Sekhmet Anchesenamon Shafiq
Nazwisko matki: Shafiq
Miejsce zamieszkania: od października Wyspa Man
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Bogaty
Zawód: księżniczka Egiptu, siostra Wielkiego Wezyra
Wzrost: 152 cm
Waga: 49 kg
Kolor włosów: aksamitna czerń
Kolor oczu: ciemny brąz
Znaki szczególne: uroda niewpisująca się w brytyjskie kanony; sylwetka zarysowana w kształcie idealnej klepsydry, podkreślana typowo egipskim strojem; niski jak na kobietę wzrost równoważony twardym spojrzeniem; brak skaz na śniadej karnacji; bogactwo rodowej biżuterii dźwięczące przy każdym ruchu; niekiedy unoszący się wokół niej słodkawy zapach cannabisu
umiejscowioną na turkusowej rączce - 14 cali twardego zitanu kryjącego w sobie łuskę kappy z hieroglifami układającymi się w rodzinne motto
zastęp nauczycieli
szakal
żywego Zale'a
Nilem, gorącym piaskiem, krokodylą łuską, rozgrzanym kamieniem, sierścią szakala
siebie stojącą na piedestale u boku Anubisa, a pode mną lud Egiptu oddający mi pokłon
zarówno historią magii jak i historią swojego rodu, odszyfrowaniem hieroglifów oraz spisywaniem ich na papirusach, tłumaczeniem ich na arabski oraz angielski
-
jeżdżę konno, kąpię się w wolnych wodach, tęsknię za Egiptem, obserwuję brytyjskie społeczeństwo
egipskich nut wygrywanych przez moje służki i służących
Hamel Patel
Mut
Nut
Jego dłoń spoczywała na ramieniu brata. Podczas wielkiego święta celebrującego zstąpienie na ziemski padół samego boga Anubisa żona Thamira rodziła czwarte dziecko, gdy jego brat stał tuż obok. Obaj zdawali sobie sprawę z powagi, jaką przynosiły narodziny kolejnego potomka Shafiqów. Niezależnie od płci nad głową dziecka wisiało już przeznaczenie, które miało zostać spełnione. Nikt i nic nie mogło go powstrzymać. Thamir mający już trzech synów nie czuł się w żaden sposób zawiedziony pojawieniem się pierwszej córki - żeński element był równie istotny, co męski, a wykorzystanie go w odpowiedni sposób mogło otwierać wiele drzwi. Dlatego też nazwał ją Sekhmet - po bogini, która powodowała zniszczenie, patronowała zemście, lecz również i broniła naturalnego porządku rzeczy, lecząc z chorób. Łączyła w sobie strach jak i miłosierdzie, zło i dobroć. Łagodność i chaos. Krew i wodę. Taką właśnie była. Bogini-lwica. Ta, która była przed Bogami. Matka Bogów. Pani Lampy. A ona, mała i słaba Sekhmet miała zostać nową Kleopatrą. Wpierw jednak musieli zbadać ją kapłani i uzdrowiciele, dopatrując się jakichkolwiek mankamentów w urodzonej dziewczynce - bliskie pokrewieństwo rodziców zawsze mogło nieść za sobą konsekwencje dodatkowego obłożenia chorobą i doskonale zdawali sobie z tego sprawę. Woń kadzidła, szept mantrycznych modlitw mieszały się z płaczem noworodka, rozrywając serca stojących poza komnatą kobiet. Wedle zwyczaju tak należało, by odgonić złe demony i przywiązać dobre. Błogosławieństwa bogów, chociaż przez wielu uznawane za nieistotne, dla Shafiqów stanowiły serce kultywowania dawnych tradycji kształtujących ich rodzinę. Wszyscy to rozumieli. Za każdym razem działało to dokładnie w ten sam sposób. Dopiero po długiej ceremonii przedstawiono ją bliskim, a później również szerszemu gronu. Wszyscy musieli wszak widzieć potomkinię bogów i faraonów. Wszyscy musieli wiedzieć, że Thamir miał córkę. Nikt jeszcze nie wiedział, że wkrótce radość miała zastąpić niekończąca się obawa.
Ptah
Nephthys
Jego dłoń spoczywała na jej główce. Nie mogła tego pamiętać. Miała wtedy dwa lata, gdy w obecności stryja ożywiła parę hieroglifów - Sobek wraz z Thothem patrzyli na nią w zaciekawieniu, gdy okazało się, że podsłuchiwała ich rozmowę. Jednak ani bóg-krokodyl, ani bóg-ibis, ani też brat ojca nie wydawali się być na nią źli. Wręcz przeciwnie. Ten ostatni powiedział jej wtedy, że posiadała w sobie wyjątkową moc - moc, którą przekazywali sobie od pokolenia na pokolenie i stała się pełnoprawnym członkiem rodowodu egipskich królów. Czy mogła być bardziej szczęśliwa? Bardziej dumna? I chociaż miała jedynie dwa lata i nie rozumiała do końca wagi sytuacji, rozumiała uczucia, emocje. Radość innych na wieść o tchnięciu życia w hieroglify, które tak uwielbiała obserwować, jej wystarczyła do tego, by samej ekscytować się ów wydarzeniem. Dumni starsi bracia dawali jej jabłkowe ciastka, które pełne przyjemnej słodyczy były jej ulubioną słodkością - jak mogła więc nie zapamiętać tamtego dnia, który był tak wyjątkowy? Nie wydano co prawda na jej cześć wielkiej uczty trwającej od zmierzchu do świtu, jak robiono to w dniu urodzin, lecz zorganizowano wystawną kolację i wysłano sokoła do przebywającego za granicą ojca, by poinformować go o ujawnieniu się magii małej Sekhmet. Nieistotne były pochwały innych, nieistotne prezenty, nieistotna uwaga, jeśli w grę wchodziła figura Thamira - wielkiego nieobecnego rodzica, lecz urastającego do poziomu boga w oczach swojej pierworodnej córki. Nawet stryj - mimo że zawsze był gdzieś w pobliżu i wydawał się bardziej dostępny od surowego, ojcowskiego oblicza - nie miał takiej rangi. Nie miały jej również kobiety, które powoli zaczynały zagarniać dziewczynkę do swojego grona, odcinając ją od męskiego świata. Odcinając ją od braci i ich towarzystwa. I chociaż nie mówiło się o tym głośno, uzdrowiciele zaczęli pojawiać się o wiele częściej w otoczeniu małej Shafiq, stając się niejako jej cieniami.
Sobek
Sekhment
Jego dłoń spoczywała na jej dłoni. Wydawał się rozumieć to, że bolało. Świadomość, że nigdy nie miała być uczona tego, co jej starsi bracia. Mogła jedynie marzyć o wiedzy, którą zdobywał Zechariah u boku ich dziadka. Jej i jej młodszej siostrze przeznaczony był inny los - miały wspierać rodzinę, a w przyszłości również i mężów. Wiedzą, nie działaniami. Teorią, nie praktyką. To mężczyźni byli od walki, one miały służyć radą, lecz niczym więcej. Dlatego w rozwoju Sekhmet przede wszystkim stawiano na rozwój wiedzy z zakresu historii rodu Shafiq - odkąd tylko osiągnęła odpowiedni wiek, nauczyciele przychodzili i tłumaczyli jej na podstawie zwojów, malowideł na ścianach, budowy piramid, co osiągnięto w przeszłości i co winna doceniać. Co winna była celebrować. I robiła to, bo mimo wszystko uwielbiała zanurzać się w chwalebnej przeszłości przodków - już wówczas odkryto także niezwykłą łatwość oraz miłość dziewczynki do pisma hieroglificznego, które postanowiono rozwijać. Zaraz po nauce czytania i pisania podsyłano jej odpowiednie lektury, które pochłaniała z zapartym tchem, marząc o tym, by w przyszłości Egipt stał się na nowo tak samo mocnym i niezależnym królestwem jak niegdyś. Dostrzegano atuty małej księżniczki i starano się je wyeksponować - ów chęć do zagłębiania się w dawne dni oraz zmysł obserwacji, który ujawnił się dość wcześnie. Od zawsze wolała obserwować i wyciągać własne wnioski aniżeli stać w centrum zdarzeń. Tego właśnie wymagał od niej ojciec podczas ich przechadzek, przepytując Sekhmet z przebiegu dnia. Ów przechadzki były wszystkim. Wszak spacery do Doliny Królów były zarezerwowane jedynie dla Thamira. Wyczekiwała ich z bijącym sercem, bo mimo że nie zdarzały się często, należały jedynie do niej i ojca - nikt inny, nawet bracia czy siostra nie mogli posiadać rodzica na własność w ten sam sposób, w jaki trafiło się to Sekhmet. Nie wiedziała dokładnie, dlaczego, ale sama obecność mężczyzny sprawiała, że czuła się spełniona. I chociaż jej rozwój intelektualny postępował zgodnie ze wszystkimi oczekiwaniami, fizyczność stawiała całe życie dziewczynki pod znakiem zapytania. Prędko ujawniony talent magiczny został przypłacony niekontrolowanymi wybuchami magii, a pierwszy krwotok przykuł ją na wiele dni do łóżka. Serpentyna odebrała jej możliwość dążenia do perfekcji, do bycia silną, do bycia idealną. Do zaistnienia w oczach ojca. Częste napady choroby izolowały Sekhmet jeszcze silniej od rodzeństwa, a jej jedynymi przyjaciółmi stali się zajmujący nią medycy.
Selket
Reshpu
Jego dłoń spoczywała na jej przedramieniu. Kierował nią, gdy było trzeba -tak jak wielu innych. Musiało trochę minąć, zanim przywykła do żmudnego schematu. Do tej mantry. Odkąd skończyła jednak pięć lat, jej dzień wyglądał zawsze tak samo. Gdy każdego ranka otwierała oczy, wszystko zaczynało się od kąpieli i ubierania przez służące. Później makijaż, ozdabianie ogromną ilością biżuterii. W końcu była wysoko urodzoną. Jej rodzina posiadała ogromne ilości złota i jako jej część musiała dobrze wyglądać. Następnie kierowano ją do sali audiencyjnej, gdzie siedząc między innymi kobietami, obserwowała gości przybywających przed oblicze Boskiego Majestatu, jakim była głowa rodu. Ambasadorzy składający daniny, generałowie rozmawiający o sprawach wojskowych, zwykła szlachta i kilku specjalnych wysłanników z całego imperium. Tuż za nią siedział tutor, każący bacznie słuchać i wyciągać wnioski - w późniejszym czasie miał ją odpytać z tego, co zaszło. Po zakończeniu audiencji była pora na modlitwy - w towarzystwie kapłanów cała rodzina szła przez wielką świątynię do sanktuarium. Dla Sekhmet ów moment był jednym z ulubionych - mogła wszak cieszyć się chłodnym powietrzem odbijającym się od kamiennej posadzki i wąchać gęste, drażniące gardło kadzidło. Dopiero po obrządkach nadchodził obiad i lekcje. Bywały i całe tygodnie, gdy nie zamieniała słowa z braćmi czy ojcem. Wiedziała, że każdy miał swój własny porządek dnia i musiała to zaakceptować. Czasami jednak - szczególnie gdy Thamir był w domu - pozwalano jej udać się wraz z nim na place budowy, gdzie powstawały twory wysławiające cześć Shafiqów. Jej ostatni codzienny obowiązek przypadał późnym popołudniem - wracała wszak do świątyni na ceremonię, która wyznacza zachód słońca i koniec dnia. Później następował sen.
Anubis
Anukis
Jego dłoń spoczywała na jej ramieniu. Nie zawsze musiała być tak spięta. Nie pamiętała już, kiedy dokładnie po raz pierwszy uciekła prędzej z lekcji, będąc w pełni świadomą, że ojciec ponownie wyjechał do Wielkiej Brytanii i w żaden sposób nie mógł jej skarcić. Niczyjego gniewu nie bała się tak bardzo jak ojcowskiego, jednak gdy pozostawał poza granicami Egiptu, nic jej nie groziło. Uwielbiała jednak konie, a obserwowanie ich pętania, ujeżdżania, pielęgnacji, śledziła, odkąd tylko sięgała pamięcią. Nie pozwalano jej się do nich zbliżać - choroba wszak z łatwością mogła ją zaatakować przy stresie lub przesadnym wysiłku. W żaden sposób jednak nie odrzucało to małej dziewczynki przed wymykaniem się do stajni. Sześcioletnią Sekhmet przyuważył jej kuzyn, który w tajemnicy przed wszystkimi zaczął uczyć zafascynowaną dziewczynkę panowania nad wierzchowcem. Wymagało to nie tylko cierpliwości, ale również uwagi - nie mogła się przemęczać i prowokować ataków Serpentyny. Długo udawało im się utrzymywać ów lekcje w sekrecie, podobnie jak krwotoki. Spokój, opanowanie, niespieszne uczenie się wzmacniały Egipcjankę, zamiast ją osłabiać. Zaczynała poznawać również własne granice i chociaż korciło ją do przekonania się jak daleko leżały, zawsze prędko się wycofywała. Wiedziała wszak, że wystarczył jeden incydent, by odebrać jej to, co sobie ukochała. Wydawać by się mogło, że nic nie było w stanie przeszkodzić jej w czerpaniu przyjemności z kontaktem z pięknym stworzeniem. Lecz każdy sekret musiał w końcu zostać odkryty. I to właśnie przez samego ojca. Jeden raz przyłapał ją na gorącym uczynku, gdy wracała z przejażdżki. Ubrudzona, z rozwianymi włosami i uśmiechem na twarzy momentalnie zastygła, widząc zmierzającego w jej stronę ojca. Thamir wymierzył jej wówczas policzek. Potomkowie bogów nie zachowują się jak plebs. Słowa zabolały ją mocniej niż cios i pozostały z nią o wiele dłużej - utrzymywały się w jej umyśle jeszcze na długo po zniknięciu zaczerwienienia pilnie przykrywanego makijażem. Nie wiedziała, czy żałował swojej porywczości, czy była to decyzja zupełnie niezwiązana z czymkolwiek, lecz w dniu jedenastych urodzin Thamir nakazał służbie zaprzęgnąć rydwan w dwa najlepsze czystej krwi araby, a następnie posłał po Sekhmet. Nie mówiąc jej nic, wiózł ją przez pustynię, a atmosfera niepewności doprowadzała dziewczynkę na skraj wyczerpania. Co kilkanaście sekund podnosiła dłoń do nosa, by sprawdzić czy nie krwawiła - o dziwo nic takiego się nie wydarzyło. Zatrzymali się dopiero przy świątyni na pustkowiu, której nie znała, a gdy minęli prastare posągi sięgające nieba, spotkała kapłana Thota. To tam w półmroku antycznego sanktuarium wybrała ją jej easa. Widziała, że Zechariah miał zagraniczną, lecz ona dostała tutejszą. I po raz pierwszy poczuła się lepsza. Jeden jedyny raz.
Meshkent
Hemsut
Jego dłoń spoczywała na jej łopatce. Tego samego dnia, gdy poczuła magię łączącą ją z easą, dostała również swojego pierwszego wierzchowca. Silnego w nogach, wytrwałego w wędrówkach, szybszego od innych. Set był najlepszym z rumaków stojących w stajni Shafiqów i należał do niej. Podarunek od ojca. Jej duma. Patrząc na puszczonego wolno po wybiegu, żałowała, że nigdy nie miała zakosztować pełni cwału i chociaż tęskniła za czymś nieosiągalnym, odrzucało ją na samą myśl o przygotowanych przez alchemików wywarach wzmacniających i leżeniu w łóżku przez kolejne dni. Set nie był jednak jej jedyną miłością - wszak kąpiele w Nilu zawsze ostudzały i wyciszały buzujące pod bujnymi włosami myśli. Galop na grzbiecie wiernego rumaka przeganiał wszelki smutek, zastępując go podekscytowaniem, lecz po długim dniu zanurzenie się w chłodnych wodach świętej rzeki przynosiło upragnioną ulgę. Uczucie jedności z bóstwami rozgrzewało ją od wewnątrz, mimo że skórę pokrywał dreszcz. Nigdy nie zważała na zastęp służących towarzyszących jej na każdym kroku, lecz pod taflą Nilu mogła być całkowicie wolna. Sama. Swoja. Ichnia. Nie miała wątpliwości, że bogowie słuchali jej modlitw. Nil i pustynia były jej świątyniami, w których czuła się najbliżej nich. Nie wiedziała jednak, że był tam ktoś jeszcze. Ktoś, kto obserwował. Początkowo w ogóle nie zwracała na to uwagi - nie była wszak nawet tego świadoma. Dopiero po pewnym czasie zaczynała dostrzegać sunącą po rzece bogato zdobioną tratwę, a na niej jego. Stryj zawsze był w pobliżu, lecz gdy zaczynała dojrzewać, ta obecność przestawała być normalna. Gdy poczuła pierwszy raz jego oddech na swojej szyi, przebiegł ją dreszcz. W żadnym aspekcie nie wiązało się to z przyjemnością, a wręcz przewinie. Pierwszy raz, tak prawdziwie się przestraszyła i podświadomie czuła, że ów uczucie nie miało tak prędko zniknąć. Gdy wspomniała o tym matce, ta nie zareagowała. Gdy poszła do ojca w nadziei na ratunek, zawiódł ją po raz pierwszy, nie podejmując żadnych kroków. Nie chcę cię już nigdy widzieć płaczącej. Tak powiedział. Dlatego też zaczęła uczyć się grać. Szczęśliwą i zadowoloną.
Heket
Mafdet
Jego dłoń spoczywała na jej plecach. Kłamstwo zdawało się nie mieć końca. Brat ojca zawsze chciał więcej. Uwagi, uśmiechów, zabawiania rozmową, a ona dawała to jemu i każdemu, kogo spotkała, bo przecież ojciec nie chciał widzieć jej płaczącej, mimo że po powrocie po całym dniu do swych komnat robiła to, kryjąc twarz w sierści ukochanego kota. Musiała szybko zacząć panować nad swoją mimiką, by stała się ona maską - wszak jej dzień wyglądał wciąż tak samo. Audiencje, modlitwa, obiad, nauka, kontrole medyków. Do lekcji historii, pisania oraz czytania hieroglifów doszły jeszcze te, w których musiała opanować magię po otrzymaniu przez nią easy. Dni więc wydłużały się niemiłosiernie, a nie uczono jej nawet połowy tego, czego wymagano od jej braci. Zechariah wyjechał do Anglii, a Sekhmet została jedynie z siostrą, praktycznie w ogóle nie widując innych członków rodziny. Z jednej strony było to smutne, z drugiej pocieszające - ograniczało to wszak możliwość spotkania stryja do absolutnego minimum. Oddawała się więc nauce nowych umiejętności - zadbano, by pojęła, czym były klątwy tak silnie związane z krajem, w którym przyszła na świat. Uczono jej podstaw obrony przed czarną magią, ale również i jej własna ciekawość zaprowadziła ją do pogłębiania swej wiedzy, równocześnie sprowadzając się do zapoznania się z tematem, co wywoływało same klątwy. Godziny spędzone nad starymi papirusami zmieniały się w lata i pozwoliły jej zapoznać się z niektórymi niuasami czarnej magii. Nie dała się jednak zapędzić za daleko - wiedziała wszak, z czym mogło łączyć się zbyt duże zafascynowanie zakazanymi tajnikami. Już i tak była wystarczająco skrzywiona fizycznie. Dlatego więcej czasu poświęcała nauce obrony, a jej nauka trwała do momentu, aż była w stanie wyczarować patronusa. Zgodnie z ojcowskimi poleceniami. Zajęło jej to całe pięć lat, lecz w końcu była w stanie to zrobić.
Set
Kneph
Jego dłoń spoczywała na jej kolanie. Chociaż nauka magii praktycznej nie była i nigdy nie miała być jej priorytetem, nie oznaczało to, że nie miała umieć przynajmniej odrobiny. Protego, Expectro Patronum sprawiały jej przyjemność, gdy tarcza lub świetlista łuna rozbłyskiwały tuż przed nią. Ze swoim mistrzem od hieroglifów spędzała całe godziny na doskonaleniu się w ich odczytywaniu oraz przenoszeniu na karty papirusu. Nie zaniedbywała już żadnych lekcji, a przynajmniej do pewnego momentu. Jeszcze przed piętnastym rokiem życia poznała uspokajające działanie cannabisu - strach przed styjem, chociaż głęboko ukrywany przed wszystkimi, odbił się na jej zdrowiu. Gdy zachorowałała poważniej niż zwykle, rodzinni medycy jednogłośnie oznajmili wedrykt - Sekhmet potrzeba było odpoczynku. Przemęczenie, presja oraz wysoko postawione ambicje odcisnęły piętno na młodym organizmie, które musiało się zregenerować. Zalecano jej wówczas spacery, dalsze, spokojne przejażdżki na grzebie jej rumaka, chłodne kąpiele w Nilu oraz palenie cannabisu. Ten ostatni specyfik był znany w Egipcie już w starożytności, a jego działaniu uwalniającemu się w trakcie palenia przypisywano lecznicze właściwości. Sama Kleopatra oddawała się wszak ów rytuałowi. Ten rok był dla Sekhmet najdziwniejszym ze wszystkich - odsunięto ją niejako na dalszy plan, pozwalając jej na większą swobodę. Spędzała więc dni pomiędzy korytarzami piramid, przesuwając dłonią po hieroglifach, nad Nilem zanurzając się w jego wodach, na pustyni na grzbiecie wiernego rumaka, z fajką w dłoni i wetkniętym weń zielem. Obserwowała dalej wszystkich wokół, dostrzegając z łatwością to, jak na nią patrzyli. I jak patrzyli na samych siebie. Oczywiście wciąż brała udział w modlitwach, audiencjach, naukach, lecz nacisk był zdecydowanie mniejszy. Mogła więc oddawać się temu, co kochała. Nawet stryj przestał się nią w pewnym momencie interesować. Było jej dobrze. Naprawdę dobrze. Gdy minęło jednak ów pamiętnych dwanaście miesięcy, rodzina upomniała się o swoje.
Hedjhotep
Sah
Jego dłoń spoczywała na jej udzie. Doskonale pamiętała ów dzień. Gdy jej spokój się zakończył. Gdy po raz pierwszy zobaczyła jego. Widywała już takich jak on - wszak ambasadorzy na audiencjach pochodzili z każdej kultury, a różnorodność koloru skóry nie robiła na niej wrażenia. Wiedziała, czemu zwróciła akurat na niego uwagę - bo on patrzył na nią. Nie bał się podnosić spojrzenia, chociaż nie powinien był. Wcześniej już podobali jej się mężczyźni - ci o śniadej cerze, wysoko urodzeni, kuzyni, dalecy krewni. Tacy, z którymi mogłaby kiedyś wiązać swoją przyszłość. On był inny. Był nietutejszy. Nie znał ich obyczajów. Urodził się w dalekim brytyjskim kraju, a dla niej oni wszyscy byli niżej urodzeni - nie mieli wszak w swych żyłach krwi bogów. Nie chciała więc go spotykać na swojej drodze, ale los wystawiał ją na próbę za każdym razem, gdy spacerując po pałacowych ogrodach, trafiała na niego. Znała jego język - wszak ojciec uparł się, by jego dzieci posiadały ów umiejętność komunikacji. Początkowo zdawkowe, chłodne odpowiedzi zmieniły się w cały ciąg płynnej rozmowy, aż w końcu rozśmieszył ją. Szczerze, prawdziwie. Śmiała się w ten sposób pierwszy raz, odkąd była dzieckiem. I dokładnie w tym samym momencie pojawił się jej demon, niszcząc całe ulotne piękno ów chwili. Gdy następnego dnia, zjawiła się na sali audiencyjnej, nieznajomego z ogrodów już nie było. Nasi goście musieli wyjechać, usłyszała od ciotki, na której nie zrobiło to żadnego wrażenia, lecz Sekhmet znała prawdę. Wiedziała, że stryj musiał stać za tym nagłym wyjazdem i to sprawiło, że ponad strachem czuła gniew. Gniew, który zaczął w niej płonąć. Jeszcze tej samej nocy w swych komnatach oddała się Anubisowi, składając mu śluby wierności i wierząc, że miał uwolnić ją od stryja. Bo bogowie zawsze słuchali tych najwierniejszych.
Khenti
Amun
Jego dłoń spoczywała na jej biodrze. Nigdy nie była bardziej gorliwa w swych modlitwach aniżeli przez ostatnie pięć lat swojego życia. Codziennie składane ofiary w świątyniach Sekhmet, Thota oraz Anubisa zadowalały nie tylko rodzinę młodej arystokratki, kapłanów, lecz również samych bogów. Patronka córki Thamira, opiekun mądrości oraz jej boski oblubieniec stanowili triadę, na której Egipcjanka oparła całe swoje życie. Chociaż wciąż musiała odpierać obrzydliwe zaloty stryja, determinacja i wiara w siłę swych modlitw górowały nad strachem przed nim. Wiedziała, że fakt, iż jeszcze nie była nikomu obiecaną, mógł łączyć się z postacią brata jej ojca. Wszystko potwierdziło się w dniu, w którym umarła jego żona. Mogła wyczytać z męskiej twarzy odpowiedź, a podczas ceremonii pogrzebowej, gdy składała u jego stóp dary w geście kondolencji, szepnął jej do ucha Wreszcie moja. Utrzymała w mimice niewzruszenie, wszak lata praktyki nie poszły na marne. Nie chciała być jego żoną. Nienawidziła go. Jej przyszły małżonek miał być wcieleniem Anubisa, nie zaś parszywym robactwem takim jak on. Nieważne, co uważali inni - ona znała prawdę. Tego samego wieczoru pojawił się w jej komnatach Thamir. Co takiego musiało się wydarzyć, że ojciec, który nie zabiegał o jej atencję, sam ją odwiedzał? Zrozumiała, że wiedział o planach brata i chociaż spodziewała się, że nie było dla niej ratunku, sprawy potoczyły się zupełnie inaczej. Nie będziesz musiała za niego wychodzić. Każde z nas dostanie to, czego chce. Cała rodzina na tym zyska. Wejdziesz, zostawisz to i wyjdziesz. Modląc się tamtej nocy w stóp figury Anubisa, nie mogła powstrzymać drżenia ciała. Bała się tego momentu. Bała się tego, co miało nadejść. Bała się jego, skutków, stresu, choroby... Bała się pozbycia się go, jak i bała się tego, że mógł dalej żyć i próbować sięgnąć po swoje.
Apis
Aqen
Jego dłoń spoczywała na jej piersi. Bała się, lecz wiedziała, że był to znak od jej boskiego oblubieńca, o który modliła się nieprzerwanie tyle lat. Ojciec dawał jej wszystkie wskazówki, jakimi miała się kierować, udając się do stryja. Miał przekazać jej przedmiot, który miała tylko zostawić w sypialni jego brata i wyjść. Wiedziała, że Thamir wciągając ją w ów spisek, wcale nie miał na względzie dobra córki, a jedynie własny interes. Własny interes, który winien był być również jej. Nie mówił Sekhmet wszystkiego, a tylko tyle ile winna była wiedzieć i chociaż nie mówił wprost słowa morderstwo, nie była głupia. Była potomkinią bogów, faraonów, królów Egiptu i umiała czytać między wierszami. Rozszyfrowała, przetłumaczyła tak wiele hieroglifów, że chyba poznała wszystkie metafory świata, a teraz... Teraz sama miała stać się jedną z nich. Gardziła sobą, gdy w ubierała się w zdecydowanie zbyt skąpą szatę, wiedząc, że wkrótce miała znaleźć się sam na sam w jednej komnacie z nim. Umiała jednak grać - ukrywanie słabości chorowitego ciała kosztowało ją wiele wysiłku, a i sam stryj nauczył jej panowania nad sobą, gdy przez lata musiała udawać, że nie przerażała jej jego obecność. Niegdyś uwielbianego krewnego będącego świadkiem objawienia się w niej magii, aktualnie znienawidzonego do szpiku kości. Praktycznie oblała się tej nocy flakonikiem perfum, które wiedziała, że lubił, skrzętnie podkreśliła swoje atuty tak, by łatwo było dostrzec skryte pod cienkim materiałem krągłości. Czy była gotowa? Bardziej już być nie mogła. Wzięła leżące na półce pudełeczko, które zostawił jej ojciec i ruszyła tam, gdzie sądziła, że nigdy nie postawi stopy z własnej woli. Mogła się domyślać, że to, co niosła było obłożone klątwą - pamiętała to, czego ją uczono, lecz nie była specjalistką. Była jedynie młódką. Gdy wślizgnęła się do komnat stryja, widziała wyraźne zaskoczenie na jego twarzy, lecz dość szybko zostało ono zastąpione zadowoleniem. Gdy jej dotknął, starała się nie wzdrygnąć - próbowała wyobrazić sobie kąpiel w Nilu, chłód piramid, przejażdżkę przez pustynię, byle tylko odgrodzić się od trwającej chwili. Z pomocą przyszedł jej cannabis - lata obcowania pozwoliły jej zachować trzeźwy umysł, podczas gdy towarzyszący jej mężczyzna padł otumaniony zielem, zanim zdążył zrobić cokolwiek innego. Gdy odleciał w jedynie sobie znanym kierunku, odcinając się od rzeczywistości, szybko wyszła z komnat, nigdy więcej nie patrząc za siebie. A pudełko zostało na stoliku.
Anubis
Anubis
Jej dłoń spoczywała na jego sarkofagu. Tragicznie zmarły. Tak o nim mówili. Szybko zmumifikowano zwłoki, ojciec postarał się o odpowiednio huczny pogrzeb, w którego obchody włączony był cały Kair, a przez siedem dni i siedem nocy można było słyszeć lament płaczek. Sekhmet pod żałobnym tiulem nie kryła łez. Kryła maskę spokoju, który pierwszy raz odkąd tylko pamiętała, był szczery i niewymuszony. Oczywiście nie dała po sobie znać, że nie dotknęła jej nagła śmierć stryja. Nie musiała się jednak specjalnie starać, gdy zgodnie ze zwyczajem na czas żałoby kobiety nosiły zasłonięte twarze. A gdy była sama, uśmiechała się tak, jak wtedy, gdy była w ogrodach z mężczyzną z dalekiego kraju. Niedane jednak było jej długo pozostać w cieniu rodziny... Nie pamiętała dokładnie kiedy, w jej drzwiach ukazał się służący jej ojca - Thamir wzywał ją do siebie, a gdy stanęła przed jego obliczem, oznajmił, że miała dołączyć do swego brata Zechariaha w Wielkiej Brytanii. Odpływasz o świcie. Rozkaz suchy i niewyjaśniający więcej, a ona miała się dostosować. Nie wiedziała, na jak długo zostawiała za sobą Kair. Nil, pustynie, piramidy, świątynie, gorące dni i chłodne noce. Papirusy, palmy i daktyle. Nie wiedziała, czy jej brat wiedział o tym, że zmierzała w jego stronę. Nie wiedziała nic... Postanowiła jednak, że weźmie ze sobą przynajmniej kawałek ojczyzny. Nie chciała wyjeżdżać. Nie chciała opuszczać granic Egiptu, który był jej domem - niezależnie jak wiele złego doświadczyła w jego granicach, wciąż kochała to, co ofiarował jej wspaniałego. Płynęła jednak na spotkanie z Wielkim Wezyrem. Płynęła na spotkanie swego brata, którego nie widziała całe lata i którego miała dopiero poznać. W kraju pozbawionym bogów.
Statystyki i biegłości | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 10 | 2 (rożdżka) |
Uroki: | 0 | 0 |
Czarna magia: | 5 | 3 (rożdżka) |
Magia lecznicza: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Eliksiry: | 0 | 0 |
Sprawność: | 10 | Brak |
Zwinność: | 15 | Brak |
Reszta: 0 | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
arabski | II | 0 |
angielski | II | 2 |
egipski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Astronomia | I | 2 |
Historia Magii | II | 10 |
Kłamstwo | II | 10 |
Kokieteria | I | 2 |
Perswazja | I | 2 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Savoir-vivre | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Neutralny | - | - |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (wiedza) | I | 0.5 |
Malarstwo (wiedza) | I | 0.5 |
Malarstwo (tworzenie - pismo hieroglificzne) | II | 7 |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 |
Rzeźba (wiedza) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Pływanie | II | 7 |
Latanie na dywanie | I | 0.5 |
Jazda konna | II | 7 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | 0 (+0) |
Reszta: 16,5 |
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzał: William Moore