Wydarzenia


Ekipa forum
Sala numer jeden
AutorWiadomość
Sala numer jeden [odnośnik]24.03.16 2:43

Sala numer jeden

Wszyscy wiemy, jak ma się rzeczywistość w Mungu i że nie jest ona lepsza od tej poza jego murami. Niedawna wojna zrobiła swoje - znaczna większość pomieszczeń potrzebuje remontu dosłownie na gwałt. Pociemniała biała farba na sufitach, którą bardziej określić można jako szaro-żółtą lub zwyczajnie szarą, w zależności od oświetlenia, parapety pomalowane paskudną olejną farbą, wszelkiego rodzaju rysy, obdrapania, ślady po stuknięciach... Chybotliwe łóżka, pod których nogi częstokroć podstawiane są drewniane klocki lub kawałki gazet, by jakoś je ustabilizować, z lekka nieszczelne okna, na które niby rzucane są wszelkiego rodzaju zaklęcia, lecz raczej z dosyć marnym skutkiem... Długo by wymieniać wszelkie mankamenty.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer jeden Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala numer jeden [odnośnik]03.06.16 0:27
Była świadoma, że jest na złym oddziale. Powinna zgłosić się na urazy magizoologiczne lub coś w tym stylu. W końcu została zaatakowana przez magiczne stworzenie. Jednak chciała, by zajął się nią ktoś zaufany. Dlatego poprosiła o wizytę u... Colette? Colette Baudelaire. Tak. Była jedną z członków Rycerzy Walpurgii (cóż, Samael też był, ale na mokradłach nie czuł się zobowiązany do większej pomocy... poza tym, on pewnie się jeszcze nie wydostał z tej przeklętej mgły). Dziewczyna więc podeszła pod recepcję i zdążyła tylko wypowiedzieć te kilka słów:
- Samantha Weasley. Proszę o spotkanie z doktor Baudelaire. Colette Baudelaire. - a następnie... Cóż, po prostu zasłabła. Była już przecież noc, a cały dzień chodziła po bagnach, bez jedzenia czy picia. W dodatku straciła nieco krwi.
Jedyne co mogła zrobić kobieta w recepcji to sprowadzenie szybkiej pomocy i... Cóż, całkiem możliwe, że właśnie poinformowała Colette o pacjentce.
Cokolwiek się stało - Samantha obudziła się rano w sali numer jeden na VI piętrze. Przez okna wpadało czyste, oślepiające światło. Wszystko było... prawie białe. Miała na sobie coś w stylu piżamy - ubranie, w które ubiera się pacjentów. Lecz wyglądało na to, że lekarze jeszcze się jej dokładnie nie przyjrzeli i tylko zastosowali tymczasowe środki - bok nadal mocno ją bolał.
W sali była sama. Wszystkie łóżka były puste. Leżała w ostatnim po prawej stronie od drzwi. Leżała i patrzyła w sufit.
Leżała, patrzyła w sufit i czekała.
Samantha Weasley
Samantha Weasley
Zawód : pomocnica Borgina i Burke'a
Wiek : 24
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : n/d
prawdziwy lis
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Sala numer jeden Pbucket
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1176-samantha-weasley#8370 https://www.morsmordre.net/t1933-poczta-samanthy#27277 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f144-smiertelny-nokturn-16a https://www.morsmordre.net/t1568-samantha-weasley#15344
Re: Sala numer jeden [odnośnik]03.06.16 10:32
Informacja, że w jednej z sal zabiegowych oczekuje - czy to aby odpowiednie słowo, gdy pacjent prezentuje się, jakby przeszedł przez siedem piekieł? - na nią Samantha dotarła do Baudelaire jeszcze przed świtem, gdy srebrzysty patronus wysłany z Munga rozświetlił mroki sypialni. Kobieta była przyzwyczajona do podobnych wezwań, nagłe przypadki były częste w dziedzinie uzdrowicielstwa, którą się zajmowała, jednak z tego co senna podświadomość jej podpowiadała panna Weasley nie zaliczała się do ścisłego grona jej pacjentów. Mimo to nie zignorowała wezwania, gnana ciekawością nie potrzebowała wiele czasu, aby aportować się w okolice Munga, zaklinając w myślach rudowłosą wilkołaczkę, by ta faktycznie miała dobre uzasadnienie na całą tę prywatną opiekę zdrowotną. Ściskając w drobnych dłoniach kartę z pobieżną diagnozą ściągnęła ciemne brwi, co to do cholery miało być? Niespokojne spojrzenie prześlizgiwało się po rzędzie liter sugerujących, iż Weasley'ówna zdecydowanie powinna poszukać pomocy u uzdrowiciela bliżej zaznajomionego z podobnymi... wypadkami? Właściwie nie miała pojęcia dlaczego nie przeniesiono jej na pierwsze piętro, gdzie zajmowano się takimi przypadkami. Owszem, cierpieli na deficyt uzdrowicieli, szczególnie na nocnych dyżurach, gdy obsada szpitala była zmniejszona do niezbędnego minimum, ale żeby aż tak?
- Pomyliły ci się oddziały - przystanęła na progu, spoglądając z góry na leżącą w łóżku Samanthę. Rudowłosa wyglądała jak po silnym ataku serpentyny, co właściwie nie powinno zdziwić Baudelaire, w karcie wyraźnie było zaznaczone, że pacjentka straciła dużo krwi. Odwróciła się, aby zamknąć za sobą drzwi i podeszła do Sam wciąż krzywiąc się niewyraźnie, jakby wyczuwała w powietrzu nieprzyjemny zapach. Z obszernej kieszeni kitla wyciągnęła różdżkę, którą teraz powoli obracała pomiędzy palcami lewej dłoni. - Jak sądzę nieprzypadkowo - uniosła brew, jasno sygnalizując, iż oczekuje na wyjaśnienia zanim zrobi cokolwiek więcej niż rzucenie krótkotrwałego zaklęcia mającego na kilkanaście minut przywrócić siły poszkodowanej. - Iuventio - powinno wystarczyć, aby wilczyca w miarę sprawnie zdała relację rzucającą nieco więcej światła na niecodzienne obrażenia jakie odniosła. Później będzie czas na ich opatrzenie.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala numer jeden [odnośnik]03.06.16 10:32
The member 'Colette Baudelaire' has done the following action : rzut kością


'k100' : 93
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer jeden Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala numer jeden [odnośnik]03.06.16 11:41
Ktoś wszedł. To Colette. Dobrze. W sali nie mogło być nikogo innego, jeżeli Weasley miała tłumaczyć się z tego całego przedstawienia. Nie żeby było tak, że ona i Baudelaire to dobre przyjaciółki. Nie, nie... Samantha Weasley była raczej mało popularna wśród szanujących się choć trochę ludzi. Jej przedziwne więzy krwi, a także genetyczna... choroba... źle wpływały na relacje międzyludzkie, jakie próbowała zawiązywać. Dlatego już dawno odpuściła sobie próbowanie. Colette poznała jako członkinię Rycerzy Walpurgii i tylko jej przynależność do owej grupy przesądziła o tym, kogo wezwała do siebie Sam. Tylko innemu Rycerzowi mogła opowiedzieć o tym, co ją spotkało bez ukrywania jakichkolwiek szczegółów. Ich stosunek do siebie nawzajem był raczej neutralny.
Na hasło o pomylonych oddziałach Ruda tylko zakaszlała i pokręciła nerwowo głową. Na tyle nerwowo, na ile pozwalały jej siły, oczywiście. Nie wzięła tej wypowiedzi za żart i na prawdę wątpiła, że Colette chciałaby żartować w takim momencie. Wreszcie przyszło jej opowiedzieć o swojej "historii". Nagle, dzięki Iuventio, poczuła przypływ energii. Nie była jednak pewna jak długo ten stan będzie się utrzymywać, więc od razu przeszła do tłumaczeń. Podniosła się trochę na łóżku i oparła, żeby usiąść.
- Byłam w grupie wysłanej na mokradła. Szukaliśmy tej księgi dla Riddle'a. I muszę powiedzieć, że wyszło nam to bardzo źle. Już samo dołączenie mnie do grupy z Samaelem, Caesarem i Juliusem było złym pomysłem. Był tam też Mulciber i Crispin. W pewnym momencie musieliśmy się rozdzielić - to nie był niczyi pomysł, po prostu zmusiły nas do tego jakieś cholerne pnącza wyrastające z ziemi. Samael zdołał uwięzić się w zamrożonym bagnie po pas. Nie pytaj jak. Pierdolony Avery. Musieliśmy z nim zostać z Crispinem, żeby go wyciągnąć. Kiedy w końcu po długim czasie się odnaleźliśmy, nie było już z nami Notta. Nikt go nie widział do tej pory. Błądziliśmy tak przez kilka godzin i kiedy w końcu znaleźliśmy cel podróży, Samael i Caesar zaczęli się przepychać. Lestrange czymś mocno oberwał, Crispin musiał przy nim zostać. Nie wiem co to było, bo zostawiłam ich z tyłu. Na początku myślałam, że Ramsey idzie za mną, ale kiedy ten dupek stwierdził, że się wraca po resztę, ja już nie miałam wyboru. Jakiś wielki nietoperz wylazł z bagien i... No cóż, Samael i Ramsey dotarli do mnie, kiedy już tak wyglądałam. Użył na mnie Fosilio, ale to nie dało aż takiego dobrego efektu. Wprawdzie później znaleźliśmy jakąś dziwną przeklętą szkatułkę, ale teraz nawet nie wiem czy nadal ją mamy. Kiedy wychodziliśmy z lasu, wszystkich złapała dziwna, gęsta mgła. Nie mogliśmy się znaleźć i każdy musiał wyjść na własną rękę. Samael miał tę skrzynkę. Jeżeli Lestrange w ogóle przeżyje, na pewno trafi do Munga. - powiedziała jak najdokładniej, żeby zaznaczyć powagę sytuacji - Nic nie jadłam, nie piłam. Ledwo co udało mi się wyjść z mokradeł. Teleportowałam się od razu tutaj. Rozumiesz, że nie mogłam poprosić o jakąkolwiek osobę na właściwym oddziale. Co miałabym powiedzieć, gdyby się mnie zapytano skąd mam takie obrażenia? Dziwne, zazwyczaj tyle nie mówię... - zmieszała się i pomyślała, że już więcej nie powie, dopóki nie zostanie poproszona.
Rzeczywiście, zazwyczaj prawie w ogóle z nikim nie rozmawia. Czuła, jak siły powoli ją opuszczają, więc wróciła do pozycji leżącej. Zastanawiała się jak długo będzie musiała leżeć w szpitalu, zanim ją wypuszczą. 26 listopada... Nie cały tydzień do grudnia. Może właśnie tydzień?
Samantha Weasley
Samantha Weasley
Zawód : pomocnica Borgina i Burke'a
Wiek : 24
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : n/d
prawdziwy lis
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Sala numer jeden Pbucket
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1176-samantha-weasley#8370 https://www.morsmordre.net/t1933-poczta-samanthy#27277 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f144-smiertelny-nokturn-16a https://www.morsmordre.net/t1568-samantha-weasley#15344
Re: Sala numer jeden [odnośnik]03.06.16 20:01
Sprawiała wrażenie nieszczególnie zainteresowanej słowami rudowłosej, okręcając pomiędzy palcami różdżkę postąpiła kilka kroków przed siebie, aby następnie podejść do nieszczelnego okna i wyjrzeć przez nie na skąpany w szarościach poranka szpitalny dziedziniec. Samantha nie mogła widzieć jak wykrzywia wargi w grymasie, który przy naprawdę dużej dozie dobrej woli można było nazwać uśmiechem, ironicznym i niezbyt przyjemnym. Pozyskanie księgi okazała się dla tych asów aż tak wielkim wyzwaniem? Łamacz klątw, brygadzista, auror i uzdrowiciel - wydawać by się mogło, że to skład, który powinien poradzić sobie z tym zadaniem bez większych przeszkód, a tym bardziej ofiar. Do tego wilczyca i egzekutor na dokładkę. Pokręciła powoli głową, odrywając dłonie od zimnego parapetu i odwracając się w stronę Weasley z miną dość... zdziwioną? Merlinie, czy Riddle postradał rozum dobierając członków grupy? Caesar i Samael, brygadzista i wilkołaczka, może jeszcze trzeba było kazać współpracować ze sobą ogarowi i lisowi? To nie mogło skończyć się dobrze, przemilczała jednak ten fakt, nie przerywając opowieści, która z każdym kolejnym zdaniem wzbudzała w niej coraz większe zaintrygowanie. Oczywiście, że musiało dojść do spięcia pomiędzy Avery'm, a Lestrange'm, co Colette skwitowała chwilowym uniesieniem oczu ku powale. Dwa wiecznie podgryzające się szczeniaki, które według słów Sam tym razem zdecydowanie przesadziły w swoich swawolach. Starała się zachować neutralny wyraz twarzy, chociaż nie było to łatwe zadanie.
- Mężczyźni - prychnęła cicho pod nosem, słysząc jak Mulciber wystawił Samanthę cofając się do swoich ziomków. W kilku szybkich krokach pokonała odległość dzielącą ją od łóżka kobiety, przy którym się zatrzymała. Gestem nakazała, aby ta ściągnęła z siebie koszulę, a gdy szło jej to opornie z powodu odniesionych obrażeń, pomogła jej. Badawcze spojrzenie ciemnych oczu przesunęło się powoli po ciele Samanthy, zatrzymując się na dłużej przy co większych obrażeniach. Wyglądało to paskudnie, prawie tak samo źle jak historia przedstawiona przez rudowłosą. - Wielki nietoperz z bagien? - otworzyła szerzej oczy, nachylając się bliżej głębokich szram i przesuwając palcami po ich obrzeżach. - Co to było? Nie wiesz przypadkiem czy nie było jadowite? - nigdy nie była dobra z wiedzy o magicznych stworzeniach, praktyka na oddziale urazów magizoologicznych również nie należała do czasu wspominanego przez Colette z rozrzewnieniem. Wyprostowała się, rozmasowując palcami skronie. - Chociaż nie wygląda to jakby wdało się w to jakieś paskudztwo - zawyrokowała w końcu, po raz kolejny mierząc w Samanthę różdżką. - Recivium - wyrecytowała płynnie, uznając, że mimo wszystko powinno zacząć się od odkażenia tego całego syfu, który wręcz pęczniał przed jej oczami. - A co z książką, macie ją? I co z Lestragne'm, zostawiliście go samego na tych mokradłach? - zapytała w przerwie pomiędzy kolejnymi leczniczymi inkantacjami. Nie przemawiała za nią troska o losy Caesara, bynajmniej. Los łowcy był jej całkowicie obojętny, a przez wzgląd na Samaela pewnie nawet by się na niego nie obejrzała, by wyciągnąć pomocną dłoń w potrzebie. Kierowała nią zwykła ciekawość, chęć poskładania wszystkich wydarzeń w jedną zwięzłą całość. Uśmiechnęła się delikatnie, gdy Weasley przyznała, że rzadko kiedy tak wiele mówi. Na raz. - Tak działam na ludzi, nie przejmuj się - pokusiła się nawet o żart nie najwyższych lotów, jakby starając się rozładować ciężką atmosferę. Starała się i robiła to dla wilkołaka będącego marginesem czarodziejskiego społeczeństwa - idealna uzdrowicielka.

edit: podkreślenie dialogu, coby ładnie wyglądało :v


Ostatnio zmieniony przez Colette Baudelaire dnia 04.06.16 0:19, w całości zmieniany 2 razy
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala numer jeden [odnośnik]03.06.16 20:01
The member 'Colette Baudelaire' has done the following action : rzut kością


'k100' : 9
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer jeden Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala numer jeden [odnośnik]03.06.16 20:06
Zaklęła cicho pod nosem, widząc jak rzucone zaklęcie nie przynosi oczekiwanego efektu. Przez chwilę poczuła się jak stażystka, którą przecież nie była już od jakiegoś czasu. Zmarszczyła jasne czoło, postukując różdżką o swoje biodro. Co poszło nie tak? Zły ruch nadgarstka, czy może niepewnie wypowiedziana inkantacja? Nie była to przecież szczególnie trudna formuła. Może to karma wróciła do niej po tym jak rozbawił ją nieudolnie rzucony przez Sama Fosilio? Merlin wie.
- Recivium - powtórzyła, tym razem staranie wypowiadając każdą sylabę.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala numer jeden [odnośnik]03.06.16 20:06
The member 'Colette Baudelaire' has done the following action : rzut kością


'k100' : 78
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Sala numer jeden Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Sala numer jeden [odnośnik]06.06.16 20:42
Samantha próbowała zdjąć z siebie szpitalną odzież, jednak bez pomocy przyszło jej to ciężko. Dopiero, kiedy Colette dołożyła swoich rąk, rany Weasley były dla uzdrowicielki widoczne. Padło pytanie o stwora. Sam nigdy nie była zbyt dobra w rozróżnianiu magicznych zwierząt. Uczennicą była przeciętną, a ze względu na "wilczą przygodę", nie było jej dane skończyć Hogwart. Dlatego wielki nietoperz z bagien był dla niej po prostu wielkim nietoperzem z bagien. Czymże innym mógłby być?
- Nie mam pojęcia. Coś jak... Wilkołak, ale z mordą nietoperza. Jakby to było jakieś zaawansowane stadium wampiryzmu. - wzruszyła ramionami, bo faktycznie nie miała bladego pojęcia co to było i - Badziewie! - syknęła, kiedy poczuła nagle kłujące uczucie w pobliżu swoich ran.
- Nie wiemy czy to jest to, czego szukaliśmy. W chacie na bagnach znaleźliśmy tego Ambrozjusza Bzika. Stary cap. Samael użył na nim leglimencji i po chwili zwyczajnie go zabił. - wstrząsnęło nią - z gniewu czy z bólu? - Idiota... - dodała przez zęby - Próbowaliśmy z Mulciberem go uratować, ale było za późno. Mamy tylko obłożoną klątwami szkatułę. W dodatku nie umiemy jej otworzyć. A Lestrange... Nie wiem. Wracaliśmy wszyscy razem, ale nagle złapała nas ta dziwna mgła. Nie wiem jak reszta, ale ja zostałam całkowicie sama. Kiedy wyszłam z lasu, nikogo tam nie było. Tylko Caesar nie byłby w stanie sam dojść do wyjścia z lasu. Świetnie. Ciekawe co na to powie? Prawdopodobnie straciliśmy dwóch naszych, zabiliśmy możliwie jedyne źródło wiadomości o księdze, a wróciliśmy ledwo żywi z zaklętą szkatułą. Wykurwiście. - nie umiała się powstrzymać.
Czuła jak jej rany powoli się goją. Chociaż efekty poprzedniego zaklęcia już mijały, największe zagrożenie życia dla Weasley znikało wraz z nimi.
Sam nie skomentowała wzmianki o specjalnym działaniu Baudelarie na ludzi. Była prawie pewna, że ten wodospad słów, który wypłynął z jej ust, był spowodowany Iuventio czy po prostu wielkimi emocjami. W końcu nie miała żadnej wiedzy na temat magii leczniczej, nie znała efektów wypowiadanych przez uzdrowicielkę zaklęć.
- Dzięki... - powiedziała tylko, kiedy widziała, jak rany powoli znikają.
Samantha Weasley
Samantha Weasley
Zawód : pomocnica Borgina i Burke'a
Wiek : 24
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : n/d
prawdziwy lis
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Duch
Sala numer jeden Pbucket
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1176-samantha-weasley#8370 https://www.morsmordre.net/t1933-poczta-samanthy#27277 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f144-smiertelny-nokturn-16a https://www.morsmordre.net/t1568-samantha-weasley#15344
Re: Sala numer jeden [odnośnik]18.08.16 15:23
|27 lutego

Cierpienie nadal rozlewało się po jego ciele, rozrywając każdą tkankę, szarpiąc pojedyncze komórki. Skumulowane w potężnym umysłowym dyskomforcie - wciąż umierał z przerażenia, był rozbity i rozdygotany, miotając się między nękającymi go głosami a sprowadzającym go na twardą ziemię okropnym bólem. Nie mógł ustać o własnych siłach; pęknięta kość mroziła w nim zdolność poruszania się, czyniąc go praktycznie spetryfikowanym. A nawet gorzej, gdyż odczuwał własną słabość, niemożność wykonania choćby kroku, swą bezużyteczność. Był szalenie wdzięczny za pomoc Morgothowi i Lornemu, że nie zostawili go na pastwę losu, by powoli wykrwawił się na szorstkim stole w piwnicy podłego baru na Nokturnie - ale czyż znaleźliby się kolejni głupcy, sprzeciwiający się rozkazom Czarnego Pana, po tak widowiskowym zaprezentowaniu jego siły? Avery jedynie zaciskał zęby, starając się nie skomleć z bólu, kiedy mężczyźni targali jego ciało, a on po omacku usiłował odgadnąć, gdzie się znajduje. Dopiero wirowanie kominka, okrzyki strachu, czyjeś ręce obejmujące jego zakrwawione ciało przyniosły mu odpowiedź, że jakimś cudem i szczęśliwym zrządzeniem Salazara, trafił wprost do szpitala św. Munga. Doskonale wiedział, że nie potrafiłby pomóc sobie sam, że nie byłby w stanie uleczyć swych ran, ani odtworzyć utraconych gałek ocznych. Że musi zdać się na umiejętności ludzi obcych - i miał szczerą nadzieję, że zajmie się nim ktoś kompetentny. Nie rozpoznawał, kto wyciągnął go z kominka, kto ułożył na noszach, ani nawet dokąd go transportowano. Nie zwracał przecież uwagi na stopnie, skręty, załamania korytarzy - teraz tego żałował, pozostając w kompletnej ciemności oraz niepokojącej niewiedzy. Dopiero trzaśnięcie drzwi, zapach sterylnej szpitalnej sali, dotyk szorstkiej pościeli na wąskim łóżku, zgrzyt przesuwanego parawanu poinformowało Samaela, że za chwilę odpłynie w cudowny niebyt środków przeciwbólowych.
-Napisz... do Ludlow - wychrypiał, obracając głowę to w prawo, to w lewo, jakby starał się spojrzeć w oczy temu, kto tu z nim przybył - ktoś musi zająć się moją córką - pomimo bólu, który niemalże odbierał mu przytomność, Avery nadal myślał o Jill, nie śmiąc jednak zadać nurtującego pytania, dla każdego, kto nie brał udziału w jego koszmarze, zupełnie irracjonalnego - czy nic jej nie jest?.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Sala numer jeden [odnośnik]18.08.16 21:29
Nagły przypadek.
Tak wygoniono go z przyjemnie pustej dyżurki uzdrowicieli, w której od pięciu cennych minut raczył się kawą. Dzisiejszy dzień można było zaliczyć do wyjątkowo zabieganych, więc nawet kilka takich chwil wydawało się być w dłuższej perspektywie prawdziwym wybawieniem. Niestety niedane mu było spędzić na miękkiej kanapie więcej czasu. Nagłe pojawienie się pielęgniarki o mało nie sprawiło, że oblałby się gorącą zawartością kubka. Z przerażonego słowotoku kobiety zdołał zrozumieć, że przywieziono kogoś w bardzo ciężkim stanie, że ów ktoś jest pracownikiem szpitala i musi się pospieszyć, bo każda sekunda się liczy. Tęsknym spojrzeniem odprowadził odstawiane naczynie, żałował niewziętego łyka kawy, ale nie pozwoli przecież czekać pacjentowi. Traktował ten histeryczny napad całkiem poważnie, bo rzadko kiedy pielęgniarki traciły tutaj zimną krew.
Kartę pacjenta miała mu dostarczyć za chwilę, ale przecież i tak nie będzie dopełniał na początku rutynowych formalności. Skierowano go do jedynki, zazwyczaj pustej sali na jego piętrze, a to już musiało coś znaczyć. Czy widok był aż tak drastyczny? Zatrzymał się z ręką na klamce, biorąc jeden głęboki oddech. Był uzdrowicielem od chorób genetycznych, ale tak jak wszyscy przeszedł staż, który zaznajamiał go także z pozostałymi dziedzinami magicznej medycyny. Był przygotowany na wiele, ale czy na wszystko?
Przez chwilę zwątpił, kiedy wszedł do pomieszczenia i rozsunął oddzielający go od pacjenta parawan. Poznał go mimo wszystko od razu. Samael Avery. Dziś w szpitalu aż huczało od wieści o mianowaniu go ordynatorem magipsychiatrii. Nigdy go nie lubił, nie tylko ze względu na negatywne relacje rodowe. Chodziło raczej o różnice poglądowe, ścierające się charaktery i ogólną niechęć. Na szczęście nie musieli ze sobą pracować, ani zazwyczaj rozmawiać. Do dzisiaj. Nott stał przez kilka pierwszych sekund jak skamieniały przyglądając się przeraźliwie pustym oczodołom i zabarwionej czystym szkarłatem koszuli. Oddech zamarł mu w piersi, w ustach zmełł przekleństwo. A potem Avery się odezwał, zaskakując tym Raphaela niesamowicie. Nie spodziewał się, że człowiek, który przed nim leży posiada w sobie takie uczucia. Nie zmarł jednak znowu w chwili kontemplacji. Pytania, co mu się stało, pierzchło gdzieś pod świadomością, że musi natychmiast ruszyć do pracy. Nie chciał sobie wyobrażać jak bardzo musi cierpieć. Nawet jeśli sobie zasłużył (Nott nie mógł nawet przypuszczać jak bardzo) to wydawało mu się, że starczy mu już tego bólu.
- Na pewno jest bezpieczna - odparł, szybko dopadając szafki z eliksirami pierwszej potrzeby. - Ale wyślę sowę, kiedy już cię połatam. - Chciał powiedzieć jeśli, ale wyjątkowo ugryzł się w język. Z pękatą fiolką wrócił do uzdrowiciela, wsunął dłoń pod jego potylicę i uniósł, aby pomóc mu nieść delikatnie głowę, po czym przytknął krawędź butelki do ust. - Pij, to pomoże. - W sumie nie bardzo mógł dyskutować. Po kilku łykach odsunął fiolkę i odstawił ją. Następnie sięgnął po swoją różdżkę. - Attrequio - mruknął, kierując ją na puste oczodoły. Nie wiedział jak bardzo pomoże miejscowe znieczulenie, bo proces przywracania kompletnie zniszczonego organu, w dodatku podwójnie, na pewno nie należał do przyjemnych. Przystąpił jednak do tego trudnego i żmudnego zadania, inkantując pod nosem kolejne zaklęcia.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala numer jeden [odnośnik]18.08.16 22:15
Ulga. Spłynęła na niego natychmiast, niosąc cudowne poczucie bezpieczeństwa, choć zapewne urojone i fałszywe, lecz Avery postanowił zawierzyć temu, kto wypowiadał pięknie brzmiące słowa. Wystarczyło mu to w zupełności, zadowoliłoby go nawet kłamstwo podane na wspaniałej tacy, byleby tylko opływało w obietnice spokoju oraz pewności, że małej Julienne absolutnie nic nie grozi. Przestał przejmować się bólem, który odpłynął jakby w zupełnie inną część istnienia, ukrył się za zakurzoną zasłoną, by drobnymi igiełkami przypominać o sobie, lecz nie czynić większych szkód. Julie była cała i zdrowa, bezpieczna, w dobrych rękach; Samael powtarzał sobie w myślach te słowa jak mantrę, oddychając już w normalnym, równym rytmie, nie zakłóconym przez histeryczne przerażenie o losy swej małej dziewczynki.
-Teraz - zdołał wycharczeć, zanim rozkaszlał się na dobre, plując krwią. Tak przynajmniej sądził, nie widząc wydzieliny, która wyprysnęła z jego ust, zanim ponownie opadł głową na poduszkę, zbyt wyczerpany, by unieść ją ponownie. Dopiero z pomocą męskich dłoni (rozpoznał głos Notta?) nieco się wyprostował, posłusznie rozchylając usta, aby przyjąć eliksir. Tyle mógł zrobić: być wzorowym, niesprawiającym kłopotów pacjentem. Dawać przykład innym bywalcom św. Munga, wszak czy sam nie pouczał niepokornych o właściwym zachowaniu, przyjmowaniu leków oraz nieoszukiwaniu uzdrowicieli prowadzących? - Jak długo tu zostanę? - spytał gdzieś w przestrzeń, nie wiedząc, gdzie powinien się zwrócić. Ciemność napierała na Avery'ego ze wszystkich stron, jakby nagle znalazł się w małym, klaustrofobicznym pomieszczeniu o ruszających się ścianach. Pytał tylko ze względu na Jill, on był już całkiem pogodzony z losem, a ciało niemalże przyzwyczaiło się do rozrywającego cierpienia. Rany nie bolały gorzej niż potraktowanie Cruciatusem, czego nawet wspomnienie przywoływało dreszcze; tyle mógł znieść i bez pomocy. Najbardziej pragnął zobaczyć swoją córkę - musiał odzyskać wzrok, nie chciał, by mała oglądała go w tak godnym pożałowania stanie.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Sala numer jeden [odnośnik]23.08.16 17:03
- W swoim czasie - odparł tonem nieznoszącym sprzeciwu. Co jak co, ale Avey zdecydowanie nie był w pozycji do rządzenia się i wydawania mu rozkazów. Jak gdyby Nott kiedykolwiek był gotów ich wysłuchać. Zresztą, co chciał, żeby teraz napisał? Że jej ojciec wykrwawia się w Mungu, ale niech się nie martwi? To było niedorzeczne. Nie mógł go jednak przecież winić, zapewne nie myślał teraz specjalnie racjonalnie. Teraz to była jego rola.
Z niepokojem usunął machnięciem różdżki plamy krwi z jego twarzy, kiedy ta wydobyła się z jego ust. Nie wyglądało to dobrze. Czy są jakieś rany wewnętrzne? Miał nadzieję, że nie są zbyt wielkie, bo i tak odzyskanie oczu Samaela było priorytetem. Nie sądził, że życie bez nich byłoby tak wygodne jak przedtem. Zastanawiające było tylko, kto potraktował go taką ilością czarnej magii. Od razu przecież stwierdził, że gałki nie zostały usunięte mechanicznie. Jednak na pytania przyjdzie pora, teraz liczył się czas.
- To zależy od tempa regeneracji. - Po raz kolejny ugryzł się w język przed powiedzeniem, czy w ogóle stąd wyjdzie. Nie wierzył, że nagle naszło go takie miłosierdzie i potrzeba oszczędzenia go. Zbył jednak te przebłyski sumienia, oczyszczając umysł, aby skupić się na swoim zadaniu. Widok był delikatnie mówiąc obrzydliwy. Czerwona, porozrywana tkanka wypełniała oczodoły, więc pierwszym ruchem było oczyszczenie ran. Mówił cicho kolejne inkantacje, ruszając nadgarstkiem w znajomy sposób, ale w końcu przyszedł czas na najtrudniejsze. To nie była kość, nie ma na to eliksiru. Spojrzał jeszcze raz uważnie na ziejące w twarzy magipsychiatry otwory, po czym przystąpił do pracy. Nie wiedział, jakie to uczucie, ale miał nadzieję nigdy się nie przekonać. Te zaklęcia dziwnie leżały na jego języku, początkowo nic się nie działo, ale po dłuższej chwili zobaczył jak naprawdę cudem pojawia się siateczka nerwów, naczyń krwionośnych, a później zaczęło się odpowiednio obudowywać. Zapewne podziwiałby to z zachwytem, ale o wiele bardziej był zajęty nie spapraniem tego. Kiedy skończył ręka ścierpnięta opadła mu na dół. Przysunął sobie krzesło.
- Jedno za nami, jedno przed nami - mruknął, nie będąc nawet pewnym czy ten jeszcze go słyszy, czy już odpłynął. Na szczęście drugi raz pracował już pewniej i poszło mu znacznie szybciej. Doskonale wiedział, że na pewno nie jest w stanie widzieć, patrzył na czyste białka, które zapewne po czasie wypełnią się źrenicą oraz tęczówką. Ten proces potrzebował czasu, on już zrobił wszystko w tej kwestii. Teraz musiał zająć się zatamowaniem innego, niebezpiecznego krwawienia. Machnięciem różdżki pozbawił go przesiąkniętej krwią koszuli, aby mógł przyjrzeć się rozległym, acz płytkim ranom.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Sala numer jeden [odnośnik]26.08.16 12:21
Zrozumiał, że nie powinien dyskutować. Nie zmieniłby zupełnie nic, za to doprowadziłby do całkowitego wycieńczenia i tak już osłabiony organizm. Mógł jedynie leżeć w całkowitych ciemnościach, wsłuchiwać się w swój chrapliwy, lecz równomierny oddech oraz rzeczowy ton Notta. Tak przynajmniej mu się zdawało, nie był całkowicie pewny, ale musiał nauczyć się zawierzać innym swoim zmysłom. Przynajmniej na razie. Nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo może być to uciążliwe, lecz kiedy nagle zdał sobie sprawę, że oślepł, pojął, że życie w ciemności stało się jego najgorszym doświadczeniem. Przebijającym nawet i rozstanie z Laidan... choć nadal nie równie okropne, jak wieść o chorobie Julienne. Zacisnął słabe palce na brzegu łóżka, mnąc w dłoniach poszarpane, sztywne prześcieradło. Nie powinien o tym myśleć. Wolał zastanawiać się, kiedy Nott spyta, co takiego mu się przytrafiło. I co wtedy odpowie? Na poczekaniu wymyśli racjonalnie brzmiące kłamstwo? Historię o brutalnych czarnoksiężnikach, którzy napadli go wcale nie tak późną nocą, ale nie okradli i łaskawie pozwolili skorzystać ze swego kominka? A może powie prawdę i oszczędzi mężczyźnie trudu leczenia, bezboleśnie i szybko konając na stole? Milczał jednak, wyostrzając słuch. Niemalże widział - lub wmawiał sobie, że dostrzega - napięte ciało Notta, jego opanowane ruchy, pot płynący wąską stróżką z jego czoła. Rozwarte ze skupienia oczy. Praktycznie nieruchome dłonie. Tak to musiało wyglądać. Wysiłki okazały się być także skuteczne; Samael przez chwilę odczuwał ostry ból, przechodzący w dziwne mrowienie w pustym oczodole. Odruchowo chciał sięgnąć ręką do brakującego oka, aby usunąć owo ciało obce, sprawiające dyskomfort, ale miejsce ziało pustką. Wzdrygnął się z obrzydzenia, dłoń opadła bezwładnie na poduszki, a Avery zastanawiał się, jak przedstawia się proces odtwarzania oka. Nagle zdającego się bezzasadnie wypełniać pusty otwór. Starał się nie mrugać; zaczął powoli dostrzegać rozmazane i niewyraźne szczegóły. Wszystko ukryte za gęstą, ciemnoszarą mgłą. Nie było już ciemności, ale... widział gorzej. Straszniej. Przywrócenie drugiego oka jedynie spotęgowało poczucie wyobcowania oraz przerażenia. Nic nie było takie, jak Avery to zapamiętał. Meble rzucały zbyt długie cienie, światła świec drgało, układając się w przerażające wzory, sylwetka Notta zasnuła się ciężkim dymem. Wyraźnie odbijał się jedynie groteskowy obraz jego wykrzywionej twarzy; Avery zamknął oczy. Nie chciał patrzeć.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery

Strona 1 z 4 1, 2, 3, 4  Next

Sala numer jeden
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach