George Joseph Grant
Nazwisko matki: Burrows
Miejsce zamieszkania: Londyn
Status majątkowy: Ubogi
Zawód: Mechanik samochodowy/zbir do wynajęcia
Wzrost: 185
Waga: 87
Kolor włosów: Ciemny blond
Kolor oczu: Niebieskie
Znaki szczególne:
- nierówne zrośnięcie złamania nosa;
- widoczna blizna na dolnej wardze;
- liczne tatuaże, wyglądające na więzienne: trzy kropki na wierzchu prawej dłoni, pomiędzy kciukiem a palcem wskazującym; litery GG na wierzchu lewego przedramienia; nieregularnie rozsiane kropki na obydwu przedramionach; niewielki symbol kościoła z dwoma wieżyczkami na prawym ramieniu.
Wizerunek ptaka ze złamanym skrzydłem, z trudem próbującego uciec przed zbliżającym się bezlitośnie wężem.
Dym tytoniowy, zapach whisky lub ginu
Ubrany w elegancki, szykowny garnitur z butelką drogiego trunku w jednej i cygarem w drugiej ręce, otoczony przez stosy grubych banknotów ułożonych wewnątrz kabiny samochodu wyścigowego.
Alkohol, używki, kobiety, walki bokserskie, prowadzenie samochodu, kultura fizyczna.
Członek klubu bokserskiego
Głównie tego, co można usłyszeć w pubach i knajpach.
deviantart.com/30030610/art/Stern-342733170
"Prawdziwy wojownik czyni to, co zrobić należy; nie pozwala na to, by sceptycyzm zepchnął go z obranej drogi." – Julius Evola
===================♫====================
Ciężar kastetu wsuniętego na palce i znajomy dotyk metalu działały uspokajająco, podobnie jak alkohol krążący w jego żyłach; wystarczająca ilość, by stłumić resztki zdrowego rozsądku, lecz nie zakłócić fizycznej sprawności. Wiedział, że ma tylko jedną szansę – jeśli to zawali, zapewne skończy w rynsztoku, a śmierć może nie być najgorszą z opcji. Słowa, które wypowiadał tamten, przestały już do niego docierać, straciły swój sens i znaczenie.
Spojrzał w bok, tylko na moment; wiedział, że ten szybki ruch być może odwróci uwagę jego przeciwnika na tę sekundę, której potrzebował. I nie przeliczył się, tym razem miał szczęście. Drwina, którą usłyszał, potwierdziła to, i jego nagły atak przyszedł kompletnie niespodziewanie. Prawa dłoń wysunęła się z kieszeni wyświechtanej marynarki, gdzie spoczywał kastet, i wylądowała dokładnie na szczęce draba stojącego naprzeciw. Głośny trzask łamanej kości, pół sekundy potem narastający krzyk, i odgłos ciała upadającego na bruk poniżej. Gdy sekundę później rozbrzmiały przekleństwa kolegów tamtego, biegł już ile sił, pozostawiając za sobą kolejnego wroga, dumę i wszelki zarobek, na jaki liczył.
Urodził się w biednej, robotniczej rodzinie. Ojciec był robotnikiem fabrycznym, później rezerwistą w armii, matka wynajmowała się jako służąca i zajmowała się domem. W domu nigdy nie było dobrze. Ojciec pił, był tyranem, ale do samego końca to on trzymał butelkę, nigdy na odwrót; był człowiekiem fryderycjańskiego drylu tout court, wierzył w dyscyplinę jak nic innego w życiu, i tę samą dyscyplinę starał się wpoić dziatwie. Głównie za pomocą rózgi.
Był najmłodszym z rodzeństwa, i bez wątpienia najgorszym z nich. Dwanaście lat starszy brat, idealna kopia ojca, rozpoczął pracę w fabryce gdy tylko osiągnął dojrzałość – był rosły i silny, był dumą swojego rodziciela. Siostra, cicha i sterroryzowana podobnie jak matka, została wydana za mąż w wieku piętnastu lat, dzięki sfałszowanym papierom. Panem młodym był starzejący się biznesmen z rozwijającej się klasy średniej; zarzekał się o swojej uczciwości i dobrych zamiarach, głęboko wierząc że robi dziewczynie przysługę. Było to jego trzecie małżeństwo. Za posag przez kilka tygodni mogli jeść do syta, ale matka wciąż płakała, gdy sądziła że nie jest obserwowana.
On też płakał. Siostra była jedyną osobą która okazywała mu miłość. Teraz został sam.
Jego dzieciństwo, choć trudne, wypełnione ciężką pracą, przemocą, biedą i nierzadko głodem, nie było pozbawione wesołości, nawet w obliczu wojennej rzeczywistości. Jako dziecko pomagał w domu, wykonywał sprawunki dla sąsiadów, roznosił gazety – ale też bawił się z przyjaciółmi w kowbojów czy żołnierzy; każdy z nich marzył tylko o jednym – o wolności. Jedni z wolnością kojarzyli służbę w wojsku lub w marynarce, ujrzenie kolonialnych cudów o których pisali w gazetach, podróże, a przede wszystkim wyrwanie się z domu i triumfalny powrót jako bohater. Inni wyobrażali sobie wolność jako biznesmeni, ci potężni ludzie w garniturach i z cygarami, czasami przejeżdżający przez dzielnicę nie uraczywszy ich nawet spojrzeniem – z ich pieniędzmi, mogli pozwolić sobie dosłownie na wszystko. Mniejszość, synowie zubożałej klasy inteligenckiej zepchniętej w niziny przez Wielki Kryzys, wierzyli że edukacja, którą pieczołowicie przekazywali im ojcowie, będzie ich biletem wstępu do lepszego życia. Nawet siedząc w schronach podczas bombardowań widział, jak jego koledzy zatracają się w marzeniach, obiecując sobie i pozostałym jak wielcy będą, gdy dorosną.
Ale on wiedział lepiej. Wiedział że wojsko to dyscyplina i musztra, taka jaką przeżywał w domu. Wiedział, że rekiny biznesu przywiązane są do swoich przedsiębiorstw i są sknerami, a ich jedynym pragnieniem jest powiększanie kapitału. Wiedział, że skoro byli prawnicy i finansiści pracowali w fabryce z jego ojcem, ciesząc się z każdej możliwości zatrudnienia, to ich wykształcenie nie gwarantuje sukcesu. Dla niego synonimem wolności był samochód.
Błyskawiczny rozwój technologii podczas i tuż po II Wojnie Światowej spowodował, że w miejsce siermiężnych ciężarówek roboczych i kanciastych fordów T zaczęły się pojawiać obłe, lśniące bąble, na które mogło sobie pozwolić coraz więcej obywateli, nie tylko najbogatszych. Wciąż jednak były one poza jego zasięgiem – i czas jego młodości, gdy wpatrywał się w przejeżdżające pojazdy, uczynił je niemalże magicznymi; o prawdziwej magii i latających samochodach niewiele wówczas wiedział. Czuł prawdziwą radość, gdy zatrudniono go w zastępstwie kierowcy fabrycznej ciężarówki, gdy ten zachorował. Potrafił prowadzić na długo przed tym, gdy wreszcie otrzymał uprawnienia, które dla niego były niemalże tytułem szlacheckim.
Jego pragnienie wolności związane z motoryzacją wielokrotnie wpędzało go w kłopoty. Pewnego razu los dał mu okazję, której nie mógł opuścić. Dostrzegł przez szybę zaparkowanego niedbale pojazdu, że kluczyk znajduje się w stacyjce. Spróbował drzwi – były otwarte. Pomimo tego, że ta eskapada skończyła się takim laniem, jakiego w życiu jeszcze nie przeżył – gdy policjant dostrzegł stanowczo zbyt młodego kierowcę i zatrzymał samochód – nigdy tego nie pożałował. Pewne wspomnienia mają magię, która pozostaje przez całe życie.
Po rozpoczęciu wojny, jego ojciec został powołany do armii. Kochał swojego starego pomimo surowej dyscypliny, i ciężko przeżył fakt, że był to ostatni raz gdy go zobaczył. Z jakiegoś powodu miał tego świadomość od samego początku, i gdy przyszła wiadomość, że ojciec poległ pod Dunkierką, nie mógł wykrzesać z siebie łez. Był to pierwszy raz, gdy uciekł z domu.
Atmosfera w domu stała się nie do zniesienia. Matka zaczęła pić, i radziła sobie z tym nałogiem dużo gorzej. Brat, który przejął, siłą rzeczy, funkcję głowy rodziny, nie radził sobie z nowymi obowiązkami. Był pracowitym i rozsądnym mężczyzną, służył w jednostce przeciwlotniczej w kraju, ale był zbyt młody i niecierpliwy by być w stanie rozwiązać problemy swojej rodziny. Próbował, jednakże, a zachowanie młodego w niczym nie pomagało.
Postawił pierwszy krok na drodze, którą po kilku latach i ewentualnym osiągnięciu dorosłego wieku kroczył już pewnie. Kradł, włamywał się, napadał, bił; najpierw z rzadka, by przeżyć i mieć co jeść podczas ucieczki, wciąż pełeń wahań i wewnętrznych konfliktów, pamiętając kary jakie otrzymywał za jakiekolwiek przewinienia, lecz powoli ulegał zmianie dzięki środowisku, w którym się znalazł. Mając dwanaście lat, potrafił już posługiwać się improwizowanym wytrychem. W wieku czternastu, wyróżniając się wzrostem i posturą, został szefem szajki młodocianych kryminalistów specjalizujących się w rabowaniu sklepów i napadach. Sypiali w opuszczonych magazynach, starych domach, czasem pod gołym niebem. Bandycką aktywność przeplatał z pracą zawodową – dorabiał jako kierowca, tragarz, doker lub mechanik-amator. Czasem pracował dla innych gangsterów, którzy, znając jego pasję, wynajmowali go do kradzieży samochodów.
Nie bał się nikogo. W jego umyśle wciąż odbywał się konflikt dwóch światów – cywilizowanego i przestępczego; ojca, i przyjaciół, których wielu trafiło niedługo później do więzienia. Los dał mu szansę na zmianę, gdy i jego szczęście się wyczerpało, i został złapany. Dostał wybór – służba wojskowa, lub odsiadka – lecz okazało się, że obie te rzeczywistości miał wkrótce poznać, i znienawidzić. W armii nauczył się strzelać i stał się silniejszy, a karna kompania nie zdołała w pełni stępić jego przyzwyczajeń. W kryminale, gdzie spędził dwa lata, poszerzył swoje bandyckie umiejętności i doświadczenie – ale też cierpiał z powodu utraconej swobody. Wyszedł na wolność zgorzkniały i bez celu.
Chwytając się jednej z niewielu rzeczy, które wciąż sprawiały mu przyjemność, zapisał się do terminu w warsztacie samochodowym; znając już podstawy szybko zgłębił resztę i znalazł zatrudnienie. Płaca była daleka od wymarzonej, lecz wystarczyło na okazjonalne wizyty w pubie, członkostwo w klubie bokserskim i wynajęcie jednego pokoju w mieszkaniu w kamienicy. Nie chciał już wracać do domu, ryzykować konfliktu z bratem i patrzeć na zapijaczoną matkę. Pracował, pił, trenował, i wciąż uprawiał bandycki proceder gdy tylko zaczynał przymierać głodem.
Jego żywot przez większość swego czasu pozbawiony był kontaktu z nadnaturalnymi wydarzeniami lub magią jako taką. Zbyt wiele wysiłku kosztowały codzienne aktywności w powojennym świecie, by zwracać uwagę na plotki i pogłoski, o których czasami mówiono. Czarodzieje byli mitem; znikający ludzie uciekali do innych miast lub ginęli w napadach – sam wysłał na tamten świat, z konieczności lub w obronie własnej – kilku facetów. Nazwisko Riddle było zagadką, Hogwart był mitem, a w 1945 roku po raz pierwszy zaciągnął dziewczynę do łóżka i był zbyt zajęty, by słuchać opowieści o wojnie czarodziejów.
W połowie lat 50 wszystko zaczęło się zmieniać. W 1953 wyszedł wreszcie z więzienia, i zaczynał w pełni dostrzegać zmiany, które dokonały się w świecie – zmiany które trwały od dawna, lecz przymusowa izolacja pomogła je zauważyć. Rzeczywistość, w której żył, stopniowo przestała przypominać tę, do której był przyzwyczajony. Plotki przestały być głupimi plotkami, ludzie w dziwnych szatach byli czasem widoczni na ulicach, i traktowali innych z wyniosłością. Po zmroku widywał dziwaczne rozbłyski, przypominające fajerwerki lecz pozbawione eksplozji, którym towarzyszyły bolesne okrzyki. Napotykał ciała z ranami, których nie zadałaby żadna kula i żaden nóż. Napięcie dawało się wyczuć w powietrzu, a on zobaczył więcej niż powinien. Zobaczył ludzi, którzy machając patykiem i mamrocząc coś potrafili podnosić przedmioty, rozpływać się w powietrzu, latać – i zabijać.
Oni naprawdę istnieli.
30 kwietnia wieczorem 1956, po zakończeniu roboty, udał się do klubu i potem do baru, by upłynnić część swoich zarobków. Pomimo znacznej ilości spożytego alkoholu – co pierwotnie było jego wymówką dla wyjaśnienia tego co się stało – pamiętał tę noc wyraźnie i ostro. Wszyscy wydawali się spięci i rozdrażnieni, doszło do bójki, większej niż zazwyczaj. Obolały, lecz nie pokonany, wychynął na opustoszałą ulicę i upadł, zmorzony nagłą słabością i bólem. Zwymiotował kilkukrotnie, i próbując wstać ujrzał coś, co sprawiło że ponownie wylądował na ziemi. W jakiś sposób skrzynka, którą używał jako punktu podparcia, samoczynnie wymknęła się z jego uścisku i uderzyła w ścianę z siłą, którą nawet on nie byłby w stanie z siebie wykrzesać. Puste butelki wypełniające zaułek powędrowały pionowo w górę i upadły, rozsiewając odłamki po zaśmieconej okolicy. Knajpa, którą dopiero co opuścił, zdawała się przeżywać oblężenie; wypełniła się krzykami i dźwiękami demolowanych mebli. Co ciekawe, krzyki brzmiały przerażeniem, czego nigdy nie spodziewałby się po towarzystwie wewnątrz. Stół wyleciał, zdawałoby się, poziomo z najbliższego okna i roztrzaskał się na ścianie. Poobijany mężczyzna pozbierał się z ziemi i ruszył przed siebie, zataczając się i próbując pokonać wszechogarniającą słabość.
– Co myśmy, kurwa, pili? Benzynę? – pomyślał.
Następnego dnia, po długim, bolesnym trzeźwieniu okazało się, że jego wczorajsze otoczenie nie było jedynym które ucierpiało. Kamienica, w której mieszkał, była zdemolowana; jego pokój, zamknięty na klucz, ocalał, lecz reszta, zajmowana przez rodzinę od której wynajmował lokum, wyglądała na zniszczoną przez trąbę powietrzną. Krótka rewizja dzielnicy, w której mieszkał, sprawiła że szybko porzucił swoją alkoholową teorię. Ludzie mówili o magii, a efekty były widoczne gołym okiem. Wyglądało na to, że życie nigdy nie będzie już takie, jakie było przedtem. Dwa światy, przedtem ściśle od siebie odizolowane, połączyły się, a sytuacja pogarszała się. W środku lipca noce stały się lodowate, ludzie, szczególnie biedacy, zamarzali we śnie.
Ponownie, tak jak w dzieciństwie, przeżycie stało się wyzwaniem – lecz w nieco inny sposób. Chaos ogarnął wszystkie dziedziny życia – coraz ciężej było zdobyć żywność z powodu magicznych anomalii i utrudnień z transportem. Radził sobie, zaciskając zęby i podążając naprzód z determinacją którą kierował się w życiu; w nagłych, niespodziewanych i niewyobrażalnych przedtem utrudnieniach odnalazł sens i wyzwanie. Walczył, i liczył że te szare eminencje które do tej pory tkwiły po drugiej stronie bariery, która teraz była w gruzach, będą miały użytek z jego umiejętności i znajomości tego świata. Nawet czarodzieje byli śmiertelni, i nawet oni mogli czasem potrzebować faceta bez skrupułów, za odpowiednią cenę.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
Sprawność: | 6 | Brak |
Zwinność: | 5 | Brak |
Język | Wartość | Wydane punkty |
Język ojczysty: angielski | II | 0 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Zastraszanie | I | 2 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Spostrzegawczość | I | 2 |
Kłamstwo | I | 2 |
Ukrywanie się | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznawstwo | III | 0 |
Wytrzymałość fizyczna | II | 5 |
Odporność psychiczna | I | 5 |
Szczęście | I | 5 |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Naprawa pojazdów mechanicznych | II | 3 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Pływanie | I | 1 |
Reszta: 1 |
Prawo jazdy.