Wydarzenia


Ekipa forum
Sklep zielarski Orchideous
AutorWiadomość
Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]20.02.16 0:36

Sklep zielarski 'Orchideous'

★★
Sklep wydaje się tu być od zawsze. Frontową ścianę obwiesza bujnie rosnący bluszcz. Z pozoru dziki, ale tak naprawdę starannie wypielęgnowany. Otoczony skrupulatną opieką na równi z ziołami wypełniającymi doniczki w środku. Wnętrze jest jasne, przestronne i wypełnione wybujałą zielenią. W powietrzu unosi się uderzająca do głowy mieszanka kwietnych zapachów. Być może dlatego przyjemniej krąży się wśród półek i stolików uginających się od doniczek. Mimo wszystko należy uważać przechadzając się dookoła, zwłaszcza na młode sadzonki bijącej wierzby zazwyczaj z wiadomych przyczyn stojące na podłodze. Jeśli nie odnajdziesz tego, czego szukasz sam bezzwłocznie poradź się sprzedawcy, który zapewne odnajdzie potrzebne ci zioła na zapleczu, do którego wiodą tajemnicze drzwi za kontuarem.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:28, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sklep zielarski Orchideous Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]22.02.16 2:49
Początek października?

Tristan od zawsze był ignorantem w dziedzinie roślin, alchemii i innych pokrewnych dziedzin, uważając je za zwyczajnie nudne. Dopiero kiedy dorósł i odkrył, że to te najnudniejsze dziedziny, których uczono go w Beauxbatons okazały się jednocześnie najbardziej życiowymi - gorzko pożałował. Magicznych roślin potrzebował głównie w rezerwacie, przy smokach, gdzie ich tajemna potężna moc pozostawała absolutnie nieoceniona. Uśmierzały ból, sprowadzały śmierć, mamiły zmysły, oszukiwały czas - być może, jeśli znalazły się w odpowiednich rękach i bynajmniej nie były to ręce Tristana. Na szczęście - refleks miał lepszy od wiedzy z zakresu ziołolecznictwa, zdołał tedy umknąć przed atakiem maleńkiej wierzby bijącej znajdującej się w donicy nieopodal drzwi wejściowych, którą przypadkiem zahaczył krańcem szaty. Zmarszczył brew, przez chwilę przyglądając się młodemu drzewku podejrzliwie - doprawdy, przez moment poczuł się tutaj bardziej zagrożony niż w czarnomagicznym sklepie Borgina&Burke'a. Asortyment Nokturnu znał - podczas gdy temu tutaj zwyczajnie nie ufał. Pomimo obiecującej nazwy - mianem Orchidei nazywał wszak swoją ulubioną prostytutkę z Wenus, co sprawiało, że od progu kącik ust Tristana unosił się w niemym rozbawieniu i, jak na złość, nie chciał opaść.
- Panno Sprout - zwrócił się do dziewczyny przemykającej obok, ze zdziwieniem - nie spodziewał się jej spotkać w zielarni, choć niespodzianka ta była jakkolwiek przyjemna. Pamiętał to dziewczę, ostatnio pojawiała się w towarzystwie Mortimera na przyjęciu, na którym znaleźli się razem i choć zapamiętał jej twarz, poza powitaniem nie zdołał zamienić z nią ani słowa. Nie wiedział, że pomaga w zielarni - choć mógł się tego domyślić nawet i po samym nazwisku, zapewne nie spodziewał się jednak, by panna szukająca swojego miejsca na salonach arystokratów hańbiła swoje dłonie pracą. Nie miał wielkiego szacunku do podobnych dziewcząt, choć nie mógł zaprzeczyć, panna Sprout budziła w nim również ciekawość - z jakiegoś powodu wszakże Flintowie uznali ją za godną towarzystwa ich dziedzica, a także - za godną ich pradawnego nazwiska. - Co za spotkanie - dodał neutralnym tonem, lekko skinąwszy głową. - Nie przypuszczałem, że zobaczymy się ponownie tak prędko. W interesach mogę mówić z panną czy muszę czekać... - Na kogoś starszego? Mężczyznę, być może?



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sklep zielarski Orchideous 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]23.02.16 21:07
Podobno z roślinami należy rozmawiać. Zarówno z tymi pięknymi kwiatami o różnokolorowych pąkach jak i mniej urodziwymi, z których napary potrafią nieść zniszczenie. Mało kto zwraca jednak uwagę na zawartość doniczek, poza faktem zauważeniach ich zewnętrznego piękna. Jakie to ludzkie, jakie to wygodne. Zwracać uwagę jedynie na powierzchowność i z łatwością pomijać cały proces rozwoju. Dlatego lubię te dni, kiedy zielarnia pozostaje jedynie pod moją pieczą. Zwłaszcza, gdy kręci się po niej niewielu klientów. Dopiero wtedy mogę zająć się roślinnością jak należy. Tym bardziej, że wymagają one o wiele więcej uwagi niż te hodowane w szklarni. W końcu warunki są tu zupełnie inne, chłodne powietrze z ulicy wpada do środka nad wyraz często, a i czynnik ludzki ma na nie wpływ. Dzisiejszy spokój wpływa dobrze zarówno na kwiaty jak i na mnie. Oznacza zdecydowanie mniej sztucznych uśmiechów czy trudnych rozmów z niedoinformowanymi klientami. Zdarzają się też tacy, którzy przybiegają z kwiatami umierającymi w doniczkach. Cóż, ich mogę zaliczyć do kategorii uroczych.
Jednak nie taka osoba pojawia się w sklepie, gdy z prostej, czerwonej konewki woda leje się do doniczki różanego krzewu. Jednej z niewielu roślin, które nie posiadają żadnych innych zastosowań oprócz swojego zachwycającego wyglądu. Wyjątkowo niechętnie odrywam się od wykonywanej czynności. Nawet nie zdążyłam zamienić z nią kilku słów. Cichy szelest drobnej bijącej wierzby sprawia jednak, że na moich wargach pojawia się uśmiech. Stoi tam głównie, żeby odgonić w razie potrzeby spieszącego złodzieja, ale widocznie woli zaczepiać wszystkich jak leci. Trzeba będzie ją przestawić. Odwracam się w stronę zaatakowanego klienta i momentalnie rozpoznaję, kim jest. Moje myśli powracają do krzewu różanego, który przed chwilą podlewałam i wiem jak marną jest on kopią tych wspaniałych kwiatów jego rodu.
- Panie Rosier - odpowiadam pogodnie, zupełnie nie dając po sobie poznać, że zauważyłam jego zdziwienie. To zresztą żadna nowość. Wiele osób, zwłaszcza o tak nieskazitelnym statusie krwi, jest zaskoczonych moją obecnością tutaj. Nawet to, że pomagam tylko na pół etatu wydaje się niektórym rzeczą dziwną. Zapewne moi konserwatywni rodzice reagowaliby tak samo, gdyby nie fakt, że wiele roślin wzrasta o wiele lepiej, gdy zajmuję się nimi osobiście. Pewne rodzinne sekrety Sproutów nie mogą być przekazane nikomu innemu. - Miło znów pana widzieć. - Nie kłamię ani trochę, bo chociaż niedane było nam się poznać bliżej to wydaje się być całkiem normalnym mężczyzną. Natomiast na pewno jest bardzo miły dla oka. - Dziś wyjątkowo jestem sama, ale zapewniam pana, że będę w stanie pomóc w każdej sprawie. - Zielarstwo nie ma dla mnie tajemnic, akurat tego panicz Rosier może być pewny. Wiem jednak, że oczekiwał kogoś innego, dodaję więc spokojnym tonem. - Jeśli jednak życzy pan sobie mówić z moim ojcem to na pewno będzie tu jutro.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]01.03.16 18:30
Tristan z wielu powodów przepadał za kobietami zajmującymi się roślinami; widok Calanthe z konewką w dłoni wydał mu się niezwykle uroczym - dość uroczym, by przestał się zastanawiać nad tym, jak jej czar uwiódł Mortimera i dość uroczym, by przymknął oko na drobne faux pas pominięcia jego lordowskiego tytułu. Choć nie spodziewał się jej tutaj ujrzeć, zdawała mu się elementem jak najbardziej pasującym do rysującego się przed nim malowniczego obrazka. Komponowała się z tłem, była jego częścią, a rośliny zdawały się ten fakt akceptować. Jego wzrok nieco dłużej zatrzymał się na różanym krzewie, którym właśnie się opiekowała.
- Wyjątkowy okaz - pochwalił szczerze i w szczerym zdumieniu. Tristan nie znał się na roślinach - ale potrafił uchwycić harmonię krajobrazu i tym bardziej potrafił również docenić jego piękno. - Nie wiedziałem, że zajmuje się panna kwiatami, panno Sprout - grzecznościowe stwierdzenie zawisło między nimi jak niedopowiedziane pytanie, nie chciał wszak wydać się wścibskim. Ponoć do kwiatów trzeba mieć i rękę i serce - to na swój sposób wrodzony talent, a każdy talent, zwłaszcza pielęgnowany, był wyjątkowy. Wolnym krokiem zbliżył się do kontuaru, wyjmując z kieszeni czarodziejskiej szaty zwinięty pergamin; rozwinął go, by raz jeszcze przyjrzeć się pismu.
- Nie trzeba, sądzę, że poradzimy sobie... we dwoje - stwierdził po chwili zastanowienia, wodząc spojrzeniem znad papieru ku młodej zielarce. Nieczęsto zajmował się finansami rezerwatu, kiedy robił to ostatnio? Rok temu, dwa? Był pewien, że rozmawiał wówczas z jej ojcem, może z innym, starszym pracownikiem; na pewno nie z urodziwym dziewczęciem. - Przyniosłem zamówienie, panno Sprout - przeszedł do rzeczy, kładąc pergamin na ladzie i raz jeszcze wodząc spojrzeniem po kolejnych nazwach roślin. Większość z nich niewiele mu mówiła, żadne z tych, które używane były jedynie jako alchemiczne komponenty. Kilka ziół smoki spożywały nieprzetworzone, czasem dla uśpienia, czasem dla uśmierzenia bólu. Niektóre stosowano pomocniczo w leczeniu smoczych chorób. - Do smoczego rezerwatu w Kent, na nazwisko mojego wuja. Powinniście mieć gdzieś zapisane dokładne dane. - Rosierowie sprawowali pieczę nad ośrodkiem, lecz Tristan wciąż ustępował pola starszej i bardziej liczącej się części familii. - Liczymy na dostawę przed końcem tygodnia - kontynuował rzeczowo, nonszalancko opierając się o blat, przy którym stanął. - Nasze zapasy są na wyczerpaniu i zależy nam na czasie. Ufam, że i tym razem możemy polegać na waszej niezawodności.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sklep zielarski Orchideous 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]09.03.16 18:21
Gdyby była tu moja matka zapewne załamałaby nade mną ręce. Przecież cała moja nauka, nienaganne maniery spaliły na panewce, kiedy to nie użyłam odpowiedniego, grzecznościowego tytułu. Uświadomiłam sobie to dopiero chwilę po tym jak słowa wypłynęły już moich słów. Zapewne nie ma słów, którymi mogłabym przed kimkolwiek usprawiedliwić swój błąd. Czułam jednak, że sprowadza się to do zaprzestania używania tego tytułu w stosunku do Mortimera. W końcu nie bez powodu mówi się o przyzwyczajeniu jako o drugiej naturze człowieka, przekonałam się o tym na własnej skórze. Nie próbuję z przerażeniem naprawić swojego błędu, bo tylko bym się pogrążyła. Po prostu pamiętam, aby więcej go nie popełnić.
- To ogromna pochwała, lordzie - mówię, po czym wracam spojrzeniem do krzewu. Na pewno nie jest tak cudowny jak te w ogrodach jego rodu, widziałam to na własne oczy, ale te słowa znaczą naprawdę wiele. Uśmiecham się lekko słysząc to stwierdzenie niosące za sobą pytanie. - Nie tylko kwiatami, dzielę moją uwagę pomiędzy wszelkie rośliny już od czasów szkolnych - spieszę z tłumaczeniem. Sama do końca nie wiem jak to się stało. Mam wrażenie, że to zielarstwo wybrało mnie, a nie na odwrót.
Nie wracam jednak myślami do czasów szkolnych, nie ma teraz czasu na rozrzewnienie. Szybko odstawiam konewkę, aby stanąć za kontuarem, do którego zbliżył się klient. W milczeniu wodzę wzrokiem po blacie dając mu czas na sprawdzenie czego potrzebuję. Laika w kwestii zielarstwa naprawdę nie trudno rozwiązać. Zazwyczaj mają przy sobie kartki, a często ich spojrzenie dziko skacze po wnętrzu, jakby nie wiedząc na czym się zatrzymać. Pan Rosier nie okazuje po sobie braku zaznajomienia z tematem. Unoszę kącik ust lekko do góry, gdy zapewnia, że nie potrzebuje czekać na kogoś innego. To duży komplement. Dlatego z zainteresowaniem podnoszę wzrok na pergamin, aby sprawdzić, co chce zamówić. Wiele nazw rozpoznaję na pierwszy rzut oka, niektóre zioła znajdują się ususzone na zapleczu, a inne zabierze się z szklarni na chwilę przed dostarczeniem.
- Rezerwat jest naszym stałem klientem, wszystko na pewno jest tutaj - pukam dłonią w leżącą na ladzie księgę, której zabezpieczonej magią nie otworzy nikt nieproszony. - Oczywiście potraktujemy sprawę priorytetowo, dostawa powinna dotrzeć nawet szybciej. Czy mogę? - pytam, wskazując podbródkiem na zapisaną kartkę. Zazwyczaj zamówienia są takie same i wszystko jest w księgach, ale jeśli doszły nowe pozycje to będzie trzeba je wprowadzić. Spoglądam na lorda, zastanawiając się, czy nie powiedziałam czegoś niestosownego. Niektórych szlachciców ciężko wyczuć, tak jak i jego.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]21.03.16 2:39
Skinął głową, na dłużej lokując spojrzenie na gładkiej twarzy Calanthe; drobna korekcja zachowania nie umknęła jego uwadze, z czego wynikało początkowe faux pas? Zbytnie zaabsorbowanie uwagi na kwiatach, rozkojarzenie? Być może, rośliny w istocie musiały być jej pasją - Orchideous, na Merlina, ta nazwa nie przestanie go śmieszyć do śmierci, wydawał mu się nieco inny, kiedy krzątała się w nim córka właściciela. Miał wrażenie, że wniosła do jego wnętrza swojego rodzaju subtelny powiew świeżości, ale i trudne do wyrażenia słowami uczucia, jakimi otaczała rośliny wokół siebie.
- Słyszałem wiele dobrego o szklarniach w Hogwarcie, panno Sprout - rzucił, odruchowo przyjmując, że Calanthe prawdopodobnie, jak większość dzieci w Anglii, pobierała nauki w szkockiej szkole, a z całą pewnością nie pamiętał jej z Beuxbatons. Zapamiętałby, jak inne angielskie dzieciaki. Zapewne przez wzgląd na warunki - górzyste szczyty Pierenejów - szklarnie Beuxbatons wydawały mu się zawsze uboższe od tych, które mógł porównać jedynie posiłkując się opowieściami. - Nic dziwnego, że szkoli najlepszych zielarzy. - Rezerwat nigdy nie narzekał na zamówienia dostarczane im przez sklep Sproutów, były terminowe, kompletne, a co najważniejsze - zawsze wysokiej jakości, wypowiadane przez niego słowa nie były więc jedynie kurtuazją. A komplementem - być może na ślepo szukającym niewytyczonej granicy. Obserwował ją, zbliżającą się do kontuaru, nim wręczył jej listę sporządzoną przez smokologów, z zadowoleniem przyglądając się profesjonalizmowi Calanthe. Nie spodziewał się, że będzie znała szczegóły - był tym pozytywnie zaskoczony.
- Zamówienie nie będzie identyczne z poprzednimi - uprzedził właściwie od razu, podążając wzrokiem na wskazaną grubę księgę rozrachunkową. Choroba jednego ze smoków wykańczała ich zapasy; potrzebowali przede wszystkim ziół, które uspakajały smoki, ale też tych, z których parzono eliksiry kojące ból tych pradawnych gadów. Tristan prawdopodobnie nigdy nie przejmował się ludźmi na tyle, na ile dbał o smoki w Dover. Rzeczywiście, nie znał się na zielarstwie ani trochę, tak jak nigdy nie miał talentu do eliksirów i gdyby nie domowe skrzaty, zapewne nie utrzymałby w domu ani jednej rośliny. Niemniej, Tristan znał nazwy i zastosowanie podstawowych ziół, z których musiał korzystać w pracy. - Mamy zwiększone zapotrzebowanie na susz z ptasiego rdestu, ale jeśli to duży kłopot, możemy dać kilka dni na dowóz pozostałej części. Doszły też kłaposkrzeczki, koniecznie świeże. - Choć nie wiedział po co, rozkaz zarządcy. - Jeśli mnie pamięć nie myli, ilość płatków sekwoi jest prawie dwukrotnie większa, ale mogą być wymieszane gatunkowo. I chętnie wziąłbym je od razu. Reszta bez zmian. -  Prawdopodobnie, straciwszy kartkę z oczu nie mógł być co do tego pewien. - Kiedy więc możemy spodziewać się dostawy? - Priorytet był zacną obietnicą dostawców, ale jak podpowiadało życiowe doświadczenie, wyjątkowo mało precyzyjną.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sklep zielarski Orchideous 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]28.03.16 2:31
Czując na sobie jego czujne spojrzenie zastanawia mnie, czego we mnie szuka. Sprawdza, czy jestem jedną z tych cnotliwych panienek, które służalczo opuszczają głowy ku ziemi? Albo wiecznie chichoczącą panienką, która rumieni się za każdym razem, gdy czuje na sobie męski wzrok? Etykieta wyklarowała mnie gdzieś pomiędzy tymi dwoma skrajnościami. Wykazuję się subtelnym zainteresowaniem, bez sztucznej skromności. Myślę, że matka byłaby niezwykle zadowolona widząc moją postawę. Oraz to, że nie zaśmiałam się lordowi Rosierowi w twarz słysząc jego uwagę. Cóż, ignorancja to całkiem powszechne cecha wśród wyższych sfer, więc nauczyłam się już z nią żyć. Ze spokojem, a nawet lekkim grymasem uśmiechu przyjmuję do wiadomości jego słowa. Nie wiem, co prawda, czy Hogwart szkoli najlepszych zielarzy, ale nie sądzę, żeby robił to jako jedyny.
- Również słyszałam o nich wiele dobrego - potakuję łagodnym tonem. - Niestety nigdy nie miałam okazji ujrzeć ich na własne oczy. Wychował mnie Instytut Durmstrang, lordzie Rosier - mówię z ciekawością wyglądając jego reakcji. Z tego, co sama zdołałam ustalić to większość członków jego rodu uczęszczała do Beuxbatons, stanowimy więc kontrast dwóch, można by rzec, skrajnych szkół. Nigdy nawet nie marzyłam, aby ujrzeć mury tej skupionej na sztukach pięknych szkoły. Moim marzeniem był zaledwie Hogwart, ale nawet on nie był mi dany. Nie mogłam jednak narzekać, w Instytucie przeżyłam najpiękniejsze chwile i nigdy nie będę ich żałować.
Stukam różdżką, aby leżące na kontuarze księga uchyliła przede mną rąbka swojej tajemnicy. Pod nazwą rezerwatu odnajduję stała listę zamówienia, po czym przykładam do niej otrzymany pergamin, aby je porównać. Z uwagą słucham słów pana Rosiera odnotowując istotne szczegóły piórem obok odpowiednich pozycji najnowszej listy. Przy jednej pozycji ręka drży mi lekko, ale wszelkie uwagi pozostawiam na koniec. Dopiero, gdy zapada milczenie jeszcze raz szybko sprawdzam różnice i mając absolutną pewność spoglądam na klienta.
- Z suszem nie będzie najmniejszego problemu, nie ma teraz na niego dużego zapotrzebowania. Kłaposkrzeczki będą w takim razie zbierane dopiero w dniu oddania zamówienia, dopilnuję tego - wymieniam z trudnym do ukrycia zapałem. Naprawdę lubię swoją pracę, nawet jeśli mogę wykonywać ją tylko na pół etatu i zazwyczaj pod czyimś nadzorem. - I rozumiem, że chodzi lordowi o liście sekwoi, nie płatki. Wydaje mi się, że odpowiednia ilość znajduje się na zapleczu, zaraz to sprawdzę. Reszta bez zmian - potwierdzam uśmiechając się lekko. Żałuję, że nie wszyscy klienci mają tak jasno określone potrzeby. - Jeśli lord życzy sobie złożenia zamówienia pilnego to dostawa pojawi się w przeciągu jednego, maksymalnie dwóch dni. Usługa jest oczywiście dodatkowo płatna. - Cóż, nie bez powodu mój ojciec wyróżnia się wyjątkową smykałką do interesów.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]31.03.16 13:11
Odpowiedź zielarki zaskoczyła Tristana, co przez ułamek sekundy niewątpliwie pozostawało w jego oczach doskonale widoczne; odległy Durmstrang, usytuowany gdzieś daleko w śnieżnych skutych lodem krainach, w tych osobliwych zakątkach świata, gdzie noc trwała prawie cały rok, a co najważniejsze - jedyna ze znanych mu czarodziejskich szkół, która nauczała swoich wychowanków arkan czarnej magii, wydała mu się zupełnie nieadekwatna do stojącej przed nim istoty. Może to wpojona jej do głowy etykieta połączona z niższym pochodzeniem, a może to towarzystwo tych wszystkich otaczających ją roślin, a może drobna sylwetka, czyniły ją czarownicą na pierwszy rzut oka delikatną. Z pewnością przez myśl by mu nie przeszło, że Calanthe mogłaby być wychowanką Durmstrangu.
- Durmstrang - powtórzył, a tonie jego głosu dźwięczała niema nuta podziwu. Niezależnie od wielkości hogwarckich szklarni, szkoła Grindelwalda wciąż pozostawała najmniej poukładaną ze wszystkich europejskich szkół magii. - Będzie musiała mi panna wybaczyć tę ignorancję - choć nie było mu wstyd, bardziej niż nad swoją wpadką, zadumał się nad samym faktem. - Niecodziennie - dodał, wciąż w zamyśleniu, zastanawiając się nad tym, ilu właściwie znał czarodziejów, którzy skończyli tę ponurą szkołę. Odliczając na palcach jednej ręki... żadnego? - Kwestia północnych korzeni czy zachcianki rodziców? - Ton jego głosu wciąż pozostawał swobodny, nie chcąc wyciągać tej rozmowy poza kształt niezobowiązującej pogawędki. - W Londynie często krytykuje się Durmstrang za... niekonwencjonalne metody kształcenia. Niesłusznie, jak sądzę - Uniósł ku niej spojrzenie, ciekaw jej zdania, nim wzrok obojga przykuła otwarta pod wpływem magii czarodziejska księga. Z całego wachlarza znanych mu meandrów czarnej magii... to właśnie księgowość przerażała go najbardziej.
Skinął głową raz i drugi, zadowolony, że transakcja jak zawsze przebiega bez zakłóceń. Orchideus - Merlinie, naprawdę - miał na stanie wszystko, czego mu trzeba było; żeby wszyscy dostawcy charakteryzowali się taką sumiennością. Drgnął jednak, kiedy poprawiła go z płatków na liście i już chciał zaprzeczyć, że z całą pewnością chodziło mu o liście, kiedy zdał sobie sprawę z tego, że być może dziewczyna jednak wie lepiej, a on sam nie do końca wie, czym jest sekwoja (to nie te czerwone kwiatki?). Zatarł więc zmieszanie w sposób godny pokerzysty i łagodnie skinął głową z nadzieją, że Calanthe naprawdę wie, co robi, a wuj nie będzie mu wypominał źle złożonego zamówienia.
- Zapłacimy za pilne zamówienie - zapewnił z pewnością w głosie, choć bez pewności w duchu; forma "my" była w końcu nie do końca adekwatna. Tristan jednak wiedział, że liczył się przede wszystkim czas - potrzebowali tych roślin, odczynników i tworzonych z nich eliksirów właściwie natychmiast; choroba Devaughna pochłaniała niesamowite ilości alchemicznych komponentów. I wszyscy chcieli, żeby jego męki skończyły się jak najszybciej, nigdy nie oszczędzali na swoich podopiecznych. - Sowę z informacją o dokładnym terminie proszę wysłać bezpośrednio do mojego wuja, do rezerwatu.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sklep zielarski Orchideous 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]25.04.16 22:41
Zauważyłam. Być może nie powinnam, mój wzrok winien być skierowany usłużnie ku dołowi, ale nie mogłam się powstrzymać. Uchwyciłam ten drobny błysk zaskoczenia w oku lorda Rosiera, który momentalnie znikł za nieprzeniknioną maską wzorowego szlachcica. Pewnie nikt nawet by mi nie uwierzył, że zdołałam dostrzec coś takiego, ale satysfakcja pozostanie. Dodatkowo mojego ego podbudowała powtórzona niczym echo nazwa szkoły. Nie spodziewałam się takiej reakcji, tej subtelnej nuty podziwu w jego głosie. Na temat Instytutu krążyło wiele historii i nie każdy wypowiadał się o tym miejscu pochlebnie. Chociaż nie miałam w zwyczaju zbytnio przejmować się tego typu opiniami to tym razem znaczyła naprawdę dużo. Moje usta rozciągnął delikatny cień uśmiechu.
- Nic się nie stało - odpowiadam zgodnie z wpojoną mi etykietą. Zresztą naprawdę nie ma żadnego problemu, moja próżność nie jest znowu aż taka duża. Jestem świadoma, że w Londynie ciężko uświadczyć kogoś z tej szkoły, ale nie wywołuje to we mnie uczucia wyjątkowości. Mimo wspaniałych wspomnień, które udało mi się tam zdobyć wciąż gdzieś głęboko we mnie jest to poczucie niespełnienia, że nie chodziłam do Hogwartu. Zazdrość, że Penny tam była. - Moja matka jest Rosjanką, pragnęła we mnie oraz moim bracie zaszczepić pierwiastek swoich tradycji, abyśmy nie zapomnieli o swoim pochodzeniu. Ona również ukończyła Durmstrang - mówię, ale tym razem na mojej twarzy nie gości nic więcej ponad uprzejmość. Ten temat to kwestia wyjątkowo drażliwa, dla mnie, tylko dla mnie. Nic nigdy nie wykroczyło poza bramy mojego umysłu, nie podzieliłam się z nimi moimi myślami. Na zewnątrz byliśmy doskonałą, kochającą się rodziną. Rysy i pęknięcia były widziane tylko od środka.
- Edukacja może różni się w pewnych kwestiach, ale poza tym magia jest wszędzie taka sama. - Doprawdy dyplomatyczny slogan. Marnuję się w tej zielarni, powinnam pracować w Ministerstwie Magii w dziele wizerunku. Tych, których bym nie przekonała zawsze mogłabym dyskretnie uprzątnąć.
Ciekawiło mi czy niczym uparty szlachcic będzie próbował usilnie wyprowadzić mnie z błędu, chociaż on sam go popełniał. Jednak Tristan zaimponował mi swoim opanowaniem, szybkim zrozumieniem sytuacji i niewykłócaniem się. Wielu klientów potrafiło to robić, próbując usilnie wmówić mi swoją rację, przy czym często ich wiedza na temat roślin ograniczała się do faktu, że trzeba je podlewać. Potulny klient, o ile można tak to ująć, był naprawdę miłą odmianą. Uśmiecham się lekko, kiedy przystaje na pilne zamówienie. Ojciec się ucieszy.
- Oczywiście. - Stawiam odpowiednią adnotację, w myślach ustalając już plan działania. - Zostanie wysłana jak najprędzej. - Jeszcze raz przyglądam się zamówieniu, upewniając się, że wszystko jest tak, jak być powinno. - To chyba wszystko. Chyba, że mogę lordowi jeszcze jakoś pomóc. - Może róże dla narzeczonej? Albo kochanki.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]27.04.16 13:17
Przyglądał się temu niepozornemu dziewczęciu z zastanowieniem; Durmstrang miał w jego mniemaniu bardzo dobrą opinię, nie było jednak tajemnicą, że w szkole tej utrzymywano wyjątkowo surową dyscyplinę i, co zapewne istotniejsze, nauczano w niej podstaw czarnej magii. Calanthe jawiła mu się jako delikatna, może bezwolna panna na wydaniu - do każdej zdawał się podchodzić lekceważąco pod wieloma względami - przeznaczona Flintowi, delikatna, kiedy obserwował ją przy kwiatach po wejściu do zielarni. Nie pasowała mu do tego mroźnego, surowego krajobrazu, choć dawno temu powinien się nauczyć, że pozory bywały mylące.
- Nie do końca taka sama, panno Sprout - podchwycił, nie odejmując wzroku od jej oczu, w jego źrenicach iskrzyły trudne do zidentyfikowania emocje. - Niektóre z domen magicznych dla Durmstrangu pozostają wyjątkowe. - Tak, czarna magia, panno Sprout. W Anglii nielegalna. Absolutnie niedopuszczalna. Budząca sprzeciw. Nie bez powodu - jest przecież niebezpieczna, odbiera życie tak łatwo. Nie był jednak na tyle głupi, by ciągnąć ten temat dłużej, nie chciał być przecież zrozumiany niewłaściwie. Slogan był dyplomatyczny, ale zbyt prosty, by oddać złożoność sytuacji, oboje musieli zdawać sobie z tego sprawę.
Rosyjska uroda, mógł dostrzec wcześniej, tylko częściowa, Calanthe miała wszak nienaganny brytyjski akcent. Dziewczyna naprawdę wydawała mu się ciekawa - żałował, że spotkali się w podobnych okolicznościach i w podobnym miejscu, a także ze zbyt dokuczliwym oddechem pośpiechu na karku. Zapamięta ją jednak jako tą, która go obsługiwała - bez wątpienia, mimo młodego wieku, a co za tym idzie zapewne niezbyt długiego doświadczenia, wykazała się kompetencją godną przyszłej lady Flint. A przynajmniej taką miał nadzieję - w gruncie rzeczy ostateczne zweryfikuje to dopiero przywiezione zamówienie. Oby kompletne i zgodne z życzeniem, inaczej wuj naprawdę go zlinczuje. Skinął głową w podzięce, przyjmując pokwitowanie, kiedy usłyszał trzask drzwi zza pleców. Do sklepu wszedł kolejny klient, nie chciał więc dłużej zawracać jej głowy - może spotkany się jeszcze w bardziej sprzyjających okolicznościach, panno Sprout, z pewnością będzie ku temu jeszcze niejedna okazja.
- Interesy z panną to czysta przyjemność - stwierdził więc krótko i choć uczynił już krok w tył, powrócił do lady, kładąc na niej kilka srebrnych monet. - Wezmę jeszcze kwiaty, panno Sprout. Orchidee - rzucił bez zbędnego namysłu. -  Skromny bukiet wystarczy, proszę wybrać. - I dopiero otrzymawszy kwiaty opuścił sklepik, bez słowa wymijając kolejnego klienta.

[zt]



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Sklep zielarski Orchideous 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]20.07.16 11:22
Połowa stycznia

Ziółka były... ziółkami, rośliny roślinami, a wielkie krzewy, które próbowały mnie udusić na lekcjach zielarstwa, pozostawały wielkimi krzewami. Moja wiedza o roślinach sprowadzała się do wyboru najpiękniejszych róż albo rozpoznawania zapachu dziko rosnących maków, co jednak nie znaczyło, że nie doceniałam ich ogromnej potęgi. Zresztą mój ojciec miał wybitnego fioła na punkcie roślin i zawsze zamęczał mnie setkami pytań o lecznicze właściwości wielu z nich. W końcu wzięłam się na sposób i po prostu dałam mu swój podręcznik do zielarstwa; nie wiem, czy cokolwiek z niego zrozumiał, w każdym jednak razie dał mi święty spokój, a ja mogłam się zająć rzeczami, które interesowały mnie o wiele bardziej. Jednak jak w każdym innym przypadku podziwiałam ludzi, którzy wiedzę o roślinach mieli w małym palcu. To znaczy wiecie, czasem fajnie wiedzieć, która roślina cię zabije, która spowoduje u wroga biegunkę, a która uratuje komuś życie, gdy na przykład zacznie się dławić niedogotowanym makaronem. Rośliny były super, ładnie wyglądały i pachniały, ale ale nic nie poradzę na to, że ich nie rozumiałam, a koniczyna niczym się dla mnie różniła od mlecza. Obie rośliny były zielone i rosły w nadmiernej ilości na łąkach, a mi taka wiedza całkowicie wystarczała; znajomość zielarstwa nie była potrzebna do wymyślania plotek.
Kiedy więc zawędrowałam do Orchideousa, byłam nie tyle zagubiona, co przerażona ilością otaczających mnie roślin; wszędzie było zielono, kolorowo, wszędzie szczerzyły się do mnie jakieś diabelskie rosiczki i inne sidła, no i te wszystkie zapachy, od których aż kręciło mi się w głowie. Miałam wrażenie, jakbym weszła do jakiejś eleganckiej perfumerii a nie zielarskiego sklepu; musiałam kilka razy odkaszlnąć i mrugnąć oczami, aby doprowadzić swoje zmysły do stanu używalności, chociaż od wszechobecnej zieleni aż migotało mi w oczach. Co za idiota wymyślił frazes, że zieleń uspokaja?! Zaklęłam pod nosem, gdy prawie wdepnęłam w sadzonkę wierzby bijącej, czym prędzej się od niej oddalając, ale i uważając, by nie dać się pożreć jakiejś innej krwiożerczej roślinie.
- Halo? - zawołałam na próbę, bo na pierwszy rzut oka sklep wydał mi się zupełnie pusty, chociaż podejrzewałam, że w tej dżungli roślin skrywa się gdzieś ktoś, kto nad tym wszystkim panuje. Właścicielka, pracownik albo chociaż jakiś urzędas z ministerstwa, który przyjechał na kontrolę; przerażało mnie to, że mogłabym być w tej zielonej gęstwinie całkowicie sama.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]20.07.16 13:05
Nowy rok trwa, zasypując mnie boleśnie kolejnymi, niespodziewanymi wydarzeniami z mojego życia. Nie chcę jednak o nich myśleć, jest przecież weekend. Opuszczam mury Hogwartu, wracam do swojego mieszkanka w Hogsmeade. Lubię tu spać, łóżko jest wygodne i cały metraż pachnie kwiatami. Zajmę się nimi wieczorem, teraz muszę zjeść śniadanie. Potem drugie, lunch, obiad, podwieczorek i kolację. Zanim jednak do tego dojdzie, wpadam na pomysł odwiedzenia mojej drogiej kuzynki Calanthe. Dawno się nie widziałyśmy, a mamy o czym rozmawiać. Przede wszystkim muszę ją wyrwać ze szponów despotycznych rodziców, co to każą jej wyjść za jakiegoś szlachcica. Nie mam nic do nich, to tylko małżeństwa z przymusu mnie drażnią. Muszę jej wyjaśnić, że nie tędy droga. Powinna znaleźć miłego chłopca, w którym zakocha się ze wzajemnością, inny ślub nie ma sensu. To ja, Pomona, zbawicielka świata. Doradzam innym w sprawach miłosnych, o których nie mam pojęcia. Zakupiony niedawno amulet działa i nie działa, trudno mi orzec. Wiem tylko, że uczucia są nieodłączną częścią naszego życia, nie można ich ignorować. Tak, to właśnie powiem Cal. Z bojowym nastawieniem szykuję się do wyjścia, aż w końcu kominkiem docieram na Pokątną.
Do Orchideous. Pięknie pachnącego kwiatami sklepu, w którym mogę się czuć jak u siebie w domu. Uśmiecham się lekko, z zachwytem patrząc na zgromadzone w nim okazy. Widziałam je już wiele razy, a nadal nie mogę się na nie napatrzeć. Tak jak się spodziewam, znajduję kuzynkę zajmującą się jedną z roślinek. Witam się z nią ucieszona tym spotkaniem-niespodzianką. Chyba nie jest na mnie taka zła. Klientów jeszcze nie ma, dlatego poruszam poważne tematy. Młodsza Sprout kręci głową, widzę, że nie jest przekonana do siły argumentów. Chłostam ją nimi dzielnie, ona się opiera. Nie rozumiem tego. Na mojej twarzy maluje się powolna rezygnacja. Wtedy Cal ucieka pod pretekstem załatwienia ważnych spraw na mieście. Proponuję, że zastąpię ją przez ten czas. Zadowolona wychodzi ze sklepu, a ja rozglądam się bez przekonania po wnętrzu.
Tak, lubię to miejsce. Bardziej jednak lubię moją kuzynkę, martwi mnie jej przyszłość. Odkładam ją na bok tak, jak odkłada się niewygodne sprawy i zakasuję rękawy. Zakładam pożyczone od niej rękawice i udaję się na zaplecze. Tam w spokoju przesadzam świeżą dostawę, spryskuję odpowiednimi eliksirami, karmię wygłodniałe gatunki. Nie spodziewam się dużego tłumu osób, a tu słyszę czyjś głos dochodzący ze sklepu. Pospiesznie wychodzę tak jak stoję: w smoczych rękawicach ubrudzonych ziemią, fartuszku mającym lata świetności za sobą. Patrzę na pierwszą dziś klientkę i uśmiecham przyjaźnie.
- W czym mogę pomóc? - pytam rzeczowo. Kobieta wygląda na zagubioną, może też wystraszoną. Pierwszy raz widzi na oczy rośliny czy w czym tkwi problem? Staram się nie okazywać swojego niezrozumienia, kolejnego dzisiejszego dnia.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]20.07.16 14:08
Dziwnie się czułam przebywając w miejscu, które omijałam dotąd szerokim łukiem; ba!, o którego istnieniu jeszcze do wczoraj w ogóle nie wiedziałam, przechodząc Pokątną obok niego zupełnie nieświadomie. Szyld nie rzucał się w oczy, a rosnący przed wejściem bluszcz stanowił dla mnie naturalną część ulicy, niezwiązaną z prowadzeniem żadnej konkretnej działalności. Tymczasem dzisiaj zawędrowałam tu już nieprzypadkowo, ale z jasno określonym celem, który w mojej głowie wyglądał na o wiele łatwiejszy, niż okazał się w rzeczywistości. Byłam przecież wygadana, wręcz wyszczekana i nie miałam problemów z wyciągnięciem od ludzi informacji, na których mi zależało - a jeśli niczego ciekawego mi nie powiedzieli, to potrafiłam połączyć fakty (a właściwie je zmyślić) w taki sposób, aby z ich opowieści i tak powstała sensowna, ciekawa i w miarę logiczna historyjka. Taka moja praca, ale niestety nie miało to wpływu na zadanie, przed którym stanęłam dzisiaj. Rozglądając się po sklepie próbowałam co prawda przypomnieć sobie jakieś nazwy magicznych roślin i krzaczków, które mogłyby mi pomóc w osiągnięciu celu, ale cóż - nic konkretnego nie przychodziło mi na myśl. Była prawie tak zielona, jak otaczające mnie doniczki pełne kwiatów i innych roślin.
- Na Merlina! - drgnęłam przestraszona, gdy nagły dźwięk czyjegoś głosu wyrwał mnie z zamyślenia; byłam przekonana, że naprawdę jestem tu sama, a tymczasem ktoś się jednak krył na zapleczu i ten ktoś najwyraźniej oczekiwał ode mnie jakiejś konkretnej odpowiedzi. Tylko jak opowiedzieć rzeczowo zupełnie nieznajomej sobie osobie, że szuka się rośliny o dość... swoistych właściwościach? Dzień dobry, szukam czegoś, co pomoże mi się zemścić na niewiernym chłopaku, może jakieś zioła, które sprawią, że wyrosną mu pryszcze na całym ciele? Nie, nie, nie, to brzmiało zdecydowanie zbyt desperacko jak na taką uroczą pannę, jaką niewątpliwie byłam. Opanowałam się jednak szybko, pozwalając sobie nawet puścić w stronę dziewczyny - bo nie wyglądała na wiele straszą ode mnie, ale z drugiej strony te wszystkie odmładzające eliksiry... - lekki uśmiech osoby zdezorientowanej. - Och, szukam rośliny - powiedziałam zgodnie z prawdą, nawet nie zdając sobie sprawy z faktu, jak idiotycznie musiało to zabrzmieć. Wchodzisz do sklepu zielarskiego w poszukiwaniu rośliny, brawo, Annabelle!
- Mój ojciec... - zaczęłam niepewnie, postanawiając jednak nie mówić całej prawdy i otulić rzeczywistość grubą pierzyną zawoalowanego kłamstwa - cierpli na pewną specyficzną hmm... dolegliwość - wybacz tato, ale naprawdę muszę! - a medycy w Mungu polecili mu stosowanie zielarskiej kuracji - westchnęłam cichutko, próbując zobrazować swój smutek nieszczęsną chorobą ojca, który miał się całkiem dobrze i pewnie siedział teraz w swoim ulubionym fotelu na ganku i popalał fajeczkę. Zniżył głos do szeptu, chociaż nie było to w ogóle potrzebne, bo oprócz nas w zielarni nie znajdował się nikt inny. - Chodzi o moczopędną roślinę, proszę pani - udało mi się nawet nie mrugać zbyt często oczami, jak to robią notoryczni kłamcy.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]20.07.16 23:31
Kobieta naprawdę jest wystraszona, skoro moje wejście wystraszyło ją do tego stopnia, że aż woła Merlina na pomoc. Ciśnie mi się na usta wiele różnych słów, ostatecznie gryzę się w język. Uśmiecham się nadal uprzejmie, obracam głowę lekko na bok przyglądając się nieznajomej. Nie znam jej, nie kojarzę. Wydaje mi się, że ma inny akcent, ale może to tylko moje wydumane wyobrażenia. Z której strony by nie patrzeć, zjadłam dziś za mało cukru (jak zawsze), a słuch od zawsze mam nędzny. Mama czasem próbowała we mnie zaszczepić muzyczne talenta, niestety słoń mi nadepnął na ucho. Nieodwracalnie. Przykra sprawa, ale da się z tym żyć. I to całkiem sprawnie, dlatego nie analizuję już dłużej klientki Orchideous, staram się skupić na jej potrzebach. Nie chciałabym zawieść zaufania kuzynki.
- Przepraszam, nie chciałam pani wystraszyć. - Kajam się pokornie poszerzając uśmiech. Pełna nadziei, że i jej się on udzieli, a niefortunny wstęp do transakcji zostanie szybko zapomniany. Czekam, aż kobieta powie coś więcej, nie ponaglam jej jednak. Stoję nieruchomo oczekując bardziej konkretnych informacji, a zamiast tego dowiaduję się, że szuka… rośliny. Zdumiewające. Niesamowite. Wiele epitetów przychodzi mi do głowy, wszystkie tam zresztą zostają. Unoszę lekko brwi z powodu zaskoczenia takim rozwojem wydarzeń. Układam ręce na szerokich biodrach i rozglądam się wokół w zamyśleniu.
- Szuka pani rośliny… - mielę powoli, dokładnie skanując każdy kąt sklepu w poszukiwaniu inspiracji. Odpowiedzi na pytania egzystencjalne. Czegokolwiek, co tylko mogłoby mi pomóc wyjść z tak niezręcznej sytuacji. Marszczę niezadowolona nosek wątpiąc w powodzenie całej tej akcji, ale wtedy nieznajoma przerywa chwilę niezręcznej ciszy i wybawia mnie z opresji. Oddycham z wyraźną ulgą słysząc, że chce udzielić mi dalszych informacji. Moja twarz na nowo się rozpromienia, jednak w miarę słuchania słów klientki znów nawiedza mnie fala zwątpienia. Czym była ta tajemnicza dolegliwość i dlaczego nie przepisano biedakowi odpowiednich eliksirów? Wzdycham cicho, drapię się krótko po głowie wytężając wszystkie komórki myślowe. Zagwozdka z rana, wspaniały trening dla mózgu, naprawdę. Zaklaskałabym, ale nie wypada.
- Najprościej byłoby udać się do apteki po wywar z kwiatów czarnego bzu, ale skoro przychodzi pani to sklepu zielarskiego, oczekuje pani rośliny doniczkowej, żeby mieć stały dostęp do moczopędnej substancji? - mówię nareszcie, starając się pomóc najlepiej jak potrafię. - W takim razie mogę polecić brusznicę, to znaczy borówkę czerwoną. Bardzo dobra, można spokojnie dodawać do każdego jedzenia. Dość kwaśna, dlatego można postawić także na lubczyk albo natkę pietruszki. W ostateczności kupić na targu pomidory - dodaję, wpatrując się w kobietę. Nie wiem, czy o coś takiego jej chodziło, mam trochę mało danych. Wędruję po omacku w katalogach z wiedzą na temat roślin.



( i need your teeth )
in me, slow and vicious, to tell me my armor is just skin, bones, only bones


Pomona Vane
Pomona Vane
Zawód : nauczycielka zielarstwa
Wiek : 26
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

ty je­steś tym co księ­życ
od da­wien daw­na zna­czył
tobą jest co słoń­ce
kie­dy­kol­wiek za­śpie­wa



OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3270-pomona-sprout#55354 https://www.morsmordre.net/t3350-pomonkowa-poczta#56671 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f113-irlandia-killarney-national-park-upper-cottage https://www.morsmordre.net/t3831-skrytka-bankowa-nr-838#71331 https://www.morsmordre.net/t3351-pomona-sprout
Re: Sklep zielarski Orchideous [odnośnik]21.07.16 17:45
W moim świecie idealnym rośliny są doniczkowe, schowane na parapetach za zasłonami, pięknie kwitną i jeszcze ładniej pachną, ale na tym ich rola się kończy. Mój świat nie uznaje roślin, które trzeba karmić wołowiną, nie uznaje krzaków, które trzeba podlewać raz w miesiącu i to koniecznie w pełni, ani tym bardziej nie uznaje drzew, których jedynym zadaniem jest skręcenie komuś karku. Oczywiście, jeśli roślina kiedykolwiek będzie celem plotek albo środkiem takiej plotki - na przykład, powiedzmy taka scenka rodzajowa, w której nagi szlachcic przykryty zaledwie listkiem figowym wymyka się z sypialni szlachcianki (bynajmniej z nim niezaręczonej), wtedy jak najbardziej uznam roślinę za ważnego wspólnika zbrodni i może skrobnę o niej kilka niezręcznych słów. Ale w innych przypadkach? O, nie, nie, rośliny były pożyteczne, lecz ich znajomość pozostawiałam osobom, które naprawdę to kręciło i które miały w zajmowaniu się nimi wielką uciechę. Ot, jak chociażby tej pannie przede mną, której lekko senny, zdezorientowany wzrok wyraźnie świadczył za tym, że wyrwałam ją z cudownych roślinnych marzeń. Ups, to się porobiło. Na moje i swoje szczęście zachowywała się jednak bardzo profesjonalnie i nie drążyła tematu wymyślonej choroby - czy odkryła moje małe kłamstwo, czy po prostu nie obchodziło jej, po co mi jakaś roślina, nie miało już znaczenia. Liczyło się tylko to, że cel został osiągnięty, a do moich uszu dotarła cała litania roślin, które mogłam swobodnie użyć.
- Borówka czerwona, pietruszka, pomidory - zanotowałam w głowie, starając się nie wpadać w zbytni entuzjazm, gdy rzeczywistość okazała się o wiele lepsza od zakładanej. Planowałam napoić Alexa podstępem jakimś wywarem dolanym do herbaty (albo go spetryfikować i wepchnąć roślinkę z korzonkami prosto do gardła), ale skoro mogę go struć zwykłą pietruszką... Cóż, wystarczyło, że zaproszę go na kolację i podam mieszankę moczopędnych roślin, a biedak nie wyjdzie z łazienki do końca życia. Brzmiało tak prosto i genialnie, że mało brakowało, a skoczyłabym z radości, co zapewne wzbudziłoby w pannie zielarce lekkie zdziwienie. Chyba nie przywykła do widoku młodych dziewcząt cieszących się na wieść o tym, że jedzenie pomidorów może spowodować częste wizyty w toalecie.
- Czy można je stosować w dowolnej ilości? Nie chcę, aby mojemu biednemu ojcu zaszkodziła przygotowana przez mnie mieszanka - nadałam swojemu tonowi dźwięk lekkiego zatroskania, jakby los tryskającego zdrowiem ojca niezwykle mi ciążył. Raczej byłby rozbawiony, a nie wściekły, gdyby się dowiedział, że posłużył mi jako wymówka w moim małym podstępie, ale i tak wolałabym mu się z tego nigdy nie tłumaczyć. Do tej pory przymykał oko na moje wszelkie ekscesy - a tych mimo młodego wieku miałam dość sporo - ale lepiej nie wywoływać wilka z lasu, bo czasami wilk okazuje się głodny i spragniony. - Lubi zajmować się roślinami, chociaż niewiele o nich wie - dodałam po chwili jakby usprawiedliwiająco i w tym jednym przynajmniej nie minęłam się z prawdą. - Ma do nich wyjątkową rękę, a czasami chętniej rozmawiał ze swoimi kwiatkami niż ze mną - westchnęłam, bo mimo wszystko brakowało mi tej specyficznej domowej atmosfery. Można byłoby pomyśleć, że skoro ojciec miał świra na punkcie roślin i ziołolecznictwa, to zarazi tym i mnie; tymczasem ja robiłam wszystko, aby wyrwać się z domowej dżungli.
Gość
Anonymous
Gość

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Sklep zielarski Orchideous
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach