Wydarzenia


Ekipa forum
Gorzki smak dorosłości
AutorWiadomość
Gorzki smak dorosłości [odnośnik]18.01.24 19:20
Nie, nie wyglądała jak przestraszone zwierzę, które ze wszystkich się stara się znaleźć drogę ucieczki. Nie, nie było też tak, że jej wzrok jasno sugerował, że jeżeli ktoś ośmieli się podejść zbyt blisko, to spotka go długi i bolesny koniec. Constans zbyt dobrze znała swoje obowiązki i to, czego się wobec niej wymaga. Nigdy nie przyniosłaby swojej rodzinie wstydu zachowując się niczym rozpuszczone dziecko. Zresztą jeśli ktokolwiek sądził, że wśród rówieśników mógł pozwolić sobie na chwilę wytchnienia, to prawdopodobnie był to jeden z jego pierwszych i ostatnich błędów w towarzyskim życiu angielskiej arystokracji. Po prostu stała, stała wśród tłumu tych, których znała całe życie i tych, którzy byli jej zupełnie obcy. Czekała aż ten wieczór w końcu się skończy. Kolejny spęd, na którym dorośli omawiali swoje ważne sprawy a młodzi ukrywający się w jednym z dawno nieużywanych saloników, badali granice tego co im wolno. Chodź dopiero drugi raz uczestniczyła w podobnym wydarzeniu, to i tak czuła ogromna zmęczenie. Czym faktycznie ten dzień różnił się od kolejnych urodzin którejś ze starzejących się ciotek czy ślubu, którego żadnego z państwa młodych nie chciało? Poczucie wyższości, zwłaszcza wobec ludzi o tej samej pozycji co ona była dla Constance z czymś zupełnie obcym. Pomimo że wciąż się uśmiechała, wciąż potrafiła się śmiać i rozmawiać o rzeczach, o których rozmawiała już tysiące razy, to z każdą chwilą kiełkowało i rosło w niej przeczucie, że jest od nich lepsza. Dobrze wiedziała, że gdyby miała w dłoniach swój łuk zmiotłaby z powierzchni ziemi wszystkich tych młodych lordów, którzy tak ochocza chwalili się umiejętnościami szermierskimi. W życiu były też znacznie ważniejsze sprawy niż najmodniejsze kolory sukien czy nowa bransoletka, buty i torebka. Czyżby zaczęłaś się starzeć zanim jeszcze dorosła? Kolejny wybuch radosnego śmiechu, który odbijał się od ścian. Czy to nie smutne, że tak właśnie będzie wyglądało jej życie już do końca? Za parę lat zmieni tylko nieużywane salonik na główną salę. Gdzie wśród innych szacownych matron będzie rozmawiała dokładnie o tym samym przeplatając to jedynie jakimiś drobnymi wzmiankami o jej własnych dzieciach. Miała ochotę wyjść, znaleźć jakieś miejsce, w którym nikt jej nie zobaczy i nikt nie usłyszy i zacząć krzyczeć. Nie rozumiała tych wszystkich okropnych myśli, które bez ustanku pojawiały się w jej umyśle. To wszystko wydawało się przerażająco obce. Zupełnie jak gdyby ktoś wdarł się do świadomości młodej czarownicy i narzucił myśli, które nie były jej. Przecież kochała swoje życie, kochała swoją rodzinę i bez słowa skargi zawsze przyjmowała to co dawał jej los. Teraz wszystko wydawało się pozbawione znaczenia, a przez co jeszcze bardziej było irytujące. Czyjaś znajoma ręka wyrwała ją ze stanu zamyślenia informując ze śmiechem, że idą znaleźć jakieś ciekawsze miejsce. Oczywiście było to jednoznaczne z informacją, że Constance powinna ruszać za nimi. Chciała to zrobić ale gdy otoczyła ją błoga cisza poczuła tak ogromną ulgę, że jej ciało odmówiło ruszenia za towarzyszami. Stała tak licząc uderzenia własnego serca, w końcu jednak musiała stąd wyjść. Ruszyła w stronę drzwi gdy kątem oka zauważyła błyszczący przedmiot na jednej z szafek. Chwyciła w dłonie srebrną piersiówkę doszukując się na zdobiących ją ornamentach znaku, który zdradziłby właściciela. Czy jednak na pewno miało to znaczenie? Dużo ważniejszą informacją wydawał się jej ciężar, który sugerował, że jest wypełniona przynajmniej w połowie. Constance zacisnęła na niej długie palce, nawet się nie zawahała gdy chowała ją do torebki. W końcu wyszła kierując swoje kroki tam skąd nie dochodził żaden dźwięk. Udało jej się dotrzeć do ogrodów. Usiadła na jednym z murków zupełnie ignorując fakt, że wieczorna rosa z pewnością zostawi plamę na sukni. Jedyny alkohol, jaki do tej pory piła to rozcieńczone wino. Constans od zawsze była tym dobrym dzieckiem, ty niesprawiającym kłopotów tym które przede wszystkim dbał o innych, a dopiero później o siebie. Jednak zawartość naczynia, które trzymała w dłoni wydawało się nagle lekarstwem na całą tę wściekłość, którą tłumiła w sobie. Może wystarczył łyk lub dwa i nagle będzie tak samo szczęśliwa jak wszyscy ci, od których towarzystwa uciekła. Odkręciła korek i niepewnie powąchała zawartość. Wzięła głęboki wdech, by dodać sobie odwagi i zaczerpnęła zdecydowanie za dużo łyk. Paląca substancja spłynęła do po gardle wywołała niemal natychmiast atak kaszlu. Gdy w końcu udało się jej uspokoić uniosła lekko brwi. Zaskoczona całą sytuacją rzuciła do siebie. - Ja chyba oszalałam. - Mimo to pociągnęła kolejny łyk, mając nadzieję, że może za drugim razem będzie smakowało nieco lepiej i w końcu zacznie doceniać to, cokolwiek ludzie wiedzą w tym przeklętym przez bogów napoju.
Constance Flint
Constance Flint
Zawód : żona i matka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Ludzie garną się ku sobie, ponieważ wzajemnie siebie się obawiają.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t12005-constance-flint https://www.morsmordre.net/t12009-maeve#370703 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f327-leicestershire-charnwood
Re: Gorzki smak dorosłości [odnośnik]26.01.24 15:47
Palec na muśniętych czerwienią ustach miał ściszyć jej z trudem tłumiony chichot, gdy znikali w jednym z przyciemnionych bocznych korytarzy. Śliczna debiutantka wydawała się jedną z tych, które przyciągały spojrzenia licznych kawalerów, choć może niekoniecznie przez wzgląd na bystry umysł lub zdolność przeprowadzenia ciekawej dysputy, przynajmniej nie takiej, w trakcie której wypowiada się słowa. Oglądał się przez ramię, plotki o jego nieczystych intencjach zdążyły się rozpierzchnąć, choć niewątpliwie nie na tyle, by dotarły do uszu dziewczęcia stawiającego pierwsze kroki na dorosłej szachownicy wyścielające salony ich rodziców, wolałby też uniknąć nadmiernej uwagi własnej rodzicielki. Spięte w koku złociste włosy odsłaniały łabędzią szyję młodej panienki, kuszącą delikatnością skóry i słodyczą zapachu perfum, jego palce przesuwały się po niej zachłannie, gdy tracili dech w zakazanych pocałunkach. Katastroficzna możliwość nakrycia przez starszyznę dodawała tej schadzce kuszącej pikanterii, ale ich kroki i tak prędko powiodły na zewnątrz, gdzie wydawało się być ciemno i cicho, a nade wszystko pusto. Skradziona po drodze butelka szampana pobłyskiwała w jego dłoni, choć zaczerwienione policzki dziewczęcia zdradzały, że wypiła już dość, by wzbudzić niezadowolony grymas własnej matki. Biegli oboje, lekko i wolno, by nie zdradzić się z podstępem, pociągnął ją do zacisznych ogrodów, znając ich tereny lepiej od niej, na zewnątrz mogła już chichotać, ale wciąż wstrzymywała wymykający się z ust perlisty śmiech - dźwięcznie wypełniający ogrodową ciszę. Zwiedzał je już z innymi dziewczętami, słyszał też od innych, starszych od niego synów lordów, gdzie można ukryć się na chwilę lub dwie. Drobne palce jej dłoni rozluźniały wiktoriańskie wiązanie krawata, druga wplatała się we włosy, a jego oszałamiał zapach jej skóry, ciepło ust i blask spojrzenia, nachylił się nad jej ramieniem, by wyszeptać poemat spisany niegdyś z myślą o szkolnej jeszcze piękności, lecz wtedy - nagle - panienka pisnęła głośno i odepchnęła go ze zdecydowaniem. Zdezorientowany usiłował ją zatrzymać, uciszyć, ale w jej oczach iskrzyło przerażenie, wyślizgnęła się z jego objęcia i, zakrywając twarz skrytym w połach sukni wachlarzem, pobiegła na powrót w kierunku pałacu, a on obejrzał się za siebie - dostrzegając powód całego ambarasu. Nie byli tutaj sami, dziewczę musiało przerazić się możliwością rozpierzchnięcia się nieprzyzwoitych plotek, wielce przecież szkodliwych w szczególności przy pierwszej prezencji. Westchnął ze zrezygnowaniem - a może lekkim zawodem - odprowadzając ją spojrzeniem, tego wieczoru nie będzie chciała już pokazać się w jego towarzystwie. Może za kilka kolejnych kieliszków, upił łyk szampana z gwinta.
Obejrzał się na niespodziewane towarzystwo - w półmroku nie widział dokładnie jej rysów twarzy, choć zdawało mu się, że dotąd nie mieli ze sobą ni mniejszej ni większej przyjemności. Odwrócił się na pięcie, z zamiarem obdarzenia jej nieproszonym towarzystwem.
- Podobno wszyscy jesteśmy tu szaleni - odparł, posłyszawszy jej słowa, nie zastanawiając się nad tym, do kogo były kierowane, ani też w jakim kontekście. Na widok piersiówki w jej dłoni uśmiechnął się samym kącikiem ust, krótkie spostrzeżenie, że najpewniej faktycznie szukała tu samotności, nie zbiło go z tropu. Wino szumiało też w jego głowie, przystanął obok, wsparty plecami o cokół rzeźby półnagiej rusałki. - A oni - odparł, kiwając na budynek trzymaną butelką alkoholu - najbardziej - oznajmił z teatralnym niemal przekonaniem, jakby zdradzał jej sekret, którego nikt inny nie znał; nie ściszał głosu, był pewien, że nikogo tu nie napotkają. Przykre zbiegi okoliczności nie zdarzały sią parami, a raz już spotkał go zawód. Z nonszalanckim ociąganiem wysunął spod czarnej szaty papierośnicę, wpierw spoglądając na nią pytająco, potem wyciągając srebrne puzderko w jej stronę, niejako chcąc ją przekonać do podjęcia słuszniejszej decyzji.
- Pewnie nie przycinasz róż - zastanowił się na głos, owiewając spojrzeniem okolicę, nikogo poza nią nie widział, choć o tym, że nie była ogrodniczką, świadczyło więcej, niż brak nożyc w rękach. - Szukasz oddechu, pani? - Czy może odwagi, pytało jego spojrzenie błądzące po piersiówce, zadziorne spojrzenie odnalazło jej źrenice, nie było w nim speszenia, które winien przecież teraz czuć, nie było w nim zmieszania, a dłoń nie sięgnęła nawet rozchełstanego kołnierza ni zmierzwionych włosów. W jego spojrzeniu pobłyskiwała dekadencka psota niewłaściwa sytuacji ni trochę.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gorzki smak dorosłości 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Gorzki smak dorosłości
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach