Wydarzenia


Ekipa forum
Dzikie wybrzeże, Walia
AutorWiadomość
Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]03.04.16 20:43
First topic message reminder :

Dzikie wybrzeże

Walia słynie z fascynujących krajobrazów, które wcale nierzadko stanowiły inspirację dla artystów i poetów. Ta część wybrzeża ulokowana jest pomiędzy klifami, doskonale dbającymi o prywatność osób, które odnalazły tę odludną część stanowiącą zaledwie niewielki fragment Parku Narodowego Pembrokeshire Coast. Mgła osadza się tutaj o wczesnych godzinach porannych i wieczornych. Grafitowe skały zachęcają do odpoczynku i kontemplacji morskich fal bijących o ściany wysokich klifów, morska bryza drażni skórę, a jod wypełniający powietrze jest doskonale wyczuwalny szczególnie w późniejszych porach roku. Odpoczywać można także w wysokich, gęstych trawach urozmaiconych różnokolorowymi kwiatami. Warto wybrać się także na spacer po nieodległych, piaszczystych plażach podczas jednego z monstrualnych odpływów. Niestety, kąpiel możliwa jest tylko w kilku miejscach, gdzie skały łagodnie opadają w głąb płycizny. Doskonale odnajdą się tutaj także miłośnicy skamielin - na wybrzeżu z łatwością można odnaleźć mniejsze i większe amonity wyrzucone na brzeg lub wrośnięte w skały. Jeśli ma się wystarczającą ilość szczęścia, w oddali można dojrzeć bawiące się delfiny i hipokampusy.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]24.11.16 0:50
Królicze sny nie różniły się bardzo o ludzkich. Gdzieś tam w tle pojawiła się tylko marchewka. Albo sto. Ale nie chciał się budzić, to było dość przyjemne. Z pewnością przyjemniejsze od tego, co czekało go po przebudzeniu.
Padł i nie był świadom tego, co się działo później. Ani lamentów panny, która go przemieniła w królika, ani tego, gdzie go zabrała. Tym bardziej nie wiedział również, iż go okradła. W biały dzień, z ciężko zarobionych pieniędzy. Ale spokojnie, o wszystkim miał się dowiedzieć, wszystko miał odczuć na własnym... futrze? Nie wiedział tylko czy tego chciał. Królicze sny i zapach marchewek były dość przyjemnym zamiennikiem, całkiem fajną opcją. Tam nie był świadom tego co się stało. Nie pamiętał zimnego morza, wariatki, która nie chciała docenić jego chęci pomocy no i... szoku kiedy wielokrotnie zmalał i pokrył się futrem.
W końcu jednak marchewki zaczęły się rozmywać, a ich zapach stał się dziwnie odległy. Bennett zaczął się przebudzać, nie do końca zdając sobie sprawę z tego co się dzieje, gdzie jest... i z tego, że śnienie o marchewkach nie było dla niego normalne. Zaczął otwierać oczy bardzo leniwie, jakby podświadomie czując, że wcale nie chce się budzić. Ale stało się. Ostatecznie otworzył oczy, ale dłuższy czas zajęło mu ogarnięcie co się stało. To co widział bardzo go dezorientowało. Jakieś białe, nieregularne ściany i dziwnie oddalony sufit. Co się do cholery działo? Czy dalej śnił.
No i mu się przypomniało. Biedak.
Od razu podniósł się z miejsca i gorączkowo zaczął się rozglądać dookoła. Królicze uszy ustawione na sztorc wyłapywały masę dźwięków, których w ludzkiej postaci zapewne by nie usłyszał. Chwilę zajęło mu ogarnięcie, że jest najpewniej w wannie. I gdy tylko to odkrył podjął próbę wyskoczenia z niej. Każda jednak kończyła się fiaskiem, gdy puchate łapki odbijały się od ścianek, a potem kulka toczyła się na samo dno. Próbował kilka razy, aż w końcu przysiadł w miejscu. I zaczął myśleć. Choć to było jeszcze gorsze.
NA MERLINA, CZY TO BYŁO PORWANIE?!
Próbowała go sprzedać? A może zjeść? A może hodować w klatce dla własnej uciechy i pokazywać znajomym ,,patrzcie jakiego ładnego mam króliczka" będąc jedyną, która wie, że to nie króliczek?! Coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu, że ma do czynienia z wariatką, może kryminalistką. Bennett! W coś Ty się wpakował?
Czując narastającą panikę podjął paniczną próbę ucieczki z wanny. Skakał po niej jak szalony, za każdym razem sturlując się na sam dół. Ale był zawzięty, choć królicze serduszko szalało, a on miał wrażenie, że umrze z wycieńczenia już po kilku próbach.
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]29.11.16 2:13
Łypię na drzwi podejrzliwie, gdy kolejne telepniecie i dźwięki drapania dochodzą do moich uszu. Nie tak, że nie czułam wyrzutów sumienia - bo czułam. Prawdopodobnie, gdybym moje samopoczucie nie było na poziomie wyrżniętej emocjonalnie i fizycznie szmatki to być może w tym momencie przeżywałabym fakt, że dokonałam po raz pierwszy w swoim życiu uprowadzenia czegoś większego niż kawałka ciasta. Bracia nie byli by dumni z mojego przestępczego epizodu...Chociaż to nie była moja wina (tak do końca...)! On zaczął pierwszy (przy mojej pomocy...)! sprowokował mnie (a ja nie byłam mu w tym dłużna...)!
- Ech...- westchnęłam, gdy do drzwi ktoś zapukał. Najpewniej hotelowy, a ja naga w kołdrowym naleśniku egzystowałam. Wydęłam w zamyśleniu dolną wargę. O, wpadłam na pomysł.
- Proszę postawić pod drzwiami, zaraz sobie wezmę - wołam i ściągam się z łóżka by podejść pod drzwi. Patrzę jeszcze upewniająco przez dziurkę od klucza i wiedząc, że droga czysta uchylam drzwi i zgarniam konspiracyjnie butelki. Tulę je do kołdrowej piersi gdy po raz kolejny słyszę dramatyczne drapanie wanny. Wywracam oczami, a zaraz potem w zmartwieniu przygryzam wargę. Wzdycham - okej, zrobimy to inaczej... ostrożnie przy pomocy różdżki odblokowałam drzwi.
- Mógłbyś się uspokoić. Przyniosłam ci wino nawet, może ono zrobi z tobą porządek bo ja już nie wiem co - mówię i przez utworzoną w drzwiach szparę stawiam jedną z butelek wina. Otworzyłabym, lecz pewnie powie, że zatrułam...mrużę ślepia. Niech ma ten korkociąg co dostałam w zestawie. Dorzucam go bez większego przejęcia, mając nadzieję, że umie traktować butelkę techniką usta-szyjka. Cmokam jeszcze raz powietrze, widząc jak się miota w tej wannie. Chyba zaklęcie okazało się silniejsze niż przypuszczałam. Celuję w niego różdżką i odwołuję je, a potem znów zamykam drzwi i knebluję je na nowo magią. Wzdycham, opieram się o nie plecami. Zsuwam się po nich i siadam na podłodze.
- Ale ty wyolbrzymiasz...Boże drogi, jakbyś pierwszy raz ktoś cie w życiu transmutował. Unikałeś zajęć z OPC czy co...? - marudzę pod nosem odkorkowując przy pomocy różdżką butelkę, a potem przywołuję magią moje ubrania i chucham na nie ciepłem z różdżki. Trochę na to zejdzie czasu.
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]16.12.16 1:47
Do króliczych uszu dużo lepiej docierają różne dźwięki. Choć drzwi były zamknięte i choć chroniło je magiczne zaklęcie, nadal dochodziły do niego odgłosy z pokoju. Jakieś szuranie, wywołane najpewniej przemieszczaniem się, skrzypienie łóżka, potem pukanie i głos dziewczyny. Nie wiedząc czego się spodziewać, Alan znieruchomiał i nasłuchiwał. Zupełnie tak, jak gdyby miało mu to coś dać. Słuchał jak Sally wstała z łóżka, jak otworzyła drzwi, najprawdopodobniej coś wzięła, a potem je zamknęła. I wtedy, już po kilku sekundach, podjął kolejną, dość dramatyczną próbę ucieczki. Nie wiedział kim ona jest, a więc tym bardziej nie miał pojęcia czego się po niej spodziewać. Póki co odkrył, że najprawdopodobniej ma do czynienia z osobą niezrównoważoną psychicznie. A przynajmniej w jego mniemaniu. Nie spieszno mu było umierać lub robić za żywy obiekt eksperymentalny. A kij wiedział co planowała. Stąd jego panika.
Słysząc, że otwiera drzwi od łazienki, Bennett na chwilę znów znieruchomiał. Królicze oczy wlepiły się w oczy Sally, która stanęła nad wanną i zaczęła mówić. Przeniósł wzrok na wino i zastanawiał się czy wino w butelce naprawdę nim było. I czy była to jedyna rzecz jaką przyniósł do pokoju ten ktoś, najprawdopodobniej mężczyzna.
Ale nagle różdżka poszła w ruch, a on, nieco zdziwiony, leżał w wannie. Nagi, rzecz jasna. Spanikowany od razu posłał spojrzenie w stronę dziewczyny, ale ta już była za drzwiami i... na nowo je zamykała. No pięknie. Bennett przeklął pod nosem, natychmiast wstając. Cholera jasna by to wzięła. Wymasował swoją skroń, zastanawiając się co zrobić. A potem rozejrzał się po pomieszczeniu, nawet nie łudząc się, że gdzieś tutaj znajdzie swoją kurtkę. Zamiast tego namierzył słów płaszcz. I koc. Płaszcz był mokry, a więc to właśnie kocem owinął się, by pozbyć się chłodu, który go nagle ogarnął. A potem podszedł do drzwi i walnął w nie pięścią.
- Żartujesz sobie? - Warknął przez zaciśnięte zęby. Nie miał już króliczego słuchu, ale domyślał się, iż dziewczyna jest blisko drzwi. - Pierwszy raz bez uprzedzenia. I w nie wiadomo jakim celu. - Dodaje, z trudem panując nad emocjami. Stanął przy drzwiach i oparł się o nie czołem, jak gdyby w duchu modląc się, by dały mu siłę i cierpliwość. Oraz odebrały te wszystkie kotłujące się w nim teraz emocje.
- Wiesz... Jestem zazwyczaj naprawdę spokojnym i opanowanym człowiekiem. A więc gratulację - jesteś pierwszą osobą, której udało się mnie do tego stopnia wkurzyć. - Warknął, znów waląc pięścią w drzwi. - No dobra, drugą. - Dodał, gdy przypomniał sobie o Kruegerze. Ani w myśl mu było sięgać po to wino. Kto wie co tam było w rzeczywistości? Niby było zamknięte, ale zrobienie tego przy pomocy czarów nie było żadnym wyczynem.



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]26.12.16 13:08
- A czy to jakiś kabaret? Naprawdę nie rozumiem czemu większość z góry zakłada, ze żartuję, jak ja nawet zabawna nie jestem - mówię monotonnym, nieco pretensjonalnym tonem bo to mnie męczy. Ile to już razy słyszę podobną frazę. Wywracam oczami i pociągam z gwinta, jak nie dama, którą wszak w żadnym calu ie jestem. Trochę to smutne.
- Ciesz się więc, że byłam delikatna. Poza tym twoja wina. Nie wiedziałam, żeś czarodziej, a tak się uparłeś i stałeś jak kołek. Jakbym wzięła ten twój płaszcz, a byłbyś zwykłym mugolem to byś zamarzł. Zrobiłam to dla twojego dobra i swojej cierpliwości. Pijmy za to! - w nosie mam na dzień dzisiejszy konwenanse i choć do mnie to kompletnie nie podobnie unoszę w toaście butelkę ku górze. Pierwszy raz coś takiego robię i trochę takiego wewnętrznego wstydu odczuwam, lecz z drugiej strony takie nęcące poczucie fantastyczności sprawia, że kompletnie ignoruję te echo dyskomfortu.
Drgnęłam w momencie, gdy uderzył ręką w drzwi i z takiej jakiejś przezorności zerknęłam na klamkę w obawie, ze mógłby się wydostać. Nic jednak takiego nie nastąpiło więc przeniosłam swoje oczy na moje fruwające po pokoju ubrania, które próbowałam suszyć magią.
- Nie zrobiłam tego specjalnie... - bąknęłam przepraszająco - ...chcesz o tym porozmawiać?Kto był tą pierwszą? Za nią też wchodziłeś w morze? A może na szczyt góry?
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]27.12.16 2:38
Pierwsze pytanie przemilczał. Choć wewnątrz aż świerzbiło go, by walić w drzwi zawzięcie i wrzeszczeć (a nóż widelec ktoś usłyszy?) na nią, próbował zachować względny spokój. Oparł się więc czołem o drzwi i łapał spokojne, głębokie oddechy, zamykając oczy. Przynajmniej zdawała sobie sprawę z faktu, że nie jest zabawna... Czy zdawała sobie sprawę również z tego, że ta sytuacja także nie była? A przynajmniej dla niego? Westchnął przeciągle, zaciskając pięści. Jej następnych słów już nie umiał zdzierżyć.
- Jesteś szalona... - mruknął z niedowierzaniem, jakby do samego siebie. A czy Sally słyszała? Nie ważne. - Znam kilku magipsychiatrów, może chcesz się tam zapisać? - Dodał nieco głośniej i zdecydowanie ostrzej. Ta cała sytuacja wnerwiała go niesamowicie i wysysała z niego wszelkie pokłady spokoju oraz cierpliwości. A trzeba wiedzieć, że miał ich bardzo dużo. Sally natomiast wyróżniła się niesamowitym talentem, ponieważ sprawiła, że całe zapasy ów spokoju i cierpliwości powoli się kończyły. - Kto normalny zamienia w królika lub w cokolwiek innego kogoś, kto chce Ci pomóc?! Kij z tym, że się pomyliłem w osądzie. Ale WLAZŁEM DO TEJ CHOLERNEJ, ZIMNEJ WODY właśnie po to, aby Ci pomóc. Potem chciałem się zreflektować i dać Ci płaszcz. Czy wdzięczność lub chociaż święty spokój to za duże wymagania?! - Warknął, wyraźnie tracąc cierpliwość. Walnął w drzwi raz, walnął w nie drugi raz. Próbował je nawet otworzyć, ale były zamknięte przy pomocy zaklęcia. Bez różdżki więc niewiele mógł zrobić. Walnął pięścią jeszcze raz, kląć siarczyście pod nosem.
- Nie, ale chętnie wrzuciłbym tę osobę w morze. I nie ją tylko jego. - Mruknął z wyraźną irytacją w głosie. - A jak Ty będziesz mnie tu dalej trzymać to dopilnuję byś zagrzała fotelik u magipsychiatry na zdecydowanie dłużej niż inni pacjenci. - Ani w myśl mu było sięgać po wino. Był zbyt wkurzony tą sytuacją.
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]15.01.17 15:23
Mocniej zacisnęłam materiał kołdry, którym się oplatałam. Bolało. Nigdy wobec kogokolwiek nie miałam złych zamiarów. Wszystko co robiłam, robiłam uwzględniając czyjeś dobro ponad własne. Nie było to takie trudne bo mi do szczęścia nigdy wiele nie potrzeba było. Naturalnie cechowało mnie pewne roztargnienie, najpierw robiłam, a potem myślałam, nie potrafiąc zapanować nad emocjami wybuchałam nimi. Tak jak teraz. Nie chciałam przecież nikomu zawadzać - dlatego udałam się na odludzie by pobyć sama ze sobą, pobyć słabą poza spojrzeniami innych...czemu to musiało się tak skończyć? Obecność obcego mężczyzny mnie zaskoczyła i wystraszyła, więc w obronnym geście zareagowałam agresją. Nie pomyślałam, że to co robiłam mogło wyglądać na próbę samobójczą - za bardzo uraziła mnie sugestia iż gotowa byłabym wyzbyć się życia. Miałam braci, ojca...jak bym mogła? Potem jego upór. Spanikowałam, nie chciałam by umarł z zimna i nie wiedziałam, że by sobie poradził bo skąd? Skąd miałam wiedzieć, że jest czarodziejem...? Moja obecność tutaj była dla mnie czymś abstrakcyjnie absurdalnym. To było do mnie takie nie podobne, lecz już mi było wszystko jedno. Tak mi się przynajmniej wydawało bo po tych wszystkich słowach docierających do mnie zza drzwi coś we mnie się do reszty posypało.
Załkałam, sama się dziwiąc swojej reakcji, lecz nie opierałam się, poddałam się tej bezradności, frustracji, żalowi, złości, smutkowi i strachowi. Obraz przed oczami i się rozmazał, a po policzkach popłynęły słone strumienie. Opierając się plecami o drzwi mocniej przycisnęłam do piersi swoje kolana. Moja różdżka wypadła mi z dłoni, butelka cudem nie uczyniła tego samego.
- Nie zrobiłam tego specjalnie...nie chciałam - wydusiłam żałośnie przez ściśnięte gardło, a właściwie powtórzyłam łamiącym się głosem. Po tym jak kolejne uderzenia wprawiły mnie w przestrach. Głupia idiotko. Zasłużyłaś. Może i prawda? Może powinna go wypuścić...? Ale bała się konsekwencji. Zresztą, jak miała tego nie robić mając świadomość, że za drzwiami znajduje się mężczyzna większy i silniejszy ode mnie?
- Może byłoby lepiej... - mówiłam przez łzy, może to dobry pomysł by mnie gdzieś przytroczono do jakiegoś fotela i zamknięto? Bo nie byłam dziwolągiem...? Nie odnajdywałam się w świecie, wśród ludzi. Może nie powinnam wychodzić ze stajni...?
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]21.01.17 21:25
Złość przesiąknęła go całego. Dotarła nawet do koniuszków palców i zmusiła do tego, aby wyrzucił z siebie tak okrutne słowa. Przecież taki nie był. Nie był człowiekiem, który normalnie rzuca czymś takim w innego człowieka. Teraz jednak był zły, był cholernie zły. Nie pamiętał kto ostatnio (prócz Kruegera) był w stanie wyprowadzić go z równowagi tak, jak teraz zrobiła to Sally. Ale prócz tego się bał... W głowie szumiało mu od nadmiaru emocji, ale gdzieś tam słyszał cichy głosik, który mówił mu, że bez różdżki, zamknięty gdzieś w łazience był bezbronny. Kobieta siedząca po drugiej stronie drzwi miała aż dwie różdżki. I mogła z nim zrobić co tylko chciała, wystarczyło tylko odpowiednie zaklęcie. Być może to właśnie przez to zachowywał się w taki sposób?
Wyrzucił z siebie wiele słów. Wiele nieprzyjemnych słów. Walnął w drzwi, jak gdyby myśląc, że te magicznie otworzą się. Targała nim złość, lecz gdy usłyszał szloch za drzwiami, gwałtownie zamarł i... nieświadomie wstrzymał oddech. Płakała. Słyszał to bardzo wyraźnie. A kobiecy płacz był tym, czego najbardziej nienawidził i wobec czego stawał się bezbronny. A teraz to on doprowadził ją do łez... Gdy to do niego dotarło, cała złość znikła, niczym powietrze z przebitego igłą balonika. Poczuł się pusty, lecz tę pustkę bardzo szybko zastąpiły wyrzuty sumienia i złość na samego siebie. Jak mógł rzucać w nią takimi słowami? Jak mógł być tak okropny? Co się z nim stało? Sam nie rozumiał czemu doszło do czegoś takiego.
- Przepraszam. - Mruknął w końcu, opierając się czołem o drzwi. Powiedział to jednak na tyle głośno, aby do niej dotarło. - Przepraszam. Cofam wszystko co mówiłem, poniosła mnie złość. - Tłumaczył się dalej. Miał nadzieję, że jego głos pokona nie tylko przeszkodę, którą były drzwi, lecz dotrze do Sally.
- Miałaś prawo do takich reakcji. To było dość nagłe. Wybacz mi moją złość, po prostu... to dość niecodzienna sytuacja. - Tłumaczył się dalej. Złość znikła z jego głosu. Teraz kajał się wręcz przed nią, prosząc o wybaczenie. Choć jego głównym celem było przeproszenie za wszystko złe, co powiedział na jej temat. Nie potrafił sobie darować faktu, że doprowadził kobietę do płaczu.
- Ale musisz mnie też zrozumieć. Siedzę tu - zamknięty, bez różdżki. Czuję się jak robaczek, który ugnie się pod pierwszym lepszym podmuchem wiatru. Lub zostanie zgnieciony przez czyjąś podeszwę. - Miał nadzieję, że nie zamierzała być dla niego ani wiatrem, ani podeszwą, ani gazetą.
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]24.01.17 0:41
Czułam jak moje ciało ciąży, przytłoczone wszystkim, a oddech pali nie dochodząc do płuc tylko uciekając z kolejnymi szlochami. Miałam ochotę zapaść się pod bezpieczną ziemię, gdzie nic by mnie nie dosięgło. Nie umiałam się jednak schować przed światem, nie umiałam dosięgnąć, dotrzeć do jedynej osoby na której mi zależało, nie umiałam być normalna. Przepraszam.
Roniłam więc łzy nad swą bezradnością. Nic nie umiałam, a wszystkiego chciałam. Może byłam dla siebie zbyt surowa, lecz zaczęłam wierzyć, że sobie na to zasłużyłam. Być może już w szkole, tylko teraz zamiast być pokorną wobec losu mugolaczki niepotrzebnie próbowałam podnosić głowę. Ja przy szlachetnym Weasleyu? Ja w stajniach wypełnionych aeantonami? Co ja sobie wyobrażałam.
Mruknęłam coś pod nosem słysząc głos zza drzwi. Czemu był tak żałośnie łagodny...? Tak bardzo, że łapał moja uwagę. Patrzyłam więc w podłogę mokrymi oczami i go słuchałam chcąc wykrzyczeć, że się myli i niech nie będzie taki dobry dla mnie bo w jego słowach była prawda. Nie wydobyłam z siebie jednak żadnego dźwięku prócz kliku szlochów. Każdy kolejny był coraz to cichszy.
- Zgubiłam portfel na plaży, a nie chciałam wydawać twoich pieniędzy na dwa pokoje. Nie wiedziałam co robić. Bałam się, że jak wrócisz do normalności to może coś mi zrobisz i...i...- zacisnęłam dłonie mocniej na połach kołdry w którą byłam owinięta, czując, że na nowo jakaś siła ściska mi gardło - ...i moje ubrania jeszcze nie wyschły...Nie umiem nawet porządnie podtrzymać zaklęcia na schnięcie. Przepraszam - Zamrugałam kilkukrotnie, chcąc rozgonić na nowo nagromadzającą się wilgoć. Wstyd mi też było na myśl, że w pewnym sensie przyznałam się do tego, że jestem teraz...no, nago. Zbyt bardzo tym się przejmowałam by dopuścić do myśli pomysł wypuszczenia go nim nie wysuszę tego co moje. Przeprosiłam go więc za te przykrości, a potem zamilkłam uspokajając się przez kolejne minuty aż ostatecznie sięgnęłam po różdżkę wypowiadając inkantację zaklęcia, które uniosło ponownie moje ubrania w powietrze w którym wirowały.  
- Znałam go od Hogwartu. Jako jeden z nielicznych nie był do mnie uprzedzony. Jestem mugolaczką, do tego wychowałam się na wsi. To było widać, jednak na nim zdawało się to nie robić wrażenia. - zamilkłam na chwilę głowę opierając ja swoim ramieniu - Po raz pierwszy odrzucił, gdy byłam w piątej klasie. Po raz drugi zrobił to w zeszłym miesiącu. Zmienił się. - smutek, żal, rozczarowanie, a nawet niewypowiedziana skarga skierowana do świata, że na to pozwolił - to wszystko mieszało się w tym ostatnim wypowiedzianym przeze mnie słowie. - Zachował się tak jak cała reszta. Nie wiem. Może zawsze taki był tylko ja byłam za głupia by dostrzec że już dawniej ze mnie kpił? Nie wiem... - byłam zagubiona. Naprawdę chciałam wierzyć w to, że mimo wszystko przeszłość nie była iluzją, żartem.  
- Pomyślałam sobie... - zaczęłam z większą żywiołowością - ...że zatopię wspomnienia o nim, nim go znienawidzę. Piątek trzynastego, właściwie czemu by tego nie zrobić dosłownie...? - dosłownie, właśnie to pomyślałam. Po fakcie zmieniłam zdanie. - skrzywiłam się. Reszty można było się domyśleć. Westchnęłam. - Przepraszam, że to tak wyszło.
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]24.01.17 19:08
Łzy kobiety. To była jego największa słabość.
Czuł się podle z myślą, że to on był osobą, która doprowadziła kogoś do płaczu. Nie ważne czy płakało dziecko, czy płakała dorosła kobieta (mężczyznom raczej rzadko się to zdarzało) - miał do tego absolutną słabość. Nie był też typem, który krzywdził innych. A przynajmniej zazwyczaj. Teraz właśnie to zrobił - skrzywdził ją, posyłając w jej kierunku wiele przykrych, bolesnych słów wywołanych złością oraz... bezradnością. Owszem, zrobiła źle, ale on nie był bez winy. I zamiast się dogadać, zamiast jakoś normalnie porozmawiać, on rzucał w nią kamieniami. Początkowo małymi, potem coraz większymi, aż w końcu ugięła się. I dopiero wtedy zrozumiał co narobił.
Z niemałą ulgą przyjął fakt, że odgłos szlochu zdawał się cichnąć w miarę im dłużej do niej mówił. Miał wyrzuty sumienia, było mu głupio i przykro. Czy słyszała to? Czy w jego głosie, prócz przeprosin, potrafiła odnaleźć także całą resztę? Mówił do niej łagodnie, bo tylko w taki sposób mógł zadośćuczynić. Dzielące ich drzwi uniemożliwiały mu zrobienie czegokolwiek więcej. Nie mógł jej dotknąć, przytulić, zmierzwić jej włosów czy chociażby dać kwiatka na przeprosiny, więc jedyne co mógł robić to rozmawiać z nią. Ale czy po tym wszystkim nadal chciała?
- Nie przepraszaj. - Rzucił po dłuższej chwili milczenia. Zacisnął dłonie na kocu, którym się owijał i również usiadł, plecami opierając się o drzwi. - W przeciągu dziesięciu minut robisz to zbyt często. Nie przepraszaj za wiele, bo automatycznie dajesz sobie łatkę słabej ofiary. A potrafisz być twarda - pokazałaś mi to na plaży.
Życie takie już było, świat taki był. Gdy się za dużo przepraszało, automatycznie stawało się słabym, podatnym na innych. A ludzie lubili wykorzystywać, niczym cytrynkę trzymać Cię w dłoniach, obracać jak chcieli i wycisnąć do ostatniej kropelki, gdy było im to potrzebne. Wbił wzrok w stojącą nieopodal butelkę wina i... sięgnął po nią. Gdyby chciała go zabić - zrobiłaby to wcześniej lub nawet teraz. Był przecież bezbronny, skoro miała swoją i jego różdżkę.
- Pieniędzmi się nie przejmuj. Nie były to moje jedyne oszczędności, nie mam rodziny na wyżywieniu, więc przeżyję. Ale jak to jest z Tobą, skoro zgubiłaś portfel?
Cisza wkradła się pomiędzy nich i nawet bariera w postaci drzwi nie mogła jej zatrzymać. Alan milczał, wsłuchując się w ciche, niemal niesłyszalne dźwięki otoczenia. Bo człowiek nigdy tak naprawdę nie pozostawał w całkowitej ciszy. Ścisnął w dłoni butelkę i upił łyk. Nie był w zwyczaju pić wina prosto z butli, ale jaki miał wybór? A potem usłyszał historię. Poczuł jak jeszcze bardziej mięknie, w miarę im dłużej tego słuchał. W pewien sposób przypominało to jego historię. Rozumiał ją więc bardziej niż mogła być tego świadoma.
- I znowu to robisz. - Mruknął po ciszy, która znów ich omiotła, gdy przestała mówić. Nie była to zła cisza, ciążąca czy niewygodna. Była całkiem przyjemna. - Nie przepraszaj już. Co się stało, to się nie odstanie. - Westchnął, przejeżdżając dłonią po swoich włosach, pod włos. - A co do Twojej historii... Brzmi znajomo. Szkolne miłości trwają zdecydowanie zbyt długo, co?
Eileen - jego szkolna miłość. Bardzo długo chował ją w sobie, pielęgnując ją i mając nadzieję, że kiedyś coś z tego wyrośnie. Ale nie wziął pod uwagę faktu, że nigdy nie miał ręki do roślin. Ani zwierząt.
- Możesz walczyć, a możesz odpuścić... - zaczął powoli - ale pamiętaj, że dookoła Ciebie są inni ludzie. Dbaj o nich, spędzaj z nimi czas, ciesz się wspólnymi chwilami. Bo w momencie, gdy Ty będziesz gonić za miłością, najważniejsi dla Ciebie ludzie mogą zniknąć z Twojego życia. A to będzie o wiele bardziej bolesne niż złamane serce.
Jak dobrze znał tą historię... Przekonał się przecież na własnej skórze, prawda?
- Ale wypuścisz mnie kiedyś stąd, prawda? - To była jego główna obawa.
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]21.02.17 5:48
- Nie myślałam co robię. Spanikowałam. Rany...gdybyś tylko wiedział, jakie rzeczy robię, gdy się wystraszę. To się właściwie samo dzieje, nie kontroluję tego, jakby ktoś mnie wyłączył, a potem się kończy jak zawsze - źle - zaśmiałam się nieco żałośnie. To nie była odwaga ani żadna twardość tylko czysta głupota. Przerażało mnie to, ze strach potrafi mną targać niczym szmacianą kukiełką każąc przyglądać mi się z boku na to co wyprawiał z moim ciałem. Moja obecność tutaj nie była przecież niczym przemyślanym i sensownym. Chociaż może i dobrze? Gdyby było to byłby znak, że prawdopodobnie posiadam zadatki na porywacza.
- Ach, cóż...- wypuściłam z siebie powietrze, próbując się skupić. Wbrew pozorom odpowiadanie na pytanie mnie uspokajało -...nie noszę przy sobie dużo pieniędzy. Przeważnie jakieś drobne nominały na "wszelki wypadek". Bardziej mi szkoda dowodu ale to nic - najwyżej odstoję nieludzko długą kolejkę w mugolskim urzędzie by wyrobili mi kolejną. Będzie to nauczka na przyszłość - w świecie magii różdżka robiła za dowód tożsamości, w mugolskim Londynie to działało trochę inaczej, a w nim przecież mieszkałam - Mam jednak spore oszczędnosci. Będę w stanie oddać ci wszystko co przeze mnie straciłeś. Naprawdę mi przykro, przepraszam - zaplątało mi się na ustach ponownie i nawet nie zdawałam sobie sprawy, ze zlepek tych liter dźwięczy na moich ustach zdecydowanie zbyt często dopóki nie zwrócono mi na to ponownie przypominająco uwage.
- Tak, zdecydowanie - mimo przytłaczających mnie emocji na tą krótką chwilę wygięłam usta w pewnym beztroskim rozbawieniu, które także zakołysało się w moim głosie. Trafił w samo sedno, nie można mu było tego zaprzeczyć. Wierzchem dłoni otarłam polik, kiedy go tak słuchałam. Miał głos dobrego człowieka o starej duszy lub takiej, która odpowiednio wiele przeszła. Zrobiło mi się go szkoda.
- Ciągle boli tak samo? - zapytałam bezwiednie nim zdołałam pomyśleć, a motywowała mnie jedynie troska. Nie mogłam jednak mimo to nie pozwolić sobie za żartowanie z jego obawy.
- Oczywiście, że....nie. Zostaniesz tam na zawsze, nazwę cię Puszek i będę karmiła okruchami chleba i ścinkami warzyw - zamilkłam na chwilę napawając się tą moją chwilą powagi - wysuszę tylko swoje ubrania i będziesz wolny. Obiecuję - poprawiłam się i uśmiechnęłam się blado pod nosem czując pewną lekkość na żołądku - Wiesz...właściwie trochę mi lepiej. To znaczy czuję taką lekkość na żołądku tylko nie wiem czy to z powodu braku obiadu, wina czy twojego towarzystwa niemniej - dziękuję.
Sally Moore
Sally Moore
Zawód : Asystentka Julii Prewett
Wiek : 23
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
Silly Sally
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3629-sally-moore https://www.morsmordre.net/t3806-sroka https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f152-winchester-street-45-4 https://www.morsmordre.net/t4370-sally-moore#93745
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]26.02.17 14:34
- Powiem Ci, że to nawet ciekawe zjawisko. Nigdy nie spotkałem się z kimś kto reagowałby podobnie - odparł z rozbawieniem, choć łatwo mógł się domyślić, że jej nie było do śmiechu. Takie reakcje mogły być przyczyną wielu kłopotów i nieporozumień. Wystarczyło niewiele i jeżeli zamieniłaby w królika nieodpowiednią osobę - mogłoby się to skończyć źle. Bardzo źle. Z drugiej jednak strony czasem mogło jej to pomóc, wręcz ocalić. Z takim czymś była to więc po prostu loteria.
- To dobrze. Też muszę zacząć to praktykować - mruknął, kiwając głową z aprobatą, choć Sally nie mogła tego zobaczyć. On zdecydowanie zbyt wiele pieniędzy nosił przy sobie. Szybko jednak przestał o tym myśleć, gdy jego myśli zaczęło zaprzątać coś innego. - Co to dowód? - Zapytał bardziej siebie niż ją. Mugolski świat go interesował, na swój sposób nawet fascynował, ale wciąż było wiele rzeczy, których o nim nie wiedział. Dowód osobisty - w świecie czarodziejów to różdżka była czymś, co świadczyło o Twojej tożsamości. A także wskazywało ostatnio użyte zaklęcia.
- Hm... Ciężko powiedzieć. - Zamyślił się. Zastanawiał się jaka odpowiedź była odpowiednia do pytania, które padło z drugiej strony drzwi. Czy bolało tak samo? Chyba nie, ale ciężko mu było stwierdzić czy bolało bardziej, czy mniej. Zwłaszcza w świetle tego, co się działo w jego życiu. - Powiedzmy, że moje życie ostatnio przekracza wszelkie granice, więc ciężko stwierdzić. - Odruchowo, bezwiednie wzruszył ramionami. Nie był też pewien o co dokładnie pytała. O ból spowodowany nieszczęśliwą i trwającą zdecydowanie zbyt długo miłością, czy ból spowodowany tym, że goniąc za nią nie zauważył, że jego bliscy odchodzą? Zamknął oczy i odetchnął. Nie chciał się nad tym zastanawiać, nie chciał o tym myśleć. Nie teraz, nie tutaj, nie znów. Miał już tego dość.
Parsknął śmiechem, gdy odpowiedziała na jego pytanie. Mimo dość beznadziejnej sytuacji, w jakiej się znaleźli, cieszył go fakt, że ciągle potrafiła znaleźć w sobie tę odrobinę wesołości, która pozwalała na żarty.
- Mogłabyś chociaż postarać się wymyślić jakieś bardziej kreatywne imię. - Mruknął w rozbawieniu, uśmiechając się do siebie pod nosem i kręcąc głową. Jak on się w to wpakował? No cóż, teraz uważał nawet, że ów sytuacja wcale nie była taka zła. Zawsze była czymś... nowym. A może tego właśnie potrzebował w tym czasie? - Weź mój portfel i kup coś do jedzenia dla siebie i dla mnie. Przynajmniej pustość w żołądku będziemy mogli wykluczyć. Zostaną więc tylko dwie możliwości - odparł pół żartem, pół serio. - Nie masz za co dziękować. - Dodał spokojniej.
Spędzili tak jeszcze jakiś czas, a gdy ubrania wreszcie wyschły, mogli zakończyć ów przedstawienie. Alan poklepał ją po głowie, powiedział jeszcze parę miłych słów, aż w końcu opuścili to miejsce i każde podążyło w swoją stronę.

zt x 2



There are no escapes  There is no more world Gone are the days of mistakes There is  no more hope
Alan Bennett
Alan Bennett
Zawód : Uzdrowiciel - specjalista od chorób genetycznych
Wiek : 28 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Mądrego los prowadzi, głupiego - popycha.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1283-alan-bennett https://www.morsmordre.net/t1333-poczta-alana https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f182-harley-street-11-3 https://www.morsmordre.net/t4011-skrytka-bankowa-nr-373 https://www.morsmordre.net/t1511-alan-bennett
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]07.05.17 0:57
|23.04 późne popołudnie

Odkąd dowiedziała się o historii związanej z siostrą Bertiego, pojawiły się w niej bliżej nieokreślone wyrzuty sumienia, złość i zrozumienie; złość - bo jej nie powiedział, zrozumienie - umiała uszanować fakt, że nie chciał opowiadać jej tej części swojego życia. I nie miała prawa mieć mu tego za złe, w końcu sama wciąż utrzymywała przed nim w tajemnicy znaczną część swoich przejść.
Ariadna siedziała w swoim pokoju jak na szpilkach, oczekując powrotu chłopaka. W dziwnej potrzebie porozmawiania z nim nasłuchiwała, aż wreszcie wróci, a gdy to zrobił dała mu kilka minut spokoju, by po tym czasie stanąć w drzwiach jego pokoju.
- Możemy porozmawiać? - spytała bez ogródek, posyłając mu spojrzenie, które nie akceptowało odmowy. A on widząc je nie oponował, nigdy tego nie robił. Prawie nigdy i to poniekąd przeszkadzało jej w Bertiem, chociaż dalej kochała go na swój pokręcony sposób.
- Ale nie w domu - w związku z tym, że egzamin na teleportację łączną zdała śpiewająco, postanowiła chociaż na chwilę opuścić Londyn. Ze wszystkich miejsc na świecie nie wiedzieć czemu przyszła jej do głowy akurat polanka na dzikim wybrzeżu w rodzinnej Walii. Polanka, na którą często uciekała z domu, z daleka od ojca, jego humorów i obelg pod jej adresem. Nie umiała wyjaśnić czemu miejsce, które tak źle jej się kojarzyło niemal od razu zagościło jej w myślach.
Kiedy znaleźli się na miejscu, Aria spoglądnęła na chłopaka, by potem rozejrzeć się dookoła siebie. Okolica wciąż była taka sama, a przynajmniej taka, jaką ją zapamiętała.
- Chodź, pokażę ci coś - zarządziła spokojnie wysuwając w jego stronę drobną dłoń, a potem, gdy ją chwycił, skierowała się przed siebie. Wiele osób wiedziało o wybrzeżu, ale tylko te wytrwalsze o zakamarkach, które skrywało. Znała tę okolicę niemalże jak własną kieszeń; w milczeniu przemknęła przez kawałek polanki, schodząc na plażę i kierując się jeszcze kilka metrów dalej. Zatrzymała się w okolicy jednej z opuszczonych niewielkich i skrytych jaskiń, z której roztaczał się widok na wodę.
- Może zobaczymy delfiny, czasami obserwowałam jak pojawiały się nad powierzchnią wody, a potem znikały - wydawało się, że zapomniała o pierwotnym celu tej podróży, wreszcie jednak usiadła na ziemi, wzdychając głęboko. - Dlaczego nie powiedziałeś mi o swojej siostrze? - spytała bezpośrednio, ale nie miała ochoty na niepotrzebne przeciąganie tematu.

Gość
Anonymous
Gość
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]07.05.17 1:26
To był dość długi dzień, jednak całkiem przyjemny. Wróciwszy z pracy odłożył większość rzeczy i odetchnął, zastanawiając się, co ze sobą zrobić, kiedy w drzwiach jego pokoju stanęła Ari. Wydawała się czymś przejęta, trochę go to nawet zaniepokoiło, nie mógłby więc w żaden sposób jej spławić. Tak już było, bliskie osoby zawsze były w jego życiu na absolutnie pierwszym miejscu.
Zdziwiła go trochę propozycja wypadu. Znał te okolice, pamiętał wycieczkę na jaką zabrał Polly jeszcze na swoim motorze. Nie były to z resztą złe wspomnienia, miał jedynie wyrzuty sumienia przez to, jak wszystko się skończyło.
Nie zamierzał jednak teraz myśleć o swojej byłej.
- Co to za sekrety?
Spytał, nie kryjąc rozbawienia, jednak dał się pociągnąć. Kiedy był tu ostatnim razem, wszędzie był śnieg i lód, teraz było całkowicie inaczej. Szedł więc za nią, rozglądając się, aż nie dotarli pod samą jaskinię. Nie byłby z resztą sobą, gdyby nie ruszył dalej, za bardzo go kusiło. Nie stawał więc, a zaczął wsuwać się coraz głębiej, drogę oświetlając sobie różdżką ciekaw, jak głęboko może prowadzić owa jaskinia.
- Brzmi nieźle. Ale... ej, niezłe echo. - zaśmiał się jedynie, zaraz, podchodząc do jednej ze ścian. Dopiero kiedy dotarło do niego pytanie, przystanął. Nie odwracał się. Jego twarz ścierpła, poczuł znajomy uścisk gdzieś w środku, odetchnął ciężko.
- To żaden sekret. Jakoś tak wyszło. - wzruszył ramionami. Nie umiał rozmawiać o trudnych rzeczach, a Ari sama miała dość problemów, żeby nie dorzucać jej własnych. Nie odwracając się, ruszył dalej, nie bardzo wiedząc jak się zachować.
- Matt ci powiedział? - to było raczej oczywiste, a jednak trochę go dziwiło.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 3 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]07.05.17 1:42
Uciekał. Znała tę taktykę z własnego życiorysu: rozmawiała, wykonując w międzyczasie setkę innych rzeczy, byleby tylko nie myśleć o tym konkretnym pytaniu. Ale nie podobało jej się to, że wchodził głębiej w tę jaskinię; co prawda nie była długa i daleko by nie zaszedł, jednak wolała mieć go obok siebie. A przynajmniej w pobliżu. W związku z tym podniosła się, by bezszelestnie zajść Bertiego od tyłu; gdy już znalazła się za nim chwyciła dłonią kawałek materiału płaszcza.
- Nie miał wyjścia. Wiesz, że potrafię wiercić dziurę w brzuchu, a on nieświadomie zaczął ten temat. Nie wiń go - nie usprawiedliwiała Matthewa w żaden sposób, przedstawiając sytuację taką, jaka w rzeczywistości była. Zapytał, czy znała historię, więc nie mógł się za bardzo wycofać z udzielenia jej odpowiedzi. Przypuszczała, że nie dowiedziała się wszystkiego, dlatego przesmyknęła się pod ramieniem chłopaka, zagradzając mu drogę poprzez ułożenie obu dłoni na jego torsie.
- Nic tam nie ma, sprawdzałam - czyżbym odebrała ci całą radość eksplorowania nowych terenów? Musisz mi wybaczyć; ciekawość i współczucie w tym momencie mnie przerasta. - To o to się pokłóciliście tamtego wieczoru? Ściany w ruderze są... cienkie - nie była głucha i przeważnie nie przesypiała nocy, więc słyszała szamotanie a potem głośniejsze rozmowy dobiegające z jednej z sypialni. Mogłaby uznać, że któryś z nich po prostu miał gościa, jednak żaden z nich z pewnością nie przypominał damskiej barwy. Nie słyszała o czym konkretnie rozmawiali, bo wcale nie była wścibska; ale teraz wydawało jej, że całkiem pasowałoby to do ogółu sytuacji.
- Chcesz ze mną o tym w ogóle porozmawiać? Nie będę naciskać, po prostu się martwię - odwracając całkowicie szyk rozmowy, dopiero teraz wzięła pod uwagę fakt, że być może Bertie nie będzie miał ochoty po raz kolejny rozgrzebywać tego tematu.  

Gość
Anonymous
Gość
Re: Dzikie wybrzeże, Walia [odnośnik]07.05.17 2:39
Szedł, patrząc przed siebie bez większego zainteresowania, oglądając dalsze części jaskini, przesuwając się dość pomału. Udało mu się nawet poślizgnąć w kałuży, jednak jakimś cudem utrzymał równowagę. Chwilę później, kiedy jeszcze lekko sapał, stanęła przed nim dziewczyna. Wzruszył obojętnie ramionami na słowa o Matthew.
- To też jego sprawa, nie zabronię mu gadać. I żaden sekret. Sam ganiałem za masą osób i o tym opowiadałem, kiedy zniknęła. - szukał pomocy, tej jednak nie było. Była policja, byli rodzice, sam Matt, Flo, masa ludzi, nikt jednak nic nie wiedział, nic nie znalazł. I z czasem wszyscy się poddali. Pogodzili.
Spojrzał na jej twarz, jednak czuł się dziwnie, jakby się narzucał choć dobrze wiedział, że to bzdura, jakby robił coś czego nie powinien, coś nienaturalnego.
- A jeśli piraci zdążyli tam ukryć skarb od czasu twojej ostatniej wizyty?
Nędzny żart, jednak zawsze coś. Ujął jej dłonie i odsunął, ruszył dalej, trochę może chcąc się w tej ciemności ukryć, trochę przy tym przygaszając różdżkę.
- Tak, o to. Ona żyje. Jestem tego pewien. Pierwszy raz od piętnastu miesięcy pojawiło się cokolwiek nowego. - nie zamierzał się skarżyć, nie miał pięciu lat. Męczyło go to i chciał porozmawiać z kimś, kogo przejmie to w podobny sposób, jednak po prostu źle trafił. Zostawił więc po prostu temat kłótni.
Nie ma sensu tego szczególnie rozciągać.
- Nie wiem. - przyznał. - Ciągle ostatnio o tym gadam. - przyznał. Był w grocie przemytników, była ta wróżba Harry'ego, jeszcze ta awantura. Cieszył się, że w końcu coś się w związku z tym dzieje.
- Nie ma się o co martwić w każdym razie. Nadal jej szukam, to wszystko. Ludzie nie znikają tak po prostu, nie dam temu spokoju. To mi nie da spokoju. - wzruszył ramionami.



Po prostu nie pamiętać sytuacji w których kostka pęka, wiem
Nie wyrzucę ST,
Chociaż bardzo chcę,
Mam nadzieję, że to wie MG.
Bertie Bott
Bertie Bott
Zawód : Pracownik w Urzędzie Patentów Absurdalnych, wlaściciel Cukierni Wszystkich Smaków
Wiek : 22
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Po co komu rozum, kiedy można mieć szczęście?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Dzikie wybrzeże, Walia - Page 3 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3352-bertie-bott https://www.morsmordre.net/t3460-jerry#60106 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f304-west-country-dolina-godryka-24 https://www.morsmordre.net/t3537-skrytka-bankowa-nr-844 https://www.morsmordre.net/t3389-bertie-bott

Strona 3 z 15 Previous  1, 2, 3, 4 ... 9 ... 15  Next

Dzikie wybrzeże, Walia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach