Lysandra Anna Vablatsky
Nazwisko matki: Vablatsky
Miejsce zamieszkania: Londyn, Śmiertelny Nokturn
Czystość krwi: czysta
Wzrost: 115cm
Waga: 22kg
Kolor włosów: rude
Kolor oczu: zielone
Znaki szczególne: jakby nie patrzeć niewiele dzieci krząta się bezpańsko po Nokturnie
jeszcze nie posiada
mama
wrona
błyskawica
zapach kurzu i trolla
mama z tatą, razem. tata jest przystojny, bogaty i ma binokle.
rody szlacheckie, ich genealogia, heraldyka i historia
Harpie z holyhead
śpiewa, pomaga w domu
śpiewa
mackenzie foy
Mam sześć i pół lat. Mieszkam z mamą. Nie wiem, kto był moim tatą. Mama mówi, że tata wyjechał, i że nigdy nie wróci, i że to dlatego, bo mężczyźni tacy są. Nie wiem, jacy są, ale chciałabym go kiedyś poznać. Albo chociaż zobaczyć, jak wygląda. Mieszkamy w lecznicy, którą prowadzi moja mama. Mama tam leczy dziwnych ludzi i nie pozwala mi z nimi rozmawiać. I tak bym nie chciała, bo oni są inni. Smutni, bardziej niż mama.
Czasem jej pomagam, kiedy trzeba coś przynieść albo przytrzymać. Do moich obowiązków należy mycie podłogi. Nie bardzo to lubię, bo od pacjentów mojej mamy zawsze bardzo brzydko pachnie, a poza tym mama nie pozwala mi tam przebywać, kiedy pacjenci mają otwarte oczy. Ale pomagam mimo to, bo wiem, że mojej mamie samej jest bardzo ciężko. Zawsze jestem bardzo ostrożna. Mam swój pokój na piętrze lecznicy, obok sypialni mamy. Czasem śpię z nią w jednym łóżku, kiedy jest burza, bo nie lubię błysków i grzmotów, zwłaszcza od kiedy zaczęły mi się śnić. Z mamą zawsze czuję się lepiej.
Jestem czarownicą. Mama mówi, że wcale nie, że dopiero będę, kiedy pójdę do szkoły i że wtedy wreszcie nauczę się czegoś mądrego. Ale ja już przecież dużo potrafię. Mama zawsze mi powtarza, że muszę unikać ludzi i nie dać im się złapać – to mi się udaje. Nauczyłam się tego tutaj, gdzie mieszkamy. Bo tu, gdzie mieszkamy, jest buro i ponuro. Brudno. Kawałek dalej jest ulica Pokątna, kolorowa, i jest tam więcej dzieci, niż na Nokturnie. Ale mama rzadko mnie tam zabiera. Mówi, że takie jak my, bardziej pasują do Nokturnu. I że ludzie wolą, kiedy jesteśmy tutaj, nie tam.
Mieszka z nami Gust. Gust jest trollem. Mama mówi, że ludzie nie lubią trolli i że dlatego nie możemy z nim wychodzić na spacery. Wydaje mi się, że jemu jest przez to smutno, Gust jest bardzo miły i nie rozumiem, dlaczego ktoś miałby go nie lubić. Może przez ten zapach, faktycznie nie jest ładny. Mama nie bardzo pozwala mi z nim rozmawiać, ale kiedy nie widzi, czasem przy nim siedzę i razem nic nie mówimy. Wiem, że nie może mi nic powiedzieć, bo nie potrafi, ale mi się wydaje, że w takim razie musi czytać w myślach i że dobrze wie, co do niego mówię. Myślę, że mnie lubi. Kiedyś podrzucałam mu smakołyki, ale mama na mnie nakrzyczała, że tak nie wolno, bo będzie chory, więc już tego nie robię.
Ciocia już z nami nie mieszka, ale ja czasem mieszkam u niej. Ciocia mówi, że kiedy mama ma mnie dosyć, wysyła mnie do niej, ale ciocia już taka jest. Mama mówi, że ciocia to moja matka chrzestna i że może sobie mówić, co chce, bo i tak ma obowiązek chociaż czasem się ze mną pobawić. Ciocia ma śmieszne mieszkanie, jest w nim pełno słoików, kociołków i fiolek. W domu nie wolno mi tego dotykać, ale ciocia się zgadza i czasem sobie oglądam różne rzeczy. Niektóre są straszne, inne obrzydliwe. A raz znalazłam coś, na co ciocia mówi „WALLUS” - powiedziała, że to się ucina chłopcom, którzy są niegrzeczni. Ale głupi ci chłopcy.
Czasem, kiedy śpię, widzę moją mamę. Jest śliczną sarną, która biegnie przez las. Zostawia po sobie plamy krwi, ale to nic, u nas w domu zawsze jest krew. Mój tata jest wtedy wilkiem. Bawią się razem w ściganego. Innym razem widzę siebie i mamę, razem. Jesteśmy wtedy dwoma wronami krążącymi nad olbrzymim lasem. Nie lubię tego snu, nigdy nie mogę nadążyć w locie za mamą. W końcu odlatuje i zostawia mnie. Zostawia mnie samą.
Czasem widzę też innych, ale nie chcę o tym mówić.
Lisa jest małą feministką, wychowana przez samotną matkę, z pomocą jej przyjaciółki, w duchu nieufności wobec mężczyzn i chłopców. Cassandra słusznie uznała, że takie podejście posłuży bezpieczeństwu dziecka, dzięki temu bardziej uważa na zbirów, jakich krząta się po Nokturnie bardzo wielu. Nie ufa mężczyznom, nie daje się im dotykać, a właściwe – zbliżyć się na więcej niż metr. Nie byłoby nadużyciem stwierdzenie, że trolle wydają jej się od nich o wiele sympatyczniejsze. Uważa, że kobiety i dziewczęta są o wiele bardziej warte zaufania, a także cieplejsze, rozsądniejsze i inteligentniejsze. W jej życiu nie ma żadnego mężczyzny poza pojawiającymi się i znikającymi pacjentami, ani brata, ani ojca, ani dziadka, ani nawet dalekiego wuja.
Jako dziecko jest niezwykle dojrzała, do czego najprawdopodobniej zmusiły ją warunki zamieszkania i wychowania. Nokturn nie sprzyja niańczeniu dzieci, właściwie od urodzenia Lisa miała bardzo słaby, urywany kontakt z rówieśnikami. Cassandra utrzymywała kontakty ze swoją rodziną tylko wtedy, kiedy musiała – a nawet, gdyby zachowywała się inaczej, to i tak była jedynaczką i w jej rodzinie nie było więcej dzieci w wieku Lisy. Czasem bawiła się z kimś na Pokątnej, ale rodzice porządnych dzieci z dobrych rodzin rzadko na to pozwalali. Czasem biega na bosaka po Nokturnie, póki co miała szczęście - nic poza klapsem od mamy jej się nie stało. Najwierniejszym spowiednikiem jej najmłodszych myśli, obok matki, był zapewne troll, którego imię Lisa uparcie myli, przemianowując Augusta na Gusta.
W ślad za dojrzałością idzie odpowiedzialność, Lisa pojmuje, że jej mama ma trudne życie. Że dużo pracuje, że często jest zmęczona, że pomaga ludziom, choć jeszcze nie zdaje sobie sprawy z tego, że pomaga głównie ludziom, którzy na tę pomoc niczym sobie nie zasłużyli. Pomaga jej, jak tylko potrafi, czy to ścierając pot z pacjentów, czy krew z podłogi, czy po prostu sprzątając, przynosząc matce ręczniki, maści, inne specyfiki. Lubi zamiatać podłogi, choć to tylko pretekst – tak naprawdę chciałaby spróbować wreszcie polatać na miotle. Niestety, ta do zamiatania uparcie nie chce jej unieść, a dziecięcej miotełki matka nie chce jej sprawić. Mówi, że jest za mała, a ona przecież ma już sześć, prawie siedem lat – nie jest dzieckiem!
Cechuje ją nieufność, Lisa stara się trzymać z daleka od obcych. Cassandra zdaje sobie sprawę z tego, jak wiele niebezpieczeństw może czyhać na Nokturnie na kilkuletnią wróżbitkę, dlatego stara się zminimalizować jej kontakty z ludźmi. Jej bytność w lecznicy jest raczej ukrywana, Lisa przebywa z pacjentami wyłącznie, kiedy są nieprzytomni. Jest mocno związana z matką i matką chrzestną, wśród których czuje się bezpieczna i kochana.
Lysandra, podobnie jak jej matka, Cassandra i matka Cassandry, Cassandra, i zapewne większość kobiet z rodziny Vablatsky, posiada umiejętności patrzenia w przyszłość. Lisa kompletnie nie potrafi kontrolować mocy, które posiada, nie do końca je też rozumie, ale ponieważ ma je od urodzenia – jest do nich przyzwyczajona. Lisa najczęściej ma wizje podczas snu, choć, póki co tylko raz, zdarzył jej się również napad padaczkowy, podobny do takich, jakie dręczą jej matkę.
To po tym napadzie Lisą zainteresowali się magomedycy o specjalizacji umysłowej ze szpitala świętego Munga, kiedy dziewczynka wygadała się przed lekarzem podczas wizyty kontrolnej przed rutynowym szczepieniem – Lisa rzadko bywała w Mungu, jej matka jest w końcu uzdrowicielką i posiada własną klinikę, lecz nie trzyma w niej specyfików typowo dziecięcych. Cassandra kategorycznie zaprzeczyła wówczas napadom Lisy, niewybrednie wyraziła się o lekarzach i zabrała dziewczynkę z powrotem do domu.
Wizje Lisy są nieukształtowane, zgodne z dziecięcym rozumowaniem i widzeniem świata. Widzi w nich ludzi pod postacią zwierząt, czasem znajomych, czasem nieznajomych, w różnych sytuacjach, których sens nie zawsze jest w stanie odczytać, a który dla dorosłego człowieka musi wydawać się oczywisty.
Jak każde magiczne dziecko, które nie jest charłakiem, Lisa posiada talent magiczny, który daje o sobie znać. W sytuacjach zagrożenia czasem, spontanicznie i niekontrolowanie, teleportuje się w losowe miejsce oddalone o najwyżej dziesięć metrów od pierwotnego. Oczywiście, nie jest w stanie teleportować się samoistnie, nie posiada różdżki, nie zna ani jednego zaklęcia. Czasem ćwiczy patykiem, powtarzając ruchy i słowa za matką; jak łatwo jednak się domyśleć, uschnięty patyk nie jest tym samym, co prawdziwa różdżka i wysiłki małej Lisy spełzają na niczym. Na list z Hogwartu niecierpliwie czekać będzie zapewne dopiero za kilka lat, teraz jeszcze przeraża ją wizja wyjazdu do szkoły na całe dziesięć miesięcy, z daleka od domu i matki.
Jak na sześciolatkę – naprawdę ładnie śpiewa. Uczy się również od matki sztuk wróżbiarskich, potrafi wróżyć z ręki, fusów, ćwiczy biegłość w kartach tarota.
Fascynują ją również strojne suknie, futerkowe płaszcze, kunsztowne fryzury i bogata biżuteria. Nigdy nie miała tego w domu, jej matka nie jest bogatą czarownicą, ale Lisa, kiedy nikt nie widzi, bo przecież już jest duża, zakłada na głowę berecik i bawi się w księżniczkę. A księżniczki miały swoje luksusy! Zawsze, kiedy jest z matką na ulicy Pokątnej, wypatruje czystokrwistych dam z arystokratycznych rodów, marząc, by pewnego dnia móc stać się taką, jak one. Wyniosłą, dumną, trupiobladą i piękną, o kruczoczarnych puklach opadających błyszczącą kaskadą na odsłonięte ramiona. Niestety, Lisa urodziła się ruda i piegowata, co przekreśla przynajmniej część jej planów w tym względzie.
Marzy o własnym zwierzątku, ale przynajmniej raz w tygodniu zmienia jej się, jakie to zwierzątko właściwie chciałaby mieć: czy pieska, czy kotka, czy szczurka, czy fretkę, czy króliczka, czy sówkę, czy pufka, mamo proszę!
Co prawda futrzaka nie dostała, ale znalazła kiedyś brodawkolepa, który uwił sobie gniazdko w starym dzbanku kiedyś używanym przez Cassandrę do trzymania czarodziejskich eliksirów. Nazwała go Lucjusz i czasem z nim rozmawia, ale jeszcze nigdy nie odpowiedział.
karty tarota, brodawkolep, królicza łapka