Wydarzenia


Ekipa forum
Sala Główna
AutorWiadomość
Sala Główna [odnośnik]19.02.16 20:57
First topic message reminder :

Sala Główna

★★★
Prosto z wystawnego holu, goście przechodzą do Sali Głównej o wysokim sklepieniu. W miejscu, gdzie zazwyczaj znajduje się widownia, wypełniona rzędami wygodnych siedzisk, nie ma teraz żadnego krzesła – pozostała wyłącznie odsłonięta marmurowa podłoga. Niezwykle śliska, momentami wydaje się wręcz lustrzanie odbijać roziskrzony świecami bogaty żyrandol, lewitujący idealnie w połowie wysokości budynku. Parkiet i centrum wydarzeń są doskonale oświetlone, ale z parteru nie sposób ujrzeć wnętrza lóż. Zresztą, kto błądziłby z głową zadartą do góry, gdy wokół tyle piękna? Zarówno w postaci śmietanki towarzyskiej magicznego Londynu jak i zachwycających zdobień ścian.
Co kilka metrów, odgrodzone kolumnami, ściany zdobią wyjątkowe drzeworyty, ukazujące atrybuty i charakterystyczne cechy każdego ze szlacheckich rodów. Są tu polowania, smoki, targane wiatrem żagle, wyjątkowe Sabaty, przesypujące się góry galeonów, piękne profile nestorów i matron. Z dystansu wydają się poruszać, ale gdyby ktoś postanowił przyjrzeć się żyjącej scenie z bliska, zobaczy tylko doskonale wyryte w dębowym drzewie nieruchome postaci, wzbogacone gdzieniegdzie prawdziwymi złoceniami.
Na scenie – niegdyś teatralnej, teraz stricte muzycznej – występuje Magiczna Orkiestra Klasyczna. Początkowo z instrumentów wydobywają się ciche, zapraszające dźwięki, sprzyjające konwersacji a wśród muzyków nie ma jeszcze gwiazdy wieczoru: oszałamiającej Belle.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 21:12, w całości zmieniany 2 razy
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Główna - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 16:19
Orkiestra powoli wyciszała instrumenty, aż w końcu w pomieszczeniu uniósł się wyłącznie delikatny dźwięk fortepianu, który także ucichł w momencie, w którym Laidan znalazła się na scenie, w strumieniu światła.. Padającego magicznie z góry, jednak jego źródłem nie był żaden reflektor ani żyrandol – blask wydawał się bić prosto z filigranowej sylwetki kobiety odzianej w elegancką, białą suknie. Ramiona otulała etola z srebrzystych lisów japońskich, a w misternie spiętych lokach błyszczała księżycowa spinka. Zgromadzeni, przyzwyczajeni do widoku lady Avery w krwistych czerwieniach i złocie na pewno byli nieco zdziwieni, lecz ten śnieżny blask tym bardziej przyciągał spojrzenia. Nie musiała posiłkować się zaklęciem zwiększającym siłę głosu, nie wspominając już o jakichś innych próbach zwrócenia na siebie uwagi. Uśmiechnęła się po prostu serdecznie do zgromadzonego tłumu, tak, jakby uśmiechała się – ciepło, z radością – do swojej najbliższej rodziny

- To wielki zaszczyt i  przyjemność powitać tutaj przedstawicieli najznakomitszych szlacheckich rodów – zaczęła powoli, nieco poważniejąc, a w jej głosie brzmiał zarówno wyraźny szacunek jak i subtelna duma. Ze swojej galerii ale i ze swojego pochodzenia; wokół siebie miała ludzi równych sobie a na sali nie znajdywał się nikt hańbiący. Wiedziała, że nie tylko ona potrzebowała takiego wieczoru wytchnienia od coraz bardziej dławiącego powietrza, przesyconego wątpliwie atrakcyjnym zapachem szlam i nienormalnego równouprawnienia. – Mam nadzieję, że ten wieczór zapadnie każdemu z nas w pamięci jako wyjątkowy, a piękno, jakie tutaj zobaczymy, wzbogaci nasze wnętrza i będzie lustrem, uwypuklającym to, co skrywamy w sobie najcenniejszego. Nasze pragnienia, jakkolwiek je rozumiemy i jakkolwiek chcemy je postrzegać – kontynuowała pewnie, a liczba mnoga tylko skracała dystans pomiędzy nią a widownią, zwiększając go jednocześnie w stosunku do tych, którzy byli niegodni pojawienia się w tym miejscu. – Na dzisiejszym wernisażu pojawią się nie tylko prace anonimowego twórcy, znakomitego portrecisty smutku, ale także amerykańskiej artystki, której obrazy z pewnością rzucą nowe światło na pojęcie awangardy. Specjalnie jednak chciałabym powitać Lyrę Weasley. Dzieła naszej drogiej debiutantki znajdują się w Sali Południowej a opowie o nich sama autorka. Warto skorzystać z tej okazji i dowiedzieć się więcej o procesie tworzenia oraz o inspiracjach, towarzyszących malarce. – Po podaniu stricte technicznych informacji Laidan zamilkła na chwilę, posyłając widzianej w tłumie Lyrze lekki uśmiech. Chętnie zasugerowałaby kupno obrazów panienki, by wspomóc biednych Weasleyów, ale takie wesołe wstawki zostawiała na mniej oficjalne okazje. – Oprócz piękna malarskiego czeka nas także niesamowity występ Belle, która wystąpi przed północą ze specjalnie przygotowanym na tę okazję programem. Do tej pory czas zwiedzania będzie uprzyjemniała nam Magiczna Orkiestra Klasyczna – w tym miejscu kiwnęła z szacunkiem głową w kierunku łysego, niziutkiego dyrygenta. – Chciałabym także podziękować mojemu ukochanemu mężowi, bez którego galeria byłaby tylko pustym miejscem, bez duszy i najwyższych uczuć - dodała trochę ciszej, z typowo kobiecym przejęciem, szukając wzrokiem Reagana, stojącego tuż obok schodów prowadzących ze sceny. – Lecz dość potoku słów, w końcu to nie one mają tutaj przemawiać. W razie jakichkolwiek pytań i wątpliwości, proszę zgłaszać się do wspaniałej Leandry Malfoy, która zna sekrety galerii prawie tak dobrze, jak ja. Lady Malfoy będzie także przyjmowała ewentualne rezerwacje na kupno obrazów debiutantów. Nie przedłużając jednak…życzę wszystkim niezapomnianych wrażeń, jakie może zagwarantować tylko prawdziwa sztuka – zakończyła z lekkim uśmiechem. Po raz ostatni objęła roziskrzonym wzrokiem tłum, po czym – gdy Orkiestra ponownie rozpoczęła kolejny fortepianowy koncert – z gracją zeszła ze sceny, oddając ją całkiem we władanie doskonałych muzyków.

Możecie pisać w każdym z pomieszczeń (oprócz Pracowni sztuk pięknych). Fabularne kwity z kupnem obrazów – gdyby ktoś chciał powiesić dzieło w swym dworku – możecie wręczać Leandrze, proszę jednak o informację PW do mnie z tymże szczegółem ;>. Cieszcie się pięknymi obrazami, drogim alkoholem a także muzyką (tak, można tańczyć!).



when your smile is so wide and your heels are so high you can't cry

Laidan Avery
Laidan Avery
Zawód : mecenas i krytyk sztuki
Wiek : 48 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowa
I wanna see this world, I wanna see it boil
I wanna burn the sky, I wanna burn the breeze
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Główna - Page 2 Tumblr_n6rzyyaEVN1rmr774o6_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1280-laidan-avery https://www.morsmordre.net/t1289-ludwig#9767 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f98-shropshire-ludlow-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t1532-laidan-avery
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 16:57
- Piętnaście - powtarzam niczym echo, powtarzam zaklinając alkohol w szklance. - Ale gdzie my to zmieścimy - znudzony, rozbawiony, zblazowany, żartobliwie... zwracam jej uwagę. Gdzie to zawiesimy. Bo nie, wcale nie mamy całych pokoi nieużywanych do dyspozycji. Gdybyśmy chcieli zaprosić wszystkich tych gości, a wiadomo że dla szlam nie trzeba by było szykować łóżek, tylko by sobie pościelili na podłodze w kuchni, to wszyscy by nam się zmieścili do sypialni. Może przesadzam, ale to, że nie mamy miejsca to też nieprawda. - Trzeba będzie pozdejmować te martwe natury, albo weduty miast włoskich. Nie pasują wcale i wiszą tam chyba od czterech stuleci - narzekam dalej, pewnie dlatego mi się nie podobają, bo nigdy nie byłem we Włoszech i trochę nie rozumiem, jak obrazy mogą mieć tak jasne kolory. - Swoją drogą, musimy się rozejrzeć za nowym malarzem rodowym. Nasz umarł dekadę temu - zasmucony, albo niebardzo, bo nie widać szczególniej różnicy w zachowaniu (czemu miałbym płakać po śmierci malarza rodowego?) dodaje coś, w co sam nie wierzę: - Może coś tutaj nam się do tego stopnia spodoba, że poprosimy go o portret?
Zapewne nie, chociaż zabawnie jest myśleć jak wyglądałaby nasza sesja. Pewnie musielibyśmy mieć go na zawołanie, przychodziłby tylko wtedy, kiedy mielibśmy ochotę na siebie patrzeć. Chociaż dzisiaj mógłbym się zgodzić nawet na kilkugodzinną. Dobrze, że chociaż raz udało nam się wypracować kompromis. Odstawiam szklankę na jeden ze stolików, który miałem pod łokciem i zabieram się do odpalenia cygara - niech plebs wącha, bo pewnie nigdy więcej tak drogiego nie zobaczą na oczy. Przesuwam spojrzeniem po głowach zebranych, wywyższam się i widzę dużo więcej, więc widze kto przyszedł. Już kiwnąłem głową na przywitanie Rosalie (to nie Colin jej towarzyszy, więc kto?). Staram się nie skupiać na Rosalie, zresztą Megara pokazuje mi jej młodszą siostrę. Jak ona miała na imię? Nieważne. Unoszę brew słysząc komentarz dotyczący Avery'ego. - Czy to nie brat Leandry? Musisz mi wytłumaczyć jak to jest możliwe, że tak bardzo za nim nie przepadasz, a ją darzysz miłością - na szczęście nasza snobska rozmowa nie mogła zainteresować plebejuszy, którzy tłoczyli się przy wejściu do Galerii. Wydycham dym z cygara i mrużę oczy. - Czy to nie ten sam, którego narzeczona zgineła w niewyjaśnionych okolicznościach? - tu uśmiecham się podle i ciągnę tę myśl dalej. - Chyba każdy młodzieniec w jego wieku pragnąłby, by przepisana mu kobieta tak skończyła. Ale to on jako jedyny zdołał się do tego posunąć... - tak na głos sobie rozmyślam, trochę mętnie zrozumiałem bowiem słowa Megary o problemach wewnątrz rodziny. Zmieniam temat: - Znasz może towarzysza panny Yaxley?
Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 17:22
Marin miał okazję doświadczyć tego ile potrafią trwać przygotowania do takiej uroczystości jak wernisaż na który właśnie przybył z Rosalie. W przypadku mężczyzn ta czynność trwała oczywiście stosunkowo krótko. Żadną sztuką było ułożyć włosy i założyć jeden z najlepszych w garderobie fraków. Jeśli chodziło o kobiety... O tak, w tym wypadku proces strojenia się trwał dużo, dużo dłużej. Trochę trwało przygotowanie włosów, makijażu, wybranie sukienki, która prawodpodobnie w ostatniej chwili wydała się nieodpowiednia. Marin nigdy nie potrafił zrozumieć tego zjawiska. Pewnie dlatego, że nie dostrzegał różnicy pomiędzy kobietą przed przygotowaniem, a tą po przygotowaniu.
Poczucie, że ma się kogoś obok było jednym z przyjemniejszych na świecie. Marin czuł się mimo wszystko trochę stremowany, to przecież jeden z pierwszych oficjalnych wyjść, gdzie miał ze sobą parę. Od powrotu do Londynu całą uwagę skupiał na karierze i bankiety na które uczęszczał służyły jedynie temu, by zdobyć informacje i kontakty potrzebne do awansu. Można śmiało powiedzieć, że kariera w Ministerstwie zbyt mocno go pochłonęła z czego ostatnio zaczął sobie zdawać sprawę. Naprawdę nadszedł czas by coś zmienić.
- Przestań, to brzmi jakbym wyświadczał Ci jakąś przysługę. Myślę, że większość mężczyzn na sali wyjdzie z założenia, że to ja jestem szczęściarzem, że mogłem przyjść tego wieczoru na wernisaż z taką piękną kobietą u boku jak Ty. - zaśmiał się cicho Marin i skinął głową na znak uznania, jakim darzył dziewczynę. - Do tej pory wszystkie bankiety i przyjęcia spędzałem na bieganiu za moimi przełożonymi z nadzieją, że komuś wpadnę w oko i doceni moją pracę. Dzisiaj chyba pierwszy raz nie muszę za nikim się uganiać i mogę docenić sztukę. Chociaż wydaje mi się, że tematów politycznych nie unikniemy jak towarzystwo rozluźni się pod wpływem szampana.
Tuż po tym jak wymienił uprzejmości z dziewczyną, która niechcący została przez niego zahaczona twarz Rosie jakby na ułamek sekundy się zmieniła. Może ją łączyło coś z tą kobietą? Biedny chłopak nie wiedział, że prawdopodobnie przyprawił Lilith Greengrass o palpitację serca i atak paniki. Nie jego wina, że panienka Lilith tak dobrze użyła Oblivate, iż jej twarz nie budziła w Marinie już żadnych wspomnień. Gdyby mógł to pewnie okazałby jej spory szacunek za sprawność z jaką to uczyniła. Gdyby tylko wiedział.
- Lady Yaxley, muszę się z tym zgodzić. To wszystko przez to, że dotychczas nie miałem obok siebie tak cudownego towarzystwa. - powtórzył się kolejny raz tego wieczoru. Ile razy jeszcze powie o tym, że Rosalie jest piękna? Cóż, chyba jak w końcu dziewczyna da mu znać, że przesadza. Trochę to nie w jego stylu zachowywać się jakby ktoś napoił go eliksirem miłosnym.
Gdy tylko Rosalie zaczęła rozważać nad tym kto pojawi się jeszcze dzisiejszego wieczoru miał przedstawić swoją listę nazwisk, które dotychczas zauważył i tych których z chęcią by zobaczył, jednak nie zdążył niczego powiedzieć, bo pojawiła się lady Avery, która zaczęła swoją przemowę. Spodziewał się jednej z tych przemów w których tak naprawdę najważniejsze jest zakończenie i rozpoczęcie się przyjęcia.
Jednak Marin poczuł coś, czego nie potrafił przewidzieć. Gdy lady Avery wypowiedziała imię i nazwisko Leandry, które przybrała po ślubie zrobiło mu się momentalnie duszno i poczerniało mu przed oczami. Dlaczego jeszcze się nie przyzwyczaił do tego, że wyszła za Malfoya? Delikatnie mocniej uchwycił Rosalie.
- Ciekawe ile spośród tych osób robi wszystko, żeby w normalny dzień nie minąć się na ulicy i nie musieć wymieniać grzeczności. - szepnął do Rosalie dalej lekko oszołomiony Marin i wymusił na sobie uśmiech. - Ale nie to jest tematem dzisiejszego wieczoru, od czego chcesz zacząć, lady Yaxley? - zapytał i kolejny raz z grzecznością skinął głową i pozwolił jej wybrać miejsce do którego się udadzą.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 17:33
Krążyła gdzieś w tłumie, wypatrując narzeczonego i braci i jednocześnie obserwując, kto jeszcze pojawił się na wernisażu. Widziała trochę znajomych twarzy, jak choćby obie panny Yaxley, które uprzejmie przywitała, mijając je, czy Daniel, który mignął jej kawałek dalej w tłumie. Już miała do niego podejść i go zagadać, kiedy nagle zobaczyła zmierzającego w jej stronę Barry’ego w towarzystwie Polly.
- Witaj, braciszku – z pewnym wahaniem przyjęła od niego drinka, jednocześnie zerkając na brata podejrzliwie, czy aby na pewno nie zafundował jej takich dodatków, jak na urodzinach panny Havisham (bo o jego roli we wrześniowych wydarzeniach nadal nie wiedziała). – My już się znamy. Cześć – zwróciła się do Polly, mając jednocześnie wrażenie, że dziewczyna zachowywała się nieco dziwnie. Czyżby była pod wpływem jakichś substancji? Chwilę później sama to potwierdziła swoją reakcją na widok Daniela. – To ty znasz Daniela? – zapytała więc jeszcze, unosząc brwi i ostrożnie sącząc łyczek napoju z kieliszka. Nie miała pojęcia o znajomości panny Havisham z jej drogim kuzynem.
Porozmawiała z nimi chwilę, mówiąc o swoim stresie odnośnie artystycznego debiutu. Niedługo później jednak na scenie pojawiła się lady Avery we własnej osobie. Jej widok przypomniał Lyrze, chwilowo nieznacznie rozluźnionej paplaniem brata i jego znajomej, o całym stresie i presji, jaki odczuwała. Jej policzki pobladły pod piegami, a wiotka sylwetka osnuta ciemnozieloną sukienką zesztywniała nieznacznie. Wpatrywała się jednak w przemawiającą kobietę, chłonąc każde jej słowo i mając świadomość, że w momencie, kiedy wymieniła jej imię, przynajmniej część obecnych zapewne na nią spojrzała. Presja była coraz większa, a Lyra obawiała się momentu, kiedy będzie musiała prezentować swoje obrazy. Co, jeśli zapomni, co chciała powiedzieć i nagle zamilknie, wpatrując się w zgromadzonych z rumieńcami na twarzy i skonsternowaną miną?
Przemowa powitalna wkrótce jednak dobiegła końca, a w pomieszczeniu znowu rozbrzmiała muzyka. Lyra jeszcze przez chwilę pokręciła się po pomieszczeniu, rozglądając się za Glaucusem, Garrettem i Danielem, ale znowu gdzieś zgubili jej się w gęstniejącym, rozgadanym tłumie. Miała jednak zamiar powoli kierować się w stronę sali południowej, gdzie były wystawione jej prace, więc liczyła, że bliscy oraz inne osoby mające ochotę z nią porozmawiać, będą wiedzieć, gdzie jej szukać.

/Lyra powoli zbiera się do sali południowej, można ją zaczepić jak coś




come on look into the expanse and breath all these around come on don’t be afraid to look don’t be afraid
to look at distance
Lyra Travers
Lyra Travers
Zawód : Malarka
Wiek : 19
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Dream of the perfect life
Dream of the sand, the sea, the sight
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Sala Główna - Page 2 Ba3e6d5d7f4fbeb7824016f18b6a4c28
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t800-lyra-travers-weasley https://www.morsmordre.net/t838-zlotko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t2780-skrytka-bankowa-nr-233 https://www.morsmordre.net/t962-lyra-travers
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 17:45
Wzrok Colina nieśpiesznie i bez większego entuzjazmu przesuwał się po pomieszczeniu, które na szczęście z każdą chwilą - w końcu! - zapełniało się gośćmi. Nie był znudzony, ale nie odczuwał też większego zaciekawienia i nie podrywał się gwałtownie na każdy dźwięk czyjegoś głosu, który dobiegał go z holu. Skupiał się bardziej na paskudnej gonitwie myśli przelatującej mu przez głowę, która uporczywie nie chciała mu dać spokoju i wciąż podsuwała kolejne obrazy Rosalie w towarzystwie jakiegoś zadowolonego jegomościa. Który nie był nim. Poświęcił się tym myślom na tyle mocno, że ledwie zauważył zbliżającą się kobietę; utkwił w niej wzrok, raczej skupiając go na czymkolwiek, niż z czystej, bezczelnej ciekawości, ale gdy niewiasta zmaterializowała się tuż przed nim, był nieco zaskoczony tym n a g ł y m wtargnięciem w swoją przestrzeń osobistą. Niemniej uśmiechnął się uroczo - przynajmniej na tyle, na ile pozwalały mu dość skwaszone myśli, lekko schylając przy tym głowę w geście powitania.
- Nic nie sprawi mi większej przyjemności - odpowiedział melodyjnie, nie do końca wiedząc, jaki tytuł przysługuje tej słodkiej istocie. Co prawda na wernisażu lady Avery raczej nie powinien się spodziewać byle kogo, niemniej popełnienie gafy w tytulaturze postanowił pozostawić komuś innemu. - Colin Fawley do usług, będzie mi niezmiernie miło dotrzymać pani towarzystwa... bo nie wyobrażam sobie bycia aż takim szczęśliwcem, by spędzić z panią cały wieczór - dodał cokolwiek bezczelnie, pozwalając sobie na mały, beztroski flirt. Ostatnie dni nie rozpieszczały go szczególnie, dlaczegóż więc miałby sobie dzisiaj żałować dobrej zabawy?
Postąpił krok do przodu, od niechcenia rzucając jeszcze jedno spojrzenie na salę, gdzie przez tych kilka sekund pojawiły się kolejne osoby, zupełnie jakby z każdym wypowiadanym słowem gromadziło się ich coraz więcej. Kątem oka dostrzegł lady Avery szykującą się do przemówienia, ale nigdzie nie widział Samaela z tą jego upiorną narzeczoną. Postanowił chwilowo nie przejmować się i obecnymi i nieobecnymi, zwracając całą uwagę na swoją towarzyszkę, szczególnie że zgodnie z jego przewidywaniami lady Avery faktycznie uraczyła ich krótkim przemówieniem.
- Urocza dama - skwitował krótko jej występ, po czym zwrócił się już bezpośrednio do dziewczyny. - Pasjonuje się pani sztuką czy do wizyty tutaj skłoniły panią wyłącznie względu towarzyskie? Tym nie można odmówić triumfu, zebrała się tu doprawdy zacna śmietanka - wyszczerzył się lekko w uśmiechu, ponownie rozglądając się po sali. Podczas przemówienia wszyscy stali w miejscu, nie ruszali się jak rój brzęczących os i Colin mógł dojrzeć kilka znajomych sylwetek. A także tą jedną, szczególną, której widok na moment wytrącił go z równowagi.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 17:48
Ja także nie lubię tłumów. Tłumów tłoczących się, ścierających ze sobą, tłumów obcych ludzi otaczających mnie zewsząd, przytłaczających szmerem sekretnych rozmów, których treść ani trochę mnie nie obchodzi, choć słyszę poufne urywki, słyszę obce i nieobce nazwiska, i nie staram się łączyć tych ploteczek w żadną spójną całość. Lecz nie rozum mnie źle. Uwielbiam tłumy, tłumy wzdychające zgodnie z uwielbienia, wpatrzone w oświetloną, iskrzącą się scenę. Uwielbiam tłumy wpatrzone we mnie. Ponieważ wówczas jesteśmy: ja i oni. Oddzieleni stalowym murem, przez który nie muszę pozwolić im się przedrzeć, gdy w kobiecym kaprysie postanowię cenić sobie własną prywatność. Być może nigdy nie zwracałeś na to uwagi, może cię to nie interesuje, może nie lękasz się natrętnych, wdzierających się do twojego intymnego świata adoratorów, wiedz jednak, że takie spędy towarzyskie budzą we mnie dyskomfort. Strach. Niechęć.
I wszystko to z pewnością nie jest dla ciebie nowe, już mnie znasz i wiesz, dlaczego nie odstępuję cię choćby na krok i kroczę ciasno u twojego boku – lecz nie na tyle blisko, aby uznać to można było za niewłaściwie, a jednocześnie chcę cię mieć przy sobie, by nikt cię nie porwał, a co gorsza nie porwał mnie.
Ciągnę cię za rękaw, szepczę do uszka, że kobieta przed nami nosi buty z poprzedniej kolekcji. Napisz o tym w artykule, koniecznie, dodaję. Ale potem przypominam sobie, że nie jesteś łowcą tanich sensacji, a ploteczki wyrwane prosto z okładki czarownicy to nie twoja bajka.
-Uwielbiam ją – mówię ciszej i nie wiesz jeszcze, czy myślę o Pani Avery, w którą wpatruję się z łagodnym zainteresowaniem, aby obudzić się i odwrócić w twoją stronę – Chciałabym tak pięknie śpiewać – och, brzmi to niemal jak marzenie szeptane do uszka za młodu. I wiesz już, że mówię o Belle – a ona zapewne chciałaby tańczyć tak pięknie jak ja – dodaję z lekkim, figlarnym uśmiechem malującym się na ustach i roziskrzonym spojrzeniem – na pewno! - skierowanym w twoim kierunku. Choć przyznam, że nawet nie jestem pewna, czy ta kobieta wie o moim istnieniu.
Lecz musimy tutaj wrócić. Jeśli dotrwam, jeśli nie zapragnę wrócić do przytulnego, wysprzątanego mieszkanka, w którym nie będą plątać mi się pod nogami l u d z i e.
Ale dość o mnie, choć owszem, mówić o sobie mogłabym godzinami.
-To ta Lyra Weasley, o której tak wiele opowiadałeś? - pytam cicho, z przejęciem, bo widzę, że panienka o włosach oblanych ogniem zerka w twoim kierunku. Chcę ją poznać. Nie dlatego, że jest gwiazdą dzisiejszego wieczoru, a dlatego, że z pewnością jest ważna dla ciebie. I tworzy piękno. A ja kocham ludzi pięknych i ludzi, którzy tym pięknem dzielą się z innymi – Chcę ją poznać – mówię o swoich pragnieniach na głos – I koniecznie musimy obejrzeć jej prace – dodaję, choć to oczywiste. Po to tutaj przyszliśmy.
Tak, znów zaczynam mówić o sobie. Ja. Ja. I ja. Ja pragnę. Pożądam. I nie obrażę się, gdy nie dasz mi tego, czego chcę. Gdy w końcu utrzesz nosa mojemu przerośniętemu ego. Lub zaczniesz opowiadać o sobie. Chętnie posłucham i nie będę ci przerywać.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 18:47
To było dziwne. Tak stać i wymieniać uwagi z człowiekiem, które w teorii nienawidzę. Ale przecież nawet my musimy od czasu do czasu odetchnąć. Może rzeczywiście ta kilkudniowa rozłąka dobrze na nas podziałała. Gdy zgodził na  moją propozycje  klasnęłam w dłonie. - Na początku pozbędziemy się niektórych portretów. Parę wiedźm zasługuje na to by co najmniej pół wieku spędzić na strychu. - uśmiechnęłam się jak gdyby nigdy nic w duchu już zacierając ręce na tę myśl.  - Zgadzam się co do tych wedut. Mogą spokojnie poczekać sobie na strachu albo komuś je sprezentujemy. W końcu  większość naszych znajomych to prawdziwi koneserzy -  wzruszyłam lekko ramionami nie mogąc się powstrzymać od rozbawionego uśmiechu.  Już pomijając to, że prawdziwy arystokrata znał się na wszystkim. Chodziło bardziej o to, że już dawno nie zamieniłam z mężem tak wieli zdań bez podnoszenia głosu czy zgryźliwych uwag. Można? Można! Jednak lepiej nie mówić tego na głos.  Kiwnęłam lekko głową w geście zgody.  -  Na pewno znajdzie się ktoś obiecujący. Ciotka otacza swoją opieką tylko najlepszych - jeszcze nie zaprzątałam sobie głowy wizją wielko godzinnego pozowania w towarzystwie Deimosa.  Tym bardziej świadomością, że moje sylwetka miałaby widnieć na ścianach Marseet przez następne cztery stulecia .  Spokojnie przysłuchuje się przemowie Lady Avery kątem oka spoglądając na Deimosa odpalającego cygaro. Wstyd  się  przyznać uwielbiałam ten zapach, wprawiał mnie w dziwnie spokojny nastrój. Jednak dużo gorsze było to, że Deimos zaczął mnie zarażać poczuciem wyższości nad resztą. Może kazał mi coś dosypać do jedzenia albo powietrze Yorkshire zatruło mój mózg. Nie dało się nie zauważyć tego drobnego przywitania z starszą panną Yaxley. Na razie wolałam to jednak zignorować wmawiając sobie, że nie mam powodu do niepokoju. - Ten sam - przytaknęłam. - Można powiedzieć, że wszystko zaczęło się od zepsutej lalki. Zresztą zawsze liczyły się tylko bliźniaki i Leandra. - odpowiedziałam obojętnie zdając sobie sprawę, że wchodzę na trochę niebezpieczny teren. Ukryłam kolejny uśmiech biorąc łyk szampana. Na usta cisnęła się uwaga, że podobnie było w przypadku panien ale nie chciałam prowokować podobnej dyskusji. - Lepiej zostać przy nieszczęśliwym wypadku. - miałam spokojny może trochę nonszalancki  ton głos. Mogłam gardzić Averym ale to nie zmieniało faktu, że był moim krewnym i nie dam oskarżać go o podobne rzeczy. - Dziewczynie i tak jest lepiej gdziekolwiek się znajduje. Życia z kimś takim jak on nie życzyłabym nawet najgorszemu wrogowi - upiłam kolejny łyk szampana  zatrzymując wzrok na Rosalie i jej towarzyszu. - To jeden z Olivanderów ale nie jestem pewna. - zmarszczyłam nieznacznie brwi próbując sobie przypomnieć jego imię. - Biedny chłopak. Ciekawe co na to wszystko Fawley - uśmiechnęłam się pod nosem odsuwając gdzieś daleko fakt, że przecież Deimos i jest zamieszany w ten dziwny kwadrat.  Gdyby nie to ciekawie byłoby obserwować wydarzenia dzisiejszego wieczoru. Odstawiłam kieliszek. Lepiej było przystopować z bąbelkami. Wieczór dopiero przed nam a nigdy nie wiadomo co się stanie. Zwłaszcza gdy zamknie się tak wielu arystokratów w jednym pomieszczeniu. Wbrew temu co sądzili niektórzy na każdym spędzie roiło się od mniejszych lub większych skandali. Istniała jednak zasada, że przecież nikt nic nie widzi i niczego nie słyszy. Honor rzecz święta...podobnie jak pieniądze.


Ostatnio zmieniony przez Megara Carrow dnia 20.02.16 20:31, w całości zmieniany 1 raz
Megara Carrow
Megara Carrow
Zawód : stażystka w ministerstwie
Wiek : 20 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Once upon a time...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t634-megara-malfoy https://www.morsmordre.net/t663-mieta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f218-yorkshire-dworek-w-ravenscar https://www.morsmordre.net/t1706-megara-malfoy#18560
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 19:32
Dawno nigdy nie był i nie wyciągał nosa zza biurka. Dawno oznacza ostatni tydzień, bo przecież on uczestniczyć musiał we wszystkich tego typu zbiegowiskach. Śmietanka towarzyska miała się spotkać w galerii sztuki na wystawnym wernisażu. Zanim wygrzebał się z garderoby by wybrać odpowiednią szatę wyjściową i doprowadzić się do kultury już było bardzo późno. Nie wypadało teleportować się wprost do głównej sali, więc pojawił się dopiero miej więcej w połowie przemówienia Lady Avery. Ach… Oczywiście zapomniał nawet o tym, że to sztuka miała być dzisiaj na pierwszym miejscu. Dopiero dalej wytrawne trunki oraz arystokratyczne towarzystwo. Od dziecka uwielbiał otaczać się takimi ludźmi. W końcu był w ten sposób wychowany. Ojciec nie pozwalał mi się zadawać z dziećmi, które nie pochodziły z dobrej rodziny, więc wyrolowanie w arystokratycznym środowisku miał we krwi. Beatrice nie wyraziła chęci pojawienia się na wernisażu. Ostatnio słabo się czuła. Nie pozwoliła mu jednak ze sobą zostać, bo przecież wypadało pokazać się na organizowanym przez Lady Avery wernisażu, wypowiedzieć parę ogólników na temat obrazów, kupić obraz przekazując pieniądze na szczytny cel. Obowiązki arystokraty. Wchodząc do sali zgarnął z tacy kieliszek wina. Od razu upił niewielki łyk i stwierdził, że kto jak kto ale Avery’owie to mają gust do wina, więc od razu na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Rozejrzał się w poszukiwaniu kogoś, do kogo mógłby się przyłączyć. Weasleyowie, Carrowowie, panny Yaxley… Skinął każdemu kto zwrócił w ogóle na niego uwagę głową na powitanie, bo przecież przywitać się z osobistościami wypadało. To nie było byle jakie przyjęcie, na który dostęp miał każdy. I jak najbardziej mu to się podobało. Jeśli udało mu się w tłumie znaleźć Lady Avery oczywiście przywitał się meldując tym samym swoją obecność i pochwalił obrazy, których nie zdążył jeszcze obejrzeć. Zaczął jednak spacerować po galerii z kieliszkiem w ręce, bo skoro już tutaj przyszedł powinien wiedzieć dlaczego ma mieć pochlebną opinię dla kolekcji. Inna opcja w ogóle nie wchodziła w grę. Orkiestra grała, on popijał dobre, czerwone wino i ukradkiem obserwował kto z kim tutaj przyszedł. Przecież trzeba było wiedzieć, co się święci jeśli wokół same parki. On tam przywykł do singlowania na takich imprezach i w zupełności mu to nie przeszkadzało.
Nicholas Nott
Nicholas Nott
Zawód : Urzędnik w Międzynarodowym Urzędzie Prawa Czarodziejów
Wiek : 31
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
Dwa są sposoby prowadzenia walki: jeden - prawem, drugi - siłą; pierwszy sposób jest ludzki, drugi zwierzęcy.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Może impreza?
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t11527-nicholas-nott https://www.morsmordre.net/t11529-black-jack#357518 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t11530-n-nott#357520
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 20:04
Wcale nie chciał tu być.
To nie tak, że nie interesowała go sztuka - matka od zawsze wpajała w niego miłość do kultury, na swój sposób próbując wychować go na arystokratę, a on nie protestował. Doceniał artystów i ich kunszt, choć nigdy nie odkrył w sobie talentu. Całą pulę rodzinnego artyzmu musiała zgarnąć Lyra; i właśnie dla niej tu był, dla niej tonął w tym morzu elegancko odzianych ludzi, których szyje uginały się pod ciężarem kryształowych kolii. Dla niej unikał ich wzroku, mając wrażenie, że - zwłaszcza w świetle ostatnich wydarzeń - przeszywają go spojrzeniem na wskroś, pytają, oskarżają, gromią. Zazwyczaj bronił się, spoglądając na nich z poczuciem własnej wartości i pewnością siebie, nie przejmował się pogardą, nie pozwalał się skruszyć. Był w końcu Weasley'em: krnąbrnym, dumnym, upartym i niepokornym - bo pomimo skrytki u Gringotta nietonącej w bogactwie, jego ród należał do jednego z najstarszych. Jednego z najszlachetniejszych.
Ale nie dzisiaj.
Lawirował w tłumie, wciąż milcząc. Unikał właściwie wszystkich: tych, których znał i tych, których wyłącznie kojarzył, potrafiąc przypasować nazwisko do twarzy, ale na tym koniec. Nie lubił szat wyjściowych, nie lubił sabatów i tych wszystkich przeklętych przyjęć, z którymi wiązało się przyklejenie uśmiechu do twarzy i wypluwanie z siebie fontann wykwintnych, przemyślanych słownych gierek.
Skinął jednak głową tym, którym skinąć powinien, uśmiechnął się do tych, których powinien obdarzyć uśmiechem - okropne samopoczucie i nawarstwiające się problemy nie usprawiedliwiały braku kultury i odejścia od całego kodeksu konwenansów.
Dusił się w tłumie. Ale dalej w nim meandrował, próbując  w szarej masie mniej i bardziej znajomych twarzy (i ich bogatej biżuterii odbijającej światło z reprezentacyjnych żyrandoli) uchwycić siostrę. Wręcz wypadałoby dotrzymać jej towarzystwa i złożyć gratulacje - tak długo czekała na tę wystawę, na którą przecież zasługiwała już od dawna. Pewnie szybko całe gromady osób szczerze zaciekawionych jej twórczością otoczą Lyrę, a Garretta zepchną na bok, uniemożliwiając mu ciągłe koczowanie u boku siostry w próbie ochronny przed buzującymi pogardą szlachcicami.
Ale to był w końcu jej dzień.
Sięgnął po kieliszek alkoholu, by zaraz, wciąż milcząc, świdrować spojrzeniem zgromadzonych. Gdzieś zauważył Colina - skinął mu uprzejmie głową, przypominając sobie czarodzieja w swej króliczej postaci; zaraz uśmiechnął się do Rosalie, która gdzieś w oddali mignęła mu w tłumie, a wszystko po to, by wreszcie dostrzec samą Selinę Lovegood. Szczerze mówiąc, nie spodziewał się jej tu ujrzeć, potrafiąc wyobrazić ją sobie bardziej w błocie niż w brylantach i aksamitnych sukniach; mimo to do niej również się uśmiechnął - tym razem szczerze. Ale już zaraz odwrócił wzrok, oddając jej prywatność. I zachowując ten ich mały sekret - bo przecież się nie znali. Nie oficjalnie. Nie w ogóle.
Wziął pierwszy łyk z kieliszka, marząc o ucieczce.


a gniew twój bezsilny niech będzie jak morze
ilekroć usłyszysz głos poniżonych i bitych

Garrett Weasley
Garrett Weasley
Zawód : auror
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
żyjąc - pomimo
żyjąc - przeciw
wyrzucam sobie grzech niepamięci
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Główna - Page 2 Tumblr_o0qetnbY2m1rob81ao9_r1_250
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t597-garrett-weasley https://www.morsmordre.net/t627-barney#1770 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f112-st-martin-s-lane-45-3 https://www.morsmordre.net/t2785-skrytka-bankowa-nr-122#44963 https://www.morsmordre.net/t975-garrett-weasley#5311
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 20:20
Dźwięk jego słów wywołał automatyczny uśmiech na mojej twarzy. Zachował się dokładnie tak jak przepuszczałam... a w zasadzie nie będąc w ogóle skromną, czemu miałby odrzucać towarzystwo kogoś takiego jak ja? Cóż, wygląda na to, że zdobyłam pierwszy punkt tego wieczoru.
- Lilith Greengrass - Przedstawiłam się, dokładnie lustrując mężczyznę. Ah po tych kilku słowach powinnam się domyślić z kim mam do czynienia, czy oni wszyscy byli równie szarmanccy?
- Jeszcze Pan mnie nie zna a już żałuje, że nie spędzi ze mną całego wieczoru. - Odpowiedziałam posyłając mu zawadiacki uśmiech. Moja rodzina żyła w zgodzie z Fawleyami, jak to się więc stało, że umknął mi on jeden?
Auć! Nagle poczułam ostry ból w okolicach żeber, odruchowo chwyciłam się za i odwróciłam w stronę sprawcy, żeby go pouczyć o konieczności zachowania odpowiedniej odległości od ludzi, jednak gdy to zrobiłam zamarłam. Marin Ollivander Patrzył na mnie, patrzył mi prosto w oczy i nic nie pamiętał, przecież nie mógł pamiętać. Pobladłam, czułam jak moje nogi stają się miękkie a poczucie winy zaczyna palić jak nigdy dotąd. Przeprosił mnie a ja się uśmiechnęłam, jak gdyby nigdy nic, jakbyśmy faktycznie się nie znali a to co się między nami wydarzyło nigdy nie miało miejsca. - Nic się nie stało. - Odparłam z uśmiechem nadal przyklejonym do twarzy a miłość mojego życia odeszła skupiając uwagę już nie na mnie lecz na swojej towarzyszce. Rose? Dopiero teraz rozpoznałam osobę która mu towarzyszyła, jej widok sprawił, ze poczułam kolejny ucisk, tym razem w żołądku. Wszystko to trwało może kilka sekund, nie byłam pewna czy Colin coś zauważył, nie widziałam reakcji Rosalie, moje myśli krążyły tylko i wyłącznie wokół niego. Czułam jak robi mi się gorącą, jakby na sali przybyło kilka stopni; w tym momencie na scenie pojawiła się Lady Avery i jak zwykle wyglądała oszałamiająco. Przywitała wszystkich gorąco po czym zaczęła swoją przemowę, której niestety słuchałam piąte przez dziesiąte próbując w tym czasie uspokoić swoje kołaczące serce i skupić się na czymś innym niż na demonach przeszłości.
Zmusiłam się do uśmiechu przytakując wypowiedzi Colina odnośnie przemówienia i samej przemawiającej, od zawsze uważałam, że ta kobieta ma klasę.
- Powiedzmy, że jestem tu ze względu na oba wymienione przez pana Powody. Z chęcią obejrzę pracę debiutantów, może nawet jakieś zakupię jeżeli przypadną mi do gustu. - Wyznałam całkiem szczerze, może nie była zapalonym kolekcjonerem ale potrafiłam docenić piękno. - Co to towarzystwa, to chyba musi mi Pan przyznać, że nigdzie tak jak na takich spotkaniach nie dozna się większej rozrywki. I nie mam tu na myśli samego kontaktu z innymi gośćmi, wystarczy dobrze obserwować. - Dodałam uśmiechając się znacząco. Tylko czekać jak nadmiar alkoholu upodli któregoś szlachcica a Ci jak wiadomo od trunków wysoko procentowych nie stronili. Tak więc awantury, bójki i płacz był w cenie, oh i właśnie zauważyłam dziennikarza Proroka Codziennego, cóż jutrzejsze wydanie może być całkiem ciekawe. Jenak skoro już o alkoholu mowa.
- Ma Pan ochotę udać się w jakieś bardziej ustronne miejsce? - Spytałam niby to niewinnie, bo przecież moje zamiary względem Colina były czyste, jeszcze. W każdym razie chętnie bym się stąd ulotniła a po drodze zgarnęła kieliszek szampana albo od razu całą butelkę. Mój nowo poznany towarzysz chyba znał odpowiednie miejsce, udałam się więc za nim a może to ja go w nie poprowadziłam, w każdym razie opuściliśmy Salę Główną a ja po drodze zgarnęłam upragniony wcześniej kieliszek szampana.

zt dla mnie i Colina




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 20:34
To było naprawdę miłe, kiedy Marin mówił mi tyle komplementów i naprawdę starałam się z tego cieszyć. Na każdy się uśmiechnęłam, odpowiedziałam mu przyjaznym wyrazem twarzy, lekko spuszczając wzrok, jakby zawstydzona. Jednakże nie uważałam, aby tak było naprawdę. Czy ja wiem, czy ktokolwiek zwracał na mnie większą uwagę? Mimo pięknej, czerwonej sukni, srebrnych, odbijających światło dodatkach, w których powinnam się czuć jak brylant, nie miałam najlepszego nastroju.
- To bardzo dobrze, że w końcu możesz skupić się tylko i wyłącznie na życiu towarzyskim, a nie na uganianiu się za pracodawcą. Na pewno bardzo dobrze ci to zrobi – odpowiedziałam mu z pełnym przekonaniem. – Oh polityka, nie wiem, czy powinniśmy na jej temat rozmawiać. To co się teraz dzieje, jest bardzo kontrowersyjne. Słyszałeś o tych aresztowaniach? Nie ominęło to nawet szlachty. Zero szacunku dla ludzi z wyższych warstw społecznych.
Nie oddaliliśmy się na tyle, abym nie usłyszała, jak lord Fawley zwraca się do obcej sobie kobiety. Zakuło mnie w sercu, kiedy słyszałam, jak te miłe słowa wypowiada do kogoś, kto nie jest mną. Ale czego ja oczekiwałam? Że zostanie mi wierny na zawsze, nikogo nie znajdzie? Przecież sama prosiłam go, aby ułożył sobie życie i nie był samotny. Nie chciałam by cierpiał.
Upiłam łyk szampana, byliśmy w towarzystwie i nie mogłam sobie pozwolić na tę chwilę słabości. Nagle znów usłyszałam komplement od lorda Ollivandera, aż zaczęłam się znowu cicho śmiać.
- Marin, proszę cię, mówisz tak, jakbym była jakimś bóstwem. Zaraz się zarumienię i to aż za bardzo – uśmiechnęłam się do niego szczerze.
Na scenę wyszła lady Avery racząc nas wszystkich swoją cudowną przemową. Poinformowała gdzie można znaleźć jakie obrazy i nie ukrywam, że najbardziej zainteresowała mnie sala z obrazami Lyry. Być może nawet jakiś zakupię? Byłam na taką okoliczność przygotowana.
W między czasie minęło nas kilka osób. Przywitałam się z panną Weasley i jej bratem, posyłając mu lekki uśmiech. Nie widziałam go chyba od września. Natrafiłam też wzrokiem na lorda Notta, którego powitałam również. Tyle osób, z którymi wypadało by się przywitać i ten jeden, z którym chciałabym spędzić dzisiejszy wieczór.
- Wydaje mi się, że dużo jest takich osób – odszepnęłam, w końcu wiedziałam to na własnym przykładzie. – No nie wiem. Przede wszystkim chciałabym zobaczyć prace panny Weasley, więc powoli możemy kierować się w tamtą stronę. A potem zobaczymy.
Uśmiechnęłam się do niego lekko. Natrafiłam wzrokiem na odchodzącego Colina wraz z… że też ja jej wcześniej nie poznałam. Czy tak mile, prawie flirciarsko odnosił się do mojej koleżanki, Lilith? Odprowadziłam ich wzrokiem, znowu stałam się jakaś nieobecna. Znowu poczułam to dziwne ukucie… zazdrości? Przygryzłam wargę, by po chwili znowu upić łyk z kieliszka, a potem objęłam swoją dłonią rękę Marina uśmiechając się do niego lekko. Skoro Colin może sobie tak beztrosko uwodzić inne kobiety, to i ja wykorzystam wszystkie swoje wdzięki, aby z tym mężczyznom (i może kimś jeszcze) spędzić dzisiaj jakże przyjemny wieczór.
- A może jest coś, od czego pan, lordzie Ollivander chciałby zacząć? – zapytałam, spoglądając mu prosto w oczy.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Sala Główna - Page 2 DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 20:34
Co za przeklęty dzień! Co ja zrobiłam? Za co ta kara?
Mam błyszczeć na wernisażu, udawać najszczęśliwszą kobietę na ziemi, kiedy ja nie potrafię. Uśmiech dawno odszedł w zapomnienie. Nie mogę go namalować szminką. Godziny mijały, a ja nadal nie wybrałam pasującej do okazji sukienki. Czułam się obco na każdym zbiorowisku szlachty i tam, gdzie wyraźnie naznaczany był status krwi. Doprawdy, czy to było takie ważne? Czekałam na moment, aż któryś z konserwatywnych rodów trafi do Szpitala świętego Munga i zacznie wydziwiać, iż może go leczyć tylko ten uzdrowiciel, który ma albo szlachecką albo czystą krew. Moja rodzina należała do tych „wybranych” i „wyróżnionych” w łaskawym geście, a i tak czułam się wyobcowana. Podobno bogactwem i koneksjami można czuć się jak u siebie, ale dużo brakowało, abym odzyskała dawną swobodę. Nawet kolor pierścionka zaręczynowego narzucał mi odpowiedni ubiór. Nie chciałam wyjść na ekstrawagancką, a z drugiej strony uważałam, że nie mam żadnego obowiązku rodowego, więc tym bardziej mogłam słodko odmówić mojemu narzeczonemu.
Jednak jeśli ten związek ma naprawdę przerodzić się w małżeństwo, powinnam mieć dobre kontakty ze swoją  przyszłą rodziną – a co mnie przerażało najbardziej. Brakowało mi jakiegokolwiek wsparcia, osoby, której mogłabym się bez granic wygadać i powiedzieć, że żyję w bajce w krzywym zwierciadle i nie wiem, jak się z tego wydostać. Ludzie karmili się kłamstwami, a co bolało najmocniej. Czy nawet moi przyjaciele nie potrafili się zbuntować i powiedzieć, że Eilis taka nie jest? Z niewinnej osóbki musiałam przerodzić się w świetnie grającą aktorkę. A ja miałam już dawno zejść z tej sceny. Samael brutalnie wcisnął mnie w nowe konwenanse, w salę pełną obłudy i kłamstwa. Wyprostowałam pracy, lawirując między Laidan, której złożyłam szczere gratulacje i trzymałam kciuki za dalszy rozwój wydarzeń, po szybkie złapanie Lyry i wyszeptanie „jestem z ciebie tak dumna, maluchu!” aż po inne znajome twarze, pogrążone w rozmowach o sztuce. Chciałam zniknąć, wyparować w mgnieniu oka zanim przyjdzie mój narzeczony i brutalnie przypomni mi o całym moim nieszczęściu.
Szukałam jakiegoś schronienia. Jedyne co miałam w głowie to to, że zdecydowanie nie powinnam zacząć pić, bo skończy się to jeszcze marniej niż na stypie. Wirowałam po całej sali głównej, aż wypatrzyłam znajomą czuprynę. Och, Garrett. Na pewno musiał już wiedzieć o moich spektakularnych zaręczynach. Powinniśmy wspólnie zaplanować mój pogrzeb.
- Szybko zaczynasz, Weasley – mówię niby to surowo, a przecież prędko szukam wolnego i pełnego kieliszka, który ukoi moje nerwy. Psia krew, co ja tu robię? Czy mogę już wyjść?



self destruction is such a pretty little thing





Ostatnio zmieniony przez Eilis Sykes dnia 20.02.16 20:35, w całości zmieniany 1 raz
Eilis Avery
Eilis Avery
Zawód : alchemik w szpitalu Świętego Munga
Wiek : 20
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna
więc pogrzebałam moją miłość w głowie
i pytali ludzie
dlaczego moja głowa ma kształt kwiatu
i dlaczego moje oczy świecą jak dwie gwiazdy
i dlaczego moje wargi czerwieńsze są niż świt
chwyciłam miłość aby ją połamać
lecz giętka była oplotła mi ręce
i moje ręce związane miłością
pytają ludzie czyim jestem więźniem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t1783-eilis-sykes http://morsmordre.forumpolish.com/t1792-dziob#21925 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/t1853-pokoj-eilis#24478 http://morsmordre.forumpolish.com/t1793-eilis-sykes#21929
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 20:35
Przeciskanie się przez szereg osób nie należało do czynności możliwych do uznania za przyjemne - niemniej jednak koniecznych, kiedy o krawędzie uszu rozbijały się fragmenty rozmów mniej lub bardziej wyrwane z kontekstu, mniej lub bardziej słyszalne, zarysowujące się pośród mieszanki goszczącego wokół splendoru dźwięków. Ich mozaika docierała doń cały czas, z niemal identyczną siłą, lecz z czasem starał się poświęcać jej zdecydowanie mniejszą część uwagi, koncentrując się wyłącznie na towarzyszącej mu kobiecie.
Mogła mówić. Wypowiadać się, ile chciała - bo słuchaczem był cierpliwym, jeśli tylko uznawał osobę mówiącą za odpowiednią, a w tym przypadku nie towarzyszyły mu żadne wątpliwości. Mogła mówić, zapobiegać utkaniu między nimi ciszy - ciszy paradoksalnej, bo jak można używać jej pojęcia, kiedy tyle tonów naraz muska powierzchnie bębenków? On zaś nie mówił wiele. Nigdy nie mówił. Jego zaciśnięte usta nie były jednak dziś zarysowane pośród ogólnego zesztywnienia mięśni, jako dodatek do wszechobecnej, wymownej powagi. Czasem potakiwał. Czasem zaprzeczył. Czasem odpowiadał pełnym zdaniem - innym razem, z kolei, wystarczyła sama wymowność skupiającego się na niej wzroku. I nie musiał kryć w nim pogardy, ani jakiegokolwiek innego uczucia. Słuchał słów lady Avery bez jawnej ignorancji - choć przy tym nie chłonął ich ze specjalnym zapałem, zwyczajnie przyjmując do wiadomości zawarty w przemowie przekaz. Jego wzrok prześlizgnął się po ludziach, po twarzach, po wielu sylwetkach, postaciach, widocznych bardzo dobrze, z bliska, czy to majaczących gdzieś w oddali sali; następnie osiadając ponownie, niby z lekkim pytaniem skrytym w odbijających światło tęczówkach. Milczał, czekając na dokończenie myśli.
I wcale nie musiał długo oczekiwać.
- Bez wątpienia - przyznał z lekkim rozbawieniem, lecz zarazem pełnym serdeczności. Uprzedni monolog dobiegł końca, wszystko się rozpoczęło; prace czekały na obejrzenie, na interpretację, na zastanowieniem się nad układem kresek, mniej lub bardziej spontanicznych pociągnięć, uchwyceń przedstawiających sylwetki ludzi i jedne z wielu oblicz natury, tak rozległych, tak podatnych na wizję, czekających, by zobaczyć w nich prawdziwe p i ę k n o.
- Tak, to ona. - Skinął nieznacznie głową w geście towarzyszącym słownemu potwierdzeniu. Wiedziała, że to przede wszystkim dla niej przyszedł. Powinna wiedzieć, że znacznie bardziej od ludzi wolał samotność; wolał zaszyć się gdzieś, zapłacić jakąkolwiek cenę za możliwość pozostania sobą. A nie czuł się sobą, kiedy wędrował między ludźmi, kiedy czuł lśniące w łunach świetlnych kosztowności, z których każde - wręcz oślepiając, migotało niczym miniaturowe słońce.  - Pójdziemy. - Stwierdził niebawem. - Nawet teraz. - Nie widział żadnych przeciwwskazań, by mieli właśnie tego nie uczynić. Zwłaszcza, że dojrzał sylwetkę swojej kuzynki dokładnie chwilę wcześniej, która przywołała na jego twarzy niemal samoistnie wkradający się, unoszący kąciki uśmiech. Gdzieś tam, w morzu sylwetek, mignęły mu inne znajome osoby. Polly? Czyżby i ona była? Nie zabierając jednak więcej czasu na zastanowienie, skierował swoje kroki ku młodej malarce.
- Chciałbym przedstawić ci Lyrę Weasley - zwrócił się, gdy dystans był skrócony na tyle, by rozmowa stała się kwestią zgoła oczywistą.  - Lyro, poznaj Amelle Goyle - oświadczył z kolei, by potem przedstawić dalsze zamierzenia: - Bardzo ciekawi nas, co przygotowałaś. - Powinna wiedzieć, że się interesuje. Że chce ją wesprzeć, na ile tylko będzie w stanie to uczynić.


I'll hit the bottom

hit the bottom and escape

escape

Daniel Krueger
Daniel Krueger
Zawód : Dziennikarz Proroka Codziennego
Wiek : 33
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
po drugiej stronie
na pustej drodze
tańczy mój czas
w strugach deszczu dni toną
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala Główna - Page 2 Tumblr_nn2tluHBTr1up9f3oo1_500
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1164-daniel-krueger https://www.morsmordre.net/t1243-krebs https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f174-long-acre-14-8 https://www.morsmordre.net/t1485-daniel-krueger
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 20:35
Rzeczywiście wyjątkowo dziwne, nie spodziewałem się, że możemy tak sprawnie wymieniać zdania. W ciszy, skupieniu, z grzeczności. Nawet czerpiąc z tego względną radość. Czy my się starzejemy, czy to ta rozłąka? A może po prostu musimy wychodzić częściej i mieć kogoś innego niż siebie samych do nienawidzenia. Ciekawe czy kiedy znajdziemy się znów w Marseet, będziemy dalej opowiadać sobie żarty o opadającym dekolcie pani Avery.
- O, jesteś chyba trochę niesprawiedliwa. Musimy pamiętać o tym, że niektóre z tych dam bardzo zasłużyły się dla mego rodu i przez wzgląd na to, nie możemy się ich tak po prostu pozbywać - zaczyna swoją nudną gadkę, ale entuzjazm Megary nieco go ożywił, w każdym razie dodał zaraz - Natomiast naturalnie możemy o tym podyskutować. - skinął głową i myśli nad propozycją żony. - Nie wiem, czy byłbym zadowolony z podobnego prezentu Megaro. Chciałabyś dostać coś podobnego? Moja prababka mawiała, że przywiózł to jej wuj, który przez bardzo długi czas bawił w Italii. I sądzę, że tamtejsze słońce wypaliło mu mózg, bo nie wiem jak mógł coś takiego zwieść do Marseet. A nie widziałaś jeszcze co wisi w Ravenscar - tu wywraca oczętami, jakby na prawdę znał się na malarstwie. Ale gdyby się zastanowic, to dla Deimosa najlepsze malarstwo to malarstwo, które pokazuje gołe kobiety. I nieważne kim są, czy jak namalowane. Jeżeli były ładne, to i obrazek mu się podoba.
Ogólnie okropny z niego snob, który wypowiada sie na każdy temat. Ale przynajmniej jest ciekawy. I jakiś. Więc znów wzdycha z miną cierpiętnika i spoglada na swoją zonę, żeby jej dać do zrozumienia, co sądzi o tych podopiecznych lady Avery.
- Jeden anonimowy, druga awangardowa, a do tego dziecko Weasley'ów. Chyba nie wytrzymam tego wieczora bez jeszcze jednego drinka - mówi to tylko dlatego, żeby kończąc i dostając w rękę cały nowy, nie wyjść na gbura, który nic nie mówi. Tak jakby się przejmował jeszcze co sobie żona pomyśli. A czego sobie nie pomyśli? Przecież chyba widziała już wszystko. - Na prawdę myślisz, że ktoś kto nie chce się przyznać, że to jego obrazy, może dobrze malować? A to amerykańskie znalezisko? Nie jestem przekonany, widziałem co amerykanie bazgrzą na tych swoich płótnach. Wcale nam to nie będzie pasowało do salonu. - politycznie poprawnie unika komentowania sztuki dziecka Weasley'ów , ale bystra pani żona, pewnie już wcześniej pojęła co Deimos sądzi o tym. Zresztą, czy to dziwne? Wiadomo, że panienki z dobrych domów malować powinny umieć, ale żeby się zaraz z tego utrzymywać? Nie był przekonany. Zresztą, nie od dziś wiadomo, że to mężczyźni są przodownikami jeżeli rozchodzi się o jakość malarstwa.
No cóż, Leandra i bliźniaki. Poznał Alison, ale z Sorenem nie miał dotąd za dużej styczności. Może powinienem mieć? Sam nie wiem, natomiast nie do końca spodobała mi się Alison. Pamiętam jak na festynie trzymała sie blisko Megary. Bardzo czepliwa osóbka. - Pamiętaj jednak, że niedaleko pada jabłko od jabłoni. Może Leandra była dobrym dzieckiem, ale przychodzą ciężkie czasy i na pewno trudno będzie jej się wyprzeć rodziny- a przecież Deimos dobrze wie jakie reguły wyznają państwo Avery. No i Perseus przecież bywa na spotkaniach Rycerstwa. Uśmiecha się na kolejne słowa Megary. - Nie wiedziałem, że jesteś zdolna życzyć komukolwiek źle - mogłabyś częściej taka być, przechodzi mu przez myśl, ale nie dodaje tego, bo chyba nie musi? Spędzają miło wieczór, on jej prawi komplementy i przedrzeźniają się, czy może być bardziej kolorowy obrazek państwa Carrow? Zaciąga się dymem i kiwa głową. Ollivander. - Myślę, że mogę się tego dowiedzieć niebawem - mówi, obiecując jej chyba tym samym, że jeżeli się dowie, to jej powie. Jeżeli ją to oczywiście interesuje. No i jednocześnie zapowiada, że będzie grzecznie rozmawiał sobie z panną Yaxley gdzieś poza Megarką. To chyba uczciwe?

Deimos Carrow
Deimos Carrow
Zawód : hodowca Aetonanów
Wiek : 32
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Zbliżysz się o krok, porachuję kości
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
możesz pozostawić puste
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t791-deimos-carrow https://www.morsmordre.net/t1114-napoleon#7239 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f115-north-yorkshire-dworek-w-marseet https://www.morsmordre.net/t3798-skrytka-bankowa-nr-228#70118 https://www.morsmordre.net/t1129-deimos-carrow#7491
Re: Sala Główna [odnośnik]20.02.16 20:37
Nic nowego.
Kolejny szalony spęd rozwydrzonej szlachty, w którym nie chciał uczestniczyć, ale musiał. Znów nienagannie ubrany w wyjściowe szaty pchnięty został w trybiki towarzyskiej machiny. Po raz kolejny otaczały go tłumy anonimowych twarzy, które w świecie czarodziejów dzięki nazwisku znaczyły bardzo wiele. Dokładnie tak samo jak on, chociaż ani trochę tego nie chciał. Mimo wszystko bez mrugnięcia okiem wchodził w uszytą na miarę skórę perfekcyjnego syna, który przyszedł zarówno wesprzeć matkę jak i pogratulować jej tego spektakularnego sukcesu. Nieistotnym było, że na jej widok treść jego żołądka niebezpiecznie przyspieszała, w ustach wzbierał nieprzyjemny niesmak.
Żałował, że Allison się spóźni. Nie powinna zmęczona wizytą u uzdrowiciela ciągać się jeszcze po wernisażach, gdzie słabość musi zakrywać promienny uśmiech inaczej stanie się tematem numer jeden. W dodatku wtedy mógłby się jakoś wymówić przed przyjściem tutaj albo zwinąć się bardzo szybko. Tymczasem miał jeszcze porozmawiać z ojcem, który w końcu wrócił ze swoich dalekich wojaży. Po ich korespondencji wciąż towarzyszyły mu mieszane uczucia. Nie potrafił zrozumieć krótkowzroczności Reagana i patrzyć na niego w towarzystwie matki. Liczył, że ta będzie zbytnio zajęta odgrywaniem roli perfekcyjnej gospodyni przyjęcia niż odnajdywaniem swoich dzieci w tłumie. Chciał zamienić z ojcem parę prawdziwych słów, bez sztucznego, papierowego uśmiechu przyklejonego na twarzy.
Stojąc z dala od tłumu przyglądał się przemówieniu matki. Nie chciał przez przypadek parsknąć głośnym śmiechem i zarobić opinii wyrodnego syna. W dodatku ociekające cukrem słowa tylko wywoływały w nim konwulsje. Nie rozumiał jak ludzie mogą łykać te gładki słowa i brać je za prawdę. Niesamowitym było jak perfekcyjnie arystokracji potrafi ukrywać swoje brudy przed niechcianymi spojrzeniami, a uwypuklać tylko to, co chce ukazać. Chciał stąd wyjść. Uciec z powrotem do swojego mieszkania, które ostatnio przestało być azylem, bo torpedowało go wspomnieniami, ale przynajmniej byłby sam. Zabarykadowałby się razem z kilkoma butelkami schłodzonej ognistej i wyszedł dopiero nad ranem w towarzystwie pulsującego bólu głowy.
To wcale nie tak, że sztuka była mu solą w oku. Przyjaźń z Lennartem bezwiednie wykształciła w nim pewien zmysł, niespotykaną wcześniej wrażliwość na piękno, o którą nigdy by się nie oskarżył. Z chęcią obejrzałby wystawiane obrazy, ale nie w takich okolicznościach. W życiu nigdy jednak nie szło zgodnie z tym, czego chciał, więc jak zwykle pozostało mu przyjąć dobrą minę do złej gry. Wyszedł więc ze swojego ukrycia w poszukiwaniu ojca. Po drodze uchwycił z jednej z tac kieliszek wina, którego najwyższa jakość była jedyną rzeczą, za jaką był wdzięczną Laidan.


okay, i hated you but even when you left, there was never a day that i’ve forgotten about you and even though i actually miss you, i’m gonna erase you now cause that’ll hurt way less
than blaming you


Soren Avery
Soren Avery
Zawód : pałkarz Os z Wimbourne
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
jest szósta mojego serca
a po kątach trudno pozbierać wczorajszy dzień
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
sny są dla ludzi bez wyobraźni
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t796-sren-avery https://www.morsmordre.net/t859-stella https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f121-whitcomb-st-43-7 https://www.morsmordre.net/t1180-sren-avery

Strona 2 z 10 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9, 10  Next

Sala Główna
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach