Wydarzenia


Ekipa forum
Główna Sala
AutorWiadomość
Główna Sala [odnośnik]29.12.15 20:17
First topic message reminder :

Główna Sala

★★
Centralny punkt ogromnej sali stanowi drewniana konstrukcja idealnie nadająca się na scenę. Do kamiennych ścian dosunięte są podłużne stoły, na których pyszni się rozmaite jedzenie. Począwszy od dyniowych pasztecików, poprzez szynkę z psidwaka i umiłowane przez gości z zaświatów sery pleśniowe, a skończywszy na galaretkach w kształcie gałki ocznej smoka. Nie mogło również zabraknąć napoi wyskokowych – aczkolwiek najlepiej zachować daleko idącą ostrożność, bowiem plotka głosi, że pośród karafek z winem stoi również kilka butelek alkoholi na bazie krwi.
Wysoko ponad głowami gości unosi się morze dyń, w których znajdują się świeczki rozświetlające pomieszczenie. Pomimo tego w sali panuje klimatyczny półmrok.
Tańczyć można na samym środku sali - na prowizorycznym parkiecie. Jeśli się zmęczysz, wystarczy znaleźć jakieś wolne krzesło pośród tych stojących przy stołach.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:58, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna Sala - Page 5 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Główna Sala [odnośnik]08.01.16 18:22
- A może jestem czarownicą w kapeluszu? - spytałam ironicznie, uśmiechając się na słowa malarki dotyczące mojego stroju. Naprawdę nie zależało mi na jakimś wybitnym przebraniu, chciałam tylko pozostać czarną, niewidzialną gwiazdą. W taki sposób mogłam wpasować się w towarzystwo, a przynajmniej tak mi się wydawało.  
Mimo, że ilość wypitego przeze mnie wina nie koniecznie była na miejscu, a przynajmniej zwyczajnie w świecie mi nie wypadało, to mój umysł nadal pozostawał światły. Niezmącony przez liche procenty uderzające do krwi, głośną muzykę, ani towarzystwo, trzeźwo oceniał sytuacje. Gdy usłyszałam tę śmiałą propozycję, od razu przez myśl przeleciały mi płótna zapełnione nagością, awangardą, indywidualizmem. Były inne, nowe, skupiały się na czymś zupełnie innym, niż znana mi sztuka. Potrafiłam unosić się zachwytem na samą myśl o jej pracach, a co dopiero mając szansę być ich częścią? Obfity rumieniec oblał moje lico, a oczy zaczęły się niewiarygodnie aprobująco świecić. Moja wewnętrzna, głupiutka Calypso chciała ruszać, biec, krzyczeć: tak, tak, tak, bez przemyślenia wyskoczyć z suto zdobionych sukien i grubych materiałów, których z resztą od dawna nie miała na sobie.
A ja? Ta prawdziwa, mieszanka wybuchowa wszystkich możliwych cech charakteru? Byłam zagubiona. Chciałam posłuchać tej podekscytowanej młodej dziewczyny w środku, ale zaraz po tym zaczęłam się wahać. To nie wypada, Calypso, nie jesteś taka - zganiałam się, wprowadzając do naszej rozmowy chwilę napięcia. Intensywnie badałam wzrokiem ją, chociaż żaden ze mnie lekarz. Chciałam czuć więcej, mocniej, porzucić maniery i popłynąć. Zaśmiałam się, kokieteryjnie wachlując rzęsami. Wypieki na twarzy na całe szczęście były przykryte gwieździstą maską.
- Żadna ze mnie modelka - zaczęłam zawstydzona, ceniąc sobie propozycję Mathilde. Tak naprawdę schlebiało mi, że tak zdolna artystka chciała mnie uwiecznić na płótnie. Dumna z siebie, odkryłam przed nią swoje proste jak od linijki, lśniące zęby - Ale skoro tak nalegasz - zachichotałam, unosząc ponownie płyn do ust. Właściwie nabrałam ochoty na coś mocniejszego, coś, co pozwoliłoby mi puścić wodze, zdjąć pantofle i czuć. Cokolwiek.
- Mathildo - wypowiedziałam jej imię, pieszcząc jego każdą sylabę jak najmocniej potrafiłam. Było piękne i pasowało do niej jak ulał. Wyciągnęłam do niej rękę, chwytając ją za dłoń. Łapczywie oddychałam, odrzucając od siebie myśli przeciw czemukolwiek, co miało się wydarzyć. Widziałam tylko ją, tylko jej zdziwienie (a może mi się wydawało? było naprawdę ciemno) wymalowane na twarzy. Złapałam jej ciepłą rękę, spoglądając w oczy. Doprawdy, czy to nie było romantyczne? - Chciałabyś może... iść stąd? - zadałam pytanie, wzrokiem przeglądając duże pomieszczenie pełne ludzi. Było tu tego... zbyt wiele. Przesyt nie sprzyjał rozwijaniu się relacji, a mnie w tym momencie zależało tylko na tym. - Na zewnątrz? Na schody? - pytająco spoglądałam na nią, zastanawiając się, czy na pewno był to dobry pomysł. Przecież to, że byłam nią tak zafascynowana nie oznaczało od razu, że powinnyśmy się razem spoufalać, zwłaszcza, że ciemnowłosa zapewne miała grono znajomych tutaj, w teatrze - Do mnie? - wyszeptałam prawie, wahając się i nadal trzymając jej rękę. Zrozumiałabym, gdyby zrzuciła z siebie moją dłoń, krzyknęła, wyśmiała. To było niedorzeczne.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna Sala [odnośnik]08.01.16 21:28
Były tutaj anonimowe i równie dobrze mogłaby mówić do niej Danusiu i każdy uważałby ją za Danusię. To całkiem przyjazne być nierozpoznawalnym, oddalonym od swojej roli społecznej i obowiązków. Jakim kłamstwem byłoby jednak stwierdzenie, że czuje się tu komfortowo – inni też byli jej nieznajomi, a to co nieznane wywołuje strach. – Zobaczysz, będą chciały jeszcze kiedyś emancypacji. – stwierdziła z pełną powagi jakby nie mówiła o tych malutkich służących tylko walecznych i inteligentnych stworzeniach. I na pewno w razie zagrożenia wykazałaby się swoimi umiejętnościami aurorskimi, ale ma przeczucie, że po alkoholu celność jej zaklęć drastycznie mogłaby spaść. Za to ucieczka była o wiele łatwiejsza, tylko możliwość rozszczepienia byłaby zbyt duża, by skończyło się to dobrze. Nawet więc i skrzat byłby pomocny, mają one w końcu swoją magię tak rzadko docenianą. Rzucała czasami okiem na Ally w czasie przedstawienia obserwując mieszankę emocji na jej twarzy- chyba nie zauważyła ona jej niespokojnego wzroku, który podążył w kierunku punktu, na który patrzyła a Silver właśnie wyrywał sobie serce. Jak mogła się w pełni skupić na jednym przedstawieniu, gdy obok siebie miała drugie, tym razem jednak zagrane przez emocje?
- We wszystkim trzeba szukać pozytywów; bijące serce to jednak przekonujący argument. – zauważyła nie będąc do końca poważna, gdyż nie skończyłoby się to dla żadnej dobrze. Wystarczyło już, że Ally tak emocjonalnie przeżywała ten występ (co nie było zadziwiające), a jeszcze gdyby ona zaczęła naprawdę przejmować się ich tragedią. Odetchnęła z ulgą, gdyż Crouch szedł ze sceny i inni aktorzy dawali pokaz swoich umiejętności. Jest to lżejsze, ale i tak ma odczucie, że im wszystkim przydadzą się dzisiaj duże ilości alkoholu. Ma dziwne przeczucie, że więcej nie będzie jej dane zaobserwować z bliska Croucha i nie jest do końca pewna czy to tylko przez Ally czy jej też znowu unika. Gdy jest już obok bufetu zaczepia je duch, którego przyszło jej już kiedyś poznać, ale po tych krótkich poszukiwań jego dzieł, patrzy na niego już tylko z rezygnacją. Nie zdążyła nawet zareagować, gdy już poleciał dalej męczyć swoimi pytaniami innych. Poncz, którego się napiła nie smakuje najlepiej i jest to tylko alkohol pity jest tylko dla efektu, a nie dla smakowania.
- Tak, było to bardzo świeże. Nie były to ograne twarze i ciekawa interpretacja- może powinnam częściej zapuszczać się w progi tego teatru? Nie wiem tylko jak niektórzy, by na to zareagowali. -  I nie ma tu na myśli tylko Croucha i jego humorki, ale również całą gamę osób zaczynając od rodziny. Oczywiście, gdyby wiedzieli o tym. Sztywnieje słysząc jej słowa… Naprawdę, Ally, chcesz zaczynać ten temat? – Spodziewałaś się czegoś innego? Musiał sobie jakoś tu poradzić, a on wykorzystuje to czego uczą nas od dziecka. Tylko, że ma do tego jeszcze talent. – odpowiedziała jej uśmiechając się do niej z pewnym smutkiem. To zły temat, oj zły. Ale też nie można go ominąć, gdyż chyba właśnie od tego są przyjaciele, by potrafić ze sobą rozmawiać na nieprzyjemne i często bolesne tematy.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Elizabeth Fawley dnia 09.01.16 15:47, w całości zmieniany 1 raz
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Główna Sala [odnośnik]08.01.16 23:35
* Przed północą

Spóźniony.
Trafił idealnie, gdy przedstawienie ruszyło ze swoim widowiskiem. Miejsc nie było zbyt wiele wolnych, ale przysiadł gdzieś na brzegu, wpatrując się w scenę, która zaraz została zapełniona... Samuel nie był pewien, jaki przekaz niósł ze sobą spektakl, który trącał ciemniejsze nici jego charakteru. Nie mógł się tez oprzeć pokusie zapalenia papierosa, szczególnie, że rozchodzący się dym, szarpał jego nozdrza, przypominając o własnym nałogu.
Papieros był tylko jeden i wdech tylko jeden, by oprzytomnieć po całości, że trzymał w palcach dymiącego peta. Wszystko wydawało się dziwnie iluzoryczne, nierealne i przesycone..tajemnicą. I..chyba mu się to podobało, odrywając na chwile myśli, od codziennej walki, jaka prowadził nie tylko w pracy, ale sam ze sobą. W końcu, miał wystarczająco dużo powodów, które zapatrzyły mu głowę..a wśród nich - kobiety.
Miał jeszcze chwilę czasu, zanim skierować się mógł ku tajemniczym pokojom, który z fascynacją i ciekawością - wyczekiwał. Zanim to jednak miało nastąpić, przeszedł do głównej sali, przypatrując się sylwetkom, w większości kryjącymi się za przebieraniami. Skamander...pozwolił sobie na sarkazm, jeśli chodziło o jego własny strój - tym razem pozwolił długim, czarnym włosom opadać niezwiązane żadnym rzemieniem. Długi płaszcz w równie ciemnym kolorze, zdobiony na plecach wytłoczoną w skórzanej materii, sylwetką pradawnej bestii - smoka. Do tego długie oficerki, czarna koszula i kamizelka bez rękawów. Przy szerokim pasie dzierżył dwa sztylety, i miecz, oczywiście magicznie przekształcone. Łowca czarownic, przynajmniej - w zamiarze tak miał wyglądać, tylko ci z baśniowych historii mugoli.
Nie zajęło mu wiele czasu, by wypatrzyć w tłumie istotkę, która jak magnes przyciągnęła jego wzrok. Syrenka. Kącik ust powędrował do góry i ruszył ku upatrzonemu celowi i jej towarzyszce, którą...także rozpoznawał. Chyba.
- Czy jeśli bezceremonialnie wtargnę do rozmowy, uda mi się usłyszeć twój śpiew? - W końcu syrenki kusiły swoim głosem, jednocześnie...zsyłając swoich wielbicieli na niebezpieczeństwo. Co mu  oferuje...Mathilda? Wbił niepokorne spojrzenie w niebieskowłosą istotę, nie pozwalając jej umknąć w inną niż jego strona. Kiwnął głową w stronę kobiety, która stała tuż obok niej. Czyżby się gdzieś wybierały?


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Główna Sala - Page 5 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Główna Sala [odnośnik]09.01.16 13:50
Rozradowane raczycie się winem, by poczuć się wolnymi, weselszymi, zapomnieć, a może bardziej tylko doświadczyć. To co dzieje się wokół, gwar i zabawa. Przerażające stroje. Calypso i jej maska. Maska, której nie widać. Ta, która wstrzymuje ją przed rzuceniem się w wir życia. Nazwisko, kajdany szlachectwa. Czy tobie wydaje się, że masz prawo je tak po prostu zrywać? Kim jesteś? A może wiesz coś więcej. Mathildo. 
Zaprzeczasz, jakobyś nalegała strasznie. Zaprzeczasz jednak w sposób, który sprawia, że ona tym bardziej poczuje się pewna siebie: - Tylko spytałam - przecież się śmiejecie obie, nie niszcz tego. Przychylasz się w tej radości o te kilka ruchów do przodu, znów zaraz jej dłoń łapie Twoją. Jest to niespodziewane, ale absolutnie naturlane. To dzięki tej kotwicy nie spadasz na samo dno. 
Twoje imię. Jak dźwięcznie wypowiedziane. Przymknęte oczy pozwalają ci na kwinięcie głową. Wsłuchujesz się w słowa następujące po nim. Dłoń w dłoń. Te pytania. Padają jedno po drugim. Ich dosłowność przytłacza cię, ale masz zmęczone oczy i czujesz, że schody mogłyby być dobrą ucieczką. A dom? Wyobrażenie o miękkiej poduszce i Twej głowie odpoczywającej. Marzenie. Ale czy Calypso dopiero nie przyszła na impreze? Czy nie starała sie, nie przebrała się? Czy już chce wracać? Czy nie podoba jej się jak to wygląda? Muzyka? Och, to drażni Twe myśli, zastanawiasz się czy nie dać znaku Feliksowi, że coś jest nie tak. Może nie umiesz czytać z ruchu jej warg, a może tylko udajesz. Co jeżeli twoje przeczucia są prawdziwe, nie, to niemożliwe, przecież to niedorzeczne
Masz zamiar wreszcie podjąć decyzję. Uśmiech pijany, rozluźniony. Dłoń w dłoni. Słowa o wernisażu, cofasz się, zaraz znów otwierasz już usta. Podchodzi do was jednak ktoś trzeci. Zwracasz w jego stronę twarz. Nie pomyliłabyś jej z żadną inną, dlatego że bije ci serce mocniej i uginają się kolana. Nie dosłownie. Trzymasz jeszcze palce Calypso i czujesz jej obecność, jest nieopodal. Jest wsparciem i stoisz dostojnie, niczym najprawdziwsza dama ze snów. Czyich? 
- Mój śpiew jest zarezerowany tylko dla wybrańców - przechwalasz sie i zaraz przytulasz jego ciało i mówisz - Ale ty jesteś -  a kiedy basta tym egzaltowanym powitaniom, swe oczy znów pomiędzy jednym a drugim uktwiłaś. Wyciągasz dłonie do obu, gdzie podziały się ich ramiona?  Jesteś jak zwykle, nieco niedostępna, nieco wyciągnięta z rzeczywistości. A teraz dodatkowo pijana. 
- Stańcie obok siebie - przestawiasz kompozycje i dwie czarne postaci twoja przeszłośc i przyszłość, przeznaczenie i zabawka, miłość i rozczarowanie - Emanujecie wspaniałą energią -  ta twoja tajemnica, ta twoja gatka. Słowa urwane z księżyca, jak ty sama. Niebieskie loki przyciągają wszystkie świetlne migawki, rozbijają je na miliony kawałeczków i zostają: mienią się, nie przestają się poruszać, przy każdym nawet najdelikatniejszym Twoim drgnięciu ciała. Obserwujesz bacznie parę, jesteś spokojna i zadwolona. Masz przed sobą w s z y s t k o. Przykładasz dloń do ust, jakbyś zastanawiała się nad czymś głęboko. Czas zatrzymuje się. Co czujesz, czy czujesz cokolwiek. Czy to moment w którym wspominasz jego? A może lepiej nie myśl teraz o marynarzu, który na dobrze zniszczył cię na przyszłość, zobojętniając Twe serce. Przecież zaczęło bić mocniej, na chwilę, na moment, to dziwne uczucie z wnętrza. Rozpalające, ale nie spalające, raczej rozgrzewające. Chwila. Czym jest to spowodowane, przecież nie pamięcią. 
Dopada cię chłód. Nie będzie bajki. Wyobrażasz sobie nagle jak dwie czarne postaci przed Twoim obliczem zaczynają się obejmować i spełnia się koszmar, którego nie byłaś świadoma. Bije Twe serce, co zrobić Matyldo? Umiesz jedną rzecz najlepiej: uciekanie. Ale jak uciekać, kiedy wzroku nie możesz oderwać od obu twarzy. I męczy cię ich obecność, a jednocześnie nie wiesz jak mogłabyś bez nich żyć. Maltretowane palcami usta, policzki które na chwilę bledną by zaraz znów zaróżowieć, odetkane drogi oddechowe, przechylona głowa, wzrok nie pozostawiający złudzeń. 
Samuel. Calypso. Samuel. Calypso. Przyjemność, tylko tyle chcesz, tyle ci wystarcza.
- Kocham was - te slowa nietrzeźwe i beztroskie, bo nie martwisz się o to, jakie będą miały znaczenie. Nie są zdenerwowane, to nie wyznanie, to tylko słowa. To uczucie, ulotna chwila, chciałaś im to powiedzieć, uśmiechasz się zabrana w tę podróż na statku niepoczytalności. 
W kolejnej chwili zapalony papieros pojawia się w twej dłoni. Opierasz się o bar i machasz na kolejne szklanki, tym razem pełne Ognistej. - Musimy napić się, by ten tutaj Łowca nie schwytał cię w swe ząbki 
To szyderstwo i prawda, że Łowca najpewniej jedynie czeka na to, by dorwać swą dzisiejszą ofiarę. Matyldo, nie klep językiem, niech nikt już nigdy nie podaje ci nic do picia. Bo zaraz gotowa jesteś zdradzić ich największe tajemnice.


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Główna Sala [odnośnik]09.01.16 21:47
Nie chciałam być niemiła, więc starałam się nie otwierać pomalowanych jasno ust na darmo. Już gdzieś widziałam tego mężczyznę, tak, może nawet wymieniliśmy kilka zdań? Nie potrafiłam sobie jednak dokładnie przypomnieć, w jakich okolicznościach się spotkaliśmy. Dokładnie śledziłam go wzrokiem, kiedy zagadywał Mathildę, jak widać grono adoratorów miała liczne. Kapitan, teraz on... przedtem byłam pewna, że jestem kimś wyjątkowym, a teraz z każdą sekundą patrzyłam, jak mój entuzjazm opada.
Mina zrzedła mi, kiedy ocierała się o niego, mówiąc te słowa. Wybraniec, już teraz byłam pewna, że to do niczego nie doprowadzi. Głupia, mała Calypso, nieupojona procentowym napojem stałam ze swoim stłamszonym doszczętnie humorem. Uchyliłam nieco lewy kącik ust, pokazując, że przecież wszystko gra. Ach, jak dobrze, że od dziecka nauczona byłam ukrywać swoje emocje! Jakimś cudem jednak, w towarzystwie tej jednej, konkretnej osoby, przychodziło mi to wyjątkowo trudno.
Pijana Matylda postawiła mnie obok ciemnowłosego mężczyzny, sprawiając tylko, że ciarki przepłynęły przez moje ciało, a twarz zamarzła w fałszywym półuśmiechu. Tak, było świetnie, najlepiej na świecie. Zignorowałam jej słowa, wyprostowana nie chowając swej dumy. Byłam gotowa nawet sobie pójść, dać im spokój, bo przecież wyglądali, jakby dawno się nie widzieli. Czyż nie? najwyraźniej nie miałam na nią wyłączności. Ale czy ktokolwiek mógł mieć? Przez jakiś czas łudziłam się, wmawiałam sama sobie, że jestem dla niej kimś, podczas gdy tak naprawdę stałam tylko w kolejce. Długiej, ciągnącej się od mojej rodzinnej rezydencji do Londynu. Znów chciałam się albo napić, albo wrócić do domu, ale skoro to drugie miałoby niezbyt ładny wydźwięk, postanowiłam doprowadzić się do podobnego do Wroński stanu.
Starałam się wybadać wzrokiem, co z nią nie tak, bo chociaż w pomieszczeniu nie było praktycznie żadnego źródła światła, to maltretowała mnie niewiedza, czy wszystko z nią w porządku. Dobra mina do złej gry, promienny uśmiech, jasnoniebieskie włosy falujące na jej plecach. Wyglądała idealnie, jakby to dla mnie na jedną noc zmieniła się w syrenkę. Szkoda, że był to tylko przypadek. Odsuwając od siebie te rozpaczliwie żałosne myśli, zauważyłam, że na krótki moment zbledła.
Kocham was brzmiało jak świetna zabawa, coś czego nie będzie pamiętać następnego dnia, bo jest tak nietrzeźwa, że z pewnością zaraz zaśnie. Dlaczegóż więc ponownie zasiałam w sobie ziarnko nadziei? O to chodzi w zauroczeniu: myślisz, pożądasz, starasz się i katujesz, żeby usłyszeć dwa pijane słowa, które nie znaczą kompletnie nic. Uśmiechnęłam się smutno, z iskrami w oczach potrząsając głową. Co robisz, Matyldo? pytam zraniona, śledząc jej niepoczytalne ruchy. Zazdrościłam jej tego papierosa, sama nabrałam nań ochoty. W ogóle nie zwracałam zaś uwagi na drugiego kompana, który zdawał się również mieć mnie w głębokim poważaniu.
Zaśmiałam się nieszczerze, łapiąc w smukłą dłoń naczynie pełne szkockiego napoju. Nie wiedziałam co robić, więc milcząc postanowiłam odpuścić. To nie pierwszy, nie ostatni raz. To najgorsze uczucie, kiedy znika nadzieja. W jednym momencie otwierają ci się oczy, a ty nie masz kompletnego pojęcia, co dalej. Jedyne, co możesz zrobić, to udawać, to śmiać się bez powodu i bez żadnego przekonania, by potem wrócić do siebie, w samotności odpalić papierosa i w dymie pozwalać łzom spływać po policzkach.
Niezręczność tych sytuacji znika w momencie, w którym z zadowoleniem przechyliłam pełną wódki szklankę, zamówioną przez Syrenkę. Szybko wlałam w siebie swoją porcję, z zażenowaniem plasując swój wzrok na niej. Upitej, nonszalanckiej Matyldzie, której niewiedza tak bardzo krzywdzi.
- Dziękuję, Mathildo, dziękuję, tajemniczy Łowco - uśmiechnęłam się ponownie, na szczęście nie znając jego imienia. Żałowałam teraz, że nie poświęciłam mu więcej uwagi, bo był naprawdę przystojny. Niestety i to nie pomogło, bo nie skupiałam się na niczym, prócz słów, które zaraz miały opuścić moje usta - Jestem na prawdę zaszczycona waszym towarzystwem, ale chyba pozwoliłam sobie na zbyt wiele - grając bardziej wstawioną, niż rzeczywiście byłam, zaśmiałam się po raz kolejny, uwidaczniając proste zęby i czerwone od wina gardło. Odrzuciłam do tyłu kosmyki włosów, opierając się zgrabnie o bar i wciąż w doskonałym humorze, rzekłam - Muszę was chyba opuścić, ale mam nadzieję, że jeszcze się spotkamy - niemal niezauważalnie puściłam oczko do jegomościa z wizerunkiem smoka na plecach, chichocząc i ostatni raz unosząc alkohol do ust. Zerknęłam jeszcze raz na Matyldę, a będąc już gotową do wyjścia, odsunęłam się od nich nieco. Uchyliłam swą maskę do góry, by lepiej przyjrzeć się odurzonej towarzyszce. Oby Łowca odprowadził ją do domu. Na pewno sobie poradzą, prawda?
- Do zobaczenia - odwróciłam się, by zniknąć w tłumie. Nie zdążyłam na przedstawienie, więc i tak nici z awansu. Dowiedziałam się za to, że czas sobie darować. Otrzeźwieć z tego śmiertelnie intrygującego uczucia, o którym jeszcze przed chwilą nie wiedziałam. Chwiejąc się delikatnie na czarnych, wysokich butach, ściągnęłam maskę z powrotem na twarz. Doszłam do drzwi i delikatnie je pchnęłam, ani razu nie odwracając się za siebie. Nie chciałam więcej upokorzenia, niezrozumienia, bycia jedną z zabawek.
Żegnaj, Matyldo.

/zt
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna Sala [odnośnik]13.01.16 23:08
Im bliżej północy, tym zamglona perspektywa w niektórych spojrzeniach, była coraz mocniej widoczna. Samuel jednak nie pił, nawet kroplą aromatycznego trunku się nie uraczył, mając nadzieję, na zachowanie trzeźwego umysłu, po przekroczeniu progu tajemniczych pokoi. W pewien sposób, nawet mu się podobała taka wizja. Poprzebierani czarodzieje, nieśli ze sobą dodatkowy efekt - anonimowości. Oczywiście - niektórych nie było trudno rozpoznać, sam Skamander raczej nie sadził, by można było go pomylić z kimkolwiek innym. Jednak..spojrzenie, jakie mu posłała Mathilda, a potem jej chłodne dłonie oplatające jego ciało, niosły ze sobą przyjemny dreszcz, który odzwierciedlił się znajomym, zawadiackim uśmiechem. Jego ramię momentalnie powędrowało na jej talię, przyciągając jej ciało bliżej.
- Wiem - powiedział cicho, drażniąc swoim głosem ucho tylko błękitnowłosej adresatki.
Nie mógł też nie zauważyć splecionych palców obu kobiet. W typowo męski sposób, był wyczulony na takie drobne niuanse, więc w momencie, gdy jego Syrenka wysunęła się z jego ramion, skupił wzrok na jej towarzyszce.
Znam ją - mówiły jego myśli, i Skamander musiał się zgodzić. Słodkie lica dziewczyny już kiedyś przyciągnęły jego uwagę. I był przekonany, że wszystko działo się nocą. Nie pamiętał tylko, co miał z tym wspólnego jego motor, którego warkot towarzyszył niewyraźnym wspomnieniom. I papierosy. Na jego spojrzenie, tajemnicza znajoma nie odpowiedziała, odwracając głowę, by swój wzrok wtapiać w Mathildę. I jakoś się nie dziwił. Syrenka przyciągała wiele spojrzeń, niczym żywe srebro.
O tym, że każda z kobiet była..pijana - można było poznać po mglistym odcieniu ich źrenic i nieco rozmytych gestach, które - w niczym nie ujmowały im uroku. A mimo to, cień mignął przez jego serce. Sam o północy miał zniknąć z przyjęcia. czy piękne czarownice zostaną tu same?
Galopujące myśli umknęły, gdy został przesunięty bliżej Calypso, przez sekundę nie rozumiejąc, co też takiego planowała panna Wroński. A jedna fraza, wytrąciła go z równowagi. Nie pamiętał, kiedy ostatnio od kogokolwiek słyszał te konkretne słowa, dlatego wpatrywał się z uwagą w rozanieloną twarzyczkę wieszczki. jego towarzyszka wydawała się równie zaskoczona, co, przygnębiona? Może nawet zazdrosna?
- Nie idź, bo skłonny jestem posłuchać słów Syrenki - kąciki ust uniosły się, a w oczach błyska niepokorna nuta. A w słowach kryła się także prośba, chyba odczytana niewypowiedzialną aurą Mathildy, ale za późno. Dziewczyna ze skrywanym smutkiem w pięknych oczach umyka, posyłając ledwie dostrzegalne mrugniecie - zapal ze mną jeszcze kiedyś - dodał, gdy odchodziła, bo wspomnienie przywiało scenę na ciemnej ulicy.
- Zostałaś sama pozostawiona na pastwę moich łowczych zapędów - ciemne oko zamrugało, by nachylić się bliżej wieszczki i kuszącego go kształtu ust, zwilżonych alkoholem, którego tknąć nie mógł. Tak jak jej ust.... Odrywa spojrzenie od jej warg, by skupić się na oczach.
- Mathildo, za chwilę pochłoną mnie pokoje - głos miał ciepły, niski i miękki, wręcz senny. Zdjął swój długi płaszcz i otulił nim nagie ramiona Syrenki - proszę, jeśli możesz, zaczekaj na mnie, a cię odprowadzę, a jeśli nie - nie wracaj sama - nachylił twarz bliżej wieszczkowego oblicza - nie wybaczyłbym sobie, gdyby stała ci się krzywda - i to mówiąc, z całkowitą premedytacja, muska ustami opuszek ucha, by zaraz bez słowa, z dziwnie zamglonym spojrzeniem i przyspieszonym oddechem, zniknąć na zapleczu, z którego przejść miał do kolejnych pokoi pełnych tajemnic. Czy większych od tej, którą zostawiał własnie sama na przyjęciu?

zt


Darkness brings evil things
the reckoning begins
Samuel Skamander
Samuel Skamander
Zawód : Rebeliant, auror
Wiek : 30
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
I've come too far, to go back now
I'll never close my eyes
OPCM : 51 +3
UROKI : 29 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej
Główna Sala - Page 5 9l89Y7Y
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1272-samuel-skamander https://www.morsmordre.net/t1372-filozof#10888 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3 https://www.morsmordre.net/t3509-skrytka-bankowa-nr-358#61242 https://www.morsmordre.net/t1597-samuel-skamander#280340
Re: Główna Sala [odnośnik]15.01.16 22:12
Nie myśl Lizzy, że pomimo całego bólu widocznego na mojej twarzy, nie cieszę się z jego widoku. Oglądanie go na scenie sprawia mi radość połączoną z nutą napięcia i adrenaliny. Jest to bezkarne, chociaż prawie że nielegalne, jak nasz pobyt w teatrze, w końcu nie chciałby, bym się zbliżała. Nie mam także złudzeń, ich zostałam pozbawiona dwa miesiące temu; to wystarczająca ilość czasu, by przeboleć odrzucenie, jednak wyplenienie Sylvaina z mojego serca i myśli nie jest możliwe, dlatego mam zamiar odżywiać je takimi drobnostkami jak jego widok w jednym z podrzędnych pubów, a także tymi większymi zbliżeniami – jak teraz, gdy siedzę w pierwszym rzędzie, przez cały kwadrans bezkarnie podziwiając występ z jego udziałem. Dobrze, że jesteś obok, każde wsparcie jest potrzebne, a ty zamiast się użalać wspólnie ze mną nad moim losem, potrafisz podejść do tego z dystansem, czego potrzebuję niczym kilku łyków świeżego powietrza po wyjściu z zatłoczonego, wypełnionego dymem papierosowym pomieszczenia. To jedno z tych cudownych uczuć, pomimo zawrotów głowy towarzyszących zachłyśnięciu się jego obecnością.
- Intrygujące przedstawienie, kup nam bilety na kolejne – zgadzam się z twoją opinią, choć nieważne jak przedstawienie byłoby marne, nawet kilka chwil z Sylvainem na scenie byłoby warte przekroczenia progu tego mrocznego miejsca po raz kolejny. Gdybyś tylko wiedziała o tym wszystkim, pewnie spojrzałabyś na mnie z politowaniem, by potem stwierdzić, że jest dorosły, przez co sam dokonuje wyborów i przyjmuje ich konsekwencje, a ja powinnam trzymać się z daleka, co staram się spełnić, choć kilka metrów nie można uznać za gigantyczną odległość. Musisz mi obiecać, Lizzy, że się o niego zatroszczysz. - Zmizerniał. Myślałam, że wtedy u ciebie, wyglądał źle, jednak wciąż mu się nie poprawia. Coś się zmieniło? – zaczynam niewinnie, próbując wybadać teren. Plan pojawia się niespodziewanie, a przecież znajdował się tuż obok przez całe przedstawienie, zawsze był przy mnie, tak blisko, zdawałoby się, że tylko na wysłanie sowy. Jak przez tak długi okres czasu mogłam być tak ślepa? Może to najwyższy czas, by zastosować eliksir na moją krótkowzroczność? Przecież i on ma tych samych przyjaciół co ja, którym równie jak mi zależy na jego zdrowiu. Dałabym sobie złamać różdżkę, droga Lizzy, że nie raz atakowałaś go w kwestii pogarszającego się zdrowia, czy to w miejscach publicznych czy też nachodząc go w miejscu, które zamieszkuje.


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna Sala - Page 5 ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Główna Sala [odnośnik]24.01.16 19:45
Nie zdążył odpowiedzieć Benjaminowi, jedynie wpatrywał się w niego przez parę chwil pustym wzrokiem, ponieważ po chwili dołączył do nich Felix. Najwyraźniej mający w przeszłości coś wspólnego z Benem, gdyż jego ton bynajmniej nie zdradzał sympatii. W oczach czaił się nawet… gniew? Orpheus zerknął na Wrighta, by zobaczyć jego reakcję na nowego towarzysza. Jego ulubiony przemytnik nawet nie kwapił się, by udawać, że przepada za Felixem – ponure łypnięcie mówiło samo za siebie. Ich wspólna przeszłość musiała być bogata w silne emocje.
Ignis – skinął mu głową na powitanie krótko po tym, jak upił łyk swojej ognistej ze szklanki. – Widowiskowy występ – skomentował, postanawiając najpierw odnieść się do przedstawienia. – Ciekawa interpretacja Śmierci – dodał jeszcze, po czym nieznacznie odsunął się od baru, by i przyjaciel mógł zamówić dla siebie jakiś trunek. Jest darmowy, na pewno nie przepuściłby takiej okazji.
Benjamin pomaga mi interesach – wyjaśnił krótko, uważnie obserwując twarze obu mężczyzn – patrzył to na jednego, to na drugiego. – A Felix to mój… przyjaciel – chwilę później zwrócił się do Bena, z rozmysłem robiąc przerwę przed słowem „przyjaciel”. Krótka pauza mogła sugerować wszystko – od tego, że zastanawiał się, czy powinien mu zdradzać taką informację, po znacznie głębszą interpretację tego określenia. Nie żeby w tej chwili kogokolwiek drażnił, ale po prostu był ciekawy reakcji Bena bez względu na to, jak odczyta to wyznanie.
Niechęć między nimi była namacalna i do jej potwierdzenia wcale nie potrzebował ewidentnie złośliwych słów Wrighta.
Czyli jednak się pobili.
Albo raczej Wright pobił Felixa. Z całym szacunkiem dla Tremaine’a, ale jakkolwiek dobrze nie radził on sobie w magii, tak w kwestii zwyczajnej siły, a zapewne także i doświadczenia, Benajamin miał nad nim zdecydowaną przewagę. Ciekawe tylko, czym mu podpadł.
Orpheus więcej nie odezwał się słowem. Poprzestał, jak zwykle, na obserwacji, choć posłał jeszcze jedno krótkie pytające spojrzenie przyjacielowi.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna Sala [odnośnik]27.01.16 11:57
Już cię nic nie obchodzi. Jesteś przerazająca. Uśmiechasz się do Samuela, ale to Calypso chcesz dziś trzymać za dłoń. Ona jest kotwicą, jest wspaniałomyślna i nigdy.. przenigdy... czy ona własnie odeszła? Znika i patrzysz za nią ze smutkiem. Mija ci, kiedy wzruszając ramionami wypijasz kolejny kieliszek. Zostajesz sama z Samuelem. Jego piękna twarz obiecuje ci niebo. Że cię porwie gdzieś, że będziesz jego zdobyczą.
- Jak dobrze, że jestem tylko syrenką, mogę liczyć na twoją łaskę? - prosisz tak pięknie, śledząc prawie każdy jego gest. Oczu zmianę. Wiele ci umyka, boś pijana i nieodpowiedzialna. Nagle musisz się skupić, skupiasz się na jego ustach. Co to za zasady, że ty ich spróbować nie możesz. Juzio na pewno nie obraziłby się wcale.
- Poczekam na ciebie - kiwasz głową lekko, tak by nie zmącić stateczności - Czekałam tyle lat, to poczekam dwie godziny - śmiejesz się, ze swojej głupoty, z tego, że mówisz mu prawdę, ze wszystkiego. On się odwraca, idzie by zniknąć. A ty nie dotrzymujesz słowa. Poszłaś na kanapę na której rozpoczęłaś całą zabawę. Później ktoś przyniósł ci drinka. Słuchałaś słów, których nie rozumiesz. Dźwięczą ci w uszach ostatnie spojrzenia Calypso i słowa Skamandera. Dlaczego cię to tak dręczy? Gdzie pan Kapitan, niech on cię uspokoi. Nie widzisz go, odchylasz głowę i zasypiasz, aż Feliks nie przyjdzie spytać czy wszystko dobrze. Będziesz się wtedy domagała wizyty na ulicy przy której mieszka panna Lestragne. Twój przyjaciel cię tam zaprowadzi, chociaż nie wyjaśnisz mu nic. Przepadniesz, a przecież to jeszcze nie koniec - a początek.

/koniecdlamnie


If there is a past, i have
forgotten it
Mathilda Wroński
Mathilda Wroński
Zawód : malarka
Wiek : 26
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Wdowa
Deszczowe wtorki, które przyjdą po niedzielach
Kropelka żalu, której winien jesteś ty
Nieprawda że tak miało być
Że warto w byle pustkę iść
To wciąż za mało, moje serce, żeby żyć
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Jasnowidz

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t9242-mathilda-wronski#281180 https://www.morsmordre.net/t2026-sowa#30026 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f354-szkocja-timbermoore-marefield-grove-13 https://www.morsmordre.net/t9271-skrytka-bankowa-450#282368 https://www.morsmordre.net/t1698-mathilda-wronski#18244
Re: Główna Sala [odnośnik]28.01.16 11:39
jestemlamusemrokuprzepraszam :c

Kiedy dłoń Bernie swobodnym gestem popłynęła w dół, z matczyną czułością dotykając miejsca, gdzie powinno znajdować się brzemienne sanktuarium nowego życia, Deirdre uniosła tylko ciemne brwi w wyrazie skrajnego zdegustowania. Sam fakt, że bystra i przecież świadoma niebezpieczeństw dorosłych igraszek najdroższa kuzynka dała się wmanewrować w coś takiego, sprawiał Tsagairt widoczny dyskomfort. Uważała Bernadette za przedstawicielkę buntowniczej płci pięknej o świetlanym jutrze, za kobietę, która w przyszłości - bardzo niedalekiej - będzie razem z nią spijała słodki nektar władzy z podporządkowanych sobie troglodytów, w przerwach pomiędzy rządzeniem światem, zgłębianiem tajników zakazanej magii i świętowaniem triumfu. Teraz należały przecież do sfery raczej niższej, wyklętej, ofiarowanej dziewczętom upadłym, by mogły w spokoju taplać się w skażonym błocie niemoralności ku uciesze świętoszkowatego tłumu, patrzącego na nie z góry. Lecz przecież odwrócenie sytuacji było kwestią czasu: czasu, ciężkiej pracy i odpowiedniego towarzystwa, o jakim Deirdre śniła coraz częściej w tych dziwnych koszmarach, przynoszących jednak sadomasochistyczną przyjemność. Budziła się zlana potem, przerażona, drżąca a mimo to pełna satysfakcji i chorego pragnienia, by to, co sobie zaplanowała, stało się prawdą.
Mimo introwertyzmu potrzebowała jednak wsparcia. Kogoś, kto był jej bliski od dziecka, kogoś, komu naprawdę ufała, z kim mogła podzielić się każdym sekretem. Bernie w pełni zasługiwała na miano jej przyjaciółki, mentalnej siostry i powierniczki. Rozłączały ich wzajemne tajemnice, inne zajęcia, inne problemy, ale nawet po długiej rozłące Deirdre czuła się przy uroczej brunetce swobodnie. Nawet jeśli musiała tkwić na niewygodnym krzesełku i oglądać szalone przedstawienie, któremu jednak nie poświęciła zbyt wiele uwagi. Obrazy zmieniały się przed jej oczami, postacie pojawiały się i znikały - nie potrafiła skupić się na baśniowej fabule, wpatrzona w scenę wzrokiem zniechęconym i martwym. Potrzebowała takiego odpoczynku najniższej kategorii, chwilowego przemienienia się w bezmyślnego inferiusa, po prostu chłonącego fakt bycia wśród ludzi. Bezpieczną, anonimową, bierną; bez żadnych wymagań kierowanych w jej stronę, bez tej natrętnej bliskości. Po prostu szorstki materiał sukni, skrzypienie krzeseł, rozświetlony prowizoryczny podest. Tylko tyle i aż tyle, chociaż zakończenie pokazu przyjęła z widoczną ulgą. Nie przywykła do takiej bezczynności, nawet jeśli miało ono oznaczać kradzioną chwilę relaksu. Zaklaskała dwukrotnie, raczej po to, by rozruszać zdrętwiałe dłonie niż wyrazić swój podziw - nigdy nie była wrażliwa na doznania artystyczne - po czym uśmiechnęła się odrobinę sarkastycznie do wyraźnie poruszonej Bernadette. Na usta cisnął się jej krytyczny komentarz, lecz coś w wilgotnych, dużych, sarnich oczach piegowatej brunetki łagodnie zakneblowało ostrzejszą stronę Dei. Bott i tak miała trudno a przyszła tutaj po to, by jej pomóc, a nie idiotycznie się wymądrzać. Spierzchnięte usta Deirdre wygięły się więc z powrotem w grymas niemalże siostrzanej czułości, nie pozbawionej jednak ojcowskich konkretów. Cała rodzina w jednej, najbardziej wątpliwej moralnie, osobie. Cudownie.
- Mogę ci pomóc się tego pozbyć - powtórzyła przyjemnym szeptem, jakby dyskutowały teraz o przystojnych aktorach a nie o sprawach wagi ciężkiej. Dosłownie. - A musimy to zrobić jak najszybciej. Dla twojego dobra - dodała z czułą troską, szczerze. Naprawdę nie wyobrażała sobie życia Bernie z jakimś rozwrzeszczanym dzieciakiem o zagadkowym pochodzeniu. Postanowiła, że w końcu o nie dopyta...chociaż, gdyby sprawa się udała, czy imię sponsora tego k ł o p o t u cokolwiek by jej dało? Oprócz możliwości wesołej zemsty. - Przyszły tydzień? - zagadnęła, jakby już ustaliła sobie wszystko w swoim szalonym kalendarzyku ratowania kobiet z brzemiennych opresji.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Główna Sala [odnośnik]08.02.16 14:22
Ledwie widocznie zadrżałam, przez moją twarz przemknął cień nienachalnego grymasu - wiedziałam, co zaraz spłynie z ust Deirdre, och, doskonale to wiedziałam  i z dreszczem niecierpliwości oczekiwałam, aż wreszcie rozbrzmią oczekiwane zgłoski: pieczołowicie przemyślana oferta pomocy, zostania nienagannym alibi, którego tak potrzebowałam.
To zabawne, że właśnie teraz, kiedy waga każdej podjętej decyzji była tak wielka, wszystko uchodziło mi płazem. Zarówno niespodziewana wycieczka do Tower, w trakcie której bliżej zapoznałam się z bezgranicznym idiotyzmem czarodziejskiej szlachty, która dramatyzowała, wylewając rzęsiste łzy nad swoim wanitatywnym losem, jak i teraz, gdy gra świateł tańcząca mi po twarzy misternie kamuflowała gęstą siateczkę prymitywnych kłamstw. Być może moja twarz skąpana w promieniach porannego słońca (i te wszystkie ochy i achy wyginające usta w wyrazie błogiego niepokoju) wyglądałaby tandetnie, nad wyraz nienaturalnie i popisowo karykaturalnie, ale okryta w całun nokturnowej ciemności, gdzie wszystko było aktorstwem, ułudą bądź (nie)winnym kłamstewkiem, moja gra była w stanie przejść niezauważona. Zlewała się z tłem tych wszystkich lawirantów i kuglarzy skąpanych w gęstym roztworze łgarstw, co było mi wyjątkowo na rękę, szczególnie że wyczulony na blefy instynkt kłamcy starannie podpowiadał mi, komu nie ufać.
Do grupy obłudników nie zaliczałam Deirdre: jakkolwiek żałośnie i nie w moim stylu to zabrzmi, ufałam jej, choć trudno tę ufność mierzyć miarą normalnego człowieka. I tak każdy jej gest rozpatrywałam w kategoriach ciosu sztyletem między żebra (być może dlatego, że sama byłabym w stanie wbić go przyjacielowi), każde, najmniejsze nawet zawahanie - jako potencjalną zdradę. Miałam zbyt wiele do stracenia, by pozostawić moje życie na pastwę kolekcji zrządzeń losu; jeden błąd mógł kosztować mnie zbyt wiele, jako że komicznie balansowałam na granicy fałszu i rzeczywistości, igrając nie tyle z ogniem, co z całym pożarem szaleńczo trawiącym las.
Kiedy doszły mnie słowa kuzynki, zamarłam. Oczywiście, nie naprawdę - panowałam nad każdym gestem, nad drżącym lekko prawym kącikiem ust, nad zawahaniem klarującym się w zagubionym spojrzeniu i lekko, delikatnie, niemal niezauważalnie rozchylonymi wargami. Coraz mocniej bawiłam się w teatr, odczuwając z tego jakąś niezrozumiale wielką satysfakcję - i przyjemność, najpewniej ciemną, chorą, niepoprawną.
Ale nie przeszkadzało mi to w najmniejszym nawet stopniu.
- Tak chyba będzie lepiej - wyszeptałam, ledwo poruszając wargami. Przeniosłam spojrzenie z pustej już sceny na Deirdre, w widoczny sposób szukając w niej wsparcia. Niech przytaknie, niech utwierdzi biedną, przerażoną rosnącym w niej życiem Bernadette w przekonaniu, że nie popełnia karygodnego błędu, mordując niewinne istnienie.
Och, bo się wzruszę.
- Jeśli tak mówisz - dodałam rozdartym głosem, parodiując brak jakichkolwiek umiejętności aktorskich; Deirdre starała się jak mogła, by zachować pozory (choć nie jestem pewna, po co - ciemność szczelnie zakrywała wszystkie niedociągnięcia, a i tak wszyscy wkoło zdawali się być pogrążeni we własnych troskach i dramatach), a ja pękałam na jej oczach: kruszyłam się jak porcelanowa lalka zbyt mocno uderzająca o bruk, drżałam, w tak otwarty sposób dając się porwać demonom do tańca. Kiwnęłam ostatni raz głową, powoli, niespiesznie, jakby przyswajając informacje i wyjątkowo ospale godząc się z ich ciężarem.
- Dziękuję, że mi w tym pomagasz. Sama... - i ciężki oddech, urwane westchnienie, powstrzymanie łez napływających do oczu; mrugnęłam - nie, Bernadette usiłowałaby nie pokazywać tego, jaka była słaba - sama nie dałabym rady. - Ależ oczywiście, że bym dała.
Bo kto miałby radzić sobie na tym okrutnym świecie, jeśli nie ktoś o wyjątkowo elastycznym kręgosłupie moralnym?
Bądź jego braku - uśmiechnęłam się w duchu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Główna Sala [odnośnik]17.02.16 17:58
Obie pogrążone były w swoich własnych myślach, ale było między nimi ciche zrozumienie, że nie potrzebne były słowa. Myślała o Ally i jej ślubie, o Sylvainie i jego własnych problemach ze sobą i ze światem oraz rozmyślała również o sobie w tej całej układance. Obydwu starała się przekonać, że nie warto mieć nadziei, gdy patrzą sobie w oczy (jeśli mają taką możliwość, bo Crouch wydawał się unikać wszystkich równie dobrze, choć chyba w tym przypadku było to wskazane), ale żaden z nich w pełni jej nie posłucha, choć świetnie udawali. Sylvain, że nic go to nie obchodzi, a potem gotowy był do knucia planów przeciwko jej bratu i ona, która ze wszystkimi emocjami na twarzy wpatrywała się w niego jak obrazek. Czasami w szkole czuła się niezręcznie przebywając z nimi, wtedy mogła spokojnie odejść i pozwolić im na te chwile intymności. Teraz również miała podobne uczucie, co było przecież głupotą, ale może to widmo lat przeszłych odzywa się w jej głowie? Nie widziała jednak żadnego dobrego wyjścia z ich sytuacji, choć może gdyby nie przejmowała się opinią innych, osobami trzecimi i prawem byłoby łatwiej.  
- Taka odważna się stałaś, że chcesz częściej zapuszczać się w te rejony? I mam jakieś dziwne przeczucie, że gdybym zaczęła przychodzić tu regularnie na występu to by mnie przeklął. – stwierdza lekkim tonem jakby rozmawiała o śniegu w czasie zimy. Nie spodziewała się, że to samo zrobił, by widząc Ally – sam jej widok zadziwiająco go paraliżował, a może pacyfikował.. Przynajmniej takie miała wrażenie.  A może dlatego, że w jej głowie przy Ally zawsze wyglądał dobrze – identycznie jak za czasów szkoły. Przecież widziała, że chudnie i wygląda gorzej z każdym miesiącem. Ale był dorosły, a ona nie była jego niańką, która będzie skakać mu nad głową, bo sam nie potrafi o siebie porządnie zadbać.
- Czasem wygląda źle, czasami jeszcze gorzej – nie porównuj tego nawet z czasem przed twoim wyjazdem. Nie wiem, czy kiedykolwiek mu się poprawiło, Ally. Od kiedy pamiętam jest tylko regres. – odpowiada jej gorzkim tonem marszcząc lekko brwi. Zaczęła ona temat, który był batalią od lat i nigdy nic się nie zmieniło. Nie miała na niego takiego wpływu, by zmusić go do dbania o siebie. Wystarczyło, że przynosiła mu czasem jedzenie i nagabywała go o bałagan w jego mieszkaniu, a raczej tamtej norze. – Czasami zapominam, że było kiedyś inaczej, a twoja obecność wszystkie wspomnienia przywraca. To były dobre czasy, wiesz? – zapytała ją a jej ramiona opadły nisko. Nie powinna tego tematu poruszać, ale czasami nie dało się wygrać z pragnieniem duszy.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Główna Sala [odnośnik]18.02.16 0:04
Gdybyś wiedziała, najpewniej nasza przyjaźń skończyłaby się bardzo gwałtownie. W końcu jesteś aurorem i walczysz ze wszystkim co czarnomagiczne, nawet jeśli to tylko eliksiry. Właściwie one potrafią uczynić o wiele większą krzywdę niżeli zaklęcia, dokonując czynów w białych rękawiczkach. Cóż mi to daje, muszę ci się przyznać, Lizzy, że coraz częściej się zastanawiam nad pracą, której się podjęłam - w końcu za niedługo czeka mnie ślub, a z nim inne obowiązki... sądzisz, że Alex będzie naciskał na porzucenie mojej pasji? Trochę się tego obawiam, wtedy nie pozostanie już nic znanego i bezpiecznego, nie będę miała gdzie uciec w razie potrzeby.
- Zawsze byłam odważna, ale nie aż tak, lady Fawley - puszczam ci perskie oczko. Nokturn to podejrzane miejsce, niebezpieczne i przesiąknięte czarną magią - nie dam ci więc podstaw, byś mogła podejrzewać moje powiązania z tym półświatkiem.
Czyli źle trafiłam, przynajmniej odnoszę takie wrażenie, że z Sylvainem przechodziłaś przez ciężką przeprawę. Powinnam o tym wiedzieć, w końcu to Crouch, nawet jeśli ród się go wyrzekł, a oni potrafią być wyjątkowo uparci i nieustępliwi w swoich przekonaniach. Jak to jest, że tak bardzo nie chce żadnej pomocy? Gdyby całkowicie chciał odciąć się od świata szlachty, na pewno nie organizowałby czegoś takiego w swoim teatrze, gdzie dzisiejszej nocy przechadza się nie jeden szlachcic. Ciężko go zrozumieć. Ciężko też wyzbyć się przekonania, że przyczyniłam się do tego wszystkiego. - W Hogwarcie czuł się dobrze - wyrzucam z siebie z niezadowoleniem, jednak nie sposób się z tobą nie zgodzić. - Jednak masz racje, jest dorosły i zrobi, co uważa za słuszne, nawet jeśli jest to notoryczne unikanie uzdrowicieli i eliksirów - nie możemy z nim walczyć, powinnam o tym wiedzieć i nie próbować obchodzić podstępem obietnicy, którą mu złożyłam. Nie powstrzymuję wzdrygnięcia, jakby twoje słowa dotknęły mnie bardziej niż celnie wymierzony policzek. - Teraz też będą dobre. Twój kuzyn to... czarujący człowiek - chcę, by zabrzmiało to szczerze, choć pomimo wszystkich prywatnych spotkań z Alexandrem, złożonej obietnicy i raniących słów Sylvaina, wciąż nie przywykłam do tej rzeczywistości, w której będę musiała wykreować swoje dalsze życie. Alex się stara, muszę mu to przyznać, jednak wciąż pozostaje między nami pewna granica stworzona z niepewności i niedowierzania. Na twarz staram się nałożyć maskę obojętności, wiem, że tą pełną sztucznej radości cię nie oszukam. - Moja matka organizuje wernisaż początkiem listopada, zapewne o tym słyszałaś, o ile, oczywiście, nie jesteś zaangażowana w samą organizację - nie pozostaje mi nic innego jak próba sprowadzenia tej rozmowy na bezpieczne tory. Sztuka wydaje się do tego idealna, nawet ta powiązana z tą krwiożerczą harpią.


I sit alone in this winter clarity which clouds my mind
alone in the wind and the rain you left me
it's getting dark darling, too dark to see

Allison Avery
Allison Avery
Zawód : Alchemik u Borgina&Burkesa, badacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
imagine that the world is made out of love. now imagine that it isn’t.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Główna Sala - Page 5 ZytGOv9s
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t653-allison-avery https://www.morsmordre.net/t814-poczta-allison https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1885-allison-avery#25620
Re: Główna Sala [odnośnik]05.03.16 21:12
Czasami dobrzy ludzie muszą robić złe rzeczy. Taka była rzeczywistość i wiedziała, że czasami są granice, które trzeba przekraczać. Sytuacje, od których trzeba odwracać wzrok i udawać, że się nie pamięta. Elizabeth też nie była idealna, udawało się jej jednak balansować na granicy. Była aurorem, pilnowała, by źli ludzie nie robili krzywdy dobrym ludziom, ale czasem by ich powstrzymać trzeba było spróbować ich sztuczek. Najtrudniej było odwrócić wzrok, gdy odwiedzała więzienie w ramach przesłuchania albo zaciągnięcia informacji. Więzienie zmienia ludzi i trzeba wiedzieć z kim się zaprzyjaźnić a od kogo trzymać się z daleka, ale Ally, najgorsi są strażnicy. To taka brutalna refleksje, gdy widzi się więźniów i ślady, których nie powinno tam być. I tylko w głowie zostaje, że na to zasłużyli, ale przychodzi dzień, gdy w to się nie wierzy.
- Nie wiem czy przebywanie tu to odwaga czy głupota. – odpowiedziała jej próbując nacieszyć się jej obecnością. Potrafiła zrozumieć zainteresowanie ludzi tym miejscem, gdyż reprezentował on mroczny, niedostępny dla innych świat znany tylko z kryminałów czy książek grozy. Tylko im bardziej się w niego zagłębiało tym szybciej chciało się uciec, bo to był tylko śmietnik nieszczęścia dla ludzi niezrozumianych, porzuconych, chorych psychicznie i pragnących śmierci. Do której grupy należał Crouch? Może do każdej, a może do żadnej. To był jego wybór, to miejsce było obecnie jego domem i jak bardzo Elizabeth nienawidziła świadomości, że on tu żyje wiedziała, że zrobił to wszystko licząc się z konsekwencjami, które mu przecież wyłożyła nie raz. Nie wiedziała co by się musiało stać, by zmienił swoje miejsce zamieszkania albo życie. Czy w ogóle miał jeszcze inne możliwości? Może pozostała mu już tylko śmierć, bo przecież już tonął w tym miejscu. – W Hogwarcie to był inny człowiek. Wtedy miał jeszcze jakieś zalety, choć nie mogę sobie przypomnieć jakie. – poinformowała ją z uśmiechem, bo przecież Ally doskonale pamiętała ile czasu zabierały jej i Sylvainowi kłótnie. Nie jeden raz musiała ich godzić i nie jeden raz była na nich przez to zła. – Obawiam się czasem, że on doskonale wie co jest słuszne dlatego robi wszystko na odwrót. – podzieliła się z nią spostrzeżeniami, gdyż naprawdę czasem odnajdywała u Croucha chęci samobójstwa, tylko bardzo oddalone w czasie. Może miała w niego za mało wiary? Gdyby tylko dał jakieś podstawy do niej. – Taa czarujący. Ally, to dobry człowiek tylko czasami to nie wystarczy, wiesz? Ale dzisiaj jest dobrze, perfekcyjnie. – stwierdziła opierając głowę o jej ramię. Nie było to najbardziej wygodne dla osoby jej wzrostu, ale miała to gdzieś. Mogła teraz poudawać, że jutro też będzie dobre i całe życie będzie podobne. – Mam zamiar się tam wybrać, to w końcu sztuka. – zakończyła starając się zapamiętać te chwilę, gdy piła tani alkohol wraz ze swoją przyjaciółką w jakimś obskurnym teatrze na najbardziej niebezpiecznej ulicy Londynu. Siedziały tak bardzo długo to północy rozmawiając i śmiejąc się. Dzisiaj było dobrze, a jutro będzie trzeba się zająć życiem albo umieraniem.

zt dla Lizzie i Ally.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley

Strona 5 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5

Główna Sala
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach