Wydarzenia


Ekipa forum
Zaniedbany dziedziniec
AutorWiadomość
Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]28.09.15 13:57
First topic message reminder :

Zaniedbany dziedziniec

Nokturn to nie tylko sklepy oraz sieć uliczek, w których można natknąć się na podejrzanych, często wrogo nastawionych czarodziejów. Znajdują się tutaj także kamienice mieszkalne, podziemne bary oraz karczmy połączone z pozostałą częścią alei za pomocą niedużego dziedzińca. To właśnie tutaj trafia się po wyjściu z Białej Wyrweny, a także mniejszych sklepików nie cieszących się zbyt wielką popularnością. Skwer nie jest zbyt dobrym miejscem na rozmowy, połowicznie oświetlony lichymi lampami, sprawia ponure wrażenie, szczególnie, gdy przez zaciemnioną część przemierzają przyśpieszonym krokiem nieznani czarodzieje. Budynki są odrapane, zaniedbane, na ich ścianach wiszą stare plakaty z podobiznami aurorów. Znajduje się tutaj kilka ławek, które ustawiono w pobliżu wysuszonej, niedziałającej, chyba już od lat, fontanny z posągiem czarodzieja w kapturze - mówi się, że to podobizna założyciela Śmiertelnego Nokturnu. 
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaniedbany dziedziniec - Page 9 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]23.05.20 8:07
|stąd

- Jasna kurwa. - Lyall stał z powrotem na Pokątnej i do tego jebał cholernymi ściekami, w które oczywiście epicko się wpieprzył. Przechodnie patrzyli na niego z wyraźną dezaprobatą i omijali szerokim łukiem, ale nie było to nic dziwnego. I tak bez perfum prosto z rynsztoka ludzie zachowywali się w jego obecności w ten sposób. Nie zmieniało to faktu, że w brygadziście się zwyczajnie gotowało. I nie przez ludzi, którzy uznali go chyba za trędowatego, ale dlatego, że nie mógł dotrzeć nawet do tej całej karczmy Goyle'a. Gdy wylazł w końcu z kanału i zaczął iść dalej, kompletnie nie wiedział gdzie miał iść. Wszystkie alejki wyglądały tak samo i ciężko było rozróżnić jedną od drugiej. Ale nie znał się na Nokturnie. Był tam na dobrą sprawę pierwszy raz. Czego mógł więc oczekiwać po wyprawie w najbardziej zapchlone miejsce w Wielkiej Brytanii? Dla niego smród był nie do przetrawienia, chociaż podejrzewał, że większość mieszkańców Ulicy Śmiertelnego Nokturnu wyglądała i pachniała dokładnie tak jak on po wpadnięciu do rynsztoka. Jakiś szczur użarł go jeszcze solidnie i jeśli nie miało wdać się żadne zakażenie, to można było stwierdzić, że był to pieprzony cud. Pewnie każdy inny człowiek stwierdziłby, że należało wracać i darować sobie całą tę wyprawę, ale nie Lupin. Nie. Pierdolony Goyle kazał mu przyjść na Nokturn to niech i tak będzie. Najwyżej brygadzista miał mu zasmrodzić odorem trupa całą karczmę. Czy tego chciał, czy nie — zasłużył. Zresztą nie po to też Lyall przełożył czas, który mógł spędzić na szukaniu wilkołaków, żeby nic nie osiągnąć. Dostanie się do wybranego lokalu zapewne miało go kosztować o wiele więcej niż parę ugryzień i smród — czy jednak było to dla niego coś nowego? Nie, ale i tak nie sprawiało mu to w żaden sposób przyjemności. Zawrócił więc i wszedł po raz kolejny w te same alejki, zastanawiając się co za cholerstwo miało go spotkać tym razem.


i’ll tell you a secret. the really bad monsters never look like monsters.
ALL DARK, ALL BLOODY,
MY HEART.
Lyall Lupin
Lyall Lupin
Zawód : Brygadzista
Wiek : 31
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Way deep down
Leaving me in a run around
Wanna care but
I don’t do Whats right
I won’t Wanna be found
Lettin loose the inner animal
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7715-lyall-lupin#213633 https://www.morsmordre.net/t7739-lyallowa-poczta#214472 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f144-dolina-godryka-old-place-91 https://www.morsmordre.net/t7727-skrytka-bankowa-nr-1851#214132 https://www.morsmordre.net/t7738-lyall-lupin#214470
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]23.05.20 8:07
The member 'Lyall Lupin' has done the following action : Rzut kością


'Nokturn' :
Zaniedbany dziedziniec - Page 9 7EIF9vQ
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Zaniedbany dziedziniec - Page 9 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]03.11.20 15:10
10 września '57


Zaskakujące; nieważne jak wiele sierpniowego słońca majaczyło nad Londynem, jakiż ogrom łaski spotykał ostatnie dni upalnego lata; Nokturnowi wciąż było mało. Pochłonięta mrokiem aleja nie dopuszczała do siebie nawet najlichszych promieni, ponurość majaczyła w każdym kącie, zakradała się w każdą szczelinę, płynęła brukiem i lawirowała w powietrzu – być może ulice potępiono przed wiekami, by nigdy nie przyjęła na siebie słońca i perspektywy jakiejkolwiek nadziei.
Pozorne wyludnienie, pozorne bezpieczeństwo, pozorna cisza przed burzą – wszystko było nieprawdziwe, wszystko uśpione, czekające na odpowiedni moment, by uderzyć. By zwabić, a potem zdusić, poddusić, udusić – tylko głupiec wierzyłby, że letnie popołudnie wolne od kompletnego zmroku jest w stanie uchronić przed niebezpieczeństwem, które stawało się dostrzegalne gołym okiem dopiero kilka godzin później.
Choć temperatura wydawała się nieco niższa niż w innych częściach magicznych zaułków, duszność unosiła się gęstą mgiełką tuż nad brukowaną uliczką, osiadała na zatęchłych od wilgoci murach i wśród smrodu ślepych uliczek. Przyciszone głosy i podniosłe roszczenia; życie w nokturnowych sklepach, przybytkach i lokalach dopiero budziło się do życia; w jednej z aptek ktoś żarliwie wykłócał się o zbyt wysoką cenę za ingrediencje; z uchylonego okienka u samego podłoża budynku należącego do karczmy wydobywała się cicha, wygwizdywana melodia.
Smukła sylwetka wsparta o jedną z kamiennych ścian na granicy dziedzińca i jednej z uliczek owiana kojącą ciemnością i gęstym, duszącym dymem; rosyjskie ślepia łypały ze znużeniem na pozorne uśpienie, które królowało na Ulicy Śmiertelnego Nokturnu. Łypały na oddalającą się osobę jednego z przemytników; wybitnie nudnego i wybitnie głupiutkiego, o ciele drżącym i nerwowym kroku; tlący się między wargami papieros i zmarszczone brwi wyrażały widoczną żałość za znikającym za kolejnym zakrętem mężczyzną.
Tatiana momentami zastanawiała się, po cóż ojcu takie jednostki; po cóż nierozumni, po cóż bezmyślni, po cóż strachliwi – wszakże każdy się czegoś bał – pokazywać jednak ów strach na Nokturnie było zachowaniem skrajnie bezrozumnym.
Ciasno wciśnięta w wąską bibułkę zbiórka rozpalonego tytoniu raz jeszcze zawędrowała do ust, przez ciemne brwi przemknęło poruszenie, nim w kąciku ust nie pojawił się okruch uśmiechu; jasne spojrzenie odnalazło obiekt pozornie ciekawszy do obserwacji, niźli awanturujący się klienci i nierozgarnięci współpracownicy Nikolaja Dolohova. Rysy twarzy jakże osobliwe, jakże trudne do pomylenia, jakże obce, nawet w miejscu zrzeszającym w sobie najróżniejszych; ciemne tęczówki tak często kryjące w sobie niechęć.
Złośliwość na ustach Rosjanki nie chciała dać za wygraną, cisza była niemożliwa do zachowania.
