Wydarzenia


Ekipa forum
Biblioteka
AutorWiadomość
Biblioteka [odnośnik]03.07.16 23:51
First topic message reminder :

Biblioteka

Leżąca w północnym skrzydle biblioteka jest miejscem często odwiedzanym przez gości lady Nott, głównie z powodu bogato zdobionego sufitu. Namalowany fresk odnosi się do historii rodu Nottów, przedstawiając między innymi Robina z Loxley i piękną lady Marion. Biblioteka Adelaide Nott słynie również z niezwykłych kolekcji czarodziejskich ksiąg, których tytuły budzą zarówno zainteresowanie jak i szacunek. Regały ułożone są wzdłuż ściany po obu stronach pomieszczenia, na środku którego stoją globusy pochodzące z VIIw. Przodkowie Lorda otrzymali je od żeglarzy, ponoć w podzięce za finansowe wsparcie ich wypraw. W tym miejscu zazwyczaj panuje cisza i spokój, a słoneczne światło wpada do środka za sprawą wysokich okien, czyniąc to pomieszczenie doskonałym zakątkiem dla samotników.


Magiczne alkohole

Każdy sabat u lady Adelaide Nott słynie ze swojego przepychu, którego nie mogło zabraknąć i w wyborze alkoholi czekających na spragnionych dobrej zabawy czarodziejów. Złote tace lewitowały po sali, pokryte szkłem różnej maści, w którym kryły się rozmaite rodzaje trunków. W tym roku, ze względu na skrywane za maskami tożsamości gości, koktajle kryły w sobie dodatkowe magiczne efekty czyniące całun tajemnicy okrywający całą zabawę jeszcze grubszym.

Aby pochwycić kieliszek z przelatującej obok tacy, należy w pierwszym poście na wydarzeniu wykonać rzut k20, a następnie zinterpretować go zgodnie z poniższą rozpiską.


Wybór kieliszka:


Jemioła

Według tradycji gałązki jemioły wieszane są w domach przy suficie lub nad drzwiami w czasie Świąt Bożego Narodzenia i Nowego Roku. Jemioła ma przynieść domowi i jej mieszkańcom spokój, pomyślność i szczęście w zbliżającym się czasie. Jest także symbolem odnowy, która ma odstraszać złe i niechciane moce, a zapraszać te niosące przychylność i dostatek.

Istnieje tradycja, według której każdy gość przekraczający próg posiadłości powinien zerwać jedną z jagód jemioły i zabrać ją ze sobą. Ma to symbolizować pokój między rodami, wspólną sprawę, a także chęć dzielenia się szczęściem. Każdy, kto zabierze jedną z jagód jemioły, zobowiązany jest do wpisania tego w aktualizacjach celem dopisania składnika alchemicznego do ekwipunku.

Nie można jednak zapomnieć o najważniejszej cesze tej symbolicznej rośliny. Każda para, która znajdzie się pod jemiołą, powinna się pocałować. Jemioła symbolizuje płodność i witalność, a także wpływa na jakość pożycia małżeńskiego. Czarodzieje niejednokrotnie przekonali się już, jak wielki wpływ na życie może mieć świadome omijanie tradycji i wiedzą, że nie należy tego robić.




Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 23.07.21 20:39, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Biblioteka [odnośnik]05.08.16 15:22
- Największe komplementy należą się Emery, ja tylko jestem żywą reklamą – odpowiedziała zgodnie z prawdą. Chociaż Constance była naprawdę marudną klientką, dobrze potrafiła dogadać się z przyjaciółką zarówno na stopie prywatnej jak i biznesowej. Znały się tyle lat, że czasami nie potrzebowała dodawać żadnych pobożnych życzeń do zamówienia, a Emery trafiała w dziesiątkę. Może więzy krwi sprawiały, że potrafiły sobie czytać w myślach? Wpatrzona w zimowe błonia Nottów zachwycała się widokiem. Delikatny puch osadzał się na iglakach, które zachwycały zielonym kolorem. Chciała zobaczyć gwiazdy, lecz musiałaby się wspiąć na parapet i mocno się wychylić. Ciągle pragnęła wyjść, poczuć śnieg pod trzewikami, zgnieść go w swoich dłoniach. Lubiła jak zimno delikatnie rozchodziło się po kończynach, przypominając jej o sile natury. To właśnie ona stanowiła największą inspiracje podczas badań. Zwykła przesiadywać na swoim parapecie godzinami, a teraz każdego dnia żegnała się z rodowymi ogrodami, uzmysławiając sobie, że będzie musiała pokochać inne błonia. Wirowało ciągle w głowie, a Constance nagle poczuła, iż musi zrobić coś, czego nigdy nie robiła.
- Nauczycie mnie palić? – spytała, obserwując jak gęste kłęby dymu łączą się z lodowatym powietrzem. Chociażby miała się przeziębić, co nie było częste u czarodziejów, nie chciała się ruszyć z parapetu. Pokręciła głową na jakiekolwiek propozycje zajęcia fotelu. Było jej niedobrze, a alkohol podpowiadał same złe rzeczy. Powinna znaleźć Arthura, najlepiej to powiedzieć wszystko, co ma na końcu języka i zerwać absurdalne zaręczyny. Skąd pojawił się pomysł buntowniczej walki z oczywistościami świata? Emery sama wyrwała się do odpowiedzi, co uratowało Constance przed wypowiedzeniem na głos zdania na temat trudnych pytań.
- A kto wygrał? – spytała zaciekawiona Cassiusa, bojąc się, że może usłyszeć imię swojego narzeczonego. Nie zniosłaby tego, że ona z tej pary przegrała, a on… Niespecjalnie wiedziała jak się gra w bakarat. Nie była nigdy za grami. Strach przed przegraną przeważał nad chęcią zabawy. Może nie potrafiła się na tyle odprężyć, aby czerpać z tego przyjemność? Wszędzie widziała rywalizację. Zielona na twarzy pokręciła jeszcze raz głos na jakiekolwiek aluzje na temat jej stanu.
- Dobrze mi tu – stwierdziła, chociaż czuła gęsią skórkę i dreszcze – Czy powinnam znaleźć Arthura? – spytała, nie mogąc ukryć niechęci przed Cassiusem. Pijana traciła hamulce, a gdy uzmysłowiła sobie, co w zasadzie powiedziała, uniosła ręce do ust, zakrywając je. Najlepiej jakby w ogóle zniknęła już w kominku i poszła spać. Jakże szybko skończy się dla niej ten sabat! Szalone pytania ciotki i jej wyskokowe wino.



lost through time and that's all I need
so much love, the more they bury

Constance Lestrange
Constance Lestrange
Zawód : badacz zaklęć
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Pięknej duszy obce są mroki życia.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka - Page 2 E375e1f9469fca983adeb5f768d65da4
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2661-constance-lestrange#42512 https://www.morsmordre.net/t2834-okienko-connie#45604 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t2788-sypialnia-constance https://www.morsmordre.net/t2806-skrytka-bankowa-nr-689#45375 https://www.morsmordre.net/t2790-constance-lestrange
Re: Biblioteka [odnośnik]25.08.16 19:29
Pozwolę sobie stwierdzić, że nawet najlepsze, krawieckie dzieło Parkinsonów na szlamie nie prezentowałoby się w połowie tak dobrze, jak prosta kreacja na tobie, Constance — Tym oto sposobem, dość okrężnym prawił komplement, poruszając jednocześnie kwestie istotne dla ich małego zgromadzenia. Towarzystwo dwu pięknych dam najczystszego pochodzenia może i nie było dla niego idealne, jednak miał przy sobie swoją ulubioną kuzynkę Emery oraz dosyć bliską kuzynkę Constance, której to pasje i intelekt sprawiały na nim piorunujące wrażenie. Wprawdzie nie okazywał tego, lecz w duchu był naprawdę rad, że połowa jego krwi należała do Lestrange'ów. Wyśmienita kompozycja, bez dwóch zdań.
Emery, Emery, dasz wiarę, że upojone alkoholem cioci Adalaide towarzystwo lordów nie wywołało żadnej burdy? — rzucił w przestrzeń pytanie, zaciągając się obfitą porcją papierosowego dymu. Nadmiar wypitej nalewki wzbudzał pragnienia, którym nie potrafił należycie ulec. Niemniej jednak bardzo starał się wyglądać na porządnego tak długo, jak nikt inny im nie przeszkadzał. Z resztą wyrażał pewne zwątpienie, iż ktokolwiek zechce baraszkować pośród ksiąg, choć minął po drodze kogoś znajomego. Nie przejmował się tym, wszak w obecności swoich drogich kuzynek nie mogło zdarzyć się nic zdrożnego. Nikt też nie wyrażał chęci dołączenia do ich wąskiego, wyjątkowo dobrze dobranego grona, co z kolei pozwalało Cassiusowi zachować nieco więcej swobody. Przy nich nie musiał udawać nonszalancji serwowanej szlachcicom zaproszonym na sabat. W całkowitym spokoju oddawał się przyjemności palenia tytoniu, mnąc w ustach odpowiedź na pytanie panny Lestrange. Zdołał jedynie unieść brwi ku górze, oznajmiając zdumienie. Nie spodziewał się, że Constance wypiła aż tyle, by próbować nowych przyjemności, ale kimże był, aby jej tego zabraniać. Posłał jedynie nieco dłuższe spojrzenie w stronę Emery, wyginając wargi w salonowym uśmiechu.
Czyń honory, moja droga — rzucił luźno, zachęcając ją do przeciągnięcia kuzynki na ich stronę. Osobiście nie chciał mieszać się w coś takiego. Z resztą obserwowanie sytuacji było aż nadto zabawne, by miał sobie odpuścić, ale i tak wiedział, że tym samym nie zdoła uniknąć kilku kompromitujących odpowiedzi.
Zdaje się, że nalewka cioci nie spoczywała w moich rękach zbyt długo. Wychodząc, widziałem lorda Carrowa słaniającego się na krzesełku... ale na szczęście to nie jemu przypadła wygrana. Lord Selwyn, Caesar i mój drogi kuzyn Percival zgarnęli nagrody. Chociaż osobiście liczyłem na małą burdę, kiedy lord Black odsłonił swoje karty przed obstawieniem. — Poruszył barkami w ramach bezgłośnego westchnienia, przypominając sobie o jeszcze jednej informacji, którą pragnął poznać.
A która z was odebrała zaszczyty z rąk lady Nott?


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Biblioteka [odnośnik]01.09.16 22:25
Nierzadko przyjmowała komplementy czy to dla swoich kreacji, czy też tych wypuszczonych pod znakiem Domu Mody. Przyzwyczaiła się do tego, że stroje były postrzegane jako małe dzieła sztuki, dlatego zwykle reagowała uśmiechem, w którym można było zauważyć cień dumy; tym razem nie było inaczej.  Z krytyką spotykała się rzadko, a jeśli już to tylko od osób, które nie miały pojęcia o modzie i zadowalały się kreacjami z podrzędnych miejsc według Emery nie mających prawa zwać się nawet pracowniami. - Masz całkowitą rację, Cassiusu, właśnie taki efekt zawsze pragniemy osiągnąć... Za to ty, mój drogi, mam nadzieję, że oczarujesz tego wieczora niejedną pannę na wydaniu. Jak mogłoby być inaczej... - zlustrowała pobieżnie sylwetkę kuzyna. Gdyby chciał, mógłby i narzeczoną. Nie mogła nie czuć się dziwnie z myślą, że wkrótce to nastąpi. Choć wyrosła już ze swojego młodzieńczego postrzegania starszego kuzyna, który stanowił pewnego rodzaju niedościgniony wzór i obiekt pierwszych westchnień, wciąż czuła się nieswojo z myślą o rodzinnych obowiązkach jakie spoczywały na każdym z nich. Czyżby była zazdrosna? A może obawiała się, że panna, która zostanie mu przedstawiona skradnie jego serce na własność? Nie powinna martwić się na zapas, na pewno nie dzisiaj, kiedy mieli świętować nadchodzący rok. - Och doprawdy? Czyżbyś liczył na jakąś awanturę? - kąciki ust zadrgały lekko. W Cassiusu miała partnera w zbrodni, oczy tam, gdzie być nie mogła. Odpowiednie artykuły na pewno zapełniłby strony kolejnego wydania Czarownicy, zresztą nie powinna się obawiać - noc była młoda i na pewno za obfituje wieloma wydarzeniami, które będzie można odpowiednio omówić. - Constance, naprawdę nigdy wcześniej nie paliłaś? - śmieje się, jednak wstaje z fotela, by podać kuzynce paczkę papierosów. Jeśli nawet okaże się to całkowitym fiaskiem, zabawa będzie przednia, o ile nikotyna nie wzmocni szkód wyrządzonych alkoholem. - Wciągnij powietrze i potrzyj koniec papierosa, by się odpalił. Wydmuchaj i spróbuj wciągnąć dym głęboko do płuc - rzuciła konspiracyjnym szeptem, jakby była to jakaś wielka tajemnica. Przypuszczała, że skończy się to wszystko kaszlem i łzami stającymi w oczach. Constance czasami wydawała się niewinna aż do przesady, jednak pewne umiejętności, choćby palenia, są przydatne, szczególnie gdy nadchodzące miesiące zdają się być napięte. - Zostań z nami, Arthur jeśli zechce, na pewno cię odnajdzie - nie chce oddawać Constance w łapy Slughorna, w okresie narzeczeństwa i po ślubie - do którego o ile w ogóle dojdzie! - będzie miała na dość sposobności, by towarzyszyć u boku swojego wybranka. Zresztą przypuszczała, że Slughorn siedzi w swojej pracowni nad parującym kociołkiem z jakąś paskudną cieczą i ani myśli stawić się na przyjęciu lady Nott. Tak, to bardzo w jego stylu. Że też pasje narzeczonych tak bardzo się rozmijały - być może to i lepiej? Nie będą musieli się ze sobą kontaktować, jednak ileż można stawiać się na przyjęciach bez wybranka serca rodziców?
- Mówisz, że lord Carrow nie zna umiaru? - zagłuszyła chichot, zasłaniając dłonią usta. Zbierała coraz to ciekawsze informacje - nie obchodzili ją zwycięzcy, co ci którzy ewidentnie mieli dość już na początku wieczora. - Co śmieszniejsze, to właśnie córka lorda Carrowa wykazała się największą wiedzą, a raczej umiejętnościami gospodarowania ją pod wpływem alkoholu - cały konkurs nie ukazywał prawdziwej wiedzy - był raczej popisem refleksu, mocnej głowy i szczęścia przy typowaniu; nic dziwnego, że trzeźwość zwyciężała nad zamroczeniem krążącymi we krwi procentami. - Najwyraźniej ojciec powinien uczyć się od córki.
Emery Parkinson
Emery Parkinson
Zawód : Projektantka mody
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
Appear like the innocent flower, but be the deadly snake beneath it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Biblioteka - Page 2 UEahsES
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2503-emery-parkinson#39082 https://www.morsmordre.net/t2633-poczta-lady-parkinson#41954 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f258-gloucestershire-dwor-parkinsonow https://www.morsmordre.net/t2766-skrytka-bankowa-nr-684#44751 https://www.morsmordre.net/t2744-emery#44244
Re: Biblioteka [odnośnik]28.09.16 22:16
Nieznacznie poruszając barkami, pysznił się posiadaniem kreacji z rąk samej Emery. Mimo nieznacznego upojenia alkoholem lśnił własnym blaskiem, ciesząc się również obecnością drogich kuzynek. Ich towarzystwo niewątpliwie utrzymywało go w dobrym nastroju, co też okazał lekkim schwyceniem palców Emery, by musnąć je wargami w ledwie wyczuwalny sposób. Rzadko pozwalał sobie na tak śmiałe kroki, lecz w jej obecności nie musiał obawiać się zagrożenia. Znał ją doskonale z niemałą wzajemnością, gdy w końcu odarł siebie z wstydliwych sekretów. Oczywiście nie oznaczało to, że wiedziała o swoim kochanym kuzynie wszystko. Wciąż ukrywał kilka spraw, które nigdy nie powinny wyjść na światło dzienne. Dawało to jednak sygnał, iż właśnie dzisiaj nadchodził kolejny rok ukrywania tajemnic pod grubą warstwą ułudy i konfabulacji, którą karmił swoje towarzystwo powoli, sycąc je maleńkimi kawałkami tak, by ich głód nie został zaspokojony zbyt szybko. — Znasz mnie — mrugnął porozumiewawczo do kuzynki — nigdy nie przepuściłbym okazji do obejrzenia kolejnej bezsensownej bijatyki pijanych arystokratów — dokończył nazbyt wesołym tonem. Osobiście raczył się wysublimowaną perorą oraz zręcznym lawirowaniem pośród niepewnych argumentów politycznej dywagacji, co przekładało się na stanowcze unikanie bezpośrednich rozmów. Nie widział w nich szczytnego celu, choć czasami potrafił zmusić się do postawienia faktów prostolinijnie na tyle, na ile pozwalało mu odebrane wychowanie. Nie mógł przecież tak łatwo zrezygnować z wysokich standardów, które tak sobie cenił.
Wygiął wargi w namiastce uśmiechu, słysząc to pytanie. Oto Constance, kolejna z dam, łamała pewne konwenanse i, co dziwniejsze, nie uraziło go to w żaden sposób. Chęć spróbowania nałogu, z którym miał styczność od lat, traktował u innych jako ciekawe doświadczenie, które być może przekona ich do niesięgania po tę używkę, choć z drugiej strony tytoniowy dym towarzyszący jego osobie prezentował się dużo lepiej niż podejrzane stany po czymś gorszym. Albo po solidnej porcji alkoholu ciotki, który wprawiał w zdecydowanie zbyt lekki humor. — Nie, absolutnie nie chodzi mi o tego lorda Carrowa. Deimos Carrow, zdaje się, chociaż kto tak naprawdę wie, kto wypił najwięcej. Wiesz, że nie uprawiamy wspólnego szydełkowania — zaśmiał się gardłowo, zerkając w stronę regałów prowadzących ku wyjściu. — Nie powinniśmy znikać na tak długo z oczu innych. Nadgorliwość niektórych dam nie zna granic. Idziemy? — zapytał jeszcze, użyczając ramienia obu swoim kuzynkom, by mogły mu dalej towarzyszyć dzisiejszego wieczora. Cóż, jedna z nich towarzyszyła Cassiusowi do samego końca.

| z/t dla nas


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Biblioteka [odnośnik]03.01.18 15:22
21 czerwca, przed północą
Spóźnił się. Nie zamierzał przekładać spraw powierzonych mu przez ojca na później, dlatego też w lekkim pośpiechu kierował się teraz w stronę wejścia do Hampton Court. Opuszczenie początku sabatu było mu na rękę, a tłumy arystokratów miały zatuszować jego nieobecność, gromadząc się w murach posiadłości. Szybkie pokonanie schodów głównych nie sprawiło mu problemu, chociaż mocował się w tym samym czasie z muchą, którą do niedawna trzymał w kieszeni. Wychodząc ze swoich komnat w Fenland, Morgoth czuł jak bardzo nie chciał się nikomu pokazywać tej nocy. Wolałby zostać samemu w pustym pałacu i spędzić ten czas na rozmyślaniu nad kolejną już wątpliwością, która pojawiła się w jego umyśle, a dotyczyła transmutacji. Wiedział jednak że nie miał wyjścia, dlatego też patrzył w tym momencie na znajomy budynek, który przyniósł jego rodowi wielką tragedię, a jej następstwa po dziś dzień były odczuwalne. Samo wspomnienie rozlanej na posadzce krwi nestora sprawiła, że jego niechęć do Hampton Court jedynie wzrosła. Pnąc się w górę ku wejściu, zastanawiał się czy przekazał w Fenland wszystkie instrukcje - wydawanie odpowiednich poleceń służbie na przygotowanie komnat po powrocie przebywających u lady Nott w gościnie Yaxleyów spadło na jego barki. Ojciec, matka, Rosalie, Cyneric, Liliana - wszyscy już byli na miejscu, a jedynie on pozostał jeszcze w Yaxley's Hall, skąd miał dołączyć do rodziny o późniejszej porze. Tylko przyjdź, powiedziała mu matka, żegnając się z synem i patrząc na niego wymownie. Wiedziała, że jak każdy ze swojego rodu nie przepadał za podobnymi uroczystościami; szczególnie teraz. Najwidoczniej niewłaściwa pora nie przeszkadzała szlachetnej krwi w zabawie pełną piersią. A on musiał im towarzyszyć. Zdawał sobie sprawę, że jego nieobecność w końcu byłaby zauważona i wywołać nieprzyjemne, niewygodne pytania. Zamierzał pojawić się na kilka godzin i przetrawić towarzystwo, które od długiego czasu napełniało go niczym więcej jak jedynie niesmakiem. Świętowanie w tak gorącym dla wszystkich okresie nie było rozsądne.
- Sir - lokaj stojący u kolosalnych drzwi, wskazał dłonią obleczoną w białą rękawiczkę na własną muchę, wymownie patrząc również na tą u Morgotha. Yaxley skinął mu głową i zaraz pociągnął delikatnie oba końce, by ją wyrównać i by nie było widać żadnych zagnieceń. Od razu skierował się w stronę biblioteki, skąd mógł przedostać się znacznie szybciej do głównych pomieszczeń i znajdujących się tam zaproszonych gości. Nie zamierzał jednak wchodzić przez największe drzwi sali, by pokazać wszystkim, że w końcu dotarł na miejsce, dlatego też wybrał drogę, którą pamiętał jeszcze z pechowego, grudniowego sabatu. Jedna ze starszych wdów z rodu Nott wspomniała mu o nim w trakcie opowieści na temat tajemnych przejść rozsianych po całej posiadłości. Morgoth przyjął ten pomysł z niemałą ochotą - i nie ze względu na tajemnice. Podejrzewał, że biblioteka stanie się dla niego pomieszczeniem chwilowego wyciszenia i ucieczki od hałastry bawiącej się na salach balowych. Nie lubił tak sporych zbiegowisk, a ostatni ślub Rosalie i Cynerica, choć wspaniały w każdym detalu, zmęczył go wystarczająco. Zaproszenie od lady Adelaidy Nott było więc przyjęte przez niego z ciężkim westchnieniem, jednak nie było mowy o jego odrzuceniu. Szczególnie że reszta zamieszkujących Yaxley's Hall bliskich zamierzała na przyjęciu się pojawić. Każde z nich reprezentowało rodzinę i każde z nich musiało tam być bez względu na własne obiekcje.
Drzwi biblioteki otworzyły się przed nim bez użycia ludzkich rąk, a po chwili od pięknie zdobionych ścian i sufitu odbijały się odgłosy męskich kroków na marmurowej posadzce. Nie podejrzewał, że ktoś miał też się tutaj znajdować właśnie teraz i szukać spokoju. Niecałe kilka chwil przed północą zawsze było najgorętszymi momentami zwabiającymi gości jak ćmy do ognia. Dlatego też zajęty poprawianiem mankietów, nie dostrzegł przed sobą majaczącej, kobiecej sylwetki. Sylwetki, którą bardzo dobrze znał i na której natknięcia absolutnie się nie spodziewał. Nic jednak nie byłoby w stanie przygotować go na to spotkanie.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Biblioteka [odnośnik]05.01.18 20:55
Powiedzieć, że nie lubiła takich spotkań to trochę za dużo. Chodziło bardziej o to, że czuła się na nich dość niekomfortowo. Odzwyczaiła się od tego tłumu, spojrzeń, nawet od ludzi, którzy kiedyś byli jej codziennością. Odzwyczaiła się od pięknych strojów, robiących wrażenie aranżacji i ciężaru historii, którą było czuć w każdym zakątku tego miejsca. Nie czuła się w obowiązku by tu dzisiaj przychodzić. Wręcz przeciwnie. Przyzwyczaiła się już przecież do komentarzy na swój temat. Rozsądek jednak podpowiadał jej, że gdyby się tutaj dzisiaj nie pojawiła to już całkowicie straciłaby w oczach ludzi, których uważała za ważnych. Choć była indywidualistką nie zważającą na zasady i ludzi, którzy czegoś od niej wymagali to nie chciała zawodzić wszystkich po kolei. Nie chciała wyglądać na skończoną, a chyba właśnie taka w wielu spojrzeniach była. Lucinda nie wiedziała czy to była już hipokryzja czy tylko jej odłam, ale po przyjściu tutaj szybko zrozumiała, że potrzebuje odpocząć. Sztuczne uśmiechanie się do sztucznych osobistości po prostu ją męczyła. Udawanie, że wie o tych wszystkich romansach, ślubach, szerzących się plotkach było łatwiejsze niż mówienie wprost co się o tym myśli, a szlachcianka naprawdę myślała dużo. Jej rodzina w wielu kręgach była uważana za kłamliwą; w ostatnim czasie nawet za pozbawioną skrupułów. Oczekiwano od niej takiego właśnie zachowania, a ona nie wyobrażała sobie pokazywać prawdziwej siebie ludziom, którzy szczerze na to nie zasługiwali. Blondynka zdawała sobie doskonale sprawę z tego jak to wszystko w ich społeczeństwie funkcjonowało. Bardzo często można było stawać na głowie by wypaść wprost idealnie, ale znajdą się osoby, które w tobie znajdą nawet najmniejszą rysę. Często te rysy były czymś wyróżniającym się; jakąś wyjątkowością, z którą szlacheckie społeczeństwo nie potrafiło się utożsamić. W ich mniemaniu Lucinda miała w sobie bardzo wiele rys i tak naprawdę nigdy nawet nie próbowała w sobie tego zmienić. Ubrana w długą i skrzącą się srebrem suknie przemknęła przez największe sale w poszukiwaniu swojego własnego zacisznego kąta. Wiedziała, że niedługo będzie musiała tam wracać, w końcu czekał ją jeszcze taniec na lodzie, ale chyba po prostu potrzebowała chwili dla siebie. Przypomnienia sobie, że tak naprawdę nic się nie zmieniło, a ona nadal jest tą samą Lucindą; tą samą, która wbrew wszystkim głosom swoich bliskich była sobą. Chłód biblioteki ją zaskoczył. Nie spodziewała się znaleźć w całej posiadłości jednego tak chłodnego miejsca; podejrzewała, że nawet tafla lodu miała się jej topić pod stopami. Przyszła tutaj wiedząc, że zbliża się już północ i tak naprawdę już dawno powinna przemykać między gośćmi w poszukiwaniu idealnego partnera. Prawdą było, że Lucinda nie wierzyła w idealność czegokolwiek. Nikt nie był doskonały… świat nie był doskonały i to właśnie było w nim piękne. Stanęła obok regału z książkami łaknąc powietrza i chłodu; wyciszenia. Kiedy drzwi otworzyły się ponownie odwróciła się spoglądając na stojącego przed nią Yaxleya. Dawno się nie widzieli. Tak wiele się wydarzyło odkąd ostatni raz ze sobą rozmawiali i tak wiele zdążyło się zmienić. A jednak niektóre rzeczy chyba nigdy się nie zmieniały. Na początku zaskoczona tylko drygnęła w szlacheckim ukłonie, którego używała już dzisiejszego wieczoru tak wiele razy. Kiedy się wyprostowała kącik ust drgnął jej w uśmiechu. - Zbyt gwarnie – mruknęła jakby chciała wytłumaczyć swoją obecność w bibliotece. Jakby chciała, żeby wiedział dlaczego wybrała to miejsce, a nie pełną ludzi salę. Nie musiała się wysilać. Była pewna, że zrozumie.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Biblioteka [odnośnik]05.01.18 21:49
Nie wybrali sobie takiego życia, jednak musieli ponosić odpowiedzialność za świat, w którym przyszło im istnieć. Rozumiał to i nie bał się spojrzeć tej prawdzie w oczy. Nauczony szacunku do własnej krwi i korzeni był w stanie z łatwością przeciwstawić się każdemu nawet najdrobniejszemu słowu, które atakowało dobre imię jego rodziny lub statusu. Nie było jednak w tym krzty cynizmu, a zwyczajna wiara w swoje działania. Gdyby nie pokładał żadnego sensu w podejmowanych decyzjach, nie zaszedłby tak daleko i nie miał żadnej motywacji. Każdy błąd zostałby mu wytknięty z bolesnymi skutkami nie dla niego samego, ale dla rodu do którego przynależał i dbał o dobrą reputację. Dlatego musiał się chociażby pojawić na tym bezwartościowym przyjęciu, które zganiało arystokratów jak owce łaknące sytego posiłku. Wiadomym było, że znajdowali się tam znaczący coś ludzie. Jednak to coś było tak ulotne, złudne i fałszywe, że Morgoth czuł ten smród jeszcze zanim przekroczył próg posiadłości. A jednak też tam się znajdował. Przybiegł jak na zawołanie. Tego oczekiwano. Tego wymagano. Jeśli ktoś by mu powiedział, że ów spotkania były dobrowolne, uznałby, że ktoś taki nigdy nie żył wśród szlachciców. Nic nie mogło go wytłumaczyć z braku obecności, chyba że poważna choroba lub nagły wyjazd, jednak najgorsze ataki Ondyny minęły. Wciąż miał w pamięci anomalie, przez które o mało nie udusił się na wyprawie w poszukiwaniu antycznego smoka. Był na siebie wściekły za to, co się tam wydarzyło. Podświadomie wiedział, że nie mógł mieć na to wpływu, ale nic to nie zmieniało. Zawiódł nie tylko siebie, ale głównie Tristana, który na nim polegał i obłożył go tak wielkim zaufaniem. Nie oznaczało to jednak że miało to w jakikolwiek zdominować myśli Yaxleya w następnych dniach. Nie zamierzał się nad sobą rozwodzić - miał coś zupełnie innego do zrobienia i oczekiwano od niego pełnego zaangażowania. Nie chodziło wszak jedynie o przygotowania do wyprawy do Azkabanu, chociaż Morgoth oszczędzał się nawet ze snem, wertując kolejne książki o transmutacji i animagii, by jak najlepiej spełnić swoje zadanie. A mimo to dalej nie czuł się gotowy... Jeśli kiedykolwiek miałby być. Obchodziły go również sprawy bardziej przyziemne. Nawet jeśli ojciec nie wspomniał słowem o zapanowaniu nad służbą czy gośćmi po hucznym weselu Rosalie i Cynerica, Morgoth wszystko kontrolował. Nic dziwnego że sprawy domu przeszły na niego. Odkąd matka zachorowała, obowiązki związane z prowadzeniem posiadłości i dbaniem o dobro każdego z mieszkańców zależały od niego. Ojciec jako nestor miał wystarczająco sporo na głowie, by nie poświęcać się czemuś tak oczywistemu i nie wymagającemu wielkich umiejętności. Nic z czym syn nie mógł sobie poradzić. Co prawda matka miała przez wiele lat to pod kontrolą i opanowała ów umiejętność do perfekcji, jednak Morgoth przymusił ją do tego, by jeszcze odczekała po osłabieniu z braniem ponownie spraw Yaxley's Hall w swoje ręce. Widział, że była mu wdzięczna, chociaż nie powiedziała słowa o tym, że się o niego zamartwiała. Tak, matko. Ryzykuję dla waszego dobra. Nigdy nie mogła się dowiedzieć i nosiła to w swoim sercu, jednak jej jedyny syn nie mógł jej pomóc. Wszystko się zmieniło.
Wszystko.
Razem z odpowiednim dygnięciem stojącej naprzeciw kobiety, nastąpił zwyczajowy ukłon w jej stronę. Nie wiedziała. Nie mogła wiedzieć, że nie widzieli się wcale tak dawno. Jej cera nabrała nieco bardziej różowego koloru, chociaż spojrzenie wciąż miała matowe i pozbawione dawnej iskry. Nie potrafił odwzajemnić tego nikłego uśmiechu. Kiedyś na pewno przyszłoby mu to łatwiej. Jednak to kiedyś było, a jakiś czas temu obiecał jej i sobie, że nie będzie prowadził dwóch żyć. Wybrał rodzinę ponad wewnętrzny rozłam i tego zamierzał się trzymać. - Lady Selwyn - odparł dość głęboko, starając się wyjść z twarzą z tego niespodziewanego spotkania. Szybko też zajął się ostatnimi poprawkami mankietów, by w końcu skupić na niej swoją uwagę, jednak była to bardzo chwilowa uwaga. - Naturalnie - dodał, posyłając przelotne spojrzenie na drzwi po drugiej stronie licząc na to, że ktoś będzie przez nie przechodził. Prześlizgnął wzrokiem po stojących w jednym rzędzie globusach, łapiąc się na myśli, że chyba nikogo innego by się nie spodziewał na sabacie z daleka od gości. W końcu jego oczy znów spoczęły na jej twarzy, chociaż nie odezwał się ani słowem.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Biblioteka [odnośnik]15.01.18 20:43
Lucinda znała siebie chociaż często o tym zapominała. Wiedziała co może uznać za swoją mocną, a co za swoją słabą stronę i jak powinna kierować swoim życiem by było one po prostu dobre. Wiedziała kiedy powiedzieć dość, a kiedy zaryzykować. Niestety wiedza nie zawsze szła z praktyką i kiedy przychodziło co do czego zapominała o wszystkim co było przecież takie klarowne i jasne jeszcze chwile wcześniej. Babka nazwała ją kiedyś największym rozgarnięciem ich rodu, a jak sama powtarzała, lista osób do tego tytułu była dość długa. Czasami po prostu chciałaby mieć na ramieniu kogoś kto wprost powiedziałby, żeby dała sobie spokój, żeby zwolniła, że tak nie można. Na myśl jej przyszła ostatnia rozmowa z Lizzie, która chyba poddenerwowana już zachciankami i szaleństwami blondynki próbowała coś wbić jej do głowy, uruchomić szare komórki, sprawić, że ta zacznie w końcu widzieć świat takim jaki jest naprawdę, a nie przez te jaskrawe, różowe okulary. Lucinda nie mogła się jej dziwić. Ostatnie tygodnie pokazały jej, że życie jest o wiele bardziej kruche niż można się tego spodziewać chociaż widziała to już przecież wcześniej. Po tym wszystkim obiecała sobie, że szkoda jej czasu. Tak po prostu. Szkoda jej czasu na smutki, żale, negatywne emocje. Szkoda jej czasu na kłótnie, na bycie złośliwą, na bycie upartą, a czasem po prostu szaloną. Oczywiście nie można było powstrzymać natury, a ona z natury utrudniała sobie życie, ale szkoda jej było czasu na te elementy, które mogłyby tylko przysporzyć jej więcej zmartwień niżeli przynieść dobre rezultaty. Blondynka spoglądała na stojącego przed nią mężczyznę wiedząc jak wiele się od ich ostatniego spotkania zmieniło. Nie tego ze smokiem, nie tego, w którym spędzali czas w swoim towarzystwie jakby za karę bo żadne z nich nie chciało rozdrapywać zabliźnionej już rany. Choć to wszystko nadal odbijało się w niej w jakimś stopniu echem to nie miała zamiaru już tego rozdrapywać. Oboje poszli dalej, prawda? Znaleźli sposób by nie tkwić uparcie w wizji już nieistniejących osób. Spojrzała na jego twarz i miała wrażenie, że widzi ją po raz pierwszy. Mimowolnie dłoń pomknęła jej do własnej twarzy dotykając miejsca, w którym mężczyzna miał bliznę. Nie skomentowała tego jednak. Dawno straciła już przywilej pytania wprost o takie rzeczy, ale zastanawiała się co musiało się wydarzyć, że pozostał taki ślad. Dziwnie znajomy, ale jednak całkowicie obcy. - Nie miałam jeszcze okazji przeprosić cię za to, że nie mogłam pomóc. - zaczęła zaraz szybko dodając. - Wtedy pod koniec kwietnia. - umówili się i dobrze wiedziała, że mógł to potraktować w różny sposób. Lucinda jednak nie odmówiłaby mu pomocy nawet jeśli chodziło tylko i wyłącznie o taką związaną z jej umiejętnościami. Nie ufali już sobie na tyle by dzielić się czymkolwiek, prawda? Kącik ust drgnął jej w delikatnym uśmiechu. Wiedział, że nie musi zwracać się do niej lady, musiał wiedzieć, że same te słowa dziwnie brzmią skierowane do jej osoby, ale znała go na tyle dobrze, że wiedziała iż był za dobrze wychowany by nie zwrócić się do niej w należyty sposób. Nie wiedzieć czemu na tą myśl zrobiło jej się… żal. - Nie jeździłam na łyżwach od.. prawie zawsze. Jeśli upadnę to na Merlina niech wszyscy zamkną oczy. - dodała uśmiechając się do mężczyzny z rozbawieniem. Kiedyś był to o wiele łatwiejsze. Podejść do niego, uśmiechnąć się, utrzymać wzrok. Teraz miała wrażenie, że najchętniej po prostu by stąd wyszedł; wcale mu się nie dziwiła.


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Biblioteka [odnośnik]20.01.18 19:37
Morgoth nie chciał być słaby. Nie mógł sobie na to pozwolić, dlatego też podejmował decyzje mające na celu absolutnej krytyki własnych, nie tak mocnych stron. Nic dziwnego więc, że zdecydował się na zostawienie tematu związanego z Lucindą w przeszłości. Wolałby się z nią nie widzieć twarzą w twarz, lecz byłoby to jedynie naiwne myślenie. W tak wąskim gronie jakim była brać arystokratów nie było takiej możliwości, by już nigdy się nie spotkać. Musiał więc nauczyć się żyć ze wspomnieniami, które wracały przy każdym spojrzeniu na jej twarz. Miał swoją nauczkę na przyszłość i lepiej, żeby nie zapominał o swoim zachowaniu. Bez tego mógłby ponownie zagubić drogę, a absolutnie tego nie chciał. Widział, że jedyną słabością ojca była jego matka, lecz była to słabość do przyjęcia i zaakceptowania. Leon Vasilas nie musiał również ryzykować swojego życia na nieznanym praktycznie nikomu polu walki; widząc zażyłość, uczucie między swoimi rodzicami Morgoth działał tak drastycznie wgłębiając się w organizację Rycerzy Walpurgii właśnie dla nich. By żadne z jego opiekunów nie musiało odczuwać cierpienia rozpaczy przy rozstaniu. Chciał, by żyli wspólnie aż do śmierci i nie musieli się o nic zamartwiać. Musieli zostawić to jemu, a on z chęcią to na siebie przyjmował. Przez całe swoje życie obserwował ich partnerstwo, jednak dorastał ze świadomością, że sam nie będzie mógł wybrać przyszłej żony według własnej woli. Był w pełni świadom, gotowy i nie oczekiwał nawet czegoś niezwykłego. Po tym co zaszło między nim a Lucindą, zdał sobie sprawę, że nie był równie odporny jak sądził. Jednak wyzbyło go to z tych nowych, nieznanych mu jak dotąd uczuć. Odebrała mu je, pozostawiając dystans, chłód i zdecydowanie. Powinien jej za to podziękować, chociaż byłoby to nieadekwatne do ich stanowisk, do pewnego rodzaju szacunku, który jeszcze do siebie mieli. A przynajmniej on do niej. Nie oczekiwał żadnej sympatii - wręcz przeciwnie. Łatwiej byłoby jej znieść przeszłość przy kulminacji negatywnych emocji w stosunku do jego osoby. Najwidoczniej nie mógł oczekiwać zimnych spojrzeń i zaciętych grymasów rysujących się na twarzy szlachcianki. Nie patrz tak na mnie, prosił w myślach, gdy pozwoliła swoim ustom wygiąć się w uśmiechu. Mogliby zachować przynajmniej pozory wzajemnego dystansu, a na pewno nie powinni byli być tutaj jedynie we dwójkę. Co by się stało, gdyby ktoś wszedł i ich zobaczył? Mogłaby to być jedynie rozmowa dwójki osób uwielbiających książki, lecz z uwagi na ich nazwiska, uśmiech na twarzy Lynn, Morgoth szczerze wątpił w to, żeby ktoś to zbagatelizował. Spojrzenia szły za nimi wszędzie i każde z nich doskonale o tym wiedziało - dlatego Lucinda musiała zrozumieć też dlaczego zwracał się do niej pełnym tytułem. Musiała też wiedzieć, że już nigdy nie usłyszy z jego ust zdrobnienia własnego imienia. On też nie chciał odwrotnej sytuacji. Jego wzrok powędrował ponownie na drzwi od biblioteki, a w głowie zadźwięczał upominający głos Rosalie. To było nieodpowiednie. Doskonale o tym wiedział. Nie zamierzał wystawiać na szwank reputacji kolejnej już szlachcianki przez brak własnej ogłady i trzeźwości umysłu. To mężczyzna powinien był dbać o etykietę ponad wszystko, dlatego też musiał mocno i boleśnie sprowadzić ją na ziemię swoimi następnymi słowami.
- Wierzę, że lady poradzi sobie znakomicie. Przepraszam - powiedział jedynie, by odpowiednio się skłonić i wyminąć kobietę. Jego krok może był nieco szybszy niż być powinien, ale nie interesowało go to. Chciał pierwszy raz w życiu znaleźć się na sali pełnej paskudnych lordów i ich małżonek. Tłumu, w którym mógłby się skryć i uciec jak najszybciej z tej dudniącej przeszłością biblioteki.

|zt



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Biblioteka [odnośnik]24.01.18 11:26
Różnili się pod tym względem zawsze. On spoglądał na ludzi, zastanawiał się co o nim myślą, jak widzą jego rozmowy i kontakty z innymi ludźmi. Wiedziała, że to dlatego tak bardzo wycofuje się z wszelkich integracji chociaż na samym początku miała wrażenie, że to wszystko liczy się mniej. Prawdopodobnie dlatego, że ich pierwsze spotkanie było pod presją. Wiedział, że nie miał wyboru, że była mu potrzebna. Czasami wracała myślami do ich pierwszego spotkania. Zastanawiała się czy gdyby wtedy zachowywała się inaczej, gdyby wyznaczyła granicę, których jak widać nawet teraz… zastanawiała się czy to wszystko wyglądałby inaczej. Może rozstaliby się w pokoju bez odgrywania wciąż od nowa scen z tego jednego dnia kiedy wszystko się zmieniło. Do tego dnia wracać nie lubiła. Przez ostatni czas wiele się w niej zmieniło. Nie tylko w jej życiu, ale też w niej samej. Zdała sobie sprawę, że szkoda jej życia na rozpamiętywanie. Szkoda jej życia na grymaszenie się, złowrogie i zimne spojrzenia, trzymanie w sobie urazy czy też skupianie się przede wszystkim na swoim podłamanym sercu. To już minęło i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Jednak gdzieś w tym wszystkim było jej żal normalności. Tego, że pomimo wszystkich tych złych rzeczy, które działy się obok nich potrafili normalnie rozmawiać, odczuć, że jest coś co ich łączy, a nie tylko dzieli. Nie wiedzieć czemu Lucinda chciała dzisiaj to odnaleźć. Może sprawdzić czy nic komunikacji między nimi została czy już zwyczajnie przepadła w tłumie innych uczuć i spraw. Była pewna, że takie rzeczy nie znikają, a jednak widząc jego niepewny i spuszczony wzrok, który mówił tylko o tym, że któreś z nich powinno odejść bo nie mogą przebywać w jednym pomieszczeniu… mówił co innego. Uśmiech zniknął z jej twarzy chociaż nie chciała żeby zniknął. Skoro mieli się tutaj zobaczyć po raz ostatni to nie chciała by zapamiętał ją z tym zdezorientowaniem wymalowanym na twarzy. Nic nie mogła jednak na to poradzić. Czasem była zbyt naiwna, czasem nieasertywna. Teraz wiedziała, że jak na szlachciankę przystało powinna unieść się dumą, prychnąć, zatrzepotać rzęsami i odwrócić się kiedy wychodził. Nie zrobiła jednak tego. Na jego słowa jedynie dygnęła automatycznie nie zastanawiając się zbytnio co robi bo przecież już wcześniej z jego twarzy była w stanie wyczytać, że odejdzie, a jej próba pociągnięcia jakiejkolwiek rozmowy spali na panewce. Niby jej nie zależało. Przecież już dawno pozbyła się tego ciężaru w piersiach, który mówił jej, że jak zwykle źle wybrała i jak zwykle zaufała złemu człowiekowi. Właśnie ta chęć spojrzenia na świat i ludzi inaczej, z większym dystansem i zrozumieniem tylko pokazywała jej, że podjęła słuszną decyzje. Miejsce, w którym się aktualnie znajdowała, rzeczy, które była gotowa robić. Świat nie potrzebował jej wybaczenia, a umiejętności. Prawdziwego ratunku.

/zt


Ignis non exstinguitur igneThat is our great glory, and our great tragedy
Lucinda Hensley
Lucinda Hensley
Zawód : łamacz klątw i uroków & poszukiwacz artefaktów
Wiek : 28
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Panna
hope for the best, but prepare for the worst
OPCM : 44 +1
UROKI : 30 +7
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 8
SPRAWNOŚĆ : 2
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka - Page 2 Tumblr_on19yxR5PA1tj4hhyo2_500
Zakon Feniksa
Zakon Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3072-lucinda-lynn-selwyn https://www.morsmordre.net/t3145-sennett#51834 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f104-szkocja-kres-w-john-o-groats https://www.morsmordre.net/t4137-skrytka-bankowa-nr-806#82308 https://www.morsmordre.net/t3214-lucinda-selwyn#55539
Re: Biblioteka [odnośnik]28.03.18 13:31
| po tańcach na lodzie

Po zakończeniu zabawy tanecznej na lodowisku Cressida i William wrócili do posiadłości lady Nott. Młódka musiała nieco się ogrzać, bo mimo że był pierwszy dzień lata, aura na zewnątrz była prawdziwie zimowa. Ogrody były zasypane śniegiem, a na zamarzniętej sadzawce zorganizowano taniec na lodzie. Cressida nie potrafiła jeździć na łyżwach, ale dzięki czarodziejskim właściwościom tych, które rozdała im lady Nott, oraz wiernej i pewnej asyście Williama udało jej się uniknąć upadku. Może nie zaprezentowała się idealnie i nie zalśniła najjaśniej, ale przynajmniej spędziła dobry czas z mężem. Podczas jej pierwszego, debiutanckiego sabatu dwa lata temu też tańczyli razem, a kilka miesięcy później zostali zaręczeni.
Czasem nie mogła się nadziwić, że to już dwa lata minęły od jej debiutu, a przez te dwa lata zdążyła wyjść za mąż i powić dwoje dzieci. Wtedy pojawiła się w tej posiadłości jako młodziutka lady Flint, niespełna osiemnastoletnia, bardzo zaaferowana i onieśmielona, choć przygotowywano ją do tego od lat. Urodziła się przecież, by być damą, to był jej świat, choć na salonach nigdy nie lubiła być w centrum uwagi. Może więc i lepiej, że podczas zabawy tanecznej znalazła się dokładnie w środku ostatecznej klasyfikacji. Ani najlepsza, ani najgorsza. Zupełnie ją to satysfakcjonowało.
Szła przez korytarze i pomieszczenia u boku małżonka, wymieniając uprzejmości z mijającymi ich ludźmi. Wypatrywała wśród nich jakichś znajomych twarzy; William z pewnością znał więcej ludzi, ale był od niej sporo starszy i miał więcej czasu na zawarcie odpowiednich znajomości. Na salonach czuł się jak ryba w wodzie, zawsze potrafił się odnaleźć i dogadać z osobami z rozmaitych rodów, podczas gdy w Cressidzie wciąż było bardzo dużo z Flinta, dziecka lasu Charnwood.
- Chciałabym odszukać swoich znajomych – szepnęła do niego, lekko ściskając dłonią jego przedramię, którego się podtrzymywała, jak przystało na żonę swego męża.
Przez ostatnie miesiące niewiele wychodziła, a ten sabat był pierwszym od jesieni. Szczęśliwie w dzień tego feralnego sabatu ostatniego grudnia, na którym zginął nestor jej rodu, dokuczały jej silne ciążowe mdłości, więc wraz z Williamem pozostali w Ambleside, a na kolejnych nie pojawiała się z powodu strachu oraz coraz bardziej zaawansowanej ciąży. Ale teraz, prawie cztery miesiące po porodzie, wracała do formy i była gotowa, by wrócić na salony. Brakowało jej już salonowych wyjść i spotkań towarzyskich z osobami spoza grona rodziny, dlatego rozglądała się po otoczeniu z takim ożywieniem.
- Dobrze, poszukamy kogoś – odpowiedział jej William, muskając ustami czubek jej głowy.
Dotarli do obszernej biblioteki lady Nott. William powiedział, że chce obejrzeć książki i przepięknie zdobiony sufit, ale Cressida wypatrzyła sylwetkę, która zainteresowała ją nawet bardziej niż tutejszy księgozbiór czy dzieła sztuki.
- Więc jednak przyszłaś – odezwała się do niej, podchodząc bliżej. – Chyba już znasz mojego męża, prawda?
William jednak nie chciał im przeszkadzać, więc po uprzejmym powitaniu z jej przyjaciółką oddalił się, pozwalając dziewczętom porozmawiać.
- Szkoda, że nie byłaś na tańcach – odezwała się do niej Cressida.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Biblioteka [odnośnik]28.03.18 18:35
Neph nie przepadała za sabatami, jednak branie w nich udziału było jedną z powinności arystokracji, niezależnie od tego, jak bardzo wolałaby tego uniknąć. Koszt wniknięcia i zasymilowania się z Anglikami był według Neph wysoki, ale nie chcąc zawodzić ojca, a jednocześnie ciesząc się prawdopodobnie ostatnimi sabatami wolności, pojawiła się i tu, choć nie wzięła udziału w tańcach. Nie tylko dlatego, że nie miała na to ochoty; drugą sprawą pozostawała kwestia tańca samego w sobie. W jej stronach damie nie przystoi tańczyć z mężczyzną w parze, a już na pewno nie publicznie. Na potrzeby angielskich sabatów pozwalano czasem na wyjątki, jednakże lodowisko było czymś zupełnie innym. Żaden szanujący się Shafiq raczej nie wszedłby na lód; ten zwyczaj zresztą w jakiś sposób ją dziwił. Ograniczyła się zatem do przyglądania się konkurencji, typując swoich faworytów, a przez resztę czasu unikając towarzystwa kogokolwiek, choć gdy te się już nadarzyło, nie unikała rozmowy, wzorowo wypełniając obowiązki damy.
Pewnie dlatego wylądowała w końcu w bibliotece. Rozmiary pomieszczenia nieco ją onieśmieliły, a odmienność eksponatów i woluminów zaintrygowała. Przechadzała się wzdłuż regałów, muskając palcami grzbiety starych ksiąg oprawionych w skóry, ciesząc się przyjemnym zapachem i bliskością niezliczonych tomów, kryjących w sobie wiedzę, której nie byłby w stanie posiąść w całości żaden, nawet najbardziej wytrwały poszukiwacz. Zaaferowana zbiorami Nottów, niedbale przerzuciła szyfonowy szal przez ramię, całkowicie pochłonięta odczytywaniem tytułów wytłoczonych w grubej skórze.
W końcu jej uwagę zwrócił jeden z globusów. Stanąwszy obok niego, odszukała z rozczuleniem Egipt na jego powierzchni. Wiodąc palcem po granicach ojczyzny, uśmiechnęła się sama do siebie i wspomnień, która przywiozła stamtąd do deszczowej Anglii. Choć pozostawała w kraju już od niemal dwóch miesięcy, wciąż odczuwała dalekie echo tęsknoty za niedawną podróżą.
Podniosła głowę na dźwięk znajomego głosu i uśmiechnęła się.
- Oczywiście, tak jak obiecałam - odparła, splatając dłonie, obchodząc globus i stając naprzeciw Cressidy i jej męża. - Naturalnie, miałam okazję być na waszej ceremonii zaślubin - dodała. Odpowiedziała na powitanie mężczyzny dygnięciem, a gdy ten odszedł, zwróciła piwne spojrzenie na przyjaciółkę.
- Obserwowałam za to was, świetnie ci poszło! - Odparła, poprawiając szal, który niesfornie ześlizgiwał się z gładkich ramion. - Nie mogłam się na to napatrzeć, doprawdy bajkowy widok! - Zapewniła. Choć miło było obserwować zmagania szlachty, nie tęskno jej było do założenia łyżew. Za dużo oczu byłoby na nią skierowanych, nawet jeśli tylko przelotnie. Poza tym ojciec nie pochwaliłby z pewnością pomysłu lady Nott odnośnie tego, z kim powinna się stawić w parze. Chonsu może z radością zawierał znajomości z angielskimi lordami i robił z nimi interesy, ale prędzej podłożyłby się sfinksowi pod łapy, niż oddał któremuś córkę.
- Jak ci mija wieczór? - Zapytała. Minęło trochę czasu od ich spotkania, a przecież wiele mogło się zmienić.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka - Page 2 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Biblioteka [odnośnik]28.03.18 22:41
Cressida lubiła sabaty, choć nie tak, jak wernisaże i inne wydarzenia artystyczne. Niemniej jednak zdawała sobie sprawę, że były ważnym elementem ich tradycji i czuła się dumna, że jest częścią tego niezwykłego świata wyższych sfer. Teraz było jej o tyle łatwiej, że nie była już panną, na którą patrzono jak na towar na sprzedaż. Na jej palcu tkwił symbol przynależności do jednego mężczyzny, z którym zaaranżowano jej małżeństwo. Mężatki były traktowane nieco inaczej niż panny, poważniej, choć Cressida pozostawała młodsza niż spora część wciąż wolnych panien. Górna granica zamążpójścia przesuwała się, ale jej ojciec był wierny konserwatywnym wartościom, więc Cressida została żoną mając niecałe dziewiętnaście lat. Nie było mowy o tym, by miała być samotna w wieku dwudziestu pięciu i więcej lat, by i rodzina musiała wstydzić się starej panny w swoim gronie.
Biblioteka lady Nott robiła wrażenie. Było to naprawdę rozległe pomieszczenie pełne wysokich regałów z księgami, a zdobiony freskami sufit mimowolnie skłaniał do zadarcia głowy w górę, by przyjrzeć się wymalowanym dawno temu postaciom znanym z dziejów rodu Nott. Cressida nie była pewna, czy potrafiłaby malować na suficie równie efektownie, jak na płótnie; prawdopodobnie szybko zdrętwiałaby jej ręka, nie wspominając o wysokości i nieprzyjemnej wizji upadku z rusztowania. Może dlatego tym większe wrażenie wywierały na niej te starannie wykonane i wciąż piękne freski.
Ale jej spojrzenie szybko przyciągnęła Nephthys, więc szepnęła mężowi, że chce z nią porozmawiać. Nie miał nic przeciwko; był naprawdę tolerancyjny wobec jej znajomości i zdawał sobie sprawę z osamotnienia małżonki, która spędzała większość czasu w dworku. Nie zdziwił ją widok przyjaciółki przy globusie; te zresztą wyglądały na bardzo okazałe i stare.
William odszedł w stronę jednego z regałów, a one zostały same.
- Naprawdę się cieszę – powiedziała z entuzjazmem. – Próbowałam cię gdzieś wypatrzeć już wcześniej, ale mi się nie udało, choć mignęło mi parę innych znajomych twarzy. A ty co porabiałaś przez ten czas? – zapytała z ciekawością, zastanawiając się, co robiła Nephthys. – Och, dziękuję. Byli lepsi, ale nie byłam też najgorsza, a najważniejsza jest dobra zabawa i chwile spędzone z mężem – podziękowała za komplement na temat jej tańca. – Nie miałam zbyt wiele do czynienia z łyżwiarstwem, ale lady Nott podarowała nam na czas tańców zaczarowane łyżwy. Bez nich pewnie niewielu udałoby się utrzymać w pionie na śliskim lodzie, a i tak cały czas się bałam, że lód się pode mną zarwie i wpadnę do zimnej wody pod spodem. – Wzdrygnęła się na samą myśl. – Ale William cały czas dzielnie mi towarzyszył i nie pozwolił mi upaść, ani tym bardziej wpaść pod lód. A u was w Egipcie woda chyba nigdy nie zamarza, prawda? – To tłumaczyło, dlaczego przedstawiciele tego rodu nie pojawiali się na lodowisku, zresztą Cressidzie trudno było ich sobie wyobrazić w takiej scenerii. Poza tym ojciec Neph pewnie niekoniecznie pochwaliłby to, że córka tańczy z obcym dla siebie mężczyzną.
- Dobrze, a tobie? – spytała. – To pierwszy sabat od dłuższego czasu i jakże zaskakujący. Tegoroczne debiutantki będą miały co wspominać, nikt inny nie miał podobnego śnieżnego debiutu.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley
Re: Biblioteka [odnośnik]03.04.18 1:14
Niechęć do przyniesienia rodzinie hańby kierowała i Nephthys. Choć sama nigdy nie brała udziału w rozmowach na temat domniemanych starych panien, dostrzegając w tym coś, co przeczyło jej godności, zdawała sobie sprawę z takiego a nie innego postrzegania ich przez społeczność czarodziejów. Panna Shafiq i tak miała pod tym kątem sporo szczęścia, bo sporo znanych jej kuzynek wychodziło za mąż tuż po osiągnięciu pełnoletności, tożsamość męża znając już na długo wcześniej. Tego im akurat zazdrościła; skoro miało do tego w końcu dojść, wolałaby chociaż wiedzieć, co ją czeka. Dzisiaj postanowiła się jednak nad tym nie zastanawiać, nie, kiedy w perspektywnie miała miły, choć męczący wieczór. Być może ostatni tego typu, który spędza jako samotna panna, któa może pozwolić sobie na znikanie w bibliotece nad kilkadziesiąt minut, bez zostania posądzoną o coś ponad chęć przejrzenia księgozbiorów lady Nott.
- Jest tutaj tyle ważnych osób, więc to nic dziwnego - uśmiechnęła się ciepło. Zresztą jak najbardziej w jej interesie było, by pozostać niezauważoną. Nie ignorowała nikogo rzecz jasna, stając na wysokości jej obowiązków jako szlachcianki. Nie starała się jednak pokazywać w blasku reflektorów, a jeśli już, to nie pozostawać tam zbyt długo. Nadmierna uwaga była niepożądaną.
- Głównie się przyglądałam. Nie chciałam narażać na szwank cierpliwości ojca - odparła. Chonsu wciąż był nieufny angielskim obyczajom, wiedziała zatem, że gdyby zbyt pewnie ruszyła na podbój parkietu, spotkałoby się to z jego dezaprobatą. Zresztą, Cressida pewnie zdawała sobie z tego sprawę, niejednokrotnie mając okazję, choćby z daleka, dostrzegać ojca Nephthys, który jawił się jako mężczyzna surowy i niemal wiecznie niezadowolony. Pod tym względem Nephthys, która uśmiechała się często, stanowiła jego przeciwieństwo.
- To wiele tłumaczy. Być może nawet mnie udałoby się coś zawojować, przy pomocy takich zmyślnych łyżew - splotła palce dłoni, uznając, że inicjatywa lady Nott w swojej kontrowersyjności, była też przy okazji całkiem kreatywna. - Jestem pewna, że gdyby stał się taki wypadek, wszyscy rzuciliby się na pomoc - dodała, ponownie pozwalając sobie na uśmiech. Nie umniejszała obawom Cressidy, choć przypuszczała, że lód mógł być wzmocniony jakąś magią. Sama pewnie między innymi z tego powodu nie weszłaby na jego taflę.
- Zgadza się, dlatego też przyznam, że z niejaką nieufnością obserwowałam wasze zmagania. Lodowisko to piękny widok, choć zupełnie nam obcy. To nie jest przychylna powierzchnia dla żaden istoty, co dopiero ludzi, nawet jeśli mają magiczne łyżwy - zgodziła się, kiwając nieznacznie głową.
- To przyjemny sabat - być może zabrzmiało to zdawkowo, ale w ustach Nephthys stanowiło komplement. Nie wydarzyło się nic złego, ani nic szczególnie przyjemnego; można było zatem uznać, że jeśli o sabat chodzi, jej osąd pozostawał na razie neutralny. Nie wiedziała jeszcze przecież, że będzie miała okazję spotkać dawno niewidzianego przyjaciela z dzieciństwa. W ogólnym rozrachunku tego typu wydarzenia trochę ją męczyły. Stała konieczność pilnowania siebie i każdego słowa, były na dłuższą metę wykańczające.
- Myślę, że pierwszy sabat w ogóle zapada w pamięci, a cóż dopiero, gdy jest tak efektowny - mówiła niestety z własnego doświadczenia. Sama pamiętała najlepiej to, że na swój debiut niemalże się spóźniła, przez głupi żart jej sióstr i konsekwencje, które ze sobą przyniósł w postaci złośliwej klątwy rzuconej na naszyjnik. - Pamiętasz jeszcze swój pierwszy sabat? - Zapytała po chwili.



شاهدني من فوق
Nephthys Shafiq
Nephthys Shafiq
Zawód : Alchemik, arystokratka
Wiek : 21
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
it's dark in my imagination.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Biblioteka - Page 2 555b1b1a8fc42da72bdbf7456ee9a796
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5796-nephthys-shafiq#137060 https://www.morsmordre.net/t5820-amara#137531 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5861-skrytka-bankowa-nr-1433#138716 https://www.morsmordre.net/t5821-nephthys-shafiq#137533
Re: Biblioteka [odnośnik]03.04.18 21:44
W ich świecie nie było zbyt wiele tolerancji dla odstępstw, a kobiety miały pod tym względem szczególnie trudno. Kilka lat starsze od nich panny były już postrzegane w sposób krytyczny, doszukiwano się powodów, dla których wciąż są same. Cressida jako nastolatka czasem się bała, że ona też będzie taką starą panną, bo obawiała się, że jej nieśmiałość oraz specyficzne cechy wyglądu, jak piegi licznie pokrywające jasne policzki i nosek, nie przysporzą jej adoratorów. Zawsze czuła się gorsza niż jej siostra. Mniej od niej atrakcyjna, mniej pewna siebie, mniej śmiała. Pewnie gdyby była zwykłą czarownicą i nie miałaby nad sobą rodu dbającego o aranżowanie małżeństw, to kto wie, może faktycznie byłaby sama, gdyby była zdana tylko na siebie oraz łaskę i niełaskę potencjalnych adoratorów.
- Na sabatach zawsze bywa tłoczno, w końcu to najlepsza okazja, by spotkać się w większym gronie. Poza tym ten dwór też jest wielki, to nie Charnwood, w którym znałam każdy kąt, bo miałam lata, by go poznać – odezwała się. Posiadłość lady Nott zawsze robiła na niej wrażenie. Ale Cressida wciąż uwielbiała piękne miejsca. Lubiła dostatek i przepych, choć lubiła też piękno natury, choć dziś nie mogli cieszyć się w pełni pięknem ogrodów, bo te były przysypane śniegiem.
- Twój ojciec wciąż jest taki zasadniczy? – Cressida miała okazję poznać ojca Nephthys i pamiętała go jako dość zasadniczego, poważnego i oschłego; raczej nie był kimś, kto chciałby ujrzeć córkę tańczącą na lodzie z obcym kawalerem. Tymczasem Anglicy nie widzieli w tym czegoś bardzo niestosownego, a ojcowie zapewne liczyli, że lady Nott pomoże ich córkom i synom znaleźć odpowiednich partnerów. Na sabatach poznawało się wiele przyszłych par. Ale nie par Shafiqów; ci mieli własne odrębne zwyczaje. Jej ojciec może też nie był szczególnym entuzjastą tańczenia, ale nie widział nic niewłaściwego w tym, że robią to jego córki, skoro tańczyły na sabacie, wśród swoich, a nie wymykały się po kryjomu do lokali, gdzie bawili się zwyczajni ludzie.
- Pewnie tak, skoro nawet mnie się ta sztuka udała – uśmiechnęła się. – Lady Nott na pewno jednak zadbała, by lodowisko było bezpieczne. Słyszałam, że jest entuzjastką tańca na lodzie – dodała, rozglądając się po pięknym otoczeniu. – Choć mi samej to też było raczej obce. Wolę tańczyć na normalnym parkiecie, ale William stwierdził, że w życiu warto próbować różnych rzeczy, więc... spróbowałam. Tak czy inaczej cieszę się, że tam byłaś, nawet jeśli cię nie widziałam. Wśród tańczących pojawił się nawet mój roztrzepany kuzyn, Titus, który niedawno wrócił z Francji, może kiedyś ci o nim opowiadałam? Uważam, że dobrze wyglądał u boku tej młodej debiutantki, lady Lestrange. W każdym razie poszło im lepiej niż mnie.
Cressida była pod wrażeniem występu Titusa, który pokazał, że mimo swojej buntowniczości umie dobrze wypaść na salonach.
Także podeszła do jednego z globusów, oglądając jego powierzchnię. Były dość stare, więc pewnie nie oddawały miejsc dokładnie tak, jak wyglądały w rzeczywistości, ale ich wykonanie miało swój urok.
- O tak, doskonale go pamiętam. Miało to miejsce kilka dni po moim powrocie z ostatniego roku w Beauxbatons. Pamiętam nawet jaką suknię na sobie miałam, choć tak się stresowałam tym, jak wypadnę, kiedy trafię w miejsce, gdzie są wszyscy, którzy się liczą, i gdzie być może będą mnie obserwować potencjalni kandydaci do mojej ręki. – Tak przynajmniej przedstawiali to jej rodzice, bo sama Cressida nie myślała jeszcze, że ktoś może zwrócić na niej poważniejszą uwagę. Tak czy inaczej stres był, bo chciała jak najlepiej wypaść. – Ale wtedy nie było tańca na lodzie, a normalny bal. Widziałam te wszystkie panny w pięknych sukniach, poważnych mężczyzn... Ale to William zapytał mnie, czy z nim zatańczę.
Dla onieśmielonej osiemnastolatki było to wtedy spore wyróżnienie, kiedy jeden z najprzystojniejszych kawalerów w sali balowej podszedł właśnie do niej.
- A ty pamiętasz ten pierwszy? Już po tym, jak siostry zrobiły ci na złość? – zapytała ją; pamiętała i tamtą opowieść, i cieszyła się, że jej własna siostra nigdy nie była tak złośliwa.
Westchnęła i zadarła głowę lekko do góry, patrząc na sufit.
- Te malowidła naprawdę robią wrażenie – odezwała się nagle.


Wszyscy chcą rozumieć malarstwoDlaczego nie próbują zrozumieć śpiewu ptaków?

Cressida Fawley
Cressida Fawley
Zawód : Arystokratka, malarka
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
To właśnie jest wspaniałe w malarstwie:
można przywołać coś, co się utraciło i zachować to na zawsze.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5557-cressida-fawley-flint https://www.morsmordre.net/t5573-piorko https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f117-cumberland-ambleside-dwor-fawleyow https://www.morsmordre.net/t5581-skrytka-bankowa-nr-1374 https://www.morsmordre.net/t5580-cressida-fawley

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Biblioteka
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach