Wydarzenia


Ekipa forum
Meg Attenberry
AutorWiadomość
Meg Attenberry [odnośnik]04.12.18 20:34

Meg Attenberry

Data urodzenia: 07.12.1937
Nazwisko matki: Morisson
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Mugolak
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: Miała być kelnerka, stała się złodziejka co może też się zmieni za czas jakiś.
Wzrost: 160
Waga: 52
Kolor włosów: Blond
Kolor oczu: Niebieskie
Znaki szczególne: Jasna cera, jasne loki, piegi i kolorowy makijaż.


Są dzieci, które rodzą się z miłości, są takie które rodzą się w poczuciu obowiązku, są jednak też takie które rodzą się, żeby zadowalać dorosłych tym, jakie wspaniałe są. Jak pięknie się uśmiechają, jak szybko uczą się chodzić, mówić, czytać, liczyć, jakie przystojne lub piękne wyrastają, jakie sukcesy zdobywają po drodze. Takim dzieckiem miałam być, wychowanym od samego początku idealnie. Z moją siostrą szło świetnie, co prawda miała zaledwie dwa lata, jednak spełniała wszystkie cechy “salonowego” dziecka do przechwałek. Rodzice jeszcze wtedy nie wiedzieli, jak wielkim zawodem dla nich będę.
I to nie tak, że się nie starałam, znaczy nie pamiętam tego, ale pewnie się starałam. Nie wiem. A może byłam złośnicą i żeby im dokuczyć nie zaczynałam mówić, kiedy wszystkie dzieci w moim wieku miały pierwsze słowa już za sobą? Tak czy inaczej uczyłam się wolno nawet takich podstaw. Dużo czasu zajęło, zanim zaczęłam chodzić, w sumie to we wszystkim byłam raczej kiepska, podobno rodzice nawet w pewnym momencie się martwili, że coś jest ze mną nie tak, choć nie wiedzieli jeszcze, jak bardzo mają rację.
No, w każdym razie okazało się, że jestem w pełni rozwinięta, tylko że kiedy poszłam do szkoły, wcale nie wracałam z niej z piątkami. No, zdarzało się, głównie na angielskim, językach obcych czy na zajęciach z wychowania fizycznego, tylko że wszystko inne było dla mnie jakieś takie trudne i nie rozumiałam, jakim cudem dla innych nie jest.
Z drugiej strony ja łapałam francuski najlepiej w klasie i chyba wyłącznie z potrzeby nauki czegoś dziwnego na czym znałabym się tylko ja, zaczęłąm też chiński. I choć początek był dość głupi to mi się spodobało, ukryta w symbolach logika, porozumiewanie się dźwiękami które dla Europejczyka są czymś absolutnie abstrakcyjnym, dbałość o detale. Uczyłam się sama i do teraz zerkam do książek, chyba idzie mi nieźle, tylko trochę z tym ciężko, szukanie literatury jest bardzo ciężkie, o nauczycielu nawet nie wspomnę, a na wycieczkę do Chin, żeby sobie poćwiczyć pozwolić sobie nie mogę.
Nadal z resztą - to tylko hobby.



No, ale starałam się. Chciałam dorównać swojej perfekcyjnej siostrze i kiedyś być jak moja perfekcyjna mama, która to zawsze wygląda wspaniale, podobno nigdy nie miała problemów z nauką i generalnie jest super. Każda kolejna czwórka udowadniała jednak, że nie potrafię, każdy kolejny raz, kiedy się pobrudziłam, kiedy powiedziałam coś niestosownego, albo kiedy próbowałam zażartować tylko mojego żartu nikt nie zrozumiał - wszystko było tylko dowodem na to, że nie jestem perfekcyjna. Mama zawsze musiała poprawiać moje włosy, bo jakiś jeden włosek zawsze musiał wyjść, zawsze poprawiała moje sukienki, bo ja ubierałam je tak, że gdzieś się zaginały. Niewątpliwie moją zaletą było to, że byłam ładna, szczególnie kiedy w okresie dojrzewania spora część dzieci staje się jakaś taka pokraczna czy nieproporcjonalna, mnie nazywano słodką księżniczką, bo kiedy wychodziło że jestem głupia to pomagał chociaż mój ładny uśmiech. No, do czas - bo oczywiście musiałam dostać trądzik który utrzymywał się wiele lat i sprawiał, że słodkiej księżniczki to ja zdecydowanie nie przypominałam. No ale codziennie dawałam z siebie wszystko i z podziwem patrzyłam na starszą siostrę. No, podziwem i chwilami niechęcią, kiedy wszyscy tak bardzo ją chwalili, że taka zdolna, bo wygrała konkurs recytatorski, albo dostała świetną ocenę. W tym konkursie swoją drogą też brałam udział, tylko że jak zobaczyłam ten tłum, zaczęłam się jąkać i uciekłam z płaczem, później w sumie to podziwiałam, że moja siostra jest taka odważna, że stała tam i mówiła bez problemu.



Pamiętam, że jednej nocy miałam sen w którym byłam naszym psem w trakcie zajęć z treserem. Przez cały sen skakałam przez kółka, podawałam łapę i w sumie to nie było w tym nic złego, ale było mi smutno, bo cały czas obiecano mi ciasteczko, a tego ciasteczka nie dostałam, za to kółko było coraz wyżej i nawet zaczynało płonąć od czasu do czasu i w ogóle, jak to w snach i tylko ludzie dookoła patrzyli na mnie ze strasznym zażenowaniem, bo jak to nie potrafię wykonywać tych wszystkich cyrkowych sztuczek? Każdy szczeniak potrafi w salta! I może to głupia metafora, ale miałam wtedy tylko trzynaście lat, a sen o psie bardzo zmienił moje życie.
I może powinnam powiedzieć, że wtedy, rano odetchnęłam z ulgą, poczułam jakby cały ciężar zdjęto mi z pleców i tak dalej, że postanowiłam uwolnić się od wiecznych oczekiwań. Ale nie. Bunt nie był łatwy, kiedy już przywykłam do zawodzenia rodziców na jeden sposób, jakoś tak trudno było to zrobić na inny. Znów ubrałam się w ładną, niewątpliwie drogą sukienkę, dokładnie uczesałam włosy i punktualnie zeszłam na śniadanie. Byłam grzeczna i uśmiechnięta i planowałam zupełnie, jakbym miała toczyć batalię na śmierć i życie, jakbym potrzebowała poważnej strategii. W głowie rozmawiając ze sobą, ustalałam co powinnam zrobić, jak wyrazić fakt, że mam DOŚĆ. I może dla wielu osób byłoby to całkiem naturalne, ale ja nigdy nie byłam twardzielką.




W tym czasie troszkę pomagał mi duch. Bo mój dom był nawiedzony. I oczywiście, wszyscy myślą, że głupoty gadam, ale ja wiedziałam. Oni uważają, że to nasz pies, Piernik potrafi otwierać drzwi i że czasem hałasuje w nocy, ale ja wiem, że nie. Szczególnie, że w ciemności czasem coś czuć i tak sobie myślę, że czasem rozmawiając w swojej głowie ze sobą, może trochę rozmawiam z tym duchem. Nawet raz ustawiłam tę planszę do rozmów z duchami i coś na prawdę się na niej poruszyło. Poważnie! Ale potem próbowałam znowu i już nie wychodziło. No, ale mój duch czasem pomagał, bo raczej nie był jakimś złym bytem, a mam wrażenie że dodawał mi siły. Bo w końcu skądś musiałam tę siłę czerpać, co nie?



Zmiany zachodziły powoli i jako, że jak bardzo nie pozowałabym na odważną, wewnętrznie zawsze będę kurczakiem - najpierw daleko od spojrzenia rodziców. Skoro więc nie w domu to w szkole, szczególnie na lekcjach których nienawidziłam, przestałam wciąż i wciąż przejmować się tym, czy dostanę piątkę, a czwórka stała się w pewnym momencie oceną-marzeniem. I w sumie to to było całkiem przyjemne, tak po prostu sobie odpuścić, więc jak już zaczęłam, to trudno było całkiem przestać.
A rodzice oczywiście, dowiedzieli się przy pierwszym spotkaniu z nauczycielami. I właśnie wtedy zaczęła się wojna, która trwa po dziś dzień, a która sprawiła, że przestałam martwić się nimi w jakikolwiek sposób, przestałam się martwić o to żeby wyglądać perfekcyjnie, żeby wszystko robić perfekcyjnie, a zaczęłam szukać w tym wszystkim siebie.
I zamykać się w książkach.



Romans z książkami zaczęłam właśnie w chwili buntu, bo oczywiście moje perfekcyjne koleżanki, w większości wybrane przez rodziców zostały ode mnie odciągnięte przez własne rodziny, kiedy tylko zaczęłam robić się taka, czy tam stawać się sobą. Choć o dziwo, to wcale nie było smutne. Tamten czas był w jakiś sposób trudny, ale był też na pewno dobry. Często po lekcjach siadałam w bibliotece i pożerałam książki. Z początku banały, potem pozycje z tych, co do dzisiaj utkwiły mi w głowie, a jednak każda przeczytana strona miała znaczenie, każda zabierała mnie do innego świata.
I chyba wiele osób mogłoby pomyśleć, że miałam problem z odróżnieniem fikcji od rzeczywistości, że za mocno brałam fabuły do siebie, ale to nie tak. Ja po prostu nie rozumiem, dlaczego inni uważali zawsze wszystko za fikcję, niby dlaczego smoki miałyby nie istnieć, dlaczego portal do innego świata to brednie, dlaczego duchów miałoby nie być? Możliwe, że tego typu uwagi nie przysporzyły mi przyjaciół, możliwe że stałam się szkolną dziwaczką, ale czy to ważne? Kiedy mogłam, znowu znikałam między rycerzy, do czarodziejów, albo do popularnych od jakiegoś czasu powieści sience fiction. Szkoła z kolei jest tak wielkim tworem pełnym dziwadeł, że każda potwora znajdzie swego amatora, więc i ja z czasem znalazłam przyjaciółkę, potem przyjaciela, w końcu małą grupkę w której mogłam sobie być dziwna, ale było mi jakoś tak lekko na duchu i swobodnie.



Trudno z resztą nie wierzyć w magię, kiedy jest się trochę magicznym. Bo ten sen z psem to tylko drobiazg, nie raz zdarzało mi się naprawdę coś przewidzieć. Miewam przeczucia, i to takie prawdziwe, a są miejsca w których potrafię wyczuć czyjąś obecność, choć nikogo fizycznie w nich poza mną nie ma. Jak z tym duchem, co był w moim domu. Dlatego z resztą trochę boję się ciemności - bo w niej częściej ktoś jakby był, a wcale nie musi być dobry.
Wracając jednak do snów - nie są dosłowne i czasami są o głupotach, ale kiedy się im przyjrzeć, sprawdzają się. Śniła mi się na przykład moja matematyczka, jak goniła mnie po szkole z wielkim ołówkiem i proszę, kolejnego dnia zrobiła niezapowiedzianą kartkówkę. Śnił mi się Thony, chłopak w którym trochę się podkochiwałam, i co? Wpadłam na niego, całkiem przypadkiem i zaczęliśmy rozmawiać. Miałam przeczucie, że mój nowy kumpel jest w opałach i uwaga, po kilku dniach rzuciła go dziewczyna. Było też kilka poważniejszych przypadków i to wszystko może brzmieć głupio i jasne, że nikt nie chce wierzyć, ale takie są fakty.



No dobra, nie wszystko dalej było idealne. Znalazłam przyjaciół i to jest super, tylko jednocześnie dom przytłaczał mnie coraz mocniej. Ojciec wynajdował coraz to nowe sposoby żeby przywołać mnie do porządku i coraz częściej po prostu nie wiedziałam, co ze sobą zrobić. Pierwszy raz uciekłam z domu jak miałam piętnaście lat i w sumie to na początku było strasznie, ale z czasem lepiej poznałam miasto nocą, znalazłam miejsca gdzie można się przespać i gdzie choć może nie było super warunków to chociaż było spokojniej niż w domu. Oczywiście to powodowało większą wojnę, a ona moje kolejne ucieczki. Chyba stałam się taką mroczną legendą w moim perfekcyjnym sąsiedztwie, bo jak to tak żeby młoda dziewczyna sama się nocami włóczyła. Tak czy inaczej zaczęłam zauważać, że bez dostępu do pieniędzy rodziców czasem jest mi wygodniej. Ciszej. Nie jestem nic nikomu winna. I siedząc w opuszczonych budynkach, albo próbując się włamać do tych, które są już gotowe, ale jeszcze nie mają właścicieli w swojej głowie odgrywałam sceny z książek, lub inne - z własnej wyobraźni.



Oczywiście, nie jestem tak wspaniała jak bym tego chciała, kilka razy policja przywiozła mnie do domu. Nie tylko za to z resztą, bo odkryłam, że lubię adrenalinę i powiedzmy, że różne głupoty zdarzało mi się robić, żeby ją odczuć. Kiedy tak myślę to trochę sama byłam sobie winna, że robiło się coraz gorzej, sama to nakręcałam, chyba chwilami próbowałam się za coś odgrywać, nie wiem. Pierwszy raz wykradłam tabletki mamy, jak miałam szesnaście lat i cóż - spodobało mi się. Wtedy też poszłam na imprezę pierwszy raz, choć oczywiście byłam dzieciakiem i gdyby przyjaciel mnie z niej nie wywlekł to pewnie byłoby kiepsko. Obraz mnie tamtej nocy to chyba najdoskonalszy przykład tego, jak bardzo nieperfekcyjna się stałam.
Chyba głównie dzięki przyjaciołom nie zmieniłam się całkiem w menela, choć pewnie niejedna osoba którą znam mnie za niego uważa. Może trochę nawet nim jestem, nie ważne. Tak, czy inaczej chodziłam nadal do szkoły, nadal robiłam głupoty, czasem śmieszne głupoty, czasem głupie głupoty i chyba nie ma większego sensu opisywać ich wszystkich po kolei. Na pewno po części się uspokoiłam, a im mocniej dojrzewałam, tym bardziej cichł mój bunt. Może uświadamiałam sobie, że sama jestem winna wielu rzeczy. A może nie miałam ochoty na bezpośrednie awantury, które nastolatce pozwalały wyładować drzemiącą w niej negatywną energię.



Poszłam na studia, literaturoznastwo rzecz jasna, tylko na to pozwoliłyby mi wyniki egzaminów, ale i tego naprawdę chciałam. Dopiero je zaczęłam, ale te studia są moim marzeniem, spełnieniem marzeń, są światem w którym mam ochotę przebywać. Zaczęłam też pracę. Prostą, jako kelnerka, chcę wynieść się z domu i zacząć dawać sobie radę samodzielnie. W sumie to chciałam - chciałam wynająć coś na spółkę z przyjaciółką i podbijać świat literatury, już teraz zacząć pisać, publikować opowiadania, w mojej głowie już powstały plany mające być prostą drogą do sukcesu, choć czasami oczywiście przychodziły też lęki, że nie dam sobie rady i będę całe życie kelnerką, co wróży mi smętnie ojciec odkąd przyznałam się do tej pracy. Wróżył.



No właśnie. Bo pierwszomajowa noc zmieniła wszystko. Spałam spokojnie w swoim łóżku, a zbudził mnie trzask. Wystraszyłam się nie wiedząc czego się spodziewać, szkła z okien, z lamp, ze szklanki, ze wszystkiego, wszystko co szklane po prostu pękło! I to całe szkło ruszyło w moją stronę, zaatakowało mnie nagle, lewitowało i leciało na mnie, pocięło moją skórę, a potem krew, moja krew, choć było jej jakby za dużo, chlusnęła na mnie. Powiedziałabym, że zaczęłam krzyczeć, ale krzyczałam chyba bez przerwy. Usłyszałam jeszcze głos ojca i trzask drzwi, pewnie przyszedł sprawdzić, co ze mną.
A ja… ja nie wiem co ze mną. Obudziłam się w dziwnym miejscu. Na początku myślałam, że umarłam, bo niedaleko były jednorożce. Miały zagrodę jak konie, ale jeden stał na skraju i patrzył na mnie. Tylko że gdybym była martwa to chyba by nie bolało, a mnie bolało wszystko.
Czułam się jak w jakimś koszmarnym śnie. Nie rozumiałam nic, ale to był początek czegoś… czegoś dziwnego. Zaczęłam szukać pomocy, nawet jakaś kobieta chciała mi pomóc, zabrała mnie do siebie, też kiepsko wyglądała, a i droga jaką musiałyśmy przebyć była długa i szalenie dziwna. Opatrzyła moje rany, ale dookoła ciągle działy się dziwne rzeczy, a ona te rany opatrywała jakimś patykiem. I mówiła dziwne rzeczy ale starała się mnie uspokoić, ale jednocześnie mówiła, że narazie nie mam gdzie wracać. Że u mnie dzieją się straszne rzeczy takie jak to w tę straszną noc, mówiła że tu będę bardziej bezpieczna. Tylko że nie czułam się bezpieczna. Różne rzeczy się działy, coś mnie albo ją atakowało, czasami zdarzały się rzeczy nawet zabawne, ona trochę mi opowiadała. Mówiła, że jej matka pochodziła z mojego świata. Mówiła też o Londynie, ale tak jakby nie był moim, zwykłym miastem, a jakby był częścią tego… tego magicznego świata.
Bo to, co się tu działo to zdecydowanie magia. Tylko że to nie mogło trwać długo. Dochodziłam do siebie długo. Najpierw byłam w takim szoku, że nic do mnie nie docierało, potem powoli zaczynałam z nią rozmawiać, ona trochę mi tłumaczyła, czasami mnie to oczarowywało, ale czasami było po prostu tak przerażające, że chciało mi się płakać. Takie smoki na ten przykład, zawsze mnie w książkach przerażały, a teraz słyszę, że są ich całe rezerwaty. Że jednorożce wcale takie potulne nie są. Ale to nie wszystko, bo ludzie się tu zabijają tak po prostu i walczą o to czy nam powiedzieć, że są czy milczeć dalej. Obłęd. Z czasem zaczęłam już czuć się jak szkodnik. Ona była strasznie miła, ale przeze mnie działy się jej różne rzeczy. Mi też. Pytałam ją, ale ona powtarzała, że też nie rozumie, twierdziła że to nie moja wina, jednak to przecież jest moja wina.
Kiedy opowiadała, co dzieje się w moim świecie, miałam dreszcze i chyba trochę traciłam ufność. Bo była dla mnie dobra i mi pomogła, byłam jej za to wdzięczna, ale wszystko co rozumiałam to to, że ci… że ci czarodzieje nie zapanowali nad czymś i, że przez to w moim domu dzieją się teraz straszne rzeczy. Trudno stwierdzić, co o tym myślę. Ale ona niczemu nie była winna, była tak samo zdezorientowana jak ja. No, gdyby dodatkowo nic wcześniej o żadnej magii nie wiedziała.




Uciekłam pod koniec lipca. Nie planowałam tego, ale kiedy ona siedziała obok mnie, nagle cała zesztywniała i upadła na ziemię, po prostu wybiegłam szukać pomocy i tak właściwie to… no, to nie wróciłam. Byłam znów w szoku, byłam wystraszona, po prostu ruszyłam przed siebie, chciałam wrócić do siebie, ale można powiedzieć, że trochę pobłądziłam. Kilka razy próbowałam kogoś pytać, raz ktoś chciał mnie zaatakować, druga osoba chyba się mnie wystraszyła, tak czy inaczej w obu przypadkach uciekłam. Raz ktoś w sumie chciał mi pomóc, ale jak dookoła mnie pojawiły się jakieś kule ognia to sam uciekł.
I tak właściwie to miejsce w którym utknęłam nie jest duże, to właściwie jedna dość spora ulica pełna magicznych rzeczy - Pokątna, jak się okazuje. Słyszałam tę nazwę wiele razy w ustach tej kobiety, jednak wcale nie miałam ochoty jej oglądać. To znaczy, oczywiście chciałam oglądać MAGIĘ, jednak nawet patrzenie na ulicę z okna jej mieszkania było przerażające.
Unikam oczywiście okolicy w której ona mieszkała. Mało z resztą się pałętam. Trzymam się kilku konkretnych miejsc, czasami kusi mnie żeby do niej wrócić i poprosić o pomoc, jednak nie wiem czego ta pomoc miałaby dotyczyć. Czy chcę wracać do domu który wybuchł, czy chcę przebywać z kimś komu grozi przy mnie niebezpieczeńśtwo?
Żeby przeżyć, zaczęłam kraść. Umiałam kraść, czasami kiedyś już to robiłam. Nie dla jakiejś potrzeby wyższej, a dla samej adrenaliny, kradłam ze sklepów. Teraz pierwszy raz odczuwałam w związku z tym wstyd, bo pierwszy raz robiłam to z prawdziwej potrzeby i pierwszy raz okradałam realnych, fizycznych ludzi. Znalazłam też miejsce w którym można tanio wynająć pokój i coś zjeść i tak chyba wpadłam w jakąś stagnację, bo usłyszałam, że w tym samym miejscu da się przejść do mojego świata.
Kiedy się o tym dowiedziałam, zaczynał się wrzesień, a ja? Chyba się boję, bo czasami można usłyszeć, że tam się dzieją rzeczy jeszcze straszniejsze niż tutaj.
Jak magia może być taka beznadziejna?


Statystyki i biegłości
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 00
Zaklęcia i uroki:00
Czarna magia:00
Magia lecznicza:00
Transmutacja:00
Eliksiry:00
Sprawność:5Brak
Zwinność:5Brak
JęzykWartośćWydane punkty
angielskiII0
francuskiII2
chińskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
KłamstwoI2
SpostrzegawczośćI2
Ukrywanie sięI2
Zręczne ręceI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
NeutralnyNeutralny
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (tworzenie )II7
Literatura (wiedza)II3
Muzyka (śpiew)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Taniec współczesnyI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Brak- (+0)
Reszta: 6.5
Meg Attenberry
Meg Attenberry
Zawód : Złodziejka
Wiek : 19
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Niestety, nie mogę się wytłumaczyć, ponieważ nie jestem teraz sobą.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Mugol
https://66.media.tumblr.com/325c8e1a7af4b4ef1851975e09687ecd/tumblr_ohj9mzZcl31veydt5o1_500.gif
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6727-meg-attenberry https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/
Re: Meg Attenberry [odnośnik]29.01.19 21:08

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana
INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam pw lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!

Meg miała być ideałem i spełniać pokładane w niej przez rodziców oczekiwania - niestety w ich mniemaniu nie była perfekcyjna i nie potrafiła dorównać idealnej starszej siostrze. Latami próbowała ich zadowolić i wpasować się w narzucone normy, ale bycie kimś innym nie było satysfakcjonujące i zawsze towarzyszyło jej poczucie niepasowania. Właśnie wtedy w młodej panience Attenberry narodziło się postanowienie zostania po prostu sobą. Choć nie przysporzyło jej to rodzicielskiej miłości, znalazła coś, co pokochała - książki. Karty rozmaitych powieści pomagały uciec od szarej, mugolskiej rzeczywistości, w fikcyjnych historiach mogła odnaleźć magię; w końcu kto powiedział, że gdzieś na świecie nie mogą istnieć takie cuda, o których czytała? Z czasem znaleźli się też przyjaciele, którzy zaakceptowali , a nie wyidealizowany obraz, który próbowała wykreować jej rodzina. Z czasem ucieczki w świat fikcji przestały wystarczać i zaczęła uciekać z domu, na dobre wchodząc na ścieżkę łamiącej utarte schematy buntowniczki. Młody wiek i okres dojrzewania rządziły się swoimi prawami.
Próby ułożenia sobie życia zburzył wybuch anomalii, które zachwiały także światem mugoli. Wszystko, co znała Meg, wywróciło się do góry nogami i okazało się, że w literackiej fikcji było jednak wiele prawdy - magia, smoki, jednorożce i inne dziwy istniały, a ona trafiła w sam środek obcego świata, ogarniętego nie tylko przez anomalie, ale i przez wojnę na tle czystości krwi. Nie wszystko było takie, jak wyobrażała sobie dawno temu, zaczytując się w powieściach, bo nawet magia miała swoje ciemne strony. Jak w tym zamieszaniu odnajdzie się młoda, wywołująca wokół siebie chaos anomaliami mugolka, której życie z pewnością nie będzie już takie samo? I czy w ogóle miała jeszcze do czego wracać w swoim własnym, tak zmienionym świecie?

 STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Brak
Kartę sprawdzał: Ignotus Mulciber
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Meg Attenberry Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Meg Attenberry [odnośnik]29.01.19 21:09
WYPOSAŻENIE
Brak

ELIKSIRY-

INGREDIENCJEposiadane: -

BIEGŁOŚCI-

HISTORIA ROZWOJU[27.01.19] Karta postaci, 0 PD
[19.02.19] Zakup 2 czekoladowych żab -20PD
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Meg Attenberry Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Meg Attenberry
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach