Wydarzenia


Ekipa forum
Ulica
AutorWiadomość
Ulica [odnośnik]10.03.12 22:57
First topic message reminder :

Ulica

Śmiertelny Nokturn ściśle sąsiaduje z ulicą Pokątną, przecinając się z nią opodal banku Gringotta. Z początku wąska, klaustrofobiczna, kamienna uliczka, z wieloma odnogami i ślepymi zaułkami, z pustostanami i zabitymi deskami oknami; dalej rozszerzająca się, skupiająca więcej czarnomagicznych sklepów, lokali wątpliwej jakości - ciągle jednak tak samo przygnębiająca, przerażająca i zapuszczona. Mało nań latarni czy umocowanych ścian budynków lamp, jeszcze mniej działających. Niewielu również przechodniów.
Śmiertelny Nokturn to nie tylko ulica; to serce nielegalnego półświatka, ostoja życiowych wykolejeńców. To prawdziwe życie.
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ulica - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ulica [odnośnik]17.10.15 0:58
Nie wiem nic – czym więcej się dowiaduję, tym częściej uświadamiam sobie, jak jeszcze wiele mam sobie do powiedzenia, jak jeszcze wiele razy będę kradła niewypowiedziane myśli z twych ust, jak jeszcze wiele razy będę błądziła po zakamarkach Twych obietnic nie wiedząc, dokąd tak naprawdę zmierzam. Dlatego nie wiem, co oznaczają te spojrzenia, dlatego uśmiecham się także, bo myślę, że te uśmiechy są niewinne, że są zwyczajne i proste: jak my, że nie łączy nas nic więcej oprócz neutralnej niemal, suchej sympatii. Nie chcę, żebyś wyprowadzał mnie z błędu, wówczas wszystko stanie się bardziej skomplikowane, a ja dowiem się, że tak naprawdę nigdy Cię nie znałam takiego, jakim byłeś naprawdę przez cały ten czas, gdy rozmawialiśmy, śmialiśmy się i wymienialiśmy iskry.
Może nawet zastanowiłabym się – lecz to wielkie niewiadome może – czy za moim śmiechem nie kryje się coś jeszcze, czy ten wzlot i ciche trzepotanie skrzydełek to nie jest odpowiedź na słowo ucieczka. Czy może to właśnie Twoją dłoń chciałabym uścisnąć w histerycznej desperacji, abyś zaprowadził mnie tam, gdzie będę mogła zrzucić z siebie ciężar uciążliwych pozorów. Pomyślałbyś, że mnie to bawi, że czuję się świetnie – jak ryba w wodzie? - wśród obcych mi ludzi, kiedy mogę dla nich grać. Wygrywam każde ze słów, obieram swoje kwestie z pretensjonalności – nigdy nie brzmią tak, jak gdybym strugała je z drewna. Zawsze jestem żywa, nawet jeśli przemawia przeze mnie beznamiętność. I tak nadam naszej relacji uczucia, nadam jej soczyste, ciepłe barwy: nie interesują mnie nudne kompromisy, kocham skrajności, bo tylko one mnie napędzają.
Dlatego często widzisz, jak miotam się ślepo po klatce, jak z dnia na dzień słodkie słówka zamieniają się w przekleństwa uformowane przez miodowe usteczka. Taka jestem – mówi się, że taka jest właśnie prawdziwa kobieta.
Oczywiście, mów mi więcej, pocieszaj me nadszarpnięte ego, które podpieram na niezachwianej ambicji.
-Nie ma sprawy – śmieję się i od razu proponuję równie niewinne, co niewinny jest mój uśmiech – Chcesz się czegoś napić? - oczywiście nie mam na myśli jednej z tych dobrych, wykwintnych restauracji, w której będziemy wiercić się na obitych poduszkami krzesłach i sączyć czerwone wino. Z jakiegoś powodu zawędrowałeś właśnie na Nokturn, prawda? - Koniecznie musisz poznać Londyn, teraz jesteśmy na Nokturnie, tu jest niebezpiecznie – mówię niemal konspiracyjnie z nutką ekscytacji, choć niewielu nas zrozumie i niekoniecznie musi im się podobać nasz francuski świergot – świetna sprawa, jeśli szukasz guza lub wadzi Ci przednia jedynka, to Ci panowie na rogu zrobią Ci darmową operację plastyczną, a tamta o – wskazuję ukradkiem jakąś dziewuchę – sprzeda ci bilet w jedną stronę do Nibylandii – gdy mijamy jakąś knajpę, bez zastanowienia pytam się – Wchodzimy?
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ulica [odnośnik]20.10.15 22:50
- Napić? Zawsze! - zakrzyknął radośnie, lecz momentalnie ucichł.
Dopiero teraz uważniej rozejrzał się po otoczeniu, w którym błąkał się od potwornie długiego czasu. Zabrudzone twarze czarodziejskiego motłochu wydawały się niesamowicie zainteresowane ich obecnością. Bruno i Clarissa bardzo wyróżniali się na tle Nokturnu, stworzonego z podejrzanych i wątpliwych wizerunków kanciarzy, czarnoksiężników i szalonych wiedźm, dziwek oraz reszty gatunków ludzkich należących do rodziny marginesu społeczeństwa. Po ciele bruneta przepłynęła gwałtowna fala dreszczy, włoski na rękach, jakby rażone prądem, wyprostowały się, tworząc, tak zwaną, gęsią skórkę. Mężczyzna wzdrygnął się - to miejsce nie posiadało ani jednej z cech idealnego miejsca do przechadzek, jakie sobie mógł wyobrazić.
Dziewczyna zaczęła mu po chwili opisywać to miejsce, co stopniowo go uspokajało. Teraz spoglądał na ulicę bardziej z ciekawości, niźli przestrachu.
Miał nadzieję. Myślał, że może blondynka czuje do niego to samo, ale tylko prowadzi z nim taką grę. Chce go przetestować, zobaczyć czy jeżeli przeczołga go po tym poligonie uczuć, on nadal będzie miał siły, by za nią podążać i jej pragnąć. Powiadają, że w miłości, jak na wojnie - tylko nikt nie wytłumaczył co dzieje się, kiedy siły jednej z toczących tę wojnę frakcji nie mają określonego celu swojej walki. Bitwy się odbywają, giną w nich gesty, spojrzenia i słowa... Czy można pozwalać im na bezcelową śmierć?
Bruno nie dopuszczał do myśli tego, że Clarissa może być właśnie taką frakcją bez celu. Chociaż niczego nie był tak naprawdę pewien - często męczył się, próbując zrozumieć jej zachowania i zawsze ponosił klęskę, jak większość mężczyzn porywających się na to wyzwanie. Zrozumieć kobietę. Mały procent przedstawicieli płci brzydkiej jest do tego zdolny. A z tych niewielu, znaczna ilość posiada dość duży pierwiastek kobiecy, co w dużej mierze jest powodem zakazanych na całym świecie związków jednopłciowych.
Wywód, kody, lanie wody, nie o tym przecież rozmyślał w tym momencie, ani żadnym innym Lécuyer. Jemu nie byli w głowie homoseksualiści ani inni mężczyźni, ani rozumienie dziewczyn, ani nawet cały świat wokoło. W głowie mu była tylko ta jedna osóbka i to, czy ich ręce zwiążą się kiedyś w uścisku miłości. Nie miał pojęcia, że Rookwood nic nawet nie podejrzewała, dobrze więc dla niego, że nie rzucał z ust stwierdzeń i pytań bezpośrednio, jak zwykł to robić w towarzystwie kogokolwiek innego.
Wędrowali tak ulicą, ona rozgadana przewodniczka po Londynie, on pilny i uważny turysta, aż w końcu natrafili na knajpę, którą od razu zauważyła Clarissa (czego o tym drugim nie można było powiedzieć).
- Co? Tak, tak! Jasne! - wybudził się z przemyśleń i obserwacji, wyostrzając na nowo wszystkie zmysły, jakby się resetując, po czym podszedł do drzwi baru - Panie przodem - otwarłszy je, rzekł, zapraszając do środka gestem ręki.
Czy to randka? Czy to ważne? Najpewniej nie i nie. Ważny jest tylko czas spędzony na wojnie, a w ich wypadku może bardziej pasowałoby - na meczu.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Ulica [odnośnik]20.12.15 23:16
Nigdy nie pałała do ulicy Śmiertelnego Nokturna wielką miłością. Było to miejsce społecznie zakazane dla młodych dam (dla wszystkich tych, których obchodziła opinia na ich temat) a zarazem nie potrzebowała przyjść tutaj, by poczuć adrenalinę czy się dobrze bawić. Można było ryzykować i popisywać się odwagą\głupotą, ale ona zawsze kierowała się zdrowym rozsądkiem. Albo po prostu całkiem lubiła żyć i wolała nie zaznać przedwczesnej śmierci. Bardzo dobrze wiedziała, że na tej ulicy można spotkać wszystko co nielegalne i nie tylko policja miałaby tu wiele do roboty, ale dla aurorów też by się znalazło. Jednak kiedy wszystkie szczury skupione były wokół jednego miejsca to łatwiej było to kontrolować, albo ignorować. Tutaj policja nie miała żadnej władzy i każdy sobie zdawał z tego sprawę. To miejsce rządziła się własnymi prawami i lepiej było odpuścić sobie chęci jakichkolwiek reform. Nawet nie wyobrażała sobie, by ktokolwiek próbował robić tu porządki. Mogło to by być niesamowicie bolesne dla niego, gdyż można tu było spotkać co najmniej niebezpieczne osoby. Można za to było się jednak wiedzieć tu bardzo dużo, jeśli tylko znało się osoby, których warto było pytać. Dzisiejszego dnia miała właśnie spotkanie z informatorem i mimo niezrozumienia jak może żyć w takim miejscu nigdy nie spytała go o to. Ich relacje ograniczały się tylko do kontaktów na płaszczyźnie wymiany informacji i następnej zapłaty. Elizabeth nie wiedziała na co idą te pieniądze, lecz póki zdobywała nowe wiadomości nie chciała wiedzieć. Miała właśnie ruszyć w kierunku wyjścia z tej ulicy, gdy jej oczy ujrzały dobrze jej znają postać, której na pewno nie spodziewała się tutaj zobaczyć. Nigdy wcześniej nawet nie słyszała, żeby Diana wspominała coś o Nokturnie albo by ktokolwiek mówił jej o arystokratce, która postanowiła pozwiedzać sobie ciemniejsze zaułki Londynu. Może się zgubiła, lecz nie wydawała się ona zaniepokojona. Co więcej, wyglądała jakby doskonale wiedziała gdzie iść i pasowała do tego miejsca. Chwilę ją obserwowała, lecz w końcu postanowiła wykonać ruch i podeszła do niej.
- Diana. – powiedziała do niej dotykając jej ramienia. – Zadziwiające miejsce na spotkanie. – zauważyła patrząc na nią uważnie. Nie wiedziała co jej kuzynka tu robiła, ale była zaniepokojona jej obecnością tu. Może tylko zło wróżyła, ale lepiej było być pesymistą niż nadmiernym optymistą.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Ulica [odnośnik]23.12.15 2:12
Już dawno wystrzegłam się zachowywania przewrażliwionej ostrożności na Nokturnie. Nikt nigdy nie zwrócił na mnie uwagi typu: O, Diana! Co ty tu robisz? Jeśli spotykałam tu jakiegokolwiek szlachcica, a nie kręciło się tu ich zbyt wielu, choć i tak więcej jednostek niż bym przypuszczała, to jedynie prześlizgiwaliśmy po sobie oczami, by zaraz wrócić nim do własnych spraw i dróg. Tak było też teraz... Choć moja osoba nie została zlekceważona, zaś mój wzrok nie przemknął po stałym szlacheckiego pochodzenia bywalcu Śmiertelnego Nokturny.
Zamarłam w pół kroku i, o dziwo, nie strząsnęłam ręki właścicielki znajomego  mi głosu.
Elizabeth – wyszeptałam, a szept mój jakby zamarł tuż między nami, może zniknął, a może zamienił się w opadający na ciemne kamienie chodnika kurz? – Śmiertelnie zadziwiające – odparłam w odpowiedzi, rozluźniając mięśnie i przybierając pozę zrelaksowanej. Czy czułam się tak jak wyglądałam? Nie za bardzo. To była moja droga kuzyneczka! Kolejny auror w moim życiu! W dodatku tu! Na Nokturnie! Ulicy szemranej, nawet zakazanej!
Ona miała prawo tu być, była w tym usprawiedliwiona, jednakże niekoniecznie bez towarzyszącego jej partnera... Nikogo tu z nią nie było, prawda? Rozejrzałam się nawet wokół, ale nikogo nie dostrzegłam. Ja zaś, cóż, nie powinnam tu być, nie powinnam pracować też dla Burke’a, ani też poznawać w przeszłości żadnych typów. Nawet jeśli byli tajemniczymi przystojnymi młodzieńcami, w których oczach dostrzegałam zafascynowanie własną osobą...
Jak tam życie, kochana? Zamierzałam do ciebie napisać w najbliższym czasie. Tylko że wzięcie do ręki pióra okazało się dla mnie zbyt ciężkie... A, wiesz, chciałam rewanżu za ten nasz ostatni pojedynek. Jestem pewna, że przy następnym zaklęciu bym cię pokonała – odparłam nieco przyjacielsko, nieco żartobliwie. Oczywiście wolałabym ją spotkać na Pokątnej albo u Madame Malkin, nie zaś na Nokturnie. Ten Noktrun... Może powinnam powoli skierować ją w stronę Pokątnej i udawać, że wcale mnie tu nie było? A może wręcz przeciwnie? Pobawić się z nią w szczerą przyjaźń i opowiedzieć o swoich dwóch innych wcieleniach? Trzech, bo też przy Garretcie miałam wrażenie, że byłam inna.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Ulica - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Ulica [odnośnik]23.12.15 15:50
Czasami przyszło jej udawać się do miejsc, w których jej noga nie powinna powstać, bo była damą, arystokratką i kobietą. Czy to wtedy, gdy spotykała się z informatorami, Juliusem czy gdy nie chciała, by ktokolwiek ją rozpoznał. Na sam Nokturn udawała się tylko, gdy musiała- mimo swojej odstraszającej renomy przyciągał on jak magnes osoby, które teoretycznie nie miały czego tutaj szukać. Osoby o nieposzlakowanej reputacji i wysokiej pozycji społecznej. Ale czego szukała tutaj jej kuzynka? Elizabeth myślała, że może przygotowuje się do ślubu albo szuka pracy, po ukończeniu stażu. Nigdy nie potrafiła do niej dotrzeć i mogła tylko zgadywać co też siedzi w jej głowie.
- Mam nadzieje tylko, że nie zabójczo. – podjęła jej grę słowną uśmiechając się do niej delikatnie. Chciała się zapytać co się dzieje, lecz Diana była mistrzynią w udzielaniu wymijających odpowiedzi. Mimo, że były rodziną i spotykały się w czasie każdego obiadu i również indywidualnie to czuła, że jej nie zna i kobieta ma przed nią sporo tajemnic, których zapewne nie przyjdzie jej poznać. Tworzyło to między nimi barierę, która umożliwiała im się wspólnie śmiać i rozmawiać, ale nigdy by przynajmniej spróbować zrozumieć siebie nawzajem. Nie wiedziała czy Lex miał łatwiej w kontaktach z Dianą, to zawsze była ich sprawa i tylko ich, ale patrząc na mizerny wygląd jej kuzynki miała ochotę napisać do niego list, by zainteresował się w końcu rodziną.
- Wypełnione pracą, ale i niespodziankami. – stwierdza nie wiedząc czy dołączyć do niej w tej szopce, że nic się nie stało czy jednak pozostać obojętna na jej chęci uniknięcia tego tematu. – Pióro był zbyt ciężkie, ale różdżka gotowa? To się nazywa wola walki. Lepiej zamiast propozycji pojedynku opowiedz mi co się ostatnio działo u ciebie. Dawno nie miałyśmy czasu porozmawiać i naprawdę to zaskakująco, że odnalazłyśmy siebie tutaj. – dopowiada uśmiechając się delikatnie. Tęskniła za swoją kuzynką, choć ostatnio była ona apatyczna, to jednak była jej rodziną i prócz jej siostry jedyną kobietą z jej pokolenia.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Ulica [odnośnik]24.12.15 0:33
Patrzyłam prosto w jej oczy i dostrzegałam... Nie wiem, co dostrzegałam. Zapewne jakieś mylące spojrzenie, które miało mnie uspokoić i wyciągnąć ze mnie wszelkie informacje na temat mojego pobytu w tym miejscu. Aurorzy z pewnością byli świetnymi aktorami na scenie zwanej życiem i zapewne również rzadko pokazywali prawdziwe emocje. Ciekawe, czy właśnie starała się mnie aresztować, czy raczej bardziej być stereotypową szlachcianką, czy może jeszcze troskliwą krewną, co brzmiało już kompletnie irracjonalnie.
Jeśli coś tam w mojej główce zasugerowało wcześniej, że mogłabym mianować ją powiernikiem własnych tajemnic, to właśnie to coś zgasło, umarło... Jak zwał, tak zwał. Wystarczyło, że o wilkołactwie wiedziało kilka osób... O tych kilka osób za dużo. Może powinnam zejść na tę złą drogę i wybić te jednostki? Wraz ze swoim bratem, co pewnie kompletnie by mnie wykończyło psychicznie?
Marianne z Celeste stanęły przed moimi oczami w chwili, kiedy to usłyszałam wodzące wokół mojego pobytu tu słowa Elizabeth. Czy może bardziej byłam przewrażliwiona?
U mnie? Hmm... – Kompletnie nic ciekawego? Raczej nie miała jej zadowolić taka odpowiedź.
Ostatnio przesiedziałam z nudów cały dzień w bibliotece, szukając zaklęcia, które mogłoby mnie zainspirować i... nic ciekawego nie znalazłam – stwierdziłam zrezygnowana, wzdychając nawet ciężko. W tej chwili mówiłam kuzynce cała prawdę o swoim życiu... Znaczy cząstkową prawdę. I o tym, jak próbowałam niewykorzystanymi zaklęciami zaplanować swoją przyszłość.
Kompletnie nie mam pojęcia, co mogłabym ze sobą zrobić. Siedzenie w Ministerstwie Magii było... dobijające. I ci wszyscy zarozumiali ludzie tam... – przyznałam ostrożnie. Jakby nie patrzeć, biura aurorów tam się właśnie mieściły, a Falwey była przecież jednym z nich.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Ulica - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Ulica [odnośnik]28.12.15 14:09
Często miała problemy z pojmowaniem zachowania niektórych ludzi. Wydawali się oni wybierać najtrudniejsze ścieżki, podejmować błędne decyzje i tworzyć na swoje własne życzenie problemy. Przecież życia samo w sobie było całkiem ciężkie to po co jeszcze je sobie utrudniać i następnie cierpieć. Podobno człowiek, który nie zazna bólu nie zrozumie co to człowieczeństwo – tylko że trzeba zachować umiar we wszystkim. Przyznawała, że czasem ludzie są bezsilni wobec nadchodzących zmian, które rzucają im kłody pod nogi, a upadek jest obowiązkowy. Nie wiedziała co się dzieje z jej kuzynką: może to tylko przewidzenie, że widzi w jej oczach smutek? Tak zapewne wyjaśniają sobie wszystko ignoranci, a odwracanie wzroku jest rzeczą powszechną. Tylko nawet jeśli się nie myli to co może zrobić? To nie jest jej sprawa. Diana nie ufa jej wystarczająco (zresztą, z wzajemnością), by powierzyć jej swoje tajemnicę, ale Elizabeth odczuwa mimowolną niechęć, by je poznawać. Wychodzi z niej egoistka, gdyż akurat ta niewiedza byłaby dla niej dobra, bo nie znałaby kolejnych problemów. Jednak bycie rodziną zobowiązuje przynajmniej do starań i wsparcia.
- Jeśli nie znalazłaś żadnego to może stwórz Ci odpowiadające? Biblioteki to dobre miejsca do myślenia, gdybym miała więcej czasu to właśnie tam bym go spędziła. Może poszukaj książek na temat interesującej Cię dziedziny, różnych badań i sama coś wykreuj. Trzeba sobie stawiać wysokie cele. – zaproponowała jej i miała świadomość, że nie wiedza co zrobić ze swoim życiem może być przytłaczająca. Gdy była w szkole miała tyle planów, ale żadne z nich określały jak będzie wyglądać jej życie, ale to jaki zawód będzie miała. To były o wiele prostsze plany, która nie wymuszały zapytania się czy będzie w ten sposób szczęśliwa.
- Są strasznie zarozumiali, ledwo z nimi wytrzymać można. – zgodziła się z nią od razu. – Szczególnie sekretarki, których umiejętności zamykają się w parzeniu kawy i wypełnianiu dokumentów. Chociaż nie, są jeszcze wysoką rangą urzędnicy! Jak dobrze, że pracuje w biurze aurorów. – stwierdziła stawiając na lekki ton jakby zapomniała o swoich ponurych myślach.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Ulica [odnośnik]30.12.15 1:35
Czułam się niczym królik doświadczalny. Miałam wrażenie, że wzrok Elizabeth nie schodzi z mojej osoby ani na sekundkę, a przecież tak nie było. Czułam również nieprzyjemne coś, dyskomfort, który nawoływał mnie do zniknięcia z tego miejsca. Dopiero teraz do mnie dotarło, że w każdej chwili mógł do nas podejść ktoś, kto mnie tu znał... Ktoś z Nokturnu, kogo w oczach swojej własnej kuzynki nie powinnam znać.
Zacisnęłam dłonie w pięści, mając nadzieję, naprawdę ogromną nadzieję, że nikt do nas nie podejdzie.
Tak, muszę się zgodzić z tym, że biblioteka to dobre miejsce do myślenia – potwierdziłam. Zawahałam się na moment, czy aby sama zbyt uważnie nie lustruję wzrokiem panny Fawley.
Z tym kreowaniem to raczej zły pomysł, gdyż nie mam jakiegokolwiek pomysłu, w którą stronę powinnam iść ze wspomnianymi odkryciami... – przyznałam zakłopotana. Sięgnęłam po różdżkę, sama nie wiedząc dlaczego. Bałam się? Musiałam to jakoś zakamuflować półżartem.
Może po prostu powinnam rzucić Insanio? Słyszałaś o tym zaklęciu? Podobno można tym sposobem doprawić sobie rogów i to dosłownie... – rzuciłam z jakimś nieznanym sobie błyskiem w oku. Nie rozumiałam tego za bardzo. Z jednej strony pociągał mnie mrok i te złe sprawy, ale z drugiej się nimi brzydziłam i nie dopuszczałam do siebie. Choć, jeśli chodziło o wilkołactwo, wolałam już nie eksperymentować i pozbyć się tego... Może powinnam zainteresować się przeciwzaklęciem na tę klątwę? Może eliksirami? Co prawda nie znosiłam eliksirów i nadal nie znoszę sztuki warzenia, ale... Życie bez klątwy? Możliwe do zrealizowania? Nie miałam pojęcia, czy przypadkiem nie mierzę zbyt wysoko z tą swoją ambicją w tej chwili.
Nie, jednak nie. Może po prostu powinnam zająć się domem? Może wrócić do Ministerstwa... A jak tam twoja praca? Nie nudzisz się w biurze? – zapytałam, pragnąc skończyć swój temat. Wychodziłam na nieudacznika faktem, że nie potrafiłam określić swojego zainteresowania.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Ulica - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Ulica [odnośnik]06.01.16 16:35
Jako arystokratka była cały czas obserwowana, kontrolowana i oceniana. Od kiedy była małym dzieckiem uczono ją jak powinna się zachowywać- gdy milczeć, a gdy dyskutować. Czy powinna użyć tej łyżeczki to tego dania? Czy może już odejść od stołu? Bardzo szybko nauczyła się uśmiechać, by zdobyć sympatie innych i zmiękczyć ich serca w czasie ciężkich dyskusji jej ojca o interesach. Była całkiem udaną lalką-dzieckiem, które było tylko uroczym tłem interesów jej ojca i dawało mu udane plecy, tak samo jak jej rodzeństwo. Im starsza była tym oczy skupione na niej zaczęły się zmieniać: pełne dezaprobaty, gniewu i żalu, że zachowywała się inaczej niż ją nauczono. A może dlatego, że zaczęła samodzielnie myśleć? Nawet ona jednak musiała się pilnować i balansować na cienkiej linii między buntem, a zdradą – gdyż właśnie w ten sposób oceniano członków rodziny.
- Żałuje, że są tak mało docenianie. Obawiam się, że z czasem sztuka czytania będzie zanikać. – rzekła zamyślonym głosem zastanawiając się nad ich konwersacją. Spotkały się na ulicy o najgorszej reputacji w Londynie, by pogawędzić sobie o bibliotekach, książkach? Czuła się w tym miejscu nieswojo i cały czas rozglądała się dookoła. Nie może tu zostać rozpoznana, była aurorem w końcu! Jej kuzynka też lepiej powinna zachować swoją anonimowość, chyba, że była tu całkiem znana.
- Jesteś jeszcze młoda, Diana. Powinnaś eksperymentować, szukać i popełniać mnóstwo błędów, gdyż są one podstawą badań. Najgorsze co możesz zrobić to zaniechać wszelkich szans na możliwości rozwoju, nawet gotować się możesz nauczyć czy nowego języka. – zauważyła, gdyż bezczynność to najgorsze co może ją spotkać. Trudno było by jej potem wyjść ze stanu nic nie robienia, a tak łatwo jest przecież popaść wtedy w odrętwienie. No i nie była pewna czy Diana jest w odpowiedniej kondycji psychicznej, by pozostać bez żadnych celów, pasji i aktywności.
- Tak, tak słyszałam. Nie byłaby to najmądrzejsza rzecz, ale jakiś krok naprzód. – powiedziała niepewnie patrząc na nią z niepokojem. Nagle się uśmiechnęła wpadając na pomysł. – Moja przyjaciółka Inara prowadzi badania nad wilkołakami i może zainteresowałabyś się tym? Mogłabym Cię z nią skontaktować. – zaproponowała, gdyż był to przecież ciekawy temat budzący grozę w wielu osobach, ale na pewno interesujący i zajmujący. Nie wiedziała czy Diana w ogóle słyszała coś o tych stworzeniach, ale zawsze mogła się dowiedzieć i poczytać.
- Zająć się domem? To też pomysł. Dużo dzieci, czekanie na męża w domy, by zjeść razem obiad. Tylko się zastanawiam co w takim razie robiły, by skrzaty. Diana, nie zabieraj im pracy. – powiedziała do niej z udawaną powagą wchodząc w ramy komizmu. – Papierkowa robota zawsze jest nudna, o wiele bardziej lubię śledztwa. Ostatnio nie mamy najlepsze pracy, w ogóle mamy pecha. Jeden z nas zginął, ale to chyba nic nowego w tej pracy. Za to ile plotek mogę się w biurze dowiedzieć. Słyszałam o całkiem udanej zabawie na weselu u Carrorów. – istnieje lżejszy temat od plotek?
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Ulica [odnośnik]15.01.16 19:30
Sztuka czytania miałaby zanikać? – zainteresowałam się... Choć praktycznie od razu mogłam uznać to za jakiś banał, nieprzemyślaną zanadto myśl. Moim zdaniem książki nigdy nie miały przejść do historii, co było nieco nieostrożne spostrzeżenie, równie nieprzemyślane. Nie dzieliłam się jednak z nim z nikim, w tym ze swoją kuzyneczką. Miałam inne rzeczy na głowie... Niby. Miałam.
Młoda... Zabrzmiało, jak gdybyś miała już połowę życia za sobą – zauważyłam, patrząc na nią z nieco rozbawioną miną. Próbowałam być wyluzowana, gdyż – rozejrzałam się wokół leniwie – byłyśmy bardziej na moim terenie niż na Fawley. Powinnam czuć się pewniej.
Myślę, że będzie lepiej, jeśli pozostanę w domu i nie będę eksperymentować – przyznałam. W mojej głowie pojawiło się rozwiązanie problemu, który właśnie nas otaczał – Nokturn. Wzniosłam oczy ku niebu i udawanie zakłopotana spojrzałam ponownie na Elizabeth. – Chwila nieuwagi i ląduję na ulicy... Czy to Nokturn? Może lepiej stąd chodźmy. Dziwnie tu... – rzuciłam, ujmując ją pod rękę i aż nazbyt pewnie ciągnąc w kierunku Pokątnej. Dopiero po chwili zauważyłam, że raczej nie powinnam wiedzieć takich rzeczy jak doskonała orientacja na tej ulicy spod czarnej gwiazdy. Merlinie, jeśliś faktycznie taki cwany, to przyćmij na moment jej umysł – pomyślałam, wzruszając ramionami. Wilkołactwo...? Byłam twardo na nie, bo to mogło skierować w moim kierunku setki różdżek. Z drugiej strony mogłabym się przyczynić do lepszego wyniku badań. Szybszego. Może odkryłybyśmy lek...
Nie wiem, czy to temat godny damy... – zasugerowałam ostrożnie. – Wilkołaki! – Zaśmiałam się niby to panicznie. – Nie wydają się być milusimi kociętami... Jeden... Jeden z nich... Moja kuzynka zginęła z córką przez wypadek. Pamiętasz?
Chyba nie powinnam była poruszać tego tematu.
Westchnęłam ciężko i rozejrzałam się wokół zdezorientowana. Nadal stałyśmy w miejscu, mimo że byłam pewna, iż kierujemy się w stronę wyjścia. Zagryzłam wargę i...
A może to nie taki zły pomysł? Te badania... Myśl o mężu, dzieciach i... - ...wilkołactwie... – Ogólnie tak mnie to wszystko ostatnio przytłacza. Może to ten londyński klimat – stwierdziłam, choć po tylu latach w Anglii powinnam się już przyzwyczaić do tej depresyjności. Zwłaszcza, że ostatnio było całkiem pogodnie. – Mogłabyś nas skontaktować. Czymś w końcu muszę się zająć... I ślub Carrowów? Nuuuda. Ciesz się, że ciebie nie było. Myślałam, że zasnę na parkiecie. Ceremonia zaś... Myślę, że brak miłości w kolejnym związku. To jest jak... Sama, na przykład, nie mam pojęcia... - ...co myślę o Garretcie? Coś mnie ścisnęło na tę myśl, ale taka była prawda. Choć pragnęłam marzyć o prawdziwej miłości przychodzącej z czasem, to tak naprawdę pewnie miałam się spotkać z jakimś ofensywnym, bądź – nie pozwól Merlinie – z defensywnym, zaklęciem rzuconym przez mego narzeczonego... albo przyszłego męża.
Nieważne. Chodźmy, pokażę ci coś u Malkin. Jest niesamowite... O ile masz chwilę – zasugerowałam. Z dala od Nokturnu, od rozmów o małżeństwach i z dala ode mnie... powiedzmy.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Ulica - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Ulica [odnośnik]20.01.16 23:32
Zwykli ludzie coraz mniej interesowali się sztuką, jej historią i kierunkami rozwoju. Było to pielęgnowane wśród wyższych sfer, gdyż nieznajomość przynajmniej podstaw była dużą gafą. Jej rodzina szczególnie duży nacisk kładła na zajęcia artystyczne szukając w potomkach talentów, ale  mniej zdolnych w tych dziedzinach nie porzucała na pastwę losu tylko uczyła teorii. Klasa średnia nie podąża jednak ścieżką arystokraci, a to przecież oni stanowią większość w społeczeństwie. Kto teraz czyta wiersze? Uczęszcza na wystawy albo do teatru? Jeśli odchodzi się od tego to i książki mogą poczuć się zagrożone, ale bardziej w formie rozrywki. Niezaprzeczalna jest ich rola informacyjna i edukacyjna.
- Wiesz, że jesteś kolejną osobą, która mi to mówi? Naprawdę zacznę się czuć staro, a zawsze myślałam, że będę wiecznie młoda. – podjęła jej żartobliwy ton mimo, że miejsce nie sprzyjało do luźnych konwersacji. Czuła się tu niepewnie co okazywało się nerwowym rozglądaniem się na boki, Diana za to była oazą spokoju.
- To też zawsze jest rozwiązanie. Będziesz mogła skupić się na mężu, domostwie i urokach życia małżeńskiego. Na pewno będzie to arcyciekawe zajęcie. – zapewniła ją z ironią, gdyż jej sam pomysł siedzenia w domu i zajmowania się tak naprawdę niczym wydawał się marnotrawstwem wszystkich zdolności i umiejętności Diany. Matka Elizabeth też siedziała w domu, ale zajęta była tłumaczeniem ksiąg, które absorbowały większość jej czasu. – Skąd ta nagła niepewność? Nie wiedziałaś, że jest to Nokturn? – zapytała z niedowierzaniem, gdyż była pewna, że Panna Crouch doskonale się orientowała gdzie się znajduje. Pozwoliła się jej pociągnąć w kierunku Pokątnej patrząc na nią dobrodusznie, nie komentując znajomości drogi. To przedstawienie było komiczne, ale też przecież brała w nim udział. Ona wiedziała, że nie jest to dla Diany nowe miejsce i Diana również wiedziała, że ona wie. Problem był  jednak z wygłoszeniem tego na głos, obydwie się do tego nie zabierały.
- Za chwilę żadne zajęcie nie będzie godne dla damy prócz organizowania herbatek. – prychnęła na jej słowa. Sztywne regułki, które wyznacza społeczeństwo i rola kobiety. – Wiem, była to głośna sprawa. Czy przez tragedie z przeszłości nie chciałabyś podjąć się tego zadania? – zapytała całkowicie szczerze i wystarczyło jej krótka odpowiedź, która załatwi szybko. Jeśli kobieta nadal miała traumę to ta rozmowa nie ma sensu i lepiej było zostawić ten temat. – Może mogłabyś spróbować, by takich ataków było coraz mniej? – zasugerowała dalej kierując swoje kroki w kierunku Pokątnej nie patrząc na swoją kuzynkę. Domyślała się, że tamto wydarzenie zapadło w pamięć kobiecie, ale te badania mogły pomóc innym. –Dobrze, jeśli taka jest twoja decyzja. Teraz masz trochę czasu, chyba, że ustaliliście już datę ślubu? – zapytała zmieniając temat na jej zaręczyny i zbliżający się ślub. Nie wiedziała czy będzie on lżejszy czy może jeszcze dobije ich rozmowę, ale przyszłość definitywnie nie była ulubionym tematem jej kuzynki. – A czy w takich związkach kiedykolwiek była miłość? Chyba, że u ciebie jest inaczej. – zagadnęła ją z uśmiechem szturchając w bok. Znała Garretta i wiedziała, że jest porządnym człowiek, ale czy to wystarczy, by kogoś pokochać? Gdyby to wszystko było takie łatwe. – Prowadź, lepiej się tu orientujesz. – Nie mogła się powstrzymać przed jeszcze jedną uszczypliwością.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Ulica [odnośnik]21.01.16 0:29
Wizja Garretta z wycelowaną różdżką w moją pierś nie chciała zniknąć z mojej głowy. Nie mogłam powiedzieć, że był to obraz kompletny. Coś jak szkic – nie znałam go za dobrze i próbowałam zgadywać. Z pewnością stał z zacięta miną i klął w duchu, że trafiło na niego, że to on, auror, został tak wykpiony przez parszywą bestię, którą byłam. Jego oczy mrużyłyby się więc ze wściekłości? Czy może ukazywałyby ból lub może żal? Nie był zły – przynajmniej wnioskowałam to z tych kilku wspólnych spotkań i wydarzeń, na których razem byliśmy. Może byłoby wręcz przeciwnie? Może miało mu być żal z powodu zaistniałej sytuacji i przymusu? To oczywiste, że rozszarpię go w pierwszą lepszą pełnię, podczas której nie zdążę zabezpieczyć świata przed swoją osobą. Zabiję go i każdego, kto stanie mi na drodze.
Mała Celeste nawet nie musiała tego robić. Jedynie była pod ręką i załkała...
Jak mogłam denerwować się i bladnąć na każdą myśl o małżeństwie, skoro od niego istniało coś jeszcze gorszego, co paraliżowało mnie jeszcze bardziej niż to, iż w końcu będę musiała... z innym mężczyzną i to kompletnie mi obcym. Całe życie grać szczęśliwą rodzinkę – to nie moja rola. Moja to ta związana z opowieścią grozy.
Groza... Elizabeth wiedziała. Szkoda, że nie byłam zdolna do rozszarpywania gardeł swoim wrogom naumyślnie. Przydałaby mi się ta bezwzględność. Ciekawe, czy można było pozbawić siebie empatii zaklęciem. Mogłoby się to okazać pomocne w nieczuciu bólu na przyszłość, podczas kolejnego wypadku mniej lub bardziej umyślnego.
Co? Niepewność? – zapytałam wyrwana ze swojej krainy czarów zwanej pesymizmem. – Nie byłam pewna... Te ulice wszędzie są na pozór takie same – odparłam, wzruszając obojętnie ramionami, choć i to wyszło mi sztucznie. W mojej głowie pojawiła się myśl, czy warto udawać, skoro coś stało się oczywistym? Elizabeth i tak już kreowała sobie negatywną opinię pod moim kątem. Już odczuwałam jak pęka jej cierpliwość do mojego obijania się o ściany fikcji i rzeczywistości. Z każdym dniem traciłam maskę przykładnej szlachcianki nie tylko przez lenistwo, ale również znużenie i brak chęci do walki. Najwyraźniej brakowało mi kolejnej umoralniającej gadki Leonarda.
Nie, nie ustaliliśmy daty ślubu – rzuciłam. Wściekłość była niepowstrzymana. Coraz bardziej irytował mnie fakt, iż spotkałam tu Elizabeth i że węszyła, że coś tam sobie rysowała w tej głowie. O mnie. Była przy tym kąśliwa. I poruszała jeden z tych tematów, które powinny pozostać tematami tabu, zwłaszcza że dotyczył mojej osoby. Doskonale to wiedziała. Choć nie miała pojęcia, że zostałam kompletnie wykluczona, jeśli chodziło o znalezienie w sposób romantyczny swojej drugiej połówki... Bestie nie miały w sobie nic romantycznego i nie posiadały jakichkolwiek szans na happy end.
Nie sądzę, by Garrett był osobą, która mogłaby pokochać mnie taką, jaka jestem. – Niech runą wszelkie ciała niebieski, gdyż szlag mnie zaraz trafi, a ten będzie katastrofą po stokroć większą. Może było już za późno?
Złapałam ją za rękę i obróciłam w moją stronę.
Elizabeth, masz coś do mnie? Pragnę zauważyć, że nie tylko ja się szlajam po tym destrukcyjnym miejscu. I nie sądzę też, by aurorzy bywali tu w pojedynkę, o ile już tu wpadają – zaatakowałam nim zdążyłam zdusić w sobie tę potrzebę walki. Zdradziłam się tym samym z faktem, iż znałam Nokturn i naumyślnie się tu zapuściłam. Właściwie jedynie potwierdziłam niewypowiedziane oskarżenia.
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Ulica - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Ulica [odnośnik]17.02.16 16:57
Każda osoba miała w swoim wnętrzu bestie. Elizabeth żyła z przekonaniem, że ludzie nie rodzą się dobrzy i jest w nich więcej zła (może to przez zwierzęce instynkty? Ale zwierzęta również nie były przecież złe) niż dobra i każdy jego przejaw to wygrana walka. Nie wierzyła w idealistyczną wizję, że za niegodziwość tego świata odpowiadały nadludzkie siły jak diabeł, które kierowały ludźmi. Każdy sam dokonuje wyboru i tylko on jest za niego odpowiedzialny przed swoim sumieniem, jeśli ktoś go posiada. Oczywiście, pozostaje jeszcze strefa wymuszeń i nacisków, ale dla jasności przekazu można je pominąć… Nie dowierzała w ludzi wystawianych na piedestał, czystych i wiecznie poprawnych – tacy nie istnieli. Czy ta osoba była zwykłych księgowym czy wykładowcą etyki nie zmieniało to niczego, gdyż każdy miał swoją szarą strefę podatną na ludzkie słabości. Ona sama nie była idealna, zapewne była również lepszym aurorem niż człowiekiem co nie brzmiało ani dobrze ani zdrowo, ale miała swój kodeks.
- Jak dobrze, że można liczyć na twój zmysł orientacji. – skomentowała nie poruszając dalej tematu. Był on dla jej kuzynki niewygodny (zresztą dla niej samej też) i nie chciała, by ich relacje (jakie by wcześniej nie były) popsuły się przez jej dociekliwość, choć może z przyzwyczajenia do przesłuchań zagalopowała się za daleko. Dla Diany musiało to być nieprzyjemne, ale z drugiej strony jeśli kiedykolwiek miałaby ona problemy to Lizzie, by jej pomogła. Ponieważ tak to wyglądało w rodzinie, że nie zawsze trzeba się ze sobą zgadzać, ale na pomoc zawsze można liczyć.
- Powiedziałabym, że to bardzo trudne zadanie, ale nie mam zbyt dużego doświadczenia. Gdy byłam zaręczona jedynie kombinowałam jak się z tego wywinąć. Myślę, że macie czas. – powiedziała melancholijnym tonem wyobrażając ją sobie w białej sukni, mocno upiętych włosach i przyklejonym uśmiechem na twarzy. Nie powinna być poruszona każdym zbliżającym się ślubem, co więcej zaczynała być przyzwyczajona do kolejnych zawiadomień. Tyle wesel się odbyło czy dopiero ma -  to taka normalność.
- Byłabyś zaskoczona jak lekkomyślnie może być serce ludzkie. W porównaniu do setek bardziej niezrozumiałych decyzji serca ta byłaby zaskakująco właściwa. – odpowiedziała nie wiedząc czy chce ją pocieszyć, dać nadzieje czy po prostu nie popadać w wisielczy humor wypełniony myślą o przyszłości. Zarazem słowa Diany były niezwykle gorzkie, gdyż czy ktokolwiek jest w stanie pokochać drugą osobę bez zmieniania jej? A już zwłaszcza w takim małżeństwie, którego oni sami sobie nie wybrali.
- Może tobie jest to obce, ale ja przejmuje się losem mojej rodziny i ty do niej należysz. Diana, to jest Nokturn! Nie chce Cię atakować pytaniami, ale martwię się o ciebie i chyba mam powód jeśli bywasz w takich miejscach. – Była zaskoczona jej ruchem, chyba nie wytrzymała. Jednak konfrontacja w takim miejscu nie była najlepszym pomysłem. – Odwiedzałam przyjaciela, który nigdy nie powinien zamieszkać w takim miejscu, ale nic nie mogłam z tym zrobić. Nie chce byś poszła jego drogą. – skłamała gładko, że chodzi o Sylvaina, co więcej jej kuzyna. Było to lepsze rozwiązanie niż mówienie o informatorze, gdyż tamto byłoby czystą głupotą. I tak nie miała zamiaru przecież jej powiedzieć kim jest jej ten przyjaciel.
Elizabeth Fawley
Elizabeth Fawley
Zawód : Auror
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
"Gwałtownych uciech i koniec gwałtowny" W. Szekspir.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Wszechświat się cały czas rozrasta.
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t745-elizabeth-fawley https://www.morsmordre.net/t773-odyn https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f155-baker-street-223a https://www.morsmordre.net/t1058-elizabeth-fawley
Re: Ulica [odnośnik]02.03.16 21:55
Zmierzyłam ją wzrokiem, prostując się gwałtownie. Tym razem przybrałam bardziej godną i pewną siebie postawę, mimo że Elizabeth chciała dobrze dla mnie i być może dla Garretta. Pragnęła pewnie, bym poczuła się lepiej. Mnie zaś rozpierała wściekłość, że wcisnęła się z butami w moje drugie życie. Staliśmy na Nokturnie, ona była aurorką, ja miałam wkrótce wyjść za mąż, czego nie omieszkała mi wygadać i tym samym przypomnieć.
Postanowiłam ostatecznie być nieco mniej... cięta. Postawiłam na wycofanie się z jakichkolwiek dyskusji o martwieniu się czy o tym, co powinnam, a czego nie. Byłam dorosła. Dobra, to może żadne usprawiedliwienie, ale... Byłam wilkołakiem! Czy mogło mi się przydarzyć coś gorszego? Oczywiście ona o tym nie wiedziała. Nie powinnam jej przez to opieprzać.
Westchnęłam ciężko i puściłam jej ramię.
Wszystko u mnie w jak najlepszym porządku – odparłam, kręcąc głową. Przesadzałam. Ponosiło mnie. Zaskoczyło mnie to spotkanie. Nie chciałam, by źle o mnie myślała, a stało się inaczej. Ja to jeszcze bardziej pogłębiałam.
Wybacz, Elizabeth. Mam dziś ciężki dzień... Spotkamy się innym razem. Przy herbatce...? Wpadniesz do nas i wtedy pogadamy – odparłam, pragnąć jak najszybciej znaleźć się w swojej sypialnianej samotni. – Teraz pójdę już. Naprawdę, wszystko w porządku. Nie musisz się martwić. Do zobaczenia.
Przytuliłam ją na dowidzenia i aportowałam się z tego miejsca, uśmiechając pokrzepiająco. Ją chciałam pocieszyć, nie siebie.

[z/t x2]
Diana Crouch
Diana Crouch
Zawód : szlachcicuje
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Caught in a landslide, no escape from reality.
Open your eyes, look up to the skies and see.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak
Ulica - Page 2 Giphy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
http://morsmordre.forumpolish.com/t711-diana-octavia-crouch#2419 http://morsmordre.forumpolish.com/t777-puszka#3024 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f109-ashford-hythe-road http://morsmordre.forumpolish.com/t983-panienka-crouch#5415
Re: Ulica [odnośnik]11.03.16 23:36
|10 listopada


Godzinę zajęło mi czekanie aż kupiec łaskawie zechce się zjawić. Godzinę ukrywania się w cieniu budynku z martwym ciałem schowanym w szarym worku. Godzinę palenia papierosów. Paczka, która nigdy nie była pełna opustoszała pewnie dwadzieścia minut temu. A ten skurwysyn dalej nie był łaskaw się pojawić. Nie nudziło mi się, inteligentni ludzie się nie nudzą, a ja wyjątkowo dobrze potrafię zajmować własne myśli. Trzydzieści lat nie robiłem nic innego. Tylko tam zamiast marznącego deszczu towarzyszyła mnie przeklęta wilgoć, od której chyba już do śmierci trzeszczeć mi będzie w kościach. Tak, cieszyłem się z tej odrobiny wody kapiącej na twarz, na ramiona, na bruk. Zwykle jednak rozkoszowałem się tym siedząc w mojej klitce zwanej mieszkaniem, gdy przy otwartym oknie przypominałem sobie jak się gra na klawikordzie wdychając zapach deszczu. A nie stałem marznąc na deszczu. Moja koszula dawno już całkiem przemokła. Woda ciekła mi strumykiem po kręgosłupie powodując dreszcze. Miałem serdecznie dosyć tej ulicy i człowiek, na którego czekałem.
Jak zwykle przyszedłem do Wywerny rozglądając się za kimś, kto nie zna Nokturnu na tyle, by samemu sobie na nim poradzić, potrzebuje więc kogoś, kto zajmie się jego nielegalnymi interesami. Człowiek znalazł się całkiem szybko. Jego życzenie było proste. Potrzebował ciała jakiegoś czarodzieja, krew nie grała roli. Liczyło się jedynie, by trup był w miarę świeży, nie miał więcej niż jeden dzień, nie był wypompowany z krwi i miał takie narządy jak serce i wątroba. Nie wnikałem, po co komuś podobny człowiek. Choć później i tak poznałem kilka plotek. Nieznajomy pochodzący zza granicy zajmował się inferiusami. Każdy ma swoje hobby, on poszukiwał optymalnych zwłok do zrobienia z nich ożywionego trupa. Zapewniłem go, że uporam się z zamówieniem w tydzień, dam mu znać, kiedy znajdę odpowiednie zwłoki. Bardzo zależało mu na tym, żeby były świeże. No i znalazłem. Ofiara czarnomagicznego pojedynku. Cassandry nie było, nie miał mu kto pomóc. Mung odpadał. Zanim uzdrowicielka wróciła, facet zmarł. Trzeba przyznać, że sporo się przy tym nacierpiał. Grunt jednak, że spełniał wymogi tajemniczego jegomościa. O zdarzeniu wiedziałem godzinę od jego śmierci, zapakowanie go do worka i wciągnięcie na taczkę zajęło mi niewiele czasu. Skontaktowanie się z klientem poszło wyjątkowo sprawnie. Umówiliśmy się na godzinę. Przywiozłem trupa na miejsce. I czekałem. Godzinę. Wypaliłem wszystkie fajki, przemokłem i pewnie się przeziębiłem. Będę musiał się udać po jakiś eliksir na katar, bo ten niechybnie mnie czeka od tego stania na deszczu. Zaczęła się druga godzina, a nieznajomego w dalszym ciągu nie było. Nie miałem już nawet siły się na niego irytować. Zacząłem się za to zastanawiać, ci się z nim stało. Człowiek, dla którego najważniejszy jest czas nie zwykł spóźniać się godziny na umówione spotkanie. Nie mogłem jednak udać się na poszukiwania z taczką, na której leży martwy człowiek. Musiałem czekać. Chodzenie po Nokturnie z trupem może nie należało do najbardziej niebezpiecznych rzeczy pod słońcem, ale wciąż było ryzykiem zupełnie niepotrzebnym. Więc czekałem.
Nie zapowiadało się, by cokolwiek miało się przejaśnić. Deszcz lał się niepowstrzymanie i mogłem być pewien, że mnie nie zawiedzie. W przeciwieństwie do klienta, który albo umarł, albo się zgubił, albo zdecydował się nie wydawać galeonów. Przeklinałem go w myślach, bo te pieniądze były mi wyjątkowo potrzebne. Nieznajomy był wyjątkowo hojny przy zaliczce, przy zapłacie obiecał, że skąpcem nie będzie. Ale zwłoki w taczce sobie śmierdły ja mokłem, a jego nie było. Niech go avada trzaśnie. Wreszcie ktoś zamajaczył przy wejściu do ulicy. Utykając nieco podszedł do mnie jegomość, na którego oczekiwałem. Miał zakrwawiony nos, podbite oko, a jego szaty były w wyjątkowo kiepskim stanie. Nie chciałem wiedzieć, komu się naraził, chciałem tylko, żeby mi zapłacił. Mógłbym wtedy mu z łatwością zniknąć i nigdy więcej się z nim nie zobaczyć. Problem jednak polegał na tym, że klient wyglądał na takiego, co nie ma przy sobie złamanego knuta przy duszy, a ja nie po to czekałem na niego prawie dwie godziny, żeby odejść z niczym.
- Napadli mnie - powiedział zawstydzonym głosem próbując uśmiechnąć się przepraszająco. Był sporo niższy ode mnie, mogłem więc na niego patrzeć z góry z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, choć miałem ochotę go uderzyć.
- I obrabowali - dokończyłem powstrzymując pięść i przekleństwa, którymi miałem ochotę poczęstować mężczyznę, który ze zbolałym uśmiechem niechętnie kiwał głową.
- Mam pieniądze w domu - dodał pospiesznie. - Pójdzie pan ze mną, to będę miał z czego zapłacić.
Prawie się zaśmiałem. Miałem iść za tym człowiekiem do jego domu? I jeszcze pewnie dopchać mu tę cholerną taczkę, niech ją psidwak obszcza.
- W naszej umowie nie było mowy o dostawie - zauważyłem oschle. Człowieczek zaczynał mnie irytować. Przychodzi obcy do świata, który go nie chce, umawia się, a potem zamiast z umowy się wywiązać rozpoczyna gierki. Pewnie dowiedział się o mnie kilku rzeczy. Zasięgnął języka u nieodpowiednich ludzi i poczuł się odważny. Działał mi na nerwy swoim cwaniactwem.
- Ekstra zapłacę, tylko mi go przywieź!
Westchnąłem demonstracyjnie dając mu do zrozumienia, że wygrał. Odsunąłem się od taczki, zabrałem deską, którą ją zasłoniłem.
- Nadadzą się? - Zapytałem. Mężczyzna z uśmiechem, nieco już rozluźniony, z rękami w kieszeniach podszedł do worka. Mocował się z nim przez chwilę zanim zajrzał do środka. Nie dałem mu nawet sposobności, żeby odpowiedzieć na postawione pytanie. Zamachnąłem się deską, którą trzymałem w dłoni trafiając mężczyznę w potylicę. Ten upadł bezwładnie na taczkę. Dlaczego ci ludzie zawsze muszą kombinować? Nie można zwyczajnie się dogadać, dokonać uczciwej transakcji? Dostarczanie materiału do Paliczków było znacznie przyjemniejsze niż umawianie się z takimi gumochłonami. Ale przy tym mniej płatne. Przeszukałem mężczyznę wyciągając z jego kieszeni różdżkę, którą wyczarowałem magiczne liny krępujące go natychmiast. Rzuciłem go na taczkę obok trupa i przejechałem kilka przecznic, pod daszek, pod którym wreszcie nie kapało mi na łeb. Osuszyłem się wciąż za pomocą jego różdżki i zdjąłem mu buty. Oczywiście znalazłem sakiewkę pełną galeonów. Czy ja wyglądam na debila? Zostawiłem go na deszczu, sam zaś czekałem wreszcie w suchym miejscu popalając papierosy, które wyjąłem z kieszeni nierozważnego naukowca. Na jego obudzenie czekałem krócej niż na pojawienie się. Dałem mu chwilę, żeby zrozumiał, że leży na taczce obok trupa. Pobladł nieco, ale nie zaczął krzyczeć, jego głos był zaskakująco spokojny.
- Co zamierzasz? - Zapytał jakby pogodził się już z tym, że nigdy nie opuści Nokturnu. Miałem ochotę rzucić w niego jakąś klątwą, którą popamięta. Powstrzymałem się jednak otwierając sakiewkę pełną galeonów. Na jego oczach odliczyłem ustaloną sumę, którą schowałem do kieszeni. Potem wyjąłem kolejne dziesięć złotych monet, które również wylądowały u mnie.
- Umówiona zapłata - rzuciłem sakiewkę w błoto pod jego nogami. - I premia za to, że musiałem czekać w deszczu. Podaruję ci odszkodowanie za doznane szkody moralne, których dostarczyłeś mi swoim cwaniactwem. Ale dam ci nauczkę. Jest przed dwunastą. Około południa w tym miejscu spotykają się czarnoksiężnicy. Wiem, bo czasem dostarczam im obiektów,na których mogą ćwiczyć swoje klątwy. Dlatego na twoim miejscu szybko bym się stąd zbierał. A gdybyś nie zdążył, pozdrów ich ode mnie.
Spojrzałem na niego, chyba zrozumiał. Na wszelki wypadek wypaliłem na sakiewce, którą ułożyłem nieopodal mężczyzny krótki napis: POZDRAWIAM, V. KARKAROW. I odszedłem po drodze wyrzucając jego różdżkę w krzaki. Skierowałem się prosto do  Ollivandera, żeby wreszcie zrobić u niego upragnione zakupy.

zt



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512

Strona 2 z 12 Previous  1, 2, 3, ... 10, 11, 12  Next

Ulica
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach