Wydarzenia


Ekipa forum
Loża I
AutorWiadomość
Loża I [odnośnik]20.02.16 16:25

Loża I

Jeśli opuści się główną salę jednym z bocznych korytarzy, można trafić na strome schody, prowadzące na najwyższe piętro budynku. Tam, za migoczącą złotem zasłoną znajduje się kilka loży z doskonałym widokiem nie tylko na scenę, na której występuje orkiestra oraz wspaniała Belle, ale także na cały parkiet. W każdej z loży znajdują się trzy wygodne fotele, podwójna sofa oraz samonakrywający się stolik z bogatym wyborem owoców oraz wykwintnych przystawek. Wnętrze loży nie jest widoczne ani z korytarza ani z dołu budynku…a przynajmniej tak się wydaje.
W pierwszej loży na lewo żadna rzeźba nie wita gości spragnionych odrobiny spokoju a światło padające z lewitującego kilka metrów poniżej żyrandola wydaje się być bardzo słabe. W tym zacisznym półmroku błyszczy wysokie lustro w bogato rzeźbionej, drewnianej ramie. Stoi w tyle, tuż za fotelami i z pozoru wygląda zwyczajnie, ale każdy, kto spojrzy na nie dłużej, ujrzy słabe odbicie swojego pragnienia. Nie, nie jest to mityczne Zwierciadło – raczej zaledwie zwierciadełko, przyjemna sztuczka, urozmaicająca chwilę samotności. Na tafli pojawiają bowiem nie wielkie marzenia i sukcesy, a twarz ukochanej bądź ukochanego. Dziecka, męża, kochanki, przyjaciela z dzieciństwa; zawsze jednak jest to jedna jedyna osoba. Odbicie jest widoczne tylko dla jednej osoby i tylko przez krótką chwilę, wystarczającą jednak, by zaniepokoić lub rozczulić czujnego obserwatora.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Loża I Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Loża I [odnośnik]20.02.16 20:49
Raz, dwa, trzy... uderzenia serca powoli zagłuszane były szumem sali, która po przemówieniu lady Avery odżyła na nowo. Dziesiątki głosów zlały się w jeden, dziesiątki rozmów stały się jedną wspólną rozmową, ale Colin tego nie zauważał, gdy jego wzrok zatrzymał się nagle na Rosalie. Rosalie, która była na wernisażu w towarzystwie kogoś innego; nie to jednak bolało najbardziej, ale fakt, że mimo pozornej bliskości była tak szalenie odległa. Colin zamrugał, ale uporczywy obraz nie chciał zniknąć. Wręcz przeciwnie, stał się jeszcze wyraźniejszy i jeszcze boleśniejszy, aż musiał w końcu odwrócić głowę i skupić się na swojej towarzyszce, co zrobił jednak z nieukrywanym entuzjazmem. Jej obecność pozwalała mu na chwilę zapomnieć - a tych kilka minut było zbyt cennych, żeby z nich tak łatwo rezygnować. Odwzajemnił więc uśmiech panny Greengrass, podświadomie i całkowicie bez sensu odnotowując w myślach, że jej ród nie posiada nestora. Żadnego wrednego starucha, który nie znał siły uczuć i wyżej cenił sobie odwieczne konflikty niż szczęście swoich kuzynów i kuzynek. Greengrassowie nie mają nestora i dysponują dwoma hrabstwami, dodał w myślach jeszcze bardziej bez sensu, zanim otrząsnął się z idiotycznych przemyśleń i podał młodej damie ramię, prowadząc ją w stronę jednej z lóż.
- Z pewnością znajdziemy czas, by obejrzeć niejeden obraz, panno Greengrass - obiecał, a kąciki jego ust uniosły się w jeszcze jednym uśmiechu, o wiele szczerszym od pozostałych. - Mam bowiem szczerą nadzieję, że pozwoli mi pani sobie towarzyszyć przynajmniej na wystawie naszej drogiej debiutantki. Szczególnie, że niedawno sam korzystałem z jej malarskich usług i zapewniam, że efekt był niesamowity - ścisnął mocniej jej ramię, gdy przepuszczał ją przez zasłony prowadzące do loży. Na dole migotał parkiet, ale Colinowi daleko było od chęci oglądania pustej sceny, skierował się więc w stronę sofy, na której przysiadł z zadziwiającą lekkością, jakby czuł się tu zupełnie jak u siebie. I pośrednio właśnie tak było; pośród tłumu musiał odgrywać rolę dystyngowanego szlachcica, tutaj mógł zachować o wiele więcej swobody, co też niezwłocznie uczynił, rozpierając się wygodnie na sofie.
- Proszę mi wybaczyć obcesowość, ale czy nie porwałem pani przypadkiem z jakiegoś umówionego spotkania? Jestem wytrawnym szermierzem, jednakże przyznam szczerze, że wolałbym nie stawać dzisiaj do żadnego pojedynku - dodał z rozbrajającym uśmiechem, nachylając się w stronę panny Greengrass i patrząc na nią tak niewinnym wzrokiem, że sam na jej miejscu już dawno uległby temu słodkiemu spojrzeniu.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Loża I [odnośnik]20.02.16 22:18
Opuściliśmy salę kierując się w stronę loży, z całych sił starałam się wyprzeć z mojego umysłu obraz który jak na złość ciągle malował się przed moimi oczyma. Może gdybym tylko mogła, rozpłakałabym się jak małe dziecko, gdybym tylko mogła w jakiś sposób to wszystko odkręcić... ale nie mogłam, za późno. Obliviate. Jedno słowo wystarczyło by zapomniał. Kiedyś winiłam jeszcze za to swojego ojca, dziś już mogę tylko siebie.
Ale czyż nie wszyscy mamy coś na sumieniu?
Po raz kolejny pozwoliłam by za sprawą Colina na mojej twarzy pojawił się uśmiech. - Będzie to dla mnie prawdziwa przyjemność. - Odparłam przez chwilę łapiąc z nim kontakt wzrokowy.- Z tego co słyszałam Lyra Weasley wydaje się być obiecującą artystką, z chęcią zobaczyłabym jej obrazy gdyż niestety nie miałam jeszcze okazji a skoro tak Pan zapewnia może sama miałabym dla niej jakieś zlecenie. - Rzuciłam jeszcze, zanim oboje zniknęliśmy za złotą zasłoną prowadzącą prosto do loży. Mogłam już odetchnąć prawda? W zasadzie może stąd było obserwować scenę i kłębiących się w okół niej gości ale chyba wystarczy mi już widoków jak na jeden wieczór a już z pewnością takich. Zabawne, że praktycznie znajdowaliśmy się w tej samej sytuacji, nie wiedząc nawet o tym.
Usiadłam więc na sofie, tuż  obok Colina, zupełnie nie przejmując się dzielącą nas odległością a właściwie jej brakiem. Podniosłam do ust kieliszek wypełniony musującym płynem po czym upiłam z niego spory łyk, chyba wolałabym gdyby to było coś innego, ognista na przykład. Odwróciłam twarz w stronę Colina, najwidoczniej czuł się tu swobodnie a przynajmniej to mogłam wywnioskować z jego zachowaniA. Zaśmiałam się cicho natychmiast przykrywając usta dłonią a kieliszek odstawiając na mały stolik znajdujący się tuż przed nami.
- Proszę mi wybaczyć ale umówiona jestem jedynie na spotkanie ze znajomą, nie sądzę więc by Luna chciała się z Panem pojedynkować. - Odpowiedziałam nie kryjąc swojego rozbawienia. Tym samym przypomniałam sobie o dziewczynie z którą umówiłam się na wernisaż... cóż miałam nadzieję, że nie będzie mi miała tego za złe, postaram się z resztą złapać ją później gdzieś w tłumie. Kiedy mężczyzna nachylił się w moją stronę,  nie odsunęłam się, nie zaczerwieniłam, nie przeszkadzała mi jego bliskość bo może właśnie tego potrzebowałam? O ile wiem od tego jeszcze nikt nie umarł. Wytrzymałam więc jego spojrzenie, sama rzucając mu nieco pobłażliwe. Ten wzrok Ci nie pomoże Fawley. Uśmiechnęłam się wiec do niego, nieco łobuzersko i zanim zadałam mu pytanie po raz kolejny upiłam łyk szampana. Im szybciej z resztą będę pijana, tym lepiej, dla mnie oczywiście.
- A więc mówi Pan, Panie Fawley że świetnie włada szpadą? Nie ukrywam, że z chęcią bym się o tym przekonała, jednak nie jestem pewna czy przyjąłby Pan wyzwanie od damy. - Starałam się by mój głos brzmiał niewinnie jednak iskierki jakie pojawiły się w moich oczach mówiły co innego. No dalej, na co czekasz, zgódź się. Rozumiem, że pewnie nie codziennie dostaje się taki propozycje od kobiet ale miałam nadzieję, że nie odmówi.
Postanowiłam więc dołożyć kolejną cegiełkę, przysunęłam się bliżej niego omijając twarz tak by moje usta znalazły się na wysokości jego ucha.
- No chyba, że tchórzysz. - Szepnęłam.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Loża I [odnośnik]21.02.16 14:35
Wzrok Colina od niechcenia śledził dłoń panny Greengrass, zręcznie unoszącej do ust kieliszek z szampanem - a może był to jakiś mocniejszy alkohol, który miał wprawić gości w dobry nastrój i hojniejsze sięgnięcie do kieszeni? - ale z o wiele większym zainteresowaniem przypatrywał się już jej ustom, które musnęły szkło i gardłu, którego ledwie dostrzegalne uniesienie świadczyło o przełknięciu musującego płynu. Nagle zapragnął samemu sięgnąć po procentowy trunek i jego wzrok przesunął się na stolik, na którym nie brakowało różnorodnych przystawek, ale w rogu stała elegancka butelka otoczona kilkoma kieliszkami.
- Nie zwykłem przyjmować pojedynków od dam, choć niewątpliwie byłoby to całkiem nowe doświadczenie, panno Greengrass - odpowiedział uprzejmie. Wizja pojedynku z bliżej nieokreśloną Luną niespecjalnie go pociągała; przynajmniej nie w tej chwili, gdy bardziej skupiał się na wyborze odpowiedniej przekąski, która zadusiłaby na chwilę cierpki smak alkoholu, którego sobie nie żałował i nalał do pełna w jeden z kieliszków i od razu wypił, mrugając przy tym oczami, gdy alkohol okazał się wyjątkowo mocny. - Mam jednak nadzieję, że pani przyjaciółka zadowoli się samymi przeprosinami z mojej strony i nie będzie się domagała innej formy satysfakcji - dodał z teatralnym przejęciem w głosie, zanim zagryzł zęby na jakimś paszteciku, w który wbita była wykałaczka. Zęby musnęły drewno, a pasztecik zmieszał się z wciąż palącym posmakiem wódki. Cóż, lady Avery nie żałowała ani na alkohol, ani na kucharzy, a jeśli poziom malarskich prac stoi równie wysoko jak poziom gastronomicznego talentu, wystawia zapowiadała się prawdziwym hitem.
Miękkie wypełnienie sofy lekko się ugięło, gdy panna Greengrass przysiadła obok i Colin zrobił jej nieco więcej miejsca; nie wypadało przecież rozpierać się bezczelnie, podczas gdy szanowna młoda dama musi się gnieść na niewielkim kawałku sofy. Nachylając się w jej stronę poczuł najpierw delikatny zapach perfum... a chwilę później zrozumiał, że taka poufałość mogłaby wydać się cokolwiek nie na miejscu. Znali się wszak zaledwie kilka minut, oboje pochodzili z wyższych sfer,  łamali właśnie kilka podstawowych zasad etykiety. Colin bał się zapytać, czy panna Greengrass nie posiada przypadkiem zazdrosnego narzeczonego; nakrycie ich w obecnej sytuacji, gdy siedzieli w samotności, zbliżeni w sposób wręcz niedopuszczalny, z pewnością mogłoby się skończyć jakąś małą aferą. A tych Colin wcale teraz nie potrzebował.
- Panno Greengrass - zaprotestował nieśmiało (akurat), gdy ciepły oddech dziewczyny musnął jego ucho. Sytuacja stawała się o wiele bardziej niebezpieczna niż przypuszczał i chociaż śmiałość młodej arystokratki w niczym mu nie przeszkadzała, a wręcz zachęcał do jeszcze większej śmiało z jego strony, nie był do końca pewien, czy odpowiada za to jej charakter i temperament, czy wyłącznie spożywany alkohol. - Z przyjemnością ugoszczę panią w mojej rezydencji i podejmę pani wyzwanie - obiecał, wpatrując się w przestrzeń przed sobą i starając się nie ruszać. Gdyby odwrócił głowę nieco w bok, napotkałby prosto jej usta, a to było już zdecydowanie poza zasięgiem pojmowania Colina. - Może skosztuje pani paszteciku? - zaproponował po chwili, przełykając ślinę i mocniej wbijając się w oparcie sofy, byle tylko zwiększyć nieco przestrzeń między nimi.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Loża I [odnośnik]21.02.16 17:35
Zignorowałam jego ciche jęknięcie, zapewne mające na celu upomnienie, próbę powstrzymania mnie przed zamierzonym czynem, cóż nie wyszło. Na mojej twarzy pojawił się uśmiech satysfakcji krótko po tym, jak moich uszu dosięgły słowa zastygłego w miejscu Colina. Co mu się stało? Nawet z tej perspektywy mogłam dostrzec jaki jest spięty, czyżby to moje śmiałe zachowanie wprawiło go w ten stan? Zabawne. Postanowiłam (chwilowo) się nad nim nie znęcać; cofnęłam się więc dając nam trochę więcej przestrzeni a mój wzrok badawczo obiegł jego twarz. Czyżbym przesadziła?
- Czystą przyjemnością będzie rozłożenie Pana na łopatki. - Skwitowałam nieco kąśliwie po czym sięgnęłam po swój kieliszek, w którym znajdowała się resztka alkoholu i ponownie przyłożyłam go do ust, tym razem opróżniając go do końca. Nie żebym chciała się przechwalać ale szpadą władałam bardzo dobrze, jeśli naprawdę jest tak dobry jak twierdzi, z chęcią stoczę z nim pojedynek.
- Za pasztecik może podziękuję, nie czuję się głodna. Jednak gdyby byłby Pan tak miły i napełnił mój kieliszek byłabym bardzo wdzięczna. - Uśmiechnęłam się do niego, wyciągając dłoń w której trzymałam puste szkło. Mam nadzieję, że je przejął. Byłam niemal pewna, że przekąski które zostały podane smakują wyśmienicie jednak bardziej niż na jedzenie miałam teraz ochotę na alkohol. Omiotłam go jeszcze raz spojrzeniem, naprawdę taka młoda siksa jak ja wprawiła go w zakłopotanie? Byłam niemal pewna, że gdyby tylko chciał mógłby z łatwością sobie ze mną poradzić, w ten czy inny sposób. A może faktycznie wyznawał te wszystkie sztywne zasady i odebrał moje zachowanie jako wyraz braku szacunku?
Westchnęłam cicho - Spokojnie, przecież Pana nie ugryzę. - jeszcze, dodałam po chwili nie kryjąc rozbawienia, bo przecież nic takiego nie zrobiłam. - Ten mały incydent miał na celu jedynie hmm... zachęcić Pana? Nie, chyba nie... Po prostu musiałam być pewna, że nie odrzuci Pan mojej propozycji - bo bardzo bym się wtedy zawiodła a poza tym nie od dziś wiadomo, że mężczyźni potrzebują czasami drobnej zachęty. - Jeśli jednak ten drobny gest Pana uraził, bardzo przepraszam i obiecuję, że to się więcej nie powtórzy - ale sam jeszcze o to poprosisz. Słowa te zostały wypowiedziane z udawaną skruchą, bo przecież wcale nie było mi wstyd za to jak się zachowałam. I wcale nie było to zasługą ilości alkoholu jaką zdążyłam już w siebie wlać, nie potrzebowałam go. Zazwyczaj robiłam i zachowywałam się dokładnie tak jak chciałam.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Loża I [odnośnik]21.02.16 22:06
Wypełnił jej prośbę w zadziwiającym entuzjazmem, bo dzięki temu mógł na chwilę oderwać się od myśli, które powoli sączyły mu się do głowy. Niepozorna sytuacja przeradzała się w sytuację cokolwiek zaskakującą, czyniąc z Colina bezwolną marionetkę poddawaną kobiecym próbom (?) manipulacji. Sięgnął po butelkę, przechylając ją nad kieliszkiem i z pewnym rozbawieniem zauważył, że popełnia właśnie niewybaczalny błąd, lejąc czystą, nieskażoną wódkę prosto do kieliszka po szampanie. Złamanie etykiety na szczęście nie było już karane chłostą; Colin zresztą z ciekawością obserwowałby pannę Greengrass próbującą zmierzyć się z alkoholowym wyzwaniem... i pijącą z kieliszka po samo dno.
- Nie śmiałbym jej odrzucić i ponownie zapewniam, że będzie mi miło panią gościć, panno Greengrass. Niemniej staram się tylko dbać o pani reputację, bo gdyby nas zobaczono w tej niecodziennej pozie... mogłyby panią z tego względu spotkać spore nieprzyjemności - wyjaśnił cicho, odstawiając butelkę na miejsce i opierając dłoń na stoliku. Kuszące zapachy i równie kuszący widok dziesiątek różnych przekąsek tym razem nie przekonał Colina do sięgnięcia po kolejną potrawę, chociaż nie wątpił, że byłaby równie pyszna jak poprzednia. Powiedział dziewczynie jedynie część prawdy; tę, którą mogła poznać bez większych przeszkód i która przy okazji stawiała go w roli dżentelmena z krwi i kości, który troszczy się o niewiastę i jej dobre imię. Nie musiała przecież wiedzieć, że jej drobny, zaskakujący gest wywołał całą lawinę wspomnień, a samego Colina wprawił w dość ponury nastrój. Czuł się niemalże tak, jakby z d r a d z a ł Rosalie... co w sumie nie miało większego sensu, skoro nie byli już razem ani oficjalnie, ani nieoficjalnie.
- I cóż... szczerze mówiąc nie jestem przyzwyczajony do takiej bezpośredniości - w właściwie był, ale nie od szlachcianek i innych osób szlachetnie urodzonych. - Moja dotychczasowa... - urwał i kontynuował inaczej. - Dotychczas spotykałem raczej panny, które ledwie śmiały podnieść na mnie wzrok bez pozwolenia przyzwoitki. - Obracając się w tym towarzystwie przywykł do tego, że każdy dokładnie ważył swoje ruchy i nikt nie robił nic spontanicznie. Och, były wyjątki, ale tak nieliczne i pojedyncze, że od razu ginęły w morzu sztywności, konwenansów i etykiety, której przestrzeganie było niemalże rzeczą świętą. Samemu byłoby mu trudno przyzwyczaić się do tej sztywności i planowania każdego ruchu, jakby zależała od niego cała przyszłość. Wiele mu zajęło opanowanie tego arystokratycznego stoicyzmu, który dla panny Greengrass najwidoczniej nadal był pojęciem abstrakcyjnym.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Loża I [odnośnik]22.02.16 16:27
Uśmiechnęłam się chyba bardziej do siebie niż do niego. Od zawsze bawiło mnie to słowo, reputacja i niby co to ma być, jakiś zlepek czynów które podobno mają o nas świadczyć i oby świadczyły jak najlepiej. W końcu my, szlachetnie urodzeni, musimy dbać o ty by być postrzeganym jako Ci lepsi, my nie możemy mieć skaz, nie możemy popełniać błędów a jakikolwiek przejaw człowieczeństwa odbierany jest jako słabość. Wszystko co robimy musi być planowany dużo dużo wcześniej, z odpowiednią nutą rozwagi i najlepiej, jeśli to co zamierzamy zrobić będzie miało dla nas owocne skutki. Szkoda tylko, że to piękna ułuda, maska pod którą każdy z nas chowa swoje prawdziwe ja.
- To naprawdę miłe co Pan mówi, jednak śmiem twierdzić, że bardziej niż moją, przejmuje się Pan swoją reputacją. Nie jestem dla Pana nikim ważnym, dlaczego więc miałoby Pana obchodzić co ludzie pomyślą na mój temat? - Spytałam wbijając w niego swój wzrok. Naprawdę trafił mi się taki porządny rozmówca, czy po prostu był mistrzem w ogrywaniu swojej roli? Bo naprawdę nie mam pojęcia czemu miałby go obchodzić los dopiero co poznanej panny, kiedy ja sama za bardzo o niego nie dbałam; przecież z góry jest przesądzony. Wydadzą mnie za jakieś obcego mi mężczyznę, oczywiście w zamian za coś, jakbym była przedmiotem, towarem wymiennym.
- Cóż, czasami trafiają się takie czarne owce jak ja. - Odpowiedziałam nieco kpiąco.  Ah te wszystkie dziewczyny mdlejące pod wzrokiem mężczyzny, wolące żyć pod dyktando wpierw ojca, później męża... bo przecież zawsze mamy wybór, zawsze. A ja nigdy nie wstydziłam się tego kim jestem, że nie wyznaje tych samych chorych poglądów, że nie tańczę jak mi zagrają. Moja osobowość nie została stłamszona przez sztywne zasady a mój charakter utemperowany, można być rzecz, że stało się wręcz odwrotnie. Co nie znaczy, że nie umiem się zachować, jeśli tylko chcę potrafię być równie urocza i ułożona co inne panny.
Póki co jednak wychodziłam na tym świetnie lecz kto wie, może któregoś dnia skończy się to dla mnie fatalnie?
Uniosłam kieliszek niemal od razu zauważając, że gęstość i wygląd cieczy się w nim znajdującej nie odpowiada poprzedniej. Zanim przytknęłam szkło do ust poczułam ostry zapach i niemal natychmiast bym się skrzywiła gdybym w porę się nie pohamowała. - Czy to wódka? - Spytałam marszcząc nieznacznie brew i zanim doczekałam się odpowiedzi zdążyłam zamoczyć usta w kieliszku. Przymknęłam na chwilę oczy, przygryzłam wargę żałując, że nie poczekałam na odpowiedź; jeśli był jakiś alkohol którego nie potrafiłam przełknąć to z pewnością była nim wódka. - Chyba Pan nieco przecenił moje możliwości. - Spojrzałam na niego z wyraźnym grymasem na ustach. Nie miałam pojęcia jak komuś to może przejść przez gardło. - Niestety ale tego wyzwania się nie podejmę. Nie wiem też jak Panu to paskudztwo przechodzi przez gardło. - Dodałam uśmiechając się nieco niezdarnie, po czym odłożyłam kieliszek z powrotem na stół i odsunęłam je od siebie jak najdalej. Na samą myśl o tym trunku przechodził mnie dreszcz a w ustach robiło się cierpko.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Loża I [odnośnik]22.02.16 18:11
Nie mógł nie zareagować uśmiechem na jej wyraźną reakcję wskazującą na niechęć do wódki. Cóż, samemu o wiele bardziej wolał wytworniejsze trunki, jak kilkudziesięcioletnia szkocka z jego własnej piwniczki, ale przecież nie będzie narzekał na tak eleganckim wernisażu. Może szampany i wina serwowane są tylko na dole, a tutaj, w lożach, z pewnych względów podawane są mocniejsze alkohole? Wprawiające w dobry nastrój, powodujące szum w głowie i wzmagające zachowania, jakie absolutnie nie powinny się zdarzyć wytwornym szlachcicom i szlachciankom? Jak mu to paskudztwo przechodziło przez gardło? Z pewnością o wiele łatwiej, niż grzecznościowe formułki, którymi musiał raczyć nieznajome sobie towarzystwo, sztywnych oficjeli i nadobne matrony, zerkające na niego nieufnie, jakby widziały w nim wyłącznie złego wilka czekającego na okazję, by porwać ich niewinne córki. Czy któraś z nich pomyślała, że owe córeczki bardziej niż chętnie pchają się w wilcze łapy?
- Panno Greengrass, to żaden wyczyn - zapewnił i w dowód swoich słów sięgnął po jej kieliszek, upijając z niego porządny łyk, przełknął, uśmiechnął się promiennie i odstawił kieliszek na stolik. Alkohol palił, ale Colin nie pozwolił sobie na kuszące sięgnięcie po kolejną przekąskę. Ostatnio ledwie zapiął swoją ulubioną koszulę, a to już wskazywało na dramatyczny stan jego sylwetki. - Dobrze jednak wiedzieć, że są wyzwania, w których pani tak szybko ulega - dodał wyzywająco, kładąc rękę na oparciu sofy, przez co sięgał dłonią praktycznie do szyi dziewczyny. Dziewczyny? Ile właściwie mogła mieć lat? Młodość jej twarzy i śmiechu stały niejako w opozycji z brakiem poszanowanie etykiety i zasad, co było raczej domeną kobiet nieco starszych, które nie miały już nic do stracenia i którym niekoniecznie zależało na swojej własnej reputacji. No właśnie, reputacja.
- Gwoli ścisłości - powiedział o wiele ciszej, zniżając głos niemalże do szeptu - chce mi pani tym samym powiedzieć, że nie powinienem dbać o pani dobre imię i przejmować się tym, co będą o nas mówili? - wbił w nią zaciekawione, z lekka wręcz niedowierzające spojrzenie, jakby oświadczenie panny Greengrass było najdziwniejszą rzeczą, jaką ostatnio usłyszał. I pośrednio właśnie tak było; co stanowiło jednak miłą odmianę od tych wszystkich sztywnych zasad etykiety i dobrego wychowania. Być może - och, na pewno - gdyby spotkali się w innym czasie, a już na pewno takim, gdy Colin nie rozpadał się na emocjonalne kawałki, nie omieszkałby tej reputacji osobiście nagiąć, udowadniając swojej towarzyszce, że spotkania sam na sam mogą się skończyć bardzo nieodpowiednio.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Loża I [odnośnik]23.02.16 0:38
Zmarszczyłam brwi uważnie śledząc każdy jego ruch, od momentu sięgnięcia po kieliszek po przyłożenie go do ust. Przeszedł mnie dreszcz kiedy zobaczyłam jak przełyka wcześniej wymieniony trunek, mimo to ciągle wbijałam w niego swój wzrok szukając na jego twarzy jakiegokolwiek grymasu obrzydzenia, na próżno. Colin uśmiechnął się, jakby własnie po gardle spłynął mu sok dyniowy. Spoglądałam na niego z lekkim zdziwieniem lecz na mojej twarzy powoli zaczął się malować uśmiech,  właściwie nie wiem czego się spodziewałam, przecież jest mężczyzną, ich podniebienia wytrzymują o wiele ostrzejsze smaki niż nasze.
- Cóż.. Wygląda na to, że w tej dziedzinie będzie Pan moim niedoścignionym mistrzem. - Zażartowałam, może nawet z moich ust wydobył się cichy śmiech. Ulżyło mi, że nieco spuścił z tonu, chyba nie patrzył na mnie już tak surowym okiem jak wcześniej, a mimo to musiał mi udowodnić, że jestem słabsza. Ah ta męska duma. Jednak jeśli mam być szczera, w przełykaniu alkoholi może być lepszy ode mnie, niczym mi to nie ubliża a wręcz zdobywam tym nieco punktów prawda?
Następne stwierdzenie wzbudziło moje zainteresowanie. Powiodłam wzrokiem za jego ręką, która wreszcie znalazła swoje miejsce na miękkim oparciu sofy, czystym zbiegiem okoliczności jak mniemam, tuż obok mojej szyi. Wróciłam więc do niego wzrokiem, posyłając tym samym bardzo znaczące spojrzenie.
- Czy Pan mi coś sugeruje? Panie Fawley? - Spytałam unosząc sugestywnie brew a wzrok wbijając w jego tęczówki. Co miał na myśli i jak miałam to odebrać? Świdrowałam go wzrokiem czekając jakiejkolwiek reakcji. Nie masz o mnie zielonego pojęcia. Skwitowałam w myślach a na mojej twarzy zaczął pojawiać się zadziorny uśmiech. Najwyraźniej moja reakcja go zaskoczyła i dobrze, przecież nie chciałam wykładać mu się jak na talerzu, choć mogło się wydawać, że z początku tak właśnie zrobię.
Uśmiechnęłam się, kręcąc przy tym delikatnie głową. - Drogi Panie, jeżeli całe życie będzie się Pan zastanawiał, kto, co i jak o Panu myśli - Przerwałam rzucając mu pobłażliwe spojrzenie, jakby to co właśnie wypływało z moich ust było jakąś świętą prawdą. - to pewnego dnia obudzi się Pan stary, zgorzkniały i smutny, że życie uciekło Panu przez palce. Jaki bowiem sens jest w takim egzystowaniu? Jeśli nie robi Pan czegoś dla siebie, pod własną uciechę tylko dla uznania publiki, chyba nigdy nie będzie Pan w stanie być szczęśliwym. - Uśmiechnęłam się do niego, tak zwyczajnie, nie było w moich słowach ni krzty złośliwości, po prostu wyznałam mu właśnie prawdę, moją własną, której trzymałam się niemal od zawsze. Nie wiem czemu postanowiłam się z nim tym podzielić, może dlatego, że trochę wydawał mi się nieszczęśliwy.
- Poza tym, choć nie żyję na tym świecie zbyt długo gdyż liczę sobie zaledwie 23 lata, zdążyłam zauważyć, że nie jest się w stanie wszystkich zadowolić. - Dodałam nieco z przekąsem, uśmiechając się do niego znacząco po czym zbliżyłam się nieco do niego, ten gest nie był podszyty niczym, żadną seksualnością, po prostu, chciałam żeby wyglądało to, jakbym przekazywała mu właśnie ogromny sekret.
- Proszę się tak nie martwić, z tego co mi wiadomo jesteśmy tu sami a tam znajduje się zasłona oddzielająca nas od nieproszonych obserwatorów. - Szepnęłam, wskazując na gruby kawał złotego materiału, ciągle jednak utrzymując kontakt wzrokowy po czym jak gdyby nigdy nic cofnęłam swoją twarz, nie potrafiąc dłużej utrzymać powagi.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Loża I [odnośnik]24.02.16 9:29
Zmrużył lekko oczy, a jego palce zaczęły wystukiwać na oparciu sofy jakiś bliżej nieokreślony ruch. Chwilę wcześniej, korzystając z okazji, gdy panna Greengrass zręcznie unikała jego pułapki i nie dała się sprowokować, zerknął na chwilę na stojące z tyłu lustro. Nie patrzył w nie długo, ale i tak wydało mu się, że widzi w nich jakieś nikłe cienie, ludzkie sylwetki - a raczej jedną sylwetkę, do złudzenia przypominającą tą, którą na zawsze utracił. Wszystko trwało chwilę, zaledwie kilka sekund, ledwie jeden oddech, ale wzbudziło w Colinie zaniepokojenie, które do tej pory udawało mu się tłumić.
Oto mija tydzień, odkąd brutalnie odrzucono go jako niegodnego ręki panny Yaxley; odkąd stare, zasuszone próchno zdecydowało o losie jego i Rosalie, rozdzielając ich świadomie i z premedytacją. Mija tydzień, a on już zdawał się zapomnieć o dziewczynie, w najlepsze bawiąc się z inną, spędzając z nią przyjemny czas w samotności, niemalże flirtując - i to pod okiem samej Rosalie, kręcącej się gdzieś na dole z byle kmiotkiem, który dotrzymywał jej towarzystwa. Nagle zmroziła go okropna myśl, że tenże kmiotek mógłby być jej narzeczonym; że nestor Yaxley'ów nie tylko odmówił Colinowi jej ręki, ale i od razu przekazał ją w inne posiadanie. Zachłysnął się powietrzem i musiał kilka razy odkaszlnąć, zanim odpowiedział pannie Greengrass.
- Nie tak dawno temu myślałem podobnie, droga pani. Ileż miałem w głowie ideałów i wizji utopijnego świata arystokracji! A teraz wszystko odwróciło się przeciwko mnie. Moja reputacja, o którą się nie troszczyłem i mój status wolnego wilka, który nie ogląda się na innych, pozbawiły mnie największego daru miłości. - Wstał z sofy, sięgając ponownie po kieliszek i upijając z niego kolejny łyk. Większy, mocniej palący w usta i przez chwilę pozwalający się skupić na nieprzyjemnym ogniu w gardle, a nie na ponurych myślach, które powoli rodziły mu się w głowie, powracając jak najczarniejsza wizja. - Robiłem wszystko dla siebie, nie dla publiki, korzystałem z życia w każdym jego aspekcie i cieszyłem się złudnym szczęściem, bo jakże mogę być szczęśliwy, gdy odebrano mi wszystko, na czym mi zależało? - ostatnie słowa wypowiedział już stojąc do niej tyłem i przechylając się nad balustradą, by dostrzec w dole kręcące się postaci. Może starał się wypatrzeć tą jedyną, a może tylko chciał odwrócić wzrok, w którym czaiła się rozpacz, rozgoryczenie i rezygnacja? Zacisnął dłoń na bogatym zdobieniu loży, a palcami drugiej mocniej ścisnął kieliszek, jakby jego chłodna nóżka dawała mu odrobinę wytchnienia.
- Dziwi się więc pani, że reputacja znaczy dla mnie więcej niż w ogóle sądziłem? Ten nic nieznaczący przymiot nagle okaże się gwoździem do mojej trumny - dodał już z wyraźną złością w głosie. Na samego siebie, na nestora Yaxley'ów, na idiotyczne zasady i tradycję, na wszystko co sprawiło, że stał tu teraz odrzucony i potraktowany jak człowiek gorszego gatunku, nieodpowiedzialny i niegodny, by jego nazwisko znalazło się przy nazwisku Rosalie.
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Loża I [odnośnik]24.02.16 12:27
Siedziałam wygodnie, nadal czułam się rozbawiona całą sytuacją, nie miałam jednak pojęcia co za chwilę usłyszę. Reakcja Colina natychmiast zmyła mi uśmiech z twarzy, najpierw ze zdziwieniem potem już z przejęciem wpatrywałam się w twarz mojego rozmówcy. Znów poczułam ten dziwny ucisk w żołądku, zawsze pojawiający się w niezręcznych sytuacjach; nie chodziło jednak o tę obecną, doskonale wiedziałam o czym mówił, tylko mnie nie moje czyny pozbawiły daru miłości. Ilekroć o tym sobie przypomnę ogarnia mnie złość ale nie mogłam postąpić inaczej, miałam wybór i wybrałam; wybrałam wyższe dobro jakim od zawsze była i będzie dla mnie rodzina. Tyle, że w tym wypadu konsekwencje były znaczne wyższe niż wydziedziczenie a na to, nie mogłam nigdy pozwolić.
Nie odezwałam się, pozwoliłam mu mówić, mój wzrok podążał za nim, najpierw do kieliszka potem już wbijałam go w jego plecy. Siedziałam zamarła w swojej pozycji słuchając tego co mówi; stał do mnie tyłem, nie widziałam emocji jakie malowały się na jego twarzy, właściwie nie musiałam, wszystkie doskonale było słychać.  
Poczułam się głupio, z taką lekkością wypowiedziałam wcześniejsze słowa... skąd jednak miałam wiedzieć, że ich efekt będzie właśnie taki?
- Bardzo Pana przepraszam... Ja... Nie wiedziałam... - Wyjąkałam pół szeptem, przenosząc swój wzrok z niego na stolik przede mną. Gdybym tylko wiedziała, nie byłabym tak śmiała.
Nie musiał mówić dokładnie o co chodziło, każdy głupi by się zorientował. Ciekawiło mnie kim była dziewczyna do której żywił tak silne uczucie, jednak tym razem postanowiłam ugryźć się w język. Z pewnością nie był to temat do dłuższej dyskusji z kimś kogo się praktycznie nie zna, o ile w ogóle był tematem do dyskusji jakiejkolwiek. Westchnęłam ciężko; sama już nie byłam już pewna, czy żyjemy w głupich czasach czy pośród głupich ludzi. Bowiem jak nazwać kogoś kto interes kładzie wyżej niż szczęście swojej własnej rodziny? Dlaczego tak łatwo przychodziło im deptanie każdego zalążka miłości? Na samą myśl o tych wszystkich wrednych staruchach mianujących się głowami rodów, robiło mi się niedobrze.
Naglę ogarnęło mnie jeszcze większe współczucie dla jego osoby. Ile będzie musiał się z tym zmagać? Ile czasu minie zanim wyprze ją ze swojego serca, pamięci. Kiedy jej widok nie będzie już poruszał w nim niczego i stanie się obojętny? Jeśli nie było to zwykłe zauroczenie lecz miłość... dręczyć go to będzie przez następne lata, o ile nie dłużej.
Ile już czasu minęło? Dwa lata?  A jego widok nadal sprawia mi ból, poczucie winy pali mnie jak ogień i ani trochę nie czuję się pogodzona z tym jak to się wszystko skończyło.




And on purpose,
I choose you.

.
Lilith Greengrass
Lilith Greengrass
Zawód : Auror
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Don't mistake my kindness for weakness,
I'll choke you with the same hands I fed you with.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Find someone who knows how to calm your storms.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1807-lilith-black https://www.morsmordre.net/t2158-sow#32631 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2288-lilith-greengrass
Re: Loża I [odnośnik]24.02.16 15:57
Odwrócił się powoli, z mdłym uśmiechem na twarzy; wymuszonym, nieszczerym, którego jedynym celem było przykrycie goryczy brzmiącej w głosie i widocznej w jego obliczu. Kieliszek był już pusty, więc odstawił go na stolik, stukając głośno szkłem o blat. Przez sekundę miał ochotę sięgnąć dłonią po butelkę z alkoholem i uraczyć się palącym trunkiem jeszcze jeden raz, by rozlewające się w żołądku ciepło pozwoliło mu znów zapomnieć, ale pragnienie to minęło w tej samej chwili, w której się pojawiło. Niedawno zrobił dokładnie to samo, szukał ukojenia w alkoholu i skutki tego kroku odczuwał do dzisiaj, nie mogąc wyrzucić Keiry ze swoich myśli.
- Oczywiście, że nie, nie zwykłem się z tym obnosić z miną męczennika - powiedział z lekkością, znów wracając do normalnego tonu i siląc się na zachowanie pozorów normalności. Nieudanie. - Niemniej poczułem się wywołany do tablicy, więc nie sposób było dłużej zachowywać to w tajemnicy. - Znów odwrócił się na chwilę w stronę parkietu, rzucając szybkie spojrzenie na zgromadzonych gości. Potrzebował być teraz sam, zaczerpnąć odrobinę świeżego powietrza, w którym nie pływały wzmianki o Rosalie, o jego porażce, o odrzuceniu i nieszczęśliwym uczuciu. Odosobniona loża stała się nagle miejscem jego emocjonalnej kaźni, gdzie od nowa przeżywał torturę wspomnień. Powinien zaproponować pannie Greengrass swoje towarzystwo, obiecał jej wszak wspólne podziwianie obrazów, ale czuł, że nie byłby teraz dobrym rozmówcą, a jej raczej nie uśmiechało się podziwianie sztuki w towarzystwie mruka.
- Proszę nie odebrać tego osobiście, panno Greengrass - spojrzał na nią przepraszająco, a przynajmniej starał się tak wyglądać, gdy kierował na dziewczynę swój wzrok i przywoływał na usta nikły uśmiech - ale chyba potrzebuję teraz chwili dla siebie. - Ruszył w kierunku zasłony, mijając po drodze lustro i tym razem przyjrzał mu się bliżej Niewyraźna sylwetka, którą dostrzegł wcześniej, majaczyła teraz o wiele wyraźniejszymi konturami. Gra wyobraźni i pragnień, czy rzeczywistość, która odbijała się w tafli? Zamknął oczy, ale gdy je otworzył, obraz wcale nie zniknął, powodując w jego głowie jeszcze większy mętlik. - Wyślę pani sowę w sprawie naszego pojedynku - dodał jeszcze, zanim skinął głową w geście pożegnania i odsunął zasłonę. Półmrok panujący w loży kontrastował z jasnością, jaka przywitała go za kotarą i znów musiał zmrużyć oczy, pozwalając by powoli przywykły do nowego otoczenia.

z/t x2
Colin Fawley
Colin Fawley
Zawód : Właściciel Esów&Floresów i własnej sieci ksiegarni
Wiek : 36
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Zasada pierwsza: nie angażować się
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
A co, jeśli wszyscy żyjemy w świecie, który nie ma końca?
Nieaktywni
Nieaktywni
http://morsmordre.forumpolish.com/t592-colin-fawley http://morsmordre.forumpolish.com/t1184-poczta-kociarza-colina https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f123-inverness-stuart-street https://www.morsmordre.net/t2778-skrytka-bankowa-nr-117#44918 http://morsmordre.forumpolish.com/t1185-colin-fawley
Re: Loża I [odnośnik]30.03.16 15:35
Pytanie brzmi - co ja najlepszego zrobiłam?
Nie mogłam wytrzymać chociaż tych trzydziestu minut, a potem wrócić do domu pod pretekstem trudności z oddychaniem? Nie raz już wykorzystałam w ten sposób Ondynę, uciekając z nudnych spotkań do znacznie ciekawszych obowiązków, nie mogłam i dzisiaj?
Ręce mi się trzęsą kiedy przez kilka sekund nieudolnie próbuję odpalić papierosa.
W końcu się udaję. Zaciągam dym papierosowy głęboko do płuc, po czym wolno wypuszczam nosem. I kolejny raz. I kolejny. Co ja sobie myślałam, zrobić podobną scenę - już nie ważne ciekawskie spojrzenia gapiów czy podszeptywania po kątach o prędkim kryzysie narzeczeńskim, takie plotki zawsze ukróca się kolejnym wyjściem czy szybszym ślubem. Co ja sobie myślałam robiąc podobną scenę przed Tristanem i Evandrą. Z wszystkich ludzi obecnych na wernisażu, dlaczego akurat przed nimi?
Doskonale wiem dlaczego.
Obydwoje znaczą dla mnie zbyt wiele i zbyt dobrze mnie znają by bawić się przed nimi w szarady. Nie ważnie jak szeroko bym się uśmiechała, z jaką czułością trzymałabym pod rękę Caesara, od razu dostrzegliby wszystkie emocje kłębiące się za porcelanową fasadą. W oczach Evandry po raz kolejny dostrzegłabym zawód, pewnie nawet złość, taka zdrada. Skoro już muszę być z jego bratek (jakbym to ja o tym zadecydowała) to czemu nieustannie go unieszczęśliwiam? Niemy wyrzut wypisany na twarzy, oskarżenie - nie jesteś Marianną.
Nawet nie wie jak bardzo podobna jest do brata.
A mimo to bardziej bałam się tego, co zobaczyłabym w oczach Tristana. Już nie mojego Tristana. Przebłysk satysfakcji? Współczucie? Litość? Pogardę? Stchórzyłam będąc z nim, teraz znowu mi nie wychodzi, och droga Izoldo, bałam się, że powiedzą jego oczy, jesteś taka słaba. Mała, chorowita panienka nieudolnie próbująca zwojować świat. Niewystarczająco silna by zasilić szeregi Rycerzy, nie wystarczająco odważna by ustać przy boku mężczyzny.
I dzisiaj jestem skłonna przyznać mu rację.
Wstyd mi udawać przed nim, że wszystko jest w porządku - skoro nie jest. Nieustannie próbuję dopasować się do rodziny, która nie chce bym była jej częścią. A na dodatek jeszcze kradnę miejsce jego siostry.
Przecież o to nie prosiłam. To nie był mój pomysł. Ja tylko się staram - żeby to wszystko, pomimo przeciwności, zadziałało. Nie chcę się poddawać po raz kolejny.
Ale nie mam już sił.
Przez chwilę zastanawiałam się nad znalezieniem brata, ale obawiałam się, że znajdując się z bezpiecznych ramionach Lorne rozpadnę się już całkowicie, dopełniając sceny. Schowałam się więc w jednej z lóż, próbując pozbierać się w całość.
Nie istotne ile papierosów będzie to kosztować.
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Loża I Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005
Re: Loża I [odnośnik]02.04.16 2:04
Zwariowała. Oszalała.
Nie.
On oszalał, że zgodził się na to, że poszedł na taki układ. Że zrezygnował z wolności na rzecz jej wygody. Że podążał za nią jak głupi, że szukał jej – w strachu przed nieuniknionym, we wstydzie, który zdobił jego twarz rumieńcami. Był wściekły, nie czuł ni żalu, ni niepokoju, jedynie otępiający rozsądek gniew, który przedzierał się przez pokłady cierpliwości i szlachecką dumą prosto do jego gorącego serca, które paliło wnętrzności żywym ogniem. I tylko jej widok mógł go ugasić. Nie. Nie chciał jej oglądać, nie powinien był poszukiwać jej w ślepym gniewie, nie powinien szukać jej w ogóle: naiwny, że to coś pomoże czy stęskniony za widokiem jej łez? W odwecie za nieczyste zagranie, w psychopatycznej chęci zrównania jej godności z ziemią u jego stóp. Ostatnimi czasy podobna determinacja towarzyszyła mu podczas pełni, gdy o bystrym umyśle i adrenalinie krążącej w żyłach, przedzierał się przez las polując na bestię. By zabić.
I nie wiedział, dlaczego. Jak zwierzę, był jak zwierzę. Dlaczego nie potrafił się zatrzymać, dlaczego nie potrafił przestać jej obwiniać o własną tragedię. Dlaczego, gdy ujrzał ją, spokojną i na pozór niewzruszoną, zmagał się z chęcią, by wypchnąć ją przez przeklęty balkon i zakończyć ten krwawy rozdział. Gdzież podziała się empatia? Miłość do najdroższej kuzynki? Współczucie? Chęć zrozumienia?
Gdy rujnowała jego życie? Burzyła jego intymny światek, wdzierała się doń, by zachwiać od lat panujący w nim porządek. Wzbudzała w nim wyrzuty sumienia, zmuszała do reakcji – nienawidził, gdy ktoś stawiał go pod murem. Nienawidził. Nie była Marianną i dlatego jej współczuł. Nie należała do niego i dlatego nie potrafił całkowicie oddać się i jej. Nie chciał. Nie znał drogi, którą mógłby do niej dotrzeć. I jednocześnie nie znał też drogi, idąc którą, nie raniłby jej mężowskim terroryzmem. Była zbyt blisko – zawsze krok w krok przy nim, zawsze razem, uśmiechnięci i kochający – i jednocześnie dzieliło ich zbyt wiele. Ten obrzydliwy obowiązek, ta krępacja, że to już teraz, zaraz, że brakuje im czasu, choć nikt ich nie pogania, nie pcha przed ślubny kobierzec, nikt nie śmie ustalać terminów. Czuł jednak te ponaglające spojrzenia, sugestie ukryte między wierszami. I uwagę skupioną na nich.
A teraz gdy uciekła? Co uczyniła? Zbłaźniła się? Odsłoniła słabe fundamenty ich kulejącego związku. I własną słabość. A on naiwnie sądził, że za tą kruchością kryje się feministyczna, niezależna osobowość nie do zdarcia. Zaskoczyła go. Tchórzliwa. Umykająca niczym sarna z łap lwicy, którą była... Evandra?
Bez wsparcia. Samotna. I on samotny w tym starciu. Oboje naiwni. Że w takim układzie uda im się dotrzeć do obranych kiedyś celów. On bez celu – błąkający się ślepiec, czerpiący z życia całymi garściami, pochłonięty w rozpaczy, a ona...? Ona z tysiącem pytań i żadną odpowiedzią, zawsze poszukująca i dążąca w jakimś kierunku. Też zagubiona?
Dokąd zmierzasz? Gdyby nie ja – dokąd byś zmierzała i beze mnie?
Może czas zawrzeć układ. Żyjmy razem, ale osobno?
Kim chcemy dla siebie być? Wsparciem czy obciążeniem?
Nie wiedział już nic, nie widział ludzi wokół. Był tylko ona, którą skrytą w samotnej loży znalazł i osaczył nie dając jej drogi ucieczki.
-Zwariowałaś – pierwsza myśl – Nigdy więcej nie rób mi takiego wstydu – zażądał po chwili cicho i zimno z spojrzeniem ciskającym gromami – gdyby był Zeusem, padłaby martwa u jego stóp – Nigdy więcej – powtórzył, aby ująć ją za ramię niedelikatnie, ale rozluźniając uchwyt nagle, zlękniony, że mógłby sprawić jej choć odrobinę fizycznego bólu – Wracamy, natychmiast.
Chaos, chaos. Kompletny chaos.
Caesar Lestrange
Caesar Lestrange
Zawód : sutener oraz brygadzista
Wiek : 30 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
pięć palców co po strunach chodzą
zegną się jak żelazo w ogniu
w owoc granatu martwy splot
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Loża I 9b2SB2z
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t661-caesar-lestrange https://www.morsmordre.net/t841-poczta-caesara https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/ https://www.morsmordre.net/t3056-skrytka-bankowa-nr-94#50106 https://www.morsmordre.net/t1615-caesar-lestrange
Re: Loża I [odnośnik]02.04.16 23:49
Istnieje całkiem spora szansa, że oszalałam.
Zgadzając się na ślub.
Czasami myślę, że już mniejszym szaleństwem byłoby postawienie się przeciw nestorowi, powiedzenie nie i koniec, zróbcie ze mną co chcecie, wszystko jest lepsze niż ten obcy kamień na ręce. Znajdźcie mi jakiegoś francuza za karę, może mieć nawet sto lat, byle był tylko starym kawalerem, nie wdowcem. Jestem już fizycznie zmęczona konkurowaniem z duchami przeszłości.
To wyścig którego nie mogę wygrać.
Którego nawet nie wypada wygrać bo to mogłoby oznaczać zhańbienie świętej pamięci Marianne. Kobiety, której nie znałam zbyt dobrze, która brylowała na salonach w czasach kiedy ja byłam jeszcze małym, nie do końca opierzonym kaczątkiem pływającym w swoim ogromnym fartuchu z Munga. Obserwowałam ją z daleka, pojawiając się na salonach na tyle rzadko na ile pozwalało nie wywołanie większego skandalu czy oskarżenia o gburostwo. Bez wątpienia była różą zdobiącą każde ze spotkań - ale nigdy nie przeszło mi przez myśl, że mogę jej zazdrościć.
Tym bardziej nigdy nie myślałam, że przyjdzie mi żyć w jej cieniu do końca swoich dni.
To już zawsze będzie tak wyglądać? Będę nie-matką, obcą babą kręcącą się po domu, który nigdy nie będzie mój, śpiącą w sypialni obok tej, która należała do prawowitej pani włości, czekającą aż odwiedzi mnie mąż, dla którego jestem tą gorszą żoną, tą nakazaną, tą, która nigdy nie zastąpi pierwszej. Najlepszej. Ukochanej. Wyidealizowanej we wszystkich słodkich wspomnieniach.
Nigdy nie będę Marianną.
Moje włosy są czarne, skóra chorowicie blada, usta aż nazbyt czerwone. Nie jestem posągowo wysoka, śpiewać mi nie wolno bo łatwo przy tym stracić oddech. Nie jestem Marianną, nie mam uosobienia słodkiego jak zapach róży. I co najważniejsze, nie mam cierpliwości do postawy wiecznie skrzywdzonego chłopca. Do obwiniania mnie o każdy zły dzień, o to, że wstajesz z łóżka lewą nogą, o to, że nie potrafisz sobie poradzić ze własną przeszłością, o to, że złamała cię utrata. Współczuje ci, bardzo - ale nie chcę ci tylko współczuć, nie chcę żeby nasza relacja ograniczała się do mojej litości i twojego niezdecydowania. I nie chcę podejrzewać, że przeszłość jest dla ciebie wymówką i wytłumaczeniem każdej słabości.
Jestem - źle.
Nie ma mnie - jeszcze gorzej.
Najlepiej byłoby, gdybyś zrzucił mnie z tego balkonu, roztrzaskałabym się na milion kawałeczków a ty mógłbyś lamentować jaka to byłam dla ciebie dobra i kochana do samego końca. Nienawidzę tej myśli, nienawidzę jej najbardziej na świecie, tego poczucia bezradności popychającego mnie ku krawędzi.
Powiedz mi wreszcie.
Czego ode mnie chcesz?
Zdecyduj się. Traktujesz mnie jak popychadło, jesteś jak rozwydrzony chłopiec, który dostał zabawkę, ale sam nie może się zdecydować czy ją chce, czy też na złość rodzicom lepiej wyrzuci. A jak już rzuci ją w kąt to zaczyna narzekać, że nie może znaleźć i jak mogła opuścić jego bok.
No jak mogłam?
- Jestem chora Caesar, tak się czasem zdarza, że muszę zaczerpnąć oddechu w ustronnym miejscu - zauważam sucho, wyrywając rękę. Otrzepuję ją potem z całą godnością na jaką stać mnie w tym momencie. Może Tristan i Evandra zobaczą w tym geście coś więcej, ale oszczędziłam nam krzyków, wciąż możemy wykorzystać mój stan zdrowia jako wymówkę. Biedna Izolda. Chorowita Izolda - Szczególnie kiedy jestem zmęczona - bardzo zmęczona Izolda. Ja naprawdę już nie wiem co robić z tobą i ze mną w związku z tobą. Zostać, odejść, powiedzieć ci - żyjmy osobno, wtedy będziemy szczęśliwi? Tego właśnie chcesz, żony tylko na pokaz? - Czego ty ode mnie oczekujesz? -  Żony czy żony na pokaz? To chyba ważne pytanie, tak myślę, powiedz mi wreszcie.
Proszę?
Isolde Bulstrode
Isolde Bulstrode
Zawód : magipsychiatra
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Ne puero gladium
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Loża I Tumblr_inline_nqm79lz1VK1qm4wze_500
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t918-isolde-bulstrode https://www.morsmordre.net/t936-oktawiusz https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f149-whitehall-10-4 https://www.morsmordre.net/t1307-isolde-bulstrode#10005

Strona 1 z 3 1, 2, 3  Next

Loża I
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach