Wydarzenia


Ekipa forum
Galeria sztuki
AutorWiadomość
Galeria sztuki [odnośnik]10.03.12 23:16
First topic message reminder :

Galeria sztuki

★★★
Elegancki dworek oddany na użytek sztuki. Nieduży, o śnieżnobiałych ścianach i przepięknych zdobieniach, obsadzony krzewami krwistych róż. O pięciu niedużych komnatach połączonych szerokim korytarzem; w jednej z sal stoi mównica i ustawiony szereg krzeseł. Wewnątrz budynku odbywają się wystawy obrazów i rzeźb. Uznani artyści, gdy z dalekich stron przybywają do Londynu, tutaj chwalą się swymi dokonaniami, mędrcy i filozofowie wygłaszają mowy. Pospólstwo nie jest wpuszczane, szarym obywatelom pozostaje zerkanie przez szyby, przynajmniej dopóki nie przyuważy ich strażnik. Na stałe w galerii działa tylko jedna malarka, Elvira Gramp, zgorzkniała staruszka, poszukująca talentu, którego nie dali jej bogowie; usilnie pragnąca dogonić lepszych od siebie.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
galeria sztuki - Galeria sztuki - Page 6 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Galeria sztuki [odnośnik]07.01.18 17:10
- Święte słowa. Niekiedy towarzystwo wyłącznie rozprasza - ale nie dzisiaj. Evandra nie potrafiła sobie odmówić przyjemności rozmowy z kimś, kogo wciąż uważała za przyjaciela po tak długim okresie rozłąki, choć ukryta przed jej oczyma rzeczywistość, niewątpliwie przyparłaby ją do muru gdyby tylko odkryła, jak wiele kłamstw, które mydliło jej oczy, dotyczy właśnie Tsagairt.
Uprzejmym skinięciem podziękowała za te słowa pełne niewymuszonej otuchy.
- Wciąż się jej uczę i staram się odnaleźć w Château Rose swój nowy dom - dodała, bez konieczności udawania, że wcale nie tęskniła za pełną kolorowych, radosnych wspomnień wyspą Wight. Jakaś jej cząstką za każdym razem będzie uciekać właśnie tam. Reszta musiała się nauczyć żyć w Kent.
Zapytana o męża, zbyt późno zdała sobie sprawę, że kąciki jej ust drgnęły, prawdopodobnie zdradzając więcej, niż w pierwszym odruchu chciała. Niewątpliwie doszło właśnie do jednego z większych absurdów, gdyż zarówno kochanka, jak i żona, radośnie ćwierkały na temat tego samego mężczyzny.
- Nie mogę powiedzieć o nim złego słowa. Dba o mnie, co momentami zakrawa o rozpieszczanie. Wiem, że chce mojego szczęścia i gotów jest zrobić dla niego wiele... Odkąd stał się odpowiedzialny za rezerwat, rzadziej bywa w domu. Nie mam mu tego za złe. Wiem, jak ważne jest dla niego, aby sprawdzić się nie tylko w roli męża, ale także smokologa, gdyż jest pełne pasji dla tych stworzeń. Być może domyślił się, że momentami brakuje mi towarzystwa i zaskoczył mnie, zostawiając w moich komnatach kosz, a w nim rozkosznego, białego niczym mleko kociaka - rozbawiona, potrząsnęła głową, a jasne loki otuliły jej iskrzącą się srebrzystym blaskiem twarz. Ten drobny, ale jakże miły gest, przyczynił się do tego, że Evandra dopuściła do siebie jak dotąd skrzętnie skrywane w czeluściach umysł myśli, którym towarzyszyły większe emocje.
Wysłuchała czarownicę uważnie. Opowieść pokrywały się z tym, co zostało zapisane w pojedynczych listach, które dostała od Tsagairt w ciągu ostatnich, pięciu lat, dlatego też nie oczekiwała, że ta zapragnie rozwodzić się nad tym.
- Praca w Ministerstwie Magii zawsze wydawała mi się ogromnie odpowiedzialna. Dobrze, że wróciłaś w swoje rodzinne strony, gdzie masz wsparcie tych, których kochasz w wypełnianiu nie zawsze wdzięcznej pracy - zakończyła ze szczerym, ciepłym uśmiechem.
Nie wyczuła fałszu w słowach Deirdre. Zamiast niej, doszukała się pomiędzy wierszami autentycznego zaciekawienia, podyktowanego być może pamięcią o zażyłości, która łączyła je przed laty. Wciąż potrafiła zobaczyć w oczach czarownicy jej młodszą wersję, w rozwianych włosach, szacie domu Węża, kiedy obie przesiadując w pokoju wspólnym, pochylały się nad pergaminem bynajmniej nie po to, aby uzgodnić odpowiedzi na zadany referat z eliksirów, a konspiracyjnym szeptem dokończyć żywą rozmowę.
- Będę z Tobą szczera, Deirdre. Bałam się. Jak nigdy wcześniej. Doskonale wiedziałam, czego oczekują ode mnie rodzice. Od dziecka wiedziałam, że wyjdę za mąż za lorda ze szlachetnej rodziny, a w dniu zaślubin zobowiązana jestem oczarować wszystkich świadków, aby ci nie mieli złudzeń, że jestem szczęśliwa oraz zakochana. Śmiem twierdzić, że przekonująco odegrałam swoją rolę - zatrzymała spojrzenie spokojnych, błękitnych jak bezchmurne niebo oczu na ciemnych niczym noc oczętach czarownicy. Nie szukała zrozumienia, choć świadomość, że ta domyśla się, dlaczego te, a nie inne uczucia towarzyszyły jej w dniu, w którym przestała być Lady Lestrange, a stała się Lady Rosier, byłyby niezwykle miła dla wrażliwego serca półwili.
- Ceremonia odbyła się w otoczeniu, które zapierało dech w piersi. Ślubowaliśmy na piaszczystej, zaczarowanej plaży. Nawet szum morza na tę chwilę ucichł, chcąc w skupieniu wysłuchać słów naszej przysięgi. Tristan deklarował piękne słowa. Chciałabym wierzyć, że jest w stanie dotrzymać choć część z nich - pozwoliła sobie na dość osobiste zwierzenie, gdyż Tsagairt nie znała obłudy tak charakterystycznej dla wszystkich arystokratek. Być może nigdy nie doświadczyła presji szlacheckiej krwi, nie musiała podporządkowywać się starym prawom, jak i obyczajom, ale znała jeszcze z czasów beztroskich, pierwszych lat nauki w Hogwarcie na tyle dobrze, aby wiedzieć, że jak każda panna, chciała w życiu zasmakować w szczerej, prawdziwej, odwzajemnionej miłości. Cień szansy, że kiedykolwiek się spełni to nieśmiałe pragnienie, został jej odebrany w momencie, w którym ojciec zdecydował się oddać rękę młodziutkiej Evandry Rosierowi, za którym ciągnęła się ponura sława kobieciarza. Ale o tym przecież doskonale wiesz, nieprawdaż, Deirdre?
- Po oficjalnej części, goście mogli bawić się w sali balowej, wziąć udział w polowaniu na białego lisa lub spróbować szczęścia w znalezieniu wyjścia z różanego labiryntu. Muszę przyznać, że ogród bardzo szybko stał się moim ulubionym miejscem na dworze i szczerze żałuje, że niekorzystna pogoda oraz niskie temperatury nie pozwalają na długie spacery - anomalia, w której niektórzy - w tym Tristan oraz niewątpliwie Deirdre - potrafili się doszukać pozytywów, dla Evandry była echem przykrych, bolesnych doświadczeń, sprzymierzeńcem znienawidzonej Serpentyny. Opady śniegu, wręcz grudniowa aura napawała ją szczerym przerażeniem. Dokąd ich to wszystko zaprowadzi?
Pozwoliła sobie zatrzymać się na dłużej naprzeciwko ukrytego w kącie płótnu, na którym głębia oceanu z przesyconych granatem barw wpadała w bezkresną czerń. Nie patrzyła jednak na obraz, a wciąż na czarownicę.
- Musisz mnie odwiedzić w Château Rose. Zachwyci cię - dodała, odkładając na lewitującą tacę nawet nieruszoną lampkę wina.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Galeria sztuki [odnośnik]07.01.18 19:22
Kiedy Evandra wspomniała o nowym domu, Deirdre uśmiechnęła się lekko, szczerze. Obydwie stawiały pierwsze kroki w nowych posiadłościach, oswajając nieznane pomieszczenia, nasłuchując odgłosów trzaskających okiennic, rozpoznając zapach róż, przesycających nadmorskie powietrze, zarówno Dover jak i Wyspy Sheppey. Oddzielone wezbranym morzem, przeżywały podobny prolog, wprowadzenie do zupełnie innego życia. Tsagairt zauważała to podobieństwo, woląc skupić się na tym, co je łączyło - tak łatwiej i przyjemniej doskonaliła sztukę kłamstwa, zawsze posiadającego w sobie więcej prawdy. Lady z pewnością przywykła do fałszywych uśmiechów, ten, spływający z pełnych warg Dei miał być ich przeciwieństwem. Potrafiła wzbudzić w sobie empatię, tą samą, którą bez problemu niszczyła w czasie sadystycznych pogawędek, pełnych krwi oraz czarnomagicznych tortur. Evandra miała szczęście poznać tą wystudiowaną, łagodniejszą, ograniczoną stronę, dopasowaną do niewypowiedzianych wymagań kreację postaci obowiązkowej urzędniczki, zachowawczej przyjaciółki, czarownicy skromnej i po prostu miłej. A także - szczerze zainteresowanej życiem młodej lady Rosier.
Słysząc o rozpieszczającym żonę Tristanie, uprzejmie uniosła brwi w wyrazie przyjemnego zaskoczenia. - To wspaniale - podsumowała z cichym westchnieniem, którego aurę podpatrzyła u przejętych szlachcianek, zarazem podekscytowanych i odrobinę zazdrosnych. Słodka ułuda, bowiem, wbrew wszystkiemu, co czuła - jej serce nie drżało z niepewności, nie szarpało się na uwięzi rozpaczy, a sama wizja romantycznego Rosiera, który przynosi puchate kocię i obdarowuje nim wzruszoną do łez półwilę, wzbudzała w niej wyłącznie rozbawienie. - Musi być słodki - dodała poufale, pozwalając Evandrze zinterpretować to określenie dowolnie; mówiła o mężczyźnie czy o śnieżnobiałym zwierzęciu? Elegancka odpowiedź była tylko jedna, dlatego Dei czuła się bezpiecznie z tym komplementem, podkreślającym tylko przejęcie opowieściami złotowłosej. - Ostatnie wydarzenia mocno nadwyrężyły rezerwat, czytałam o tym w Proroku, nic więc dziwnego, że lord Rosier jest bardzo zajęty. Z pewnością jednak każda godzina, pozbawiona blasku Twojej urody, jest dla niego prawdziwą torturą - uspokoiła ją, pozwalając sobie na przelotne położenie palców na dłoni Evandry - w łagodzącym geście. Wykazywała się okrutną perfidią - czy wręcz przeciwnie, dbała o to dobro swej przyjaciółki, nie chcąc, by stała się jej krzywda? Szanowała półwilę, chciała jej dobra: bo jej szczęście było zarazem szczęściem Tristana, wiedziała o tym od dawna, od momentu, w którym spierzchnięte od działania smoczego pazura wargi Rosiera drżąco układały się w słowa tęsknoty i szaleńczego pragnienia. Wybrał ją i zdobył, doprowadził do tego, że lady Lestrange stanęła z nim na ślubnym kobiercu, pojął ją za żonę - a Deirdre cieszyła się jego radością. I, bardziej konkretnie, w typowym dla siebie beznamiętnym stylu: o ugruntowaną pozycję. Potrzebowali - potrzebowała - Tristana silnego, o szerokich wpływach, dziedzica szanowanego, potężnego rodu. Udane zaślubiny i przedłużenie rodu były niezbędnym elementem, dlatego wsłuchiwała się w słowa Evandry z prawdziwym zadowoleniem. Docenienie obowiązków i powrotu do domu skwitowała weselszym kiwnięciem głową, na dłuższą chwilę przenosząc wzrok w bok, na obraz, bynajmniej w celu kontemplowania sztuki. Myślami była dalej, przy małżeńskich troskach oraz szczerym wyznaniu przyjaciółki - słysząc o odegraniu roli, powróciła wzrokiem do pięknej twarzy półwili. - Przekonująco? - powtórzyła pytająco, z lekkim smutkiem. Lady Rosier wyglądała kwitnąco i wydawała się być naprawdę szczęśliwa. - Twojego serca nie wypełnia miłość, Evandro? Wiem, że początki waszego uczucia nie były proste, ale...wydajesz się tak radosna i pełna życia, nadziei - dodała, posłusznie skręcając w bok, bliżej jednego z dzieł. Wpatrywała się jednak ciągle w towarzyszkę, starając się skupić na odmalowywanych przez nią wspaniałościach. Deirdre celnie trafiła z poruszeniem tego tematu, opowiadanie o pięknie ceremonii sprawiało Evandrze prawdziwą przyjemność, błękitne oczy wręcz rozbłysły na wspomnienie dnia ślubu. Opisywanego w gazetach, z podobnymi szczegółami, pozbawionego jednak uczuciowej ikry, prawdziwych emocji, widocznych w łagodnych rysach twarzy półwili. Dzień, w którym przekazywano młodą pannę innemu mężczyźnie, był tym najważniejszym dla każdej arystokratki, potwierdzeniem jej statusu, urody, wdzięku - ukoronowaniem tych starań było urodzenie zdrowego, silnego dziedzica. Myśli Deirdre od razu popłynęły w tym kierunku, jeszcze jeden element, którego wymagano od Tristana; element, który powinien zostać uzupełniony jak najwcześniej. Szczerze kłopotała się o stan Evandry, śmiertelna choroba, która pozbawiła ją młodszej siostry, utrudniała spełnienie małżeńskiego obowiązku - ale półwila szybko wracała do zdrowia, pełna energii, może bledsza niż zazwyczaj. Tsagairt westchnęła ponownie, tak, jakby roztaczana przez nią wizja była absolutnie piękna. Zapewne - tak było, ale poczucie estetyki Deirdre znacznie różniło się od tego pojmowanego przez większość. - To musiało być... - zaczęła, przez chwilę nie mogąc znaleźć odpowiedniego słowa; miała wrażenie, że wykorzystała już wszystkie synonimy zachwytów na tę krótką rozmowę. - niezapomniane - podsumowała w końcu, sięgając w stronę lewitującej tacy, znów pozostającej w ich zasięgu. Ujęła kielich wina i uniosła go do ust, pozwalając, by wytrawna gorycz trunku odciągnęła przez chwilę odpowiedź na hojne zaproszenie. - Z twoich opowieści wynika, że lord Rosier jest gotów przychylić ci nieba. Jestem pewna, że ślubował ci szczerze, z miłością i szacunkiem - powiedziała, ponownie chcąc wesprzeć Evandrę i jeszcze na moment odciągnąć moment odmówienia propozycji lady Rosier. Nigdy nie widziała Chateau Rose, siedziba rodu pozostawała poza jej zasięgiem i nie chciała zmieniać tego stanu rzeczy, głównie ze względu na Tristana. Nie zamierzała wchodzić między niego a małżonkę i w jakikolwiek sposób pragnąć pojawiać się tam, gdzie nie była szczerze zapraszana. - To bardzo uprzejmie z twojej strony, Evandro - odparła w końcu, nieco zarumieniona: do szlacheckich dworów zapraszano osoby wyjątkowe, a ona wcale się taką nie czuła, nie aspirowała do tego miana, nie potrzebowała go. - Nie chciałabym cię jednak kłopotać, z pewnością masz tam wiele interesujących dam do towarzystwa oraz rodzinę, która nie zdołała jeszcze nacieszyć się obecnością wśród nich nowej lady Rosier - wyszywanie, gry na pianinie, śpiewy, pogawędki, strojne suknie i fryzury; to nie był jej świat. Nie wyobrażała sobie też ewentualnej reakcji Fantine na takie przypadkowe spotkanie: znając charakterek siostry Tristana, Chateau Rose mogły wstrząsnąć wybuchy gorsze od tych spowodowanych anomaliami.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Galeria sztuki [odnośnik]21.02.18 19:16
Za wysoki, ozdobnymi okiennicami rozpościerał się już zjawiskowy zmierzch, na horyzoncie niebo płonęło czerwienią, nieśpiesznie krusząc się fioletem, na którym niebawem miały zalśnić gwiazdy, lecz uwaga Elmiry skupiona była zgoła na czym innym, niźli pięknym widokiem. Spoglądała na złote, syrenie pukle, mieniące się w blasku namalowanego słońca, przysięgłaby, że lśniły niczym drogocenny kruszec. W złotych ramach zamykał się piękny obraz: na wyrastającej z brzegu morza skale syrena kusiła wędrowca. Co rusz poprawiała swoje pukle i posyłała młodzieńcowi rozkoszne uśmiechy, a on wchodząc do morza coraz głębiej deklamował wiersze. Elmira tak zasłuchała się w owe utwory (a raczej zapatrzyła w męski uśmiech, który czasami posyłał także i jej, ale wtedy syrena zdawała się być nadąsana), że nie zauważyła, kiedy w tej wysoko sklepionej, pięknej i pełnej przepychu komnacie została całkiem sama. Wszyscy inni najpewniej podążyli dalej, by napawać się pięknem innych dzieł.
A wśród nich lady Evandra.
-Na słodką Morganę... - jęknęła do samej siebie zawstydzona.
Natychmiast oderwała spojrzenie od obrazu (choć wiedziała, że uśmiech owego młodzieńca będzie się jej jeszcze tej nocy śnił), uniosła nieco spódnicę, by móc kroczyć szybciej i puściła się niemal biegiem, by odnaleźć lady Rosier. Och, jak mogła do tego dopuścić, by spuścić jej z oka! A jeśli coś jej się stanie? Jeśli zasłabnie? Wolała nawet nie myśleć. Wbrew pozorom nie martwiła Elmiry nawet kara, którą mogłaby ponieść za spuszczenie lady z oka, lecz o konsekwencje ewentualnego zasłabnięcia.
Elmira, trzydziestoletnia panna przeciętnego wzrostu, przeciętnej wagi i urody, była wszak oddaną i niezwykle lojalną służką, znającą swe miejsce i obowiązki, z których zawsze się wywiązywała. Szczerze polubiła swą nową panią: była taka dobra, słodka i piękna. Któż mógłby jej nie pokochać?
Przemierzała korytarze szybkim krokiem, aż na pyzate policzki wstąpił rumieniec (nie miała formy, opieka nad damą nie wymagała odeń fizycznej sprawności), lecz kiedy dostrzegła doskonale znaną sylwetkę złapała się za serce z ulgi.
-Och, lady Rosier, wszędzie pani szukam! - odezwała się, zbliżając prędko swej pani i skłoniwszy się jej, przywitała także drugą kobietę lekkim ukłonem: była Elmirze obca, nie sądziła także by mogła nosić tytuł, lecz nosiła drogą suknię i zdawała się być tu gościem.
-Powinna pani odpocząć, milady - powiedziała od razu Elmira, pełnym troski tonem -W lady stanie nie powinna się pani nadwyrężać - dodała znacząco, choć już ciszej, nieświadoma, że rozmówczyni jej pani jeszcze nie wie.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
galeria sztuki - Galeria sztuki - Page 6 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Galeria sztuki [odnośnik]21.02.18 19:59
Uśmiechała się do stojącej naprzeciwko Evandry z mieszaniną uprzejmości i zawstydzenia tak hojną propozycją, wewnątrz jednak mając nadzieję na to, że lady Rosier jednak zaniecha namawiania jej do odwiedzin swego nowego domu. Chateau Rose znała wydawało się jej nieosiągalnym pałacem, miejscem wręcz świętym, do którego nie posiadali wstępu zwykli śmiertelnicy - kto wie, może gdyby przekroczyła bogato zdobione złotem wrota bramy, od razu spłonęłaby żywcem, przeklęta w jakiś wyrafinowany sposób przez setki kobiet, zamieszkujących od wieków rodową posiadłość? Nie wierzyła co prawda w podobne niespodzianki, arystokraci zaspokajali swe potrzeby poza małżeńską sypialnią od równie długiego czasu, nie robiła więc nic złego, ba, ratowała wręcz wątłą i filigranową Evandrę od gwałtowności Tristana. Dalej jednak nie widziała siebie w roli przyjaciółki na jeden herbaciany wieczorek, wciśniętej w róg obitej drogimi materiałami sofy. Ryzyko wiązało się z ekscytacją, ta - z przyjemnością, ale w tym miesiącu miała wystarczająco dużo wyzwań. Ewentualne narażenie się na wściekłość Rosiera nie wchodziło w grę, przypatrywała się więc jego uroczej żonie z wyczekiwaniem, czujnie wypatrując następnych grząskich pytań - lecz z potrzasku uratował ją świergotliwy głos nadchodzącej kobiety.
Przeniosła na nią wzrok, od razu zauważając rumiane policzki i rozświetlone przejęciem oczy. W pierwszej chwili obawiała się, że ma do czynienia z dawno niewidzianą szkolną koleżanką, a to zawsze kończyło się potwornie nudną opowieścią o przymiotach męża, spłodzonych bachorzątkach oraz trudach macierzyństwa, lecz na szczęście uniżone zwroty do lady Rosier upewniły ją, że ma do czynienia ze służką. Wydającą się na pierwszy rzut oka niezwykle miłą oraz przesadnie zaniepokojoną względną wolnością Evandry. Doprawdy, jakby cokolwiek złego mogło ją spotkać w środku galerii sztuki, na wernisażu skupiającym londyńską śmietankę towarzyską, zapewne rozkochaną w pięknej półwili. Mimo wszystko Deirdre skinęła nieznajomej głową, uprzejmie i przy zachowaniu niezbędnego dystansu, przenosząc nieco pytający wzrok na złotowłosą. Dbanie o odpoczynek schorowanej arystokratki było dość sensownym posunięciem, służąca nie chciała mieć na głowie gniewu całej rodziny, aczkolwiek Tsagairt aż wzdrygnęła się wewnętrznie na myśl o tym, że to jej mogłaby cały czas towarzyszyć namolna przyjaciółka, usuwająca spod nóg każdy kamyczek. Frustrujące. Ukrywała jednak swoje uczucia, unosząc nieco brwi na znaczący ton służącej.
- W lady stanie? - powtórzyła lekko, nie chcąc przecież nieprzyjemnie urywać rozmowy. Niewygodna cisza nie wchodziła w grę, potrafiła kontynuować pogawędkę omijając zdradzieckie szczeliny, przez które wyciekała prawda, oraz meandrując tak, by uciec jak najdalej od oficjalnych zaproszeń bądź przydługich opowieści, które niezbyt ją interesowały. W tonie brunetki było jednak coś, co ją zaciekawiło, łagodność, duma, radość i troska zupełnie innego, intensywniejszego rodzaju. Blada twarz Evandry zarumieniła się nieco, lecz Dei wpatrywała się z dobrze odegranym, przejętym uśmiechem, w służkę, zachęcając ją do kontynuowania tematu. - Mam nadzieję, że Evandra nie ukryła przede mną gorszego samopoczucia - wtedy z pewnością nie zajęłabym jej tak długą rozmową w takich warunkach- oznajmiła, bliższa czułemu gruchaniu niż urzędniczemu werdyktowi; oczywiście, że przy słabości wywołanej chorobą powinny udać się do saloniku z pufami. Liczyła jednak na to, że służąca nieustępliwie nakaże lady Rosier powrót do posiadłości, urywając tą dwuznaczną rozmowę, skręcającą w zastanawiające rejony. Półwila nie wyglądała na chorą, wręcz przeciwnie, tak jak zauważyła to wcześniej, promieniowała dziwną siłą i radością.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Galeria sztuki [odnośnik]21.02.18 20:28
Nie liczyła sobie więcej niż trzydzieści pięć lat (dokładnie trzydzieści trzy), a zdawała się mieć usposobienie i duszę dobrotliwej, serdecznej staruszki. Niektórzy po prostu rodzili się już starzy, choć Elmira wciąż staro nie wyglądała. Miała rumianą, brzoskwiniową cerę, nie tak jasną jak skóra szlachetnych dam takich jak Evandra, a także czekoladowe włosy spięte w ciasny, skromny koczek nad karkiem, gdzieniegdzie poznaczone pierwszymi swymi włoskami. Nie wyglądała jeszcze staro, ale czasami wykazywała się nadmierną troską, którą zwykle odznaczały się starsze kobiety.
Cóż jednak Elmira miała jednak na to poradzić? Taka już przyszła na świat. W Hogwarcie Tiara przydziału posłała ją do domu Helgi Hufflepuff nie bez przyczyny, bo choć miała oczywiście czystą krew (w domu lordów i lady Rosier nie było miejsca dla tych o nieodpowiednim pochodzeniu), to przymioty, które ceniła ta założycielka szkoły magii i czarodziejstwa były weń silniejsze. Ze wszech miar Elmira była pracowita i wierna, a przede wszystkim przyjacielska i troskliwa. Najpierw martwiła się o innych, a dopiero później o siebie.
Nie bez przyczyny wszak została służką, choć rzecz jasna fakt, iż jej matka także parała się tym zajęciem również miał w tym swój spory udział.
Lady Evandrze służyła więc najlepiej jak potrafiła. Robiła, oczywiście, wszystko czego pani Rosier sobie życzyła i żądania, bez chwili zawahania i cienia prostestu - do nich nie miała powodu, gdyż jej pani była przykładną i doskonałą damą. Elmira podziwiała ją i szczerze lubiła, praca służącej stała się o wiele lżejszym zajęciem, gdy czyniła to niemal z radością.
Dlatego tak zaniepokoiła się o panią Rosier. Nie powinna była wybierać się na zbyt długie spacery i za długo stać, musiała wszak odpoczywać - i bynajmniej nie miała na myśli choroby swojej Pani, która dała o sobie znać kilka tygodni temu.
-Och, to nie złe samopoczucie, prawda milady? Dobrze się pani czuje... Czy oboje dobrze się czujecie? - zaświergotała służąca z przejęciem, nagle wymownie spoglądając na brzuch Evandry i posyłając do Deirdre promienny uśmiech, jakby chciała by i ona dzieliła tę radość -Pierwsze miesiące są szczególnie niebezpieczne, niech lady o tym pamięta - przypomniała Elmira.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
galeria sztuki - Galeria sztuki - Page 6 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Galeria sztuki [odnośnik]22.02.18 16:10
Liczba mnoga, używana w stosunku do ciągle filigranowanej Evandry, nie umknęła jej uwadze, jednak nie w pierwszej sekundzie połączyła fakty w całość. W zachwycający obraz upragnionego cudu stworzenia - a raczej pokornego wypełniania obowiązków, które spoczywały na wątłych barkach dziedziczek szlacheckich rodów, zamienionych w klacze rozpłodowe, mające gwarantować przetrwanie idealnych genów skąpanych w błękitnej krwi. Naturalna kolej rzeczy, czarodzieje podbijający świat, poskramiający smoki, badający niebezpieczne artefakty, zgłębiający tajemnicę najtrudniejszej magii - i czarownice, w większości przypadków przykute do swoich luksusowych więzień, z uśmiechem czekających na kolejne miesiące, przynoszące coraz większy brzuch i kolejnych potomków. Deirdre podchodziła do tej oczywistości z mieszanymi uczuciami; z jednej strony szlachecki chów wsobny i wychowanie zamieniły lady w bezładną masę takich samych pięknolicych idiotek, szczerze zadowolonych ze swego losu, nieoczekujących nic więcej, a przy tym dobrze spełniających swoją rozrodczą funkcję; kobiet, dzięki którym nieskalana brudem krew trwała dalej, pomimo zakusów szlam na władzę i potęgę. Akceptowała ten stan rzeczy, lecz w głębi serca czuła pewną niezgodę, wściekłość na pogłębiającą się nierówność, dotyczącą nie tylko zachwyconych własną pozycją dam - ale i kobiet z niższych warstw społecznych. W tym szaleństwie istniała metoda, nikt nie spodziewał się po niewinnej kobiecie jakichkolwiek potworności, przemykała niezauważana - i niedoceniana - przez całe swoje życie, dobrze odgrywając swoją rolę. Powinna się z tym pogodzić, dojść do porozumienia z obolałym ego, ciągle podszeptującym irracjonalne myśli o ucieczce spod męskiego bata, ale nie było to takie proste. Nawet jeśli dotyczyło kobiety teoretycznie obcej; kobiety, która nosiła pod sercem dziecko Tristana.
Deirdre uśmiechnęła się ze zdziwieniem, wkrótce zmieniającym się w przychylne zadowolenie. Szybko. Tylko o tym myślała, dokonując niezbyt skomplikowanej matematyki. Pierwsze tygodnie po ślubie musiały być dla młodych małżonków pasmem romantycznych uniesień; nic dziwnego, że Rosier upomniał się o Miu dopiero po tak długim czasie. Tygodnie rozłąki nabierały odpowiedniej perspektywy, lecz nie wywołało to ataku zazdrości, jedynie drobną irytację.
- Och - westchnęła, unosząc kąciki ust jeszcze wyżej i przenosząc spojrzenie z powrotem na Evandrę. - Co za wspaniała nowina. Przyjmij moje najszczersze gratulacje - skomentowała prawie zgodnie z prawdą. To musiało w końcu nastąpić, a im szybciej Tristan doczeka się dziedzica, tym lepiej dla jego rosnącej wśród arystokratów pozycji. Dziwnie było jednak spoglądać na wręcz lśniącą od szczęścia półwilę, nieświadomą nie tylko zdrad ukochanego, ale i faktu, że porywa się on na coś niemożliwego. Myślenie o Azkabanie w tym wystawnym miejscu, tuż obok brzemiennej lady Rosier, groteskowo odbijało się na nastroju Deirdre, uśmiechała się więc w milczeniu, mając nadzieję, że roziskrzone przejęciem oczy wystarczą, by sprawić wrażenie szczerze rozradowanej tą dobrą wiadomością. Czy dziecko Tristana będzie go przypominało? Nie, nie na tym powinna się teraz skupiać; należało elegancko opuścić wernisaż, zanim Evandra powróci do tematu zaproszenia albo zacznie roztkliwiać się nad imieniem dla pierworodnego. - Rozumiem troskę o twoje zdrowie, nie powinnaś tak długo przebywać w tym zatłoczonym miejscu - skinęła głową służącej, licząc na to, że nadopiekuńczość szybko zmotywuje półwilę do skierowania swych kroków poza galerię sztuki. Tak też się stało; Deirdre skinęła jeszcze głową lady Rosier, wyrażając odpowiedni szacunek i zadowolenie ze spotkania, po czym odwróciła się, by zniknąć za kotarą, przesłaniającą przejście do bocznej sali. Nie przypuszczała, że spotka ją tu tyle doznań - niekoniecznie wywołanych obrazami, wiszącymi na ścianach.

| deirdre zt


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Galeria sztuki [odnośnik]22.02.18 18:38
Elmirę rozpierała radość, nie było to nawet jej dziecko, lecz cieszyła się jakby to ona się go spodziewała, no - może bliska, serdeczna siostra, choć w życiu nie określiłaby tak swoich relacji z lady Evandrą. Doskonale znała swoje miejsce. Miała czystą krew, lecz kimże była by się równać z damą szlachetnej krwi? Ba! Potomkinią słynnych, potężnych Lestrangów, córką wili tak piękną jak sen, żoną coraz ważniejszego w arystokratycznych kręgach lorda i niezwykle silnego czarodzieja? Nikim. Lady Evandra była śnieżnym gołębiem, a ona? Nawet nie kawką, a jedynie szarym wróbelkiem. Dzięki jednak wyjątkowo uległej osobowości i pokornej naturze, była w stanie odczuwać radość na myśl o ciąży swej pani. Tak jak każda dobra służąca darzyła rodzinę, której służyła, niezwykłym szacunkiem i respektem, a przez te wszystkie lata (dokładnie już dziesięć!) zdążyła się do Chateau Rose i Rosierów przywiązać. Cieszyła się, że choć w ten sposób, służąc im, może być częścią tego świata. Czasami odczuwała ukłucie zazdrości na myśl o tych wszystkich pięknych sukniach, których dotykała, by uporządkować je w szafach i kufrach, bądź przygotować dla swej pani, kiedy oglądała te zachwycające dzieła sztuki, rodową biżuterię Rosierów, którą ujmowała w palce z najwyższą ostrożnością, lękając się, że swoimi grubymi palcami coś popsuje - jednakże zazdrość ta nie była na tyle silna, by zmącić sympatię jaką odczuwała wobec swej pani.
Tym większa ona była na myśl o ciężarnym stanie Evandry, a towarzyszyła temu wielka troska. Wiedziała, że kobiety w ciąży są delikatne, a tym bardziej dama, a jeszcze bardziej - lady Evandra, dotknięta przez klątwę serpentyny. Elmira traktowała ją jak najdelikatniejsze jajko, posąg ze szkła, który w każdej chwili może rozpaść się w pył - a tego by sobie nie wybaczyła. Brzemienne potrzebowały odpoczynku, a rolą Elmiry było, by przypilnować, by tak właśnie się stało, nawet jeśli musiała naciskać - robiła to dla dobra pani Rosier.
Zaczekała, aż lady Evandra przyjmie od swej znajomej gratulacje; w tym czasie Elmira stała z boku, uśmiechając się wciąż promiennie i wyobrażając sobie, że już za kilka miesięcy ta piękna kobieta kołysać będzie w ramionach swe dziecię - rozkoszny obrazek! Po pożegnaniu uparła się, by one także wróciły do domu.
Lady Evandra musiała odpocząć.

| zt Elmira i Evandra


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
galeria sztuki - Galeria sztuki - Page 6 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Galeria sztuki [odnośnik]19.06.18 20:05
| 13 lipca

Trzynaście. Tyle minut minęło odkąd Edgar wszedł do galerii sztuki i już miał ochotę z niej wyjść. Nigdy nie rozumiał malarstwa, chociaż w jego posiadłości w Durham wisiało wiele obrazów w bogato zdobionych ramach. Większość z nich to były portrety przodków, lecz zdarzały się tej pejzaże okolicznych lasów i wzgórz. Cenił je sobie przez wzgląd estetyczny, bez nich zamek zapewne byłby jeszcze surowszy niż jest obecnie, ale na tym kończyło się jego upodobanie do sztuki. Nie widział potrzeby w uczeniu się jej historii czy w rozeznawaniu się w stylach i technikach. Od zawsze był praktycznym człowiekiem i wolał ten czas wykorzystać na umiejętności naprawdę przydatne w życiu jak rzucanie zaklęć czy, przede wszystkim, tajniki łamania klątw.
Tak więc udał się dzisiaj do galerii sztuki nie po to, żeby zachwycać się ruchami pędzla wielkich twórców, a po to, żeby spotkać się z ciekawym człowiekiem. A raczej z człowiekiem, który posiadał coś ciekawego. Większa część pracy Edgara skupiała się na odnajdywaniu i sprowadzaniu ciekawych artefaktów. Niegdyś osobiście po nie jeździł, ale obecnie zgodnie z wolą osób ważniejszych od siebie dbał na miejscu o rodzinny interes. Czasem przychodziło mu użerać się z niesamowicie irytującymi osobami, nie reprezentującymi sobie żadnego poziomu, ale miał nadzieję, że dzisiaj będzie inaczej.
Spacerował spokojnie po galerii, zatrzymując się przy co estetyczniejszych obrazach, w końcu stając na przeciw tego przy którym miał spotkać mężczyznę. Ten przedstawiał zbiór całkiem niezrozumiałych kresek i kółek, które dla Edgara były jedynie marnowaniem płótna, farb i czasu malarza. Westchnął przeciągle, rozglądając się dyskretnie po pomieszczeniu. Czyżby się spóźniał? W takim razie nie pozostało mu nic innego jak dalej stać przed obrazem i mu się przyglądać, choć bez większych refleksji. Raczej zastanawiał się ile jeszcze dać temu mężczyźnie czasu i w jaki sposób go ukarać za te niewątpliwe karygodne spóźnialstwo. Zdecydowanie nienawidził braku profesjonalizmu.

[bylobrzydkobedzieladnie]


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens



Ostatnio zmieniony przez Edgar Burke dnia 18.10.18 23:33, w całości zmieniany 1 raz
Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Galeria sztuki [odnośnik]22.06.18 14:08
/13 lipca, po wizycie w Mugnu

Wiecie co jest beznadziejne? Sztuka tworzona dla wybranych, pompatyczne obrazy, galerie wypełnione snobizmem, wszechobecne, zupełnie niepotrzebne ę i ą, nadzwyczajna poprawność i ekspresja pozbawiona spontaniczności. To nawet zabawne, że na przestrzeni lat muzea przestały być muzeami, a stały się miejscem schadzek ludzi pozbawionych jakichkolwiek odczuć estetycznych, miejscem schadzek kości obleczonych w skórę, zachwycających się pięknem kilku smagnięć człowieka, który jeno chce Naturę naśladować, zamiast tworzyć swoje własne światy. Podobno byliśmy kreatorami, ale gdzieś po drodze straciliśmy wyobraźnię. Niegdysiejsze zbiory mające inspirować prostego człowieka, w tej chwili wymagały przynajmniej sakwy galeonów... Gdzie podziała się słodka wolność doznań estetycznych? Gdzie te miejsca, w których ludzkość zaczynała rozumieć czym jest piękno? Gdzie te kolekcje imaginacji obleczone w barwy i kształty? Dlaczego zwykły obywatel (ja) nie miał dostępu do doznań wyższego stopnia, do jakich niesprzecznie zaliczało się obcowanie ze sztuką, w każdej zresztą postaci?...
To był ciężki dzień i wiedziałem gdzie szukać katharsis, choć takich jak ja nie wpuszczali do eleganckich świątyń sztuki. Ta jasne, może bym zrezygnował jakbym się nie nazywał Johnatan Bojczuk, a tak przekraczałem właśnie próg galerii. Pewność siebie to pierwszy krok do sukcesu. Jak się wahasz to zawsze cię przegonią, ale jak udajesz, że doskonale wiesz co robisz, to możesz wejść wszędzie - tak właśnie dostałem się do środka. Ot, zwyczajnie nawet nie zatrzymałem się jak strażnik zaczął podążać w moją stronę, natomiast jak rozchylił wargi, to tylko uniosłem dłoń w geście, który jasno dawał do zrozumienia, że ma milczeć. Więc milczał. Pewnie pchnąłem drzwi, poprawiając na nosie okulary w pozłacanych oprawkach - w okularach każdy wyglądał mądrzej, a jak miał do tego elegancki garnitur to sukces murowany. Ten z kolei pożyczyłem z teatru, od jednego aktora blisko zaznajomionego z moją matką. Nie chciałem nawet wiedzieć jak bardzo blisko, ale nie jest to myśl na tę chwilę. W tej chwili liczyły się już dla mnie tylko mijane płótna - w większości potwornie nudne! Pejzaże, scenki rodzajowe, kilka portretów w stylu mocno do mnie nie przemawiających, obrazy historyczne i marynistyczne, które chyba jako jedyne chwytają mnie za serce, wywołując ogrom tęsknoty za oceanem. I wreszcie on - dzieło, które przyszedłem tu oglądać, bo jeśli zaczęto wieszać je na salonach, to wreszcie zrobiliśmy krok do przodu! Przystaję tuż obok nieznajomego mężczyzny, posyłając mu krótkie spojrzenie i delikatne skinienie głowy, a później wbijam ślepia w płótno i wzdycham z zachwytu.
- Fascynujące!




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Galeria sztuki [odnośnik]26.06.18 15:18
Nienawidził braku profesjonalizmu. Nawet kilka minut spóźnienia napawało go złością, ponieważ odczytywał taką sytuację jako brak szacunku dla jego osoby i jego cennego czasu. Poza tym, że był po prostu zapracowanym człowiekiem, był również człowiekiem zorganizowanym. Lubił działać wedle wcześniej ustalonego planu, a podobne incydenty były jak popchnięcie pierwszego klocka domino - za nimi waliła się cała reszta. Co prawda na dzisiejszy dzień nie zaplanował żadnych ważnych spotkań, ale i tak wolał nie przebywać w podobnych miejscach dłużej niż to koniecznie. O wiele lepiej czuł się w piwnicznej palarni, oświetlonej jedynie delikatnym światłem świec, niż w tym przestronnym i nienaturalnie jasnym pomieszczeniu. Od dziecka miał do czynienia z półmrokiem: grube mury zamku Durham nie przepuszczały wiele światła, z czasem podobna ciemność stała się jego częstym towarzyszem. Z rodowej posiadłości wyruszał do sklepu na Nokturnie, w którym zazwyczaj spędzał większość dnia, czy też nokturnowych pubów - każde z tych miejsc było na swój sposób owiane tajemnicą, spowite w ciemności. Galeria sztuki wydawała się odrębnym światem - jasnym, pustym, przestronnym. Człowiek nie był w stanie się schować, a jedyne czym mógł się zająć to oglądanie pstrokatych obrazów. Czuł się nieswojo, to zdecydowanie nie było jego miejsce, ale czasem i w takie musiał przychodzić. Jego żona bardziej ceniła sztukę - on, jak każdy Burke, preferował wiedzę praktyczną.
Od razu zauważył mężczyznę, który wszedł do sali - wszak obrazy w ogóle go nie interesowały, a ludzie właśnie. Młody, szczupły, niewysoki. Z pewnością nie był osobą na którą czekał Edgar. Ba! Nawet nie mógł pochodzić z tej samej klasy społecznej - swój zawsze pozna swego, poza tym nie można było temu człowiekowi przypisać charakterystycznego szlacheckiego sposobu bycia. Niby cichego, ale zwracającego uwagę. W dodatku te włosy... Fryzura Edgara nigdy nie była idealna jak na lorda przystało, ale z pewnością nie osiągnęła aż takiego poziomu rozpaczy. To nie był szlachcic, bez dwóch zdań. Kim więc był? Pasjonatem sztuki współczesnej?
- Polemizowałbym - gdybym miał ochotę, ale nie mam; powiedział w typowy dla siebie sposób, niezbyt głośny i dość leniwy, zerknąwszy w stronę drzwi. Czekał na kogoś innego.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Galeria sztuki [odnośnik]08.07.18 18:43
Odpływam już w swoich własnych myślach, wstępując na sięgające za horyzont ścieżki filozoficznych rozważań, zapominam zupełnie o otaczającym mnie świecie i wtedy to słyszę - cichy, męski baryton odbija mi się w uszach jednym słowem, które sprawia, że momentalnie wracam na ziemię, tutaj, na wypolerowaną posadzę eleganckiej galerii. Polemizowałbym. Zerkam na mężczyznę, dopiero teraz przyglądając mu się bliżej - mierzę wzrokiem postawną sylwetkę i eleganckie odzienie, zastanawiając się ile skarbów kryje się aktualnie w jego kieszeniach... Nie, wróć! Nie przyszedłem tutaj kraść! To byłaby całkowita profanacja tego świętego miejsca kultu sztuki. Uśmiecham się delikatnie, sięgając jedną dłonią do twarzy i zdejmuję okulary, z wolna zbliżając szkła do ust. Chucham w jedno i drugie, po czym przecieram je skrawkiem koszuli, nieopatrznie wycierając także fragmenty złotej farby pokrywającej oprawki. Trochę to biednie wygląda, ale już trudno, więc dla niepoznaki wciskam binokle w kieszeń marynarki, a ręce splatam na piersi, zaciskając palce na kończynach mniej więcej w okolicach łokci. Jeszcze krótką chwilę milczę, jeno przyglądając się temu dziełu sztuki najwyższej, po czym powracam spojrzeniem do mojego dzisiejszego rozmówcy.
- Nie podoba się panu? - pytam, unosząc nieznacznie obie brwi - Dlaczego? - każdy miał swój gust w sumie, o to chodziło. Ale właśnie po to przybywaliśmy do takich miejsc jak galerie sztuki, by o tych gustach dyskutować, by nie czerpać z wizyty jedynie doznań estetycznych, a dostarczyć sobie także pożywki intelektualnej, poprzez chociażby taką właśnie rozmowę. Więc staram się jakoś zagaić, sprowokować dyskusję. Jednocześnie mam nadzieję, że trafiłem na godnego towarzysza, bo po tych wszystkich miesiącach, w których oddawałem się czysto hedonistycznym zachciankom, potrzebowałem trochę wysiłku umysłowego. Jak się nie używa mózgu to podobno zanika, a ja nie chciałem żeby mój nagle któregoś dnia wyparował, tak po prostu, bo już nic nie mógł z tego ciała wyciągnąć.
- Proszę spojrzeć dalej niż na samo płótno. - dodaję na koniec. Bo tu przecież o pewną myśl, pewną ideę się rozchodziło.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Galeria sztuki [odnośnik]28.07.18 12:28
Prawdę mówiąc, ostatnie na co miał ochotę to pogawędka z nieznajomym mężczyzną. Nigdy nie był towarzyskim człowiekiem, a takie rozmowy o niczym tylko go męczyły. Szczególnie kiedy temat miał oscylować wokół sztuki. Owszem, szanował ją i lubił otaczać się ładnymi rzeczami, ale wszystko miało swoje granice. Nie chciałby, żeby któreś z jego dzieci w przyszłości zajęło się sztuką, a już na pewno nie syn. Jego dzieci miały zająć się porządnymi i przydatnymi zawodami. Winny kontynuować rodzinne tradycje, które były nierozerwalnie związane z biznesem i czarną magią, niesamowitą dziedziną magii, tak zepchniętą na drugi plan. A nie jakimś bezsensownym machaniem pędzla na prawo i lewo, tworząc takie dzieła przed jakim właśnie stał. Płótno i parę kresek, doprawdy, co to miało niby prezentować. - Nie wiem jak mogłoby mi się to podobać - odpowiedział, podchodząc krok bliżej w kierunku obrazu. Nie dość, że nie reprezentował sobą żadnego kunsztu, to jeszcze przedstawiał abstrakcję totalną. I coś takiego zajęło miejsce na ścianie w galerii sztuki? Edgar przypomniał sobie dlaczego do nich nie chodzi, przecież to marnowanie cennego czasu. Zerknął na zegarek i znowu na drzwi, obawiając się, że mężczyzna z którym był umówiony już się nie pojawi. W takim razie mógł być pewien, że z transakcji nic nie wyjdzie. Edgar nie współpracuje z nieprofesjonalnymi ludźmi - ich marka jest na tyle znana, że w większości wypadków może sobie pozwolić na taki przesiew handlarzy. Gorzej, jeżeli któryś z nich był w posiadaniu czegoś naprawdę cennego i jedynego w swoim rodzaju. Wtedy radził sobie inaczej.
- Patrzę dalej i widzę ścianę - odpowiedział, po czym zlustrował mężczyznę, który musiał się do niego akurat w tym momencie przyczepić. - Pan tu często bywa? - Bo jakoś nie wyglądał, garnitur jakby miał trochę za duży? Chociaż z drugiej strony jeżeli artysta był w stanie namalować takie dzieło, to teoretycznie człowiek mógł się ubrać w cokolwiek chciał, nawet jeżeli to był zwykły worek. Edgar uświadomił sobie, że jest świadkiem powolnego upadku tradycji i cennych wartości, w których go wychowano.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Galeria sztuki [odnośnik]08.08.18 12:11
Westchnąłem przeciągle i pokręciłem głową, bo jedyne co mi zostało to załamać ręce, wzrok wzniosłem ku sufitowi, tam szukając jakiekolwiek pomocy.
- Widzi pan tu nie chodzi o to żeby było ładne czy nieładne... Sztuka już dawno przestała skupiać się na pięknie, a jej zadaniem jest wzbudzanie w ludziach emocji, nie tylko zachwytów, czasem obrzydzenia, czasem zniesmaczenia, nawet zażenowania! Tu nie chodzi o to by pokazać kolejny zachód słońca, kolejną Wenus z morskiej piany, czy kolejną scenę historyczną, to przełomowy obraz, jesteśmy prawdziwymi szczęściarzami, że możemy go tutaj podziwiać! Bo widzi pan, w tym momencie sztuka przestaje być przedstawieniowa, przestaje naśladować naturę, kopiować ją albo przekształcać. To zaczyna sięgać dalej, do ludzkich dusz, do emocji, to próby przedstawienia czegoś, czego nie da się pokazać znajomymi nam kształtami, czego nie można zaprezentować poprzez malowanie przedmiotów. To sztuka kreacji, to formowanie całkiem nowych światów, to nowa sztuka, mająca nie oddziaływać tylko na ludzką estetykę, a dotykać czegoś znacznie więcej... Mugole odkryli to już dawno, dawno temu, wie pan? Tylko my wciąż trwamy gdzieś daleko w tyle, wciąż starając się idealnie odwzorować naturę i po co? - zamilkłem na moment, kątem oka zerkając na swojego towarzysza, ale już za moment powróciłem do obserwowania obrazu - Wassily Kandinsky... Zna pan to nazwisko? Swoją pierwszą abstrakcję namalować już na początku naszego wieku. Wie pan, że porzucił prawo by zostać malarzem? Długo poszukiwał swojej drogi, aż pewnego razu trafił na niesamowity obraz, który tknął go do głębi, poruszając najwrażliwsze struny jego duszy... I co się okazało? Że był to jego własny obraz zawieszony do góry nogami, interesujące prawda? O pierwiastku duchowym w sztuce, polecam przeczytać, bardzo interesujące pisma. - kiwam głową, kończąc swój krótki wykład, a moje usta wykrzywiają się w szerokim uśmiechu, kiedy do uszu dochodzą kolejne słowa mężczyzny, ale nic nie mówię na ten temat - I nie czuje pan nic? Żadnych emocji? Chociażby rozgoryczenia? Zażenowania? Nie denerwuje pana, że to coś wisi wśród prawdziwych dzieł sztuki? - unoszę jedną brew, splatając za plecami obie dłonie - Odwiedzam galerię jak tylko mam ku temu okazję, obcowanie ze sztuką ładuje mnie pozytywną energią, chociaż te wszystkie widoczki i portreciki wydają się kompletnie nudne... Doceniam kunszt i warsztat, ale w tych czasach to nie wszystko, człowiek winien ciągle się rozwijać, a sztuka wraz z nim, taka kolej rzeczy. - wzruszam ramionami, chociaż nie jestem do końca pewien czy nasze konserwatywne społeczeństwo kiedykolwiek to zrozumie.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk
Re: Galeria sztuki [odnośnik]25.09.18 14:35
Różdżka ciążyła mu w kieszeni, a dłonie świerzbiły, żeby rzucić na mężczyznę silencio. Jedno krótkie zaklęcie, a ile może przynieść ulgi. Nie miał siły na słuchanie wykładów na temat jakiejkolwiek sztuki, a już z pewnością nie tej współczesnej. Nie obchodziło go kto i dlaczego to namalował - po co marnować dzień na zastanawianie się nad takimi rzeczami? To sprawa malarza, Edgar posiadał mnóstwo bardziej przyziemnych tematów do rozmyślań. Jest pragmatykiem, ceni sobie praktyczne rozwiązania, naprawdę przydatne w życiu, a zabarwione płótna absolutnie się do takich rzeczy nie zaliczają. Słuchał wypowiedzi mężczyzny jednym uchem, a wypuszczał drugim. Trafił na złego ucznia, na pewno nie przekona go do swoich racji. - Po co ma wywoływać we mnie emocje? Mało mamy emocji w życiu? Mam jeszcze specjalnie chodzić do galerii, żeby odczuwać obrzydzenie albo zniesmaczenie? To ja wolę kupić kolejny zachód słońca, przynajmniej jest estetyczny - tyle miał do powiedzenia na ten temat. Chociaż nawet zakup zachodu słońca wydawał mu się irracjonalny skoro można go podziwiać każdego dnia z okna własnego domu. Czy nie lepiej obejrzeć coś na żywo zamiast bez sensu gapić się na płótno? Malarstwo miało dla Edgara sens w bardzo wąskich przypadkach.
- Oczywiście, to magiczny badacz - wydawało mu się, że kiedyś go spotkał w Rosji, chociaż czy aby na pewno tak brzmiało jego nazwisko? One wszystkie brzmiały podobnie. Odchrząknął, kiedy uświadomił sobie swój błąd. - Borys, nie Wassily. Nie znam. Nie interesuję się malarstwem, a już z pewnością nie mugolskim. Nie sądzi pan, że porównywanie ich osiągnięć do naszych jest uwłaczające? My, czarodzieje, mamy piękną tradycję. Nie musimy podążać za innowacjami niemagicznych - już nie miał ochoty rzucać na mężczyznę silencio. Teraz, po tym jawnym zachwycie mugolskim malarstwem, bardziej skłaniał się ku ablepsia. To zapewne byłby dla niego koszmar, stracić oczy, którymi tak często podziwia obrazy.
- Czuję zażenowanie przy każdym dziele sztuki, nad którym zachwycają się tysiące - nawet nie próbuje tego zrozumieć. Ta gra wydaje mu się niewarta świeczki. Tak samo jak ta rozmowa, która coraz bardziej się rozwija, podczas gdy Edgar ma coraz mniejszą ochotę na jej kontynuowanie. Dlatego kiwnął jedynie głową w odpowiedzi na jego pytanie. Niech sobie chodzi do galerii skoro tak bardzo to lubi, niech tylko lepiej go nie zaczepia przy następnym spotkaniu.


We build castles with our fears and sleep in them like
kings and queens

Edgar Burke
Edgar Burke
Zawód : nestor, B&B, łamacz klątw
Wiek : 35
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Gdybym był babą, rozpłakałbym się rzewnie nad swym losem, ale jestem Burkiem, więc trzymam fason.
OPCM : 25 +5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 30 +1
ZWINNOŚĆ : 2
SPRAWNOŚĆ : 9
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3108-edgar-burke#51071 https://www.morsmordre.net/t3159-nie-stac-mnie-na-wlasna-sowe#52274 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t4912-skrytka-bankowa-nr-811#106945 https://www.morsmordre.net/t3160-edgar-burke#52278
Re: Galeria sztuki [odnośnik]26.09.18 17:15
Patrzę na mężczyznę i unoszę wysoko obie brwi.
- No... po to ludzie zazwyczaj chodzą do galerii, żeby poczuć to coś. Ludzie nie tylko po to malują, żeby ktoś mógł nacieszyć oko, tylko żeby pobudzić czyjś umysł do myślenia, żeby wyrazić siebie, jakieś emocje, żeby zwrócić uwagę na pewne problemy. Niektórzy walczą magią, inni siłą własnych mięśni, a jeszcze inni pędzlem, mieliśmy w historii wielu takich i pewnie jeszcze wielu będziemy mieć. Znaczy... no w większości, są też tacy, którzy nieszczególnie zastanawiają się nad tym co robią i wypuszczają z pracowni ciąg nieróżniących się niczym obrazków, które później ktoś sobie powiesi w kuchni albo w salonie, ale to zwykli rzemieślnicy. - wzruszyłem ramionami. Nie gardziłem nimi, w zasadzie i oni byli potrzebni, a jakże! Żałowałem tylko, że oczy całego magicznego świata, a przynajmniej tutaj, w niezwykle konserwatywnej Wielkiej Brytanii, zwrócone były ku nim, w czasie kiedy prawdziwe talenty, ludzie, którzy faktycznie mieli coś po przekazania, do powiedzenia, biedowali w swoich pracowniach. Nie wątpiłem, że kiedyś zostaną docenieni, obawiałem się tylko tego, że dopiero po śmierci - Uwłaczające? Nie sądzę. Od wieków czerpiemy z ich osiągnięć, nie mielibyśmy nawet tego, co mamy teraz gdyby nie mugole. - krzywię się lekko - Jeśli w tym momencie jesteśmy gdzieś tutaj - unoszę jeden palec - To oni są już tu. - i drugi, w znacznej odległości - Jeśli nie zaczniemy się rozwijać to będziemy się cofać, tego jeszcze brakuje, byśmy znowu zaczęli przedstawiać ludzi w ten sposób. - odwracam się profilem, odnosząc się, oczywiście, do malarstwa starożytnego. Skrzyżowałem ręce na piersi, zaciskając palce obu dłoni na ramionach, gdzieś w okolicach łokci i wbiłem spojrzenie w mężczyznę. Zmrużyłem delikatnie oczy.
- W takim razie zastanawia mnie jedno... Myślałem, że cały sztab ludzi dba o to by wychowywać was, arystokratów, w miłości do kultury i sztuki. Co więc robi pan w galerii, nie lubiąc malarstwa, lordzie Burke?... - ooo, faux pas! Nie przedstawiał mi się! Za długi jęzor... ech. Czy zwróci na to uwagę? Puści mimo uszu? Przygryzłem policzek od środka, starając się zachować kamienną twarz. Doskonale wiedziałem po co tu przyszedł - żeby się spotkać ze mną, tylko biedaczek nie zdawał sobie z tego sprawy. Znaczy... właściwie byłem tylko pośrednikiem pewnej transakcji, czymś jakby sową, tylko mi za to płacili i działałem tam, gdzie lepiej nie posyłać ptaka, bo nie wiadomo w czyje trafi ręce.




Johnatan Bojczuk
Johnatan Bojczuk
Zawód : maluje, kantuje, baluje
Wiek : 25
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
kto kombinuje ten żyje
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5318-johnatan-bojczuk https://www.morsmordre.net/t5328-majtek#119230 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f167-gloucestershire-okolice-bibury https://www.morsmordre.net/t7231-skrytka-bankowa-nr-1332 https://www.morsmordre.net/t5516-johnatan-bojczuk

Strona 6 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8  Next

Galeria sztuki
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach