Wydarzenia


Ekipa forum
Środek Oceanu
AutorWiadomość
Środek Oceanu [odnośnik]01.11.18 17:09

Środek Oceanu

Wielkie fale znane każdemu żeglarzowi oznaczać mogą tylko jedno - Ocean Atlantycki. Na szczęście nie jego środek, a północną część leżącą nieopodal Szkocji. Dostrzeżenie jednak lądu jest niezwykle trudne ze względu na bardzo słabą widoczność, którą ogranicza nieustannie padający deszcz. Na szczęście duże fale i dmący groźnie wiatr rzadko zamieniają się w prawdziwy sztorm, a i wbrew pozorom wcale nie jest stąd daleko do brzegu. Oczywiście, o ile ma się na czym do niego dopłynąć.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
środek - Środek Oceanu Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Środek Oceanu [odnośnik]01.11.18 17:33
|16 września?

Salazar budził się bardzo powoli. Bujanie, jakie czuł było dziwnie znajome. Szumy, skrzypienie i trzaski również. Smak słonej wody na ustach też. Ból głowy i suchość w ustach - tym bardziej. Coś jednak było zdecydowanie nie tak. Jeszcze nie odkrył co, ale wiedział, że coś z pewnością. Kontrolnie poruszył nogą. Zahaczył o coś miękkiego. Kiedy ręką spróbował wymacać jakieś oparcie, uderzył w szklaną butelkę, która przewróciła się z charakterystycznym brzęknięciem. Jęknął i wreszcie otworzył oczy. Leżał pod gołym niebem. Było mocno zachmurzone, ale z pewnością świeciło już słońce. Właśnie. Ostatnio, kiedy oglądał świat z pewnością było jeszcze ciemno. Pamiętał księżyc i gwiazdy, które utulały go do snu. Gdzie to było? W porcie, jeśli dobrze pamiętał. Tak, zdecydowanie, spotkał się z Macnairem, który miał do przewiezienia jakieś czarnomagiczne artefakty i zastanawiał się, czy przeszmuglowanie ich na statku rozwiązałoby jego problem z dostarczeniem ich na ziemie Wielkie Brytanii. Salazar dokłądnie nie pamiętał, jak od omawiania interesów przeszli do opijania nowo zawiązanej przyjaźni, ale był całkiem pewny, że wyszło to niezwykle gładko i sprawnie. Deszcz, który zaczął padać zmusił go wreszcie do podniesienia się z ziemi. I gdy stanął wreszcie na nogach zaklął siarczyście. Musiał chwycić się wanty, żeby ustać, bo nagle powód znajomego bujania i skrzypienia stał się niezwykle oczywiste. Był na statku. I to nie swoim. Na jakiejś marnej łupince, którą nie sterował nikt. Na łódeczce, która dotryfowała na środek morza albo, co byłoby jeszcze gorsze, oceanu. Skoro pili w jednym ze szkockich pubów, który mieścił się na północy, powinni być właśnie na otwartym oceanie. Travers znowu siarczyście zaklął i rozejrzał się po pokładzie. Nieopodal niego leżał chrapiący Macnair. Czym oni się tak pokończyli? Odpowiedź była oczywista - pięścią Hagrida zmieszaną z rumem. Picie tego paskudztwa zawsze kończyło się fascynującą przygodą. Szkoda tylko, ze ich przeżywanie nie mogło być przyjemniejsze. Salazar zaczął szczękać zębami, gdy jego luźna szata przemokła i wystawiony na wiatr mógł jedynie znowu zakląć. Szturchnął leżącego Drew.
- Macnair, zbudź się wreszcie, jesteśmy w dupie - rozejrzał się próbując zlokalizować ląd. - Jesteśmy kurwa w krakeniej dupie, więc ruszże swoją.
Łupinka, która zabrała ich aż tutaj wyglądała na zupełnie nieprzygotowaną do żeglowania. Poplątane liny leżały wszędzie, luźno puszczone żagle łopotały bezładnie na wietrze, przekrzywiony rumpel steru świadczyć mógł jedynie o tym, że obecnie łódka nie posiadała żadnej sterowności i dawał się nieść falom, tam gdzie akurat gnał je prąd. Wspaniale. Musieli doprowadzić to wszystko do porządku, zorientować się, gdzie jest północ i następnie spróbować odkryć, gdzie może znajdować się ląd. Salazar wolałby nie dopłynąć przez przypadek do Norwegii. Wątpił, czy ich statek wytrzymałby tak długą podróż. Poza tym nie mieli ani jedzenia, ani picia, a robiło się naprawdę zimno od tego przeklętego wiatru. Travers schylił się po przewróconą butelkę, na dnie znalazł resztki rumu. Wypił wszystko jednym, dużym łykiem krzywiąc się przy tum czując smak alkoholu w ustach. Trzeba było jednak wziąć się w garść i spróbować zrobić coś z ich opłakaną sytuacją.
- Żeglowałeś kiedyś Macnair? - Spróbował przekrzyczeć świszczący wiatr i łopot żagli. - Jakbyś musiał rzygać, to za burtę - może i nie był to jego statek, ale kapitański klar nie pozwolił mu godzić się na pobrudzenie pokładu. W tej chwili czy im się to podobało, czy nie, to był ich jedyny dom.
- Powiem ci, że dawno się tak nie sponiewierałem - dodał z uśmiechem, w którym błysnął jego złoty ząb. - Ha, to ci będą opowieści - zatarł ręce, czego natychmiast pożałował, gdy na kolejnym przechyle niemal wypadł za burtę. Dobrzy byłoby jeszcze dożyć chwili, w której opowiedzenie tej historii zrobi na rozmówcy wrażenie, bo póki co mogli co najwyżej wykrzyczeć ją w wodę i liczyć na to, ze jakaś syrena coś usłyszy. Choć Travers naprawdę wolałby nie dodać do ich obecnej sytuacji żadnych morskich potworów. To byłoby zdecydowanie zbyt wiele, jeśli ma zginać na morzu, to tylko na swoim ukochanym Morgawrze.


Port, to jest poezjaumu i koniaku, port, to jest poezja westchnień cudzych żon. Wyobraźnia chodzi z ręką na temblaku, dla obieżyświatów port, to dobry dom.

Salazar Travers
Salazar Travers
Zawód : kapitan, pirat, grabieżca
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I butelkę rumu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
We will rant and we will roar
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5840-salazar-travers https://www.morsmordre.net/t5903-capricorn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle
Re: Środek Oceanu [odnośnik]02.11.18 13:42
To miała być szybka transakcja, kilka wskazówek i określenie finalnych kosztów po krótkiej negocjacji. Salazar był piratem, doskonale wiedział jak bezpiecznie przetransportować artefakt oraz co zrobić w przypadku, gdy ktokolwiek postanowi zweryfikować zawartość jego łodzi. Macnair wychodził z założenia, że była to najbezpieczniejsza opcja pośredniczenia w zleceniu, bowiem niedziałająca teleportacja dawała się we znaki, a koszt świstoklika sprowadziłby zysk do poziomu zera.
