Wydarzenia


Ekipa forum
Ścieżki ogrodowe
AutorWiadomość
Ścieżki ogrodowe [odnośnik]03.07.16 23:49
First topic message reminder :

Ścieżki ogrodowe

Każdy wie, że ogrody u lady Nott są wyjątkowe niezależnie od pory roku. Zwykle zimą żywopłoty pokrywa gruba warstwa śniegu, a posadzone wzdłuż alejek kwiaty marzną, zamykając wciąż kwitnące kwiaty w przepięknych kryształach lodu. Od części wejściowej oddziela je kamienna ściana, porośnięta krzewem jaśminowca. Kręte chodniki prowadzą wgłąb ogrodów, gdzie po kilku minutach spokojnego spaceru można dostrzec piękne stare dęby i buki. Zwykle chronią swoim cieniem od intensywnych promieni słońca, wieczorem dodają ogrodowi tajemniczości, od razu przywodząc na myśl lasy Sherwood. Jednakże gdy liście opadną, a gałęzie pokryje śnieg, całość nabiera mrocznego wydźwięku, przypominając, że lasy te, choć piękne i odległe od Londynu, kryją w sobie także niebezpieczne tajemnice.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ścieżki ogrodowe - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ścieżki ogrodowe [odnośnik]31.08.19 9:57
Nie była pewna, ile czasu minęło, odkąd przekroczyła próg Hampton Court. Ciągle przemieszczała się między kolejnymi pokojami rezydencji, wymieniając kurtuazyjne powitania ze wszystkimi napotkanymi lordami i lady. Ich barwne, uszyte z najlepszych materiałów stroje i bogate maski, za którymi skrywali swe prawdziwe oblicza, zlewały jej się w jedno. Urządzone z przepychem wnętrza wypełniała nie tylko przytłaczająca, wywołująca duszności mieszanina perfum, ale i gryzący dym, wszak panowie nie odmawiali sobie przyjemności wynikającej z urozmaicenia rozmowy o polityce wypaleniem ulubionej fajki czy cygara. Mimo to Cynthia wytrwale lawirowała między kolejnymi grupkami czarodziejów, dumnie się przy tym prostując i wyginając usta w uprzejmych uśmiechach – nie dlatego, że odczuwała taką potrzebę, a po to, by spełnić wolę pana ojca. Z pozornym zainteresowaniem wysłuchiwała kolejnych dysput na błahe tematy, powoli sącząc drugi już kieliszek szampana. Łudziła się, że w gąszczu pozbawionych wartości śmiechów, komplementów i uwag dosłyszy coś, co przykuje jej uwagę. Że w końcu dowie się więcej o wydarzeniach ostatnich miesięcy, pozna opinię innych na temat wiecu w Stonehenge, wyborze nowego ministra magii i rosnącego w siłę Lorda Voldemorta. Niewielu jednak spośród tych, których spotkała, poświęcało czas tego typu rozmyślaniom. Śmietanka towarzyska wolała rozprawiać o listopadowej wystawie rzeźby francuskiej, głośnym koncercie Belle czy jakości oferowanego przez lady Nott alkoholu. Nie zaprzątali sobie głów troskami, a przynajmniej nie okazywali tego, będąc albo niezwykle nieroztropnymi, albo niebywale wprawionymi w salonowych gierkach.
W końcu zapragnęła zaczerpnąć świeżego powietrza, a przy tym odpocząć od nieustającego gwaru, który zdawał się wypełniać wszystkie pomieszczenia pałacu; choć stale ochładzała się trzymanym w ręku wachlarzem, to czuła, że zaczyna ją boleć głowa. Dlatego też wraz z towarzyszącą jej damą, której tożsamości nawet nie próbowała odgadnąć, ruszyła ku spowitym w półmroku ogrodom. Dopiero wtedy, gdy zaczęły spacerować wśród pokrytych śniegiem żywopłotów i zamkniętych w kryształach lodu kwiatach, lady Malfoy odetchnęła pełną piersią, pozwalając zimnemu, rześkiemu powietrzu pieścić jej rozgrzaną skórę. Towarzyszka szczebiotała z roznamiętnieniem o jagodzie jemioły, którą otrzymała, a także o słodkim pocałunku, który się z tym wiązał, lecz Cynthia nie słuchała jej, będąc pogrążoną we własnych myślach. Straciła z oczu swych najbliższych, nie chcąc szukać wśród nich schronienia, wszak miała brylować, dyskutować, tańczyć. I choć ciągle z kimś rozmawiała, to czuła się przy tym niezwykle samotna. Oprócz nieoczekiwanego spotkania z Flavienem, które sprawiło jej szczerą radość, nie natknęła się w Hampton Court nikogo, z kim chciałaby spędzić więcej czasu. Zdawało jej się, że nikt nie podziela odczuwanych przez nią obaw, że wszyscy zapomnieli już o zeszłorocznej tragedii i nie śmią nawet myśleć o tym, czego tak naprawdę chce od nich ten samozwańczy lord, na którego cześć wznoszą toasty.
Z zamyślenia wyrwało ją zachowanie idącej obok niej lady. Czarownica przestała zwracać się do niej, najwyraźniej zniechęcona oszczędnymi przytaknięciami i brakiem żywego zainteresowania jej opowieścią. Zamiast tego przywitała się z kimś, kogo Cynthia z początku nie zauważyła, jednak kiedy tylko jej wzrok padł na niewielką sylwetkę nieznajomej, szybko zreflektowała się, przybierając na usta kolejny uprzejmy uśmiech. Przywitała się cicho, bez przesadnej wylewności, skinąwszy przy tym delikatnie głową. Z początku rozemocjonowana towarzyszka brała na siebie ciężar prowadzenia rozmowy, nie minęło jednak kilka minut, a dostrzegła wśród kwiatów znajomą sylwetkę i bez skrępowania opuściła ich towarzystwo, pozostawiając je zupełnie same. Cynthia nie zareagowała na to w żaden widoczny sposób, choć takie zachowanie zdawało jej się niezwykle nietaktowne. – Droga lady, czyż ogrody naszej czcigodnej gospodyni nie robią oszałamiającego wrażenia? Zwłaszcza teraz, przyprószone śniegiem, skąpane w miękkim świetle – przemówiła cicho, z wyraźnym francuskim akcentem; nie wkładała w swe słowa większych emocji, w jej głosie pobrzmiewała jednak uprzejmość. Stale przyglądała się stojącej przed nią kobiecie, a im dłużej to trwało, tym bardziej nieswojo się czuła. Coś było nie tak, nie potrafiła jednak określić, co dokładnie. To sprawiło, że odruchowo zaczęła bawić się swym rodowym pierścieniem, który każdego dnia zdobił jej dłoń – srebro tworzyło węża gryzącego własny ogon. – Czy lady zmierzała w konkretnym kierunku, nim przeszkodziłyśmy? – zapytała miękko, próbując zaplanować w myślach kilka najbliższych chwil. Dotknęła okalającej twarz opaski ze złotogłowiu, by upewnić się, że i ona, i przymocowany do niej welon, wciąż pozostawały na swoich miejscach. Choć maska zapewniała jej anonimowość, nie zamierzała uciekać. Nie bez przeprowadzenia choć krótkiej rozmowy, nie bez odbycia swego spaceru.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Ścieżki ogrodowe [odnośnik]31.08.19 18:40
Życie lady obfitowało w obowiązki, które należało wypełniać. Jedne z prawdziwą przyjemnością, jak zostanie matką, malowanie obrazów, odwiedziny w galeriach i tym podobne, inne trochę z musu, ale starała się być dobrą córką swego ojca oraz żoną dla Williama. Jednocześnie była dziewczątkiem żyjącym w swoim świecie, nieobeznanym z wielką polityką, choć tego nikt od niej nie oczekiwał. Oczywiście i ją nurtowały pewne wydarzenia, jak wydarzenia w Stonehenge, gdzie jej nie było, ale kuzyn Alphard zarysował je przed nią, a o więcej nie miała odwagi pytać wychodząc z założenia, że pewnych rzeczy lepiej nie wiedzieć. Bezpieczniej było pozostać w świecie złudzeń, pod kryształowym kloszem, wierząc że rodzina ochroni ją i jej dzieci przed zagrożeniem. To mężczyźni byli od tego – to oni zajmowali się polityką i innymi poważnymi sprawami, zdejmując to brzemię ze słabych, wiotkich dam. Na chwilę obecną żyła zresztą ułudą, że najpoważniejsze zagrożenie dla niej i dzieci, czyli anomalie, dobiegło końca. Nie śledziła wydarzeń ze świata poza tym szlacheckim, a w listopadzie i grudniu rzadko opuszczała posiadłość, chroniąc się przed anomaliami, pogodą i politycznymi zawirowaniami.
Ale nawet ona żyjąc pod kloszem mogła dostrzec pewne rozwarstwienie wśród rodów, powstającą między nimi wyrwę, choć jeszcze do niedawna wiele rodzin, w tym Fawleyowie i Flintowie, z którymi się najmocniej identyfikowała, pozostawali względnie neutralni i trzymali się z dala od polityki, oddając się własnym sprawom. Dziś neutralności w takiej formie już nie było, zakończyła się kilka miesięcy temu i niektóre rody od razu zadeklarowały niechęć do mugoli, a inne zaczęły błądzić, choć część, jak Traversowie, Fawleyowie i Selwynowie zawróciła później na proszlachecką ścieżkę. Inne błądziły wciąż, co sprawiło, że musiała odsunąć się od rodziny swojej matki, z którą jednak już i tak nie żyła szczególnie blisko przez wzgląd na dość odległe pokrewieństwo z większością kuzynostwa i znaczącą różnicę wieku pomiędzy nią a wieloma z nich. Sama jej matka odsunęła się od dawnej rodziny, angażując w pełni w życie wśród Flintów, bo nie potrafiła identyfikować się z obecną ścieżką Ollivanderów i była zawiedziona kierunkiem, jaki obrali.
W gruncie rzeczy Cressida wciąż pozostawała raczej neutralna jak dawniej, darząc mugolaków naturalną rezerwą, dystansem i unikając ich a także wszelkich niestosownych kontaktów już od czasów szkolnych, ale też nie żywiąc do nich nienawiści. Traktowała ich jak powietrze kiedyś i teraz, przez większość czasu prawie nie myślała o tym, że dzielili świat z mugolami, bo unikała pozamagicznych miejsc, trzymając się tych jej znanych i czarodziejskich. Darzyła niechęcią zdrajców, bo pan ojciec zawsze powtarzał, że zdrada rodu jest najgorszą rzeczą, jaką można uczynić ludziom bliskim, którzy wkładali taki trud w wychowanie kolejnych pokoleń i kultywowanie wiekowych tradycji. Nie rozumiała, jak można zdradzić swoich najbliższych, a także porzucić szlacheckie obowiązki i wygodne życie, bo sama nigdy nie zrobiłaby niczego, co mogłoby zranić jej umiłowanych rodziców. Zawsze była posłuszną córką dostosowującą się do tego, co pan ojciec każe. Kazał wyjść za mąż – wyszła, choć największym autorytetem w jej życiu wciąż pozostawał ojciec, i to jego zdanie miało największy wpływ na to, jak o sobie myślała. Swe poglądy na pewne kwestie zachowywała jednak dla siebie i nikt nie wymagał od niej wiążących deklaracji ani jasnego stanowiska, bo była tylko kobietą, typowym przykładem damy słabej i nie nadającej się do niczego poza rodzeniem dzieci, byciem ozdobą męża i malowaniem obrazów. Niczego więcej nikt po niej ani innych jej podobnych młódkach nie oczekiwał, więc płynęła biernie z prądem, wykonując swoje obowiązki. Była dumną córką, żoną i matką, pojawiała się na salonach, tworzyła sztukę i uparcie ignorowała to, że mimo końca anomalii pewien niepokój nie opuścił jej całkowicie.
Teraz spacerowała po ogrodach lady Nott, mimo zimna sycąc się chwilami względnej samotności – bo ludzi było tu mniej niż na sali balowej, było też ciszej. Na zaśnieżonym podwórzu tańczyły cienie padające z okien, między żywopłotami przechadzali się niewielkimi grupkami czarodzieje, gdzieś nawoływał zbudzony z nocnego snu ptak – i była też ona, w przykrytym płaszczykiem stroju memortka i wciąż w masce, która ukrywała piegowatą twarz. Panujący na zewnątrz półmrok ukrywał też ciemnorudą barwę włosów, więc przechadzająca się alejkami Cressida na pierwszy rzut oka nie miała w sobie niczego charakterystycznego, mogącego ją jednoznacznie określić.
Odpowiedziała na przywitanie nieznajomej damy, powitała też grzecznie jej trzymającą się nieco z boku towarzyszkę, nie wiedząc jeszcze, że właśnie znalazła się naprzeciw byłej przyjaciółki, osoby która półtora roku temu złamała jej delikatne serduszko i zraniła ją tak boleśnie swym odrzuceniem. Pierwsza z dam, ta która się odezwała, po wymianie ledwie paru zdań dostrzegła najwyraźniej kogoś znajomego, bo nagle odeszła, pozostawiając Cressidę i tą drugą, cichszą sylwetkę same w utworzonej z zamarzniętej roślinności alejce.
- Zaiste, są przepiękne nawet pod warstwą śniegu. Służba lady Nott mimo anomalii musiała bardzo o nie dbać, by wszystko tu wyglądało dobrze i było gotowe na sabat – przytaknęła. Sama pamiętała, ile anomalie wywołały problemów w całym kraju, także na ziemiach Fawleyów i Flintów, które były jej sercu najbliższe, choć teraz była nadzieja, że roślinność, z drobną pomocą magii oraz pracowitych skrzatów, wiosną odzyska dawną świetność.
Nie widziała twarzy nieznajomej damy, ale jej głos, zabarwiony francuskim akcentem, brzmiał dziwnie znajomo. Przez ulotny moment była pewna, że go zna. Przywoływał wspomnienia, sporo dobrych, ale też te negatywne, przypominające gorycz bycia odtrąconą, a także swego rodzaju tęsknotę za kimś, kogo przyjaźni pragnęła, a kto już nie chciał jej. Czy to możliwe? Czy to mogła być ona? Spojrzała na nią nieco uważniej i jednocześnie drgnęła niespokojnie, jakby zastanawiała się nad wymówką ku temu, by oddalić się z tego miejsca.
Ale coś zatrzymało ją tu, może uprzejmość i obawa przed popełnieniem faux pas, jakim byłoby nagłe odejście, a może ciekawość, czy dawna, niestety już była przyjaciółka powróciła do Anglii, czy może się pomyliła i skojarzenie nasunięte przez brzmienie głosu było mylne. Jeśli się myliła, naprawdę niegrzeczne byłoby porzucenie towarzystwa tylko dlatego, że coś jej się wydawało i że wyobraźnia i pamięć zwyczajnie mogły jej płatać figla.
- Właściwie to... nie, korzystałam tylko z wolnej chwili, by odetchnąć świeżym powietrzem i odpocząć od gwaru sali balowej w tych urokliwych, zaśnieżonych ogrodach – odpowiedziała cichutko, a jedna z dłoni zaczęła bezwiednie bawić się brzegiem płaszczyka. – W końcu w ostatnich miesiącach nie było wiele okazji, by cieszyć się spokojnymi spacerami na zewnątrz, prawda? – Mówienie do tej damy nie przyszło jej do końca naturalnie, bo choć starała się wysławiać normalnie i nie jąkać się, wciąż miała obawę, że co, jeśli to rzeczywiście Cynthia, a nie jedynie jakaś czarownica o podobnym do niej głosie? Ale francuski akcent nie musiał o niczym świadczyć, nie były jedynymi damami pobierającymi nauki we Francji, a nawet te wybierające się do Hogwartu w większości płynnie posługiwały się francuską mową. Ta kobieta mogła być zresztą nawet kilka lat starsza, trudno było ocenić jej wiek, być może była Cressidzie kimś obcym. Może podobieństwo głosu do osoby znanej jej z lat szkolnych było tylko ulotnym, złudnym wrażeniem, kobiece głosy często bywały do siebie podobne. Jej własny wciąż jednak był podobny do tego z lat szkolnych, dość cichy i łagodny. Może odrobinę mniej dziecinny niż kiedyś, bardziej kobiecy i melodyjny, ale wciąż podobny. I tak, mogła się mylić, ale niepewność pozostała i nie pozwalała Cressidzie się nie zastanawiać.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Ścieżki ogrodowe [odnośnik]07.09.19 13:48
I ona nie przemawiała w sposób swobodny, siląc się na podtrzymanie rozmowy, na zaprezentowanie się z jak najlepszej strony; przyzwyczaiła się do tego, że bywającym na salonach czarodziejom wcale nie zależało na tym, by była naturalna, dała się naprawdę poznać czy mówiła, co myśli. Dla nich miała być tylko jedną z wielu, ładną buzią wpisującą się w rolę dobrze wychowanej szlachcianki o odpowiednich, godnych prawdziwej lady zainteresowaniach. Dlatego właśnie w trakcie noworocznego sabatu przedkładała wytarte, sztucznie uprzejme frazy nad słowa, które trafniej oddałyby jej nastrój. Słowa, które jeszcze kilka lat temu rezerwowałaby również i dla Cressidy - bliskiej sercu, niezwykle słodkiej ptaszyny. Pobyt w Beauxbatons pozwolił im na nawiązanie trwałej relacji; choć początki nie były łatwe, to odnalezienie wśród tłumu znajomych twarzy, do tego twarzy posługujących się mową ojczystą, pomogło zaaklimatyzować się we francuskiej szkole. Zaś przy panience Flint, z którą łączyła ją wspólna miłość do koni, nie musiała obawiać się okazywać słabości czy zadawać pozornie głupie pytania. Wierzyła, że wychowana w Charnwood dziewczyna jest zbyt łagodna, zbyt niewinna i urocza, by móc próbować zastawić na nią pułapkę, zwabić ją w pajęczynę utkaną z dworskich intryg czy w jakikolwiek sposób zranić. Cały czas zachowywała się przy niej tak, jak przystało na pochodzącą z rodu Malfoy lady, jednak pozwalała sobie przy tym na większą swobodę. Na więcej prawdziwości. Wyrażała na głos swoje zdanie, rozprawiała z nią o literaturze i sztuce, a także pytała o radę.
To jednak była przeszłość. Przeszłość, o której usilnie starała się nie myśleć, a która uparcie powracała do niej przy wielu błahych okazjach. Łudziła się, że słuszność decyzji, którą podjęła, pomoże złagodzić ból po stracie. Mimo to ochłodzenie stosunków ze świeżo upieczoną lady Fawley - choć było tym, czego wymagał od niej ród - nie napawało jej dumą. Zrobiła to, co było konieczne, co musiała, by nie sprawić zawodu zarówno panu ojcu, jak i innym uważnie obserwującym jej kroki Malfoyom. Spełniła swój obowiązek wynikający z obecnej polityki rodziny, wkraczając w dorosłe życie szybciej niż by tego chciała.
Słuchała rozmówczyni z uprzejmą uwagą. Wciąż ściskała w dłoni swój pasujący do stroju wachlarz, teraz był jednak złożony; po opuszczeniu dusznych pokojów Hampton Court nie musiała się nim już ochładzać. Nadal nie potrafiła określić, co sprawiało, że czuła się nieswojo - aura pokrytych śniegiem ogrodów? Dama, która dopiero co opuściła ich towarzystwo? Czy może raczej ta, która wciąż przed nią stała? Im dłużej jej słuchała, tym bardziej była na siebie zła; coś ewidentnie jej umykało, jak słowo, które ma się na końcu języka, ale którego za nic nie można sobie przypomnieć. - Och, oczywiście. Ma lady rację. To musiało kosztować wiele wysiłku, lecz efekt przechodzi wszelkie oczekiwania. - Choć słyszała o gnębiących rodzinne strony anomaliach, to nie miała okazji przekonać się o ich działaniu na własnej skórze. Dlatego też świadomość strat, które w związku z tym wypaczeniem ponosili, przypływała i odpływała. Z kolei zburzenie Stonehenge wciąż wzbudzało w niej uzasadniony gniew, to jednak nie było winą szalejącej magii - a głupoty aurorów, którzy zostali tam wpuszczeni przez równie nieodpowiedzialnego ministra.
Nie chciała przyglądać się delikatnej, eterycznej kobiecie zbyt intensywnie, by nie poczuła się nieswojo - choć i tak zdawało się, że wolałaby zostać sama, w ciszy kontemplować otaczające je drzewa czy upstrzony gwiazdami nieboskłon. I ona potrzebowała odpoczynku od zatłoczonych sal rezydencji, były jednak wspólnie więzione przez konwenanse; nie wypadało, by rozeszły się bez odbycia choćby krótkiej rozmowy. Dopiero teraz, w padającym z okien blasku dostrzegła, że włosy kobiety nie są tak ciemne, jak mogłoby się zdawać w pierwszej chwili; półmrok ogrodów spłatał jej figla, skrywając przed wzrokiem rude refleksy fryzury Cressidy. Co więcej, wraz z kolejnymi słowami udało jej się wyłowić znajomą nutę, rozpoznać specyficzny sposób wymawiania pewnych zgłosek. Czy to naprawdę ona? Czy to wybujała wyobraźnia wykorzystywała przeciwko niej wspomnienia o byłej już przyjaciółce, w obcej kobiecie upatrując charakterystycznych dla niej cech? Choć lico Cynthii nie zdradzało emocji, które zagnieździły się w jej piersi, to serce zaczęło bić szybciej, sprawiając, że jeszcze trudniej było jej się skupić na prowadzeniu rozmowy.
- Doskonale to rozumiem - odpowiedziała cicho, przyjmując niby to poufały ton głosu; wnętrza były głośne, przesiąknięte ciężkimi, stale mieszającymi się ze sobą zapachami, sama musiała z nich uciec. - Sama miałabym problem z wytrzymaniem całego balu w środku, zaś dla wielu to jedna z nielicznych okazji, by podziwiać ogrody lady Nott w świetle gwiazd. - Nie wiedziała, po co to mówi. Mówiła jednak, by podtrzymać rozmowę. - Przyznam też, że dopiero co wróciłam do kraju, nie poznałam więc przykrości wynikających z obecności anomalii na własnej skórze. - Odkrywała się przed nią, mając nadzieję, że jeśli to Cressida, jeśli to naprawdę ona, to zareaguje w jakiś widoczny sposób - mniej uprzejmym uśmiechem, zmarszczeniem brwi czy ucieczką. Zależało jej na poznaniu prawdy, nawet jeśli miała ona być smutna i bolesna. - Czy mogę towarzyszyć lady na tym krótkim spacerze? - zapytała neutralnym tonem głosu, zamierając w bezruchu; przestała się już nawet bawić pierścionkiem, oczekując tylko na słowa rozmówczyni - słowa, które mogłyby potwierdzić jej podejrzenia lub rozwiać podsuwane przez wyobraźnię obrazy.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Ścieżki ogrodowe [odnośnik]07.09.19 22:55
W Cressie zawsze było wiele naturalności, jak na szlacheckie standardy była osóbką prostolinijną, szczerą i przyjazną. Dzieckiem lasu, nie dzieckiem salonów. Dziewczątkiem słodkim, uroczym i nieśmiałym, a przy tym beznadziejnym w kłamstwie i intrygach. Próżno było w niej szukać fałszu i obłudy, a jeśli zawierała z kimś znajomość, jeśli już kogoś do siebie dopuszczała, można było liczyć na znalezienie w jej osobie oddanej i wiernej przyjaciółki. Przez nieśmiałość bliskie znajomości zawierała jednak powoli, bo mimo życiowej naiwności nawet ona miała świadomość, że nie każdemu na salonach można zaufać. Więc żeby chronić swą zbyt ufną naturę wolała się dystansować i dopiero z czasem zaczynała się otwierać.
Beauxbatons było dla młódki nowym, zupełnie innym i obcym światem. Młodzi Flintowie niezwykle rzadko byli tam posyłani na nauki, i gdyby nie to, że jej matka tak bardzo przeraziła się otwarcia Komnaty Tajemnic, Cressida i jej siostra uczyłyby się w Hogwarcie tak jak zdecydowana większość ich przodków. Nie wiadomo do jakiego trafiłaby domu, ale w głębi duszy obawiała się, że przysporzyłaby panu ojcu hańby, trafiając do Hufflepuffu, więc może i lepiej się stało, że wysłano ją do Francji? Na pewno lepiej dla jej artystycznych talentów, gorzej dla życia towarzyskiego, które przez odcięcie na osiem lat od brytyjskich rówieśników (nie licząc tych również wysłanych do Francji) było zbyt ubogie w przyjaźnie i inne bliskie relacje. Może gdyby skończyła Hogwart miałaby więcej przyjaciółek i nie musiałaby tak opłakiwać straty Cynthii? Oczywiście pod warunkiem że byłaby w odpowiednim domu, bo słyszała, że w Hogwarcie miało to duże znaczenie w przeciwieństwie do luźnego pod tym względem Beauxbatons, gdzie głównym kryterium podziału były różne zainteresowania artystyczne.
We francuskiej akademii zawarła jednak kilka znajomości, które (przynajmniej wtedy, bo dorosłość niektóre relacje pokomplikowała) były dla niej ważne. Jedną z takich relacji była Cynthia, rok starsza od niej lady z rodu Malfoyów. Rok różnicy nie miał aż takiego znaczenia skoro brytyjskich szlachcianek nie było w Beauxbatons zbyt wiele, więc Cressie siłą rzeczy trzymała się tych, które były, nawet tych trochę starszych lub młodszych. Na początku jednak była dość osamotniona i dopiero z czasem zaczęła otwierać się na ludzi, a w pierwszych tygodniach w nowym miejscu rozmawiała głównie z obrazami i ptakami, bo jej francuski mimo odebranych w domu nauk budził śmiech u rówieśników, i musiały minąć kolejne miesiące, by jej wymowa zaczęła przypominać prawidłową. A gdy okazało się, że zarówno ona, jak i Cynthia kochają jazdę konną, narodziła się między nimi przyjaźń trwająca do końca nauki. Wspólnie jeździły w szkolnym kółku jeździeckim, często rozmawiały ze sobą po zajęciach, ciesząc się ze sposobności do używania ojczystego języka. Wymieniały się spostrzeżeniami odnośnie sztuki, lekcji czy innych kwestii, o jakich tylko mogły rozprawiać dwie młode damy. Później jednak Cynthia pozostała we Francji, a Cressida wróciła do Anglii, do Flintów, by po jedenastu miesiącach od powrotu wyjść za mąż. Przez cały ten okres, odkąd Cynthia skończyła szkołę rok przed nią, aż do tamtego ostatniego spotkania latem pięćdziesiątego piątego roku, wymieniały ze sobą dużo listów. I Cressida nigdy by nie pomyślała, że gdy spotkają się pierwszy raz po jej ślubie, na jakimś wernisażu we Francji, Cynthia postanowi zerwać ich przyjaźń i tym samym złamać jej delikatne serduszko, tak przepełnione nadzieją na to, że jej ślub nic nie zmieni, bo przecież nadal była tą samą osobą co w szkole, tyle że z innym nazwiskiem. Później, po tamtym dniu, już nigdy się nie spotkały. Cressie przestała pisać nawet listy, nigdy więc nie powiadomiła byłej już przyjaciółki o ciąży i narodzinach bliźniąt, choć dawniej podzielenie się tak radosną wieścią byłoby jak najbardziej naturalne.
Czy to możliwe że damą, którą napotkała w ogrodach, była właśnie ona? Osoba niegdyś bardzo jej bliska, dziś już obca? Brzmienie głosu tak podobnego do głosu Cynthii wywoływało ból, ale i tęsknotę za jedną z nielicznych szkolnych przyjaciółek. Dlaczego Cynthia tak po prostu się od niej odwróciła? Czy jej obecne nazwisko miało aż tak wielkie znaczenie? Przynajmniej wtedy, bo teraz przecież Fawleyowie byli już nawróceni, pamiętali o tradycyjnych wartościach i deklarowali negatywny stosunek do sprawy mugolskiej. Tak czy inaczej Cressida przed tamtą burzliwą rozmową była pewna, że nic się między nimi nie zmieniło i nadal będą przyjaciółkami. Z chwilą ślubu nie zmodyfikowano jej pamięci i nie znienawidziła nagle dawnych przyjaciół. Przyjaciele Flintów nadal byli jej przyjaciółmi, i ze swoim kuzynem Alphardem Blackiem też spotykała się na przekór relacjom jego rodziny z rodem jej męża, które jednak uległy ociepleniu, więc nie musieli już się ze swoją relacją ukrywać i teraz mógł nawet zostać pełnoprawnym wujkiem jej dzieci.
Czując się niepewnie, na odpowiedź damy jedynie pokiwała głową. Czy Cynthia, jeśli to naprawdę była ona (a im więcej słów wypowiadała, tym bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że zna ten głos, tak dobrze pamiętany z Beauxbatons), wiedziała już że ma na przeciwko siebie tę, którą niegdyś wzgardziła? Dlaczego w ogóle z nią rozmawiała, zamiast przeprosić ją i oddalić się do jakiegoś godniejszego jej uwagi towarzystwa? Cressida czuła się coraz bardziej skonsternowana, na szczęście malowana w ptasie piórka maska skutecznie ukrywała zarówno mimikę jej twarzy, jak i rumieńce powoli rozlewające się na bladej, piegowatej skórze.
- Bale lady Nott są przepiękne, ale te ogrody... Myślę, że warto je obejrzeć nawet zimą – powiedziała cichutko, choć starała się brzmieć naturalnie, jakby wcale nie dławiła jej niepewność. – Pozostaje ci się cieszyć z niedoświadczenia anomalii, lady. To było... straszne, naprawdę straszne – dodała, a jej oczy wciąż lustrowały wzrokiem znajomą-nieznajomą, dopatrując się cech mogących przypominać Cynthię. Mówiła zauważalnie mniej, im bardziej utwierdzała się w przekonaniu, że ma do czynienia z byłą przyjaciółką. Wzrost i postura były bardzo zbliżone do Cynthii, którą pamiętała, podobnie widoczna nawet w półmroku jasna barwa kosmyków. Kiedy zaś przesunęły się na tyle, by na Cressie padł fragment blasku z najbliższego okna, jej upięte włosy zamigotały ciemnorudą barwą, bardzo ją dzisiejszego dnia wyróżniającą. Wieść o tym, że jej rozmówczyni dopiero wróciła do kraju, również mogła pasować do Cynthii; Cressie nie przypominała sobie bowiem, by w ostatnich miesiącach cokolwiek o niej słyszała. W ogóle nie widywała jej na salonach, gdy już decydowała się na nich pojawić, ani nawet nie słyszała pogłosek o niej, stąd wnioskowała, że lady Malfoy wciąż pozostawała u rodziny we Francji. Ale teraz, gdy skończyły się anomalie, rodzina mogła chcieć ją ściągnąć z powrotem, choćby po to, by wydać ją za mąż.
Owszem, zastanawiała się nad ucieczką. To byłoby najprostsze rozwiązanie, nawet jeśli niezbyt przystające dobrze wychowanej lady. Kusiło ją, by odwrócić się na pięcie i uciec byle dalej od osoby, która ją w przeszłości zraniła i sprawiła, że przez kilka dni wieczorami płakała w poduszkę, a później obiecała sobie, że skoro tak, już nigdy więcej do niej nie napisze. Kilka razy próbowała, ale paliła listy zaraz po napisaniu, mając smutną świadomość, że Cynthia już nie chce jej przyjaźni. Próbowała więc o niej zapomnieć, ale... tęskniła. I to prawdopodobnie to właśnie ta irracjonalna tęsknota sprawiła, że choć poruszyła się niespokojnie i nieco nerwowo obejrzała za siebie, wciąż tu stała, zamiast obrócić się na pięcie i pobiec w kierunku dworku, lub głębiej w ogrody, gdziekolwiek gdzie nie było jej. Być może zakrawało to o pewien masochizm, ale została i po kolejnym pytaniu dziewczyny znów uniosła na nią wzrok, przez chwilę się wahając, zanim się odezwała.
- Jeśli nie wstydzisz się tego, że ktoś może cię ze mną zobaczyć, to... to możemy się przejść – przemówiła w końcu, cicho i niepewnie, a w jej głosie zabrzmiało echo tego dawnego bólu, który czuła, kiedy Cynthia tamtego dnia we Francji była tak oziębła i zrywała z nią kontakt. Ale może teraz, kiedy wszyscy mieli maski i nikt nie znał ich tożsamości, nadarzyła się jedyna w swoim rodzaju okazja do rozmowy? W innych okolicznościach pewnie to Cynthia natychmiast by zawróciła, spotykając na swojej drodze Cressidę, skoro najwyraźniej wstydziła się już przyjaźni z nią. Wtedy, półtora roku temu, to bardzo mocno ugodziło w jej niską samoocenę. Czuła wtedy, że nie jest dość dobra, by nadal być przyjaciółką Cynthii, ale kto wie, może teraz, w świetle ostatnich politycznych zmian, były widoki na to, że ich przyjaźń mogłaby się kiedyś odrodzić? Szybko jednak zdusiła w sobie tak naiwne złudzenia, pamiętając, że Cynthia podobnie jak i ona bardzo mocno przejmowała się zdaniem swego pana ojca. Obie uważały ojców za najwyższy autorytet, i kiedy pan ojciec kazał jej ograniczyć z kimś kontakt, słuchała się go i to nawet po ślubie, dlatego sama z bólem odsunęła się od kilku dawnych znajomych i zerwała kilka kontaktów. A jednak mimo to kiedy ktoś potraktował w taki sposób ją, czuła się bardzo dotkliwie zraniona i patrząc na Cynthię, w myślach rozpamiętywała tamten dzień, tamto ostatnie spotkanie i przeprowadzoną wówczas gorzką, bolesną rozmowę. Brakowało jej zawziętości, by tak po prostu nią wzgardzić, zranić ją równie mocno, jak ona zraniła ją. Nie potrafiła taka być, choć w tym momencie chciałaby mieć silniejszy charakter i tak po prostu odmówić dalszej rozmowy ze zdrajczynią zaufania i odejść. Była stanowczo zbyt miękka, co mogło się na niej zemścić i zaowocować kolejnym bólem.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Ścieżki ogrodowe [odnośnik]17.09.19 18:34
W napięciu oczekiwała reakcji rozmówczyni, stale analizując wszystkie wypowiedziane do tej pory słowa i wykonane, choćby mimowolnie, gesty. Zachowywała przy tym kamienną twarz, bez potknięcia odgrywając rolę dobrze wychowanej, niezwykle taktownej lady. Ciągle nie mogła mieć pewności, z kim przyszło jej rozmawiać, choć w kosmykach stojącej przed nią czarownicy dostrzegała niepopularne wśród szlachty miedziane refleksy, zaś z jej coraz to oszczędniejszych wypowiedzi wyławiała brzmiące znajomo tony. – Współczuję, że musiała lady przez to przechodzić – odezwała się po krótkiej chwili, skinąwszy przy tym oszczędnie głową. – Słyszałam jedynie opowieści, które nie mogą oddać w pełni wywoływanego przez anomalie strachu, a które i tak były niezwykle niepokojące. – Utkwiło jej w pamięci, że zarówno David, jak i Estelle wyrażali lęk o zdrowie swych niepanujących nad magią pociech. Podobno dzieci były szczególnie narażone na zgubne działanie anomalii, choć i dorośli mieli na co narzekać. Dla niej, będącej jedynie znajdującym się w bezpiecznej odległości widzem, stanowiły one inspirację do twórczego działania. Czyż nie powinna wykorzystać motywu nieposłusznej, nieposkromionej mocy w swej następnej sztuce...? Magiczne aberracje mogłyby symbolizować wynaturzenia, których doświadczali nie tak dawno na brytyjskiej scenie politycznej, a które zapewne dadzą o sobie jeszcze znać w najmniej odpowiednim momencie; Cynthia obawiała się, że to jeszcze nie koniec.
Czy Cressida również nie mogła spać w nocy, zdjęta strachem o los swych malutkich dzieci? Nie wiedziała nawet, czy dawna przyjaciółka doczekała się już posiadania pociech, czy musiała wcielać się w rolę odpowiedzialnej za kolejne pokolenie matki. Wcześniej nie myślała o niej w tym kontekście, wciąż pamiętając ją jako młodą pannę na wydaniu, lecz biorąc pod uwagę fakt, jak powinno układać się życie szlachciców, było wysoce prawdopodobnym, że dała swemu mężowi potomka – jeśli nie potomków. Przez krótką chwilę odpłynęła myślami w przyszłość, pozostawiając tu i teraz za sobą; próbowała wyobrazić sobie, jak miną kolejne miesiące i z kim rodzina zechce ją zeswatać. Z Blackiem? A może Yaxleyem? Nie miała pojęcia, swe strzały opierając jedynie na nierozważnych spekulacjach, co tylko pogarszało jej i tak nie najlepsze samopoczucie. Niczego nie mogła być pewną, nawet tego, czy przed nastaniem wiosny nie odeślą jej do odległej Francji.
Z rozmyślań wyrwało ją kolejne zdanie, które padło z ust Cressidy; tak, teraz miała już pewność, z kim rozmawia. Wypowiedziane przez nią słowa nie pozostawiały miejsca na pomyłkę – Cynthia doskonale zdawała sobie sprawę z tego, do czego piła lady Fawley. Uderzył ją gorąc nieznanego pochodzenia, zaś serce zaczęło bić szybciej, za szybko. Jedynym pocieszeniem był fakt, że pojawienie się bladych rumieńców, które zabarwiły jej policzki, mogła zrzucić na karb panującego na dworze zimna, nie zaś intensywnych emocji. – Będzie mi niezwykle miło, lady, jeśli odbędziemy ten spacer razem – odpowiedziała w końcu równie cicho, prawie za cicho, by móc ją usłyszeć; w jej głosie nie pobrzmiewała już poufałość, na próżno było również szukać wyniosłego opanowania, które wypracowała wieloma latami lawirowania wśród salonowych żmij. Pozwoliła, by przemówiła przez nią nostalgia, która prędko zastąpiła początkową, wywołaną wyrzutami sumienia irytację. W mgnieniu oka powróciła jednak do bycia taką, jaką chcieli ją widzieć Malfoyowie, powściągliwą i dystyngowaną.
Ruszyła się z miejsca jako pierwsza, mimowolnie bawiąc się trzymanym w ręce wachlarzem. Nie odrywała wzroku od twarzy Cressidy, chcąc w ten sposób upewnić się, że pójdzie ona jej śladem i nie ucieknie nim nie odbędą obiecanego spaceru. Bała próbować wyobrażać sobie, co musiała czuć przyjaciółka. Była przyjaciółka. Gniew, którym była podszyta ostatnia wypowiedź lady Fawley, zabolała ją niczym siarczysty policzek, mimo to robiła dobrą minę do złej gry. – Czy brała już lady udział we wróżbach? A może składała kwiaty przy fontannie? – Kolejne słowa, które niewiele znaczyły, a które miały podtrzymać rozmowę. Nie chciała przecież dopuścić do tego, by zapadło między nimi krępujące milczenie.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Ścieżki ogrodowe [odnośnik]18.09.19 1:48
Nikt, kto w czasie anomalii nie mieszkał w Anglii, najprawdopodobniej nie mógł sobie wyobrazić pełni grozi, jakiej doświadczali ci, którzy pozostali w kraju. Cressida każdego dnia żyła w lęku o bezpieczeństwo swoich dzieci, ale także siebie, męża i innych bliskich. Gdy więc anomalie wreszcie dobiegły końca, zdecydowanie miała co świętować i za co być wdzięczna, ktokolwiek sprawił że ten horror stał się już tylko złym wspomnieniem. Niczym koszmarny sen, z którego budziło się rano z ulgą.
- Żadna opowieść nie może w pełni opisać tragizmu tego, co się działo i co każdego dnia stanowiło zagrożenie dla każdego z nas, a zwłaszcza dla najmłodszych – odezwała się. Ci, którzy mieli dzieci, zapewne bali się najbardziej, bo było czego. Konieczność wyrzeczenia się korzystania z zaklęć nie była tak dotkliwa jak strach o potomstwo. Cressie mogła się obejść bez machania różdżką, by nie przyciągać do siebie anomalii, mogła wykorzystywać do wielu rzeczy skrzaty, ale nie mogła w pełni uchronić swoich dzieci.
Cynthia miała szczęście, że jej nie było, że żyła spokojnie i bezpiecznie we Francji. Można jej było tylko pozazdrościć że najgorsze ją ominęło. Ale czy wszystko co złe było już skończone, czy może zniknięcie anomalii wcale nie oznaczało końca życia w strachu?
Jej słowa były przesycone bólem i wyrzutem. W końcu Cynthia ją zraniła, zdradziła jej zaufanie i bezlitośnie zdeptała lata przyjaźni. Może tak naprawdę nigdy nie była prawdziwą przyjaciółką, skoro odwróciła się od niej właśnie wtedy, kiedy pogubiona w zmianach w swoim życiu tak bardzo potrzebowała przyjaciół, a była osamotniona w gronie obcych sobie ludzi? Nie tylko tych, których powinna nazywać rodziną a z którymi wcale nie łączyła jej wspólna krew, ale też innych, których poznała dopiero po debiucie. Większość angielskiej socjety, nie licząc krewnych i przyjaciół panieńskiego rodu, poznała już po skończeniu Beauxbatons, więc była przytłoczona ogromem nowo poznanych ludzi, nie wiedząc, komu może zaufać, a komu nie. Fawleyowie też należeli wtedy do tych „obcych”, bo aż do zaręczyn z Williamem nie miała z tym rodem za wiele do czynienia, zaś sojusz narodził się dopiero z ich ślubu uświęconego już narodzinami dzieci.
Cynthia ją zawiodła. Odtrąciła ją, nie chciała jej, wstydziła się ich znajomości. Cressida opłakała tę stratę, a potem starała się już o lady Malfoy nie myśleć, i prawie nie myślała aż do dzisiaj. Teraz, wśród pogrążonych w półmroku ogrodów lady Nott, wspomnienia znów wróciły. Zarówno przebłyski tych dobrych, ze szkoły, kiedy razem mknęły na grzbietach ateonanów po malowniczych terenach wokół Beauxbatons, a także tych złych, kiedy Cynthia zerwała ich przyjaźń i tym samym ich dawna więź stała się wyłącznie przeszłością. Może miała teraz innych, lepszych przyjaciół i nie potrzebowała małej, rudej Cressidy, zbyt niedoskonałej dla wielkiej lady Malfoy? Och, jak bardzo była kiedyś naiwna, sądząc że Cynthia mogła naprawdę uważać ją za przyjaciółkę!
Nie potrafiła ranić innych ani być podła. Była zbyt dobra, zbyt miła, by powiedzieć Cynthii coś naprawdę nieprzyjemnego, by spróbować skrzywdzić ją równie mocno. Jej słowa zawierały jednak szczery wyrzut, nie zawoalowany za żadnym pięknym kłamstewkiem (tego robić nie potrafiła). Być może obnażyła się ze słabości, pokazała że nadal boli ją dawna krzywda doznana z rąk byłej już przyjaciółki, ale Cressie nie była tak biegła w salonowych gierkach jak Cynthia, nie potrafiła też równie dobrze maskować emocji. Zazwyczaj można było z niej czytać jak z otwartej księgi, a manipulacja nigdy nie była jej drugim imieniem. Jeśli wzbudzała poczucie winy, uczyniła to raczej nieświadomie, choć może w głębi duszy chciała tego, by Cynthia poczuła się winna, by żałowała i może nawet okazała w jakiś sposób, czy żałuje zerwania przyjaźni czy też nie?
Cressida chciała wiedzieć, co kryje się za jej maską, nie tylko tą porcelanową, ale też metaforyczną. Chciała wiedzieć co Cynthia czuje i czy również tęskni, czy może pogrzebała ich dawną znajomość z lekkością i obecnie Cressida już nic dla niej nie znaczyła?
A może jednak resztki sentymentów w niej pozostały, biorąc pod uwagę, jak cichy był jej głos, gdy nadal proponowała jej spacer, ledwie słyszalnie, jakby nie była pewna, czy tego chce. Może nadal bała się tego, co jej rodzina o niej pomyśli i ściszenie głosu było powodowane wstydem? W jej głosie przez chwilę próżno było szukać wyniosłego opanowania, tej maniery charakterystycznej dla wszystkich Malfoyów, ale tylko przez moment, bo szybko odzyskała swoją wystudiowaną pozę godną prawdziwej Malfoyówny. Ukrywała słabości znacznie lepiej i potrafiła operować salonowymi maskami ze znacznie większą wprawą niż Cressida.
Cressie przez krótką chwilę miała ochotę zapytać ją, dlaczego to zrobiła. Dlaczego ją odtrąciła, a teraz jak gdyby nigdy nic chciała spaceru? Ich rozmowie wiele jednak brakowało do naturalnej i miłej pogawędki, była bardzo napięta i niezręczna, zbyt wiele niewypowiedzianych słów i wyrzutów wciąż wisiało w powietrzu, a atmosfera była nieznośnie gęsta. Na tyle, że dziewczątko mimo zimna doświadczyło krótkiego uderzenia gorąca, ale maska zakrywająca górną połowę twarzy przysłaniała zarumienione policzki.
Chciała uciec. Nadal myślała o tym, że powinna odwrócić się na pięcie i odejść, ale wtedy może już nigdy nie będzie miała okazji porozmawiać i dowiedzieć się, dlaczego? Dziś był bal maskowy, może jedyna okazja, by Cynthia chciała spędzić z nią kilka chwil. Na salonach, gdy nic nie będzie maskować ich twarzy, raczej nie nadarzy się zbyt wiele sposobności do rozmowy. Dlatego, z pewnym wahaniem i ociąganiem, w końcu za nią ruszyła.
- J-jeszcze nie – odpowiedziała, zerkając na moment w bok, gdzieś na żywopłot. Nie była na wróżbach, nie składała też kwiatów. Do tej pory spędziła cały czas w dworku, głównie z mężem, ale spotkała się też z siostrą i Alphardem. Czuła że to tylko błahe, nieistotne słowa mające sprawić, by nie zaległa pomiędzy nimi cisza. – Może później, o ile mąż znów nie zaprosi mnie do tańca – dodała nieco zachowawczo, z niespotykanym jak na nią dystansem. Miała też świadomość, że to przez jej małżeństwo, rzecz na którą nie miała wpływu, Cynthia nie chciała być jej przyjaciółką. Ale nie potrafiła długo zachować tego asekuracyjnego dystansu. Zbyt wiele myśli pragnęło się zwerbalizować. – Kiedyś wszystko było prostsze, prawda? W szkole, kiedy jakoś tak łatwiej było zawierać i podtrzymywać znajomości – odezwała się nagle. – Starałam się o tobie zapomnieć, wiesz? Przynajmniej o naszym... ostatnim spotkaniu. Ale i o relacji, która najwyraźniej nie była tym, za co ją miałam. Nie słyszałam o tobie nic przez ponad rok, więc łatwo było po prostu nie myśleć. A teraz... znowu przypomniałam sobie wszystko.
Była bezpośrednia, choć jej głos był cichy i niepewny. Ale naprawdę nie była mistrzynią pokrętnych salonowych sztuczek, masek i ukrywania emocji. Nie powinna pokazywać, że krwawi, ale jednak pokazała. Czuła, że być może więcej się już nie spotkają, choć czy właśnie nie dawała Cynthii do ręki broni, sposobności by mogła po raz kolejny ją zranić? Gdyby potrafiła udać że to jej ani trochę nie obeszło, kontynuować te czcze, płytkie dyskusje o pogodzie, kwiatach czy wróżbach jak gdyby nigdy nic... Tak często wyglądały rozmowy z damami, płytkie i pozbawione głębi, ale przecież z Cynthią kiedyś łączyła ją serdeczna relacja, była kimś więcej niż przypadkową twarzą z salonów, z którą zamieniało się parę zdań na temat sztuki, pogody czy salonowych nowinek, a potem rozchodziło w różne strony. Dlatego nadal, mimo przeżytego zawodu i zranienia, trudno jej było do tego stopnia spłycić tę rozmowę i rozejść się, nie musnąwszy nawet tego, co je poróżniło, w daremnej próbie wyjaśnienia choć części dylematów. Ale może było to tylko masochistyczne rozgrzebywanie starych ran, otwieranie ich na nowo i posypywanie solą, zamiast odgrodzić się od tego, pociągnąć płytką konwersację ze zwykłej uprzejmości i potem odejść z czystym sumieniem, że zachowała się jak prawdziwa lady, z godnością znosząca dawne urazy i nie wygrzebująca ich na nowo.
Ale tak naprawdę przecież tęskniła i liczyła na to, że Cynthia podejmie temat i zdradzi się z jakimikolwiek emocjami. Nie ze wszystkimi szkolnymi przyjaciółkami nadal miała kontakt, a brakowało jej ich, tym bardziej że zawieranie świeżych znajomości z dziewczętami po Hogwarcie było rozciągnięte w czasie, wiele znajomości nadal było zbyt świeżych, by mogła określić je mianem przyjaźni. Kiedyś zresztą, jako dziecko, chyba szafowała tym określeniem łatwiej niż teraz. Kiedyś, zanim została zraniona. Może dlatego teraz zaprzyjaźniała się wolniej i ostrożniej, zwłaszcza w dobie politycznych zawirowań, kiedy bardziej niż kiedykolwiek wcześniej musiała baczyć na to, z kim wypada się zadawać, a z kim nie. Z tymi, którzy głośno wypowiadali się o miłości do mugoli, nie wypadało. Liczyła się ze zdaniem pana ojca i zerwała kilka kontaktów, które mu się nie podobały.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Ścieżki ogrodowe [odnośnik]22.09.19 10:25
Dostrzegła zawahanie, któremu wcale się nie dziwiła; propozycja spaceru musiała być dla Cressidy niezwykle uciążliwa, zwłaszcza odkąd miała pewność, z kim przyszło jej rozmawiać. Lecz czy wypadało odmówić? Pozwoliła sobie na cień uśmiechu, gdy lady Fawley podążyła za nią, powoli krocząc jedną z wydeptanych ogrodowych ścieżek. Był on jednak pozbawiony wesołości, wszak i ona nie czuła się w jej towarzystwie swobodnie i pewnie, choć nie dawała tego po sobie poznać – a przynajmniej starała się, choć była przyjaciółka znała ją na tyle dobrze, by móc zwrócić uwagę na mimowolną zmianę głosu czy nerwową zabawę wachlarzem. Z tego też powodu przez krótką chwilę milczała, dzięki temu odzyskując kontrolę nad swym ciałem, przypominając sobie ton czy gesty, którymi powinna odznaczać się na salonach. Wciąż starała się nie myśleć o tym, co musiała czuć towarzyszka, jak gdyby uświadomienie sobie ogromu bólu, który jej sprawiła, miał pograżyć ją w podobnym cierpieniu. Nigdy tego nie planowała, nigdy nie myślała w ten sposób o przyszłości, lecz zaręczyny Cressidy były wyrokiem dla ich relacji. Nie potrafiła nie być zła na Flintów, że postanowili wydać jej słodką ptaszynę za jakiegoś lorda Fawleya – wszak powinni skierować swój wzrok we właściwą stronę, oddać jej rękę konserwatywnemu szlachcicowi o odpowiednich poglądach…! Lecz mimo całego odczuwanego oburzenia, mimo zawodu i złości, nic nie mogła na to poradzić. Podobnie jak z innymi niedogodnościami wynikającymi z urodzenia, również i z tym musiała nauczyć się żyć.
Przebywanie we Francji złagodziło siłę ciosu. Ich relacja z uwagi na odległość opierała się już wtedy głównie na korespondencji. Nie mogły spędzać ze sobą tyle czasu, co kiedy uczyły się w Beauxbatons. Nie widywały się, nie wybierały na długie wycieczki konne, ani leniwe wieczorne spacery. Wciąż jednak odcięcie się od niej wymagało od Cynthii niesamowitej stanowczości i niezachwianej siły woli. Myślała wtedy o swym ojcu, o jego przekonaniach i wierze w swą najmłodszą pociechę, której za nic nie chciała utracić, a także o poglądach całego rodu. Mimo to zerwanie kontaktów z niegdysiejszą lady Flint okazało się głęboką raną, która przez wiele kolejnych lat odzywała się tępym bólem.
- Oczywiście – odezwała się w końcu, na wzmiankę o mężu reagując bladym uśmiechem. Nie znała go nawet i z uwagi na dzielącą im przepaść światopoglądową nie zamierzała poznawać, obwiniając go również za to, do czego została zmuszona. Łudziła się jedynie, że małżonek Cressidy jest dla niej dobry. A jeśli nie dobry, wszak aranżowane małżeństwa rzadko kiedy bywały szczęśliwe, to chociaż łagodny i wyrozumiały. Musiała odetchnąć głębiej, gdy rozmówczyni porzuciła salonowe gierki na rzecz zwrócenia się do niej wprost. Słodycz lady Fawley wynikała również z faktu, że nie lubowała się w udawaniu kogoś, kim nie była – dzięki temu przez wiele lat czuła się w jej towarzystwie bezpieczniej, zaś teraz musiała stawić czoła rzucanej w twarz prawdzie.
- Kiedyś wszystko było prostsze – przyznała po chwili, a mimo usilnych starań, by zachowywać się tak, jak chciałby pan ojciec, w jej głosie pobrzmiewała melancholia. Za czasów szkoły nie chciała zastanawiać się tym, co przyniesie im dorosłe życie i czy inicjowane przez rody związki nie staną na drodze do utrzymania poprawnych relacji z bliskimi sercu pannami. Tak było łatwiej. – Przykro mi to słyszeć, Cressido – dodała niezbyt elokwentnie, mimowolnie zerkając ku skrytej za ptasią maską twarzy byłej przyjaciółki. Z trudem radziła sobie ze ściskającym pierś smutkiem. Chciała, by towarzyszka zrozumiała, dlaczego się tak stało. Chciała wytłumaczyć, że ochłodzenie ich stosunków wcale nie skreślało słodkich wspomnień, które powinny czule pielęgnować. Lecz, mimo najszczerszych chęci, nie mogła tego zrobić. – Przykro mi, że mój powrót okazał się powodem do smutku. Możesz mi jednak wierzyć – albo i nie, biorąc pod uwagę nadwyrężone zaufanie – że nie miałam na to wpływu. Nikt nie pytał mnie o to, czy chcę wrócić na angielskie salony. – Celowo omijała temat ich ostatniego spotkania i zawodu, który musiała jej wtedy sprawić. Nie potrafiła i nie chciała się do niego odnosić, już i tak nadludzkim wysiłkiem utrzymując na wodzy porywy niewieściego serca. Dławiła się smutkiem, mimo to masochistycznie trwała w tym stanie, stawiając kolejne kroki na ogrodowej ścieżce lady Nott. Mogłaby ukrócić tę rozmowę kilkoma niewybrednymi, bezlitosnymi słowami, które, choć podszyte kłamstwem, przyniosłyby jej upragnioną wolność. Dopóki jednak miała choć tę odrobinę kontroli nad swym życiem, nie chciała ranić Cressidy bardziej niż było to konieczne. – Mam nadzieję, że jesteś szczęśliwa. – Jej słowa były ciche, pozbawione salonowej sztuczności. Nie chciała zastanawiać się nad tym, na ile była przyjaciółka jej teraz nienawidziła i że w zaskakująco szczerej wypowiedzi mogła doszukiwać się podstępu. Z tego samego powodu nie spoglądała ku jej twarzy, zamiast tego wpatrując się przed siebie, w rysujące się przy ścieżce drzewa i krzewy, w miękki, padający z okien rezydencji blask. Tak było łatwiej.



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Ścieżki ogrodowe [odnośnik]23.09.19 0:02
To było dla niej trudne i niezręcznie. W końcu kiedyś Cynthia była jej bliska i chciała wierzyć, że tak będzie zawsze, jednak była już przyjaciółka ją odtrąciła. Zraniła. Teraz spotykały się pierwszy raz od tamtego momentu, był to też pierwszy kontakt, bo Cressie nie pisała do niej nawet listów, przekonana że lady Malfoy i tak spaliłaby je w ogniu, nie chcąc mieć już nic do czynienia z dawną przyjaciółką wydaną za kogoś, kto jej nie odpowiadał. A Cressida nie miała na to wpływu, choć podejrzewała, że jej pan ojciec na pewno marzył o wydaniu jej lepiej, do rodu którego konserwatywne przekonania nie pozostawiały cienia wątpliwości. Matka dopiero niedawno wspomniała jej, że rzeczywiście miał takie plany, nawet pertraktował z pewnym rodem, który ostatecznie nie zechciał Cressidy na narzeczoną dla swego syna... bo była ruda. I zbyt słaba psychicznie, zbyt wydelikacona. Ostatecznie zgodził się ofiarować ją zabiegającemu o jej rękę Fawleyowi, którzy wówczas mieli poglądy neutralne i nikt nie wiedział, że kilka miesięcy później zbłądzą. Na szczęście na krótko, bo potem powrócili na właściwą drogę wspierającą dawne tradycje, a mąż Cressidy oraz jego rodzice od dawna należeli do tej nieco bardziej konserwatywnej i tradycjonalistycznej gałęzi Fawleyów. William czuł się na salonach jak ryba w wodzie, nie wierzył w bzdurną ideę równości, a jako mecenas sztuki promował wyłącznie talenty o czarodziejskim pochodzeniu, nigdy dzieci mugoli. Pamiętał o tym, jak ważne są szlacheckie tradycje i dbałość o utrzymanie czystej linii, choć do Malfoyów naturalnie było mu daleko, Fawleyowie byli dużo bardziej zachowawczy i w pierwszej kolejności byli artystami, nie politykami. Jednak zanim do nawrócenia doszło, Cressie przez pewien czas bała się, że zostanie oddzielona od najdroższego sercu panieńskiego rodu, że ojciec się od niej odetnie i zmusi do tego również jej rodzeństwo, na szczęście tak się nie stało. Gdy Fawleyowie zmienili politykę zawarli również sojusz z Flintami. Gdyby jednak Cressida została pozbawiona relacji z tą prawdziwą rodziną zwiędłaby i zmarniała, a poczucie bycia zawodem i hańbą dla ojca wpędziłoby ją w jeszcze bardziej niezdrowo niskie poczucie własnej wartości, może nawet depresję.
Utrata dawnej przyjaźni nie miała tak silnej mocy oddziaływania jak relacje z ojcem, największym autorytetem w życiu dziewczątka, ale nadal jakiś wpływ był. Cressidę łatwo było zranić, była wrażliwa i delikatna, potrzebowała w otoczeniu przyjaźni i życzliwych sobie ludzi. Najcenniejsze były dla niej przyjaźnie stare, sięgające czasów szkolnych, i żadne nowe znajomości z salonów nie mogły ich zastąpić. Relacje, które zawarła już po szkole, nadal wydawały się dość płytkie i powierzchowne, nie miały za sobą tak pięknej i długiej historii jak te szkolne, również ta z Cynthią.
Ale historia ich znajomości została nieodwracalnie zatruta przez okoliczności, w których ta została zerwana, więc Cressie nie potrafiła myśleć o niej bez jednoczesnej świadomości tego, że to wszystko było tylko do czasu, że później Cynthia nie miała skrupułów, żeby ją odtrącić i zdeptać jej uczucia. Pamiętała więc przejażdżki konne, rozmowy i spacery, a zaraz potem przypominała sobie gorzkie słowa Cynthii podczas tamtego wernisażu we Francji i nie potrafiła się już tymi wspomnieniami cieszyć.
Nie potrafiła udawać kogoś, kim nie była. Cynthia budziła w niej zresztą zbyt silne emocje, by potrafiła beztrosko gawędzić o pogodzie lub sztuce. A kiedyś, gdy były szkolnymi przyjaciółkami, mogły rozmawiać o wielu sprawach. Niestety to była już przeszłość. Teraz rozmowa nie przychodziła Cressidzie ani w ułamku tak naturalnie, jak kiedyś, ale zarazem chciała wykorzystać być może jedyny moment, kiedy mogły porozmawiać, choć wciąż była zdziwiona, że Cynthia w ogóle chciała jej towarzystwa zamiast czym prędzej odejść gdy tylko rozpoznała ją po głosie i charakterystycznej rudości włosów. Dlaczego nie odeszła w poszukiwaniu godniejszego jej uwagi towarzystwa, tylko zaproponowała jej spacer wśród ogrodów?
Czy tylko jej się wydawało, czy i w głosie lady Malfoy zabrzmiał pewien żal, tęsknota za tym, co było kiedyś, gdy w szkole nie wiedziały jeszcze, co przyniesie dorosłość?
- Cóż, skoro już wróciłaś, to na pewno znajdziesz teraz wielu lepszych przyjaciół ode mnie – powiedziała gorzko, z żalem, że nie mogła się w tym gronie znajdować. Że dla Cynthii nie była dostatecznie dobra, by móc nadal nosić miano jej przyjaciółki. Sama też zerwała kilka dawnych relacji, czego oczekiwał od niej pan ojciec, wiedziała jak bardzo to jest bolesne, ale zrobiła to, bo tak trzeba. Nie zamierzała dalej spotykać się z osobami, które otwarcie lekceważyły tradycje, ale nie było takich w jej otoczeniu wielu, przecież już w szkole dbała o to, z kim się przyjaźni. No i przecież ona była godną lady, pamiętającą o tym, co słuszne, nie plamiącą się żadną niestosowną znajomością z osobami o nieczystej krwi – a jednak Cynthia i tak jej nie chciała.
Ile szczerości było w jej kolejnym pytaniu? Czy naprawdę obchodziło ją jeszcze szczęście Cressidy? Jej głos nie brzmiał jak pusta uprzejmość, ale Cressie nie była już pewna, na ile może jej wierzyć.
- Można tak powiedzieć – powiedziała wymijająco. Bo przecież była szczęśliwa, a odkąd Fawleyowie się nawrócili, mogła być szczęśliwa tym bardziej, bo zachowała dobre relacje z panieńskim rodem i nie musiała czuć wyrzutów sumienia, że rodzące się uczucia do Williama stanowią zdradę prawdziwej rodziny. William traktował ją dobrze i z szacunkiem, był dobrym mężem, któremu zależało na tym, by żyło jej się dobrze i spokojnie. Była też szczęśliwą matką jego dzieci, pary rozkosznych bliźniąt, o których istnieniu Cynthia mogła nawet nie wiedzieć, chyba że dotarły już do niej po powrocie jakieś plotki. Kochała swoje dzieci i coraz mocniej kochała też Williama. – Tak, jestem szczęśliwa – dodała z wahaniem, dochodząc do wniosku, że wcześniejsza odpowiedź byłaby nieprawdziwa i krzywdząca dla jej męża, poza tym jako dobra żona powinna mówić że jest szczęśliwa nawet, gdyby nie była. A skoro Cynthia już nie była jej przyjaciółką, to powinna usłyszeć tę politycznie poprawną wersję. W przypadku Cressidy rzeczywiście poprawną, choć pewnie była dość rzadkim przypadkiem lady, która pokochała swego aranżowanego męża. – Mam nadzieję, że ty będziesz również, gdy twój pan ojciec wyda cię za mąż. Na pewno zabiega o ciebie mnóstwo przystojnych adoratorów. Pewnie nawet dzisiaj nie mogłaś narzekać na brak chętnych do tańca?
A obie wiedziały, że było to kwestią czasu. Lady Malfoy była znakomitą partią, bez skazy w postaci rudych włosów, znajomości ptasiej mowy czy słabego charakteru, piękną damą z rodu liczącego się w politycznych kręgach, zwłaszcza ostatnio, gdy jej krewny został ministrem. Potencjalni narzeczeni na pewno będą prześcigać się w zabieganiu o jej rękę, nie będzie mieć tylko jednego adoratora, tak jak ona. Tego w Beauxbatons trochę jej zazdrościła, że była piękna, obdarzona szlachetną urodą i nie musiała się bać o to, że nikt jej nie zechce. Cressida kiedyś się tego bała, dlatego tak zaskakiwały ją zawsze usilne starania Williama, który uchodził za bardzo przystojnego kawalera, obiekt westchnień wielu dziewcząt, tym bardziej że w przeciwieństwie do Cressie uwielbiał brylować na salonach i próżno było go szukać w pobliżu ścian, chyba że wyciągał stamtąd nieśmiałą i zahukaną narzeczoną, a później żonę.
I mimo całego żalu do niej Cressida nie potrafiła życzyć jej źle, więc jej życzenia szczęścia były szczere.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Ścieżki ogrodowe [odnośnik]06.10.19 11:21
Wciąż starała się nie spoglądać ku twarzy Cressidy, dzięki temu zachowując pozorny spokój i wyuczone opanowanie. Chciałaby wytłumaczyć się ze wszystkiego, co między nimi zaszło, odzyskać w jej oczach choćby namiastkę sympatii i szacunku, którym mogła się kiedyś cieszyć, mimo to milczała. Lojalność względem pana ojca, względem całego rodu Malfoyów, była silniejsza od ściskającego pierś smutku. Najgorszym było to, że sama Ptaszyna nie zrobiła nic, by zasłużyć sobie na odtrącenie. Nie ona wybrała sobie męża, nie ona zadecydowała o tym, do jakiego rodu zostanie wżeniona. Fawleyowie co prawda nie sympatyzowali z mugolami, brakowało im jednak stanowczości, by podejmować odpowiednie kroki i ze zdecydowaniem wspierać dążenia tradycjonalistycznej szlachty. Pozostawało mieć nadzieję, że ostatnie zmiany na scenie politycznej nakłonią ich do okazania otwartej wrogości względem niemagicznych, a także zrewidowania dotychczasowych relacji, również tych z Malfoyami. Lecz nawet gdyby ich rody zakopały topór wojenny, czy zmazałoby to doznane krzywdy, sprawiło, że wypowiedziane słowa odejdą w zapomnienie...? To nie było takie proste – lecz nikt nie mógł zabronić Cynthii snucia mało prawdopodobnych, acz dających odrobinę ukojenia wizji.
Była przyjaciółka wylewała swój żal, ewidentnie oczekując reakcji na wypowiedziane przez siebie słowa, ona jednak wciąż nie przestawała milczeć. Wolała udawać, że tego nie słyszała, niż dać upust tłumionemu poczuciu niesprawiedliwości podszytemu irytacją, smutkiem, bólem. Wolała z podniesionym czołem znosić te – zasłużone – komentarze, a nie odnosić się do nich w żaden sposób, by przypadkiem nie powiedzieć czegoś, co przyniosłoby kres tej trudnej rozmowie, lecz tym samym jeszcze mocniej zraniłoby lady Fawley. Zdawało jej się, że jest niezwykle bohaterska w tym upartym odmawianiu komentarza, że dzięki temu przypomina dzielne heroiny wyjęte z kart bliskich sercu dramatów. Nie łudziła się, że odnajdzie tutaj prawdziwe przyjaźnie, a przynajmniej nie w przeciągu najbliższych lat. Potrzebowała czasu i niezbitych dowodów na czystość intencji, by odrzucić podejrzliwość i dopuścić kogoś choć odrobinę bliżej, nie chować się za murem wybudowanym z powściągliwości, nieufności i taktu.
Jej usta wygiął blady uśmiech, gdy idąca przy niej lady lakonicznie kontynuowała zapoczątkowany przez nią temat. Nie spodziewała się niczego innego – utraciła jej zaufanie bezpowrotnie, a gdyby nie to przypadkowe spotkanie w ogrodach Hampton Court, pewnie już nigdy nie rozmawiałyby twarzą w twarz, wprawnie unikając się na salonach, stale trzymając się na dystans. Spojrzała ku jej twarzy dopiero w chwili, gdy Cressida rozwinęła nieco swą oszczędną odpowiedź. Chciała wierzyć, że i tym razem Ptaszyna była szczera, że nie potrafiła kłamać, nie w tej kwestii, lecz przecież obie się zmieniły, w mniejszym lub większym stopniu, zaś niegdysiejsza lady Flint wcześniej od niej wkroczyła w dorosłość, została żoną, może też matką. Nie mogła więc zakładać, że wciąż była tą samą osobą. – Cieszę się w takim razie, że wybór dokonany przez twoją rodzinę nie okazał się błędny – odpowiedziała cicho, siląc się na spokojny ton głosu, ostrożnie dobierając słowa. Mogła ubolewać nad tym, co się wydarzyło, że nie poczekali na innego kandydata, nie zaryzykowali, to jednak nie mogło niczego zmienić. Wyrok zapadł, Cressida zamieszkiwała teraz siedzibę w Ambleside i tak miało pozostać. – Też mam taką nadzieję – odezwała się znowu cicho, bez udawanej wesołości czy pewności siebie. Nikt nie starał się przed nią ukrywać, że wróciła do kraju tylko i wyłącznie po to, by zostać zaręczoną z lordem z odpowiedniego rodu. Śpieszyli się, chcąc jak najlepiej wykorzystać chwilę, gdy Malfoy, do tego jej ojciec chrzestny, sprawował funkcję ministra magii. Do jej uszu dotarły już pewne plotki, niektórzy łączyli ją z Blackami, inni z Yaxleyami, zaś jeszcze inni – Traversami. Lecz czy było w tym choćby ziarno prawdy? Zakładanie, że małżeństwo może jej przynieść szczęście, a pakt, który połączy dwa rody, będzie czymś więcej niż tylko umową handlową, byłoby objawem niezwykłej naiwności. Dlatego też zamiast tego chwytała się myśli, że pan ojciec tanio jej skóry nie sprzeda. Tylko tyle i aż tyle. – Nie mogę też narzekać na brak chętnych do tańca. Jestem tu jednak tylko gościem. Intruzem. Wolałabym być teraz we Francji – ciągnęła dalej, a w jej głosie pobrzmiewały melancholia, smutek, a także nieudolnie skrywana irytacja. Dopiero po wiedzeniu swych słów zrozumiała, jak wielki popełniła błąd i że nie powinna się odkrywać ze swoimi uczuciami, nawet przed nią - a może przede wszystkim przed nią. Przystanęła w pół kroku, próbując robić dobrą minę go złej gry, zapanować nad pojawiających się na policzkach rumieńcem czy bijącym szybciej sercem. Wtedy jednak z ulgą zauważyła, że znalazły się na rozstaju dróżek. Przez krótką chwilę stała tak w milczeniu, spoglądając ku byłej przyjaciółce ze wstydem, tęsknotą i odrobiną złości nieznanego pochodzenia, by w końcu odzyskać kontrolę nad swym ciałem i głosem. – Dziękuję za ten spacer, lady. To była prawdziwa przyjemność. Pozwoli jednak lady, że teraz powrócę do środka, by schronić się przed podmuchami wiatru – odezwała się znowu, tym razem chowając się nie tylko za maską będącą częścią stroju, ale i tą wynikającą z powściągliwości i narzucanego przez względy polityczne dystansu. Po tych słowach skinęła krótko głową, by następnie szybko ruszyć w stronę nęcącego swym blaskiem Hampton Court i pozostawić Cressidę za sobą, zwracając jej w ten sposób należne spokój i ciszę.
Musiała zobaczyć się z ojcem, by przypomnieć sobie o słuszności swej decyzji.

| zt :pwease:



Sanctimonia vincet semper
Cynthia Malfoy
Cynthia Malfoy
Zawód : Dama, historyczka, dramatopisarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna

A wolf is a wolf,
even in a cage,
even dressed in silk.

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t7737-cynthia-m-malfoy https://www.morsmordre.net/t7741-byron https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t8483-komnaty-cynthii https://www.morsmordre.net/t7790-cynthia-m-malfoy
Re: Ścieżki ogrodowe [odnośnik]06.10.19 21:00
Może po ślubie samotność po prostu była jej pisana. A może to specyfika tych czasów, niepewnych i nie sprzyjających dużej ilości interakcji towarzyskich? Lub po prostu jej charakteru, zbyt cichego, wycofanego i nie potrafiącego szybko zawrzeć nowych przyjaźni? Nie potrafiła uznawać krótkotrwałych, świeżych relacji za równie wartościowe co te zapoczątkowane lata temu, dlatego nadal nie znalazło się żadne zastępstwo za Cynthię. Dziewczęta z Hogwartu miały swoje przyjaciółki poznane w szkole, Cressida była dla nich obcą, odciętą od nich na osiem lat w tak ważnym etapie, jak edukacja. I one były obce dla niej, z nielicznymi wyjątkami, które były z nią spokrewnione lub pochodziły z zaprzyjaźnionych Flintom rodów. Choć od jej ślubu minęło już ponad półtora roku, w sercu nadal pozostawała Flintem, do wszelkich zmian dostosowywała się powoli, była wierna temu co stare i sprawdzone, i niechętnie próbowała nowych rzeczy. Niemniej jednak rzeczywiście nie ona zdecydowała o ślubie. To William sobie ją wybrał, a pan ojciec, mając uzasadnione obawy o to, że ta mniej doskonała z jego dwóch córek może nie przykuć uwagi innej partii, w końcu mu ją dał. Cressie była całkowicie pozbawiona pewności siebie i siły przebicia, i w dodatku posiadała skazę w postaci ptakoustości, więc ojciec ucieszył się, że ktokolwiek ją zechciał. Fawleyowie się nawrócili, pamiętali o wadze tradycji, ale nadal pozostawali przede wszystkim artystami nieobeznanymi w wielkiej polityce. I Cressida była artystyczną duszą, stroniącą od spraw politycznych. Mugole i mugolacy zawsze byli jej obojętni, trzymała się od nich z daleka i nie uważała za równych czarodziejom, ale pod wpływem poglądów ojca gardziła postępowymi równościowymi postawami niektórych czarodziejów i odsunęła się od tych spośród dalekich krewnych i znajomych, którzy przejawiali niepokojące i ryzykowne tendencje. Cressida natomiast była konformistką płynącą biernie i ulegle z prądem, byle tylko nie narazić się ojcu ani nie ściągnąć problemów na siebie i swoje dzieci.
Raczej mało prawdopodobny był powrót do dawnej przyjaźni. Dorosłe życie i ślub Cressidy niespodziewanie stworzyły między nimi przepaść, i choć Cressie pragnęła odzyskać przychylność Cynthii i zasłużyć na jej sympatię, czuła że to nierealne. Że dla dawnej przyjaciółki obecnie była nikim i zawsze już będą skazane na obchodzenie się szerokim łukiem. Cynthia na pewno szybko znajdzie wiele nowych przyjaciółek, a Cressida pozostanie samotna i opuszczona, skazana na brak bliskich relacji przez lata, dopóki nie dopuści do siebie którejś z dziewcząt zapoznanych już po debiucie. O ile którakolwiek w ogóle będzie chciała próbować się z nią zaprzyjaźniać.
Cynthia długo milczała, nie odnosząc się do jej słów ani nie zdradzając po sobie emocji. Dlatego też Cressida nie mogła wiedzieć, co dawna przyjaciółka naprawdę myśli, ale niska samoocena podpowiadała jej, że nie jest to nic przyjaznego. Bo przecież teraz już nic ich nie łączyło. Spotkały się przypadkiem i zaraz rozstaną, a później prawdopodobnie już nigdy więcej nie będą miały okazji porozmawiać i być ze sobą szczere. Jeśli nawet gdzieś kiedyś się spotkają, miną się bez słowa i obojętnie jak dwie obce osoby, zupełnie jakby te siedem wspólnie przeżytych w szkole lat nie miało miejsca.
Sztywność i sztuczność tej rozmowy bardzo jej ciążyła, nie miała wiele wspólnego z tym, jak rozmawiały kiedyś. Wtedy Cynthia nie uważała jej za kogoś godnego pogardy tylko dlatego, że nosiła teraz inne nazwisko. Kiedyś były sobie równe i mogły rozmawiać o wielu rzeczach. Teraz Cressie mimowolnie stawiała się w pozycji tej gorszej i wzgardzonej, niechcianej i osamotnionej.
Była z Williamem szczęśliwa, ale może ojciec rzeczywiście popełnił błąd, że zgodził się mu ją oddać? Przez pewien czas w istocie żałował tej zgody, a sama Cressida miewała niekiedy poczucie, że William był dla niej zbyt dobry, że na niego nie zasługiwała i może powinna być z kimś bardziej podobnym jej ojcu, kimś kto zamiast na siłę próbować przydać jej wartości i nauczyć pewności siebie, traktowałby ją surowo jak pan ojciec, i widziałby ją podobnie jak ona widziała siebie – jako niedoskonałą i wybrakowaną? Nie umiała czuć się jednostką pełnowartościową, a już na pewno nie w chwilach, gdy (po raz kolejny) odrzucała ją przyjaciółka. Była, ale niegdyś dla niej ważna. Cressida bardzo żałowała, że musi tak być, że nie mogą nadal się przyjaźnić, ale to Cynthia nie chciała. Dziewczątko nie zerwałoby ich przyjaźni z takiego powodu jak ślub, dla niej nic by się nie zmieniło, ale dla lady Malfoy zmieniło się wszystko. To Cynthia była więc winną rozpadu ich relacji, ale mimo to ten fakt i tak ugodził w jej niezdrowo niskie poczucie własnej wartości i kazał jej obwiniać również siebie, że nie może być dla Cynthii dobrą przyjaciółką. Podejście niezdrowe, ale cóż poradzić, że pan ojciec do tego stopnia popsuł kruchą psychikę młódki?
- Też tęsknię za Francją – przyznała. Brakowało jej czasów Beauxbatons, szkolnej beztroski. Ale wiedziała też że jej ojciec nie widział tamtejszej socjety jako równie wartościową co ta angielska, więc i ona przyjaźni wolała szukać wśród członków brytyjskich rodów należących do Skorowidzu. – Ale to tu jest nasz prawdziwy dom – dodała, zdając sobie sprawę, że Cynthia przed chwilą zdradziła się z jakąś prawdziwą myślą, prawdziwym uczuciem, które wydarło się spod maski idealnej, powściągliwej damy. Wreszcie coś prawdziwego w tej rozmowie, ale szkoda, że nie dotyczącego ich relacji. Cressie tak bardzo chciała wiedzieć, czy Cynthia w jakiś sposób za nią tęskniła, ale nie dowiedziała się tego i chyba już nigdy nie dowie.
Dotarły do rozstaju dróg. Zarówno dosłownie, jak i w przenośni.
- I ja dziękuję za spacer i rozmowę, lady Malfoy. – Dopiero po chwili odpowiedziała na te kolejne przesycone sztuczną uprzejmością słowa, akcentując tytuł i nazwisko towarzyszki, co zabrzmiało w jej ustach gorzko i oschle, a przynajmniej próbowała, by tak to brzmiało. W jej głos wkradł się smutek i wyrzut, ale po chwili, po rzuceniu Cynthii jeszcze jednego, ostatniego spojrzenia, odwróciła się na pięcie i pospieszyła w odwrotną stronę niż ona, z powrotem w głąb ogrodów. Pod maską po jej policzkach zaczęły spływać łzy, a gdy już miała pewność, że Cynthia jest daleko i nie może jej usłyszeć, rozpłakała się samotnie wśród cichych, pogrążonych w półmroku żywopłotów. Póki co nie chciała wracać do dworku, nie chciała by wszyscy widzieli, że płakała. Nie myślała nawet o tym, że jest zimno. Musiała się uspokoić.

| zt.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley

Strona 3 z 3 Previous  1, 2, 3

Ścieżki ogrodowe
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach