Wydarzenia


Ekipa forum
Gospoda "Złota Gęś"
AutorWiadomość
Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]16.07.16 18:26
First topic message reminder :

Gospoda "Złota Gęś"

Wejście do niepozornej, na wskroś nielegalnej gospody znajduje się z drugiej strony budynku, przez zagracony dziedziniec. By się tam dostać należy przejść niewielkim tunelem kilka metrów, a następnie wspiąć się po schodach do drzwi wejściowych. W drodze w górę można usłyszeć niewybredne komentarze pod swoim adresem kierowane przez grupkę podlotków szczególnie łasych na kobiece walory. Sama gospoda zlokalizowana jest w szarym, wręcz nijakim, podstarzałym budynku, podobnie jak większość znajdujących się w London Borough of Enfield. Okna osadzono w czarnych ramach, a same szyby wydaja się ostatni raz myte przed wiekami - może to jeden z trików, by zapewnić gościom więcej prywatności, w końcu po przekroczeniu progu można natrafić na wszystko, co nielegalne... Mówi się, że na przełomie XIX wieku można było zdobyć tutaj najprawdziwsze złote jaja gęsi. Choć obecnie to tylko jedna z wielu opowiastek, jeśli potrzebujesz smoczego jaja lub dyskretnego omówienia interesów, w tej części miasta nie mogłeś trafić lepiej... Choć zdarza się, że i aurorzy obserwują.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 20:40, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Złota Gęś" - Page 3 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]10.12.17 20:10
Miejsca takie jak to wcale Sigrun nie były obce, choć pozornie powinny: była wszak pracownicą Departamentu Kontroli nad Magicznymi Stworzeniami, Brygadzistką, w pewnym sensie funkcjonariuszką - miała dbać o bezpieczeństw o czarodziejskiej społeczności, chroniąc ich przed wilkołakami, co czyniła zawsze z niezwykłą starannością, jako więc niejako stróż prawa powinna była się do niego stosować. Tak, powinna. Inna sprawa, że tego nie robiła. Od lat szkolnych ojciec zwykł wykorzystywać dar, jakim jego najmłodsze dziecię zostało obdarzone, dla własnych korzyści; żądał, by Sigrun zmieniała twarz i pod przykrywką załatwiała w jego imieniu sprawy na Nokturnie. Bardzo to było dla ojca wygodne, a dla niej - niezwykle ekscytujące; przywykła do brudnych, podejrzanych knajp, ciemnych zaułków, których nie przestała odwiedzać nawet po ukończeniu Hogwartu i wyjściu za mąż. A może zwłaszcza po tym. Dzięki metamorfomagii mogła poruszać się po Nokturnie, bardziej podejrzanej części Doków, czy właśnie Złotej Gęsi bez obawy, że ktokolwiek rozpozna w niej jej prawdziwą twarz. Brygadzistce Sigrun niewiele można było zarzucić, poza złośliwością i brutalnością podczas interwencji.
Oblicze miała najpewniej nieodpowiednie do miejsca, jako Adeline bywała zazwyczaj w miejscach nieco przyjemniejszych i weselszych, gdzie gra muzyka i leje się alkohol, lecz mimo to w Złotej Gęsi czuła się jak ryba w wodzie; trwała przy stoliku pewna siebie i zadowolona ze spojrzeń, które jej rzucano. Nie obawiała się o swoje bezpieczeństwo, wiedziała jak sobie poradzić: jakie zaklęcie rzucić i gdzie kopnąć w razie potrzeby; wyglądała niepozornie, lecz bezbronna wcale nie była.
-Dobry wieczór - odpowiedziała Ignotusowi, nie odrywając spojrzenia od jego twarzy, gdy częstował ją papierosem; patrzyła wyzywająco, z prowokującym uśmiechem na ustach, wciąż grając rolę, którą dla niego wybrała.
-Wiem.
Nie podziękowała za komplement, była bezczelna, lecz nie oczekiwał po niej dziewczęcych rumieńców i delikatności, tego była już pewna. Żałowała, że wszystko to zaraz się rozwieje: obietnice lubieżnych pocałunków i gorącej nocy, nie była tylko pewna tego jak może zareagować. Nie znała go przecież, prawie wcale, większość spędzanego ze sobą czasu nie trwonili na rozmowy, a czyny; jednocześnie miała wątpliwości. W chwili, gdy mu się przedstawiała, kilkanaście dni temu, sądziła, że ma do czynienia z nokturnowym przestępcą - nieprzeciętnym, miał za inteligentne spojrzenie jak na zwykłego zbira; po kilku spotkaniach zdawał się jej mężczyzną skomplikowanym, lecz nie miała wciąż ochoty rozwikłać tej zagadki, nie po to przecież się spotykali. Podczas spotkania w La Fantasmagorie zrozumiała jednak, że Vitalij, a raczej Ignotus - jest kimś znacznie więcej, niż początkowo sądziła. Nosił na przedramieniu Mroczny Znak, którego znaczenie dopiero teraz rozumiała - i on zmusił ją do doprowadzenia do tego spotkania, bynajmniej nie po to, by znów wylądować w alkowie. Teraz nie wątpiła w to, że potrafiłby ją zabić za takie oszustwo; Czarny Pan nie wybrałby słabych na swych najbliższych sługów.
Upiła nieco ognistej, paliła w gardło, doskonale - jeśli dobrze pójdzie, to skończy tej nocy pijana, nie martwa. Odłożyła szklankę, wyciągnęła lewą dłoń ku dłoni Mulcibera. Opuszkami palców podrażniła przelotną pieszczotą wierzch jego dłoni, na której czas odcisnął już swoje piętno.
-Właściwie to Adeline tak wygląda nie ja - powiedziała nagle, jakby sama była tym zaskoczona. W jej prawej dłoni znalazła się różdżka, machnęła nią krótko, kilka pobliskich świec zgasło, pogrążając ich w półmroku i odgradzając od niechcianych spojrzeń. Wyprostowała się nieco i wzięła głębszy oddech.
Włosy skręcone w loki straciły nieco blasku, stały się dłuższe i jasne jak kłosy pszenicy; w kilka uderzeń serca twarz również się zmieniła, rysy stały się dużo ostrzejsze - kości policzkowe stały się wyższe i wyraźniejsze, policzki nieco bardziej zapadłe, powieki dużo cięższe, oczodoły głębsze, a kiedy się uśmiechnęła pomiędzy zębami można było dostrzec niewielką, charakterystyczną szparkę. Nie była tak piękna jak Adeline.
-Ale mnie też już znasz - zaciągnęła się mocno papierosem, oczekując jego reakcji - cóż, przynajmniej wiedział już w jaki sposób planuje włamać się do Biura Aurorów.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]25.12.17 2:14
Miałem pewną awersję do stróżów prawa. Możliwe, że było to wywołane faktem, że to przez nich spędziłem niemalże trzydzieści lat zamknięty w celi mniejszej niż klaustrofobiczne pokoje Dziurawego Kotła, które zwiedzałem z Adeline. Nie przepadałem za ich towarzystwem, szczególnie, gdy byli aurorami. To był zazwyczaj znaczny plus podobnych do tej gospody miejsc - było tu niewielu ludzi pilnujących bezwzględnego przestrzegania prawa. Za mały jednak jak dla mnie, bym nagle polubił tutejszą ognistą zdecydowanie za słabą jak na przyzwoite standardy. Zapewne rozcieńczaną wodą, co mogłem stwierdzić już po pierwszym wypitym łyku. Zaciągnąłem się papierosem wędrując wzrokiem po Adeline, która odcinała się od otoczenia bardziej niż zdawało się o możliwe. Zastanawiałem się nawet przez chwilę, jak to się stało, że nikt nie naprzykrzał się jej przez ten cały czas, kiedy tu siedziała. Sądząc po wygłodniałych spojrzeniach niektórych obecnych, nie czekaliby zbyt długo bezczynnie. Pozwalało mi to sądzić, że potrafiła sobie radzić lepiej niż chciała to przyznać. A może po prostu nie miała okazji. Ani ja nie mówiłem dużo o sobie, ani ona o niej. I chyba obojgu nam to pasowało. Do czasu najwyraźniej.
- Domyślam się - odparłem równie szczerze. Coś kazało mi sądzić, że Adeline może i niektóre rzeczy robić przez przypadek, ale z pewnością w kwestii swojego wyglądu nie zdaje się na zrządzenie losu. Lubiła zwracać na siebie uwagę, przyciągać spojrzenia i kokietować. Niewiele było w niej z delikatności, którą sugerowała jej ładna twarz albo kobiecej wrażliwości. Nawet nie udawała, że jest inaczej, a przynajmniej nie przy mnie. I była to kolejna rzecz, za którą ją lubiłem, w żaden sposób nie przypominała mojej żony. Ani wyglądem, ani zachowaniem. Brak jej było tej fałszywej skromności, która pojawiała się za każdym razem tylko po to, by grać mi na nerwach swoją sztucznością i całkowitym brakiem szacunku. Ale w moim małżeństwie niewiele było dni znośnych i chwil niepodszytych irytacją i niechęcią. Kobiecych kaprysów miałem po tych kilku latach aż nadmiar. I to była kolejna zaleta Adeline, która od naszej znajomości nie oczekiwała więcej niż było to racjonalne i stawiała sprawę od początku jasno, bez wymagań, którym nie zamierzałem sprostać. Ta liczba zalet powinna powiedzieć mi, że coś jest nie tak. I nawet tak się stało, zbagatelizowałem to jednak respektując jej chęć do zachowania swoich tajemnic dla siebie, skoro nie wnikała w moje. Nie interesowało mnie, co robi poza spędzaniem ze mną czasu i czym się zajmuje zazwyczaj. Wiedziała o mnie zbyt mało, by stanowić zagrożenie, więc nie podejmowałem wysiłku, żeby odkryć cokolwiek o niej. Błąd. Przypatrywałem jej się uważnie po jej kolejnych słowach. Różdżka znalazła się w mojej dłoni natychmiast, gdy dostrzegłem, że sięgnęła po swoją. Wyprostowałem się na krześle oddalając się od Adeline i przyglądając jej się uważnie. Pomimo przygaszonych świec, widziałem jej twarz bez większego problemu jednocześnie świadom, że dla innych stała się zakryta cieniem zbyt mocno, by mogli dojrzeć jej szczegóły. Zainteresowanie zgromadzonych zupełnie mnie w tym momencie nie interesowało. Chociaż dla własnego dobra dobrze by zrobili, gdyby nie próbowali nam teraz przeszkadzać. Złość zaczynała kiełkować we mnie coraz szybciej, by rozlać się wreszcie całą falą wraz z oglądaniem zmian, jakie zachodziły u Sigrun Rookwood. Zmrużyłem oczy, gdy zaciągała się papierosem w taki sam sposób, w jaki czyniła to jeszcze chwilę temu, gdy wyglądała zgoła inaczej, w jaki robiła to w czasie spotkania w Fantasmagorii.
- Grasz w bardzo niebezpieczną grę, Sigrun Rookwood - zauważyłem chłodno cały czas trzymając swoją różdżkę wymierzoną tuż obok niej. Szybko domyśliłem się, że spotkanie mnie siedzącego przy stole wraz z innymi Rycerzami musiało być dla niej pewnym szokiem. Wystarczającym, by pchnąć ją w stronę dzisiejszej rozmowy. Nie byłem jeszcze przekonany czy to na pewno był dobry pomysł.
- Mam nadzieję, że przynajmniej stawka jest warta ryzyka - utkwiłem spojrzenie w jej twarzy oczekując na odpowiedź na moje stwierdzenie w rzeczywistości będące żądaniem wyjaśnienia mi sensu tej szopki.

[bylobrzydkobedzieladnie]



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]01.01.18 20:27
-Nie dramatyzuj - westchnęła ciężko, bo choć była świadoma, że podobna śmiałość i lekceważący ton mogą siedzącego przedeń Śmierciożercę jedynie jeszcze bardziej rozsierdzić, to nigdy nie potrafiła panować nad swoim niewyparzonym jęzorem, a brawury miała więcej niż rozumu -To nic osobistego - dodała zaraz spokojniej, bo całkowicie szczerze. Wtedy, w tamtym barze, nie miała pojęcia kim jest. Nie przypuszczała, że ma do czynienia ze sługą Pana, dla którego do kraju powróciła, z ojcem Ramseya (tego wciąż nie była świadoma), z tak potężnym czarnoksiężnikiem; bywała lekkomyślna, lecz nie aż tak. Wzięła go za bystrego, interesującego mężczyznę; kiedy lądowali w łóżku zamroczona alkoholem, bądź pożądaniem nie zwracała uwagi na takie drobnostki jak tatuaże, zresztą - wtedy jeszcze nie znała znaczenia owego malunku. -Sądzę, że wiesz już, że lubię się zabawić - wyrzekła z wilczym uśmiechem na czerwonych ustach; pod stołem wyciągnęła prawą stopę, by nieśpiesznie przesunąć nią po jego łydce -Skąd miałam wiedzieć kim jesteś, nie przedstawiłeś się prawdziwym imieniem. Wróciłam do kraju na kilka dni przed naszym pierwszym spotkaniem - żachnęła się teatralnie Sigrun, wzruszając ramionami. Chyba po raz pierwszy prowadziła z nim szczerą rozmowę; nie lubiła się tłumaczyć, lecz musiała wyjaśnić wszystkie niejasności, jeśli mieli służyć Czarnemu Panu - i jeśli chciała wciąż żyć. Miała więcej śmiałości, niż rozumu, lubiła tańczyć na krawędzi, lecz nie lekceważyła czarnoksięskich umiejętności Śmierciożercy. -Może po prostu lubię przebieranki - uśmiechnęła się prowokująco, sugerując, że Adeline może wrócić, jeśli tylko wyrazi taką ochotę. Miała słabość do swojego bardziej kobiecego alter ego, Adeline była jedną z jej ulubienic.
-Daj spokój, to też zapomnę Ci tego Vitalija Karkarova - zaproponowała śmiało, niemal beztrosko; była bezczelna, to prawda -To był tylko przypadek. Miałbyś prawo mnie zabić, gdybym ciągnęła to dalej, czyż nie?
Zabić brzmiało w jej ustach jak częsta, niewinna metafora, która wypowiedzieć może każdy w chwilach złości; lecz metaforą to nie było, ani czczą groźbą. W to, że uczyniłby to bez mrugnięcia okiem nawet nie wątpiła - i nie miała na to ochoty.
-Jesteś ojcem Mii? - spytała nagle, mając nadzieję, że oszczędzi jej fochów; rozumiała wkurwienie, lecz z drugiej strony - to był tylko przypadek. Na spotkanie w La Fantasmagorii przyszedł z Ramseyem, lecz myśl, że mógłby być jego synem była dla Rookwood chwilowo absolutną abstrakcją.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]19.01.18 23:36
Nie odezwałem się słowem wpatrując się w nią w milczeniu, czekając aż skończy ze swoimi wyjaśnieniami. Fakt, że zdecydowała się ostatecznie skończyć z maskaradą działał zdecydowanie na jej korzyść. Co jednak nie sprawiało, że czułem się dużo lepiej. Nie lubiłem, gdy robiło się ze mnie głupca. Z pobudek osobistych czy nie, nie miało to znaczenia, Cassandra zdecydowanie wyczerpała moją cierpliwość do znoszenia kobiecych kłamstewek i półprawd.
- Grasz - ryzykujesz - odparłem tylko na jej wywód o niemożności przewidzenia tego, z kim się zadaje, kim aktualnie próbuje się bawić. Pociechę stanowił fakt, że musiała się przede mną tłumaczyć. W starciu ze mną była na straconej pozycji, ze względu na ścisłą hierarchię Rycerzy Walpurgii, gdy zdradziła się z tym, do kogo w rzeczywistości należała twarz Adeline. Nie napawałem się przewagą, jaką dawał mi mroczny znak na przedramieniu, nie bardziej niż powinien przynajmniej. Ciekawiło mnie czy zorientowała się na spotkaniu, gdy usiadłem dokładnie naprzeciwko niej jeszcze nieświadom, że miałem już przyjemność Sigrun poznać. Czy może zdała sobie wreszcie sprawę, co oznaczał ten konkretny tatuaż- czaszka i wąż, który nawiedza niebo Wielkiej Brytanii od miesiąca. Jego znak.
- Nie wiem, czemu zakładasz, że teraz go nie mam - wychyliłem alkohol wypijając cały jednym łykiem. Czy ktoś zauważyłby, że na świecie jest o jedną łowczynię wilkołaków mniej? Zapewne nie. Jedyne pytanie, które tak naprawdę się liczyło to czy Czarny Pan miałby mi to za złe. Gdybym raz na zawsze wyjaśnił, że nie warto wodzić mnie za nos w tak żałosny sposób. Jej powody, dla których udawała Adeline były zgoła inne niż moje, które zmusiły mnie do występowania pod fałszywymi personaliami. Czy naprawdę myślała, że też robiłem to dla zabawy? Przypatrzyłem się krytycznie jej butnemu spojrzeniu i słowom, które tak zuchwale wypowiadała, niektórzy po prostu nigdy nie wyrastają z bycia rozkapryszoną nastolatką.
- O nie, nie jestem ojcem Mii - uśmiechnąłem się równie bezczelnie i patrzyłem jej prosto w oczy, z palcami cały czas zaciśniętymi na różdżce. Sigrun naprawdę nie miała pojęcia jeszcze o niczym. Ostatecznie mogłem puścić w zapomnienie Adeline. Za jakiś czas, gdy wysłuchiwanie jej tłumaczeń stanie się nużące.
- Jestem ojcem Ramseya - wyjaśniłem z ciągle tym samym uśmiechem wyrażającym bezgraniczną pewność siebie. Znasz to powiedzenie, Sigrun - Jaki ojciec, taki syn? Tylko kątem oka dostrzegałem, że nikt za Rookwood nie wodził już wygłodniałym wzrokiem. Nikt najwyraźniej nie miał ochoty wtrącać się już w naszą rozmowę. Na ile wpływ na to miała moja wciąż trzymana w pogotowiu różdżka, a na ile metamorfoza kobiety, za którą tak wodzili wzrokiem - trudno powiedzieć. Trochę szkoda, czasem rzucenie jednego crucio miało zbawienny wpływ na kiepski nastrój. A chyba lepszy postronny obserwator szukający guza niż Sigrun.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]21.01.18 19:16
-A więc przegrałam, niech Ci będzie - przyznała w końcu.
Zamilkła na chwilę, gdy zasugerował, że ma zgoła odmienne zdanie co do zabicia jej; zastanowiła się, otworzyła usta, by coś powiedzieć, lecz zaraz je zamknęła, rezygnując, zamiast tego znów zaciągnęła się papierosem. Nie odwróciła jednak spojrzenia, próbując doszukać się w oczach, mimice Ignotusa jakiekolwiek oznaki, że się z nią przekomarza, żartuje, droczy - ale tego nie znalazła, więc w końcu się odezwała: -Istnieje bardzo wiele powodów, by mnie nie zabijać - powiedziała pewnie, uśmiechając się przy tym szelmowsko, choć chwilowo wcale nie było jej do śmiechu.
Nie lekceważyła go. Absolutnie. Jeśli by tak było, wcale by tu nie przyszła, a bajkę o Adeline ciągnęła dalej, brnąc w kłamstwo jeszcze głębiej, lecz wiedziała, że wówczas by w nim utonęła - przy Ignotusa drobnej pomocy. Uśmiechem, pewną siebie postawą, bezczelnością maskowała jedynie niepokój, który niewątpliwie czuła, lecz chciała się tego wyprzeć; nie lubiła przyznawać się do słabości, a w głębi ducha nie mogła oprzeć się wrażeniu, że w starciu z Ignotusem miałaby o wiele mniejsze szanse - to on nosił na przedramieniu Mroczny Znak, nie ona. Niebezpieczna iskra w ciemnych oczach sprawiła, że spięła się lekko; Mulciber był człowiekiem groźnych i nie chciała znaleźć się na jego liście ludzi do odstrzału (a jeśli właśnie się na niej znalazła, to jak najprędzej wolała z niej zniknąć). Nie straciła jednak rezonu, pomimo jego krytycznego spojrzenia, wciąż naiwnie licząc, że droczy się z nią w ramach kary za kłamstwo. Znała jednak o wiele bardziej interesujące sposoby na wymierzanie kar, niekoniecznie wiążące się z utratą życia; mogłaby zostać obiektem doświadczalnym, lecz chwilowo wolała nie wysuwać lubieżnej propozycji, mógłby ją niewłaściwie zinterpretować, nieco zbyt brutalnie, a swoich kończyn, oczu, uszu i innych części ciała, ani zmysłów także wolała jeszcze nie tracić, a nie wiedziała jeszcze do czego Ignotus jest zdolny.
Przypuszczała jedynie, że do naprawdę wielu rzeczy.
Spojrzała wymownie na jego dłoń zaciśniętą na różdżce, wzrokiem mówiąc, że to zbędne i niepotrzebne; przyszła tu przecież wytłumaczyć się przed nim niemal jak uczennica przed nauczycielem, czego nie robiła nigdy, ale była świadoma istoty pozycji w szeregach Rycerzy Walpurgii. Liczyła jednocześnie, że będzie miał na względzie jej obecność w organizacji - Czarny Pan z pewnością nie byłby zadowolony na wieść, że jego słudzy mordują się wzajemnie. A przynajmniej tak przekonywała samą siebie.
Zmarszczyła brwi, gdy zaprzeczył tak bliskiemu pokrewieństwu z Mią, przez głowę przemknęło jej pytanie kim więc był, lecz odpowiedź nadeszła bardzo szybko i spadła na nią jak głaz.
Ojciec Ramseya Mulcibera.
Wodzenie za nos Ramseya Mulcibera było jak strzelenie kafla do własnej bramki. Nie, nie, nie, to sto razy gorsze. To było jak rzucenie Avady Kedavry w samą siebie. Zastygła w bezruchu, wyraźnie zbita na pantałyku, z uniesionymi brwiami, szerzej otwartymi oczyma i rozchylonymi ustami; papieros jej w dłoni tlił się nieustannie i sporo popiołu nagle spadło po prostu na stół, bo zapomniała strzepnąć go do popielniczki.
No cóż, tego się nie spodziewała.
-Nigdy mi nie mówił, że ma tak przystojnego ojca, a wydawało mi się, że tak dobrze go znam - odezwała się w końcu, przywołując znów na usta uśmiech -O ile można tak w ogóle powiedzieć.
Nie, nie czuła się źle z tym, że spała z ojcem kogoś, kogo traktowała niemal jak brata, to właściwie jej nie przeszkadzało; trudno zresztą było ją zniesmaczyć, skoro od lat sypiała z własnym bliźniakiem. Wadziła jej jednak myśl o tym, że jaki ojciec taki syn. Wiedziała do czego zdolny był Ramsey - i nie chciała przekonać się na własnej skórze, że do tego samego zdolny byłby Mulciber.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]18.02.18 21:38
Zaledwie skinieniem głowy przyjąłem kapitulację Sigrun, w której przyznała się do swojej porażki. W gruncie rzeczy nie bawiło mnie to aż na tyle, bym wyciągał od niej groźbami kolejne wyrazy skruchy. Zapewne nieszczerej, bo niezależenie od tego jak wybitnym kłamcą była, nie wierzyłem, że potrafiłoby jej się zrobić wstyd za półprawdy i bajki, które sączyła do uszu moich czy innych. Choć też te inne zupełnie mnie w tym momencie nie interesowały. Na razie. Ciekawość kazała się bowiem zastanowić, komu jeszcze mogła się narazić. Nie była raczej na tyle głupia, by próbować w podobny sposób wyprowadzić w pole Czarnego Pana.
- Zacznij od chociaż jednego - zażądałem chłodno, chociaż i tak podjąłem już decyzję. Nie zamierzałem się do tego jednak przyznawać zbyt szybko i łatwo. Zabijanie Rookwood było niepotrzebne. Mogłem czuć niesmak wywołany jej spektaklem, ale z pewnością nie byłem na tyle zirytowany, by korzystać z mojej różdżki w celu wyczarowania zielonego promienia avady przeznaczonego specjalnie dla niej. Milczałem jednak uparcie, mierząc kobietę uważnym spojrzeniem. I czekałem aż chociaż podejmie próbę przekonania mnie do niezabijania jej. Sam oczywiście potrafiłem znaleźć wystarczająco wiele powodów, by tego nie robić. Najważniejszy był taki, że służyła Czarnemu Panu, który najwyraźniej nie życzył sobie jej śmierci, skoro wciąż żyła. Nie zamierzałem sprzeciwiać się jego woli. Tyle mi w zupełności wystarczyło. Dla jej dobra jednak nie powinna być na tyle zuchwała, by sięgać po podobny argument. Liczyłem na chociaż odrobinę wysiłku z jej strony odnajdując przynajmniej odrobinę przyjemności ze spotkania.
Nie opuściłem wymierzonej w Sigrun różdżki jej ponaglające spojrzenie zbywając tylko kolejnym bezczelnym uśmiechem. Na wszelki wypadek wolałem przypomnieć jej, kto i jaką pozycję dokładnie zajmuje. Miałem przeczucie, a rozsądek kazał sądzić, że nie całkiem bezpodstawne, iż bardzo szybko pewne rzeczy takie jak należyty szacunek wywietrzeją jej z głowy. Strofowanie Rookwood przypominało prawienie wychowawczych pogaduszek do dzieci. Ale chyba zarówno ona jak i ja byliśmy zbyt starzy na podobne rozmowy. I pomijając wszystko inne, Sigrun nie była moją córką. A przynajmniej nic o tym nie wiedziałem. I wolałbym się raczej niczego podobnego obecnie nie dowiadywać. Niespodziewanych spotkań z synami po wyjściu z Tower miałem wystarczająco dużo i dostarczyły mi tyle emocji, że kolejne odkrycia zaginionych potomków nie były czymś, czego wyczekiwałem z niecierpliwością.
Z lekką satysfakcją obserwowałem, jakie wrażenie robi nazwisko Ramseya, moje nazwisko na innych. Napawało mnie to zawsze pewną dumą. Sam wszak do tego doszedł, sam osiągnął zasłużony wszak respekt.
- Nie sądzę by w ogóle wiele o mnie mówił - zauważyłem bez goryczy w głosie. To było zaledwie suche stwierdzenie faktu mające wrócić rozmowę na właściwe tory. Nie nasłuchałem się jeszcze dość nieszczerych wykrętów Sigrun, nie miałem jeszcze dość oglądać jej w niezbyt komfortowej sytuacji, w jaką sama się zagoniła. Zmienianie tematu naszej uroczej konwersacji mi się zupełnie nie uśmiechało.
- Wstydzisz się swojej prawdziwej twarzy, Sigrun? - Zapytałem kierowany tylko ciekawością. Zabawa. Twierdziła, że zmienia tożsamość jedynie dla zabawy. Mogłem w to nawet uwierzyć, ale oprócz tego chciałem jeszcze zrozumieć, jaki od początku przyświecał jej w tym wszystkim cel.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]22.02.18 15:12
Tę rozgrywkę przegrała już w momencie, kiedy spotkali się po raz pierwszy w barze, kilka tygodni temu, nieświadoma kim ów mężczyzna jest i co oznacza znak na jego imieniu. Ciężko znosiła porażki, nie znosiła i nie potrafiła przegrywać, lecz nie była bezgranicznie głupia (zwykle po prostu lekkomyślna i zbyt brawurowa, albo arogancka) i wiedziała, że nadszedł moment, w którym musi się wycofać. Nierozsądnie poigrywać sobie ze śmierciożercą.
-Po pierwsze - jestem metamorfomagiem - odpowiedziała od razu, uśmiechając się szeroko. W jego oczach najpewniej teraz była to wada, sztuczka, którą wywiodła go w pole i oszukała, lecz należało wszak patrzeć szerzej - metamorfomagia dawała ogromne pole do manewrów. Mogła być każdym, jeśli tylko chciała. W ciągu kilku uderzeń serca mogła przeobrazić się w niego, jego syna, własnego szefa; oczywiście przemiana mogła nie być doskonała, zmiana strun głosowych i koloru tęczówek wymagały od Sigrun nie lada skupienia i wytężenia silnej woli, a wszystko to byłoby na nic bez opanowania sztuki kłamstwa - lecz nad wszystkim pracowała. Była całkiem dobrą aktorką, skoro uwierzył w istnienie Adeline; mogła być więc przydatna. Zarówno ich wspólnej sprawie, jak i jemu, czyż nie? -Po drugie - pracuję w Ministerstwie - to dodała już ciszej. Nie przyłowywała wciąż argumentu służenia temu samemu Panu, wiedziała, że był tego świadom, a zresztą nie zamierzała się tym zasłaniać - jeszcze. W chwili, kiedy przyłożyłby jej kraniec własnej różdzki do gardła, najpewniej nie miałaby takich oporów. Potrzebowali jednak ludzi w Ministerstwie Magii, z oczami i uszami wszędzie, mogła być dobrym źródłem informacji - choć wciąż zastanawiała się jak u licha wejdzie do Biura Aurorów jako Mia Mulciber. -Po trzecie - dobrze się pieprzę, ale o tym chyba już wiesz - ostatnie zdanie wypowiedziała z szelmowskim uśmiechem na pociągniętych ciemną szminką ustach, choć wciąż celował w nią różdżką. Czuła się z tym niekomfortowo, niepokój lekko ściskał jej żołądek, miała jednak nadzieję, że te trzy jej zalety skutecznie wybiją Ignotusowi z głowy pomysł pozbywania się kochanki. Nic wszak nie stało na przeszkodzie, by była nią dalej - jeśli tylko przełknie gorycz kłamstwa i puści je w niepamięć w zamian za jej kapitulację i przyznanie się do porażki. Czyż nie dość się już uniżyła?
-To prawda - przyznała, mając nadzieję, że Mulciber połknie haczyk zmiany tematu, lecz cóż - był na to zbyt sprytny, zdążyła jednak spytać jeszcze -Dlaczego?
Powód, dla którego Ramsey nigdy o Ignotusie nie wspominał niezwykle ją ciekawił. Podczas spotkania Rycerzy Walpurgii zdawali się być... W dość normalnych relacjach? Co ona jednak mogła wiedzieć o normalnych relacjach międzyludzkich. Niewiele, nic właściwie.
Kolejne pytanie wyraźnie zbiło ją z pantałyku. Wstydzić się? Dlaczego? Owszem, nie była półwilą, by roztaczać wokół siebie czar piękna nie z tej ziemi, jednakże jeśli tylko starłaby z twarzy swój zwykły grymas złości i irytacji, który sprawiał, że wyglądała jakby chciała komuś złamać noc, to swą naturalną twarz miała całkiem przyjemną dla oka, nawet pomimo mankametów - wyraźnej przerwy pomiędzy jędynkami, głęboko osadzonych oczu, brwi tak jasnych, że niemal niewidocznych.
-Nie - odpowiedziała bez śladu wcześniejszego uśmiechu, bo szczerze ją zadziwił. Nie pytała, czy uważa, że powinna - była dość pewna siebie. Paliła chwilę papierosa, wpatrując się w twarz poznaczoną czasem z nieodgadnioną miną -Mówiłam Ci, po prostu lubię się zabawić. I robić bardzo brzydkie rzeczy - kącik ust znów uniósł się w uśmieszku -Lepiej, by nie powiązano ich z twarzą przykładnej obywatelki, pracownicy Ministerstwa Magii i stróża społeczeństwa, który chroni ich przed tak krwiożerczymi bestiami jak wilkołaki, czy nie mam racji? - ciągnęła dalej, skoro tak bardzo chciał wyjaśnień -To zwykła przezorność.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]02.04.18 1:47
Siedziałem otoczony papierosowym dymem z dłonią zaciśniętą na różdżce wciąż wpatrując się w Sigrun z ledwo widocznym rozbawieniem na dnie brązowych oczu. Nie lubiłem być oszukiwany, bardzo nie lubiłem, kiedy ktoś myślał, że bezkarnie może naginać prawdę podług swojej woli i liczyć na to, że zadowolę się woalem zbudowanym z kłamstw, odmawiając jednocześnie zajrzenia pod niego.
- Bycie metamorfomagiem to chyba początek naszego problemu, nie sądzisz? - Musiałem przyznać, że nad schematem argumentacyjnym Sigrun mogłaby popracować nieco bardziej. Nie wątpiłem, że są ludzie, których metamorfomagia może by i przekonała, ale ja się do nich nie zaliczałem. Była to zdolność użyteczna, pożądana w pewnych przypadkach, ale zdecydowanie niewarta zarzucania planów pozbywania się tych, których już raz uznałem godnych anihilacji.
- Nie żeby to mnie kiedykolwiek powstrzymywało - zauważyłem grzecznie na drugi z argumentów. Nie dodałem, że było wręcz przeciwnie. Moja awersja wobec Ministerstwa rosłą tylko z każdym dniem, gdy oglądałem nieporadne próby ogarnięcia magicznego świata, który od dawna chwiał się w posadach. Dopuszczanie szlam do władzy, do prominentnych stanowisk, pozwalanie na głoszenie bluźnierczych tez o równości nie mogło skończyć się dobrze. Wszystko to sprawiało jedynie, że miałem ochotę wysadzić Ministerstwo, spalić je tak, by nie ostał się kamień na kamieniu. Najlepiej ze wszystkimi jego pracownikami, którzy przyjmując tam pracę zgadzali się, by ich zwierzchnikami byli ludzie słabi i głupi. Cóż, to też nie był najtrafniejszy argument.
- Mówisz? - Odparłem na trzeci. Nie zamierzałem ujmować umiejętnościom Sigrun, ale to też niespecjalnie był powód, dla którego mógłbym ją oszczędzić. Moja żona też robiła to nieźle, jako chyba jedną z nielicznych rzeczy w swoim życiu. Gdybym jednak miał okazję, nie wahałbym się nawet przez sekundę. Mimo wszystko schowałem jednak różdżkę. Rookwood służyła Czarnemu Panu, nie mnie było decydować o jej życiu i śmierci. Lordowi Voldemortowi wolałem się nie narażać.
- Pewnie dlatego że większość jego życia spędziłem zamknięty w Tower - powiedziałem wychylając szklankę z ognistą. Nie zamierzałem się z tym specjalnie ukrywać, nie wśród popleczników Czarnego Pana, prędzej czy później i tak zapewne dotarłyby do niej wystarczające strzępy informacji, by zdołała poskładać je w historię dalszą bądź bliższą prawdy. Nie wstydziłem się mojej przeszłości, by czuć potrzebę jej ukrywania, jeśli to robiłem, to bardziej z ostrożności i niepewności, świat różnie mógł mnie przyjąć. Różnie pamiętać. Wreszcie, mógł się zmienić, a ja nie chciałem wchodzić w niego zupełnie nieprzygotowany. Ale nigdy nie kierował mną wstyd. To nie była moja wina, że światem rządziła banda imbecyli padających na kolana przed mugolami, ukrywająca się przed nimi niczym tchórze zamiast zająć jedyną słuszną pozycję - władców.
- Nie baw się tak ze mną więcej - nie była to z pewnością prośba. Bardziej coś pomiędzy groźbą, ostrzeżeniem i poleceniem. Nie sprawiało mi przyjemności wodzenie za nos, miałem nadzieję, że wyrażałem to wystarczająco jasno. Pozwoliłem jednak na zmianę tematu, nie odnajdując specjalnej przyjemności w jego dalszym ciągnięciu. Zaskoczenie Sigrun, gdy dowiedziała się, jakie pokrewieństwo łączy mnie z Ramseyem wynagradzało znaczną część jej podchodów, w które bawiła się moim kosztem. Miło było widzieć, jaką opinią wśród innych cieszy się mój syn. Miło było czuć ojcowską dumę. Nawet jeśli nie zamierzałem się do niej przyznać przed nikim poza sobą.
- Dopóki nie rozpoczniesz publicznych egzekucji na mugolach, nikt nie będzie raczej dochodził do tego, kim jesteś - odpowiedziałem podobnym, wszystkowiedzącym uśmiechem. - Poza tym, wątpię, by ktokolwiek wierzył, że jesteś przykładną obywatelką.
Pomijając opinie krążące o brygadzistach, Sigrun po powrocie do swojej prawdziwej twarzy traciła wszystkie cechy, które uznać by można za niewinne i godne osoby o nieskazitelnym charakterze.
- Ale kim jestem, żeby ci zabraniać - byle nie ze mną, Sigrun, drugi raz będzie mnie to bawiło jeszcze mniej.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]11.04.18 21:15
Przychodząc tu nie spodziewała się, że będzie łatwo; że wyzna prawdę, a Ignotus machnie na to ręką i przejdzie z tym do porządku dziennego, puszczając oszustwo w niepamięć. Skoro nosił nazwisko Mulciber przypuszczała, że może być to ciężka przeprawa, lecz była na nią gotowa - dla dobra sprawy, w imię której mieli wspólnie walczyć ramię w ramię. Po części rozumiała twardość jego spojrzenia, nieprzychylność i zbijanie każdego jej argumentu - najpewniej gdyby zamienili się teraz miejscami, ona by się wściekła, wyciągnęła różdżkę, zaczęła szastać klątwami na prawo i lewo (cóż z tego, że miała przed sobą przeciwnika o wiele bieglejszego w walce i czarnej magii, lekkomyślności Rookwood nigdy nie brakowało) i wpadła w gniew; zimny spokój Ignotusa, fakt, że jednocześnie nie musiał podnosić głosu, by czuła przed nim niepokój, wzbudzał w niej szacunek - i przywodził na myśl innego Mulcibera, lecz ta zagadka także rozwiązała się prędko. Niedaleko pada jabłko od jabłoni.
- Zaraz problemu - żachnęła się, mając ochotę przewrócić oczyma, lecz powstrzymała się - dość okazała już lekceważenia, by jeszcze bardziej narażać się Śmierciożercy i potężniejszemu od siebie czarnoksiężnikowi.
- Wbrew pozorom, to całkiem użyteczne - odparła równie uprzejmie, uśmiechając się lekko; nie kłamała, naprawdę tak sądziła. Oczywiście, przyznałaby Ignotusowi rację, gdyby tylko zechciał podzielić się z nią tym co myśli, na temat Ministerstwa; to prawda, że pracowali tam głównie i imbecyle, lecz tym bardziej potrzebowali tam swoich. Do zbierania informacji, szpiegowania, infiltracji; nie tylko by cieszyć się przewagą posiadania cennych informacji, lecz by w chwili wyjścia z ukrycia Ministerstwo mogło paść jeszcze łatwiej, niż by sobie tego życzyli.
Przez chwilę udała urażoną, przywołując na twarz obrażony grymas, lecz prędko spytała bezwstydnie: - Powinnam udowodnić to raz jeszcze?
Uważnie obserwowała każdy jego ruch, gdy sięgał po różdżkę i schował ją, na co uśmiechnęła się szerzej; nie było łatwo, nie czuła, by zdołała go do siebie przekonać tak, jakby tego pragnęła, lecz na początek dobre i to. Wyjdzie stąd żywa i z wszystkimi kończynami na swoim miejscu, w przypadku Mulciberów mogła odbierać to za sukces. Uśmiech zbladł, gdy wyjawił jej dlaczego nigdy przedtem o nim nie słyszała od Ramseya; nie oczekiwała po nim wylewności, rzecz jasna, lecz znali się od tylu lat i darzyli pokrętnym zaufaniem, że była po prostu zdziwiona - i ciekawa powodu, lecz miała nadzieję usłyszeć co innego. Jeśli tylko miałaby w sobie jakiekolwiek pokłady empatii, zaczęłaby mu współczuć; stracić najlepsza lata w więzieniu, przegapić tyle czasu z życia własnego syna - było to dość... dramatyczne. O tyle miał szczęścia, że zamknięto go w Tower, nie Azkabanie; w tym drugim przypadku najpewniej nie byłby w stanie rozmawiać z nią teraz tak przytomnie, ani służyć Czarnemu Panu. Wzdrygnęła się na samą myśl o tym więzieniu, mając nadzieję, że sama uniknie losu Ignotusa i nigdy za kraty nie trafi (cóż, los bywa bardzo przewrotny).
- Oczywiście - odparła, przyjmując to niemal jak polecenie; nie lubiła, gdy jej rozkazywano, lecz koniec końców przyszła, by sprawę tę rozwiązać - a więcej zwodzić go za nos nie zamierzała, miała dość rozumu, by się tak nie narażać; w ostatecznym rozrachunku przytaknięcie nie było dla niej żadną ujmą, skoro udało się im osiągnąć porozumienie.
- Może najwyższa pora zacząć? - zaproponowała z szelmowskim uśmiechem. Właściwie uważała to za doskonały pomysł, który miała nadzieję, że niebawem wszyscy wcielą w życie; dzięki Czarnemu Panu czarodziejski świat wyjdzie z cienia, a sprawa szlamu zostanie poddana ostatecznemu rozwiązaniu, w to nie wątpiła. Wizja publicznych egzekucji szlam, mugolaków i zdraców krwi, była całkiem rozkoszna. - Ranisz moje uczucia - westchnęła teatralnie, zgniatając niedopałek w popielnicy. Oczywiście, ze była świadoma opinii krążących o Brygadzistach; ludzie o zdrowych zmysłach nie poświęcali życia, by walczyć z krwiożerczymi bestiami. Zgasiła papierosa i wstała z krzesła, lecz nie zamierzała nigdzie wychodzić, jeszcze nie, nie skończyli rozmowy - lecz skoro sytuacja straciła na zagrożeniu jej życia, postanowiła zmienić miejsce. Obeszła stół i bezczelnie usiadła obok Mulcibera, bliżej, niźli wypadało. Odwrócona plecami w stronę reszty pubu mogła pozwolić sobie na to, aby jej twarz powróciła do naturalnej formy, a Adeline zniknęła.
- A jak mogę się bawić? - spytała zadziornie, choć bardziej interesowała ją inna kwestia, którą po chwili poruszyła. - Na czym cię złapali? - nie wątpiła, że było to coś paskudnego - i bardzo pragnęła o tym posłuchać.


She tastes like every

dark thought I've ever had
Sigrun Rookwood
Sigrun Rookwood
Zawód : dowódca grupy łowców wilkołaków
Wiek : 29
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
I am not
ruined
I am

r u i n a t i o n
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
i n s a n e
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5310-sigrun-rookwood https://www.morsmordre.net/t5379-astrid#121534 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f100-harrogate-skala https://www.morsmordre.net/t5380-skrytka-bankowa-nr-1330#121543 https://www.morsmordre.net/t5381-sigrun-n-rookwood#121544
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]25.05.18 0:41
Kłamstwa uważałem za coś całkowicie naturalnego dla ludzkiej natury. Wszyscy kłamią - taka była prawda. Nie dało się przez życie przejść bez drobnego naciągania faktów i nieco większych oszustw. Sztuką było jednak sprawienie, że to nigdy nie wyjdzie na jaw. Bo nikt nie lubił być okłamywany i ja wcale nie byłem wyjątkiem. Jednakże oszustwa uchodziły za coś złego, niewłaściwego, zasługującego na potępienie i konsekwencje. W gruncie rzeczy jednak nie czułem potrzeby ganić Rookwood jeszcze bardziej. W pewnym sensie byłem bardziej zmęczony jej dziecinnymi zagrywkami niż zły. Może i brakowało mi możliwości wychowywania własnych synów, nie zamierzałem jednak nadrabiać braków na obcych w gruncie rzeczy kobietach. Nie wspominając już zupełnie o fakcie, że w związku z łączącą nas relacją, próby wychowawcze byłyby co najmniej dziwne.
- Wiele rzeczy jest użytecznych. Cruciatus na przykład - podzieliłem się spostrzeżeniem, choć w przeciwieństwie do Rookwood nie proponowałem prezentacji. To, gdzie zmierzała ta rozmowa bawiło mnie nieco, nie było raczej powodu, by przerywać ją w tak nieprzyjemny sposób. Sigrun też zdawała się bawić niezgorzej, szczególnie, gdy na widok schowanej różdżki uśmiechnęła się szeroko, szczerze i z ulgą. Nie zrobiłbym krzywdy komuś, kto służy Czarnemu Panu. Mógłby zupełnie zignorować odczucia Sigrun, co sobie na ten temat myślała, jej bliskich i przyjaciół, którzy mogliby poczuć się źle z faktem, że ktoś podniósł na nią rękę, ale narażenie się na gniew Lorda Voldemorta było czymś, czego nigdy nie planowałem zrobić świadomie. Gdy chodziło o służenie tak wymagającemu Panu, każda decyzja, każde słowo, każdy nawet oddech mogły być stąpaniem po kruchym lodzie. Zaciągnąłem się papierosem, kiedy Rookwood przysiadała się obok pozwalając jej znaleźć się dużo bliżej niż jeszcze chwilę wcześniej. Odpalając kolejnego papierosa, którym się z nią podzieliłem.
- Ranię je, bo odradzam zbyt otwarte zabawy z mugolami czy poddając w wątpliwość twoją prawość i cnoty rycerskie? - Uniosłem brwi w udawanym zaciekawieniu odsuwając się odrobinę, by móc na Sigrun spojrzeć, pozwalając cieniowi uśmiechu przemknąć przez moje usta. Nie lubiłem rozmawiać o Tower. Trudno komuś, kto nigdy nie był zamknięty w więzieniu zrozumieć, co znaczy stracić nadzieję, że kiedyś jeszcze ujrzy się słońce. Albo, czym jest bezpowrotne utracenie najpiękniejszych lat życia własnego i swoich dzieci. Trudno to opisać, jeszcze trudniej wyjaśnić tak, by ktoś, kto tego nie przeżył mógł zrozumieć. To nie zimne mury Tower były najgorsze, to czas, który płynął gdzieś obok, zmieniając świat, w którym nie było dla mnie miejsca, będąc cały czas wyczuwalnym, nie na tyle jednak, by dojrzeć jakiekolwiek konkrety. ściana czasu, która odarła mnie z życia była tą częścią więzienia, która bolała najbardziej, bo też nigdy nie miałem przestać żałować na zawsze utraconych, niepowtarzalnych chwil. Jak wytłumaczyć Sigrun, że w więzieniu spędziłem tyle lat, ile ona na świecie w ogóle? Tyle, ile przygód ją spotkało, ile radości, ile smutków, to wszystko, co do tej pory przeżyła, mi zostało dokładnie tyle odebrane. Nie zamierzałem jednak niczego wyjaśniać. Nie lubiłem ani o tym wspominać, ani szukać odpowiednich słów, choć z góry wiedziałem, że tego po prostu nie zrozumie nikt, kto nie przeżył czegoś podobnego.
- Na egzekucjach mugoli - odparłem z przekąsem wcale nie mijając się zbyt wiele z prawdą. A potem odebrałem Rookwood papierosa, którym się zaciągnąłem zanim jej go oddałem.
- Chodź, Sigrun, pobawimy się dzisiaj dla odmiany jak dorośli - wstałem z miejsca oferując jej swoje ramię, pozwalając rozbawieniu wykrzywić nieco moją twarz.

zt x2



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]02.06.19 23:12
| stąd

Chcieli mieć swój wkład w realizację słusznej sprawy, nie musieli się o tym wzajemnie przekonywać. Tylko osiągnięcie zadania mogło przynieść im prawdziwą satysfakcję. Niepowodzenie nie wchodziło w grę, choć istniało ryzyko, że już ich wybór, jeśli okaże się niesłuszny, pozwoli im zasmakować goryczy porażki. Musieli jednak coś postanowić. Ruszyli za chłopcami, utrzymując pewien dystans, aby nie zostać zauważonymi. Jak na razie udawało im przemieszczać tak, aby nie rzucać się w oczy, choć to chyba brak czujności ze strony dwóch młodzików, którzy o czymś dyskutowali między sobą i nie obrócili się w trakcie swej wędrówki ani razu za siebie, pozwolił im osiągnąć tak dobry efekt. Obiekty ich obserwacji skręciły w końcu w jedną z uliczek i wówczas Alphard mimowolnie uczynił swój krok nieco żywszym, dzięki czemu dokładnie mógł zobaczyć, jak młodziki przekroczyli przejście pomiędzy budynkami, którego rolę pełnił kilkumetrowy tunel. Trafili za nimi do zagraconego dziedzińca, gdzie odnaleźć można było schody prowadzące na tyły starego, szarego budynku. Drzwi już domykały się za młokosami, dlatego Black dokonał wszelkich starań, aby wspinaczka po schodach zajęła mu zaledwie kilka sekund. Wcale się nie oglądał za swoim towarzyszem, po prostu wiedział, że ten jest tuż za nim i będzie mu wsparciem. Obaj musieli jeszcze udowodnić, sobie samym i innym, że nie bez powodu znaleźli się w szeregach Rycerzy Wapurgii.
Po przekroczeniu progu lokalu nie dał się zniechęcić gwarem rozmów składających się w większości z bluzg czy zapachowej mieszance potu i taniego alkoholu. Ważniejsze było wyśledzenie spojrzeniem młodzików, którzy jakimś cudem zdołali przedrzeć się w stronę kontuaru i przekazać paczkę barmanowi. Po ich odejściu w stronę stolika to właśnie chudy jegomość o przenikliwym spojrzeniu, przecierający intensywnie jedną ze szklanek, stał się ich celem. Skoro to pod jego opieką znalazła się tajemnicza paczka.
Takie speluny nie były jego naturalnym środowiskiem, jednak i w nich zdarzało mu się bywać. Zwłaszcza w młodości, pod zagranicznymi szyldami, często bardzo niewybrednymi.
Jeśli zdołam go zagadać, spróbuj zwinąć paczkę – rzucił w stronę lorda Shafiqa, instynktownie zniżając się do poziomu prowadzonych w tym miejscu rozmów. Również Alphardowi udało się przecisnąć przez tłumy w stronę kontuaru. Od razu pomyślał o tym, aby zwrócić na siebie uwagę barmana. Z biegiem lat przemawianie przychodziło mu coraz większą łatwość. Gładkimi słówkami można sobie zjednać każdego. Wiedział, ze musi na samym początku zrezygnować z dumnej na wskroś pozy, która od razu uznana by została za przejaw poczucia wyższości. Nieco rozluźnił mięśnie ramion, nawet lekko się garbiąc. Palcami niedbale odgarnął swoje włosy do tyłu, choć tak naprawdę bardziej tym gestem zburzył ledwo ułożoną fryzurę, czyniąc swoja prezencję niezbyt dbała. Kołnierz płaszcza pozostawił postawiony na sztorc, wszak tak ułożony element odzienia wierzchniego pasował do szemranego, wulgarnego towarzystwa.
Ognistą proszę – rzucił w stronę barmana, kierując w jego stronę nieco krzywy uśmieszek. – I od razu spytam o jedną rzecz. Tu zawsze jest tak tłoczno? Jestem tu drugi raz w życiu i za cholerę nie wiem, czy zdołam wypatrzeć tu znajomą twarz. Może to przez tę nieustanną burzę wszyscy wszędzie tak włażą. Czy te anomalie kiedyś odpuszczą? – po tych słowach zdecydował się spojrzeć w bok, niby rozglądając gdzieś dalej. – Zieloną Wróżkę też tu macie, racja? – spytał tylko odrobinę ściszonym głosem, po czym uniósł jedną z brwi, przeszywając barmana spojrzeniem ciemnych oczu. Oczekiwał odpowiedzi i miał jednocześnie nadzieję, że

| I etap, ST na odwrócenie uwagi barmana wynosi 70, biegłość retoryki II (+30)
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]02.06.19 23:12
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 51
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Złota Gęś" - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]06.06.19 12:50
Ostrożne kroki podjęte na samym początku miały okazać się słuszne. Przynajmniej do pewnego stopnia, jak podejrzewał, gdy finalnie postanowili podjąć się dyskretnego podążania za dwoma młodzikami z paczką, której zawartości pożądali, by wypełnić powierzone im zadanie. Porzucili nadgorliwego redaktora z wiarą, że na wymierzenie mu sprawiedliwości nadejdzie odpowiednia pora, upatrując większego sukcesu w dotarciu do miejsca spotkania oraz przejęcia pakunku. Gorycz porażki również mogła ich spotkać, lecz tego scenariusza zdawali się nie zakładać – przynajmniej początkowo, gdy jeszcze poruszali się po bezpiecznych torach śledzenia.
Sam Zachary nie podejrzewał, że mogło to być aż tak proste. Żaden z młodzików nie obejrzał się, nie wykazał jakąkolwiek czujnością, prowadząc ich do legowiska skrytego pośród uliczek Londynu, a poprzez fakt, że to lord Black znał je znacznie lepiej, z czystym sumieniem oddał mu prowadzenie, będąc przekonanym, iż wszystko pójdzie dostatecznie gładko i sprawnie. Mimo to zaciskał palce na różdżce ukrytej pod materiałem ciepłej abai, całkowicie przezornie, chcąc być przygotowanym na szybką reakcję, co finalnie okazało się jedynie nadmiernym myśleniem o potencjalnych skutkach podejmowanych przez nich czynów. Dopiero pokonując ostatnie kroki po schodach, otrzeźwiał; głównie za sprawą gwaru rozmów w lokalu, do którego dotarli.
Całkowicie ignorował wszelkie racjonalne sugestie, że nie pasował do tego miejsca. Jedynie nieco przygarbił się, osłonił trochę twarz, przystając za Alphardem w pół kroku, wysłuchując planu szybkiego planu działania. Nie dyskutował; dobrze wiedział, że z ich duetu to właśnie Blackowi łatwiej było wcielić się w bywalca niźli jemu być egzotycznym gościem zwracającym na siebie nadmierną uwagę. Czuł spojrzenia innych prześlizgujące się po płaszczu mokrym od nieustannie zacinającego deszczu, gdy wolno przepychał się już w nieco innym kierunku, pokonując wolne przestrzenie wyważonym krokiem, by wreszcie znaleźć się przy kontuarze dokładnie wtedy, gdy uwaga barmana została skupiona na złożonym zamówieniu. Z lekkim grymasem dla smaku alkoholu, oparł się lekko o blat, ramię układając na nim tak, by zakrywała je poła mokrego materiału, ostrożnym ruchem nachylając się nieco nad barem, żeby samym wzrokiem wyśledzić paczkę i sięgnąć po nią w odpowiednim momencie.
W ruchach lorda Blacka upatrywał okazji do działania, aby w sugestywnym momencie, gdy barman miał poświęcić się udzieleniu odpowiedzi na postawione pytania, sięgnąć ręką spod płaszcza i jak najmniej agresywnym ruchem wciągnąć pakunek – po który przybyli – pod wierzchnie odzienie. Pozostawało mu tylko wepchnąć paczkę pod pachę i ponownie zacisnąć palce na różdżce. Nie sądził, by kradzież ta ostatecznie przeszła bez echa; chciał czuć się choć trochę bezpiecznie, gdy poczuł ciężar pod ramieniem i dość nonszalancko odsunął się od baru, kierując swoje kroki dosyć pokrętną drogą między stolikami ku wyjściu.

|zabieram paczkę zza baru




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Złota Gęś" - Page 3 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]06.06.19 22:04
Nie miał nawet najmniejszych wątpliwości, że Zachary poradzi sobie z tym zadaniem. A może była to bardziej kwestia wiary? Po prostu dużą wartość przypisywał jego ambicji i chęci sprawdzenia się, bo właśnie te pragnienia z sobą dzielili, zwłaszcza w tej chwili, wykonując wolę Czarnego Pana. Jednak najpierw musiał dać mu sposobność do działania. Towarzystwo w takich spelunach zawsze jest podejrzliwe. Obecny dziś w gospodzie tłum działał na ich korzyść. W miejscach, gdzie każdy musi uważać na każdego, nawet człek o egzotycznej urodzie nie jest obserwowany nieustannie, choć przyciąga większą uwagę.
Barman okazał się niezbyt rozmownym typem, jednak nie zareagował wzmożoną podejrzliwością na paplaninę Alpharda, który przede wszystkim próbował wykazać się zdolnościami adaptacyjnymi, swój talent krasomówczy dostosowując do poziomu rozmówcy. Wyważone słowa i subtelna perswazja na nic by się zdały w takim lokalu. To chyba wzmianką o Zielonej Wróżce ugrał najwięcej, ponieważ na dłuższą chwilę zaabsorbował uwagę stojącego za kontuarem pracownika. Ewidentnie bardziej zmarszczył brwi, dopatrując się w całkowicie obcym mu kliencie znamion głupoty. Jego spojrzenie wręcz mówiło „to chyba oczywiste, idioto”. Ta chwila konsternacji wystarczyła, aby Zachary mógł wykazać się wystarczającą zręcznością do wykradnięcia paczki zza baru. I w tym przypadku tłum znów zadziałał na ich korzyść, bo nikt nie przejął się nagle wycofującym się czarodziejem. Lord Shafiq nie dawał zresztą powodów do podejrzliwości, wszak nie wykonywał żadnych gwałtownych ruchów, po prostu próbował przedrzeć się przez tłocznie rozmieszczone sylwetki w stronę wyjścia. Tak czynili wszyscy.
Wiem co oznacza takie spojrzenie – wyrzucił z siebie zuchwale w stronę barmana. – Taki gładkolicy jegomość nie powinien być na bakier z prawem, bo ktoś zadba, żeby już taki gładki nie był – złapał za podany kieliszek z ognistą i opróżnił go szybko za jednym zamachem. Potem wygrzebał z kieszeni płaszcza dwa sykle, skinął w podzięce głową i zaczął się wycofywać w stronę wyjścia, jakimś cudem nadrabiając dystans pomiędzy sobą a Zacharym. I kiedy już byli w połowie drogi, usłyszał wrzask barmana. Podniósł alarm może i z lekkim opóźnieniem, jednak wywołał spore zamieszanie. Cała gospoda zamarła, a chwilę później kilku nieprzyjemnych typów już zaczęło rzucać zaklęciami i to w ich stronę. Alphard natychmiast przyspieszył, z początku próbując jedynie unikać jasnych promieni zaklęć. W końcu jednak mocniej ścisnął trzymaną w dłoni różdżkę. – Protego – wyrzekł inkantację podstawowego zaklęcia obronnego, kiedy nie był już pewien, czy uda mu się umknąć przed kolejnym zaklęciem, dalej kierując się w stronę wyjścia. Obrona jednak nie mogła być wystarczająca, trzeba było odpowiedzieć jakoś na ten cholerny atak. Ponownie poruszył różdżką. Jego atak powinien wprowadzić jak największe zamieszanie. Zdecydował się sięgnąć po czarną magię, to było instynktowne i wręcz naturalne, jak odruch warunkowy. – Ebulbio.

1. Protego + 2. anomalia
3. Ebulbio + 4. anomalia + 5. k10
Alphard Black
Alphard Black
Zawód : specjalista ds. stosunków hiszpańsko-brytyjskich w Departamencie MWC
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
step between the having it all
and giving it up
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t5607-alphard-black https://www.morsmordre.net/t5622-tezeusz#131593 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f184-grimmauld-place-12 https://www.morsmordre.net/t5636-skrytka-bankowa-nr-1378 https://www.morsmordre.net/t5637-a-r-black
Re: Gospoda "Złota Gęś" [odnośnik]06.06.19 22:04
The member 'Alphard Black' has done the following action : Rzut kością


#1 'k100' : 41

--------------------------------

#2 'Anomalie - CZ' :
Gospoda "Złota Gęś" - Page 3 HXm0sNX

--------------------------------

#3 'k100' : 76

--------------------------------

#4 'Anomalie - CZ' :
Gospoda "Złota Gęś" - Page 3 MCOaTyR

--------------------------------

#5 'k10' : 1
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gospoda "Złota Gęś" - Page 3 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Gospoda "Złota Gęś"
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach