Melody Eveleen Weasley
Nazwisko matki: Macmillan
Miejsce zamieszkania: Ottery
Czystość krwi: Czysta szlachetna
Status majątkowy: Średniozamożny
Zawód: Łamaczka klątw
Wzrost: 175
Waga: 56
Kolor włosów: Rude
Kolor oczu: Błękitne
Znaki szczególne: Siateczka piegów pokrywająca oblicze; ognistorude włosy
12 cali, brezylka, włos z głowy nimfy
Gryffindor
Ważka
Płonący dom, zostawiający mnie porzuconą
Starymi księgami, stęchlizną i miętą
Samą siebie, odnoszącą sukces jako łamaczka klątw
Poezją, językiem francuskim, studiowaniem ksiąg
Nie kibicuję
Szermierka, gra w szachy
Jazzu
Laury Gwyneth Butler
Jej narodziny przypadły na duszny, lipcowy wieczór, w którym dwa fronty wietrzne mieszały się ze sobą w piekielnym, ognistym tańcu. Jedno westchnięcie na obmierzłym obliczu wszechświata; jeden dziecięcy krzyk, z wydechem przecinający przestrzeń, uchodząc z warg zaróżowionego niemowlęcia. Mówiono, że będzie przeklęta; że gdy skalany pełnią księżyc górował na nieboskłonie, nic dobrego nie mogło powstać, spowijając pulchną sylwetkę w gwieździstym pyle – istotnie, te migotały na podszyciu ziemskim, mrugając do siebie, niby zawadiacko, porozumiewawczo. Melody, imię nadane jej sunąc za poranną arią śpiewnych skowronków, która wybrzmiewała w całym domu w Ottery, budząc rubaszny śmiech bóstw, które bez wątpienia czuwały nad rudą głową dziewczęcia. Pierwsza i ostatnia córka, tak podobna do wykłutej w marmurze Ateny, do umykającej pianie morskiej Afrodyty, o charakterze jednak zgoła nieprzystającym niesionej dumą pannie.
Jesienna chandra spada na mnie wyjątkowo lekko, matczynym gestem obejmuje mnie swą szaro-ziemistą, ponoć przytłaczającą powłoką. Sęk w tym, że gdy ramiona drzew chylą się ku ziemi, gubiąc swoje szaty do ostatniego liścia, poezja przestaje być pozbawiona bólu i piękna, bo pojawia się czynnik, który nadaje myślom nutę melancholijnej rzewności. To nie wiosenne przebiśniegi i letnie czereśnie barwią emocje; to jesienne szarości nadają im właściwej gamy kolorów. W szarościach odnajdujemy samych siebie co roku, pozwalając płynąć słowom, układać się w zwięzły ciąg. Zwięzły ciąg pełny ów bólu i piękna – wszak jesień ma w sobie coś z umierania, w tym czasie dni wymykają się niezamieszkane bez zbędnych wyrzutów sumienia. Nawet straconych poranków nie jest żal sercu. A piszę te listy na wyczerpanym papierze gdyż kleks
Jedyne, co pamięta, to dotyk dłoni matki na ognistych, delikatnych, dziecięcych włosach, wplatający się w niesforne kosmyki, układające się w subtelne loki. Duże, błękitne oczy skalane drobnymi, brązowymi plamkami bacznie obserwowały rzeczywistość trującą, acz także fascynującą swoją nieprzystępnością. Marszczyła nos, gdy tylko słowa dorosłych jej nie odpowiadały bądź ucinały nić ekstrawaganckiej myśli, eksploracji wszechświata. Bo zawsze lubiła robić na przekór, na złość, po swojemu. Za jedyny autorytet uznawała siebie samą, nie odnajdując tego mitycznego kalejdoskopu rodzinnej miłości. Ekspresyjna – aż nader! – prędko zaczęła gardzić ubóstwem światopoglądowym, szukając własnej szczątkowej emancypacji, niezależności, umykania ku gwiazdom, tym, którymi poprzetykane było niebo. Wychowanie Melody miało niewątpliwie na celu ukształtowanie jej jako osoby łagodnej, jednak odważnej i śmiało walczącej o swoje nieprzemijające racje. Z domu rodzinnego wyciągnęła także sympatię do świata mugolskiego i rozeznanie na jego temat; bez wątpienia te wartości ukształtowały jej światopogląd.
Prędko stukot pozłacanych pantofelków poniósł się po domostwie, zwiastując wicher obecności młodej Weasley. Była temperamentna, energiczna, niespokojna, wciąż głodna wiedzy. Nie słuchała rodziców, nie słuchała nikogo, miała już wytyczoną jasną, światłą drogę swojego życia, której trzymała się kurczowo. Już jako podlotka przed pójściem do Hogwartu kładła się niejednokrotnie na świeżej, zielonej trawie i oddawała ideom niebanalnym, popuszczała wodze tej zaklętej fantazji, która czyniła istny wicher w jej upstrzonej ognistą barwą głowie. Ponadto, już jako młódka chwyciła floret, kształcąc się także w dziedzinie szermierczej, a ta stała się jej najbardziej wymagającą guwernantką. Przez mnogość lat najwspanialej odnajdywała się pośród walk lwiego rodzaju, mogąc wyładować całą agresję kłębiącą się pod rudowłosą czupryną. Szkoliła się w niej nie tylko podczas dziecięcych lat, lecz na rozciągłości całego dorosłego życia, do floretu powracając przy każdej możliwej okazji.
Nie jestem typem dziecka poranków, nie dlatego, że nie lubię letniej rześkości, z którą czerń firmamentu miesza się z białym pigmentem; nie dlatego, że nie lubię zimowego, gwieździstego lustra kontrastującego z białymi zaspami; nie dlatego, że nie lubię zapachu kawy niesionego wzdłuż całego dnia wędrówki; nie dlatego. Nie lubię rannego chłodu, ponieważ wgryza się w kości, niby rodząc dzień na nowo, a jednocześnie przypominając o nieuchronności przemijania – naprawdę nie znoszę tego fatum. Jednocześnie gdy budzę się o porze południowej, czuję, że w moją głowę wpisana jest niewymowna ciężkość, a czas umyka mi między palcami niczym piasek, to jak bezcelowe budzenie się, dążące samoistnie do nieróbstwa i dojmującego poczucia marnowania energii. W gruncie rzeczy nie posiadam ów samozaparcia nigdy, gdy słońce góruje na niebie, a moje skupienie przyjmuje miano raptem pustego frazesu. Pośród zimowych przejaśnień, gdy ciężka szata nocy zostaje – zbawiennie! – ściągnięta z oblicza ziemi, odnajduję się jedynie w towarzystwie piżmu i zielonej herbaty, która parzy usta. W gruncie rzeczy nie lubię jej smaku, ironicznie, dokładnie tak jak nie lubię poranków. Jest gorzka, dokładnie jak zdejmowanie pięknych brylantów gwiazd z nieboskłonu – może to to tak bardzo godzi w moje serce?
Hogwardzkie mury powitała z typową sobie, nienachalną egzaltacją. Bo była nader głośna, nader towarzyska, nader pewna siebie – tiara przydzieliła ją bez chwili niemego zawahania do Gryffindoru. Prędko stała się ulubienicą nauczyciela obrony przed czarną magią, jak i starożytnych run, odnajdując swoją niszę pośród wiekowych, pokrytych warstwą kurzu ksiąg, doceniając samotność w całej swej butnej naturze. Z każdą przemijającą opadającymi kwiatami wiosną, traciła – dosłownie odrobinę! – swego niebanalnego entuzjazmu, a ubóstwo światopoglądowe innych zaczynało ją mocniej nużyć i irytować – ludzka krzątanina jej obrzydła. Nie odnajdowała się w przedmiotach zahaczających o historię magii tudzież zielarstwo, była jednak uczennicą nader pilną, co przynosiły proporcjonalne do zaangażowania noty.
Jakże ciekawe były te niemagiczne stworzenia, tak odległe, tak obce jej dziecięcym dłoniom! Zaczytywała się w poezji mugolskiej, a jej świat zakręcił się wokół francuskiego poety Apollinaire Guillaume. Zaczęła także, na własną rękę, uczyć się owego języka miłości, aby w pełni móc dostrzec urokliwość słowa pisanego, ćwicząc go przez rozciągłość hogwardzkich wiosen. Ten miarowo podrygiwał jej skłonnym do uniesień, młodocianym sercem. Nasza historia godna i tragiczna, czy nie do maski tyrana podobna? Jaskrawy dramat czy scena magiczna, czy chłodny detal już tego nie odda czym była nasza miłość patetyczna. Sunęła dłonią po pergaminowych stronicach, gdy nieśpiącą zastawał ją wschód słońca, każdorazowo czyniący z tandetnego blichtru lśniący przepych; każdorazowo barwiący jej dni innym tonem, inną barwą. Tętniące w klatce płuc serce rozkochało się w literaturze wszelkiego rodzaju oraz, co za tym szło, nabyła niebanalną wiedzę na temat dzieł pisanych, u zwieńczenia hogwardzkich lat posiadając już w nich niemałą biegłość.
Zakończyła Hogwart z wynikami, które nie były nader wybitne, acz wystarczające, godne pilnej, odrobinę rozbrykanej uczennicy. Już w szkole, zafascynowana runami oraz obroną przed czarną magią, wytyczyła swoją przyszłą ścieżkę, której trzymała się w ostatnim szkolnym roku wyjątkowo kurczowo. A czasy były niewątpliwie trudne, rodzina jednak postanowiła posyłać ją nieustannie do Hogwartu aż do zakończenia szkolnych dni. Z uwagi na swoje wysokie noty w dziedzinach obrony przed czarną magią i starożytnych runów, dostała się na ministerialny kurs klątwołamaczy, zakończywszy go jednak, podjęła samodzielną pracę, aby po niedługim czasie odnaleźć swojego mentora w tej materii. Jako dorosła kobieta, acz umysłowo raptem niewinna podlotka, podczas pracy nieustannie szkoliła swoje umiejętności, nigdy nie spoczywając na laurach, nigdy nie zaprzestając samorozwoju. Bycie dobrą jej nie wystarczało, chciała być najlepsza, kąpać się w glorii własnej osoby. Rubaszny śmiech bóstw nad nią czuwał, podsycając ogień niebotycznego wręcz pragnienia; odnajdywała się w dziedzinie łamania klątw bez dwóch zdań, a nieustanne dążenie do perfekcji uczyniło ją istotą o wyjątkowo niezachwianej wierze we własne możliwości oraz adekwatnych do zaangażowania umiejętnościach. Bo uczyła się od najlepszych w swoim fachu, mając do czynienia z doświadczonymi łamaczami klątw zasilającymi szeregi Ministerstwa. Naukę chłonęła wyjątkowo silnie, wybierając się na coraz trudniejsze misje, podejmując coraz bardziej skomplikowanych, trudnych do usunięcia klątw. Błędy nie przysłaniały jej jasno postawionego, określonego celu, który sunął bezwiednie po umyśle odkąd kładła się na soczyście zielonej trawie pod domem w Ottery.
Chyba właśnie tego nie znoszę w porankach – ich zastawania mnie nieśpiącej. Poranne wstęgi słońca odmieniają wszystko, również ludzi. Największe przeobrażenia zawsze dostrzegałam w swoim otoczeniu, każdy element odnajdował swoje imię, kształty przestały zacierać swoje granice ciemnością. Agresywny połysk tandetnych tkanin zamieniał się każdorazowo w lśniący przepych, a na ścianach, na których dawno temu wisiały ramki ze zdjęciami, dostrzegałam po nich duchy jaśniejszych plam. Rzeczywistość przyjmowała konkretne barwy, już nie kamuflowała się nocną ciemnością, co – w zależności od tego, jak nihilistycznie czułam się danego dnia – przyjmowałam z łagodną akceptacją bądź nie. Wszak moje związki z nocą są dość skomplikowane – z tym przeklętym nieporządkiem w chaosie nie jestem w stanie zasypiać, pod membraną powiek przewija się kalejdoskop scen i myśli uporczywych w swej naturze, pod ich pergaminem widzę świat, którego nie jest żal oczom.
Została sprzymierzona z Zakonem Feniksa, dając upust swoim promugolskim przekonaniom oraz chęci walki o dobro słabszych. Była w gruncie rzeczy idealistką, skłonną do krwawej walki o własne przekonania, których posiadała nader wiele – podczas bezksiężycowej nocy śmierć ponieśli oboje spośród rodziców, co skłoniło ją do opuszczenia nieprzychylnego, niebezpiecznego Londynu na rzecz posiadłości w Ottery, znanej jej tak dobrze za czasów dziecięcych. Wojna napawała ją dławiącym, trzepoczącym w płucach lękiem i poczuciem braku stabilności. Utrata rodziców, która niejednokrotnie spędzała jej sen z powiek, gwałtownie wyrywając ją z objęć Morfeusza. Polityka nie była nigdy dziedziną, jednak posiadała wyjątkowo wyważoną ogładę na temat tego, co dzieje się na terenach Anglii. Wszechobecna śmierć zaczęła zaciskać z wolna trupie palce na jej nadgarstkach, a rozszalały płomień zniszczenia wywołuje u niej niezawoalowany lęk.
Statystyki | ||
Statystyka | Wartość | Bonus |
OPCM: | 20 | 0 |
Uroki: | 7 | +2 (różdżka) |
Czarna magia: | 0 | 0 |
Magia lecznicza: | 0 | 0 |
Transmutacja: | 0 | 0 |
Eliksiry: | 5 | 0 |
Sprawność: | 2 | Brak |
Zwinność: | 8 | Brak |
Reszta: 0 |
Biegłości | ||
Język | Wartość | Wydane punkty |
Angielski | II | 0 |
Francuski | II | 2 |
Biegłości podstawowe | Wartość | Wydane punkty |
Anatomia | I | 2 |
Astronomia | I | 2 |
Historia Magii | I | 2 |
Perswazja | II | 10 |
Starożytne Runy | II | 10 |
Spostrzegawczość | II | 10 |
Skradanie | I | 2 |
Zręczne ręce | I | 2 |
Biegłości specjalne | Wartość | Wydane punkty |
Mugoloznawstwo | II | 10 |
Savoir-vivre | II | 0 |
Biegłości fabularne | Wartość | Wydane punkty |
Zakon Feniksa | 0 | 0 |
Rozpoznawalność | I | - |
Sztuka i rzemiosło | Wartość | Wydane punkty |
Literatura (tworzenie poezji) | I | 0.5 |
Literatura (wiedza) | II | 7 |
Malarstwo (wiedza) | I | 0.5 |
Muzyka (wiedza) | I | 0.5 |
Rzeźba (wiedza) | I | 0.5 |
Aktywność | Wartość | Wydane punkty |
Latanie na miotle | I | 0.5 |
Szermierka | II | 7 |
Walka wręcz | I | 0.5 |
Genetyka | Wartość | Wydane punkty |
Brak | - | (+0) |
Reszta: 1 |
Ostatnio zmieniony przez Melody Weasley dnia 05.05.21 13:46, w całości zmieniany 3 razy
Witamy wśród Morsów
Kartę sprawdzała: Deirdre Mericourt