Lugus Beddow
Nazwisko ojca: Morisson
Miejsce zamieszkania: Snowdrops Cottage, Parslows Hillock
Czystość krwi: mugolska
Status majątkowy: biedny
Zawód: zegarmistrz, specjalista od zabezpieczeń (magicznych i nie)
Wzrost: 186
Waga: 73
Kolor włosów: czarne
Kolor oczu: czekoladowe
Znaki szczególne: przygaszone spojrzenie, rozczochrane od nieustannego przeczesywanie palcami włosy, paskudna blizna po oparzeniu na lewym boku, wiecznie obojętna i znudzona mina
9 i ⅓ cala, mopane i włos trzminorka, dość sztywna
Ravenclaw
brak
dementor
smarem, słodkawą metaliczną wonią, bergamotką
spełniającą swoje marzenia i odnoszącą sukcesy w życiu siostrę
czarowaniem przedmiotów codziennego użytku, kołami, zębatkami, zapadkami
nikomu nie kibicuję
tworzę czasomierze, pułapki i czaruję przedmioty mugoli
klasycznej, rock’n’rolla
Louis Garrel
– Nazywam się Lugus Beddow – ciszę w mieszkaniu przerwał lekko zachrypnięty, męski głos. „Witaj, nieznajomy”, pomyślał, przyglądając się swojemu odbiciu w stojącym przed nim na stole lusterku. Mężczyzna bezwiednie przeczesał ręką włosy, jednak to nic nie dało - dalej wyglądał, jakby dopiero co wstał z łóżka lub wrócił ze spaceru podczas wichury. Nie tylko one prezentowały się kiepsko.
Cały prezentował się źle.
Policzki, choć już nie takie zapadnięte, jak tuż po wyjściu z więzienia, to jednak dalej stosunkowo szczupłe. Cera szara, zmizerniała, wyraźnie bez życia. I oczy – bez charakterystycznego błysku „Lugusa mądrali”, a matowe, jakby bardziej czarne niż brązowe, zobojętniałe na wszystko, na co patrzyły. Wyglądał starzej niż swoje dwadzieścia dziewięć lat.
Przeżycia potrafią bardzo człowieka zmienić.
– Urodziłem się w Croesor, małym walijskim miasteczku, otoczonym przez góry, jako syn Siwan i Carwyna. Ojca specjalnie nie pamiętam, powiesił się, kiedy miałem 3 lata. Wychowywała mnie matka – Urwał na chwilę, by wrócić wspomnieniami do tego, co opowiadała mu o ojcu Siwan. Żołnierz z czasów I wojny światowej, z powoli postępującymi problemami natury psychicznej. Z szeptów ludzi z wioski dowiedział się, że ćpał. Czegoś w końcu nie wytrzymał i postanowił skończyć ze swoim życiem, zostawiając ich samych. – Zatrudniła się w miejscowym barze jako barmanka, ale do jej obowiązków należało również zabawianie gości śpiewem. Nie było w miasteczku osoby, która miałaby piękniejszy i bardziej poruszający głos od niej – podczas jej występów w barze nikt nie śmiał się odezwać, wszyscy słuchali, dając się porwać emocjom idącym wraz z konkretną pieśnią: od smutku poprzez pokrzepienie na radości kończąc – ponownie urwał, kierując wzrok na obsadzone doniczkami okno i zatapiając się we wspomnieniach. Każdy słuchał jej z przyjemnością, sam zawsze ją męczył o ulubione pieśni i kołysanki wieczorami. Nawet jeśli był obecny na każdym jej koncercie, zawsze było mu mało. – Nie miała z kim mnie zostawiać, więc zawsze zabierała mnie ze sobą. Nie narzekałem, podobało mi się takie rozwiązanie. Zawsze od zabaw z rówieśnikami wolałem wypytywać dorosłych o to, co akurat mnie interesowało – a interesowało mnie wszystko. Wypytywałem gości baru o każdy szczegół pracy, zjawisk atmosferycznych, działania poszczególnych przedmiotów czy zasłyszane niedawno fakty, dopóki wszyscy nie mieli mnie dosyć. – Poczuł w piersi rozlewające się ciepło na wspomnienie tamtych lat – najbardziej beztroskiej części swojego dzieciństwa. – Kiedy miałem 5 lat, na moją ciekawość odpowiedziała także magia: ptak, na którym akurat skupiałem swoją uwagę, przylewitował do mnie i to - sądząc po rozpaczliwym trzepotaniu skrzydeł i zdezorientowanym jazgocie - zupełnie wbrew jego woli. Mama była tym faktem dość przerażona, ale sąsiad, który to widział, wydawał się raczej zafascynowany. Wkrótce okazało się dlaczego: sąsiedzi, mrukliwi imigranci z Niemiec, byli czarodziejami półkrwi i moimi pierwszymi przyjaciółmi. Od nich dowiedziałem się wszystkiego na temat świata magii, od Egona i Margit Masserów. Od tamtej pory moje kontakty z rówieśnikami ograniczyły się niemal do minimum – kiedy miałem wolną chwilę, wolałem wymknąć się do Masserów niż bawić na podwórku. – Kącik ust Lugusa lekko drgnął, kiedy przypomniał sobie, swoją nachalność: nie pytał nawet o pozwolenie na odwiedziny, po prostu wpadał i zasypywał ich gradem pytań. A oni odpowiadali, cierpliwie i szczegółowo zadowalająco, choć ze względu na to, że nie uczęszczali do Hogwartu, nie byli w stanie opowiedzieć mu na jego temat wystarczająco dużo. Gdy strumień pytań się wyczerpywał, Egon znalazł mu nowe zajęcie. Od czasu, kiedy tutaj przyjechali trzy lata wcześniej, Egon objął stanowisko miejscowego zegarmistrza, żeby wtopić się w otoczenie. Odchylił się na krześle i przymknął oczy. – Dzięki Egonowi zacząłem poznawać tajniki zegarmistrzostwa. Uczyłem się, jak są zbudowane zegary i gdzie było miejsce każdej części. Lubiłem się uczyć i łatwo mi to przychodziło, dlatego w wieku 8 lat potrafiłem już sporo powiedzieć na temat zegarów. W tym samym czasie Siwan wdała się w romans z mężczyzną żonatym, co po ujawnieniu skończyło się źle tylko dla niej. Zaszła w ciążę, a kiedy zaczęło to być widoczne oczernił ją, mówiąc, że go uwiodła i wrócił do swojej rodziny, a ona została sama, z całą nieprzychylnością miejscowej ludności. Wtedy nikt nie mówił o niej dobrze. – Westchnął, przypominając sobie wszystkie mało przyjazne spojrzenia, jakimi w tamtym czasie raczyli ich ludzie na ulicy. Nie patrzyli już na nią ze smutnym współczuciem, jak do tej pory. „Ladacznica”, szeptali za plecami. Siwan nie było łatwo, ale starała się tego nie okazywać przed synem. – Bardzo chciałem jakoś ją pocieszyć, ale niewiele mogłem zrobić, kiedy szła do pracy. Wszystko skończyło się w dniu narodzin Arianell. – Wypuścił głośno powietrze z ust, czując mocne ukłucie w klatce piersiowej. – Jej organizm nie był wystarczająco silny i zmarła, osierocając mnie i nowonarodzoną siostrę. – Znów urwał, tępo wpatrując się w jeden punkt. Myślenie o tym nie było łatwe, nawet jeśli minęło już tyle lat. Wspomnienie matki było równie żywe, co bolesne. – Przygarnęli nas Masserowie, którzy postanowili kontynuować nasze wychowanie. Ja, oszołomiony śmiercią ukochanej matki, dałem się niemal zamknąć w warsztacie i zagrzebałem się w pracy, którą pokazywał mi Egon. Do czasu wyjazdu do Hogwartu z powodzeniem sam majsterkowałem przy czasomierzach, raz naprawiając zepsuty mechanizm, a raz z części zepsutego mechanizmu tworząc małe figurki. Poznawałem też pierwsze prawidła rządzące mechanizmami pułapek, które, jak się okazało, Egon w tajemnicy i nie do końca legalnie tworzył, ale również dowiadywałem się, jak wykryć zabezpieczenia i jak bezpiecznie się ich pozbyć. Egon widział moją chęć nauki i chyba dlatego zdecydował się pokazać mi swoją pracę. Dopiero kiedy zamieszkałem z Masserami, zrozumiałem, że oni wcale nie są niewinnymi imigrantami, a raczej ukrywającymi się przestępcami. Nikogo nie zabili, jednak pewnym kręgom dali się we znaki. – Przed oczami zobaczył uśmiechnięte twarze Egona i Margit. Nie byli złymi ludźmi. Żadne z nich nigdy nie podniosło ręki ani na niego, ani na Ariane, zapewniali im dach nad głową, wyżywienie i edukację. – Ucieszyłem się na wyjazd do Hogwartu, bo sytuacja w miasteczku nie była najprzyjemniejsza. Wychodząc na ulicę czułem niechętne spojrzenia, a będąc na spacerze z malutką siostrą słyszałem, jak nazywali ją bękartem. Hogwart miał więc być uwolnieniem. Pokątną odwiedziłem z Egonem, a kilka dni później już siedziałem w pociągu. Tam po raz pierwszy miałem okazję się przekonać, że osoby z brudną krwią, czyli moją, nie są najlepiej traktowani i właśnie wtedy postanowiłem ten fakt o sobie ukrywać, nie chcąc znowu być tym gorszym – coś we wzroku Lugusa pociemniało, zamyślił się na moment, ale chwilę później się z tego otrząsnął. – Tiara z miejsca przydzieliła mnie do Ravenclawu, nawet niespecjalnie się nad tym zastanawiała. I miała rację: bardzo szybko zacząłem przodować w nauce wśród większości osób z mojego rocznika. Zawsze byłem przygotowany na lekcje, zawsze zgłaszałem się jako pierwszy, zawsze otrzymywałem oceny najwyższe lub prawie najwyższe – ze wszystkiego. Świat magii był mi tak naprawdę obcy do momentu pojawienia się w Hogwarcie, tych kilka zaklęć zobaczonych u Masserów to w zasadzie nic, dlatego w szkole pilnie nadrabiałem braki. Najbardziej polubiłem Zaklęcia, Transmutację oraz Obronę Przed Czarną Magią – praktyczne użycie magii wciągało mnie najbardziej, ale żadnego przedmiotu sobie nie odpuszczałem, chciałem wiedzieć wszystko na każdy temat. Sytuacja nieco uległa zmianie w czwartej klasie, kiedy dałem się namówić na dołączenie do drużyny Quidditcha na pozycji ścigającego. Dopiero wtedy zacząłem sobie nieco odpuszczać i nie ślęczałem tyle na przedmiotami typu Astronomia, Zielarstwo czy Historia Magii. Wolne chwile dzieliłem pomiędzy treningi Quidditcha, a dalsze majsterkowanie przy zegarach – tworzenie mechanizmu zegara z wychwytem wrzecionowym wydawało mi się największą zabawą, choć wielu moich znajomych sądziło inaczej. Znajomi… - Lugus westchnął, przecierając oczy. Rozległo się skrzypnięcie odsuwanego krzesła i już po chwili mężczyzna znajdował się pod oknem. Do jego nozdrzy dotarł delikatny zapach stojącego na parapecie storczyka. – W szkole miałem zbyt duże parcie na bycie akceptowanym. Wydawało mi się, że jeśli skłamię odnośnie mojego pochodzenia i zakręcę się wokół czarodziejów czystej krwi, to będę bezpieczny. Wydawało mi się, że jeśli będę odwracał wzrok, kiedy inni dręczyli mugolaków, to będę bezpieczny. – Pokręcił głową, jakby sam nie dowierzał takiemu myśleniu. Cóż, przez jakiś czas to się naprawdę sprawdzało. Przynajmniej dopóki mój kolega z dormitorium nie odkrył prawdy. Rok wcześniej ktoś otworzył Komnatę Tajemnic, nastąpiła seria ataków i żaden mugolak nie czuł się już bezpiecznie. Śmierć Marty tylko wzmagała uczucie przerażenia, a ja wiedziałem, że przed zmorą nie uchronią mnie żadne kłamstwa. Od tamtej pory wszyscy byli bardzo drażliwi na tym punkcie, również ten kolega, najwyraźniej żądający równego traktowania dla wszystkich – ja bowiem, pomimo wewnętrznego strachu, starałem się zachowywać tak, jakby mnie to nie dotyczyło. Prawda wyszła na jaw pod koniec szóstej klasy i był to główny powód mojego niechętnego powrotu do Hogwartu na ostatni rok – Oparł się ramieniem o ścianę, spoglądając przez okno i muskając palcami liście storczyka. Po poprzednich przyjemnych wspomnieniach na twarzy Lugusa nie było już śladu – na powrót stała się ponura. – Siódmy rok był inny. Stałem się bardziej cichy, mocniej skupiony na nauce i drużynie, której szacunek udało mi się utrzymać. Nie mogę tego powiedzieć o innych moich znajomych. Uczyłem się pilnie do OWUTemów, choć wiedziałem, że po Hogwarcie chcę dalej terminować u boku Egona. Nieustannie grzebałem w malutkich, delikatnych mechanizmach: naprawiałem kolegom zegarki i zabierałem takie, których naprawa nie była już możliwa, by stworzyć z nich coś więcej. Co wakacje i przerwy świąteczne poznawałem więcej teorii, by przez kolejny pobyt w szkole ćwiczyć i doprowadzić te ćwiczenia do perfekcji. Ostatecznie zdałem OWUTemy z Zaklęć, Obrony Przed Czarną Magią, Transmutacji oraz Numerologii, ale zaraz po otrzymaniu wyników, wszystkie na wybitny, zamknąłem się w warsztacie Egona i kontynuowałem pobieranie nauk ze sztuk nie tylko zegarmistrzowskich, ale także i złodziejskich. Oprócz tych czterech ścian świat dla mnie nie istniał. Czasami tylko dałem się wyciągnąć siostrze na wspólne zabawy. Trwało to jeszcze tylko dwa lata. Z powodu swojej przeszłości, Egon i Margit musieli wyjechać. – Dobrze pamiętał ten dzień. Egon chodził zaniepokojony przez pół dnia, po czym zamknął się z żoną w kuchni, gdzie rozmawiali przez dwie godziny. Kiedy z niej wyszli, oboje mieli niewesołe miny. Wtedy Egon zawołał go do kuchni i przedstawił sytuację: od tej pory musieli zacząć radzić sobie sami, on i Ariane. Masserów wygoniły dawne porachunki. – Ariane była wtedy już w Hogwarcie, pozwoliło mi to znaleźć dla naszej dwójki niewielkie mieszkanie w Londynie. Pojawił się jednak problem finansowy. Musiałem zdobyć coś na szybko, bo Egon i Margit nie zostawili nam zbyt wielu pieniędzy. Wpadłem wtedy na bardzo głupi pomysł. – Pokręcił głową, zamykając oczy. – Błąkając się po dokach i tamtejszych pubach, do moich uszu dotarły plotki o kosztownościach, jakie jeden z tamtejszych czarodziejów miał ukryte. Wtedy jeszcze nie wiedziałem, że jest bardzo groźnym przemytnikiem, a okradanie go nie jest najlepszym pomysłem. Postanowiłem wykorzystać swoją wiedzę w praktyce – i udało mi się. Stałem się nowym właścicielem pięknej kolekcji bogato zdobionej biżuterii, złotej zastawy i szafirowej czarki. Złotą zastawę i jedną bransoletkę udało mi się nawet sprzedać, a pieniądze wydać na remont niewielkiego mieszkania. Moja radość była jednak przedwczesna: okradziony czarodziej znalazł mnie i nie było to najprzyjemniejsze spotkanie. – Lugus do tej pory pamiętał, jak bolesne potrafi być użycie na kimś czarnej magii. – Nie mniej moje umiejętności zrobiły na nim wrażenie. Docenił mnie i dał propozycję nie do odrzucenia: od tej pory miałem dla niego pracować. Nie miałem większego wyboru, nie, jeśli zależało mi na bezpieczeństwie Ariane, a ona była dla mnie najważniejsza. W dniu przeprowadzki przysiągłem jej, że nic nas nie rozłączy i nawet jeśli nie mamy już Egona i Margit, to zawsze mamy siebie. Moje decyzje nie mogły zaważyć na jej życiu, to miało być koniecznie beztroskie i szczęśliwe, bo na to zasługiwała, dlatego z zaciśniętymi zębami zgodziłem się na wszystko. – Urwał na dłuższą chwilę, zawieszając głowę. – Bardzo tego żałuję. Nagle znalazłem się w środowisku osób, z którymi normalnie nie zamieniłbym słowa. Ludzie spod ciemnej gwiazdy, zajmujący się ciemnymi sprawkami i nie mający oporów w korzystaniu z czarnej magii – budziło to we mnie obrzydzenie, nawet jeśli sam zdecydowałem się wkroczyć na ścieżkę przestępstwa. Po prostu inaczej to sobie wyobrażałem. Wcale nie chciałem do nich przystawać, ale siłą rzeczy nie miałem wyjścia, spędzaliśmy razem dużo czasu. Zlecenia były różne, jedne w kraju, częściej zagranicą, zwłaszcza w Rosji. Choć nie mogłem odciąć się od tych ludzi, starałem się przynajmniej nie stawać się taki jak oni, nawet jeśli tak ochoczo próbowali nauczyć mnie różnych czarnomagicznych zaklęć. Był to najciemniejszy okres w moim życiu, nie jestem z niego dumny, ale cieszę się, że przynajmniej nie dałem się wciągnąć w nic mroczniejszego… Choć właściwie każda śmierć ludzka, nawet jeśli nie zadana bezpośrednio przeze mnie, wciąż pozostawała na moich dłoniach – zawsze starałem się hamować popędliwe charaktery kompanów, ale czasami było to możliwe. Jedynymi jasnymi punktami w moim życiu, dzięki których radziłem sobie ze wszystkim, były moja siostra i Tilda, dziewczyna, która w krótkim czasie stała się całym moim światem i największym wsparciem. Żadnej z nich nie powiedziałem, czym się zajmuję, wstydziłem się tego. Na wszelkie pytania odpowiadałem enigmatycznie, że pracuję w handlu i mam częste delegacje. Wszystkie te kłamstwa, włamania, kradzieże i przemyt skończyły się w 1950 roku. – Wyciągnął z kieszeni koszuli paczkę papierosów i zapalniczkę. Otworzył okno i już po chwili brał do płuc pierwsze porcje dymu. – W Londynie, w dokach, mieliśmy swój magazyn, gdzie najpierw trafiały nasze łupy i czarnomagiczne rzeczy z przemytu. Aurorzy w końcu trafili na nasz trop i urządzili na nas obławę. Nie było czasu, żeby wszystko przenieść, trzeba było uciekać jak najszybciej. W celu zniszczenia dowodów ktoś rzucił w magazynie Szatańską Pożogę. Magazyn nie był jednak taki zupełnie pusty. Blisko niego stał budynek mieszkalny, gdzie mieszkali najbiedniejsi. Tereny wokoło magazynu często służyły za plac do zabaw dla miejscowych dzieci, które wtedy w ramach zabawy przedostały do wnętrza budynku, w którym mieliśmy magazyn. Przerażone krzyki usłyszałem jeszcze zanim zdążyłem się deportować i nie zastanawiałem się zbyt wiele. Nie mógłbym mieć na rękach jeszcze śmierci dzieci, więc wbiegłem do środka, chcąc zdążyć przed rozprzestrzeniającym się ogniem. Pamiętam, że mi się udało, pamiętam, jak z tlącą się bluzką wybiegłem w końcu na zewnątrz, prowadząc ze sobą dwójkę osmalonych, ale w gruncie rzeczy całych dzieci – rodzeństwo, siostrę i brata. Nie pamiętam jednak, co było później – czułem ogień na ciele, a potem straciłem przytomność. Obudziłem się w Mungu, a stamtąd zaprowadzono mnie na salę rozpraw. Po gęstych tłumaczeniach, że nie pracowałem dla nich z własnej woli, że nigdy nie użyłem żadnego czarnomagicznego zaklęcia, o niewybaczalnych nawet nie wspominając, a także fakcie, że z narażeniem własnego życia uratowałem dwójkę tych dzieci, Wizengamot skazał mnie na 5 lat więzienia w Tower. – Przymknął oczy, powoli wypuszczając z ust papierosowy dym. Ze wszystkich miejsc, w których był, Tower odcisnęło się na nim najmocniej. 5 lat w ciemnej, ciasnej celi z kulą u nogi, marnym pożywieniem i tylko sobą jako towarzystwem. 5 lat bez możliwości widzenia się z kimkolwiek, bez możliwości wytłumaczenia się komukolwiek. 5 lat z myślą, że zawiódł siostrę, która, pozbawiona opiekuna, pewnie trafiła do sierocińca, zawiódł Tildę, której ledwie dwa dni przed złapaniem włożył pierścionek na palec, zawiódł wszystkich mu najbliższych. Pokręcił głową, chcąc odgonić niechciane myśli. - Wyszedłem rok temu. Mała część moich starych znajomych chce utrzymywać ze mną kontakt, zależy na tym jedynie Elinor. Znalazłem mieszkanie, znalazłem pracę jako zegarmistrz w niewielkim zakładzie pewnego starszego pana, a Elinor pilnuje, żebym się nie zagrzebał we własnym mieszkaniu, a wychodził do ludzi. Siostra mnie nienawidzi, z Tildą jeszcze się nie spotkałem, dawnemu szefowi nawet się nie przypominam, a wokół szaleją magiczne anomalie i wisząca na włosku wojna. Moje życie nawet w najmniejszym stopniu nie wygląda tak, jakbym chciał. – Zgasił papierosa, a niedopałek wrzucił do stojącej na stole popielniczki, gdzie chwilę później zasiadł. Znów spojrzał w lustro, ale nie zobaczył tam nic nowego. Tylko zrezygnowanego wszystkim siebie.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 20 | różdżka + 1 |
Zaklęcia i uroki: | 9 | różdżka + 4 |
Czarna magia: | 1 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 5 | Brak |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 3 | |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
rosyjski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Astronomia | I | 2 |
Kłamstwo | II | 10 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Zręczne ręce | II | 10 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Numerologia | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Wytrzymałość fizyczna | I | 2 |
Odporność psychiczna | I | 2 |
Mugoloznawstwo | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Zegarmistrzostwo | III | 25 |
Gotowane | I | ½ |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miostle | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 0,5 |
Sowa
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Lugus Beddow dnia 31.07.18 20:36, w całości zmieniany 4 razy