Wydarzenia


Ekipa forum
Bar
AutorWiadomość
Bar [odnośnik]10.09.15 1:32
First topic message reminder :

Bar

★★
Kontuar z trunkami, przy którym od wielu dekad rządzi pomarszczony już barman, o wybrakowanym uśmiechu. Niezależnie czy jesteś strudzonym pracownikiem Ministerstwa, czy może masz wygląd rzezimieszka, który wyrwał się poza Nokturn, a może dopiero co dowiedziałeś się o zdradzającej żonie, Tom znajdzie odpowiedni alkohol dla ciebie, a także czasami zaproponuje jeden z pokoi na piętrze. Skrupulatnie dba o to, by nieletni dostali co najwyżej kremowe piwo.  
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:18, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar - Page 10 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Bar [odnośnik]01.05.18 18:08
Uwaga barmana dotycząca mugoli wyraźnie go zaalarmowała. Nie uniósł się nagle, nie wykonywał żadnych niespodziewanych ruchów, nie został nagle sparaliżowany. Nie był też oburzony, ani nie wyglądał na zdziwionego lub zaskoczonego takimi słowami. Przyjrzał się jedynie czarodziejowi. Krótko i uważnie. Jak gdyby w mignięciu oka chciał wychwycić z jego twarzy wszystkie emocje. Ta drobna informacja postawiła nad Lukem czerwony wykrzyknik, znak mówiący: „trzeba uważać na to, co się mówi”. Anthony uśmiechał się jeszcze chwilę, by następnie chwycić za szklankę i dopić do końca whisky. Potrzebował jakiegoś łagodnego, niezauważalnego przejścia. Potrzebował sposobu, w którym i barman byłby zadowolony z jego reakcji, i on sam. Chciał być jak najbardziej „naturalny” i jednocześnie musiał jakoś zbić uśmiech ze swojej twarzy, tak żeby było to dyskretne i niezauważalne. Wiedział już, że ma do czynienia z kimś, kto nie był przychylny mugolom, nie wiedział jeszcze tylko w jakim stopniu… a szczerze powiedziawszy, nie chciał się przekonywać. Dodatkowo, uwaga ta, szczególnie będąc delikatnie pod wpływem alkoholu, przypominała mu o dawnej, niezabliźnionej jeszcze ranie z przeszłości. Ranie, która mocno odcisnęła piętno na jego życiu.
Są ciekawe – dodał, odnosząc się do żelków, nie chcąc skupiać się na tej kwestii, że zostały wynalezione przez mugoli. Natychmiast też próbował przenieść się na ten drugi, wygodniejszy dla niego temat, bo związany z jego pracą. – Taka mieszanka jest dość interesująca. Myślał pan nad czymś swoim? – Zapytał, zaraz przypominając sobie, że takie pytanie, szczególnie kiedy barman pracował, było wyjątkowo nieuprzejme i niegrzeczne. – To znaczy… – nie wiedział jak wywinąć się ze swojego nietaktownego podejścia. Westchnął głośno i nalał sobie whisky. Nie wiedział jak się wytłumaczyć. Miał więc nadzieję, że Luke nie weźmie go za jakiegoś „prowokatora” pytającego o możliwą przyszłość. – Pytam, dlatego że… trochę zajmuje się alkoholami – spróbował wyjaśnić. – A taki pomysł, to znaczy na żelki, wydaje się ciekawy. Ale głupio o tym rozmawiać tutaj, w takiej sytuacji.
Z drugiej strony… nie chciał nic proponować i zaczynać jakichkolwiek interesów. Z kilku powodów. Nie znał barmana, w dodatku teraz dowiedział się o jego nieukrywanym podejściu do niemugolskiej części świata… a to go trochę odrażało. Być może nie tyle odrażało, a odstraszało. Było to coś pomiędzy jednym a drugim. Jednocześnie chciał pozostać miłym klientem Dziurawego Kotła, ba nie tylko klientem, ale po prostu chciał być miły. Luke był wyjątkowo miły przez te kilka dni, nigdy nie zachował się źle, no i miał dobre podejście do pracy. Poza tym sam Anthony nie należał do grona osób konfliktowych. Może kiedyś, w młodości miał w sobie wiele bojowości, ale potem mu to przeszło, szczególnie po 1945 r. Od tego czasu był gdzieś pomiędzy, w zawieszeniu. Wracając do barmana… nie wiedział więc, co kryło się za tą niechęcią. To mogło być wszystko… dosłownie wszystko. Przeszłość, jakieś traumy, wychowanie, a na to przecież Anthony nie miał wpływu i nawet nie próbował. Przymknął na chwilę oczy, próbując odepchnąć natłok myśli ze swojej głowy.
Powinienem chyba pójść do siebie… Robi się zbyt tłoczno... –  Odezwał się, rozglądając się w tym samym czasie dookoła i spoglądając na zapełnioną i wyjątkowo głośną przestrzeń wokół siebie. – I… Przepraszam za tę niezręczność – dodał natychmiast, uśmiechając się na krótko. Miał na myśli to, że zaczął coś proponować, podczas gdy tak właściwie nie był do tego przekonany, w dodatku w momencie, kiedy Luke już pracował.
Macmillan zwyczajnie uciekał. Tak można było to nazwać. On sam nie wiedział jednak czy wygląda to jak ucieczka, czego nie chciał, żeby było to w ten sposób postrzegane, czy może bardziej w ten sposób jakby chciał pobyć w samotności. Chciał uciec, bo doskonale wiedział, że po alkoholu można od niego wydostać niemalże wszystko, w tym i jego stosunek wobec niemagicznego świata. Nie chciał natomiast wspaść w kłótnię z przypadkowym czarodziejem. W końcu i Luke miał prawo uważać cokolwiek mu się podobało, a Anthony’emu nie było nic do tego. Inna kwestia to, to że czasy też były wyjątkowo niebezpieczne, z tego co opisywała mu podczas podróży matka. Nigdy nie wiadomo było z kim ma się do czynienia, więc wolał nie wciągać się w długie dyskusje i narażać się na jakieś przypadkowe gumowe ucho z tłumu. Wyciągnął więc odpowiednią ilość pieniędzy i przesunął po blacie w stronę barmana.
Dzięki za whisky – dodał, chwytając za butelkę i szklankę. – Zwrócę nad ranem, jak ostatnio… Miłego wieczoru – chwycił jeszcze za swój dziennik i udał się na górę.

|zt


Каранфиле, цвијеће моје
да сам Богд'о сјеме твоје.
Ја бих знао гдје бих цвао,
мојој драгој под пенџере.
Кад ми драга иде спати,
каранфил ће мирисати,
моја драга уздисати
Anthony Macmillan
Anthony Macmillan
Zawód : Podróżnik i wynalazca nowych magicznych alkoholi dla Macmillan's Firewhisky
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Na zdrowie i do grobu
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Bar - Page 10 4d6424bb796c4f2e713915b83cd7690217932357
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5779-anthony-macmillan https://www.morsmordre.net/t5786-bato https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t5790-skrytka-bankowa-nr-1421 https://www.morsmordre.net/t5806-anthony-macmillan
Re: Bar [odnośnik]01.05.18 19:59
Fakt, że mężczyzna nie zareagował w żaden sposób na jego wzmiankę na temat mugoli zainteresował go. Specjalnie to powiedział, chcąc w ten sposób dowiedzieć się albo chociaż wyczuć jakie są jego poglądy na ten temat. To, że nie zareagował oznaczać mogło dwie rzeczy. Albo podzielał jego zdanie w tej kwestii, albo wręcz przeciwnie. W każdym razie nie ważne jakie były jego poglądy nie chciał mówić o tym głośno. Larson mu się kompletnie nie dziwił. W tych czasach i jeden i drugi pogląd był bardzo ryzykowny. Ten pierwszy dlatego, że było wielu czarodziei, którzy sprzyjali mugolom i nie akceptowali tych, którzy ich potępiali, a drugi dlatego, że ostatnimi czasy znikało sporo osób, które posiadały promugolskie poglądy. Sam Luke raczej nie obnosił się ze swoimi poglądami w tym temacie, dzisiaj zrobił to wyjątkowo.
Uśmiechnął się pod nosem w momencie gdy mężczyzna tak sprawnie zmienił temat. Nie miał zamiaru już go wypytywać o nic prywatnego. Skoro mężczyzna i tak mieszkał w pokoju na piętrze, możliwe, że będzie miał jeszcze okazję z nim porozmawiać.
- Niech się pan nie przejmuje. - machnął ręką z uśmiechem patrząc na niego - No kiedyś tam myślałem nad czymś swoim, ale potem stwierdziłem, że chyba wolę to zachować dla siebie. Rozumie pan, nie każdy jest zwolennikiem takich wynalazków. - powiedział z uśmiechem kiwając głową. - Zajmuje się pan alkoholami? No to mógł pan mówić wcześniej, nie podawałbym panu takich sików, tylko coś lepszego. - dodał po chwili patrząc na mężczyznę.
Słysząc słowa mężczyzny na temat tego, że będzie się zbierał uniósł wzrok i rozejrzał się po lokalu. Faktycznie, zrobiło sie naprawdę tłoczno, Luke nawet nie zauważył, kiedy przybyło mu klientów. Dla niego praca na pełnych obrotach za barem była na porządku dziennym, dlatego nie odczuwał tłoku w żaden sposób.
Po chwili wrócił wzrokiem w stronę mężczyzny. Milczał przez dłuższą chwilę w głowie analizując sytuację. Wcześniej wydawało mu się, że mężczyzna raczej jest zadowolony z rozmowy, jakby mógł się w ten sposób oderwać od męczących go myśli. Zastanawiał się, czy jego wzmianka o mugolach sprawiła, że nagle zmienił zdanie. Nie ukrywał, mężczyzna zmienił wręcz po mistrzowsku temat, umiał panować nad mimiką twarzy i emocjami. Od razu do niego dotarło, że może być mu ciężko coś wyciągnąć od mężczyzny, ale jednocześnie również uzmysłowił sobie jakie są poglądy mężczyzny na temat mugoli. Co prawda były to tylko jego domysły, ale wszystko na to wskazywało, że jego klient nie jest jakoś specjalnie przeciwny mugolom.
- Proszę się nie przejmować, naprawdę. - odparł spokojnie patrząc na mężczyznę z lekkim uśmiechem - A co do butelki, to proszę się nie przejmować. To tylko kawałek szkła, nic więcej. Życzę w takim razie miłego wieczora i do zobaczenia. - pożegnał mężczyznę skinieniem głowy.
Przez moment jeszcze odprowadzał go wzrokiem w stronę schodów, po czym pokręcił głową i rozejrzał się po sali.
- Luke skarbeczku, proszę jeszcze jedną herbatkę. - przy barze pojawiła się staruszka.
- Ależ oczywiście pani Halloway, już podaje. - odparł Larson, po czym wrócił już do pracy, nie przerywając już dzisiejszego wieczoru żadnymi innymi rozmowami z klientami.

|zt


Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.

Luke Larson
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 This is my game!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4583-luke-larson-w-budowie https://www.morsmordre.net/t4671-larson#100330 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f156-langley-st-25 https://www.morsmordre.net/t6739-skrytka-bankowa-nr-1184#175834 https://www.morsmordre.net/t4677-luke-larson#100364
Re: Bar [odnośnik]18.06.18 23:53
14 lipca

Nie odmówiła, gdy kilku znajomych z pracy zaproponowało wyjście, by odpowiednio ją pożegnać. Większość z nich nie uwierzyła jej z początku, biorą informacje o odejściu jako jeden z mało śmiesznych - a może śmiesznych tylko dla niej - żartów. Dopiero gdy daty na kartkach z kalendarza jasno świadczył o zmianie miesiąca - dopiero wtedy, zdawało się że uwierzyli jej naprawdę. Wtedy, gdy nie zauważali jej na przydziałach i kolejnych interwencjach. Czy tęskniła? Oczywiście, pracowała z tymi ludźmi od lat, byli jak wielka, dysfunkcjonalna rodzina, jednak doskonale wiedziała, ze wybrała dobrze. Że noce spędzone nad książkami i dnie gdy samotnie trenowała kolejne uroki nie pójdą na marne.
Wieczór dobiegał już końca i mimo, że był pełen uśmiechów i wspomnień, to nie upiła się mocno. Bardziej sączyła piwo, uśmiechając się lekko, na kolejną opowieść której była częścią. Ale nie umiała trwać w tym całkowicie. Jakaś część jej nie potrafiła oddać się całkowicie swobodzie, pozwolić pociągnąć, na kilka chwil wziąć głębszy oddech.
Zrobiło się później i miała już wychodzić, razem z ostatnimi ze znajomych, gdy dostrzegła Skamandera przy barze. Zatrzymała się marszcząc lekko brwi. Spojrzenie zlustrowało jego sylwetkę siedząca przy barze. Nos zmarszczył się, gdy myśląc rozważała wszystkie za i przeciw. W końcu pożegnała znajomych zostając sama. Musiała wyjaśnić pewną sprawę - a może zwyczajnie wrażenie. Sama nie była pewna czym dokładnie to było. Ale kilka kropel alkoholu dodawało jej odwagi, a ona sama miała już dość niedopowiedzeń. Dlatego ruszyła, prosto do niego, choć pewnie nawet się tego nie spodziewał.
- Dobrze, Skamander. - wydobyło się z jej ust zamiast powitania. Usiadła na stołku obok niego, skinieniem dłoni zamawiając sobie piwo u barmana. Dopiero wtedy odwróciła w jego kierunku spojrzenie, zawieszając je na nim, przez chwilę milcząc. Przez chwilę, a może zwyczajnie do czasu, gdy nie otrzymała kufla wypełnionego piwem. Upiła z niego łyk, odstawiając z lekkim stuknięciem na bark. - Jaki masz problem? - zapytała wprost, od razu, szybko. Tak, jakby zrywało się plaster. Sprawnie i szybko. Zamierzając znieść ból na raz.
Jaki masz problem, ale nie ogólnie - konkretnie do niej. Wiedziała, a może zwyczajnie czuła, że coś jest nie tak. Że nie darzy jej sympatią i nie musiał. Chciała wiedzieć chociaż dlaczego. Nie, nie zamierzała próbować tego zmienić. Zwyczajnie jednak, uważała że ma prawo wiedzieć.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Bar - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Bar [odnośnik]25.06.18 23:12
Ponad dwa tygodnie minęło od sabotażu w Ministerstwie, równo dwa tygodnie zaś od uroczystości upamiętnienia ofiar tej katastrofy i nieco mniej od zidentyfikowania Holly jako jednej z tych właśnie ofiar. To było szaleństwo i każdy sobie radził z nim na swój sposób. Samuel odsuwał się od ludzi i oddawał pracy ze zwielokrotnioną skutecznością. Anthony zaś potrzebował czegoś zupełnie odmiennego. Czuł potrzebę zatopienia się w tłum, w gwar codzienności, przyziemności. Oczyścić się ze szczerej nienawiści względem oprawców którą żył cały Departament. Uczucie to pragnęło zakiełkować i w nim samym. Wzbraniał się jednak przed tym, nie chcąc mieć zwichrzonych myśli bardziej niż powinien, nie chcąc w sobie pielęgnować iskry porywczości czy brawury. Bez tego nadużywanie legilimencji przychodziło mu z łatwością. Nie potrzebował dodatkowy bodźców.
Mając na uwadze powyższe z chęcią zaszył się dzisiejszego wieczoru w Dziurawym Kotle. Wierzchnią szatę złożył i przełożył przez oparcie wysłużonego barowego taboretu na którym rozsiadł się wygodnie. Zamówił czarne ale podejmując zaraz trywialną rozmowę z barmanem o anegdotach przewijających się przez przybytek w przeciągu ostatnich trzech dni. Gdy gości na sale przybyło i barman nie mógł poświęcić Anthonemu tyle uwagi ile ten potrzebował to wówczas auror znalazł rozmówcę w siedzącym obok prostym czarodzieju. Nieszczerze narzekał na swą narzeczona i szczerze szydził z sąsiada mieszkającego z nim drzwi w drzwi w tej samej kamienicy. Bardzo wierzył w to, że to właśnie on jest powodem tego, że raz na miesiąc jest zmuszony dokonywać debahanacji mieszkania. Zabawny człowiek.
Po kolejnych kuflach piwa i czasie Skamander chcąc nie chcąc został zmuszony do swojego własnego towarzystwa. Trzymająca się go trzeźwość potrafiła być mimo wszystko niekiedy utrapieniem. Dopijał właśnie resztkę ponurego piwa, kiedy niespodziewanie obok dosiadła się Justine. Zaskoczyła go. Znieruchomiał z przystawionym do ust piwem oczekując... czegoś? No właśnie. Nie był pewien. Uniósł brew gdy nonszalanckim gestem po swoim wejściu wywerny zamówiła piwo. Czekała na nie w ciszy. Anthony w tym czasie zaś postawił swoje na blat i również wyczekiwał jakiejś puenty w wygodniejszej pozycji. I tak sobie czekali. Nie wiedzieć czemu cała sytuacja zaczęła go bawić, choć tego nie okazywał. Potem kufel trzasnął. Padło pytanie. Chwilę się zastanowił rozglądając się niedyskretnie dookoła. Pytanie było tak bardzo wyrwane z kontekstu, ze nie potrafił zrozumieć czego oczekuje od niego wiedźma. Postanowił to jednak wykorzystać.
- Nie jestem pewien Justine... - zaczął - Czy ty właśnie próbujesz mnie sprowokować do barowej burdy czy też proponujesz jakąś nową, specjalną, terapię w ramach drugiego fakultetu z magopsychiatrii? - zgadywał patrząc w jej przeszklone alkoholem ślepka - Czy to też jakaś nowa moda zaczepnego, nawet dosłownie, flirtu? - spytał z autentycznym zainteresowaniem. Trochę go w Londynie nie było, a przecież wszystko ulegało zmianom.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Bar [odnośnik]30.06.18 11:53
Nie potrafiła jednoznacznie stwierdzić dlaczego podeszła. Mogli wszak nadal funkcjonować obok siebie na tej samej zasadzie co wcześniej, ale męczył ja niedopowiedzenia i domysły. Musiała, musieli, skupić się na przeciwniki, nie zaś na sobie nawzajem. Trzeba było więc wyjaśnić wszystko i ruszyć dalej, będąc też jednocześnie silniejszymi i pewniejszymi samych siebie.
Milczała, czekając na piwo, które podawał jej barman. Upiła łyk alkoholu odstawiając kufel na blat i puszczając go. Splotła dłonie na barze przed sobą i zawiesiła na swoim rozmówcy spojrzenie. Uważnie go obserwowała, a ze wzroku świeciła jedynie powaga. Zaskoczyła go, a przynajmniej tak jej się zdawało po reakcji, którą obserwowała. Nie bawiła jej ta sytuacja, bo nie miała powodów ku temu. Nie rozumiała, czemu rozgląda się po sali. Wydawało jej się, że będzie wiedział o co pyta. Nie pomyślała, że nie każdy jest w stanie ją pojąć. A może zwyczajnie postanowił udawać, że jest inaczej - nie była mistrzem w odczytywaniu ludzi. Uniosła brwi, gdy z jego ust wypłynęły łowa. Zaraz jednak brwi zmarszczyły się w złości i niezrozumieniu. Czy kpił sobie z niej otwarcie, czy też rzeczywiście nie wiedział co miała na myśli? Może nie wyraziła się jasno. Jedno było pewne. Nie było jej do śmiechu.
- Tak Skamander, postanowiłam cię poderwać, oferując fachową poradę psychiatryczną. - stwierdziła z lekkim przekąsem, sięgając po piwo i znów upijając z niego łyk. Zawiesiła na nim błękitne spojrzenie zastanawiając się. Może tylko sobie to wszystko wyobraziła. Może wcale nie było tak, jak jej się zdawało, że jest. - Jaki masz problem, ze mną. - powtórzyła raz jeszcze tym razem konkretyzując sprawę, nie mogła się mylić. Przynajmniej zdawało jej się, że w tej jednej sprawie się nie myli, a ma całkowitą rację. Anthony zdawał się ja jedynie ledwie znosić i miał do tego prawo, jednak jej intuicja podpowiadała, że chodzi o coś innego. I oczekiwała, że otrzyma dzisiaj odpowiedź. Chciała oczyścić przeszłość, by móc spokojnie wchodzić w przyszłość. Musieli sobie ufać i w siebie wierzyć, nie mogli pozwolić sobie na rozłam i możliwość wniknięcia przez szpary wątpliwości, które działałby na korzyść ich przeciwników.
Nie rozumiała łączącej ich relacji, zdawało jej się, że jej jednostka odpycha go w jakiś sposób, a spojrzenie często znaczy się politowaniem, którego źródła nie potrafiła dostrzec. Co robiła nie tak? W którym momencie popełniła błąd? Jak miała go naprawić. Nie wiedziała, musiał jej powiedzieć, bo nie potrafiła czytać w myślach. Tylko tego oczekiwała, szczerych odpowiedzi. Nic ponad to.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Bar - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Bar [odnośnik]01.07.18 20:33
To nie tak, że nie był świadomy jej obecności w tym miejscu. Justine rzucała się w oczy, a przynajmniej jej włosy. Grupa świętujących uzdrowicieli również zwracała na siebie spojrzenia - hermetyczne żarty, dziwne toasty, świętowanie czegoś niecodziennego. Nie dało się im nie poświęcić jednej lub dwóch chwil uwagi. Skamander nie był wyjątkiem. Potem sklasyfikował ich jako barwne tło Kotła, skupiając się na zgoła czymś innym. Nie czuł potrzeby przywitania się, zwrócenia na siebie uwagi uzdrowicieli. Czuł się dobrze z tym, że i ona o to nie zabiegała. Przynajmniej do czasu.
Patrzył na nią z pewnym zdumieniem, kiedy tak beztrosko zamanifestowała swoją obecność z niemałym hukiem, by zaraz potem ją mu narzucić. Nie mógł zrozumieć czego czarownica od niego oczekiwała. Rozmowa z nią przypominała mieszanie kijem w bagnie w nadziei, że gdzieś w tej brei pojawi się wystarczający prześwit pozwalający na dostrzeżenie dna. Kiedyś to go w pewien sposób intrygowało, ciekawiło, było pewnym wyzwaniem potem pojawiło się jednak znużenie, zmęczenie. Nie chciało mu się już brudzić w mule kłamstw, bezsensownych i niejasnych przesłanek, niezdecydowania. Miał to na co dzień w pracy, a nie raz sam tym był. Nie przyszło mu przez myśl, że kiedykolwiek zapyta go o opinię na swój temat. Tego chciała i za drugim razem dotarło to do Anthonego, któremu również już nie było do śmiechu.
- Szkoda - rzucił na początku z żalem. Naprawdę szkoda, że jednak Just okazała się wystarczająco trzeźwa by chcieć uskuteczniać pijańską błazenadę. To by było zabawniejsze, lżejsze.
- To nie tak, że to ja mam z tobą problem, Justine - zaczął, klarując we wspomnieniach nakreślony przez czarownicę obraz cech, przywar, sposobu bycia. Zastanawiał się w czasie trwania tej krótkiej pauzy jak powinien przelać na słowa swoje myśli - To ty masz z sobą samą problem - stwierdził patrząc w jej błękitne ślepia, które chciały wiedzieć. Dobrze. Niech więc patrzą, uszy zaś słuchają. Powie jej wszystko - Nie wiem w którym momencie to się zaczęło, po co w to brnęłaś, a może nadal brniesz. W ten fałsz i obłudę. Mi to w zasadzie nie przeszkadza. Twoje życie, możesz je niszczyć na swój sposób. A jeżeli ma to cie ostatecznie doprowadzić do czegoś to też twój wybór. Nie potrzebuję jednak w tym uczestniczyć, być tego świadkiem, ocierać się o twój problem który skrywasz wraz z sobą gdzieś pod mułem zmyłek i niedopowiedzeń. Tym bardziej, że wcale ci ten stan rzeczy nie przeszkadza. Momentami robisz to nieporadnie. Nie wiem jakim sposobem. Mając taki staż powinnaś umieć lepiej się kryć... - kłamiesz, ledwie samej za tym nadążając - To patetyczne - w najgorszym tego słowa znaczeniu - Nie potrafię tego docenić, zrozumieć. To nie tak jednak, że cie nie szanuję, Justine. Jesteś dobrym człowiekiem. Starasz się.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Bar [odnośnik]10.07.18 19:38
Musiała wiedzieć. Znaczy, może niekoniecznie musiała. Mogła przecież funkcjonować nie posiadając odpowiedzi. Mogła, ale nie chciała. Potrzebowała odpowiedzi na pytania, które nadal pozostawały bez nich. A teraz, teraz nie bała się już o nie poprosić.
Zawsze istniała możliwość, że Skamander jej ich nie udzieli. Zakładała i tą wersję wydarzeń. Ale wtedy, wtedy zrobiłaby wszystko co w jej mocy by móc zrozumieć. Nie chciała, a może zwyczajnie nie mogła, ruszać dalej, ocierając się gdzieś o sprawy niejasne i niewyjaśnione. Ta konkretna nie zabierała jej snu z powiek, czasem przypominała o sobie, raczej nieśmiało, ale nadal potrzebowała wyjaśnienia.
I właśnie dlatego podeszła. Chciała uzyskać odpowiedzi, pewna, że to dobra droga. Widziała, że zaskoczyła go, choć nie mogła się dziwić. Zazwyczaj unikała jego obecności bojąc się, że może odnaleźć jej sekret - choć nie miała wtedy jeszcze pojęcia o jego umiejętnościach. Zawahała się tylko przez moment, ułamek sekundy - jednak odrzuciła wątpliwości równie szybko, jak się pojawiły.
Nie skomentowała rzuconego z żalem słowa. Beztroska i dobry humor nie trzymały się jej boku już od dawna. Dzisiaj, przy znajomych starała się - być taka jak dawniej, lżejsza, mniej przejęta, mocniej roześmiana. Choć i nawet tutaj wkradł się smutek w jej spojrzenie, a ta nie były w stanie podnieść się tak jak wcześniej. Cieszyła się, jednak radość ta gniotła się pod ciężarem przeżyć, obowiązków i decyzji. Cieszyła się z końca spotkania, im dłużej trwało, tym mocniej nie czuła się sobą. Bliżej odnajdowała się w metaforze ptaka, zamkniętego w klatce.
W końcu jej odpowiedział. Brwi same uniosły się ku górze, najpierw niewiele, jakby sądząc że zwyczajnie nie chce jej dopowiadać, a może dziwiąc się własnej pomyłce. Była przecież pewna, że coś było nie takie. Kolejne zdanie jedynie podciągnęły jej brwi ku górze, by za chwilę ściągnąć je ku sobie gdy marszczyła je, do kompletu marszcząc też nos. Uniosła kufel i upiła z niego trochę, zraz odstawiając je na blat i zawieszając spojrzenie znów na aurorze. Oczy z każdą chwilą rozwierały się coraz mocniej w zdumieniu nie potrafiąc zrozumieć o czym mówił. Co miał na myśli. Serce poruszyło się, nieprzyjemnie ściskając gdy na jej ramiona osiadł fałsz wraz z obłudą. Czy naprawdę taka była? Zamrugała kilka razy, kompletnie pogubiona, ale nie przerywała mu. Sama poprosiła o odpowiedź.
Mogła niszczyć swoje życie na własny sposób - miał rację, tylko nie wiedziała jak to robiła. Ale jakoś musiała - a przynajmniej ktoś tak twierdził - choć nie była pewna jak. Gonitwa myśli rozpoczęła szaleńczy bieg, próbując poskładać wszystko w całość. Brwi znów zeszły się ze sobą, jednak zaraz w oczach znów tańczyło zdziwienia. Wargi rozchyliły się lekko potęgując wyraz zdziwienia i niezrozumienia na jej twarzy, gdy nadal nie potrafiła odnaleźć odpowiedzi.
- C-co? - wypadło głucho z jej ust, jeszcze zanim jej zachowanie, którego nie była świadoma, zostało wycenione na patetyczne. Ostatnie dwa zdania były jak policzek w twarz. I choć żaden fizyczny cios nie dosięgnął jej ciała, żywo poczuła piekący ból, gdy umysł nadal pozostawał bez odpowiedzi. Starasz się. Dźwięczało w jej uszach nieprzyjemnie, nie pozwalając się skupić. Cofnęła się o krok, kompletnie rozbrojona, całkowicie zbita z tropu - ślad po jakimkolwiek pozostawał niewidoczny. Uniosła dłoń, by w charakterystycznym odruchu zdenerwowania założyć za ucho kilka kosmyków krótkich i jasnych włosów. Metal zakonowego pierścienia dotknął skóry ucha.
Zakon.
Przebiegło przez głowę, gdy podnosiła dłoń i spoglądała na biżuterię w zdobioną skromnym, turkusowym azurytem. Znów marszczyła brwi, myśli szalały poszukując odpowiedzi. Jednak i ta nie zdawała się odpowiednią. Zakon nie był problemem przecież, choć musiała używać niedopowiedzeń i zmyłek. Nie, to nie była odpowiedź.
- Nie rozumiem. - mruknęła bardziej do siebie, niż do niego. Uniosła spojrzenie, które zawisło na jego twarzy. Mierzyła go uważnym spojrzeniem nadal marszcząc brwi, musiała znaleźć odpowiedź. - Jeszcze. - dodała zaciekle odwracając spojrzenie, znów złapała za kufel, który uniosła do ust, nie przerywając gonitwy myśli, pozwoliła jej gnać, miała nadzieję że pomoże jej ona odnaleźć to, czego poszukiwała.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Bar - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Bar [odnośnik]12.07.18 14:39
Momentami zachowywał się jak jedna wielka chodząca ludzka proteza, maszyna. Nie był nią, choć bywały chwile, że tego pragnął – umieć odcinać się od pokus oraz innych, nie pozwalać obcym emocjom wpływać na swoje własne postrzeganie świata oraz decyzje. Człowieczeństwo się go jednak wciąż trzymało, a może sam nie chciał pomimo narzekań go puszczać. W jakim innym celu siedział tu wśród ludzi pijąc czarne ale mające wydobyć z niego coś więcej niż znużenie?
Palcami przetarł po wnętrzu dłoni tak jak gdyby chciał się pozbyć jakiegoś zabrudzenia. Wiedział, że nie musiał jej odpowiadać. Mógł zbyć ją udając, ze wciąż nie rozumie lub zwyczajnie odmówić. Nie powinno być to trudne. W jego oczach była przecież szumem, tłem. Tak było. Teraz...? Coś się zmieniło, a może zmieniało. Było inaczej. Nie tyle co chciała od niego odpowiedzi – zdawała się jej potrzebować. Ciekawość. Co zrobi gdy się dowie co o niej sądzi? Czy to było faktycznie takie ważne? Subiektywna opinia? Słowa ranią, Tonks. Te które przywiązał do jej osoby na przestrzeni lat miały to zrobić. Nie było to nic pochlebnego. Wiedział, że krytyka potrafiła kruszyć ludzkie wnętrza. Zastanowił się więc przez chwilę czy chce zostać potencjalnym burzycielem. Nie wiedział jak zdystansuje się do jego słów. Mógł pogorszyć ich relację, która na chwilę obecną nie była w gruncie rzeczy złą. Miała jednak prawo decydować osobie.
Uległ jej determinacji, swojej ciekawości, a może czemuś co kazało mu wierzyć, że tej decyzji przyświecało coś szlachetnego. Tego chciała i tego się trzymał patrząc na pogłębiający się z chwili na chwilę bałagan który wywoływał, a może który ona sama tworzyła, pogłębiała. Pewne zdezorientowanie, zagubienie zdawało się narastać. Ile z tego co o niej sądził pokrywało się z jej własnymi refleksjami.
- Justine – zawołał ją widząc, że gdzieś odpływała stając się prawdopodobnie nie do końca świadomą wykonywanych przez siebie gestów. Odsunęła się od baru, zamyśliła, nieco spłoszyła ukazując nerwowość, która budziła się również w drabie stolik obok, któremu nie podobał się sposób zwracania Anthonego do Justine. Skamander wątpił w to by w razie co przyjął do wiadomości, że kobieta sama tego chciała. Nie potrzebowali tutaj sensacji. Chrząknął.
-  Zauważyłem – nie tylko on - To widać – wyjaśnił i był to w zasadzie w tym momencie jakiś ewenement nad którym miał ochotę uważniej się pochylić sam nie rozumiejąc dziwnego zachowania czarownicy. Kocioł przestał być jednak odpowiednim miejscem.
- Zeruj. Zabieramy się. Porozmawiamy gdzie indziej – zapowiedział, zapowiedział, lecz tak właściwie postanowił sam dopijając końcówkę niekoniecznie mając na uwadze fakt, że w zasadzie Tonks miała pełny kufel. Na co czekasz - posłał jej jeszcze naglące spojrzenie, kiedy wstał od stolika podchodząc do baru. Wrócił trzymając w jednej ręce dwie szyjki butelek. Jeżeli Justine w ciąż była w trakcie swojego zadania stał nad nią wyczekując finiszu by na koniec skinieniem głowy wskazać wyjście. Nocne powietrze jak zwykle nie zawodziło. Przeszli kawałek ulicy. Anthony pomimo długiej nieobecności w Londynie wciąż doskonale się w nim orientował. Wiedział gdzie skręcić by znaleźć nieco prywatności, a gdy ta stała się ich wspólnym, trzecim towarzyszem....
- Zacznijmy od początku, Justine - nabrał powietrza w płuca - Najpierw mi wyjaśnij, bo sam nie do końca rozumiem - po co to wszystko było? Czemu chciałaś wiedzieć co o tobie sądzę? Nie wydawałaś się tym nigdy wcześniej interesować, przejmować. Przynajmniej tego nie okazywałaś - Czy to co usłyszała miało dla niej jakiekolwiek znaczenie? Czemu tak właściwie on? Przypadek? Znalazł się w nieodpowiednim miejscu o nie odpowiedniej porze? A może to kwestia alkoholu? - I czego tak właściwie nie rozumiesz. Wyraziłem się niejasno? Mam wytłumaczyć? - miał stonowany, spokojny ton głosu przywodzący na myśl nieco zmanierowanego urzędnika wypytującego petenta o brakujące informacje w drukach. Nie było w nim ani pretensji ani niczego narzucającego się. Justine była dzisiejszego dnia czymś dziwnie niezdefiniowanym. Nie sobą. Przynajmniej nie taką, jaką zapamiętał. O co w tym chodziło nie wiedział. Nie dawał tego po sobie poznać, lecz był przy tym nieco zdezorientowany. Nie do końca wiedział jak powinien się z nią taką obchodzić. Podobnie jak ona nie rozumiał. Jeszcze. - Czy ma to związek z czymś innym? Kimś? Twoją matką? - może to był powód? Dobrze zdawał sobie sprawę z tego, że ta zmarła niedawno. To pewnie musiał być szok. Może stąd ten dziwny kryzys, a może załamanie?


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Bar [odnośnik]13.07.18 1:31
Lawina potoczyła się sama i Just trudno było zrozumieć w którym konkretnie momencie. Skrywała przed światem pewne rzeczy, niektórych nie doprowadzała do końca, ale przecież każdy miał swoje tajemnice - nie była w tym inna. Jednak teraz, brak odpowiedzi zdawał jej się dziwnie niewygodny. Może dlatego, że się zmieniła. Może dlatego, że zaczynała kompletnie inne życie, niby to samo, a jednak nowe. Może nie inne, a bardziej ukierunkowane. Musiała spiąć przeszłość klamrą, ale by to zrobić musiała zrozumieć. Odpowiedzieć na wszystkie pytania, jak i też wszystkie zadać.
Skamander był jedną z pytań, od których chciała uzyskać odpowiedzi. Nigdy nie był dla niej okrutny, czy też nie miły. Zwyczajne neutralny, na początku chyba nawet zainteresowany jej osobą, później jakby znudzony a nawet zniesmaczony. I nie mogła zrozumieć. Choć próbowała. Nie miała jednak chyba odwagi zapytać wcześniej. A może zwyczajnie bała się odpowiedzi. Nie wiedzieć czemu to zdawała jej się inna. To też nie tak, że każda jedna istota chodząca na ziemi darzyła ją miłością - wiedziała, że nie. Posiadała swoje wady, ponad którymi nie wszyscy potrafili przejść. Ale nigdy nie zamierzała zmuszać nikogo do tego, by ją lubił. Nie chciała tego też teraz, jednak w każdym innym przypadku wiedziała co stało na drodze danej relacji - w tej jednej, konkretnej, nie.
Gubiła się, bo spokojny auror mierzący ją spojrzeniem zwracał się do niej poprawnie, odpowiednio, czasem z żartem, innym razem bez, jednak jego oczy zdawał sie skrywać w sobie litość, której nie potrafiła zrozumieć.
Zamrugała kilka razy na dźwięk własnego, które przerwało gonitwę myśli zwracając jej uwagę w kierunku mężczyzny, który był obok. Wdech, głęboki wdech. Sama tego chciałaś Tonks - mówiła do siebie, uspokajając samą siebie. Nie spodziewała się takiej reakcji po sobie, ale nie spodziewała się też takich słów. Starasz się. Nadal kołatało jej się w głowie, nie chcąc jej opuścić.
Zmarszczyła brwi na kolejne słowa, znów nie rozumiejąc. Odnosił się do jej obecnego zachowania, czy też do wcześniejszego, które opisał tak dokładnie? Skinęła głową na jego słowa unosząc kufel do ust. Nadal, mimo wszystko chciała odnaleźć odpowiedź. Ta myśl towarzyszyła jej, gdy odprowadzała go spojrzeniem do baru, próbując pokonać swoje zadanie. Nie udało jej się skończyć alkoholu gdy wrócił, ale nie zależało jej na nim. Podniosła się, zostawiając pół kufla pełnego, by ruszyć do wskazanego przez niego wyjścia. Wędrowali w ciszy, a ona pozwalała by prowadził. Mimo wszystko, ufała mu - wątpiła tez by prowadził na na rzeź. W jakiś sposób była mu nawet wdzięczna, ze opuścili zatłoczony Kocioł. Gdy przystanęli oparła się o ścianę.
- Tonks, proszę. - zwróciła się do niego z prośbą, przymykając lekko powieki. Mimo wszystko - nawet jeśli nie tak jak wcześniej - jej pełne imię nadal ją drażniło. Nie lubiła jego brzmienia, a jedyna osoba w której ustach brzmiało odpowiednio, nie chodziła już po tym świecie. Chwila minęła w ciszy w której zbierała myśli.
- Dalej będzie już tylko ciężej. - powiedziała szczerze unosząc na niego spojrzenie. - Życie pełne beztroski nie ma już miejsca. Nie każdy musi mnie lubić, ale... jakoś nie umiem tego określić. Zdawało mi się, że nie masz powodu. - powiedziała wzruszając lekko ramionami. Myliła się, co wyłożył jej dość jasno. A może bardziej - jasno dla niego samego. Pokręciła przecząco głową na jego kolejne słowa odbierając butelkę którą jej podał. Upiła z niej trochę alkoholu. - Nie musisz, kłamałam, rozumiem. - mruknęła marszcząc lekko brwi. Znów uniosła butelkę, gdy jego przecięły ciszę. Kolejne słowa skierowały jej myśli w stronę kobiety, która dała jej życie. Pokręciła głową, jednak w pewnym momencie zatrzymała się w pół ruchu. Brwi zmarszczyły się jeszcze mocniej. A później rozbrzmiał jej śmiech. - Skamander. - mruknęła do siebie. Westchnęła, zdając sobie sprawę, że w końcu otrzymała swoją odpowiedź. Niekoniecznie zaś Anthony, stojący obok, który dźwięk swojego nazwiska mógł wziąć za zwrócenie w jego kierunku, nie zaś wspomnienie jego kuzyna  - Tylko przy trzech rzeczach mijałam się z prawdą. - powiedziała spoglądając na Skamandera uznając, że wytłumaczenie mu się należy. - Nigdy nie mówiłam o Zakonie. Długo zajęło mi zrozumienie natury mary, którą nosiłam na ramionach i z którą próbowałam uporać się sama. Jeszcze więcej zrozumienie tego, że kocham twojego kuzyna. Zaś całe lata, że ukrywanie tego, to nie wyjście. - nie zdawała sobie sprawy, wcześniej. Nie zastanawiała się nad tym nigdy dłużej, ale teraz, jak o tym pomyślała, to rzeczywiście miał rację. To było widać, przecież Vance też widziała. To było tak bzdurne, że aż zabawne. Zdawało jej się, że była szczera i prawdziwa, a jednak, starając się ukryć uczucie - najczystsze, najprawdziwsze, najlepsze - kłamała, migała się nieumiejętnie od odpowiedzi, bojąc się, że ktoś pozna jej sekret.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Bar - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Bar [odnośnik]10.08.18 14:32
Niektóre rozmowy potrzebowały odosobnienia. Hałas był odpowiedni do poruszania trywialnych tematów, rozluźniał, dawał pewne poczucie bezpieczeństwa. W tłumie głos bez względu jak silny stawał się trudniejszy do odpowiedniego rozczytania dając drugą szansę mówcy na potencjalne wycofanie się ze swojego stanowiska bądź gładkie jego przeinaczenie. Nie o to ci jednak chodziło, Justine. Przynajmniej nie dziś. Dziś chcialaś poruszyć strunę pokazując mi swój szczery dźwięk, prawda? Nie tylko to jednak stało za koniecznością usunięcia się z tłocznego baru. Poruszane przez czarownicę kwestie zaczynały sięgać dalej, głębiej, dotykając ich wspólnej tajemnicy.
- Nie chcę – pewnie oddalił prośbę nie mając z tym problemu kiedy to właśnie była jego zdaniem tylko prośba. Na prawdę nie chciał się tak do niej zwracać - Tonks brzmi jak nazwa robaka – nie chciał widzieć kobiety przed sobą jako stonko-podobnej istoty z pasiastym pancerzykiem – Justine jest o wiele lepsze. Kojarzy się ze sprawiedliwościąJustice, było blisko, prawda? Bardzo. I jakoś lepiej to leżało Just brzmi zaś zbyt bezosobowo – jak przysłówek z urwanego, niedokończonego zdania niż osoba. Justine było właściwe bo właściwość się w tym zawierała dosłownie - Just in. To wszystko było jednak dygresją do których był skory. Właściwie w tym momencie bardziej przez czarownicę, która chciała znać jego zdanie na swój temat. Dzielił się więc nim weryfikując rozbieżności które obserwował.
- Faktycznie nie zrobiłaś nic co by budziło we mnie coś ponad jakąś bardziej rzeczową urazę. Dlatego też nigdy cie nie nie lubiłem. Czasem tak jest, że towarzystwo jakiejś osoby zwyczajnie męczy bardziej od innych. Tak było w twoim przypadku. Wystarczą pewne zachowania i tak się dzieje. Ja sam jestem trochę... bardziej wyczulony na pewne konkretne. Kwestia przywar, natręctw. Ale zwracanie na to uwagi to bezsensu zabawa - na to jak ktoś cie postrzega – sprecyzował – Bliscy, dalsi znajomi, rodzina... ich zdanie o tobie nie powinno być w zasadzie istotne. Nawet jeżeli ktoś nie dąży cie sympatią z jakiegoś powodu, czy to na prawdę jest ważne dlaczego? - jego zdaniem nie póki cel scalał grupę - Będzie ciężej, lecz z braku sympatii nie ma co robić sobie dodatkowego ciężaru – on sam zderzył się z antypatią ze strony niektórych zakonników z powodu swojej umiejętności. Nie było to jednak coś czym się przejmować. Nie czuł potrzeby wyjaśniania komukolwiek czegokolwiek. Podobnie było też w Biurze Aurorów. Budził niechęć, jednak mieli jedno zadanie – łapać czarnoksiężników. Jako ludzie dorośli odsunięcie potencjalnych zawiści na bok tak by nie przeszkadzały w zadaniu było czymś oczywistym. Nie musieli się jako zakonnicy wszyscy kochać i darzyć sympatią.
- Nie mam ci tego za złe jakkolwiek, Justine. Każdy kłamie, ma tajemnice. Nie ma ludzi krystalicznych – naprawdę nie miał. Bardziej niż kłamstwa przeszkadzał mu fakt, że nie może pojąć ich źródła. Długo była jak gra logiczna pozbawiona kluczowych części umożliwiających jej rozwiązanie. Teraz powoli wszystko znajdowało swoje wyjaśnienie. Nie wszystko było jednak takie oczywiste, nie do wszystkiego potrafił się odnieść. W Zakonie był od niedawna, nie czuł się z nim zżyty. Pochwalał jego cel, jednak na ten moment to było wszystko co mógł o nim powiedzieć.
- Jakiego rodzaju była to klątwa? - spytał całkiem rzeczowo. Skoro odsłaniała się ze swą szczerością to mówienie o tajemnicach nie powinno być problemem? Nie do końca wiedział, więc po części z pewną premedytacją chciał korzystać i dowiedzieć się jak najwięcej. Bo wszystko to dźwięczało prawdą, snuło się gładką, niewinną wstęgą smakującą lepiej niż grzejące się w jego dłoni piwo. Potem on się zaśmiał, kręcąc głową na wspomnienie kuzyna, który miał w sobie coś co przyciągało kobiety - Która go nie kochała - on sam kochał zaś raz. Nie wiedział czy Justine zdawała sobie z tego sprawę. Nie było to tez coś o czym czuł że mógł mówić.


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Bar [odnośnik]15.08.18 15:50
Wszedł z nią w dialog - a to było to, o co jej chodziło. Nie, Tonks nie sądziła, że jest w stanie zjednać sobie świat. Nie sądziła też, że potrafi zjednać sobie ludzi. Ale kiedy odezwał się z zaprzeczeniem odrzucając jej prośbę, uniosła na niego spojrzenie marszcząc brwi. Jeszcze chyba nikt jej nie odmówił. Każdy był na tyle miły, czy też łaskawy, by pomijać jej imię, gdy o to poprosiła. Zerknęła w jego kierunku, do zmarszczonych brwi, dodając zmarszczony nos. Na pierwsze wyznanie zaśmiała się szczerze. Po raz pierwszy od kilku dni, pozwalając by na kilka krótkich chwil owinęło ją całą. Tonks brzmi jak nazwa robaka. Pokręciła w rozbawieniu głową. Zaraz jednak zniknęło, gdy kolejne ze słów opuściły jego usta. Bruzda znów przecięła czoło, gdy zastanawiała się, nad słowami, które wypowiedział. Nigdy nie patrzyła na nie w ten sposób, ale czy chciałaby dźwigać imię, niosące ze sobą tak wielkie brzemię. Nie skomentowała jednak tego, maszerując w ciszy obok.
Słuchała go też spokojnie, gdy odpowiadał na jej pytanie. Wdzięczna, że postanowił to zrobić. Wszak nie musiał. Wszak ona nie była w stanie do niczego go nakłonić. W końcu zawinęli w miejsce, przy którym przystanęli, a ona oparła się plecami o zimną ściną budynku, podwijając nogę i ją też zahaczając o cegły.
- To nie tak. - powiedziała mu, lekko kręcąc głową. Bo miał rację, to nie miało znaczenia. Nie była nigdy miss popularności i nigdy też jej na tym nie zależało. Cieszyło ją jednak to, że nigdy jej nie nie lubił. To znaczyło dla niej dobrze, ale nawet gdyby jasno nakreślił, że jednak jej zwyczajnie nie lubił - to też nie robiłoby różnicy. Bo w jej pytaniu, a może nachalnym zawiśnięciu dziś na nim nie chodziło tylko o lubienie, czy też nie. Oczywiście, dla ludzkiego ego, łatwiej było, gdy ludzie akceptowali cię za to, jakim byłeś i kim się stawałeś. Nie odejmowała od niego spojrzenia, jednak nim kontynuowała uniosła butelkę piwa i pociągnęła z niego łyk alkoholu. - To nie fakt lubienia, czy też nie. - wzruszyła lekko ramionami. - Znaczy... wiesz, tego też się trochę obawiałam. Bardziej jednak chciałam wiedzieć dlaczego. - dodała odejmując wzrok od okna kamienicy i znów zawiesiła je na nim. - Nierozwiązana zagadka, natręctwo dręczące nocami. - uśmiechnęła się - lekko, blado. Powinien zrozumieć, on też - jak i ona, był krukonem. Niemożność uzyskania odpowiedzi, czasem była jej najgorszym z koszmarów.
Skinęła głową na jego stwierdzenie wdychając powietrze trochę mocniej. Pociągnęła kolejny łyk alkoholu. To dziwne, bo choć prawda nie była wygodna, trochę wstydliwa, czasem lekko uwierająca, to nie przynosiła jej już trudności. Jakby raz zdradzona, zyskiwała na swojej płynności. Niebieskie tęczówki zawisły na jego twarzy, gdy zapytał o klątwę.
- Psychiczna. - odpowiedziała, czując lekki dyskomfort, gdy nosiła się z zamiarem zagłębienia się w niewygodne, nawet wstydliwe fakty. Ale obiecała na spotkaniu, że jeśli ktoś będzie chciał dowiedzieć się więcej o posiadanej wcześniej klątwie odpowiednie na każde z pytań. - Klątwa Zmyślonego Przyjaciela, zwana też klątwą Samobójców. Powodowała, że nałożona na człowieka, lub obiekt nawiedzała go projekcją, marą, która mieszała w myślach, poddawała pod wątpliwość prawdziwość świata w którym się żyło. Pozbyć się można jej było tylko na dwa sposoby; pierwszym było targnięcie się na własne życie, drugim - antidotum. - uniosła lekko w zakłopotaniu wargi ku górze. Wzruszyła lekko ramionami. - Pierwszy raz mierzyłam się z nią zaraz po szkole, choć nie zdawałam sobie sprawy, że jest właśnie tym. Poddałam się marze- choć wspomnienie to wyparłam - skoczyłam z klifu. Przeżyłam, jednak sam fakt dokonania próby samobójczej przełamał klątwę. Przez cały ten czas sądziłam, że jestem chora - uniosła dłoń i popukała się palcem lekko w bok głowy. Uniosła butelkę i znów z niej pociągnęła. - O tym, że to klątwa a nie choroba dowiedziałam się od Pani Profesor. - ponownie wzruszyła ramionami. To nie było proste, przyznawanie się do własnych słabości, nawet, jeśli nie były od niej zależne. - Teraz mam już myśli tylko dla siebie. - dodała, choć nie przyznała się, że było to uczucie dziwne, do którego musiała przyzwyczaić się na nowo.
- I jak niewiele kochał on. - zgodziła się z nim cicho, skinając lekko głową, którą jednak zaraz uniosła by spojrzeć na niebo. Nie patrzyła już na swojego towarzysza, teraz lustrowała gwiazdy, zdając się w nich odnajdować coś w rodzaju odpowiedzi. Ciche imię kobiety - Gabrielle - zawdzięczało w jej głowie. Musiała być niesamowitą kobietą. Wiedziała, że tak. Trochę jej zazdrościła, jednak mocniej ją podziwiała. Żałowała, że nie jest w stanie zdradzić jej swojej tajemnicy.



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Bar - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Bar [odnośnik]30.08.18 0:16
To było dziwne. Mieć przed sobą tego samego człowieka, a jednak innego. Pewne elementy pozostawały jednak spójne dla obu obrazów - starego i nowego. Zupełnie jak obręb monety noszący na sobie dwa grawery muszące się pomieścić w jednym, wspólnym kształcie. Czymś podobnym była w tym momencie towarzysząca mu czarownica. Dziś odsłoniła błyszczącą reszkę, która ciekawiła. Czy słusznie? To miał pokazać czas. Skamander na chwilę obecną nie był wstanie powiedzieć, że zna Tonks. Znał - kiedyś na pewno. Teraz miał jednak uczyć się jej na nowo. Z chwili na chwilę coraz chętniej pozwalając na to by pytania odpływały i przypływały odpowiedzi.
Odwzajemnił jej uśmiech dając tym samym bezsłownie do zrozumienia, że doskonale potrafi pojąć o jaki stan jej chodzi. Potrzeba wiedzy, rozumienia była momentami prawdziwym przekleństwem. Nie rozwijał tej kwestii dalej. Nie chciał tłumaczyć i wyjaśniać, że kłamstwa dostrzegał nie z czystej obserwacji, a tej magicznej. Może kiedyś ją to zastanowi. Na chwilę obecną nie było to istotne. przynajmniej z jego punktu widzenia. Słuchał więc o klątwie. Poważnej bo wpływającej na człowieka w najgorszy możliwy sposób.
- Prawdą jest to, że tak realnie wpływa na postrzeganie świata? Na istnienie tego przyjaciela? - dociekał bo wiele słyszał o tej klątwie. O tym, jak przewracała rzeczywistość do góry nogami. Jemu samemu ciężko było to trochę sobie wyobrazić. Rzadko kiedy dopuszczał do myśli to, że nie byłby wstanie odróżnić mary od rzeczywistości. To nie tak, że jednak tego się nie obawiał - I nie chcę cię niepokoić Justine, lecz te rzadko kiedy są wyłącznie nasze. Wbrew pozorom istnieje wiele narzędzi do przełamywania tej prywatności. Przykładowo legilimencja - uśmiechnął się nikle - Są jednak sposoby na to by się bronić. Na zebraniu wspominane było o okulumencji. Na pewno kojarzysz tą umiejętność. Jest trudna, lecz przy okazji jej nabycie wycisza umysł. To da się jednak też osiągnąć za pomocą odpowiednich ćwiczeń. Nie jest to jednak tak efektywne jak sama okulumencja jednak pozwala wzmocnić naturalną odporność, wzmożyć skupienie. Jak byś chciała... - zaproponował luźno siebie i swoją wiedzę. Piwo się zaś powoli kończyło. Nie poruszał kwestii Samuela. Przemilczał uznając że tak jest dobrze. Jeżeli coś wiedziała o niej to nie chciał się o tym przekonywać. Miał wiele powodów dla których nie chciał tego robić. Zaczęło go zastanawiać jednak jedno.
- Justine, możesz mi powiedzieć dlaczego teraz chciałaś to wszystko wiedzieć. Te powody. Dlaczego akurat teraz zdecydowałaś się na zmiany. To przez Zakon? Sama? Ty sama postanowiłaś to zrobić dla samej siebie od tak? - skąd iskra, co było motywacją. Nagła chęć porządku?


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Bar [odnośnik]09.09.18 0:29
Wiedziała, że się zmieniła. A może nie tyle co zmieniła a wyciszyła. Spoważniała, zaczęła brać rzeczy na poważnie i ostrożniej podchodzić do wszystkiego. Początkowo nie wybrała tej drogi samoistnie. Ale z każdym kolejnym dniem pewność w niej rosła, a ona dochodziła do podjęcia decyzji. Wielkich, zmieniających życie. Tak jak i ono zmieniło ją. A Skamander był czymś, co czasem przewijało się przez jej drogę. I nie potrafiła zrozumieć emocji krążącej między nimi. W jakiś sposób nie sądziła, by zrobiła coś, co mogło go do siebie zrazić. Mógł jej zwyczajnie nie lubić, nie przepadało się wszak za wszystkimi. Jednak jakaś część jej chciała to wyjaśnić. A alkohol i nowe postanowienia pchały ją do podejmowania kolejnych działań. A gdy zrozumiała już wszystko dzięki niemu i jego odpowiedzią, choć jedna część zdawała się jakby lżejsza. Zmarszczyła lekko brwi, gdy zadał pytanie.
- Można tak powiedzieć. - stwierdziła, do kompletu marszcząc brwi. Upiła trochę piwa, dostrzegając, że trunek powoli się kończy. - Bo niby się się nie zmienia wcale, ale to jak na niego patrzysz już ty. Wszystko zaczyna się powoli, bo klątwa musi chyba jakby niepostrzeżenie ścielić się z Tobą, tak, by nie wzbudzić podejrzeń. - wzruszyła lekko ramionami. - Nie wiem, czy tak samo jest u wszystkich. Ale u mnie zaczęło się od głosu. Podobnego do mojego, który radził i krytycznie oceniał wszystko, podobnie do mnie, jednak jakby odważniej. Mara pojawiła się dopiero później, przyjmując wiele cech bliźniaczych do moich. Nie towarzyszyła mi zawsze, wręcz przeciwnie, zjawiała się wybiórczo, jedynie potęgując uczucie niedopasowania, czy bycia niepotrzebnym. Gdy zaczynasz już wątpić w siebie, gdy zaczynasz sądzić że wariujesz, rzeczy zdają się odrealnione i nieprawdziwe, wtedy łatwiej przekonać cię, że jedynie śnisz. Snem długim i nieprawdopodobnym z którego wybudzić może cię opuszczenie tego świata. Opuszczenie całkowicie i na zawsze. Przez śmierć, bo tylko ona jest w stanie rozwiązać Twój los z tym miejscem. - to nie było proste, mówić o tym, co odczuwała, jak myślała o sobie, jak powoli dawała się przekonywać i w końcu - za pierwszym razem - zawierzyła całkowicie.
- Chciałabym. - zapewniła go spokojnie, bo wysłuchaniu jego słów. Doskonale zdawała sobie z potęgi legilimencji. Gdy poszukiwała odpowiedzi na pytania. Gdy odkrywała to, co ukryła przed sobą sama i to, co ukryło przed nią zaklęcie. Zdawała sobie sprawę z obrażeń jakie niosła. Ale ważniejsze było to, że zdawała sobie sprawę, jak niebezpieczna była. Uniosła butelkę po raz ostatni, by zatrzymać ją i odjąć od ust nie upiwszy wsłuchując się w kolejne słowa. Zaraz jednak podniosła ją wyżej i wypiła resztkę napoju.
- Możliwe, że wszystkiego po trochu. - przekrzywiła lekko głowę przez krótką chwilę zastanawiając się nad odpowiedzią na zadane pytanie. - Zmieniłam się ja. Na niektóre rzeczy patrzę też w inny sposób. Postanowiłam mocno skręcić na ścieżce, którą wcześniej wytyczyło mi życie. Wcześniej… Sama nie wiem. W prozie przeciętnego dnia, nie miało to znaczenia. Teraz patrzę na to inaczej. Wszystko się zmieniło i z pewnością jeszcze zmieniać się będzie. Wątpliwości, niedomówienia, aluzje - to wszystko jest jedynie przeszkody. - zakończyła uśmiechając się szczerze. Nie mocno, jej wargi nie unosiły się już tak wysoko jak wcześniej. - Dziękuję. - dodała spoglądając w stronę  której przyszli. - Wracajmy. - postanowiła, tym samym sugerując zakończenie wieczoru - innego, niż wszystkie wcześniejsze .

| zt :pwease:



The Devil whispered in my ear, you are not strong enough to withstand the Storm. Today I whispered in the Devil's ear,
I am the Storm.
Justine Tonks
Justine Tonks
Zawód : auror, rebeliant
Wiek : 29
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
The gods will always smile on brave women.
Like the valkyries, those furies who men fear and desire.
OPCM : 58 +2
UROKI : 36 +6
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 7 +3
TRANSMUTACJA : 6
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Metamorfomag
Bar - Page 10 1
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3583-justine-just-tonks https://www.morsmordre.net/t3653-baron#66389 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f437-lancashire-forest-of-bowland-stocks-reservoir-gajowka https://www.morsmordre.net/t4284-skrytka-bankowa-nr-914#89080 https://www.morsmordre.net/t3701p15-just-tonks
Re: Bar [odnośnik]23.09.18 18:14
Było już całkiem ciemno, gdy obładowana książkami Charlie człapała w stronę ulicy Pokątnej. Jej powieki zaczęły poddawać się sile grawitacji. Myśl o tym, żeby włożyć pomiędzy nie wykałaczki nie była już tak zabawna jak parę godzin temu. Parę godzin temu! Kiedy to było? Drepcząc powoli w kierunku domu zdawało jej się, jakby od momentu wstania z łóżka dzielił ją tydzień spędzony na morderczej pracy przy smokach w rumuńskim rezerwacie. Czy to normalne, że dwudziestotrzyletnia kobieta ma jedynie ochotę zamarynować się w pościeli na wieki?
Przełożyła torbę z książkami do prawej ręki, w której niosła duży, zielony kwiatek w doniczce. Otrzymała go w prezencie od pewnego uroczego osiemdziesięcioletniego pacjenta szpitala – pana Scotta. Nie miała wątpliwości, że ta uprzejmość była próbą odwdzięczenia się za codzienne darmowe herbatki na koszt firmy, czyli na koszt Charlie. Nie umiała jednak odmówić staruszkowi; był biedny jak mysz kościelna i sam w świecie jak kołek w płocie. Charlie była jedyną osobą, do której mógł przyjść i, jak to starzy ludzie lubią, pogawędzić; nawet jeśli była zajęta, znajdowała minutkę czy dwie, by posiedzieć i pożartować.
Tak więc dziś dostała kwiat.
Rozśmieszył ją ten podarunek do łez, bo zielone liście były tak wielkie, że niosąc go pan Scott cały zniknął – widać było tylko jego pomarszczone nogi obute w puchowe kapcie. Uśmiechnęła się na to wspomnienie i podrapała po nosie wolną już lewą dłonią. Nie dała rady stłumić przeciągłego ziewnięcia. Ostatnie dni były naprawdę męczące; oprócz pracy w herbacianii w szpitalu świętego Munga, w której ostatnio zwiększony ruch dawał jej w kość, była jeszcze nauka do owutemów, a ta z kolei nigdy się nie kończyła. Wolne chwile zazwyczaj spędzała na oglądaniu meczy quidditcha lub odwiedzaniu rodziców, ale w tym miesiącu postanowiła przycisnąć z nauką i ponownie zaczęła odwiedzać pana Malkina, by dokształcać się w zakresie magii leczniczej.
Zatrzymała się przed budynkiem, w którym znajdowało się jej niewielkie mieszkanie. Dłoń Charlie zawisła w powietrzu, kiedy zawahała się, czy nacisnąć klamkę, usłyszała bowiem śmiech i muzykę dochodzącą z Dziurawego Kotła. Zdała sobie sprawę z tego, że naprawdę dawno już tam nie zaglądała, powstrzymywana przez podręczniki i pracę. Może czas ukrócić w końcu te męczarnie i dać sobie chwile na zaczerpnięcie oddechu? Albo kolejki oddechów?
Obróciła się na pięcie i wlokąc ze sobą cały bagaż, pchnęła drzwi ramieniem. Rozejrzała się wokół z lubością. Nic się nie zmieniło, dokładnie tak to zapamiętała – pijacki bełkot, rechot roześmianych gęb i gęste powietrze, co do którego Charlie miała podejrzenie, że samo jego wdychanie może człowieka doprowadzić do stanu nietrzeźwości. Mimo tego, że zawsze w takich miejscach Charlie lubiła pozostawać anonimowa, dziś była zbyt zmęczona, żeby się tym martwić. Z racji tego, że w piątkowe wieczory można było tylko pomarzyć o stoliku w kącie, podeszła do baru i bezceremonialnie postawiła na blacie wielką roślinę. Usadowiła się lepiej na wysokim krzesełku w oczekiwaniu na barmana.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Bar [odnośnik]23.09.18 19:20
Ostatni czas nie był dla niego zbyt spokojny. Aktywność Rycerzy się wzmogła, a to spowodowało jeszcze większe wahania nastrojów wśród społeczeństwa niż do tej pory. On sam musiał być czujny jeszcze bardziej niż zwykle, starał się unikać aurorów jak tylko mógł. Każdą wolną chwilę spędzał nad książkami, lub o prostu w domu. Na Nokturn też raczej rzadko ostatnimi czasy zaglądał.
Zabawne było to, że najbezpieczniej i najpewniej czuł się w swojej legalnej pracy. W Dziurawym Kotle. Choć stała klientela znała go dobrze, to przeważnie byli tak pijani, że nawet nie zwracali na niego uwagi kiedy polewał im kolejne kolejki wysokoprocentowych trunków. Luke właśnie w tym miejscu na swój sposób odpoczywał, choć praca nie była łatwa. Użeranie się z pijaną klientelą nie zawsze było łatwe i nie raz nie dwa musiał używać siły, by jakiegoś natrętnego typa wyrzucić.
Tego dnia było wyjątkowo tłoczno. Niby był piątek i czarodzieje zawsze tego dnia tłumnie odwiedzali ten przybytek, ale dziś było więcej ludzi niż zwykle. Luke rozumiał, że w tych niepewnych czasach Kocioł może być jedną z niewielu ostoi, w których ludzie mogą poczuć się pewniej. Chociaż zdawał sobie sprawę, że wiele z jego klientów nie przychodziło tu tylko po to by spić się do nieprzytomności, ale po to by dokładnie przyglądać się klientom i słuchać. Jakby nie patrzeć, Luke był jedną z takich osób.
Jako barman nasłuchał się już wielu rożnych dziwnych historii i pozyskał, względnie nic nie warte informację. Jednak jeśli ktoś umiał słuchać tak jak on, nawet z najmniej istotnej informacji potrafił wyciągnąć to czego potrzebował.
Aktualnie wszyscy zostali obsłużeni, więc mógł sobie na spokojnie posprawdzać swój asortyment za barem i zastanowić się co dopisać do listy zamówienia, bo niedługo będzie musiał dokupić kilka rzeczy. Miał tylko nadzieję, że nie będzie miał problemów z nabyciem tego wszystkiego.
Pomimo, że było głośno o dziwo usłyszał jak ktoś stawia coś ciężkiego na blacie baru. Poprawił czarne szelki na ramionach, po czym podwinął rękawy i obrócił się przodem do sali.
Spojrzenie jego brązowych oczu padło na młodą, ciemnowłosą kobietę siedzącą przy barze obok wielkiego zielonego kwiatu, który stał na blacie. Uniósł brew ku górze, bo kwiat był dość duży, a kobieta wydawała mu się raczej wątła, więc zaczął się zastanawiać jak ona go tu sama przyniosła. Po chwili przeniósł wzrok z kwiatu na kobietę. Kojarzył ją mniej więcej. Nie wiedział jak się nazywa, jednak pamiętał, że kilkukrotnie widział ją tutaj. Przeważnie siadała w kącie sali z książką i piórem popijając kremowe piwo. Tyle o niej wiedział.
- Coś panience podać? - spytał spokojnie  uśmiechając się do niej delikatnie, jednocześnie opierając lekko o bar naprzeciwko niej. - Jak zwykle kremowe piwo, czy może dzisiaj panienka skusi się na coś mocniejszego? - uniósł brew ku górze nie spuszczając z niej wzroku.


Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.

Luke Larson
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 This is my game!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4583-luke-larson-w-budowie https://www.morsmordre.net/t4671-larson#100330 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f156-langley-st-25 https://www.morsmordre.net/t6739-skrytka-bankowa-nr-1184#175834 https://www.morsmordre.net/t4677-luke-larson#100364

Strona 10 z 19 Previous  1 ... 6 ... 9, 10, 11 ... 14 ... 19  Next

Bar
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach