Wydarzenia


Ekipa forum
Brzeg rzeki Lune
AutorWiadomość
Brzeg rzeki Lune [odnośnik]05.08.20 1:49
First topic message reminder :

Brzeg rzeki Lune

Rzeka Lune łączy swoim nurtem hrabstwa Kumbria oraz Lancashire, jednak jej większa część płynie przez to drugie. Nazwana tak na cześć bóstwa czczonego przez zamieszkujących tutaj kiedyś Celtów, najbardziej malownicze i magiczne widoki ukazuje w należącym do Ollivanderów lesie Bowland. Ma niski brzeg, pozbawiony skarp, raczej brakuje jej żwirowych i piaszczystych plaż, natomiast pod dostatkiem ma tych kamiennych i porośniętych florą, w szczególności w lesistej części.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]03.12.21 18:21
To musiała być szopa, a fakt, iż nie byli w niej sami, powodował u Ronji nawet większy niepokój. W tę stronę udali się Prudence oraz Thomas, a zamiast nich dostrzegała jedynie ledwo przytomnego mężczyznę. - Podejdę bliżej. Gdyby próbował zrobić coś podejrzanego, spróbuj się tym zająć, dobrze? - Ta skrzynia, to do niej musiała mieć klucze Macmillan, chociaż Fancourt nie wypowiedziała swoich słów na głos. Czuła w dłoniach mrowienie, a nad głową nieprzyjemną groźbę zawalenia się kruchego dachu budynku. Nie miała gwarancji, że Samuel oraz Herbert ich tutaj znajdą. Energia magiczna, którą dotychczas spożytkowała na rzucane zaklęcia, wyraźnie odznaczyła się na samopoczuciu kobiety w negatywny sposób. Idąc możliwe jak najostrożniej i wolno, skierowała kroki w stronę mężczyzną, chcąc wyciągnąć z jego dłoni różdżkę. Jednocześnie, własne święte drewno uniosła na wysokość torsu nieznajomego. - Facio coma maxima. - Wyszeptała, skupiając się w sobie z całych sił.
| rzut na zaklęcie i próbuję wyjąć z dłoni mężczyzny różdżkę.


quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
Ronja Fancourt
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
玉兰花
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9639-ronja-fancourt https://www.morsmordre.net/t9640-demimoz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f360-hornchurch-haynes-road-39 https://www.morsmordre.net/t9641-skrytka-bankowa-nr-2194#293080 https://www.morsmordre.net/t9643-ronja-fancourt#293083
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]03.12.21 18:21
The member 'Ronja Fancourt' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 93
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]03.12.21 20:18
Zaginione dzieciaki? Zaczynało mu coraz bardziej to cuchnąć. Wiedział, ze na wojnie, sięgało się po najpodlejsze metody walki. Spotykał już ich najczarniejsze formy. Nawet porwania dla szantażu - wróg był zdolny do najgorszej strony "argumentowania", ale tutaj chodziło o coś więcej. I magiczna policja, maczała w tym łapy. Walka na froncie, to jedno, nawet nie dziwił się zainteresowaniu i zarobkiem na jego głowie - był poszukiwany listem gończym. Po jaką cholerę cudze dzieci? Nasuwało mu się mnóstwo nieprzyjemnych scenariuszy. Grindewald pisał jeden z brzydszych, ale nie powiedział na głos żadnej z myśli, gdy ich nieoczekiwana towarzyszka, wspomniała o zaginięciach.
Na dole, mówił tylko wtedy, gdy wymagała tego konieczność. Hol, pogrążony we wciąż unoszącym się kurzu przypominał, w jak kiepskim stanie pozostawał budynek. Fundamenty musiały być zruszone magią wystarczająco, by w najbliższym czasie, coś posypało się mocniej, niż chmura pyłu. Czujny na hałasy, w pierwszej kolejności usłyszał niewyraźne trzaski - już nie pękających ścian, a magii. Wezwanie posiłków było kwestią czasu, żałował, że nie zdążył nawet zadrasnąć policyjnego przywództwa. Jego pewność siebie i kpiący uśmiech, zapewne miały go sprowokować do pochopnej decyzji, ale Skamander miał inny cel. Nawet, jeśli wewnętrznie kusiło go, by wpaść w niewielki korytarzyk i dobrać się do skóry komendanta i wyciągnąć informacje bezpośrednio. Nie przebierając w środkach. Emocję obserwował jednak z boku. Miał inny cel na horyzoncie dzisiejszej misji, chociaż zdobycz w postaci policyjnej zgrai, byłaby niemałym sukcesem.
Podążył wzrokiem za kobietami, które zniknęły w szafce. Nie widział nic nadzwyczajnego, gdy drzwi mebla zamknęły się. Sam z Herbertem musieli wycofać się w jej stronę. Drogę do ataku przysłaniała jednak klatka schodowa i ściany korytarzu. Aktualnie jednak, to wypowiadane znajomym głosem słowa, przyciągnęły największą uwagę. Tak, jak inkantacja zaklęcia i trzask pękającej w locie fiolki.
Zdążył dostrzec oślepiający błysk - i zapewne to był powód niewystarczającego refleksu, by osłonić oczy przed działaniem eliksiru.
Uniesiona instynktownie dłoń nie osłoniła wystarczająco szybko, by magiczny błysk nie sięgnął oczu. Nie zmieniało to jednak niczego w jego planach. Kilka sekund poświecił, by oswoić się z ciemnością. A wcześniej wypowiedziane słowa do towarzyszącego mu czarodzieja, wciąż brzęczały mu w uszach. Różdżkę miał w gotowości, ale w pierwszej kolejności, zdecydował się złapać ramię Herberta, by opierając się na własnej spostrzegawczość, poprowadzić obu w stronę szafki - To nic - odezwał się cicho. I czarodziej nie zdążył się osłonić - poprowadzę - Pamiętał gdzie była, jaka dzieliła ich odległość, a głosy wrogów niedaleko wyznaczały granice, w jaką stronę nie iść - Wycofujemy się - odezwał się lakonicznie, a krążąca w żyłach adrenalina, pulsowała mu w skroniach, jak echo. Starał się nie mrugać, utrzymując zamknięte powieki, nie generując niepotrzebnego bólu. Musieli działać wystarczająco szybko, by nie dać się zamknąć w pułapce, jak myszy. Ani z niego  mysz, ani z bandy po drugiej stronie koty. Z całym szacunkiem do tych stworzeń.
Dłonią rozpoznał kształt szafki. Pamiętał, że obok było pianino. Potem szafka i róg ściany do wyjścia oraz chłód dudniący z wejścia. Odnalazł drzwi, które otworzył gestem - Właź - nie oczekiwał odpowiedzi. Obu zależało im na tym samym. Zanim jednak i sam znalazł się we wnętrzu szafki, zanim zamknął za sobą drzwiczki, wysunął różdżkę w kierunku, korytarza - Bombarda maxima - efektów zaklęcia oglądać niestety nie mógł, a widok przesłoniła mu zamykana szafka.
Niech was pochłonie ciemność.

| rzut na zwinność, a tu na zaklęcie.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]03.12.21 22:16
Był ślepcem, cholernym, durnym ślepcem i czuł się całkowicie nieporadny. Zaraz tu zginie, bo przecież nic nie widział, ale zaraz poczuł jak ktoś go chwyta za ramię i prowadzi. Nie opierał się słysząc głos Samuela. Na podziękowania przyjdzie czas. Szedł prowadzony w całkowitej ciemności, mógł polegać jedynie na swoim słuchu i węchu, bo wzrok jak na razie nie miał zamiaru z nim współpracować. Usłyszał dźwięk otwieranej szafki i pchnięty w jej kierunku pokracznie wlazł do środka. Doszło go jeszcze rzucone zaklęcie i miał nadzieję, że chociaż to pokiereszuje ich wrogów.


Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]07.12.21 1:21
Thomas, Prudence

Atmosfera panująca w grocie zmieniła się w ułamku sekundy, gęstniejąc tak, że można było kroić ją nożem; nierzucone jeszcze zaklęcia wisiały w powietrzu, podobnie jak wątpliwości – aktualnie koncentrujące się wokół Thomasa, decydującego się na odegranie jednoosobowego, ryzykownego przedstawienia. Jego głos, pewny, choć podszyty bólem promieniującym ze złamanej ręki i zmęczeniem, odbił się od ścian wyraźnie, mierzący w niego czarodziej nie opuścił jednak różdżki; z jego gardła wydarło się parsknięcie. – Sugeruję – odpowiedział, bez zająknięcia – że nie jesteś tym, za kogo się podajesz – sprostował, na chwilę odrywając spojrzenie od Thomasa i spoglądając w kierunku Elige’a. Ten nie wyglądał na przekonanego ani do jednej, ani do drugiej wersji; na jego twarzy malowało się skonfundowanie.
Niuchacz, puszczony wolno, pisnął cicho, po czym odbiegł w bok, niknąc w półmroku, do którego nie sięgało światło z płonących na kolumnach pochodni.
Jesteś pewien, Travis? – zapytał mężczyzna.
Ten nie odpowiedział, znów wbijając wzrok w mówiącego Thomasa. – Podszywa się? To jakiś twój pierdolony bliźniak? – warknął, poprawiając uchwyt na różdżce. Kiedy chłopak zrobił krok w jego stronę, nie poruszył się. – Dużo wiesz jak na kogoś, kto nie ma z nim nic wspólnego – zauważył, przekrzywiając głowę. – Kto kazał ci tu przyjść? – zapytał; w jego głosie wybrzmiało żądanie. Na padające z ust Thomasa obelgi i oskarżenia nie odpowiedział, ale jego policzek drgnął gniewnie w niekontrolowanym spazmie.
Może chłopak mówi prawdę, Travis. Tamten policjant nie wyglądał, jakby go znał – zauważyła cicho Hazel. Strażnik splunął na ziemię.
A może wiem, kogo widziałem? – rzucił z wyraźną irytacją. – Łże jak pies – dodał pewnie, wpatrując się w twarz Thomasa jadowitym wzrokiem.
Prudence, korzystając z okazji, że uwaga chwilowo skupiła się na jej towarzyszu, zaczęła niepostrzeżenie wycofywać się w stronę schodów, ale ani położenie, ani stan, w jakim się znajdowała, nie ułatwiał jej zadania; ostry ból w klatce piersiowej nie pozwalał jej na bezszelestne poruszanie się na palcach, zresztą – przemieszczając w przestrzeni pomiędzy szmalcownikami a obserwowanym przez nich chłopakiem, przez cały czas znajdowała się w polu widzenia zarówno Hazel, jak i Elige’a i milczącego mężczyzny. Zdążyła przebyć może połowę odległości dzielącą ją od schodów, gdy dotarł do niej głos kobiety. – Wybierasz się gdzieś, cizia? – zapytała; to zwróciło uwagę reszty, którzy teraz również spojrzeli na Prudence. Sama Prudence, znajdując się nieco bliżej podwyższenia, była w stanie dostrzec, że obok kamiennej płyty stało niewielkie naczynie, przypominające te, w których zazwyczaj przechowywano proszek Fiuu; ze swojej pozycji nie widziała, czy na samej płycie znajdowały się jakieś napisy czy inskrypcje, widziała za to wyraźnie płynącą po jednej stronie pomieszczenia rzekę, która w kilku miejscach spływała okrągłymi tunelami w dół. – Zrobimy tak – ciągnęła Hazel; zerknęła kontrolnie na brata – niech Leo przyprowadzi tu nasz ostatni kłopot. Gab pomoże nam się go pozbyć – wyjaśniła, rzucając krótkie spojrzenie Thomasowi; w jej oczach błysnęło coś złowrogiego. – Jeśli jest tym, kim mówi, że jest, nie będzie miał z tym żadnego problemu. W podzięce za fatygę zejdziemy wam z ceny, zapłacicie dwieście i rozejdziemy się w spokoju – zakończyła. Mężczyzna, którego nazwała imieniem Leo, spojrzał pytająco na Elige’a, który skinął głową; Travis nic nie powiedział, jedynie zaciskając ze złością szczęki.
Leo przeszedł przez grotę, kierując się ku korytarzowi, z którego przyszliście; zniknął dosłownie na moment – a gdy wrócił, nie był już sam. Tuż za nim szedł chłopak – chudy i drobny, mógł mieć co najwyżej czternaście lat, choć z uwagi na wątłą budowę i dziecięce rysy, wydawał się młodszy; miał jasne włosy w kolorze słomy i piegowaty nos, podziurawiony sweter naciągnięty na brudny podkoszulek i bose stopy – tak zmarznięte, że były niemal fioletowe. Idąc, powłóczył nimi o ziemię, na wpół ciągnięty przez szmalcownika. Dłonie związane miał przed sobą, zwyczajny sznur pozostawił na nadgarstkach krwawe ślady; przepełnionymi strachem oczami przesuwał po wszystkich obecnych w komnacie, a kiedy jego spojrzenie zatrzymało się na dzieciach, jego chude palce zacisnęły się w pięści; nie miał jednak siły ani możliwości zrobienia niczego poza tym.
Leo przytargał chłopaka na środek groty, po czym go popchnął; uderzony w plecy, upadł na kolana, a przez rysy przemknął spazm bólu. – Myśleliśmy, że to krewny jednego z poszukiwanych, i że zgarniemy za niego niezłą nagrodę, ale okazało się, że tylko odwiedzał sąsiadów – dzieciak nie ma w sobie kropli magicznej krwi – powiedziała Hazel, w międzyczasie podchodząc do Thomasa. W jej dłoni błysnął sztylet, kiedy jednak wyciągnęła go w stronę Doe, skierowała go rękojeścią do przodu. – Nie narób bałaganu – dodała, unosząc wyżej ciemną brew; jej wzrok był przenikliwy, oceniający; jakby wciąż starała się zdecydować, komu wierzyła.

Ronja, Samuel, Herbert

Ryzykowna próba podjęta przez Herberta nie powiodła się – odczuwane zniechęcenie oplatało go zbyt szczelnie, odbierając wiarę we własne możliwości nawet pomimo rozgrzewającej go od środka, wzmacniającej magii. Biały rozbłysk światła wdarł się pod jego powieki, zamknięte zbyt późno – sprawiając, że nawet kiedy je otworzył, otoczyła go ciemność, czerń rozjaśniana jedynie wybuchającymi na jej tle, kolorowymi fajerwerkami, dezorientującymi i sprawiającymi, że zaczęło kręcić mu się w głowie. Głosy dookoła niego zdawały się go osaczać, przełyk ścisnął się w fali mdłości – i jedynie zaciśnięta na ramieniu dłoń Samuela mogła pociągnąć go we właściwym kierunku. Skamander również nie zdążył w porę się osłonić, eksplozja eliksiru odebrała mu jeden ze zmysłów, i gdyby nie życie spędzone na pracy aurora, z pewnością żaden z was nie zdołałby dotrzeć do znajdującej się gdzieś za waszymi plecami szafki. Z pamięci – nawet doskonałej – również nie było to łatwe, po drodze kilka razy obiliście się boleśnie o wystającą poręcz schodów czy ścianę, koniec końców udało wam się jednak wymacać zamknięte drzwiczki i wgramolić do środka – choć niewielka przestrzeń tylko dodatkowo spotęgowała wywołane oślepieniem, klaustrofobiczne uczucie. Wewnątrz ścisnęliście się obok siebie, nim jednak zamknęlibyście drzwi, Samuel zdecydował się na jeszcze jeden, ryzykowny krok.
Rzuconą bombardę bardziej poczuliście niż dostrzegliście; ledwie Skamander skończył wypowiadać inkantację, podłoże pod wami zadrżało, a mury jęknęły żałośnie. Wiązka, rzucona na ślepo, kierowana jedynie niewyraźnymi głosami, przecięła powietrze, lądując gdzieś w okolicach wpadającego do holu korytarza, a ogłuszający huk eksplozji rozległ się dokładnie w momencie, w którym trzasnęły drzwiczki szafki. Poczuliście szarpnięcie – częściowo spowodowane teleportacją, częściowo – potężną siłą, która uderzyła w mebel; metal zawył, mieliście wrażenie, że ściany wokół was zapadają się do wewnątrz, po czym nagle otoczyła was cisza – a później znów huk, ale tym razem jakby odleglejszy, stłumiony.

Z szafki bardziej wypadliście niż wyszliście; wciąż pozbawieni wzroku, nie mieliście pojęcia, gdzie się znaleźliście – zdając sobie jedynie sprawę, że musiało to być gdzieś niedaleko, bo burza śnieżna wciąż huczała nad waszymi głowami, a jej dźwięki mieszały się z jęczeniem podwiewanego wiatrem dachu. Paskudne poczucie beznadziei, do tej pory trzymające się Herberta, ustąpiło, mężczyzna jednak wciąż czuł się niezwykle zmęczony; energia go opuszczała, podobnie jak resztę z was, choć Samuel oprócz tego czuł coś jeszcze – ból, chwilowo stłumiony, zaczynał coraz mocniej rozlewać się w prawym boku, rwąc nieznośnie – a jeśli auror dotknął tamtego miejsca, pod palcami wyczuł ciepło krwi i spory kawał ostrego, wystającego spomiędzy żeber metalu, który musiał przebić skórę w momencie, gdy szafką zniknięć wstrząsnął wybuch.
Ronja, nim jeszcze w szopie pojawili się jej towarzysze, podeszła do nieprzytomnego mężczyzny; ten nie poruszył się, gdy się zbliżyła, nie dał też w żaden sposób poznać po sobie, że był tego świadomy. Zaklęcie rzucone przez czarownicę spłynęło na niego miękko, otulając go bez trudu i sprawiając, że osunął się nieco bardziej po ścianie, a jego ramiona opadły bezwładnie. Różdżka wysunęła się spomiędzy palców i Ronja mogła wyciągnąć ją bez trudu.
Ruch przy szafce zwrócił uwagę i jej, i Emily; obie słyszałyście też wybuch, który wstrząsnął pobliskim budynkiem, a przez moment miałyście wrażenie, że podłoga pod waszymi stopami zadrżała. Widziałyście, jak z szafki wysuwa się najpierw Herbert, a później Samuel; z szaty tego drugiego, rozdartej na wysokości dolnych żeber, wystawał spory kawałek czarnego metalu, połyskujący słabo. Ciemny materiał płaszcza nasiąkł krwią. – Co to… Co to było? – spytała Emily, spoglądając w stronę miejsca, gdzie prawdopodobnie znajdował się jej dom.
Na krótką chwilę otoczyła was cisza – przerywana jedynie hukiem wiatru i łomotem lodowych, obijających się o dach odłamków. Zdawaliście sobie sprawę, że w pewnym sensie wciąż znajdowaliście się w potrzasku – osłabieni, w towarzystwie nieprzywykłej do walki kobiety, wyczerpani rzuconymi do tej pory zaklęciami; przybycie na miejsce kolejnych funkcjonariuszy magicznej policji pozostawało kwestią czasu, prawdopodobnie – niezbyt odległą. Nie mieliście pojęcia, gdzie znajdowali się Thomas i Prudence, przepadła też Jackie – nie wydostawszy się z szafki, teraz poważnie uszkodzonej. Musieliście zadecydować, czy chcieliście podążać stygnącym tropem dalej – czy może przegrupować się i zaplanować kolejną akcję.

Rzuty: zasięg bombardy, odłamek

Poniżej znajduje się mapa terenu oraz mapa podziemi. Po obu mapach możecie przemieszczać się swobodnie (z uwzględnieniem działających zaklęć), przemieszczenie się w obrębie mapy nie jest akcją.


(wersja powiększona)



(wersja powiększona)


Czas na odpis: 8.12 do godz. 23:59, w przeciągu tury możecie wykonać maksymalnie 2 akcje - to, czy będą umieszczone w jednym poście czy rozbite na dwa (lub więcej) zależy wyłącznie od was. Rzuty kością możecie wykonywać w temacie lub w szafce zniknięć - jak wam wygodniej. Mistrz gry przypomina też, że jeśli będziecie potrzebować posta uzupełniającego (bo np. się przemieszczacie lub rzucacie zaklęcie wykrywające), piszcie śmiało.

Działające zaklęcia i eliksiry:
Hiemsitio (cały obszar mapy)
Magicus extremos - 3/3 tury; +25 (Ronja, Herbert, Emily)
oślepienie (Samuel, Herbert) - 1/5 tur
Facio coma maxima (policjant)

Żywotność i energia magiczna:
Prudence - PŻ: 139/209 (-15); EM: 34/50 (obrażenia: 70 (tłuczone) - złamanie trzech żeber, stłuczenia barku i klatki piersiowej)
Herbert - PŻ: 220/220; EM: 15/50
Thomas - PŻ: 160/220 (-10); EM: 35/50 (obrażenia: 50 (miażdżone) - złamanie lewej ręki z przemieszczeniem; 10 (tłuczone) - wybicie małego palca ze stawu)
Ronja - PŻ: 210/210; EM: 33/50
Samuel - PŻ: 249/279 (-5); EM: 20/50 (obrażenia: 30 (kłute) - rana brzucha, odłamek tkwiący w ciele)

ekwipunki:
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]07.12.21 12:55
Mieszało się w nim tak wiele emocji - a wszystkie były jakby za kotarą bólu, która nie dopuszczała do końca wszystkiego. To, gdzie się znaleźli było niczym jakiś koszmar, przez które nie mógł spać w ostatnich tygodniach. Jak się tutaj znalazł? Dlaczego się tutaj znalazł? Jeden problem gonił kolejny, a on sam już nie wiedział co miał zrobić i jak mógł wrócić do domu. Był czarodziejem, ale nie znał magicznego zaklęcia, które bezpiecznie by go doprowadziło do domu - nie miał świstoklika w kieszeni, którego mógłby się teraz chwycić i znaleźć zaraz w domu, przy Sheili i Jamesie, przy Eve, przy Kerry.
Zamiast tego był w kiepsko oświetlonej jaskini, wśród wrogów i dzieciaków, wśród wszystkiego, co mogło go tylko gnębić. Był naprzeciwko mężczyzny, który budził w nim obrzydzenie i złość - gniew, którego nigdy wcześniej nie rozumiał, a pierwszy raz odczuł w Tower, kiedy trafił tam na początku stycznia; kiedy widział jak jego brat i przyjaciel są bici. Kiedy widział w jakim zostawiono ich stanie! Nienawidził ich, tych pieprzonych strażników! Traktowali to jak zabawę? Jak jakąś chorą grę? Może też powinien tak traktować Travisa?
Przechylił głowę na bok, powoli i intensywnie wpatrując się w Travisa. Jakby prowadził grę, jakąś zabawę z nim. Starał się być tak spokojny jak tylko mógł, pilnował aby nie drgnęła mu brew czy kącik warg. Starał się być zobojętniały na twarzy.
- Sugestie możesz sobie wsadzić gdzieś głęboko. Boisz się tego dzieciaka? Trzy razy w ciągu półtorej miesiąca trafił do Tower. Boisz się go? Uważasz, że ten idiota jest zagrożeniem, więc teraz zarzucasz mi, że jestem nim? - zapytał, dalej chcąc sugerować mu jak wielkim jest idiotą. Poniżyć go, ubliżyć mu, tak jak on to robił tam z więźniami na porządku dziennym. Pensja strażnika nie wystarczała? Musiał sprzedawać dzieci, żeby sobie dorobić?
Złość jeszcze bardziej w nim zawrzała, czego starał się nie pokazywać po sobie.
Zaraz jednak zamilkł po jego słowach, po jego żądaniu. Chciał, żeby mężczyzna odczuł tę samą bezradność, którą on odczuwał. Obserwował jego twarz, jak działał mu na nerwy. Więc powoli się uśmiechnął, prostując głowę. Znów się zbliżył do niego o krok, wyciągając dłoń i klepiąc go w ramię jakby mu gratulował.
- B l i ź n i a k i e m - przeliterował mu powoli w prostej drwinie, starając się jednak zachować przyjazny uśmiech. - Brawo Travis, znasz to słowo. Zgadłeś, mam brata bliźniaka. Cieszę się, że wiesz jak to działa.
Zaraz po tych słowach odsunął się od mężczyzny na trzy kroki jakby stracił nim zainteresowanie.
- Załóżmy, że jestem moim bratem, Travis. Skąd bym miał wiedzieć o tym miejscu? Naprawdę uważasz go za tak kompetentnego? Czy on nie trafił do Tower z jarmarku? To jest twój geniusz, którego się tak boisz? - rzucił spokojnie, nie patrząc nawet na mężczyznę, za to posyłając zawadiacki uśmiech do Hazel. - A może sugerujesz, że twoi koledzy są idiotami tutaj? I to ty masz rację? - rzucił luźniej, zerkając zaraz na mężczyznę, którego nazwali Leo, jak ten gdzieś znika. - Gdybyś miał problematycznego brata, na moim miejscu byś go nie pilnował z daleka, żeby wiedzieć co robi? - dodał obojętnie, jakby fakt, że wiele wiedział wcale nie był czymś podejrzanym, a wręcz oczekiwanym.
Poczuł gulę w gardle, kiedy zobaczył i zrozumiał, o jakim kłopocie mówili. Spiął się mocniej, obserwując dzieciaka uważnie z niewzruszoną miną. Nie mógł niczego po sobie pokazać, nie mógł się zawahać, nie mógł się wzruszyć. Widział już ten widok, widział jak prowadzili tych ludzi na egzekucję wtedy w Tower. Ta bezradność, to czego on sam uniknął...
Ale mógł zginąć. Jeśli odmówi, potwierdzi słowa Travisa - że nie był tym, za kogo się podszywał. Nie był tym, kim mówił że jest. Zabiją go, zamordują i jego, i Prudence. Nie mieli szans przeciwko ich czwórce, nie było nawet mowy na to. Nie ze złamaną ręką, nie z połamanymi żebrami - musieli grać i udawać.
Dwieście galeonów. Skąd mieli je wziąć? To będzie kolejny problem, kolejna część kłamstwa, której nie przewidzieli. Ile były warte te dzieciaki? Czy mógł zamordować tego dzieciaka? Ile miał lat, tyle co one? Szóstka żyć za jedno, czy to była wygórowana cena? Czy to, że mógł zadecydować o tym, kto przeżyje, a kto nie? Ale tylko wybranych, nie mógł decydować dowoli. Miał pulę, w której mógł podjąć tę decyzję.
Mógłby złapać ten sztylet i rzucić się na Hazel. Mógłby rzucić się na Travisa, na tego gnoja.
Ścisnął mu się żołądek w strachu jeszcze bardziej. Wciągnął powietrze do klatki piersiowej, starając się nie przenosić presji na twarz, a na ukryć ją pod swoją kurtką i znoszoną koszulą - nie mógł pokazywać strachu i lęku, niepewności. Tego jak bardzo się bał teraz, jak bardzo nie chciał tego robić. Czuł że nogi mu mogły drżeć, cholera.
Czuł się jak wtedy w taborze, przy starszych kuzynach, którzy śmiali się, kiedy pierwszy raz zaciągał się papierosem i zaczął dusić się dymem. Czuł ten wzrok na sobie, tę presję, że coś jest od niego wymagane, aby mógł dowieść, że oczywiście jest... jakiś. Że jest kimś. A później podobnie pokazywał jak palić czy pić Jamesowi, razem podbierali te używki starszym, kiedy ci nie patrzyli.
James. Musiał wrócić do brata, do siostry. Do swojej rodziny.
Wyciągnął zdrową rękę do Hazel, odbierając od niej sztylet.
- Żaden problem - spokojnie, jakby rzeczywiście to nie był problem. - A bałagan... jaka to zabawa bez niego?
To był gadź. Obcy. Jakiś bachor, sam się w to wpakował. Gdyby zamienili się miejscami, on by się nawet nie zawahał, prawda? Nie znał jego imienia, nie znał jego historii. To był... ktoś. Ktoś nieważny i nieistotny, i ktoś o kim łatwo się zapomni.
Thomas musiał zadbać o siebie, o swoją rodzinę. Nie będzie ryzykował dla tego dzieciaka swoim karkiem, że sam straci tutaj życie.
Tak było łatwiej.
To było łatwe.
Chociaż dlaczego ten sztylet nagle wydawał się taki nieporęczny. To wina tej złamanej ręki, na pewno. To ona ciążyła mu u ramienia. To nie ścisk w żołądku i gardle, to nie ta dziwna duszność. Może to był po prostu kolejny sen? Koszmar, z którego nie mógł się wybudzić? Na pewno, na pewno tak było.
Przeszedł za chłopaka, zastanawiając się podczas tej drogi jak miał to zrobić. Jak miał zabić tego dzieciaka? Wbić mu sztylet... gdzie? W klatkę piersiową? W głowę, w oko? W... w co? Jak się mordowało człowieka?
Podniósł wzrok, spoglądając na Travisa. Nie da mu tej przyjemności, nie pozwoli żeby czuł satysfakcję. Nie przegra tej potyczki z nim. Znajdzie tego sukinkuguchara, znajdzie i jeszcze zabije. Zagwarantuje mu tortury, zagwarantuje mu wszystko, przez co on będzie go błagał o litość. Jego i każdego strażnika w tym pieprzonym Tower, znajdzie tego całego komendanta i pieprzonego Sallowa, ich wszystkich. Jeden po jednym.
Poprawił chwyt sztyletu, czując że ściska za mocno rękojeść, bo palce zaczynają mu na niej drżeć. Czy dłonie mu się spociły? Może to chłód?
To nie dzieciak, to jakiś gadź. To jakiś strażnik, tak, to strażnik w Tower. To ten, który wtedy kopał Jamesa, który się śmiał. Śmiał? Tak, możliwe... Na pewno się śmiał, jebany sadysta. To on tutaj leży.
- Przytrzymaj go, mam złamaną rękę - warknął do Leo w rozkazie wręcz, jakby uznając to za okropieństwo, że zapomnieli o takim fakcie. Wycelował w kark dzieciaka. Zabić go od tyłu, nie widzieć jego twarzy, tak było łatwiej. Będzie szybciej? Czy w ten sposób go zabije?
Zebrał się w sobie, w sile, nie wiedząc nawet jak miał ją wymierzyć, wbijając sztylet w jego kark. Między kręgi, między skórę, mając nadzieję, że miejsce, które wybrał było dobre... Było? Powinno być... Miał nadzieję, że było...
Rozluźnił twarz, nie chciał wyglądać na spiętego. To nic. Zabił... właśnie zabijał człowieka. Pierwszy raz. Nie chciał o tym myśleć, o tej krwi, o tym bólu.
Wbił intensywne spojrzenie w Travisa, kiedy dociskał sztylet. Uśmiechnął się powoli, spokojnie.
Będziesz następny, Travis.
Tego chciał? Tego oczekiwał? Myślał, że nie da rady? To nie jego miał teraz przekonać, nie mógłby go przekonać. Jego chciał zapewnić, że zdechnie. Znajdzie go - znajdzie czas i miejsce, w którym go zajebie. Teraz wystarczyło mu, że przekona do siebie jego wspólników. Jeden kontra trzech, wystarczyło obrócić te proporcje. Musiał mieć ich po swojej stronie - Elige, Hazel i Leo. Nawet jeśli już straci pracę, nawet jeśli Prudence go znienawidzi - nawet jeśli ci wszyscy na górze uznają go za śmiecia za to, co zrobił to jedno życie za osiem innych nie było przecież taką złą umową czy poświęceniem.
Przeżyje. Musiał przeżyć... to miejsce.


Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 EbVqBwL
Thomas Doe
Thomas Doe
Zawód : Złodziej, grajek
Wiek : 21
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Things didn't go exactly as planned
but I'm not dead so it's a win
OPCM : 5
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +5
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 20
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 AGJxEk6
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9764-thomas-doe?nid=5#297075 https://www.morsmordre.net/t9998-buleczka?highlight=Bu%C5%82eczka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f358-doki-pont-street-13-7 https://www.morsmordre.net/t9797-skrytka-bankowa-nr-2234 https://www.morsmordre.net/t9798-thomas-doe#297380
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]07.12.21 20:51
Prudence ciągle odsuwała się jak najdalej od obecnych w tym miejscu szmalcowników. Była już pewna kim są. Starała się znaleźć jakieś wyjście z tej sytuacji. Jak na razie jednak nic nie przychodziło jej do głowy. Nieprzyjaciół było zbyt wielu, a i dzieci, którym musieli pomóc również. Wszystko szło zupełnie nie tak, jak powinno.
Zupełnie nie wtrącała się w poczynania Thomasa, jakby w tym momencie się od niego odcięła. Nie miała zamiaru się mieszać w jego przedstawienie, wiedziała, że łże, próbuje jakoś zrobić sobie grunt do negocjacji. Właściwie to przez niego wpadli, wątpiła, żeby miał brata bliźniaka, oby ten drugi był bardziej naiwny od niej, chociaż chyba akurat o to trudno. Panna Macmillan najwyraźniej ponownie była zbyt łaskawa dla ludzi, powinna się zastanowić nad tym, czy zatrudnianie Doe było dobrym pomysłem.
Wcale nie tak łatwo było poruszać się bezszelestnie w momencie, w którym silny ból przeszywał jej ciało. Nie musiała długo czekać, aby zwrócić na siebie uwagę. Cholera jasna. - Ja, gdzie tam, nie chcę Wam przeszkadzać w tych niesnaskach.- powiedziała pewnym głosem. - Właściwie, to się zastanawiam, co się tutaj dzieje.- nie musiała udawać, nie miała zielonego pojęcia, co w zasadzie się przed chwilą wydarzyło.
Dostrzegła kamienne naczynie obok płyty, wsadziła do niego rękę, aby zobaczyć, czy znajduje się w niej proszek Fiuu, jeśli jakiś tam znalazła to wzięła jego garść do dłoni. W ostateczności, może będzie to jakieś wyjście z tej patowej sytuacji.
Ostatni kłopot. Spodziewała się, że przyprowadzą kolejne dziecko. Obserwowała Leo, który udał się gdzieś, aby po chwili wrócić z chłopcem. Nie wyglądało to dobrze,wydawało jej się , że będą chcieli sprawdzić lojalność Doe. Nie pomyliła się. Mugol, młodziutki, zupełnie niewinny, czy faktycznie Thomas go zabije? Widziała, jak Hazel wręcza mu sztylet, nie mogła pozwolić, aby ta sytuacja skończyła się śmiercią tego bezbronnego chłopca. Musiała zorganizować dla nich trochę czasu, nie miała pojęcia, czy mogą liczyć na jakąś pomoc, czy Ci na górze nie byli w podobnych tarapatach, jednak czas zawsze sprzyjał jakimś dodatkowym rozwiązaniom.
Gdy zobaczyła, że Doe staje za chłopcem, cóż, miała tylko jeden pomysł. Rozproszyć ich na chwilę, spowodować jakiekolwiek zamieszanie. Po prostu padła na ziemię, jak stała. W momencie, w którym Doe przykładać sztylet do szyi nieszczęśnika. Planowała udać, że zemdlała. Stali daleko, może się zainteresują jej losem, co pozwoli kupić im nieco czasu. Tak też zrobiła, zamknęła oczy, przechyliła się do przodu i pozwoliła swojemu ciału uderzyć o powierzchnię, wcześniej wydając z siebie głośny jęk.


I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 D36cb059e33df5c9cc27b3102f0bf437286d1298
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9686-prudence-macmillan https://www.morsmordre.net/t9710-limbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t10646-skarpeta-pru https://www.morsmordre.net/t9860-prudence-macmillan#298534
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]08.12.21 11:47
Cisza, a potem łomot. Prawie tak głośny, jak bicie jej serca, które podeszło do gardła, gdy z szafki nie wyłoniła się już Jackie, ale zamiast niej do niewielkiego pomieszczenia wpadli Herbert i Skamander. - To ja, Ronja i Emily. Trafiliście do szopy. Mamy tu jeszcze jednego gościa, policjant pilnował pomieszczenia, ale zdążyłam go unieszkodliwić. Jest nieprzytomny, ewidentnie wycieńczony też przez burzę śnieżną. - Instynktownie ruszyła w ich stronę, na pierwszy rzut oka widząc, że wcześniejsza strategia nie okazała się w pełni sukcesem. - Jackie zniknęła w szafce, ale co się stało z wami? Jesteście ranni. - Stwierdziła, bardziej niż pytała, jednocześnie chowając różdżkę uśpionego policjanta za pasek. Ściany zatrzęsły się w posadach, a umysł próbował w chłodnej kalkulacji zadecydować, jaki będzie ich kolejny krok. - To ta skrzynia, prawda? Tylko do niej mógłby pasować klucz Prudence... - Ale skoro na własne oczy widziała, że Macmillan wraz ze swoim pomocnikiem weszli tutaj, a teraz ich miejsce zajął śpiący wróg... O czym to świadczyło względem jej przyjaciółki? Czy było już za późno i dopadli ich? Nie, nie mogła w to uwierzyć, a tym bardziej się z tym pogodzić. Zbliżywszy się ostrożnie do drewnianego wieka, wyciągnęła zmarzniętą dłoń przed siebie i spróbowała je podnieść możliwie jak najciszej.


quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
Ronja Fancourt
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
玉兰花
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9639-ronja-fancourt https://www.morsmordre.net/t9640-demimoz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f360-hornchurch-haynes-road-39 https://www.morsmordre.net/t9641-skrytka-bankowa-nr-2194#293080 https://www.morsmordre.net/t9643-ronja-fancourt#293083
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]08.12.21 18:30
Ciemność, która zakryła jeden z jego zmysłów, nie był pierwszym razem, jakiej doświadczył. Gdzieś przez myśl przemknęło wspomnienie z pamiętnych majowych anomalii. Tym razem łatwiej mu przychodziło poruszanie się w tym mroku. Aurorskie doświadczenie pozwoliło mu na to, chociaż nie czuł komfortu poruszania się w ten sposób. Gnała go jednak konieczność, zagrożenie tak bliskie, że wystarczało popełnić głupi błąd, by podsunąć się wrogom niemal na tacy. Koślawą ścieżką, dotarli z Herbertem do szafki. I tylko dzięki niej, przyszła mu do głowy ryzykowna inkantacja, która mogła zatrzymać komendanta i jego podwładnych. Czy całkowicie - nie wiedział. Odrzut jednak i rozmach zaklęcia był wystarczając duży, by wierzyć w powodzenie. Nawet, przypłacone własnymi ranami.
W momencie, gdy hałas trzeszczących w posadach ścian na krótką chwilę umilkł, wiedział, że magia zadziałała. Ta, przywołana jego wolą i ta zamknięta w mocy szafki zniknięć.
Ciemność wypluła go na moment wpustkę, niemal odruchowo zmuszając go do uniesienia przed sobą różdżki - ostrzegawczo, czujnie, szukając zagrożenia, które mogło pojawić się gdzieś przed nim. Głos uzdrowicielki rozmył częściowo początkowe, wiercące w głowie alarm o zagrożeniu. To - nie zniknęło, chociaż umknęli bezpośredniemu schwytaniu. Nie mieli wiele czasu i tak, zyskując tylko fragmenty na ustalenie dalszych działań - Czyli naszych towarzyszy brak - zmarszczył brwi, na moment skupiając się na  nieprzyjemnie uwierającym elemencie ciała. Sięgnął palcami brzucha na wysokości ostatnich żeber, by pod palcami wyczuć lepką ciecz. W tym samym momencie uderzyła go woń krwi - Musimy się spieszyć. Wezwali wsparcie - zakomunikował zamiast tego - oślepili nas - kontynuował, podążając uwagą za głosem Ronji - coś mnie uderzyło od wybuchu - zakończył lakonicznie, jak raport. Rozluźnił zaciśnięte do tej pory palce mając coraz nieprzyjemniejsze wrażenie natężenia bólu - ...policjant? - jesteś pewna, że jest tylko nieprzytomny? Możesz go wybudzić? Jeśli tu był wcześniej, gdy nasi kompani przyszli, powinien coś wiedzieć. A jeśli nie o nich... - zwrócił niewidząco twarz w stronę Emily, która odezwała się raz - może coś wiedzieć o jej córce, albo tych zaginionych.
Ruszył z miejsca, pokonując ledwie kilka kroków, jakby przyzwyczajając się do nowej przestrzeni. Słyszał huczący na d głową wiatr i wciąż szalejącą nawałnicę. To też dawało im nieco czasu - ale najpierw... Emily, ciebie musimy stąd zabrać szybciej - chociaż ciemność nie ułatwiała działania, przesunął torbę, która wciąż tkwiła pod płaszczem. Wyciągnął z niej ostrożnie - ułamany obcas - To świstoklik, zabierze ciebie i jedno z nas w okolice Somerset - wysunął dłoń, przekazując kobiecie przedmiot, lub czekając, aż uzdrowicielka go jej przekaże. Zdecydowanie potrzebowali oczu.
Odwrócił się w drugą stronę - Ronja - wymówił imię czarownicy - możesz nam wskazać gdzie leży ten czarodziej? Pokieruj nas. Trzeba go związać. Incarcerous może wystarczyć, albo Esposas - I sprawdź czy żyje. Potem go wybudź - nie znosił słabości, która uwiązała go w ciemności, ale był w stanie  funkcjonować - oczy też można mu zasłonić. Jeśli żyje - przynajmniej będą "działać" na podobnych warunkach - Emily, możesz to zrobić? nie musi być magia, opaska z materiału wystarczy - być może wprowadzał nieco zbyt wiele z rozkazów, ale jeśli mieli wyjść z tego cało i zdobyć coś więcej niż aktualny chaos, trzeba było zebrać wszystko do kupy.


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]08.12.21 20:20
Jeśli wcześniej było w niej miejsce na trwogę, to im bardziej krytycznie beznadziejna sytuacja się wydawała, tym więcej chłodnej energii przepływało przez jej ciało. Może to kwestia zmęczenia, presji nieobecnej przyjaciółki, ale im więcej obaw kłębiło się nad głową Fancourt, tym bardziej kobieta wydawała się zamykać. Znajdując się przy skrzyni, rzuciła orozumiewawcze spojrzenie pocieszenia w stronę Emily, a następnie skierowała wzrok na rozlewającą się wolno po tkaninie ubrania czarodzieja plamę krwi. - To jakiś odłamek. - Zmarszczyła brwi, jednym uchem słuchając planu mężczyzny, podrywając brodę do góry na wspomnienie ślepoty. - Oślepili was? - Spytała nie dowierzając, przy dokładniejszej inspekcji faktycznie dostrzegając nieobecne, mgliste spojrzenie obu jej towarzyszy. - To było zaklęcie? Jakie? - Kolejne pytania uwolniły kaskadę potencjalnych powodów ślepoty magicznej, oraz sposobów jej odwrócenia. Wszystkie w obliczu ich polowych warunków wydawały się skomplikowane i nieadekwatne do pilnej sytuacji, w której się znajdowali. - Muszę to opatrzyć, ślepy i wykrwawiony nie nadasz się do niczego. - Stwierdziła spokojnie, ale kategorycznie, zachowując powagę, ale też upór na twarzy. - Był ledwo żywy kiedy tutaj trafiłyśmy. Burza śnieżna musiała go dosięgnąć wcześniej i nie ma gwarancji, że gdy się wybudzi będzie w ogóle przytomny, czy w stanie powiedzieć cokolwiek. Może nawet umierać, więc w twoich terminach, okazać się „nieprzydatny”. - Oznajmiła, kontynuując swój wywód. Wiedziała, do czego zmierzał, ale nawet za cenny czas nie mogli pozwolić sobie na podejmowanie pochopnych i szkodliwych decyzji. Chwyciła świstoklik wolną dłonią, a następnie przekazując go Emily. - Ma tutaj rację, tam będziesz bezpieczna. - Drastyczna zmiana podejścia wobec kobiety, łagodny wyraz twarzy i kojące słowa miały upewnić ją w dobrym wyborze. Zaraz potem jednak uzdrowicielka wróciła bursztynem tęczówek do aurora, znacznie zmieniając swoją postawę. - I jak chcecie go przesłuchać ślepi? Bez zmysłu, który opiera się na wykrywaniu wszystkich tych niuansów człowieka mówiącego prawdę, lub przekłamującego rzeczywistość. Sam nie wybudzi się, o to możemy być spokojni. Ale w obecnej sytuacji nie jestem przekonana, czy stanowimy, lub ty czy Grey, jakiekolwiek zagrożenie, a co więcej pozycję przesłuchującego. Być może należałoby się najpierw zastanowić nad naszą sytuacją? Co z pozostałymi? Nie wiemy jak wielkie kłopoty mogą tam na nich czekać, albo już ich dosięgły. Owszem, nie mamy wiele czasu. Zatem wykorzystajmy go jak najlepiej. - Zakończyła, jak zwykle dbając o opanowanie swojego głosu i rzeczowość argumentów. Niezależnie od podejścia jakie zamierzał obrać mężczyzna, czy nawet personalnego sprzeciwu wobec sposobu rozumowania Fancourt, argumenty formułowała płynnie, skupiona w całości na analizie możliwości ich kolejnego kroku.


quiet. composed. grateful. disciplined
do not underestimate my heart, it is a fortress, a stronghold that cannot be brought down, it has fought battles worth fighting, and saved loved ones worth defending, the day you think it a weakness, is the day
you will burn
Ronja Fancourt
Ronja Fancourt
Zawód : magipsychiatra, uzdrowiciel
Wiek : 30/31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
battles may be fought
from the outside in
but wars are won
from the inside out
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
玉兰花
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9639-ronja-fancourt https://www.morsmordre.net/t9640-demimoz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f360-hornchurch-haynes-road-39 https://www.morsmordre.net/t9641-skrytka-bankowa-nr-2194#293080 https://www.morsmordre.net/t9643-ronja-fancourt#293083
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]08.12.21 21:27
Wepchnięty do szafki nadal nic nie widział, musiał zdać się na to, ze Sam wie co robi. Parę razy w drodze do samej szafki uderzył a to w poręcz, a to w jakiś mebel, który akurat był na drodze. Nie narzekał, a jedynie w myślach przeklinał swój los i ślepotę, która nie wiedział jak długo będzie trwała, ale miał jedynie nadzieję, że nie całe życie. Jeszcze tego brakowało, aby pozostał ślepcem do końca swoich dni. Usłyszał jak towarzysz wypowiada zaklęcia, a całą szafką aż zatrząsało. Budynek jęczał od zamieci śnieżnej, a on prawie wyczołgał się z szafki do jakiegoś pomieszczenia.
-Gdzie jesteśmy? Oślepiło nas… - Zwrócił się do osób w budynku. Wyciągnął dłonie przed siebie sprawdzając czy nie ma jakieś przeszkody, ale napotkał jedynie powietrze. -Szopa… - Powtórzył za Ronją. -Zaraza… - Potknął się chyba o własne nogi, czuł zmęczenie, a brak wzroku wcale mu nie pomagał. Nie czuł już ogólnego zniechęcenia i beznadziei, która ledwo chwilę wcześniej go ogarnęła, ale osłabiony był nadal. Wiedział, że musi oszczędzać teraz siły. Słyszał jak Skamander wydaje polecenia, jak stara się opanować sytuację, choć jak zrozumiał również widział tyle co nic. Słyszał wymianę zdań pomiędzy kobietą a mężczyzną i rozumiał podejście jednego i drugiego, ale mieli mało czasu. Musieli działać szybko i sprawnie. -Zawsze warto zapytać. Będąc ślepi i tak wiele więcej nie zrobimy, ale jak jesteś ranny to opatrzyć rany trzeba. - Stanął równo na nogach starając się twarz kierować tam gdzie słyszał dźwięk i głos. Ciemność nadal była całkowita, zwłaszcza teraz kiedy migotania minęły. Czuł się bezbronny kiedy nie wiedział co się wokół niego dzieje. Trzymał różdżkę wyciągniętą przed siebie gotów zadziałać, ale byłoby mu o wiele łatwiej gdyby wiedział w co celuje. Jedyne co mógł to zlokalizować policjanta. Skamander był aurorem, skoro był wstanie na ślepo się poruszać, to pewnie znał metody przesłuchiwania które nie wymagały wzroku, a przynajmniej tak mniemał Grey, który przecież był tylko botanikiem i początkującym pisarzem.
-Homenum Revelio - Liczył, że pomimo tego, że nie widzi coś dostrzeże, a wtedy będzie mógł poprowadzić Sama do policjanta chwytając go za ramię. Słyszał jego głos, wiedział gdzie się znajduje więc nie powinno mu to sprawić problemów. -Homenum Revelio -Ponowił inkantację walcząc ze zmęczeniem, które coraz mocniej odczuwał. Głowa chyba zaczynała go też boleć, a to oznaczało, że organizm domagał się odpoczynku. Nie mógł teraz jednak pozwolić sobie na słabość. Złapał Samuela za ramię by skierować go w stronę nieprzytomnego policjanta.

|Obydwa rzuty tu i tu




Zły pomysł?Nie ma czegoś takiego jak zły pomysł, tylko złe wykonanie go


Herbert Grey
Herbert Grey
Zawód : Botanik, podróżnik, awanturnik
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Podróżowanie to nie jest coś, do czego się nadajesz. To coś, co robisz. Jak oddychanie
OPCM : 18 +2
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 2 +1
TRANSMUTACJA : 15 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej

Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9088-herbert-grey https://www.morsmordre.net/t9097-awanturnik https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f179-dorset-bockhampton-greengrove-farm https://www.morsmordre.net/t10001-skrytka-bankowa-nr-2134#302368 https://www.morsmordre.net/t9106-herbert-grey#274578
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]08.12.21 21:59
Przestrzeń zdawała się kurczyć wokół was, choć w szopie - póki co - nie pojawił się nikt inny; chwilowo nie słyszeliście też już nic poza ogłuszającym hukiem wiatru, pochłaniającym wszystkie inne dźwięki - w tym te, które mogłyby zaalarmować was o nadciągających posiłkach. Ronja, która podeszła do skrzyni, była w stanie dostrzec charakterystyczny zamek, nigdzie nie widziała jednak klucza - a kiedy szarpnęła za wieko, ciężka pokrywa nawet nie drgnęła. Zawiasy skrzypnęły jedynie cicho, po czym zamilkły, przytrzymane siłą metalu lub magii - trudno było stwierdzić.
- Do Somerset? Dokąd? - zapytała Emily; jej głos brzmiał słabo, raz po raz zerkała też w stronę niewidocznego domu, widocznie przejęta hałasem, który wcześniej wstrząsnął pomieszczeniem; brak odpowiedzi na zadane pytanie jej nie uspokoił, wprost przeciwnie - pokręciła energicznie głową, choć dostrzec mogła to wyłącznie Ronja. - Nie odsyłajcie mnie. On może wiedzieć, gdzie jest Lily - powiedziała z nadzieją, spoglądając w stronę nieprzytomnego policjanta. W reakcji na kolejne polecenie Samuela, przytaknęła. - D-dobrze - dodała po chwili, orientując się, że auror nie mógł zobaczyć jej gestu. Z kieszeni wyciągnęła bladożółtą chustkę w jasne grochy, po czym powoli, jakby z oporami, podeszła do opartego o ścianę mężczyzny. Przykucnęła przy nim, mało wprawnym ruchem obwiązując kawałek materiału wokół jego głowy; trwało to dosyć długo - ręce mocno jej drżały.
Wypowiedziana przez Herberta inkantacja w pierwszej chwili nie odsłoniła przed nim niczego nowego, ale kiedy powtórzył ją po raz drugi, poczuł pod palcami charakterystyczne ciepło; różdżka zadrżała, rozlewając wokół niewidzialną magię, jednak Grey wciąż pozostawiał oślepiony - gdy więc wokół niego rozbłysły dodatkowe plamy światła, trudno było mu wyróżnić spośród nich kształty czy doliczyć się ich faktycznej ilości. Kolory zlewały się ze sobą, tworząc obraz przypominający akwarelę rozlaną po pergaminie; najwięcej świetlistych plam widział tuż obok siebie, miał jednak wrażenie (czy złudne?), że kilka z nich snuło się również gdzieś na krawędzi jego pola (nie)widzenia. Poruszały się lekko, jakby falując, ale nie wyglądało na to, by się przybliżały.

To tylko post uzupełniający, tura biegnie bez zmian.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]08.12.21 22:24
Niezależnie od sytuacji, był w obowiązku zachować zimną krew. Wystarczająco wiele razy uczestniczył w misjach zagrażających życiu, będąc samemu na granicy, by nie dać się ugiąć presji. Nie mogła zmienić tego ani rana, ani tymczasowa ślepota, ani naciski z zewnątrz - Dopóki gonie wyjmiemy, chyba powinno być w porządku - nie znał się wystarczająco, by zdiagnozować stan obrażeń, ale tej jednej rzeczy się nauczył - to nie jest nic krytycznego, nie wykrwawię się - odpowiedział równie spokojnie - i nie zaklęcie, eliksir - doprecyzował, marszcząc brwi, gdy czarownica zdecydowała się przełamać jego dyspozycje - to nie jest kwestia, czy stanowi zagrożenie, czy nie. Jest źródłem informacji, które są nam potrzebne. Nie mam zamiaru go zabijać - bez konieczności - ale jestem aurorem, wykonuję swoją pracę - chociaż nie mógł spojrzeć w oczy kobiety, uwaga podążyła za głosem - Wiem co robię - dodał chłodniej, bardziej stanowczo - i jest wystarczająco wiele możliwości do działań, nawet w podobnym stanie - odetchnął, starając się zebrać w całość sytuację. Rozumiał, czego oczekiwała uzdrowicielka, ale miał wrażenie, że bagatelizowała, albo zapominała w jakiej sytuacji się znajdowali. I dopóki nie był w krytycznej potrzebie, wolał postawić na bardziej ukierunkowane działanie - właśnie dlatego możesz go ocucić i wyleczyć wystarczająco, by był przytomny i zdolny do mówienia. - zakończył i zwrócił się do Emily - w parku na obrzeżach miasta Bath. To bezpieczne miejsce - odpowiedział i ostatecznie po prostu ruszył za nią, podążając za odgłosem jej kroków. Dopiero upewniając się, że ma przed sobą rzeczonego policjanta, sięgnął po różdżkę, dociskając jej koniec do celu - Esposas - wymówił, chociaż nie wydarzyło się nic - Incarcerous - zdecydował tym razem sięgając po prostszą, już skuteczniejszą perspektywę.

| Oba czary tutaj


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]12.12.21 23:29
Thomas, Prudence

Ten idiota – odezwał się Travis, naśladując ton głosu Thomasajest zagrożeniem tylko dla siebie, ale chętnie zaciągnąłbym go tam, gdzie jego miejsce – odpowiedział, ani na moment nie odrywając spojrzenia od twarzy rozmówcy. W reakcji na sugestię, że się bał, policzek drgnął mu spazmatycznie, krótki tik nerwowy był jednak jedyną oznaką emocji; przez cały czas zaciskał szczękę, niemal równie mocno co palce na różdżce. Kiedy Thomas wyciągnął rękę, żeby poklepać go w ramię, Travis zrobił gwałtowny krok do tyłu, uciekając również barkiem; spomiędzy jego warg wyrwało się ostrzegawcze warknięcie, nie odepchnął jednak chłopaka od siebie ani nie wypowiedział żadnej inkantacji. Trudno było jednoznacznie stwierdzić, czy historia o bracie bliźniaku go przekonała, choć mogliście odnieść wrażenie, że w jego spojrzeniu błysnęło zwątpienie.
Dyskusję urwał powrót Leo wraz z mugolskim chłopakiem, który – zmuszony do zatrzymania się przez szmalcownika – wbił przerażony wzrok w Doe, chwilę później przenosząc go na błyskający lekko w półmroku sztylet. Pozostali zdawali się zrobić to samo, kilka par oczu zatrzymało się na Thomasie, obserwując go uważnie, być może zastanawiając się, co zrobi; nóż w jego dłoni wydawał się ciężki, źle wyważony, a kiedy podszedł bliżej chłopaka, mógł dostrzec, jak ten drży na całym ciele. Jego policzki były blade, pokryte jasnobrązowymi piegami i zapadnięte, wychudzone; w błękitnych tęczówkach kryła się jednak zaciętość, nieniknąca nawet wtedy, kiedy stojący za jego plecami Leo popchnął go tak, że ten upadł na kolana. – Parszywcy – warknął; głos miał tak zachrypnięty, że zabrzmiał jak szept. – Mogliście chociaż nie robić tego przy nich – dodał, a chociaż ani przy tym drgnął, nie mieliście wątpliwości co do tego, że mówił o przerażonych, skulonych wokół siebie dzieciach.
Okrążywszy go, Thomas bez trudu dostrzegł fragment odsłoniętej skóry na szyi – jasnej, pokrytej ciemniejszymi plamami, może brudem, może siniakami. W reakcji na słowa chłopaka, szmalcownik przytrzymał go mocniej za ramię, pilnując, by się nie wyrwał – a gdy koniec noża przebił jego kark, rzeczywiście tego nie zrobił. Szarpnął się tylko raz, z jego gardła wydał się zduszony krzyk, zaraz potem jednak ucichł, wcześniej zamieniając się na moment w mokre charczenie. Z rany natychmiast popłynęła krew, ciemna, połyskująca, barwiąc górę powyciąganego swetra i palce Thomasa. Dzieciak się zachwiał, jego mięśnie spięły się, a później rozluźniły; puszczony przez Leo, opadł na posadzkę. Jeszcze żył, w przestrzeni rozlegał się jego nierówny oddech, lewa dłoń sięgnęła karku, jakby chcąc przykryć ranę, ale zaraz potem opadła na kamienną posadzkę, znacząc ją czerwonymi smugami.
Nie! – rozległ się krzyk, dziecięcy głos odbił się echem wzdłuż ścian groty; dziewczynka z mysimi warkoczami, do tej pory ukryta za plecami starszego chłopaka, wyrwała się do przodu, biegnąc prosto w stronę leżącego na ziemi mugola. Hazel zareagowała błyskawicznie, odwracając się i łapiąc ją w pasie, ale drobna dłoń i tak zdążyła zacisnąć się na materiale płaszcza Thomasa. Po jasnych policzkach pociekły łzy. – Nie, Henry, nie! – krzyczała dalej, szarpiąc się.
Uspokój się dzieciaku, bo skończysz tak samo – warknęła czarownica, starając się odciągnąć dziewczynkę w tył.
Prudence przyglądała się temu wszystkiemu z większej odległości, wciąż pozostając gdzieś w połowie drogi między zbiegowiskiem a płytą; oddalona od niej o co najmniej kilkanaście metrów, nie była w stanie sięgnąć do naczynia ani sprawdzić, co było w środku. Gdyby spróbowała, być może mogłaby tam dobiec – ale zamiast tego zdecydowała się na desperacką próbę odwrócenia uwagi szmalcowników od chłopaka. Imitacja omdlenia wypadła nieco niezręcznie, lady Macmillan nie była wprawioną aktorką, a jej ciało – obolałe i sztywne – odruchowo broniło się przed upadkiem, jednak szczęśliwie w momencie, w którym Thomas zbliżył się do mugola, nikt nie przyglądał się jej uważnie. Zderzenie z posadzką było bolesne, Prudence miała wrażenie, że jej klatka piersiowa i wnętrzności zapłonęły żywym ogniem, zdołała jednak powstrzymać wyrywający się z gardła krzyk; zamknąwszy powieki, nie widziała już również, co działo się wokół niej, mogąc jedynie słyszeć rozlegające się w grocie dźwięki. – Co, do?.. – dotarło do niej, głos zdawał się należeć do Elige’a. Mężczyzna, odrywając spojrzenie od wykrwawiającego się chłopaka, podszedł do leżącej na ziemi dziewczyny; jego kroki zbliżały się powoli, niosąc się ponad zimną posadzką. – Żyjesz? – usłyszała ponad sobą; szmalcownik przykucnął obok, wyciągając rękę i zaciskając palce na jej ramieniu, potrząsnął nią kilka razy.
Travis, który przez dłuższą chwilę milczał, zrobił krok do przodu. – Dosyć tego cyrku, wyskakujcie z kasy i spadajcie stąd razem z tymi dzieciakami – rzucił; w jego głosie wybrzmiewała widoczna niechęć.
W całym tym zamieszaniu nikt nie zwracał już uwagi na zbite w ciasną grupkę dzieci.

Ronja, Samuel, Herbert

Chociaż nie wiedzieliście, ile dokładnie mieliście czasu, nim otoczy was magiczna policja – prawdopodobnie póki co wstrzymywana przez szalejącą ponad wami nawałnicę – to mogliście mieć pewność, że nie był to odpowiedni moment na sprzeczki. Częściowo oślepieni i ranni, w towarzystwie wystraszonej czarownicy i nieprzytomnego funkcjonariusza, znajdowaliście się w sytuacji co najmniej trudnej; czuliście też nasilające się zmęczenie, rzucane zaklęcia nie pozostawały bez echa – sięganie po magię przychodziło wam coraz trudniej, kosztowało coraz więcej wysiłku.
Zawiązana na oczach policjanta opaska pozbawiła go wzroku, a wypowiedziane przez Samuela inkantacje unieruchomiły go na dobre; najpierw na jego nadgarstkach i kostkach pojawiły się magiczne kajdany, które dostrzec mogła co prawda wyłącznie Ronja – ale brzęknięcie, które wydały, uderzając o drewnianą podłogę, słyszeli wszyscy obecni w szopie. Chwilę później ciało mężczyzny oplotły liny, sprawiając, że zachwiał się bezwładnie, po czym powoli osuwając się po ścianie, zaczął opadać na posadzkę. Nie obudził się ani nie wydał z siebie jęknięcia, utrzymywany w stanie uśpienia zaklęciem Ronji.
Mniej więcej w tym samym czasie coś nad waszymi głowami głośno trzasnęło, a ciężka bryła lodu uderzyła w podłogę tuż obok stóp Herberta; wiązka bladego światła wcisnęła się do wnętrza szopy przez wybitą w dachu dziurę, a wraz z nią wpadł świst wiatru i chmara płatków śniegu. Słaba konstrukcja szopy poddawała się narastającej nawałnicy; nie mieliście pewności, ile jeszcze wytrzyma. Emily odsunęła się o krok od policjanta, w lewej dłoni kurczowo ściskając świstoklik, póki co nie zrobiła jednak nic więcej, stopy uparcie wciskając w drewnianą podłogę.

Poniżej znajduje się mapa terenu oraz mapa podziemi. Po obu mapach możecie przemieszczać się swobodnie (z uwzględnieniem działających zaklęć), przemieszczenie się w obrębie mapy nie jest akcją.


(wersja powiększona)



(wersja powiększona)


Czas na odpis: 14.12 do godz. 23:59, w przeciągu tury możecie wykonać maksymalnie 2 akcje - to, czy będą umieszczone w jednym poście czy rozbite na dwa (lub więcej) zależy wyłącznie od was. Rzuty kością możecie wykonywać w temacie lub w szafce zniknięć - jak wam wygodniej. Mistrz gry przypomina też, że jeśli będziecie potrzebować posta uzupełniającego (bo np. się przemieszczacie lub rzucacie zaklęcie wykrywające), piszcie śmiało.

Działające zaklęcia i eliksiry:
Hiemsitio (cały obszar mapy)
oślepienie (Samuel, Herbert) - 2/5 tur
Facio coma maxima (policjant)
Homenum revelio (Herbert)
Esposas (połowicznie udane)
Incarcerous

Żywotność i energia magiczna:
Prudence - PŻ: 139/209 (-15); EM: 34/50 (obrażenia: 70 (tłuczone) - złamanie trzech żeber, stłuczenia barku i klatki piersiowej)
Herbert - PŻ: 220/220; EM: 12/50
Thomas - PŻ: 160/220 (-10); EM: 35/50 (obrażenia: 50 (miażdżone) - złamanie lewej ręki z przemieszczeniem; 10 (tłuczone) - wybicie małego palca ze stawu)
Ronja - PŻ: 210/210; EM: 33/50
Samuel - PŻ: 249/279 (-5); EM: 17/50 (obrażenia: 30 (kłute) - rana brzucha, odłamek tkwiący w ciele)

ekwipunki:
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Brzeg rzeki Lune [odnośnik]13.12.21 20:41
Nie mogła uwierzyć w to wszystko, co tu się właściwie przed chwilą stało. Było to dla niej zbyt wiele, do tego ogromny ból rozprzestrzeniał się po jej klatce piersiowej, niewiele brakowało aby za chwilę po prostu oddała się w ręce szmalcowników. Zaczynało brakować jej sił, chęci, wszystkiego. Może źle zrobiła, że pojawiła się w tym miejscu, nie do końca przemyśleli plan, rozdzielili się, również dosyć niefortunnie, skąd bowiem mogli wiedzieć, co tutaj dokładnie zastaną. Zastanawiała się, co z resztą, czy mieli równie wiele nieszczęścia, co oni. Oby nie. Szkoda, że ich tu nie znaleźli, miała nadzieję, że są cali.
Padła na ziemię, okazało się, że nie był to zbyt błyskotliwy pomysł. Myślała, że może to pomoże odwrócić jej na chwilę uwagę, jak widać nie zadziałało, nie wystarczyło. Usłyszała krzyk dziewczynki. Czyli to się stało. Nie myliła się, Doe zabił bezbronnego chłopca. Łza pojawiła się na jej policzku. Krzywda niewinnych, a w szczególności dzieci, to było coś, do czego nie została przygotowana. Potrafiła znieść wiele, jednak każdy miał swoje granice.
Nie zamierzała spędzić tu więcej czasu. Poczuła ręce, które zacisnęły się na jej ramieniu. Otworzyła oczy. - Żyję...- rzekła zachrypniętym głosem. - Pomóż mi wstać.- powiedziała jeszcze do niego. Nie miała zamiaru spędzić tutaj ani minuty więcej.
- Będzie tak.- podeszła do zgromadzonych szmalcowników. - Wyprowadzicie nas stąd, wtedy dostaniecie pieniądze. - mówiła pewnym głosem. Nie zamierzała dać po sobie poznać, jak bardzo się boi. Podeszła do chłopca, który leżał na ziemi, wykrwawiał się. Żałowała, że nie zna żadnych zaklęć, które mogą mu pomóc. Szkoda, że nie ma z nimi Ronji, czy właśnie umierał na jej oczach. Najprawdopodobniej, najgorsze było to, że nie mogła na to nic poradzić. Nie chciała spędzić tu więcej czasu, powinni już się stąd ulotnić, bo nic dobrego im się tu nie przytrafi. Nie miała jeszcze pojęcia skąd wezmą pieniądze, aby zapłacić za dzieci, jednak pod ziemią nie mieli żadnych szans, aby ich pokonać. Pozostawało wydostać się na powierzchnię.


perswazja I


I am the storm and I am the wonder
And the flashlights nightmares
And sudden explosions
Prudence Macmillan
Prudence Macmillan
Zawód : Specjalista ds. morskich organizmów
Wiek : 26/27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
With wild eyes, she welcomes you to the adventure.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lune - Brzeg rzeki Lune - Page 10 D36cb059e33df5c9cc27b3102f0bf437286d1298
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9686-prudence-macmillan https://www.morsmordre.net/t9710-limbo https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t10646-skarpeta-pru https://www.morsmordre.net/t9860-prudence-macmillan#298534

Strona 10 z 13 Previous  1, 2, 3 ... 9, 10, 11, 12, 13  Next

Brzeg rzeki Lune
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach