że musiała oglądać się za innymi. To ty spowodowałeś, że zaczęła szukać innych rozwiązań. Wiedziałeś, że zacznie cię obwiniać, a będzie coraz gorzej. Spójrz tylko, jak na niego patrzy. Nie na ciebie, na niego. Jak na nadzieję. Pewnie ma nadzieję, że jej pomoże. Zostanie bohaterem, ty będziesz potworem. Nieźle to sobie wymyśliła, prawda? Kto raz został zdrajcą, będzie nim już zawsze. Wiesz to przecież. Myślisz, że ciebie nie zdradził? I nie zrobi tego w przyszłości? Nie mógłby być wobec ciebie lojalny. Jest lojalny tylko wobec własnych przekonań i pragnień. A może pragnął jej? Myślisz, że nie namówiłby jej do zdradzenia rodziny? Porzucenia nazwiska? Mógłby jej nawet rozkazać, jest gwardzistą. Mógłby zasłonić się Zakonem Feniksa, a ona musiałaby zrobić to, co chce. Dla dobra wszystkich. Tyle z tego będziesz mieć. Upokorzenie, ból, zszargane nazwisko i dobrą reputację. Rozbitą rodzinę. I wszystko przez nią, jeśli jej na to pozwolisz. I przez niego. Nie lubisz trójkątów. A on się wtrąca, zamiast dać ci możliwość porozmawiania z własną żoną. Chyba nie pozwolić mu na to? To ty jesteś nestorem. Ty jesteś mężem, ojcem. Nie od dziś. Doskonale wiesz co robić, nie może ci jakiś młokos włazić z buciorami w życie. I kraść żonę. Pozbądź się go. I ukarz ją.
| Archibald, Lorraine, na odpis macie 48h.
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Lorraine była słabsza od swojego męża, który zacisnął palce wokół jej szyi i zaczął ją dusić. Kciuki zgniatały krtań, co sprawiało kobiecie ból i utrudniało dopływ powietrza do płuc. Jej skóra na twarzy zaczęła powoli robić się czerwona.
Głos w głowie Archibalda nie odpuszczał. Widzisz, szeptał, coś w Ciebie wstąpiło. To twoja wina. To ty spowodowałeś, że musiała oglądać się za innymi. To ty spowodowałeś, że zaczęła szukać innych rozwiązań. Wiedziałeś, że zacznie cię obwiniać, a będzie coraz gorzej. Spójrz tylko, jak na niego patrzy. Nie na ciebie, na niego. Jak na nadzieję. Pewnie ma nadzieję, że jej pomoże. Zostanie bohaterem, ty będziesz potworem. Nieźle to sobie wymyśliła, prawda? Kto raz został zdrajcą, będzie nim już zawsze. Wiesz to przecież. Myślisz, że ciebie nie zdradził? I nie zrobi tego w przyszłości? Nie mógłby być wobec ciebie lojalny. Jest lojalny tylko wobec własnych przekonań i pragnień. A może pragnął jej? Myślisz, że nie namówiłby jej do zdradzenia rodziny? Porzucenia nazwiska? Mógłby jej nawet rozkazać, jest gwardzistą. Mógłby zasłonić się Zakonem Feniksa, a ona musiałaby zrobić to, co chce. Dla dobra wszystkich. Tyle z tego będziesz mieć. Upokorzenie, ból, zszargane nazwisko i dobrą reputację. Rozbitą rodzinę. I wszystko przez nią, jeśli jej na to pozwolisz. I przez niego. Nie lubisz trójkątów. A on się wtrąca, zamiast dać ci możliwość porozmawiania z własną żoną. Chyba nie pozwolić mu na to? To ty jesteś nestorem. Ty jesteś mężem, ojcem. Nie od dziś. Doskonale wiesz co robić, nie może ci jakiś młokos włazić z buciorami w życie. I kraść żonę. Pozbądź się go. I ukarz ją.
| Archibald, Lorraine, na odpis macie 48h.
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Archibald nie ustępował. Powoli zaciskał dłonie na szyi żony, z satysfakcją patrząc jak cierpi. Zasługiwała na karę po tym wszystkim co zrobiła. Jeżeli tak jej było źle w ich małżeństwie, niech teraz patrzy jak to mogło wyglądać naprawdę. Mógł być złym mężem jeżeli i tak za takiego go uważała.
A może faktycznie to on zawinił? Przez jego twarz przebiegł cień wątpliwości, na chwilę poluźnił uścisk. Przecież to była jego Lorraine, nie mógł wyrządzać jej krzywdy. Przeżyli ze sobą już tak wiele złego, z tej sytuacji też musiało być jakieś wyjście. Zawahanie trwało tylko chwilę, kolejne pytanie Lorraine sprawiło, że znowu poczuł jak narasta w nim złość. - We mnie? - Powtórzył z niedowierzaniem. To niesamowite, że wciąż ciągnęła tę farsę, skoro przejrzał jej zamiary. Uważała go za idiotę, który dalej będzie potulnie podążał za wszystkim co powie, ale te czasy już się skończyły. Teraz widział prawdziwą twarz Lorraine, teraz widział w niej przebiegłą manipulantkę, która tylko próbowała odgrywać bezbronną ofiarę. - Już nie mamy o czym rozmawiać. Wszystko wiem - wycedził, zaciskając palce jeszcze mocniej. Chciał w ten sposób się wyżyć, a ją ukarać, nie myślał racjonalnie. Do tego wszystkiego musiał pojawić się Alex, wtrącić się w nieswoje sprawy jak zwykle próbując zbawić cały świat. - Teraz będziesz go prosić o pomoc, co? Zrobisz ze mnie tego złego - powiedział cicho, zerkając co jakiś czas na kuzyna. Może on też maczał w tym wszystkim palce? Przecież jest nieprzewidywalny, podejmuje decyzje pod wpływem emocji. Jest młody, ale ważny w Zakonie, pewnie woda sodowa mu uderzyła do głowy. Nagadał jej głupstw. Tak, to wszystko przez niego, to on zniszczył jego małżeństwo. Puścił Lorraine, żeby energicznie zamachnąć się na kuzyna. Bez wyjaśnień, te już nie były potrzebne, żadne słowa nie zmienią obecnej sytuacji. Nie rzucał zaklęć, chciał własnoręcznie wyrządzić mu krzywdę, wyżyć się za to całe zło, które dzisiaj go spotkało, w dodatku na ślubie przyjaciela.
| Próbuję uderzyć Alexa wyważonym ciosem w nos
A może faktycznie to on zawinił? Przez jego twarz przebiegł cień wątpliwości, na chwilę poluźnił uścisk. Przecież to była jego Lorraine, nie mógł wyrządzać jej krzywdy. Przeżyli ze sobą już tak wiele złego, z tej sytuacji też musiało być jakieś wyjście. Zawahanie trwało tylko chwilę, kolejne pytanie Lorraine sprawiło, że znowu poczuł jak narasta w nim złość. - We mnie? - Powtórzył z niedowierzaniem. To niesamowite, że wciąż ciągnęła tę farsę, skoro przejrzał jej zamiary. Uważała go za idiotę, który dalej będzie potulnie podążał za wszystkim co powie, ale te czasy już się skończyły. Teraz widział prawdziwą twarz Lorraine, teraz widział w niej przebiegłą manipulantkę, która tylko próbowała odgrywać bezbronną ofiarę. - Już nie mamy o czym rozmawiać. Wszystko wiem - wycedził, zaciskając palce jeszcze mocniej. Chciał w ten sposób się wyżyć, a ją ukarać, nie myślał racjonalnie. Do tego wszystkiego musiał pojawić się Alex, wtrącić się w nieswoje sprawy jak zwykle próbując zbawić cały świat. - Teraz będziesz go prosić o pomoc, co? Zrobisz ze mnie tego złego - powiedział cicho, zerkając co jakiś czas na kuzyna. Może on też maczał w tym wszystkim palce? Przecież jest nieprzewidywalny, podejmuje decyzje pod wpływem emocji. Jest młody, ale ważny w Zakonie, pewnie woda sodowa mu uderzyła do głowy. Nagadał jej głupstw. Tak, to wszystko przez niego, to on zniszczył jego małżeństwo. Puścił Lorraine, żeby energicznie zamachnąć się na kuzyna. Bez wyjaśnień, te już nie były potrzebne, żadne słowa nie zmienią obecnej sytuacji. Nie rzucał zaklęć, chciał własnoręcznie wyrządzić mu krzywdę, wyżyć się za to całe zło, które dzisiaj go spotkało, w dodatku na ślubie przyjaciela.
| Próbuję uderzyć Alexa wyważonym ciosem w nos
Don't pay attention to the world ending. It has ended many times
and began again in the morning
and began again in the morning
The member 'Archibald Prewett' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 21
'k100' : 21
Palce musnęły hikorowe drewno, oczy zaś przeniosły się z rudej głowy kuzyna na Lorraine. Alexander nie rozumiał, całkowicie nie pojmował, czego tak właściwie stał się świadkiem. Zapomniał o tańczących za nim ludziach, o weselnej zabawie, która żyła własnym życiem jakby w innej rzeczywistości, zamknięta w ramach obrazu i uwieczniona na płótnie jak nie do końca wyostrzony sen.
Samotna łza przemknęła przez policzek Lorraine, opuszczając oczy przepełnione strachem i zaskoczeniem identycznym z tym, które odczuwał właśnie Selwyn i które łatwo dało się wyczytać z jego twarzy. Przez moment nie wiedział co ma zrobić, wmurowało go w miejscu, zaś jego mózg zaprotestował. Przez parę sekund wyglądał jak pomnik jednego z nieszczęśników, których swoim spojrzeniem uwięziła Meduza; jak pomnik bezbrzeżnego zdziwienia w ostatnich chwilach życia. Bez wątpienia bowiem coś właśnie się kończyło: niepodważalna właściwie niczym wiara w intencje i całą osobę Archibalda. Ze stuporu wyrwały go dopiero pełne nienawiści i gniewu słowa Archibalda. Realność całej sytuacji ostatecznie wsiąkła: niezaprzeczalnym stało się, że Prewett usiłował udusić swoją żonę. Nic Farleyowi nie było do wtrącania się w prywatne sprawy Prewettów kiedy te miały miejsce za zamkniętymi drzwiami Weymouth. Nigdy jednak nie pojawiły się żadne objawy tego, że coś było nie tak. Alexander też do tej pory nie sądził, że z reguły groźny niczym motyl Archibald był zwolennikiem krótkiego trzymania swojej kobiety przy pomocy pięści. Po prostu nie – przemoc pasowała do metod jego kuzyna jak jakiś bardzo nieudolny żart. Nie zapowiadało się jednak na to, że Prewett zamierzał puścić Lorraine, dlatego Alexander zdecydował się ściągnąć gniew kuzyna na siebie.
– Archibald, puść ją – ton Gwardzisty był ostry, a jego słowom towarzyszył świst wyciąganej z przypasanego pokrowca różdżki. – Krzywdzisz Lorraine, to sprawia jej ból. Od kiedy zamiast pomagać ludziom zdecydowałeś się ich dusić? Nagła zmiana stron? Może sympatyzujesz teraz z Rycerzami Walpurgii, ty ryży zdrajco? – Alexander wyrzucił z siebie, ostatnie określenie wygrzebując z tej części mózgu, która posiadała informacje niewiadomego pochodzenia. Słowa jednak wpadły mu do głowy gdy tylko zastanowił się nad jakąkolwiek obelgą, którą mógłby posłać w kierunku kuzyna.
Niedługo musiał czekać na reakcję, ale nawet mknąca w kierunku jego nosa pięść rudego lorda nie była w stanie wytrącić Alexandra z raz obranego kursu. Prewetta należało spacyfikować.
– Petrificus Totalus! – wymówił bez zawahania, postępując krok do tyłu i celując prosto w kuzyna.
Samotna łza przemknęła przez policzek Lorraine, opuszczając oczy przepełnione strachem i zaskoczeniem identycznym z tym, które odczuwał właśnie Selwyn i które łatwo dało się wyczytać z jego twarzy. Przez moment nie wiedział co ma zrobić, wmurowało go w miejscu, zaś jego mózg zaprotestował. Przez parę sekund wyglądał jak pomnik jednego z nieszczęśników, których swoim spojrzeniem uwięziła Meduza; jak pomnik bezbrzeżnego zdziwienia w ostatnich chwilach życia. Bez wątpienia bowiem coś właśnie się kończyło: niepodważalna właściwie niczym wiara w intencje i całą osobę Archibalda. Ze stuporu wyrwały go dopiero pełne nienawiści i gniewu słowa Archibalda. Realność całej sytuacji ostatecznie wsiąkła: niezaprzeczalnym stało się, że Prewett usiłował udusić swoją żonę. Nic Farleyowi nie było do wtrącania się w prywatne sprawy Prewettów kiedy te miały miejsce za zamkniętymi drzwiami Weymouth. Nigdy jednak nie pojawiły się żadne objawy tego, że coś było nie tak. Alexander też do tej pory nie sądził, że z reguły groźny niczym motyl Archibald był zwolennikiem krótkiego trzymania swojej kobiety przy pomocy pięści. Po prostu nie – przemoc pasowała do metod jego kuzyna jak jakiś bardzo nieudolny żart. Nie zapowiadało się jednak na to, że Prewett zamierzał puścić Lorraine, dlatego Alexander zdecydował się ściągnąć gniew kuzyna na siebie.
– Archibald, puść ją – ton Gwardzisty był ostry, a jego słowom towarzyszył świst wyciąganej z przypasanego pokrowca różdżki. – Krzywdzisz Lorraine, to sprawia jej ból. Od kiedy zamiast pomagać ludziom zdecydowałeś się ich dusić? Nagła zmiana stron? Może sympatyzujesz teraz z Rycerzami Walpurgii, ty ryży zdrajco? – Alexander wyrzucił z siebie, ostatnie określenie wygrzebując z tej części mózgu, która posiadała informacje niewiadomego pochodzenia. Słowa jednak wpadły mu do głowy gdy tylko zastanowił się nad jakąkolwiek obelgą, którą mógłby posłać w kierunku kuzyna.
Niedługo musiał czekać na reakcję, ale nawet mknąca w kierunku jego nosa pięść rudego lorda nie była w stanie wytrącić Alexandra z raz obranego kursu. Prewetta należało spacyfikować.
– Petrificus Totalus! – wymówił bez zawahania, postępując krok do tyłu i celując prosto w kuzyna.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 67
'k100' : 67
To wszystko przypominało jej jakiś niewyobrażalny sen. Mało tego – koszmar. Nie spodziewała się nigdy zobaczyć swojego męża w takim wydaniu. To po prostu do niego nie pasowało. Przez te wszystkie lata nigdy nie podniósł na nią ręki, nie podejrzewałaby, żeby chociaż o tym pomyślał. To zwyczajnie nie pasowało do jego natury. I choć w głowie zaczęły pojawiać się myśli, że może zwyczajnie idealizowała mężczyznę, z którym dzieliła życie. Coś jej jednak nie pasowało. Jeszcze przed wyjściem z posiadłości wszystko było w najlepszym porządku. Choć jej mąż był poddenerwowany pełnioną na ślubie rolą to był to coś całkowicie normalnego. Nawet wyciągając go na parkiet nie sądziła, że tak wiele negatywnych myśli przepełnia jego głowę. Była jednak jedna rzecz, która nie dawała jej spokoju. Prewett był nestorem. Publicznie starali się wypadać jak najlepiej by nie dawać powodu do plotek ludziom, którzy tylko na nie czekają. Jeśli miałby do niej jakieś uwagi, jeśli byłby na nią za coś zły to zwyczajnie by jej o tym powiedział. Na pewno nie czekałby z tym do pierwszego weselnego tańca. To stało się nagle.
Wszystko wskazywało na to, że Archibald był głuchy na wszelkie prośby i apele. Nie rozumiał, że to jak się zachowuje jest po prostu irracjonalne i złe. Okrutne dla niej i dla ich przyjaciół, którzy przecież dzisiaj brali ślub. Dodatkowo jego zachowanie w stosunku do Alexa także nie było naturalne. Nigdy, naprawdę nigdy, nie widziała go tak rozwścieczonego, a przecież tak wiele złych rzeczy ich już spotkało. Jego słowa bolały tak samo jak ciężar dłoni zaciskający się na jej szyi. Kto by pomyślał, że właśnie ona stanie się ofiarą przemocy? I nie chodziło o różdżkę wymierzoną w jej stronę przez wroga. To był jej mąż pragnący zrobić jej krzywdę. Ukarać ją za coś czego nigdy nie zrobiła.
Kiedy Archie na chwile przeniósł uwagę na Alexa, blondynka zgięła się w pół łapiąc od nowa oddech. Czuła jak krew odpływa z jej twarzy. – Nie wiem co się stało – wyszeptała chrapliwym głosem. – Nic złego nie zrobiłam. Nie wiem co się stało. – powtórzyła wciąż mając w głowie myśl, że to nie był jej mąż. – To nie Archie – dodała prostując się w tym samym momencie, w którym Farley posłał w stronę jej męża zaklęcie. Pierwszy raz miała nadzieje, że się przed tym nie obroni. Musieli dowiedzieć się co tak naprawdę się wydarzyło. Lorraine była wdzięczna Selwynowi, że się zjawił. Merlin jeden wie co by się stało, gdyby została z Prewettem sam na sam.
Blondynka trzęsącymi się dłońmi wyciągnęła różdżkę tak by mieć ją w pogotowiu, gdyby mężczyzna jeszcze raz próbował ją zaatakować. Już by mu na to nie pozwoliła. Miłość nie daje przyzwolenia na takie zachowanie. Szlachcianka odetchnęła głęboko i oparła głowę o drzewo. Chciała się obudzić.
Wszystko wskazywało na to, że Archibald był głuchy na wszelkie prośby i apele. Nie rozumiał, że to jak się zachowuje jest po prostu irracjonalne i złe. Okrutne dla niej i dla ich przyjaciół, którzy przecież dzisiaj brali ślub. Dodatkowo jego zachowanie w stosunku do Alexa także nie było naturalne. Nigdy, naprawdę nigdy, nie widziała go tak rozwścieczonego, a przecież tak wiele złych rzeczy ich już spotkało. Jego słowa bolały tak samo jak ciężar dłoni zaciskający się na jej szyi. Kto by pomyślał, że właśnie ona stanie się ofiarą przemocy? I nie chodziło o różdżkę wymierzoną w jej stronę przez wroga. To był jej mąż pragnący zrobić jej krzywdę. Ukarać ją za coś czego nigdy nie zrobiła.
Kiedy Archie na chwile przeniósł uwagę na Alexa, blondynka zgięła się w pół łapiąc od nowa oddech. Czuła jak krew odpływa z jej twarzy. – Nie wiem co się stało – wyszeptała chrapliwym głosem. – Nic złego nie zrobiłam. Nie wiem co się stało. – powtórzyła wciąż mając w głowie myśl, że to nie był jej mąż. – To nie Archie – dodała prostując się w tym samym momencie, w którym Farley posłał w stronę jej męża zaklęcie. Pierwszy raz miała nadzieje, że się przed tym nie obroni. Musieli dowiedzieć się co tak naprawdę się wydarzyło. Lorraine była wdzięczna Selwynowi, że się zjawił. Merlin jeden wie co by się stało, gdyby została z Prewettem sam na sam.
Blondynka trzęsącymi się dłońmi wyciągnęła różdżkę tak by mieć ją w pogotowiu, gdyby mężczyzna jeszcze raz próbował ją zaatakować. Już by mu na to nie pozwoliła. Miłość nie daje przyzwolenia na takie zachowanie. Szlachcianka odetchnęła głęboko i oparła głowę o drzewo. Chciała się obudzić.
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Po złożeniu życzeń, przejęty i zarumieniony Steffen wysunął w kierunku Isabelli białą różę, którą otrzymał na uroczystości od skrzata. Co za zbieg okoliczności, że dostał kwiat, kojarzący mu się akurat z nią! A może to magia, magia miłości?!
-To dla Ciebie! - zaproponował, uradowany. -O ile pasuje Ci do sukni... - dodał nieco mniej pewnie, bo etykieta dawania sobie kwiatów na weselach była mu całkowicie obca.
Rozpromieniony (niezależnie od losu kwiatu), odszedł zlady Selwyn partnerką od pary młodej, a w głowie kotłowało mu się milion myśli i planów. Ośmielony mądrym listem od Keata, zamierzał poczekać z pewnymi wyznaniami na rzucanie bukietem, ale nie spędzi przecież tego czasu niekonstruktywnie. Naczytał się tyle "Czarownicy", że wiedział, że mądry mężczyzna musi przede wszystkim zbudować nastrój aby zasłużyć na uwagę damy swojego serca, więc pozostawało mu maksymalne wykorzystanie czasu zabawy. Na całe szczęście, nastrój był już zbudowany przez organizatorów i nic, ale to nic, nie mogło go zepsuć, więc pozostało tylko korzystać! Zaaferowany, zastanawiał się, czy najpierw zaprosić Bellę na parkiet, czy też upewnić się, że nie jest głodna albo spragniona (sam chętnie by coś zjadł, albo wszamał jakiś deser, ale dostosuje się).
A może jednak taniec!
-Isabello, czy... - zaczął, kierując wzrok najpierw na nią, a potem na parkiet, ale nagle jego uwagę przykuło pewne zbiegowisko przy drzewach.
-Czy ty to widzi... - wydusił, ale głos zamarł mu w gardle. Nic nie mogło zepsuć tego dnia i tego nastroju, nic! A szanowny kuzyn Isabelli, kłócący się z ryżym gościem (czy to... och, Steff poznawał rudego ze spotkania Zakonu!) to prosta droga do zepsucia jej wesela.
-Czy poczekasz na mnie przy bufecie? Tylko coś... bo oni... przepraszam, zaraz wracam! - pisnął błagalnie, miotając się między potrzebą trzymania Isabelli z daleka od całego zamieszania, a potrzebą upewnienia się, co to za zamieszanie. Może nie ma się czym martwić...?! Z bijącym sercem, ruszył w stronę zbiegowiska, ale z każdym krokiem jego niepokój narastał...
podchodzę do Alexa, Lorraine i Archiego i rzucam nawścibstwo spostrzegawczość
-To dla Ciebie! - zaproponował, uradowany. -O ile pasuje Ci do sukni... - dodał nieco mniej pewnie, bo etykieta dawania sobie kwiatów na weselach była mu całkowicie obca.
Rozpromieniony (niezależnie od losu kwiatu), odszedł z
A może jednak taniec!
-Isabello, czy... - zaczął, kierując wzrok najpierw na nią, a potem na parkiet, ale nagle jego uwagę przykuło pewne zbiegowisko przy drzewach.
-Czy ty to widzi... - wydusił, ale głos zamarł mu w gardle. Nic nie mogło zepsuć tego dnia i tego nastroju, nic! A szanowny kuzyn Isabelli, kłócący się z ryżym gościem (czy to... och, Steff poznawał rudego ze spotkania Zakonu!) to prosta droga do zepsucia jej wesela.
-Czy poczekasz na mnie przy bufecie? Tylko coś... bo oni... przepraszam, zaraz wracam! - pisnął błagalnie, miotając się między potrzebą trzymania Isabelli z daleka od całego zamieszania, a potrzebą upewnienia się, co to za zamieszanie. Może nie ma się czym martwić...?! Z bijącym sercem, ruszył w stronę zbiegowiska, ale z każdym krokiem jego niepokój narastał...
podchodzę do Alexa, Lorraine i Archiego i rzucam na
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Steffen Cattermole' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 1
'k100' : 1
Nazwał cię ryżym zdrajcą. On. Widzisz? Teraz widzisz, po której stoi stronie? Co próbuje robić? Głosy w głowie Archibalda nie ustawały — wciąż słyszał podszepty we własnej głowie. Zaatakuje cię, a jeśli czegoś nie zrobisz poniesiesz sromotną porażkę. Ty. Wielki nestor, znakomity czarodziej. I to tuż po tym, jak ten parszywiec wtrącił się w kłótnie z TWOJĄ żoną. Nie bądź łamagą, pokaż dzieciakowi, że nie dasz się zastraszyć byle gówniarzowi. Kim on jest, by cię tak traktować?
Archibald nie zawahał się ani na chwilę, zamachnął się łagodnie w kierunku kuzyna. Ten w tej samej chwili skierował ku niemu różdżkę, którą trzymał już w dłoni. Do Prewetta pomknęło błyskawicznie bardzo silne zaklęcie paraliżujące.
Błysk zaklęcia spowodował, że kilka osób odwróciło uwagę od parkietu i zerknęło w kierunku drzewa. Lorraine została wyswobodzona z morderczego uścisku męża.
W tym samym czasie biegnący w stronę awantury Steffen nie zauważył, że sznurówki w jego butach się rozwiązały. Młody mężczyzna wywinął wyjątkowo widowiskowego hipogryfa, po czym upadł w trawę, kawałek od mającej miejsce wciąż awantury. Miękka ziemia zamortyzowała jego lot, dzięki czemu jedyne, co ucierpiało to męska duma, jeżeli wybranka jego serca nie zdołała jeszcze odwrócić od niego wzroku. Lecz nim poniósł się z ziemi zauważył, jak mała, wielobarwna jaszczurka przycupnęła na jego dłoni. Steffen mógł podejrzewać, że gadzina była potwornie szybka, a jej pyszczek skierował się ku mankietowi mężczyzny z wyraźnym zamiarem wślizgnięcia pod ubranie. Przez chwilę patrzyła czarodziejowi głęboko w oczy, aż w końcu pędem ruszyła do rękawa.
| Archibald, Lorraine (i wszyscy biorący udział w tej zabawie) na odpis macie 48h.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Steffen, ST strącenia jaszczurki z dłoni wynosi 50, złapania jej za ogon 70. Do rzutu należy doliczyć podwojoną statystykę zwinności.
Mapka pojawi się w kolejnym poście MG.
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Archibald nie zawahał się ani na chwilę, zamachnął się łagodnie w kierunku kuzyna. Ten w tej samej chwili skierował ku niemu różdżkę, którą trzymał już w dłoni. Do Prewetta pomknęło błyskawicznie bardzo silne zaklęcie paraliżujące.
Błysk zaklęcia spowodował, że kilka osób odwróciło uwagę od parkietu i zerknęło w kierunku drzewa. Lorraine została wyswobodzona z morderczego uścisku męża.
W tym samym czasie biegnący w stronę awantury Steffen nie zauważył, że sznurówki w jego butach się rozwiązały. Młody mężczyzna wywinął wyjątkowo widowiskowego hipogryfa, po czym upadł w trawę, kawałek od mającej miejsce wciąż awantury. Miękka ziemia zamortyzowała jego lot, dzięki czemu jedyne, co ucierpiało to męska duma, jeżeli wybranka jego serca nie zdołała jeszcze odwrócić od niego wzroku. Lecz nim poniósł się z ziemi zauważył, jak mała, wielobarwna jaszczurka przycupnęła na jego dłoni. Steffen mógł podejrzewać, że gadzina była potwornie szybka, a jej pyszczek skierował się ku mankietowi mężczyzny z wyraźnym zamiarem wślizgnięcia pod ubranie. Przez chwilę patrzyła czarodziejowi głęboko w oczy, aż w końcu pędem ruszyła do rękawa.
| Archibald, Lorraine (i wszyscy biorący udział w tej zabawie) na odpis macie 48h.
Nie obowiązuje żadna kolejka, piszecie w dowolnej kolejności. Należy przyjąć, że wszystkie wasze ruchy dzieją się w tym samym czasie - reagujecie wyłącznie na zaklęcia, ruchy i zdarzenia ujęte w tym poście mistrza gry, nie na zdarzenia dziejące się podczas tej tury i nie na zaklęcia, które dopiero zostaną rzucone.
Zasady eksperymentalne: Za każdym razem, gdy w opisie zaklęcia (np. przy określeniu zadawanych obrażeń) pojawia się statystyka (U, OPCM, T, L, CM, E), nie liczymy całej statystyki postaci a jedną dodatkową kość k10 za każde rozpoczęte 5 punktów w danej statystyce.
Steffen, ST strącenia jaszczurki z dłoni wynosi 50, złapania jej za ogon 70. Do rzutu należy doliczyć podwojoną statystykę zwinności.
Mapka pojawi się w kolejnym poście MG.
Archibald: 158/208; kara: -10
-50 (psychiczne).
Lorraine: 208/213;
-5 (podduszenie)
Alexander podejrzewał, że na tym weselu będzie jakaś scena – w końcu Macmillanowie nie uchodzili w skorowidzu za najspokojniejszy z rodów – lecz raczej nie zgadłby, że sam stanie się jej częścią i to na bardzo wczesnym etapie rozwoju wydarzeń. Nagła zmiana zachowania Archibalda niezmiernie martwiła młodego uzdrowiciela: niezbyt dobrym objawem była całkowita zmiana temperamentu i usposobienia. I chociaż nie mógł odmówić kuzynowi okazjonalnych wybuchów, bo płynęła w nim w końcu krew w gorącej wodzie kąpanych Selwynów, tak to czego właśnie stał się świadkiem wydziedziczony arystokrata przekraczało wszelkie granice. Niewyraźne urywki słów Lorraine docierały do Farleya jak zza grubej tafli szkła; stan Prewetta obudził w Gwardziście ogromne wątpliwości, a w głowie już otwierał się katalog skrzętnie zgłębianych latami chorób psychicznych. Czy było możliwym, aby nie zauważył dojrzewającego w Archibaldzie szaleństwa? Czyżby miało być za późno? Czy na zawsze miał pożegnać się z Archem, którego pamiętał? I dlaczego, na płonący stos Wendeliny dlaczego akurat teraz nastąpił tak gwałtowny atak i wyrzut agresji względem otoczenia? Czy to nawarstwiające się stres i obowiązki związane ze zmianami w życiu Archibalda miały doprowadzić do tego, że postradał zmysły? Alexander nie chciał myśleć o tym, że jego kuzyn miałby resztę życia spędzić na przyjmowaniu ściśle kontrolowanych dawek eliksirów, w zamkniętym pokoju gdzieś z dala od jego żony, dzieci i przyjaciół, dla których od teraz miałby być tylko zagrożeniem, cieniem i wspomnieniem uśmiechniętego i pomocnego czarodzieja, który był w stanie poruszyć niebem i ziemią, aby pomóc tym, którzy tego potrzebowali. Nie chciał, jednak wiedział, że musiał się z taką wizją pogodzić.
Ne robił sobie nic z tego, że Prewett miał zamiar go uderzyć. Przestał też zwracać uwagę na ludzi, których zostawił za plecami, a którzy teraz zapewne wcielali się w rolę gapiów.
– Regressio! – Alexander nie zwlekał z kolejną inkantacją wymierzoną w Archibalda. Jeżeli prędko upora się z kuzynem będzie mógł sprawdzić stan ciężko opierającej się o drzewo Lorraine. Wątpił, żeby jej mąż zdążył wyrządzić jakieś permanentne szkody, ale podduszenia nigdy nie należało lekceważyć. Priorytetem w tej chwili było jednak zneutralizowanie zagrożenia jakie stwarzał rudy magomedyk, a dopiero później leczenie urazów.
Ne robił sobie nic z tego, że Prewett miał zamiar go uderzyć. Przestał też zwracać uwagę na ludzi, których zostawił za plecami, a którzy teraz zapewne wcielali się w rolę gapiów.
– Regressio! – Alexander nie zwlekał z kolejną inkantacją wymierzoną w Archibalda. Jeżeli prędko upora się z kuzynem będzie mógł sprawdzić stan ciężko opierającej się o drzewo Lorraine. Wątpił, żeby jej mąż zdążył wyrządzić jakieś permanentne szkody, ale podduszenia nigdy nie należało lekceważyć. Priorytetem w tej chwili było jednak zneutralizowanie zagrożenia jakie stwarzał rudy magomedyk, a dopiero później leczenie urazów.
The member 'Alexander Farley' has done the following action : Rzut kością
'k100' : 29
'k100' : 29
Zrozumiale zestresowany Steffen (szlacheckie wesele z eks-szlachetną dziewczyną, to znaczy eks-szlachetną i oby nigdy-nie-eks-dziewczyną, było o wiele bardziej stresujące od okradania statku lub rozkojarzania smoka w Gringottcie!) nawet nie zauważył, gdy przydepnął sobie sznurówkę. Skupiony wzrok miał utkwiony w trójce pod drzewem, usiłując zinterpretować ich podejrzane zachowanie, aż...
...przewrócił się spektakularnie, momentalnie przypominając sobie, czemu starał się unikać biegania w ludzkiej postaci. Przy jego poziomie intelektualnym, nie dorównującym niestety formie fizycznej, transmutacja w szczura była o wiele prostsza niż biegi na śliskiej trawie! A szczury mają lepszą przyczepność i trudniej się im poślizgnąć. Miał lekcję na przyszłość, ale tak poza tym to na pewno wina tego kiltu, czyli właściwie Keata.
-Łaa! - rozpędzony, nie zdołał powstrzymać krzyku przy zderzeniu z zaskakująco miękką trawką. Podniósł się na klęczki, dogłębnie zawstydzony. Aż chciał się odwrócić i przekonać się, że Isabella tego nie widziała, ale złowieszczy instynkt samozachowawczy podpowiadał mu, że chyba nie chce wiedzieć.
Poza tym, jego uwagę przykuł błysk zaklęcia - najpierw jednego, a potem drugiego!
-Alexandrze! - wypalił, z szeroko otwartymi oczyma wpatrując się wlorda Selwyna kolegę (od wspólnego napadu na antykwariat byli już na stopie koleżeńskiej... prawda?), który z różdżką w ręku wyglądał groźniej od rudego nestora. Archibald zdawał się co prawda odpowiadać mu pięścią, ale Steff był dzisiaj wyjątkowo spostrzegawczy, więc grozę wzbudził w nim właśnie Alex.
-Co... - co robisz?! - chciał wykrzyknąć, ale nie wiedział, jak zachowywać się w towarzystwie tylu arystokratów... -...cóż waść czynisz?! - dokończył z nieco mniejszym impetem. W swej penitenckiej pozie, z kolanami zabrudzonymi ziemią (na szczęście kilt nieco się podwinął i chyba nie ucierpiał, ani nie odsłonił zbyt wiele), wyglądał pewnie równie żałośnie jak cesarz Henryk korzący się na klęczkach w Canossie... ale na swoje szczęście, Steffen nie miał takich skojarzeń, bo nigdy nie uczył się historii magii, a co dopiero historii mugoli.
Chcąc podnieść się i biec dalej, wyczuł jednak na sobie spojrzenie kogoś... czegoś...
Skrzyżował wzrok z upiorną jaszczurką, kojarzącą mu się całkiem słusznie z gniewem Selwynów (na przykład miotającego magią Alexa), a potem wydał z siebie ciche - ueeeee!!!!, potrząsnął energicznie dłonią i zerwał się na równe nogi.
usiłuję strząsnąć jaszczurkę (ST 50) i wstaję z kolan
+12 do rzutu (6x2)
...przewrócił się spektakularnie, momentalnie przypominając sobie, czemu starał się unikać biegania w ludzkiej postaci. Przy jego poziomie intelektualnym, nie dorównującym niestety formie fizycznej, transmutacja w szczura była o wiele prostsza niż biegi na śliskiej trawie! A szczury mają lepszą przyczepność i trudniej się im poślizgnąć. Miał lekcję na przyszłość, ale tak poza tym to na pewno wina tego kiltu, czyli właściwie Keata.
-Łaa! - rozpędzony, nie zdołał powstrzymać krzyku przy zderzeniu z zaskakująco miękką trawką. Podniósł się na klęczki, dogłębnie zawstydzony. Aż chciał się odwrócić i przekonać się, że Isabella tego nie widziała, ale złowieszczy instynkt samozachowawczy podpowiadał mu, że chyba nie chce wiedzieć.
Poza tym, jego uwagę przykuł błysk zaklęcia - najpierw jednego, a potem drugiego!
-Alexandrze! - wypalił, z szeroko otwartymi oczyma wpatrując się w
-Co... - co robisz?! - chciał wykrzyknąć, ale nie wiedział, jak zachowywać się w towarzystwie tylu arystokratów... -...cóż waść czynisz?! - dokończył z nieco mniejszym impetem. W swej penitenckiej pozie, z kolanami zabrudzonymi ziemią (na szczęście kilt nieco się podwinął i chyba nie ucierpiał, ani nie odsłonił zbyt wiele), wyglądał pewnie równie żałośnie jak cesarz Henryk korzący się na klęczkach w Canossie... ale na swoje szczęście, Steffen nie miał takich skojarzeń, bo nigdy nie uczył się historii magii, a co dopiero historii mugoli.
Chcąc podnieść się i biec dalej, wyczuł jednak na sobie spojrzenie kogoś... czegoś...
Skrzyżował wzrok z upiorną jaszczurką, kojarzącą mu się całkiem słusznie z gniewem Selwynów (na przykład miotającego magią Alexa), a potem wydał z siebie ciche - ueeeee!!!!, potrząsnął energicznie dłonią i zerwał się na równe nogi.
usiłuję strząsnąć jaszczurkę (ST 50) i wstaję z kolan
+12 do rzutu (6x2)
intellectual, journalist
little spy
little spy
Steffen Cattermole
Zawód : młodszy specjalista od klątw i zabezpieczeń w Gringottcie, po godzinach reporter dla "Czarownicy"
Wiek : 23
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
I like to go to places uninvited
OPCM : 30 +7
UROKI : 5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 35 +4
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 16
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Ogrody i polana
Szybka odpowiedź