Cygnus Black
Nazwisko matki: Flint
Miejsce zamieszkania: Grimmuald Place 12, Londyn
Czystość krwi: Szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: Pracownik Międzynarodowej Komisji Handlu Magicznego w Brytyjskim Ministerstwie Magii
Wzrost: 185 centymetrów
Waga: 86 kilogramów
Kolor włosów: Czarny
Kolor oczu: Ciemny
Znaki szczególne: Dość wysoki, dobrze zbudowany facet, przeważnie z delikatnym zarostem. Na dodatek bardzo charakterystyczna dla jego rodziny uroda - blada cera, czarne włosy, bardzo ciemne oczyska.
15 cali, Cis, Łuska hipokampusa
Slytherin
Kruk
leżące zwłoki mojego rodzeństwa
wanilią, kawowcem, tytoniem
siebie samego w roli Ministra
polityką, historią, ekonomią
-
grywam w szachy, czasami w karty, a od biedy pojedynkuję się
muzyki klasycznej
Daniel Gillies
Przyszedłem na świat chwilę po północy dwunastego marca tysiąc dziewięćset dwudziestego szóstego roku. W tle mojego donośnego, dziecięcego krzyku przygrywały krople deszczu uderzające w szybę. Byłem drugim dzieckiem, a zarazem pierwszym synem Irmy i Polluxa Blacków. Tym samym zostałem swego rodzaju oczkiem w głowie i dumą czarnowłosego czarodzieja. Choć ojciec nigdy nie okazywał mi uczuć - wiedziałem, że mam jego poparcie w swoich działaniach. Wymagał wiele od siebie, swojej żony, a przede wszystkim od dzieci. Jak przystało na potomka szlachetnego rodu, mając zaledwie trzy lata przejawiłem pierwsze oznaki bycia czarodziejem. Widok matki, która poświęca coraz więcej czasu młodszemu bratu wywołała we mnie pierwsze w życiu uczucie wściekłości. Byłem o niego zazdrosny, to właśnie spowodowało nagłe zrzucenie kilku wazonów w salonie. Szkody na które naraziłem rodziców były dość duże, wszak były to rodzinne pamiątki o sporej wartości. Nie spodziewałem się tego zupełnie, ale upiekło mi się. Otrzymałem jedynie reprymendę - następnie przyszedł czas na naukę panowania nad sobą pod czujnym okiem ojca. Od dziecka uczono mnie co oznacza bycie prawdziwym Blackiem. Spokojnym, ułożonym, a przede wszystkim skrywającym uczucia. Nauki te przeplatałem z historią magii, szlacheckiej etykiety, heraldyki rodów szlachetnych, czy nawet lekcjami tańca balowego. Dużą uwagę przykładano również do tego w jaki sposób mówię, a przede wszystkim co. Byłem wychowywany na wzorowego przedstawiciela swojego rodu. Nic więc dziwnego, że gdy tylko nadaszała się ku temu okazja, byłem zabierany na oficjalne przyjęcia i spotkania arystokracji. Odkąd pamiętam gustowałem w rozmowie ze starszymi od siebie, a w wymienianiu z nimi poglądów i przekonań znajdowałem wielką przyjemność.
Presja wywierana od strony rodziny była ogromna. Moment w którym otrzymałem list z Hogwartu miał być tym najszczęśliwszym w moim dotychczasowym życiu. Guzik prawda. Byłem najstarszym z trójki synów, siostra niestety nie była w stanie przetrzeć całkowicie szlaków w naszej drodze edukacji. Zadanie to spadło po części na moje barki, musiałem utrzymać wspaniały status rodu. Rozpoczęcie roku przebiegło pomyślnie, tiara przydzieliła mnie do domu, który od zawsze był mocno związany z moimi przodkami. Zostałem Ślizgonem razem z wieloma osobami o równie silnych, dominujących charakterach. Wśród nas znalazł się niejaki Tom Riddle, którego od zawsze uważałem za jednego ze swoich rywali. Poniekąd podziwiałem go, jego wiedzę, charyzmę, to jak zebrał wokół siebie przedstawicieli szlachetnych rodów, w tym również i mnie. Zawsze byłem świetnym uczniem, miałem dobrą pamięć, dobrze sobie radziłem z magią. Nawet w tak młodym wieku wiedziałem do czego mam szczególną smykałkę, a nad czym muszę pracować ciężej. Jednak on był cały czas lepszy, nie mogłem się z nim równać. Był przykładem genialnego czarodzieja, a mi pozostało być w jego cieniu. Właśnie wtedy postanowiłem zostać jego krukiem, strażnikiem. Wraz z nim poznawałem tajniki czarnej magii, słuchałem jego wywodów na ten temat. Prowadziłem szkolne życie wśród wielu przedstawicieli Slytherinu, zawsze będąc tym opanowanym, wysokim człowiekiem, stojącym nieco z boku, a jednak mającym własne zdanie.
Podążałem za nim z własnych, egoistycznych pobudek, chcąc pewnego dnia być z nim na równi w kwestii czarodziejstwa. Już wtedy wiedziałem, że może to nigdy nie nastąpić. Jednakże nigdy nie odtrącałem od siebie innych ludzi, nawet tych, którzy nie byli bezpośrednio związani z Rycerzami Walpurgii. Zawsze podniesiona wysoko głowa, dumne spojrzenie, uczucie wyższości były domeną mojego rodu. Emanowałem nimi na daleko, a jednak nie zrażałem do siebie innych ludzi. Wpojone za dzieciaka umiejętności interpersonalne były przydatne przy zawieraniu nowych znajomości. Miałem zostać kiedyś politykiem, więc okres szkolny postawiłem sobie za miejsce w którym zacznę działać w tym kierunku. Zaproszenie do Klubu Ślimaka było zaszczytem. Wydarzenie, które odbyło się w tym samym roku było równie ważne dla mojego życia. Komnata tajemnic została otworzona po raz pierwszy. Byłem tam jako jeden z Rycerzy i zostałem do samego końca. Wielu z moich "przyjaciół" uciekło po tym incydencie, odcięło się od Toma, a część z nas została przy nim. Wierność jaką mu ofiarowałem można było spokojnie przyrównać do tej, którą otrzymywała moja rodzina. Nie miałem czasu, by się zamartwiać o to co faktycznie zrobiliśmy. Jakie nieszczęście sprowadziliśmy. Wszakże należało przygotowywać się do SUM. Miałem swoje słabostki jak każdy inny. Zupełnie nie radziłem sobie z eliksirami, zielarstwem czy opieką nad magicznymi zwierzętami. Byłem natomiast prymusem w transmutacji, obronie przed czarną magią, świetnie radziłem sobie również w zaklęciach ofensywnych, wygrywając kolejne pojedynki. Na poziomie wybitnym zdałem znienawidzoną przez wielu historię magii, transmutację i obronę, powyżej oczekiwań uplasowałem sobie właśnie zaklęcia i uroki.
Choć byłem popularnym uczniem, przez wielu lubiany i doceniany, to znalazło się kilkoro patrzących na mnie niechętnie. Najprawdopodobniej spowodowane było to moim podejściem do krwi mugolskiej, czy nawet tej ze skazą. Jak można się domyślić, niczym najprawdziwszy Black zawsze uważałem się za osobę wyżej postawioną. Traktowałem nieznane mi z początku osoby jak głupców, niewartych mojej uwagi. Wiele razy przechodziłem obok nich bez słowa, nawet gdy próbowali swoich zaczepek w celu sprowokowania mnie. Zimne spojrzenie, szyderczy uśmiech, to zdecydowanie wystarczało. Już wtedy wydawałem się wyższy i lepiej zbudowany od większości przedstawicieli płci brzydkiej. Mocne rysy twarzy, charakterystyczna blada cera, czarne włosy, to wszystko dodawało mi pewnego uroku i powagi.
Czas, który spędziłem w szkole, minął jak z bicza strzelił. Pozostało zdać OWUTEMy, podczas których osiągnąłem taki sam wynik jak w trakcie SUM. Wraz z końcem szkoły pożegnaliśmy Toma, a każdy z nas poszedł w swoją stronę. Pragnac spełnić stawiane przede mną wymagania ojca, oddałem swoją karierę w ręce Ministerstwa. Odbyłem staż w Departamencie Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów, gdzie ostatecznie osiadłem na dobre, z krótką tylko przerwą. Tuż po stażu wyjechałem z kraju - porzuciłem Wielką Brytanię na rok w rozmowie z ojcem argumentując tę decyzję chęcią poszerzania horyzontów, szlifowania języków obcych. Zwiedziłem Francję i Włochy, poświęcając dokładnie pół roku na każdy z tych krajów. W tym czasie zdołałem poznać tamtejszą kulturę, nauczyłem się posługiwać francuskim i włoskim w stopniu biegłym. Ponadto zdobyłem wiele ciekawych kontaktów biznesowych, a dzięki jednemu z gospodarzy poznanych we Florencji zainteresowałem się ekonomią. Choć robiłem to z poczucia obowiązku, ostatecznie polubiłem to wszystko. Rozwijałem się, czytając kolejne książki o zarządzaniu biznesem, zasobami pieniężnymi oraz ludzkimi. Zająłem się również prawem i handlem, które miały bezpośrednie połączenia z moim nowym hobby. Poświęciłem temu cały swój czas, chciałem być najlepszy w tym co robię. Rok minął, a ja wróciłem do ojczyzny bogatszy o wiedzę, doświadczenia, pasję.
Rodzina wywierała na mnie nacisk. Chciano, żebym ożenił się z jakąś szlachcianką. Nie było to moim ówczesnym priorytetem, kariera w Ministerstwie Magii wciąż była bardziej kusząca. Ojciec – mimo bardzo konserwatywnych poglądów i tęsknoty do wnuków, których wyczekiwał - poparł moją decyzję. Najprawdopodobniej dlatego, że pokładał we mnie wielkie nadzieje. Dał mi jeszcze odrobinę czasu, pozwolił na rozwinięcie się i zaistnienie w świecie. Koniec końców okazało się, że miał po prostu wszystko dokładnie zaplanowane. Cały czas trzymał rękę na pulsie, manipulował mną, pozwalając bym wierzył, że to ja wygrywam tę grę. Nigdy nie przyszłoby mi przecież do głowy, że czeka, aż kandydatka na moją żonę podrośnie, dojrzeje do nowej roli. Ukartował wszystko wbrew mojej woli.
Mam teraz 30 lat, a moja kariera specjalisty od Międzynarodowego Handlu Magicznego rozwija się w szaleńczym tempie. Dwa lata temu do kraju wrócił Czarny Pan, zapraszając do siebie starych znajomych, w tym mnie. Ponadto zostałem zmuszony do czegoś na co wciąż nie byłem przygotowany. Przeciągałem nieuniknione wystarczająco długo, aż wreszcie postawiono mnie przed faktem dokonanym. Zorganizowano zaręczyny między mną, a niejaką Druellą Rosier, pięć lat młodszą ode mnie szlachcianką. Black i Rosier, dwa zwaśnione ze sobą od lat rody. Najwyraźniej przeważyła ku temu chęć polepszenia naszych wzajemnych stosunków. Nawet w moim prywatnym życiu pojawiła się polityka. Nie protestując więcej przyjąłem to do świadomości i postanowiłem wypełnić swoją powinność. Co dalej będzie ze mną i z moim życiem? Czy zrobię oszałamiającą karierę jako polityk? Może moje zdolności do manipulacji poprowadzą mnie w zupełnie innym kierunku? A może zginę walcząc jako Rycerz Walpurgii, jeden z ludzi Czarnego Pana? Wszystko się okaże, a ja nie mogę się już doczekać kolejnego rozdziału.
Już w pierwszej chwili wspomnienie związane właśnie z rodziną było furtką do wyczarowania patronusa. Choć kontakt z młodszym rodzeństwem miałem zawsze nieco utrudniony, a oni zawsze próbowali wywinąć mi jakiś numer, to właśnie widok tych urwisów, dumnych z udanego żartu, wzbudzał we mnie największe uczucia. Uczucia tak poruszające serce i ciepłe, że potrafiły obronić przed złem. Uprzykrzali mi życie, ale właśnie tamte czasy wspominam najlepiej. Byłem częścią ich świata - teraz widujemy się rzadko, głównie przy rodzinnych uroczystościach.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 12 | +2(różdżka) |
Zaklęcia i uroki: | 5 | Brak |
Czarna magia: | 11 | +1(różdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 7 | +2(różdżka) |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 7 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Język francuski | II | 2 |
Język włoski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia magii | II | 10 |
Kłamstwo | II | 10 |
Retoryka | III | 25 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Ekonomia | II | 10 |
Szczęście | I | 5 |
Szlachecka etykieta | I | 0 |
Jasny umysł | I | 2 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura(wiedza) | I | ½ |
Muzyka(wiedza) | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | I | 1 |
Latanie na miotle | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | - |
Reszta: 0 |
Różdżka
Ostatnio zmieniony przez Cygnus Black dnia 12.05.18 17:27, w całości zmieniany 1 raz
Witamy wśród Morsów
[26.05.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: zmiennokształtny koral
[06.06.18] Spotkanie Rycerzy Walpurgii, +10 PD
[06.06.18] "Nie kraty tworzą więzienie" - rozstawienie świstoklików dla śmierciożerców, +2 PD