Lasy wokół zamku
Strona 1 z 16 • 1, 2, 3 ... 8 ... 16
AutorWiadomość
Lasy wokół zamku
Lasy zajmują szczególne miejsce w sercach pobliskich mieszkańców; dzięki ich bliskości czują się w pewien sposób chronieni, trudno by im było się odnaleźć bez świadomości, że ich drzewiaści przyjaciele pozostają na wyciągnięcie ręki. Choć przestrzenie są bardzo rozległe, nietrudno tu odnaleźć swoją drogę. Niejedna ścieżka przecina te okolice, prowadząc zagubionych podróżnych od polan, niewielkich strumieni aż pod sam Lancaster Castle. Wśród pni znajdują się zarówno wiekowe okazy jak i te nieco młodsze, gdzieniegdzie wskazówki z patyczków i chorągiewek wskazują na skarby zakopane przez latorośle Ollivanderów. Jeśli się wie, gdzie szukać, można tu odnaleźć najróżniejsze okazy flory jak i natknąć się na ciekawskie stworzenia. Las pozostaje oazą spokoju, miejscem, w którym można zebrać swoje myśli jak i wybrać się na konną przejażdżkę.
[bylobrzydkobedzieladnie]
U skraju alei lewitujących drzew, nieopodal łuku, pod którym państwo młodzi złączyli wcześniej swe losy, stopniowo pojawiały się migotliwe światełka, zapowiadając krótką konkurencję, przygotowaną dla gości przez gospodarzy. Kurtyna roślinności, stanowiąca zgrabne tło dla zaślubin, rozchyliła się, ukazując klimatycznie oświetlone przejście - kilka kroków ozdobioną kwiatami ścieżką wystarczyło, by dostrzec niewysoki podest, na którym czekał już prowadzący, gotowy przybliżyć szczegóły zabawy.
Dante Ollivander wydawał się do tego zadania idealny - wystawał ponad tłum, wyróżniając się wysokim wzrostem, dodatkowo spotęgowanym czarnym, eleganckim i wyjątkowo długim cylindrem. Charakterystyczne rysy twarzy łatwo zapadały w pamięć - ostre kości policzkowe i linia szczęki, niemal idealnie prosty nos, filuterny uśmiech oraz dwa dołeczki w policzkach. Lekko odstające uszy kryły się pod strzechą czarnych włosów, a w brązowych oczach połyskiwała energia. Wyróżniał się - charyzma i dziwny rodzaj wdzięku towarzyszyły mu od dziecka i choć trzydziestkę minął parę lat temu, zazwyczaj oceniano go na ledwie ponad dwadzieścia wiosen. Zapraszał wszystkie pary na środek, ustawiając je wokół prostego stolika, na którym spoczywała czarna sakiewka, zdobiona złotą nicią.
- Tutaj, moi drodzy państwo, proszę się zgromadzić wokół stolika - zachęcał, w międzyczasie prawiąc kobietom komplementy i lawirując między gromadzącymi się uczestnikami.
- Jesteśmy wszyscy? Wspaniale! - zawyrokował, łącząc ze sobą dłonie w pozytywnym klaśnięciu, na które roślinna kurtyna opadła, przysłaniając przejście do głównej części weselnych atrakcji. Jak na zawołanie zapłonęły lampiony, delikatnie rozjaśniające ciemniejsze partie lasu - teraz wszyscy mogli dostrzec uplecione z wikliny tunele, a przynajmniej ich początki, bowiem to w nich znajdowało się źródło światła. Gdzieniegdzie odcinała się biel skromnych kwiatów. - Macie okazję poznania leśnych uroków z niecodziennej perspektywy - przyznał, chwytając sakwę w dłoń - wydobywający się przy tym odgłos wyraźnie zasugerował, że w środku było drewno. - Na tych ścieżkach czekają wyzwania i zagadki, proszę państwa, wyzwania i zagadki wymagające zgodnej współpracy i wytężenia pomyślunku - proszę losować, one wszystko wam powiedzą - nie mógł przecież zdradzić wszystkiego na samym początku! Złotą wstążkę rozwinął, wyciągając ręce w oczekiwaniu.
Tabliczki - wykonane z jasnego drewna, gładkie i proste, z wyraźnym wyżłobieniem na cztery elementy układanki. Kategoria pojawia się z tyłu, lśniąc ciemnozłotą kaligrafią.
| Czas na napisanie posta upływa 8.01 o 21:00, w razie ewentualnych opóźnień proszę kierować się na pw Ulka
Dzieci mają obowiązek rzucić dwiema kośćmi k20 przy każdym poście - suma kości wskazuję anomalię lub jej brak - zastępuje to kość anomalie - DN.
Dante Ollivander wydawał się do tego zadania idealny - wystawał ponad tłum, wyróżniając się wysokim wzrostem, dodatkowo spotęgowanym czarnym, eleganckim i wyjątkowo długim cylindrem. Charakterystyczne rysy twarzy łatwo zapadały w pamięć - ostre kości policzkowe i linia szczęki, niemal idealnie prosty nos, filuterny uśmiech oraz dwa dołeczki w policzkach. Lekko odstające uszy kryły się pod strzechą czarnych włosów, a w brązowych oczach połyskiwała energia. Wyróżniał się - charyzma i dziwny rodzaj wdzięku towarzyszyły mu od dziecka i choć trzydziestkę minął parę lat temu, zazwyczaj oceniano go na ledwie ponad dwadzieścia wiosen. Zapraszał wszystkie pary na środek, ustawiając je wokół prostego stolika, na którym spoczywała czarna sakiewka, zdobiona złotą nicią.
- Tutaj, moi drodzy państwo, proszę się zgromadzić wokół stolika - zachęcał, w międzyczasie prawiąc kobietom komplementy i lawirując między gromadzącymi się uczestnikami.
- Jesteśmy wszyscy? Wspaniale! - zawyrokował, łącząc ze sobą dłonie w pozytywnym klaśnięciu, na które roślinna kurtyna opadła, przysłaniając przejście do głównej części weselnych atrakcji. Jak na zawołanie zapłonęły lampiony, delikatnie rozjaśniające ciemniejsze partie lasu - teraz wszyscy mogli dostrzec uplecione z wikliny tunele, a przynajmniej ich początki, bowiem to w nich znajdowało się źródło światła. Gdzieniegdzie odcinała się biel skromnych kwiatów. - Macie okazję poznania leśnych uroków z niecodziennej perspektywy - przyznał, chwytając sakwę w dłoń - wydobywający się przy tym odgłos wyraźnie zasugerował, że w środku było drewno. - Na tych ścieżkach czekają wyzwania i zagadki, proszę państwa, wyzwania i zagadki wymagające zgodnej współpracy i wytężenia pomyślunku - proszę losować, one wszystko wam powiedzą - nie mógł przecież zdradzić wszystkiego na samym początku! Złotą wstążkę rozwinął, wyciągając ręce w oczekiwaniu.
Tabliczki - wykonane z jasnego drewna, gładkie i proste, z wyraźnym wyżłobieniem na cztery elementy układanki. Kategoria pojawia się z tyłu, lśniąc ciemnozłotą kaligrafią.
- Mechanicznie:
- Pierwsza osoba z pary (to znaczy pierwsza umieszczająca posta) rzuca pod swoim postem dwiema kośćmi:
k6, odpowiadającą za wylosowanie tabliczki z zagadką, wedle rozpiski:
• 1 - rzeźba
• 2 - malarstwo
• 3 - literatura
• 4 - muzyka
• 5 - historia magii
• 6 - możliwość wyboru jednej z podanych kategorii (wybór musi pojawić się w poście kolejnej osoby z pary)
oraz k10, odpowiadającą za pierwsze zadanie
Druga osoba z pary rzuca pod swoim postem dwiema kośćmi: k20 oraz k6, odpowiadające zadaniom na dalszych etapach
| Czas na napisanie posta upływa 8.01 o 21:00, w razie ewentualnych opóźnień proszę kierować się na pw Ulka
Dzieci mają obowiązek rzucić dwiema kośćmi k20 przy każdym poście - suma kości wskazuję anomalię lub jej brak - zastępuje to kość anomalie - DN.
- anomalie dzieci:
- 2. Na okres trzech kolejek grawitacja zaczyna działać dla Ciebie inaczej. Unosisz się i opadasz powoli i płynnie co kilkanaście sekund na wysokość metra i znów na ziemię.
3 .Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
4. Zamieniasz się na głosy z osobą która stoi najbliżej Ciebie. Efekt utrzyma się dwie kolejki.
5. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
6. W Twojej ręce pojawia się waniliowa babeczka.
7. Nie przytafiają Ci się żadne anomalie.
8. Nie wiadomo skąd spada na Ciebie kolorowe konfetti.
9. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
10. Przyciągasz okoliczne ptactwo, dookoła pojawia się kilka ptaków, trzy najodważniejsze osiadają na Twoich ramionach/rękach.
11. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
12. Zaczynasz świecić delikatnym ale zauważalnym światłem. Efekt utrzyma się 5 kolejek.
13. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
14. Na Twojej głowie wyrastają kwiaty (stokrotki lub niezapominajki) które same układają się we wianek. Efekt utrzyma się do wieczora, kwiaty same opadną kiedy będziesz kłaść się spać.
15. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
16. Zaczynasz pachnieć jak amortencja Twojej matki. Efekt utrzyma się 5 kolejek.
17. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie
18. Na czas jednej fabuły rośniesz, wyglądasz jak dwudziestoletnia wersja siebie.
19. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
20. W Twojej dłoni pojawia się bukiet białych róż.
21. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
22. Znikąd pojawia się chmurka brokatowego pyłu która po chwili Cię obsypuje.
23. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie
24. Kichasz, wypuszczając przy tym chmurki pyłu w pastelowych kolorach, które unoszą się ku górze. Trwa jedną turę.
25. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
26. Nad Twoją głowę nadlatuje stadko biedronek które zaczynają latać w kółko kilka centymetrów nad Tobą.
27. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
28. Zaczynasz mówić wierszem, przez trzy kolejki nie jesteś w stanie wypowiedzieć się nie układając zdań w taki sposób by kończyły się rymami.
29. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
30. Twoje ręce zmieniają się w skrzydła ptaka. Mocno machając wywołujesz wiatr, ale możesz unieść się najwyżej na wysokość pół metra. Efekt utrzymuje się tylko jedną kolejkę.
31. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
32. Twoje włosy dzwonią jak delikatne dzwoneczki przy każdym ruchu. Efekt utrzyma się jedną fabułę.
33. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
34. Malejesz. Wszystkie proporcje zostają zachowane, jednak malejesz do wzrostu nie większego niż dwadzieścia centymetrów. Efekt utrzyma się dwie tury.
35. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
36. Z Twoich dłoni przez kilkanaście sekund tryskają zimne ognie. Nie parzą, nie robią nikomu krzywdy, nie pozostawiają po sobie śladu.
37. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
38. Na Twojej skórze pojawiają się linie układające się we wzory kwiatu paproci. Efekt zniknie po kolejce.
39. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
40. Masz coś na wzór krótkiej wizji jasnowidza - przez kilka sekund do Twojego umysłu przychodzi wyobrażenie, jesteś pewien że dokładnie wiesz z czego będzie się składała i jak będzie wyglądała Twoja różdżka.
I show not your face but your heart's desire
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 12.03.23 22:20, w całości zmieniany 2 razy
Cieszyła się. Tak po prostu. Że sobie wszystko wyjaśnili - było dobrze. Przyjemnie. Czuła łaskotanie w żołądku, natomiast uśmiech nie schodził z nakrapianej złocistymi plamkami twarzy. Powstrzymywała się przed podrygiwaniem kiedy zaczęli iść w stronę epicentrum szampańskiej zabawy. Huśtawki zostawili za sobą daleko w tyle, sprawiając, że dwa kawałki drewna stały się po prostu cichym wspomnieniem. Rhiannon ułożyła je dokładnie w głowie; chciała zapamiętać, żeby w chwilach słabości sięgnąć po te wyjaśnienia. Czego jak czego, ale niepewności nienawidziła. Może zdarzało się rudowłosej bujać w obłokach, jednak kochała przy tym stać równo na własnych nogach. Czerpać siłę z ziemi, korzeni oraz stojących za tym emocji - to wszystko składało się na skomplikowaną układankę jaką była. Jak każda kobieta. Jeśli Tony myślał, że kiedykolwiek zrozumie postępowanie płci przeciwnej, to niestety pławił się w naiwności swoich wyobrażeń. Nic nie miało być takie samo, nawet pozornie identyczne sytuacje zwykle wymuszały na czarownicach podejmowanie różniących się od siebie decyzji. Przy czym zawsze kierowały się jednym - dobrem, tak po prostu. O ile nie były przegnite do szpiku kości. Ria nie była.
Prezentowała się wręcz pociesznie w tak wyśmienitym humorze, koncentrująca się na uspokojeniu przyspieszonego bicia serca oraz usypiania nagłego naładowania energii do działania. Przecież ogłoszono konkurs - nie czuła się dobrze w zagadkach, ale to nie miało takiego wielkiego znaczenia kiedy miała obok siebie Macmillana. Rudzielec miał nadzieję, że spędzą miło czas we dwoje; pozbawieni urazów, niepewności czy negatywnych emocji. Zasługiwali na chwilę relaksu, odpoczęcia od przerażających decyzji mający ważyć na całym ich życiu. Nie musieli podchodzić do siebie nieufnie, oswajać ze sobą - ich jedyną powinnością była dobra zabawa. - Chodź, z twoim i szczęściem i moim eeee urokiem osobistym zwyciężymy wszystko - zachęciła towarzysza do zgłoszenia. W razie czego dołożyła do broni prześliczny uśmiech w pakiecie z sarnimi oczami; temu mężczyzna nie mógł się już oprzeć. Dlatego pociągnęła go lekko za ramię w momencie zbierania się w wyznaczonym przez organizatorów miejscu. Pięknym, skądinąd. - Wyznam ci, że nie mam szczególnej smykałki do zagadek - szepnęła do Tony’ego, wdrapując się na palce i nachylając w jego kierunku. Rhiannon nie pomyślała, że w ten sposób nieco nadwyrężała zasłużone buty, acz przemowa lorda Ollivandera odwróciła myśli pieguski od wszelkich kataklizmów. Zamiast tego wyraźnie skoncentrowała się na zadaniu jakie postawiono przed nimi.
Jako jedna z pierwszych podeszła do przodu w celu wylosowania pożądanej tabliczki. Bała się, że nie wylosuje niczego łatwego, ale przecież była Weasley’em - nigdy nie szła na łatwiznę. Obejrzała się jeszcze przez ramię na towarzyszącego rudowłosej czarodzieja, po czym zerknęła na gładkie drewno. Obróciła je w dłoni zamierzając odczytać ciemnozłotą kaligrafię pierwszej kategorii.
Prezentowała się wręcz pociesznie w tak wyśmienitym humorze, koncentrująca się na uspokojeniu przyspieszonego bicia serca oraz usypiania nagłego naładowania energii do działania. Przecież ogłoszono konkurs - nie czuła się dobrze w zagadkach, ale to nie miało takiego wielkiego znaczenia kiedy miała obok siebie Macmillana. Rudzielec miał nadzieję, że spędzą miło czas we dwoje; pozbawieni urazów, niepewności czy negatywnych emocji. Zasługiwali na chwilę relaksu, odpoczęcia od przerażających decyzji mający ważyć na całym ich życiu. Nie musieli podchodzić do siebie nieufnie, oswajać ze sobą - ich jedyną powinnością była dobra zabawa. - Chodź, z twoim i szczęściem i moim eeee urokiem osobistym zwyciężymy wszystko - zachęciła towarzysza do zgłoszenia. W razie czego dołożyła do broni prześliczny uśmiech w pakiecie z sarnimi oczami; temu mężczyzna nie mógł się już oprzeć. Dlatego pociągnęła go lekko za ramię w momencie zbierania się w wyznaczonym przez organizatorów miejscu. Pięknym, skądinąd. - Wyznam ci, że nie mam szczególnej smykałki do zagadek - szepnęła do Tony’ego, wdrapując się na palce i nachylając w jego kierunku. Rhiannon nie pomyślała, że w ten sposób nieco nadwyrężała zasłużone buty, acz przemowa lorda Ollivandera odwróciła myśli pieguski od wszelkich kataklizmów. Zamiast tego wyraźnie skoncentrowała się na zadaniu jakie postawiono przed nimi.
Jako jedna z pierwszych podeszła do przodu w celu wylosowania pożądanej tabliczki. Bała się, że nie wylosuje niczego łatwego, ale przecież była Weasley’em - nigdy nie szła na łatwiznę. Obejrzała się jeszcze przez ramię na towarzyszącego rudowłosej czarodzieja, po czym zerknęła na gładkie drewno. Obróciła je w dłoni zamierzając odczytać ciemnozłotą kaligrafię pierwszej kategorii.
Just stay with me, hold you and protect you from the other ones, the evil ones.
The member 'Ria Weasley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 4
--------------------------------
#2 'k10' : 9
#1 'k6' : 4
--------------------------------
#2 'k10' : 9
Światełka migotały coraz intensywniej, zwiastując rozpoczęcie wydarzenia, na które Rory czekał z niecierpliwością. Kiedy kurtyna zieleni rozsunęła się jak za dotknięciem różdżki, miał ochotę zagwizdać pod nosem z wrażenia, spotęgowanego zarysowującą się przed oczami ścieżką utworzoną z pięknego kwiecia. Nie był pewien gatunku jednego z nich - w pierwszym odruchu zapragnął wyrwać się do przodu, by uklęknąć tuż obok i przyjrzeć się roślinie z bliska, lecz przecież nie miałoby to najmniejszego sensu w pojedynkę; musiał znaleźć sobie parę - i do zmierzenia się z czekającymi go wyzwaniami postanowił zaprosić lady, która zajmowała szczególne miejsce w jego sercu.
- Miri - niemalże zmaterializował się koło pieguska, siadając przed nią na kolanach, żeby nie dzieliła ich różnica wzrostu. - Zechcesz mi potowarzyszyć? - spytał poważnym tonem, choć w jego oczach błyskały wesołe ogniki.
Delikatnie ujął ją za rączkę, i już we dwójkę wkroczyli na kwietną ścieżkę; przed nimi odsłonił się podest, na którym królował prowadzący wydarzenie Ollivander. - Ciekawe, czy zwycięska para dostanie w nagrodę ten cylinder - wyszeptał do Miri z nieskrywanym zachwytem; miał całą kolekcję nakryć głowy, lecz żadne z nich nie przypominało tego, co nosił z dumą Dante. - Wiesz, słyszałem kiedyś, że mugole też mają swoich magów; nie potrafią oni czarować różdżką, więc zaczarowują umysły ludzi tak, by myśleli oni, że są świadkami magii... i z takich właśnie cylindrów wyciągają malutkie króliki albo białe jak śnieg gołębie - starał się mówić na tyle cicho, by nie przeszkadzać nikomu ze zgromadzonych; on sam nie koncentrował się zbytnio na słowach prowadzącego, reguły wydawały mu się jasne.
- Chyba powinniśmy tam podejść - skinął głową w stronę wyznaczonego dla par miejsca, tuż przed stolikiem, na którym leżała tajemnicza sakiewka.
Wtem wiele rzeczy wydarzyło się naraz - rośliny odgrodziły ich od pozostałych weselnych gości; przepiękne lampiony zalśniły, wtórując blaskiem oświetlonym wejściom do tajemniczych tuneli. To wszystko tworzyło razem przepiękną kompozycję.
Gdy Dante potrząsnął sakiewką, Rory zerknął znacząco na Miriam - nie miał najmniejszych wątpliwości, że dziewczynka łowi właśnie wydobywający się z materiału dźwięk; chłonęła świat całą paletą zmysłów, więc to pewnie ona szybciej niż on dopasowała ton do drewnianej gamy.
Złożył razem ręce, wyciągając je w stronę Miri - chuchnij na szczęście - wtrącił konspiracyjnie, tak jakby miało to im dać przewagę i żadna z par nie mogła się o tym dowiedzieć; ze szczęściem niesionym w zaciśniętych w pięści dłoniach ruszył wylosować jedną z tabliczek.
- Miri - niemalże zmaterializował się koło pieguska, siadając przed nią na kolanach, żeby nie dzieliła ich różnica wzrostu. - Zechcesz mi potowarzyszyć? - spytał poważnym tonem, choć w jego oczach błyskały wesołe ogniki.
Delikatnie ujął ją za rączkę, i już we dwójkę wkroczyli na kwietną ścieżkę; przed nimi odsłonił się podest, na którym królował prowadzący wydarzenie Ollivander. - Ciekawe, czy zwycięska para dostanie w nagrodę ten cylinder - wyszeptał do Miri z nieskrywanym zachwytem; miał całą kolekcję nakryć głowy, lecz żadne z nich nie przypominało tego, co nosił z dumą Dante. - Wiesz, słyszałem kiedyś, że mugole też mają swoich magów; nie potrafią oni czarować różdżką, więc zaczarowują umysły ludzi tak, by myśleli oni, że są świadkami magii... i z takich właśnie cylindrów wyciągają malutkie króliki albo białe jak śnieg gołębie - starał się mówić na tyle cicho, by nie przeszkadzać nikomu ze zgromadzonych; on sam nie koncentrował się zbytnio na słowach prowadzącego, reguły wydawały mu się jasne.
- Chyba powinniśmy tam podejść - skinął głową w stronę wyznaczonego dla par miejsca, tuż przed stolikiem, na którym leżała tajemnicza sakiewka.
Wtem wiele rzeczy wydarzyło się naraz - rośliny odgrodziły ich od pozostałych weselnych gości; przepiękne lampiony zalśniły, wtórując blaskiem oświetlonym wejściom do tajemniczych tuneli. To wszystko tworzyło razem przepiękną kompozycję.
Gdy Dante potrząsnął sakiewką, Rory zerknął znacząco na Miriam - nie miał najmniejszych wątpliwości, że dziewczynka łowi właśnie wydobywający się z materiału dźwięk; chłonęła świat całą paletą zmysłów, więc to pewnie ona szybciej niż on dopasowała ton do drewnianej gamy.
Złożył razem ręce, wyciągając je w stronę Miri - chuchnij na szczęście - wtrącił konspiracyjnie, tak jakby miało to im dać przewagę i żadna z par nie mogła się o tym dowiedzieć; ze szczęściem niesionym w zaciśniętych w pięści dłoniach ruszył wylosować jedną z tabliczek.
kołyszę się na nitce nieokreślonych pragnień, palce zaczepiam o rozszczepione na liściu słońce, chwytam umykający wszechświat
Rory Prewett
Zawód : botanik
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
and meet me there,
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
with bundles of flowers
we'll wait through
the hours of cold
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Rory Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 1
--------------------------------
#2 'k10' : 7
#1 'k6' : 1
--------------------------------
#2 'k10' : 7
Jedno musiał przyznać Ollivanderom - ślub, który zorganizowano na ich ziemiach był prawdziwie magiczny. Pierwszym słowem, które cisnęło się na usta, pragnąc opisać panującą tu atmosferę było: niezwykła. I prawdziwie magiczna. Imponowała mu lekkość z jaką można było poruszać się pomiędzy kwiatowymi alejkami. Urokliwe, cieszące oko, drobne światełka przypominały Lucanowi jakiś niesamowity taniec wróżek, sunących na swoich błyszczących skrzydełkach i zajmujących się swoimi sprawami w poszyciu leśnym. Kwiaty wabiły rozkoszną, ulotną wonią, a uszy cieszyła łagodna, delikatna muzyka, miejscami przypominająca mu uderzenia kropel rosy. Chyba właśnie tak można było sobie wyobrazić ukryty świat jakiegoś niewielkiego, cukierkowego państewka elfów lub wróżek. A przynajmniej po cichu liczył, że właśnie tak dzieciaki widzą to oczami wyobraźni.
Mężczyzna potrząsnął lekko głową, gdy zdał sobie sprawę z tego, że od dłuższej chwili stał w miejscu, gapiąc się bez słowa na starannie przygotowane przez Ollivanderów ozdoby. A przecież musiał się ruszyć, zmiana świateł oraz drobne poruszenie były jasną zapowiedzią tego, że lada moment ma się rozpocząć konkurs dla par. Ponownie ofiarował więc Melanii swój bok i, podążając za pozostałymi, ruszył aby wysłuchać co też ma im do powiedzenia specyficzny, całkiem sympatyczny czarodziej w cylindrze.
- Jak myślisz, trudne będą te zagadki? - puścił do żony oko. Całość zapowiadała się interesująco, chociaż wszystko było nadal jedną wielką tajemnicą. Lucan podchodził do czekającego ich wyzwania raczej na spokojnie, uznał, że nawet jeśli nie powiedzie się im podczas konkurencji, zawsze mogli po prostu skorzystać z okazji do niezwykle romantycznego spaceru. Żal byłoby przegapić taką okazję.
W chwili, kiedy Dante Ollivander zdradzał im pierwsze szczegóły związane z konkurencją, Lucan pozwolił sobie powieść spojrzeniem po pozostałych zebranych. Znał niemal wszystkich i dlatego wszystkim po kolei posłał serdeczny uśmiech - nie odzywał się, nie chcąc przeszkadzać prowadzącemu w objaśnianiu instrukcji. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że na jego twarzy pojawił się wyraźny grymas irytacji, gdy tylko jego oczy spostrzegły doskonale znajomą mu sylwetkę jednego z Macmillanów. I o ile wcześniej nie miał specjalnej chrapki na zwycięstwo, tak teraz uznał, że przynajmniej musi być lepszy - lepszy niż Anthony. Gdy więc doszło już do losowania tabliczek z kategoriami, pewnie zanurzył swoją dłoń w czarnym woreczku.
Mężczyzna potrząsnął lekko głową, gdy zdał sobie sprawę z tego, że od dłuższej chwili stał w miejscu, gapiąc się bez słowa na starannie przygotowane przez Ollivanderów ozdoby. A przecież musiał się ruszyć, zmiana świateł oraz drobne poruszenie były jasną zapowiedzią tego, że lada moment ma się rozpocząć konkurs dla par. Ponownie ofiarował więc Melanii swój bok i, podążając za pozostałymi, ruszył aby wysłuchać co też ma im do powiedzenia specyficzny, całkiem sympatyczny czarodziej w cylindrze.
- Jak myślisz, trudne będą te zagadki? - puścił do żony oko. Całość zapowiadała się interesująco, chociaż wszystko było nadal jedną wielką tajemnicą. Lucan podchodził do czekającego ich wyzwania raczej na spokojnie, uznał, że nawet jeśli nie powiedzie się im podczas konkurencji, zawsze mogli po prostu skorzystać z okazji do niezwykle romantycznego spaceru. Żal byłoby przegapić taką okazję.
W chwili, kiedy Dante Ollivander zdradzał im pierwsze szczegóły związane z konkurencją, Lucan pozwolił sobie powieść spojrzeniem po pozostałych zebranych. Znał niemal wszystkich i dlatego wszystkim po kolei posłał serdeczny uśmiech - nie odzywał się, nie chcąc przeszkadzać prowadzącemu w objaśnianiu instrukcji. Nic nie mógł jednak poradzić na to, że na jego twarzy pojawił się wyraźny grymas irytacji, gdy tylko jego oczy spostrzegły doskonale znajomą mu sylwetkę jednego z Macmillanów. I o ile wcześniej nie miał specjalnej chrapki na zwycięstwo, tak teraz uznał, że przynajmniej musi być lepszy - lepszy niż Anthony. Gdy więc doszło już do losowania tabliczek z kategoriami, pewnie zanurzył swoją dłoń w czarnym woreczku.
We carry on through the stormTired soldiers in this war
Remember what we're fighting for
Remember what we're fighting for
Lucan Abbott
Zawód : Znawca prawa, pracownik Służb Administracyjnych Wizengamotu
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
If you can't fly, run
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
If you can't run, walk
If you can't walk, crawl!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Lucan Abbott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k10' : 4
#1 'k6' : 2
--------------------------------
#2 'k10' : 4
On także był szczęśliwy. Na jego twarzy widniał szeroki uśmiech. Nie spodziewał się tego, że będzie uczestniczyć w jakiejkolwiek konkurencji. Pierwotnie zakładał, że dostarczy jedynie prezent dla młodej pary, a potem zniknie bez słowa. Dobrze jednak, że spotkał pannę Weasley, a tym lepiej, że oboje szczerze ze sobą porozmawiali. Wyjaśnili sobie kilka spraw, dzięki którym Anthony poczuł się lepiej. Zrobiło mu się lżej na sercu i duszy.
Dobry nastrój czarownicy w dużym stopniu udzielał się także jemu. I on, jak się zdawało, zaczął trochę podrygiwać, ciesząc się na zabawę przygotowaną przez Ollivanderów. Przez całą drogę trzymał wiernie służył jej ramieniem.
Nie wierzył w swoje szczęście w takim stopniu, jak wierzyła w nie Ria. Sama myśl o tym, że panna Weasley myślała o nim lepiej niż on sam o sobie była zawstydzająca. Był przecież typem pechowca, który zawsze mieszał się w jakieś kłopoty, problemy i nieporozumienia. Zaśmiał się na jej słowa.
Pomógł w drapaniu się na palce swojej partnerce. Objął ją w pasie i podniósł ja chociaż na chwilę na centymetr lub dwa. Nie znosił w końcu kiedy kobieta z jego powodów się męczyła. Kolejny raz dało się usłyszeć jego głęboki śmiech.
– Ni ja – odpowiedział jej cicho rozbawiony, ale zaraz, w geście uspokojenia, poklepał pannę Weasley po dłoni. – Damy radę – puścił jej oczko. Dawno nie czuł się tak dobrze. Jedyne, co go przerażało to fakt, że cały ten nastrój mógł szybko prysnąć, a wystarczyło tylko to, żeby zabawa się skończyła.
W tłumie zauważył małą lady Prewett. Ukłonił się w jej stronę, mniejszy ukłon przyjął w kierunku jej towarzysza. Z kolei obecność Lucana wyraźnie zignorował. Skinął jedynie głową lady Abbott. Kobiety w końcu zawsze zasługiwały na szacunek.
Gdy lord Ollivander zapytał czy wszyscy się zebrali zakrzyknął „Aye!”. Więcej jednak nie powiedział. Z cichym zainteresowaniem przysłuchiwał się poleceniom wodzireja. Widząc, że panna Weasley wyrywa się, poklepał ją po ramieniu na zachętę, a i sam udał się za nią. Przez ramię obserwował to, którą tabliczkę wylosuje jego partnerka.
– Tylko dobrze przemieszaj – szepnął jej na ucho, zanim wybrała tabliczkę. W tym czasie poprawiał poprawił broszkę na swoim długim pledzie. – To ponoć przynosi szczęście.
Dobry nastrój czarownicy w dużym stopniu udzielał się także jemu. I on, jak się zdawało, zaczął trochę podrygiwać, ciesząc się na zabawę przygotowaną przez Ollivanderów. Przez całą drogę trzymał wiernie służył jej ramieniem.
Nie wierzył w swoje szczęście w takim stopniu, jak wierzyła w nie Ria. Sama myśl o tym, że panna Weasley myślała o nim lepiej niż on sam o sobie była zawstydzająca. Był przecież typem pechowca, który zawsze mieszał się w jakieś kłopoty, problemy i nieporozumienia. Zaśmiał się na jej słowa.
Pomógł w drapaniu się na palce swojej partnerce. Objął ją w pasie i podniósł ja chociaż na chwilę na centymetr lub dwa. Nie znosił w końcu kiedy kobieta z jego powodów się męczyła. Kolejny raz dało się usłyszeć jego głęboki śmiech.
– Ni ja – odpowiedział jej cicho rozbawiony, ale zaraz, w geście uspokojenia, poklepał pannę Weasley po dłoni. – Damy radę – puścił jej oczko. Dawno nie czuł się tak dobrze. Jedyne, co go przerażało to fakt, że cały ten nastrój mógł szybko prysnąć, a wystarczyło tylko to, żeby zabawa się skończyła.
W tłumie zauważył małą lady Prewett. Ukłonił się w jej stronę, mniejszy ukłon przyjął w kierunku jej towarzysza. Z kolei obecność Lucana wyraźnie zignorował. Skinął jedynie głową lady Abbott. Kobiety w końcu zawsze zasługiwały na szacunek.
Gdy lord Ollivander zapytał czy wszyscy się zebrali zakrzyknął „Aye!”. Więcej jednak nie powiedział. Z cichym zainteresowaniem przysłuchiwał się poleceniom wodzireja. Widząc, że panna Weasley wyrywa się, poklepał ją po ramieniu na zachętę, a i sam udał się za nią. Przez ramię obserwował to, którą tabliczkę wylosuje jego partnerka.
– Tylko dobrze przemieszaj – szepnął jej na ucho, zanim wybrała tabliczkę. W tym czasie poprawiał poprawił broszkę na swoim długim pledzie. – To ponoć przynosi szczęście.
Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Anthony Macmillan' has done the following action : Rzut kością
#1 'k20' : 4
--------------------------------
#2 'k6' : 5
#1 'k20' : 4
--------------------------------
#2 'k6' : 5
Magiczne wesela miały to do siebie, że niosły ze sobą wiele niespodzianek. Angażowanie gości w różnego rodzaju zabawy było już tradycją. Wyścigi, poszukiwanie drogich młodym przedmiotów po całej posiadłości czy rzucanie bukietem i muszką – nie można było się nudzić. Na początku mało kto widział w takich zabawach sens, ale po latach stało się to pewnego rodzaju tradycją. W dorosłych i poważnych ludziach budziły się pragnące zabawy dzieci. To było jednocześnie piękne i szalone. Prawdopodobnie właśnie o to w tym wszystkim chodziło.
Lorraine z Archiem nie mogli ominąć kolejnej zabawy, a już na pewno nie na weselu osoby tak bardzo im bliskiej. Zdarzało się, że ludzie dziwnie na nich patrzyli, bo nie krępowali się wyjść z szeregu i po prostu dobrze się bawić. Dla wielu był to problem nie do przeskoczenia. Oni na szczęście nie musieli się o to martwić. Zawsze wychodziło im to na dobre. - Może tym razem pójdzie nam lepiej – zaczęła chwytając męża pod ramie. - Ostatnio kiepsko nam szły konkursy – dodała jeszcze z szerokim uśmiechem. Już nawet nie wspominała o festiwalu lata czy ostatnim weselu na jakim przyszło im być. Lorraine lubiła wygrywać. Zawsze dawała z siebie milion procent nawet jeśli to była tylko i wyłącznie zabawa. Wyciszona w szkole chęć rywalizacji znowu dała o sobie znać, ale na szczęście tylko wtedy gdy sama dawała sobie na nią przyzwolenie. - Wygrajmy to Archie, bo jeszcze zaczną myśleć, że pasujemy do siebie jak pięść do stopy. - odparła rozglądając się po ich konkurencji. Prawdopodobnie wcale nie tak brzmiało to zasłyszane z mugolskiego słownika przysłowie, ale blondynka nadała mu własne znaczenie, które idealnie pasowało do sytuacji, w której się znajdowali. Widząc niedaleko siebie brata pomachała mu delikatnie dłonią. Zdecydowanie musiała go pokonać. Byli rodzeństwem i byli Abbottami. Chęć wygranej mieli już we krwi. Tak już zwykle między nimi bywało. Pomimo tego, że uprzejmości nie było końca to jednak doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że względem siebie mogą pozwolić sobie na więcej. - Mircia z Rorym? - zapytała Archiego zaskoczona, że i z nimi przyjdzie im się mierzyć. - To będzie ciekawe – dodała jeszcze posyłając tej parze dłonią buziaka. Cokolwiek miało się wydarzyć… staną dziś na podium. O ile jakieś w ogóle było.
Lorraine z Archiem nie mogli ominąć kolejnej zabawy, a już na pewno nie na weselu osoby tak bardzo im bliskiej. Zdarzało się, że ludzie dziwnie na nich patrzyli, bo nie krępowali się wyjść z szeregu i po prostu dobrze się bawić. Dla wielu był to problem nie do przeskoczenia. Oni na szczęście nie musieli się o to martwić. Zawsze wychodziło im to na dobre. - Może tym razem pójdzie nam lepiej – zaczęła chwytając męża pod ramie. - Ostatnio kiepsko nam szły konkursy – dodała jeszcze z szerokim uśmiechem. Już nawet nie wspominała o festiwalu lata czy ostatnim weselu na jakim przyszło im być. Lorraine lubiła wygrywać. Zawsze dawała z siebie milion procent nawet jeśli to była tylko i wyłącznie zabawa. Wyciszona w szkole chęć rywalizacji znowu dała o sobie znać, ale na szczęście tylko wtedy gdy sama dawała sobie na nią przyzwolenie. - Wygrajmy to Archie, bo jeszcze zaczną myśleć, że pasujemy do siebie jak pięść do stopy. - odparła rozglądając się po ich konkurencji. Prawdopodobnie wcale nie tak brzmiało to zasłyszane z mugolskiego słownika przysłowie, ale blondynka nadała mu własne znaczenie, które idealnie pasowało do sytuacji, w której się znajdowali. Widząc niedaleko siebie brata pomachała mu delikatnie dłonią. Zdecydowanie musiała go pokonać. Byli rodzeństwem i byli Abbottami. Chęć wygranej mieli już we krwi. Tak już zwykle między nimi bywało. Pomimo tego, że uprzejmości nie było końca to jednak doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że względem siebie mogą pozwolić sobie na więcej. - Mircia z Rorym? - zapytała Archiego zaskoczona, że i z nimi przyjdzie im się mierzyć. - To będzie ciekawe – dodała jeszcze posyłając tej parze dłonią buziaka. Cokolwiek miało się wydarzyć… staną dziś na podium. O ile jakieś w ogóle było.
nie zgłębi umysł - dobrze wiemczemuż dobro w nas przeplata się ze złem? czemuż miast wiecznego dnia - noc między dniem a dniem?
Lorraine Prewett
Zawód : znawca prawa & działacz na rzecz magicznych zwierząt
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
"Każdy zabija kiedyś to, co kocha -
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
Chcę, aby wszyscy tę prawdę poznali.
Jeden to lepkim pochlebstwem uczyni.
Inny - spojrzeniem, co jak piołun pali.
Tchórz się posłuży wtedy pocałunkiem,
Człowiek odważny - ostrzem zimnej stali"
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
The member 'Lorraine Prewett' has done the following action : Rzut kością
#1 'k6' : 3
--------------------------------
#2 'k10' : 4
#1 'k6' : 3
--------------------------------
#2 'k10' : 4
Chyba nikt z obecnych na weselu nie potrafił zaprzeczyć urokowi, jaki towarzyszył imprezie. Ollivanderowie dołożyli starań, aby wszystko, co otacza gości, sprawiało wprost magiczne wrażenie, i to nie w pojęciu dużo mniej wieloznacznym niż zwykle, gdy się go używało. Tereny wokół zamku wyglądały dziś na wprost wyjęte z jakiejś baśni. Melania skłamałaby, gdyby stwierdziła, że otoczenie nie ujęło jej swoim czarem – ostatecznie ona również przystanęła, aby przyjrzeć się lepiej migającym światłom, które nadawały wszystkiemu wokół zaczarowanej atmosfery. W duchu nieco żałowała, że nie może złapać w ręce farb, płótna i pędzla, by spróbować oddać choć trochę panujący w tym miejscu klimat, jednak dalsze rozmyślania przerwał lady Abbott małżonek, oferując jej ramię. Ostatecznie i tak mieli spędzić dziś trochę czasu, błądząc po okolicy, nie musieli teraz zastygać, nawet jeśli bez wątpienia było nad czym.
– Nie będzie chyba tak źle, ostatecznie to ma być tylko zabawa, prawda? – odparła pytaniem na pytanie, uśmiechając się do Lucana. – Aczkolwiek ozdoby mogą działać dosyć rozpraszająco. Na nas już podziałało, więc lepiej się pilnujmy. – Przytuliła się lekko do ramienia małżonka. Sama podchodziła do konkurencji zupełnie bez ciśnienia, aby wygrać. Rywalizacja nie leżała w jej naturze, poza tym chodziło jedynie o to, aby spędzić przyjemnie wieczór. Przynajmniej gdy ostatnio sprawdzała. Bowiem zauważyszy minę, jaka wstąpiła na twarz Lucana, gdy dostrzegł wśród zebranych lorda Macmillana, pozwoliła Melanii nieco w to zwątpić. Starała się jednak nie zwracać na to na razie uwagi i również skinęła uprzejmie głową w stronę Anthony'ego. Ostatecznie byli dorosłymi, dobrze wychowanymi ludźmi. Miała nadzieję, że wszyscy będą o tym pamiętać. Na szczęście pewne wątpliwości dopadły ją dopiero po wysłuchaniu, jak Dante Ollivander objaśnił uczestnikom zasady gry.
Zaczekała, aż Lucan wyciągnie tabliczkę z woreczka i zajrzała mu przez ramię. Nie mogąc dokładnie dostrzec opisanej kategorii, wyjęła kawałek drewna z dłoni małżonka, obracając na drugą stronę. Na jej twarz wstąpił uśmiech.
– Na razie nie zapowiada się na nic trudnego – zauważyła, oddając przedmiot mężowi. Po chwili wahania dodała ciszej: – Oczywiście, o ile będziemy pamiętać, że to wyłącznie zabawa. – Rozumiała ideę rywalizacji. Przyjacielskiej. Chęci bycia od kimś lepszym z powodu własnych antypatii już mniej.
– Nie będzie chyba tak źle, ostatecznie to ma być tylko zabawa, prawda? – odparła pytaniem na pytanie, uśmiechając się do Lucana. – Aczkolwiek ozdoby mogą działać dosyć rozpraszająco. Na nas już podziałało, więc lepiej się pilnujmy. – Przytuliła się lekko do ramienia małżonka. Sama podchodziła do konkurencji zupełnie bez ciśnienia, aby wygrać. Rywalizacja nie leżała w jej naturze, poza tym chodziło jedynie o to, aby spędzić przyjemnie wieczór. Przynajmniej gdy ostatnio sprawdzała. Bowiem zauważyszy minę, jaka wstąpiła na twarz Lucana, gdy dostrzegł wśród zebranych lorda Macmillana, pozwoliła Melanii nieco w to zwątpić. Starała się jednak nie zwracać na to na razie uwagi i również skinęła uprzejmie głową w stronę Anthony'ego. Ostatecznie byli dorosłymi, dobrze wychowanymi ludźmi. Miała nadzieję, że wszyscy będą o tym pamiętać. Na szczęście pewne wątpliwości dopadły ją dopiero po wysłuchaniu, jak Dante Ollivander objaśnił uczestnikom zasady gry.
Zaczekała, aż Lucan wyciągnie tabliczkę z woreczka i zajrzała mu przez ramię. Nie mogąc dokładnie dostrzec opisanej kategorii, wyjęła kawałek drewna z dłoni małżonka, obracając na drugą stronę. Na jej twarz wstąpił uśmiech.
– Na razie nie zapowiada się na nic trudnego – zauważyła, oddając przedmiot mężowi. Po chwili wahania dodała ciszej: – Oczywiście, o ile będziemy pamiętać, że to wyłącznie zabawa. – Rozumiała ideę rywalizacji. Przyjacielskiej. Chęci bycia od kimś lepszym z powodu własnych antypatii już mniej.
Gość
Gość
The member 'Melania Abbott' has done the following action : Rzut kością
#1 'k20' : 9
--------------------------------
#2 'k6' : 3
#1 'k20' : 9
--------------------------------
#2 'k6' : 3
Heath prawie dostał kręćka. Jego typowa dla Macmillanów natura sprawiała, że uwielbiał wszelakiej maści konkursy, wyścigi czy inne wydarzenia w których można rywalizować. Gdy tylko dowiedział się, że ma się podczas dzisiejszej imprezy odbyć konkurs nie spoczął dopóki nie znalazł kogoś kto zgodziłby się z nim pójść. W końcu Elora postanowiła mu potowarzyszyć, przy okazji ratując resztę gości przed małym Macmillanem. Heath nie mógł się doczekać, aż wszystko się zacznie, kręcił się trochę bez celu, aż wreszcie stało się. Pojawiły się tajemnicze światełka i otworzyło się przejście na miejsce skąd zapewne mieli startować.
-patrz, to już! Chodźmy!- młody Macmillan prawie zaczął podskakiwać jak piłka w miejscu i gdy szedł razem z Elorą to możnaby zobaczyć jak chłopiec w podskokach krąży wokół czarownicy. Sama Elora w małym prywatnym rankingu Heatha właśnie została tą ulubioną ciocią. W każdym razie w tym momencie istniał cień szansy, że chłopiec będzie się jej słuchał. O ile z emocji nie dostanie małpiego rozumu.
Gdy już dotarli przed stolik. Heath z od razu wyszczerzył się to Antosia i Rii. Potem dość energicznie pomachał Miriam ucieszony, że ona też będzie brać udział w konkurencji. Uśmiech posłał też w stronę małżeństwa Prewettów i Melanii w końcu była jego ciocią. Może nawet i miał zamiar coś powiedzieć do Miriam, ale poniechał tego pomysłu bo pojawiły się wiklinowe tunele, a prowadzący zabawę Ollivander zaczął tłumaczyć na czym w ogóle ma to wszystko polegać. Jesli to w ogóle było możliwe to Heath był jeszcze bardziej podekscytowany niż wcześniej. To będzie przygoda.
-Mogę wylosować? Mogę?- zerknął na Elorę, a gdy ta nie zglosiła sprzeciwu podbiegł do czarodzieja z czarną sakiewką i włożył swoją łapkę do środka. Przez moment z namaszczeniem, przygryzionym językiem i marsem na czole grzebał w woreczku, aż wreszcie chwycił jedno z drewienek i wyciągnął. Zaraz potem wrócił do swojej partnerki w tej zabawie i podał jej wylosowaną tabliczkę.
-I jak myślisz, dobrą wylosowałem? - zapytał czarownicę nie bardzo wiedząc czy mają szczęście czy raczej odwrotnie.
-patrz, to już! Chodźmy!- młody Macmillan prawie zaczął podskakiwać jak piłka w miejscu i gdy szedł razem z Elorą to możnaby zobaczyć jak chłopiec w podskokach krąży wokół czarownicy. Sama Elora w małym prywatnym rankingu Heatha właśnie została tą ulubioną ciocią. W każdym razie w tym momencie istniał cień szansy, że chłopiec będzie się jej słuchał. O ile z emocji nie dostanie małpiego rozumu.
Gdy już dotarli przed stolik. Heath z od razu wyszczerzył się to Antosia i Rii. Potem dość energicznie pomachał Miriam ucieszony, że ona też będzie brać udział w konkurencji. Uśmiech posłał też w stronę małżeństwa Prewettów i Melanii w końcu była jego ciocią. Może nawet i miał zamiar coś powiedzieć do Miriam, ale poniechał tego pomysłu bo pojawiły się wiklinowe tunele, a prowadzący zabawę Ollivander zaczął tłumaczyć na czym w ogóle ma to wszystko polegać. Jesli to w ogóle było możliwe to Heath był jeszcze bardziej podekscytowany niż wcześniej. To będzie przygoda.
-Mogę wylosować? Mogę?- zerknął na Elorę, a gdy ta nie zglosiła sprzeciwu podbiegł do czarodzieja z czarną sakiewką i włożył swoją łapkę do środka. Przez moment z namaszczeniem, przygryzionym językiem i marsem na czole grzebał w woreczku, aż wreszcie chwycił jedno z drewienek i wyciągnął. Zaraz potem wrócił do swojej partnerki w tej zabawie i podał jej wylosowaną tabliczkę.
-I jak myślisz, dobrą wylosowałem? - zapytał czarownicę nie bardzo wiedząc czy mają szczęście czy raczej odwrotnie.
Strona 1 z 16 • 1, 2, 3 ... 8 ... 16
Lasy wokół zamku
Szybka odpowiedź