Wydarzenia


Ekipa forum
Kuchnia
AutorWiadomość
Kuchnia [odnośnik]17.10.21 10:29

Kuchnia

Kuchnia to jedno z pomieszczeń w domu, w którym, chociaż Richard bywa dość często, to musi przyznać, że nie korzysta z pełnego potencjału. W tym momencie też postanowił nauczyć się kiedyś gotować, póki co zadowalając się podstawowymi potrawami albo pomocą sąsiadów w ugotowaniu czegoś. Mimo to utrzymuje to miejsce w doskonałej czystości, pozwalając sobie na sprzątanie raz na jakiś czas, przeglądając również wszystkie instalacje czy nic, aby się nie psuje. Jasny wygląd pomieszczenia pozwala na rozjaśnienie pomieszczenia. Na starym piecyku stoi kuchenka, na której czasem Richard gotuje, po lewej stronie zaś znajduje się zlew, w którym w jakiś sposób zawsze ląduje Precel. Siedzieć można przy stoliku z ciemnego drewna, odcinającego się od wnętrza, a w celu złapania produktów można skorzystać z drewnianych drzwi, za którymi znajduje się spiżarka, gdzie odnaleźć można wszystkie produkty, z których korzysta pan domu.

Richard Moore
Richard Moore
Zawód : Budowlaniec, złota rączka
Wiek : 36
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler
There are no happy endings.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10538-richard-moore https://www.morsmordre.net/t10644-listy-do-rysia#322337 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f400-somerset-dolina-godryka-pustulka https://www.morsmordre.net/t10649-szuflada-r-m#322600 https://www.morsmordre.net/t11074-richard-moore#340919
Re: Kuchnia [odnośnik]14.12.21 15:29
przychodzimy stąd

[14 stycznia 1958, po godzinie 20.13]

Nawet do tej pory mocno sympatyzujący z Henrietta barman nie zdecydował się do nich zbliżyć. Może doszedł do wniosku, że Richard doskonale sobie radził z obecną sytuacją i nie potrzebował wsparcia, a może był to jednoznaczny znak, że przy następnej okazji niełatwo przyjdzie jej znowu przekroczyć progi “Porteru Starego Sue”. Było to jednak mało prawdopodobne, zważywszy na fakt, że Bartius nie spowodowała swoim zachowaniem ani żadnych szkód, ani tym bardziej bójki, która mogłaby do znaczących zniszczeń doprowadzić. Wyraźnie przebywała po prostu w swoim własnym świecie - królestwie i właśnie zmierzała do zamku wraz z wyjątkowo odważnym rycerzem.
Potrząsnęła potakująco głową, tym samym przyznając mu rację. Nie miała już siły na żadną bardziej rozwinięta rozmowę. Podążała za nim, a raczej posłusznie pozwalała mu się prowadzić, zdając się na jego łaskę i dobroduszność. Nagła siła poderwała ją w górę, mimowolnie oparła twarz na ramieniu Richarda i przymknęła oczy.
- Dziękuję, wiedziałam, że mogę na ciebie liczyć - wymruczała gdzieś w jego ramię, już nawet nie podnosząc bezwładnie opadającej głowy, w której dudniły jej jego kroki. Była na tyle nieprzytomna, że nie zdawała sobie sprawy z trudu zadania, które przed nim postawiła. Może nie ważyła zbyt wiele, w ostatnich miesiącach, mimo posiłków regularnie jadanych w Zajeździe, nieco schudła, ledwo dobijała do sześćdziesięciu kilogramów, jednak długie nogi i ramiona bezwładnie zawieszone na szyi Moore’a na pewno nie ułatwiały mu pokonania drogi dzielącej ich od Pustułki. Pokornie postawiła stopy ponownie na ziemi, chwiejąc się niebezpiecznie, opierając się z całym ciężarem ciała na jego barku. Zanim się obejrzała Richard znowu poderwał ją z ziemi i zaniósł na piętro. Mimowolnie otworzyła na chwilę oczy i dostrzegła podążającego za nimi wyraźnie podekscytowanego psa.
- Czy to mój jednorożec? Preeecel - rzuciła w jego stronę, uśmiechając się głupkowato. Zanim się obejrzała już leżała w ciepłej pościeli, przykryta kolejnym kocem i wyswobodzona z topornych zimowych butów. Obróciła się bezwiednie na bok, plecami do drzwi. - Jutro pasuję cię na mojego najwierniejszego rycerza - wymamrotała jeszcze, zanim zapadła w głęboki sen.  

*

[Poranek, 15 stycznia]

Obudziła się z ogromnym bólem głowy, zupełnie nie wiedząc gdzie się znajduje. Wspomnienia poprzedniego wieczoru wracały do niej falami, sprawiając, że czuła się coraz bardziej zawstydzona i nie bardzo wiedziała, co dokładnie powinna ze sobą zrobić. Podniosła się na łokciach i rozglądnęła wokół szukając jakiegoś punktu zaczepienia. Podciągnęła się w końcu nieco wyżej, opierając plecami o ścianę, próbując odtworzyć sobie w głowie przebieg wczorajszej nocy. Urywki obrazów w barze układały się w osobliwą całość, Etta z niedowierzaniem usiłowała znaleźć jakieś wytłumaczenie tej kompromitującej sytuacji. Retoryczne pytanie, co strzeliło jej do głowy, żeby zachowywać się w podobny sposób, wybrzmiewało jej w głowie odbijając się od ściany. Nie znajdowała żadnego wytłumaczenia. Znajdowała się właśnie w domu nie tak dobrze sobie znanego mężczyzny, zdecydowanie nadużywając jego gościnności, a w dodatku zajmując mu łóżko! Jęknęła ze wstydem, z trudem przerzucając nogi przez krawędź łóżka i opierając stopy na chłodnej podłodze.
Próbowała chociaż trochę doprowadzić się do porządku, odgarniając z twarzy niesforne loki i przyklepując je nieco u nasady głowy, musiała wyglądać jak prawdziwa czarownica. Wiedźma z czytanej dzieciom na dobranoc bajki. Skrzywiła się lekko, naciągając na nogi wysłużone buty i starając się w końcu stanąć na nogi. Zachwiała się przez moment, najwyraźniej nie udało jej się jeszcze w pełni odzyskać równowagi i władzy nad ciałem.
Do jej uszu dotarło drapanie o drzwi. Zmarszczyła lekko brwi, naciskając klamkę.
- Oooo, słodziaku - wyrzuciła z siebie, opadając na kolana i tarmosząc psiaka za uchem. Zdała sobie sprawę, że ma przed swoimi oczami sławetnego jednorożca. Roześmiała się sama do siebie, znowu czerwieniąc się ze wstydem. - Precel, prawda? Zaprowadzisz mnie do kuchni? - zapytała, podnosząc się z kolan i spoglądając z uśmiechem na czworonoga. Długo odwlekała moment, w którym miała stanąć twarzą w twarz z gospodarzem. Wiedziała jednak, że nieuprzejmie by było tak po prostu się wymknąć i cichaczem wrócić do zajazdu, jakby nic nie zaszło, mimo że nie podejrzewała, że Richard szczególnie uraduje się na widok niepoważnej wariatki, która najprościej mówiąc, bezceremonialnie zwaliła mu się do domu. Wprost do łóżka.
Podążyła za psiakiem w stronę kuchni. W domu panowała cisza, przygryzając wargi nadstawiła ucha, nasłuchując. Wydało jej się nawet, że słyszy lekkie pochrapywanie dochodzące gdzieś z głębi domu. Po chwili namysłu zajrzała do lodówki i kilku kuchennych szafek, dochodząc do wniosku, że wdzięczność najłatwiej okazać przygotowując dla Richarda śniadanie. Miała nadzieję, że nie zużyje zapasów przewidzianych na inny moment, w dzisiejszych czasach bardzo łatwo było popełnić podobne faux pas.
- Dzień dobry! - powiedziała z uśmiechem, gdy sylwetka Moore'a pojawiła się w zarysie drzwi, wprost znad patelni, na której smażyła jajka z narzuconym na wierzch fartuchem, który znalazła w jednej z szafek. - Nie chcę cię martwić, mój rycerzu, ale mimo całej swojej szlachetności: chrapiesz. Nie wiem, czy zasłużyłeś na obiecane wczoraj pasowanie - powiedziała, w ten sposób żartobliwie nawiązując do wiadomej sytuacji. Pod warstwą rozjaśniającego twarz uśmiechu i błysku w oku, czaił się jednak niepokój i pewnego rodzaju napięcie, które starała się ukryć. Wbrew pozorom i przychodzącym jej na myśl zabawnym (w jej mniemaniu, ha!) dowcipom, czuła się się jakby przekraczała jakąś niewidzialną granicę, wkraczała mu w życie z butami jakby zupełnie za nic sobie miała sobie jego samopoczucie. W głębi duszy liczyła na to, że nie wprowadzi go swoim żartem w zakłopotanie, w końcu tak naprawdę zupełnie nie wiedziała, czy doceni słaby dowcip.- Wierny jednorożec towarzyszy mi od samego rana - dodała, wskazując na Precla. Postawiła na stole dwa talerze, z zażenowaniem wycierając dłonie o materiał fartucha. - Bardzo przepraszam za wczoraj - powiedziała poważnie, próbując uśmiechnąć się choć odrobinę rozbrajająco. - Mam nadzieję, że za bardzo się nie rządzę? - zreflektowała się, opierając dłonie na stole i wyginając palce z wahaniem.


I’ll just keep playing back
These fragments of time Everywhere I go, These moments will shine Familiar faces I’ve never seen Living the gold and the silver dream
Henrietta Bartius
Henrietta Bartius
Zawód : amnezjatorka
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10582-henrietta-bartius https://www.morsmordre.net/t10642-racuch https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t10697-skrytka-nr-2335 https://www.morsmordre.net/t10641-h-bartius
Re: Kuchnia [odnośnik]26.12.21 18:41
Nie wiedział nawet ile spał – od kiedy odłożył Henriettę na miejsce w pokoju, dość szybko wyprowadził Precla (dałby mu normalnie wybiegać się po ogrodzie w takiej sytuacji, ale fakt mrozów sprawiał, że nie chciał psa zostawiać samego), po powrocie do domu nie przejmując się nawet czymś, co mógłby przygotować dla siebie do jedzenia. Naprawdę nie miała ochoty aby się tym zamartwiać, dlatego postanowił przygotować coś rano. Mógłby nawet przygotować coś już typowo pod jedzenie dla Henrietty, ale kucharz był prawdziwie z niego żaden i chyba ten dzień potrzebował się dla niego skończyć. Skorzystał więc z gościnnego pokoju, wciskając się pod warstwy i uśmiechając się pod nosem, kiedy nie wyczuł dookoła siebie Precla. Wiedział, że zainteresowany był towarzystwem Henrietty i nawet nie miał problemu z tym, że pies na ten wieczór wydawał się poświęcać czas jego gościowi, ale wiedział, że musiał jej popilnować. Psy były bardzo zainteresowane wszystkim, co nietypowe, a Precel był znacznie mądrzejszy, niż mogło się wydawać.
Zmęczenie opadło na niego szybko – tak, że nawet nie miał pojęcia, jak szybko zapadł w sen. Wymęczenie było chyba dość widoczne albo wyczuwalne, bo kiedy tylko zaległ na łóżku i zamknął oczy, spał aż do rana. Nie chciał aż tak zasypiać, ale z drugiej strony bardzo mocno cieszył się z tego, że nie miał problemu ze snem w tym roku. To było bardzo spokojne w tym momencie – sen bez problemu, sen bez przeszkód. Niestety, nie zdążył wstać wcześniej, dlatego kiedy tylko otworzył oczy, nieco zdziwił się, że słyszał odgłosy dochodzące z kuchni. Nie wypadało jednak paradować przed panną w zupełnie nieokrzesanej formie.
Ubrał się dość szybko, starając się jak mógł, aby nie przeciągać zbytnio, a kiedy ostrożnie skierował się w stronę łazienki, przemył nieco twarz i ogarnąć nieco włosy zanim nie zszedł ostatecznie do kuchni, spoglądając na Precla siedzącego przy Ettcie, wpatrującego się w nią jak w anioła, który zstąpił z nieba, oczekując na najdrobniejsze kawałki jedzenia które miały spaść do jego pyska.
- Księżniczki podobno też nie chrapią, a przysiągłbym, że w nocy słyszałem coś innego. – Uśmiechnął się w jej stronę, nie chcąc jej przeszkadzać, ale jednocześnie uważając, że mógłby zrobić przynajmniej im ciepłej wody do wypicia. Nie miał nawet herbaty, chociaż jeżeli chciałaby skosztować maślanki, też mógł ją tym poczęstować. – Czy nakarmiłaś może Precla? – Nie miałby jej za złe jeżeli nie, w końcu znalezienie jedzenia dla psa było o wiele bardziej problematyczne w domu, w którym się nie mieszkało, ale wiedział, że jego psi kompan zdecydowanie nie pogardziłby dodatkowym przysmakiem i drugim śniadaniem.
- Czuj się jak u siebie w domu, chociaż jeżeli chciałabyś zamieszkać, to może jednak mnie uprzedź. – Uśmiechnął się lekko, pozwalając sobie zająć miejsce przy stole tuż po tym, jak wyciągnął dla nich bułkę paryską którą podzielił dla nich i wyciągnął też dla nich sztućce i talerze. – Nie dałbym rady znaleźć sowy po nocy dlatego wybacz, że nie napisałem do pani Skamander. Jeżeli byś więc chciała napisać, mogę się przejść na pocztę, a ja pokażę ci gdzie jest pergamin i papier. – Nie cierpiał sów i miał szczerą nadzieję, że w końcu przestaną wysyłać tymi ptaszorami listy, ale dla panny Bartius mógł się przejść. W końcu był gentlemanem.
- Nie przejmuj się. Nie wiem co się dokładnie stało, ale przede wszystkim cieszę się, że nic ci nie jest.
Richard Moore
Richard Moore
Zawód : Budowlaniec, złota rączka
Wiek : 36
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler
There are no happy endings.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10538-richard-moore https://www.morsmordre.net/t10644-listy-do-rysia#322337 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f400-somerset-dolina-godryka-pustulka https://www.morsmordre.net/t10649-szuflada-r-m#322600 https://www.morsmordre.net/t11074-richard-moore#340919
Re: Kuchnia [odnośnik]04.09.22 22:23
7 czerwca (?) 1958
- Alfie. – Spokojne powitanie okrasił jednak uśmiechem, słysząc już z daleka uderzenia psich pazurków o drewno domowej podłogi. Mało kiedy miał okazję ostatnimi czasy spotkać się z kolegami i osobami, które widywał w wojsku. Wydawało się, że dni rozwlekały się, nawet jeżeli starał się pracować – niestety miał z tym co raz większy problem. Przy napływie co raz większej ilości ludzi do hrabstwa, osoby z magią zastępowały te, które nią nie władały. Było to w końcu szybsze, bardziej efektywne, więc oddzielony od kuzynów musiał liczyć się z tym, że będzie prędzej czy później musiał wynieść się z tego miejsca. Chciał więc korzystać z obecności w Dolinie póki się mógł nią nacieszyć.
Nie pomijając oczywiście faktu, że bardzo lubił Alfiego i Precla w duecie, oglądając, jak ten drugi niestrudzenie domaga się uwagi i miłości, ten pierwszy zaś spogląda na włochatego szczura jakby kwestionował wszystkie swoje życiowe decyzje.
- Wejdź. Powiedziałbym, że mogę cię czymś ugościć, ale byłoby to kłamstwo. Może jednak chcesz coś zjeść? – Jedzenia ledwie mu starczało dla siebie i dla psa, co było dodatkowym motywem aby jednak ubłagać Billy’ego, by ten poprosił mu zamieszkać gdzieś, na chwilę chociaż, przynajmniej dopóki nie zakupi sobie jakiegoś małego domku, nawet jednoizbowego. Wychowany w większości w wojsku nie miał w końcu problemów z tym, aby jednak ograniczyć sobie przestrzeń, nie posiadając żony ani dzieci nie martwił się o nikogo poza Preclem. A Dolina nie straci.
- Powiedz, co u ciebie. Coś ciekawego się dzieje? – Niemal zapytał go, czy ma jakieś zlecenia, ostatecznie jednak rozmyślając się na ten temat i nie skupiając się przykrych kwestiach, raczej na tym, że mógł spotkać się z Alfredem. Zastanawiał się, czy nie powinien załatwić jeszcze jednej rzeczy teraz, bo w końcu lepiej teraz niż później. – Wchodź w ogóle, mam coś dla ciebie. – Przeszedł w kierunku salonu, mając nadzieję, że Summers wie aby podążać za nim.
Otworzył jedną z szuflad przy biurku, grzebiąc chwilę pomiędzy papierami, wyłuskując w końcu z teczki prawo jazdy i podając je Alfredowi.
- To dla ciebie. – Tymczasem Precel już dosadnie obskoczył Alfiego, czekając na pieszczoty.
Richard Moore
Richard Moore
Zawód : Budowlaniec, złota rączka
Wiek : 36
Czystość krwi : Charłak
Stan cywilny : Kawaler
There are no happy endings.
Endings are the saddest part,
So just give me a happy middle
And a very happy start.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Charłak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t10538-richard-moore https://www.morsmordre.net/t10644-listy-do-rysia#322337 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f400-somerset-dolina-godryka-pustulka https://www.morsmordre.net/t10649-szuflada-r-m#322600 https://www.morsmordre.net/t11074-richard-moore#340919
Re: Kuchnia [odnośnik]13.09.22 0:57
siódmy czerwca


- Cześć, Dickie - chropowaty głos wydostał się spomiędzy warg, które drgnęły w delikatnym uśmiechu. Nie pamiętał kiedy ostatni raz widział się z Moore'm, ale po serii pierwszych spotkań, wplątywania się w nieoczekiwane sytuacje i napięciu, potrzebował spotkania z kimś, kto wiedział i co najważniejsze akceptował wszelkie ułomności Alfiego, kogoś, komu nie musiał się z tego spowiadać. Richie był jednym z niewielu towarzyszy broni, którzy razem z nim dotarli do brytyjskiego brzegu i z którym nadal miał kontakt. Na pierwszy rzut oka różnili się niezmiernie. Dickie dużo lepiej - przynajmniej patrząc na jego zachowanie - poradził sobie z przywiezionym do domu bagażem. Fred nadal dźwigał swój, z coraz większą trudnością stawiając następny krok.
Jeżeli zaś chodzi o towarzysza Richarda, to miał nadzieję, że mała kulka energii nie obrazi się za jego powściągliwe zachowanie. Pocieszeniem dla czworonoga mógł być jedynie fakt, że z podobną rezerwą Alfie podchodził do większości rzeczy w swoim życiu.
- Daj spokój, woda wystarczy - doskonale przecież rozumiał co to znaczy mieć pustą spiżarkę. On sam dwoił się i troił aby zapełnić produktami kuchnię Summersów, a nie było to łatwym zadaniem. Nawet jeżeli ojciec również starał się pracować. Dlatego szklanka wody z kranu będzie i tak wystarczającym gestem gościnności ze strony Moore'a.
Coś ciekawego się dzieje?
- Wczoraj spotkałem się z Lawrencem - odparł, a w każdej sylabie słyszalna była ulga. Jakby chociaż jakiś mały skrawek tego balastu obciążającego jego ramiona zniknął, pozwalając się ugiętej sylwetce na podniesienie się. Zapewne Richie wiedział, że Bezksiężycowa Noc podzieliła Summersów i od tej pory niezmordowanie szukał reszty rodzeństwa po całym kraju. - Nadal jeszcze nie wiem, gdzie są bliźniaki - tu skrzywił się, a naturalna już dla niego gorycz powróciła. Wypuścił powietrze z nozdrzy ciężko, jakby miało mu to ulżyć. Przegarnął palcami włosy do tyłu. - A ty? Jak sobie radzisz? - zagadnął. Obaj byli w wojsku, ramię w ramię maszerując z ciężarem karabinu na piersi i nadzieją w sercu.
Ściągnął brwi w konsternacji, ale posłusznie podreptał za Moore'm do jego salonu, gdzie ten wręczył mu jakiś skrawek papieru. Czując psie łapy na swojej łydce, ukucnął, a palce zatopiły się w sierści za jego uchem. Spojrzał niezrozumiale na to, co wręczył mu Rich. - A skąd ty to masz? - zagadnął, patrząc na mężczyznę nieco niezrozumiale. - Dzięki - zreflektował się po chwili.
Alfie Summers
Alfie Summers
Zawód : pracownik drukarni
Wiek : 35
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Kawaler
milczę jednaki w burzach - w znieruchomieniu - ruch.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t11093-alfred-summers#341784 https://www.morsmordre.net/t11426-korespondencja-alfiego https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f428-somerset-dolina-godryka-zapiecek https://www.morsmordre.net/t11140-alfred-summers#342750
Kuchnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach