Rudolf Abbott
Nazwisko matki: Greengrass
Miejsce zamieszkania: Dolina Godryka, Norton Avenue
Czystość krwi: szlachetna
Status majątkowy:bogacz
Zawód: Stażysta w departamencie przestrzegania prawa czarodziejów
Wzrost: 175
Waga: 60kg
Kolor włosów: blond
Kolor oczu: niebieskie
Znaki szczególne: brak
Hikora, Róg Reema 18 cali, bardzo sztywna
Hogwart, Huffelpuff
słowik
wielka meduza
gorzka czekolada, karmel, cynamon
On trzymający odnazkę aurora
stara się interesować wszystkim po trochu
Jastrzębie z Falmouth
Eksplodujący Dureń, szachy czarodziejów, Quiddich, ale i mugolskim pokerem nie pogardzi
Rick Charlie i jego Zmiatacze, Elvis Presley, muzyka klasyczna
Toby Regbo
Pewne było, iż ślub Lorda Abbotta, oraz Lady Greengrass jest tak naprawdę kwestią czysto formalną. Luana Greengrass, kiedy wychodziła za mąż, była młodziutką, naiwną dziewczyną, która nim zdążyła się zorientować, co się działo w jej życiu, stała już na ślubnym kobiercu, a u jej boku stał dumny Lord Demetrius, który notabene był znacznie starszy od swojej młodziutkiej żony. Lord Abbott całe życie uwielbiał swoją żonę, ale nie miał pojęcia jak się do niej zbliżyć. Urzekała go na każdym kroku swoją lekkością życia, wesołym usposobieniem, ale niestety byli dwoma światami, które mogły żyć obok siebie, ale nigdy nie połączą się w jedno. Bardzo szybko doczekali się pierwszego dziecka. Była to śliczna córeczka, której nadano imię Francine. Lord Demetrius nie posiadał się ze szczęścia, chociaż wyraźnie wyczuwał nacisk ze strony rodziny na męskiego potomka, to nie dał żonie powodów do myślenia, iż nie spełniła swojego obowiązku. Niestety dziewczynka niecałe dwa lata po narodzinach, poważnie się rozchorowała i zmarła. Luana przeżyła to niezwykle mocno. Utracone dziecko, w pewnym momencie, stało się tematem tabu, którego nikomu nie wolno było poruszać. Żałoba mimo wszystko nie trwała długo. Nie cały rok Lady Luana podzieliła się z mężem szczęśliwą nowiną. Po raz kolejny była brzemienna i tym razem ponownie powiła na świat dziewczynkę, którą nazwano Versie. Natomiast rok po niej, czyli dokładnie w 1935 roku, na świat przyszedł upragniony syn, któremu nadano imię po dziadku Lorda Abbotta. Rudolf, podobnie jak wcześniej jego siostra został oddany pod opiekę babki. Wszystko dlatego, iż Luana nie miała najlepszych kontaktów ze swoją teściową. Po tym, jak straciła pierwsze dziecko, ich relacje podupadły już zupełnie. Kobieta nie chciała ryzykować tym, iż coś stanie się jedynemu męskiemu potomkowi, i to ona wolała odpowiadać z jego wychowanie. Lady Luana nie mogła tak naprawdę wiele powiedzieć. Dzieci, chociaż pochodziły z jej łona, będą nosić nazwisko ojca, a ona? Jeżeli rozejdzie się z nim i wróci do swojego nazwiska, a co za tym szło, utraci do nich wszelkie prawa. Zresztą trudno powiedzieć, że Luana była dobrą, przykładną, oraz troskliwą matką. Przez to, iż została szybko uwolniona od rodzicielstwa, mogła zająć się samą sobą.
Rudolf spędził dzieciństwo w rodzinnym dworku, gdzie w towarzystwie znikaczy wpajano mu wszelkie morale, jakie powinien posiadać Abbott. Czasami kiedy czas mu na to pozwalał bawił się bardziej sam ze sobą w chowanego, co skutkowało tym, iż poznał stosunkowo dobrze okolice dworku, jak i sam dworek. Mały Rudolf, chociaż szlachcic nie był wcale rozpieszczany ani przez babkę, a tym bardziej przez rodziców, których tak naprawdę nie widywał zbyt często. Matka spędzała czas na zajmowaniu się sobą, organizowaniu przyjęć, i dbaniu o zachowanie dobrych relacji z innymi rodami. Lord Abbott zaś, człowiek twardo stąpający po ziemi i bez reszty oddany obowiązkom Wizengamotu, przekładał surowość nad ojcowskie uczucie. Tak też Rudolf spędził dzieciństwo raczej samotnie, chociaż czasami towarzyszyły mu dzieci innych szlachetnych rodów, to on sam jakoś nigdy nie umiał się odnaleźć w ich towarzystwie. Jego edukacją zajmowali się surowi guwernanci, którzy przybliżali mu historię magii, uczyli go etykiety, literatury, czy chociażby malarstwa. W zakres edukacji wchodził również język francuski, które Rudolf nienawidził całym swoim sercem. Dla małego chłopca jedyną okazją, aby zobaczyć się ze swoim ojcem, były posiłki, podczas których to mężczyzna, zamiast interesować się przebiegiem dnia jego jedynego syna, wolał wpajać mu historię rodu, do którego należał. Chociaż Lord Abbott nie był obecny w życiu Rudolfa, to mały szlachcic lgnął do ojca. Spijał z jego ust każdą historię. Był jego wzorem i bohaterem. Spojrzenie od niego oznaczało cały świat. Chłopiec rósł, a tym samym, wszyscy w rodzie z wielką niecierpliwością oczekiwali, aż magia, którą bezwątpienia posiadał w sobie mały szlachcic, raczy się ujawnić. Ojciec chłopca wpadł nawet w lekką obsesję. Nakazał skrzatom domowym pilnować Rudolfa i obserwować czy przypadkiem w jego otoczeniu nie dzieje się coś magicznego. A gdyby coś takiego zauważyły, miały bezzwłocznie donieść o tym ojcu chłopca. Taka chwila w końcu nadeszła. Kiedy Rudolf miał trzy lata, niechcący nasłała na jedną szlachciankę obślizgłą żabę. Od tego właśnie momentu jego ojciec uznał, iż to doskonały czas, aby skupić się jeszcze bardziej na edukacji syna. Do jego obowiązków doszła nauka tańca balowego, a z czasem, kiedy chłopiec podrósł na tyle, aby móc utrzymać szpadę w dłoni, rozpoczął naukę szermierki, którą polubił najbardziej ze wszystkich zajęć. Odbywała się często na świeżym powietrzu i wówczas Rudolf mógł spokojnie się wyżyć. Dodatkowo z czasem połączyła chłopca z nauczycielem szermierki nić porozumienia, można by nawet rzec, że swego rodzaju przyjaźni. Chłopiec rósł jak na drożdżach, czas upływał mu na nauce, kolejnych przyjęciach, które organizowała jego matka, oraz na rosnącym poczuciu osamotnienia. Na dodatek w domu można było wyczuć dziwnie napiętą atmosferę. Ojciec coraz częściej wspominał nazwisko „Grindelwald”, Rudolf nie wiedział kim, jest czarodziej noszący to nazwisko, nie zdawał sobie sprawy z tego, iż jego spokojne życie, niedługo może ulec zmianie.
Mijały lata, a wraz z nimi powiększała się przepaść, która zaczęła dzielić Rudolfa i jego ojca. Chłopiec zaczął odwracać się od Lorda Abbotta i kierować w stronę matki, która zbyt zajęta sobą, nie widziała własnego syna, który wręcz rozpaczliwie potrzebował jej obecności. Po ojcu nie odziedziczył niemal niczego; po matce, poza rysami twarzy, wziął brak logiki, pesymizm, potrzebę swobody i tendencję do autodestrukcji.
Jedenaste urodziny, a co za tym idzie rozpoczęcie nauki w szkole magii i czarodziejstwa, dla szlachetnych rodów, jest wielkim wydarzeniem. Była to bowiem szansa dla latorośli, aby wreszcie się usamodzielniły, oraz zaprezentowały swoje staranie odebrane nauki, przed innymi szlachetnie urodzonymi. W wypadku Rudolfa było odrobinę inaczej. Ojciec obawiał się tego, że jego syn może przynieść mu wstyd. Rudolf bowiem, chociaż dopiero jedenastolatek, bywał narwany. Często mówił szybciej, niż myślał, miewał dziwne wahania nastrojów, czasami czuł takie zmęczenie, iż nie był w stanie skupić swojej uwagi, a jego drażliwość zdecydowanie nie pomagała w tym wszystkim. Ostatecznie ojciec podjął decyzję, że jego syn skończy Hogwart, tak samo, jak on, czy jego ojciec. Obawy Lorda Abbotta nie były bezpodstawne. Chłopiec już w pociągu nawiązał znajomość, z dwoma mugolakami, z którymi z czasem połączyła go silna nić przyjaźni. Nawet jeżeli dzieliła ich przepaść społeczna, to bez wątpienia łączyła ich świadomość, że lata szkolne mogą być ich najlepszymi, lub najgorszymi chwilami w ich życiu. Wszystko zależało od nich samych. W pierwszej klasie Rudolf nie chciał tracić cennego czasu, na siedzenie nad książkami. Hogwart był w końcu olbrzymim zamczyskiem, który na pewno skrywał pełno tajemnic, i zakamarków, które tylko czekały, aż ktoś je odkryje. Jak nie trudno się domyślić nie spotykało się to z aprobacją rodziców, ponieważ czasami dochodziło do nich, to co ich syn wyprawia w szkole. Rudolf zaczął wyrastać z małolata. Dziecięce rysy twarzy stawały się coraz bardziej męskie, na twarzy pojawiały się pierwsze oznaki zarostu, barwa głosu znacznie się pogłębiła, a błękitne tęczówki, coraz częściej spoglądały na biodra koleżanek. Ojciec Rudolfa cieszył się z tego, że jego syn zaczął przejawiać zainteresowanie płcią przeciwną. Na pewno mogło to ułatwić, wybranie mu w przyszłości partnerkę. Nie przewidział tak naprawdę jednej rzeczy. Rudolf nie był zainteresowany stałym związkiem. O czym z resztą bardzo szybko przekonywały się niektóre uczennice. Niewinny flirt, wyszeptanie kilka miłych słówek do ucha jakiejś urodziwej młodej kobiety, skradnięcie pocałunku — to w zupełności Rudolfowi wystarczało. Młody Lord niestety odczuwał z każdym kolejnym dniem coraz większą presję. Odnosił wrażenie, że jego rodzina zaplanowała mu tak naprawdę każdą sekundę jego życia, nie pozostawiając w nim nawet malutkiego miejsca, w którym to sam Rudolf mógłby podjąć decyzję. Ojciec często wspominał o tym, że jego syn będzie kultywować rodzinną tradycję, że będzie pracować w Wizengamocie. Chłopaka niestety bardziej ciągnęło do pochwycenia różdżki i wzięcia czynnego udziału w wojnie, która nabierała na sile, niż do siedzenia w ławach Wizengamotu i wpatrywania się w kolejne akta. Rudolf jako Abbott miał poczucie sprawiedliwości niemal wyssane z mlekiem matki. Tylko różniło się ono od poglądów jego ojca. Lord Abbott pokładał wielkie nadzieje w Wizengamocie i zawzięcie uważał, iż to właśnie to jest właściwe miejsce dla każdego Abbotta, Rudolf przeczuwał, że w dzisiejszych czasach to może już nie wystarczać. Nic więc też dziwnego, że młody Lord, skupiał się najbardziej na obronie przed czarną magią, oraz na zaklęciah i urokach. Bardziej hobbistycznie, traktował już transmutacje. W latach szkolnych były to idealne zaklęcia, aby utrzeć komuś nosa. Jedno małe zaklęcie i tym którzy jeszcze przed chwilą znęcali się nad bezbronnym mugolakiem, wyrastały królicze zęby. Rudolf nie chciał bawić się w osądy, przeważnie chwytał za różdżkę, i starał się wymierzyć sprawiedliwość od ręki. W czwartej klasie, wbrew zakazowi jego rodziców, chłopak dołączył do klubu pojedynków. To właśnie wówczas w jego głowie zrodził się pomysł, aby pójść w stronę aurorstwa. Niestety zdawał sobie sprawę z tego, że rodzice, a w szczególności ojciec, wścieknie się, kiedy tylko o tym usłyszy. Dlatego też Rudolf postanowił zostawić ten temat...a przynajmniej na jakiś czas.
Ostatni rok w Hogwarcie miał być wyjątkowym rokiem. Po pierwsze Rudolf osiągnął wtedy pełnoletność, po drugie w jego życiu miał otworzyć się zupełnie nowy rozdział. Nikt nie spodziewał się tego, że władzę nad szkołą przejmie czarodziej, którego nazwisko często młody Abbott słyszał w rodzinnym domu, kiedy był dzieckiem. Grindelwald, zmienił Hogwart wręcz nie do poznania. Wojskowy dryl nie wielu osobom się podobał, a na lekcjach zaczęła górować czarna magia. Nawet szlacheckie rody, które miały bardzo rygorystyczne zasady, często narzekały na rządy, jakie sprawował Grindelwald. Niestety co oni jako jeszcze uczniowie szkoły mogli zrobić, tylko pomagać słabszym, wspierać innych w trudnych chwilach i oczekiwać na egzaminy końcowe, które Rudolf zdał całkiem dobrze. Historia magii nie sprawiała mu absolutnie żadnego problemu, a wszystko dzięki temu, iż ojciec już za dzieciaka zamęczał go różnego rodzaju historiami. Jak widać, w końcu ta jak mu się wcześniej wydawało bezużyteczna wiedza, do czegoś się przydała. W końcu mógł powiedzieć, że stałem się dorosłym człowiekiem.
Najpewniej w przeciwieństwie do innych dzieci, Rudolf nie oczekiwał zniecierpliwiony na powrót do domu. Wiedział co to, oznacza. Powrót do dworku, gdzie na nowo będę osamotniony. Wymagania jego rodziców były naprawdę duże. Wielu z was najpewniej marzy o tym, aby urodzić się w szlacheckiej rodzinie. Myślicie sobie wówczas głównie o tym, ile przywilejów możecie mieć. A pomyśleliście o tym, że przynależność do jakiegoś rodu to nie tylko przywileje, ale również pewne obowiązki, zobowiązania, z których musicie się wywiązać? Mało miejsca pozostaje na wasze poglądy, czy na to, co chcecie robić. Rudolf kiedyś odważył się w końcu powiedzieć ojcu o tym, jaką drogę chciał wybrać, niechcący wywołał olbrzymią awanturę. Nie chodziło tutaj tylko o tradycje rodu, ale też o to, iż był jedynym męskim potomkiem. Każdy wiedział, że droga aurora wiąże się z pewnym ryzykiem, a jego rodzice nie chcieli stracić syna. Woleli, aby zajął się bezpieczniejszą pracą, aby był urzędnikiem. Rudolf często Wyobrażał sobie, co by się stało, gdyby musiał zajmować się papierkową robotą. Najpewniej jakąś bombardą by rozsadził połowę sali, a potem poszedł siedzieć w Azkabanie za próbę przeprowadzenia zamachu na ministerstwo magii. Ostatecznie, aby nie było więcej awantur w domu (co oczywiście było nie możliwe, bo jego osobowość na to by nie pozwoliła) zgodziłem się na to, aby złożyć papiery na praktyki w departamencie przestrzegania praw czarodziejów. Było to stosunkowo bezpieczne rozwiązanie. Zamknęło to na chwilę buzię rodzicom, a i on sam nie spalił za sobą wszystkich mostów.
Zanim, jednak Rudolf miał zająć się poważną pracą, miał do zrobienia jeszcze jedną rzecz. Musiał pojawić się na swoim pierwszym sabacie. Szczerze? Niektórzy nie mogą doczekać się tej chwili, ale on wręcz przeciwnie. Miał czuć się wyróżniony, że pojawię się na przyjęciu tylko dla wybranych? Większość czarodziejów i czarownic z arystokracji wydawali mu się być dokładnie tacy sami. Podobne cele, zachowanie, czy w niektórych wypadkach nawet poglądy...ba! nawet szlachcianki bardzo często wyglądały dokładnie tak samo. Szlachcianki jakoś nigdy nie interesowały Rudolfa. Może dlatego, że nie trafił jeszcze na taką, z którą mógłby nawiązać nić porozumienia. Obecność na sabacie nie była dla Lorda Abbotta niczym przyjemnym, ale jednocześnie nie chciał przynieść rodzinie wstydu. Rudolf jest, jaki jest, ale nie można w życiu być aż takim egoistą prawda? Dlatego starał się zachowywać, jak na szlachcica przystało, chociaż bardzo szybko na jaw wyszło to, że mój francuski jest godny pożałowania, i najpewniej powiedziałem coś głupiego. Plan był prosty...przeżyć ten sabat — i przeżyłem.
Staż w ministerstwie magii był dokładnie taki, jakiego się spodziewał. Strasznie nudny. Polegał bardziej na zadaniach typu: podaj, przynieść, pozamiataj niż na jakiś bardziej poważnych zadaniach. Strasznie irytowało Rudolfa to kiedy po raz dwudziesty musiał biegać z jakąś jedną karteczką, aby dać komuś do podpisania, po czym oczywiście odkrywał, że ta osoba, albo ma przerwę, albo już skończyła pracę. Nawet nie wiecie, ile razy zaciskał zęby, aby nie być niemiłym dla przełożonego. Ojciec miał duże wymagania. Człowiek, którego spojrzenie dla małego dziecka znaczyło wszystko, zaczął stawać się mężczyzną bez żadnej wizji, kimś, kto trzyma się swoich zakurzonych przekonań. Zaczęła dzielić ich gruba szklana szyba, przez którą żaden z nich nie mógł się przebić. Częste kłótnie, które dotyczyły oczywiście tego, że Rudolf wolałby bardziej przysłużyć się kraju niż poprzez bieganie z dokumentami, które najpewniej nie mają nawet żadnej wartości. Matka zaczęła naciskać, na to, aby jej syn w końcu znalazł sobie żonę. Natomiast ród ewidentnie obserwował poczynania młodego Lorda, a on jedyne co, to czuł coraz większą wściekłość, do rodziców, do samego siebie...i po prostu do wszystkiego, co go otaczało. Wszelkiego rodzaju myśli snuły mu się po głowie. Cały czas czuł wewnętrzny chaos i zawieruchę. Gdy tylko jedna myśl go opuszczała, pojawiała się następna; każda go zajmowała i każda była innej treści. Czasami było lepiej, kiedy indziej mroczno i ogarniała go wściekłość. Megomadycy jednogłośnie stwierdzili, że to objawy charakterystyczne dla nerwicy. Brak spokoju, rosnące wymagania, wieczne kłótnie z ojcem doprowadziły do osłabienia układu nerwowego. Zalecenia były jasne, zapewnić Rudolfowi spokój — tylko gdyby to było możliwe. Spokoju by zaznał w chwili, gdyby mógł robić, to co chce, ale niestety tak się nie stało i najpewniej nigdy nie stanie.
W świecie magicznym działo się coraz gorzej. Dziwne anomalie zaczęły nawiedzać czarodziejów. Rudolf doskonale pamięta, jak którejś nocy, z łóżka zerwał go dziwny pisk, który przeszywał całe jego ciało, szyby w sypialni chłopaka po prostu rozleciały się w drobny mak. Trudno określić to, co wtedy czuł. Ranem w ministerstwie okazało się, że sytuacja jest niemal dramatyczna. Niektórzy czarodzieje niekontrolowanie się teleportowali, tym samym często też dochodziło do rozszczepień. Ci ludzie, którzy byli dotknięci jakąś chorobą, doznawali niesamowicie intensywnych ataków, a żeby było zabawniej, nikt nie potrafił powiedzieć, czym było to spowodowane. A najgorsze w tym wszystkim było to, że magia...przestała być dla mugoli tajemnicą. Potem wszystko działo się szybko, anomalie, które niszczyły niektóre miejsca, pożar ministerstwa, z którego nie wszystkim udało się ujść z życiem. Rudolf przeczuwał, że była to zapowiedź czegoś wielkiego, i strasznego, tylko problem był taki, że cały czas był uwięziony w papierkowej robocie, która obejmowała głównie dostarczanie coraz to nowszych raportów. Nie było to satysfakcjonujące, dlatego wiedział, że jeżeli chcę pomóc w tej wojnie, musi zrobić coś więcej niż kolejną kawę dla przełożonego, musi wziąć sprawy w swoje ręce. Tylko jak to zrobić?
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 19 | +2 |
Zaklęcia i uroki: | 10 | +1 |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 4 | +2 |
Eliksiry: | 2 | Brak |
Sprawność: | 6 | Brak |
Zwinność: | 4 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Francuski | I | 1 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Historia Magii | II | 10 |
ONMS | I | 2 |
Retoryka | II | 10 |
Zielarstwo | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Szlachecka Etykieta | I | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | II | 3 |
Literatura (tworzenia poezji) | I | 0,5 |
Malarstwo (wiedza) | I | 0,5 |
Muzyka (wiedza) | II | 3 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Taniec balowy | II | 7 |
Szermierka | II | 7 |
Łyżwiarstwo | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka (jasnowidz, półwila, wilkołak lub brak) | - | 0 |
Reszta: 19 |
Różdżka, sowa -50 PD (kredyt)
Ostatnio zmieniony przez Rudolf Abbott dnia 03.10.18 14:09, w całości zmieniany 13 razy
Witamy wśród Morsów
[07.10.18] Zdobyto podczas Festiwalu Lata: 3 odłamki spadającej gwiazdy