– Zgubiłaś się, skarbie? – słodkie słowa popłynęły, uśpiona atmosfera na dziedzińcu zaburzona jej krokiem, teraz również głosem Dolohov. Czegoż mogła tu szukać? Swojego pieska?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]04.11.20 22:53
Kraniec cienkiej, czarnej sukni zdawał się gnić w nokturnowskich kałużach. Materiał już dawno temu pokrył się śliską warstwą ciemnobrązowego brudu, którego pochodzenia żaden wrażliwy esteta chyba nie powinien zgłębiać; mimo to Azjatka mknęła do przodu, niezrażona. Pod czujną protekcją narzeczonego zaznajamiała się z podłą okolicą, z gniazdem żmij i skorpionów plujących śmiercionośnym jadem - jeden nieprzemyślany krok mógł tu drogo kosztować. Zbyt drogo. Wąskie korytarze uliczne między pochylonymi, obdrapanymi kamienicami skutecznie odcinały dopływ promieni słonecznych, sprawiały, że na dzielnicy panował niemożliwy wręcz chłód, karykaturalnie zaprzeczający wciąż utrzymującym się wrześniowym upałom. Wszystko to było abstrakcyjne. Plakaty wygnanych czy uśmierconych aurorów poprzyklejane do brudnych ścian, ogrom przemoczonych papierzysk, jakimi usłane były podziurawione, wybrakowane chodniki, zalegające w kątach śmieci, odłamki, zaschnięte ślady pewnie wcale nie tak starej krwi. Pomiędzy tym wszystkim Wren poruszała się ostrożnie, dumnie unosząc podbródek, gdy każdy zainteresowany nią zbir ustępował niemal machinalnie, dostrzegłszy ciskające gromy oczy tutejszego obywatela. Niewątpliwie znali Schmidta. Wiedzieli, czym się zajmował, wiedzieli, z jaką łatwością skręcał karki i zdzierał skórę z drżących ciał; czuć się bezpiecznie ze swoim mężczyzną, czyż nie tego pragnęła każda kobieta?
Palce bladej dłoni przesunęły się wzdłuż zimnej, szarej ściany. Gardło wąskiego korytarza otwierało się powoli na zapuszczone patio; kamień mieszał się z drewnem, ujawniając drzwi prowadzące do kilku lokali znajdujących się po drugiej stronie alei. Chang zatrzymała się na moment, przystanęła w czymś, co niewątpliwie musiało być pozostałością po żelaznej bramie odgradzającej plac od reszty dzielnicy, po czym omiotła ciemnymi tęczówkami skąpaną w półmroku okolicę. Światło dobiegało spomiędzy szpar w starych drzwiach, błyskało także nieopodal wysokiego muru, o który oparta była szczupła, zdecydowanie kobieca sylwetka. Nie poznała jej od razu. Nie - dopóki czarownica nie odezwała się, zaszczepiając w uszach Azjatki melodię znajomego głosu. O Merlinie, dlaczego akurat ona? Z teatralnym wręcz westchnieniem Wren oblizała usta i przeciągnęła się leniwie, jakby przygotowując się do wiszącej w powietrzu konfrontacji, a potem ruszyła powolnym, kocim krokiem w kierunku Tatiany, opierając rękę na biodrze.
- Zobacz. Znalazłam ten nokturnowski brud i element, o którym mi mówiłeś - zwróciła się miękko, niemal zbyt słodko, do szmalcownika, który musiał kręcić się gdzieś w ciemności za jej plecami. Kwaśny grymas wykrzywił pojedynczy kącik ust, unosząc go w zadziornym, butnym uśmiechu. - Dolohov - gdyby Tatiana posmakowała dźwięku swego nazwiska na języku Wren, smakowałoby ono ociekającym aromatem karmelem. Fałszywym jednak, przesadzonym, groteskowym. - Może się zgubiłam, może wręcz przeciwnie - jej ton był cichy, wyzywający, dumny. Azjatka przystanęła nieopodal Tatiany, spoglądając najpierw na nią, by później rozejrzeć się po placu; zmrużyła przy tym oczy. - A ty? Na kogo tu czekasz, na co? Czy może po prostu zlewasz się z otoczeniem? - odchyliła lekko głowę w jej kierunku, znów patrzyła na Dolohov spod kurtyny czarnych jak noc rzęs, rozbawiona. Najwyraźniej nie potrafiły inaczej się ze sobą komunikować; słowa ociekały kokieteryjną złośliwością, lawirowały wokół siebie w dziwnym tańcu cierpkiego szyderstwa, a Wren wydawało się wcale to nie przeszkadzać. Wręcz przeciwnie.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]06.11.20 19:17
Męskie płuca z zadowoleniem wypełniły się Nokturnowym powietrzem. Lubił podobne otoczenia - pełne mroku, podłych charakterów znanych głównie ze sztywnych, niepisanych zasad… Otoczenia w którym zapach krwi potrafił dostać się do nozdrzy w najmniej oczekiwanym momencie. Śmiertelny Nokturn wypadał blado przy idealizowanej, podobnej dzielnicy jaką dało znaleźć się w zakątkach pięknego Wiednia. Tam było inaczej, w jego wspomnieniu o wiele lepiej, choćby przez fakt wszechobecnego, ojczystego języka jakże piękniejszego od mdłych dźwięków języka angielskiego. I mimo iż z przyjemnością wróciłby w rodzinne strony wiedział, że ma tu jeszcze pewne sprawy do załatwienia… Oraz ofiary do złapania.
Kroczył pół kroku za nią, gdyż tak wygodniej było pokonywać wąskie uliczki Nokturnu. Zimne spojrzenie zielonych tęczówek mroziło każdego, kto choćby spróbował zbyt długo przyglądać się jego kobiecie. Gotów w każdym momencie wyjąć różdżkę i wprawić silne pięści w ruch, gdyby ktoś okazał się zagrożeniem dla Chang. Bo jeśli ktokolwiek miał zrobić jej krzywdę bądź pozbawić życia, z pewnością będzie to on sam, zapewne podczas którejś z kolejnych kłótni, jakie między nimi wybrzmiewały.
Wzrok odwrócił ledwie na chwilę. Zielone spojrzenie przyciągnęła znana, męska sylwetka z twarzą ukrytą w kapturze. Skinął mu głową, rzucił doń dwa słowa, o dziwo w ojczystym języku… I wtedy jego uwagę ponownie przykuł głos Wren.
- Hm? - Mruknął, osobliwym dla siebie sposobem porozumiewając się basowym pomrukiem, jaki uciekł z jego piersi. Zaalarmowany zrobił kilka prędkich kroków w kierunku narzeczonej, nie chcąc, aby ta przypadkiem polazła gdzieś, gdzie nie powinna bez jego protekcji. Doskonale wiedział, że potrafiła wpakować się w kłopoty. I od ostatniego wypadku czuł, że musi mieć ją na oku. Silne dłonie zacisnęły się w pięści, gotowe w każdym momencie wystosować cios… To jednak okazało się niepotrzebne.
Rozbawienie błysnęło w zielonych ślepiach, gdy zauważył kobietę, która przyciągnęła spojrzenie Wren. Kobietę doskonale znaną, z którą - chcąc czy też nie - przyszło mu spędzać dość spory wycinek czasu, gdzieś między polowaniami na kolejne szlamy. Nie był pewien, czy wspominał Wren o szczegółach innych zleceń, zapewne jedynie komentując wszystko jako byłem w pracy. A to oznaczało, iż nie było nic, co byłoby warte uwagi jego narzeczonej.
Schmidt zlustrował wzrokiem sylwetkę Tatiany, na dłuższą chwilę zatrzymując się na jej twarzy. Nie wypowiedział słów powitania, tym samym nie przyznając się do znajomości z nokturnową czarownicą. Nie teraz, gdy ta rozmowa zaczynała być zabawna. Dziewczęta przypominały dwie, zjeżone kotki posykujące na siebie i gotowe w każdym momencie skoczyć na siebie z pazurami. Czyżby kosa trafiła na kamień? Czyżby miał przyglądać się, jak któraś z tych wyszczekanych panien zostanie pokonana własną bronią? Ciekawiło go, czy Wren włada językiem równie sprawnie w potyczkach słownych co… W innych, bardziej intymnych sytuacjach. On sam radził sobie zdecydowanie lepiej w tych intymnych potyczkach, nigdy nie będąc mężczyzną wygadanym, skorym do długich dyskusji.
Austriak założył ręce na szerokiej piersi, uważnie przyglądając się scence. Czasem zielone spojrzenie wędrowało gdzieś na bok - pilnował ich, gdyby któryś z tutejszych oprychów chciał wykorzystać sytuację.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]06.11.20 22:47
Groteskowość śmiertelnej alei sprawiała momentami wrażenie zbyt karykaturalnej, zbyt przerysowanej, zbyt idealnej w swej brutalności i brzydocie atrakcji turystycznej; Nokturn wyglądał jak (nie)cudowna wydmuszka wszystkiego co najgorsze; brudu ulic, brudnych ludzi i jeszcze brudniejszych myśli. Jedynie głupcy dawali mamić się ciekawością i dziecięcą wręcz ułudą, by na własnej skórze przekonać się, ileż prawdy, a ileż faktycznej groteski kryje w sobie plątanina ulic, uliczek, zaułków i przybytków o wątpliwej moralności. Tatiana zacmokałaby cicho, z wyraźnym niesmakiem i niemalże pobłażliwością, spoglądając na wycieczkowe kroki młodej Azjatki; cóż, gdyby tylko faktycznie przeszło jej przez myśl umoralnianie ciemnowłosej dziewczyny.
Strach bywał uzasadniony; był też czymś, do czego łatwo było przywyknąć; przyodziać, niczym drugą skórę, zapomnieć o istnieniu; panna Dolohov miała jawnie lekceważący stosunek do dzielnicy, w której przyszło jej mieszkać. Być może zgubnie, być może wręcz przeciwnie; czy samo nazwisko i reputacja ojca nie nadawała jej swoistego immunitetu w zabójczo kojącym mroku?
Pogłoski, słodkie plotki i gorzkie słowa, lawirujące między snem a jawą; między fałszem a prawdą; ileż kłamstw i pochlebstw otaczało sylwetkę Rosjanina? Ileż podobnych opowiastek przylgnęło do Austriaka, który najwidoczniej zapragnął wybrać się ze swą osobliwą wybranką na romantyczną przechadzkę?
– Gdybym wiedziała, kim właściwie jesteś, poczułabym się prawie urażona – cierpkość wypowiadanych przez nietutejszą dziewczynę słów nie zmierziła Tatiany; balansujący na granicy niemalże rozczulenia ton głosu i chybotliwy uśmiech towarzyszyły bezpardonowemu spojrzeniu, które leniwie przesunęło się po drobnej sylwetce. Oczywiście, że ją znała. Trudno było nie znać, gdy z taką zaciętością ociekała niechęcią. Chciała się pobawić? Podzielić wyzwiskami? Ukazać wachlarz okrutnych słów; sparować te rosyjskie i te, które pochodziły - skądkolwiek przywlókł ją ze sobą pieprzony Schmidt?
Słodka pani skośnooka – zabarwione rozbawieniem przywitanie skontrowało te płynące z ust młodej, och, jakże jej było? Dolohov mogłaby wykrzesać z siebie odrobinę zaangażowania i przypomnieć sobie to nazwisko, ale po cóż?
Przekrzywiła głowę raz w jedną, później w drugą stronę, zupełnie jak gdyby rozciągała własny kark; włosy rozsypały się po skrytych pod ciemnym materiałem ramionach, kiedy Tatiana zaciągnęła się papierosem po raz ostatni, by niedługo później wyrzucić niedopałek w kierunku brudnej kałuży i wyswobodzić kruchy obłok spomiędzy własnych warg.
– Może czekałam na ciebie? – okraszone niemalże niewypowiedzianą obietnicą, lukrowane słowa. Ciemna brew drgnęła ku górze, gdy finalnie, wśród mglistej aury obskurnego dziedzińca nie zmaterializował się Friedrich.
– Zdravstvujte, Schmidt – posłała w kierunku mężczyzny drobne skinienie w ramach powitania, zupełnie jak gdyby słodka, ciemnowłosa niewiasta wcale nie próbowała obrazić jej na wszelakie sposoby, począwszy od bezpardonowego wchodzenia na jej teren, nawet w ramach chorej wycieczki krajoznawczej.
- Nie chwaliłeś się, że nauczyłeś ją szczekać. Gratulacje.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]07.11.20 22:41
Pomiędzy czernią zalśniła krwista czerwień. Błyszczała co chwilę rozbudzoną żółcią, drżała wśród zimnego powietrza, nęciła w cieniach, półcieniach, tonach i półtonach, aż zgasła w końcu, zgnieciona pod butem, zagubiona pośród błota kałuży. Jedyne pulsujące źródło światła, które zapraszało ją do siebie swym specyficznym tańcem, raz po raz ujęte przez kształtne usta pozbawionej moralnego kręgosłupa kreatury. Wren przechyliła głowę do boku, lekko, ptasio, w znanym sobie zwyczaju, przez moment oceniając surowym spojrzeniem skąpaną w nokturnowskiej szarzyźnie znajomą sylwetkę; dobiegające zza pleców ciężkie kroki sugerowały, że Schmidt również dotarł na miejsce. Na ten zapuszczony, zaniedbany dziedziniec wieńczący łańcuch tętniących zatęchłym życiem lokali - w pewien sposób pozwalał jej poznać dzielnicę na własną rękę, trzymał się blisko, jednak to ona wyznaczała kierunek, wybierała zakręty, przeczesywała uliczki jako pierwsza. Tym razem nie było inaczej. Powolnym krokiem podeszła bliżej Tatiany, w wątłym świetle jednego ze sklepów wyraźniej dostrzegając jej skądinąd przyjemne dla oka rysy. Zagraniczne, dziwne, lecz nie bardziej niż jej własne. Wciąż była bardziej tutejsza. Zimniejsza, może cięższa, jak rosyjska zima, ale bliższa wciąż Brytanii.
- Wiesz kim jestem - weszła jej w słowo zanim kobieta zdążyła dokończyć myśl, zdecydowana, pewna, ucinająca wstęgę szelmowskiej złośliwości dobiegającej spomiędzy zagranicznych warg. Słodka pani skośnooka, na dźwięk tych słów Wren przechyliła głowę w drugą stronę i oblizała usta, rzucając Friedrichowi krótkie spojrzenie przez ramię; z pewnością również rozpoznał Dolohov, jeśli nie swym wprawnym okiem, to wywołanym melodią głosu Azjatki nazwiskiem. Gdzieś dalej, z boku, daleko, dobiegały jej uszu - ucha - nieporadne piśnięcia, lecz czarownica zignorowała je, pomyślała, że musiała być to zagubiona pośród gruzów mysz licząca na łatwy posiłek ze spiżarni podejrzanego baru otwartego do późnych, nocnych godzin.
- Chwilę nam to zajęło, ale nie martw się. Jesteśmy - zapewniła Tatianę z teatralnym rozczuleniem, delikatnym, niemal baletowym ruchem dłoni wskazując za siebie, na zbliżającego się do nich szmalcownika, przez którego przyszło jej w ogóle poznać tę przedziwną, surową jak nieociosany, bezwartościowy kamień istotę. Wkrótce w jego kierunku pomknęło również nieznane jej powitanie, dziwne, wręcz karykaturalne. Czy mógł tak brzmieć jakikolwiek prawdziwy język? Na jego dźwięk Wren skrzywiła się mimowolnie; cierpkie zgłoski minęły jednak dość szybko, przeobraziły się w nicość, w zalegającą pośród nich ciszę raz po raz przerywaną angielskimi zwrotami. Zwrotami, które wcale nie przypadały jej do gustu.
Mięśnie twarzy rozluźniły się, wszystkie prócz ciemnych brwi, zmarszczonych nieznacznie na komentarz sączący się z gardła Dolohov; ach, niczego więcej i niczego mniej można by się po niej spodziewać, język miała pozornie ostry, choć tak naprawdę jedynie łaskotał Chang łagodnie, nie rozwścieczał, nie rozdrażniał, sprawiał z kolei, że chciała się bawić. Z nią, z nim, z kimkolwiek, kto tylko pojawił się wśród tutejszego brudu i ubóstwa.
- Szczekać - zawtórowała miękko, melodyjnie, jednocześnie dopadając Tatiany, szybko - prawie tanecznie. Przycisnęła się do niej niespodziewanie, ciało do ciała, jedną dłonią sięgając do wgłębienia w damskiej talii, drugą przykładając natomiast do boku jej szyi, lekko, paznokciami sunąc po wrażliwej skórze. - Lizać - wymruczała wprost do jej odsłoniętego ucha. - I gryźć - smukłe, pajęcze wręcz palce bez ostrzeżenia mocno ugodziły wiotką fizyczność, wcisnęły się pod żebra, wwiercały się tam boleśnie, zanim Wren - znikła ponownie. Nagle odsunęła się od Dolohov, odeszła na kilka kroków, jakby nigdy, przenigdy przy niej nie była, gorącym, nieodgadnionym spojrzeniem przenikając zmysły Rosjanki. Wszystkie z nich. - Więc pilnuj się - skwitowała niby to pogodnie, kokieteryjnie, i przeciągnęła się leniwie, znów ogniskując spojrzenie na kilku drzwiach widocznych w kamieniu. - Na tyłach czego dokładnie jesteśmy? - rzuciła pytanie w eter, licząc, że ktokolwiek z tej nieszczęsnej dwójki zechce ją oświecić. W końcu byli tutejsi, powinni to wiedzieć.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]07.11.20 23:47
Obserwował.
Z dłońmi założonymi na piersi, uważnie przyglądał się zabawnej wymianie zdań, między dwoma kobietami. Obie z nich miał okazję dokładnie poznać, w tym wszystkim nie wiedział jednak, że darzą się aż taką niechęcią. Nic z resztą dziwnego - nigdy nie był czarodziejem skorym do rozmów bądź jakichkolwiek zwierzeń. A jego postawa nie zachęcała do tego, by ktokolwiek próbował zwierzać się jego osobie, mimo iż znalazło się kilka, podobnych przypadków. Informacje zdobywał przemocą.
- Tatiano. - Odpowiedział, unosząc kąciki ust w delikatnym uśmiechu jednocześnie kiwając jej głową. I już chciał odpowiedzieć na jej słowa, gdy Wren postanowiła dać popis swojego, jakże wkurwiającego zachowania.
Dłonie Austriaka zacisnęły się w pięści, na widok przedstawienia, jakie odstawiała jego narzeczona. W dniu, w którym podarował pierścionek wyraził się jasno - akt własności od tamtego momentu należał tylko i wyłącznie do niego. A jeśli dziewczyna złamie umowę, postąpi z nią jak ze zwykłą szlamą - dorwie, złamie słodki kark, oddzieli głowę od tułowia, które później zniknie trawione ogniem. Chang znała go na tyle dobrze, iż powinna doskonale wiedzieć, że ten dotrzyma złożonego słowa. Zawsze dotrzymywał wymierzonego wyroku, niezależnie jak długo przyszło mu tropić wymykającą się ofiarę, a wtedy… Nigdy nie znał pojęcia litości.
Wizja przysłoniła się czerwienią, gdy Wren ułożyła dłonie na doskonale znanym mu ciele Tatiany. Echa dawnych wydarzeń nie miały jednak w tym momencie najmniejszego znaczenia. Austriackie żyły przepełniała adrenalina napędzana silnymi nerwami. Szlag go trafiał, przez te kilka chwil, gdy dziewczyna odstawiała szopkę. Zielone ślepia zapłonęły czystym wkurwieniem. Złością na narzeczoną oraz działania jakich nie powinna się podejmować przez fakt pierścionka, zdobiącego jej dłoń. I Schmidt w tej kwestii z pewnością nie zmieni zdania. Chociaż niewielkie odstępstwa od wyznaczonej zasady, nawet w postaci głupich zaczepek nie wchodziły w skład działań, które mógłby tolerować.
Szmalcownik zacisnął usta w cienką linię. A działanie było automatyczne. Wyciągnął silne ramię w kierunku Wren, by zacisnąć dłonie na jej długich włosach. Mocno, owijając pukiel wokół swej dłoni, aby dziewczyna nawet nie myślała o tym, żeby mu się wywinąć. A potem pociągnął. Równie mocno, jednocześnie w tył i odrobinę do dołu, zapewne przyprawiając ją o gamę doskonale znanego bólu.
- Fertig. - Wysyczał w ojczystym języku, posyłając jej przepełnione złością spojrzenie. Przegięła. Przekroczyła cienką linię, której nie powinna była przekraczać. I mimo iż atak wycelowany był w Tatianę, najmocniej ugodził Austriaka. Powinna wiedzieć, że przekroczyła granicę. Nie sądził jednak, że w swoich gierkach przyjdzie jej to zauważyć.
A może źle wybrał? Ta myśl przetoczyła się przez jego głowę niczym bomba niszcząca ukochany Wiedeń. Szarpnął jeszcze raz, dla własnej satysfakcji, po czym wypuścił ciemne włosy, ponownie zakładając ręce na piersi, jakby nic się nie wydarzyło. A fakt, że nie obdarzył ją kolejnym spojrzeniem wskazywał na to, jak bardzo zagrała na jego nerwach. - Niczego. - Mruknął jedynie, nie mając ochoty wdawać się teraz z nią w dyskusję. Zaniedbany dziedziniec Nokturnu prowadził w wiele stron. - Co u ojca? - Spytał Tatianę, chcąc przekierować swoje myśli w inną stronę. Przygasić chęć posłania kilku lamino w ciało narzeczonej, za jedyny powód uznając złość z jej zachowania i nie trzymania się jednej, jedynej zasady, jaka panowała w ich patologicznym związku.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]08.11.20 18:59
Granica przesuwana bezustannie; zacierana, deptana, ignorowana, zmieniana wraz ze zmianami w zasadach chorej gry; prawda czy fałsz, rzeczywistość czy sen; jawa czy mara – Nokturn w istocie lubił zaskakiwać. Mamić mrokiem, oferować ułudne schronienie w ciemności, by niepostrzeżenie wbić uwierającą szpilkę w pozornie najczulszy punkt; zupełnie jak panna Chang, która nie znała pojęcia instynkt samozachowawczy.
Dolohov mogła się tylko domyślać, cóż przysłało ciemną kreaturę w miejsce, na którym stopy stawiać nie powinna; chora ciekawość, dewiacyjna chęć zwiedzenia mrocznej atrakcji turystycznej, czy smycz, której rączka spoczywała w dłoniach Schmidta – być może cały ten urokliwy obrazek bawiłby ją bardziej, niż żenował, gdyby młodej Chang nie zachciało się ocierać o bezczelność.
W innych okolicznościach doceniłaby cierpkość słów, ostrość języka, płomienie żarzące się w czarnym spojrzeniu niczym ciągnięty papieros; w tych, w których to Azjatka była na jej łasce, na jej terenie, jej miejscu, które choć nie należało do Tatiany od chwil najwcześniejszych, wystarczająco mocno zostało przezeń przywłaszczone; daleko było jej do pobłażliwości.
Rozbawienie stopniowo ulegało płynącemu ze spojrzenia ostrzeżeniu; jasne tęczówki ciemniały pod naporem zbliżającego się wieczora i cierpliwości, która znikała prędzej niż piasek w górnej komorze klepsydry.
– Wspaniale, zaparzyć herbaty? – ironiczne słowa były ostatnimi niosącymi w sobie jakąkolwiek miękkość; ciało dziewczyny przysunięte do jej własnego znalazło odpowiedź w uniesionej wysoko brwi. Iskra przemknęła przez rosyjskie ślepia, cień łobuzerskiego uśmiechu wpełzł na wargi, ciała nie naznaczyło nawet drobne spięcie – rzucała jej wyzwanie, wyraźnie rozbawiona, zdumiona i zaintrygowana posunięciem Chang, jej wzrokiem, słowem i dotykiem.
– Obrażasz mnie czy próbujesz poderwać? – uniosła brew znowu, krzyżując spojrzenie z tym należącym do niej; kąciki ust poszybowały wyżej za sprawą szeptu wymierzonego w odsłonięte ucho. Utrzymały się również w momencie, gdy dłoń sunąca po talii zacisnęła się na niej mocno; kurczowo, nieprzyjemnie, przywołując tępy ból; Tatiana zagryzła wargę; różdżka w kieszeni zaczęła niemalże na zawołanie pulsować boleśnie, pragnąc bycia dobytą.
Cierpliwość nie była wystawiana na próbę długo; Wren łaskawie odsunęła się prędko, na tyle jednak późno, by panna Dolohov zdążyła wyartykułować we własnej głowie przynajmniej trzy rzeczy, które miała ochotę, i zamiar, uczynić Azjatce w najbliższej przyszłości.
- Tego też ją nauczyłeś?
Powstrzymując potrzebę dobycia magicznego drewienka, ciążącego niemiłosiernie w kieszeni, momentalnie uniosła brwi ku górze, kiedy było jej dane zostać świadkiem jakże urokliwego, narzeczeńskiego widoku; nagrody za jakże obsceniczne zachowanie. Na skraju prychnięcia, wywrócenia oczami i rzeczywistego wymaszerowania zza zaułka, zostawiając dwóch degeneratów samym sobie; finalnie, obserwowała scenkę między dwójką, odczuwając dziwaczne pokłady satysfakcji z ciemnych kosmyków owiniętych wokół pokolorowanej dłoni Schmidta, zupełnie jak gdyby wyręczył ją w upragnionym rękoczynie.
– Ocharovatel'no – mruknęła, bardziej do samej siebie bądź w ciemność uliczki, niźli do któregokolwiek z nich, podsumowując ów scenkę. Sprowadzona, cóż, niestety nie do parteru, wciąż jakiegoś, względnie zadawalającego poziomu Azjatka, była marnym pocieszeniem, mimo to Tatiana poruszyła brwiami; być może w ramach uznania dla Austriaka, być może szczerze rozbawiona, być może rzucając wyzwanie poskromionej Wren. Nie szczędząc sobie kpiącego uśmieszku leniwie oblizała wargę, nim nie rozejrzała się po okolicy, bynajmniej nie zamierzając być tą, która zechce opowiedzieć małej przybłędzie o znakomitościach miejsca, w które się zapuściła.
– To co zawsze, a co, stęskniłeś się? – przekrzywiła nieco głowę, od niechcenia zerkając na własne paznokcie i na nich zawieszając znużone spojrzenie przez kilka krótkich chwil, nim ponownie nie podniosła wzroku na Schmidta – Wyjechał z Londynu, wróci w piątek, może sobotę, chuj go tam wie.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]08.11.20 20:22
Ostrzeżenie za ostrzeżenie. Szastały nimi w rozszalałym, skądinąd absurdalnym tańcu, zapowiadając niebezpieczeństwo, zapowiadając agresję, choć żadne z nich nie rysowało swej postaci na linii horyzontu, jeszcze nie. W mniemaniu Chang - bawiły się. Niczym dwa młode kocięta próbujące poznać siłę akceptowalnego ugryzienia, balansujące na cienkiej granicy między frywolnym zapasem a prawdziwym polowaniem; zaostrzone ząbki wystawały spomiędzy rozwartych warg a pokryte futrem łapy uderzały w siebie co rusz, robiąc to jednak rozważnie, kokieteryjnie, filuternie. Gdyby czarownice zechciały we wzajemnym kierunku wystosować ofensywę ostrzejszą niż urzeczony kreatywną złośliwością język, z pewnością posypałyby się wokół nich iskry. Gorące i czerwone, dymiące jak moment temu papieros w rosyjskich ustach; tak trudno było pojąć sens tego wcale niespecyficznego spektaklu niemądremu Austriakowi? Ach, ale czegóż innego można było spodziewać się po starciu trzech różnych kultur, wrzało w tym przedziwnym kotle, wrzało, ale nie w sposób, w jaki Wren pragnęła stopniowo podnosić temperaturę.
- Jak brytyjsko. Spodziewałabym się, że uraczysz nas czymś ciekawszym - Azjatka westchnęła z pozornym rozczarowaniem; w istocie daleko było jej do szczerego zainteresowania pochodzeniem Dolohov, zwyczajami tam panującymi, tradycyjnym napitkiem czy serwowaną strawą, lecz gra była grą. Temat porzuciła jednak szybko. W nozdrzach łaskotał ją zapach kobiety, ciało przyciśnięte do ciała wymieniało się nieznanym dotąd ciepłem, a słowa ginęły gdzieś pośród nokturnowej, surowej obojętności, na zawsze zaklęte w zimnym kamieniu, który oferował Tatianie wsparcie. Chciała, by Rosjanka czuła na plecach jego fakturę jeszcze wyraźniej, by drapał ją pomimo materiału ubrania, by na gładkiej skórze pozostawił czerwone smugi, pręgi, płytkie wgniecenia zwieńczone kilkoma kroplami szkarłatu, jednak nic, prócz naturalnego wręcz grymasu bólu na wwiercające się pod żebra palce, nie zdradziło dyskomfortu możliwie rozkwitającego w Dolohov. To dobrze. Nie była przecież brodawkolepem, by uginać się pod pierwszą lepszą torturą, która torturą de facto nawet nie była; zamiast odpowiedzieć jakkolwiek na jej pytanie, Azjatka uśmiechnęła się jedynie, zanim odsunęła się od niej na dobre, pozwalając złapać oddech i odejść, jeśli chciała, od zimnego dyskomfortu muru, do jakiego chwilę temu została przyparta.
Schmidt nie zrozumiał. Rzadko kiedy rozumiał cokolwiek, a subtelności momentalnych figli specyficznego powitania tym bardziej umykały jego typowo męskiemu rozumkowi, do bram pokracznych myśli przywołując sztorm znanego jej szału. Wyciągnął do niej rękę, mocną, dużą dłoń wplótł we włosy i szarpnął, w bok, w dół, próbując zmusić ją do potulnego ugięcia kolan i poddania się jego irracjonalnej woli, przeproszenia, zrobienia czegokolwiek, by złość tę ukoić - ale nie tym razem. W uszach, uchu, zadźwięczały jej słowa Deirdre. Wspomnienie obietnicy wielkości, niezależności, jeśli tylko zniszczy się i odbuduje na nowo, jeśli będzie wytrwała, odważna, zdeterminowana; czarne oczy błysnęły więc nie pokorą, a czymś zupełnie jej przeciwnym. Jęknęła w bólu, w szoku, bo gwałtowny ruch Friedricha na ułamek sekundy zachwiał również lewą stroną uczesanych dokładnie włosów, zagroził odsłonięciem szpetnej blizny - i chyba to, upokorzenie, jego brak rozwagi w stosunku do świadomości, jak wielkim problemem był dla niej brakujący organ, uderzyło ją w tym wszystkim najbardziej. Nie siła z jaką szmalcownik targał nią na lewo i prawo, nie fakt, że znów pozwalał sobie podnieść na nią rękę, tym razem nie w sypialni, ale przy ludziach, a jego kompletny brak szacunku wobec czegoś, co tkwiło w niej głęboką zadrą. Z niedowierzaniem wymalowanym na orientalnej twarzy, czarownica szarpnęła się do tyłu, z całej siły uderzając w dłoń Friedricha, by odrzucić ją od siebie i odsunąć się od niego o kilka kroków; cisza zalegała w niej głębokim oddechem, gorącym, ale nie w sposób, w jaki wcześniej gorącym był dla Tatiany. Patrzyła na niego zimno.
- Zrobisz tak jeszcze raz, kiedykolwiek, a połamię ci wszystkie palce. Kość po kości - ostrzegła nagle beznamiętnie, powoli, z premedytacją akcentując zgłoski, wyzuta z czegokolwiek, co tworzyło w niej Wren. Upokorzył ją. Upokorzył właściwie za nic. Jego dalsza wymiana z Dolohov przestała ją interesować. Szczególnie, że zaledwie kilka sekund później jedne z tylnych drzwi na dziedzińcu otworzyły się z hukiem, a na zimny, brudny bruk wyrzucono zalanego w trupa mężczyznę, który bełkotał coś do siebie; przy upadku bez wątpienia złamał nos, ale nie to wzbudziło jej zainteresowanie: nagła awantura uwydatniła dziwnie dźwięki dochodzące z kąta placu, jakby złośliwe miauknięcia kilku ulicznych kotów i ciche popiskiwanie, które zarejestrowała już wcześniej. A że Friedrich najwyraźniej zajęty był Tatianą, zbyt zajęty, by natychmiast odeskortować ją na granice Nokturnu - cóż. Mogła przynajmniej nie stać przy nich jak kołek, upokorzona, upodlona, skarcona gorzej niż pies, pozbawiona szacunku nawet, rzekomo, własnego mężczyzny. Mogła odejść - choćby po to, by się uspokoić. Zapomnieć, że ktoś jej de facto najbliższy zachowywał się jak niedorozwinięty jaskiniowiec; na nieco chwiejnych nogach ruszyła w kierunku, z którego dochodziły intrygujące ją odgłosy, zręcznie odskakując, gdy pijaczyna niespodziewanie, w przypływie werwy wyciągnął dłoń w kierunku jej nogi, próbując pochwycić kostkę.
Gdzieś nieopodal zakurzonych gruzów do przestrzeni pod lawiną kamieni próbowało dostać się kilka bezpańskich kotów; polowały i męczyły się z niesamowitym wręcz poświęceniem, nęcone tym, cokolwiek piszczało pod kopułą szarego, pozornego bezpieczeństwa. Wren zmarszczyła lekko brwi, sięgając w końcu po różdżkę z kasztanowego drewna.
- Avis - zaintonowała bezbłędnie, bez cienia emocji, przywołując nieopodal stadko kolorowych ptaków, które nieszczęsną melodią zwróciły na siebie uwagę kotowatych stworzeń. Bystre uszy zatrzepotały, spojrzenia oderwały od kamiennej konstrukcji, by łapy za chwilę mogły pognać za uskrzydloną kolacją. Dobrze. Bez ich towarzystwa - sama mogła kucnąć, jeszcze bardziej brudząc krańce czarnej sukienki, i wsunąć smukłą dłoń pomiędzy kamienie.



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]09.11.20 22:37
Wściekłe spojrzenie zielonych oczu spoczęło na Tatianie, gdy ta zadała mu specyficzne pytanie. Nie trzeba było być wybitnie spostrzegawczym by zauważyć, że sytuacja nie przypadła mu do gustu. I to bardzo.
- Nie. Ja obdzieram ze skóry. - Mruknął basowym głosem, wchodzącym w odrobinę nieprzyjemne tony. I przez jedną, krótką chwilę właśnie to miał ochotę zrobić pannie Chang - zedrzeć z niej skórę. Powoli, dokładnie oddzielać ją od reszty tkanek, aby raz na zawsze zapamiętała, iż takich wybryków z pewnością nie będzie tolerował.  
Schmidt nie rozumiał Wren, a Wren nie rozumiała prostego, acz stanowczego myślenia, jakim odznaczał się Austriak. Zdawać by się mogło, że ten związek z góry skazany był na niepowodzenie, zakończone śmiercią którejś z zainteresowanych stron… I zapewne tak się właśnie skończy. Z Friedrichem chowającym w dłoniach martwe ciało Chang, wypełnionym sprzecznymi emocjami. Innej możliwości umysł mężczyzny nie zauważał. Magia zawodziła narzeczoną, a w starciu z nim bez różdżki nie miała żadnych, chociażby najmniejszych szans na wygraną. I powinna doskonale o tym wiedzieć.
Ułomność Wren w zasadzie nie zagościła na dłużej w świadomości Friedricha. Była, lecz zdążył się do niej przyzwyczaić, w zasadzie nie zwracając na nią większej uwagi. Zapewne dlatego nie przeszło mu nawet przez myśl, że impulsywny ruch może poskutkować odsłonieniem czegokolwiek.
A gdy słowa opuściły jej gardło, Schmidt wyszczerzył się w paskudnym, niemal okrutnym uśmiechu, przez chwilę nie wiedząc, czy Chang nie sugeruje przeprosin w zaciszu nokturnowego mieszkania.
- Tylko spróbuj. - Warknął, lecz w jego głosie znalazły się tony rozbawienia. Nie dałaby rady chociażby nadkruszyć jego kości, a co dopiero połamać całe palce. Był większy. Silniejszy. I z pewnością o wiele bardziej zaprawiony w praniu się po pyskach.
Uwaga Austriaka szybko skupiła się na drugiej kobiecie, tym samym manifestując swoją pogardę do działań narzeczonej.
- No. - Mruknął jedynie na odpowiedź dotyczącą jej ojca. Ze starym Dolohov współpracowali od jakiegoś czasu, Schmidt jednak nadal nie zdążył zapałać pełnym zaufaniem do ruska, zapewne przez niemal naturalną niechęć do wszystkich, pochodzących z mateczki Rosji… Nie było tajemnicą, że Austriacy z pewnością nad nimi górowali. W wielu, nawet bardzo wielu kwestiach.
- Nie mówił, że wyjeżdża. - Mruknął, wzruszając szerokim ramieniem. Opiekunką z pewnością nie był najlepszą, chociażby przez fakt, że Wren zdążyła od nich odejść. Widząc wypadającego gościa z baru zrobił krok w bok, tylko po to, by chwilę później, widząc jego rękę kierowaną w stronę Chang, złapać gościa za fraki i na kopach przerzucić w dalszą część dziedzińca. Tylko tego mu tu brakowało. - To kiedy mam do Ciebie wpaść? - Pytanie skierował do Tatiany, nie będąc pewnym, czy miał za zadanie któregoś z dni bawić się opiekunkę dla Rosjanki. A jemu żaden pieniądz nie śmierdział.
Zielone ślepia powędrowały w kierunku Wren.
- Masz trzy minuty, inaczej wracam sam. - Rzucił do pleców Azjatki, przez chwilę uważnie się jej przyglądając. Zapewne by jej nie zostawił, w tym jednak momencie nadal się na nią złościł… I różne decyzje mógłby podjąć, ostrzeżenie nie zaszkodzi.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]11.11.20 17:23
Rozbawienie wybrzmiewające gdzieś na dnie błękitno-stalowego spojrzenia mieszało się z czystym, bezpardonowym znużeniem. Cierpka gra w wypowiadanych słowach zakradała się w odsłonięte miejsca, lawirując w pozornych cieniach niby niezauważona, by ostatecznie połaskotać i zmierzić – tylko odrobinę – wystawione na szwank nerwy.
Tatiana dopatrywała się w dziwacznej zabawie zapoczątkowanej przez Azjatkę nudy; choć ta wydawała jej się nieco absurdalna w towarzystwie Schmidta, właśnie tym tłumaczyła sobie dziwaczne zachowania obcej kobiety, która – mimo że balansowała zabawnie na granicy przyjemnie drażniącego zachowania – miała w sobie coś, co wywoływało w Dolohov znudzoną pobłażliwość.
Związki bywały niebywale zabawne; utwierdzała się w tym po raz kolejny, mogąc doświadczyć na własnej skórze ociekającego toksyczną substancją tańca, który prowadzili ze sobą za pomocą słów, spojrzeń i gestów – gestów nader wszystko, bo to one wywołały kolejny gniew w oczach i ciele ciemnowłosej; to one były zapalnikiem pieczętującym nerwowy zryw w dłoni Friedricha; to one sprawiały, że kącik ust Dolohov drgał niebezpiecznie, w subtelnie kpiącym uśmiechu. Byli niemalże rozkoszni; niemalże, bo przez dłuższą część ów spektaklu Tatiana zwalczała w sobie dziką pokusę odwrócenia się doń plecami i wymaszerowania z ciemnej uliczki, niegrzecznie i niekulturalnie zostawiając urokliwą parę samym sobie. Kto wie, może jutrzejszego ranka spoglądałaby na świeżo zakrzepłą krew na brudnym chodniku?
Decydując się nie odpowiadać na kolejne zaczepki dziewoi, pozwoliła sobie unieść brew ku górze, raz kolejny, spojrzeniem odprowadzając sylwetkę emigrantki jedynie przez kilka ułamków chwili, kiedy ta postanowiła opuścić ich towarzystwo, w niewiadomym celu, nim ciężar jasnego spojrzenia nie osiadł na nowo na znajomej twarzy Austriaka.
– Zaskoczony? Na co dzień lubicie się sobie pozwierzać?
Rozmowa, którą mogliby prowadzić na temat potęgi ojczyzny - tej należącej do niej, i tej, z którą utożsamiał się Schmidt – ciągnąć mogłaby się w nieskończoność, obfitując w ofiary alkoholu, emocjonalnej ręki i uniesionej różdżki. Zabawne, że zdegenerowana, do cna przesiąknięta zgnilizną dusza potrafiła wciąż trzymać w sobie ułudne, dzikie wręcz pokłady chorego patriotyzmu.
Ironia płynąca z ust Tatiany nie była niczym nowym; obojętność, jaką obdarowała oddalającą się dziewczynę również; śmiech, jaki zrosił pełne wargi tym bardziej. Wypełnił mroczną uliczkę, pozornie tląc się światłem wśród obskurnego mroku.
– Daruj sobie – wiedziała, że tego nie zrobi; mimo to propozycja, na którą się zdecydował rozbawiła Rosjankę nader mocno – Jestem dużą dziewczynką, Schmidt – skwitowała, spoglądając na niego jeszcze przez krótką chwilę. W dalszym ciągu tkwiąc w okowach lodowatej ściany, wspierając plecy o wilgotny kamień, przeniosła wzrok na rozgrywającą się scenkę nieopodal; na klęczącą obok niewiadomoczego Wren; na Frieda wyładowującego resztki niezaspokojonego gniewu na przypadkowym nieszczęśniku.
– Zajmij się lepiej niańczeniem swojej wyszczekanej suni – zawyrokowała. Och, zdecydowanie, krnąbrna, słodka panna skośnooka wymagała większej ilości opieki, niźli skazana na samotność Tati. Przekrzywiając nieco głowę, zerknęła na skuloną nieopodal bruku Chang.
– Zgubiłaś tam coś?
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]11.11.20 22:44
Nie słuchała ich. Na moment zapomniała, że istnieją, jak coś chłodnego, chropowatego dotknęło nagle jej wyciągniętej w otchłań czarnej nicości dłoni; krańce ów obiektu były twarde, ni to ostre, ni zupełnie tępe, przesuwały się wzdłuż opuszków jej palców, by zaraz potem wycofać się w bezpieczeństwo własnej kryjówki, nieufnie, w trwodze. Azjatka zmarszczyła brwi, zmrużyła lekko oczy, po czym pochyliła się do przodu, na zimnym chodniku opierając się już na kolanach. Kruczy materiał długiej sukienki szybko przemókł brudem kałuży, lecz Wren zdawała się w ogóle nie rejestrować jej istnienia pod swoimi nogami, zbyt zafrasowana czymkolwiek, co moment temu zamanifestowało swoją obecność. Dzierżąca różdżkę dłoń zniżyła się do wnęki w pomniku tragedii nokturnowskiego zaniedbania, jej szpic zawisł nad kopułą różnorodnej wielkości kamieni, a myśli niewerbalnie zaintonowały zaklęcie światła. Wtedy go zobaczyła, głowę schylając jeszcze mocniej - ledwo pokryte czarno-białym futrem stworzenie mniejsze od wielkości jej dłoni, zamkniętymi oczyma odgradzając się od niespodziewanej iluminacji lumos. Szybko cofnęła zatem kasztanowe drewno, zamruczała, rzuciwszy pozostałym krótkie, kontrolne spojrzenie przez ramię, zanim sięgnęła głębiej, delikatnym gestem wsuwając rękę pod zwierzę, tak, by ułożyło się na kołysce utworzonej z ludzkiej dłoni. Nie była kotem pragnącym uczynić z niego posiłek, nie syczała, nie warczała, nie machała pazurami przed długim, pomarańczowym dziobem, choć sama jej obecność zdawała się potęgować strach niedawno narodzonego i chyba porzuconego stworzenia.
- Najwyraźniej - odparła na pytanie Tatiany. Trzy minuty, tyle dał jej Friedrich, ale jeśli po pokazie swojego koncertowego nietrzymania nerwów na wodzy rzeczywiście byłby w stanie ją tu zostawić, przekroczyłby pewną pozornie nieprzekraczalną granicę. A tego chyba żadne z nich nie chciało. Wren przechyliła lekko głowę, przyglądając się zwierzęciu, które w pierwszym, naturalnym dla siebie instynkcie sięgnęło do znajdującego się na jej palcu pierścienia, zaciskając na jego złotej obręczy malutkie palce. - Niuchacza - sprecyzowała, w końcu pewna swojego pierwotnego założenia. Podniosła się też z kolan, ostrożnie, na tyle, by ruchem ciała nie przestraszyć młodziutkiej bestii gatunkowo siejącej chaos i zamęt, po czym odwróciła się ponownie w kierunku Schmidta i Dolohov, ruszając powoli w ich stronę. Nie zauważyła nawet braku pijanego delikwenta wyrzuconego wcześniej za drzwi baru. Może Friedrich skręcił mu kark. - Polowały na niego koty. Mądrze zrobił wciskając się między kamienie, nie byłby w stanie obronić się inaczej. Wygląda zbyt młodo - mówiła beznamiętnie. Magiczne zwierzę wydawało się przedziwnej barwy, połowę jego ciała znaczyło futro białe, drugą natomiast - czarne jak noc, jak włosy samej Wren. I to wystarczyło, wraz z niewinnym gestem sięgnięcia po jej biżuterię, by niecierpiąca zwierząt czarownica zdecydowała się uczynić go własnym. - Wezmę go - zdecydowała więc głośno, słowem pieczętując zamiar. Spojrzała też na Friedricha, lecz nie po to, by prosić go o pozwolenie czy aprobatę - jej wzrok był raczej nieodgadniony, nim powrócił do stworzenia leniwie wtulającego się w jej narzeczeński symbol. - I tak nie przeżyje tu doby. Jeśli komuś zginął, trudno - niczego nie widzieliśmy - pouczyła ich płynnie. Posiadający właściciela czy bezpański, nieważne, niuchacz należał teraz do niej i tylko do niej. Wzrok zwróciła potem na Tatianę, nagle podejrzliwa, gdy niepożądana myśl wkradła się do jej głowy, choć przynajmniej nie brzmiała już wrogo. - Chyba nie zginął tobie, co?



it was a desert on the moon when we arrived. gathering all of my tears, heartbreak and sighs, jade made a potion ignite and turned the night into a radiant city of light.
Wren Chang
Wren Chang
Zawód : handlarz krwią
Wiek : 25
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
tell her i wasn't scared.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8598-wren-chang#252999 https://www.morsmordre.net/t8601-yue#253113 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-56-2 https://www.morsmordre.net/t8602-skrytka-bankowa-nr-2037#253118 https://www.morsmordre.net/t8603-wren-chang#253121
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]15.11.20 23:23
Usta Austriaka wykrzywiły się w paskudnym uśmiechu, gdy do jego uszu doleciały słowa Tatiany. Zauważał w sobie pewną słabość do kobiet o ciętym języku, nie wypowiedział jednak tych myśli na głos. Nie teraz, gdy w okolicy czaiła się jego mała żmijka, zdolna by pluć jadem na prawo i lewo.
- Pozwierzać? Nie, ale lubimy porozmawiać sobie na Twój temat. - Odpowiedział, posyłając jej wyzywające spojrzenie. Nie raz był angażowany do roli opiekunki. I nigdy nie zdradził, czego dotyczyły inne interesy, jakie prowadził z ojcem Rosjanki. - Nadal tak kiepsko tańczysz? Ponoć oczy bolą od obserwacji. - Mruknął, delikatnie szturchając dziewczynę łokciem w ramię w dziwnej hybrydzie zaczepki oraz całkiem przyjaznego gestu. Lubił się z nią przekomarzać, zwykle jednak potrzebował do tego odpowiedniej ilości alkoholu, a dziś… Dzisiejszy dzień był dziwny. Z pewnością w pewien sposób abstrakcyjny. A Austriak miał coraz większą ochotę obić komuś mordę, ot tak, dla zasady oraz odrobiny zabawy.
- Aha. Kiedyś Ci to przypomnę. - Mruknął, zielone ślepia na dłuższą chwilę lokując w buzi dziewczyny. Propozycja była jedynie kurtuazją, zwykłą propozycją wynikającą zapewne z chęci sięgnięcia do skrytki jej ojca oraz przygarnięcia kilku galeonów, łasy na nie niczym niuchacz, odnajdujący drogę do ramion jego narzeczonej, czego nie mógł jeszcze dostrzec. - Uważaj, bo spuszczę ją ze smyczy. - Mruknął, z cieniem rozbawienia w swoim głosie. W zasadzie, ciekaw był, czy Chang potrafiła gryźć i drapać nie tylko jego ale i innych, stających na jego drodze.
Zielone ślepia powędrowały w kierunku Wren, gdy ta oznajmiła o znalezisku. W pierwszej chwili nie wiedział, co ciekawego można by było odnaleźć w podłych gruzach Nokturnu - po tych, nawet on nie zwykł się szlajać, nawet z mianem jednej z gorszych istot, na jakie można było tu natrafić. Mężczyzna zrobił dwa kroki w kierunku Wren, uważnie przyglądając się zwierzątku w jej ramionach.
I z pewnością nie był tym, kogo rozczuliłby widok podobnej, paskudnej kreaturki. Schmidt uniósł brew, uważnie przyglądając się dziewczynie oraz słowom, jakie padały z jej ust. Na Merlina, co jeszcze? Dziwny pomruk, mieszczący się gdzieś między niezadowoleniem, zastanowieniem a zwykłym zrezygnowaniem.
- Dwa psy i niuchacz? - Mruknął, przez chwilę uważnie przyglądając się twarzy narzeczonej. No, osobiście nie uważał tego za dobry pomysł, zwłaszcza z nieprzyjaznym wręcz agresywnym nastawieniem ich czworonogów. Otto z pewnością nie będzie zadowolony pojawieniem się zwierzęcia, przypominającego te, na które nie raz przyszło mu polować. - Powodzenia w pilnowaniu, żeby nie został zagryziony. - Dodał jeszcze, zakładając ręce na szerokiej piersi. Sam nie miał zamiaru dołożyć do tego dłoni, nawet jeśli jego własny pies rzuci się na zwierzę narzeczonej. Skoro sama chciała podejmować decyzje, sama powinna mierzyć się z ich konsekwencjami. Nawet jeśli jej zachowanie dzisiejszego dnia niezbyt przypadało mu do gustu.
- Wpadnę za kilka dni. Mam coś dla Was. - Rzucił do Tatiany unosząc delikatnie kąciki ust ku górze, by przenieść wyczekujące spojrzenie na Wren. Liczył na szybki koniec teatrzyku.


Getadelt wird wer schmerzen kennt Vom Feuer das die haut verbrennt Ich werf ein licht In mein Gesicht Ein heißer Schrei Feuer frei!.

Friedrich Schmidt
Friedrich Schmidt
Zawód : Szmalcownik
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Weil der Meister uns gesandt Verkünden wir den Untergang.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t8774-friedrich-schmidt#261043 https://www.morsmordre.net/t8782-listy-do-friedrich-a#261285 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f294-smiertelny-nokturn-10 https://www.morsmordre.net/t8784-skrytka-bankowa-nr-2079#261288 https://www.morsmordre.net/t8785-friedrich-schmidt#261289
Re: Zaniedbany dziedziniec [odnośnik]16.11.20 16:14
Pajęczyna wątpliwych moralnie spraw, jakie z taką zażyłością prowadził ojciec, nie leżała na polu codziennych zainteresowań kobiety; jeszcze kiedyś Tatiana faktycznie pragnęła dowiedzieć się, czymże to Nikolaj zajmuje się po zmroku, nad ranem, czy środkiem bezlitosnej nocy; z biegiem lat, wiekiem odliczającym kolejne wiosny życia zdała sobie sprawę, że informacje tego typu niczego pożytecznego do jej życia nie wnoszą. Im mniej wiesz, tym lepiej śpisz – zdawać by się mogło, że młoda Dolohov przyjęła ów twierdzenie do serca; miała już wystarczająco dużo bezsennych nocy, by móc pozwolić sobie na jakiekolwiek przejawy kolejnych.
Brwi pofrunęły ku górze, a wargi zrosił wyraźny śmiech, przebijający się przez zatęchłą, gęsta atmosferę Nokturnu; aktualnie dodatkowo podsyconą dziwacznym teatrzykiem w udziałem jakże urokliwego narzeczeństwa w rolach głównych.
– To muszą być szalenie interesujące rozmowy, mniemam że ciągle nie starcza wam czasu by dokładnie podebatować nad moimi wspaniałościami? – odpowiedziała mu równie ironicznie, całkowicie ignorując zalanego w trupa jegomościa, który aktualnie skomlał gdzieś między odrapaną ścianą budynku, a cuchnącą kałużą, wyjątkowo troskliwie potraktowany przez chwilowy przypływ werwy bądź nudy w dłoniach Schmidta – Wciąż lepiej od ciebie, skarbie.
Uśmiech, dziwacznie szczery i niecodzienny jak na możliwości i nawyki Tatiany, spoczął na ustach w formie odpowiedzi na chybotliwie przyjacielską zaczepkę. Kąciki ust uniosły się wyżej, kiedy Friedrich wysnuł ostrzeżenie, które – standardowo – puściła mimo uszu, zupełnie jak nawoływania pijaczyny zwijającego się w amoku nieopodal.
Krzyżując ręce na piersi przeniosła znów spojrzenie na pannę Chang, a dostrzegając małe zawiniątko w jej dłoniach, wątpliwie urokliwe i raczej wywołujące grymas na granicy niesmaku i zdumienia, niźli rozczulenia, skrzywiła się nieco, unosząc znów brew ku górze. Krytyczne oko oglądało stworzonko; na pytanie o posiadanie takowego zwierzaka pokręciła ze znudzeniem głową, walcząc z kolejną salwą śmiechu usłyszawszy zwrot Schmidta; bajecznie, narzeczeństwo ze zwierzyńcem, czegóż chcieć więcej?
Bardziej zaabsorbowana rozglądaniem się po okolicy, choć ta nie kryła w sobie niczego zaskakującego, na kilka krótkich chwil uwolniła dwójkę z ciężaru własnego spojrzenia i uwagi; wpierw przyglądając się własnym dłoniom, później sunąc spojrzeniem po rozbłyskujących światłach w kamienicy nieopodal, nim nie wróciła nim do twarzy Austriaka.
– Cudownie. Będę odliczała dni do tegoż spotkania – kolejne przesiąknięte do cna ironią zgłoski wypłynęły z ust Dolohov, w akompaniamencie teatralnego, cukrowego uśmiechu. Chwilę później Tatiana westchnęła cicho, przeciągnęła nieco, niczym kot leniwie podnoszący się z błogiego odpoczynku; ostatecznie jasne spojrzenie na nowo spoczęło na ciemnowłosej Wren i jej nowym pupilku.
– Pilnuj się, Chang. I wyłącz ten swój niezdrowy egocentryzm kiedy bawisz się w nieswojej piaskownicy – poleciła, och, niczym życzliwa ciocia dobra rada; drobny uśmiech, na granicy kolejnej porcji fałszu, ale i kryjący w sobie cień faktycznej szczerości został posłany w kierunku Azjatki; Schmidta uraczyła kontrolnym skinieniem głowy.
– Proshchay, moi drodzy. Nie nabrudźcie zbytnio – rzuciła w ramach pożegnania, intencji ów potencjalnego brudu nie zdradzając, ostatecznie odwracając się na pięcie, bez zbędnych wyrzutów sumienia czy niepotrzebnego zainteresowania ginąc niedługo później wśród mgły i chybotliwych cieni.

zt
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756

Strona 9 z 11 Previous  1, 2, 3 ... 8, 9, 10, 11  Next

Zaniedbany dziedziniec
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach