Morrigan Blaire Cunningham
Nazwisko matki: Pinkstone
Miejsce zamieszkania: Londyn, Angllia
Czystość krwi: półkrwi
Status majątkowy: średniozamożny
Zawód: redaktorka i edytorka w Proroku Codziennym
Wzrost: 163 cm
Waga: 48 kg
Kolor włosów: czarny z kasztanowymi pasmami
Kolor oczu: błękitne
Znaki szczególne: nosek usłany piegami, pieprzyki na plecach, znamię na szyi, wyglądające jak malinka
Cedrową, o rdzeniu z pazura wilkołaka i długości 8 cali.
Slytherin
Nietoperz
Rozpływajaca się po podłodze plama krwi
Słodkim, tanim winem, starą sofą dziadka, jego włosami.
Siebie z niemowlęciem na rękach
Literatura, transmutacja
Narodowej!
Poranne ćwiczenia, hula-hop, czasami latanie na miotle
Aktualnych hitów
Nikola Selezinko
Rok 1936. Tak niewiele już zostało do końca lata, na którego początku ludzie mogli obserwować zaćmienie słońca. Ledwie kilka dni później masa nastolatków nawidzi mury Hogwartu. Na zachodzie wyspy Man, w małej nadmorskiej miejscowości Dalby, rodzi się Morrigan Blaire Cunningham. Córka młodziutkiego małżeństwa, Phineasa i Charity, którzy skończyli siódmy rok Hogwartu w czerwcu tego samego roku zaś ślub wzięli na początku lipca. Ów narodziny były, oczywiście, skutkiem nieodpowiedzialności dwójki dzieciaków, a sam ślub - jedynym argumentem za jego zajściem było Bo to wypada. Niewiele było osób, które cieszyły się z narodzin dziecka, ale na pewno ostatnimi do tego byli sami rodzice. Wrótce rzucili się w wir pracy, nie decydując się na kolejne dziecko, bo to zdecydowanie zbyt dużo obowiązków.
Wspomnienie domu Tessy Pinkstone było na pewno jednym z najbardziej traumatycznych. Babcia Morie była niezwykłą kobietą - upartą, zadziorną, ciągle pachniała tak, jakby hobbystycznie oblewała się spirytusem, a za nieposłuszeństwo karała srogo - głodzeniem lub nieraz, pod wpływem impulsu, biciem. W Delby mówiono, że zapędziła swojego męża do grobu, otruła lub wykończyła swoim jazgotem. W jej domu ciągle pachniało stęchlizną i alkoholem, ale babcia nie doprowadzała się do takiego stanu, żeby ktokolwiek z zewnątrz widział coś złego w zachowaniu Tessy. Co więcej - kobieta niesamowicie o siebie dbała! We wspomnieniach Morrigan z dzieciństwa była około pięćdziesięcioletnią postawną osobą, zawsze wyprostowaną, z włosami białymi jak mleko, zadartym nosem i wiecznie czerwonymi ustami. Spojrzenie miała błękitne jak odbite w morzu niebo i ostre jak sopel lodu. Tylko ono nigdy nie topniało na wiosnę. Zawsze mroziło krew w żyłach i wywoływało straszne poczucie winy. Dla dziewczynki Tessa zawsze wyglądała pięknie - pięknie, ale strasznie.
Babcia uczyła Morie wielu rzeczy - geografii, pisania, czytania, jazdy na łyżwach, pływania. Często w sposób, który nie był najdelikatniejszy, ale zdawał egzamin - w przypadku pływania, na przykład, wrzuciła ją do wody i choć czuwała nad dziewczynką, ta i tak czuła się jakby zaraz miała wyzionąć ducha. Wtedy pierwszy raz użyła magii, żeby stworzyć bańkę, dzięki której unosiła się na wodzie.
W roku 1942 kiedy Morrigan była już dość duża, żeby samej robić herbatę i używać świstoklika, przeniosła się do Londynu, do domu rodziców, którzy byli dla niej obcymi ludźmi - dwójką, którzy pojawiali się na święta i urodziny, zawsze oddzielnie, wręczali prezenty i znikali. W tym domu nauczyła się jednego - przekleństw. Obraźliwych słów tak kreatywnych, że nawet najbardziej podli ludzie powiedzieliby, że to dla nich za dużo. W tym miejscu nie było miłości - jedynie przenikliwa nienawiść zakorzeniona tak bardzo, że dominowała nad wszystkimi innymi ludzkimi uczuciami. Morie nieraz, schowana w kącie, zakrywała uszy, kiedy po raz kolejny Phineas wracał do domu pijany do stanu kompletnej obojętności, a matka, z drżącymi rękami, krzyczała na niego i rozbijała talerze o ściany.
Dziadek, a właściwie pradziadek był pierwszą osobą, która nazwała ją Morie. Pamiętała go jako mężczyznę z długą brodą, niczym u Świętego Mikołaja, jednak wychudzonego. Dziewczynka pokochała całym sercem tego człowieka. Był spokojny. Był pierwszym człowiekiem, który mógł siedzieć obok niej, przy leniwie palącej się świecy, palić fajkę wodną i nie odzywać się ani słowem, gdy mała zaczytwała się w książce, oparta o jego ramię. Wszystko co go otaczało zawsze było przepełnione starością, ale w najlepszym tego słowa znaczeniu. Biła od niego mądrość, której nie uświadczyła u nikogo innego. Opowiadał historie lepiej niż ktokolwiek kogo poznała i kiedy już decydował się podzielić się nimi z dziewczynką, potrafiła go słuchać długimi godzinami. Jego imię brzmiało dokładnie tak jak imię ojca Morrigan - Phineas. W niczym jednak nie przypominał swojego wnuka. W jego domu ciągle pachniało cynamonem, fajką wodną i starą sofą stojącą na środku salonu zaraz obok ulubionego fotela dziadka. Morie zazwyczaj przesiadywała na kanapie. Gdy spędzała czas w domu Phineasa Seniora często widywała Adarę, jej ciotkę od strony ojca. Była niewiele starsza od swojego brata, zawsze uśmiechała się promiennie, miała skórę białą jak mleko i kręcone włosy w kolorze kruczych piór. Wszyscy twierdzili, że Morie jest bardziej podobna do niej niż do własnej matki, co bezdzietną Adarę cieszyło tym bardziej. Kobieta zawsze miała dla dziewczynki prezent. To od niej dostała swoje pierwsze samopiszące pióro, mnóstwo książek, przypominajkę, dziecięcą miotłę.
Z domu Phineasa do domu rodziców prowadził świstoklik w ramce na zdjęcie, w której umieszczony był rysunek zmarłej żony pradziadka. Musiała zostać narysowana jako młoda kobieta, na długo przed jej śmiercią i była przepiękna - jasnowłosa (bo nie dało się prawdziwego koloru odczytać jej prawdziwego koloru włosów), czule się uśmiechała. Papier nawet nie zdążył pożółknąć przez upływ czasu - tak bardzo Phineas Senior dbał o podobiznę swojej zmarłej żony. Morie zastanawiała się jakby to wyglądało, gdyby jej rodzice postępowali podobnie ze sobą nawzajem.
Rok 1947. Dwudziestego ósmego sierpnia już nie taką małą Morie o jedenastej obudziły hałasy z parteru rodzinnego domu. Chociaż była strasznym śpiochem, zaskoczył ją fakt, że spała tak długo. Matka zazwyczaj budziła ją maksymalnie o ósmej rano i wymuszała pomoc w domu. To nie tak, że Morrigan nie chciała pomagać przy przygotowaniu śniadania! Jasne, że chciała. Ale już nie chciała słuchać krzyków na temat tego, że zrobiła coś nie tak. Jak każdy inny dzień i ten rozpoczęła od przyzwyczajeń - w jej pokoju na ścianie były namalowane trzy kwiaty - każdy z malunków był zaklęty prostymi zaklęciami przez jej matkę. Kwiat bzu odsłaniał zasłony, narcyz gasił i zapalał świece, zaś piwonia sprawiała, że z małego kalendarza przy jej biurku wypadała jedna kartka. Wystarczyło dotknąć odpowiedniego kwiatu. Morie z przyzwyczajenia zaczęła od bzu, później zaś piwonii. Po wstaniu z łóżka przeczytała przepis na ciasteczka umieszczony na odwrocie kartki z kalendarza i powoli zeszła schodami na parter, gdzie czekała już Adara z ciepłym uściskiem i milionem prezentów. W końcu jedenaste urodziny są takie szczególne. Morrigan nigdy nie pytała co ciotka robi w życiu, ale to musiało być coś niesamowitego skoro nigdy nie brakowało jej pieniędzy na takie wydatki. Kobieta też nie lubiła mówić o swojej pracy. Dzień urodzin był świetny. Spędziła go z rodziną i może bez tortu i świeczek, ale za to z masą słodyczy pod postacią ciasteczek i ciast. Przyjechał też jeszcze jeden wyjątkowy gość - jej babcia, jednak nie Tessa, którą z własnej woli Morrigan przestała nazywać babcią z braku sympatii do niej. Vela, bo tak miała na imię matka ojca, a córka Phineasa Seniora nie była częstym gościem w domu Cunninghamów, od parunastu lat mieszkała w Luksemburgu z powodu pracy ambasadora. Niesamowita kobieta, którą mała Morie podziwiała z całego serca - niesamowicie piękna, charyzmatyczna, zaradna jak nikt inny, nawet po śmierci ukochanego męża, Gordona, nie załamała się ani na chwilę. Była podobna do swojego ojca.
Tego dnia dowiedziała się również, że nie warto podsłuchiwać dorosłych, bo można zmienić o nich zdanie o sto osiemdziesiąt stopni. Cóż za szokiem dla jedenastoletniego dziecka mogło być to, że właściwie nic nie wiedziała o swojej rodzinie. Wyłapana w rozmowie babci z ciocią wiadomość, że jej ojciec miał jeszcze starszego brata, o którym nic nie wiedziała, była dosyć niezwykła. Chciała spytać Phineasa czy Adarę o ten fakt, ale następne dni były dosyć zajmujące - wraz z listem z Hogwartu przyszła lista zakupów na rzeczy potrzebne do szkoły. Ciotka załatwiła większość podręczników, używanych, po dziecku jakiejś znajomej, więc matka mogła poświęcić więcej pieniędzy na szyte na miarę ubrania. Różdżkę kupili jej przepiękną - czarną jak jej włosy, zdobioną na rączce motywami wijącej się winorośli i wykończoną lakierem. Ollivandera pamięta jak bardzo uprzejmego człowieka. Chwalił się, że jej ojciec również kupił różdżkę u niego. Gdy matka nie słuchała, spytała czy dziadek również i wtedy kompletnie szokująca wiadomość spadła na nią jak przytłaczające kowadło. Nie mógł kupić różdżki - mugole nie używają różdżek.
Im więcej czasu mijało, tym lepiej rozumiała, że nikt nigdy nie tłumaczył jej tego co się działo w przeszłości rodziny. Przez pierwsze miesiące w Hogwarcie nie miała czasu, aby prowadzić w tym temacie dochodzenie. Musiała wdrożyć się w nowe środowisko, przestawić się na inny czas pracy i nauki. Pozostawała przy tym sobą - niespecjalnie potrafiła wdrożyć się w życie towarzyskie Hogwartu. Chociaż oboje z jej rodziców byli czarodziejami, trudno jej było odnaleźć się w domu, do którego przydzieliła ją tiara. Podobnie jak jej ojciec - trafiła do Slytherinu. Gadająca czapka nie zastanawiała się zbyt długo nad wyborem. Nic dziwnego - Morie uwielbiała wybijać się ponad tłum swoją wiedzą, ale raczej dla szpanu niż samej mądrości, wolała używać sprytu do rozwiązywania problemów, a również ustalała w życiu własne zasady, które często pokrywały się z tymi moralnymi, ale ogólnie miały sprawiać, żeby to jej było wygodnie. W swoim Domu nie miała zbyt wielu dobrych przyjaciół, aczkolwiek nie było raczej takich uczniów, którzy krzywiliby się na jej widok, gdy pytała o zadanie domowe z Historii Magii.
Musiała poradzić sobie ze stresem pierwszych egzaminów po pół roku nauki, żeby znów zająć się odkrywaniem tajemnic rodziny Cunningham. Miejsce, w którym się teraz znajdowała mogło nawet jej pomóc. Pradziadek opowiadał jej o tym, że był kiedyś szukającym Slytherinu, w dodatku w roku, gdy wygrali puchar domów. Także pewnego mroźnego, lutowego popołudnia pobiegła pod gablotę, która miała wspominać zwycięskie drużyny z dawnych lat. Co było dziwne - nie znalazła tam nazwiska swojego pradziadka. Za to na miejscu szukającego wygranej drużyny z roku 1883 był pewien Phineas. Tylko o zupełnie innym nazwisku. O nazwisku Crouch.
Już w roku 1947, czyli bardzo szybko jak na podlotka, dziewczyna zrozumiała, że jest jedna rzecz, którą uwielbia w nauce magii. Była nią Transmutacja. Chociaż przy czytaniu o podstawowych zaklęciach czasami zdarzało jej się przymykać leniwie oczy, jakby miała za chwilę zasnąć, to zupełnie inaczej było w przypadku tej ulubionej dziedziny magii. Mogła pochłaniać nawet najnudniejsze podręczniki godzinami, ćwiczyła na własną rękę, czasami przychodziła na zajęcia przerobiwszy wcześniej kilka lekcji z podręcznika w samotności. Nigdy nie miała tak wiele do powiedzenia odnośnie wyglądu świata jak wtedy, gdy rzucała zaklęcie na jakiś przedmiot. To ją fascynowało. Nie miała zawsze samych najlepszych ocen, ale na pewno starała się nauczyć wszystkiego. Nie była wspaniała w magicznych pojedynkach… Wolała ich unikać, jednak poświęciła czas, żeby znać kilka prostych i efektywnych zaklęć. Bardzo dobrze szły jej przedmioty wymagające dużo czytania - Historia Magii na przykład. Miała z niej świetną ocenę podczas SUMów. Zaczytywała się w nowych publikacjach Bathildy Bagshot. Szybko również zaczęła swoją małą przygodę z pisarstwem. Już jako dwunastolatka zaczęła klecić nieporadnie pierwsze wiersze, pierwsze opowiadania i w jej głowie pojawiło się małe marzenie o napisaniu w przyszłości własnej książki. Wiedziała jednak, że potrzebuje praktyki, a jako, że nigdy nie poddawała się łatwo - pisała dalej. Rozwijała się również w temacie Transmutacji, co nie umknęło również nauczycielom. Otrzymała nawet książkę, która uczyła bardzo zaawansowanych czarów, wybiegających daleko poza schemat nauczania. Stamtąd dowiedziała się o umiejętności, która stała się szybko jej wielkim marzeniem - animagia.
Rok 1952. Nowym dyrektorem Hogwartu zostaje Grinderwald. Każdy, kto żyje w świecie magii nie mógł nie znać tego nazwiska. Wielu z kadry nauczycielskiej nie było zadowolonych z faktu, że teraz musieli podlegać temu czarodziejowi - potężnemu, o bardzo dyskusynej reputacji. Sama Morie wydawała się być niewzruszona tym faktem. Trochę wierzyła w charyzmatyczne słowa mężczyzny, trochę brała je w duży nawias. Nie chciała się sprzeciwiać i wystawać poza szereg. Pragnęła spokojnie skończyć szkołę. Nigdy nie trafiła do dyrektora i nigdy nie zamieniła z nim słowa w cztery oczy. Nie nawiązała z nim żadnej więzi.
Skończyła Hogwart z ocenami, które pozwalały jej otrzymać dobrze wyglądający dyplom. Przy odpowiednim przyłożeniu się do nauki zdobyła dostateczną wiedzę nawet z przedmiotów, które nie były dla niej specjalnie atrakcyjne pod względem ciekawości czy wrodzonego talentu - jak Eliksiry czy Zielarstwo.
Miała szesnaście lat, kiedy w końcu stwierdziła, że nikt nie będzie potrafił powiedzieć jej, że jest jeszcze za młoda, aby poznać co kryje się za wszelkimi rodzinnymi niedopowiedzeniami, których odkrywała z roku na rok coraz więcej.
Dziewczyna wysłała list do swojego pradziadka. Nigdy nie nabrała tyle odwagi, aby spytać go w twarz o wszystkie te tajemnice. Nie spodziewała się przełomu, który nastąpił. Z listu zwrotnego wynikało, że Phineas Senior mógł powiedzieć jej to nawet wcześniej, gdyby tylko nabrała dość odwagi, żeby spytać.
Koniec roku 1917 był czasem, w którym Vela przedstawiła swojemu ojcu i matce wybranka serca - mugola imieniem Gordon. Poznali się przez brata mężczyzny, mugolaka. Phineas Crouch oraz jego żona, Lottie, byli zszokowani i pełni złości na córkę, jednak po krótkim czasie wiele się zmieniło. Gdy wyszło na jaw, że kobieta jest w ciąży, postanowili stanąć po jej stronie, co miało okropne konsekwencje. Członek rodu Crouch publicznie poparł prawa mugoli, przez co stracił dobrą posadę w Ministerstwie Magii, został wydziedziczony i musiał zmienić nazwisko, by nie plamić honoru swojego rodu. Lottie, również szlachetnie urodzona, stanęła po jego stronie. Miłość do dziecka okazała się silniejsza niż szlacheckie zawirowania. Vela natomiast, która pracowała dla Ministerstwa, została wysłana do Luksemburga jako ambasador, aby jak najszybciej uciszyć sprawę. Tam urodziła dwójkę starszych dzieci - Petrusa oraz Adarę. Oboje władali magią od najmłodszych lat. Phineas natomiast urodził się w Londynie, po wielu komplikacjach, a ponieważ matka była bardzo osłabiona, zajęła się nim Lottie. Jako jedyny z rodzeństwa uczęszczał do Hogwartu, nie Beauxbâtons.
Morie dowiedziała się więcej niż chciała. Pradziadek wyjaśnił również dlaczego nigdy nie dowiedziała się o wujku Petrusie - gdy ten zginął w roku 1939, nikt nie chciał wspominać przy dziecku o temacie tak trudnym, w dodatku w przypadku osoby, której Morrigan nigdy nie poznała, zwłaszcza, że w tym samym dniu życie stracił również Gordon Cunningham.
Dawne zawiłości nie miały właściwie dużego wpływu na odbiór Morrigan wśród magicznego społeczeństwa. Phineas nie miał już właściwie nic do powiedzenia.
Rok 1954. Morrigan Blaire Cunningham skończyła naukę w Hogwarcie i dzięki znajomościom ojca dostała posadę asystentki w Proroku Codziennym. Jej praca polegała głównie na korektach reportaży, które pisane były przez dziennikarzy. Była w tej pracy niesamowicie rzetelna. Nigdy nie odniosła prac poza terminem, gdy trzeba było się spieszyć pracowała w jeszcze większym skupieniu. Nie miała problemów z uwagą, gdy pisała, pracowała lub czytała, ludzie mogliby urządzać potańcówkę tuż obok i nie zwróciłaby na to uwagi. Oczywiście pomijając fakt, że pewnie chciałaby do niej dołączyć, bo po skończeniu szkoły wychodzenie na jakieś małe potańcówki nie były jej obce. Nawet nauczyła się nieźle tańczyć, żeby nie robić nikomu problemu! W tym roku poznała również kogoś niezwykłego. Mężczyznę.
To było niesamowite jak szybko zakochała się, gdy drugi człowiek okazał jej dozę ciepła i uwagi. Za jeden dotyk dłoni potrafiła zrobić dla niego wszystko. Nie sprzeczała się z nim, potwierdzała wszystko co mówił i cieszyła się, że ten swoją obecnością upiększał jej dzień. Dzięki niemu miała więcej chęci do pracy, więc w ciągu pół roku awansowała na posadę pełnoprawnego edytora tekstów i nadal poprawiała nieuważne literówki dziennikarzy.
Jej romans nie trwał długo. Mężczyzna szybko odszedł z jej życia, z czym na początku nie potrafiła się pogodzić, a jego miejsce w poprawianiu humoru zastąpiło wino. W końcu jedna, dwie lampki wieczorami wcale jej nie zaszkodzą. Z czasem nawet trzy również nie szkodziły, a pomagały odsunąć złe myśli na bok.
Na początku roku 1955, Morie zaczęła czuć się coraz gorzej. Czuła mdłości, nie mogła się skupić, co przecież nigdy nie sprawiało jej problemów. Po wizycie u magimedyka dowiedziała się czegoś, czego się nie spodziewała, ale badający jej pogratulował, mimo iż dziewczyna poczuła jak jej życie pęka jak butelka wina rzucona o ceglaną ścianę.
Była w ciąży.
W wannie wypełnionej wodą zabarwioną czerwienią krwi znalazła ją sąsiadka, którą dziewczyna darzyła wielką sympatią i zaufaniem - kobieta wypuszczała jej kuguchara, gdy właścicielka zostawała w pracy po godzinach. Morie zemdlała po zażyciu eliksiru, który kupiła od jakiejś znachorki z Norkturnu. Szybko została zabrana do Munga, w którym spędziła trzy dni nim badania wykazały, że udało się i w ciąży już nie była. W dodatku, już nigdy nie będzie.
Po tygodniu picia taniego wina, smakującego gorzej niż szczochy goblina, ale za to mocnego jak diabli. Jej życie ograniczyło się do pracy i picia po godzinach. Nieraz niepewnie wracała do mieszkania, aby z rana wstać i kontynuować jedyne na czym jej w życiu zależało - kariera. Niedługo później awansowała na redaktora, a jej wieczorne wypady do barów o wiele bardziej ośmieliły ją w rozmowach z nieznajomymi. Dzięki temu robiła się coraz lepsza w robieniu wywiadów.
Był jednak dzień w którym się zagalopowała. Picie trwało do rana i nie widząc innego wyjścia, przyszła do pracy pijana, mając nadzieję, że nikt nie zauważy. Wtedy jej przełożony okazał jej dużo zrozumienia i zmusił ją do obiecania, że już to się nie powtórzy, bo zostanie zwolniona natychmiast. Groźba utraty pracy była jak uderzenie w twarz. Nie było łatwo, ale z pomocą Adary powoli zaczęła wracać do normalności, choć nadal wino w jej życiu pozostaje. W tej chwili częściowo zastępuje je rozwijaniem swoich magicznych umiejętności czy pisaniem. Przypomniała sobie, że rozwijanie nie tak starych marzeń, nawet bardziej odwraca uwagę od złości na własne błędy. Od tamtego czasu niewiele wyprowadza ją z równowagi, a nawet najbardziej stresujące sytuacje spływają po niej bez wzruszenia. Nabawiła się jednak również strachu przed krwią, zwłaszcza swoją własną.
Wspomnienie, które przypomina sobie w momencie wypowiadania zaklęcia to jedna z chwil spędzonych z niedoszłym ukochanym.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 5 | Brak |
Zaklęcia i uroki: | 5 | Brak |
Czarna magia: | 0 | Brak |
Magia lecznicza: | 0 | Brak |
Transmutacja: | 21 | 5 |
Eliksiry: | 0 | Brak |
Sprawność: | 3 | Brak |
Zwinność: | 7 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
Historia Magii | II | 10 |
Kłamstwo | II | 10 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Retoryka | II | 10 |
Opieka nad Magicznymi Stworzeniami | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Odporność magiczna | I | 5 (0) |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (tworzenie prozy) | III | 10 |
Literatura (wiedza) | III | 10 |
Literatura (tworzenie poezji) | II | 3 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 1 |
Pływanie | I | 1 |
Jazda na łyżwach | I | 1 |
Taniec współczesny | I | 1 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Genetyka | - | 0 |
0 |
Różdżka, kuguchar
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ostatnio zmieniony przez Morie Cunningham dnia 03.12.18 8:08, w całości zmieniany 4 razy
the seductive power of
a decent vocabulary