Wydarzenia


Ekipa forum
Między kamienicami
AutorWiadomość
Między kamienicami [odnośnik]12.01.21 21:31

Między kamienicami

O szyby deszcz dzwoni, między szybami twarze, a na balkonach ciekawskie stopy młodzieży poszukujące kryjówek, kątów, spokojnych zakamarków i sprytnej drogi ucieczki - byleby jak najdalej od dorosłych. W szczelinach, między dachami powtykane młodzieńcze marzenia i dowody niepoprawnego odurzenia, tajemne bazgroły i listy miłosne. Tutaj sprytnie wymakają się cwaniaki, tutaj prowadzi się dziewczynę na randkę, tutaj niedojrzałe oczy rozmyślają o tym, jak podbić świat i dokąd wypłynąć na pierwszą morską wyprawę. Tutaj też chowa się chłop, by mieć spokój od baby i dopić wreszcie flaszkę i tutaj też wyłazi baba z koszem prania i zbyt ciekawskimi oczami. Między kawałkami firany da się podejrzeć największe sekrety sąsiadów, przez popękane szyby wymyka się małżeńska złośliwość i dziecięcy grymas.

Popatrz uważnie, może w którejś z porzuconych butelek odnajdziesz skarb. Rzuć kością k6:
1 – znajdujesz pękniętą butelkę, brudną i pustą w środku, ostra krawędź rani twój palec;
2 – znajdujesz rozpoczęty, nigdy nieskończony list, spisany dziewczęcą ręką, krótka historia o miłości; wetknięty do butelki, najpewniej miał dryfować po falach Tamizy, dotrzeć do morza, do marynarza, który nigdy już nie przeczyta tych słów;
3 – znajdujesz zamorskie cygaro, najpewniej dotarło do portu na pokładzie któregoś z handlowych statków, może ukradły je ręce podrzędnego majtka, który chciał posmakować egzotyki; postaci z biegłością hiszpańskiego co najmniej na pierwszym poziomie są w stanie domyślić się po napisach, że to kubańskie cygaro;
4 – znajdujesz roztrzaskaną butelkę, a na dnie spoczywa mały kompas;
5 – jeśli przyjrzysz się tej butelce bliżej, zauważysz, że wewnątrz znajduje się coś niewielkiego. Czy to zwykły pet, czy to diable ziele? Niezły traf! Ciesz się słodkim odurzeniem, młody odkrywco!
6 – znajdujesz oryginalnie zamkniętą butelkę rumu; masz dzisiaj szczęście! Pechowy tylko ten, kto ją tutaj pozostawił. Po kilku łykach rumu czujesz nieodpartą potrzebę zaśpiewania szanty. Jeśli opróżnisz całą zawartość, do końca dnia będziesz odczuwał pokusę porzucenia obecnego życia i wypłynięcia w morze.
Lokacja zawiera kości.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Między kamienicami Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Między kamienicami [odnośnik]17.02.21 22:23
| 24 października 57' |



Powoli przestawał orientować się we własnych kłamstwach, choć zdecydowanie stawiał kolejne kroki głębiej, dalej i bardziej śmiało. Dobrze wiedział, że nie były to najlepsze czasy dla kogokolwiek próbującego imać się pracami ulicznymi, być może był to czas na przeniesienie się gdzieś wyżej, gdzie komfort zapewniały cztery ściany; pytanie tylko, czy to było bezpieczne?
Głupstwo, nie pytanie, przecież w tych czasach nic nie było bezpieczne. Bankructwo groziło praktycznie na każdym kroku, widać było jak ostrzy zęby na każdej z opustoszałych półek, a czasem nawet w jego pustych kieszeniach. Dobrze, że potrafił zadbać o oszczędności, być może nie był w tym wielce biegły, a jednak unosił się na powierzchni. Chciał, żeby było lepiej, któż tego nie pragnął? Chyba tylko głupcy.
Wychodząc zza rogu kamienicy, w której zdołał już opchnąć nieco towaru, zaczął rozglądać się za kolejnymi postaciami, które były mu znajome z twarzy. Zwykle kręciło się tu wiele różnych postaci...bywały czasem nawet te mniej lub bardziej rozpoznawane w szerokościach portowych.
Nie potrzebował znać imion, choć i z tym zwykle nie miewał problemów, wolał wiedzieć, komu sprzedaje towar, w końcu wystarczyło jedno złe skojarzenie i już mógł zostać wydany komuś niepożądanemu. Jednym ze sposobów uniknięcia rozpoznawalności pozostawała jego twarz Jeremiego, która wtaczała się w nieciekawy tłum przechodniów dokowych. Każdy miał swoje kłopoty, niepotrzebne były nikomu dodatkowe problemy w postaci ulicznych zaczepek, chyba już z tego wyrośli; przynajmniej takie miał nadzieje. Niestety skręcając w następny zaułek kamienicy, zauważył błąd w swoim myśleniu - ludzie się nie zmieniali, jedynie głupieli. Ech.
Kolejni okładający się pijacy, ileż takich historii znał z własnego doświadczenia. Jego język powędrował do niekompletnego uzębienia, licząc, ile kiełków zostało twarzy gościa, którego twarz i głos przybierał już z naturalną dla siebie swobodą. Pamiętał, jak dziwnie było za pierwszym razem, drugi też był nieciekawy, w końcu przyzwyczajenie się do słów, które były bardziej wypluwane niż faktycznie wymawiane, dziwnie odbijało się na podniebieniu. Ciekawe, czy pierwotny właściciel miewał jakiekolwiek refleksje nad swoim życiem; możliwe, że jego zęby już dawno były wybite. Weasley nie miał zamiaru sprawdzać, jak działa aparat mowy bez uzębienia. Zaczerpnął nieświeżego powietrza doków i przeszedł obojętnie obok. Niepotrzebny był nikomu tłum, tutaj nikt nie lał się na pokaz; wszystko było żywe i krwawe, a on dość już swojej krwi wylał na Londyńskich brukach.
Wyjście na kolejną kamienicę nie różniło się od przesmyku, z którego wyszedł; może było trochę spokojniej, ale aura nie zmieniała się ani o cal. Pozostało mu tylko przejść do odpowiedniego punktu, gdzie każdy zaznajomiony z jego Jeremiaszową twarzą wiedział, czego mógł się spodziewać w kieszeniach jego przydługawego, poniszczonego płaszcza.

| Rzut na lokacje. (6)


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję



Ostatnio zmieniony przez Reggie Weasley dnia 05.05.21 20:55, w całości zmieniany 2 razy
Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Między kamienicami [odnośnik]01.03.21 19:15
Była głodna. Zdominowana przez potrzebę czerwieniącą gałki oczu, torturowana przez prędki oddech pragnący wyłamać jej klatkę żebrową od wewnątrz. Wiedziona na oślep przez znane portowe uliczki, słaniająca się na nogach, ale inaczej niż zwykle. Bez delikatnej gracji łabędzia sunącego po tafli zaczarowanego jeziora - a poruszając biodrami na boki na wzór ruchów zapamiętanych u Rain, u Phils, u każdej z portowych księżniczek, dziś chciała stać się jedną z nich. Zatracić. Zaspokoić rozbudzoną bestię, pochłonąć białą drogę mleczną prowadzącą do odległych galaktyk chwilowej ekstazy, która potem zakończy się łzami i apatią - ale to nic, była w stanie poświęcić się w imię tego ulotnego dobrodziejstwa, bosa, niczym Esmeralda stawiająca kroki na zimnym bruku.
Piekielny ogień niech pochłonie wreszcie ją.
Jak jawnogrzesznica mogła się tak święta stać?

Celine miała wrażenie, że towarzyszył jej dźwięk własnego oddechu głośnego jak dzwon. Wydawał się pulsować w jej skroniach, wyznaczać melodię nagle pozbawionych dziecięcej niewinności ruchów, samotnych piruetów wśród świata, który był wolnością. Pod jarzmem podatków i inwigilacji, smagany łaknieniem, ale to nic. Pomóż mi, Odylio. Tu rosły jej skrzydła, czarne, nieznane, przywodzące na myśl nauki, które dawno temu zostawiła podobno za sobą. Ale nie dziś. Dziś w głowie miała tylko jego, to, co chował pod wytartą kurtką i co upychał po kieszeniach, oddając w ręce dobrych ludzi słodycze zapomnienia za odpowiednią cenę. I choć świat przed jej oczyma rozmywał się w niepokojącej feerii barw, nie mogła nie rozpoznać go za zakrętem, w półmroku nieopodal kamienicy, przy której zwykle urzędował. Jesteś tu, królewiczu. Dopadła go bezwstydnie, niższa, malutka, z dłońmi zaciśniętymi na połach znoszonej kurtki, z czerwonymi oczyma, w których tliła się wyłącznie narkotyczna potrzeba. Nawet kobaltowa tinta jej sukienki była teraz inna. Niepokojąca, głębsza, tak boleśnie nie Lovegoodowska.
Czy to sam Lucyfer mógł się wcielić w nią? Półwili miot na pokuszenie wodzi cię, nieczyste myśli budzi wciąż, choć modlisz się...
- Remy - Celine powitała go gorącym szeptem i wspięła się na palce, bezwstydnie rozpoczynając poszukiwania prochów po jego ubraniu. - Mam pieniądze - obiecała; nie musiała się mu przedstawiać, znał ją dobrze, nie z ostatnich dni a z miesięcy przeszłości, które łączyły ich wspólną tajemnicą pierwszych kroków upojenia. Choć to nie Jeremy pokazał jej tę piękną galaktykę, wkrótce stał się stałym dostawcą jej magicznego pyłu - i półwila nawet nie przyjmowała do wiadomości myśli, że mogłoby być inaczej. Ten ogień w jej żyłach musiał zostać schłodzony. - Daj - prosiła słodko, półprzytomnie, rozgorączkowanymi gestami wodząc po każdej krzywiźnie ciała maga, byle tylko odnaleźć to, czego tak poszukiwała. Nie mógł chyba zrobić jej przykrości, prawda? Nie mógł sprzedać całego towaru w jeden wieczór?


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Między kamienicami [odnośnik]03.03.21 13:05
Zwisające nad głową zabudowane balkoniki dawały poczucie pewnego komfortu nieoficjalności, która bardzo sprzyjała interesom. Sam pamiętał, jak pomykał między cieniami, szukając dokładnie takich knypków jak on, choć w rzeczywistości był tylko nic nieznaczącym pionkiem. Ważniejsi nie stali na ulicach, choć z pewnością też nie mieli tak przyjaznych perspektyw na poznanie całej gamy osób skupującej różnego rodzaju specyfiki.
Znając rutynę poszczególnych stałych klientów dobrze wiedział, że go znajdą i przyjdą błagać o więcej. Niejednokrotnie zmuszony był interweniować przez idiotów, którzy myśleli o handlu w perspektywie wygłodniałego zwierzęcia obudzonego z transu. Oparty o kamieniczną ścianę obserwował otoczenie. Jednym z ważniejszych elementów jego pracy było dostrzeganie nieprawidłowości lub doszukiwanie się takowych i szczerze powiedziawszy, bardzo mu to pasowało. Nie musiał się odzywać i robić z siebie bałwana, mógł spokojnie patrzeć z boku, nie zmuszając się do myślenia nad tym, w jaki sposób odczytać taką, a nie inną minę, jakby na serio go to obchodziło. Liczyła się najbliższa rodzina, przyjaciele i dobrzy znajomi, reszta mogła iść do czeluści, oczywiście o ile znajdowali się na takim samym lub większym skraju niż on. Nawet nie próbował dociekać, czy chodziło o moralność, czy też psychikę, ale nic z tego nie musiało się liczyć, ponieważ w trakcie tych obserwacji zauważył blond włoski. Tutaj jesteś, a ona zaczęła swoją grę.
Patrzył w jej oczy – nieobecne, pożądające nie jego oczywiście, tego, co posiadał dokładnie w jednej kieszonce płaszczu. Nie wiedziała, że w jego ręku znajdowała się dawka, której tak bardzo potrzebowała, ale wolał poczekać. Czerwone oczy dziewczyny nie widziały smutku, który pojawił się w jego jasnobrązowych tęczówkach. Było przyjemnie dziwnie patrzeć na delikatną panienkę, która tak łapczywie dobierała się do jego ubrania, ale czy choć na chwilę nie mógł sobie pozwolić na poluzowanie własn…jej ręka powędrowała prosto do ciała, które pomimo bycia obcym odczuwał jak swoje. Spiął się w nagłym impulsie, dopiero po chwili pozwalając rozleniwiającemu uczuciu przejąć kontrolę, tylko na chwilkę…na chwilkę…NIE.
Wolna ręka złapała za jedną z tych błądzących już nie po płaszczu, a przemienionej masie. We wzroku mieszał się żal, smutek i złość, nie pozwalając zrozumieć żadnej z dominujących emocji pod jego czerepem, a było tam wiele. Metamorfomag skupił się jednak na tym, co należało, był przecież człowiekiem pracy, a teraz musiał opchnąć towar za gotówkę, nic więcej.
- Zabieraj łapy. – mruknął do niej, co w wersji Remiego brzmiało niczym warknięcie. Nie wiedział, czy targał nim brak szacunku do jej zgubionej postaci, czy też współczucie dla skrzywdzonej duszy. Chciał pomóc, choć dobrze wiedział, jak wyglądały próby wyjścia z tego bagna. Biły się w nim dwie myśli, a ze względu na impuls i jej chętkę do przeszukania postanowił się po prostu nie zastanawiać, za myślenie nikt mu nie płacił. – Najpierw tradycyjna stawka i dostajesz, co chcesz. – powiedział już nieco mocniej, mierząc ją od stóp do głów, ładna jak zawsze. Wyciągnął tę samą dłoń, którą odepchnął jej prędkie dłonie. W drugiej oczywiście trzymał używkę, bo przecież tylko o to chodziło, kątem oka zauważył świecący przedmiot gdzieś przy drugiej ścianie.


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Między kamienicami [odnośnik]03.03.21 22:03
Szpony utkane z ognia zakleszczyły się wokół jej zachłannych nadgarstków i odciągnęły od twardego ciała, które znalazła pod materiałem kurtki, a Celine jęknęła z niezadowoleniem, z obrazą, rozczarowana. Jak śmiał bronić jej dostępu do tej toksyny? Dlaczego nie mógł od razu rozsypać wróżki na jej wargach i patrzeć jak chłonie ją w wyczekanej błogości, zamiast tego karząc? Półwila zadygotała na nogach kiedy odepchnął jej ręce, niemal zatoczyła, ale w ostatniej chwili przeobraziła to w łabędzi piruet na samych czubkach palców bosych stóp. Nie odczuwała dziś zimna. Głód był zbyt zajmujący, by cokolwiek w otoczeniu czy pogodzie mogło ją zaalarmować o niedogodnościach - liczyło się tylko to, co Remy skrywał w swoich kieszeniach i za co żądał zapłaty.
- Nie bądź taki - odparowała w potrzebie, namiętnej i słodkiej, po czym powolnym krokiem okrążyła mężczyznę, niewiele robiąc sobie z jego gróźb - bo jedna z dłoni sunęła wzdłuż obwodu jego ramion jak w tańcu. Celine nawet w ten sposób stawiała stopy. Każdy ich ruch był zmysłowy, wyuczony, każdy mięsień poruszał się dokładnie tak jak sobie tego życzyła, zanim znów stanęła naprzeciw dilera i spojrzała mu w oczy, wolną dłoń wsunąwszy do kieszeni swojej sukienki. Dźwięczało tam kilka monet, które wyciągnęła na otwartą rękę - ale zamiast podać mu je normalnie, półwila chwyciła galeona między zęby i z promiennym, wręcz niewinnym uśmiechem przekrzywiła głowę. Tyle powinno wystarczyć by zapewnić jej towar na dziś i kilka następnych przypadków absolutnego wygłodzenia.
Weź. Miodowe włosy zakołysały się delikatnie na jej ramionach kiedy wdzięcznym ruchem zaoferowała mu zapłatę, a gdy Remy ją przyjął, bezczelnie zabrała mu pakunek z narkotykiem. Jego wróżka była dobrej jakości, nie rozstrajała organizmu aż tak bardzo jak chłam, który ćpała do tej pory w porcie, grosza przy duszy na porządny towar mając niewiele. Torebeczka od Jeremiego zawierała jednak zbawienie. Celine nie czekała - odskoczyła od niego z gracją, by potem klęknąć przy porzuconej drewnianej skrzyni, z której bezmyślnie zamierzała wciągnąć kreskę... Zanim do głowy przyszedł jej inny pomysł. Och, Merlinie, czy już nie dość tej kreatywnej inwencji?
- Remy, chodź - wymruczała i spojrzała przez ramię na czarodzieja. Ramiączko kobaltowej sukienki zdążyło odsłonić już jedno z jej ramion. - Chodź, daj mi dłoń, chodź. Wezmę to z ciebie - zęby znów odsłoniły się w uśmiechu i to wcale nie nieprzyzwoitym, choć równie dobrze właśnie tak mogła uśmiechać się syrena tuż przed wciągnięciem zauroczonego marynarza w zgubne głębiny oceanu. I kiedy Celine znów odwróciła się do prowizorycznego blatu, który mógłby im w tym posłużyć, pod jego spodem również dostrzegła to, co wcześniej przyuważył Reggie. Niczym sroka zauroczona błyśnięciem sięgnęła w kierunku środka powalonej skrzyni i... Wyjęła z niej butelkę. Ciemnozielone szkło było porządnie zakorkowane a etykieta nienaruszona. - Popatrz. Rum - przeczytała, po czym poruszyła butelką, obserwując jak alkohol kołysze się ujmująco w jej środku, zupełnie jak morskie fale. Chyba mieli szczęście.

| urok wili 54 <:


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Między kamienicami [odnośnik]05.03.21 2:02
No była ładna, ale co z tego? Przecież na jej urodzie nie miał jak zarobić, a właśnie w tym celu stał tam z twarzą Jeremiego, udając, że wcale go nie interesuje, że ten wzrok majaczący gdzieś po okolicy wcale nie zatrzymuje się chwilę dłużej na jej sylwetce, że jest mu zupełnie obojętna i tak w rzeczywistości było. Nie żywił do niej żadnych uczuć, tylko wzrok jakoś tak nie potrafił przesunąć się obojętnie od tej znajomej twarzy, która tak łatwo potrafiła zwieść go w Parszywym Pasażerze. Niejednokrotnie już musiał wypić trzy kufle, żeby zagadać do jakiejś panienki, choć przy Celine zawsze wydawało się to jakoś jakby mniej potrzebne, oczywiście tylko i wyłącznie, jeśli była ona zainteresowana rozmową. Nie mógł więc mieć sobie za złe tego, że wcale nie płakał z powodu jej panicznych ruchów, widział tę słabość, której sam wystrzegał się bardziej niż ognia, a jednak wciąż tu była, wciąż uwodziła go zwykłą obecnością; niczym więcej, bo jak?
Wydawało się, że przy słowach związanymi z monetami troszkę bardziej zabłysnęła, choć równie dobrze mogły to być jego ekonomiczne pobudki, przez które zaczynał coraz bardziej zastanawiać się nad delikatną zmianą miejsca swoich sprzedaży. Widział drobniutkie ząbki, które trzymały monetę i przez chwilę zaświtała mu bardzo, ale to bardzo niegrzeczna myśl, którą zbył zwyczajnym przekazaniem pyłu. Bawiła się z nim, nienawidził, kiedy to robiła, ponieważ zawsze zdawało się to działać na niego dwukrotnie bardziej niż resztę, jakby miała jakiś cholerny magnes wybudzające wszystkie myśli i pragnienia, które tak uporczywie starał się zatuszować krwawym śladem po bójkach. Czuł powoli wybijający się z rytmu puls w żyłach, a zwykle oznaczało to tylko jedno - kolejny poranek z niefortunnie roztrzaskanym pyskiem, ręką lub inną częścią ciała. Wystarczyło tylko się wydostać gdzieś dalej, poszukać kolejnych klientów, może mniej...przyciągających? Większości zwykle brakowało nie tylko piątej klepki, ale również tak osobliwej aparycji, ona była przeciwieństwem w przypadku tego drugiego, bo przecież każdy, kto zażywał używek, musiał mieć nie po kolei w głowie. Sprawdzi, czy moneta jest prawdziwa i znika, zazwyczaj się sprawdzało...aż go nie zawołała.
Poderwał głowę do góry, chowając przy tym monetę wewnątrz jednej z kieszeni płaszcza. Był zaciekawiony, co od niego chciała, a ten widok... Ton głosu i spojrzenie wydawało się urwać ze wszystkich tych opowieści o przepięknych syrenach kuszących przepływających rybaków i choć chciał nałowić się wiele innych rybek, które buszowały w innych uliczkach, ta wydała się wyjątkowa, jedyna w swoim rodzaju. Nawet nie zwrócił zbytnio uwagi na to, co mówiła, jakby słyszał wszystko przez mgłę. Sunął wzrokiem po ręce, przesuwając aż po odsłonięte ramiączko, które wywołało w nim efekt gorąca. Każdy z jego zmysłów zdawał się na najwyższym trybie czuwania, jakby czekał na coś więcej i pojawił się zniewalający uśmiech. Nie miał pojęcia, kiedy zanurzył się w głębinach jej postaci, oddając pełną kontrolę nad sobą, ale przecież lubił stać i patrzeć, a chyba tego nikt nie zabronił?
Złapał się za ręce z tyłu pleców. Chciał ją dotknąć, sprawdzić, czy była rzeczywistością, czy przypadkiem jej nie wyśnił lub co gorsza, nie skrzywdził.
- Damy mają pierwszeństwo, chociaż daj mi... - zaproponował, nagle przerywając - sprawdzę, czy nie jest zatrute. - dokończył po dżentelmeńsku i faktycznie właśnie to miał na myśli; nawet jeśli chlejus, to z klasą, chociaż trzeba przyznać, że nadchodzący wieczór zdecydowanie sprzyjał nawet jednej drobnej szklance trunku, a tutaj mieli CAŁĄ butelkę! Wyciągnął jedną z poturbowanych dłoni w jej kierunku...jeszcze się nie zgoiło, może flaszka przyspieszy mozolny proces odbudowy. Ironio losu, każdy dostał dokładnie to, czego potrzebował, a wieczór był wciąż taki młody - przynajmniej takie wrażenie się odnosiło przy pięknej jasnowłosej. Nie potrafił zrozumieć, dlaczego tak mu zależało, żeby była zadowolona, ale ruszał się razem z flow, dlatego bez zająknięcia się wyciągnął pokrzywioną dłoń w jej stronę. Nie był fanem używek, w ogóle ich nie lubił, ale czy byłby w stanie odmówić czegoś tak błahego Celine? Przecież potrzebowała tylko drobnej pomocy, a on bywał uprzejmy...

| 1szt. Wróżkowego Pyłu za monetę...


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję



Ostatnio zmieniony przez Reggie Weasley dnia 05.03.21 17:30, w całości zmieniany 1 raz
Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Między kamienicami [odnośnik]05.03.21 2:34
Muzyka płynąca z jednego z pobliskich lokali przybrała na głośności, oferując Celinie upragniony akompaniament do wykorzystania w trakcie nadchodzącego wielkimi krokami narkotycznego upojenia. Doskonale, chciała tańczyć - chciała zatopić się w ekstazie absurdu graniczącego z pięknym snem, zatracić w tej jednej nocy, zanim przysięgnie sobie, że nigdy więcej nie weźmie już wróżki. Miała przecież inne życie, lepsze, godniejsze, bez miejsca na nielegalne używki ciskające kłody pod jej stopy, otępiające myśli i skazujące ciało na skrajne przemęczenie. Przysięgała tak często, a jednak... Pojawiała się w tym zaułku między ponurymi kamienicami ciągnięta tu jak magnes, byle tylko znów pozwolić sobie na chwilkę zapomnieć o źle, lęku i stracie.
Poruszyła się na klęczkach gdy Reggie pojawił się nieopodal - nie, nie Reggie a jego alterego, pod którego imieniem stawał się jej wieszczem, jej ostoją, jej pasterzem wiodącym owieczki na wieczne pokuszenie, wprost w ramiona obrzydliwego grzechu. Jej drgnięcie było taneczne, Celine spięła i rozluźniła łopatki, wydając z siebie ciche, zduszone zadowoleniem mruknięcie i bez wahania oddała mu znalezioną butelkę rumu. Nigdy nie ciągnęło jej do alkoholu, głowę miała bowiem słabą na tyle, że za każdym razem w Parszywym kończyło się to w niechlubnym rzygowniku, a tego miejsca wcale nie chciała odwiedzać. O wiele bardziej wolała ćpać w towarzystwie ukochanej Rain czy nawet samotnie, pląsając w dół portowych alejek w poszukiwaniu zachwytu lub guza.
- Lubisz rum? Rum, Remy, rum, Remy, pasuje... A co jeśli jest zatruty? - zaświergotała, ale nie zawracała sobie tym myśli zbyt długo, skupiona natomiast na wyciągniętej w jej kierunku dłoni. Nakierowała go delikatnie - choć równie łapczywie co poprzednio - na blat skrzyni i rozsypała na wierzchu wartość jednej kreseczki narkotyku. Bibułkę miała swoją, starą i dość wysłużoną, ale dostatecznie twardą, by sprawdzić się w zadaniu: Celine spojrzała na niego ostatni raz, zachwycona, podekscytowana, wdzięczna, po czym pochyliła się do ręki Jeremy'ego i ostrożnie wciągnęła do nosa narkotyk, zaciągając się nim z błogością. Już zaraz ją wypełni, sprawi, że z jej łopatek wyrwą się czarne skrzydła, a książę padnie na kolana i wyzna wieczną miłość, otumaniony pięknem i dziewczęcym powabem... Półwila na moment przymknęła powieki, chyba nieświadomie przesunąwszy językiem wzdłuż wierzchu dłoni maga, zanim znów wyprostowała plecy i przez chwilę trwała w pełnym ulgi bezruchu.
A kiedy znów otworzyła oczy, w różnokolorowych tarczach tęczówek błyszczała najczystsza euforia. O to właśnie chodziło. O poczucie dokonania niemożliwego, o przekonanie o swojej wartości, o przeświadczenie o tym, że nie była wcale tak beznadziejna, tak nieudaczna i tak skazana na miałkość.
W wręcz kociej manierze przesunęła się nagle do przodu, w kierunku dilera, i ułożyła dłonie na jego ramionach, wpatrując się w niego intensywnie, z uśmiechem podciągającym ku górze kąciki ust. Dziewiczą niewinność zastąpiła śmiałość wróżki.
- Mógłbyś dać mi więcej - zaproponowała półszeptem, uprzednio pochyliwszy się do przodu, by owiać jego ucho gorącym oddechem, a słowa te wypowiedzieć prosto do niego. Kto byłby w stanie przewidzieć, na jak cienkiej granicy dziś balansowała? - Za darmo, wiesz, w ramach... prezentu - sprecyzowała jeszcze ciszej; znała ten schemat, często powtarzał się miesiące temu w Parszywym Pasażerze, nie potrafili jej odmówić. Celine wierzyła teraz, że Remy też nie będzie w stanie. - Może kiedyś urosną mi elfie skrzydła? - zachichotała dźwięcznie, by potem zwinnie odsunąć się od mężczyzny i oprzeć ramieniem o drewnianą skrzynkę. Rajstopy miała już trochę podarte od bruku i kamieni, ale to nic. Jeśli wcześniej nie przeszkadzał jej chłód, w tej materii tym bardziej nic nie mogło się zmienić.

| urok wili za 95 po wróżce ohohoh


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Między kamienicami [odnośnik]05.03.21 17:10
Nie wiedział już, czy upił się widokiem rumu, czy jasnowłosej dziewczyny, która spoglądała na niego z dołu ze świergotem na ustach. Jego wzrok nie był rozgorączkowany, wręcz przeciwnie. Zdawał się w pełni skupiony na chłonięciu całej tej persony, której chciał więcej, bliżej, wszędzie. Jasność jej dwóch delikatnie różnych od siebie oczu zniewalała, choć przez cały czas trzymał się w uporze maniaka, żeby spróbować się pożegnać; odejść, zanim nie zdoła faktycznie powstrzymać tego, co tak uporczywie trzymał na krótkim dystansie, żeby tylko się zdołać opanować lub dosłownie wybić jakikolwiek pomysł z głowy. Rozbrajała go i wszelkie chęci odejścia od jej kruchej postaci. Słodki Merlinie płacz nad dziećmi swymi, albowiem nie wiedzą, co robią, bo właśnie w tych króciutkich spojrzeniach rozbijała bariery pohamowania, które ratowały go przed tworzeniem małych, rudowłosych berbeciów. Był odpowiedzialny, dałby radę przeciwstawić się…kiedyś. Mocno ścisnął butelkę, której korek odskoczył przy naporze jego kciuka. Jedną dłoń okazał pomoc panience zaś drugą starał się odnaleźć choćby strzępki siły i samozaparcia do odejścia jak najdalej tej urokliwej istoty, ale czy w rzeczywistości był sens? Upijając porządny haust, nie poczuł niczego poza uczuciem łaskotek na ręce, z której ciągnęła swoje prochy. Próbował zapić złość, smutek, żal i oczywiście żądzę, która rosła z każdą sekundą przebywania w jej towarzystwie. Nie był w stanie zrozumieć, dlaczego działała na niego po raz pierwszy w tak mocny sposób, jakby odkryła mu przed sobą swój zwierzęcy magnetyzm, a on pomimo lekkich oporów patrzył się bez choćby zmrużenia oka. Przy trzecim łyku poczuł coś niesamowitego, jakby elektryzujący impuls, który przebiegł prosto do ramienia, rozprowadzając się po torsie, a został po tym tylko delikatny ślad śliny i delikatny podmuch wydychanego przez nią powietrza. Ręka z procentami zadrżała w jego dłoni, wylewając nieco trunku poza spragnione wargi. Czuł krople alkoholu wdzierające się za kołnierz, jednakże to nie one tak silnie zadziałały na jego zmysły, była to ona, ćpunka, jego klientka, kurwa mać.
Gwałtownie otworzył oczy, opuszczając butelkę i szukając jej postaci. Widział przemiany pod wpływem narkotyku, jej zadowolenie, jej radość, jej…piękno. Nie widział niedoskonałości, nie widział problemów związanych z jej nałogiem, nie widział tego, jak go wykorzystywała, zresztą jak mogła go wykorzystywać, skoro był na jej skinienie palcem? Chciał ją dla siebie, każdą cząstką swojego ciała chciał ją zwyczajnie mieć, posiąść, zdobyć…jakkolwiek mówili o tym w pieprzonych historiach, właśnie tego potrzebował, piep…zamrugał kilkukrotnie w szoku, oglądając jej wdzięczne ruchy. Poczuł dotyk na torsie, kolejny impuls. Zdawał się zapierać rękoma i nogami przed ruszeniem na drobniutką blondyneczkę, jednak w rzeczywistości stał zauroczony w bezruchu z jedną dłonią zaciskającą butelkę rumu i drugą, w tym samym miejscu, gdzie zaoferował jej pomoc, otrzymując w zamian coś niesamowitego. Czuł wzbudzający się testosteron, który dotychczas potrafił utrzymać w kontroli, a ona nachyliła się, tuląc swoim szeptem. Strużki alkoholu na brodzie i gardle ciągnęły się w dół, a wraz z nimi jej propozycja, ciepły oddech zderzający się z mokrym ciałem powodowało gęsią skórkę. Przepełniony niemoralnością próbował powstrzymać rosnącą rządzę, która demolowała wszystko na swojej drodze.
Mogę Ci dać o wiele więcej. Zamruczał we własnym umyśle, odzwierciedlając to, na jak wielkim skraju się znajdował. Wystarczył tylko krok, a niebezpieczna linia byłaby przekroczona i szczerze powiedziawszy w tym stanie, jakoś nie bardzo się tym przejmował, przecież tego chciała, sama to mówiła! Prezent powtórzył nieobecnie w głowie, ostatni, jaki jej przekazał za drobną opłatą, był odpłacony niemalże bezwartościowo. Oczywiście, że chciał więcej. Rządza zaciemniła jego tęczówki, wyobrażając sobie niemal od razu Celine ze skrzydłami elfa. Nie chciał pozwolić, żeby odleciała - nie mógł, a ona widocznie obojętna odsunęła się dokładnie w momencie, kiedy zaczął powoli nachylać się w jej kierunku. Był ciekaw wszystkiego, co ma do zaoferowania, pośród priorytetów widział trzymanie jej blisko siebie. Nie wiedział, które z jego oczu patrzyły z nieskrywanym pożądaniem, przesuwając się od twarzy, aż po podarte rajstopki, które kryły gibkie ciało. Teraz on był narkomanem, patrzył i żądał więcej, może nie werbalnie, ale fizycznie. Dobrze wiedział, że sięgając po dwie kolejne działki, robi to nie dla siebie, a dla jej zadowolenia, jej radości i jej piękna. Zbliżył się nieodpowiednio blisko, choć w jego głowie wciąż dzieliło go zbyt wiele, by mógł się zadowolić dystansem. Jedyne co było pomiędzy nimi to dwie działki Wróżkowego Pyłu w woreczkach, które trzymał pomiędzy palcem wskazującym a kciukiem. Sprawiało mu niemałą przyjemność patrzenie na nią z góry, jakby zdołał tylko...zaschło mu w gardle.
- Prezent - wyrwało się spomiędzy skropionych rumem warg. Nie obchodził go to, jak mało estetycznie wyglądał, a tym bardziej pachniał, skupiał się na małej postaci, której zagradzał drogę na środek przejścia. Czuł jak każda cząstka jego ciała woła o więcej, domaga się, próbując przebić wszelkie bariery w postaci ubrań, niby opierającego się umysłu i najważniejszego - jego odwagi. - piękna elfko - wyszeptał bardziej do siebie niż do niej. Przepełniony chęcią skrócenia dystansu, który pomiędzy nimi pozostał, nie zauważył, jak jego twarz przeszła kilkusekundową deformację w tęczówkach. Błysnęły jasnością, mocniejszą niż oceaniczne nabrzeże. Oddychał ciężko, chrapliwie...ponownie mu zaschło w ustach. Przyłożył butelkę do ust, próbując kolejnych łapczywych łyków. Było mu dobrze, było mu zbyt dobrze na nią patrzeć, a przecież nie musiało się kończyć tylko na tym. Nawet alkohol nie był w stanie wyperswadować pierwotnej potrzeby, którą ta rozbudziła bezpowrotnie. - spacer? - zaproponował nagle, jakby przez wstawiony umysł przemówiła w końcu odrobina rozsądku. Przejdą się i napięcie w całym ciele przejdzie, musiało przejść...chciał jej więcej, elfy przecież potrzebowały rozprostować skrzydła na wietrze.

| daję dwie sztuki Wróżkowego Pyłu


Serce mnie bije
Dusza zapije

Żyję

Reggie Weasley
Reggie Weasley
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 28/29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
... here we go again
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8733-regi-weasley https://www.morsmordre.net/t9176-poczta-uriena#278014 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f378-devon-okolice-plymouth-krecia-nora https://www.morsmordre.net/t9072-skrytka-bankowa-2069#273565 https://www.morsmordre.net/t9055-u-r-weasley#273095
Re: Między kamienicami [odnośnik]05.03.21 23:31
Serca pewnych kobiet podbijały diamenty, drogie kolie z białego złota czy pierścienie z rubinowymi oczkami, ale jej serce można było kupić zaledwie dwiema porcjami wróżkowego pyłu sprezentowanymi zupełnie za darmo. Oczy Celine błysnęły podekscytowaniem kiedy zachłannie odebrała od Jeremy'ego saszetki i wcisnęła w swoje kieszenie, profilaktycznie, zanim ten zdążył się rozmyślić, a potem wspięła się na palce i złożyła na jego policzku teatralny, dziękczynny pocałunek zwieńczony głośnym cmoknięciem. Cudownie. Nadprogramowo zdobytą używkę mogła rozdać przyjaciołom, albo - jeszcze lepiej - znów na przestrzeni kilku dni odwiedzić Rain, z którą ćpało się jednak najcudowniej. Te ich wspólne kąpiele w wannie po brzegi wypełnionej ciepłą wodą i przyjemnie pachnącą pianą były tym, co półwila mogłaby praktykować każdego wieczora, choć narkotyczne przyjemności zdawały się coraz bardziej odciskać na nie swoje piętno i jedynie z pozostałości jakiegokolwiek rozsądku nie sięgała po nie częściej niż wtedy, gdy głód rósł do niemożliwych rozmiarów. Jak dzisiaj. Celine znów przesunęła dłońmi wzdłuż ramion Remy'ego i odsunęła się od niego na kilka kroków, na oślep mknąc do tyłu w tanecznej manierze, jednak tym razem powolnej, zmysłowej, pełnej za to łagodnych ruchów bioder kołyszących się na boki i dźwięku rajstop szurających cicho o kamienie pod stopami. Czuła się tak jak ptak gotowy do lotu, brakowało jedynie skrzydeł, choć Remy już nazywał ją elfką - zaśmiała się po nosem i odchyliła głowę do tyłu, wlepiając rozmarzone, szczęśliwe spojrzenie w atramentowe niebo.
- Spacer? - powtórzyła po nim niewinną melodią, nieświadoma jak bardzo pchała się dziś wprost w paszcze lwa. Może i uczono ją kilka miesięcy temu jak korzystać z pewnych wdzięków, ale nigdy, przenigdy nie sięgała do tej wiedzy świadomie podczas narkotycznego upojenia; to przychodziło jakby samoistnie, wyznaczało gibkość ruchów, uwydatniało genetyczną, prowokującą naturę otrzymaną w spadku po matce. Mogłaby dziś tańczyć z lunaballami, mogłaby też tańczyć z zagubionym pośród łąk mężczyzną do jego ostatniego tchnienia, patrzeć na to jak wypaca z siebie słodycz życia i osiada w rozgrzanej śmierci wprost w jej ramiona. Właściwie... W ptasiej manierze przechyliła głowę do boku i wydęła usta, teraz przyglądając się Jeremy'emu. Gdyby tak umarł dla niej w tańcu, mogłaby sięgnąć po jeszcze więcej narkotyków i obdarzyć nimi swoje portowe wróżki, elfki, cudowne anielice owiane swędem ryb i morskich fal. Znów wyciągnęła ku niemu rękę. - Chodź - wyszeptała, pozwoliwszy, by kolejny uśmiech wygiął nieznacznie wargi. - Na spacer - tylko oni i ta ciemnozielona butelka rumu, którą mag wydawał się trzymać z takim zaangażowaniem, jakby od jej bliskości zależało całe jego życie, trwałość fasady. W przedziwnym sensie czuła bijący od niego gorąc, ale odurzone procesy myślowe nie łączyły ze sobą kropek - nie były  w stanie dostrzec zależności między kocimi ruchami baletnicy a czerwieniejącymi policzkami jej wiernego dilera; nie pojmowały dlaczego pożerał ją wzrokiem, bo w swoim wyobrażeniu była przekonana, że zachwyciła go po prostu swoją nową elfią naturą.
- Wiesz, że na księżycu mieszka zając, który miesza eliksiry? I wszystkie te gwiazdy to jego wybuchające eksperymenty? Ale są tak daleko, że widzimy tylko małą kropkę, a nie eksplozję - snuła niestworzone historie, całą sobą przylegając nagle do ramienia mężczyzny; ruszyli w dół ścieżki prowadzącej między kamienicami dokładnie tam, gdzie Remy chciał ją poprowadzić, bo mimo niecnych marzeń zasianych w jej głowie - te dawno już zdążyły ją opuścić. Znów była roztargnioną, pełną intymności owieczką wiedzioną na rzeź jego własnego pomysłu, nieświadoma i nieprzewidująca niecności zamiarów zaufanego przyjaciela. Przecież był jej przyjacielem, prawda? Dlatego właśnie owinęła rękę na wysokości jego łokcia jak prawdziwa dama, biodro o biodro - jak ulicznica, głowę oparłszy za to o jego ramię, nie bez rozbawionej premedytacji czasem przydeptując jego but bosą stopą. A potem, kiedy i to uznała za zbyt monotonne, w baletowych pląsach krążyła wokół niego jak planeta wokół najjaśniejszej gwiazdy, tańcząca, sensualna, uwodząca - po co?

-> znikamy & zapraszam tutaj redżi


paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.


Ostatnio zmieniony przez Celine Lovegood dnia 25.11.23 21:04, w całości zmieniany 1 raz
Celine Lovegood
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9177-celine-lovegood#278139 https://www.morsmordre.net/t9212-dziadek#279452 https://www.morsmordre.net/t12088-celine-lovegood#372637 https://www.morsmordre.net/f393-somerset-dolina-godryka-dom-na-rozdrozu https://www.morsmordre.net/t9214-skrytka-bankowa-2148#279459 https://www.morsmordre.net/t9213-celine-lovegood#279455
Re: Między kamienicami [odnośnik]10.03.21 14:37
20 października?

Niebo o tej porze przechodziło z fioletów i szarości w granat i czerń, chmurne niebo nadchodzącej nocy zalewało Londyn ciemnością. Rozwieszone popołudniem pranie bielało w mroku, korzystając z tych paru godzin względnej pogody i lekkiego wiatru. Wspiąwszy się na jeden z szerszych balkonów, przeszedł pomiędzy sznurkami z pachnącą pościelą, która za kilka godzin przesiąknie portem, jak to wszystko wokół, jak on sam; wspiął się na murek, by z wysokości popatrzeć na ulicę pod kamienicą. Brudną, mokrą. Pojedyncze postaci przesuwały się tam na dole, nisko — ktoś się kłócił, doszło do krótkiej szarpaniny, ale zaraz potem rozeszli się w dwie różne strony, nie kończąc scysji bójką. To miejsce wcale nie odbiegało tak bardzo od mglistych wspomnień Birmingham, przedzierających się przez kolorowe wzgórza, lasy i rzeki pięknych miast, które zwiedzili pomiędzy. Czasem wracały do niego w złych snach wraz z twarzą pijanego ojca, zapłakaną twarzą matki o czarnych jak węgiel oczach i ustach w kolorze dojrzewających malin. To miejsce nigdy nie było i nie miało być domem. Jedno z wielu na liście. Dziś był tu — za jakiś czas będzie gdzieś dalej, nie myśląc o tym, co zostawił za sobą. Tylko ci ludzie, którzy tworzyli dom, lub coś na jego kształt trzymali go w miejscu. Nie pozwalali ruszyć dalej - do kogo, do czego, kiedy ci, którzy zniknęli dawno temu mogli być w każdym miejscu na całych Wyspach.
Nie było dnia, by o niej nie myślał. Nie przymykał oczu, ściągając widok jej uśmiechniętej twarzy do siebie; twarzy dodającej mu otuchy i nieustannie budującej wiarę, że jakoś to będzie. Jak zawsze. Nie było dnia, by nie zastanawiał się, czy była bezpieczna, czy uśmiechała się tak, jak kiedyś. Czy była wolna, czy mógł jej pomóc. Czasem kiedy sięgał po stare skrzypce, a smyczek delikatnie sunął po strunach, wprawiając instrument w lekką wibrację wyobrażał sobie, jak jej śmiech poruszał powietrze i zalewał go falą spokoju i szczęścia.
Wycofał się z widoku, zsunął z ramion szelki i wrócił na balkon, przeszukując w świeżym praniu czegoś, co mógłby pożyczyć, podmienić na jakiś czas. Ubrań, które by na niego pasowały. Odpiął kilka guzików koszuli, kiedy usłyszał szelest, zaskrzypiał metal gdzieś z prawej strony. Zapiął dwa z powrotem i wycofał się ostrożnie za kolejny sznur, dłonią sięgając do tyłu, za pasek, za który miał wetkniętą różdżkę, choć wiedział, że jeśli była to właściciela mieszkania poniżej prędzej spróbuje zeskoczyć na dach obok, zanim postanowi zdzielić go szmatą.
I wtedy z dziurawej kieszeni spodni wypadło mu kilka monet, które potoczyły się w jej stronę.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Między kamienicami [odnośnik]18.03.21 0:49
Wypełzły nagle. W jednej chwili przysypiały na jej brzuchu, kiedy czytała nowy numer Czarownicy, a już w drugiej znajdowały się daleko poza salonem. Zaklęła pod nosem, szybko pojmując, że nie obejdzie się bez pościgu. Pospiesznie jeszcze skontrolowała, czy Złotko oby na pewno spało w swoim legowisku. Zawsze lepiej gonić dwa niż trzy. Brzuszek jednak powoli unosił się na łożu z miedzianych monet. Świetnie. Przynajmniej tyle. Poprawiła zsuwający się z ramion sweter i zapięła ten jeden bezpieczny guzik. Na stopach miała tylko skarpety. Niedobrze. Czym prędzej wbiegła na korytarz i zarzuciła pierwsze lepsze rozklejone buty. Nawet nie były jej. Mała stopa poślizgała się niebezpieczny w zbyt szerokim pantoflu. Cholera. Liczyły się jednak sekundy. Jeśli chciała je jeszcze kiedykolwiek ujrzeć, musiała wyjść natychmiast. Wprawnym ruchem pociągnęła za rdzawy mechanizm, szklane drzwi ustąpiły, a ona wbiegła na balkon. Wymknęły się gdzieś tutaj, gdzieś przez lekko otwarte okna w salonie. Obejrzała się czujnie na lewo i prawo, szukając cienia, świstu, śladu po charakterystycznym kwiknięciu. Co za licho, no co? Nie bez powodu wyleciały między portowe kamieniczki właśnie teraz. Cwaniaki były nie takie głupie, zdarzało im się już zwiewać schodami na klatce. Przeczucie podpowiadało jej, że tym razem polazły w górę. Decyzję podjąć musiała natychmiast. Sprawdzoną metoda wspięła się na balustradę, mocno chwyciła metalowe pręty, licząc na to, że w tych butach się jednak nie zabije. Rozmyty w portowym gwarze kreci pisk podrażnił mocno wyczulone ucho. Gdzieś tu musiały być, przeklęte skurczybyki. Wyruszyła dalej, przeskoczyła na balkon sąsiadki i weszła w labirynty świeżego prania. Próbowała być cicho, podglądała byle cień. Przykucnęła wreszcie, wychwytując brzęk monety. Przy podłodze uczepione obcych butów niuchacze i błysk skarbów.
– Mam was! – zawołała, wskakując nagle za to wielkie prześcieradło. Wcale nie zainteresowała się właścicielem owych nóg. Dawno już przestała przejmować się gorzkimi komentarzami. Uciekło jej zwierzę, prawda? Więc łapała. Gdy tak niespostrzeżenie wyłoniła się zza powiewającego parawanu pościeli, wiatr mocniej zawiał, wtulając materiał w sylwetkę tego nieszczęśnika. Ograbiony z drobniaków, zapędzony w sidła upierdliwego prania. Marna wróżba. Wyciągnęła dłoń i zdjęła psotną tkaninę z niewiadomej twarzy. Uniosła brew, odkrywając, któż to się tu znalazł. – James – wyrzuciła zdumiona i kucnęła przed nim, aby pozbierać swoją puchatą zgraje. Przyłapane na gorącym uczynku niuchacze zamarudziły donośnym kwikiem. Upadła głośno jedna z monet. Gdy wreszcie dwóch gagatków znalazło się w jej ramionach, podniosła się, prostując całe ciało. Przycisnęła marudy do piersi. – Coś chyba zgubiłeś – zauważyła, zwracając uwagę na łapki, które naprawdę mocno obejmowały okrągłe knuty. Na jego niedoli nie zamierzała się bogacić. Zerknęła na balkonowe otoczenie. Żadne z nich nie było u siebie. – Proponuję stąd zwiewać – póki jeszcze możemy. Lada chwila mógł wpaść właściciel prześcieradeł i narobić niepotrzebnego rabanu. To jak, James? Ulica czy dach? Choć w tym stroju wcale nie uśmiechały jej się spacery po nieco wilgotnym, pochmurnym porcie. Gdy jej sugestia utknęła między nimi, jedno ze stworzeń, to mniejsze, o jasnoszarym futerku, popatrzyło szerokim okiem na młodzieńca, jakby samo właśnie złożyło tę propozycję. A może miał tam jeszcze więcej tych błyskotek?
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Między kamienicami [odnośnik]22.03.21 11:50
Nie brakowało mu refleksu, ale nie chwycił za różdżkę, kiedy krzyknęła, a prześcieradło przez nią - czy przez wiatr otoczyło go całego, wyciągnął tylko ręce, by nie dać się tak idiotycznie obezwładnić obszernym kawałkiem materiału, który spadł mu na głowę. Rękami szybko próbował zrzucić go z siebie, ale ktoś jeszcze postanowił mu pomóc, zsuwając z drugiej strony świeże pranie. Od razu jego wzrok spoczął na niej, na portowej dziewczynie, barmance skradającej serca stęsknionych za mocnym alkoholem marynarzy i majtków, jeszcze nie znających smaku żeglugi, rumu i kobiecych ud; portowej braci, zamieniającej ciężką pracę na marną rozrywkę na deskach Parszywego Pasażera, topiących smutki w szklankach rozcieńczonego piwa. Nie wiedział, czy to ulga, czy coś innego, ale serce zabiło mu szybciej, odetchnął głęboko, powietrze z płuc wypuścił ze świstem.
— Spodziewałaś się księcia z bajki? — spytał w odpowiedzi drwiąco. Uśmiechnął się szeroko, wodząc za nią wzrokiem w dół, kiedy chwytała zaplątane w materiał prześcieradła niuchacze. Sam, zrzucił z siebie materiał, powoli zbierając go z ziemi i zarzucając znów na sznur. Rrzeczywiście, wizja goniącej go ze szmatą właścicielki mieszkania była gorsza od patrolu egzekucyjnego, który szwęda się po portowych alejach. Przeszedł na drugą stronę, odsuwając materiał na bok i stanął przed nią, kiedy już przyciskała do piersi małe gnidy.— Oddawaj złodzieju — warknął, chwytając w palce knuty i pociągnął w swoją stronę. Małe łapki chwilę mocno trzymały monety, ale nie mogły ich zachować. Szybko pożałował odbioru swojej własności, ich spojrzenie i wyciągnięte paluszki sprawiły, że zaczął mieć wyrzuty sumienia i nie dowierzał, że naprawdę chwilę wahał się, czy nie oddać im pieniędzy. — Co? — spytał, unosząc wzrok na Philippę, napotykając jej spojrzenie. I znów zdał sobie sprawę, że nie pasowała tutaj. Do tych realiów, do tych czasów, środowiska. Powinna wieść gdzieś indziej szczęśliwe, spokojne życie, z dala od cuchnącego portu, rybich odpadków pływających w Tamizie i zapijaczonych drani wyciągających do niej lepkie łapska. Mimochodem zlustrował ją wzrokiem, była ledwie ubrana. Może pościg za niuchaczami sprawił, że nie czuła chłodu nadchodzącego wieczoru, ale z pewnością nie powinni tu zostać. Nim jednak gdziekolwiek się ruszył usłyszał skrzypienie drewnianych drzwi, zaraz potem skrzekliwy kobiecy krzyk: spieprzaj stąd, kaczerbicho jedna! zostaw moje pranie łachudro! Coś jeszcze było o nogach z dupy, ale nie skupiał się już nad tym. Otoczył Moss ramieniem, by pociągnąć ją za sobą, pomiędzy wiszącym praniem i ruszył przodem, zatrzymując się tylko raz, by pomiędzy poszewkami na poduszki wyjrzeć w stronę wejścia do domu.
— Chodź— ruszył szybko do przodu, rozsuwając po drodze suszącą się bieliznę, a na samym końcu ściągnął koc w kratę i wskoczył na murek. Przerzucił koc na drugi balkon, skąd już bez trudu wespną się na dach, wziął wdech i przeszedłszy przez lichą barierkę skoczył, bez trudu trafiając na drugi murek. Nie był zbyt szeroki, ale powinna bez trudu dać sobie radę. — Dasz radę — zapewnił ją i wyciągnął do niej rękę, by w razie czego ją złapać. Uśmiechnął się szeroko, patrząc na nią, ale zaraz spoważniał, kiedy na horyzoncie pojawiła się szeroka kobieta we flanelowym szlafroku, wygrażając się jakby co najmniej podpalili jej mieszkanie.

| rzucam akcja-sąsiadka
1 - kobieta rzuca za nami pustą butelką, jeśli nie trafi żadnego z nas (dodatkowy rzut >50) rozbija się o murek pod naszymi stopami;
2 - kobieta potyka się po drodze o niezwiązany pasek i zalicza bardzo efektowny upadek;
3 - kobiecie podczas biegu wypada kilka monet z kieszeni, co z pewnością zwróci uwagę pupili Philippy;



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe
Re: Między kamienicami [odnośnik]22.03.21 11:50
The member 'James Doe' has done the following action : Rzut kością


'k3' : 2
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Między kamienicami Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Między kamienicami [odnośnik]04.04.21 1:04
- Z bajki? – wymówiła z powagą, znów. Jej oczy zalśniły niebezpiecznie, przywołując pewną groźbę. Przez minutę cisza zawiesiła się miedzy nimi. Coraz częściej łapała się tych niedokończonych emocji i nieobecnych oczu. Była inna, pełna pogniecionych myśli. Niewielu potrafiło to wyłapać. Miała nadzieję, że nikt. – O tak, w porcie wszyscy jesteście książętami z bajki – uzupełniła równie kpiąco, a w tej samej chwili niuchacze poczuły mocny chwyt przy grzbiecie. O nie, już dość tych numerów. A jednak nie zamierzały łagodnieć, nie zamierzały oddać tego, co należało już do nich. Podglądała przez chwilę walkę małych i dużych pazurów. Zaciekłe spojrzenie stworzenia piorunowało tego zuchwalca, który podkradał monetę. Moss uniosła wyżej brew, czekając tylko, aż chłopak się podda. Każdy w końcu przegrywał z urokiem malutkiej kupki futra. Ona i jej zgraja ufały tym samym, sprawdzonym sztuczkom. Na ładne oczy, na powabnie wystawioną kończynę, na miękki dotyk. Zawsze działało. Tym razem jednak przeciwnik zdawał się znać te stare praktyki. Pogłaskała dwoma palcami rozżalone stworzenie. Chyba trochę nie tak wyobrażało sobie te łowy. A to drugie? Drugie już pokładało się do snu przy jeszcze zbyt pośpiesznie unoszącej się piersi, nie wiedząc wciąż, że przed nimi dopiero największa wędrówka. – Widzicie, nie odda. A to niedobry – zagadała do swoich kudłaczy, obdarowując je dodatkową czułością. Przez cały czas jednak patrzyła na przyłapanego w prześcieradłach chłopca. Rzadko można tu trafić na kogokolwiek – chyba że wie się, gdzie i o jakiej porze szukać. Może James wcale nie był taki przypadkowy. Gdyby tylko rozszyfrowała, nad czym tak dumały te zamyślone oczy, pewnie zaśmiałaby się szczerze rozczulona. Pewnie nie uwierzyłaby, że naprawdę tak myślał. Że nie widział jej tutaj, a w jakimś dalekim od dokowego brudu miejscu. Ładnym i szczęśliwym. Bezpiecznym. To niemożliwe. Nigdzie indziej nie chciałaby się odnaleźć, nigdzie też nie uciekała. Nie mogła ich wszystkich zostawić i czuła, że zapuszczonych głęboko w mułowate dno Tamizy korzeni nie dało się tak po prostu zignorować, powyrywać bez niszczenia tajemniczych fundamentów, bez dziurawienia wspomnień i przyjaźni.
No to poszła z nim. Dwa wrzucone w poszewkę niuchacze skuliły się w sobie, nie pojmując tego szaleństwa. Wspięła się dość zwinnie, wspięła nie pierwszy i nie ostatni raz. On prowadził, ona jakoś nadążała – nawet gdy nie miała już osiemnastu lat i nie wyrywała skarbów z kieszeni londyńskich dostojników. Za nimi wzbierała się fala przekleństwa, gotowa jeszcze raz zmoczyć dosuszone pranie. Zdążą zbiec? Zdąża skryć się, nim ciekawskie oko złapie ich w pułapkę? Zachęcona jego skokiem, nie czekała dłużej. Pofrunęła odważnie, a szeroko rozstawione dłonie, niczym skrzydła, zafalowały. Pofikały te dwa życia przyczajone w wykrochmalonym kawałku tkaniny. Wylądowała przy jego ramionach, zakotwiczyła dłoń na jednym z nich. No nieźle, Moss.
Na tamtym balkonie babsztyl zaplątany we własny pasek od szlafroka runął na zimne podłogi, obijając sobie porządnie kolana. Tej litanii nie powstydziłby się żaden wozak. Uśmiech mimowolnie wstąpił na jej usta. Popatrzyła na Jamesa. Oho, chyba mieli dzisiaj szczęście. Dach rozpościerał przed nimi ramiona, kominy buchały smętnie, ale gdzieś tam wyżej czaiły się najlepsze gniazda. Ten drugi balkon był nagi i smutny, w dwóch pustych donicach umierały jakieś badyle. – To w górę – zakomunikowała, wspinając się znów po barierce, by przedostać się na szerszą część dachu, by wślizgnoć się jakoś aż na szczyt. – Wcale im to się nie podoba – zauważyła, kiedy kwiki stały się naprawdę namolne. – Chyba jednak będziesz musiał je jakoś udobruchać… - podrzuciła, obracając głowę w jego stronę. Wiatr wytarmosił zakręcone włosy. A potem byli już przy mecie. Gdy stopy znalazły się na w miarę płaskiej przestrzeni, rozprostowała plecy. Z bawełnianej skrytki wyłowiła dwóch awanturników. Zakręcone głowy i wytarmoszone futro, ale innych strat nie dostrzegła. Z kieszeni wyjęła dwa knuty. Małe przekupstwo, ale nie zadowolą się tym na długo. Przeszła przez szerokość dachu i zbliżyła się do krawędzi. – I co powiesz na te krajobrazy, James? Jak w raju. Czy ja tam widzę jakiś nowy komin?
Wiatr zadrapał ich w policzki.
Philippa Moss
Philippa Moss
Zawód : barmanka w "Parszywym Pasażerze", matka niuchaczy
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : 10 +1
UROKI : 22 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 17
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarodziej
Czego pragniesz?
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7532-philippa-moss https://www.morsmordre.net/t7541-listy-do-philippy https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f26-doki-pont-street-13-5 https://www.morsmordre.net/t7539-skrytka-nr-1834 https://www.morsmordre.net/t7542-phillipa-moss
Re: Między kamienicami [odnośnik]21.05.21 12:24
Zmarszczył brwi jeszcze, przechylając głowę na drugą stronę, jakby opowiedziała żart, który wybitnie go nie bawił. Potem się uśmiechnął, a raczej prychnął.
— Po co ta generalizacja? Spotkałaś już kogoś takiego? Próbował zbudzić cię ze snu pocałunkiem prawdziwej miłości? — spytał rozmarzonym, głębokim tonem, dając z siebie wszystko, by oddać magię uczucia, które próbowano przemycić w bajkach dla dzieci. Tych mogolskich, nie z tego świata. — Boli cię to? Żebracy podający się za księciów? Oszuści i krętacze? Dlatego jesteś taka twarda? Boisz się, że któremuś dasz się zwieść?— Brew uniosła się wysoko, a spojrzenie zatrzymało na jej oczach. Ale nie czekał na odpowiedź. Zaraz bowiem na dachu zrobiło się zamieszanie, które wymagało od nich natychmiastowej reakcji, jeśli chcieli przeżyć. Czekał na nią po drugiej stronie, wyciągając szeroko ręce, by ją złapać, zatrzymać, pomóc jej odzyskać równowagę. Bez wahania ruszyła za nim. Nie, jak jakaś trzpiotka, panienka biadoląca o ewentualnych możliwościach śmierci. Była odważna, dzielna. Ruszyła za nim, znając dobrze swoje możliwości, a może trochę ufając jego słowom. Złapał ją jedną ręką za ramię, drugą w talii, mocno zapierając się na nogach, jakby niespodziewanie miała przechylić się w tył i runąć w dół. Zaśmiał się głośno, od razu od niej odwodząc wzrok na babsko, które za nimi wyzywało. Zęby zalśniły w półmroku, a potem odwrócił się za dziewczyną, przeszedł przez barierkę i zgarnął z ziemi koc. Przed wejściem wyżej stanął przy niej, by spojrzeć na poszewkę w którym zamiast niemowlęcia, chowała dwa niuchacze.
— Mówisz poważnie? — Zmarszczył brwi, spoglądając na nią. Nie wiedział, czy to jego miękkie serce, czy raczej jej sugestia sprawiły, że sięgnął do kieszeni po dwa knuty. ZBliżył się i rozchylił materiał, by zajrzeć do środka. — To prezent ode mnie. Nie mamy teraz czasu na poważne ojcowskie pogadanki — zwrócił się do kwilących niuchaczy, wskazując monety, ale nie dając ich od razu. — Macie tu to. Ale monety są podpisane przeze mnie, mają do mnie wrócić — zagroził, po czym wrzucił je do środka, chwilkę tylko patrząc, jak cieszą się z nich jak dzieci. Właściwie już wtedy wiedział, że nie odzyska ich z powrotem. Zerknął na dziewczynę, na jej rozwiany włos. Powodził za nią jeszcze wzrokiem, kiedy przechodziła przez cały dach, by w końcu ruszyć za nią i stanąć tuż obok, na równi, blisko krawędzi. Nie patrzył w dół. Patrzył przed siebie, na dachy innych kamienic, na błyskotliwą kopułę katedry w oddali, na fragment lewitującej wieży Big Bena.
— Nie miałbym nic przeciwko, gdyby zamiast dachówek horyzont tonął w morzu albo białych od śniegu górach.— Powiódł wzrokiem za miejscem, którego wypatrywała. Nowy komin. Nowość w tym krajobrazie. Brzydkim, zatęchłym./ — Nie chciałaś nigdy zobaczyć tego prawdziwego raju? Zadowalasz się tym z braku laku? — Uśmiechnął się do niej, obracając głowę w jej stronę. Była znacznie lepszym widokiem niż para unosząca się nad stolicą. Nie zatrzymywał się tu dłużej, nie zastanawiał nad urokami miasta. Rozejrzał się wokół siebie, minął koc, który wcześniej rzucił na ziemię. Tylko dla bezpieczeństwa rozejrzał się wokół, jakby spodziewał się, że na jednym z domostw mógłby znaleźć się ktoś niebezpieczny. — Anglia potrafi być piękna— odezwał się głośniej, idąc wzdłuż krawędzi w przeciwnym kierunku. — Londyn nie ma w sobie żadnego uroku.
Wsunął dłonie w kieszenie, nie znalazł w nich papierosów. Zaciągnął za to szelki spodni, które zsunął wcześniej przygotowując się do szybkiej zmiany ubrania na tamtym dachu. Strzeliły cichu, gdy puścił je palcami na ramionach.



ay, Romale, ay, Chavale
Djelem, djelem, lungone dromensa
maladilem baxtale Romensa
James Doe
James Doe
Zawód : grajek, złodziejaszek
Wiek : 19
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Żonaty
Duchy świata, cyganie,
złodzieje serc,
tańczcie kiedy konie,
wybijają kopytami rytm.

OPCM : 0
UROKI : 0 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 12 +6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 35
SPRAWNOŚĆ : 15
Genetyka : Czarodziej
 little unsteady
Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t9296-james-doe https://www.morsmordre.net/t9307-leonora https://www.morsmordre.net/t12378-jimmy-doe#381080 https://www.morsmordre.net/f153-city-of-london-chancery-lane-13-21 https://www.morsmordre.net/t9776-skrytka-bankowa-nr-404 https://www.morsmordre.net/t9322-james-doe

Strona 1 z 2 1, 2  Next

Między kamienicami
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach