Wydarzenia


Ekipa forum
Przed domem
AutorWiadomość
Przed domem [odnośnik]08.10.23 18:02
First topic message reminder :

Przed domem

Teren przed domem, swoiste podwórko, jest raczej niewielki. Linia lasu jest niemalże na wyciągnięcie ręki, wysokie drzewa skutecznie odcinają większość światła, pogrążając chatę w wilgotnym półmroku za dnia i w prawdziwie aksamitnej czerni podczas nocy.
Przed chatą znajduje się krótka, zaniedbana ławeczka, a parę kroków dalej znaleźć można zbutwiałą i starą tabliczkę z napisem: "naprawdę wolałabym, żebyś nie przychodził".
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Przed domem - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Przed domem [odnośnik]05.05.24 18:38
Jego pierwszą myślą było, że brak pożywienia, zamiast mąki, rozsądniej rozwiązałaby pieczona baranina, wszak cała owca wystarczyłaby samotnej kobiecie na długo, ale jakowaś tajemnicza siła bijąca prosto z serca - być może skołowana nadaniem jej imienia, na dodatek całkiem ludzkiego - przetłumaczyła mu, że tę uwagę powinien jednak zachować dla siebie. Mimo wszystko trochę ją też rozumiał, podobnie jak ona bardzo cenił sobie święty spokój, choć w przeciwieństwie do niej rzadko tęsknił za rozmową. Mieszkała sama, a dobroć jej serca wielu mogłoby nadużyć, tutaj Prima była bezpieczna jak nigdzie. Usiłując przedrzeć się przez ten las dostrzegł, ile zagrożeń czyha tu na strudzonych wędrowców - dostać się do jej chaty nie było mu wcale łatwo, choć dokładnie przetłumaczono mu drogę. W leśnych znakach nietrudno traciło się rachubę. Znużone powieki opadły, pozwalając odpocząć oczom, kiedy słuchał opowieści o tutejszym  folwarku. Niewiele mówił, tym bardziej nie pytał, jego ciało powoli przyjmowało wolność. Wolność, na której problemem mogła być samotność i za cicho becząca owca. Miał więcej szczęścia niż rozumu. Dzięki niej - na tej wolności prawie stał już obiema nogami. Odpocznie, jak mówiła, ruszy w dalszą drogę. Dotrze do Ottery. To, co za sobą zostawił, musiało zniknąć bezpowrotnie, ale - mimo wszystko - wciąż miał do czego wracać. Kiwał głową, przyjmując detale transakcji, powtarzając w myślach informacje, które będą mu potrzebne, żeby odzyskać porwaną królewnę.
Uniósł ku niej spojrzenie dopiero, gdy wypowiedziała nazwisko Tonksa. Złego licho nie bierze, ale to były dobre wieści - pierwsze takie, pewne, od dawna. Williamson, ten był jak śliski kot, zawsze spadał na cztery łapy. Diggory milczał niepokojąco długo, opuścił spojrzenie. Więcej nazwisk nie usłyszał i choć nie znaczyło to jeszcze złych wieści, zasiało naturalne ziarno niepokoju. Istniała szansa, że ktoś tu trafi, chwycił się tej myśli, obserwując posklejane strąki wpadające do wiadra. Nie widział lustra od kilkunastu miesięcy i wcale nie śpieszyło mu się do tego widoku. Włosy nawet nie wyglądały jak jego, więc nie czuł, jakby były jego. Przypominały zmierzwione i wytarte futro ścięte z dawno martwego lisa. Może tym już był, martwym lisem. Świat żywych opuścił dawno temu.
Wpatrywał się w martwy punkt przed sobą, słuchając jej wieści, słuchając o tym, jak wyglądała teraz okolica. Z perspektywy kogoś, kogo ominęły ostatnie miesiące, nie brzmiało to dobrze, ale ona wydawała się pocieszona i pogodzona, bo incydenty w tym czasie stały się już codziennością. To niezwykłe, jak szybko człowiek potrafi dostosować się do nowej sytuacji.
- Co się dzieje... w Staffordshire? - spytał, nie rozumiejąc porównania. Mieli tamtędy wędrować, ale jego oprawcy zawrócili nagle. Nie wiedział, dlaczego, ale przypomniała mu teraz tę chwilę.
Położyła dłoń na jego ramieniu delikatnie, nie odwrócił się, słysząc płynący nad ramieniem miękki szept. Kim właściwie jesteś, znachorko? Znała cenę, rozumiał jej słowa, choć nie pytał dalej, nie chcąc prowokować pytań, na które sam nie był gotów odpowiadać. Znała tę cenę, a mimo to wyglądała dziś na silną i o siłę innych walczyła. Zamknął oczy, uciekając pamięcią do współwięźniów, których zostawił tam za sobą. Rozkaz był jasny, nie oglądać się na nich. Nie oglądać się na nikogo.
- W końcu... zostanie... zapomniana - cena. Przez nią, przez niego, przez innych. W końcu nadejdzie chwila, w której czarodzieje nie będą musieli dłużej jej płacić. - O to... walczymy. - My, Zakon Feniksa. Była jego częścią. Płomień ognistego ptaka wciąż płonął i to było teraz dla niego najważniejsze. - Dziękuję - odpowiedział tylko, chciałby móc odmówić tej propozycji, zapewnić ją, że podoła sam, ale nie miał pewności, czy podoła. Był słabszy, niż mu się wydawało. Od ich dobroci zależeć mogły jego losy, choć ta pomoc mogła ich wiele kosztować. Był wdzięczny. Chłystki, o których mówiła, nie byli tymi, którzy go szukali, ale nie wiedział, jak mógł wyglądać teraz przepływ informacji. Grupa niedoświadczonych młokosów nie mogła mu zagrozić, kiedy był w pełni sił. Ale teraz - teraz nawet oni mogliby go z łatwością pojmać.
- Cały ten... chaos... musi być rajem... dla takich wymoczków - rzucił, może do niej, może już do siebie, dziś jeszcze łatwiej niż dawniej było zagubić się w rzeczywistości i pozwolić przejąć nad sobą kontrolę instynktom. Świat stanął na głowie, tym, którzy nie potrafili żyć jak ludzie, los zesłał utopię. Mogli robić, co chcieli, kraść i zabijać, co chcieli, a szansa, że kiedykolwiek za to odpowiedzą, wydawała się bardzo niewielka. Długo podróżował z bandytami. Widział, jak krwawi, bezduszni i bezczelni potrafili być. Ale prawo silniejszego miało dwa końce, jeśli oni nie złapią go w drodze teraz, on odnajdzie ich, kiedy dojdzie do siebie. Słowa czarownicy rysowały ponury obraz kraju, dopił napar w kubku kilkoma zachłannymi łykami. Poczuł ciężar na głowie, wilgotny, nie był pewien, czy to maść, opatrunki, czy szmatka. Nie ruszał się, nie chcąc tego strącić, nie zamierzał utrudniać jej i tak ciężkiej pracy. Wzrok pozostał ponuro utkwiony w wypełnionym resztkami wiadrze. Na lisa było tego za mało. Może zając. Rudy zdechły zając wrzucony do wiadra mógłby wyglądać podobnie. Zapach też musiał być podobny, choć tego nie czuł. - Wszystkich dotąd... zwiodły... błędne ognie? - spytał, bandyci, grasowali w okolicy, kradli, była tu dobrze ukryta, nie mieli po co pełzać niebezpiecznym lasem, kiedy mogli po prostu chodzić drogami. Ta kryjówka miała szansę być dla niej spokojną na długo.
- Trzeba się... legitymować... w podróży?  - Był już poza światem, kiedy wchodziły nowe rozporządzenia. - Czym? - I tak nie miał niczego - ale musiał być gotowy. Może zdoła coś dostać w mieście. Cokolwiek, nie wiedział.
Pochylił głowę, nieznacznie, nie dając opaść szmacie, z szacunku do zmarłych, o których mówiła. Ile takich historii trwożyło dziś serca? Co stało się z ludźmi, z czarodziejami, którzy tak niedawno żyli tutaj normalnie, jak to możliwe, że tak wielu z nich zamieniło się w potwory? Jej konkluzja była straszna, tak jak strasznie było słyszeć, że dziś być może lepiej było być dzieckiem martwym, niż ocalałym.
- Sieroty... dorastają w świecie... który my im dajemy - rzucił, bez wyrazu, czy nie wszyscy byli za to odpowiedzialni? Za ogień, który trawił pola, za zasiany wiatr i zebraną burzę. Odwrócą losy świata, aż słowom Primy będzie się dało odmówić racji. Marnie słowa te brzmieć musiały w jego ustach, ledwie zdolnego powłóczyć nogą, ale wiara w nie pozostawała niezachwiana.
- Nie trzeba... ci z czymś... pomóc koło... domu? - spytał, oglądając się na nią. Jeśli i tak miał się u niej zatrzymać, nie zamierzał tylko dokładać jej obowiązków ani patrzeć, jak wokół niego pracuje. Może teraz ledwie łapał dech, ale dzięki niej wkrótce mogło być już tylko lepiej.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Przed domem [odnośnik]07.05.24 17:52
W Staffordshire był pogrom. Wrogie siły wdarły się na ziemię nagle i bez ostrzeżenia, zabierając za sobą życia, dobytki i nadzieje na względną normalność – mruknęła, powoli ocierając ostrze nożyc w zapaskę. Od brudu i zaschniętej krwi z włosów zaczynały się nieco zacinać, a nie chciała ryzykować i uszkodzić mu głowy. – Ale szczegółów nie znam, nie było mnie tam wtedy. Tutaj docierały tylko wiadomości niesione na skrzydłach sów na tyle sprytnych i wytrzymałych, by opuścić w porę region. Potem napłynęli także ci, którym udało się uciec. – Pokręciła głową i poprawiła okulary, wróciła do obcinania włosów. Początek roku nie zaczął się najlepiej. A ona, na wieść o tym, co stało się na innej ziemi, w innym hrabstwie, tylko mocniej zaszyła się w lesie, wtopiła się we własną samotność i chwiejne poczucie bezpieczeństwa, ledwo co odzyskane po ucieczce z obozu.
Uśmiechnęła się kątem warg, nożyce znów zgrzytnęły. Nie była pewna, czy kiedykolwiek będzie w stanie tak naprawdę zapomnieć. Pogodzić się z tym co zaszło, ułożyć to sobie w głowie – owszem, może kiedyś będzie potrafiła. Ale zapomnieć? Prima przymknęła na moment powieki, ale pod nimi rozlała się jedynie spokojna ciemność. Żadnych wspomnień. Żadnych obrazów, żadnych dźwięków. Nic ponad to, co oferowała trzeszcząca od mocniejszych podmuchów wiatru chata i kołyszący się za oknem las.
Walczymy o wolność. O to, by każdy czarodziej, bez względu na pochodzenie, mógł cieszyć się przywilejem nauki magii. Walczymy o przyszłość bez prześladowań. Walczymy także o wiele innych rzeczy, ale czy wśród nich jest zapomnienie? – zadumała się, a nożyce przecięły powietrze, jakby czarownica nie potrafiłą zdusić odruchu zaciskania dłoni na trzymanym przedmiocie. – Wydaje mi się, że nie, cny rycerzu. Wydaje mi się, że zapomnienie to coś, czego los nam poskąpi, jednocześnie zsyłając łaskę adaptacji i solidną smycz. Wydaje mi się także, że część z nas na tej smyczy zapnie swoje demony i pozwoli im trwać, podczas gdy inni – zwolnieni ze służby wojennej, pozbawieni z nagła celu – pozwolą, by smycz zamieniła się w pętlę.
Odłożyła nożyce na blat i wytarła dłonie w zapaskę, wolnym krokiem odchodząc w stronę blatów części kuchennej. Kierowana odruchem wyjrzała przez okno wychodzące na niewielką studnię, oparła się o parapet, by spojrzeć przez szkło pod innym kątem, gdzieś ponad korony drzew. Zapowiadał się ładny dzień. A w ładny dzień nie powinno rozmyślać się o tym, czego zmienić nie można, bo należy do przeszłości.
Ja nie zapomnę – powiedziała cicho, jakby do siebie, wciąż błądząc przy tym spojrzeniem po koronach drzew. – A każda pobudka z koszmaru zawsze będzie wyglądać tak samo: jak skok do lodowatej wody. – Odsunęła się od okna i przeniosła wzrok na swojego gościa; jej spojrzenie zdawało się być lekko nieobecne. Mrugnęła raz, potem drugi, w końcu pokręciła głową. Nie miała już więcej nic do dodania.
Och, jak najbardziej – potaknęła żywo, zajrzała do chlebaka i wydobyła z niego okryty płóciennym workiem kawałek chleba. – I korzystają z tego raju ile sił w rękach i mocy w różdżce. Ale kiedyś role się odwrócą. Kiedyś słońce wstanie dla nas. – Uśmiechnęła się nagle; ciepło i promiennie, a dłoń ujęła ząbkowany nóż. Prima ukroiła dwie solidne kromki, nim wypłynął temat ogników. Zadumała się wtedy znowu, przygryzła policzek od wewnętrznej strony.
Las jest żywy. Słyszysz, jak szumi? – Przechyliła głowę w bok, obserwując go przy tym z nieodgadnioną miną. – Dba o tych, którzy dbają o niego, a ogniki są tego przejawem. Mówi się, że tej części, Lisiego Boru, strzeże zjawa nazywana duchem lasu, a ogniki to dusze tych, którzy zbłądzili na ścieżce i nigdy nie opuścili puszczy. Są przestrogą. Złym znakiem, ostatnim ostrzeżeniem dla wszystkich gości. – Ostatecznie wzruszyła ramionami, rezygnując z prób wyjaśnienia sytuacji. Niektórych rzeczy nie dało się objąć słowem. Przeniosła wzrok na wiadro, potem uniosła go, prześlizgnęła się po strudzonej sylwetce czarodzieja. – Las jest żywy i szumi w rytm uderzeń serca – powtórzyła, spoglądając na niego mocniej, pewniej. – I pozna lisa, nawet kiedy ten stracił futro.
Żaden ognik nie zwiódłby stworzenia szukającego tu schronienia.
Zbliżyła się do niego znowu, tym razem sięgając po okrywającą skórę głowy szmatkę. Docisnęła ją delikatnie do podstawy czaszki, potem w miejscu za uszami, ostatecznie kończąc ruch na skroniach. Brud w kolorze rdzy rozmiękł, spływał mu po karku.
Tak. Jakiś czas temu pojawiła się komisja rejestracji różdżek. Trzeba było podać tam swoje dane, udowodnić, że jest się na tyle czystym, by zostać uznanym za czarodzieja, a nie za element rynsztoku, który trzeba wyeliminować. Początkowo panowało przekonanie, że dokumenty potrzebne są tylko wtedy, gdy ktoś chce się przedostać do Londynu, ale potem okazało się, że przedstawiciele magicznej policji legitymują kiedy im się podoba i gdzie im się podoba. Dlatego trzeba rozważnie planować swoje ruchy. Zwłaszcza na ziemiach pozostających pod wpływem wrogich rodów.
Przetarła mu skórę raz, potem przepłukała szmatkę i ponowiła ruch. Nadal nie była to pierwsza świeżość, ale na pewno czystsza skóra głowy stanowiła miłą odmianę od tej zeschniętej skorupy, którą miał do tej pory. Prima potarła czoło wierzchem dłoni, znów nad czymś dumając.
Pomóc ci z brodą? – spytała wprost, choć nie była pewna, czy bliskość brzytwy nie będzie dla niego nie do przejścia. Nie po tym z czego uciekł. Już przy rozcinaniu koszuli widziała, jak spinał mięśnie, jak mocno skupiał się nad tym, by nie zareagować jak zaszczute zwierzę. – Czy wolisz spróbować sam?
Pozostawiła go z tym pytaniem, znów odchodząc w stronę części kuchennej, choć tym razem jej celem było palenisko i zagrzebany w żarze żeliwny garnek z zupą. Rozgrzewał się tam już od dłuższego czasu, odkąd tylko pojawiła się w kuchni skoro świt.
To prawda – potaknęła na słowa o sierotach. Sięgnęła po czystą szmatkę przewieszoną przez rączkę szuflady i złapała za uszka garnka. – A teraz dajemy im świat rozerwany poglądami i wojną. Walczymy o lepsze jutro, ale nie zmienia to faktu, że rzeczywistość osieroconych dzieci rozgrywa się tu i teraz – zerknęła na niego przez ramię, podniosła garnek – a nie każdemu dziecku da się pomóc. Nie dla każdego znajdzie się ciepły kąt i miska zupy.
Gar trafił na drewnianą podkładkę. Prima skontrolowała zawartość upijając nieco z lipowej chochli, kiwnęła głową z uznaniem. Nawet mimo ubogiego arsenału przypraw i produktów, wciąż potrafiła wyczarować coś z niczego. Sięgnęła na palcach po dwie miski.
Najpierw posiłek, cny rycerzu – odparła ciepło, z iskierkami wesołości w głosie. – Potem sen. A na koniec sprawy obejścia, podwórka i lasu. Znajdę coś w czym przyda mi się pomoc. – Zupa chlusnęła cicho, wypełniła ceramiczną miskę po same brzegi. Prima ostrożnie doniosła ją do stołu i ustawiła przed Brendanem. Z kieszonki w spódnicy wydobyła łyżkę – ta spoczęła na blacie – zaraz przyniosła też dwie ukrojone wcześniej kromki chleba i drugą miskę, choć nie tak pełną.
Proszę bardzo, smacznego. Ciepły posiłek dobrze ci zrobi.


świeć nam żywym, świeć umarłym


Prima Lovegood
Prima Lovegood
Zawód : wiedźma z lasu, alchemiczka
Wiek : 38
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa

śnią mi się wilki
i śni mi się krew

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 35 +8
UZDRAWIANIE : 1
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t11773-prima-howell#363431 https://www.morsmordre.net/t11803-dybuk#364592 https://www.morsmordre.net/t12230-prima-lovegood#376594 https://www.morsmordre.net/f405-lancashire-lisi-bor-chata https://www.morsmordre.net/t11805-skrytka-bankowa-nr-2547#364597 https://www.morsmordre.net/t11804-prima-howell#364594

Strona 2 z 2 Previous  1, 2

Przed domem
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach