Biała Wieża
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Biała wieża
Biała Wieża, stojąca pośrodku dziedzińca Tower of London, niegdyś stanowiła jedną z głównych atrakcji turystycznych dla odwiedzających to miejsce mugoli - po wydarzeniach z Bezksiężycowej Nocy przechodząc jednak bezpowrotnie w ręce czarodziejów. Przekształcona na użytek magicznego więzienia, stała się zarówno siedzibą dla strażników, jak i miejscem przetrzymywania niektórych więźniów - tych, którzy z jakiegoś powodu byli dla Ministerstwa Magii szczególnie istotni. Na dwóch górnych poziomach rozmieszczono cele, piwnicę przekształcając na salę tortur i przesłuchań; krzyki i błagania, niosące się wzdłuż krętych klatek schodowych w postaci upiornego echa, miały stanowić przestrogę dla trzymanych tu więźniów.
The member 'Lucinda Hensley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'k100' : 83
#1 'k100' : 73
--------------------------------
#2 'k100' : 83
Za każdym razem, gdy czuł wzbierająca pod palcami falę mocy, miał wrażenie, że na nowo przypomina sobie jak oddychać. Nawet, jeśli miał świadomość, że z każdym kolejnym czarem, opuszczały go siły, a on wracał do ciążącej na nim niemocy. Jeszcze nie teraz. Drgnął, gdy usłyszał słowa Hannah. Nie, te zaskoczone jego widokiem, niedowierzające. Nie miał prawa się temu dziwić. Ale wtedy, gdy pojawiło się imię Bertiego.
Czujnie podążył wzrokiem za czarownicą, tylko po to, by trafić na zbliżające się dwie sylwetki. I chociaż sylwetka mówiąca głosem Kierana, wciąż zdawała się rozmywać w tle, wiedział kim był Powtórzył gest szefa aurorów - Zbiorę różdżki - zakomunikował tylko - Lucy. Cele są na piętrze - dodał i zszedł niżej, by zgarnąć wszystkie trzy różdżki, które wypadły z rąk strażników. Nie czuł żalu, obrzydzenia ani też litości na widok i drażniącą nieprzyjemnie nozdrza - woń palonych ciał. Dopadła ich sprawiedliwość. Konsekwencja czynów i decyzji, jakie popełnili i to za nie płacili. I tym razem nie zdziwił się, gdy z ust czarownicy popłynęła inkantacja zaklęcia przełamująca wszelką iluzję. Mogła zobaczyć prawdę.
Wrócił na górę, schodami, do pozostałych, gdy tylko dopełnił działania, a trzy różdżki zacisnął w wolnej dłoni - Możecie je schować? - jego własne odzienie było ledwie cienką, podartą materią, w której brakło jakichkolwiek kieszeni. A on potrzebował mieć wolne dłonie do walki - bo taka właśnie się zbliżała, wraz z krokami biegnących strażników.
Czujnie podążył wzrokiem za czarownicą, tylko po to, by trafić na zbliżające się dwie sylwetki. I chociaż sylwetka mówiąca głosem Kierana, wciąż zdawała się rozmywać w tle, wiedział kim był Powtórzył gest szefa aurorów - Zbiorę różdżki - zakomunikował tylko - Lucy. Cele są na piętrze - dodał i zszedł niżej, by zgarnąć wszystkie trzy różdżki, które wypadły z rąk strażników. Nie czuł żalu, obrzydzenia ani też litości na widok i drażniącą nieprzyjemnie nozdrza - woń palonych ciał. Dopadła ich sprawiedliwość. Konsekwencja czynów i decyzji, jakie popełnili i to za nie płacili. I tym razem nie zdziwił się, gdy z ust czarownicy popłynęła inkantacja zaklęcia przełamująca wszelką iluzję. Mogła zobaczyć prawdę.
Wrócił na górę, schodami, do pozostałych, gdy tylko dopełnił działania, a trzy różdżki zacisnął w wolnej dłoni - Możecie je schować? - jego własne odzienie było ledwie cienką, podartą materią, w której brakło jakichkolwiek kieszeni. A on potrzebował mieć wolne dłonie do walki - bo taka właśnie się zbliżała, wraz z krokami biegnących strażników.
Darkness brings evil things
the reckoning begins
Wykrzyknięte przez Kierana nazwisko poniosło się po komnacie donośnie, przebijając się przez odgłosy walki i docierając do uszu wszystkich znajdujących się w niej czarodziejów; choć dla Lucindy i Hannah mogło brzmieć obco, Samuel je rozpoznał – słyszał je już, na spotkaniu zwołanym przez Edith Bones i Harolda Longbottoma, wiedział też, że należało do architekta, który zaprojektował nowy Azkaban – choć do tej pory nie zdawał sobie sprawy, że mężczyzna również przebywał w Białej Wieży. Gdy Lucinda i Kieran się do niego zbliżyli, mógł też już bez wątpliwości rozpoznać ich oboje, a choć Zakonnicy rozpoznali również i jego, ich podejrzenia co do jego tożsamości nie były pozbawione zasadności. Po magię rozwiewającą iluzje jako pierwsza sięgnęła Lucinda, a różdżka posłusznie zadrżała pod jej palcami, otaczając ją magią; sylwetka Kierana, wcześniej rozmyta i stapiająca się z tłem, wyostrzyła się na jej oczach, była to jednak jedyna zmiana, jaką zauważyła – Samuel nadal wyglądał tak samo, jego twarz się nie zmieniła, ciało wciąż wydawało się równie wychudzone i posiniaczone, co przed chwilą. Choć trudno było w to uwierzyć, choć szanse były minimalne – Zakonniczka mogła być pewna, że człowiek stojący przed nią nie był oszustem.
Żadne z was nie zdecydowało się na ściągnięcie petryfikujących zaklęć ze strażników – ogień trawiący ich ubrania i ciała płonął nadal, sięgając skóry i mięśni, wypełniając pomieszczenie coraz trudniejszym do zniesienia zapachem i odgłosem skwierczenia; mogliście się jedynie domyślać, że dwaj mężczyźni właśnie umierali – i że umierali śmiercią okrutną, bolesną, długą. Samuel tymczasem podjął się próby wzmocnienia swoich sojuszników – magia go usłuchała, Kieran, Hannah i Lucinda poczuli, jak biała magia wypełnia ich od środka, wzmacniając, dodając sił i wiary we własne możliwości; sam Samuel jednak znów poczuł słabość – każdy wysiłek włożony w rzucanie zaklęć kosztował go wiele, jego ciało wyraźnie protestowało, domagając się odpoczynku, wstrząsnął nim dreszcz. Kieran spróbował przywołać przypominającą go zjawę, zaklęcie jednak rozproszyło się w powietrzu – być może zakłócone kończącym swe działanie zaklęciem kameleona. Gwardziście udało się jednak przyspieszyć swoje ruchy, a po chwili tego samego dokonała Lucinda; oboje poczuli, jak ich zmysły się wyostrzają, refleksy stają się szybsze; byli w stanie reagować skuteczniej.
I miało im się to przydać.
Kieran ruszył w górę schodów jako pierwszy, za plecami mając Samuela i zamykającą pochód Lucindę, zdążył jednak pokonać zaledwie kilka stopni, gdy ponad nim pojawiły się sylwetki zbiegających z góry strażników. – Stać! – krzyknął pierwszy z nich, wyciągając różdżkę. – Expulso! – rzucił, w ciemnościach nie zauważył jednak ukrytego pod maskującym czarem Rinehearta i wpadł prosto w niego, przez co chybił. Stojący za nim towarzysz zareagował jednak błyskawicznie, kierując różdżkę w miejsce, w którym stał Kieran. – Expelliarmus! – wypowiedział, a czerwony promień pomknął ku Gwardziście. Za plecami dwóch strażników stał jeszcze trzeci, póki co w całości zasłonięty przez sylwetki swoich towarzyszy. Na schodach zrobiło się tłoczno – a rzucone niecelnie Expulso trafiło w jedną ze ścian krętej klatki schodowej, wzniecając w górę tuman pyłu i sprawiając, że trudno było oddychać; nie licząc stojącej jeszcze u stóp schodów Lucindy, żadne z was nie mogło ruszyć się ani w przód, ani w tył, rzucanie zaklęć niosło za sobą ryzyko trafienia w plecy sojuszników. Jednocześnie usłyszeliście huk w momencie, kiedy drzwi do komnaty na dole – w żaden sposób przez was niezabezpieczone – otworzyły się na oścież; przy wejściu rozległ się tupot stóp, najwyraźniej słyszany przez Lucindę, która – jeśli się odwróciła – dostrzegła trzech strażników, którzy wpadli do środka, spojrzeli na płonące na posadzce ciała – a później skierowali różdżki prosto w nią. – Aeris! Timoria! Luminis virtute! – wykrzyknęli niemalże jednocześnie, jednak tylko jedno z tych zaklęć – ostatnie – okazało się celne; promień jaskrawego światła pomknął w stronę Zakonniczki, która ponad ramionami mężczyzn widziała, że nie byli sami – i że lada moment za nimi miało wbiec więcej strażników. – Rzućcie różdżki i zejdźcie ze schodów, jesteście otoczeni! – krzyknął stojący najbliżej czarodziej; wiedzieliście, że prawdopodobnie nie kłamał.
Do Hannah, która zdecydowała się zbiec z powrotem na dół, docierały strzępy tego wszystkiego – z niosącego się schodami echa była jednak w stanie wyłonić całkiem wiarygodny obraz sytuacji. Wiedziała, że wyżej trwała walka, i że jej towarzysze byli w tarapatach, skupiła się jednak na odnalezieniu właściwego klucza. Przeszukanie listy nazwisk szybko przyniosło skutek – Rowston, George był zapisany pod numerem 106, a jeśli spojrzała na ścianę, bez trudu odnalazła też właściwy klucz, zawieszony na żelaznym haku. Rzucone przez nią zaklęcie zadziałało, choć z jakiegoś powodu – być może ze względu na targające nią emocje – okazało się słabsze niż sądziła; jej ruchy były przyspieszone, efekt wydawał się jednak krótkotrwały; zapewne miał minąć lada moment.
Trwa 7 tura, na odpis macie 48 godzin (ale jakby się Wam udało tak do 20:00 w niedzielę, to byłoby fantastycznie).
Jeśli potrzebujecie dokładniejszego opisania czegoś lub mapki poglądowej, dajcie mi znać.
Samuel, twoje obrażenia - tymczasowo wyciszone działaniem patronusa - będą powracać stopniowo, po 30 co turę, do czasu całkowitego wyleczenia i powrotu do zdrowia.
Samuel - 206/266 (-10 do kości) (60 - psychiczne)
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Fera Ecco (Hannah)
Magicus Extremos (Hannah, Lucinda, Kieran) - 1/3; +20 do rzutów
Zaklęcie kameleona (Kieran) - 5/5 tury; ST = 40
Mico (Kieran, Lucinda)
Veritas Claro (Lucinda) - 1/5 tury
Cito (Hannah) - 1/1 tura (ze względu na zaklęcie udane tylko częściowo)
Obscuro (strażnik 1)
Petrificus totalus (strażnik 1)
Petrificus totalus (strażnik 2)
W razie pytań zapraszam. <3
Żadne z was nie zdecydowało się na ściągnięcie petryfikujących zaklęć ze strażników – ogień trawiący ich ubrania i ciała płonął nadal, sięgając skóry i mięśni, wypełniając pomieszczenie coraz trudniejszym do zniesienia zapachem i odgłosem skwierczenia; mogliście się jedynie domyślać, że dwaj mężczyźni właśnie umierali – i że umierali śmiercią okrutną, bolesną, długą. Samuel tymczasem podjął się próby wzmocnienia swoich sojuszników – magia go usłuchała, Kieran, Hannah i Lucinda poczuli, jak biała magia wypełnia ich od środka, wzmacniając, dodając sił i wiary we własne możliwości; sam Samuel jednak znów poczuł słabość – każdy wysiłek włożony w rzucanie zaklęć kosztował go wiele, jego ciało wyraźnie protestowało, domagając się odpoczynku, wstrząsnął nim dreszcz. Kieran spróbował przywołać przypominającą go zjawę, zaklęcie jednak rozproszyło się w powietrzu – być może zakłócone kończącym swe działanie zaklęciem kameleona. Gwardziście udało się jednak przyspieszyć swoje ruchy, a po chwili tego samego dokonała Lucinda; oboje poczuli, jak ich zmysły się wyostrzają, refleksy stają się szybsze; byli w stanie reagować skuteczniej.
I miało im się to przydać.
Kieran ruszył w górę schodów jako pierwszy, za plecami mając Samuela i zamykającą pochód Lucindę, zdążył jednak pokonać zaledwie kilka stopni, gdy ponad nim pojawiły się sylwetki zbiegających z góry strażników. – Stać! – krzyknął pierwszy z nich, wyciągając różdżkę. – Expulso! – rzucił, w ciemnościach nie zauważył jednak ukrytego pod maskującym czarem Rinehearta i wpadł prosto w niego, przez co chybił. Stojący za nim towarzysz zareagował jednak błyskawicznie, kierując różdżkę w miejsce, w którym stał Kieran. – Expelliarmus! – wypowiedział, a czerwony promień pomknął ku Gwardziście. Za plecami dwóch strażników stał jeszcze trzeci, póki co w całości zasłonięty przez sylwetki swoich towarzyszy. Na schodach zrobiło się tłoczno – a rzucone niecelnie Expulso trafiło w jedną ze ścian krętej klatki schodowej, wzniecając w górę tuman pyłu i sprawiając, że trudno było oddychać; nie licząc stojącej jeszcze u stóp schodów Lucindy, żadne z was nie mogło ruszyć się ani w przód, ani w tył, rzucanie zaklęć niosło za sobą ryzyko trafienia w plecy sojuszników. Jednocześnie usłyszeliście huk w momencie, kiedy drzwi do komnaty na dole – w żaden sposób przez was niezabezpieczone – otworzyły się na oścież; przy wejściu rozległ się tupot stóp, najwyraźniej słyszany przez Lucindę, która – jeśli się odwróciła – dostrzegła trzech strażników, którzy wpadli do środka, spojrzeli na płonące na posadzce ciała – a później skierowali różdżki prosto w nią. – Aeris! Timoria! Luminis virtute! – wykrzyknęli niemalże jednocześnie, jednak tylko jedno z tych zaklęć – ostatnie – okazało się celne; promień jaskrawego światła pomknął w stronę Zakonniczki, która ponad ramionami mężczyzn widziała, że nie byli sami – i że lada moment za nimi miało wbiec więcej strażników. – Rzućcie różdżki i zejdźcie ze schodów, jesteście otoczeni! – krzyknął stojący najbliżej czarodziej; wiedzieliście, że prawdopodobnie nie kłamał.
Do Hannah, która zdecydowała się zbiec z powrotem na dół, docierały strzępy tego wszystkiego – z niosącego się schodami echa była jednak w stanie wyłonić całkiem wiarygodny obraz sytuacji. Wiedziała, że wyżej trwała walka, i że jej towarzysze byli w tarapatach, skupiła się jednak na odnalezieniu właściwego klucza. Przeszukanie listy nazwisk szybko przyniosło skutek – Rowston, George był zapisany pod numerem 106, a jeśli spojrzała na ścianę, bez trudu odnalazła też właściwy klucz, zawieszony na żelaznym haku. Rzucone przez nią zaklęcie zadziałało, choć z jakiegoś powodu – być może ze względu na targające nią emocje – okazało się słabsze niż sądziła; jej ruchy były przyspieszone, efekt wydawał się jednak krótkotrwały; zapewne miał minąć lada moment.
Trwa 7 tura, na odpis macie 48 godzin (ale jakby się Wam udało tak do 20:00 w niedzielę, to byłoby fantastycznie).
Jeśli potrzebujecie dokładniejszego opisania czegoś lub mapki poglądowej, dajcie mi znać.
Samuel, twoje obrażenia - tymczasowo wyciszone działaniem patronusa - będą powracać stopniowo, po 30 co turę, do czasu całkowitego wyleczenia i powrotu do zdrowia.
Samuel - 206/266 (-10 do kości) (60 - psychiczne)
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Fera Ecco (Hannah)
Magicus Extremos (Hannah, Lucinda, Kieran) - 1/3; +20 do rzutów
Zaklęcie kameleona (Kieran) - 5/5 tury; ST = 40
Mico (Kieran, Lucinda)
Veritas Claro (Lucinda) - 1/5 tury
Cito (Hannah) - 1/1 tura (ze względu na zaklęcie udane tylko częściowo)
Obscuro (strażnik 1)
Petrificus totalus (strażnik 1)
Petrificus totalus (strażnik 2)
- żywotności:
- Kieran - 244/244
Hannah - 222/222
Lucinda - 181/181
Samuel - 236/266 (-5 do kości) (30 - psychiczne)
(Tymczasowo wyleczone obrażenia Samuela:
60 – psychiczne
50 – ogólne osłabienie organizmu
50 – tłuczone (siniaki na całym ciele))
- ekwipunki:
- Kieran:
lusterko dwukierunkowe do pary
wieczny płomień
mikstura buchorożca od Asbjorna
eliksir znieczulający od Charlene
kryształ
Hannah:
kryształ;
miotła
peleryna niewidka (założona)
2 fiolki z eliksirem Garota (2 porcje, stat. 31)
Lucinda:
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat, 40, moc +15)
eliksir niezłomności (stat. 46, moc +10)
wieczny płomień ( stat. 35, moc +15)kameleon (stat. 31)
W razie pytań zapraszam. <3
Rzucone przez nią zaklęcie rozwiało wszelkie wątpliwości. Teraz już wiedziała, że stojący przed nimi mężczyzna to Samuel Skamander. Nadal nie rozumiała jak do tego doszło. Dlaczego wszyscy myśleli, że gwardzista nie żyje skoro przez ten cały czas był tutaj. Na zadawanie pytań może przyjdzie czas później. Na razie powinni skupić się na wykonaniu zadania. Robiło się naprawdę nieciekawie. Z obu stron nadchodzili strażnicy i choć finalnie o taką reakcję im chodziło to jeszcze nie zrobili najważniejszego. Nie dotarli do architekta, od którego potrzebowali wyciągnąć informacje. Na razie powinni wstrzymać się przed otwartą walką, bo ta na pewno zatrzyma ich w miejscu na długo. Zanim jednak zdążyła wspiąć się po schodach i dotrzeć do swoich towarzyszy, przez wejście wbiegli strażnicy. Lucinda odwróciła się chcąc spojrzeć jak wielu ich jest. Trójka strażników jednocześnie wypowiedziała inkantacje, ale tylko jedna z nich leciała w jej stronę. Nie czekała ani chwili i spróbowała wyczarować tarczę, która ją ochroni. – Protego! – krzyknęła ze skupieniem.
Ponad ramieniem strażnika dostrzegła, że obecny stan rzeczy nie potrwa zbyt długo. Do wejścia zmierzali kolejni strażnicy, a oni musieli szybko się stąd ulotnić. – Drętwota – rzuciła w stronę mężczyzny, który jeszcze przed chwilą słał zaklęcie w jej stronę. Po rzuceniu zaklęcia starała się cofnąć, przybliżyć się do swoich towarzyszy. Słyszała, że walka trwa po dwóch ich stronach. No i nadal nie wiedziała co z Hannah.
/będę jeszcze pisać <3
Ponad ramieniem strażnika dostrzegła, że obecny stan rzeczy nie potrwa zbyt długo. Do wejścia zmierzali kolejni strażnicy, a oni musieli szybko się stąd ulotnić. – Drętwota – rzuciła w stronę mężczyzny, który jeszcze przed chwilą słał zaklęcie w jej stronę. Po rzuceniu zaklęcia starała się cofnąć, przybliżyć się do swoich towarzyszy. Słyszała, że walka trwa po dwóch ich stronach. No i nadal nie wiedziała co z Hannah.
/będę jeszcze pisać <3
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Hensley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'k100' : 13
--------------------------------
#3 'k8' : 8, 7, 6, 6, 5
#1 'k100' : 16
--------------------------------
#2 'k100' : 13
--------------------------------
#3 'k8' : 8, 7, 6, 6, 5
Zbiegła na dół, starając się uczynić to jak najszybciej się dało. Czas nie działał na ich korzyść — od całego tego zamieszania tutaj zależało życie bliskich jej czarodziejów, tych, którzy wyruszyli na niemalże samobójczą misję do Azkabanu, od powodzenia misji wyciągnięcia Justine z więzienia. Mówiło się o Azkabanie, że było najgorszym więzieniem ze wszystkich, a obecność dementorów nie pozostawała obojętna. Nie chciała myśleć, przez co musieli tam przejść, z czym przyszło im się mierzyć — bała się tego, jak wrócą. Jak sobie ze wszystkim poradzą. Tęsknota ją spowolni, myślenie o tych, którzy tam narażali życie doprowadziłoby ją do płaczu, sparaliżowało na każdym kroku. Ale robiła to dla nich. Była tu dla nich. Działała dla ludzi, którzy każdego dnia ryzykowali życiem dla innych, nierzadko zupełnie obcych czarodziejów. Dzisiaj liczyli na nią, nie mogła zawieźć.
Przywykłszy do dziwnego wzroku, ptasich oczu, korzystała z ich doskonałości, lepiej radząc sobie w ciemnych korytarzach Tower. Zza bielizny wyciągnęła listę więźniów, by odszukać na niej nazwisko i imię architekta, szeptem powtarzanego tak, by ani na chwilę nie zapomnieć. Znalazła go, a potem chwyciła za klucz, listę znów chowając pod ubranie — musieli jeszcze sprawdzić, za moment, za chwilę, czy w innych celach nie było innych ludzi, zakonników. Przez myśl przemknęło jej, by zabrać wszystkie klucze, ale nie uniosłaby ich sama, a nieponumerowane, wrzucone razem pozostawały bez wartości. Ściskając klucz w jednej dłoni, a miotłę ciągle w drugiej ruszyła z powrotem na górę, ostrożnie wbiegając po schodach, by nie przydepnąć peleryny i nie poślizgnąć się na śliskich stopniach. Dochodziły do niej odgłosy walki, a kiedy dobiegła na parter, dobiegł ją także smród palonego ciała. Byli spetryfikowani, poparzeni — nie mogli uczynić im już żadnej krzywdy, szkody. I nie musieli cierpieć w taki sposób. Paląca nienawiść i mordercza chęć zemsty nie opuściła jej. To, co wyrządzili tym ludziom na placu, nawet jeśli pośmiertnie, było dowodem na ot, że byli potworami. Ludzie, którzy mieli chronić czarodziejską społeczność przez złem, dbac o praworządność stali się psami na zlecenie mordercy. Gardziła nimi. I ani przez chwilę nie było jej szkoda tego, że mieli zginąć. Ale nie w taki sposób. Dopadła ją egoistyczna myśl, że nie była gotowa na to, by przejść z tym do porządku dziennego. By taka się stać i w końcu, by upodobnić się do ludzi, których nienawidziła. Nie była okrutna — aż do dziś.
Na parterze pojawili się strażnicy, posypały się zaklęcia. Na schodach wyżej Kieran, Lucinda zostali zablokowani. Samuel? Czy to naprawdę był Samuel? Czy to było możliwe?
Zaklęcie na schodach uderzyło w ścianę, cofnęła się, gdy pył poszedł z góry. Wciąż stała niewidoczna w miejscu, z którego więcej widziała, ale nikomu nie stała na drodze. I coś musiała zrobić. Trzech czarodziejów biegło ku nim — ilu było na górze, nie wiedziała. Nie była pewna, czy mieli szanse ich odeprzeć, a czas... a czas uciekał.
— Pavor veneno— wyrecytowała, wysuwając kraniec różdżki zza peleryny, celując przed siebie, niezbyt daleko. Podejrzewała, że jeśli jej się powiedzie, mgła ogarnie ich wszystkich, ale musieli dostać się na górę jak najszybciej, a straże ich tylko powstrzymywały. — Balneo — wyrecytowała za chwilę, celując w palące się nieruchome ciała. Czy wciąż żywe? Nie była pewna. Chciała wierzyć, że zostali porządnie unieszkodliwieni, a nie zamordowani ze szczególnym okrucieństwem.
Przywykłszy do dziwnego wzroku, ptasich oczu, korzystała z ich doskonałości, lepiej radząc sobie w ciemnych korytarzach Tower. Zza bielizny wyciągnęła listę więźniów, by odszukać na niej nazwisko i imię architekta, szeptem powtarzanego tak, by ani na chwilę nie zapomnieć. Znalazła go, a potem chwyciła za klucz, listę znów chowając pod ubranie — musieli jeszcze sprawdzić, za moment, za chwilę, czy w innych celach nie było innych ludzi, zakonników. Przez myśl przemknęło jej, by zabrać wszystkie klucze, ale nie uniosłaby ich sama, a nieponumerowane, wrzucone razem pozostawały bez wartości. Ściskając klucz w jednej dłoni, a miotłę ciągle w drugiej ruszyła z powrotem na górę, ostrożnie wbiegając po schodach, by nie przydepnąć peleryny i nie poślizgnąć się na śliskich stopniach. Dochodziły do niej odgłosy walki, a kiedy dobiegła na parter, dobiegł ją także smród palonego ciała. Byli spetryfikowani, poparzeni — nie mogli uczynić im już żadnej krzywdy, szkody. I nie musieli cierpieć w taki sposób. Paląca nienawiść i mordercza chęć zemsty nie opuściła jej. To, co wyrządzili tym ludziom na placu, nawet jeśli pośmiertnie, było dowodem na ot, że byli potworami. Ludzie, którzy mieli chronić czarodziejską społeczność przez złem, dbac o praworządność stali się psami na zlecenie mordercy. Gardziła nimi. I ani przez chwilę nie było jej szkoda tego, że mieli zginąć. Ale nie w taki sposób. Dopadła ją egoistyczna myśl, że nie była gotowa na to, by przejść z tym do porządku dziennego. By taka się stać i w końcu, by upodobnić się do ludzi, których nienawidziła. Nie była okrutna — aż do dziś.
Na parterze pojawili się strażnicy, posypały się zaklęcia. Na schodach wyżej Kieran, Lucinda zostali zablokowani. Samuel? Czy to naprawdę był Samuel? Czy to było możliwe?
Zaklęcie na schodach uderzyło w ścianę, cofnęła się, gdy pył poszedł z góry. Wciąż stała niewidoczna w miejscu, z którego więcej widziała, ale nikomu nie stała na drodze. I coś musiała zrobić. Trzech czarodziejów biegło ku nim — ilu było na górze, nie wiedziała. Nie była pewna, czy mieli szanse ich odeprzeć, a czas... a czas uciekał.
— Pavor veneno— wyrecytowała, wysuwając kraniec różdżki zza peleryny, celując przed siebie, niezbyt daleko. Podejrzewała, że jeśli jej się powiedzie, mgła ogarnie ich wszystkich, ale musieli dostać się na górę jak najszybciej, a straże ich tylko powstrzymywały. — Balneo — wyrecytowała za chwilę, celując w palące się nieruchome ciała. Czy wciąż żywe? Nie była pewna. Chciała wierzyć, że zostali porządnie unieszkodliwieni, a nie zamordowani ze szczególnym okrucieństwem.
Here stands a man
With a bullet in his clenched right hand
Don't push him, son
For he's got the power to crush this land
Oh hear, hear him cry, boy
The member 'Hannah Wright' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k100' : 98
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k100' : 98
Czuł przypływ mocy, który sprawił, że zdolny był do większego wysiłku. Tego zresztą potrzebował w tej chwili najbardziej, gdy po wejściu na schody wszystko zaczęło się komplikować. Nie było czasu wszystkiego kalkulować, istotna była już tylko walka, którą utrudniała ograniczona przestrzeń. Jeśli naruszą strukturę przejścia prowadzącego w dół, na ich głowy posypie się gruz. Rineheart szybko postanowił, że wykorzystywać będzie te najlepiej znane sobie zaklęcia, może niezbyt skomplikowane, ale za to sprawdzone. Pierwszy ze zbiegających strażników wpadł prosto na niego, tym samym odkrywając jego położenie, co wykorzystał jeden z jego kompanów. Jasna wiązka zaklęcia pomknęła w stronę Kierana, ten w odpowiedzi jak najszybciej wykonał pionowy ruch różdżką tuż przed sobą. – Protego! – wyrzucił z siebie zdecydowanie, aby wznieść barierę. Potem skierował różdżkę na przeciwnika znajdującego się tuż przy nim, chyba jeszcze lekko oszołomionego ich zderzeniem. – Petricius Totalus!
Za chwilę kraniec różdżki wymierzył w kolejnego przeciwnika, który był widoczny przed nimi na schodach. – Petricius Totalus!
1. Protego, 2. Petrificus nr 1, 3. k8 razy 9 na moc Petrficusa nr 1, 4. Petrificus nr 2, 5. k8 razy 9 na moc Petrificusa nr 2
Za chwilę kraniec różdżki wymierzył w kolejnego przeciwnika, który był widoczny przed nimi na schodach. – Petricius Totalus!
1. Protego, 2. Petrificus nr 1, 3. k8 razy 9 na moc Petrficusa nr 1, 4. Petrificus nr 2, 5. k8 razy 9 na moc Petrificusa nr 2
We can make it out alive under cover of the night; Trees are burning, ravens fly, smoke is filling up the sky,
WE ARE RUNNING OUT OF TIME
Kieran Rineheart
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 54
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowiec
I have a very particular set of skills, skills I have acquired over a very long career. Skills that make me a nightmare for people like you.
OPCM : 40 +5
UROKI : 30 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 20 +3
Genetyka : Czarodziej
Zakon Feniksa
The member 'Kieran Rineheart' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'k100' : 98
--------------------------------
#3 'k8' : 8, 6, 7, 7, 7, 2, 3, 3, 6
--------------------------------
#4 'k100' : 32
--------------------------------
#5 'k8' : 8, 6, 2, 6, 2, 7, 2, 3, 6
#1 'k100' : 36
--------------------------------
#2 'k100' : 98
--------------------------------
#3 'k8' : 8, 6, 7, 7, 7, 2, 3, 3, 6
--------------------------------
#4 'k100' : 32
--------------------------------
#5 'k8' : 8, 6, 2, 6, 2, 7, 2, 3, 6
Mieszanka docierających go wrażeń działała jednocześnie pobudzająco i niepokojąco. W całości - napełniała go większą determinacją. Cokolwiek działo się za przyczyną Zakonu, w jakimkolwiek celu znaleźli się w Tower, był częścią działań. Nie był nawet pewien czy miało się to dla niego zakończyć ostatecznie, czy jednak była nadzieja na wolność. Przede wszystkim, nie mógł pozwolić, by stanowić dla towarzyszy ciężar, a dodatkowa różdżka (czy też w jego przypadku ręka) mogła przesunąć szalę na korzyść ich sukcesu. A jeśli... jeśli tylko po drodze udałoby mu się dopełnić kilka prywatnych, naznaczonych gniewem obietnic, nie miał nic do stracenia.
Rzucone w przestrzeni nazwisko, zakołysało się wspomnieniem. Pamiętał je ze spotkania i pamiętał, dlaczego było ważne. Twórca nowego Azkabanu. Czy znalazł się w celi gdzieś obok? Zdążyli go dopaść nim zakon ukrył jego obecność? - Mężczyźni... byli trzymanie na piętrze wyżej, jeśli go szukacie, powinien być tam - jeszcze w pierwszych kilku krokach wędrówki schodami, odezwał się do Kierana - i może być szalony - jakaś napięty ton zadrgał w głosie na ostatnie słowa. Sam przecież mógł być szalony, a całość wydarzeń, wytworem jego wyobraźni, ale myśl odrzuci gwałtownie. Nie tylko ze względy na niepokój z nią idący, ale przez obecność strażników, na których wpadli. Starszy od niego Gwardzista reagował błyskawicznie kierując różdżkę przeciw wrogom przed nimi, dlatego Skamander, wiedziony kolejnymi, wrzaskami strażników z dołu, odwrócił się, wysuwając dłoń przed siebie i przesuwając krokiem tak, by przypadkiem nie objąć strumieniem zaklęcia Lucindy - Petrificus Totalus - widział, że łamaczka klątw już celowała w jednego z przeciwników w próbie unieruchomienia, dlatego obrał kolejnego. Nie poprzestał jednak na jednym czarze. Miał świadomość, że za moment, do komnaty wpadną kolejni strażnicy i... zapewne wielka istota magiczna (chociaż nie był pewien czy jego obecność będzie niebezpieczna tylko dla nich) - Rzeczywiście mają tam olbrzyma - wydusił na ciężkim wydechu, wypychając dłoń tym razem bardziej w stronę wejścia i otwartych wrót - Prohinaraneo - nawet jeśli tylko nieduża część zostanie zajęta przez lepką pajęczynę, to miał nadzieję, że ktoś w nią wpadnie i utrudni przejście pozostałym. Miał wrażenie, że brakowało mu oddechu przez sypiący się z góry pył, a ślady krwi z nosa i następujące po sobie dreszcze, przypominały o postępującej słabości. To nie wystarczało by go zatrzymać, a na rozkazy strażników miał ochotę plunąć.
Kostki rzucane kolejno zgodnie z postem
Rzucone w przestrzeni nazwisko, zakołysało się wspomnieniem. Pamiętał je ze spotkania i pamiętał, dlaczego było ważne. Twórca nowego Azkabanu. Czy znalazł się w celi gdzieś obok? Zdążyli go dopaść nim zakon ukrył jego obecność? - Mężczyźni... byli trzymanie na piętrze wyżej, jeśli go szukacie, powinien być tam - jeszcze w pierwszych kilku krokach wędrówki schodami, odezwał się do Kierana - i może być szalony - jakaś napięty ton zadrgał w głosie na ostatnie słowa. Sam przecież mógł być szalony, a całość wydarzeń, wytworem jego wyobraźni, ale myśl odrzuci gwałtownie. Nie tylko ze względy na niepokój z nią idący, ale przez obecność strażników, na których wpadli. Starszy od niego Gwardzista reagował błyskawicznie kierując różdżkę przeciw wrogom przed nimi, dlatego Skamander, wiedziony kolejnymi, wrzaskami strażników z dołu, odwrócił się, wysuwając dłoń przed siebie i przesuwając krokiem tak, by przypadkiem nie objąć strumieniem zaklęcia Lucindy - Petrificus Totalus - widział, że łamaczka klątw już celowała w jednego z przeciwników w próbie unieruchomienia, dlatego obrał kolejnego. Nie poprzestał jednak na jednym czarze. Miał świadomość, że za moment, do komnaty wpadną kolejni strażnicy i... zapewne wielka istota magiczna (chociaż nie był pewien czy jego obecność będzie niebezpieczna tylko dla nich) - Rzeczywiście mają tam olbrzyma - wydusił na ciężkim wydechu, wypychając dłoń tym razem bardziej w stronę wejścia i otwartych wrót - Prohinaraneo - nawet jeśli tylko nieduża część zostanie zajęta przez lepką pajęczynę, to miał nadzieję, że ktoś w nią wpadnie i utrudni przejście pozostałym. Miał wrażenie, że brakowało mu oddechu przez sypiący się z góry pył, a ślady krwi z nosa i następujące po sobie dreszcze, przypominały o postępującej słabości. To nie wystarczało by go zatrzymać, a na rozkazy strażników miał ochotę plunąć.
Kostki rzucane kolejno zgodnie z postem
Darkness brings evil things
the reckoning begins
The member 'Samuel Skamander' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 2, 4, 1, 5, 5, 7, 3, 1, 3
--------------------------------
#3 'k100' : 89
#1 'k100' : 89
--------------------------------
#2 'k8' : 2, 2, 4, 1, 5, 5, 7, 3, 1, 3
--------------------------------
#3 'k100' : 89
Lucinda próbowała się skupić na unieruchomieniu swoich przeciwników. Musieli jak najszybciej dotrzeć do cel i wyciągnąć z architekta informacje. Potem będą mogli zająć się strażnikami, którzy przecież nie mieli zamiaru odpuścić. Wiązki zaklęć rozświetlały pomieszczenie. Blondynka wspięła się po schodach by znaleźć się jeszcze bliżej swoich towarzyszy. Po chwili skierowała różdżkę w stronę trzeciego strażnika, w którego nie leciało jeszcze żadne z zaklęć. - Petricius Totalus! – musieli teraz szybko znaleźć się przy celach. To było jedyne wyjście. Dodatkowo kobieta postanowiła spróbować ponownie przyśpieszyć swoje ruchy. – Mico – może i tym razem jej się to uda.
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
The member 'Lucinda Hensley' has done the following action : Rzut kością
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 2, 8, 3, 7, 2, 4, 8
--------------------------------
#3 'k100' : 68
#1 'k100' : 97
--------------------------------
#2 'k8' : 8, 2, 8, 3, 7, 2, 4, 8
--------------------------------
#3 'k100' : 68
Przyparcie do muru (czy w tym przypadku – uwięzienie na wąskiej klatce schodowej) zdawało się zadziałać na was wyjątkowo mobilizująco, dodając wam sił i determinacji – i pozwalając nie tylko na odparcie ataków strażników, ale i chwilowe ich unieszkodliwienie. Jako pierwsza zareagowała Lucinda, skutecznie broniąc się przed mknącym w jej stronę urokiem i wyprowadzając kontratak w stronę atakującego ją mężczyzny, a także niezwykle silne zaklęcie petryfikujące ku jego towarzyszowi; trzeciego zaatakował Samuel, wychylając się ponad ramieniem Zakonniczki. Cała trójka spróbowała wznieść tarcze, ale żadnemu się to nie powiodło; upadli na posadzkę, nieruchomo, z głuchym tąpnięciem. W tym samym czasie na schodach walczył Kieran, również skutecznie atakując: dwa silne petryfikusy uderzyły strażników w klatki piersiowe – upadli na stopnie, częściowo zagradzając wam drogę – jeśli chcieliście ruszyć dalej, musieliście przejść ponad nimi, wyjątkowo uważnie stawiając stopy.
W tym samym czasie Hannah, dzięki magicznie przyspieszonym ruchom, zdołała odnaleźć klucz oznaczony właściwym numerem i wbiec z powrotem na górę – zamiast atakować, ruszyła jednak ku płonącym na posadzce ciałom. Wyczarowana woda chlusnęła z jej różdżki, gasząc większość płomieni – ale również odsłaniając przed czarownicą przerażający widok. Stwierdzenie, że dla strażników za późno było na ratunek, nie wymagało posiadania zaawansowanej wiedzy medycznej: ich skóra na twarzach była intensywnie czerwona i napięta, miejscami przyczerniała, włosy – sklejone ze sobą i częściowo spalone, szaty niemalże zwęglone – teraz mokre, ociekające wodą, spływającą na posadzkę w strugach zabarwionych czymś brązowawym. Żaden z mężczyzn się nie poruszył – obaj wciąż spoglądali w sufit, ich oczy były jednak zupełnie puste – prawdopodobnie otwarte tylko ze względu na zaklęcie, wciąż utrzymujące je w bezruchu.
Wszyscy wycofaliście się na schody, nim to jednak zrobiliście, Samuel zdołał posłać celne zaklęcie w stronę drzwi, za którymi już gromadziły się następne sylwetki – lepkie pajęczyny zasłoniły przejście, wiedzieliście jednak, że nie spowolni to posiłków na długo. Mężczyzna czuł, że wciąż słabł – jego nogi wydawały się cięższe, wejście po schodach wywołało zadyszkę; gdy się zatrzymał, z jego nosa pociekła strużka ciepłej krwi. Celne zaklęcie rzucone przez Hannah uderzyło w posadzkę, a z miejsca, w które trafiło, natychmiast zaczęła rozchodzić się mgła – gęsta, pożerająca metr po metrze, wraz z każdą upływającą sekundą wypełniała pomieszczenie, zmierzając także w stronę klatki schodowej – miała wypełnić ją lada moment. Mogliście ruszyć do góry, przedrzeć się na wybrane przez was piętro, mieliście jednak na to niewiele czasu – okazja zapewne miała się więcej nie powtórzyć. Bez względu na to, które zdecydowaliście się wybrać, po zejściu ze schodów dostrzegliście długi korytarz. Pusty – nie licząc zlokalizowanych w równych odstępach, metalowych drzwi po obu jego stronach, zapewne prowadzących do cel. Wykonane z metalu, uniemożliwiały zajrzenie do środka, chyba ze spojrzało się wprost przez wąskie, okratowane okienko, widniejące w każdym z nich – tuż pod metalową tabliczką z numerem. Na końcu korytarzy znajdowały się okna, przez które blade światło wdzierało się do środka – jeśli przez nie wyjrzeliście, byliście w stanie dostrzec dziedziniec, a także zorientować się w tym, co się na nim działo. Spoglądając w dół, widzieliście czerniejące sylwetki strażników, co najmniej kilkunastu, być może więcej; część gromadziła się przed budynkiem, inni stali tyłem, w lekkim oddaleniu, z różdżkami wycelowanymi w górę, w niebo – nie byliście jednak w stanie stwierdzić, jakie zaklęcia rzucali. Przed wrotami do Białej Wieży stał również olbrzym – jego potężna sylwetka póki co pozostawała nieruchoma, był jednak na tyle wysoki, że jego głowa znajdowała się na poziomie drugiego piętra – musiał więc mierzyć co najmniej siedem metrów. W dłoni dzierżył ogromną maczugę, spojrzenie małych oczu miał utkwione w czymś, co pozostawało poza zasięgiem waszego wzroku.
Rozmieszenie obu pięter było identyczne, różniące się jedynie numerami na drzwiach cel – oraz tym, że na pierwszym odnaleźliście nieprzytomną kobietę, w której mogliście rozpoznać Jessę Diggory; wychudzona, bosa, ubrana w strój podobny do tego, który nosił Samuel, leżała na boku. Oddychała, choć słabo; nie mogliście być pewni, jakie zaklęcie ją ugodziło. Dookoła, oprócz dźwięków dochodzących z zewnątrz, słyszeliście niewyraźne szepty, przerywane od czasu do czasu stukaniem; gdzieś w pobliżu kapała woda. Z którejś z cel, nie byliście w stanie stwierdzić, z której, dobiegało ciche śpiewanie – melodia wydawała się wam znajoma, ale nie potrafiliście jednoznacznie jej umiejscowić.
A później – jeszcze nim zdążylibyście cokolwiek zrobić – budynek wokół was na moment zadrżał; poruszenie zdawało się docierać z dołu, z miejsca znajdującego się sporo pod wami, być może – pod ziemią. Nie byliście w stanie stwierdzić, skąd pochodziło, ale wiedzieliście, co znajdowało się bezpośrednio pod wami – nie było tam niczego poza magiczną częścią Tower of London.
Trwa 8 tura, czas na odpis mija 3 grudnia o godz. 22:00.
Jeśli w trakcie tury zdecydujecie się podjąć próbę otworzenia którejś z cel i będziecie potrzebować posta uzupełniającego – dajcie mi znać. Mistrz gry prosi też o określenie, na którym poziomie każde z was się znajduje (piwnice, parter, 1. piętro, 2. piętro).
Samuel, twoje obrażenia - tymczasowo wyciszone działaniem patronusa - będą powracać stopniowo, po 30 co turę, do czasu całkowitego wyleczenia i powrotu do zdrowia.
Samuel - 176/266 (-15 do kości) (60 - psychiczne; 30 - ogólnie osłabienie organizmu)
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Fera Ecco (Hannah)
Magicus Extremos (Hannah, Lucinda, Kieran) - 2/3; +20 do rzutów
Mico (Lucinda)
Veritas Claro (Lucinda) - 2/5 tury
Prohinaraneo
Pavor Veneno - 1/3 tury
Wszyscy strażnicy (w zasięgu waszego wzroku) są aktualnie unieruchomieni lub martwi.
W razie pytań zapraszam. <3
W tym samym czasie Hannah, dzięki magicznie przyspieszonym ruchom, zdołała odnaleźć klucz oznaczony właściwym numerem i wbiec z powrotem na górę – zamiast atakować, ruszyła jednak ku płonącym na posadzce ciałom. Wyczarowana woda chlusnęła z jej różdżki, gasząc większość płomieni – ale również odsłaniając przed czarownicą przerażający widok. Stwierdzenie, że dla strażników za późno było na ratunek, nie wymagało posiadania zaawansowanej wiedzy medycznej: ich skóra na twarzach była intensywnie czerwona i napięta, miejscami przyczerniała, włosy – sklejone ze sobą i częściowo spalone, szaty niemalże zwęglone – teraz mokre, ociekające wodą, spływającą na posadzkę w strugach zabarwionych czymś brązowawym. Żaden z mężczyzn się nie poruszył – obaj wciąż spoglądali w sufit, ich oczy były jednak zupełnie puste – prawdopodobnie otwarte tylko ze względu na zaklęcie, wciąż utrzymujące je w bezruchu.
Wszyscy wycofaliście się na schody, nim to jednak zrobiliście, Samuel zdołał posłać celne zaklęcie w stronę drzwi, za którymi już gromadziły się następne sylwetki – lepkie pajęczyny zasłoniły przejście, wiedzieliście jednak, że nie spowolni to posiłków na długo. Mężczyzna czuł, że wciąż słabł – jego nogi wydawały się cięższe, wejście po schodach wywołało zadyszkę; gdy się zatrzymał, z jego nosa pociekła strużka ciepłej krwi. Celne zaklęcie rzucone przez Hannah uderzyło w posadzkę, a z miejsca, w które trafiło, natychmiast zaczęła rozchodzić się mgła – gęsta, pożerająca metr po metrze, wraz z każdą upływającą sekundą wypełniała pomieszczenie, zmierzając także w stronę klatki schodowej – miała wypełnić ją lada moment. Mogliście ruszyć do góry, przedrzeć się na wybrane przez was piętro, mieliście jednak na to niewiele czasu – okazja zapewne miała się więcej nie powtórzyć. Bez względu na to, które zdecydowaliście się wybrać, po zejściu ze schodów dostrzegliście długi korytarz. Pusty – nie licząc zlokalizowanych w równych odstępach, metalowych drzwi po obu jego stronach, zapewne prowadzących do cel. Wykonane z metalu, uniemożliwiały zajrzenie do środka, chyba ze spojrzało się wprost przez wąskie, okratowane okienko, widniejące w każdym z nich – tuż pod metalową tabliczką z numerem. Na końcu korytarzy znajdowały się okna, przez które blade światło wdzierało się do środka – jeśli przez nie wyjrzeliście, byliście w stanie dostrzec dziedziniec, a także zorientować się w tym, co się na nim działo. Spoglądając w dół, widzieliście czerniejące sylwetki strażników, co najmniej kilkunastu, być może więcej; część gromadziła się przed budynkiem, inni stali tyłem, w lekkim oddaleniu, z różdżkami wycelowanymi w górę, w niebo – nie byliście jednak w stanie stwierdzić, jakie zaklęcia rzucali. Przed wrotami do Białej Wieży stał również olbrzym – jego potężna sylwetka póki co pozostawała nieruchoma, był jednak na tyle wysoki, że jego głowa znajdowała się na poziomie drugiego piętra – musiał więc mierzyć co najmniej siedem metrów. W dłoni dzierżył ogromną maczugę, spojrzenie małych oczu miał utkwione w czymś, co pozostawało poza zasięgiem waszego wzroku.
Rozmieszenie obu pięter było identyczne, różniące się jedynie numerami na drzwiach cel – oraz tym, że na pierwszym odnaleźliście nieprzytomną kobietę, w której mogliście rozpoznać Jessę Diggory; wychudzona, bosa, ubrana w strój podobny do tego, który nosił Samuel, leżała na boku. Oddychała, choć słabo; nie mogliście być pewni, jakie zaklęcie ją ugodziło. Dookoła, oprócz dźwięków dochodzących z zewnątrz, słyszeliście niewyraźne szepty, przerywane od czasu do czasu stukaniem; gdzieś w pobliżu kapała woda. Z którejś z cel, nie byliście w stanie stwierdzić, z której, dobiegało ciche śpiewanie – melodia wydawała się wam znajoma, ale nie potrafiliście jednoznacznie jej umiejscowić.
A później – jeszcze nim zdążylibyście cokolwiek zrobić – budynek wokół was na moment zadrżał; poruszenie zdawało się docierać z dołu, z miejsca znajdującego się sporo pod wami, być może – pod ziemią. Nie byliście w stanie stwierdzić, skąd pochodziło, ale wiedzieliście, co znajdowało się bezpośrednio pod wami – nie było tam niczego poza magiczną częścią Tower of London.
Trwa 8 tura, czas na odpis mija 3 grudnia o godz. 22:00.
Jeśli w trakcie tury zdecydujecie się podjąć próbę otworzenia którejś z cel i będziecie potrzebować posta uzupełniającego – dajcie mi znać. Mistrz gry prosi też o określenie, na którym poziomie każde z was się znajduje (piwnice, parter, 1. piętro, 2. piętro).
Samuel, twoje obrażenia - tymczasowo wyciszone działaniem patronusa - będą powracać stopniowo, po 30 co turę, do czasu całkowitego wyleczenia i powrotu do zdrowia.
Samuel - 176/266 (-15 do kości) (60 - psychiczne; 30 - ogólnie osłabienie organizmu)
Aktywne zaklęcia i eliksiry:
Fera Ecco (Hannah)
Magicus Extremos (Hannah, Lucinda, Kieran) - 2/3; +20 do rzutów
Mico (Lucinda)
Veritas Claro (Lucinda) - 2/5 tury
Prohinaraneo
Pavor Veneno - 1/3 tury
Wszyscy strażnicy (w zasięgu waszego wzroku) są aktualnie unieruchomieni lub martwi.
- żywotności:
- Kieran - 244/244
Hannah - 222/222
Lucinda - 181/181
Samuel - 176/266 (-15 do kości) (60 - psychiczne, 30 - ogólne osłabienie organizmu)
(Tymczasowo wyleczone obrażenia Samuela:
60 – psychiczne
50 – ogólne osłabienie organizmu
50 – tłuczone (siniaki na całym ciele))
- ekwipunki:
- Kieran:
lusterko dwukierunkowe do pary
wieczny płomień
mikstura buchorożca od Asbjorna
eliksir znieczulający od Charlene
kryształ
Hannah:
kryształ;
miotła
peleryna niewidka (założona)
2 fiolki z eliksirem Garota (2 porcje, stat. 31)
Lucinda:
wywar ze sproszkowanego srebra i dyptamu (stat, 40, moc +15)
eliksir niezłomności (stat. 46, moc +10)
wieczny płomień ( stat. 35, moc +15)kameleon (stat. 31)
W razie pytań zapraszam. <3
Szybko udało im się poradzić z atakującymi ich strażnikami. Czas nie działał na ich korzyść, ale adrenalina płynąca w jej żyłach napędzała ją do działania. Ruszyli po schodach na górę chcąc uniknąć działania mgły. Ta wyłączyłaby ich z walki, a przecież nie chcieli, żeby ich własne zaklęcia przeciwstawiły się im samym. Gdy dotarli na pierwsze piętro Lucinda dostrzegła ciało kobiety. Od razu wyrwała do przodu by spojrzeć na twarz kobiety. Bez trudu rozpoznała w niej Jessę. Tym bardziej, że Sam jeszcze chwile temu o niej wspominał. Kobieta była jednak wychudzona, jej ubrania były porwane, a czarownica leżała nieprzytomna. Lucinda uklękła obok i spojrzała na unoszącą się delikatnie klatkę piersiową. Tylko dzięki temu była w ogóle w stanie stwierdzić czy kobieta oddycha. –Żyje, ale jest nieprzytomna. Nie wiem jakim zaklęciem została trafiona – odparła nerwowo. W swojej sakiewce nie posiadała, ani jednego eliksiru, który mógłby przywrócić kobiecie siły. Jedyny, który miała nie nadawał się w danej sytuacji. Lucinda nie widziała żadnej krwi. Tak naprawdę mogła oberwać wszystkim. Od drętwoty po petryfikusa. Mogła też stracić przytomność ze zmęczenia. Blondynka odszukała wzrokiem Skamandera i dopiero teraz dostrzegła, że z jego nosa płynie strużka krwi. – Potrzebujecie uzdrowiciela, albo chociaż eliksirów – zarządziła. Nikt nie mógł się spodziewać takiego obrotu sprawy. Kto mógł przewidzieć, że odnajdą tu Sama i Jessę? Nie przygotowali się odpowiednio, ale przecież ich głównym zadaniem powinno być odwrócenie uwagi strażników od drugiej grupy.
Blondynka podniosła się z ziemi i zatrzymała się na środku pomieszczenia. Mogli mieć tylko nadzieje, że w celach znajduje się ktoś kto zna magię leczniczą i będzie w stanie pomóc jej towarzyszom. To wydawało jej się być najrozsądniejsze w tym momencie, ale przecież więźniowie sami mogli potrzebować ich pomocy. – Alohomora – rzuciła kierując różdżkę w stronę jednej z cel. – Potrzebujemy kogoś z magią leczniczą! – krzyknęła mając nadzieje, że głos z korytarzu jest w stanie przenieść się do cel. Tak naprawdę nie wiedzieli kogo wypuszczają z cel. Mogli mieć chociaż nadzieje, że zatrzymani czarodzieje będą w stanie im choć trochę pomóc. Z tego co wiedziała to Sam nadal posiadał różdżki.
/jestem na 1 piętrze
Blondynka podniosła się z ziemi i zatrzymała się na środku pomieszczenia. Mogli mieć tylko nadzieje, że w celach znajduje się ktoś kto zna magię leczniczą i będzie w stanie pomóc jej towarzyszom. To wydawało jej się być najrozsądniejsze w tym momencie, ale przecież więźniowie sami mogli potrzebować ich pomocy. – Alohomora – rzuciła kierując różdżkę w stronę jednej z cel. – Potrzebujemy kogoś z magią leczniczą! – krzyknęła mając nadzieje, że głos z korytarzu jest w stanie przenieść się do cel. Tak naprawdę nie wiedzieli kogo wypuszczają z cel. Mogli mieć chociaż nadzieje, że zatrzymani czarodzieje będą w stanie im choć trochę pomóc. Z tego co wiedziała to Sam nadal posiadał różdżki.
/jestem na 1 piętrze
Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczona
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Biała Wieża
Szybka odpowiedź