Huśtawki w głębi lasu
W dniu ślubu na niemal całym terenie posiadłości Ollivanderów niewątpliwie jest gwarno i tłoczno. Na wesołych weselników napotkać można niemal wszędzie. Niewątpliwie z resztą weselne zabawy, czy muzyka która towarzyszyć będzie gościom do wczesnych godzin porannych stanowią niemałą atrakcję. Są jednak osoby którym ciężej jest znieść tłumy i nieprzerwany nadmiar bodźców jaki wiąże się z weselem w sposób dość oczywisty. To właśnie tym osobom dedykowane jest to miejsce. Trafi tu każda osoba, która spróbuje uciec od tłumu, wtopić się między drzewa szukając między nimi odrobiny wytchnienia. Ziemię w obszarze w którym znajdują się huśtawki nakropiono amortencją, aby każdy kto nadejdzie mógł czuć zapach dla niego najprzyjemniejszy, związany z najmilszymi wspomnieniami. To właśnie idąc za tym zapachem weselni uciekinierzy trafić mogą na jedną z nielicznych rozwieszonych na drzewach huśtawek, odpocząć w ciszy, daleko od tłumów. Huśtawki ozdobione zostały kwiatami i światłami, tego typu elementy znaleźć można także w drodze prowadzącej do nich - stanowić mają wskazówkę dla osób o słabszej orientacji w terenie, by nikt nie zagubił się w lesie.
Dzieci mają obowiązek rzucić dwiema kośćmi k20 przy każdym poście - suma kości wskazuję anomalię lub jej brak - zastępuje to kość anomalie - DN.
- anomalie dzieci:
2. Na okres trzech kolejek grawitacja zaczyna działać dla Ciebie inaczej. Unosisz się i opadasz powoli i płynnie co kilkanaście sekund na wysokość metra i znów na ziemię.
3 .Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
4. Zamieniasz się na głosy z osobą która stoi najbliżej Ciebie. Efekt utrzyma się dwie kolejki.
5. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
6. W Twojej ręce pojawia się waniliowa babeczka.
7. Nie przytafiają Ci się żadne anomalie.
8. Nie wiadomo skąd spada na Ciebie kolorowe konfetti.
9. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
10. Przyciągasz okoliczne ptactwo, dookoła pojawia się kilka ptaków, trzy najodważniejsze osiadają na Twoich ramionach/rękach.
11. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
12. Zaczynasz świecić delikatnym ale zauważalnym światłem. Efekt utrzyma się 5 kolejek.
13. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
14. Na Twojej głowie wyrastają kwiaty (stokrotki lub niezapominajki) które same układają się we wianek. Efekt utrzyma się do wieczora, kwiaty same opadną kiedy będziesz kłaść się spać.
15. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
16. Zaczynasz pachnieć jak amortencja Twojej matki. Efekt utrzyma się 5 kolejek.
17. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie
18. Na czas jednej fabuły rośniesz, wyglądasz jak dwudziestoletnia wersja siebie.
19. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
20. W Twojej dłoni pojawia się bukiet białych róż.
21. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
22. Znikąd pojawia się chmurka brokatowego pyłu która po chwili Cię obsypuje.
23. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie
24. Kichasz, wypuszczając przy tym chmurki pyłu w pastelowych kolorach, które unoszą się ku górze. Trwa jedną turę.
25. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
26. Nad Twoją głowę nadlatuje stadko biedronek które zaczynają latać w kółko kilka centymetrów nad Tobą.
27. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
28. Zaczynasz mówić wierszem, przez trzy kolejki nie jesteś w stanie wypowiedzieć się nie układając zdań w taki sposób by kończyły się rymami.
29. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
30. Twoje ręce zmieniają się w skrzydła ptaka. Mocno machając wywołujesz wiatr, ale możesz unieść się najwyżej na wysokość pół metra. Efekt utrzymuje się tylko jedną kolejkę.
31. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
32. Twoje włosy dzwonią jak delikatne dzwoneczki przy każdym ruchu. Efekt utrzyma się jedną fabułę.
33. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
34. Malejesz. Wszystkie proporcje zostają zachowane, jednak malejesz do wzrostu nie większego niż dwadzieścia centymetrów. Efekt utrzyma się dwie tury.
35. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
36. Z Twoich dłoni przez kilkanaście sekund tryskają zimne ognie. Nie parzą, nie robią nikomu krzywdy, nie pozostawiają po sobie śladu.
37. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
38. Na Twojej skórze pojawiają się linie układające się we wzory kwiatu paproci. Efekt zniknie po kolejce.
39. Nie przytrafiają Ci się żadne anomalie.
40. Masz coś na wzór krótkiej wizji jasnowidza - przez kilka sekund do Twojego umysłu przychodzi wyobrażenie, jesteś pewien że dokładnie wiesz z czego będzie się składała i jak będzie wyglądała Twoja różdżka.
Ostatnio zmieniony przez Ain Eingarp dnia 12.03.23 22:14, w całości zmieniany 1 raz
Głupio było to przyznać, ale ponownie się spóźnił na czyiś ślub, tym razem Ollivanderów. Ostatnio w ogóle nie potrafił się zorganizować. Coś po prostu podstawiało mu chochliki na każdym kroku, zupełnie tak jak gdyby coś przeskrobał przez ostatni czas. Nie potrafił przy tym rzucać się w tłum i pchać do młodej pary jak gdyby nigdy nic się nie stało. Oni i tak mieli dzisiaj swój dzień, po co więc miałby zawracać im głowę swoją osobą… i tak pewnie na każdym kroku byli zatrzymywani przez całą masę gości. Po co więc miałby dodatkowo ich męczyć? Lepiej, żeby chociaż chwilę odpoczęli i złapali oddech. Swój prezent, w postaci całej skrzynki kilkudziesięcioletniej whisky wraz z wielkim bukietem fioletowych wrzosów postanowił zostawić na widocznym miejscu wraz z innymi upominkami. Do tego dołączył także granatową kartkę z gwiazdami, którą wypisał długimi najlepszymi życzeniami dla młodej pary od rodziny Macmillanów. Miał nadzieję, że młoda para Ollivanderów zaakceptuje i wybaczy mu ten skromny prezent. Sam jednak nie znał ich najlepiej, a i nie znał preferencji młodej pary.
Nie potrafił odnaleźć się wśród tłumu. Cieszył się. Oczywiście, że cieszył się szczęściem Ollivanderów. Dobrze, że zacieśniali więzy z Prewettami. Tak powinno być. Ważne, żeby byli szczęśliwi. Dobrze, że dali także chociaż chwilę szczęścia innym w tym wyjątkowo ponurym czasie. Szkoda tylko, że on, Anthony, nie potrafił zbyt długo przebywać wśród gości. Peszył się i bał, że może ktoś go za chwilę zaczepi. Szybko więc skłonił się od głównych atrakcji tego wspaniałego dnia i miejsc zapełnionych czarodziejami zarówno „zwykłego” jak i „wyższego” pochodzenia. Miał nawet ochotę zniknąć zaraz po pozostawieniu swojego, jak mu się wydawało, skromnego prezentu. W końcu – komu był tam potrzebny? Może lepiej było odejść niż niepotrzebnie prawić tłum i psuć komuś nastrój swoim zamyśleniem. Szedł wolnym krokiem pomiędzy drzewami i rozmyślał co było lepszym rozwiązaniem – zniknięcie ot tak czy może powinien pozostać jeszcze chwilę i dopiero wtedy odejść.
Wtedy przed sobą zauważył rudowłosą czuprynę, która była mu dziwnie znajoma. Najpierw się zbliżył, potem przystanął na chwilę, gdy zrozumiał kogo widzi. Poczuł niewyobrażalny wstyd. Nie wiedział co powinien zrobić. Zbliżyć się, choćby się przywitać czy może uciec zanim i ona go zauważy. Zmagał się z własnymi myślami. Nie chciał psuć jej wieczoru, bo pewnie pojawiła się tutaj (jak zakładał) w czyimś towarzystwie, ale jednocześnie odczuwał potrzebę przeproszenia jej za to co stało się podczas festiwalu. Ale co jeżeli ona obraziłaby się jeszcze bardziej na jego widok? Chociaż… Sama pisała, że złość minęła i że powinni porozmawiać, więc wszystko było w porządku. Tylko czy powinni porozmawiać teraz czy kiedy indziej? A niech to… zaciągnął się mocno powietrzem, jak gdyby zaciągał się whisky, która miałaby mu dodać odwagi… a w końcu zdecydować się podejść do panny Weasley. Widać jednak było, że wyjątkowo się wstydził. Kiedy stanął przed nią nie wiedział co powiedzieć, a kilka razy otwierał usta i je zamykał. Najpierw chciał zacząć od „przepraszam”, potem od „miło cię widzieć”… ale skończyło się na tym, że jedynie obserwował huśtającą się czarownicę w dziwnym zamyśleniu.
– Wybacz, że przeszkadzam – odpowiedział dopiero po chwili, wyrywając się z zapatrzenia w ozdoby huśtawki. Zmusił się na drobny uśmiech, który szybko zniknął. Czuł się nieswojo, jak gdyby stanął przed profesorem po tym jak coś przeskrobał. Może nie powinien podchodzić? Co jeżeli rudowłosa nie chciała go widzieć? – To znaczy… miło cię widzieć i ładnie wyglądasz – dodał trochę odważniej, mając nadzieję, że to mu jakoś pomoże odzyskać odwagę, ale zaraz się speszył, myśląc że zabrzmiało to wyjątkowo głupio. – Ale jeżeli przeszkadzam to mogę odejść – odezwał się zaraz ciszej. – To znaczy… Jeśli na kogoś czekasz, bo nie wiem czy na kogoś czekasz… – dodał jeszcze ciszej, a i zdawało się, że trochę się jąkał. – Może lepiej pójdę – mruknął na koniec wyjątkowo cicho, tak że prawie w ogóle nie można było go usłyszeć. Nerwowo przy tym bawił się palcami swojej prawej dłoni. Jedyne co go minimalnie uspokajało to roztaczający się zapach vilijamovki, wrzosów i whisky. Miał wrażenie, że zapach ten dochodzi właśnie od panny Weasley. Nie wiedział w końcu, że huśtawki zostały nakropione amortencją.
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Sukienkę ubrała ładną, schludną, choć prostą. Bez żadnych zdobień, pomijając obszycie złotą nicią. Jasny, beżowy kolor podkreślał ognistość włosów, skręconych i sypiących się na zakryte plecy. Kosmyki zostały nieznacznie zebrane u góry spinką z lisem, niknącym w gąszczu wszechobecnej rudości. Buty, choć nie najnowsze, to wciąż eleganckie; wyciągane zresztą na wyjątkowe okazje. Tak samo jak naszyjnik otrzymany niegdyś od ojca, teraz zwisający z szyi Rhiannon. Płatek śniegu niekoniecznie pasował do ubioru bądź pory roku, ale dodawał energii, której tak potrzebowała.
Dotarli na miejsce we czworo, ale każdy osobiście złożył życzenia młodej parze; każdy także ofiarował im swój prezent. Nie były to żadne imponujące podarki, raczej takie od serca. W ładnym, drewnianym pudełku wyłożonym czerwonym, błyszczącym materiale spoczęła własnoręcznie zrobiona przez Rię różdżka Kupidyna mająca zapewnić państwu Ollivander wieczną miłość, a także zakupiona niewielka figurka ruszającego się trolla. Bardzo ciekawe połączenie, jak stwierdził ze śmiechem Urien. Rudowłosa zasypała to wszystko pysznymi łakociami, w części zrobionymi przez nią oraz Elaine i całość obwiązała czerwoną wstążką. Naprawdę życzyła parze wszelkiej pomyślności, nie uśmiercając jeszcze swojej romantycznej części osobowości.
Pobawili się chwilę rodzinnie, ale kiedy rodzice zaczepili jakichś znajomych, a brat czarownicy porwał do tańca kolejną uroczą damę, Weasley postanowiła nieco odpocząć od zgiełku oraz tłumów gości. Podążyła oznaczoną ścieżką, aż dotarła do wolnych huśtawek. Ostrożnie zasiadła na jednej z nich, palcami oplatając grube liny. Czarownica uśmiechnęła się do siebie oraz do odgłosów lasu, jakie były w tym miejscu słyszalne. Starała się nie grzebać w ziemi nogami, ponieważ takie działanie nie wpłynęłoby korzystnie na stan butów.
Zamyśliła się, z początku nie zauważając zbłąkanego wędrowca - który mógłby niepostrzeżenie uciec, czego jednak nie uczynił. Z otępienia wyrwał ją znajomy głos; tęczówki od razu skierowały się w stronę jego źródła. Tony. Serce dziwnie przyspieszyło, zaś w gardle zaschło. Milczała więc krótką chwilę starając się wyłapać sens słów jakie uderzały w nią nieśmiało, z obawą. - Nie przeszkadzasz - odpowiedziała w końcu. - Ciebie również. Dziękuję - powiedziała grzecznie, uprzejmie. Starała się zachowywać ostrożnie, wiedząc jak bardzo stojący przed nią mężczyzna był płochliwy. I jak bardzo ona sama zachowywała się okropnie. Przy nim musiała uważać na słowa. - Ty również prezentujesz się bardzo dobrze - zapewniła, nie chcąc pozostać dłużną w komplementowej batalii. Przez ułamek sekundy zaczęła się zastanawiać czy oni kiedykolwiek widzieli siebie nawzajem w tak eleganckiej odsłonie. Choć jej elegancja nie mogła dorównywać tej jego, to wciąż nie prezentowali się w ten sposób na co dzień.
Nie mogła powstrzymać uśmiechu, odnosząc wrażenie, że Rhiannon przeżywała deja vu z festiwalu lata. - Nie czekam na nikogo. Przyszłam odpocząć trochę od hałasu - wyjaśniła spokojnie, wciąż z uniesionymi delikatnie kącikami ust. - Zo… - zaczęła, podnosząc rękę i wystawiając ją w kierunku Tony’ego, ale nie dokończyła. Znów chciała ułożyć swoje życzenie w formę rozkazującą, nie mogła. Nie mogła kazać mu zostać. - Druga huśtawka jest wolna - zaproponowała zamiast tego, racząc czarodzieja sugestią. Wyciągnięta dłoń znów oplotła linę. - To znaczy, jeśli nie czekasz na nikogo. Lub nie masz żadnych planów na dalszą część wieczoru. Lub jeśli nie szukasz lepszego towarzystwa - dodała ugodowo, nie chcąc, żeby czuł się przyparty do muru lub osaczony. Usiłowała brzmieć przy tym neutralnie.
Sam wygląd Rii go onieśmielał i sprawiał, że czuł się tym bardziej niepewnie. W innym przypadku, jak mu się zdawało, nie zauważyłby nawet jej sukienki i uczesania. Przecież zawsze traktował ją trochę jak małą siostrzyczkę. Teraz po raz pierwszy spojrzał na nią w inny sposób, szczególnie gdy przypomniał sobie perypetie, które zdążyły się wydarzyć po jego powrocie z podróży. Kobiecość wyjątkowo silnie uderzała w jego oko. Wcześniej Ria zawsze kojarzyła mu się z „małą Rią”, dzieckiem, z którym bawił się od czasu do czasu podczas wizyt na ziemiach Weasleyów i którą sporadycznie ratował z opałów. Teraz widział ją w dorosłym wydaniu. Skończyły się czasy odbierania jej jako małej dziewczynki, co sprawiało, że Macmillan czuł się wyjątkowo nieśmiało, jak gdyby stał przed zupełnie obcą kobietą.
Uśmiechnął się nieśmiało i spojrzał na swoje buty, byleby tylko nie utkwić spojrzenia w oczach rudowłosej i zawstydzić się jeszcze bardziej. Zachowywała się w jego oczach tak, jak gdyby nic się nie wydarzyło. Denerwował się. Nie wiedział jak w ogóle powinien ją przeprosić. Martwił się tym, że nawet gdyby to zrobił, to ona by ich nie przyjęła. Skinął głową w podziękowaniu na jej komplement. Sam fakt, że nie czekała na nikogo trochę go uspokoił – znaczy, nie musiał się martwić tym, że ktoś nakryje go na kajaniu się.
– Nie, nie czekam na nikogo – odpowiedział jej, na chwilę zerkając w jej stronę, zaraz jednak uciekł spojrzeniem w stronę lasu.
Był gotów nawet chwycić jej dłoń, gdy ją wyciągnęła…ale spóźnił się. Nie wiedząc co zrobił ze swoją wyciągniętą ręką, postanowił szybko przeczesać włosy i poprawić broszę. Czuł się tak, jak gdyby właśnie nie zasłużył na to, żeby znajdować się w towarzystwie rudowłosej. Zupełnie tak, jak gdyby dyskretnie chciała powiedzieć, że może najlepiej by było, gdyby jak najszybciej odszedł i zostawił ją w spokoju.
– Może lepiej postoję – dodał po chwili ciszy, opierając się o drzewo w pobliżu huśtawki, na której siedziała panna Weasley. Wolał mieć możliwość szybkiego pozostawienia w spokoju czarownicy, gdyby okazało się, że jest dla niej nieproszonym gościem w obecnej sytuacji. – Nie jest mi potrzebne lepsze towarzystwo – wyjaśnił. – Lepsze nie istnieje– dodał cicho i zaczął myśleć nad tym jak przejść do rzeczy. W rzeczywistości jednak znowu wywołał długą ciszę. Kilka razy próbował zebrać się na powiedzenie czegokolwiek, ale zaraz zamykał usta i czerwienił się.
– Głu… głupio mi – zaczął nieśmiało, uśmiechając się przy tym nerwowo. Zerknął w jej stronę i na dłuższą chwilę utkwił swoje spojrzenie w zielonych oczach. Zdawało się, że spogląda na nią z odwagą… ale ta nie było prawdziwa. Bał się niewyobrażalnie tego, co mogła odpowiedzieć dziewczyna. – Jeżeli rozumiesz co mam na myśli – dodał, a myślał przecież o tym, co wydarzyło się podczas Festiwalu Lata. Nie wiedział jednak jak dalej pociągnąć swoją myśl. Płoszyło go to, że może znowu zapląta się w swoich myślach, a nie chciał zostać źle zrozumiany. – Nie chcę cię zamęczać swoim towarzystwem. Chcę tylko powiedzieć, że… Nieodpowiednio… Nieracjonalnie… To znaczy głupio, tak głupio, to chyba najbardziej odpowiednie słowo, znaczy głupio się zachowałem… – A jednak, zaplątał się w swoich myślach. Zacisnął na chwilę oczy. Potrzebował szybkiego skupienia. – Chciałbym tylko wiedzieć czy naprawdę się na mnie nie złościsz? – Wydusił z siebie bardzo szybko słowa.
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Harpia nie spodziewała się tutaj kogokolwiek zastać - już na pewno nie Tony’ego. Poczuła niepewność zmieszaną z dziwaczną formą tęsknoty; chyba brakowało jej tej nieśmiałości, brzmienia skruszonego głosu oraz zestresowanej postawy czarodzieja. Nawet krępująca atmosfera nie zdołała przyćmić radości tlącej się delikatnie w sercu Rii. Pomimo emocjonalnego rozedrgania nie pozwoliła sobie na nieostrożne ruchy. Dobrze, poza tym jednym, kiedy zapragnęła zachęcić Macmillana do pozostania z nią tutaj, w tym ustronnym miejscu. Starała się mówić tylko przemyślane rzeczy - delikatnie, żeby broń Merlinie nie urazić nieśmiałego mężczyzny. Cały czas uśmiechała się subtelnie w nadziei, że tym samym doda mu otuchy, aczkolwiek Pogromca prawie w ogóle nie patrzył na spokojną Weasley. Nie miała świadomości, że tym samym peszyła go jeszcze mocniej, rudowłosa zamierzała uzyskać wręcz odwrotny efekt - jak zawsze z marnym skutkiem.
Okręciła się lekko na huśtawce, cały czas zerkając w stronę opierającego się o drzewo szlachcica. Słuchała go uważnie; nie mogła się nie uśmiechnąć na wzmiankę o towarzystwie. Zacisnęła mocniej dłonie na konopnych węzłach próbując pozbierać myśli. Zastanawiała się jak zacząć tę rozmowę i choć wielokrotnie przeprowadzała ją w głowie to teraz nagle wszelkie płonne przemowy zniknęły. W umyśle pozostała jedynie przykra pusta.
Już otwierała usta kiedy Tony postanowił przemówić pierwszy. Znów wytężyła słuch nie przerywając mu w żadnym momencie wypowiedzi. - Nie złoszczę się - potwierdziła zgodnie z prawdą, gdy między nimi uniosło się pytanie. - Długo myślałam nad tym wszystkim - przyznała bez ogródek. Chciała być z nim szczera. - I doszłam do wniosku, że jestem ci winna przeprosiny. Przepraszam cię - zaczęła skruszona. - Niepotrzebnie się wtedy uniosłam. Nie byłam zła na ciebie tylko na tamtych ludzi, ale odbiło się na tobie. Przecież nie byłeś świadomy tego, co mówiłeś i robiłeś - kontynuowała, cały czas patrząc na Macmillana. Wiedziała, że to będzie go peszyć, ale Rhiannon zależało na tym, żeby uwierzył w padające słowa. Ich prawdziwość mogła zostać podważona ciągłym uciekaniem spojrzenia na bok. - Chodzi o to, że… odebrałam twoją wypowiedź tak, jakby arystokracja była nietykalna, a wszystkich innych można było obrażać do woli. Ale przecież nie mogłeś mieć tego na myśli. Nie wierzę, że mógłbyś posiadać tak krzywdzącą opinię. Wiem, że jesteś dobrym człowiekiem i nigdy nie zrobiłbyś tak okrutnych założeń - stwierdziła na zakończenie. Wreszcie przestała przebierać nogami i wstała stając tuż przed czarodziejem. - Przepraszam, że zwątpiłam. Nie zwątpię więcej - obiecała. Obietnice Weasley’ów znaczyły wiele. Jednak czy Tony uwierzy Rii? Nie wiedziała, dlatego wpatrywała się w niego wyczekująco, nieco zadzierając głowę. Chciała, żeby uwierzył.
On także chciał być szczery. Zależało mu na pannie Weasley, z czego w rzeczywistości nie zdawał sobie sprawy. Żałował jedynie, że nie podjął próby rozmowy wcześniej. Zbyt wiele jednak myślał, wbrew swojej woli, o lady Rosier. Zdawało się, że pech go nie opuszczał od momentu, kiedy przekroczył granicę Wielkiej Brytanii. Najpierw wybuchł kociołek pewnego czarownika, potem mugole próbowali do niego strzelać. Oby od teraz było tylko lepiej.
Przeprosiny z jej ust brzmiały dziwnie. To nie ona była tutaj winna. Gdyby tylko on nie był na tyle słaby, żeby dać się omamić wili i jej zdolnościom podczas Festiwalu… Może wtedy wszystko by się inaczej potoczyło. Nie uraziłby rudowłosej, nie byłoby ciszy między nimi. Inaczej by dzisiaj rozmawiali, pewnie tak jak przed Festiwalem. Całkowicie rozumiał, dlaczego Ria się uniosła. Doskonale znał weasleyowską naturę i całkowicie ją akceptował, a nawet i lubił.
– Nie masz za co mnie przepraszać – stwierdził wykorzystując moment, gdy rudowłosa łapała oddech. – Wszystko rozumiem. – Nie chciał przerywać jej dalej. W ciszy i skupieniu słuchał jej.
Oczywiście, że nie sądził w taki sposób, jaki przedstawiła to rudowłosa. Nigdy nie twierdził, że arystokracja była nietykalna. Nikogo nie można było obrażać do woli, przynajmniej on tak uważał. Ba, w jego oczach szlachta powinna być pod większym nadzorem niż ktokolwiek inny. Tak też w sumie było, choć nie zawsze. Niektórzy z kolei, tak jak on, czasami sami skazywali siebie na wytknięcie palcami.
Zdawał się zaskoczony, gdy czarownica stanęła tuż przed nim. Spojrzał niepewnie w jej stronę. Serce niebezpiecznie mu przyśpieszyło. Miał wrażenie, że czuje się tak, jak na Horrizont Alley. Nie wiedział, co powinien zrobić. Panna Weasley, takie miał wrażenie, wyjątkowo mocno wdzierała się w niego swoim spojrzeniem. Milczał dość długo, zbierając w głowie słowa.
– Też bym się uniósł na twoim miejscu – odpowiedział w końcu. – Naprawdę nie masz mnie za co przepraszać. Nigdy, co prawda, nie pomyślałbym w ten sposób o tobie. Znasz mnie przecież – wyjaśnił ze skromnym uśmiechem na twarzy. – Naprawdę. Zresztą, powinniśmy chyba o tym zapomnieć albo… sam nie wiem… To znaczy. To, co powiedziałaś wiele dla mnie znaczy… Bardzo… – znowu zaczął się gubić w swoich słowach. Chciał jedynie podkreślić, że obietnica tego, że nie zwątpi w niego nigdy więcej była dla niego wyjątkowo drogocenna. – Ale pewnie powinniśmy potraktować to, co się stało podczas Festiwalu jak wyjątkowo nieprzyjemny psikus.
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Co też uczyniła. Przyznając się do błędu, do własnych słabości oraz wad jakie tkwiły w niepozornym ciele okraszonym przyjemnym uśmiechem. Nikt nie był idealny, ale wszyscy pragnęli za takich uchodzić. Rii jakoś szczególnie zależało na tym, żeby Macmillan postrzegał ją po prostu dobrze; źle czuła się z myślą, że mogłaby zostać uznana za wroga lub osobę niewartą choćby rozmowy. Zależało jej. Nie do końca zdawała sobie sprawę z powodu kotłujących się w klatce piersiowej uczuć, acz przyjęła je do siebie nie starając zgładzić. Zdusić w zarodku, wyrzucić do kosza. Jak dotąd wyczuwalne w sercu emocje sprawiały wrażenie przyjemnych, łagodnych i po prostu miłych. - Wydaje mi się, że mam. Nie powinnam być tak impulsywna. Nie chcę zrażać do siebie ludzi - wyznała cicho, ze smutnym, niemrawym uśmiechem. W głębi ducha kobieta żyła nadzieją, że Tony wybaczy jej ten wybryk, choć teoretycznie przez zauroczenie nie miał o nim pojęcia. Dowiedział się później od osób trzecich, nie powinno tak być. - Mam do siebie żal, że ci nie powiedziałam wcześniej, że nie porozmawiałam z tobą - dodała już wstając. Również serce Weasley zaczęło bić szybko; jednocześnie czuła, że sytuacja wymagała od niej tego kroku, wbrew temu, że stojący naprzeciwko mężczyzna znów zaczął się peszyć. Celem rudowłosej było sprawienie, żeby uwierzył w jej słowa skoro mówiła szczerze i bez ogródek. Czasem ciężko jest się zdobyć na podobny gest - uczucia oraz duma często tłamszą zdroworozsądkowe rozwiązania powodując ich kapitulację. Poświęciła komfort czarodzieja jeśli to oznaczało, że zdoła w ten sposób rozmówczyni zaufać.
Oczekiwanie na odpowiedź nie wiązało się z żadnymi nieprzyjemnościami, Rhiannon czekała cierpliwie aż Macmillan zbierze myśli. Nie poganiała zwyczajnie stojąc z nieprzerwanym, delikatnym uśmiechem na ustach. - Znam - potwierdziła, unosząc kąciki ust znacznie wyżej. - Dobrze - zgodziła się na propozycję psikusa. - Jednak nie zapomnę. Chcę, żeby to była dla mnie ważna lekcja. Mam nadzieję, że rozumiesz - dodała. Następnie wyciągnęła dłoń w stronę arystokraty. - To co, zgoda? - spytała wyraźnie weselej. Chyba właśnie przez uścisk dłoni przypieczętowywało się pakt, umowę między dwojgiem ludzi? - Słyszałam, że niedługo zacznie się konkurencja z zadaniami oraz zagadkami, może chciałbyś się ze mną wybrać? Wdaje mi się, że zasłużyliśmy na chwilę beztroski - zaproponowała nagle. W ostateczności jeśli Tony się nie zgodzi, wybłaga brata o towarzystwo. Nie znała się na łamigłówkach, ale z jakiegoś powodu zapragnęła znaleźć się w lesie i poczuć ducha rywalizacji. Co prawda Harpii najbardziej zależało na obecności pewnego wstydliwego szlachcica, ale nie mogła go do niczego zmusić. - To znaczy, nie naciskam - zastrzegła od razu. Miała w pamięci płochliwość czarodzieja. - Choć byłoby mi niezwykle miło. - Nie kłamała, zresztą Rii momentalnie poprawił się humor.
Anthony nie wiedział jednak co kierowało rudowłosą, że tak bardzo zależało jej na tych przeprosinach. Choć w tym przypadku równie dobrze mógłby zapytać samego siebie dlaczego tak bardzo mu zależało na tym, żeby porozmawiać z czarownicą. Równie dobrze obydwoje mogli źle znosić poczucie winy.
– Nie ma o czym mówić. Było, minęło – zaśmiał się skromnie. Czuł się trochę niekomfortowo z tym, że Ria wyraźnie starała się pokazać swoją winę, której on wcześniej nie dostrzegał. Nie to było jego celem rozmowy. – Zresztą, to i tak moja wina, że dałem się nabrać – wyjaśnił, próbując tym samym odciążyć rudowłosą. – Mam na myśli to, że dałem się nabrać wili – dodał, a zaraz za tym nerwowo podrapał się po głowie. – Poza tym… ja też powinienem… mogłem się odezwać wcześniej. Na całe szczęście, przynamniej teraz rozmawiamy.
Wierzył w słowa Rii, choć nie był pewien czy ona wierzy jemu. Dobrze jednak, że dali sobie szansę i rozmawiali na spokojnie, bez zbędnego towarzystwa. Nie rozumiał, dlaczego panna Weasley tak bardzo kajała się za to, że zareagowała w normalny dla siebie sposób. Nie chciał przecież, żeby to ona teraz czuła się winna. Z drugiej strony rozumiał, że zwyczajnie chciała popracować nad swoją wybuchowością. Chociaż… może lepiej nie powinna? Głupio by było, żeby pozbawiała się charakterystycznego dla niej sposobu zachowywania. Może tak czasami było lepiej, wybuchnąć, wyrzucić z siebie wszystko, a potem na spokojnie porozmawiać. A i jej wybuchowość zdawała się być wyjątkowo niegroźna.
– Rozumiem, rozumiem – natychmiast zerknął na wyciągniętą dłoń. – Zgoda – dodał z szerokim uśmiechem i uścisnął ją. Zaraz po tym poklepał ją po ramieniu.
Pytanie o konkurencję trochę go zaskoczyło. Zagadki nie były jego mocną stroną, choć czasami rzucał się do ich rozwiązywania jak szalony. Zresztą, i tak planował zniknąć zaraz po oddaniu prezentu. Z drugiej strony, propozycja panny Weasley była nie do odrzucenia. Nieprzyjemnie by było odpowiedzieć jej „nie”, szczególnie po tych wspólnych przeprosinach.
– Niech będzie – stwierdził po krótkiej chwili namyślania się. Na jego twarzy pojawił się dość szeroki i szczery uśmiech. – Ale ostrzegam, że super mądry nie jestem, więc nie wiem co z tego wszystkiego wyjdzie. Jeżeli liczysz na wygraną, to chyba się ze mną nie uda – zaśmiał się głośno.
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
- Dobrze, skoro tak uważasz - odpowiedziała z subtelnym uśmiechem. Przecież Rhiannon nie zamierzała się kłócić, nie po to okazywała pokorę przepraszając, żeby w kilka chwil zniweczyć starania w pył. - Jesteś prawdziwym gentlemanem, Tony - podjęła ten temat rozmowy. - Próbujesz umniejszyć moją winę uwypuklając swoją, choć tam jej w ogóle nie było - zakończyła, nie opuszczając przy tym kącików ust. - Co miałeś zrobić? Zamknąć oczy? Uciec z krzykiem? - zaśmiała się. Przed oczami Rii pojawiła się dość zabawna wizja spanikowanego Macmillana uciekającego przed parą nadętych arystokratów. Wyborne, żałowała w tamtej chwili, że czarodziej nie miał dostępu do piegowatego umysłu.
Jedynym, czego rzeczywiście mógł być częściowo winien, to właśnie dość długa przerwa w kontakcie między tym dwojgiem. Z powodu niewiedzy czy nieszczęsny urok przestał wreszcie pętać poszkodowanego w labiryncie mężczyznę Weasley nie zdecydowała się na przerwanie chwilowego milczenia. Czekała na ruch Tony’ego wierząc, że ten zdoła przypomnieć sobie o niej. Wreszcie uznała, że widocznie dla niego nie była nikim istotnym; w przeciwnym razie odezwałby się sam, nie potrzebując do tego zachęty. Szczególnie w obliczu krótkiego streszczenia minionych wydarzeń przez innego Macmillana, towarzysza tamtejszych wydarzeń - naocznego świadka.
- W tym jednym muszę przyznać ci rację. Żałuję, że nie odezwałeś się po rekonwalescencji. Widocznie uznałeś to za coś nieistotnego. Nie mam do ciebie żalu. To tylko ja, Ria - odpowiedziała. Naprawdę nie miała żalu. Chciała jednak porozmawiać szczerze - tak wspólnie ustalili przed spotkaniem. Dlatego rudowłosa uznała, że może powiedzieć wszystko co leżało na wątrobie. Każdą bolączkę, drzazgę, lub po prostu słowo. Dwa, kilka, zdanie, wypowiedź. Mógł to wyczytać w jej twarzy - nie wykręcał jej ból ani rozczarowanie. Czy to wprawna zasłona utkana z grubej nici kłamstwa oraz gry pozorów? Raczej nie. Impulsywna Harpia sama nie wiedziała co czuła. Z jednej strony chciała być ważna, z drugiej miała świadomość, że nie mogła tego wymagać. W końcu nie łączyły ich żadne zobowiązania. Wszystko wypływało z ich dobrej woli. Lub jej braku.
Ucieszyła się z uściśniętej dłoni; nawet pokrzepiającego poklepania po ramieniu. Byli już prawie kumplami. Kumplami, którzy zaskakiwali się wzajemnie, ponieważ propozycja wysunięta przez Weasley wydała się Macmillanowi dziwna. Niech będzie. Czuł się niejako zmuszony, aczkolwiek czy czarownica miała się tym przejąć? Chyba nie. - Na festiwalu poszło ci całkiem nieźle, śmiem twierdzić. Sugerujesz, że to wszystko zasługa Aydena? - spytała już całkowicie rozbawiona. - To zresztą nieistotne. Chciałabym spędzić z tobą więcej czasu. To chyba nic złego? - dodała z szerokim uśmiechem. Choć prawdopodobnie spojrzeniem sugerowała odpowiedź.
Być może właśnie z powodu tych sekretów wyraźnie się zaczerwienił, gdy Ria zaczęła prawić mu komplementy. Od razu spuścił głowę, jak gdyby chciał się ukryć przed jej spojrzeniem. Na twarzy pojawił się jeszcze większy uśmiech niż dotychczas. Oczywiście, że takie pochwały mu sprzyjały i pochlebiały jego ego, szczególnie kiedy prawiła je ona. Z drugiej strony miał wrażenie, że panna Weasley zwyczajnie wyolbrzymiała jego zasługi. Nie mówiąc o tym, że chyba na nie zasługiwał, przynajmniej ze swojego punktu patrzenia na całą tę sytuację, która zaszła między nimi.
– Nie ważne już – odpowiedział natychmiast. – Było minęło. Może lepiej, żebyśmy się nad tym aż tyle nie roztrząsali – zaśmiał się nerwowo. Spojrzał, dosłownie na chwilę, prosto w jej oczy. Czuł się dziwnie. A tym dziwniej było mu rozmawiać o jego miesięcznym brutalnym i absurdalnym zauroczeniu wbrew jego woli. Śmiał się cicho na jej wizje.
Kolejne słowa Rii jednak go zabolały. Najwyraźniej miała mu to za złe, że jednak nie napisał. Ale nie mógł. Wstydził się tego wszystkiego. Od razu poczuł dziwne ukłucie w piersi. W gardle jak gdyby coś mu stanęło, coś pokroju niewidzialnego jabłka goryczy, którego nie był w stanie przełknąć. Wyraźnie spoważniał. Wcale nie miał jej za nikogo „nieistotnego”, wręcz przeciwnie. Była tą Rią, którą zawsze lubił. Nie chciał, żeby tak o nim myślała. Przy tym nie potrafił wytłumaczyć tego, dlaczego czuł się aż tak bardzo urażony jej słowami. Przyglądał się jej chwilę, zdawało się, że nawet i na bezdechu. Sam już nie wiedział, co kłębiło mu się w głowie. Wystarczyła jednak chwila, żeby chwycił twarz czarownicy dłonie, a następnie ją pocałować.
– I nigdy więcej tak nie mów – stwierdził wyjątkowo poważnym tonem, a i przyciągnął rudowłosą do siebie i wyjątkowo mocno ją przytulił. Na twarzy pojawił się wyjątkowo szeroki uśmiech, a jego policzki natomiast wyjątkowo mocno poczerwieniały. Zdawało się jednak, że mimo wszystko nie wstydził się tego, co przed chwilą zrobił. Bez względu na to, co miała pomyśleć panna Weasley. Miał tylko nadzieję, że nie będzie zadawać mu pytań… choć właściwie spodziewał się ich w ogromnej ilości. – To nic złego, a i może tak powinniśmy zrobić – odpowiedział jej, choć kwestię Festiwalu wyraźnie pominął.
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
- Dobrze, wybacz - przytaknęła z szerokim uśmiechem. Z nieznajomych Rhiannon powodów widok speszonego Macmillana rozczulał, powodując tym samym nieznaczną wesołość. Ona sama nie miała problemów z obdarzaniem ludzi komplementami, acz rzeczywiście ich przyjmowanie prezentowało się u czarownicy dużo trudniej. Zawsze grzecznie dziękowała, ale zawstydzenie krążyło w krwioobiegu - doskonale rozumiała stojącego przed nią mężczyznę. Może to dobry humor nie pozwolił na całkowicie spokojne przyjęcie postawy towarzysza dzisiejszego wieczoru, a może Harpia widziała w nim cząstkę siebie; obie opcje były równie prawdopodobne. Obie mogły występować równolegle.
Nie rozumiała dlaczego po krótkiej fali śmiechu nastąpił tak dramatycznie szybki odpływ pozytywnych nastrojów. Ria patrzyła na poważną twarz czarodzieja z wyraźną obawą odbijającą się od błyszczących oczu; gdzieś pomiędzy tymi emocjami czaiły się nieme pytania. Uraziła go? Nie miała takiego zamiaru. Właściwie otwierała już usta w celu wyrzucenia z siebie kolejnych przeprosin, ale następny ruch Tony’ego całkowicie zatrząsnął pewnością siebie trwającej przed nim kobiety. Serce niemalże wyskoczyło z gardła kiedy ich wargi zetknęły się ze sobą i Weasley tkwiła tak w kilku sekundach oszołomienia niespodziewaną sytuacją. Pocałunek był krótki, dlatego zdążyła raptem instynktownie poruszyć ustami jakby w niemej odpowiedzi na ten gest, ale nie miała pewności czy szlachcic w ogóle odnotował ten ruch. Wydawało się, że wszystko działo się bardzo szybko, choć przy tym niezwykle przyjemnie. Tak bardzo, że wylewające się ze wszech stron emocje zadziwiły rudzielca; nie spodziewała się, że osoba Macmillana zadziała na nią aż tak intensywnie - intensywnie miło.
- Zrozumiałam, przepraszam - mruknęła cicho w tors mężczyzny, ponieważ znajdowała się już w jego objęciach. Powoli odzyskiwała spokój, uznając to nawet za zabawne, że odkąd spotkali się na ślubie Ollivanderów, to nie robiła nic innego poza przeprosinami. W miarę uspokajania tłukącego się w piersi serca, w umyśle Rhiannon rzeczywiście zaczęły pojawiać się pytania - dlaczego to zrobił, co nim kierowało? Przecież nie miał nad sobą kichającej jemioły. Czy było to jedynie impulsem, magią romantycznej scenerii czy naprawdę tego chciał? W umyśle czarownicy powstał czysty chaos utrudniający dostanie się do najważniejszych informacji, ale nim głos zdołał uformować choćby jedno z frapujących pytań, pewna świadomość uderzyła kobietę jak grom z jasnego nieba. Odsunęła się gwałtownie od Tony’ego, z lekkim przerażeniem patrząc w jego oczy - chciała w nich dostrzec nieokreślone coś, co dałoby jej jakąkolwiek wskazówkę co do tego, co właśnie miało miejsce. - Przepraszam, ale nie możesz… znaczy, nie możemy… - zaczęła, plątając się w słowach jakie musiały paść. Ria poczuła się paskudnie. Zupełnie tak, jakby wbiła nóż w plecy Charlie. Dlaczego on to zrobił? Wizja utkana przez detektywistyczny umysł rudowłosej, jeszcze w czasie festiwalu, zaczęła mieć poważne luki oraz nieścisłości. Macmillan nie zachowywał się, jakby oddał serce sympatycznej alchemiczce, a przecież wszystko na to wskazywało. - To znaczy, rozumiem, pewnie czujesz się zagubiony w tej sytuacji… - poprawiła się niemal od razu i chwyciła dłonie szlachcica w celu dodania mu otuchy. - To musi być niezwykle trudna decyzja. Domyślam się, że martwisz się rodziną oraz tym, że będziesz musiał ją opuścić jeśli będziesz chciał związać się z Charlene. To ogromna zmiana, ale na pewno wszystko dobrze się ułoży. Uważam, że prawdziwa miłość przezwycięży wszystko, natomiast z krewnymi nadal będziesz mógł się spotykać. Może nie tak oficjalnie, ale jestem pewna, że sobie poradzisz. Nie chcę ci jednak niczego narzucać, obojętnie jaką decyzję podejmiesz, to będę was wspierać - wyrzuciła z siebie większość tego, co zamierzała mu powiedzieć. Niemalże na wydechu. Nie wiedząc, że właśnie robiła z siebie kretynkę - większą niż dotychczas. - Będę trzymać za was kciuki - dodała, choć uśmiech pojawił się na piegowatej twarzy z ogromnym trudem. Dlatego, że Weasley poczuła zazdrość. Emocję, jakiej nigdy nie odczuwała. Nie zazdrościła nikomu pałaców, bogactwa czy pięknych strojów, nie zazdrościła wpływowej pracy, władzy ani osiągnięć bądź awansów. Zwykle cieszyła się także ze szczęśliwych par zaczynających nowe, wspólne życie. Przecież miała wspaniałych rodziców, cudownego brata, fantastyczną rodzinę oraz równie kochanych przyjaciół; miała wsparcie, ciepło, siłę i pracę, którą kochała. Miłość też miała do niej zapukać - kiedyś, jak nie za miesiąc, to za rok, jak nie za rok, to za pięć lat, a jak nie to za dwadzieścia. Tak sądziła. Tym bardziej nie umiała zrozumieć dlaczego było jej przykro, dlaczego poczuła ukłucie w sercu. Rhiannon starała się zrobić przede wszystkim to, co powinna, nie to, czego chciała, stąd puściła dłonie czarodzieja i zwiększyła między nimi dystans. - Nie chcę wam przeszkadzać, być piątym kołem u powozu, wybacz mi. Zachowałam się egoistycznie, myśląc jedynie o sobie, kiedy powinnam o innych. - Uznała, że może sprowokowała Tony’ego do takiego zachowania, że może znów coś na nim wymusiła. Była okropnym człowiekiem. - To dlatego… - zaczęła, ale w porę ugryzła się w język. Nie powinna nic więcej mówić. - Za dużo mówię - mruknęła do samej siebie i skarciła się w myślach. Nie mogła się wtrącać, nie mogła również powiedzieć prawdy, czyli wszystkiego, co leżało na płochliwym sercu. Zepsułaby wszystko.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Ria Weasley dnia 31.01.19 19:54, w całości zmieniany 1 raz
Teraz stał przed Rią, przed Weasleyówną, której ród znajdował się w Skorowidzu. Nikt jednak z jego przedstawicieli nie interesował się tym faktem, ani nie żądał tytułów. Stał przed Małą Rią, którą kiedyś uratował przed bolesnym upadkiem i której nie dostrzegał właśnie przez żałobę, przez wiele, wiele lat. To nie tak, że szukał „zastępstwa”, że coś „spadło mu na głowę”, zwariował i nagle zaczął coś czuć. Przez kilka tych miesięcy nie był pewien czy to, co czuje było prawdziwym uczuciem. Coś jednak w nim musiało pęknąć i to wtedy, na Horizont Alley. Gdyby pewnie nie incydent na Festiwalu, pewnie żyłby w nieświadomości. Miesiąc rozmyślań pozwolił mu się ukierunkować. Teraz serce waliło mu jak oszalałe. W głowie miał całą masę myśli, choć przez moment, kiedy ich usta się złączyły, wszystkie zniknęły. Myślał, że to był odpowiedni moment na tego rodzaju wyznania przy pomocy czynów.
I pewnie wydobyłby z siebie jakieś odważne myśli, konkretne słowa, gdyby nie wahanie rudowłosej. Gdy tylko się odezwała i zaczęła go odpycha, natychmiast spojrzał na nią wyraźnie zszokowany. Miał wrażenie, że trząsł się ze strachu. Może pozwolił sobie na zbyt wiele? Niedowierzał jej słowom. Przeklinał siebie w myślach za chwilę głupiej odwagi. Nie chciał przecież jej urazić. Może lepiej by było, gdyby powstrzymał się. Nieprzyjemne było uczucie odrzucenia, a to teraz czuł. Z drugiej strony rozumiał, każdy miał własne uczucia. Tylko dlaczego mówiła, że nie powinni tego robić? Miał już przepraszać, wyjaśniać jej własne uczucia, gdy Ria zaczęła tłumaczyć swój punkt widzenia. A on, jak głupek wpatrywał się w nią zupełnie zdezorientowany.
Czy ona naprawdę myślała, że on… że… że on i panna Leighton byli razem? Strach zamienił się w zupełny brak zrozumienia, który był wyraźny na jego twarzy. Skąd w jej głowie pojawił się tak dziwny i głupi pomysł? Z „Czarownicy”? To pewnie ta plotkarska niepotrzebna gazeta nabiła Rii do głowy wyjątkowo zabawne i głupie myśli. Rozdziawił usta, wciąż nie potrafiąc uwierzyć w jej usta. Miał wrażenie, jak gdyby był bohaterem wyjątkowo głupiej komedii, której tematem przewodnim były plotki. Ach, Ria, Ria, powtarzał sobie w myślach Macmillan. Uśmiechnął się głupkowato, nawet się zaśmiał. Zaraz jednak mocno objął rudowłosą.
– Między mną a panną Leighton nic nie ma – wybąkał pomiędzy falami śmiechu. – Złowiłem jej wianek trochę przypadkiem, wtedy, na festiwalu. Chciałem się jej odwdzięczyć za pomoc przy wyjątkowo głupiej sytuacji, kiedy jakiś mugol próbował mnie zastrzelić, a ona mnie obroniła. Stała sama przy brzegu, po prostu nie chciałem, żeby wtedy czuła się głupio. Nic między nami nie ma. Nic, a nic – wyjaśnił. Nie chciał komplikować, stąd postawił na proste tłumaczenie, bez owijania w bawełnę i rozgadywania się. Najwyraźniej relacja jego i Charlene wyjątkowo mocno trapiła jej umysł, inaczej nie poruszałaby tej kwestii. Dłonie znowu ułożył na policzkach rudowłosej i rzucił się do kilku pocałunków. On równie dobrze mógłby czuć się zraniony tym, że panna Weasley była w towarzystwie tego Rosjanina, którego widział podczas konkurencji z Wiklinowym Magiem. Zakładał jednak, że był to taki sam przypadek jak jego… a może nawet i większy. – To ciebie kocham, głuptasie. – Całował zarówno jej usta, jak i policzki, nos, byleby tylko nie myślała zbyt wiele. – Rozumiesz?
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
W pierwszej chwili nienawidziła tego, kim się stała. Niemądrą zazdrośnicą - powinna się cieszyć ze szczęścia tych dwojga. Z jakiego powodu uśmiech pojawiał się na nakrapianej piegami twarzy z taką trudnością? Dlaczego serce bolało zamiast radować się wraz z zakochanymi? Zdawało się, że rudowłosa coraz bardziej rozumiała powodu tak karygodnego zachowania, co tylko podsycało pragnienie ukarania siebie samej za ten okropny występek. Musiała się zdystansować pomimo świadomości, że jemu to się nie podobało. Dostrzegła na twarzy mężczyzny całą gamę negatywnych emocji, choć tego, co nastąpiło później, nie spodziewała się ani przez ułamek sekundy. Oczekiwała przeprosin - z wyjaśnieniem o chwilowym zapomnieniu, prośby o niewspominanie o tym Charlie, na co Weasley zgodziłaby się bez wahania. Cierpiąc jedynie w duchu, próbując oswoić się z zaistniałą sytuacją. Zmierzyć się z odrzuceniem oraz tęsknotą, jaka bezapelacyjnie rozkwitłaby we wrażliwym sercu. Zacisnęła usta - miała być dzielna.
Najpierw usłyszała śmiech. Rhiannon otworzyła szeroko oczy nie dowierzając gestom Macmillana. Później zapłonęła gniewem - ona mu się uzewnętrzniała, usiłowała wesprzeć w trudnej sytuacji, podejmowała trud udzielenia mu porady, a on… a on się śmiał. Z niej? Co niby takiego śmiesznego powiedziała? Oczy iskrzyły złością, brwi ścisnęły się bojowo, natomiast dłonie uformowały w pięści. Zaczęła już go zwymyślać we własnej głowie i zamierzała nawet powiedzieć, że obejmowaniem nie ułagodzi zdenerwowania Harpii, ale wtedy nareszcie pojęła sens wypowiadanych przez niego słów. Złość zniknęła równie szybko jak się pojawiła, obnażając istnienie wstydu. Wstydu, jaki malował się na piegowatej twarzy dorodną czerwienią. Ria miała ochotę zapaść się pod ziemię; jednocześnie nie rozumiała - gdzie popełniła błąd? Przecież była pewna, że miała rację! - Ale… - jęknęła żałośnie, nie mogąc pogodzić się z faktem nieudanego śledztwa. - To nie chodziło o wianek… - mruknęła zdezorientowana. - Widziałam jak ją obejmowałeś, jak popatrzyłeś na mnie kiedy wam pomachałam przy ognisku… byłeś taki zły na mnie… - ciągnęła dalej sądząc, że Tony wskaże jej błąd w rozumowaniu, ona go nie dostrzegała. - Zauważyłam też jak ona patrzy na ciebie i… nie mogłam się mylić! - rzuciła niemalże walecznie. Jakby próbował jej wmówić, że nie miała racji kiedy ją miała! W sercu rudzielca znów pojawiła się złość, jaka również zniknęła w mgnieniu oka. Wyznanie w połączeniu z pocałunkami musiało być przedziwnym, tajemnym rytuałem, ponieważ Rhiannon rzeczywiście zgubiła wątek. W głowie powstała pustka. - Mnie? - Tylko tyle zdołała wybąkać, zdezorientowana i autentycznie zdziwiona. Nie rozumiała, wokół było tyle wspaniałych kobiet, dużo odpowiedniejszych dla lorda i Pogromcy w jednym, ale nie dopytywała, po prostu poddając się magii chwili. - Ja ciebie też - wyszeptała w końcu, przejęta, szczęśliwa i oszołomiona jednocześnie, wieńcząc wyznanie pocałunkiem. Zapomniała już, że znajdowali się w Lancashire, na ślubie Ollivanderów, że niedługo rozpocznie się konkurencja, w której mieli wziąć udział. Zapomniała o całym świecie, trwając w momencie, który chciałaby zatrzymać już na zawsze.
Dobre było też to, że rudowłosa postanowiła wytłumaczyć mu na jakiej podstawie posądziła go o nieuczciwość. Kobiety miały często tę dolegliwość, że winę pozostawiały w kwestiach domysłów mężczyzn, jeżeli taki szczęśliwiec odgadł miał szansę coś jeszcze zrobić, a jeżeli nie, to marny był jego los. Tutaj sprawa była jasna. Chodziło o zazdrość. Wyjątkowo głupią, ale na pewno przejmującą, bo absorbującą spokój Rii. Natychmiast przestał się śmiać, a i z twarzy zszedł mu uśmiech. Natychmiast przypomniał sobie co się wtedy działo podczas ogniska. W tym i to, jak zachował się tamtego wieczoru lord Black. Nie wiedział czy powinien w ogóle wyjaśniać tamtą sytuację, czy może ograniczyć się do krótkiego wyjaśnienia i powtórzenia swoich słów, że między nim a panną Leighton nic nie było. Westchnął ciężko.
– To przez mojego dawnego przyjaciela – odpowiedział jej w końcu, wzdychając przy tym ciężko. – Nie byłem zły na ciebie, tylko na niego. Ale tę sytuację wyjaśnię tobie kiedy indziej, w odpowiednim czasie. Tak czy siak, panna Leighton nic do mnie czuje, a ja nic do niej. Między nami nic niema – tłumaczył i zapewniał dalej. Nie wiedział jednak czy Ria zamierzała przyjąć to, co jej właśnie mówił. Zdawał sobie sprawę jak pokrętna była ta sytuacja i jak wiele dziwnych zbiegów okoliczności się podczas niej wydarzyło. Tym bardziej rozumiał, że nie miał wielkiego daru mówienia. Wszystko więc leżało po stronie Weasleyówny. On mógł jedynie zapewniać, że nie kłamał, a jego uczucia względem rudowłosej były szczere.
To, co się stało podczas ogniska miało swoje znacznie głębsze korzenie i było znacznie bardziej nieprzyjemne. Teraz jednak nie mógł i nie chciał wspominać, szczególnie podczas takich wyznań, o dawnej ukochanej i jej śmierci oraz o tym jak za tym wszystkim stał jego dawny przyjaciel. Tamtego dnia, gdy ściskał rękę panny Leighton tylko dlatego, bo chciał jedynie sprawić, żeby nie czuła się źle w towarzystwie dwójki konserwatywnych szlachciców, w tym w towarzystwie mordercy. Dziewczyna zresztą i tak uciekła, wyczuwając wyjątkowo nieprzyjemną atmosferę.
Uspokoił się dopiero wtedy, kiedy Ria nie opierała się kolejnym pocałunkom. Biedna, wciągnięta przez swoje domysły i wielką wyobraźnię, pewnie nie wiedziała już co myśleć. Nie było jednak żadnej innej kobiety, która mogłaby się obecnie równać z panną Weasley. Z szerokim uśmiechem przyjął jej oświadczenie, że i ona czuje to samo, a udowodniła to i swoimi czynami. Przyciągnął ją do siebie mocno i uścisnął.
– Chodźmy już – odezwał się po wyjątkowo długiej chwili. W końcu obiecali sobie, że będą uczestniczyć w konkurencji, a przecież nikt nie będzie czekać na spóźnialskich.
|ztx2
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Strona 1 z 2 • 1, 2