Rudolf Solve Lestrange
Nazwisko matki: Rosier
Miejsce zamieszkania: Wyspa Wight, Anglia
Czystość krwi: Szlachetna
Wzrost: 125 cm
Waga: 26 kg
Kolor włosów: Czarne
Kolor oczu: Brązowe
Znaki szczególne: Piegi, uśmiech Sfinksa
Najlepszą, kiedy już ją dostanę
Podejrzewam, że Slytherin. A jak nie to Durmstrang
Skąd mam wiedzieć?
Wilkołaka, nie cierpię boginów!
Ciastem czekoladowym z wiśniami, herbatą z miodem i cytryną, gorącą czekoladą, lasem, palonymi włosami
Siebie z najnowszą i najlepszą miotłą
Obcinanie włosów opiekunkom, podpalanie fortepianów, ciąganie kotów za ogon i rzucanie nimi, by sprawdzić czy rzeczywiście spadną na cztery łapy, uprzykrzanie życia ghulom w ogrodzie
Jastrzębie z Falmouth
Quidditch
Wszystko tylko nie klasyczna
Noah Lomax
Pierwsze lata dzieciństwa minęły Rudolfowi na zapamiętywaniu twarzy. Żadna z tych twarzy nie wzbudziła jego zainteresowania, pomimo szerokich, rozciągniętych w uśmiechach ust, ciepła bijącego z oczu i miłego głosu. Wszystkie opiekunki były takie same. Wszystkie guwernantki były takie same. Zapamiętał ich imiona, jednak nigdy nie zwracał się do nich osobiście. Od najmłodszych lat budował zdania w taki sposób, że brzmiały jak rozkaz. Aby zadowolić młodego dziedzica rodu Lestrange, opiekunki zmuszone były do niecodziennych czynów. Niektóre, te o silniejszym charakterze i przeświadczone o tym, że czeka je w życiu coś więcej niż usługiwanie przerażającemu chłopcu, odchodziły z rodzinnej rezydencji. Rudolf nigdy więcej ich nie widział. Ani nie tęsknił. Jednak z upływem lat pojawiały się nowe panie. Z większym wigorem i zapałem do tego, by z pochmurnego demoniątka uczynić wesołego chłopca. Żadnej się to nie udało. Propozycja by panna Madlene zgoliła sobie piękne falujące rude włosy z głowy nie przeszła bez echa. Tym bardziej gdy rodzina Lestrange ujrzała w dłoniach kilkulatka ostre nożyce i gruby pukiel rudych włosów. Tak, z tego, co udało mu się wyłowić z pamięci, panna Madlene była jego ostatnią opiekunką. Tylko po odejściu tej kobiety w serduszku małego chłopca coś pękło. Tak, na pewno będzie tęsknił za jej grubym warkoczem, który uwielbiał ciągnąć, wywołując w kobiecie łzy bólu.
Od tamtego czasu spędzał czas wśród rodziny. Gdzieś z pokoju obok zawsze dochodziło jego uszu kwilenie młodszego Rabastana. Nie widział go zbyt często, ani się nim nie interesował. Był bezużytecznym, małym mazgajem. Czasem jednak przydawał się, gdy Rudolf zapragnął się nim wysługiwać i zrobić z brata osobistego skrzata domowego, co nie spodobało się rodzinie. To nic, że dzielił ich tylko rok różnicy wieku. Panie z rodziny Lestrange wolały trzymać Rabastana z dala od Rudolfa. Być może wyszło to młodszemu bratu na zdrowie. Jednak nikt nie był w stanie wzbudzić w nim respektu starszego. Nikt, poza ojcem. Pamiętał go dopiero od niedawna. Wcześniej niezbyt dobrze go rozpoznawał, ale pamiętał, że kiedy jakiś czas po odejściu panny Madlene zjawił się w drzwiach jego pokoju, obiecał sobie, że nie da mu o sobie tak szybko zapomnieć. Ta obietnica po części się ziściła, zwłaszcza, że po ochłonięciu z tragedii Caesar zaczął spędzać więcej czasu ze swoimi synami. Rudolf nigdy nie poruszał tematu śmierci swojej matki. Jedna z opiekunek wcisnęła mu śmieszną historyjkę na temat tego, że jego mamusia i siostrzyczka znajdują się teraz w niebie i patrzą na niego. Do tej pory pamiętał dreszcz niechęci, jaki przebiegł mu po plecach. Będąc dzieckiem, odbierał wszystko dosłownie. Nie podobał mu się fakt, że ktoś mógłby go obserwować podczas załatwiania swoich potrzeb czy też zabawy w ganianie i ciągnięcie za ogon dzikich kotów, które miały czelność wejść na teren jego ogrodu do zabawy. Nie pamiętał ani matki, ani siostry. Rodzinne zdjęcia były jedynym obrazem, który wyrył mu ich twarze w pamięci. Panna Marlene wytłumaczyła mu na czym polegało to, że on i Celeste byli bliźniakami. Nie mniej zszokowała się, kiedy usłyszała od sześcioletniego chłopca, że siostra zabierała mu jedynie miejsce w brzuchu. Być może, gdyby choć trochę zdawał sobie sprawę z tragedii jaka spotkała ich rodzinę, żałowałby swoich slów. Jednak Rudolf nigdy nie przepraszał, ani nie czuł wyrzutów sumienia. Szokująca szczerość, która była cechą większości dzieci, wyewoluowała w wadę. Jedną z wielu.
Fortepian od zawsze znajdował się w domu pana Lestrange. Rudolf niejednokrotnie zasiadał przy nim, jednak dźwięki, które wydobywały się spod jego dziecięcych paluszków były niemożliwe do zniesienia. Tajemnicą poliszynela jest, kto jako pierwszy zapieczętował klapę fortepianu zaklęciem, by młody panicz Lestrange nie mógł dostać się do klawiszy instrumentu. To właśnie wtedy Caesar Lestrange po długiej przerwie powrócił do grania.
W domu panowała cisza. Rudolf wrócił właśnie z lekcji magicznego polo i stanął w drzwiach salonu, kiedy z instrumentu rozbrzmiała przepiękna melodia. Odwrócony plecami do niego siedział ojciec, po którym odziedziczył kręcone, czarne włosy. Dźwięki, które wydobyły się z instrumentu, na którym jemu samemu zabroniono ćwiczyć doprowadziły go do furii, bowiem po raz pierwszy od bardzo dawna poczuł w klatce piersiowej nieznane dotąd uczucie, rozlewające się ciepłem po całym ciele. Nie znosił tego uczucia. Zacisnął piątki, czując wilgoć w kącikach oczu. Zamrugał, nie zdając sobie sprawy z tego, co właściwie widzi i czy to nie była jakaś egipska fatamorgana, ponieważ oczy zaszły mu mgłą. Fortepian stanął w płomieniach, trawiących jego wnętrzności. Nie pamiętał co było dalej. Puścił się biegiem do pokoju, słysząc szybkie, stabilne i ciężkie kroki ojca za swoimi plecami…
To był pierwszy raz, kiedy u młodego Lestrange pojawiły się magiczne umiejętności. Do tej pory skrywane były głęboko, jednak kiedy chłopiec dał im wreszcie ujście, ujawniły się ze zdwojoną mocą. Nie był w stanie nad nimi panować, zazwyczaj pojawiały się w nagłych wypadkach i dosyć niespodziewanie, zawsze pod wpływem gwałtownych emocji. Zazwyczaj tych nerwowych. Pomimo swojego zachowania, gróźb i złośliwości jakie wypływały z ust i zachowania sześciolatka, będących powodem izolowania go od młodszego brata, nigdy nie znęcał się nad nim fizycznie. Potrafił się nim wysługiwać i zrzucać na niego swoje winy, jednak z biegiem lat robiło się to coraz trudniejsze, ponieważ Rabastan również potrafił postawić na swoim, utrudniając tym samym włażenie starszemu bratu na głowę. Rudolf niekiedy przejawiał skrycie chęci, by pozbyć się Rabastana z domu, który skupiał większą uwagę dorosłych, jako młodszy z braci i ten, który wymaga większej uwagi. Te zapędy nie miały jednak na celu bratobójstwa, które w główce tak młodego chłopca nawet nie znalazły miejsca, ale na przykład – spacer do jaskini syren wydał mu się aż nazbyt interesujący. Podobnie jak Rabastanowi, który aż się palił by się tam udać. Wsiedli na magiczną łódkę, która sama zadryfowała w kierunku celu. Tej ekspedycji wgłąb jaskini nie można było zaliczyć do udanej. Żaden z nich nie ważył się wysiąść z łódki, jednak kiedy syreny rozpoczęły swój wodny taniec, łódka zachwiała się, a młodszy z braci wypadł do wody, prosto w silny nurt, wzburzonych syrenich ogonów oraz macek druzgotków, które co jakiś czas zjawiały się w tych wodach, by odbyć swoje gody. Rudolf przeraził się nie na żarty, zwłaszcza, że żadne okrzyki nie pomagały. Dorośli nie mogli wiedzieć co się z nimi stało. Na całe szczęście ostatkiem sił i niestrudzonej determinacji udało mu się wciągnąć brata na powrót do łodzi, przy okazji samemu prawie z niej wypadając. Kiedy obaj znajdowali się w pozornie bezpiecznej małej łajbie, natychmiast oddalili się, by jak najprędzej dotrzeć do brzegu. Rabastan przez kilka tygodni nie mógł wyjść ze swojego pokoju. Rudolf nie wiedział nic na temat choroby brata, wywołanej incydentem, bowiem dorośli trzymali go od niego z daleka. Nigdy nie widział ojca równie rozzłoszczonego, a razy które dostał na gołą skórę wyryły mu się mocno w pamięci. Nie oberwało mu się tak nawet wtedy kiedy podpalił ojcowski fortepian. To wydarzenie utemperowało jego charakter, a wyrzuty sumienia zjadały go przez cały okres szlabanu, który otrzymał. W końcu był tylko dzieckiem, a perspektywa utraty rodzeństwa przez własną głupotę była ciężkim orzechem do zgryzienia. Nigdy więcej nie odważył się popłynąć do tamtej jaskini, nawet w pojedynkę. Jednak czas mijał, lecząc rany i choroby, a pokrzykiwania Rabastana jeszcze niejednokrotnie można było dosłyszeć, dobiegające z wnętrza szafy ciotki Evandry.
Stosunek Rudolfa do śmierci matki i siostry był względnie obojętny. Nie potrafił wykrzesać sobie żalu i smutku po kimś, kogo nie pamiętał. Wszystko co wiedział na ich temat pochodziło od informacji pozyskanych przez osoby trzecie. Ojciec nigdy nie poruszał przy nim tego tematu. Nikt nie poruszył tematu wilkołaka, który zamordował dwie ważne osoby w ich życiu. Niejednokrotnie jednak brakowałomu ramion, które byłyby chociaż zbliżone do matczynych. Nigdy się jednak z tym pragnieniem nie obnosił, przyzwyczajony do tego, że powinien być twardym, a nie miękkim.
łajnobomba, Zestaw doktora Filibustera, pająk
Intelekt - no, szkoda mi słów.
"Rudolf, jeśli coś chcesz, to to bierz" ~Caesar Lestrange