Krypta Blacków
AutorWiadomość
First topic message reminder :
Krypta Blacków
Na Cmentarzu dla magicznych w Londynie znajduje się wysoka krypta, do której prowadzą dwa boczne wejścia. Rzeźbione kolumny pokryte są płaskorzeźbami kruków, które wydają się zmieniać swoje położenie w zależności od pory dnia. Nad bramą wejściową widnieje napis Toujours Pour, hasło rodowe Blacków. Po wejściu do środka widać schody prowadzące do góry lub w dół. Góra wydaje się być całkowicie zamknięta i niedostępna dla jakiegokolwiek odwiedzającego, za to przez parter i podziemia ciągną się korytarze, zwieńczone szerokimi prostokątnymi komnatami. Ściany przyozdabiają nazwiska pochowanych tam członków rodziny.
Najpierw klaśnięcie, później szmery, a w końcu przekleństwo. Nie zareagował na żadne ze zdarzeń, siedząc nieruchomo na swoim miejscu, obracając leniwie malachitowy pierścień osadzony na środkowym palcu. Nie zamierzał komentować ani analizować stosowności zachowania czarodziei siedzących na tyle, był tu gościem i tak długo, dopóki nie patrzył na niego nikt, szukając w jego spojrzeniu emocji, reakcji lub oburzenia, nie zamierzał nawet się wysilać, by je okazać. Zdawał sobie sprawę, że w tym miejscu znajdowali się ludzie odpowiedzialni za dbanie o porządek, odpowiednią atmosferę i odpowiednio ustosunkują się do mających tam miejsce zdarzeń. Fakt, że sprawą zajął się sam Craig nieco go zdumiała. Na tyle, by uniósł spojrzenie do przodu, na Polluxa, a potem, czując na sobie wzrok Deirdre i Sigrun odwzajemnił oba, wzdychając przy tym cicho, nie powstrzymując ostatecznie głębokiej potrzeby dyskretnego obrócenia się przez ramię do tyłu, w stronę miejsca zdarzenia. Zbyt był ciekaw kolorytu twarzy rozsierdzonego Craiga, by powstrzymać się przed tym mało eleganckim czynem. Śledził jego przejście na przód, dopiero wtedy pozwalając sobie na nieco drwiący uśmiech. Lordowska utrata panowania niezbyt dobrze o nim świadczyła, niezależnie od tego, co tam się wydarzyło na samym końcu i co było powodem jego wzburzenia, nie był w stanie zapanować nad własną złością — niemniej, zrzucił ten żenujący pokaz publicznej wyższości na karb zdarzeń w podziemiach Banku Gringotta. Zaproszeni tu goście nie byli przypadkowi. Ani jedna z osób. Cokolwiek tam miało miejsce z pewnością nie było wyrazem ani złośliwości, ani nudy. Prowodyrkę całego zamieszania należało wyprowadzić od razu, cicho, niezauważalnie — przede wszystkim, nie zaburzając ciągu odbywającej się smutnej dla większości uroczystości. Awantura zamiast zdusić groteskę jedynie uwypukliła ją, odbierając miejscu i zmarłemu powagi.
Chłód jaki się pojawił potem znał bardzo dobrze. Na tyle, by nie odwracać się za jego źródłem. Gęsia skórka która pojawiła się na jego karku bezwiednie i naturalnie zniknęła dopiero po tym, gdy Czarny Pan pojawił się przed nimi, zwracając do wszystkich zgromadzonych. Ukłonił się mu wyraźnie, kiedy tylko jego przeszywające spojrzenie na moment się po nim prześlizgnęło, a później słuchał jak bardzo szczególnie ważąc słowa i bardzo konkretnie je dobierając, Lord Voldemort przypomniał im o tym, co miało być ważne. A potem zniknął, zostawiając po sobie niepokój i niepewność. Minister Magii zabrał głos, powracając do typowego dla żałobników tonu. Kiedy Deirdre zdecydowała się wyjść na środek wstał i przepuścił ją tak, by nie musiała się przesuwać niekomfortowo pomiędzy rzędami siedzisk, a później powtórzył to, kiedy wracała, już po wyjątkowo podniosłej i z pewnością dla wielu poruszającej przemowie.
Nie spieszył się z powstaniem i podejściem do rodziny zmarłego. Odczekał, aż wszyscy ważni goście podejdą, dopiero wtedy podniósł się z siedziska, spojrzał porozumiewawczo na Deirdre i wraz z nią ruszył w stronę rodziny. Najpierw swoje słowa skierował do lorda nestora Polluxa i jego szanownej małżonki, wyrażając żal z powodu śmierci ich syna, zasłużonego towarzysza, a później podszedł do pozostałej, pogrążonej w bólu rodziny.
— Proszę przyjąć najszczersze kondolencje. Straciliśmy wielkiego czarodzieja. Lordzie Black — zwrócił się do Cygnusa wpierw, następnie Rigiela, swojego podwładnego, a później w stronę jego siostry, Aquili. To na niej zawiesił wzrok na sekundę lub dwie dłużej niż zapewne mu wypadało. — Lady — skłonił się uprzejmie, spuszczając w końcu wzrok i odszedł na bok, czekając na Deirdre.
| Dei mnie usadzi (a jeśli nie, siadamy na tych samych miejscach)
Chłód jaki się pojawił potem znał bardzo dobrze. Na tyle, by nie odwracać się za jego źródłem. Gęsia skórka która pojawiła się na jego karku bezwiednie i naturalnie zniknęła dopiero po tym, gdy Czarny Pan pojawił się przed nimi, zwracając do wszystkich zgromadzonych. Ukłonił się mu wyraźnie, kiedy tylko jego przeszywające spojrzenie na moment się po nim prześlizgnęło, a później słuchał jak bardzo szczególnie ważąc słowa i bardzo konkretnie je dobierając, Lord Voldemort przypomniał im o tym, co miało być ważne. A potem zniknął, zostawiając po sobie niepokój i niepewność. Minister Magii zabrał głos, powracając do typowego dla żałobników tonu. Kiedy Deirdre zdecydowała się wyjść na środek wstał i przepuścił ją tak, by nie musiała się przesuwać niekomfortowo pomiędzy rzędami siedzisk, a później powtórzył to, kiedy wracała, już po wyjątkowo podniosłej i z pewnością dla wielu poruszającej przemowie.
Nie spieszył się z powstaniem i podejściem do rodziny zmarłego. Odczekał, aż wszyscy ważni goście podejdą, dopiero wtedy podniósł się z siedziska, spojrzał porozumiewawczo na Deirdre i wraz z nią ruszył w stronę rodziny. Najpierw swoje słowa skierował do lorda nestora Polluxa i jego szanownej małżonki, wyrażając żal z powodu śmierci ich syna, zasłużonego towarzysza, a później podszedł do pozostałej, pogrążonej w bólu rodziny.
— Proszę przyjąć najszczersze kondolencje. Straciliśmy wielkiego czarodzieja. Lordzie Black — zwrócił się do Cygnusa wpierw, następnie Rigiela, swojego podwładnego, a później w stronę jego siostry, Aquili. To na niej zawiesił wzrok na sekundę lub dwie dłużej niż zapewne mu wypadało. — Lady — skłonił się uprzejmie, spuszczając w końcu wzrok i odszedł na bok, czekając na Deirdre.
| Dei mnie usadzi (a jeśli nie, siadamy na tych samych miejscach)
pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Nieustannie zajmował obrane miejsce. Choć odurzenie zapachem palonej mirry zdało się być jedynie krótkotrwałe (aczkolwiek naprawdę intensywne), to Zachary nie podjął się próby wstania i dołączenia do grona tych, którzy jako pierwsi ruszyli oddać ostatni hołd zmarłemu oraz złożyć kondolencje. Podobnie jak inni czekał. Cierpliwie siedział. Obserwował wstających z miejsc lordów, towarzyszące im lady, pozostałych gości. Korowód żałobnik zmieniał się, nieustannie poruszał. Za wolno, podjął decyzję we własnych myślach, na kilka chwil odcinając się od tego wszystkiego, by poklepać po policzkach, nie wydając przy tym zbyt wielu odgłosów. Nieco orzeźwienia w dusznej, naprawdę gęstej atmosferze służyło. Może nie na długo, lecz traktował to jako niewielki krok w stronę znalezienia się nieco bliżej opuszczenia krypty. Był pewien, że świeże powietrze pozwoli odzyskać więcej rezonu do przetrwania tego smutnego wydarzenia.
Z siedziska podniósł się, gdy największy kurz i ruch sylwetek gości opadł. Jeszcze przez chwilę wspierał się dłonią o oparcie, po czym, lekko odepchnąwszy, podążył powoli przejściem między rzędami krzeseł w stronę trumny. Kroki stawiał wolno, każdy z nich ważył ostrożnie, a jednocześnie intensywnie myślał nad słowami, których powinien użyć. Bolesna świadomość, że nie istniały słowa w zasadzie żadne, dzięki którym mógł cokolwiek przekazać. Śladem pozostałych zapewne nie powie niczego odkrywczego, niczego nowego. Niemniej zamierzał okazać wsparcie oraz współczucie. Tylko tyle mógł uczynić w tej sytuacji. Żadna magia nie była w stanie wrócić Alphardowi życia; żadna czysta, w każdym razie. Nie dopuszczał do siebie myśli, aby ktokolwiek dopuścił się plugawego, czarnomagicznego czynu wobec jednego ze swoich. Nie przypominał sobie także, żeby w jego rodzinnych kręgach kiedykolwiek wspominano o sztukach nekromancji, choć wielokrotnie wspominano legendy o takowych przypadkach. Czy prawdziwych? Nie potrafił tego stwierdzić.
— Lordzie Polluksie, lady Irmo — zwrócił się do pary, gdy tylko nadeszła jego kolej na wypowiedzenie tych kilku słów. — Przyjmijcie, proszę, nasze szczere kondolencje. — Krótko złożył stosowne słowa, wiedząc, że tak naprawdę nie miał wiele do dodania. Był pewien, że inni zdołali już wspomnieć, nawet sama obecność lorda Voldemorta to potwierdzała, czym wsławił się Alphard, oddając życie. Następnie skinął lekko głową rodzeństwu Blacków i podszedł do trumny, by spojrzeć ostatni raz. Raptem kilka sekund, po których powoli odwrócił się z powrotem do przejścia i wrócił z powrotem do zajmowanego miejsca.
wracam na swoje miejsce
Z siedziska podniósł się, gdy największy kurz i ruch sylwetek gości opadł. Jeszcze przez chwilę wspierał się dłonią o oparcie, po czym, lekko odepchnąwszy, podążył powoli przejściem między rzędami krzeseł w stronę trumny. Kroki stawiał wolno, każdy z nich ważył ostrożnie, a jednocześnie intensywnie myślał nad słowami, których powinien użyć. Bolesna świadomość, że nie istniały słowa w zasadzie żadne, dzięki którym mógł cokolwiek przekazać. Śladem pozostałych zapewne nie powie niczego odkrywczego, niczego nowego. Niemniej zamierzał okazać wsparcie oraz współczucie. Tylko tyle mógł uczynić w tej sytuacji. Żadna magia nie była w stanie wrócić Alphardowi życia; żadna czysta, w każdym razie. Nie dopuszczał do siebie myśli, aby ktokolwiek dopuścił się plugawego, czarnomagicznego czynu wobec jednego ze swoich. Nie przypominał sobie także, żeby w jego rodzinnych kręgach kiedykolwiek wspominano o sztukach nekromancji, choć wielokrotnie wspominano legendy o takowych przypadkach. Czy prawdziwych? Nie potrafił tego stwierdzić.
— Lordzie Polluksie, lady Irmo — zwrócił się do pary, gdy tylko nadeszła jego kolej na wypowiedzenie tych kilku słów. — Przyjmijcie, proszę, nasze szczere kondolencje. — Krótko złożył stosowne słowa, wiedząc, że tak naprawdę nie miał wiele do dodania. Był pewien, że inni zdołali już wspomnieć, nawet sama obecność lorda Voldemorta to potwierdzała, czym wsławił się Alphard, oddając życie. Następnie skinął lekko głową rodzeństwu Blacków i podszedł do trumny, by spojrzeć ostatni raz. Raptem kilka sekund, po których powoli odwrócił się z powrotem do przejścia i wrócił z powrotem do zajmowanego miejsca.
wracam na swoje miejsce
Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about
I don't care about
the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Dwóch najpotężniejszych ludzi przemawiających zaraz po sobie - dobitnie podkreślało to rangę pogrzebu; przysłuchiwał się słowom Malfoya, chcąc wyłuskać z nich coś więcej. Czarne chorągwie nad Ministerstwem i powszechna żałoba - pożegnanie godne bohatera; czekał jednak na przemowę kogoś, kto opowie o tym, kim był Alphard Black. Kobieta o egzotycznych rysach choć także wystawiła mu piękną laurkę, zdradziła coś więcej, nie włożyła go tylko do sztywnej formy wielkiego człowieka; nazwała go przyjacielem, uczłowieczyła go. Takiego czarodzieja, o jakim opowiadała, chciałby poznać.
Aż do teraz, celowo, unikał wzroku Melisande - gdy zmierzała ku trumnie, patrzyli na nią wszyscy, nie był już wyjątkiem, pozwolił sobie więc na to spojrzenie, a palce mimowolnie zacisnął mocniej na rondzie kapelusza. Miała żoną być, a miast bieli przyszło jej przybrać czerń. Mówiła o człowieku, który dostrzegał więcej, niż inni; o drzemiącej w Alphardzie odwadze, by wkraczać na ścieżki jeszcze nieobrane - i czuł, że jej słowa nie są tylko szczerozłotym pochlebstwem, lecz kryją się w nich chodź drobinki prawdy. Wyłaniał się z nich obraz mężczyzny, który był do niej samej podobny pod wieloma względami. Z którym tak właściwie mogłaby chyba być choć trochę szczęśliwa.
Smutek wygrywany przez kwartet smyczkowy zatrzymał go na miejscu, myśli pomknęły ku przeszłości, ponownie, znalazł w sobie jednak siłę, by odepchnąć wspomnienia od siebie, unieść się ponad nie.
- Lordowie Bulstrode, lady Bulstrode, raczcie wybaczyć, dołączymy do rodziny - skłonił się lekko, po czym ruszył w stronę Aresa i rodziców. Wymienił z bratem dłuższe spojrzenie, wszystko, co chciał mu powiedzieć, musiało jednak zaczekać na chwilę, aż znajdą się z dala od innych. Podchwycił także zmęczenie skryte we wzroku Charona, zaraz jednak przyszło im obu ponownie skryć twarze za stateczną, wzniosłą powagą.
- Lordzie Polluksie, lady Irmo, nie ma boleściwszej chwili, niż ta, gdy zatrzymuje się to samo serce, które nosiło się pod własnym; przyjmijcie, proszę, wyrazy najszczerszego żalu - nie było w nim ani krzty fałszu, a w tonie pobrzmiewało przejęcie - i zrozumienie. Skłonił się, po czym podszedł do Cygnusa, Rigela i Aquili, by im także złożyć wyrazy współczucia.
Gdy znalazł się wraz z żoną w pobliżu mogiły, czerń przeplatała się z bielą, ostre kontrasty balansowały na licu, na którym zagościł wieczny spokój (a może niepokój?). Nie potrafił zmusić się, by patrzeć nań zbyt długo, spojrzenie osiadło na rodowym sygnecie, na jasnej różdżce i wyrafinowanych mankietach - byle dalej od twarzy, przypudrowanej śmiercią.
Obyś nie oddał życia na marne, za ułudę, która nigdy nie stanie się rzeczywistością.
życzenia składam z Aresem, towarzyszy mi żona npc;
a tu obczajam, jestem ślepy;
potem wracam na swoje miejsce
iprzepraszamżeterazodpisuję
Aż do teraz, celowo, unikał wzroku Melisande - gdy zmierzała ku trumnie, patrzyli na nią wszyscy, nie był już wyjątkiem, pozwolił sobie więc na to spojrzenie, a palce mimowolnie zacisnął mocniej na rondzie kapelusza. Miała żoną być, a miast bieli przyszło jej przybrać czerń. Mówiła o człowieku, który dostrzegał więcej, niż inni; o drzemiącej w Alphardzie odwadze, by wkraczać na ścieżki jeszcze nieobrane - i czuł, że jej słowa nie są tylko szczerozłotym pochlebstwem, lecz kryją się w nich chodź drobinki prawdy. Wyłaniał się z nich obraz mężczyzny, który był do niej samej podobny pod wieloma względami. Z którym tak właściwie mogłaby chyba być choć trochę szczęśliwa.
Smutek wygrywany przez kwartet smyczkowy zatrzymał go na miejscu, myśli pomknęły ku przeszłości, ponownie, znalazł w sobie jednak siłę, by odepchnąć wspomnienia od siebie, unieść się ponad nie.
- Lordowie Bulstrode, lady Bulstrode, raczcie wybaczyć, dołączymy do rodziny - skłonił się lekko, po czym ruszył w stronę Aresa i rodziców. Wymienił z bratem dłuższe spojrzenie, wszystko, co chciał mu powiedzieć, musiało jednak zaczekać na chwilę, aż znajdą się z dala od innych. Podchwycił także zmęczenie skryte we wzroku Charona, zaraz jednak przyszło im obu ponownie skryć twarze za stateczną, wzniosłą powagą.
- Lordzie Polluksie, lady Irmo, nie ma boleściwszej chwili, niż ta, gdy zatrzymuje się to samo serce, które nosiło się pod własnym; przyjmijcie, proszę, wyrazy najszczerszego żalu - nie było w nim ani krzty fałszu, a w tonie pobrzmiewało przejęcie - i zrozumienie. Skłonił się, po czym podszedł do Cygnusa, Rigela i Aquili, by im także złożyć wyrazy współczucia.
Gdy znalazł się wraz z żoną w pobliżu mogiły, czerń przeplatała się z bielą, ostre kontrasty balansowały na licu, na którym zagościł wieczny spokój (a może niepokój?). Nie potrafił zmusić się, by patrzeć nań zbyt długo, spojrzenie osiadło na rodowym sygnecie, na jasnej różdżce i wyrafinowanych mankietach - byle dalej od twarzy, przypudrowanej śmiercią.
Obyś nie oddał życia na marne, za ułudę, która nigdy nie stanie się rzeczywistością.
życzenia składam z Aresem, towarzyszy mi żona npc;
a tu obczajam, jestem ślepy;
potem wracam na swoje miejsce
iprzepraszamżeterazodpisuję
give me a bitter
glory.
Icar Carrow
Zawód : niosą mnie skrzydła
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
sure he fell, but in that glorious moment, as he floated in staunch defiance of heaven's fire, he knew no one had flown higher.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Neutralni
Składane kondolencje trwały długo, ale wydawało się, że na pozór spokojna ceremonia, zmierza ku końcowi. Nestorska para z pełną powagą dziękowała za każde kondolencje. Twarz Polluxa Blacka pozostawała jednak niewzruszona na słowa o jego bólu czy żalu. Nie słynął z bogatej mimiki, a już na pewno osoby, które go znały, wiedziały, że nie daje się ponieść emocjom, do czego zresztą przygotowały go lata spędzone w Ministerstwie Magii.
- Świat mu tego nie zapomni, dziękuję, że przyszliście - powiedział krótko do lorda Edgara Burke’a oraz jego małżonki, kiwając głową. Następny podszedł Faustus Crabbe, małżonek zmarłej siostry Polluxa, któremu również skinął głową. - Dziękujemy za Twoje wsparcie, Faustusie. Największe wsparcie okażesz dalej kultywując wartości, o które walczył mój syn.
Zrobiło się gwarno, ale nestor skupiał się tylko i wyłącznie na gościach podchodzących do niego. Mogło wydawać się, jakby wychwytywał każde słowo.
- Lordzie Aresie - przywitał się z Carrowem. - Wasza posługa i wsparcie tej ceremonii, nie zostaną przeze mnie zapomniane - dostarczone testrale oraz konie powiozły nie tylko gości, ale też trumnę Alpharda na miejsce pochówku. - Lordzie Icarze, serce Alpharda biło w imię czystości swojej krwi, a jego bohaterski czyn pozostanie w sercach jego następców.
Corneliusa Sallowa znał dzięki długoletniej pracy w Ministerstwie, jednak dzisiaj dostrzegł jak mężczyzna, w trakcie minuty ciszy powstaje z krzesła i pędzi na pomoc służce, zamiast uszanować wyniosłość chwili. Sallow jednak zawsze miał talent do mówienia, a to miejsce nie było odpowiednim do rozmowy na temat powodów jego postępowania. - Corneliusie, liczę, że świadom jesteś wagi tego wydarzenia, a Twoje wpływy w Ministerstwie oraz Walczącym Magu zadbają o jego odpowiednie przedstawienie - powiedział cicho.
Następnie kiwnął głową lordowi Charonowi Burke i powiedział niewzruszonym głosem.
- Dziękujemy lordzie Charonie. Większą niż nasza jest obecna pustka wśród walczących o słuszne idee czarodziejów. Liczę, że bohaterstwo mojego syna zainspiruje innych do działania.
Gdy złożyć kondolencje przyszedł minister magii, lord Cronus Malfoy, odeszli na chwilę odrobinę na stronę, aby ściszonymi głosami coś omówić. Nic z ich słów nie trafiło do postronnych gości, a przy rozmowie obecna była jedynie córka Cronusa, Cordelia.
- Lordzie Francisie, twoje słowa są słuszne. Pamięć o Alphardzie przetrwa, a nikt nie ośmieli się mówić nieprawdy na temat jego dziedzictwa - skinął głową Francisowi Lestrange.
Następnie dostrzegł zmierzającego ku niemu lorda nestora Tristana Rosiera, wraz z małżonką. Sojusz, który te dwa rody miały ze sobą zawrzeć z pomocą małżeństwa Alpharda i lady Melisande, przestał być pewny.
- Alphard walczył i zginął w imię naszych idei, a ja głęboko trwam w przekonaniu, że wspólnie poniesiemy je dalej, ku lepszej przyszłości, nie tylko dla całego świata, ale również w sprwie tej, która dotyczy twojego i mojego rodu - odparł poważnym i wyważonym tonem na słowa Tristana Rosiera.
- Lordzie Oleandrze - zwrócił się do następnego mężczyzny. - Sprawiedliwość nastanie, a następne pokolenia podziękują mojemu synowi za czyn, którego dokonał. Z pewnością odwiedzimy Charnwood na wasze zaproszenie. Wierzę, że Leicestershire i Rutland pozostaną czyste - skinął mu głową, gdy zaraz za jego obliczem pojawiła się blondwłosa Rookwood. - Doceniamy pani walkę o silne i lepsze jutro, tak samo jak z pewnością docenił ją Alphard. Czarny Pan dziś wyraził swoją wolę wobec nas wszystkich, byśmy nieśli jego schedę i toczyli wojnę, aż żyw nie pozostanie nikt, kto życzyłby nam źle.
Spojrzał na młodą Eurydice Nott, jednak jej kiwnął zaledwie lekko głową, dziękując w ten sposób niemo za słowa młodej damy. Gdy obok pojawił się mężczyzna, który wcześniej niemal rozpętał pożar w krypcie, Pollux nie dał po sobie poznać żadnych emocji, jakie wobec niego czuł.
- Dziękujemy za te kondolencje - powiedział spokojnie do Macnaira, zaraz potem przenosząc wzrok na Schmidta, któremu odpowiedział tymi samymi słowami.
Dwóm siostrom Rosier skinął głową na kondolencje, doceniając ich piękną mowę, jednak to Melisande wręczył mały pakunek, owinięty aksamitnym czarnym materiałem.
- Lady Melisande, ten podarek należy do ciebie i chciałbym byś go zatrzymała w imię pamięci o Alphardzie - spojrzał na nią nieco lustrującym wzrokiem. - Kiedyś opowiesz dzieciom o jego poświęceniu - gdyby Melisande otworzyła puzderko, mogłaby zobaczyć w nim ten sam złoty pierścień o gładkiej szynie, na krańcach przypominającej różę zwieńczoną czternastoma drobnymi rubinami, który Alphard włożył na jej palec w trakcie kolacji zaręczynowej.
Następnemu mężczyźnie również kiwnął głową, wyraźnie rad na słowa o kontynuowaniu wojny. - Ta wojna ustąpi, a my otworzymy oczy w nowym i lepszym świecie - zwrócił się do Caldera Borgina, a zaraz potem przeniósł wzrok na Ramseya Mulcibera, który właśnie podszedł. - Jego strata nie zostanie zapomniana, dziękujemy. - skinieniem głowy powitał Zacharego Shafiqa, jemu również okazując wdzięczność nie tylko za obecność, ale również za poniesienie trumny zmarłego syna.
W trakcie składania kondolencji do krypty zdążyła wrócić Irina Macnair, a niedługo po niej, wszedł Cillian Macnair. W tłumie gości udało im się wejść niemal niepostrzeżenie. Pogrzeb ostatecznie dobiegał końca, nadszedł czas na jego najważniejszy moment. Gdy wszyscy goście pożegnali się po raz ostatni z Alphardem, a także złożyli na ręce rodziny kondolencje i zajęli miejsca, w krypcie rozbrzmiał fortepian. Większość gości zapewne doskonale znała melodię, gdyż towarzyszyła ona wielu ważnym angielskim pogrzebom. W tym wypadku rodzina Black, przywiązana do tradycji, zdecydowała się wybrać klasyczny marsz pogrzebowy. To w jego akompaniamencie dostojny nestor rodu sięgnął do wieka trumny i ostrożnym gestem różdżki przymknął je własnoręcznie - już nie za pomocą magii pracowników domu Macnair, ale dłonią ojca dumnego z syna, który w ostatnich chwilach życia stał się bohaterem.
Gest ten był jednoznaczny z rozpoczęciem ostatniego rozdziału pożegnalnej ceremonii; lord Pollux skinął głową do ochmistrzów ceremonii i oddalił się od podwyższenia, by zasiąść obok swojej żony i uważnym spojrzeniem śledzić to, jak czarna trumna za pomocą tchnienia magii uniosła się ku górze. Niewerbalne inkantacje niosły ją w kierunku lewej strony krypty, gdzie kolejne zaklęcie przesunęło szarą i pustą płytę, która odsłoniła przygotowany grobowiec, pusty, ciemny, skąpany jedynie w miękkim blasku grobowych świec. To tam właśnie spoczęła trumna lorda Alpharda. To tam znalazł swoje miejsce i, oby, spokój.
Przez kryptę niosły się dźwięki fortepianu, który sugerował gościom, że już nikt i nic nie powinno zakłócić tej podniosłej chwili. Hebanowa trumna na dobre osiadła we wnęce i wtedy za pomocą następnej bezgłośnej inkantacji ku górze uniosła się właściwa płyta nagrobna mająca zasłonić grobowiec: była ciężka, wykonana starannie i solidnie, z eleganckim, złotym napisem przedstawiającym tożsamość żegnanego dziś czarodzieja oraz wszystkie jego tytuły.
Lord Alphard Regulus ze Szlachetnego i Starożytnego Rodu Black. Poniósł śmierć w noc z 20 na 21 września 1957 roku w wieku 29 lat. Walczył w imię czystości krwi i wolności świata czarodziejów.
Obok imienia znajdowała się natomiast charakterystyczna płaskorzeźba. W ciemnej twarzy można było rozpoznać wizerunek Alpharda Blacka, który nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń krypty przed sobą; jeśli ktoś odważyłby się przejść obok jego nagrobka, płaskorzeźba na wzór pozostałych powiodłaby spojrzeniem za takim śmiałkiem.
Fortepian grał jeszcze moment, do końca aktu, a gdy nut zabrakło, aby wypełnić kryptę następnymi dźwiękami - ceremonia oficjalnie się zakończyła. Na katafalku pozostały jedynie bukiety kwiatów, które pracownicy Macnair gestami różdżek przenosili pod płytę zamkniętego grobowca, na podwyższeniu została jedynie drewniane pudełko, obite miękką, czarną satyną, które wcześniej zostawił jeden z mężczyzn niosących trumnę. W krypcie ponownie zrobiło się gwarno, a zebrani goście rozpoczęli rozmowy, powoli podnosząc się z krzeseł. Część tłumu przesunęła się ponownie w stronę grobowca, chcąc zobaczyć przygotowaną tablicę pamiątkową, a Pollux Black skierował się do skrzyni, by następnie gestem różdżki i bezgłośną inkantacją, otworzyć je. Oczom jego oraz gości, którzy znaleźli się w pobliżu, ukazały się ludzkie serca, leżące na jego dnie. Widok ten na twarzy nestora rodu nie wywołał żadnej widocznej emocji. Kolejnym zaklęciem podniósł je na wysokość własnego wzroku i odczytał cicho.
- Dwadzieścia dziewięć serc Twoich wrogów bezlitośnie odebranych. Dwadzieścia dziewięć serc Twoich wrogów z piersi im wyrwanych. Dwadzieścia dziewięć serc, niewartych Twej jednej łzy, by świat po drugiej stronie nie był dla Ciebie zły. Ruhe in Frieden, Genosse.
Prezent był niecodzienny, ale cieszył oko. Pollux odszukał jeszcze wzrokiem Friedricha Schmidta, który według wcześniejszych słów woźnicy, był owym darczyńcą i podszedł w jego stronę.
- Panie Schmidt - zaczął cicho, upewniając się, że nie słyszy go nikt inny. - Rad jestem, że poniesie pan schedę Alpharda dalej. Londyn jest już czysty, ale reszta kraju wciąż boryka się ze szlamem, który zalał ulice. Liczę, że wspomoże nas pan w Buckinghamshire we wspólnej walce o ideały. Jeśli tak, może być pan pewien, że nie zapomnę tego wsparcia. Reinigt immer - kiwnął mu jeszcze głową na pożegnanie i odszedł do rodziny.
Gdy zebrani w krypcie goście, ostatecznie postanowili ją opuścić, przed wejściem do budynku czekały na nich te same powozy, w których przybyli, które miały odwieźć ich na przygotowaną w La Fantasmagorii stypę. Tamtejsza ceremonia została zaplanowana na elegancką i klasyczną, jednak przepełnioną przepychem, mnogością doskonale przygotowanych potraw, co w wojennej zawierusze nie dla każdego obywatela Londynu było dobrem powszechnie dostępnym, a już szczególnie nie w takim nakładzie mistrzowskiej kuchni. Stoły zastawione były między innymi żabimi udkami w pietruszkowym sosie, pieczonymi combrami z sarniny, delikatną foie gras i owocami morza. W ramach przekąsek podano deski najdroższych szwajcarskich i francuskich serów pleśniowych, a także daktyli, idealnie pasujących do wytrawnego wina, które dostało już łatkę rodowego alkoholu Blacków, Toujour Pour. Goście mogli osłodzić ten smętny dzień wiśniami w słodkim likierze i czekoladzie, bogatym wyborem najróżniejszych egzotycznych owoców oraz licznymi ciastami i makaronikami z owocowymi i kwiatowymi kremami. Zdawało się, że zabrakło ślimaków albo kawioru, ale nawet tak wpływowa rodzina odczuwała skutki braku zaopatrzenia.
Pogrzeb przebiegł inaczej, niż mógłby to sobie zaplanować ród Blacków, ale ta uroczystość musiała zostać doprowadzona do końca, nie tylko ze względu na sam żal po śmierci Alpharda, ale przede wszystkim dla umacniania strony tej wojny, przypomnienia zebranym co jest jej celem. Obecność Czarnego Pana i Ministra Magii jedynie uświetniła to wydarzenie, a każdy mógł być pewien, że lord Alphard Regulus Black pragnąłby takiego pożegnania.
Alphard Black 2017 - 2020 (*)
Aquila i Rigel dziękują Wam za obecność na Pogrzebie Alpharda! Mamy nadzieję, że wszyscy bawili się przednie. Specjalnie dziękujemy Forsythii, która wykonała przepiękną mapkę oraz Celince, która pomogła nam stworzyć piękne opisy wnętrz. Ogromny ukłon i podziękowania dla Alexa za pomoc w całym evencie oraz moderacji.
Pollux Black nie kontynuuje rozgrywki, ale w wypadku jakichkolwiek pytań czy wyjaśnień możecie łapać nas na Discordzie lub PW.
Po zakończeniu Waszej gry w Krypcie możecie udać się do powozów, które zabiorą Was na stypę. Tym razem nie przydzielimy Wam miejsc, licząc na Wasz zdrowy rozsądek w dobieraniu sobie towarzystwa. Możecie uznać, że powozy pomieszczą nawet kilkanaście osób.
Stypa dzięki uprzejmości madame Mericourt oraz lorda Rosiera odbędzie się w La Fantasmagoriach, gdzie możecie grać z datą 5 października. Gdy dojedziecie na miejsce będzie około 7 wieczorem.
Irina i Cillian - wróciliście do krypty gdy kończyło się składanie kondolencji. Możecie grać na stypie.
Dziękujemy raz jeszcze! Życzymy dobrej zabawy i kaca po stypie!
- Świat mu tego nie zapomni, dziękuję, że przyszliście - powiedział krótko do lorda Edgara Burke’a oraz jego małżonki, kiwając głową. Następny podszedł Faustus Crabbe, małżonek zmarłej siostry Polluxa, któremu również skinął głową. - Dziękujemy za Twoje wsparcie, Faustusie. Największe wsparcie okażesz dalej kultywując wartości, o które walczył mój syn.
Zrobiło się gwarno, ale nestor skupiał się tylko i wyłącznie na gościach podchodzących do niego. Mogło wydawać się, jakby wychwytywał każde słowo.
- Lordzie Aresie - przywitał się z Carrowem. - Wasza posługa i wsparcie tej ceremonii, nie zostaną przeze mnie zapomniane - dostarczone testrale oraz konie powiozły nie tylko gości, ale też trumnę Alpharda na miejsce pochówku. - Lordzie Icarze, serce Alpharda biło w imię czystości swojej krwi, a jego bohaterski czyn pozostanie w sercach jego następców.
Corneliusa Sallowa znał dzięki długoletniej pracy w Ministerstwie, jednak dzisiaj dostrzegł jak mężczyzna, w trakcie minuty ciszy powstaje z krzesła i pędzi na pomoc służce, zamiast uszanować wyniosłość chwili. Sallow jednak zawsze miał talent do mówienia, a to miejsce nie było odpowiednim do rozmowy na temat powodów jego postępowania. - Corneliusie, liczę, że świadom jesteś wagi tego wydarzenia, a Twoje wpływy w Ministerstwie oraz Walczącym Magu zadbają o jego odpowiednie przedstawienie - powiedział cicho.
Następnie kiwnął głową lordowi Charonowi Burke i powiedział niewzruszonym głosem.
- Dziękujemy lordzie Charonie. Większą niż nasza jest obecna pustka wśród walczących o słuszne idee czarodziejów. Liczę, że bohaterstwo mojego syna zainspiruje innych do działania.
Gdy złożyć kondolencje przyszedł minister magii, lord Cronus Malfoy, odeszli na chwilę odrobinę na stronę, aby ściszonymi głosami coś omówić. Nic z ich słów nie trafiło do postronnych gości, a przy rozmowie obecna była jedynie córka Cronusa, Cordelia.
- Lordzie Francisie, twoje słowa są słuszne. Pamięć o Alphardzie przetrwa, a nikt nie ośmieli się mówić nieprawdy na temat jego dziedzictwa - skinął głową Francisowi Lestrange.
Następnie dostrzegł zmierzającego ku niemu lorda nestora Tristana Rosiera, wraz z małżonką. Sojusz, który te dwa rody miały ze sobą zawrzeć z pomocą małżeństwa Alpharda i lady Melisande, przestał być pewny.
- Alphard walczył i zginął w imię naszych idei, a ja głęboko trwam w przekonaniu, że wspólnie poniesiemy je dalej, ku lepszej przyszłości, nie tylko dla całego świata, ale również w sprwie tej, która dotyczy twojego i mojego rodu - odparł poważnym i wyważonym tonem na słowa Tristana Rosiera.
- Lordzie Oleandrze - zwrócił się do następnego mężczyzny. - Sprawiedliwość nastanie, a następne pokolenia podziękują mojemu synowi za czyn, którego dokonał. Z pewnością odwiedzimy Charnwood na wasze zaproszenie. Wierzę, że Leicestershire i Rutland pozostaną czyste - skinął mu głową, gdy zaraz za jego obliczem pojawiła się blondwłosa Rookwood. - Doceniamy pani walkę o silne i lepsze jutro, tak samo jak z pewnością docenił ją Alphard. Czarny Pan dziś wyraził swoją wolę wobec nas wszystkich, byśmy nieśli jego schedę i toczyli wojnę, aż żyw nie pozostanie nikt, kto życzyłby nam źle.
Spojrzał na młodą Eurydice Nott, jednak jej kiwnął zaledwie lekko głową, dziękując w ten sposób niemo za słowa młodej damy. Gdy obok pojawił się mężczyzna, który wcześniej niemal rozpętał pożar w krypcie, Pollux nie dał po sobie poznać żadnych emocji, jakie wobec niego czuł.
- Dziękujemy za te kondolencje - powiedział spokojnie do Macnaira, zaraz potem przenosząc wzrok na Schmidta, któremu odpowiedział tymi samymi słowami.
Dwóm siostrom Rosier skinął głową na kondolencje, doceniając ich piękną mowę, jednak to Melisande wręczył mały pakunek, owinięty aksamitnym czarnym materiałem.
- Lady Melisande, ten podarek należy do ciebie i chciałbym byś go zatrzymała w imię pamięci o Alphardzie - spojrzał na nią nieco lustrującym wzrokiem. - Kiedyś opowiesz dzieciom o jego poświęceniu - gdyby Melisande otworzyła puzderko, mogłaby zobaczyć w nim ten sam złoty pierścień o gładkiej szynie, na krańcach przypominającej różę zwieńczoną czternastoma drobnymi rubinami, który Alphard włożył na jej palec w trakcie kolacji zaręczynowej.
Następnemu mężczyźnie również kiwnął głową, wyraźnie rad na słowa o kontynuowaniu wojny. - Ta wojna ustąpi, a my otworzymy oczy w nowym i lepszym świecie - zwrócił się do Caldera Borgina, a zaraz potem przeniósł wzrok na Ramseya Mulcibera, który właśnie podszedł. - Jego strata nie zostanie zapomniana, dziękujemy. - skinieniem głowy powitał Zacharego Shafiqa, jemu również okazując wdzięczność nie tylko za obecność, ale również za poniesienie trumny zmarłego syna.
W trakcie składania kondolencji do krypty zdążyła wrócić Irina Macnair, a niedługo po niej, wszedł Cillian Macnair. W tłumie gości udało im się wejść niemal niepostrzeżenie. Pogrzeb ostatecznie dobiegał końca, nadszedł czas na jego najważniejszy moment. Gdy wszyscy goście pożegnali się po raz ostatni z Alphardem, a także złożyli na ręce rodziny kondolencje i zajęli miejsca, w krypcie rozbrzmiał fortepian. Większość gości zapewne doskonale znała melodię, gdyż towarzyszyła ona wielu ważnym angielskim pogrzebom. W tym wypadku rodzina Black, przywiązana do tradycji, zdecydowała się wybrać klasyczny marsz pogrzebowy. To w jego akompaniamencie dostojny nestor rodu sięgnął do wieka trumny i ostrożnym gestem różdżki przymknął je własnoręcznie - już nie za pomocą magii pracowników domu Macnair, ale dłonią ojca dumnego z syna, który w ostatnich chwilach życia stał się bohaterem.
Gest ten był jednoznaczny z rozpoczęciem ostatniego rozdziału pożegnalnej ceremonii; lord Pollux skinął głową do ochmistrzów ceremonii i oddalił się od podwyższenia, by zasiąść obok swojej żony i uważnym spojrzeniem śledzić to, jak czarna trumna za pomocą tchnienia magii uniosła się ku górze. Niewerbalne inkantacje niosły ją w kierunku lewej strony krypty, gdzie kolejne zaklęcie przesunęło szarą i pustą płytę, która odsłoniła przygotowany grobowiec, pusty, ciemny, skąpany jedynie w miękkim blasku grobowych świec. To tam właśnie spoczęła trumna lorda Alpharda. To tam znalazł swoje miejsce i, oby, spokój.
Przez kryptę niosły się dźwięki fortepianu, który sugerował gościom, że już nikt i nic nie powinno zakłócić tej podniosłej chwili. Hebanowa trumna na dobre osiadła we wnęce i wtedy za pomocą następnej bezgłośnej inkantacji ku górze uniosła się właściwa płyta nagrobna mająca zasłonić grobowiec: była ciężka, wykonana starannie i solidnie, z eleganckim, złotym napisem przedstawiającym tożsamość żegnanego dziś czarodzieja oraz wszystkie jego tytuły.
Lord Alphard Regulus ze Szlachetnego i Starożytnego Rodu Black. Poniósł śmierć w noc z 20 na 21 września 1957 roku w wieku 29 lat. Walczył w imię czystości krwi i wolności świata czarodziejów.
Obok imienia znajdowała się natomiast charakterystyczna płaskorzeźba. W ciemnej twarzy można było rozpoznać wizerunek Alpharda Blacka, który nieobecnym wzrokiem wpatrywał się w przestrzeń krypty przed sobą; jeśli ktoś odważyłby się przejść obok jego nagrobka, płaskorzeźba na wzór pozostałych powiodłaby spojrzeniem za takim śmiałkiem.
Fortepian grał jeszcze moment, do końca aktu, a gdy nut zabrakło, aby wypełnić kryptę następnymi dźwiękami - ceremonia oficjalnie się zakończyła. Na katafalku pozostały jedynie bukiety kwiatów, które pracownicy Macnair gestami różdżek przenosili pod płytę zamkniętego grobowca, na podwyższeniu została jedynie drewniane pudełko, obite miękką, czarną satyną, które wcześniej zostawił jeden z mężczyzn niosących trumnę. W krypcie ponownie zrobiło się gwarno, a zebrani goście rozpoczęli rozmowy, powoli podnosząc się z krzeseł. Część tłumu przesunęła się ponownie w stronę grobowca, chcąc zobaczyć przygotowaną tablicę pamiątkową, a Pollux Black skierował się do skrzyni, by następnie gestem różdżki i bezgłośną inkantacją, otworzyć je. Oczom jego oraz gości, którzy znaleźli się w pobliżu, ukazały się ludzkie serca, leżące na jego dnie. Widok ten na twarzy nestora rodu nie wywołał żadnej widocznej emocji. Kolejnym zaklęciem podniósł je na wysokość własnego wzroku i odczytał cicho.
- Dwadzieścia dziewięć serc Twoich wrogów bezlitośnie odebranych. Dwadzieścia dziewięć serc Twoich wrogów z piersi im wyrwanych. Dwadzieścia dziewięć serc, niewartych Twej jednej łzy, by świat po drugiej stronie nie był dla Ciebie zły. Ruhe in Frieden, Genosse.
Prezent był niecodzienny, ale cieszył oko. Pollux odszukał jeszcze wzrokiem Friedricha Schmidta, który według wcześniejszych słów woźnicy, był owym darczyńcą i podszedł w jego stronę.
- Panie Schmidt - zaczął cicho, upewniając się, że nie słyszy go nikt inny. - Rad jestem, że poniesie pan schedę Alpharda dalej. Londyn jest już czysty, ale reszta kraju wciąż boryka się ze szlamem, który zalał ulice. Liczę, że wspomoże nas pan w Buckinghamshire we wspólnej walce o ideały. Jeśli tak, może być pan pewien, że nie zapomnę tego wsparcia. Reinigt immer - kiwnął mu jeszcze głową na pożegnanie i odszedł do rodziny.
Gdy zebrani w krypcie goście, ostatecznie postanowili ją opuścić, przed wejściem do budynku czekały na nich te same powozy, w których przybyli, które miały odwieźć ich na przygotowaną w La Fantasmagorii stypę. Tamtejsza ceremonia została zaplanowana na elegancką i klasyczną, jednak przepełnioną przepychem, mnogością doskonale przygotowanych potraw, co w wojennej zawierusze nie dla każdego obywatela Londynu było dobrem powszechnie dostępnym, a już szczególnie nie w takim nakładzie mistrzowskiej kuchni. Stoły zastawione były między innymi żabimi udkami w pietruszkowym sosie, pieczonymi combrami z sarniny, delikatną foie gras i owocami morza. W ramach przekąsek podano deski najdroższych szwajcarskich i francuskich serów pleśniowych, a także daktyli, idealnie pasujących do wytrawnego wina, które dostało już łatkę rodowego alkoholu Blacków, Toujour Pour. Goście mogli osłodzić ten smętny dzień wiśniami w słodkim likierze i czekoladzie, bogatym wyborem najróżniejszych egzotycznych owoców oraz licznymi ciastami i makaronikami z owocowymi i kwiatowymi kremami. Zdawało się, że zabrakło ślimaków albo kawioru, ale nawet tak wpływowa rodzina odczuwała skutki braku zaopatrzenia.
Pogrzeb przebiegł inaczej, niż mógłby to sobie zaplanować ród Blacków, ale ta uroczystość musiała zostać doprowadzona do końca, nie tylko ze względu na sam żal po śmierci Alpharda, ale przede wszystkim dla umacniania strony tej wojny, przypomnienia zebranym co jest jej celem. Obecność Czarnego Pana i Ministra Magii jedynie uświetniła to wydarzenie, a każdy mógł być pewien, że lord Alphard Regulus Black pragnąłby takiego pożegnania.
_______
Alphard Black 2017 - 2020 (*)
Aquila i Rigel dziękują Wam za obecność na Pogrzebie Alpharda! Mamy nadzieję, że wszyscy bawili się przednie. Specjalnie dziękujemy Forsythii, która wykonała przepiękną mapkę oraz Celince, która pomogła nam stworzyć piękne opisy wnętrz. Ogromny ukłon i podziękowania dla Alexa za pomoc w całym evencie oraz moderacji.
Pollux Black nie kontynuuje rozgrywki, ale w wypadku jakichkolwiek pytań czy wyjaśnień możecie łapać nas na Discordzie lub PW.
Po zakończeniu Waszej gry w Krypcie możecie udać się do powozów, które zabiorą Was na stypę. Tym razem nie przydzielimy Wam miejsc, licząc na Wasz zdrowy rozsądek w dobieraniu sobie towarzystwa. Możecie uznać, że powozy pomieszczą nawet kilkanaście osób.
Stypa dzięki uprzejmości madame Mericourt oraz lorda Rosiera odbędzie się w La Fantasmagoriach, gdzie możecie grać z datą 5 października. Gdy dojedziecie na miejsce będzie około 7 wieczorem.
Irina i Cillian - wróciliście do krypty gdy kończyło się składanie kondolencji. Możecie grać na stypie.
Dziękujemy raz jeszcze! Życzymy dobrej zabawy i kaca po stypie!
- Lista dostępnych powozów do podróży:
I show not your face but your heart's desire
Ta wojna ustąpi, a my otworzymy oczy w nowym i lepszym świecie.
Gdyby w to nie wierzył, nic z jego poczynań nie miałoby sensu - jednak usłyszenie takich słów od innych, od ludzi wpływowych, którzy mogli znacznie przyczynić się do zmiany, było gwarancją wsparcia. Potężni sojusznicy umacniają rycerskie wpływy; rad był, że nestor Blacków mówi o walce z takim zaangażowaniem.
Niewiele osób składało kondolencje już po nim; powrócił na swe miejsce, czekając na zakończenie ceremonii. Lód spojrzenia osiadł na wieku trumny, które opadło, przymknięte zaklęciem rzuconym osobiście przez nestora. Uniesiona ku górze czerń, poderwana z podwyższenia, była doskonale widoczna z każdego miejsca krypty. Lord Black przebył ostatnią drogę - do grobowca, w którym pozostać miał już po wsze czasy.
Ruszył w stronę wyjścia, chcąc wtopić się w tłum i zniknąć, nim ktokolwiek dostrzeże jego nieobecność. Czułby się niekomfortowo w Fantasmagorii; pożegnał zmarłego, przebywać pośród żywych, pośród zgromadzonych tu ludzi, nie miał najmniejszej ochoty. Nikt nie nazwałby go najlepszym kompanem do rozmowy, ni do wychylenia kieliszka. Czy byłby tam obecny ciałem, czy nie - mała to różnica; pragnął już znaleźć się w ciszy, z dala od rozmów, zbyt wielu obcych twarzy. W bezpiecznej, sic!, przestrzeni Nokturnu.
Kątem oka wyłowił otwierającą się skrzynię, w której znajdowały się - nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości - ludzkie serca; nieznacznie uniósł wyżej jedną brew, lecz przeszedł dalej, nie zatrzymując się niepotrzebnie. Ciekawiło go, który z gości pokusił się o taki... gest.
Przechodząc obok płaskorzeźby poczuł na sobie wzrok pochowanego, który powiódł za nim spojrzeniem - po raz ostatni przyjrzał się kruczoczarnym oczom, a potem ruszył długim korytarzem, otulony sennym blaskiem świec; chciał już znaleźć się poza kryptą, wciąż ćmiło go w głowie, mirra drapała w gardle.
Poprawił czarne rękawiczki, po czym wyczarował na sobą magiczny parasol, osłaniający go przed strugami deszczu. Korzystając z powstałego zamieszania, skręcił w boczną alejkę cmentarza; nie wsiadł do powozu, ruszył w stronę znacznie mniej okazałej, dużo mniejszej krypty Borginów. Do matki. Choć niemal mu się to nie zdarzało, poczuł dziś potrzebę, by złożyć kwiaty i przy jej pochowanym ciele; by ocieplić ją blaskiem płomienia.
| zt; bardzo dziękuję za możliwość wzięcia udziału w wydarzeniu, było cudownie przygotowane i poprowadzone<3
Gdyby w to nie wierzył, nic z jego poczynań nie miałoby sensu - jednak usłyszenie takich słów od innych, od ludzi wpływowych, którzy mogli znacznie przyczynić się do zmiany, było gwarancją wsparcia. Potężni sojusznicy umacniają rycerskie wpływy; rad był, że nestor Blacków mówi o walce z takim zaangażowaniem.
Niewiele osób składało kondolencje już po nim; powrócił na swe miejsce, czekając na zakończenie ceremonii. Lód spojrzenia osiadł na wieku trumny, które opadło, przymknięte zaklęciem rzuconym osobiście przez nestora. Uniesiona ku górze czerń, poderwana z podwyższenia, była doskonale widoczna z każdego miejsca krypty. Lord Black przebył ostatnią drogę - do grobowca, w którym pozostać miał już po wsze czasy.
Ruszył w stronę wyjścia, chcąc wtopić się w tłum i zniknąć, nim ktokolwiek dostrzeże jego nieobecność. Czułby się niekomfortowo w Fantasmagorii; pożegnał zmarłego, przebywać pośród żywych, pośród zgromadzonych tu ludzi, nie miał najmniejszej ochoty. Nikt nie nazwałby go najlepszym kompanem do rozmowy, ni do wychylenia kieliszka. Czy byłby tam obecny ciałem, czy nie - mała to różnica; pragnął już znaleźć się w ciszy, z dala od rozmów, zbyt wielu obcych twarzy. W bezpiecznej, sic!, przestrzeni Nokturnu.
Kątem oka wyłowił otwierającą się skrzynię, w której znajdowały się - nie miał co do tego najmniejszych wątpliwości - ludzkie serca; nieznacznie uniósł wyżej jedną brew, lecz przeszedł dalej, nie zatrzymując się niepotrzebnie. Ciekawiło go, który z gości pokusił się o taki... gest.
Przechodząc obok płaskorzeźby poczuł na sobie wzrok pochowanego, który powiódł za nim spojrzeniem - po raz ostatni przyjrzał się kruczoczarnym oczom, a potem ruszył długim korytarzem, otulony sennym blaskiem świec; chciał już znaleźć się poza kryptą, wciąż ćmiło go w głowie, mirra drapała w gardle.
Poprawił czarne rękawiczki, po czym wyczarował na sobą magiczny parasol, osłaniający go przed strugami deszczu. Korzystając z powstałego zamieszania, skręcił w boczną alejkę cmentarza; nie wsiadł do powozu, ruszył w stronę znacznie mniej okazałej, dużo mniejszej krypty Borginów. Do matki. Choć niemal mu się to nie zdarzało, poczuł dziś potrzebę, by złożyć kwiaty i przy jej pochowanym ciele; by ocieplić ją blaskiem płomienia.
| zt; bardzo dziękuję za możliwość wzięcia udziału w wydarzeniu, było cudownie przygotowane i poprowadzone<3
i ache in a language so old that even the earth no longer remembers; so dead that it has returned to dust
Calder Borgin
Zawód : zaklinam teraźniejszość
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
you're not dead but
you're not alive either
you're a ghost with
a beating heart
you're not alive either
you're a ghost with
a beating heart
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
Cały ten pogrzebowy chaos mierził Deirdre niemożebnie, starała się jednak zachować kamienną twarz i równie chłodne, marmurowe wręcz maniery. Zarówno wtedy, gdy przemawiała, jak i później, gdy ponownie znajdowała się na środku podziemnej krypty, tym razem podążając obok Ramseya, by oddać ostatni pokłon Alphardowi, leżącemu na katafalku. Wyglądał spokojnie, lecz martwo: nie tak, jakby spał. Nigdy nie widziała go w tym stanie – pomimo nachodzenia go w środku nocy w Grimmauld Place, wzburzona podejmowanymi przez niego decyzjami, które nawet nie były w pełni prawdziwe – lecz i tak wyczuwała różnicę. Nikt nie odpływał w objęcia Morfeusza tak spokojnie, bez ruchu, wibracji spierzchniętych ust; bez drgnięć powieką i westchnień unoszących pierś. Widywała dziesiątki, jeśli nie setki zwłok, w przeróżnym stanie rozkładu lub postępu pośmiertnych tortur, lecz nigdy z tak bliska nie przyglądała się komuś, kto odszedł względnie spokojnie. Na własne życzenie.
Ciągle nie mogła mu tego wybaczyć. I choć Locus Nihil tłumił emocje, otulając je nieprzebraną mgłą nienaturalnej – nawet dla wyniosłej Dei – obojętności, to coś kłuło ją w umyśle; coś nie pozwalało pogodzić się z tym, że utraciła najlepszego przyjaciela. Powiernika nie bojącego się szczerze podkreślić popełnianych przez nią błędów. I ośmielającego się ostro wymienić wady relacji łączącej ją z Rosierem, a mimo to, gotowego dla ich przyjaźni na ostateczne poświęcenia, na związanie się Wieczystą Przysięgą. Teraz wokół Mericourt nie znajdował się już nikt tak bliski, tak zaangażowany, a zarazem z nieprzychylnym dystansem do Tristana. Stojąc nad trumną żegnała więc nie tylko powiernika, ale i część swojego zdrowego rozsądku. Nie przystanęła przy Alphardzie na długo, skinęła tylko głową z szacunkiem i ruszyła dalej, za Ramseyem, przyglądając się z ukosa śmierciożercy, tak, jakby zastanawiała się nad tym, czy w pewien sposób może zapełnić powstałą lukę – pomimo więzi zbudowanej z Rosierami na przestrzeni całego swojego życia. Wychowanie oraz braterstwo łączące go z nestorem Dover stanowiło mniejszą przeszkodę niż zbytnie podobieństwo charakterów: i Ramsey, i Deirdre stronili od emocjonalnego zaangażowania, a Mulciber nigdy nie wydawał się jej typem opiekuna. Zresztą, czy chciałaby go w takiej roli widzieć?
Przyjacielskie rozwiązania zakończyły się w chwili, w której podeszli do rodziny Blacków. Deirdre pokłoniła się z szacunkiem, składając szczere, rozbudowane kondolencje każdemu z tego starożytnego rodu, z ulgą zauważając, że wśród najbliższych nie znalazł się jej dawny mentor. Okazała odpowiedni hołd pogrążonym w żałobie arystokratom, po czym ruszyła powoli do swojego miejsca, razem z Ramseyem spokojnie doczekując końca ceremonii. Widowiskowego i pięknego na melancholijny sposób. Muzyka doskonale współgrała z ostatnim pożegnaniem, z zakończeniem żywota lorda Alpharda Blacka, spoglądającego na zgromadzonych z precyzyjnie odwzorowanej kamiennej podobizny, skrywającej grobowiec.
Kiedy pogrzeb się zakończył, Deirdre pochyliła się ku Ramseyowi, proponując lekką zmianę planów. Powinna być w la Fantasmagorii, bo choć organizacją stypy zajęła się służba Blacków, dalej była przecież opiekunką tego miejsca, czuwającą nad tym, by wszystko przebiegło zgodnie z planem. – W la Fantasmagorii też będziemy mogli spokojnie porozmawiać – zapewniła cicho, po czym wstała z miejsca, czekając, by Mulciber poprowadził ją ku wybranemu powozowi. Opuściła kryptę nie oglądając się ani na rodzinę Rosierów, ani na Sallowa ani na pozostałych, skupiona i poważna, marząc o tym, by wypłukać z włosów ciężki zapach kadzideł.
| Dei zt; dziękuję za pięknie zorganizowaną ceremonię!
there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
I'll lick your wounds
I'll lay you down
✦
OPCM : 45 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
Śmierciożercy
Gdy tylko znów zasiadła na swoim miejscu, skupiła wzrok na licznych twarzach przewijających się obok i przed nią. Zerkała raz, po raz na ciało martwego kuzyna, rozważając wszelkie za i przeciw pod względem tego czy dobrze go oceniła. W nerwowym odruchu przygryzała usta, a dłużące się składanie kondolencji przez wszystkich przybyłych potęgowało jedynie jej zdenerwowanie całą zaistniałą sytuacją. W głowie narastały kolejne myśli; ile z tych osób było wiernie oddanymi sługami Czarnego Pana? A jeśli wszyscy? Nie… Nie mogli to być wszyscy, byłoby to niemożliwe. A może?
W końcu rozbrzmiał marsz pogrzebowy, przybliżający ich wszystkich do końca uroczystości i rozpoczęcia czegoś znacznie gorszego – stypy. Nadal nie wiedziała, czy chciała tam iść, lecz przecież obiecała.
Prześledziła wzrokiem ceremonialne złożenie trumny do grobowca, a przed oczami stanęły jej wyobrażenia ludzi, którzy takiego szacunku nie dostąpili. Trupy tych, którzy zostali zabici w wojnie bez pochówku, bez czci i godności, chociaż na to zasługiwali. A zaginieni? Ciała tych, których rodzina nigdy nie odzyska, a dusze być może pozostaną wiecznie spętane, aby błąkać się między żywymi.
Gwar i hałas przetoczyły się przez kryptę, a sylwetki powstały, aby ujrzeć tablicę pamiątkową. Z grzeczności, ale i ciekawości, to samo zrobiła Forsycja, przy okazji przechodząc nieopodal wuja Polluxa i mimowolnym spojrzeniem zahaczając o pudło, w którym leżały… ludzkie serca? Przez chwilę wpatrywała się w jego zawartość w przerażeniu, a zaraz potem odwróciła się, aby iść dalej w kierunku tablicy. Nie wierzę… Po prostu nie wierzę. Ukradkiem zerknęła pobieżnie za wujem, który podążył do ciemnowłosego mężczyzny, chyba o tym… porozmawiać? Nie wiedziała, to były zaledwie przypuszczenia. Może ona też powinna? Zerknęła za ojcem, który snuł się gdzieś pomiędzy ludźmi, a zaraz potem przemknęła spojrzeniem po reszcie gości. Czy ktokolwiek wiedział, kim jest ten człowiek? A może powinna wziąć sprawy w swoje ręce, ktoś z pewnością chciałby dowiedzieć się o tym „prezencie”… Czy to naprawdę były serca? Widząc kierunek, w jakim wybywał mężczyzna, podążyła za nim, zastanawiając się, jak to wszystko powinna odegrać. Czuła spięcie na całym ciele, jak gdyby wcale nie chciała tego robić, lecz powinna, musiała, sama od siebie tego wymagała. Znała cenę tej informacji.
Wychodząc z krypty, zerknęła na powozy, lecz nie skierowała się tam od razu w przeciwieństwie do ojca. Pamiętała zachowanie kochanej Frances, gdy były w książkowej krainie, pamiętała też sytuację z Danielem… O ironio, że też byli teraz razem. Właściwie… pasowali do siebie, jednak nie o tym teraz winna myśleć. Przybrała najbardziej żałobny wyraz twarzy, jaki była w stanie i przyspieszyła kroku, łapiąc lekko za suknię, tak aby nie stracić równowagi faktycznie, a tylko… pozornie. Kilkoma sprytnymi ruchami niemal weszła w drogę mężczyźnie od tajemniczego pudełka i dosłownie wpadła mu w ramiona, udając potknięcie. Smukłe dłonie zacisnęły się na materiale jego ubrania, wspierając się w tym małym spektaklu. Chłodne powietrze szarpnęło, ciemną woalką, a Forsycja, czując do siebie najszczersze obrzydzenie, starała się wyglądać na jak najbardziej przejętą tym pogrzebem. Smutną, na tyle, aby faktycznie stracić równowagę. Wzniosła powoli wzrok ku jego twarzy, a z ust wyrwało się ciche, zaplanowane westchnienie. – Przepraszam najmocniej, panie…? – oczywiście, nie znała jego godności, więc jak miała przeprosić w pełni za ten przypadek.
| zt dla Faustusa, a ja i Schmidt mamy do pogadania jeszcze. Proszę wychodzić, my ogarniamy sobie kolejkę.
W końcu rozbrzmiał marsz pogrzebowy, przybliżający ich wszystkich do końca uroczystości i rozpoczęcia czegoś znacznie gorszego – stypy. Nadal nie wiedziała, czy chciała tam iść, lecz przecież obiecała.
Prześledziła wzrokiem ceremonialne złożenie trumny do grobowca, a przed oczami stanęły jej wyobrażenia ludzi, którzy takiego szacunku nie dostąpili. Trupy tych, którzy zostali zabici w wojnie bez pochówku, bez czci i godności, chociaż na to zasługiwali. A zaginieni? Ciała tych, których rodzina nigdy nie odzyska, a dusze być może pozostaną wiecznie spętane, aby błąkać się między żywymi.
Gwar i hałas przetoczyły się przez kryptę, a sylwetki powstały, aby ujrzeć tablicę pamiątkową. Z grzeczności, ale i ciekawości, to samo zrobiła Forsycja, przy okazji przechodząc nieopodal wuja Polluxa i mimowolnym spojrzeniem zahaczając o pudło, w którym leżały… ludzkie serca? Przez chwilę wpatrywała się w jego zawartość w przerażeniu, a zaraz potem odwróciła się, aby iść dalej w kierunku tablicy. Nie wierzę… Po prostu nie wierzę. Ukradkiem zerknęła pobieżnie za wujem, który podążył do ciemnowłosego mężczyzny, chyba o tym… porozmawiać? Nie wiedziała, to były zaledwie przypuszczenia. Może ona też powinna? Zerknęła za ojcem, który snuł się gdzieś pomiędzy ludźmi, a zaraz potem przemknęła spojrzeniem po reszcie gości. Czy ktokolwiek wiedział, kim jest ten człowiek? A może powinna wziąć sprawy w swoje ręce, ktoś z pewnością chciałby dowiedzieć się o tym „prezencie”… Czy to naprawdę były serca? Widząc kierunek, w jakim wybywał mężczyzna, podążyła za nim, zastanawiając się, jak to wszystko powinna odegrać. Czuła spięcie na całym ciele, jak gdyby wcale nie chciała tego robić, lecz powinna, musiała, sama od siebie tego wymagała. Znała cenę tej informacji.
Wychodząc z krypty, zerknęła na powozy, lecz nie skierowała się tam od razu w przeciwieństwie do ojca. Pamiętała zachowanie kochanej Frances, gdy były w książkowej krainie, pamiętała też sytuację z Danielem… O ironio, że też byli teraz razem. Właściwie… pasowali do siebie, jednak nie o tym teraz winna myśleć. Przybrała najbardziej żałobny wyraz twarzy, jaki była w stanie i przyspieszyła kroku, łapiąc lekko za suknię, tak aby nie stracić równowagi faktycznie, a tylko… pozornie. Kilkoma sprytnymi ruchami niemal weszła w drogę mężczyźnie od tajemniczego pudełka i dosłownie wpadła mu w ramiona, udając potknięcie. Smukłe dłonie zacisnęły się na materiale jego ubrania, wspierając się w tym małym spektaklu. Chłodne powietrze szarpnęło, ciemną woalką, a Forsycja, czując do siebie najszczersze obrzydzenie, starała się wyglądać na jak najbardziej przejętą tym pogrzebem. Smutną, na tyle, aby faktycznie stracić równowagę. Wzniosła powoli wzrok ku jego twarzy, a z ust wyrwało się ciche, zaplanowane westchnienie. – Przepraszam najmocniej, panie…? – oczywiście, nie znała jego godności, więc jak miała przeprosić w pełni za ten przypadek.
| zt dla Faustusa, a ja i Schmidt mamy do pogadania jeszcze. Proszę wychodzić, my ogarniamy sobie kolejkę.
Obserwując ojca, zamykającego trumnę, gdzie spoczywało ciało Alpharda, Rigel zastanawiał się, czy kiedykolwiek i komukolwiek opowiedział o tym, jak czuje się po stracie syna. Przecież nie mogło być tak, że nie czuł zupełnie nic. Jakby ktoś lub coś pozbawiło go tej emocji na wieczność.
Czy też się tak stanie na starość? Czy z równie stoickim spokojem będzie chować kolejnych członków swojej rodziny, mierzyć się z bólem i śmiercią bez nawet minimalnego grymasu na twarzy? Traktować każde tego typu wydarzenie jak element gry politycznej? Ta perspektywa była przerażająca, ponieważ niewyrażony ból zawsze gdzieś tam był. Zbierał się i tylko czekał, żeby w końcu dać o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie. Albo w najbardziej destrukcyjny dla samej osoby i otoczenia sposób.
W pewnym sensie zrobiło mu się nawet szkoda lorda Polluxa. Ile by dał, żeby zajrzeć mu do głowy i zrozumieć, co dokładnie jego ojciec robił z bólem, strachem, niepewnością i bezsilnością. Może kiedyś się uda to sprawdzić w inny sposób niż rozmową. Bo na taką szczerą, rodzicielską, bez polityki i kombinowana nie mógłby liczyć.
Wszystkie te myśli pomagały uciekać od bólu, z jakim Black musiał się zmierzyć w tej chwili. Każda emocja była lepsza niż smutek, jak i każda myśl, niezwiązana z martwym ciałem brata, schowanym pod pokrywą trumny, składana właśnie do zimnego i ciemnego grobowca. Nawet ciepły blask świec nie był w stanie wygrać ze śmiertelnym zimnem rodowej nekropolii.
Kiedy tylko ceremonia dobiegła końca, najmłodszy lord Black zebrał się ze swojego miejsca i ruszył w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie. Chciał za wszelką cenę uniknąć krępujących rozmów. Szczególnie w tym miejscu, szczególnie na trzeźwo. Rigela nosiło tak bardzo, że każda sekunda spędzona w tym miejscu była prawdziwą torturą. Potrzebował się przejść. Wyjść na świeże powietrze, żeby uwolnić się od zapachu kadzideł, który go prześladował, wbijał się w mózg i zmuszał do myślenia, kto umrze następny. Na czyim pogrzebie znowu wszyscy się spotkają? Kogo znowu nazwą bohaterem po raz pierwszy i ostatni? Nie był jasnowidzem. Na szczęście. Kto wie, może ten przyszły pogrzeb byłby jego własnym?
|zt. Dziękujemy najlepszym żałobnikom świata!
Czy też się tak stanie na starość? Czy z równie stoickim spokojem będzie chować kolejnych członków swojej rodziny, mierzyć się z bólem i śmiercią bez nawet minimalnego grymasu na twarzy? Traktować każde tego typu wydarzenie jak element gry politycznej? Ta perspektywa była przerażająca, ponieważ niewyrażony ból zawsze gdzieś tam był. Zbierał się i tylko czekał, żeby w końcu dać o sobie znać w najmniej odpowiednim momencie. Albo w najbardziej destrukcyjny dla samej osoby i otoczenia sposób.
W pewnym sensie zrobiło mu się nawet szkoda lorda Polluxa. Ile by dał, żeby zajrzeć mu do głowy i zrozumieć, co dokładnie jego ojciec robił z bólem, strachem, niepewnością i bezsilnością. Może kiedyś się uda to sprawdzić w inny sposób niż rozmową. Bo na taką szczerą, rodzicielską, bez polityki i kombinowana nie mógłby liczyć.
Wszystkie te myśli pomagały uciekać od bólu, z jakim Black musiał się zmierzyć w tej chwili. Każda emocja była lepsza niż smutek, jak i każda myśl, niezwiązana z martwym ciałem brata, schowanym pod pokrywą trumny, składana właśnie do zimnego i ciemnego grobowca. Nawet ciepły blask świec nie był w stanie wygrać ze śmiertelnym zimnem rodowej nekropolii.
Kiedy tylko ceremonia dobiegła końca, najmłodszy lord Black zebrał się ze swojego miejsca i ruszył w stronę wyjścia, nie oglądając się za siebie. Chciał za wszelką cenę uniknąć krępujących rozmów. Szczególnie w tym miejscu, szczególnie na trzeźwo. Rigela nosiło tak bardzo, że każda sekunda spędzona w tym miejscu była prawdziwą torturą. Potrzebował się przejść. Wyjść na świeże powietrze, żeby uwolnić się od zapachu kadzideł, który go prześladował, wbijał się w mózg i zmuszał do myślenia, kto umrze następny. Na czyim pogrzebie znowu wszyscy się spotkają? Kogo znowu nazwą bohaterem po raz pierwszy i ostatni? Nie był jasnowidzem. Na szczęście. Kto wie, może ten przyszły pogrzeb byłby jego własnym?
|zt. Dziękujemy najlepszym żałobnikom świata!
HOW MUCH CAN YOU TAKE BEFORE YOU SNAP?
Rigel Black
Zawód : Stażysta w Departamencie Tajemnic, naukowiec
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Wszystko to co mam, to ta nadzieja, że życie mnie poskleja
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Nieaktywni
Czuł okropną słabość. Nie tylko na duszy, lecz również na ciele. Kadzidła drapały i dusiły go od wewnątrz. Przyciskając do ust zaciśniętą w pięść dłoń tłumił niemrawe odkasływanie między kolejno pobrzmiewającymi w krypcie przemowami. Zasiewały spokój nieporadnie gładząc wywołany chwilę wcześniej chaos, który niewątpliwie urośnie do miana pokątnie wyszeptywanego na salonach skandalu. Claude westchną nie do końca pocieszony niefortunnym doborem słów madame Mericourt. Nie można jej było nie cenić za jej osiągnięcia i status jako śmierciożerczyni, lecz nie do końca odpowiednim było by wdowa jej pokroju wypowiadała się na temat bliskiej przyjaźni z dziedzicem rodu Black. Niefortunnym wydało mu się do tego to, że Melisande wypowiadała się zaraz po niej... Chciał wierzyć, ze jedynie on postrzegał tak rzeczywistość, która malowała mu się przed oczami. Był przewrażliwiony. Zmęczony. Być może z tego powodu doszukiwał się zbyt przesadnie dziury w całym. Choć sama uroczystość miała ich już w nadmiarze. Trudno było jednak wskazać jednoznacznie winnego lub winnych. Mimo wszystko sama uroczystość należała do fenomenu biorąc pod uwagę przekrój statusu społecznego zebranych. Trudno by w takich okolicznościach dało się wszystko przewidzieć.
Kiedy wieko trumny się uniosło nie podniósł się z miejsca nie do końca ufając sowiemu ciału. Nie do końca również uważał, że był osobą, której wolno było spoufalić się do tego stopnia by złożyć osobiście kondolencje samemu nestorowi rodziny Black. Znał swoje miejsce więc się nie wychylał. Szukał wyciszenia w szeptliwej atmosferze oraz zadumie nad życiem, jak i śmiercią. Wyjątkowym wyróżnieniem była dla niego możliwość uczestniczenia w przedsięwzięciu, jako gość, a nie służba. Prawdopodobnie będzie się to zdarzało częściej. Musiał nauczyć się w tym odnajdywać, jak również łączyć rolę, jaką mimo wszystko pełnił przede wszystkim jako lokaj rodu Rosier. W sposób naturalny jego spojrzenie wędrowało więc za plecami sir nestora Tristana, jego małżonkę oraz sióstr.
Kiedy trumna została złożona, a w krypcie pojawiło się nowe poruszenie związane z przeniesieniem ceremonii do La Fantasmagorii Claude z posępną miną zamierzał podążyć za tłumem. Przystaną jednak w miejscu czując na sobie spojrzenie płaskorzeźby z podobizną sir Alpharda. Nie wiedział jednak co sądzić o krwawym, barbarzyńskim podarku, który mu złożono. Spojrzał ponownie, tym razem współczująco na kamienną podobiznę zmarłego...
Kiedy wieko trumny się uniosło nie podniósł się z miejsca nie do końca ufając sowiemu ciału. Nie do końca również uważał, że był osobą, której wolno było spoufalić się do tego stopnia by złożyć osobiście kondolencje samemu nestorowi rodziny Black. Znał swoje miejsce więc się nie wychylał. Szukał wyciszenia w szeptliwej atmosferze oraz zadumie nad życiem, jak i śmiercią. Wyjątkowym wyróżnieniem była dla niego możliwość uczestniczenia w przedsięwzięciu, jako gość, a nie służba. Prawdopodobnie będzie się to zdarzało częściej. Musiał nauczyć się w tym odnajdywać, jak również łączyć rolę, jaką mimo wszystko pełnił przede wszystkim jako lokaj rodu Rosier. W sposób naturalny jego spojrzenie wędrowało więc za plecami sir nestora Tristana, jego małżonkę oraz sióstr.
Kiedy trumna została złożona, a w krypcie pojawiło się nowe poruszenie związane z przeniesieniem ceremonii do La Fantasmagorii Claude z posępną miną zamierzał podążyć za tłumem. Przystaną jednak w miejscu czując na sobie spojrzenie płaskorzeźby z podobizną sir Alpharda. Nie wiedział jednak co sądzić o krwawym, barbarzyńskim podarku, który mu złożono. Spojrzał ponownie, tym razem współczująco na kamienną podobiznę zmarłego...
Po kondolencjach złożonych rodzinie Alpharda wróciła wraz z mężem na miejsce, wciąż przeżywając to wszystko. Zarówno przedwczesną utratę Alpharda, jak i to, że niektórzy nie potrafili oddać mu należytego szacunku i wykazywali się na ceremonii niewłaściwym zachowaniem. Wciąż rozmyślała też o pojawieniu się niepokojącego czarodzieja o lodowatych oczach, a także o przemowach wygłaszanych nad trumną jej drogiego kuzyna. Ten pogrzeb był inny niż dotychczasowe, na których była.
Wiedziała, że jeszcze przez jakiś czas będzie to przeżywać, choć pragnęła być silna i dzielna dla Alpharda, który przecież na pewno wolałby ją widzieć szczęśliwą i zadowoloną z życia, a nie zapłakaną. Ciekawe, czy z zaświatów mógł w ogóle mieć jakiś wgląd w to, co działo się wśród żywych? Czy w jakiś sposób ich obserwował? Może nawet wrócił jako duch, tylko nikomu się nie ujawnił? Niestety tego nie wiedział nikt, choć czasami, gdy była mała, mama mówiła jej, że zmarli bliscy wciąż przy nich trwają, nawet gdy nie ma ich namacalnie. Może Alphard patrzył gdzieś z innego wymiaru na swój pogrzeb i wywracał oczami na to, co się tu działo?
Już po wszystkim, gdy każdy złożył swoje wyrazy współczucia, ojciec Alpharda własnoręcznie zamknął wieko trumny, ostatecznie zakrywając jego ciało. Przy akompaniamencie rzewnej, żałobnej muzyki trumna została przeniesiona do wnęki, która na wieki miała stać się grobem Alpharda. O wiele za wcześnie niż powinno się to odbyć, ale los bywał przewrotny. Przez gromadzące się na rzęsach łzy z trudem odczytała napis, który pojawił się na płycie, ale wiedziała, że z pewnością były tam ważne informacje na temat Alpharda i jego śmierci, które miały zostać zachowane dla przyszłych pokoleń Blacków. Muzyka w końcu ucichła, co oznaczało koniec pogrzebu. Alphard został pochowany, już nic tu po nich. Gdy inni zaczęli powstawać, wstała i Cressida, delikatnie podtrzymywana przez swojego męża, który w ślad za innymi poprowadził ją ku wyjściu. Dzięki temu, że była już odwrócona tyłem do katafalku, a przodem do wyjścia, nie dostrzegła zawartości czarnej skrzynki. Mąż jednak najwyraźniej wyczuł, że było tam coś nieodpowiedniego dla kruchej psychiki dziewczątka, bo przyspieszył kroku i bardziej stanowczo poprowadził ją ku wyjściu, nie chcąc, by zobaczyła cokolwiek, co mogłoby ją przerazić i choćby zarysować ściany jej mydlanej bańki. Także pan ojciec czym prędzej ruszył za nimi, swą wysoką, barczystą sylwetką zasłaniając niepokojący obraz na wypadek gdyby młódka odwróciła się przez ramię. Zadbał też o to, by niczego nie zauważyła jego małżonka i przepuścił Portię Flint przed sobą. Nic nie podejrzewająca Cressida wraz z mężem i idącymi tuż za nimi rodzicami opuściła kryptę Blacków, znajdując się znowu na zewnątrz, gdzie mogła z ulgą odetchnąć świeżym, wilgotnym od deszczu powietrzem tak cudownie przyjemnym po woniach kadzideł wypełniających grobową przestrzeń.
Zasiedli w jednym z powozów, który miał powieźć ich na stypę przygotowaną w Fantasmagorii, urządzoną z przepychem godnym rodu Blacków i mającą stanowić zwieńczenie tego dnia, pożegnania wyjątkowego czarodzieja, którego będzie Cressidzie bardzo brakować.
| Cressida i jej bliscy zt, ale jeśli ktoś miałby ochotę zagrać ze mną w Fantasmagorii, proszę o kontakt na discordzie lub pw <3
Wiedziała, że jeszcze przez jakiś czas będzie to przeżywać, choć pragnęła być silna i dzielna dla Alpharda, który przecież na pewno wolałby ją widzieć szczęśliwą i zadowoloną z życia, a nie zapłakaną. Ciekawe, czy z zaświatów mógł w ogóle mieć jakiś wgląd w to, co działo się wśród żywych? Czy w jakiś sposób ich obserwował? Może nawet wrócił jako duch, tylko nikomu się nie ujawnił? Niestety tego nie wiedział nikt, choć czasami, gdy była mała, mama mówiła jej, że zmarli bliscy wciąż przy nich trwają, nawet gdy nie ma ich namacalnie. Może Alphard patrzył gdzieś z innego wymiaru na swój pogrzeb i wywracał oczami na to, co się tu działo?
Już po wszystkim, gdy każdy złożył swoje wyrazy współczucia, ojciec Alpharda własnoręcznie zamknął wieko trumny, ostatecznie zakrywając jego ciało. Przy akompaniamencie rzewnej, żałobnej muzyki trumna została przeniesiona do wnęki, która na wieki miała stać się grobem Alpharda. O wiele za wcześnie niż powinno się to odbyć, ale los bywał przewrotny. Przez gromadzące się na rzęsach łzy z trudem odczytała napis, który pojawił się na płycie, ale wiedziała, że z pewnością były tam ważne informacje na temat Alpharda i jego śmierci, które miały zostać zachowane dla przyszłych pokoleń Blacków. Muzyka w końcu ucichła, co oznaczało koniec pogrzebu. Alphard został pochowany, już nic tu po nich. Gdy inni zaczęli powstawać, wstała i Cressida, delikatnie podtrzymywana przez swojego męża, który w ślad za innymi poprowadził ją ku wyjściu. Dzięki temu, że była już odwrócona tyłem do katafalku, a przodem do wyjścia, nie dostrzegła zawartości czarnej skrzynki. Mąż jednak najwyraźniej wyczuł, że było tam coś nieodpowiedniego dla kruchej psychiki dziewczątka, bo przyspieszył kroku i bardziej stanowczo poprowadził ją ku wyjściu, nie chcąc, by zobaczyła cokolwiek, co mogłoby ją przerazić i choćby zarysować ściany jej mydlanej bańki. Także pan ojciec czym prędzej ruszył za nimi, swą wysoką, barczystą sylwetką zasłaniając niepokojący obraz na wypadek gdyby młódka odwróciła się przez ramię. Zadbał też o to, by niczego nie zauważyła jego małżonka i przepuścił Portię Flint przed sobą. Nic nie podejrzewająca Cressida wraz z mężem i idącymi tuż za nimi rodzicami opuściła kryptę Blacków, znajdując się znowu na zewnątrz, gdzie mogła z ulgą odetchnąć świeżym, wilgotnym od deszczu powietrzem tak cudownie przyjemnym po woniach kadzideł wypełniających grobową przestrzeń.
Zasiedli w jednym z powozów, który miał powieźć ich na stypę przygotowaną w Fantasmagorii, urządzoną z przepychem godnym rodu Blacków i mającą stanowić zwieńczenie tego dnia, pożegnania wyjątkowego czarodzieja, którego będzie Cressidzie bardzo brakować.
| Cressida i jej bliscy zt, ale jeśli ktoś miałby ochotę zagrać ze mną w Fantasmagorii, proszę o kontakt na discordzie lub pw <3
Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Nieaktywni
Z oddali obserwowałem kolejne wydarzenia, które prawdopodobnie zbliżały oficjalną część uroczystości ku końcowi. Kryptę wypełniła żałobna melodia, a zaraz po tym rodzina Blacków zamknęła wieko trumny, aby finalnie podnieść ją i przenieść we właściwie miejsce. Obserwowałem całość z uwagą – w zupełnej ciszy i bezruchu. Tak naprawdę dopiero teraz dotarło do mnie, że Alphard naprawdę odszedł płacąc ze swą lojalność najwyższą cenę. Odetchnąłem cicho, po czym obróciłem się w kierunku drzwi, z których wyszła Irina oraz Cillian. Przez moment zastanawiałem się jak uporali się z Elvirą, lecz nie był to ani dobry moment, a tym bardziej miejsce na rozgrzebywanie ostatniej sytuacji. Z pewnością będziemy mieć jeszcze niejedną okazję do przedyskutowania tematu – ciotka zapewne będzie drążyć, co tak naprawdę się wydarzyło.
Zapach kadzideł coraz intensywniej wdzierał mi się w nozdrza, przytłaczał i drażnił, zatem mimo szacunku do zmarłego odetchnąłem z ulgą, kiedy żałobnicy zaczęli kierować się ku wyjściowi. Nie byliśmy już mu w stanie pomóc, każdy radził sobie ze stratą na swój sposób, dlatego przeciągnie i zbędne kumulowanie emocji nie miało większego sensu. Rodzinę z pewnością wiele to kosztowało – zachowanie kamiennej twarzy nie było nader proste w tak trudnych chwilach, szczególnie kiedy tak wiele osób przyszło na ostatnie pożegnanie.
W chwili, gdy Burke opuścili rząd ruszyłem po swą różdżkę. Chwyciwszy ją w dłoń obróciłem ją w palcach i pokręciłem głową z wyraźnym niezrozumieniem. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz sprawiła mi równie wielkiego psikusa. Schowawszy ją do czarnego, na domiar złego nadpalonego płaszcza ruszyłem wolnym korkiem w kierunku wyjścia nie czekając na nikogo, podobnie jak unikając jakiekolwiek kontaktu – chciałem zająć miejsce w powodzie i udać się na stypę. Na takowej miałem być po raz pierwszy nie licząc wschodnich popijaw, kiedy to żegnaliśmy jednego z „naszych”. Byłem przekonany, że tutaj obchodziło się podobne przyjęcia znacznie spokojniej, być może w zadumie ze wspomnieniem zmarłego na ustach.
| zt
Zapach kadzideł coraz intensywniej wdzierał mi się w nozdrza, przytłaczał i drażnił, zatem mimo szacunku do zmarłego odetchnąłem z ulgą, kiedy żałobnicy zaczęli kierować się ku wyjściowi. Nie byliśmy już mu w stanie pomóc, każdy radził sobie ze stratą na swój sposób, dlatego przeciągnie i zbędne kumulowanie emocji nie miało większego sensu. Rodzinę z pewnością wiele to kosztowało – zachowanie kamiennej twarzy nie było nader proste w tak trudnych chwilach, szczególnie kiedy tak wiele osób przyszło na ostatnie pożegnanie.
W chwili, gdy Burke opuścili rząd ruszyłem po swą różdżkę. Chwyciwszy ją w dłoń obróciłem ją w palcach i pokręciłem głową z wyraźnym niezrozumieniem. Nie mogłem sobie przypomnieć, kiedy ostatni raz sprawiła mi równie wielkiego psikusa. Schowawszy ją do czarnego, na domiar złego nadpalonego płaszcza ruszyłem wolnym korkiem w kierunku wyjścia nie czekając na nikogo, podobnie jak unikając jakiekolwiek kontaktu – chciałem zająć miejsce w powodzie i udać się na stypę. Na takowej miałem być po raz pierwszy nie licząc wschodnich popijaw, kiedy to żegnaliśmy jednego z „naszych”. Byłem przekonany, że tutaj obchodziło się podobne przyjęcia znacznie spokojniej, być może w zadumie ze wspomnieniem zmarłego na ustach.
| zt
Drew Macnair
Zawód : Namiestnik hrabstwa Suffolk, fascynat nakładania klątw
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zaręczony
Danger is a beautiful thing when it is purposefully sought out.
OPCM : 40
UROKI : 2 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 5 +4
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 4
SPRAWNOŚĆ : 15 +3
Genetyka : Metamorfomag
Śmierciożercy
Pogrzeb powoli dobiegał końca. I choć jej myśli lawirowały wokół zupełnie innych smutków, Celine obserwowała nieśmiało jak wieko trumny osiadło miękko na swoim miejscu, a ta uniosła się w powietrze, lewitując do przeznaczonego dla niej grobowca. Dźwięki fortepianu rozlały się po krypcie wszechobecnym przygnębieniem, w ponurym akompaniamencie żałoby towarzysząc zmarłemu w faktycznie ostatniej już wędrówce; gdy ozdobna tablica zasłoniła jego grób, półwila zadrżała delikatnie w przytłoczeniu. Rozpoznała widzianą kilkukrotnie na korytarzu twarz lorda Alpharda spoglądającą w eter z czarnego zwieńczenia, puste oczy płaskorzeźby nie miały w sobie życia, jedynie kamień, marmur, cokolwiek z czego zostały wykonane. To... Smutne. Tyle po nim zostało, kilka tytułów, pamiątkowych napisów i popiersie strzegące drewna, w którym niedługo przyjdzie mu się rozłożyć. Na tę myśl półwila zacisnęła dłonie na połach czarnej sukienki i pochyliła głowę, ucieknąwszy spojrzeniem, gdy uroczystość zakończyła się powstaniem gości z miejsc. Z pewnością znakomita większość z nich pojawi się na planowanej stypie i choć Celine nikogo nie chciała już widzieć, zmęczona mnogością emocji towarzyszącej jej tego popołudnia, do jej obowiązków trwało wierne tkwienie u boku lady Black, która wsparcia potrzebować będzie nie tylko teraz, ale i w la Fantasmagorii. W miejscu, które przekreśliło jej słodkie marzenia, zdeptało pod obcasem wypolerowanego buta, niewrażliwe na krzywdę oberwania młódki ze snów, a przecież ona była niewinna.
Nie chciała tam wracać. Nie dzisiaj, nie w taki sposób.
Nic nie przebiegło tak, jak miało. Zawiodła Ministra, niemal omdlała podczas minuty ciszy, ściągając na siebie uwagę Corneliusa, prześladowcy z Parszywego Pasażera, którego nie udało jej się zneutralizować delikatną sugestią szeptaną do Cronusowskiego ucha, a potem... Powieki opadły ciężko, odcinając ją od wątłego oświetlenia krypty, otuliły ją ciemnością, zbawienną i dziwnie chłodną. Znów kręciło jej się w głowie, lecz tym razem winą nie można było obarczyć już kadzideł, a zmęczoną psyche. A gdyby tak mogła zamienić się na miejsca z lordem Alphardem...? Gdyby to jej ciało mogło zamienić się w zimny kamień, obojętny na wszystko co znajdowało się dookoła? Gdyby mogła po prostu umrzeć, skoczyć wtedy z mostu w zamgloną przepaść, której przyglądała się u boku Michaela Tonksa, Fenrira? Zatęskniła za nią. Nie rób tego, pamiętała jednak jego słowa, mocne, zdecydowane, jakby nie starał się do tego przekonać samej Celine, a siebie.
Jakie to wszystko żałosne, jaka ty jesteś żałosna, Celine.
Oczy otwarły się ponownie gdy usłyszała szelest sukni Aquili. Najwyraźniej i na Blacków przyszedł już czas; nie wątpiła w to, że lady również będzie chciała uczestniczyć w stypie, dlatego zagryzła zęby, starając się nie rozsypać tu i teraz.
- Lady - odezwała się delikatnie, cicho, by dźwięk doleciał tylko i wyłącznie do przeznaczonych mu uszu. Panujący dookoła gwar na pewno mógł to ułatwić. - Czy mogę jakoś lady pomóc? Chciałaby lady odświeżyć się przed wizytą w... la Fantasmagorii? - spytała Celine, lecz nazwa lokalu ledwo przeszła jej przez ściśnięte gardło; jej jedynym sposobem na własne zmartwienia, oprócz narkotycznego upojenia, było przeznaczenie całej siebie potrzebom Aquili. Doglądaniem jej stanu, spokoju ducha i wszelkich wymagań. Zaproponowałaby, że sięgnie po jej ramię by odprowadzić kobietę do bryczek, ale tego zadania z pewnością podejmie się jeden z braci arystokratki, tak sądziła.
Z krypty wyszła w momencie, w którym była na to gotowa jej lady.
| dziękuję bardzo za możliwość udziału w tak doskonale przemyślanym, kreatywnie urządzonym pogrzebie < 3 naprawdę duże brawa dla organizatorów i nadzorującego wszystko mg, spisaliście się na medal! i dziękuję każdemu graczowi z osobna biorącemu udział w evencie, wiedziałam, że pod względem inwencji twórczej morsy na pewno nie zawiodą!
nie robię sobie zt bo wychodzę z aquilą, samej mi jednak nie wypada
edit: jednak zt!
Nie chciała tam wracać. Nie dzisiaj, nie w taki sposób.
Nic nie przebiegło tak, jak miało. Zawiodła Ministra, niemal omdlała podczas minuty ciszy, ściągając na siebie uwagę Corneliusa, prześladowcy z Parszywego Pasażera, którego nie udało jej się zneutralizować delikatną sugestią szeptaną do Cronusowskiego ucha, a potem... Powieki opadły ciężko, odcinając ją od wątłego oświetlenia krypty, otuliły ją ciemnością, zbawienną i dziwnie chłodną. Znów kręciło jej się w głowie, lecz tym razem winą nie można było obarczyć już kadzideł, a zmęczoną psyche. A gdyby tak mogła zamienić się na miejsca z lordem Alphardem...? Gdyby to jej ciało mogło zamienić się w zimny kamień, obojętny na wszystko co znajdowało się dookoła? Gdyby mogła po prostu umrzeć, skoczyć wtedy z mostu w zamgloną przepaść, której przyglądała się u boku Michaela Tonksa, Fenrira? Zatęskniła za nią. Nie rób tego, pamiętała jednak jego słowa, mocne, zdecydowane, jakby nie starał się do tego przekonać samej Celine, a siebie.
Jakie to wszystko żałosne, jaka ty jesteś żałosna, Celine.
Oczy otwarły się ponownie gdy usłyszała szelest sukni Aquili. Najwyraźniej i na Blacków przyszedł już czas; nie wątpiła w to, że lady również będzie chciała uczestniczyć w stypie, dlatego zagryzła zęby, starając się nie rozsypać tu i teraz.
- Lady - odezwała się delikatnie, cicho, by dźwięk doleciał tylko i wyłącznie do przeznaczonych mu uszu. Panujący dookoła gwar na pewno mógł to ułatwić. - Czy mogę jakoś lady pomóc? Chciałaby lady odświeżyć się przed wizytą w... la Fantasmagorii? - spytała Celine, lecz nazwa lokalu ledwo przeszła jej przez ściśnięte gardło; jej jedynym sposobem na własne zmartwienia, oprócz narkotycznego upojenia, było przeznaczenie całej siebie potrzebom Aquili. Doglądaniem jej stanu, spokoju ducha i wszelkich wymagań. Zaproponowałaby, że sięgnie po jej ramię by odprowadzić kobietę do bryczek, ale tego zadania z pewnością podejmie się jeden z braci arystokratki, tak sądziła.
Z krypty wyszła w momencie, w którym była na to gotowa jej lady.
| dziękuję bardzo za możliwość udziału w tak doskonale przemyślanym, kreatywnie urządzonym pogrzebie < 3 naprawdę duże brawa dla organizatorów i nadzorującego wszystko mg, spisaliście się na medal! i dziękuję każdemu graczowi z osobna biorącemu udział w evencie, wiedziałam, że pod względem inwencji twórczej morsy na pewno nie zawiodą!
nie robię sobie zt bo wychodzę z aquilą, samej mi jednak nie wypada
edit: jednak zt!
paruje świt. mgła półmrok rozmydla. wschodzi światło spomiędzy mych ud, miodem rozlewa i wsiąka w trawę.
Ostatnio zmieniony przez Celine Lovegood dnia 08.03.21 0:20, w całości zmieniany 1 raz
Celine Lovegood
Zawód : Baletnica, tancerka w Palace Theatre
Wiek : 21 lat
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Zaręczona
i was given a heart before i was given a mind.
OPCM : 2 +3
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2 +2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 30+3
SPRAWNOŚĆ : 17
Genetyka : Półwila
Nieaktywni
Sytuacja zdawała się wygaszać, uspokajać, jakby nagle do każdego powoli docierać zaczynało, do czego właściwie odnosi się dzisiejszy dzień. Odetchnęła odrobinę, czują, jak irytacja ją opuszcza, a może zwyczajnie zostaje przez nią odpowiednio odepchnięta. Nie rozmyślała nad tym bardziej. Prawie automatycznie podnosiła się, kiedy zrobił to i jej brat. Nie obawiała się słów, potrafiła je dobierać, żonglować nimi odpowiednio. Stanęła przed Polluxem i Irmą to im poświęcając wpierw uwagę, ale nie mogła przewidzieć tego, co usłyszała w odpowiedzi. Odebrała niewielki pakunek, zawieszając na nim błękitno stalowe tęczówki. Nie otworzyła od razu, nie zajrzała do środka, choć jej logiczna część duszy przechodziła do kolejnych wniosków, odwoływała się do wypowiedzianych słów. Biorąc wdech w płuca. Uniosła znów spojrzenie na niego, krzyżując z nim swoje tęczówki.
- Dziękuję, lordzie Black. - pochyliła lekko głowę, oddając gestem wyraz szacunku, uniosła spojrzenie, zaraz po którym dźwignęła też głowę. - Z pewnością to zrobię. - zgodziła się, przesuwając się dalej, posyłając jeszcze krótkie skinienie głowy jego żonie. Widziała pod tym gestem więcej, niźli zostało wypowiedziane w słowie. Niejako możliwe, że myśl którą tchnął w życie Black pozostała w jego głowie. Skinęła głową Aquili, która zwróciła się bezpośrednio do niej. Była dla niego ważna? Nie odpowiedziała na to stwierdzenie słowem. Wiedziała, że jej pragnął chciał ją mieć. Widziała jak hamował swoje pragnienia, chęć dotknięcia, ogień który odbijał się w ciemnych tęczówkach. Ale tego czy i jak ważna była, tak naprawdę nigdy się nie dowie. Mogła nie znaczyć nic więcej, być niczym ponad ozdobą, która pięknie wygląda, kiedy nosi się ją na sobie. To i tak nie miało żadnego znaczenia. Już nie, rozpatrywanie przyszłości, która nie miała możliwości się spełnić nie była w jej tonie. Tristan obiecał, że zadba o jej przyszłość i to jemu zamierzała zawierzyć w tej kwestii. Wiedziała, że nie pozwoli by znalazł się w dłoniach kogoś, kto byłby w stanie ją skrzywdzić, ale jednocześnie równie mocno zdawała sobie sprawę z wartości, jaką dzięki swojej pozycji posiadała. Musieli ją wykorzystać, nie było miejsca na nic innego. Odeszła zajmując własne miejsce, a później wychodząc z krypty, by udać się do lokalu, który znała bardzo dobrze.
| zt, było pięknie <3
- Dziękuję, lordzie Black. - pochyliła lekko głowę, oddając gestem wyraz szacunku, uniosła spojrzenie, zaraz po którym dźwignęła też głowę. - Z pewnością to zrobię. - zgodziła się, przesuwając się dalej, posyłając jeszcze krótkie skinienie głowy jego żonie. Widziała pod tym gestem więcej, niźli zostało wypowiedziane w słowie. Niejako możliwe, że myśl którą tchnął w życie Black pozostała w jego głowie. Skinęła głową Aquili, która zwróciła się bezpośrednio do niej. Była dla niego ważna? Nie odpowiedziała na to stwierdzenie słowem. Wiedziała, że jej pragnął chciał ją mieć. Widziała jak hamował swoje pragnienia, chęć dotknięcia, ogień który odbijał się w ciemnych tęczówkach. Ale tego czy i jak ważna była, tak naprawdę nigdy się nie dowie. Mogła nie znaczyć nic więcej, być niczym ponad ozdobą, która pięknie wygląda, kiedy nosi się ją na sobie. To i tak nie miało żadnego znaczenia. Już nie, rozpatrywanie przyszłości, która nie miała możliwości się spełnić nie była w jej tonie. Tristan obiecał, że zadba o jej przyszłość i to jemu zamierzała zawierzyć w tej kwestii. Wiedziała, że nie pozwoli by znalazł się w dłoniach kogoś, kto byłby w stanie ją skrzywdzić, ale jednocześnie równie mocno zdawała sobie sprawę z wartości, jaką dzięki swojej pozycji posiadała. Musieli ją wykorzystać, nie było miejsca na nic innego. Odeszła zajmując własne miejsce, a później wychodząc z krypty, by udać się do lokalu, który znała bardzo dobrze.
| zt, było pięknie <3
I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Szczerość serca została wyrażona delikatnie, niemal nieśmiale i nie szukała wcale barwnych odpowiedzi, sztucznych zapewnień, iż przetrwają, że ci, co zawinili, zapłacą sowicie. Przemoc nie była chętna wrażliwym uszom, duszy to opadającej pod ciężarem smutku, to wznoszącej się zaraz pod wpływem intrygującego impulsu. Mogłaby być wdzięczna lordowi Black, iż nie musiała wdawać się w dłuższą dysputę, że mogła powrócić niepewnie ku swemu miejscu, na słaniających się zgrabnych nóżkach, wpierając się przy tym na ramieniu pana brata. Ale nie była. Odczuwana słabość, drżenie dolnej wargi, skrzące się w kącikach oczu kryształowe łzy były wynikiem zbliżenia się do m a r t w e g o ciała, na które musiała patrzeć myśląc zarazem o w ł a s n e j śmierci. Czyż nie było to okropne? Niebywale okrutne? Nawet jeśli to najdroższy lwi rycerz niejako nakłonił ją do podejścia, tak brak podobnego gestu byłby odebrany nader przykro. A lady Eurydice Nott nie pozwoli, by ktokolwiek uważał ją za niegrzeczną, a szczególnie nie wtedy, kiedy debiut był coraz to bliższy, a oczekiwania własnej szanownej rodziny wznosiły się na najprawdziwsze wyżyny. Dziewczątko wzdycha cichutko, mnąc w dłoniach jedwabną grafitową chusteczkę, na wypadek spowodowanych przez oszołomienie łez roszących jasne policzki, bądź momentu, w którym przypomni sobie, że powinna zapłakać cicho, miękko, subtelnie, lecz nie odczuwała chęci na łkanie, od tego straszliwie puchną powieki, a przed szlachetnym gronem czekała przecież stypa. Muzyka rozbrzmiała na nowo, posępne nuty niosły się pod kamienne sklepienie, kiedy trumna poruszyła się, kierując ku swemu wiecznemu miejscu. Tkwiła w tym przejmująca ostateczność, której nie potrafiła wyjaśnić na równi ze ściśniętym gardłem. Litery wygrawerowane na płycie były li jedyną pozostałością po czarodzieju, który wydał z siebie ostatni dech. Wspomnienia bowiem, choć teraz nadzwyczaj wyraźne, tak z czasem zaczną blednąć, tracić na ostrości, aż wreszcie będą ledwie echem zdarzeń minionych. I będą tylko słowa. Słowa oraz milczący wzrok rzeźby wodzący za przebywającymi w krypcie. Jakież to okropnie przykre, stwierdza Euri z żalem, który niknie wraz z melodią, z gestem młodego lorda Nott wskazującego, iż mogą opuścić miejsce spoczynku lorda Alpharda. Nie muszą wcale podchodzić do płyty nagrobnej, ni zerkać ciekawsko w stronę drewnianego pudełka. Mogą po prostu wyjść, na świeże powietrze, na chłodne krople deszczu łkające nad straconym istnieniem. Nie robią tego prędko, to byłby brak szacunku, lecz podążają powoli za szlachetnymi gośćmi i panienka oddycha z ulgą, gdy obok pojawia się pani matka o urokliwie zaróżowionych od płaczu policzkach, dłonią niemal tak drobną jak córki, muska czule jasne włosy. Mała lwica najchętniej objęłaby ją, sądząc, iż lady Nott pojęła, jak bardzo straszliwym dla samej lady Black musiała być utrata syna, wszak żaden rodzic nie chce pochować własnego dziecka, lecz nie może tego jeszcze uczynić. Musi się zachowywać poprawnie, więc posyła jej pełen otuchy uśmiech, wierząc, iż później będzie mogła szczebiotem własnym poprawić maminy humor. W międzyczasie głos pana ojca oraz brata łączą się ze sobą, w kondolencji wyrazie i cichym powitaniu, a z lekka zaszklony chaber oczu spotyka się z błękitem tęczówek. Oleander rozmawiał cicho z lordem Nott i Euri zmarszczyła lekko brwi, nie rozumiejąc, skąd to śmieszne łaskotanie nagle się objawiło w jej wnętrzu. Cóż, najwyraźniej nie było to istotne, lord Flint postanowił właśnie im towarzyszyć w drodze do La Fantasmagorii i tym razem wila obiecała sobie, że nie będzie turlać żadnymi kostkami po drodze.
| zt dla Euri. Pięknie dziękuję za możliwość uczestniczenia w tak cudownie zorganizowanym evencie
| zt dla Euri. Pięknie dziękuję za możliwość uczestniczenia w tak cudownie zorganizowanym evencie
Magic tumbled from her pretty lips and when she spoke the language of the universe – the stars
sighed in unison
sighed in unison
Świat oblekł się całunem smutku, który jednak z każdym wydechem zaczął blednąć. Utrzymywanie emocji na jednakim poziomie okazało się wyczerpujące, zwłaszcza, że nie służyły ogólnemu zdrowiu. Ciało buntowało się przeciwko następnej porcji rozpaczy, serce domagało się odpoczynku; dlatego musiał być tak wrażliwym? Początkowa pustka zniknęła, a on zapragnął odnaleźć ją na nowo. Dobrze czuł się w martwym punkcie, momencie, w którym marazm obezwładniał układ nerwowy. Odsuwał się tym samym od niechcianych zdarzeń jakie mogły mieć miejsce, gdy tylko pozwoli sobie na oddech ulgi. Nie potrzebowali tego teraz. Nie w ciemnej, dusznej krypcie przywodzącej na myśl jedynie śmierć. To, że pożegnali ważnego dla świata czarodzieja, ale nie to było najważniejsze. Strata rodziny zwyczajnie bolała, chociaż nie każdy przyszedł w to miejsce z podobnymi odczuciami. Przestało go to obchodzić. Pragnął jedynie odjąć Blackom ich ciężaru jaki ci dzisiaj dźwigali. Nie tylko żegnali ważną dla nich osobę, ale również piastowali opiekę nad całym wydarzeniem. Nie potrafił wyobrazić sobie ich zmęczenia oraz tego, że zapewne najchętniej zniknęliby w odmętach domowych pieleszy. Tymczasem zostali zmuszeni do siły, trzymania rozerwanych części w ryzach, trwania w niezmąconym niczym spokoju. Wszystkie oczy koncentrowały się na ich ciemnych, pogrążonych w żałobie sylwetkach - jak przez mgłę pamiętał pogrzeb ojca, który mimowolnie pojawił się we wspomnieniach. Był wtedy ledwie dzieckiem i od razu przypomniał sobie udawane współczucie poważnych dorosłych. Myśleli, że młody lord zacznie płakać niczym mały demon, dlatego zamierzali uspokoić go zawczasu, ale on tylko patrzył otępiały na drewnianą trumnę skrywającą coś, co kiedyś żyło. Coś, co kiedyś nazywał tatą, a co było właściwie jedynie jego częścią. Resztę zasnuła mgła zapomnienia, ale stojąc dziś niedaleko Alpharda zrozumiał jak bardzo ta śmierć okazała się bezsensowna. Obie zresztą. Czy owe bohaterstwo, o którym inni tak ochoczo mówili, miało cokolwiek zmienić? Czy to miało zostać ostatnią pociechą Blacków? Wiele podobnych myśli mielił w głowie, te wracały zresztą jak niechciany bumerang - zaś odpowiedzi nie nadchodziły wcale.
Pożegnał się ciepło z rodziną, po czym skierował kroki do swojego miejsca. Tam jeszcze jakiś czas obserwował ostatnią wędrówkę kuzyna w zaświaty i coś ścisnęło Oleandra za gardło. Niemoc. Poczucie, że mógł zrobić coś więcej, że mógł temu wszystkiemu zapobiec. Czy na pewno? Tej odpowiedzi także nigdy nie pozna.
Wreszcie ceremonia dobiegła końca; wstał ociężale, jakby nagle na ramiona zsunęły się wszelkie problemy świata, co naturalnie rozmijało się z prawdą. Powietrze cyrkulujące na zewnątrz otrzeźwiło go z głupich emocji i jeszcze głupszych rozmyślań, a dusza sprawiała wrażenie niemalże lekkiej. Nawet nie zorientował się, gdy spojrzenie skierowało się na drobną blondynkę, ale ostatecznie spoczęło na jej bracie, z którym zamienił kilka słów w drodze do powozu jak i w nim samym. Wybierali się na stypę, a Flint zastanawiał się jedynie czy uda mu się zepchnąć uczucia na dalszy plan. Liczył, że wreszcie burza zamieni się w spokój - nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla tych, którzy nieśli w sercu prawdziwy smutek.
zt. i także bardzo dziękuję za cudownie zorganizowane wydarzenie
Pożegnał się ciepło z rodziną, po czym skierował kroki do swojego miejsca. Tam jeszcze jakiś czas obserwował ostatnią wędrówkę kuzyna w zaświaty i coś ścisnęło Oleandra za gardło. Niemoc. Poczucie, że mógł zrobić coś więcej, że mógł temu wszystkiemu zapobiec. Czy na pewno? Tej odpowiedzi także nigdy nie pozna.
Wreszcie ceremonia dobiegła końca; wstał ociężale, jakby nagle na ramiona zsunęły się wszelkie problemy świata, co naturalnie rozmijało się z prawdą. Powietrze cyrkulujące na zewnątrz otrzeźwiło go z głupich emocji i jeszcze głupszych rozmyślań, a dusza sprawiała wrażenie niemalże lekkiej. Nawet nie zorientował się, gdy spojrzenie skierowało się na drobną blondynkę, ale ostatecznie spoczęło na jej bracie, z którym zamienił kilka słów w drodze do powozu jak i w nim samym. Wybierali się na stypę, a Flint zastanawiał się jedynie czy uda mu się zepchnąć uczucia na dalszy plan. Liczył, że wreszcie burza zamieni się w spokój - nie tylko dla niego, ale przede wszystkim dla tych, którzy nieśli w sercu prawdziwy smutek.
zt. i także bardzo dziękuję za cudownie zorganizowane wydarzenie
posłuchajcie opowieści liści: jak liściowi liść
szaleństwo wróży.
szaleństwo wróży.
Oleander Flint
Zawód : uzdrowiciel, botanik
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
to korzeń fiołkowy
może to sny nasze
pogrzebane
wzruszyły korzenie?
może to sny nasze
pogrzebane
wzruszyły korzenie?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz
Nieaktywni
Krypta Blacków
Szybka odpowiedź