Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda
Bezpieczne wybrzeże
Zostało zabezpieczone w sierpniu 1957 r., wtedy również odłowiono i... zjedzono bytującego w pobliżu smoka, który okazał się wężem.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 20.11.20 14:06, w całości zmieniany 4 razy
Początkiem sierpnia czarodzieje powinni świętować festiwal lata, święto radości, miłości i pokoju. Organizowane w Weymouth pod przewodnictwem Prewettów uroczystości od setek lat łączyły czarodziejów niezależnie od ich pochodzenia, majętności i zajmowanych stanowisk. Miłość wszyscy świętowali wspólnie.
A potem - nadeszła krwawa wojna.
Nikt nie był w stanie wskazać, kto był pierwszy, kilka dziewcząt mieszkających we wiosce zaplotło razem kwietne wianki i pobiegło z nimi nad wodę, ich kwiaty ozdobiły uderzające o ostry brzeg fale. Kilka z nich siedziało w zwiewnych sukienkach - przybranych umyślnie na przekór dziejących się zdarzeń - na skałach, mocząc bose stopy w chłodnej wodzie. Kilku chłopców pobiegło za nimi, w heroicznym zrywie wyławiając kwiaty, by zalecić się do dziewcząt, które wiedziały, że ci odważni chłopcy pewnie nie dożyją końca tej wojny. Na brzegu zaczęło gromadzić się coraz więcej mieszkańców i bywalców Oazy, a w powietrzu dało się usłyszeć coś tak już obcego: śmiech, radość, muzykę wygrywaną przez kilku tych, którzy wciąż potrafili.
Tradycja wianków polega na spleceniu wianka z polnych kwiatów przez czarownicę, która następnie rzuca ów wianek w morską pianę; kawalerowi, który wianek wyłowi, czarownica winna jest taniec.
Jeśli chcesz wziąć udział w zabawie, musisz zejść bliżej brzegu celem puszczenia lub wyłowienia wianka i zanurzyć w niej nogę lub rękę. Należy wówczas rzucić kością opisaną jako wianki.
Wyłowić można wyłącznie wianek, który zostanie wcześniej puszczony na wodę. O tym, kto pierwszy wyłowi puszczony wianek, decyduje kolejność dodanych postów.
W losowaniu mogą brać udział wyłącznie aktywne postaci.
Druga połowa lipca była chaotyczna, nieprzewidywalna, straszna. Jeszcze kilkanaście dniu temu Michael nie myślał w ogóle o Oazie, o zabawie, właściwie o niczym poza martwymi mugolami i Cruciatusem, po którym na moment zatracił siebie. Na szczęście, z każdym dniem było trochę lepiej. Warkot w jego głowie cichł, fantomowy ból po Crucio wracał już tylko w nocy, a nie za dnia, a Kerstin... przy kochanej Kerstin naprawdę musiał i chciał jakoś się trzymać. Szczególnie po tym, gdy usłyszała jego koszmary.
Dlatego, trochę aby zapewnić siostrę, że wszystko w porządku, a trochę po to aby samemu o wszystkim zapomnieć, wreszcie postanowił wziąć Kerrie do Oazy i pokazać jej Wianki! Nie pamiętał dobrze tej tradycji z Festiwalu Prewettów, zwykle był na nim zajęty
Oby tym razem nikt nie uznał za atrakcji bogina ani starożytnych run - pomyślał, mając w pamięci nadmiar wrażeń na weselu Macmillanów. Na szczęście, nawet tamta szaleńcza zabawa podobała się Kerstin. Jej w ogóle wszystko się podobało, a świat z nią u boku stawał się jakiś jaśniejszy.
Michael ubrał się w świeżo wyprasowaną (przez samego siebie!) białą koszulę i jasne płócienne spodnie. Kątem oka zerkał na elegancką siostrzyczkę, nie mogąc się nadziwić, że tak dorosła i trochę martwiąc, że wszyscy kawalerowie zwrócą na nią uwagę na tych Wiankach.
Ale w sumie to chyba cel Wianków.
I lepiej, żeby poznała kogoś w Oazie, niż... no, poza nią!
Choć na razie lepiej żeby nikogo nie poznawała! Była taka młoda! I trwała wojna!
Po drodze zaszli na łąkę, gdzie Michael pomógł siostrze zbierać polne kwiaty, a potem zeszli razem nad wybrzeże, a szum rozbijających się o kamienie fal wyciszył nieco troski Michaela.
-Ładnie, prawda? - zagaił do Kerstin. -Powinniśmy... rzucić lub wyłowić te wianki i zatańczyć? - zapytał niepewnie, choć z góry przeczuwał, jaka będzie odpowiedź. Może i panna Tonks prawie nikogo tu nie znała, ale towarzyskiej śmiałości jej nie brakowało! A on w sumie nie zamierzał stać jak słup soli, gdy siostrę porwie do tańca ktoś inny - dlatego zsunął ze stóp buty i zbliżył się do wody, wypatrując wianków.
Can I not save one
from the pitiless wave?
'Wianki' :
Naprawdę lubiła bryzę. Choć nie wychowała się nad morzem, to nad jego brzegiem wybrała miejsce swojego nowego domu. Cichy szum słonej wody uspokajał, miał w sobie coś przypominającego ciepłe wakacje. Ale nie takie jakie były dzisiaj, tylko te z przeszłości. Pełne festynów, zabawy nad wodą. Miała cudowne wspomnienie z tego jednego urlopu na plaży, pod niewielkim namiotem, który prawie uciekał pod każdym uderzeniem wiatru. Spać nie było trudno, bo wszyscy byli okropnie wymęczeni całym dniem zabaw.
Nie dziwiła się, że chcieli mieć choć namiastkę dawnej beztroski. I właściwie tak jak codziennie powtarzała sobie, że naprawdę potrzebuje odpoczynku, dzisiaj również miała to w głowie. Wianki nawet nie były najważniejsze, chociaż też miała swój. Miała ochotę posiedzieć na plaży, ale nie sama. Popatrzeć jak ludzie wokół się cieszą, jak mieszkańcy Oazy pozwalają sobie na beztroskę, w miejscu, które właśnie po to zostało stworzone. By mieli choć odrobinę bezpiecznego miejsca. Woda była granatowa i wzburzona, bryza uderzała, a i tak całkiem sporo dziewcząt z Oazy tłoczyło się przy brzegu, wrzucając po kolei swoje wianki. Podobno kwiaty na tutejszych łąkach miały niesamowite właściwości, ale Marcy nigdy nie miała okazji tego sprawdzić, zwłaszcza, że całkiem łatwo uplotła swój wianek ze zwykłych chabrów. Calutki niebieskofioletowy, tylko nieco przyozdobiony liśćmi. Zastanawiała się jeszcze nad mleczami, w końcu żółty nie zniknie w wodzie tak łatwo.
Podeszła do brzegu i energicznie wyrzuciła wianek na falę. Przez chwilę niósł go wiatr, aż w końcu opadł na wodę. Był przypływ, więc pewnie po jakimś czasie i tak wianki wrócą na plażę, ale i tak ciekawie było popatrzeć na zmagania panów w wyławianiu, to chyba najlepsza atrakcja tutaj - wielki spektakl walki z wodą. Zaraz po wyrzuceniu wianka, skierowała się dalej, by przysiąść sobie na jakiejś przyjaznej skałce. Musiała chociaż trochę zebrać spódnicę, bo ciągle tańczyła na tej dzisiejszej bryzie. Nie ma jednak co narzekać, pewnie gdyby nie to, byłoby dość ciepło, a Marcy jakiś czas temu zrezygnowała z bluzek na ramiączkach na rzecz koszul, przynajmniej do połowy ramienia. I nawet one nie ukrywały do końca tego, że miała na skórze kilka czerwonych plam - na prawym przedramieniu i na szyi. Nawet maść nie pomogła zbyt szybko, a zapewne otarła nieco zbyt wrażliwą skórę podczas snu zeszłej nocy. Wełniane koce bywają szorstkie, a jej było jakoś dziwnie zimno.
'Wianki' :
Zauważała, że Mike stara się udawać, że wszystko jest w porządku, ale jej nie dało się oszukać - wciąż było mu ciężko, a Kerstin przeżywała, że nie wie, w jaki sposób mu pomóc. Po cichu liczyła na to, że zabawa w Oazie poprawi mu nastrój, da szansę zapomnieć o wojnie chociaż na jeden wieczór.
Tyle że jakoś sama nieszczególnie w to wierzyła.
No ale Kerstin potrafiła podtrzymać entuzjazm, zwłaszcza, że wobec wypadu do Oazy naprawdę go odczuwała. Przede wszystkim, bo przyszli tutaj razem, a w drugiej kolejności, bo naprawdę tęskno jej było do niewinnych, letnich rozrywek.
Dotąd nie miała nigdy okazji pleść wianków i rzucać ich na wodę, ale z pewnością gdzieś już o tym czytała, bo zwyczaj nie był jej całkiem nieznany. Rozumiała podstawy, wiedziała, że to kobiety plotą wianki, chłopcy je wyławiają, a potem... no, tego były różne wersje. Na wszelki wypadek ubrała się raczej skromnie, w różową sukienkę z długimi rękawami (odpowiednią do wietrznej pogody) i czarne rajstopy.
- Jest cudownie - przyznała, przystając nad wodą i rozkładając ramiona, jakby chciała nimi objąć horyzont. - Ja zaraz uplotę wianek. Dawno tego nie robiłam, nie wiem, czy mi wyjdzie. - Zarumieniła się. - A ty powinieneś jakiś złowić. - Odeszła kawałek od brzegu i pochyliła się, żeby znaleźć kwiaty. No, nie było ich tutaj na pęczki, ale jeżeli doda się do wianka też trochę tej ładnej trawy, to może... - Czyli nagrodą jest taniec? To dobrze. Bałam się, że jeżeli chłopak wyłowi wianek, to dziewczyna będzie go musiała pocałować - Wzruszyła ramieniem i uśmiechnęła się szczerze, gdy zobaczyła, że brat już pcha się do wody.
Czasami był tak uroczy, że szło zapomnieć, że jest od niej starszy.
- Ej, ale wiesz, że nie ma jeszcze wianków w wodzie? - zapytała, przykładając dłoń do ust, aby ukryć śmiech. - Chcesz być pierwszy?
Kerstin jeszcze przez moment kręciła się wokół poletka z pojedynczymi kwiatami, a potem opadła obok na kolana, westchnęła i zabrała się do zrywania tych ładniejszych. Podejrzewała, że czarodziejskie dziewczyny mogą zmusić łodygi, żeby zaplatały się same w perfekcyjnie równe rządki, więc wkrótce w wodzie zaroi się od kolorowych ozdób. Ona była nieco wolniejsza, ale to nic. Lubiła czasochłonne, relaksujące zajęcia, poza tym naprawdę zapomniała już jak to jest tak po prostu usiąść i pleść wianek. Kto wie, może wkrótce jej się ta umiejętność przyda? Ostatni miesiąc lata mogła wykorzystać na zasypaniu wszystkich pokojów w domu stertą pachnących kwiatów.
Ostatecznie wianek Kerstin okazał się być odrobinę nierówny, ale za to bardzo kolorowy za sprawą wielu rodzajów traw, od morskich po jaskrawozielone. Ostrożnie zbliżyła się do brzegu, a potem - czując coś między ekscytacją i zażenowaniem - podrzuciła nim do góry.
Uff, na całe szczęście się nie rozpadł.
outfit ale nie noszę obcasów, bo bym się zabiła na kamieniach
Ostatnio zmieniony przez Kerstin Tonks dnia 05.10.20 10:58, w całości zmieniany 1 raz
'Wianki' :
Z początku trzymała się na dystans, obserwując przebywających nad samym brzegiem młodych, piękne dziewczęta w zwiewnych sukniach i towarzyszących im młodzieńców, pełnych werwy, zapału. Jakże musiało brakować im normalności. Typowego dla tej pory roku festiwalu lata, zabawy ku czci miłości, a także odpowiednich dla ich wieku zmartwień. Powinni przejmować się tym, czy obiekt westchnień odwzajemnia ich uczucia, czy praca daje satysfakcję, a rodzice są dumni z ich postępowania. Zamiast tego odarto ich – ich wszystkich – z luksusu zachowywania się jak na swój wiek przystało. Musieli szybko dorosnąć, dostosować się do nowych zasad – lub zginąć.
Nie dziwiła się, że tutaj, względnie bezpieczni, pozwalali sobie na chwilę wytchnienia. Na śmiechy, plecenie wianków i odważną walkę ze wzburzonym żywiołem. Potrzebowali tego, by nie oszaleć. Tak przynajmniej myślała, w duchu przyznając, że i ona musiała ratować się takimi małymi, uparcie odnajdywanymi momentami, by nie zapomnieć o sobie samej. Była w tym jednak pewna kalkulacja, musiała przecież dbać o swoje samopoczucie, by nie zawieść w trakcie jednego ze spacerów po Londynie, nie doigrać się kolejnej niekontrolowanej przemiany. Wciąż pamiętała o połamanych żebrach, z którymi pomogła jej Poppy. Teraz jednak kuzynka zniknęła, nie mogła liczyć na jej ciepło i wsparcie.
Wyłowiła wśród mijanych osób kilka znajomych twarzy, w tym Michaela w towarzystwie jakiejś kobiety. Od czasu spotkania w Upper Cottage spoglądała na niego nieco inaczej, z mniejszą rezerwą, nie miała mu jednak zamiaru przeszkadzać. Dlatego tylko skinęła krótko głową w formie lakonicznego powitania i ruszyła dalej, walcząc z wiatrem bezlitośnie szarpiącym materiał spódnicy, rozwiewającym krótkie włosy. W końcu podjęła heroiczną – a może raczej spontaniczną? – decyzję o próbie uplecenia wianka; tak dawno tego nie robiła, wiedziała, że będzie potrzebować czasu, by przypomnieć sobie odpowiednie ruchy, wybrać pasujące kwiaty. Z oddali dobiegały ją śmiechy, a także wygrywana przez kogoś muzyka. Od strony Oazy napływało coraz więcej zwabionych tym niezwykłym wydarzeniem osób, a ona zerkała ku nim kątem oka, mimowolnie wypatrując kolejnych znanych lepiej lub gorzej czarodziejów. Po jakimś czasie, nie wiedziała jakim dokładnie, ostrożnie ruszyła w dół zbocza, rozważnie stawiając kolejne kroki. Wolną dłonią pilnowała krnąbrnej spódnicy, w drugiej trzymała swój nieco koślawy, lecz zachowujący kształt wianek. W końcu stanęła na samym brzegu, drżąc przy tym z zimna, dając ochlapać się uderzającej o skały wodzie. Odgarnęła uparcie opadające na zarumienioną twarz pukle, po czym zamachnęła się i posłała swój twór kilka metrów dalej, w zamyśleniu obserwując jego wędrówkę po morskich falach.
'Wianki' :
W tym wybrzeżu coś było, że wszystkich przyciągało. A może to ona wciąż nie pojęła co się dzieje. Odłożyła koce na bok, na ławę i potarła ręce o siebie, czekając, aż wszystkie pozostałe ułożą się na stosik same, patrząc wciąż w tamtą stronę. Dopiero cudze kroki sprowokowały ją do odwrócenia się za siebie.
— Just — powitała ją z uśmiechem, od razu wskazując kciukiem na wybrzeże. — Czy coś nas właśnie omija? Wszyscy tam idą. Jestem pewna, że widziałam Michaela i Kerstin i byli ubrani bardzo ładnie.— Gdyby coś się działo, przecież wiedziałaby. Choć odkąd dostała pracę bywała tu mniej, wciąż spędzała w oazie każdą wolną chwilę. Spojrzała po sobie. Ubrana zwyczajnie, całkowicie codziennie, w długą spódnicę w kolorze butelkowej zieleni. Może nieco wypłowiała od słońca, ściągnięta w talii brązowym paskiem ze skóry. W nią wciśnięta była koszula z podwiniętymi rękawami: gładka i kremową zapinana na guziki od dołu do góry. Kołnierzyk rozkładał się na boki, układał na obojczykach w drobnym dekolcie kryjąc srebrny łańcuszek . Ale może to nie miało szczególnego znaczenia. — Chodź, sprawdzimy, co tam się dzieje. Tylko weź to i odłóż to tam.— Wskazała ruchem brody drugą kupkę koców, gdy niosła już pierwszą w stronę zbudowanego z drewna schowka, tuż przy jednym z domków. Zamknęła go i pociągnęła ją za rękę, nie spodziewając się, że tradycja tak silna i tak potrzebna, dziś odżyła na ich oczach.
Zatrzymała się kilka kroków od zejścia do wody, ostrego, kamienistego. Wiatr porwał jej włosy. Z ust i oczu musiała wybrać je palcami.
— Widzę tam Michaela i Kerstin.— Wskazała Just parę spory kawałek dalej. — A tam chyba jest Marcella.— Nie była pewna. Było tez parę innych dziewcząt, które kojarzyła z oazy. Już rozumiała — wrzucały do wody wianki, by zaraz potem dzielni chłopcy rzucili się za nimi w toń, zbiegłszy po ostrym zboczu, ignorując wystające kamienie. — Widziałaś?— spytała, łapiąc ją za przegub dłoni i puszczając zaraz, wpatrzona jak jeden ze śmiałków wyławia zdobycz z wody. W tym miejscu, w tych warunkach to było szczególnie imponujące. I choć była pewna, że morskie fale roztrzaskają delikatne kwiatki, rozerwą lekkie sploty, ukoronował jej głowę mokrymi kwiatami.
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
- Pewnie omija. - odpowiedziała krótko, nie zdradzając nic jeszcze, dziewiętnastoletnia Cecylia od samego rana chodziła podekscytowana zastanawiając się jakich kwiatów użyć i czy ktoś w ogóle, po jej wianek sięgnie. Wsadziła dłonie w kieszenie spódnicy obserwując jak przyjaciółka składa ostatnie koce, posyłając w jej kierunku uśmiech. Zeszłoroczne wianki nie były udane. Zwłaszcza, że ten jej zgarnął nie kto inny, tylko Macnair. Ostatnie, czego chciała to oddawać mu taniec. Dzisiaj nie nastawiała się na nic, nie chcąc by rozczarowanie przecięło jej serce, chociaż cicha myśl krążyła gdzieś z tyłu głowy. Skupiła się na działaniu, do którego wybrała ją Hannah. - Chodźmy. - zgodziła się unosząc na chwilę wargi, wyciągając dłonie z kieszeni. Złapała za kupkę koców, którą jej wskazała i podążyła za nią co jakiś czas upewniejąc się nogą, czy stawia pewnie krok, bo ledwie widziała za stosu ciepłych materiałów. A później poszła za nią dalej, przystając, żeby założyć za uszy jasne kosmyki włosów. Rozejrzała się, przenosząc spojrzenie zgodnie z kierunkiem, który wskazywała. Zawiesiła tęczówki na bracie, któremu towarzyszyła Kerstin. I spojrzała dalej, na Marcellę. - Maeve poznałaś? - zapytała Wright, wskazując mało kulturalnie ręką na kobietę. - Była wiedźmią strażniczką, walczyła razem z nami podczas Bezksięży.... - wyjaśniła krótko, przerywając, kiedy Hannah złapała ją za przegub. Usta rozciągnęły jej się w uśmiechu, kiedy zwróciła spojrzenie na nią. - Widziałam. - potwierdziła krótko. - Masz ochotę puścić swój? - zapytała więc, tym razem to ona pociągnęła ją za rękę w stronę niewielkiej łąki, na której można było upleść wianek. Odwróciła się do niej twarzą. Idąc przez chwilę tyłem. - Pewnie znajdzie się kilku chętnych. - poruszyła zabawnie brwiami, prowokująco i żartobliwie zarazem. Chociażby jej brat, jak przypuszczała. Rozejrzała się dookoła, żeby odwrócić się przodem do kierunku wędrówki i zrównać z jej bokiem. Uniosła dłonie żeby spleść je za głową, stawiając krok za krokiem. - Przynajmniej nie muszę martwić się, że mój wyciągnie jakiś nokturnowy ochleja. - wyznała, bo pamiętała dokładnie zeszłoroczne wianki i Macnaira, który z kretyńskim, zadowolonym uśmiechem wciskał jej na głowę jej własny wianek. Tutaj z pewnością nie był w stanie się pojawić. Tego jednego mogła być pewna.
The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Ostatnio zmieniony przez Justine Tonks dnia 11.10.20 15:26, w całości zmieniany 1 raz
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
Ale teraz, w obliczu wojny, nie było to już możliwe. Nawet gdyby festiwal się odbywał, Charlie, jako poszukiwana „zbrodniarka”, i tak nie mogłaby się na nim pojawić. Wielu czarodziejów nie mogłoby się pojawić, bo nie byli mile widziani w obecnym ładzie. Ich świat został rozdarty na pół. Nie było mowy o wspólnym świętowaniu różnych warstw społecznych.
Zdziwiła się na wieść, że mieszkańcy Oazy zamierzają zrobić swoją wersję jednej z zabaw. Dowiedziała się o tym przypadkiem, gdy akurat wynurzyła się poza swoją chatkę, by podlać sadzonki w maleńkim ogródku. Coś kazało jej udać się w ślad za innymi dziewczętami i kobietami, mimo że przez cały czerwiec i sporą część lipca stroniła od ludzi i omijała najgwarniejsze miejsca Oazy. Depresja mocno utrudniała jej cieszenie się życiem, brakowało jej wolności, którą utraciła z chwilą opublikowania listu gończego z jej wizerunkiem. Nic nikomu nie zrobiła, nigdy nie walczyła, nawet nie wychylała się z poglądami, a jednak chciano ją zabić, przez co musiała opuścić dom i zamieszkać tutaj. Z niegdysiejszej Zakonniczki zeszła do roli mieszkanki Oazy, bliżej jej było do nich niż do dzielnych Zakonników, w końcu nie potrafiła obronić siebie samej, a co dopiero innych, i potrzebowała ochrony, żeby przetrwać kolejne dni. Gdyby nie Oaza, być może już by nie żyła, ale i tak nie potrafiła pokochać życia, które tu z konieczności wiodła, wciąż tęskniąc za tym, które utraciła.
Wianek, który zrobiła z dostępnych w Oazie kwiatów, był prosty i skromny. Splatając go przypominała sobie, jak robiła to kiedyś, będąc wolną, młodą dziewczyną, której nikt nie chciał zabić. Och, jak cudowne było to dawne, beztroskie życie! Nawet rok temu, mimo koszmaru anomalii, Festiwal Lata był czasem szczęśliwym. Wtedy też czuła pewne lęki i niepokoje, ale z perspektywy tego, czego doświadczała teraz, to wtedy jeszcze było dobrze. Jej siostra żyła, spędzały wiele chwil razem, a teraz Very nie było. Nigdy już nie miały stanąć na plaży obok siebie, sprawdzając, która rzuci wianek dalej. Nigdy już nie porozmawiają, nigdy nie doczeka jej wsparcia, a odtąd zawsze będzie musiała iść przez życie samotnie, bez przewodnictwa starszej, śmielszej i odważniejszej siostry.
Zbliżając się do wybrzeża przypomniała sobie, dlaczego od początku pobytu w Oazie unikała tego miejsca. Patrząc na spienione fale trudno było nie doświadczyć pokusy, by rzucić się w nie i już nigdy więcej nie wypłynąć. Może powinna była to zrobić już tamtego kwietniowego dnia w Kornwalii? Wtedy powstrzymał ją Percival, teraz wokół też było zbyt wielu ludzi, co sprawiło, że pojawiające się nagle i ostre jak ukłucie szpilką myśli samobójcze musiały zostać odsunięte na bok. Przypomniała sobie zaraz o dzierżonym w dłoniach wianku. Tak, wianek. Powinna puścić go na wodę, bawić się jak inni, przykleić do twarzy sztuczny uśmiech i udawać, że jest równie szczęśliwa jak oni. Może nawet uda jej się przekonać siebie, że tak jest. Że tego sierpniowego dnia, puszczając wianek do wody, mogła być szczęśliwa i na chwilę zapomnieć o obiecanej za jej głowę nagrodzie. Ale zanim zdecydowała się go rzucić w ślad za innymi kobietami i dziewczętami, dostrzegła znajomy profil kuzynki. Przełamując wstyd z powodu tego, jak w ostatnich tygodniach kryła się przed wszystkimi, podeszła bliżej, nieco nerwowo zaciskając dłonie na kwietnym splocie, ale zaraz jedna z jej dłoni powędrowała do włosów. Nadal trudno jej było przywyknąć do tego, że sięgały ledwie ramion i nawet nie dało się ich zapleść w warkocz, który był dotychczas nieodłączną częścią jej wyglądu.
- Hannah? Nie przeszkadzam? – zapytała niepewnie. Czy jej kuzynka miała do niej teraz żal o to jej wycofanie z życia i z Zakonu? Czy gniewała się, kiedy Charlie zadeklarowała, że nie będzie walczyć i że chce zredukować się do roli ukrywającej się w Oazie sojuszniczki, warzycielki eliksirów?
Skinięciem głowy i bladym, niepewnym uśmiechem powitała także Tonksów: Justine, Kerstin i Michaela. Uniosła brwi na widok Maeve, choć mogła się spodziewać, że panna Clearwater w końcu do nich dołączy. I cieszyła ją ta wieść. Jednocześnie był to dla niej pierwszy raz od dawna, kiedy przebywała w miejscu tak pełnym ludzi, chyba się od tego odzwyczaiła. Zgarbiła się nieco, starając się być jak najmniej widoczną.
Coraz częściej i śmielej pojawiała się w Oazie. Co prawda, nadal nie znała zbyt wielu zakonników, ale może to i lepiej było w ten sposób. Znaczy teraz, kiedy zastanawiała się w ogóle co dalej na razie nie wchodząc do Ministerstwa było trochę inaczej, ale ona, to kłamać z pewnością nie umiała, więc im mniej wiedziała, tym lepiej dla wszystkich było. O tym, że wianki jednak w tym roku się odbędą tylko w innej formie niż te rok temu. Miała nadzieję, że może te będą odrobinę szczęśliwsze. Na ostatnich, otarła sobie kolano, a Ernie zniknął jej gdzieś w tłumie. Właściwie, to szła za dziewczynami, które od jakiegoś czasu mieszkały w Oazie. Zaakceptowały ją nawet, mimo tego, że bywała dziwaczna. Że jej dłoń prawie zawsze znajdowała się w kieszeni w której przesuwała palcami po rzeźbionych w runy kamykach. Że nie łapała ich żartów, a te które sama wypowiadała, wcale nie zawsze były jakieś takie zabawne, tak jak jej się wydawało. Ale kiedy zapytały czy idzie i wzruszyła ramionami lekko, mówiąc, że w sumie to nie za bardzo. Po prostu złapały ją za nadgarstek i pociągnęły za sobą. Nie bardzo była w stanie włączyć się do rozmowy między nimi, bo też nie do końca rozumiała całą tą ekscytacje i nie wiedziała kim są ci chłopcy, o których mówiły. Milczała więc, przysiadając obok nich na trawie i zbierając białe kwiatki zaczęła pleść swój wianek. Radziły, żeby może jakiś inny wziąć, trochę koloru więcej dać, ale ona kręciła wtedy głową przecząco, mówiąc cicho, ze taki ma być własnie. Biały. Koniec, kropka, basta. Bez kolorów, bez dodatków, jeden rodzaj, tyle starczy. Splecie go, puści, popatrzy za nim i będzie po sprawie. Coś chyba zaczęła nucić pod nosem, kiedy dłonie splatały ze sobą kolejno gałązka za gałązką. Co jakiś czas unosiła rękę, żeby potrzeć nią nos. Innym razem wystawiała lekko język, żeby wszystko było dobrze zrobione. Nie było, bo manualnych predyspozycji nigdy nie miała, ale dziewczyny obok powiedziały, że wygląda dobrze. A ona sama myślała podobnie. I kiedy wszystkie skończyły ruszyły na kamienisty brzeg, zostawiając buty kawałek dalej, żeby nie porwała ich fala uderzająca o brzeg. Końcówki długiej dzisiaj, burgundowej spódnicy zmoczyły się prawie od razu, ale nie przejmowała się tym, było dość ciepło. Postoi chwilę, a materiał sam wyschnie. Nachyliła się, pozwalając żeby ciemne, niesforne kosmyki opadły po bokach jej twarzy. A później puściła wianek na wodę, powoli wycofując się na kamienie, których nie zmywała woda. Coś było uspakajającego i niepokojącego w widoku, morzu, który rozciągał się przed jej wzrokiem.
| bziuuum rzucam wianek!
for angels to fly
'Wianki' :
Strona 1 z 18 • 1, 2, 3 ... 9 ... 18
Morsmordre :: Reszta świata :: Inne miejsca :: Mniejsze wyspy :: Oaza Harolda