Cillian Matthew Macnair
Nazwisko matki: Rookwood
Miejsce zamieszkania: Gloucestershire; okolice Cranham
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Łowca magicznych stworzeń, behawiorysta psowatych, szmugler
Wzrost: 187 cm
Waga: 86 kg
Kolor włosów: Brązowe
Kolor oczu: Niebieskie
Znaki szczególne: Siateczka bladych skaz na dłoniach i przedramionach; Trzy brzydkie szramy na lewym przedramieniu i minimalny niedowład w dłoni; Blizna na brzuchu, ciągnąca się od lewego biodra do żeber po prawej stronie. Blizny po oparzeniach po wewnętrznej stronie obu dłoni.
11½ cali, sztywna, judaszowiec, łuska smoka
Hogwart; Slytherin
Pies; Doberman
Dementora
Morskim powietrzem, kawą i miętą
Siebie u boku człowieka, którego twarzy nie dostrzegam
Magicznymi stworzeniami, podróżami, coraz bardziej czarną magią
Nikomu
Szlifuję wszystkie umiejętności, które okazują się niewystarczające
Jazzu
Will Higginson
Zamykam oczy i widzę znów niewielką chatkę, mój rodzinny dom w którym poczucie bezpieczeństwa otaczało mnie od pierwszych dni. To właśnie tam pozornie pośród niczego, zatopionego głęboko w lesie przyszedłem na świat jako pierwszy z bliźniąt. Na dzień przed Sylwestrem, gdy śnieg niewzruszenie osiadał na ziemi, a temperatura powietrza spadała drastyczniej niż w poprzednich latach, pojawiłem się łapiąc pierwszy oddech. Wraz ze mną był również brat, młodszy o kwadrans, mniej krzykliwy oraz subtelniej zaznaczający swą obecność. W tej różnicy charakterów to mi od początku przypadało torować drogę Nam obu, gdy charakter nie pozwalał pozostawać gdzieś z boku.
Urodziłem się jako dziecko łowczyni oraz kata magicznych stworzeń.
Czy mogło istnieć ciekawsze połączenie?
Znając najgorsze strony życia pośród ludzi, zgodnie postanowili wychować swe dzieci z dala od tego wszystkiego, pośród zielonych terenów Szkocji, która była im bliska. Tak więc nim jeszcze mogliśmy zrozumieć, dostaliśmy możliwość stworzenia samych siebie bez wpływu kogokolwiek, a przynajmniej do pewnego wieku. Z tego powodu nikt nas nie pilnował, nie oglądano się za nami i nie żałowano, gdy jako podrostki wracaliśmy z płaczem. Kiedy dorośli pracowali, dzieciakom przychodziło dbać o siebie, zasada brutalna, lecz powszechna.
Zrozumiałem to szybko w przeciwieństwie do brata, który na długo pozostał zależny na każdym poziomie życia.
Byłem inny, więc nie szukałem ratunku, stawałem się niezależny i chadzałem własnymi ścieżkami jak bezpański kundel, będąc z roku na rok zbyt dumny, aby przyznać się do słabości. Chowałem rany, ukrywałem ból i zaciskałem powieki, gdy łzy chciały spłynąć po policzkach. Nieświadomie, poddając się własnemu charakterowi, zapracowałem na aprobatę w spojrzeniu rodziców. Spełniłem ich oczekiwania, mając ledwie sześć lat, a niecały rok później zrobiłem to ponownie, zdradzając potencjał magiczny, który dał o sobie znać dość destrukcyjnie, co cieszyło Ich jeszcze bardziej. Ledwie pamiętam łąkę, na którą poszedłem z matką, lecz widok obumierającej wokół roślinności ostudził gniew, gdy słuchałem karcących słów rodzicielki. Już wtedy złością reagowałem na krytykę, czując tą samą gorycz raz za razem, gdy przyszło mi słuchać o swojej lekkomyślności.
Miałem świadomość tamtych decyzji, lecz niekoniecznie przewidywałem konsekwencje czynów. Jednak jakie dziecko, słysząc po raz pierwszy głos wilka, nie zdecydowałoby się podejść bliżej? Nie zważając na kolejne sztuki, ryzykowałem, zafascynowany odkryciem, że zwierzęta też mają głos i to taki, który rozumiem.
Od zawsze byłem pojętny, rozumiałem zakazy i nakazy, mimo że łamałem je nagminnie oraz przyswajałem wiedzę, jaką przekazywali mi rodzice. Miałem ten sam prawie naturalny dryg do szeroko pojętnej fauny, który rozwijałem z wiekiem. Lubiłem się uczyć, poznawać coraz to nowsze rzeczy, póki nie przychodziły dni, gdy zwyczajnie jak każde dziecko nie potrafiłem usiedzieć w miejscu. Potrzebowałem ruchu, wyzwań i gnania przed siebie nie bacząc na niebezpieczeństwo czy zdarte kolana oraz ogół konsekwencji.
Dzień, gdy do tej niewielkiej chatki dotarła sowa z Hogwartu, zwiastował zmiany. Nie podzielałem radość rodziców ani tym bardziej brata, który naprawdę chciał wyrwać się z domu, by uciec przed wymaganiami, którym nie potrafił sprostać. Rozumiałem go w jakimś stopniu, gdy sam ponad wszystko łaknąłem zmiany i odkrycia nowych miejsc, lecz mury zamku nie były jednym z tych wyczekiwanych. Tam pojawiały się kolejne reguły, których trzeba było przestrzegać i przeczuwałem to, zanim jeszcze przekroczyłem próg szkoły.
Zostałem Ślizgonem, co nikogo nie zaskakiwało, a mnie w pewnym sensie uspokajało. Za nic nie chciałem zostać nudnym Krukonem, dziwnym Puchonem lub godnym pożałowania Gryfonem. Nie pasowałbym do nich, co musiała wiedzieć Tiara, gdy bez chwili zawahania się skierowała mnie tam, gdzie przy stole zasiadało już dwóch Macnairów.
Bez problemu odnajdywałem się wśród ludzi, z którymi przychodziło mi przebywać prawie całą dobę, szybko znajdując sobie sprzymierzeńców w codziennej egzystencji. Pośród tak mieszanego towarzystwa nauczyłem się kombinować, mataczyć i osiągać cele, na których mi zależało. Byłem ambitny i zdecydowany w swych działaniach co nikomu nie umykało, lecz jak ognia unikałem przesadniej uwagi nauczycieli. Wolałem pozostać niezauważony, aby nie wychodzić przed szereg w szarej codzienności. Nie miałem problemu z byciem ignorantem na wiele spraw, wyniesione z domu wartości stawiałem ponad wszystko inne, tak samo, jak przyzwyczajenia.
Konkretne i niezmienne.
Wśród wszystkich przedmiotów ukochałem sobie ONMS i OPCM, pierwsze wyszło naturalnie, gdy w rodzinnym domu nie narzekałem na brak wiedzy z pierwszej ręki. Za to chwilach, gdy pozostawiałem za sobą zwierzęta, istotna stawała się obrona, która w pewien sposób pozwalała opanować wzburzone emocje, a przy tym stłumić niezrozumiały gniew, jaki tlił się w młodym umyśle i ciele. Przez to ponad wszystko lubiłem pojedynki, chociaż nigdy nie skupiałem uwagi na urokach i otwarcie gardziłem zasadami, jakie panowały w trakcie starć przez zbyt surowe ograniczenia. Znając duży zasób zaklęć dzięki ojcu, chciałem korzystać ze wszystkiego, a nie z dozwolonej części.
Próbowałem kryć niezadowolenie za każdym razem, gdy przychodziło mi odpuścić, nim mogłem posłać przeciwnika wprost do skrzydła szpitalnego z czymś więcej niż kilka zadrapań i obtłuczeń czy plującego ślimakami. Głuchy na słowa aprobaty i poklepywania przyjaciół, zbyt zawiedziony prostotą całych starć. Bez wątpienia miałem i mam w sobie coś z najgorszego oprawcy, chcąc widzieć cierpienie. Kiedy rozgoryczenie dniem stawało się nieznośne, a w zasięgu wzroku nie było nikogo, komu mogłem dopiec, szukałem ratunku na boisku na tyle sukcesywnie, by na trzecim roku dołączyć do drużyny Quidditcha i zostać obrońcą, czego nie odpuściłem już do końca nauki.
Ostatni rok szkoły przyniósł kolejne zmiany, tym razem podejmowane dobrowolnie i z pełną świadomością. To właśnie wtedy zacząłem stopniowo odsuwać się od ludzi, których znałem, którym ufałem i nawet szanowałem na tyle, aby nie szczególnie kwestionować ich podejście do wielu rzeczy, z jakimi się nie zgadzałem. Dotąd akceptując odmienność zdania, niespodziewanie przestałem. Z coraz większą obojętnością spoglądałem na każdego, pozostając w tyle i finalnie woląc towarzystwo dziewczyny, która jak żadna inna mieszała mi w głowie.
Wiedziałem, że ledwie parę miesięcy dzieli mnie od pozostawienia za sobą murów szkoły i wyjazdu, który planowałem tygodniami, chcąc wyrwać się z Anglii.
Rodzimy kraj opuszczałem z niecierpliwością i świadomością, że nie wrócę szybko, póki nie mam po co. Wiedziałem, czego chcę oraz co planuję zobaczyć, świat był wielki, oferując wiele w każdym możliwym miejscu. Szlak przetarty przez bliskich, a zwłaszcza rodzicielkę, umożliwił dotarcie tam, gdzie zwykły szarak miałby problem bez przesadnego nadstawiania karku. Korzystałem z tego, początkowo bezczelnie i na łatwiznę, by po dwóch latach zrozumieć jedno… nie było warto. Działania na własną rękę szybciej przyniosły korzyści, a nauka od doświadczonych łowców nie poszła w las i nie jeden raz uratowała mi życie, gdy stając oko w oko z niebezpiecznym zwierzęciem, wiedziałem dobrze co robić oraz jak. Nabierałem specyficznej w zawodzie ogłady, rok po roku doceniając zmianę, na jaką sam się zdecydowałem i lizałem rany, które pozostawiały trwałe ślady na ciele oraz umyśle. Parłem do przodu, mając za kompana brata, który w końcu postanowił zająć się tym samym.
Powrót po czterech latach wygnania miał być nowym etapem, szansą na zmianę i stabilizację potwierdzaną niejednokrotnie w wysyłanych listach. Zamiast szczęścia przyszło rozczarowanie wraz z poczuciem głupiej naiwności, której powinienem wyzbyć się już dawno.
Przegrana wepchnęła mnie w wir pracy, który finalnie prawie przypłaciłem życiem, chcąc się ratować za wszelką cenę. Nieśpieszno było mi jeszcze schodzić z tej marnej sceny życia, gdy mogłem zrobić tak wiele rzeczy dla własnej satysfakcji i możliwości odhaczenia kolejnego punktu z długiej listy osiągnięć życiowych.
Zdrada przyjaciela, któremu ufało się bezgranicznie, boli okrutnie, a spowodowana chęcią wzbogacenia, narusza człowieczeństwo, zabija część emocji i uczuć, by roztrzaskać je w pył, gdy zdrajca odbiera ci jedyną osobę, w którą nigdy nie zwątpisz, a która w pewien sposób jest częścią ciebie. Bliźniaka. Spotkanie z dementorem zawsze zostawia skazę w psychice, lecz randka sam na sam, bez różdżki w dłoni, wzbudza koszmary, które nie słabną wraz z upływającymi miesiącami czy latami. Nie mogłem być w tym wyjątkiem, gdy dopiero wtedy poznałem co to prawdziwy strach oraz największa strata. Z dwóch przeżyłem Ja, chociaż gdybym mógł cofnąć czas, nie pozwoliłbym bratu na śmieszny heroizm, nie zamknął palców na cisowym drewnie. Najważniejsze nie teleportowałbym się drugi raz z miejsca, gdzie mógłbym umrzeć.
Tamten dzień stał się przestrogą dla mnie samego i wyciągnął na wierzch oprawcę, którym stałem się dla dawnego przyjaciela, gdy pewnego dnia wróciłem po to, co moje. Rzucane ze spokojem czarnomagiczne zaklęcia, wydawały się wtenczas złowrogo wisieć w powietrzu, będąc obietnicą długiej śmierci, której mu nie odmówiłem. Umierałem wraz z nim, kawałek po kawałku, lecz tylko on wydał ostatnie tchnienie.
Przez kilka lat nie szukałem już szczęścia w Anglii, zakochując się bez wzajemności w gorących piaskach Egiptu i jego stolicy, które koniec końców przegnały mnie w kierunku Norwegii, a przy tym kolejnego długiego przystanku. Podróżowałem z przyjemności lub według zleceń, gdy bycie łowcą magicznych stworzeń przestało być jedynym zajęciem, a szmuglowanie przynosiło dreszczyk emocji, słabnących wraz z przechytrzeniem kolejnych osób, złamaniem kolejnych praw. Stałem się kłamcą i mącicielem, którym od zawsze powinienem być, aby nigdy nie zawieść się na ludziach, którzy otaczali mnie od zawsze i będą robić to nadal.
Spokój tej egzystencji zakłóciły wieści płynące z kraju, do którego nie chciałem wracać. Miesiące spędzone na przyglądaniu się z daleka i wymianie listów z pewnymi jednostkami budziły ciekawość wraz z cieniem chęci spróbowania jeszcze raz zjawić się tam, gdzie dotąd nie spotkało mnie nic dobrego. Zmieniająca się Anglia mogła chociaż raz zaoferować więcej, lecz z czystej nieufności odsuwałem w czasie to, co w końcu się stało. Pod innym nazwiskiem, unikając osób, które mogły mnie znać, sprawdziłem na własnej skórze, jak wiele zmian faktycznie zaszło… i osiadłem tam, gdzie ponoć nie chciałem. W końcu to dom nawet jeśli owładnięty wojną, której uczestnikiem nie potrzebuję zostać, gdy rola obserwatora staje się nader interesująca...
W chwili przywoływania patronusa wraca wspomnieniami do dzieciństwa, domu w którym się wychował, przypominając sobie otoczenie, wszystkie dźwięki i poczucie bezpieczeństwa, które tam nigdy go nie opuszczało. Pamięta godziny spędzone z bratem, gdy wiecznie walczyli o aprobatę rodziców i próbowali być coraz lepsi, a przynajmniej bardziej niż ten drugi. Wtedy nie wystarczyło ani jednemu ani drugiemu bycie dobrym... musieli być najlepsi.
Statystyki i biegłości | |||
Statystyka | Wartość | Bonus | |
OPCM: | 20 | +5 (różdżka) | |
Zaklęcia i uroki: | 0 | 0 | |
Czarna magia: | 11 | 0 | |
Uzdrawianie: | 0 | 0 | |
Transmutacja: | 0 | 0 | |
Alchemia: | 0 | 0 | |
Sprawność: | 11 | Brak | |
Zwinność: | 5 | Brak | |
Język | Wartość | Wydane punkty | |
Język angielski | II | 0 | |
Język norweski | I | 1 | |
Język arabski | I | 1 | |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty | |
Anatomia | I | 2 | |
Historia Magii | I | 2 | |
Kłamstwo | II | 10 | |
ONMS | III | 25 | |
Spostrzegawczość | I | 2 | |
Zastraszanie | I | 2 | |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty | |
Ekonomia | I | 2 | |
Odporność magiczna | I | 5 (+8 ) | |
Wytrzymałość psychiczna | I | 5 | |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty | |
Rycerze Walpurgii | II | 10 | |
Rozpoznawalność | I | 0 | |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty | |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 | |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty | |
Latanie na miotle | I | 0.5 | |
Quidditch | I | 0.5 | |
Pływanie | I | 0.5 | |
Walka wręcz | II | 7 | |
Żeglarstwo | I | 0.5 | |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty | |
Zwierzęcoustny | - | 3 (+6) | |
Reszta: 9.5 |
[bylobrzydkobedzieladnie]
Ma barwę nocy…
Ostatnio zmieniony przez Cillian Macnair dnia 24.05.20 23:37, w całości zmieniany 3 razy
Krok wstecz to krok wstecz
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: Percival Blake
[27.06.20] Ingrediencje (kwiecień-czerwiec)
[23.11.20] Komponenty (lipiec-wrzesień)
[27.07.21] Październik/grudzień
[09.04.22] Styczeń/marzec
[20.08.20] Wsiąkiewka (kwi-cze): +1 PB do reszty
[27.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): + 3 PB
[07.08.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +3 PB
[10.04.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); +2 PB;
[30.05.20] Rejestracja różdżki
[18.07.20] [G] Rozwój postaci: zakup diable ziele -10PM
[20.08.20] Wsiąkiewka (kwi-cze): +60 PD
[26.12.20] Wszyscy jesteśmy szaleni: +150 PD
[15.12.21] Aktualizacja postaci
[15.01.21] Osiągnięcie I poziomu organizacji: +1 CM;
[27.01.21] Wsiąkiewka (lipiec-wrzesień): +120 PD
[23.07.21] Spokojnie jak na wojnie: +96 PD, +3 PB organizacji
[29.07.21] Osiągnięcia: Weteran, Ostrożny sprzymierzeniec, Mroczny Znak I, Obieżyświat, Wór pełen ziół, +220 PD
[07.08.21] Wsiąkiewka (październik-grudzień): +120 PD
[06.09.21] Osiągnięcia (Do wyboru, do koloru): +30 PD
[14.10.21] Aktualizacja postaci: wyrównanie opłaty za zwierzęcoustość, osiągnięcie (Ofiara roku adminów); -200 PD
[28.02.22] Wydarzenie: Pan na włościach +100PD +2PB
[20.03.22] Spokojnie jak na wojnie: +50 PD; +1 PB organizacji
[10.04.22] Wsiąkiewka (styczeń-marzec); +90 PD, +2 PB;
[31.07.22] Powiększenie limitu postaci krwi czystej szlachetnej; -800 PD