Właśnie – Travers był cholernym piratem, więc butelka rumu stanowiła tło rozmów o interesach i z każdą chwilą wyłaniała się coraz bardziej na pierwszy plan. Sprawniej niżeli szatyn przypuszczał dobili targu, by w wyśmienitych nastrojach kłócić się o idealną wielkość i kształt piersi oraz płynnie przechodzić do coraz bardziej trywialnych tematów. Głośne krzyki, śpiewy, dźwięk uderzanych kielichów – Macnair nie spodziewał się jeszcze, że nie był to tylko piękny, zakrapiany sen.
Poczuł chłód, paskudne zimno ogarniające jego ciało, więc instynktownie rozpoczął poszukiwanie dłonią kołdry, którą zamierzał szczelnie się zakryć. Zapomniał zamknąć okna? Nie analizował tego, nie otwierał oczu, bowiem towarzyszący ból głowy był dosłownie paraliżujący. Miał wrażenie, że wredne, piskliwe chochliki kornwalijskie latają nad jego twarzą urządzając sobie pokaz swych parszywych, irytujących umiejętności. Małe gnidy były w tym mistrzami.
Chwilę potem miał wrażenie, że jest coraz bardziej przemoczony, a po jego policzkach spływają liczne krople. Czyżby znów wrócił do domu tak pijany, że jego Rosjanka postanowiła zbudzić go cudownym Balneo?. Zawsze to robiła, gdy woń alkoholu była nie do wytrzymania, a opary utrzymywały się na tyle długo, że nierzadko całodzienne wietrzenie nie było w stanie pozbyć ich się. -Daj mi spokój.- mruknął niezadowolony z wyraźnym grymasem malującym się na twarzy. Jednak moment, jak to? Przecież  już dawno opuścił wschód powracając na wyspy w samotności. Coś było nie tak. Jesteśmy w krakeniej dupie – , że co? Przecież uciekł z elektrowni, szczęśliwie wykonał zadanie i uszedł z życiem, a potwór zdawał się z zbyt słabej kondycji, aby ściągnąć ich tam na nowo.
Dopiero, gdy łódką szarpnęło i szatyn z impetem spadł z siedziska uderzając głową o deski zmusił się do otwarcia powiek. -Kurwa mać, na pięść Hagrida, na ten cholerny rum.- mruknął sam do siebie starając się odnaleźć w sytuacji, która nie była nader kolorowa. Zapewne dla fanatyków przygód wydałaby się piękną okazją do kolejnych wrażeń, jednak Macnair stronił od żeglugi, bo po prostu nie miał o niej zielonego pojęcia. Podciągając się z powrotem do pozycji siedzącej uniósł wzrok na towarzysza ściągając nieznacznie brwi. Co on tu do cholery robił? Właściwe… co oni tu do cholery robili? Dopiero wtem uświadomił sobie, że dookoła rozścielała się jedynie woda, a brzegu nie było widać z żadnej strony – dosłownie nigdzie. -Co u licha? Co się stało?- spytał podnosząc się na równe nogi chwytając jeszcze w dłoń na wpół pełną butelkę – cholera wie czego – by upić z niej upragnionego łyka zaspakajając nie tylko pragnienie, ale i ograniczając paskudnego kaca. Czym się strułeś tym się lecz, całe szczęście, że nie okazały się to szczyny, a ognista. Iście piekielna mieszanka.
-A wyglądam na równie stukniętego, co ty?- odpowiedział w kwestii żeglarstwa mając mimo wszystko nadzieję, że na coś się przyda. -Mów co mam robić.- dodał mogąc przydać Cię w kwestii określenia kierunku, jednak nie wiedział czy Salazar sam takowego nie odnalazł. Musiał dawać mu jasne instrukcje – szczególnie dziś, kiedy głowa była tykającą bombą.
-To twoja łajba?- rzucił z lekkim, kpiącym uśmiechem myśląc, że ten sprawił sobie lepszy środek transportu. Jeśli zamierzał być groźnym piratem w tym pipidówku, to szatyna przestał dziwić fakt, dlaczego wciąż był pijany, a nie zapracowany. -Nie wiem co żeśmy pili, a tym bardziej robili. Ostatnie, co pamiętam to tą cycatą blondynkę, której rzucałeś sykle pod nogi, by nie przestawała tańczyć.- zerknął na towarzysza przecierając twarz dłonią. Chyba jeszcze do niego nie docierało w jak wielkiej i ciemnej dupie byli.
-Oby ktoś inny wysłuchał ów opowieści niżeli morskie stwory, kiedy będziemy szli na dno.- rzucił w chwili, gdy Traves poleciał do boku, a on sam w ostatniej chwili utrzymał równowagę. Wyciągnął ku niemu rękę widząc, że wciąż całkiem dobrze się bawił, mimo że właśnie prawie wyleciał za burtę. No kretyn.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Środek Oceanu [odnośnik]04.11.18 23:42
Salazar bardzo musiał usiąść. Rozejrzał się jeszcze raz po horyzoncie, ale niewiele zdołał dostrzec, mgła zasłaniała skutecznie wszystko, co mógłby zauważyć. Spróbował ułożyć w głowie jakiś plan. Nie miał pewności ani która jest godzina, ani gdzie są jakie kierunki świata. To drugie było w tym momencie najważniejsze. Chociaż w gruncie rzeczy mogło poczekać. Jeszcze trochę bezwładnego dryfu na tych falach, z zupełnie poluzowanymi żaglami i się wywrócą. Albo wpadną na coś, na co woleliby nie wpaść.
- Nie wiem, co było w tej pięści - odparł na wybuch elokwencji Macnaira. Przeczesując mokre włosy palcami próbował obudzić w sobie resztki trzeźwości. - Ktoś się chyba zabawił naszym kosztem, nie ma takiej możliwości, żeby łódka odcumowała się sama i dodryfowała tak daleko niezauważona. Albo sami wypłynęliśmy i zasnęliśmy w trakcie żeglowania, ale to raczej mało prawdopodobne - gdyby faktycznie wypływał w morze w poszukiwaniu przygody, nie robiłby tego na jakiejś marnej łupince, a na dumnie wyglądającym Morgawrze. Salazar nie pływał na cudzych żaglowcach, szczególnie takich. Aż skrzywił się na myśl, że mógłby być tak pijany, żeby dobrowolnie wejść na ten pokład i zdecydować się popłynąć na nim w siną dal.
- Musimy zapanować nad tym, gdzie płyniemy najpierw, trzymaj i po prostu ciągnij aż nie powiem, że wystarczy - złapał za szot grota i wepchnął go w ręce nieobeznanego z żeglarstwem mężczyzny, sam zaś ruszył na tył łajby upewnić się, że ze sterem wszystko było w porządku. Wyglądało na to, że na szczęście nie stało się nic poważnego i nie stracili sterowności. Niech krakenowi będą dzięki. Travers ponownie wzdrygnął się, gdy pomyślał, że miałby sterować tym paskudztwem przy pomocy samych żagli do pomocy mając człowieka, który nie miał zielonego pojęcia, co robi. Z drugiej strony, to byłaby dużo ciekawsza historia. Perspektywa ta była wystarczająco kusząca, by Salazar zastanowił się, czy nie porzucić steru i nie zdać się jedynie na wiatr, żagle i kilka lin. Po przemyśleniu jednak wszystkich za i przeciw zrezygnował. Wciąż nie wiedzieli, gdzie są. Nie mieli mapy. A choć Travers był żeglarzem wyśmienitym, nie wiedział, co kryje się pod wzburzoną wodą. Wolał nie ryzykować zderzenia z kamieniami.
- Mój Morgawr nie przypomina tej szalupy - obruszył się posyłając Macnairowi mordercze spojrzenie. - Jego żagle przypominają niebo przed burzą, a kadłub przebija fale jakby latał, a nie pływał. - A sam Salazar wygląda na nim dużo godniej stojąc przed dużym sterem , a nie małym rumplem, który wyglądał jakby miał się zaraz złamać. - Jak kiedyś zobaczysz statek z wyrzeźbionym z przodu potworem, to będzie on. Nie pomylisz się - z niewielu rzeczy Salazar był dumny i z żadnej nie tak jak z własnego statku. Nie było mu do śmiechu, gdy napadała go najbardziej przerażająca myśl, że oto właśnie mógł być na swoim wspaniałym okręcie, tylko przez kogoś zamienionym w to gówienko. A co jeśli to wszystko wina anomalii? Wpadli w potężne skupisko magii, która ich pozbawiła przytomności i pamięci, a statek zmieniła w to coś? Travers ponownie wzdrygnął się porzucając te ponure myśli. Dużo bardziej prawdopodobne, że razem z łodzią zostali teleportowani daleko od granic Wielkiej Brytanii i najzwyczajniej w świecie niebawem umrą z głodu, bo nie wiedzą, gdzie do cholery są.
- Ale jak ona tańczyła - Salazar błysnął zębem w uśmiechu, gdy wspominał blondynkę, która w pewnym momencie wskoczyła nawet na stół. - I jakie miała cycki! Mam nadzieję, że je zdążyłem pomacać zanim straciliśmy przytomność. Pamiętasz Macnair, macaliśmy je? Chyba bym trytonia mać nie zapomniał - Travers z reguły nie pamiętał imion kobiet, ale ich piersi za to już bardzo dobrze. A tym razem nic, tylko chwila kiwania biodrami i potem ciemność. A następnie ta łajba, deszcz i fale. Co oni wypili? Jak oni w ogóle znaleźli się na pełnym morzu? Jak będąc w takim stanie zdołali w ogóle nie wypaść za burtę? I najważniejsze - czy cycata blondynka miała koleżanki? Tak wiele pytań, tak mało odpowiedzi. Salazar postanowił znaleźć przynajmniej jedną, gdy wyciągnął różdżkę szepcąc inkantację - wskaż mi - a następnie sięgnął po jakąś butelkę, która przyturlała się do niego przy okazji przechyłu i wypił spory łyk. Ognista. Bez pięści Hagrida.
- Nie pójdziemy na dno - był tego akurat całkiem pewien, jeszcze żaden statek, którym dowodził nie poszedł na dno. - Patrz uważnie, żeby nie pominąć żadnego szczegółu, za odpowiednio dobrą historię możesz pić za darmo całą noc - znowu uśmiechnął się pobłyskując złotym zębem zanim spojrzał na różdżkę, która ustawić się już powinna w kierunku północy. Jedyne, co im teraz zostało, to obrać odpowiedni kierunek.


Port, to jest poezjaumu i koniaku, port, to jest poezja westchnień cudzych żon. Wyobraźnia chodzi z ręką na temblaku, dla obieżyświatów port, to dobry dom.

Salazar Travers
Salazar Travers
Zawód : kapitan, pirat, grabieżca
Wiek : 40
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
I butelkę rumu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
We will rant and we will roar
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5840-salazar-travers https://www.morsmordre.net/t5903-capricorn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle
Re: Środek Oceanu [odnośnik]04.11.18 23:42
The member 'Salazar Travers' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
środek - Środek Oceanu HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
środek - Środek Oceanu Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Środek Oceanu [odnośnik]07.11.18 0:45
Ułożywszy palce na skroniach zaczął nieznacznie je masować, bowiem doskwierający ból nieustannie zwiększał się, a ponowne upicie z pewnością wymagało czasu. Dlaczego nie mógł trafić z nimi na łajbę jakiś uzdrowiciel? Nawet ta cholera szlama Tonks, najpierw by im pomogła, a potem by ją utopili i już dwie opowieści warte byłby całonocnego, darmowego picia. Ba! Zapewne nawet aplauzu i toastu na ich cześć. Salazara rozpierałaby duma w blasku złotego zęba i kilku cycatych panienek robiących mu okład z młodej piersi.
-Byle nie szczochy goblina.- rzucił markotnym tonem upijając siarczystego łyka z butelki. Czuł się okropnie, a myśl, że znajdowali się na otwartym morzu wcale nie poprawiała jego nastroju – byli, aż tak paskudnymi pechowcami, czy kretynami? -Może to mąż tej cycatej postanowił się zemścić za to, że wkładałeś jej ręce w majtki.- spoglądnął na towarzysza wyginając wargi w kpiącym uśmieszku. Sam wczoraj nie próżnował, zapewne wydarzyło się o wiele więcej niżeli pamiętał, ale skoro wciąż żył to może nie nagrabił sobie aż tak bardzo. Gorzej jeśli wsiedli na ów łajbę uciekając przed zgrają napastników chcącą zetrzeć ich na kwaśne jabłko, niewyparzona gęba Macnaira w połączeniu z tą Traversa stanowiła w końcu istną mieszankę wybuchową. Ich wyobraźnia nie miała granic, podobnie jak głupota i ów cholerna woda.
-Możliwe, że przegrałeś w karty i zamieniłeś się na statki. Ładny numer Ci wykręcili wmawiając, że ta popierdółka to istne, kapitańskie marzenie.- zaśmiał się pod nosem dźwigając na nogi. Mimo niechęci do jakiegokolwiek wysiłku zdawał sobie sprawę, że musiał pomóc Traversowi, jeśli chciał wrócić do domu – może nie dzisiaj, ale chociaż za kilka dni. Chwyciwszy linę zaczął ciągnąć ją w swoją stronę zgodnie z poleceniem towarzysza, a przy okazji rozejrzał się dookoła szukając jakiegokolwiek punktu zaczepnego. Wszechobecna mgła nie pomagała, chyba nawet ona postanowiła zrobić sobie z nich jaja.
Był przekonany o tym, że Salazar dbał o swą łajbę lepiej jak o żonę – jeśli takową w ogóle posiadał – a czyszczenie pokładu zapewne odbywa się każdego popołudnia. Marynarze mieli to do siebie, że przekładali wszelkie pokłady swej miłości na ów materialną rzecz i byliby w stanie oddać wszystko, aby ta służyła im do końca dni. Nigdy nie analizował podobnego zachowania, przywiązania, ponieważ nawet przez krótki moment swego życia nie myślał o zdobywaniu nieznanych lądów tudzież ograbiania innych statków. Właściwie jednym elementem wspólnym był alkohol pity w zdecydowanie nader dużej ilości – jednak czy komuś to przeszkadzało? Szatynowi z pewnością niezbyt bardzo.
-Liczną masz załogę?- spytał zupełnie odbiegając od sedna sprawy chcąc na chwilę zapomnieć o paskudnej sytuacji w jakiej się znaleźli. Zastanawiał się jak wyglądały rejsy, jak wytrzymywano w męskim towarzystwie dłużej niżeli tydzień i co sprawiło, że Salazar tak bardzo lubił to co robił – w końcu ów zawód nie należał do tych prostych, pozbawionych czyhających niebezpieczeństw. Każdy dzień na otwartej wodzie owiany był sporym ryzykiem, a kaprysy pogody z pewnością niejednokrotnie dał już mu w kość.
Słysząc głośne rozterki pokręcił głową z niedowierzaniem. Salazar przyzwyczaił go do swoich dziwactw, ale mimo to wciąż nie przestawał go zadziwiać. -Wypolerowałeś je jak ster Morgawra.- uśmiechnął się z przekąsem. -Długo mam tak jeszcze ciągnąć?- spytał właściwie od razu po ostatnim stwierdzeniu po czym chwycił w jedną dłoń butelkę i upił jej zawartości. Wszystko wskazywało na to, że skończy dziś w podobnym stanie jak ubiegłego wieczora, ale towarzysz zdawał się także nabierać tempa.
-Ile dałbym, żeby teraz macać coś innego jak tą linę.- westchnął niby teatralnie, choć można było w tonie jego głosu wyczuć pewne rozmarzenie. -Nie pójdziemy.- skwitował jego słowa nie mając pewności odnośnie jego przekonania w ów kwestii. Właściwie był skazany na umiejętności i doświadczenie pijanego żeglarza, który ledwie stał na nogach po wczorajszych wojażach – czy można było trafić gorzej? Dobrze, że lubił tego bydlaka, chociaż o panienkach i ich kształtach można było podyskutować.




The eye sees only what the mind is prepared to comprehend
Drew Macnair
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Dan­ger is a beauti­ful thing when it is pur­po­seful­ly sou­ght out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag

Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t6211-drew-macnair https://www.morsmordre.net/t4416-avari https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f445-suffolk-dunwich-przekleta-warownia https://www.morsmordre.net/t4418-skrytka-bankowa-nr-1139 https://www.morsmordre.net/t4417-drew-macnair
Re: Środek Oceanu [odnośnik]19.03.19 21:40
13 listopada
Trzynaście minut dzieliło Gillian od spotkania, które mogło stanowić przełom w jej dotychczasowej karierze, ale równocześnie to właśnie trzynaście długich minut zbliżało ją do katastrofy, której w życiu by się nie spodziewała. Wychodziła już prawie z budynku, kiedy potężne grzmoty i wielkie jak groch krople deszczu pchnęły ją do podjęcia decyzji o teleportowaniu się w umówione miejsce. Robiła to na własne ryzyko. Wbrew pozorom brunetka miała pełną świadomość, że teleportacja grozi w najłagodniejszym scenariuszu wyrzuceniem gdzieś hen daleko, w najgorszym rozszczepieniem i zgubieniem głowy, skoro jako jedna z pierwszych zainteresowała się tym tematem zaledwie kilka miesięcy temu. Jednak do odważnych świat należał, mawiali, a ona odważna – i nierozsądna – była od dziecka; nie miała więc powodu, dla którego miałaby zmienić zdanie. Faktu, że najłagodniejsza ewentualność mogła równie mocno przyprawić ją o palpitację serca nie brała pod uwagę, do momentu, w którym jak wór ziemniaków spadła z niewysoka prosto na czyjąś łódkę tłukąc sobie kości.
Na początku zamarła w bezruchu, gdy siła uderzenia była na tyle duża, że z trudem łapała powietrze. Dopiero po ustabilizowaniu oddechu, ocucona kroplami deszczu poruszyła ręką, jedną i drugą, potem nogami i wreszcie dotknęła głowy, przypominając sobie z przerażeniem o suchym żarcie z jej utratą. Gillian zauważając, że głowa na szczęście była na swoim miejscu, reszta ciała również, podjęła próbę zorientowania się w sytuacji... i dostrzegając przed sobą postawnego, niezbyt zadowolonego z jej obecności, mężczyznę o raczej wątpliwej reputacji, poderwała się do pozycji siedzącej.
Spróbuję to jakoś wyjaśnić – wyrzuciła bezmyślnie i bez przekonania, na szybko starając się sobie przypomnieć jakim cudem znalazła się na wodzie, w łódce z kimś, kto nie przypominał człowieka skorego do pomocy. A kiedy żadna wymyślona opowieść nie wydała się ciemnowłosej przekonująca nawet dla niej, rozłożyła bezradnie ręce, chude palce zaciskając na drewnianych krawędziach.
Próbowałam się teleportować – dodała – i znalazłam się tutaj, nie chciałam zakłócić twojego spokoju – wciąż nie odejmowała przerażonych, szaro–niebieskich, tęczówek od nieznajomego, skoro tak naprawdę nie wiedziała jakie intencje mógł wobec niej żywić. W każdym momencie samotny żeglarz mógł wyrzucić ją za burtę, jako nieproszonego gościa, a ona pływać niestety nie potrafiła; próba przemiany w animagiczną formę zresztą pod wpływem – trzymanego ledwo na wodzy – stresu też niekoniecznie mogła się udać. Padający deszcz zdawał się teraz kobiecie nie przeszkadzać, czego nie mogła powiedzieć o widocznych w oddali błyskawicach przecinających co jakiś czas czarne niebo. Nie chciała zginąć w taki sposób.
Gillian Tremaine
Gillian Tremaine
Zawód : nielegalna redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Rzut oka na świat wykazuje, że okropności nie są niczym innym jak realizmem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6202-gillian-tremaine#151870 https://www.morsmordre.net/t6219-volante#153466 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-pokatna-24-1 https://www.morsmordre.net/t6221-skrytka-bankowa-nr-1543#153488 https://www.morsmordre.net/t6222-g-tremaine#153493
Re: Środek Oceanu [odnośnik]23.03.19 13:31
Przybrzeżne wody były wzburzone, panująca od początku miesiąca burza nie ustawała, to jednak nie powstrzymało Caelana przed odbiciem od brzegu w niewielkiej, chwiejącej się na wysokich falach łódeczce. Wiosłowanie w takich warunkach wymagało od niego sporo wysiłku, lecz skoro zdołał dostać się w ten sposób na stały ląd, to wierzył, że może tak samo wrócić do rysującego się na horyzoncie żaglowca. Załoga czekała na niego na pokładzie; mieli reagować dopiero w chwili, gdyby od jego wypłynięcia minęły długie godziny, a jego noga dalej nie postanęłaby na drabince zrzuconej ze statku Goyle'ów. Mijały długie, wypełnione wyciem wiatru minuty, a nieustannie padający deszcz powoli wypełniał dno niewielkiej łódki; żeglarz walczył z żywiołem w ciszy, bez chwili wytchnienia machając wiosłami, by jak najszybciej powrócić na pokład większego, znacznie bezpieczniejszego dwumasztowca. Wtedy jednak stało się coś, czego nie mógł się spodziewać.
W jednej chwili był sam, wpatrzony w rosnący z każdą chwilą statek, w drugiej - tuż przed nim leżała kobieta, która dopiero co spadła z nieba i runęła wprost na jego łódkę, w wyniku czego ta zachybotała się groźnie, nabierając przy tym niemało wody. - Do stu zdechłych wielorybów - warknął, a jego słowa mieszały się z wyjącym bezustannie wiatrem, rosnącej w siłę ulewą. Caelan zamarł w bezruchu, nie wiedząc co robić, jak reagować. Chciał sięgnąć po różdżkę, nim zrobi to nieznajoma, nie mógł jednak puścić wioseł, jeśli nie chciał ich stracić. Skąd mogła się tu wziąć? Spadła z miotły? Nikt normalny nie latałby na miotle w taką pogodę, te chmury, te grzmoty, w powietrzu dało się wyczuć czarną magię. Więc kim była? Miał ochotę wyrzucić ją za burtę; wiedział jednak, że to byłoby wyrokiem śmierci. - Próbowałaś się teleportować? - powtórzył po niej z powątpiewaniem, gdy kobieta w końcu zaczęła się ruszać i postanowiła w niezbyt przekonujący sposób wytłumaczyć swe nagłe pojawienie się. Na szczęście nie trzymała w dłoni różdżki, nie próbowała czarować; nie chciał nawet myśleć, co by się stało, gdyby właśnie teraz, na wzburzonych wodach, dopadła ich moc anomalii. Skrzywił się szpetnie, spoglądając na nią spod kaptura swej ciemnej, znoszonej szaty; nikt przy zdrowych zmysłach nie próbował się teleportować, nie odkąd wyspy stały się domem licznych anomalii. - Powiedz, dlaczego miałbym w to uwierzyć. I dlaczego miałbym cię nie wyrzucić za burtę - odezwał się po krótkiej chwili, na tyle głośno, by przekrzyczeć wiatr; czuł wodę w butach, woda zalegała też na dnie łódki, musiał się więc śpieszyć, jeśli nie chciał dopływać do żaglowca wpław. Zaczął na powrót wiosłować, nie spuszczając jednak wzroku z nieznajomej. Była delikatna, krucha; gdyby spróbowała go zaatakować, mógłby się na nią rzucić i rozbroić siłą. - Kim jesteś? Śledziłaś mnie? - dodał, przypatrując się jej natarczywie, z podejrzliwością i niechęcią. Na lądzie załatwiał niezbyt legalne interesy, może ktoś był na tyle głupi, by wysłać za nim szpiega.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Środek Oceanu [odnośnik]26.03.19 15:18
Próbowałaś się teleportować? Zamrugała kilkukrotnie oczami, wpatrując się tępo w twarz mężczyzny. Miał rację. Powtórzone przez niego słowa brzmiały wręcz absurdalnie, kiedy uświadomiła sobie, że nikt o zdrowych zmysłach nie teleportował się przy tak ciężkich zaburzeniach magii i anomaliach, które pojawiały się nawet przy prostych zaklęciach pomocniczych. I paradoksalnie do tego, zaczęła zastanawiać się, dlaczego nie próbowała przemienić się w swoją zwierzęcą formę zamiast ratować swoje życie.
Gdybym chciała cię śledzić – zaczęła, nie spuszczając spojrzenia z twarzy Caelana – wybrałabym inne okoliczności niż wezbraną wodę i nadciągającą burzę – wbrew pozorom wiedziała co mówi, gdy czasami w poprzedniej pracy musiała śledzić swoją potencjalną ofiarę, jednak i wtedy wiedziała kiedy odpuścić, żeby nie narazić swojego zdrowia na szwank. W tym przypadku, choć nie kłamała, odpuściłaby sobie wszelkie próby śledzenia Goyle'a tuż po jego wejściu na łódkę. Nie dlatego, że bała się wody – nie miała nic przeciwko chodzeniu wzdłuż brzegu, ewentualnie wejściu do niej, gdy pod stopami miała stały grunt; a dlatego, że zwyczajnie nie potrafiła pływać i nie kryła nawet przerażenia, które zdobiło jej białą jak ściana twarz od samego podniesienia się z desek do pozycji siedzącej.
Wyobraź sobie, że nie planowałam wpadać na niczyją łódkę – burknęła, nie widząc dla siebie żadnej drogi ucieczki. Znajdując się w niekomfortowym położeniu, zdana na łaskę i niełaskę pana i władcy małej łupinki, którą płynęli w kierunku otwartych wód niż brzegu, próbowała odnaleźć chociaż sposób, żeby go udobruchać. I żeby odnaleźć spokój: jedyną, mogącą ją ocalić rzecz. Ale im bardziej próbowała znaleźć sposób, żeby wynegocjować swój powrót na brzeg, tym mocniej odczuwała bujanie łódką i nieprzyjemny ścisk żołądka. Nie było jej niedobrze, przynajmniej do momentu, w którym zerknęła za burtę – i równie ekspresowo zamknęła oczy, biorąc kilka głębokich wdechów.
Życie ci niemiłe – zawyrokowała, wciskając się chudymi plecami jeszcze mocniej w kąt – iście tragiczna śmierć, pochłonięci przez nieznane wody, to nawet nie jest informacja na pierwszą stronę gazety – w zdenerwowaniu czasami wpadała w słowotok, który – niestety – trafił się dzisiaj, ale równie szybko został stłumiony, kiedy porządny chlust lodowatej wody zmoczył ciemnowłosą do suchej nitki.
Gillian Tremaine
Gillian Tremaine
Zawód : nielegalna redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Rzut oka na świat wykazuje, że okropności nie są niczym innym jak realizmem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6202-gillian-tremaine#151870 https://www.morsmordre.net/t6219-volante#153466 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-pokatna-24-1 https://www.morsmordre.net/t6221-skrytka-bankowa-nr-1543#153488 https://www.morsmordre.net/t6222-g-tremaine#153493
Re: Środek Oceanu [odnośnik]30.03.19 13:21
Pokiwał krótko głową, gdy postanowiła odpowiedzieć na jego pytania; zadziwiające, jak racjonalnie podeszła do tematu śledzenia, biorąc pod uwagę fakt, że - podobno - dopiero co próbowała się teleportować. Nie wiedział, czy nieznajoma łże jak pies, czy po prostu zachowuje się jak typowa przedstawicielka płci pięknej, to znaczy irracjonalnie, bez choćby krztyny logiki. Widać było, że żeglarz nie został uspokojony przez słowa Gillian; w milczeniu walczył z kolejnymi falami, jedynie czasem zerkając ku rysującemu się za plecami kobiety żaglowcowi, by móc łatwiej skorygować ich kurs. Nie mógł spuszczać z niej oczu na długo, jeśli nie chciał, by zaskoczyła go w najmniej odpowiedniej chwili. Z drugiej strony... Była blada jak ściana, z trudem uniosła się z dna łódki, a na jej twarzy malowało się przerażenie; albo nie czuła się na otwartym morzu zbyt komfortowo, albo była naprawdę dobrą aktorką.
- Wspaniale - burknął z niechęcią, za nic mając nieprzyjemny ton głosu nieznajomej. - Jeśli nie planujesz też wypadać za burtę czyjejś łódki, radziłbym ci się uspokoić. - Jej paplanina wcale nie pomagała; musiał się skupiać nie tylko na walce z szalejącym żywiołem, ale i na niej, na zapobieżeniu ewentualnemu atakowi, którym w każdej chwili mogła spróbować go uraczyć. Zmrużył ślepia, gdy wiatr zmienił kierunek i deszcz zaczął zacinać prosto w jego twarz; nie było czasu na poprawianie spadającego z głowy kaptura, musiał wzmocnić chwyt na drewnianych trzonkach wioseł, zignorować ból ramion. Łupina zakołysała się gwałtowniej w odpowiedzi na spotkanie z wyższą, a przy tym silniejszą falą. Irytacja Caelana narastała z każdą kolejną chwilą; musiał jak najszybciej dostać się na pokład swego statku, zaś ta baba nie dość, że nie pomagała, nie dość, że ważyła swoje, to jeszcze zaczęła panikować. Najwidoczniej delikatna sugestia, by zapanowała nad swymi nerwami, nie podziałała.
- To całkiem znane wody - odpowiedział tylko z rozdrażnieniem, posyłając jej niechętne spojrzenie wciąż zmrużonych oczu; skąd u kobiet ta tendencja do przesady? Nie byli przecież na końcu świata. Sapnął cicho, siłując się znowu z wiosłami, próbując uchronić ich przed wywróceniem łódki. Na szczęście dwumasztowiec był już coraz bliżej; Goyle dostrzegał biegających po pokładzie marynarzy, musieli zobaczyć, że kapitan powraca, szykować się do rzucenia drabinki. - Czy zrzucenie kogoś z pokładu żaglowca w trakcie burzy byłoby informacją na pierwszą stronę gazety? - sarknął, gdy kołysząca się na falach łupina uspokoiła się. - Dlaczego miałbym cię wpuścić na pokład mojego statku? - zapytał, znów przekrzykując wiatr, spoglądając ku chorobliwie bladej czarownicy. - Kobieta na pokładzie przynosi pecha - dodał jeszcze, chcąc podkreślić wagę sytuacji; powinna dobrze przemyśleć sobie odpowiedź na to pytanie.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Środek Oceanu [odnośnik]13.04.19 0:42
Była odważna. Tak przynajmniej sądziła dotychczas, wszak podjęła się zawodu niekoniecznie bezpiecznego a jedną z jej ulubionych rozrywek stanowiły małe rozgrywki karciane, jednak teraz nie czuła się ani odważna ani tym bardziej nie widziała żadnych pozytywnych perspektyw dla tego spotkania. Znajdowała się na wodzie: już samo to wystarczyło, żeby czuła się zagrożona, skoro nie potrafiła pływać, z kolei świadomość, że właśnie zmierzała ku statkowi z pełną załogą, zapewne męską, jedynie pogarszała samopoczucie brunetki. Miała wrażenie, że dostała ogólnego sparaliżowania, gdy każda próba uniesienia jakiejkolwiek kończyny kończyła się odmową i błagalnym wpatrywaniem się weń, z nadzieją, że skoro nie w ten sposób, to może siłą woli przypomni sobie jak używać rąk, czy nóg a potem uspokoi się na tyle, żeby przemienić się w animagiczną formę, by odlecieć stąd jak najdalej może.
Przecież jestem spokojna – skłamała bez zająknięcia, nie spuszczając wzroku ze swojego towarzysza – nawet bardzo, jak na zaistniałe okoliczności – zbliżający się sztorm, woda w łupince, złowrogi żeglarz, który w każdej chwili mógł jednak wyrzucić ją za burtę na pewną śmierć. Nie ufała mu, tak jak on nie ufał jej a mimo to z goryczą przyjęła, że w tej chwili byli zdani na siebie. Ona na niego, jeśli nie chciała zginąć; on na nią, jeśli również nie chciał zginąć, przewróciwszy w panice łódkę. Starając się więc z całych sił nie wykonywać żadnych nieprzewidzianych ruchów, zerknęła przez ramię na wzburzony ocean; nie potrafiła zrozumieć kto normalny decydował się na podróż w takich warunkach. Chociaż nie znała się na wietrze, skalach i pogodzie, wątpiła, że Caelan osiągnie swój cel.
Dopiero kiedy zauważyła wyraźną zmianę w zachowaniu mężczyzny, zerknęła przez ramię.
Jedyną osobą, z którą będę rozmawiać to kapitan tego statku – wypaliła szybciej, niż Goyle zdołał się podzielić informacją o tym, że kapitan znajdował się przed nią. Kiedy jednak sobie uświadomiła, że statek należał do niego, wykrzywiła usta w niezadowolonym grymasie. Dlaczego takie rzeczy działy się naprawdę?
Mam prawo do negocjacji – stwierdziła, przypominając sobie ku swojemu niezadowoleniu bojczukowe opowieści o piratach. Nadszedł więc moment, by mogła potwierdzić ich prawdziwość, choć niekoniecznie było jej to na rękę. Zbyt wielu propozycji nie miała, ratując się albo umiejętnością gotowania albo wygrania odstawienia na ląd w karcianym oszukiwaniu.
Gillian Tremaine
Gillian Tremaine
Zawód : nielegalna redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Rzut oka na świat wykazuje, że okropności nie są niczym innym jak realizmem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6202-gillian-tremaine#151870 https://www.morsmordre.net/t6219-volante#153466 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-pokatna-24-1 https://www.morsmordre.net/t6221-skrytka-bankowa-nr-1543#153488 https://www.morsmordre.net/t6222-g-tremaine#153493
Re: Środek Oceanu [odnośnik]28.04.19 14:37
Udało się, z każdą chwilą byli coraz bliżej potężnego żaglowca i choć mięśnie Caelana palił żywy ogień, odczuwał on niemałą ulgę. Deszcz wciąż zacinał prosto w twarz, której nie osłaniał już naciągnięty wcześniej na głowę kaptur, wiosła wyślizgiwały się z naznaczonych odciskami dłoni, lecz załoga dostrzegła powracającego z lądu kapitana i zrzuciła drabinkę. Zignorował słowa kobiety o tym, że rzekomo jest spokojna; dostrzegał bladość jej skóry, niemoc, która wciąż utrzymywała ją w jednym miejscu. Nie próbowała nawet sięgnąć po różdżkę - dlaczego? Ze strachu? Bała się go na tyle, by nie chcieć mu się narażać, a jednocześnie nie wierzyła, by mógł rzucić ją na pożarcie załogi? Na pokładzie miał kilku marynarzy, którym zawsze brakowało bliskości kobiecego ciała - niezależnie od tego, czy bliskość tę uzyskaliby polubownie, czy brutalną siłą.
Przybijali już do burty, gdy nieznajoma zażądała rozmowy z kapitanem; Goyle spojrzał ku niej z powątpiewaniem, bez krztyny współczucia. Początkowo podejrzewał ją o celowe śledzenie go, lecz im dłużej przebywała z nim w łódce, tym bardziej w to wątpił. Lecz jeśli nie działała na jego niekorzyść, to skąd się tu wzięła? Naprawdę była na tyle lekkomyślna, by próbować teleportacji...?
- Do negocjacji - powtórzył sceptycznie, z kamienną twarzą, gdy nieznajoma szła w zaparte; gdyby tylko nie był tak zmęczony, mógłby to nawet uznać za zabawne. - Chyba nie do końca rozumiesz, w jakiej znalazłaś się sytuacji - odpowiedział, wodząc po jej twarzy czujnym, podszytym politowaniem spojrzeniem. Powinna być wdzięczna, że nie trafiła do wzburzonej wody, nie zaś próbować stawiać mu warunki. - Zapytałem, dlaczego miałbym wpuścić cię na pokład mojego statku, na co odpowiadasz frazesem o negocjacji. Skąd to wzięłaś, z bzdurnej powieści przygodowej? - burknął; nie miała bladego pojęcia o tym, jak wyglądało życie na morzu i jakimi zasadami kierowali się marynarze. Była zdana na jego łaskę, a wciąż zachowywała się, jak gdyby stali na równi. Nie miał jednak czasu popaść w zdumienie nad jej ignorancją, przynajmniej nie tutaj, nie teraz; łódeczka wciąż chwiała się na wysokich falach, deszcz zbierał się na dnie. - Właź na górę - warknął w końcu, wskazując na powiewającą przy silniejszych powiewach wiatru drabinkę. Splunął przez ramię, mając nadzieję, że nie pożałuje tej decyzji. Wierzył, że nie zatoną, nawet z kobietą na pokładzie; nie wybierali się w daleką wyprawę. Musiał jednak pozostać ostrożny - na stabilniejszym pokładzie żaglowca mogła próbować sztuczek. Zamierzał ruszyć jej śladem tak szybko, jak to możliwe.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Środek Oceanu [odnośnik]29.04.19 22:38
Niech cię szlag, Bojczuk, pomyślała, po dłuższej chwili analizowania doskonale wiedząc w jakiej sytuacji się znalazła. Patowej, tragicznej, takiej, z której mogła jednak nie wyjść w jednym kawałku, bo z opowieści Johnatana zgadzało się tylko to, że żeglarze w dużej mierze byli nieprzyjemni w obyciu. Tak jak ten siedzący jeszcze naprzeciwko, chociaż tego, że mając tyle okazji do wrzucenia jej do wody i nie skorzystania traktowała jako dobry znak, ostatnie światełko w tunelu.
Mój... – chłopak? narzeczony? W życiu Londynu nie przeszłoby jej przez gardło określenie go którymś z tych określeń po tym co zrobił, choć nie raz próbowała nazwać tamtą relację po imieniu. Dzisiaj preferowała mniej kulturalne określenia, jednak wysiliła się na neutralność, dodając po chwili namysłu: – znajomy jest żeglarzem, ale najwidoczniej pływał po innych wodach lub tylko mu się wydawało, że nim jest – skończyła z przekąsem, wyraźnie niezadowolona, ale i gotowa do opowiedzenia kolejnych wymyślnych pomysłów, na które wpadał kiedy jeszcze ze sobą byli. Właściwie gdyby nie okoliczności z chęcią skonfrontowałaby swoją wiedzę na temat mężczyzn, którzy oddali swoją duszę morzu i oceanom, z opowieściami jej pożal się Roweno rychłej miłości. Nie zdziwiłaby się wieloma sprzecznościami; oszust pozostawał oszustem na każdej płaszczyźnie. Spochmurniała na moment, zamykając się na tak długo, że nie spostrzegła kiedy dobili do statku.
Nie stawiała oporu, kiedy kazał jej wyjść na górę, chociaż padający na twarz deszcz, śliskie szczeble drabinki, sukienka i but na niewysokim obcasie nie było szczególnie dobrym połączeniem. Wiedziała jednak, że żarty się skończyły; o ile w małej łupince rzeczywiście miała większe szanse na jakikolwiek atak – którego przez wewnętrzny paraliż i panikę nie dokonała, mając na uwadze swoje zdrowie i anomalie, przez które się tutaj znalazła – tak dostrzegając przed sobą liczną załogę – równie zdziwioną jej obecnością, co ona ich ilością – uznała, że z tej sytuacji nie uratuje jej już raczej ani nic ani nikt. Instynktownie cofnęła się pół kroku do tyłu, w ten sposób jedynie wpadając plecami na Caelana. Jeśli chciał ją zabić, to teraz był do tego najlepszy moment. W myślach zdołała zrobić krótki rachunek sumienia, co przez zduszenie ludzkich odruchów nie było wcale trudnym zadaniem, a zaraz po tym zaczęła się zastanawiać jak bardzo bolesną śmiercią jest utopienie się - dopóki z otrzeźwieniem nie przyszedł kolejny przeszywający na wskroś podmuch wiatru.
Umiem gotować, pić i grać w karty – powiedziała nagle, chwytając się ostatniej deski ratunku i przez smukłe ramię zwracając się twarzą do mężczyzny. Jeśli to nic nie zmieniało w jej sytuacji, to, na gacie Merlina, nie wiedziała już co mogłaby podać jako argument do pozostawienia jej przy życiu, poza jednym, całkiem oczywistym. Ale gdyby został on użyty, samodzielnie wskoczyłaby do wody woląc utracić życie niż swój honor i godność – nie kryła szczególnie obrzydzenia wywołanego śliskimi uśmiechami i pożerającymi ją spojrzeniami.
Gillian Tremaine
Gillian Tremaine
Zawód : nielegalna redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Rzut oka na świat wykazuje, że okropności nie są niczym innym jak realizmem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6202-gillian-tremaine#151870 https://www.morsmordre.net/t6219-volante#153466 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-pokatna-24-1 https://www.morsmordre.net/t6221-skrytka-bankowa-nr-1543#153488 https://www.morsmordre.net/t6222-g-tremaine#153493
Re: Środek Oceanu [odnośnik]04.05.19 20:34
Wzniósł do góry brwi, gdy zdradziła się z tym, skąd czerpała wiedzę na temat marynarzy i panujących między nimi zasad. Jej znajomy był - podobno - jednym z nich. W takim razie albo go niezbyt uważnie słuchała, albo wspomniany mężczyzna był natchnionym bajarzem lub najzwyklejszym oszustem. To jednak nie było jego zmartwienie. Nadal tkwili na tej przeklętej łódce, która wciąż chwiała się na wysokich, tylko wzbierających na sile falach. W końcu jednak dobili do burty statku, a kobieta wyglądała, jakby miała nawet zamiar współpracować; podźwignęła się z mokrego dna i zwróciła się ku zrzuconej z pokładu drabince. Wtedy jednak spojrzała w górę, ku gwiżdżącym na jej widok marynarzom, cofnęła się o pół kroku i wpadła na niego plecami, prawie pozbawiając go równowagi. Zaklął pod nosem, wspierając się o ławeczkę, z której dopiero co wstał i wwiercił w nieznajomą niechętne spojrzenie; drewno było śliskie, mokre, i tak z trudem utrzymywali się na nogach. Czyżby nie uśmiechało się jej przebywanie na statku pełnym rozochoconych marynarzy? Trudno, mogła nie spadać z nieba akurat na jego łódkę. Mimo wszystko Goyle nie zamierzał rzucić jej załodze na pożarcie - a już zwłaszcza po tym, jak przyznała się do tego, co potrafi.
- Gotować? Wspaniale. Zatem właź na górę, kolejny raz nie będę powtarzać - przekrzyczał wiatr, wciąż czekając, aż wygadana czarownica przełamie swój lęk i zacznie wspinać się na pokład. Zawsze mógł ruszyć przodem, lecz kto wie, co wtedy strzeliłoby jej do głowy; zapewne nie miałaby większych oporów przed posłaniem mu jakiegoś uroku prosto w plecy. Niecierpliwie oczekiwał, aż ubrana nieadekwatnie do okazji kobieta ruszy przodem i nie bez trudu postawi pierwsze kroki na drabince. Wtedy ruszył jej śladem, jakże uprzejmie nie spoglądając pod założoną przez nią - i przemoczoną już - sukienkę; uważał też na ślizgające się na szczeblach obcasy, którymi mogła mu wybić oko. Podróż na pokład trwała długo, zbyt długo, w końcu jednak jego noga postanęła na stabilniejszym gruncie, a z piersi wyrwało się ciche westchnienie. - Trochę ogłady, panowie - warknął w kierunku majtka i bosmana, którzy zbliżali się do niziutkiej brunetki z szerokimi uśmiechami na ustach. To podziałało na nich niczym kubeł zimnej wody; nikt nie był w nastroju do kwestionowania woli kapitana. - Zajmijcie się lepiej łódką - zażądał burkliwie, wskazując pozostawioną na falach łupinę; niedbałym ruchem dłoni starł z twarzy nadmiar deszczu. Stanął koło drobnej, ledwie sięgającej mu ramienia nieznajomej i spojrzał ku niej podejrzliwie. - Nie zabiorę ci różdżki, jeśli jednak spróbujesz czegokolwiek, nie pozostawisz mi wyboru. Rozumiemy się? - powiedział twardo, tonem nie znoszącym sprzeciwu, próbując podchwycić jej spojrzenie; chciał, by zrozumiała, że nie żartował. Później zaś powiódł wzrokiem po zebranych na pokładzie członkach załogi; powrót kapitana, a także pojawienie się wśród nich kobiety wzbudziło niemałe zainteresowanie. Również dlatego, że wszyscy znali żeglarskie porzekadła, jej obecność mogła im przynieść niemałego pecha. - Jak już pewnie zauważyliście, mamy gościa - krzyknął na tyle głośno, by przebić się przez wyjący stale wiatr, a jego głos dotarł do wszystkich. Zignorował pojękiwania czy wygłodniałe uśmiechy niektórych marynarzy. - Gość ten nie jest jednak waszym zmartwieniem, dlatego wracajcie do swych zajęć, wszyscy - kontynuował tym samym tonem, dając w ten sposób znać, by trzymali się od niej z daleka. - Im szybciej dopłyniemy do celu, tym szybciej zaczniemy świętować w portowych tawernach. Teraz jednak - na stanowiska! - Pływał ze swoimi ludźmi od wielu długich lat, wiedział też, że zasłużył już na ich oddanie i szacunek, dlatego nie wątpił, że wysłuchają jego rozkazu. Niebawem przybiją do portu, wtedy będą mogli robić wszystko, co tylko dusza zapragnie.
Gdy tylko skończył przemawiać, zakleszczył ramię kobiety w silnym uścisku i ruszył ku zejściu pod pokład; miał już dosyć deszczu, wiatru i wiosłowania, a do tego czuł, że musi się napić. - Ugotujesz nam coś - zażądał, marząc o ciepłej strawie i chwili spokoju.



paint me as a villain
Caelan Goyle
Caelan Goyle
Zawód : Zarządca portu, kapitan statku
Wiek : 32
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
I must go down to the sea again, to the lonely sea and the sky.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5834-caelan-goyle https://www.morsmordre.net/t5945-ethelinda https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-dzielnica-portowa-high-timber-street-8-5 https://www.morsmordre.net/t6368-skrytka-bankowa-nr-1403#161394 https://www.morsmordre.net/t5874-caelan-goyle#138874
Re: Środek Oceanu [odnośnik]22.05.19 17:31
Dziwiła ją nieco nagła zmiana nastawienia Caelana, ale bardziej od tego była zaskoczona swoją postawą, gdy znajdując się w absurdalnej sytuacji, niebezpiecznej właściwie, zauważyła, że w innych okolicznościach byłaby nawet w stanie polubić stojącego obok marynarza. Póki co przestała się go bać, odnajdując w sobie tolerancję i minimum szacunku, i zafascynowanie faktem, że jednym zdaniem doprowadził całą załogę do porządku. Nie widziała więc powodu dla którego miałaby teraz przekreślać swoje szanse na bezpieczny powrót do domu, bezmyślnie rzucając w niego zaklęciem czy próbując nagle uciekać. Tylko głupiec postąpiłby inaczej, wystawiając się na atak kilkunastu mężczyzn. Kiedy jednak zacisnął rękę na jej wątłym ramieniu, nieprzyjemnie wbijając każdy z pięciu palców w skórę i sięgając nimi nawet głębiej, drugą w mimowolnym odruchu zacisnęła na jego nadgarstku.
Zrozumiałam za pierwszym razem, to nie jest potrzebne – nie zamierzała jednak stawiać oporu. Wierząc, że Goyle jej nie oszukiwał, ruszyła we wskazanym przez niego kierunku a gdy zeszli do pomieszczenia przypominającego kuchnię, wzrok brunetki natrafił na kucharza. Zaraz po tym do nosa doszedł smród spalenizny i skonsternowane spojrzenie, które rzuciła kapitanowi.
Jeśli mam gotować, to sama – bardziej zasugerowała, niż zażądała, odczekała jednak aż Caelan podejmie decyzję o odprawieniu kuka, lub i nie, i rozejrzała się po badawczo pomieszczeniu. Nie miała problemu z wymyśleniem ciepłej potrawy odpowiedniej dla mężczyzny, nieskomplikowanej i w miarę szybkiej w przygotowaniu, lecz odnalezienie się w niezbyt czystym i poukładanym pomieszczeniu było dlań katorgą. Była perfekcjonistką, lubiła porządek, a tymczasem znalazła się w miejscu, którego nie wyśniła sobie nawet w najgorszym koszmarze. Decydując się na podjęcie rzuconej rękawicy, najpierw odnalazła butelkę z whiskey oraz dwie szklanki, rozlała trunku do szkła i jedno z nich podała Caelanowi, drugie zatrzymując dla siebie.
Będziesz tutaj ze mną siedzieć? – spytała spokojnie, spierając się biodrami o blat a przodem do mężczyzny. – Dziwi mnie, że nigdy wcześniej cię nie spotkałam w porcie – przyznała, zamaczając wargi w bursztynowym trunku. I nie chcąc tracić więcej czasu, zaczęła przygotowania do obiadu. Decydując się na przyrządzenie tradycyjnej potrawy, skompletowała składniki; cebulę, ziemniaki, resztki warzyw stanowiące prywatną modyfikację, i mięso, podstawowy składnik bez którego żaden okrętowy kucharz nie mógł się obejść, jeśli chciał pożyć. Bez słowa zabrała się za oporządzanie mięsa a kiedy po dłuższej chwili gotowało się w wysokim garnku, przeszła do obierania warzyw. Nie używała magii; ta była kapryśna i nie chciała narobić problemów ani sobie ani statkowi, który stanowił jej mały azyl. – Dokąd płyniecie? – kontynuowała, pozwalając sobie na większą swobodę. Obieranie ziemniaków nie było szczególnie porywającym zajęciem.
Gillian Tremaine
Gillian Tremaine
Zawód : nielegalna redaktorka Proroka Codziennego
Wiek : 26 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : n/d
Rzut oka na świat wykazuje, że okropności nie są niczym innym jak realizmem.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6202-gillian-tremaine#151870 https://www.morsmordre.net/t6219-volante#153466 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f178-pokatna-24-1 https://www.morsmordre.net/t6221-skrytka-bankowa-nr-1543#153488 https://www.morsmordre.net/t6222-g-tremaine#153493

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Środek Oceanu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach