Wydarzenia


Ekipa forum
Czarodziejska Opera
AutorWiadomość
Czarodziejska Opera [odnośnik]17.03.18 14:37
First topic message reminder :

Czarodziejska Opera

★★★
Wzniesiony w 1745 roku gmach opery był prezentem od ówczesnego nestora rodu Lestrange dla jego młodej żony - małżeństwo przeżyło ze sobą wiele szczęśliwych lat, a po śmierci spotkali się ponownie jako duchy, by zasiadać na widowni i podziwiać najważniejsze przedstawienia.
Fasadę budynku wieńczy wymowny cytat w języku francuskim, "Zamknij oczy i pozwól, by muzyka cię uwolniła".
Przestronne foyer uderza przepychem we wszystkie zmysły; wnętrze pełne jest złotych i marmurowych płaskorzeźb, sztukaterii i starannie wykonanych, czarodziejskich fresków. Widownia, mogąca pomieścić ponad dwa tysiące osób, utrzymana jest w przydymionych barwach błękitu i złota, posiada trzy piętra balkonów, z których rozciąga się wspaniały widok na ogromną scenę. Zaczarowane malowidło na suficie zmienia się zależnie od odgrywanych sztuk i ukazuje sceny, które mają w nich miejsce. Dzięki podziemnym korytarzom umożliwione zostało połączenie z wybrzeżem, dlatego rolę chóru niezmiennie pełnią przypływające stamtąd syreny, dla których przygotowano specjalny zbiornik wodny pod sceną.
Repertuar jest różnorodny, choć przeważają opery w języku francuskim, włoskim i niemieckim.
Budynek jest ukryty przed oczami mugoli, a jeśli jakiś pojawi się w okolicy, nagle przypomina sobie o ważnych sprawunkach i natychmiast powraca do domu.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:30, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Czarodziejska Opera - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]27.06.19 20:22
Dziwnym trafem nie dosłyszał nuty kpiny w jej głosie, gdy wyrażała żal nad jego niedolą, brzmiąc całkiem przekonująco, jakby rzeczywiście jego stan budził jej troskę. Czy było tak faktycznie? Czy naprawdę mogła nieco współczuć ciężkich przeżyć lordowi z nieprzyjaznego rodu? A może miał wyjątkową szansę doświadczyć na własnej skórze próbki aktorskiego talentu, z jakiego to znany był ród Selwynów? Wszelkie słowa o życzliwym charakterze zawsze podszyte były interesownością. Pod uwagę musiał wziąć młody wiek szlachcianki. Co prawda nie była już nastoletnią panienką, zatem była z pewnością przyuczana co do tego, jak wiele fałszu i pozorów ma w sobie świat szlachty. Być może były już nawet prowadzone rozmowy o wydaniu za mąż, których finalny efekt ukaże jej prawdę o otaczającym ją świecie najbardziej dobitnie. Udało mu się zauważyć, że młode lady wyzbywają się swych wszystkich wyobrażeń, kiedy zaręczynowy pierścionek pojawia się wreszcie na ich palcu. Ale to tak naprawdę małżeństwo weryfikowało ich miejsce i rolę. Musiał mieć ogromne szczęście, że urodził się mężczyzną.
Naprawdę nie musisz mnie żałować, pani – odpowiedział po chwili na jej słowa, jakoś tak nimi poruszony, może nawet nieco przez nie zażenowany. Nawet jeśli to była gra, na ten jeden moment naprawdę uwierzył, że darowany mu skrawek współczucia jest prawdziwy. – Rzeczywiście źle się prezentuję, ale nie czuję aż tak źle, jak wyglądam – wcale nie kłamał. Załamanie zaliczył nad ranem, gdy wypłynął z lodowatej Tamizy na brzeg, gdzie też padł jak kłoda, aby użalać się nad sobą. I tylko fakt, że przerwano mu rozmyślania uratował go od całkowitej beznadziei. – Dziękuję – musiał szczerze przed sobą przyznać, że nie spodziewał się, iż otrzyma jej zgodę na spoczęcie na chwilę w jednym z foteli. Ta loża nawet w najmniejszej części nie była jego, zatem mógł w każdej chwili zostać z niej wyproszony. A jednak traktowany był przyjaźnie, nie zaś jak intruz. To było zastanawiające, jednak w jakiś sposób zaufał lady Selwyn. Była jednak o te kilka lat od niego młodsza, dlatego miała prawo do odrobiny naiwności, jak i niewinności. Pozwolił sobie za jej przyzwoleniem usiąść i z westchnieniem ulgi przylgnął plecami do miękkiego fotela, leniwie przymykając oczy. Tylko na ułamek sekundy opuścił gardę. Szybko jednak powrócił do jak najbardziej godnej pozycji i dumnych zachowań. – Doceniam głód wiedzy – oznajmił przyjaźnie, nieco jednak zaskoczony wyznaniem, które poczynione zostało właśnie przed nim. Każdy miał jakieś pasje, lecz młodym damom nie wypadało ponoć się do nich przyznawać, jeśli nie tyczyły się sztuki. Oczywiście sam uznawał to za głupotę, ale tak już ułożony był ich świat, iż prym wiedli mężczyźni. Ale czy nie potrzebowali oni przy swym boku silnych kobiet? – Z tego co wiem czkawka teleportacyjna rozpoczyna się od nieudanej teleportacji. Trudno mi mówić o szczegółach. Mi jednak musiała tym razem przydarzyć się jakaś anomalia. To chyba cud, że jeszcze nie uległem rozszczepieniu – nawet nie chciał myśleć o tak nieprzyjemnych konsekwencjach. Oby to szczęście go nie opuściło. – Choroba trwa najdłużej do dwóch tygodni, czasem krócej. Każde czknięcie wywołuje niespodziewaną teleportację. Człowiek może znaleźć się dosłownie wszędzie. Częstotliwość czknięć z czasem zwiększa się. jedyną metodą leczenie, jaką znam, jest stosowanie eliksiru osłabiającego. Fizyczne i psychiczne zmęczenie organizmu sprawia, że czarodziej, nawet jeśli czknie, teleportuje się co najwyżej o kilka metrów.
Nie znał się na sztuce uzdrowicielskiej, jednak już swego czasu przeszedł te chorobę w wieku nastoletnim, dlatego miał o niej pewną wiedzę. Może od tamtej pory metoda leczenia uległa zmianie? W innych okolicznościach nie opowiadałby o czkawce tak wiele, jednak winien był lady Selwyn wyjście naprzeciw jej oczekiwaniom.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]27.06.19 20:54
Obydwoje dopatrywali się w sobie nasączonej fałszem teatralności. Tymczasem ona z żadnej strony nie nadciągała. Nie umykała spłoszona i oburzona jego obecnością. Nie budził w niej żadnej odrazy widok poturbowanego, naznaczonego działaniami złośliwej choroby Blacka. Po prostu przyjmowała to zdarzenie w pełni – może z lekkim zdziwieniem, ale nie próbowała wykazywać, iż było ono dla niej nieprzyjemne. Wiedziała, że ojciec nie byłby zadowolony, widząc, jak swojsko ucina sobie pogawędkę z Blackiem. Pewnie chwyciłby ją za łokieć i wyprowadził z loży, nie oszczędzając wstydu. Choć bardziej w jego stylu byłoby karcące spojrzenie i pomarszczone czoło. Nie był człowiekiem gwałtownym, ale z pewnością statecznym i konkretnym. Isabella kompletnie nie wiedziała, jak taki typ naukowca wyrósł z krwi Selwynów. Może linia wieku wygasiła największy ogień w jego sercu? Ojciec był jej bliski, wydawało jej się, że niegdyś rządziły nim namiętności podobne do tych, z którymi dziś próbowała poradzić sobie ona. Wciąż lawirowała między salonową retoryką, w której pływał sztuczny komplement i okropne kłamstwo. Choć umiała kłamać (i kłamstewek malutkich sobie nie mogła podarować, kiedy zapalała się w niej przebiegła dama), to jednak jej nieprawdy nie były tak groźne i podłe. Nie snuła intryg, o których przez długie tygodnie szeptano później w szlachetnym towarzystwie. Póki nie było męża, póki wciąż była dość niewinną panienką, mogła czuć wiatr we włosach i rozkoszować się chwilami ostatniej wolności.
- Cieszę się, lordzie – odpowiedziała po jego uspokajanych słowach o nieco jednak lepszym samopoczuciu. Wyłączyła ducha uzdrowicielki i mogła skupić się już w pełni na jego aurze, a nie tych zdobiących ciało zadrapaniach. Wyrażała w słowach i gestach uczucia prawdziwe, nieopatrzone wzajemną nienawiścią kiełkującą między ich rodami. Pomyślała przez chwilę, że lord Black również jest wobec niej uprzejmy. Mogła to wyjaśnić jedynie na dwa sposoby: był zbyt słaby i w zbyt niekomfortowym położeniu, aby móc obnosić się tak jawnie z wrogością lub po prostu nie angażował się aż tak w te waśnie. Przez chwilę o tym rozmyślała. Siedzieli obok, na identycznych miękkich fotelach i w zasadzie nie różnili się od siebie. Bogaci, poddani woli rodzin i głębokiej tradycji. Lekko pokręciła głową do własnych myśli. Sama nie wiedziała, czego tak naprawdę poszukiwała w tych rozważaniach.
Słuchała jednak lorda Blacka z zaciekawieniem. Jego opowieść stanowiła dla niej źródło wiedzy, był żywym przypadkiem. W dodatku nie przyjął źle tej prośby i naprawdę mówił. Zupełnie nie zadrwił – a przynajmniej tego nie okazał – z jej pasji. Rody szlachetne raczej nie przyzwalały damą na brudzenie swych delikatnych kobiecych dłoni krwią. To nie było zajęcie dla szlachcianki. A jednak wiele kobiet angażowało się zawodowo i to nie tylko w kręgu sztuki. Bella nie chciała skończyć tylko jako żona lorda męża i matka dzieci. Skrywała w sobie wiele zainteresowań i pragnęła chociaż spróbować w tym kierunku podążyć.
- Widzę, że dużo wiesz o tej chorobie. A jednak jest na tyle złośliwa, że wciąż jesteśmy wobec niej tacy bezbronni. Próbowałeś pozyskać porcję eliksiru osłabiającego? Czy to faktycznie pomogło? – zapytała, brnąc dalej w temat czkawki. Była ciekawa czy podjął się tej jedynej i ostatecznej możliwości złagodzenia objawów. – Dziękuję, że zgodziłeś się podzielić ze mną opowieścią o swej przypadłości. Czy bardzo odległe i zaskakujące okazały się dla Ciebie, panie, te teleportacje? – dopytała jeszcze, zastanawiając się, jak daleko czkawka go zaprowadziła.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Czarodziejska Opera - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]27.06.19 22:37
Było coś ożywczego w jej naukowej ciekawości. Zapewne stanowił dla niej niebanalny przypadek. Rozumiał przecież, że nie mogła podjąć stażu w Szpitalu Świętego Munga, dlatego też dokształca się z ksiąg w zaciszu rodowej rezydencji, w której przydzielono jej kilka komnat do pełnej dyspozycji. Tak wyglądało życie wielu panien. Po zamążpójściu raczej nie zmieniało się wiele, przede wszystkim zamężna lady funkcjonowała w innej rezydencji i spełniała dodatkowo obowiązki żony, potem jeszcze matki. Nawet dla Blacka nie było to do końca sprawiedliwe, ale z podobnymi poglądami nie mógł się przecież afiszować. Szanował kobiety na swój cichy sposób, okazując im uznanie, jeśli rzeczywiście były go godne.
To dzięki temu, że miałem już okazję jej doświadczyć, kiedy byłem nastolatkiem – przyznał swobodnie, wszak nie była to informacja, po której wypłynięciu zostanie krytycznie osądzony przez opinię publiczną. – Kiedyś stosowanie eliksiru osłabiającego rzeczywiście okazało się skuteczne, jednak tym razem jeszcze nie udało mi się go zdobyć. Nie było ku temu okazji – co związane było z kwestią poruszoną w następnym pytaniu, jakie zadała lady Selwyn. – Dwie pierwsze doby czkawki są najgorsze – poczynił śmiałe stwierdzenie, odnosząc się przede wszystkim do swoich własnych doświadczeń. – Czknięcia następują co godzinę i przenoszą czarodzieja w naprawdę zaskakujące miejsca. Tej nocy na przykład błąkałem się po lasach, albo po różnych częściach jednego lasu, naprawdę trudno mi to stwierdzić. Nie miałem szans na dotarcie samodzielnie do własnego domu czy szpitala. Miejsca, do których trafiałem, były odległe bardziej lub mniej i zaskakujące, w wielu nigdy nawet nie miałem możliwości znaleźć się wcześniej. Zazwyczaj warunki w nich panujące były niekorzystne, przez co nie miałem sposobności nawet zapewnić sobie należytego transportu.
Nie rozchodziło się nawet o brak możliwości ratunku. Czasem to bardziej obyczajowość stanowiła większą przeszkodę. Jak na przykład mógł prosić o pomoc lady Rosier, gdy jego widok był jej nad wyraz niemiły? A jak miał poprosić lady Fawley, gdy wyskoczył przed nią z szafy? Zaś lady Burke o pomoc poprosić najzwyczajniej w świecie zapomniał. Chyba zażenowanie sprawiło, że nijak nie mógł zebrać w sobie myśli i dojść do rozsądnych rozwiązań dla swojej sytuacji.
Nawet teraz, kiedy znajduję się pomiędzy ludźmi, trudno ubiegać się o pomoc przez mój opłakany stan. Gdy tylko przerwa się skończy, być może uda mi się umknąć przed spojrzeniami innych.
Nie miał pewności, czy czasem kolejny atak czkawki znów go gdzieś nie przeniesie do tego czasu.
Właściwie to miał nawet taką cichą nadzieję. Już i tak czuł się niezręcznie w towarzystwie samej lady Selwyn. Chyba nie chciał wiedzieć, jak na jego widok zareagują osoby jej towarzyszące podczas wieczornego spektaklu. Przebywali w loży sami, na co niektórzy spojrzeliby w nieprzychylny sposób.
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]27.06.19 23:23
Tym bardziej współczuła lordowi, gdy wyznał, że to nie pierwszy taki przypadek. Przez chwilę nawet zastanowiła się, co takiego nabroił w tym magicznym świecie, że los okazał się tak złośliwy. Nie wyglądał jednak na kogoś, kto miał cokolwiek wspólnego ze światem przestępczym. Miła aparycja, lekko rozbity, ale mimo to pogodny – nawet wobec własnej niedyspozycji i przed obliczem wroga. Swoją drogą w tej rozmowie dawno już przestała patrzyć na niego jak na największe zło. Właściwie to nie pamiętała, kiedy ostatnio spotkała jakiegoś przedstawiciela tego rodu. Na sabatach i innych wydarzeniach raczej omijała z daleka młodych potomków tej rodziny. Słyszała, jak rodzina coś czasem o nich wspomniała, ale chyba nigdy dotąd nie znalazła się tak blisko jakiegoś Blacka. Wydawał się naprawdę ciepły.
- Gwiazdy są dla Ciebie bardzo niełaskawe, lordzie Black – powiedziała z jakaś dziwną nostalgią. Kompletnie nie interesowała się wróżbami. Astrologię znała jedynie w podstawach, bez których nie mogłaby uwarzyć żadnego najprostszego eliksiru. Była jednak niezmąconą marzycielką i czasem tak dziwne zbitki słów wydostawały się spomiędzy jej ust. Z pewnością jednak informacja o jego chorobie nie powędruje dalej w świat. Jeśli chciała naprawdę wczuć w rolę uzdrowicielki, to przede wszystkim nie mogła rozpowiadać o medycznych tajemnicach innych czarodziejów. Nie musiał się tego obawiać.
- Ojej, przecież do tego nie można się przygotować, nie można się przed tym bronić. Wyobrażam sobie, Panie, jak czkawka przenosi Cię na jakieś pustkowie lub największą ze skał. Przecież to prawdziwa pułapka – mówiła, oddając się pewnym emocjom. Każdy najdrobniejszy szczegół jego opisu sprawiał, że widziała większy dramatyzm w tej historii. Teraz zaczynała rozumieć więcej  i jeszcze większy cień troski przesunął się po jej twarzy. Niewiele chyba mogła zrobić, zresztą w myśl obowiązujących konwenansów i tym bardziej nieprzychylnej relacji, nawet nie powinna wyciągać ku niemu własnej dłoni. Mimo to… - Czy jest cokolwiek, co mogłabym dla Ciebie zrobić? Może po kogoś posłać? Albo chciałabyś się czegoś napić? – zapytała, nim zdążyła ugryźć się w język. Mogłaby odciągnąć jakoś uwagę ludzi z korytarza i pomóc mu wydostać się z loży niespostrzeżenie. Poczułby ulgę, nie musząc się tłumaczyć starszej lady Selwyn oraz lordom Fawleyom. Niemniej poniekąd wiedziała, że z wielu względów lord Black odmówi. Jeśli sama znalazłaby się w tak tragicznej sytuacji, czułaby ogromne zażenowanie i miałaby ochotę skryć się przed tym całym światem. Mieli jeszcze kilka minut, nim wróci jej rodzina.
Pomyślała jednak o tym, że mógł tak czkać od dwóch tygodni i był pewnie na granicy wytrzymałości. Niekontrolowane podróże po rozległej krainie mogłyby zniszczyć jego szlachetną pozycję. Z pewnością bliscy martwili się jego nieobecnością.
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Czarodziejska Opera - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]29.06.19 0:24
Zdążyłem już do tego przywyknąć – odparł z nutą lekkiego rozbawienia, choć ktoś mógłby śmiało uznać, że jest to robienie dobrej miny do złej gry, taki niezbyt dźwięczny i bardzo wyważony śmiech przez łzy. Samo jego imię, zaczerpnięte od miana najjaśniejszej gwiazdy z gwiazdozbioru Hydry, w jakiś sposób mu ciążyło. Czy to dobór imienia rozdarł jego duszę pomiędzy koniecznością samotności a pragnieniem bliskości? Alphard. Nosił imię samotnika, ponieważ znaczyło ono nie mniej i nie więcej. Tylko to przyniosły mu ciała niebieskie, a właściwie tylko jedno z nich, serce Hydry.
Jednak nie był to odpowiedni czas ani miejsce na snucie tak dramatycznych rozważań. Właściwie to został w tym wyręczony przez szlachciankę, która z ogromnym niepokojem podeszła do jego jakże strasznego losu. Zagwarantowane przez czkawkę teleportacyjną przygody jawiły jej się jako zaciekła walka o życie. Rzeczywiście coś w tym było.
Niczego od ciebie nie oczekuję, lady – odparł z jawną sympatią, odrobinę poruszony jej chęcią pomocy. Rzadko napotykał taką postawę w szlacheckim środowisku. Przyjmował jednak te odmienną postawę niezwykle spokojnie. Na miękkim fotelu udało mu się nieco odpocząć, rozmowa też była całkiem miła. Wymiana zdań wyjątkowo nie była przymusem, ale stanowiła efekt zaciekawienia. – Jestem wdzięczny za możliwość pozostania w tej loży.
Chciał pozostać tu jak najdłużej, jednak dźwięk gongu uświadomił mu, że zaraz powrócą do loży inne osoby. W jednej chwili spiął się i zamknął w sobie, prawdziwe przerażony wizją konfrontacji. Nie śmiał sądzić, że inni reprezentanci dumnych rodów zareagują na jego widok równie wyrozumiale, co młoda lady. Az się zapowietrzył na dobrą chwilę, potem zaś szybko zerwał z fotela. Z błaganiem w oczach spojrzał na lady Selwyn, później zaś na jedną z błękitnych kotar. Czy mógłby się za nią skryć? To było żałosne, a jednak uznał to za jedyne wyjście w tej sytuacji.
Przepraszam cię lady, ale nikt nie powinien mnie zobaczyć w takim stanie.
Już słyszał otwierające się drzwi do loży. Ktoś chwycił za klamkę, już na nią naparł i popchnął drzwi, a do zacienionej loży wkradł się pierwszy snop światła.Potem nadszedł dla Blacka niespodziewany ratunek.
Hep!

| z tematu
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]29.06.19 0:52
Czy można przywyknąć do tak kapryśnego losu? Jeśli lord Black miał w swoim dzienniku wiele takich przypadków, to mógłby pokusić się o spisanie biografii lub chociaż wywiad dla Czarownicy. Chociaż to może nie był najlepszy pomysł – przynajmniej nie dla jego szlachetnej reputacji. Niektóre nazwiska mogłyby wykorzystać to, aby z niego zakpić. Niemniej w innym wypadku jego życiorys z pewnością zasługiwałby na ciekawe uwiecznienie. Wyglądał tak niepozornie, a jednak podejrzewała, że w swoim nie tak długim życiu zdołał kilka razy potknąć się o całkiem niewidzialny kamień. Czyż jednak nie było to tak bardzo ludzkie? Każda minuta rozmowy rozbudzała zainteresowanie Isabelli, choć matka na pewno nie byłaby zadowolona, widząc, jak beztrosko gawędziła z wrogiem. Wiedziała jednak, że to tylko te kilka minut. Lord gotowy był zaraz poderwać się z miękkiego fotela i uciec lub… lub znów dopadnie go atak tej czkawki.
- Rozumiem, lordzie – odpowiedziała raczej bezemocjonalnie. Zareagował dokładnie tak, jak mogła się tego spodziewać. Poczuła jednak, że należało mimo wszystko zapytać. Obudziła się w niej czujność. Zaczęła zastanawiać się, jak wytłumaczy jego obecność powracającej do loży rodzinie bez wzbudzania skandalu. Lord jednak wydawał się na tyle oswojony z tego typu sytuacjami, że umiał sobie i z tym poradzić. Zresztą słysząc zbliżające się kroki, obydwoje chyba zareagowali chyba automatycznie. To już ta pora. Ludzie zaczęli powracać na swoje miejsca, a obok niej wciąż siedział niezaproszony lord. Lekko przegryzła wargę i obróciła odruchowo swe ciało w kierunku drzwi. W tym czasie Black zerwał się z fotela i wypowiedział te kilka słów, z którymi nie mogła się nie zgodzić. Jedynym słusznym wyjściem była ucieczka. Mogła łudzić się, że nikt nie zauważy, jak ten wychodzi z loży.
– Lordzie… - zaczęła cichutko, lekko przestraszona tym wszystkim. Nie zdążyła jednak sprecyzować myśli, nie zdążyła głośno jej wyrazić, albowiem postać mężczyzny wkrótce rozpłynęła się w powietrzu po kolejnym przykrym czknięciu. Dokąd tym razem się teleportował? Pozostało jej tylko wierzyć, że udał się w bardziej komfortowe i przyjemne okoliczności  niż te, w których przyszło mu ryzykować reputacją. W duchu pomyślała, że nigdy przenigdy nie chciałaby przeżyć ataku tak złośliwej choroby.
Lordowi zaś życzyła szczerze powodzenia – gdziekolwiek teraz był. Już tylko tyle mogła dla niego uczynić. Drzwiczki wkrótce ustąpiły, a rozradowani krewni rozsiedli się na fotelach. Nikt niczego nie zdołał zauważyć, ale jej nieobecność obudziła drobne pytania.  

zt
Isabella Cattermole
Isabella Cattermole
Zawód : Stażystka w lecznicy
Wiek : 22
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zamężna
Najmilszy sercu jest prawdziwy w nim pożar.
OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 15+3
UZDRAWIANIE : 15+5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarownica
Czarodziejska Opera - Page 2 A8172ec5839139146051f7b54e49c5d0
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7405-isabella-selwyn https://www.morsmordre.net/t7416-iskierka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t7417-skrytka-bankowa-nr-1810#202799 https://www.morsmordre.net/t7415-isabella-selwyn
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]18.07.19 12:30
/12.12

Czas mijał nieubłaganie, dzień za dniem, noc za nocą; nie było w tym nic ekscytującego. Nie umiałbym wskazać ani jednej doby, w której czułem się szczęśliwy. Lub w moim przypadku po prostu zadowolony. Nie potrafiłbym też wskazać żadnego nadzwyczajnego zdarzenia odznaczającego się wyjątkowością na tle tak wielu miałkich chwil. Przemijających równie szybko co życie niektórych owadów, a może nawet szybciej. Co dziwniejsze, nie brakowało mi ich. Nie brakowało mi czasu, nagle okazało się, że miałem go zwyczajnie zbyt wiele, by go udźwignąć. Snułem się z kąta w kąt, rozmyślając nad wieloma sprawami, próbując też przewidzieć kolejny ruch każdego z najbliższego otoczenia. Tragedia mająca miejsce w Stonehenge wciąż odbijała się echem w moim umyśle, choć minęło już kilka miesięcy od tamtej chwili. Czułem się zniewolony przez niewiedzę i niepewność, wrażliwszy na ataki niż kiedykolwiek. To niedopuszczalne. Ojciec od razu wyczuł moje wątpliwości, lekcja jaką od niego odebrałem nie była w żadnej mierze przyjemna ani wyczekiwana. Jeszcze mocniej zacząłem hamować wszelkie możliwe emocje, działając raczej jak naoliwiona maszyna pozbawiona głębi nazywanej pięknie duszą. Był nawet okres, w którym nie zachwycało mnie nic; ani piękne pejzaże, ani syreni śpiew, ani nawet znajome zakątki na wyspie Wight. Zresztą, pogoda wraz z anomaliami skutecznie niwelowała we mnie wszelkie pokłady ostrożnej ekscytacji, zamieniając w pustelnika. Sunącego po korytarzach Thorness Manor jak cień, będący w jednym miejscu tylko w ulotnym momencie. Rozmowy prowadzone były jedynie grzecznościowo, bez angażu, bez finezji. Straciłem swój blask, pewność siebie i cierpliwość. W tym nadzieję na to, że będzie lepiej i los nagle się odmieni.
Powrót do obowiązków jakie na mnie ciążyły, czyli do rodowej opery, był dziwny. Nie spodziewałem się, że w końcu pozwolą mi ponownie wziąć sprawy w swoje ręce. Moja nadgorliwość nie została doceniona, wręcz przeciwnie. Zostałem skazany na pewnego rodzaju banicję, jaka odgradzała mnie od decyzyjności w sprawie dziedzictwa naszej rodziny. To bolało bardziej, niż powinno, w końcu wyzbywałem się niepotrzebnych emocji; na szczęście męki zostały skrócone, ale ja… nie odczuwałem już tej drobnej ekscytacji pojawiającej się na dnie władczego spojrzenia. Mechanizm. Tym się posługiwałem. Instynktem, pamięcią, doświadczeniem. Brakowało w tym wszystkim prawdziwości i głębi, jaką powinna cechować się kreatywność. Czy samo istnienie powinno wystarczyć?
Nie wiedziałem, nie domyślałem się, nie myślałem już nawet. Zatopiony w niepasującym do mnie marazmie zarządzałem kolejne szczegóły mające być dopracowane w najdrobniejszym calu, ale nie czułem się właściwie. Właściwym człowiekiem na odpowiednim miejscu. Bardziej jak parobek. Automatycznie odebrałem od pracownika bukiet przepięknie białych róż, zanurzając w ich płatkach kawałek nosa. Pachniały jak dom matki, choć nieczęsto w nim bywałem. Nie miałem też pewności czy to dobre wspomnienie. Ale i tak wprowadziły mnie lekko w lepszy nastrój, który okazałem w dość nietypowy sposób. Dostrzegając lady Fawley wchodzącą do głównej sali, podszedłem do niej i złożyłem na jej dłonie cały bukiet. – Witaj, lady – przywitałem się zgodnie z etykietą, gdy już przekazałem prezent. Prezent, który powinien być nagrodą dla występującej dziś gwiazdy wieczoru i przez którą wprowadziłem personel w konsternację, ale nagle przestało mnie to obchodzić. – Dobrze, że cię spotkałem, już się bałem, że róże to najpiękniejsze, co dziś zobaczę – dodałem chwilę później. Cóż, pewne rzeczy się nie zmieniły. Może była dla mnie jeszcze nadzieja? – Tak naprawdę to chciałem zapewnić, że dzisiejszy występ spełni nawet najbardziej wymagające gusta – uprzedziłem nieco fakty, wyznając, że pomimo mojej niedyspozycji wszystko będzie na najwyższym poziomie.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]07.09.19 21:14
Kiedy tylko znalazła się u boku Flaviena, młoda szlachcianka nie kryła swojego zaskoczenia. Tłok w kuluarach był tak wielki, że nieprzerwana fala ludzi z trudem mieściła się w drzwiach. Suknie i fryzury, przeplatane czernią fraków, defilowały wśród nawoływań i szelestu tkanin. Raz po raz błysnął jakiś klejnot wpięty w kok pochylonej głowy o subtelnym profilu, skrawek śnieżnobiałego ramienia, czy kwiaty gardenii w butonierkach a jej nie pozostało nic poza wachlowaniem się spokojnie, omdlewająco, wzrokiem śledząc napór tłumu.
Jak zwykle czarujący, dziękuję – uśmiech rozjaśnił jej twarz, kiedy przyjęła bukiet róż i komplement, bo chociaż wiedziała, że nie kierował się niczym więcej niż wrodzonym dobrym zachowaniem, podobne małe gesty zawsze chętnie przyjmowała. Jako wiodąca w zespole baletnica występująca podczas premier przywykła po prostu do miłych słów i uczynków. Zapewnienia Flaviena z kolei wzięła do serca – innego powodu tak dużej frekwencji nie widziała jak dobrze rokująca, przyszła gwiazda lub co najmniej dobra reklama.
Wierzę – lewą dłonią, w której trzymała jedwabny wachlarz, powiodła po skroni poprawiając niezdarnie opadający kosmyk włosów – nie możesz spuszczać ze mnie wzroku Flavienie, dawno nie widziałam tu tylu osób – kwiaty, które wcześniej otrzymała z powrotem oddała obsłudze z prośbą o wstawienie ich do wazonu.
Jak twoje samopoczucie? – spytała będąc szczerze zainteresowana tą kwestią. Wprawdzie nie znała Flaviena aż tak dobrze, jednak częste przebywanie w jego towarzystwie powodowało, że potrafiła wyłapać zmiany w męskim nastroju, jak i odróżnić kiedy spróbował sprawiać wrażenie, że wszystko układało się po jego myśli. Nie wiedziała jednak, że lord został odsunięty z wcześniejszej pozycji zajmowanej w rodowej operze a przebywanie tutaj nie sprawiało mu tak wielkiej przyjemności jak dawniej. Osobiście nie potrafiłaby sobie wyobrazić sytuacji, w której sala baletowa kojarzyłaby się jej negatywnie – bardziej niż teraz – a taniec będący sensem jej istnienia przemieniłby się w koszmar. Wreszcie straciła zainteresowanie salą, spojrzenie skupiając na twarzy swojego towarzysza wieczoru.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]19.09.19 13:18
Arie w rodowej operze zawsze przyciągały całą rzeszę koneserów głębi głosów oraz przejmujących historii nimi wyśpiewywanych, ale premiery wręcz sprawiały, że budynek pękał w szwach. Co dziwniejsze, wielu z twarzy kręcących się po holu lub innych częściach bogatej konstrukcji nawet nie znałem. Zwykle się to nie zdarzało, bo miłośnicy sztuki zdawali się nie powiększać jakoś drastycznie, ale oto nadszedł ten dzień, gdy musiałem przekonać się o kruchości mej wiedzy. Jeszcze kilka tygodni temu byłbym na siebie wściekły z tego powodu. Miałbym do siebie żal o tę niedoskonałość, którą znów musiałem karmić dobrą miną do złej gry. Dziś… dziś stałem na rozdrożach uznając, że nic mnie to nie obchodziło. Nie obchodzili mnie inni, gdy skrzyżowałem spojrzenie z tą jedną, konkretną osobą. Dostrzeżoną pomimo kolorowego korowodu zachwycających sukien i równie drogich szat męskich, niknących jednak w zachwycie nad kobiecą częścią publiczności. Trudno byłoby stanąć biernie obok będąc świadkiem gładkich, jasnych włosów i ruchów pełnych gracji. Prawdopodobnie powinienem kierować się niechęcią do niedawna wygłaszaną przez między naszymi rodami, ale to już było w przeszłości. Teraźniejszość pozwalała się kształtować na wiele sposobów, a ja o dziwo miałem ochotę chwycić ją w swoje ramiona. Zabawne, jak humor może się zmienić w przeciągu zaledwie leniwie mijających sekund. Jeszcze chwilę temu wolałbym wylewać bolączki na Merlina winnych pracowników; teraz całe te krajobrazy nikły gdzieś na horyzoncie, zlewając się w kolejną, bezkształtną masę. Patrzyłem więc na Hortense, zdziwioną oraz chyba zadowoloną, że wyrwałem ją ze zbierającego się tłumu. Mieliśmy jeszcze długą chwilę nim zgasną światła i słodki dźwięk najlepszych z głosów wypełnią całe audytorium.
- Bynajmniej nie mogę równać się z twym wdziękiem, lady – odparłem, niekierowany sztuczną skromnością, a nieustanną potrzebą wychwalania kobiecych atutów. Zwłaszcza tych oscylujących wokół tak ukochanej przeze mnie sztuki. Nieważne, że nie było między nami prawdziwych podobieństw, piękno oraz wrażliwość zawsze zasługiwały na komplementy. Były jak kwiaty, które należało podlewać i traktować ze świadomą delikatnością, by mogły rozkwitnąć pełnią blasku, sprawiając szczęście całemu światu. To właśnie to kochałem w artyzmie najmocniej. Nie robiłem tego wyłącznie z powodu dobrego wychowania lub powinności, to pielęgnowana od dawna potrzeba. Czy osobista? Tego nie umiałem w tamtym momencie jasno określić, w ogóle stroniłem od nadmiernej refleksji, bojąc się, że ugrzęznę w miejscu, z którego nie będę mógł się wydostać.
- Oczywiście, będę cię strzegł najlepiej jak umiem – potwierdziłem od razu, nie wahając się ani chwili. Zignorowałem wciąż zdziwione spojrzenia obsługi, zamiast tego kiwając głową, by pospieszyli się z tymi kwiatami, a nie patrzyli się jak cielaki mające niebawem zemdleć z niepewności co do swego losu. Uśmiechnąłem się do rozmówczyni, kierując nas w nieco spokojniejszy zakątek. Można swobodniej rozmawiać. – Mimo wszystko taka frekwencja cieszy oko – rzuciłem gdzieś pomiędzy kolejnymi wypowiedziami, z zadowoleniem na moment przeskakując wzrokiem do wypełniającej się sali. Pytanie o samopoczucie zbiło mnie z tropu, spojrzałem na kobietę zdziwiony, ale zaraz uprzejmie wygiąłem kąciki ust ku górze. – Dobrze, dziękuję. – Kłamstwo nie jest niczym złym. – Choć głównie jestem skupiony na pracy – dodałem, chcąc usprawiedliwić brak większego entuzjazmu w głosie. – Mam nadzieję, że u ciebie równie wspaniale? I nie mam tu na myśli ostatniego renesansu przeżywanego przez Królewską Szkołę Baletową – zagadnąłem, bo łatwiej jest odbić pytanie, niż zagłębiać się w swoją niemoc. – Dawno nie widziałem żadnego występu, muszę to nadrobić – mruknąłem w zamyśleniu, gdy starałem się przypomnieć sobie kiedy ostatnio byłem świadkiem baletowego mistrzostwa. Naprawdę dawno temu.


na brzeg
wpływają rozpienione treny
w morzu płaczą syreny,
bo morze jest gorzkie

Flavien Lestrange
Flavien Lestrange
Zawód : pomocnik dyrektora artystycznego rodowej opery
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
De la musique avant toute chose,
Te pour cela préfère l’Impair.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5559-flavien-lestrange#129850 https://www.morsmordre.net/t5572-jean-claude#130040 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f317-wyspa-wight-thorness-manor https://www.morsmordre.net/t5579-skrytka-nr-1373#130152 https://www.morsmordre.net/t5578-flavien-lestrange#130148
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]28.04.20 13:19
| 27 maja

Suknia, którą przekazała jej lady Morgana, leżała znakomicie.
Zdobiona cennymi kamieniami i w barwach ich rodu już z daleka informowała, kto właśnie przybył. Jednocześnie jednak była wystarczająco elegancka, by Wendelina mogła odwiedzić w niej operę. Na miejsce przybyła tak, jak przystało na damę z dobrego rodu: dwa abraksany, zaprzęgnięte do zdobnego powozu wyglądały przynajmniej znakomicie. Lady Selwyn kojarzyła te wspaniałe stworzenia jeszcze ze szkolnych czasów i gdy pojawiła się możliwość, aby wykorzystać je w ramach eleganckiego przybycia na bal, nie wahała się ani chwili. Pegazy zachwycały swoją urodą, chociaż miedzianowłosej damie daleko było do dziewczęcia, które rozpływałoby się nad pięknem magicznych zwierząt. Szanowała je – i to powinno wystarczyć.
Powóz zatrzymał się tuż przed samą operą. Konie zarżały. Woźnica zaczął je uspokajać, a towarzyszący mu skrzat natychmiast ruszył, aby otworzyć drzwi lady Selwyn. Młoda dama wyszła z powozu, poprawiając płaszcz. Jej włosy przyozdobione były kamieniami i spięte w elegancki kok; jedynie kilka pojedynczych pasm spływało obok jej główki, nadając mu nieco dziewczęcego uroku. Już po chwili Wendelina stanęła na własnych nogach, przyglądając się pięknemu budynkowi należącego do rodziny Lestrange. Lady Selwyn spojrzała na niego z uznaniem. Chyba nigdy nie odwiedzała tego miejsca na mapie Anglii, skupiając się raczej na londyńskich atrakcjach. Jak dobrze jednak będzie wrócić do korzeni swojej rodziny, spędzając chwilę na oglądaniu scenicznej sztuki.
Gdy dojrzała lorda Francisa Lestrange zrobiła krok w jego stronę, podając mu dłoń. Nie była wszak gorzej urodzona od niego, aby się kłaniać. Z resztą, dobre wychowanie wymagało tego raczej od mężczyzny, który – chcąc nie chcąc – musiał pochylić się, aby ucałować kobiecą dłoń.
Lordzie Francisie – odparła z delikatnym, może nawet nieco zalotnym uśmiechem. – Doskonale cię widzieć. Mam nadzieję, że bywasz w dobrym zdrowiu? – spytała.
Lord Lestange mógł zauważyć, że Wendelina wygląda znacznie lepiej niż podczas ich ostatniego spotkania. Nienaturalna bladość skóry zniknęła, podobnie jak cienie pod oczami lady Selwyn. Służki miedzianowłosej damy doskonale zadbały o to, aby w ten dzień ich pani wyglądała jak najlepiej.
Nikt z zewnątrz – włącznie z lordem Francisem – nie byłby w stanie stwierdzić, że lady Wendelina Selwyn się waha. A wahała się. Wszak choć lord Lestrange należał do znamienitego rodu, a czas spędzony z nim nie wiał zupełną nudą to nie dało się ukryć, że kawaler nie jest szczególnie bystry, jeśli chodzi o pisanie. I jego reputacja też nie była tą idealną. Wendelina zdawała sobie jednak sprawę z tego, że po zdradzie Isabelli oraz Lucindy nie ma szczególnego wyboru. Jeśli lady Morgana i nestor rodu Lestrange postanowią, że ma wziąć ślub z tym mężczyzną – tak właśnie będzie. Przynajmniej będzie mogła słuchać śpiewu syren.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]28.04.20 15:54
Czuję się zagoniony w kozi róg. Znajduję masę porównań do sytuacji, w której się znajduję i wszystkie są raczej niezbyt miłe i stanowią preludium do nieprzyjemnej, acz krótkiej przyszłości. Mam wrażenie, jakbym stał pośrodku pustego pokoju, którego ściany nieuchronnie i bezlitośnie się do siebie zbliżają. Bez szans na ucieczkę, pozostaje mi tylko czekać, aż zostanie ze mnie krwawa, nieapetycznie wyglądająca miazga. Nie mogę powiedzieć "nie", lord Percival wyraźnie zaznaczył w swych listach, że nie przedstawia mi propozycji, ani tym bardziej prośby. Rozkaz ujęty w uprzejmych, choć władczych słowach zdziera ze mnie wątpliwości razem  ze skórą, nici z mej niezależności, witajcie kajdany, obrączki i pieluchy. Jeśli nie Wendelina, to zaraz znajdzie się jakaś inna, a ja zaprotestować się nie ośmielę i jedyną alternatywą pozostanie czmychnięcie, gdzie pieprz rośnie z nadzieją, że tam mnie nie znajdą. Już raz wbrew mej woli wsadzono mnie na statek i odwieziono do domu, więc nawet salwowanie się ucieczką tak naprawdę gwarancji mi nie daje... Wizja ta ponura odbiera mi humor, a nawet apetyt i po dworze snuję się małomówny i zniechęcony. Oszczędzam siły na wieczór, nie dla Wendeliny, a dla przebrzydłego, parchatego szpiega nestora. Ktoś będzie was obserwował, powtarzam piskliwym głosem, w swoim mniemaniu doskonale naśladując lorda Percivala. Muszę wykluczyć odstawienie szopki, przeżyłbym stracenie w oczach lady Selwyn, ale cierpliwości nestora do mnie za wiele już nie zostało i nią powinienem rozporządzać starannie i z głową. To wymaga pomyślunku, planu, strategii. Szykuję się do tej randki jak na wojnę, ale nie można mnie winić.  Na moim miejscu każdy rozsądny mężczyzna postąpiłby tak samo.
Golę się gładko, przywdziewam ubranie otrzymane od nestora - czy on sądzi, że nie potrafię się wystroić stosownie do okazji? - i krzywię się na pokaz do lustra. Wypacykowany chłopaczek w białej koszuli i granatowej marynarce, której klapy i mankiety obszyte są na krańcach złotym brokatem nie podoba mi się wcale, więc targam sobie włosy, takim oto tupnięciem nogi połowicznie stawiając na swoim. Kieszonkowy zegarek przypomina mi, że jestem całe trzy minuty do tyłu, kurwa. Muszę tam na nią czekać, więc w biegu łapię wierzchnią szatę i przygotowane na tę okazję kwiaty - tu pomagają dobre stosunki z Rosierami - i teleportuję się z donośnym trzaskiem.
Uff. Jestem na czas i nawet mogę malowniczo zbiec ze schodów już na jej oczach. Z rozwianym włosem kłaniam się grzecznie i całuję podsuniętą dłoń, starając się nie myśląc, że przede mną co najmniej kilka godzin tej farsy.
-Lady Selwyn - odpowiadam uprzejmie, zastanawiając się, co ona tak właściwie sądzi o tym względnym porozumieniu nestorów naszych rodów. Może nie mam powodów, by się obawiać? - przyniosłem ci kwiaty - szepczę cicho, wysuwając ku niej dłoń z bukietem okazałych róż. Czerwonych, intensywnie pachnących. Nie w moim guście, ich ścięte główki nadają się do butonierki, nie, jako prezent.
-Dziękuję, miewam się całkiem nieźle. Za to ty, droga lady, muszę przyznać, że wyglądasz kwitnąco - odpowiadam płynnie. Wyuczone formułki nie brzmią jednak w mych ustach sztucznie, na całe szczęście, bo i tak czuję się obecnie niesamowicie plastikowy i źle mi z tym - pozwolisz, że poprowadzę cię do loży? Przyzwoitka może ruszyć za nami, jej miejsce jest na widowni, na wysokości naszego balkonu - mówię, oferując Wendelinie ramię i prowadząc ją w głąb budynku opery. Nie uznaję za stosowne, by poinformować ją, że śledzi nas jeszcze jedna para oczu, to akurat mój interes i mój problem.
-Mniemam, że wolałabyś spędzić ten wieczór inaczej, lady Selwyn. Przy prawdziwych gwiazdach, na przykład? Nasz poprzedni wspólny wieczór był wprost uroczy - sprytnie wywlekam na wierzch pasję Wendeliny, jeśli mamy rozmawiać, czemu nie o tym? Ja interesujący nie jestem, skupmy się na tobie - żałuję, że wówczas musiałem równie szybko się pożegnać - kłamię gładko, kulturalnie puszczając ją przodem, aby zajęła miejsce w loży. Fotele są wygodne, ale coś czuję, że przez całe przedstawienie będę siedzieć jak na szpilkach.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Czarodziejska Opera - Page 2 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]29.04.20 18:30
Francis wyglądał po prostu adekwatnie. Wendelina nie uważała swojego dzisiejszego towarzysza tego wieczoru za kogoś niebywale przystojnego. Owszem, miał całkiem ładną twarz i zapewne niejedno dziewczę zwracało na niego uwagę, jednak lady Selwn nie miała zamiaru rozpływać się nad jego wyglądem. Z resztą, chyba jeszcze nigdy jej się to nie zdarzyło, chociaż musiała przyznać, że nawet w szkolnych czasach spotkała kilku mężczyzn, którzy bardziej przypadli jej do gustu. To jednak teraz nie miało znaczenia, prawda? Liczyło się tylko dobro rodziny. Nic mniej i nic więcej. A jeśli zdaniem Morgany Selwyn związek jej podopiecznej z Francisem Lestrange miał być owocny dla Selwynów, Wendelina była gotowa na wszystko.
Och, dziękuję! Są piękne! – odparła, przyjmując z uśmiechem podarek od kawalera, który właśnie stanął przed nią z nieco rozwianym włosem. Powąchała bukiet. – Cudowny zapach, uwielbiam kwiaty– odparła z pewnością, właściwie tylko powtarzając wyuczoną formułkę. Nie miała nic przeciwko bukietom, jednak mimo wszystko wolała wykorzystywać rośliny w alchemii, niż nosić je ze sobą przez cały wieczór.
Kiwnęła głową, chichocząc cicho.
Całkiem nieźle? Czy może jednak dobrze? Dziękuję. Czas ostatnio nie był dla moich bliskich łaskawy, ale powoli wszyscy dochodzimy do siebie – powiedziała, wzdychając.
Maj zdecydowanie nie był miesiącem Selwynów. Nic zresztą dziwnego, wszak byli ognistą rodziną, a z tym żywiołem kojarzyła jej się przede wszystkim jesień, w trakcie której liście przybierały pomarańczowo-czerwone barwy.
Oczywiście, lordzie Francisie – odparła, ujmując ramię lorda Lestrange. Pewnie, choć nie nazbyt nachalnie. Lady Selwyn nie była jedną z tych dam, które wieszały się na mężczyznach, nawet gdy nie znały ich szczególnie dobrze. Zdaniem Wendeliny takie zachowanie zasługiwało na pełne potępienie. – Caren, słyszałaś? – spytała dziewczyny, która wyszła z powozu tuż za nią: – Wie, jak się zachować… zazwyczaj. Nie powinna nam przeszkadzać – obiecała.
Ruszyli w stronę opery, a Wendelina poczuła rosnącą ekscytację. Ciekawiła ją dzisiejsza sztuka. Miała jednak nadzieję, że będzie w języku angielskim. Francuskiego nie używała już od lat i obawiała się, że wiele mogła z niego zapomnieć.
Och, lordzie Francisie, nie umniejszaj sobie! Każda chwila spędzona z tak znamienitym człowiekiem jak ty jest dla damy wyróżnieniem. Gwiazdy czekają. Wszak trwają wiekami! A ludzka sztuka jest ulotna i zmienna. Choć przyznaję, wieczór spędzony na podziwianiu fajerwerków w otoczeniu gwiazd jest zawsze niepowtarzalnym przeżyciem – odparła, kiwają głową. – Na jaką operę mnie dziś lord zaprosił? Chętnie dowiem się o niej czegoś więcej. Komponował ją chyba jeden z niemieckich imigrantów, zgadza się? – dopytała, szczerze ciekawa, czyją pracę będzie mogła dziś podziwiać. W końcu nie samą alchemią i astronomią żyje człowiek! A już na pewno nie dama!


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]29.04.20 22:31
Staram się oddychać głęboko i robić dobrą minę do złej gry. Powtarzam sobie to, co w liście przekazała mi Evandra. Przesadzasz. Siostra, chociaż młodsza jest ode mnie zdecydowanie mądrzejsza, więc choć niechętnie, usiłuję zaufać jej słowom. Opór napotykam we mnie samym, we mnie zdradzieckim, bo oto tysiące sztyletów złożonych z ostrych myśli wbija się w tą naprędce skleconą obronną zbroję, a moje ramiona dosłownie opadają. Gdy zacisnę powieki, przed oczami już mam przyszłość obleczoną w barwy najczarniejsze, a opera nawet się jeszcze nie zaczęła. Oto falstart, ale ja im jeszcze wszystkim pokażę. Nestorowi, jego pachołkowi, no i Evandrze. Że umiem, że mogę i że chcę postępować, jak przystoi Lestrange'owi z krwi i kości, choć podświadomie wiem, że mnie to stworzono z morskiej piany.
Nie czuję się przez to bogiem ani trochę, choć przydałoby się trochę nieziemskiego pierwiastka, aby odsunąć od siebie te wszystkie strachy, bardzo przecież ludzkie. Płytkie. Połknę je, jak obrzydliwy eliksir rozgrzewający, zatykając nos, aby przypadkiem nie poczuć tego smaku. Tak zasługiwałem niegdyś na migoczące naklejki "dzielny pacjent", dzisiejszego wieczoru też chcę zasłużyć. Na święty spokój.
Odwrotnie jednak, to poruszenie okazuję, gdy Wendelina wysiada z powozu. Cieszę się. Zachwycam. Wygląda przecież pięknie, niejedne oko ucieknie ku niej, sam mimowolnie też zwracam uwagę na jej ostry podbródek, taki ze mnie koneser estetyki. Prawda jest taka, że i w rzecznej trollicy dojrzałbym potencjał, choć musiałbym się nieźle przy tym nagimnastykować. Tutaj, z Wendeliną, szukać daleko nie muszę, bo kusi i rozchwianą sylwetką, i ognistą fryzurą; kosmyki które wymknęły się z upięcia (celowo, jak znam życie) trzepoczą na wietrze i sprawiają, że wydaje mi się, jakby jej twarz stanęła w ogniu.
-Owszem, są piękne. Miałem nadzieję, że wspaniale podkreślą twoją urodę, lady Selwyn - komplementuję ją, dokładnie tak, jak należy - i nie myliłem się - dodaję cicho, uśmiechając się do niej, jakbym odniósł jakieś zwycięstwo. Bo i owszem, wygrywam, zostawiając daleko w tyle instynkt zachowawczy, który podpowiada mi, że to najwyższy czas, by spierdalać.
Jak go posłucham, już nigdy nie spojrzę Evandrze w oczy. Z powodu bardzo prostego, a mianowicie: ogłoszą mnie martwym. A to równie problematyczne, co śmierć faktyczna. Z tych powodów nie ryzykuję i przykładnie zabawiam Wendelinę, właściwie powinienem wychodzić ze skóry, by opowiadała o mnie w samych superlatywach.
-Nieźle, lady Selwyn. Może i wyglądam młodo, ale moje kości wiedzą swoje i łupią, jakbym co najmniej siedemdziesiątkę miał na karku - trochę narzekam, choć macham przy tym ręką, chcąc zbagatelizować własne dolegliwości. Oczywiście nieco je koloryzuję, codziennie wypijam serię obrzydliwych eliksirów i właściwie nie odczuwam skutków Dotyku Meduzy, lecz wymiana doświadczeń terapeutycznych to sprytna deska ratunku i alternatywa dla uwag o pogodzie. Na mnie spoczywa ciężar konwersacji - oczywiście - i muszę zadbać, by była zajmująca, nawet, jeżeli skrycie marzę o poszczuciu na kobietę energetycznego wampira - ród jest tak silny, jak silni są jego członkowie. Zdaje mi się, że Selwynowie nie mają się martwić - rzeczę lekko, zduszając podwójne wydziedziczenie pod obcasem swych butów. Tak to się robi, pogarda i podziw bijący z jednego zdania, mimo że fizycznie zazdroszczę obu tym panienkom odwagi i gdybym tylko mógł, zasypałbym je setkami pytań. Tego jednak Wendelina się nie dowie - tego nie dowie się nikt, póki nazywam się Lestrange.
Przelotnie zerkam na służkę, która nieśmiało wychyla się z powozu. Rozpoznaję w niej tą samą dziewczynę, która eskortowała Wendelinę do Londynu, gdy omawialiśmy wstępne projekty fajerwerków.
-Mam nadzieję, że i ty będziesz się bawić doskonale, moja droga - mówię ciepło, bo mimo że dziewczyna nadal znajduje się w pracy, w moim mniemaniu zasługuje na odrobinę rozrywki. Wendelina zdaje mi się wymagającą panią, przez te kilka godzin ja będę ją zabawiać - może później wymienimy się doświadczeniami?
Kręcę szybko głową, ja, znamienity człowiek, no błagam. Mdli mnie od nadmiaru cukru i chętnie pożułbym sobie tytoniu, by zneutralizować ten smak, ale na to już za późno.
-Daleko mi do osobistości, ale zrobię, co w mojej mocy, by każda dama oddana mi w opiekę poczuła się wyjątkowo - wywijam się jakoś, dbając o to uogólnienie, a także o to, by wybrzmiało jak najnaturalniej - Miłość do trzech pomarańczy opowiada dzieje pewnego królewicza, który cierpi na nieuleczalny smutek. Jedna klątwa wkrótce zmienia się w kolejną, a książę bez pamięci zakochuje się w tytułowych pomarańczach - pokrótce streszczam fabułę, nie przyznając się, że wiedzę czerpię nie z szerokiej wiedzy o muzyce, a baśni dla dzieci, niegdyś namiętnie przeze mnie czytanej - Prokofiew pochodził z ZSRR - poprawiam ostrożnie Wendelinę. Na moje oko lady Selwyn nie przepada za krytyką - swoją drogą, kto lubi wysłuchiwać, że nie ma racji? - więc mam się na baczności. Zakładam nogę na nogę, szczerze nie mogąc doczekać się rozpoczęcia, lecz powstrzymuję się przed zerknięciem na zegarek. Zamiast tego zmuszam się, by obrócić się profilem do mej towarzyszki.
-Ponoć to już klasyka, ale nadal mniej znana niż kolejna interpretacja Romea i Julii. Czy może jednak Shakespeare byłby trafniejszym wyborem? - dopytuję, a punkt (chyba?) trafia na moje konto. Zbieram informację, mam ją zadowolić.
No, nestora mam zadowolić, ale to ledwo chce mi przez gardło przejść.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Czarodziejska Opera - Page 2 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]02.05.20 14:05
Zachichotała cicho i nieco zalotnie (ale nie do przesady, wszak damie inaczej nie wypada!).
Rzadko się chyba mylisz w prezentach? Ten syreni śpiew… był piękny, zaiste piękny. Aż zaczęło mnie kusić, by poprosić ojca o znalezienie nauczyciela ich języka. Albo śpiewu. Znasz jakiegoś dobrego, lordzie Francisie? – zaczęła dopytywać lekkim tonem, w którym kryła się odrobina żartobliwości.
Wendelina, kompletnie nieświadoma myśli krążących w głowie lorda Lestrange, zaczynała być przekonana, że to spotkanie wyszło z inicjatywy samego Francisa, a nie ich nestorów. Oczywistym było, że sprawa została zaaranżowana przez ich opiekunów: bez ich zgody nie mogliby wszak się spotkać. Ale lordowi Lestrange nie ubywało przecież lat, czyż nie? Potrzebował żony, a Wendelina była gotowa takową zostać. Niezależnie od tego, kim miałby jej małżonek być. Być może więc po prostu uznał ją za adekwatną, za godną szansy. Wendelina z jednej strony nie miała wiec zamiaru jej zmarnować, z drugiej jednak czuła się na dość pewnej pozycji. Wszak to musiało wyjść od lorda Francisa!
Urok i młodość też mają swoją cenę – powiedziała, śmiejąc się cicho i wzdychając. Po chwili jednak spoważniała: – Jeśli jednak potrzebowałbyś pomocy… w kwestii eliksirów… jestem do dyspozycji – odparła. Wszak większość leczniczych wywarów powinna sporządzić bez najmniejszej trudności. Nie po to tyle lat swojego życia spędziła na studiowaniu trudnej sztuki alchemii.
Poza tym, jeśli Francisowi brakowało dobrego i sprawdzonego alchemika, to byłaby przecież tylko kolejny argument do wzięcia jej za żonę. Mogłaby go wspierać w dolegliwościach, prawda? Może nawet dla niego nauczyłaby się podstaw leczenia? W końcu czego nie robi się dla ukochanego!
Trudno się z lordem nie zgodzić. – Pokiwała głową. – Ale drzewo z przyciętymi gałęziami potrzebuje czasu, aby ponownie urosnąć w siłę. Wprawdzie zwykle rośnie silniejsze i piękniejsze… ale moja rodzina po prostu potrzebuje teraz czasu – wyjaśniła, wzdychając. – I sojuszów, lordzie Francisie. Ich z resztą wszyscy potrzebujemy… w tych czasach… – powiedziała, czekając, czy mężczyzna pociągnie ten temat dalej. Sojusze dla arystokracji zawsze były przynajmniej kluczowe. Wendelinie nie wypadało jednak proponować Francosowi przyjaźni między rodzinami. Mogła ją zasugerować, jednak tak czy siak zmiana stosunków rodziny była po stronie mężczyzn i samego nestora.
Caren podziękowała cicho, zapewniając, że będzie bawić się znakomicie. Dziewczyna, pouczona wcześniej przez lady Selwyn, trzymała się jednak wyraźnie na uboczu, przemawiając niepewnym siebie tonem. Nie miała być widoczna tego wieczora.
Uniosła brew.
Daleko? Och, musimy chyba popracować nad lordowską samooceną. Sama krew czyni cię osobowością, lordzie Francisie. A ty jesteś jeszcze znakomitym biznesmenem i znawcą syrenich zwyczajów – stwierdziła. – Och, to brzmi wspaniale, zaiste wspaniale. – Pokiwała głową. – Naprawdę? Proszę mi wybaczyć, już tak dawno nie byłam w operze… a moja rodzina preferuje zwyczajne sztuki teatralne. Nigdy nie dane było mi się zakłębić w świat muzyki. Cóż jeszcze stworzył ten Prokofiew? – dopytała.
Pokiwała głową, zamyślając się na chwilę.
Shakespeare’a znamy wszyscy, lordzie Francisie. A ja z radością rozszerzę swoje horyzonty – odparła.
Usiadła wygodnie w loży, z której – co tu kryć – widok był godny samej władczyni Anglii. Z resztą, jeszcze trochę, a być może któryś ze szlacheckich rodzin zajmie to miejsce. A Wendelina z radością znalazłaby się jak najbliżej osobistości, która zajęłaby angielski tron.


Czas to przestrzeń.
Poruszasz się przez galaktykę.
Zaczekaj na
najjaśniejsze gwiazdy
Wendelina Selwyn
Wendelina Selwyn
Zawód : alchemiczka, astrolożka
Wiek : 25 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Gdy Wasz świat spłonie, mój rozkwitnie pełnią swoich sił
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Czy to płomyk, czy prawdziwy pożar?
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8170-wendelina-selwyn-budowa#234905 https://www.morsmordre.net/t8254-shaula#238605 https://www.morsmordre.net/t12169-wendelina-selwyn#374871 https://www.morsmordre.net/f84-boreham-palac-beaulieu https://www.morsmordre.net/t8256-skrytka-bankowa-nr-1956#238609 https://www.morsmordre.net/t8255-wendelina-selwyn#374079
Re: Czarodziejska Opera [odnośnik]04.05.20 12:27
Okrutne to, kazać skazańcowi pleść węzeł na własną szyję, a dokładnie to robię, tuż po tym, jak własnymi rękami wykopałem płytki grób. Mógłbym od razu się w nim wygodnie ułożyć i przeskoczyć operowe widowisko, szelesty kobiecej sukni oraz pałające policzki, oszczędność czasu, nerwów, no i nikogo by nie raził brud pod moimi paznokciami. Lady Makbet miała krew na rękach, a ja schodzę o oczko niżej, korzystając z atrybutów mniej eleganckich. Bliżej mi chyba do wieśniaka niż do wielkiego pana, a przynajmniej chciałbym, by tak było, bo wówczas nie czaiłby się na mnie po kątach widma w białych sukniach. Wciąż podskórnie gniecie mnie straszliwa obawa, że pod koniec któregoś z aktów zza kurtyny wyskoczy lord Percival i Morgana, zapowiadając ślub stulecia i takim oto sposobem zostanę wmanipulowany w małżeństwo. Ciężko się odprężyć, gdy z każdej strony spodziewam się ataku, co najmniej noża wbitego w bark, płuca, między żebra i tak dalej.
-Nie lubię się powtarzać, lady Selwyn. Staram się, by każdy podarek odzwierciedlał był w jakiś sposób wyjątkowy - odpowiadam nader dyplomatycznie, z lekkim ukłonem. Przyjmuję komplement, pamiętając jednocześnie, by mówić tak, by nie wyjść na buca. Gdyby słoma zaczęła wystawać mi z butów, ułatwiłbym sobie bardzo to żyćko, ale na cenzurowanym niewiele zdziałać mogę - zdaje mi się, że języków obcych najłatwiej uczyć się od tych, dla których są one językami pierwszymi. Jeśli zaś chodzi o przedstawicieli ludzkiego gatunku, to niestety muszę cię rozczarować, lady Selwyn, ale nie znam nikogo takiego - kłamię, chociaż nie do końca. Siebie w tym zestawieniu nie liczę, bo dopiero bym się wpakował w kabałę, co najmniej dwa razy w tygodniu dwie godziny z Wendeliną spędzone na szlifowaniu gramatyki i charkaniu sobie do kieliszków? Thank u, next.
Trochę mi za siebie wstyd, bo lady Selwyn jest dostojna i uprzejma, ambitna - co cenię, mimo że poskarżyłem się na to nestorowi - a cała moja niechęć kiełkuje niezależnie od jej osoby. Po prostu to nie to, szczeniackie wytłumaczenie, ale marzy mi się poczuć, jeśli nie motylki, to choć łaskotanie w brzuchu. Teraz mam co najwyżej skręt kiszek ze stresu. Szarpię się sam ze sobą, rozdarty między sabotowaniem tego wieczorku, a poprowadzeniu go wręcz idealnie, pierwsza opcja kusi znacznie bardziej, za to druga niesie perspektywę pochwały od lorda Percivala oraz wyczekiwanego spokoju. Wysyła mnie z kwiatami, nie z pierścionkiem, myślę, oddychając głęboko. Zaręczynowy kamień majaczy gdzieś w moich koszmarach - oby tam już został.
-Dziękuję za twą hojną propozycję, lady Selwyn, ale jestem pod stałą opieką uzdrowicieli, którzy zapewniają mi wszystko, czego potrzebuję - odmawiam ostrożnie. Najchętniej wylewałbym te pomyje, ale kilkakrotnie przyłapany nie mam innego wyjścia, niż łykać je jak cukierki. Obawiam się o uzależnienie, niby hamują przebieg choroby, ale faszeruję się nimi za często i w ilości zbyt dużej.
-Owszem, choć zdaje się, że szczyt w Stonhenge przesądził o politycznych relacjach. Nawet, jeśli nie zostały oficjalnie potwierdzone, wiadomo, kto stoi po właściwej stronie. I komu można ufać - mówię, bo przyjaźnie między rodami są dla mnie warto tyle samo, ile sezonowe wyprzedaże u Parkinsonów. Nie jestem też osobą decyzyjną i w żadnym razie nie czuję się kompetentny do wymiany podobnych uwag; wyłapuję delikatną sugestię Wendeliny, ale przykro mi bardzo, trafiła kosa na kamień. Nie przykładam ręki, nogi, no niczego do podobnych negocjacji: póki trzymam się na uboczu, moje sumienie jeszcze nie wyjebało z poczucia winy wykraczającego daleko poza skalę.
Kiwam głową służce, która wygląda, jakby chciała zapaść się pod ziemię i zniknąć, po czym znów skupiam całą uwagę na Wendelinie. Gada jak potłuczona, kolejna z wypranym mózgiem, myślę, bo znam przecież  takie osobowości, którym i szlachecki tytuł nie pomaga i są zwykłymi, obleśnymi dziadami.
-Dziękuję za twe słowa, lady Selwyn, lecz te pochwały są zdecydowanie na wyrost - twierdzę, słuchanie o sobie w takim wydaniu ostro mnie krępuje - chętnie jednak posłucham więcej o twej pracy, madame, zwłaszcza o wykorzystywaniu alchemii przy tworzeniu fajerwerków. Interesujesz się również ich wytwórstwem, lady Selwyn, czy poprzestajesz na służeniu swą radą? - dopytuję grzecznie, przerzucając zainteresowanie na swą towarzyszkę. Im więcej będzie mówić, tym ja będę się mniej odzywać, a takie rozwiązanie zdaje się idealne dla mego wisielczego humoru.
-Przeniósł do opery Wojnę i Pokój Tołstoja, byłem też na balecie Kopciuszek, do którego napisał muzykę, prócz tego sporo koncertów i suit - mówię, marszcząc brwi i usiłując wygrzebać z odmętów pamięci choć garść informacji. Z teorią nie jestem za pan brat, ale na tyle ogarniam, zwłaszcza, że przed tą randką doczytałem konspekt.
-Być może, lecz nowe interpretacje sprawiają, że każdą sztukę ogląda się niby coś świeżego. Chyba, że preferujesz przedstawienia klasyczne, lady Selwyn? - wyrażam swe zainteresowanie, walcząc z przemożną chęcią ziewnięcia. Ratuje mnie gasnące światło, więc już się nie krępuję, po chwili opada kurtyna, a nas dosięgają pierwsze podniosłe dźwięki. Zawczasu wyposażyłem się w lornetkę - oldschool totalny - którą oczywiście oferuję Wendelinie. Mi tam specjalnie nie zależy, jakbym chciał patrzeć na facetów w rajtuzach, po prostu poszedłbym do pracy.


Tak, możesz zapalić znicz
Chociaż wiem, że już nic
Mnie nie czyni człowiekiem
Morgan Szalbierz
Morgan Szalbierz
Zawód : staram się
Wiek : 32
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler
I Tend The Light
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Czarodziejska Opera - Page 2 0a8b1-img_1302
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7974-francis-m-lestrange https://www.morsmordre.net/t8044-don-juan https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t7980-skrytka-bankowa-nr-1928 https://www.morsmordre.net/t8093-fransua-lestrange

Strona 2 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Czarodziejska Opera
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach