Wydarzenia


Ekipa forum
Lyssa Valhakis
AutorWiadomość
Lyssa Valhakis [odnośnik]17.02.21 22:41

Lyssa Lethe Valhakis

Data urodzenia: 13.02.1927
Nazwisko matki: Sallow
Miejsce zamieszkania: Londyn
Czystość krwi: Czysta ze skazą
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: runistka, badaczka, specjalistka od nakładania klątw
Wzrost: 172
Waga: 55
Kolor włosów: burza loków w barwie ciepłego brązu
Kolor oczu: ciemny brąz
Znaki szczególne: dość wysoki wzrost; oplatająca skórę pleców poblakła sieć wspomnień gniewu męża


child of troy, born to mighty priam and Hecuba, can you feel fire's soft breath tracing your bloodstream?


Na początku był chaos. Bezkształtna masa doznań. Pieszczotliwe muśnięcie morskiej bryzy, lepki smak słonego powiewu wiatru. Cień utraconej potęgi składający jej hołd u stóp Parnasu. Dusząca, gryząca nozdrza woń ciężkich kadzideł zmieszana z soczystym zapachem pomarańczy. W ciemnych oczach Jazona tańczyły płomienie. Jego sylwetka odcinała się tle niewyraźnych wspomnień - barwna, chaotyczna. Burząca pejzaż harmonii. On był początkiem. Angielska róża bladła w blasku wspomnień jej męża. Była jednak wszechobecna, przemawiająca brzydkim, gardłowym językiem, kapryśna, niezadowolona. Jej obecność przytłaczała. Przesadzona na ruiny posiadłości przodków Jazona więdła. Grymas żalu i zgorzkniałości szpecił rysy jej twarzy. Nie pasowała tam. Ucieczkę od samotności odnajdywała w niemiłosiernej torturze wychowania potomstwa.
Była niecierpliwą nauczycielką, wymagającą, nie znającą słów pochwały.
Lyssa była największym z jej zawodów. Młody umysł nie łaknął historii jej pobratymców, dziecięce wargi plugawiły jej język. Córka nie chcąca jej się poddać. Córka, która nie potrafiła być obrazem matki. Należało wyprać z niej krnąbrność i upartość, wszkaże były to cechy tak bardzo niepożądane.
Nienawidziła matki tak bardzo jak tylko potrafiło jeszcze niewinne serce. Jej złość budziła niepokojący dreszcz ekscytacji. Ten krótki moment, gdy traciła zimną krew. Gdy uderzenie furii rozbijało kamienne rysy obojętnej twarzy. Gdy budziło się w niej monstrum znane z barwnych historii szeptanych ciepłym głosem ojca.
Nie było go. Zbyt często go nie było, ale gdy pojawiał się niczym heros przeganiał chimerę. Rozgrzewał chłód marmurowych cieni. Był wszystkim. Światłością, inspiracją. Nie znała większej pasji niż ta zaklęta w umyśle ojca. On snuł barwne historię o tym jak Cassandra złamała przysięgę złożoną Apollo, o przewrotnej klątwie. O sprytnym Odyseuszu i jego niekończącej się podróży, snuł opowieści o niepokornym Hermesie, o zazdrości Hery. Historie o duchach przodków, o wielkich wyroczniach i przebiegłych oszustach. O twórcach królów i ich wielkim upadku. Ze zduszoną pasją obiecywał, że znów dostąpią szlachetności. Zupełnie jak setki lat temu, zanim odebrano ją im zawistnym podstępem.
Chociaż zrodzony na angielskich ziemiach, mało miał w sobie flegmatyzmu swojej żony. On żył legendami, mityczną potęgą, którą pragnął odbudować. Żył marzeniem by oddzielić sacrum od profanum.  
Wspomnienia tamtych dni odbijały się niewyraźnym echem. Dziś wsłuchiwała się jedynie w interpretacje tamtych wydarzeń snute przez ich bezpośrednich czy też pośrednich uczestników. Wyraźne, dynamiczne sekwencje utraconych chwil przeplatały się z wydarzeniami, których nie mogła wtedy pojąć. Nie rozumiała zasad, które rządziły światem jej ojca. Jej światem, wszkaże te dwa były ze sobą nieuchronnie splecione. Połączone nićmi zależności; powiązane z decyzjami, które zostały podjęte poza jej wolą. Była jedynie obserwatorem, słuchaczem wydarzeń, które odmieniły życie jej i jej rodziny na zawsze.
Służba interesom brytyjskim na terenie Grecji była nie w smak młodemu, ambitnemu Jazonowi. Czuł zbyt mocne przywiązanie do ziemi swoich przodków, by wyżej stawiać kraj względem, którego nie odczuwał żadnej lojalności. Chociaż swoją karierę rozpoczął jako pracownik brytyjskiej ambasady, jego ścieżki przecięły się z drogami tych, którzy podobnie jak on tęskno spoglądali na karty historii, tych którzy pragnęli powrotu do dawnych zwyczajów, odświeżenia wartości szlachetności i czystości krwi. Na fundamentach tego światopoglądu zamierzał odbudować potęgę swojej rodziny, w imię tego chciał walczyć i w imię tego ostatecznie ponieść miał klęskę.
Ojcowska narracja wypełniona było poczuciem misji,  racjonalności podejmowanych decyzji. Za nic miał potrzeby swojej młodej małżonki, która pragnęła pewnego dnia powrócić na brytyjskie ziemię. Za nic miał nawoływanie swoich najbliższych by trzymać się wyznaczonych ścieżek, by porzucić marzenia dotyczące tego co już dawno przeminęło. Jazon zdecydował służyć własnej sprawy, bez względu na konsekwencje.


prophhet girl, chosen by the sun, do you hear the gods whispering those silent stardust words?


Pamięć tamtych dni pozostawiała po sobie gorzko-słodki posmak. Harmonijna sielanka dziecięcych doznań, marmurowe ściany w których kryły się wspomnienia najcieplejszych odcieni dzieciństwa. Jej ukochana Mara, najdroższa przyjaciółka, która z odwagą Hipolity odkrywała tajemnice nadgryzionej zębem czasu posiadłości Valhakisów. Lyssa podążała wydeptanymi przez nią ścieżkami, była nią, gdy brak odwagi górował nad dziecięcym umysłem. Pocieszała, gdy furia matki malowała się na ramionach Lys sino-żółtym cieniem. Podsycała niesforność, gdy rosyjska nauczycielka przymuszała do wdzięcznych baletowych figur w rytm muzyki pianina. Gdy tortura długich lekcji bywała już nieznośna, spoglądała w ciemne oczęta drogiej przyjaciółki i odnajdywała w nich ucieczkę przed światem, który zaczynał przerażać. Przed urywkami wieści o poczynaniach Jazona, o rebelii, która nabierała sił. Nie rozumiała tego, że wokół niej trwał nieustający spór, który obserwowała obserwując coraz to bardziej zgarbioną, przytłoczoną sylwetkę ojca. Jego napady ekscytacji, wymieszane długimi wieczorami, gdy zamykał się w swoim gabinecie i po prostu milczał.
Dar widzenia zaklęty w krwi jej przodków pozwalał wejrzeć w nadchodzące wydarzenia. Nie rozumiała co oznaczają sny, które budziły z głębokiego snu, wydzierały ze świata dziecięcej harmonii, burząc go przemocą i strachem. Nie potrafiła interpretować znaków - złotego runa zbroczonego krwią, nie wiedziała dlaczego wciąż wraca do niej obraz szkarłatnego księżyca zachodzącego nad ich posiadłością. Nie rozumiała czym była róża kąsana końcem ogona skorpiona.
Czasami niepewnie wspominała o tym dla ojca. W jego spojrzeniu malował się opór przed przestrogą kilkulatki. Być może był zbyt oszalały wizją wykreowanej przez niego samego przyszłości, że nie chciał wziąć pod uwagę przegranej. Nie chciał uwierzyć to, że to właśnie przed nią przestrzegają go przodkowie, ukazując wizję porażki jego ukochanej córce.
Świat rozpadł się na miliony maleńkich kawałeczków, gdy tamtej nocy ich dom zapłonął. Grecy dość już mieli dyktatury, coraz śmielszych poczynań Jazona i jego podobnych. Że u władzy są ciągle ci sami ludzie, służący jedynie sobie nawzajem. Bunt wkradł się w cztery ściany ich dawnego domu, niszcząc wszystko co napotkał po drodze. Jak przez mgłę pamiętała panicznie zaciśnięte palce na jej nadgarstku, szaleńczy pęd ucieczki. Jedynie pojedyncze elementy pozostawiły niezmącone ślady w umyśle. Krew. Piętno śmierci. Ciało Mary bezwiednie porzucone wśród gruzów rozbitej ściany, czarne oczy puste i pozbawione życia. Ojcowska sylwetka chyląca się ku upadkowi. Ciemność wód morza, gdy pozostawili za sobą wybrzeże Fokidy.
Tylko Lyssa, jej siostra, bracia, matka i sylwetka drogiego przyjaciela pani Valhakis, któremu zawdzięczali przetrwanie. Morskie fale sprowadziły ich na wybrzeża Aleksandrii. Do domu siostry Ramsesa - inaczej nie wypadało.
On był tam jednak obecny, obserwowany czujnym okiem Lyssy. Widziała niezrozumiałą czułość łącząca go i jej matkę. Zależność rysującą się między nimi tak wyraźną kreską, by była dostrzegalna nawet dla dziecka.
Dom Rehemy pełen był cieni i przerażających sekretów. Tam w gabinecie jej męża kryły się owoce splugawionej magii, wkradające się do dziecięcego umysłu  - nocą odwiedzały ją przerażające wizje, okrutne wspomnienia nocy, której utracili wszystko. Puste, czarne oczy Mary spoglądały na nią w okrytych cieniem kątów, a wilgotne, ohydne macki sięgały po nią zza ciężkich baldachimów jej łoża. To Mara pierwsza poczuła złość, to ona wskazywała trop ścieżek, którymi nocami podążała jej rodzicielka.
Kiedyś zrozumiesz czym jest przetrwanie - mówiła matka, gdy pytała ją o Ramsesa. Kim się dla nich stał.
Jeszcze nie rozumiała, a znaczenie jej słów miała pojąć dopiero kiedyś.
Aleksandryjska ostoja nie dawała poczucia bezpieczeństwa. Ramses nie szczędził na drogie prezenty, nonszalanckie komplementy przeznaczone dla odważnej wdowy po przyjacielu. Rahema nie dzieliła jego entuzjazmu. Zza cienkich ścian unosiły się jej przekleństwa i złorzeczenia - nie musiała znać jej języka, aby rozumieć wydźwięk słów rzucanych zgorszonym, przesyconym złośliwością tonem. Słyszała ich imiona roznoszące się wśród korytarzy ich posesji.
Nie wiedziała kto był bardziej szalony. Ramses trzymający ich tutaj jak ptaszki w klatce czy matka, desperacko trzymająca się tego rozwiązania. Pamiętało jedno - gdy go już opuścili, nigdy więcej nie widziała, by uśmiechała się w ten sposób jak ten gdy balansowała na krawędzi  obyczajowości z Ramsesem.


cursed daughter, uttering insanities no one belives do you regeret taking the vow?  


Musiało minąć niespełna dwa lata zanim odezwała się po nich Anglia. Dwa lata wśród wydm, słońca, które niemalże wypalało zdrowe zmysły i tajemnic gabinetu męża Rahemy. Dziecięcy umysł kruszył się pod naporem ich obecności - duchów umarłych, istot tak plugawych, że po dziś dzień ich nocne wspomnienie potrafiło wyrwać ze snu. Najbardziej przerażała jednak matka.
Już nie było ojca, który z gromkim śmiechem doceniał absurd dziecięcej krnąbrności. Nie było jej wybawiciela. Tylko ona. Surowa nauczycielka, która wtłacza w umysł zasady obcego jej świata. Matka, która nie znała czułości. Jej obecność osaczała, pochłaniała wszelkie przejawy wolnej woli. Dzień i noc zlewały się w ciemność. Jak wiele znieść mogło dziecko zanim pękło. Rozsypywała się wielokrotnie w porywach dziecięcej kapryśnej magii, przesyconej wpływem czarnomagicznych zabawek Gaffara.
Mara żyła na dnie umysłu. Karmiła się lękiem i strachem. Miała więcej odwagi, więcej sił, by stawić opór. Broniła, gdy podatne na nacisk granice zaczynały się kruszyć. Ona była powodem wielkiej odsieczy.
Wybawieniem nie był jednak też brat ojca. Przybył do nich z serca samej Anglii. Niczym bohater - z pewnością sam chciał tak o sobie myśleć - wyrwał z objęć niedoli. Przeprowadził przez morze, dał dom. Z dala od oparów ciężkiej, mrocznej magii znów mogła złapać oddech, chociaż na kilka sekund, gdy dziecięca nadzieja widziała w nim wyzwoliciela.
Wuj znał jednak gry znacznie bardziej wyrafinowane niż te matki. Był metodyczny, opanowany. Był człowiekiem, który miał wizję, podobnie zresztą jak jego brat. Posiadał jednak coś czego nie miał Jason - rozsądek. Niespotykany zmysł manipulacji. Władał umysłami ludzi jak lalkarz marionetkami. Był miękki, przyjemny w obyciu. Był królem pozorów.
Przerażał na zupełnie innym poziomie niż matka. Budził szacunek. Ten tego rodzaju, który sprawiał, że nie potrafiła mu niczego odmówić.
W jego domu panowały jego zasady. Wychował ich zgodnie z własną wolą. Posiadł dzieci swego brata i uczynił swoimi. Nie było tu miejsca na protest.
Nikt nawet nie próbował.
Od razu stworzył sobie miejsce w ich świecie.
Lyssa była w wieku, w którym wykształcenia nie można było już zaniedbywać. Nie wystarczyły tyrady matki. Wuj godzinami pochylał się nad szekspirowskimi dramatami, kazał czytać jej na głos, poprawiał słowo po słowie, by jego dzieci nie brzmiały jak obcokrajowcy. Uczył historii Wielkiej Brytanii, zasad dobrego wychowania, poprawnego wysławiania się i francuskiego - wszakże był to język elit, a wśród nich się obracał. Matka chociaż straciła swój uśmiech z gracją godną szlachcianki wróciła na  londyńskie salony - zapominając o Ramsesie, wiła tragiczne historie o plugawych mieszańcach, którzy wyrwali z jej ramion męża. Z wdowieńswtem było jej do twarzy. Celebrowała każdą chwilę. Otwierała drzwi dotąd jej niedostępne. Interesowała się sztuką i za pomocą środków swojego szwagra spełniała pragnienia o zaistnieniu wśród bogatych londyńczyków. Zyskiwała sympatie, szacunek. Była jak brylant w koronie ambitnego greka. Wszakże to on był jej opiekunem.
Szlifował również te matowe. Te, które jeszcze nie miały szansy zaistnieć. W ich potencjale widział swoje przyszłość. Byli jak narzędzia, którymi budował swój pomnik.
Lyssa balansowała jak marionetka, pociągana za jego sznurki. W rytm szalonej operetki lawirowała na krawędziach baletek, dygała posłusznie, dążyła do granic perfekcji. Zmyślnie naśladowała jego akcent, pochłaniała każde słowo. Nieświadoma była momentu, gdy łaknęła jedynie jego dumy, akceptacji, by spojrzał na nią w ten sam sposób, w który patrzył na swoją córkę.
Był władcą lalek, a ona była jedną z nich.
Fantazjowała o tym z jaką dumą pisywał do niej listy, gdy w końcu wkroczyła w ponure mury zamczyska, w którym miała spędzić następne siedem lat. Tiara Przydziału bez zastanowienia wybrała jej Dom Węża. Być może wyczuła chorą ambicję rozpaloną w dziecięcych, popsutych już trzewiach.
Hogwart był obcy tak jak i jej rówieśnicy. Nie odnajdywała z nimi wspólnego języka. Chociaż wuj przygotowywał ją do tego zacięcie to nie rozumiała ich - dzieci szlachciców i wychowujących się na ich piersiach magicznych rodów. Pierwsze wrażenie było chłodne, nie zapraszało do dalszej eksploracji. Była inna. Mówiła inaczej, zachowywała się inaczej. Adaptacja przychodziła z trudem. Łatwością jednak stało się brylowanie na lekcjach obrony przed czarną magią, run czy też numerologii. Z dumą reprezentowała Slytherin zdobywając kolejne punkty. Coś w niej głęboko pragnęło jedynie zwycięstwa. Rozgrywające się wokół wydarzenia były jedynie tłem jej potyczek.
Sny wciąż ją odwiedzały. Nocą zdradzając sekrety przyszłości. Dopiero wtedy zaczęła w nie wierzyć i w to, że otrzymała dar, została wybrana by widzieć to co nieuniknione. Swój sekret zdradziła jedynie dla wuja, bo pragnęła poczuć to jak bardzo wyjątkowa mogła stać się w jego oczach.
Z irytacją przyjmowała, że ktoś zabierał jej momenty chwały na zajęciach historii magii. Nie wiedziała, że w chwili gdy z trzaskiem rzuciła swoje książki na przeciwko niego nieświadomie zadecydowała o swojej przyszłości. O tym, że następne lata dedykowane młodzieńczej miłości doprowadzą ją kiedyś na skraj wytrzymałości, a pierwszy krok uczyniła właśnie wtedy. Pozwalając sobie na chwilę ulgi zaklętej w poczuciu bezpieczeństwa, zrozumieniu jakie od niego dostawała. Tym razem fantazje znacznie wybiegały poza wyraz dumy na licu wuja.
On nie obdarł jej ze swojego jestestwa. Z dumą poszarżowała po najwyższy wynik z SUMów, po perfekturę.. Wili plany na przyszłość. Marzyli o ucieczce i gotowa była wtedy oddać mu wszystko czego tylko zapragnął.
Zanim na szyi nie zacisnęły się stalowe dłonie wuja. O sekrecie ucieczki wiedziały tylko ich rodziny, ale po rozsądek przyszli do niej. Wuj wymalował przed nią wizję przyszłości jaką czekałaby ją wśród szlachty. Zawsze byłaby im obca. Zawsze byłaby kimś kto podstępem wkradł się do ich domów, chociaż nigdy na to nie zasługiwał. Aż w końcu to, że od zawsze przeznaczona było mu inne życie, inna kobieta - Lyssa była jedynie czymś co miału mu to odebrać.
Było jednak coś jeszcze. Nie ona jedna próbowała oszukać przeznaczenie, walczyć z przyszłością, która została już jej zapisana. Śniła przemoc, ból i zbrodnie. Śniła o złotej klatce, w której ją zamknięto. Przypisała to mu. To  było tak proste. Idealnie uzupełniało dyskurs wuja o tym jaka przyszłość ją czeka.
Wola załamała się pod siłą argumentów. Wiedziała, że miał rację. Po zakończeniu szkoły zamiast daleko w świat, powróciła na łono rodziny. Valhakis jednak wiedział już, że należało odnaleźć jej miejsce. Na tyle szybko by nie zmieniła decyzji. Skoro gotowa była marzyć o ucieczce, gotowa była aby wziąć na siebie ciężar małżeństwa.
Nie było spełnienia marzeń, ani katedry runistów. Chociażby namiastki tego co sobie wymarzyła.
Był nieznany mężczyzna, któremu obiecano jej rękę. Biała sukienka. Kolejna klatka. Znów miała stać się własnością kogoś.
Stosownie należało odczekać. Była zaledwie osiemnastoletnią młódką, gdy zaczęto wić planu dotyczące jej przyszłości. Decyzja zapadła, jednak dotrzymanie obietnicy nastąpiło dopiero po dwóch latach. Dwa lata, które spędziła u boku wuja w ministerstwie magii, tęskno spoglądając w stronę naukowej przyszłości, którą sobie zaplanowała. Zamiast tego pełniła rolę jego osobistej asystentki. Miała nauczyć się bywać wśród polityków, person ważnych dla funkcjonowania ich państwa. Lepszy był z niej pożytek tu, niż w domu - tam miałaby zbyt wiele czasu na rozważania. Nikt nie chciał dopuścić by zaczęła myśleć samodzielnie. Prowadzili ją za rękę, ciasno zaciskając ją w obroże własnej woli.
Jej luby pojawiał się u jej boku z rzadka. Przynosił ze sobą prezenty, opowieści z dalekich krain, budził ciekawość. Balansował między obietnicą świetlanej przyszłości, a ponurymi chwilami gdy pytał o tego, który był przed nim. Gdy spod uprzejmej maski wykradała się prawdziwa twarz mężczyzny. Tą, którą poznać miała dopiero w przyszłości.

sufferer of wrath, pitied by the goddes of wisdom and war, do you know how Athena weeped at the sight of you?  


Po odczekaniu stosownego czasu, obie rodziny dotrzymały obietnic.  Wtedy też pierwszy raz zabrał ją w podróż, by zgodnie z tradycją celebrować młode małżeństwo. Wiedziała, że tam daleko w Anglii czekał na nią ich dom, a Lyssa miała zostać jego panią. Czekał szereg oczekiwań względem mężatki. Jego rodzina gotowa się nią zaopiekować.
Kolejne więzienie. Kolejna klatka.
Dlatego cudownie było być tak bardzo daleko. Oddychać pełną piersią, dać ponieść się fantazji. Daleko od Wysp na wodzy nie trzymały pęta obyczajności. Pozwolili się sobie zaczarować. On mówił, że już nigdy nie chce się z nią rozstawać. Lyssa zaś była pewna tego, że nigdy nie mogła mu się znudzić. Że jej los zależał od jego decyzji, a Eric lubował się w przyjemnościach, wartkich emocjach.
Musiała więc przybrać inną postać. Specjalnie dla niego stała się tym czego potrzebował. Zachwytem, którego łaknął. Przygodą, za którą wciąż musiał gonić. Karykaturalną miłością, której nigdy nie chciał stracić. Znów tańczyła  jak marionetka, tym razem jednak to on pociągał za sznurki.
Potrzebowała czasu, aby poznać dwie twarze swojego męża.
Jedną, która z zawadiackim uśmiechem i spojrzeniem pełnym determinacji zachęcała by wraz za nim podążyła w serce przygody. Przystojna twarz lekkoducha, pasjonata, awanturnika. Człowieka szczodrego. Który lubił dawać swojej żonie cokolwiek tylko pragnęła. Od błyskotek, stanowczy zbyt drogich prezentów, po to co było dla niej znacznie bardziej drogocenne - wiedzę. Z zainteresowaniem niemalże podobnym obserwacji cyrkowej osobliwości podsuwał jej tomiszcza wypełnione językiem runicznym, cierpliwie wykładał tajemnice własnego fachu, uczył sekretów czarnej magii, opowiadał o klątwach tak bardzo plugawych i zarazem fascynujących. Rozpostarł przed nią tajemnice swojego świata, zakładania zabezpieczeń, śledzenia historii artefaktów. W prezencie dawał rzadkie pozycje traktujące o numerologii, o pladze koszmarów, o oklumencji, wróżbiarstwie... Lubował się w pasjach swojej małżonki. Jej fascynacjach, chęciach do zgłębiania tajemnic.
Nie oszukiwała się jednak jej zainteresowania były dla niego ciekawostką, a ona pełniła jedynie funkcję ozdobną - lubił gdy prowadzi dyskusje, ale milczy gdy to jemu należał się zachwyt. Gdy ściąga na siebie uwagę, ale to on był w jej centrum. Mężczyzna, który ją stworzył.
Jego drugie oblicze z łatwością wykrzywiało się w grymasie gniewu. Ten człowiek jeśli dawał, oczekiwał czegoś w zamian. Jeśli dawał to tylko dlatego, że miał w tym jakiś cel. Szpeciła go zazdrość, rozrzutność - żył ponad swój stan, zaciągając długi, przegrywając pieniądze w karty, miesiącami zbierał fortunę tylko po to aby wydać ją w tygodnie. Bez strachu obcował z szaleństwem - obsesyjnie fascynował go świat czarnomagicznych artefaktów, który kawałek po kawałeczku obdzierały go ze zdrowych zmysłów. Jego napady furii malowały szarobure cienie na oliwkowej skórze żony. Ciało pękało pod uderzeniami twardych dłoni. Najpierw zwykł przepraszać, później traktował to jak święte prawo męża.
Granica między dwoma obliczami jej męża była zaledwie umowna. Bacznie studiowała charakter męża, doszukiwała się metody rządzącej jego szaleństwem. Zrozumiała ją dopiero, gdy sama wpadła w obłęd. Balansując między wdzięcznością, nienawiścią. Złością, a uległością. Szukała drogi, aby przetrwać. Aby los nie okazał się dla niej jeszcze bardziej srogi.
Nie szukała pomocy. Nawet tonąc nie chciała chwycić się brzytwy. Wszakże jej rodzina czekała na nią w Wielkiej Brytanii. Tam jednak nie było ocalenia. Jedna klatka tworzyła kolejne. Chociaż sylwetka męża dominowała nad jej jestestwem, nauczyła się balansować między zmiennymi nastrojami męża. Milczeć, by unikać jego gniewu. Uśmiechać się, gdy tego pragnął.
Przed jednym uciec jednak nie mogła.
Mijały kolejne lata. Ich przygoda stała się rutyną. Brakło im tego co spajało każde małżeństwo. Mężczyzna musiał mieć syna. Potomka, a Eric pragnął go niemalże obsesyjnie.
Lyssa wiedziała jednak co będzie to dla niej oznaczać. Kraty londyńskiego domostwa, kontrolowane życie, beznadziejność codzienności. Bała się dnia, w którym ma powić potomka. Śniła go w przerażeniu.
Pod osłoną tajemnic zdobywała szkarłatne wybawienie. Poszukiwała go wszędzie gdzie tylko się zatrzymali.
Poza jej kontrolą pozostawało jednak zbyt wiele aspektów ich życia. Przedłużające się podróże, obce miasta, obcy ludzie. Strach przed tym co zrobiłby mąż, gdyby odkrył jej brzydkie tajemnice. Chociaż nie dopuszczała do siebie tej myśli, kiedyś musiała popełnić błąd.
Coś obcego zalęgło się w jej ciele. Na tyle skrzętnie by nie zdążyła zareagować. Eric wił już wizje przyszłości. Lyssa nienawidziła każdej chwili, gdy jego syn dojrzewał w jej trzewiach. Wiedziała, że to będzie chłopiec. Śniła o nim już od dawna.
W końcu nie była już nawet pewna czy nienawidzi dziecka, czy jego ojca. Pragnęła jedynie by to się skończyło. Śmierć zabrało ją, syna czy całą ich trójkę. Tak byłoby najsprawiedliwiej.
Bogowie okazali jej łaskę, gdy w konwulsji poroniła dziecko. Nie wiedziała już czy czuje rozpacz, czy ulgę. Nienawiść stała się jednak wyraźna, skierowana wprost w serce męża. Dlaczego ona miała rezygnować z życia? Każdy jego oddech był abominacją.
W ciszy obserwując jego poczynania fantazjowała o świecie, w którym go nie było. Nie potrafiła zdobyć się na ucieczkę, wiedziała że ta będzie jedynie początkiem. Że nigdy nie uda jej się zbiec wystarczająco daleko by się przed nim ukryć.
Dłonie bały się jednak morderstwa. Zawahania. Momentu, w którym mógł opanować ją sentyment, współczucie. I tego co czekałoby ją po tym, gdy mąż w końcu przejrzałby ją. Znała go jednak dobrze, jego i tych, którzy podążali za jego śladami. Nie był jedynie jej trucizną. Tą swoją zaczęła toczyć w umysł tego, który zdolny był do morderstwa. W oczach rodziny zawsze gorszy. Dzielił jej los. Rozumiał.
Mówiła to co musiała. Robiła to co trzeba było zrobić, by tylko dotrwać do tej chwili. Gdy pewnego ranka obudziła się w chłodnej pościeli, a jego już nie było. Ponoć pijany wypadł za burtę. Nie było ratunku. Nikt nie doszukiwał się winnych.
Z wdowieństwem było jej do twarzy, podobnie zresztą jak niegdyś jej matce. Posłusznie przywdziała czerń, powtarzała historię o sztormie, bo nikt nie mógł dowiedzieć się, że to co oficjalnie odebrało jej męża to alkoholicki wybryk. Była uległa, czekając kiedy w końcu odzyska swoją wolność. Zachowała wszystkie prezenty podarowane przez męża, odziedziczyła sprawiedliwą część jego pieniędzy, nie walczyła o więcej. Wzięła to co jej dano.
Potem odeszła. Pozostawiła za sobą Anglię. Wspomnienie dawnego nazwiska.
Korzystała z przywilejów wdowy, a także ze starych kontaktów Erica. Wyjechała za granicę by dalej kontynuować swoją nauk, by kontynuować dzieło swojego męża.
Odpocząć jak zapewniała rodzinę.
Świat był jednak nieprzyjaznym miejscem. Przywykła do protekcji męża. Do tego co dawał jej jego status, znajomości, a nawet do tego co dawał jej on. Miejsce w świecie. Tak bardzo przywykła do krat, że nie potrafiła żyć poza nimi. Była wolna. Wciąż jednak czuła, że nie posiada nad sobą władzy.
Gdy nadszedł list z Anglii, podbity wujowską pieczęcią powróciła.



Patronus: -

Statystyki
StatystykaWartośćBonus
OPCM: 152 (rożdżka)
Uroki:00
Czarna magia:203 (rożdżka)
Uzdrawianie:00
Transmutacja:00
Alchemia:00
Sprawność:5Brak
Zwinność:10Brak
Reszta: 0
Biegłości
JęzykWartośćWydane punkty
angielskiII0
greckiII2
francuskiI1
Biegłości podstawoweWartośćWydane punkty
AnatomiaI2
GeomancjaII10
Historia MagiiI2
NumerologiaI2
PerswazjaI2
Starożytne RunyIII25
SpostrzegawczośćI2
Biegłości specjalneWartośćWydane punkty
Odporność magicznaI5
Savoir-vivreI2
Biegłości fabularneWartośćWydane punkty
Neutralny--
RozpoznawalnośćI-
Sztuka i rzemiosłoWartośćWydane punkty
Literatura (wiedza)I0.5
Sztuka (wiedza)I0.5
Muzyka (wiedza)I0.5
WróżbiarstwoI0.5
AktywnośćWartośćWydane punkty
Latanie na miotleI0.5
PływanieI0.5
Taniec balowyI0.5
Taniec klasycznyII7
Taniec współczesnyI0.5
GenetykaWartośćWydane punkty
Jasnowidz-4 (+9)
Reszta: 0





the chains are broken
but are you truly free?


Ostatnio zmieniony przez Lyssa Valhakis dnia 11.08.21 21:15, w całości zmieniany 1 raz
Lyssa Valhakis
Lyssa Valhakis
Zawód : runistka, badaczka, zaklinaczka
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
not yet corpses.
still, we rot.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9437-lyssa-valhakis-budowa#286941 https://www.morsmordre.net/t10509-atlanta#318453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t10511-skrytka-bankowa-nr-2169#318466 https://www.morsmordre.net/t10510-lyssa-valhakis#318461
Re: Lyssa Valhakis [odnośnik]14.08.21 19:23

Witamy wśród Morsów

Twoja karta została zaakceptowana

INFORMACJE
Przed rozpoczęciem rozgrywki prosimy o uzupełnienie obowiązkowych pól w profilu. Zachęcamy także do przeczytania przewodnika, który znajduje się w twojej skrzynce pocztowej, szczególnie zwracając uwagę na opis lat 50., w których osadzona jest fabuła, charakterystykę świata magicznego, mechanikę rozgrywek, a także regulamin forum. Powyższe opisy pomogą Ci odnaleźć się na forum, jednakże w razie jakichkolwiek pytań, wątpliwości, a także propozycji nie obawiaj się wysłać nam PW lub skorzystać z działu przeznaczonego dla użytkownika. Jeszcze raz witamy na forum Morsmordre i mamy nadzieję, że zostaniesz z nami na dłużej!
STAN ZDROWIA
Fizyczne
Pełnia zdrowia.
Psychiczne
Pełnia zdrowia.
UMIEJĘTNOŚCI
Brak

Kartę sprawdzał: William Moore
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lyssa Valhakis Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Lyssa Valhakis [odnośnik]14.08.21 19:24


KOMPONENTY
gałka oczna x4, szpik kostny x3, krew, włókno z ludzkiego serca;
proszek fiuu;
korund, mokait

[08.04.22] Styczeń/marzec

BIEGŁOŚCIbiegłości

HISTORIA ROZWOJU[14.08.21] Karta postaci; -50 PD
[12.10.21] Aktualizacja postaci: wyrównanie opłaty za genetykę, osiągnięcie (Ofiara Roku Adminów); -200 PD
[21.10.21] Rejestracja różdżki

Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Lyssa Valhakis Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Lyssa Valhakis
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach