Wydarzenia


Ekipa forum
Magiczna Oranżeria
AutorWiadomość
Magiczna Oranżeria [odnośnik]16.07.16 18:29

Magiczna Oranżeria

Znajdująca się nieopodal Ogrodów Królewskich oranżeria zasłynęła przede wszystkim w czarodziejskim świecie, stając się symbolem wielkiej, nieszczęśliwej miłości. To wszystko za sprawą ostatniego dzieła magopisarza, który w swojej ostatniej powieści uczynił z niej ostatnie miejsce spotkania dwójki kochanków. Głośna historia szanowanego szlachcica i nieczystokrwistej czarownicy (która doczekała się tak samo wielu romantycznych zwolenników jak i kontrowersji w świecie arystokratów) bezlitośnie kojarzona jest z tym miejscem. Mówi się, że niezwykła aura oranżerii pozytywnie wpływa na spotkania zakochanych, stąd jeszcze do niedawna była stale oblegana.

W tej lokacji obowiązuje bonus do rzutu kością w wysokości +5 dla Zakonników i +10 dla Gwardzistów.


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 19.08.18 20:49, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Magiczna Oranżeria Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]05.10.16 15:03
3 marca

Rodzinne spotkanie przebiegło z licznymi niespodziankami, zarówno tymi miłymi jak i tymi mniej akceptowalnymi. Ono jednak minęło - dla mnie tak dawno, że aż ledwie je pamiętam. Obecnie żyję jutrzejszą wyprawą z Wynonną i Alastairem. Czy przeżyjemy? Co znajdziemy? Czy podołamy? Widzę przed oczami wiele znaków zapytania żarzących się nienaturalnie jasnym światłem. Niemal b e z t r o s k o się pakuję w stary kufer, kiedy nadchodzi olśnienie - spotkanie z Darcy. Pilnie chciała o czymś porozmawiać na ślubie swojego brata, a ja nie jestem pewien czy się na nim stawię. Równie dobrze mogę już nigdy nie wrócić zakopany w rosyjskich śniegach. Mam tyle spraw na głowie, a wśród nich myślę akurat o niej. O tej absurdalnej, wręcz odpychającej chęci ujrzenia jej, być może, ostatni raz. To niczego nie zmieni, to żaden priorytet - powtarzam sobie jak mantrę. A mimo to jakaś niewidzialna siła każe mi zasiąść przy ciężkim biurku, naskrobać tych kilka słów na pożółkłym pergaminie, polecić skrzatowi wysłać ten list zaadresowany do niej. Oczekiwać zniecierpliwiony odpowiedzi, aż w końcu poddać się kiedy ta nie nadchodzi - wygląda na to, że to jednak nic pilnego.
Powracam myślami do tych wszystkich błędów, nieostrożnych kroków jakie wykonuję. Odczuwam strach przed kolejnym nieznanym, obawiam się też o rodzinę, która zamierza mi towarzyszyć. Aż z koszmarów na jawie budzi mnie cichy stukot w okno, sowa, którą poznaję już bez problemu. Więc jednak. Na nowo przestawiam swoje plany, refleksje oraz wnioski dziwiąc się samemu sobie. Czuję się zagubiony w tych sprzecznościach, w których beznamiętnie tonę. Nie pojmuję swojego postępowania - co się do diabła zmieniło? Szukam satysfakcjonujących odpowiedzi, ale to na nic. Zanim zdążę przejść nad wszystkim do porządku dziennego, wybija termin spotkania.
Którego miejsce od początku wzbudza we mnie sensację. Magiczna Oranżeria. Ta sławna, ta kontrowersyjna. Widmo niespełnionej miłości ciągnie się za mną od kilku miesięcy jak nidorisowy smród, przyklejam się w jego lepkie sidła dusząc coraz mocniej. Podejrzewam, że kierowała nią chęć przekory, być może zemsta za takie a nie inne rozwiązanie sytuacji na wernisażu. Będzie to miejsce adekwatne do sprawy, z jaką się do Ciebie zgłaszam. Jedno pozornie zwykłe zdanie - tonę w nim doszukując się podstępu, wyjaśnień, sam już nie wiem czego. Boli mnie od tego głowa, rozmasowuję zbolałe skronie w oczekiwaniu na powód mojego wewnętrznego zmieszania. Stoję pod dachem altany, wolną dłonią kurczowo trzymam się pomalowanego na biało drewna stanowiącego konstrukcję tej przedziwnej budowy. To takie groteskowe. Prawie czuję oddech na plecach dwojga przeklętych kochanków - a to jedynie hulający między szczelinami wiatr. Deszcz bębni o dach oraz miękką roślinność rozpościerającą się brunatno-zieloną barwą. Wsłuchuję się w rytm wygrywany przez krople chcąc odseparować myśli od czegoś, czego najpewniej w ogóle nie ma, a Darcy ubawiłaby się przednio dowiedziawszy się o tej mojej analizie jej listu. Napisanego w biegu między jednym zajęciem a drugim, od niechcenia, bez większego pomyślunku. Głupi ja.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]05.10.16 18:26
Darcy, wbrew pozorom, miejsc wybrała przez wzgląd na sprawę, jaką miała z nim do uzgodnienia, a ta, nijak się miała do ich wzajemnych relacji. Skłamałaby jednak, gdyby powiedziała, ze nie czerpała satysfakcji z możliwej interpretacji miejsca spotkania, jaka najpewniej zakorzeniła się w glowie Quentina. W tej kwestii nie miała dla niego litości, tak jak i on, tak samo beznamiętnie, traktował ją w zgodzie z własnym komfortem na wernisażu. Oboje mieli różne usposobienia, priorytety, podejścia do spraw, inną przestrzeń osobistą, inny rodzaj zdystansowania. To powodowało, ze kiedy jedno znajdowało się w bezpiecznej strefie, drugie doświadczało olbrzymiego dyskomfortu. Tak jak to miało miejsce w tym momencie. Darcy ubrana w swój jeden ze skromniejszych strojów, który, chyba, powinien wpaść w oko minimalistycznego Burke’a nielubującego się w przepychu, szła pewnie w jego kierunku. Ciepły kołnierz sukni grzał jej szyję i rumienił policzki, nie chłodem, a przyjemnym ciepłem, kiedy zbliżała się do mężczyzny zdecydowanym krokiem. Z oddali widziała go, spiętego, jak zawsze, ubranego bezpiecznie, jak zawsze, samotnego, jak zawsze. Ta przestrzeń i to tło, przy nim wyglądało groteskowo. Menażeria straszliwie się z nim gryzła.
Docierając do niego, uśmiechnęła się łagodnie, zanim oparła dłoń na jego ramieniu, żeby złożyć na jego policzku śmiały, powitalny pocałunek. Teraz, kiedy już była wolną niezaręczoną kobietą, gest ten nie mógł być opacznie zrozumiany. Odsuwając się, specjalnie, drażniąc się z jego opanowaniem i beznamiętnością, spuściła głowę, owiewając ciepłym oddechem jego kark. Teraz mógł czuć dech kochanków, który sobie tak wyobrażał, bardziej realnie. Chwilę potem cofnęła się, opierając się dłońmi o pięknie zdobioną balustradę pod równie ozdobnym daszkiem. Milczała, nie wyjaśniając jeszcze powodu ich spotkania. Sekundy ciągnęły się niemiłosiernie, bo zgadywała, ze Quentin nie będzie chciał pierwszy przerwać milczenia. Uniosła do niego wzrok, przechylając głowę na bok, wpatrując się w jego tęczówki oczu przez chwilę zbyt długo, zbyt śmiało i zdecydowanie poza granicami odpowiedniego wychowania. Nie nadużywała jednak jego cierpliwości. Chociaż sama mogłaby taksować go spojrzeniem jeszcze trochę, przeniosła wzrok przed siebie.
Jedziesz gdzieś? — przerwała atmosferę napięcia i ciszy niegłośno zadanym pytaniem. Przez chwilę słychać było w jej tonie może nawet coś na kształt zawodu, zanim dodała, odwracając się do niego:
… lordzie — niby nie na siłę, z wyuczeniem, bez cienia minionej z przed chwili emocji, ale chyba wolałaby się do niego zwracać inaczej.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]06.10.16 13:17
Stoję. Jak zawsze w oczekiwaniu, jak zawsze w grotesce - przynajmniej kiedy mam cię zobaczyć. Sekundy, następnie minuty, dłużą się. Wyciągam z kieszeni srebrny zegarek - jeszcze chwila. Wypuszczam ze świstem powietrze, rozmasowuję skroń po raz ostatni. Wsłuchuję się w melodię deszczu, szum drzew. Jest spokojnie, jednostajnie, wręcz buro. I nagle się zjawiasz na horyzoncie psując bezpieczną kompozycję ziemistych kolorów. Czerwień pulsuje podczas tańca ze złotem, zbliżasz się nieuchronnie, a teraz jak na złość nadal widzę wszystko w zwolnionym tempie. Mrugam gwałtownie trochę nie wiedząc co ze sobą zrobić. Szybko omijam cię natarczywym do tej pory wzrokiem, patrzę gdzieś w pustą przestrzeń - nie wiem nawet w co. I chwilę później twoje perfumy otulają mój zmysł powonienia, ponownie koncentruję się na tobie - zaburzasz pewne ustanowione przeze mnie bariery. Tak blisko podchodzi do mnie jedynie rodzina, miękkie usta na chłodnym policzku odczuwałem może jako maleńki chłopiec od licznych ciotek. Wcześniej nie byłem wcale spięty, obecnie moje mięśnie przygotowane są do wysiłku, chociaż zupełnie niepotrzebnie. Moje serce dziwnie przyspiesza, zasycha mi w gardle, a ciepły oddech chwilowo otulający kark wywołuje kolejną falę dyskomfortu. Nie wiem co powiedzieć, głos ugrzązł mi w gardle. Żałuję w mig, że rodzice nie obyli mnie bardziej z tym całym salonowym, towarzyskim życiem. Sprawniej manewrowałbym w tak bezpośrednim kontakcie z drugą osobą. Nie stałbym jak zagubiony we mgle młodzieniec. Nierozsądnie puszczam drewnianą poręcz, której się do tej pory trzymałem, bojąc się wewnętrznie, że stracę równowagę. Dziwię się kiedy tak spokojnie stoję mocno na nogach, prawie jak pal wbity w ziemię. Nie odnajduję słów, którymi mógłbym cię uraczyć - wychodzę też z założenia, że masz do mnie jakąś sprawę, a więc zaczniesz dogodny dla ciebie temat.
Mijają kolejne chwile, denerwuję się coraz mocniej. Nie widać tego po mojej twarzy, raczej po ciele, które próbuje się ruszać, a są to ruchy nieskoordynowane przez targające nim emocje. Obracam się przodem do ciebie w napiętym oczekiwaniu. Aż pada pytanie, którego naiwnie się nie spodziewałem - interesuje cię to czy i gdzie jadę? Powinienem potwierdzić listowną informację? Czy szczegóły tak naprawdę są dla ciebie chociaż gram istotne? Nie wiem; domyślam się, że nie lubisz kiedy mało mówię, dlatego plan jest prosty - zasypię cię informacjami, których potencjalnie w ogóle nie potrzebujesz.
- Tak - zaczynam, a mój głos brzmi dziwnie obco. - Wyjeżdżam jutro z siostrą i kuzynem. Do Rosji. Na dwa tygodnie - dopowiadam, tak jak postanowiłem. - Będziemy szukać rzadkich ingrediencji do eliksirów - dodaję jeszcze. Nie przyznam się przecież, że to czarna magia nas tam ciągnie. To sprawa poufna, na szczęście mamy w zanadrzu odpowiednie wymówki. - Alastair będzie naszym tłumaczem. Znasz mojego kuzyna? - zagaduję, zupełnie jak nie ja. Staram się mówić jak najwięcej, skoro to miałoby cię (jak uważam) zadowolić. Tylko czy na pewno? - Przepraszam. Może usiądź. - Zapomniałem się, ale w końcu się reflektuję. Wskazuję na ławkę, która… jest mokra. Cholera. Szybko wyciągam różdżkę, żeby osuszyć siedzisko. Jestem trochę dziś zdekoncentrowany - w dużej mierze przez ciebie. - Ale… co to za sprawa? - To pytanie musiało paść w końcu z moich ust.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]06.10.16 18:08
Młoda Rosier wpatruje się w niego w oczekiwaniu na odpowiedź. Nie udziela jej od razu, wiec dziewczyna ma czas żeby przyjrzeć się twojej twarzy, oczom, ciemnym i nieprzeniknionym, ustom, tak rzadko rozciąganym w jakikolwiek uśmiechu, bardziej czy mniej udanym. Dziewczę taksuje wzrokiem nawet twoje mocno zarysowane policzki. Chłodne, od temperatury w powietrzu, albo zimne z natury. Przeciąga spojrzeniem po twojej sylwetce. Nie śpieszy się. Zatrzymuje wzrok gdzieś na pasie, zwracając uwagę nawet na guziki w płaszczu. Wtedy lordzie Burke w końcu decydujesz się odpowiedzieć. Ona unosi wzrok do twoich oczu. Jej tęczówki są jasne, niebieskie. W otaczającej was zieleni wydają się mniej określone. Kobieta powoli odwraca się do ciebie, nie chcąc patrzeć na ciebie przez ramię, bo to niewygodne. Jej suknia nie faluje, nie szeleści, nie ma czym. Materiał jest lekki,  opływający, zagina się na jej talii i udach. Smaga jej skórę delikatnie – najlepszej jakości jedwab ściągany z innych krajów. Co ktoś taki, jak ona robi z kimś takim jak ty? Och, no tak. Twój strój też jest wyjątkowego gatunku. Darcy potrafi to stwierdzić po kroju płaszcza i idealnych szyciach. Mimo to, wyglądasz jakoś tak… normalnie. Tak jak chciałeś, czy tak wyszło?
W Rosji mają piękne futra — odzywa się Darcy zupełnie nie w temacie, bo ingrediencje zupełnie jej nie interesują. Nie domyśla się, że jedziecie tam w innym celu. Nie ma ku temu powodów. Nawet jeśli mogłaby coś podejrzewać, byłoby to zwykłe, ogólne założenie, że czystokrwiści czarodzieje zawsze coś ukrywają. Ty też? Wydajesz się zbyt zamknięty i zdystansowany, żeby mogła wiedzieć. Patrzy na Ciebie ze spokojem, przyjmując dokładnie to co mówisz, w sposób w jaki to mówisz. Nie próbuje podejrzewać cię o nieścisłości w wypowiedzi. Rzuca więc naturalnie.
Twoja siostra interesuje się modą?
Osobiste pytanie jakie ci zadała wcześniej, o twój wyjazd, nagle nabiera bardziej płytkiego wydźwięku, kiedy tak stawia sprawę. Rozmawiacie towarzysko. Rosier stara się nie przekraczać granic, jakie miedzy wami budujesz, umyślnie czy nie. Nawet jeśli czasem się zdaje, że igra z twoimi postanowieniami. Ostatecznie pozostaje trzeźwa. Daje ci do zrozumienia, że potrafi być uległa. Więc teraz jest uległa tobie i twojej woli. Ale tobie i tak pewnie się to nie podoba. Tobie nic się nie podoba, co ona zrobi. Mimo, ze przecież stara się ciebie zadowolić. Jest kobietą. Wychowywała się do satysfakcjonowania mężczyzn. Uczy się, jak spełniać twoje oczekiwania, bo jesteś w jakiś sposób inny i jeszcze nie wie, jak się wobec ciebie zachować, a powinno jej to przychodzić naturalnie. Jesteś ujmą na jej dumie, bo ona zupełnie nie wie, jak przy tobie działać. Zupełnie jak nie ona. Mimo to pozostaje pewna. Tylko pewność siebie może ją jeszcze uratować.
Myślisz, że mogłaby mi przywieść jedno z nich? Zapłacę każdą cenę za futro z Rosji. One nigdy nie wychodzą z mody. Tegoroczna zima była naprawdę chłodna.
Rosier obserwuje jak suszysz jej ławkę. Trudno powiedzieć czy ma ochotę, ale przysiada na niej, wpatrując się w przestrzeń przed sobą. Dotyka ją dziwna melancholia i apatia. Twój nastrój. To chyba zaraźliwe.
Alastair Nott — doprecyzowała. Tak, znała Nottów. Szlachta była na tyle wąską grupą społeczną, ze wszyscy się chociaż kojarzyli. — Dlaczego pytasz? Chcesz mi go polecić do konsultacji? — wpatruje się w Ciebie tym razem bezczelnie, jakby pytała, czy znów próbujesz ja spławić na rzecz kogoś innego. Jaki masz w tym interes, Quentin?
Chciałam poznać twoje zdanie…
Dalej tą odpowiedzią ci nic nie wyjaśnia, ale brak wiedzy może cię drażnić. Darcy nie wie, czy potrafisz czuć frustrację, wiec tylko zapobiegawczo dopowiada:
Zaraz się dowiesz.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]07.10.16 15:27
Czas płynie leniwie, jak w zwolnionym tempie. Udaję, że nie widzę twojego spojrzenia - unikam go swoimi oczami. Niekiedy powracam do twojej twarzy nie mogąc się zdecydować czy jest bardziej czujna czy znudzona. Powinienem móc cię zabawiać konwersacją, anegdotkami, może ważkimi sprawami ze świata oraz nauki, a nie robię nic. Czując lekki (naprawdę!) dyskomfort. Powoli mi przechodzi, staram się zapomnieć o tak bliskim kontakcie jak jeszcze przed chwilą. Nie znaczy to, że był niemiły - raczej zaskakujący, przez co nie potrafiłem znaleźć adekwatnej do tego reakcji. Teraz jest już za późno. Muszę iść dalej, więc idę. Na wprost, do celu. Odpowiadam na pytanie zawierając w nim więcej treści niż zrobiłbym to zwyczajowo - krótkie tak zaczynające i kończące sprawę przepada bez wieści. Rozwijam moją wypowiedź czując, jakbym nie był sobą. Ignoruję tę niewdzięczną emocję, koncentruję się na chwili teraźniejszości. Na twojej sylwetce, spojrzeniach, głosie. Ginę w twoim blasku, prawie zlewając się z szaro-burym otoczeniem. Jesteś żywym elementem na martwej naturze, punktem charakterystycznym całej tej scenerii. Czy przeżyłabyś to, gdyby było na odwrót? Gdybym to ja wybijał się przed ciebie, a ty ginęłabyś w szarudze aury? Mi jest dobrze tutaj z tyłu, w cieniu, gdzie nikt nie zwraca na mnie uwagi. Tak smakuje swoboda.
Nie do końca wiem jak odbierać narzucony temat. Lekki, nie opływający w ciężkość powodów wyjazdu. Pozornie poruszony, a jednak kręcący się wokół błahych spraw. Nie wiem czy potrafię rozmawiać w ten sposób - prawdopodobnie nikt mnie tego nie nauczył. Patrzę więc na ciebie z lekką niepewnością w nieznacznie uniesionych brwiach, zaraz i tak przywołuję się do porządku. To przecież proste stwierdzenia i proste pytania Quentin - podołasz.
- Niestety nie - odpowiadam więc, nadając tej wypowiedzi osobistego wyrazu. Opinii? Nie boli mnie jej brak zainteresowania modą, bardziej doskwiera mi fakt, że Wynonna nie mogłaby na ten temat z tobą porozmawiać. Chyba. Tak podejrzewam. Niby to dobrze, że temat brnie w kierunku rodziny, omijając tym mnie samego, ale nie przewidziałem, że rozmowa o kimś może być równie trudna. Temat stacza się po równi pochyłej, dzięki czemu mogę go uchwycić tuż przy końcu.
- Mogę ci przywieźć tyle futra ile pomieści statek - mówię spokojnie. Czy jest w tym jakaś groźba? Czy ufasz burkowemu gustowi? Usta mi lekko drżą, jak gdybym był nieco rozbawiony, ale nic więcej się nie dzieje. Zamiast tego koncentruję uwagę na kolejnym członku rodziny, którego sam zresztą wywołałem. Twoje pytanie na chwilę zbija mnie z tropu - czy moja uprzednia wypowiedź była czymkolwiek podszyta?
- Pytam z ciekawości, ale rzeczywiście mogę go polecić - komentuję odprowadzając cię wzrokiem na ławkę. Podchodzę kilka kroków, staję przed tobą. Może to wyglądać na wahanie, ale tak naprawdę z rozmysłem cię omijam i staję obok. Patrzę na krajobraz za twoimi plecami. Prawdopodobnie rozmyślam czy opłaca mi się przysiadać. Nie zdradzasz żadnego rąbka tajemnicy, trudno mi ocenić ile czasu zaplanowałaś na to spotkanie. Na szybko odpowiedziałbym, że może kilka chwil - lubisz być jednak przewrotna, gotów jestem uwierzyć w to, że przetrzymasz mnie i kilka godzin. Ponownie się obracam, bokiem do przestrzeni wokół nas, przodem do ciebie. Myślę nad czymś intensywnie - nie poganiam. Jestem z natury cierpliwy, alchemia mnie tego nauczyła. Tylko czy wypada teraz poruszyć inny temat czy wręcz przeciwnie, oczekiwać na podjęcie przez ciebie działań? Póki co wybieram czekanie.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]09.10.16 21:20
Słyszysz jego odpowiedź, Darcy i musisz przyznać, ze teraz nie tylko on działa Ci na nerwach, ale również i cala jego rodzina. W tym kobieta, która nie zna się na modzie. Szlachcianka, która nie wie nic o futrach. Taka, która jedzie do Rosji. Jesteś zawiedziona. Nie dlatego, że zakładałaś, że je dostaniesz. Nie zdążyłaś jeszcze przywiązać się do tej wizji. Drażni cię, że wszyscy Burkowie są niereformowalni. To widać rodzinne. Zaczynasz rozumieć, że oni, prawdopodobnie potrafią siebie ogarnąć w zupełności. To tylko ty patrzysz na mężczyznę przed sobą i zastanawiasz się co właściwie chce on powiedzieć i czy to co spłynęło z jego ust było rzeczywiście tym, co myślał. Mogę ci przynieść tyle futra ile pomieści statek. To miała być ironia? Nie potrafisz tego poprawnie zinterpretować. Pewnie przemieszczają się przez świstoklik… i przywiezie Ci wielkie zero…
Ale dlaczego w tobie tyle cynizmu, Darcy? Czy nie zasłużyłaś na to, żeby mężczyzna obiecywał Ci przywieść co tylko zechcesz?
Znasz odpowiedź. Matka zawsze ci powtarzała, żebyś w siebie nie wątpiła. Dlaczego wiec teraz chwilę stoisz, doszukując się podstępu w jego słowach. Sceptyczna ty. Niemądra ty. Marianne, gdyby jeszcze żyła, byłaby na ciebie zła, że nie słuchałaś jej nauk. W końcu uśmiechasz się, w sposób, w jaki cię nauczyła, przekonana co do słów mężczyzny, do którego wcale nie masz pewności. Wraca Ci jednak samoświadomość. To dobrze… że mógłby Ci przywieźć cały statek futer.
Dobrze. Tak zrób — odpowiadasz w końcu, stawiając go przed trudnym wyborem, czy dałaś mu właśnie wyzwanie, które mogłoby pozwolić ci patrzeć na niego zupełnie inaczej niż dotychczas, czy tylko z niego kpisz. Zaraz jednak twój uśmiech blednie, a twarz zmienia swój wyraz w oczekiwaniu, kiedy on zbliża się do ciebie, z czym? Z zawahaniem? Nie potrafisz stwierdzić. Tym razem ty się wahasz. Patrząc mu w oczy, szukasz podpowiedzi. Może ci polecić swojego kuzyna… jakże grzecznie z jego strony – myślisz sobie bardzo sarkastycznie, bo wcale tak nie uważasz. On nie potrafi, nawet raz, udzielić Ci takiej odpowiedzi, która mogłaby cię zadowolić. Czy w ogóle się nie stara?
Obserwujesz go, jak cię mija. Kazał ci siąść, żebyś teraz patrzyła na niego z dołu, niepewna, z gorszej pozycji, ale ty nie czujesz się jakbyś miała gorsze ułożenie. Patrzysz na jego szyję. Widzisz krtań i dostrzegasz każde przełknięcie jego śliny. Nie denerwuje się… chyba. Dziwne, zawsze wydaje ci się, że to milczenie i obojętność to maska na przysłonięcie jego nerwów. Tak naprawdę wcale go nie znasz i nie wiesz kiedy jest zdenerwowany, ale chcesz się dowiedzieć. Chciałabyś wiedzieć. To na pewno by pomogło.
Nie chcę rozmawiać z twoim kuzynem — odzywasz się w końcu. Wstajesz tylko dlatego, że on stoi do ciebie cały czas bokiem. Jakże ironicznie, bo kiedy słychać szelest unoszącej się sukni. Kiedy chwytasz ją na udzie, żeby wstać, nie zaplątując się w opływający Cię materiał, w tym samym momencie on spogląda na ciebie. Odwrócony jest w twoją stronę. Wasze twarze jeszcze nigdy nie znajdowały się tak blisko siebie. Serce bije Ci mocniej, ale są to tylko trzy uderzenia. Nie spodziewałaś się, że oboje w tym samym momencie wpadniecie na pomysł zwrócenia na siebie większej uwagi.
Napisałabym do niego, gdybym chciała znać jego opinię — odzywasz się niezbyt głośno, bo nie ma już przestrzeni pomiędzy wami, która mogłaby zakłócić twoją wypowiedź. Uchylasz wargi, żeby coś jeszcze powiedzieć, ale w tym samym momencie słychać trzask. Odwracasz się gwałtownie, przyłapana na… niczym, bo jeszcze nic nie zdążyłaś powiedzieć. Nic co mogłoby zostać źle odebrane. Twój ruch jest jednak tak gwałtowny, ze wzbijasz wokół siebie lekki powiew wiatru. Zakropione twoimi perfumami włosy, same Ciebie drażnią w nozdrza. Odwracając się plecami do mężczyzny zauważasz parę dużych oczu, rybich, patrzących na ciebie z dołu. Skrzat ze sklepu przyniósł Ci przesyłkę, o którą sama prosiłaś, w tym miejscu, dokładnie o tej godzinie. Odbierasz ją bez słowa, zbliżając się do stworzenia, ale Twój wzrok jest na tyle intensywny, że donosiciel niewielkiego pakunku znika, z tym samym trzaskiem aportacji. Dopiero wtedy wracasz uwagą do niego.
Chciałam znać Twoje zdanie — rzucasz, jak gdyby nigdy nic, podając mężczyźnie pakunek. W drewnianym, płaskim pudełku, otwieranym do góry, znajduje się prezent ślubny dla narzecznej Twojego brata.
Co myślisz? Łabędzie zakochują się tylko raz w życiu i wiążą się na wieczność.
To zbyt banalne? Naiwne? Zbyt kpiące?
Nie potrafisz stwierdzić. Nigdy nie byłaś zakochana. Nie myślisz, jak ktoś, kto kochał.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]12.10.16 10:32
Przecież nie mógłbym ironizować. Nie jestem w tym tak dobry jak ty. Jestem tylko mężczyzną, mój mechanizm działania jest prostszy niż ci się wydaje. Patrzę na ciebie - czy dostrzegam tę irytację? Nie wiem do końca, trudno mi odczytać emocje z twojej twarzy, twoich jasnych oczu. Odwracam więc wzrok nie chcąc się narazić na kolejne nieprzyjemności, ewentualnie dając sobie czas na ochłonięcie. Z emocji, które przepływają przez moje kanaliki nerwowe, a których nie powinno w ogóle być. Nie patrząc na ciebie jest mi łatwiej się uspokoić, dojść do wewnętrznej równowagi. Zerkam co jakiś czas na zielono-bury krajobraz poza altaną. Jest tak nierealny. Jakby stanowił odrębny świat. Sycę nim oczy, gdyż nie jest tak męczący jak letni poranek. Trochę tracę zainteresowanie tematyką mody oraz mojej rodziny - to, jak mi się jeszcze przed chwilą zdawało, neutralne tematy, które jednak zaskakują mnie swoją błahością. Prawdopodobnie nie umiem na dłuższą metę wdawać się w niezobowiązujące pogawędki, skoro już po kilku ledwie minutach czuję przejmujący ciężar na swoich barkach. Zdaje mi się, że odpływam myślami na szerokie wody odpoczynku, kiedy przez dość długi czas oczekuję na twoją odpowiedź. A kiedy dociera do moich uszu, nie mogę się powstrzymać przed posłaniem ci kolejnego spojrzenia. Muszę wyłapać czy mówisz poważnie czy raczysz żartować. Przez dosłownie sekundy badam twoją twarz (który to już raz?), a wypisana na niej zawziętość jasno mi podpowiada, że to wyzwanie. Prostuję się nieco bardziej - zamierzam je przyjąć.
- Tak zrobię - mówię neutralnie na potwierdzenie podjętej przeze mnie decyzji, na potwierdzenie twoich słów. Umowa została zawarta, a ja już sięgam myślami do wyprawy. Ciekawy jestem min rodziny kiedy oznajmię im, że obrobiłem kawał Rosji z futer, którymi teraz zapełniam statek. Nie spodziewam się zastać w ich spojrzeniach aprobaty, ale skoro już obiecałem - obietnicy dotrzymać muszę.
Mijam cię, sam nie wiem czy robię to z premedytacją czy zupełnie przypadkowo. Prawda jest taka, że przy tobie nie do końca wiem co robię. Tłumisz moją zdolność racjonalnego myślenia - to, co do tej pory uważałem za właściwie, ciebie z nieznanych powodów drażni. Jak ostatni głupiec staram się dopasować do nieznanych (może nieistniejących) mi wymogów, błądząc bardzo po omacku. Najpewniej chciałem ochłonąć, a zaraz się do ciebie przysiąść, ale taki stan rzeczy musiał ci bardzo przeszkadzać, skoro wstajesz z zajętego uprzednio miejsca. Do tej pory się nie denerwowałem. Poza tym początkowym, poufałym przywitaniem, o którym staram się zapomnieć.
Teraz znów między nami nie ma przestrzeni.
Okręcając się przodem do ciebie nie spodziewam się, że zastanę twoją osobę tak blisko mojej. Patrzę na ciebie zdziwiony, na nowo czując twój ciepły oddech w okolicach karku; na nowo zapach twoich perfum rozchodzi się w mojej świadomości, uderza we wszystkie zmysły. Nawet nie wiem co do mnie mówisz - gdybyś kazała mi powtórzyć swoje słowa, nie potrafiłbym. Świadomość poruszanego tematu rozmyła się wraz z moją pewnością siebie. Widzę tylko ciebie, twoje poruszające się usta, z których w moim mniemaniu nie wydobywa się żaden dźwięk. Na początku wpatruję się w twoje oczy, ale za chwilę wzrok mój zjeżdża właśnie do nich. Przeraża mnie nagła zmiana toru moich myśli, to, jak szybko wykolejasz mój rozsądek. Nagle zastanawiam się jak te usta mogą smakować, jaką mają fakturę i jak mocno oberwie mi się, gdybym zechciał spełnić moją dociekliwą naturę. Wstrzymuję powietrze prawie nie oddychając, jedną ręką obejmuję barierkę, a swoje wargi zaciskam w wąską linię - wszystko po to, żeby nie zrobić niczego głupiego.
Na szczęście do moich uszu dociera pierwszy dźwięk - trzask teleportacji. Kolejna nawałnica unoszonych w powietrze perfum; oddalasz się. Wypuszczam bezgłośnie powietrze z nieopisaną ulgą, zaraz karcąc się w myślach za te bzdurne refleksje dziejące się w mojej głowie jeszcze kilka chwil temu. Patrzę przytomnie już na skrzata, który trzyma w rękach jakiś pakunek. Odbierasz go, po raz kolejny zmniejszasz między nami dystans, ale teraz jest między nami drewniane pudełeczko, które nie pozwoli mi na idiotyczne myśli. Zaczynam rozumieć, że to tym była ta pilna sprawa. Nie wiem tylko dlaczego chcesz poznać moją opinię - to jakiś czarnomagiczny artefakt? Eliksir? Zaraz rozwiewasz moje wątpliwości, a ja widzę w środku naszyjnik. Spoglądam na ciebie niepewnie, ale zaraz moją uwagę przykuwa biżuteria. Z lekkim wahaniem ujmuję go w ręce dokładnie oglądając. Przez mój rozum przetacza się miliony pytań - skąd pomysł, żeby spytać o to właśnie mnie? Na pewno masz w swoim otoczeniu co najmniej tuzin innych, bardziej kompetentnych osób, bliższych twojemu sercu niż ja. Przez pierwsze sekundy nie zastanawiam się nad niczym innym jak nad powodem twoich działań - zaraz się poddaję. Formułuję w umyśle odpowiedź, opinię, którą chciałbym przekazać najdelikatniej jak potrafię. Nie jestem pewien czy wolisz szczerość od zadowolenia, ale ja bez twojego przyzwolenia wybieram to pierwsze.
- Jeżeli chodzi o wykonanie, kunszt jubilerski, prezencję oraz klasę to nie mam mu nic do zarzucenia. Jest idealny pod tym względem, godny tego miana - odzywam się nareszcie, odkładając go delikatnie na swoje miejsce. - Co się tyczy symboliki… - zaczynam ostrożnie, zdejmując wzrok z naszyjnika, a zakotwiczając go na twojej twarzy. Staram się wydać jak najlepszą opinię, tylko skąd poczucie, że znam się na miłości? - Na pewno bardzo cię tym zaskoczę, ale nie jestem znawcą ludzkich emocji - No kto by pomyślał? Tak, właśnie ironizuję, a przynajmniej próbuję. - W y d a j e mi się jednak, że to zależy od interpretacji. Obdarowana tym prezentem osoba może uznać go za próbę wymuszenia w niej uczucia do swojego wybranka lub życzenia, aby ich miłość trwała wiecznie. Wszystko zależy od podejścia tejże osoby, waszych wzajemnych relacji oraz posiadanie dobrej woli przed obdarowywaną. - Pada w końcu odpowiedź. W sferach arystokracji zdecydowana większość ślubów jest aranżowana, daremnie tam szukać miłości. Która na domiar złego istotniejsza jest dla kobiet, poniekąd zmuszanych do monogamii - mężczyźni nie mają takiego problemu, gdyż im wybaczane jest zdecydowanie więcej. Taki łabędź mógłby stać się symbolem zniewolenia lub prawdziwej miłości w zależności od relacji oraz sytuacji danych osób. Tak uważam, ale jestem skłonny uwierzyć, że zaraz rozszarpiesz mnie żywcem.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]12.10.16 15:04
Darcy spogląda na ciebie w oczekiwaniu. Nie pogania cię. Daje ci czas do namysłu. Nie zamierza ci tłumaczyć dlaczego ciebie pyta o opinię. Wiele przyczyn czynności i zachowań w jej wykonaniu nigdy nie poznasz. Jej działania warunkują powody, którymi nie może, nie chce, albo nie wypada, żeby się z tobą dzieliła. Dlatego pozostaje milcząca, czekająca tylko na twoją reakcję. Nie przerywa ci ani razu. Nie pomaga ci, bo nie pokazuje czy twoja wypowiedź ją razi, czy całkowicie, albo chociaż w połowie, ją akceptuje. Jej wzrok przenosi się za twoje ramię. Ma łagodniejszą twarz. Zastanawia się. Dokładnie nad tym, co powiedziałeś. Prawdopodobnie nie zdaje sobie sprawy, że wygląda na skoncentrowaną na twoich słowach. Pochyla głowę lekko w dół, chłonąc każde twoje zdanie. Kiedy kończysz wypowiedź, w jej głowie jeszcze przez chwilę rozgrywa się analiza tego, co właśnie powiedziałeś. Przez chwilę jest nieobecna, kiedy zaczesuje pasma włosów z twarzy do luźnego warkocza i przytrzymuje dłoń przy włosach. Kiedy w końcu odpowiada, jej ton jest całkowicie zdecydowany.
Idealnie.
Bo wiesz… dla niej nie ma znaczenia, czy narzeczona jej brata ją polubi. Nie jest nawet pewna na czym stoi ich znajomość. Wie jedno. Tristan zasługuje na miłość. Tristana należy i powinno się chcieć kochać. Nieważne, czy karze lady Lestrange się do tego ustosunkować, próbując symbolicznie uwiązać ją tym prezentem przy bracie. Równie dobrze może nawet wierzyć w ich uczucie. Jakkolwiek Evandra sobie tego podarunku nie zinterpretuje – Darcy podoba się efekt. W każdym w tych scenariuszy jej bratu należy się właściwe oddanie i uczucie. Uśmiecha się nawet lekko na tą myśl.
Pojawisz się na ceremonii ślubnej? — pyta cię, ale jej słowa to w zasadzie stwierdzenie. Patrzy na ciebie wzrokiem wymagającym, jakbyś miał wobec niej takie zobowiązanie, ale przecież nic cię nie wiąże. Mimo to, jej wzrok jest zawzięty. To nie presja. To tylko zachęta, żebyś się zjawił. Ma dziwne wrażenie, ze unikasz tego tematu. Takich spotkań. To drugi raz, kiedy nie dajesz jej jasnej odpowiedzi. To ona wymusza na tobie uspołecznienie się. Nie wiesz dlaczego, ale czy ma to znaczenie? Zależy jej.
Dziękuję.
Wyciąga dłoń po naszyjnik, zgarniając go z twoich palców. Opuszkami zahacza o twoją dłoń, smagając ją przelotnie. Nawet nie próbuje udawać, ze nie zrobiła tego specjalnie. Widzisz… Darcy się nie odmawia. Darcy może być miła, może być bardzo mila nawet, może się troszczyć o ludzi, kochać ich, bezwarunkowo. Potrafi być oddana i troskliwa. Jednak ta sama dziewczyna w niezdrowych warunkach, może zamienić twoje życie w piekło. Może robić ci na złość, droczyć się, to nawet całkiem niegroźne, ale potrafi działać z większą premedytacją.
Chodź na ślub. Tak będzie lepiej.
Wiesz co mówi się o tym miejscu? — pyta nagle, nie dając ci zapomnieć, gdzie jesteście i jakie krążą o tym miejscu historie.


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]14.10.16 9:15
Nie przerywasz mi ani razu. I chociaż patrzę na twoją twarz w poszukiwaniu reakcji - nie znajduję jej tam. Trochę się spinam pod naporem tej uciążliwej niewiedzy, mięśnie automatycznie tężeją. Rozum pracuje na najwyższych obrotach, aż w końcu pozwalam moim myślom potoczyć się dalej. Wręcz opuścić moją czaszkę, wydostać się na światło dzienne. Skrywam w sobie wiele obaw co do twojej reakcji. Nigdy nie wiem czego się po tobie spodziewać. Kiedy myślę o najgorszym, ty reagujesz jak gdyby nigdy nic. A gdy tylko wydaję się być z siebie zadowolony, bliska jesteś wszczęcia awantury. Nie rozumiem mechanizmów tobą kierujących, nie wiem co cię napędza do tak skrajnych zachowań. Jesteś kobietą, to oczywiste - ale czy to wystarczający argument tłumaczący wszystko? Nie jestem przekonany. Tak jak do swojej interpretacji, pomimo, że jeszcze kilka chwil temu byłem jej pewien jak niczego na świecie. Zmieniasz moje stany emocjonalne z jednego w drugi, czuję się trochę jak na wzbudzonym morzu. Cierpliwie tłumaczę, naiwnie sądząc, że jestem gotowy na wszystko.
Wtedy widzę twoje zastanowienie. Słuchasz mnie? Wydaje mi się to niemożliwym, nieprawdopodobnym. Przyglądam się przez chwilę twojej postawie z wyraźną podejrzliwością, zaraz jednak nakazuję ciału rozluźnienie. Szybko zapominam o poprzednich, głupich myślach i koncentruję się na sprawie z naszyjnikiem. Idealnie. To słowo do mnie nie dociera - nie od razu. Trudno mi je przypasować konkretnie do ciebie, odnoszę wrażenie, że się ze sobą gryziecie. Może zbyt szybko cię oceniłem jako kogoś, komu zależy na destrukcji drugiej osoby, a nie jej podbudowie. A może to tylko maska, pozór, który po raz kolejny przybierasz. Nie próbuję już tego dociekać, nie wystarczyłoby mi życia. Przyjmuję po prostu wszystko, co do mnie mówisz, nawet jeśli jest tego tak niewiele.
Pytanie twoje jest dla mnie zaskoczeniem. Unoszę lekko brwi; zaraz je opuszczam. Myślałem, że to już nieaktualne. Tobie najprawdopodobniej zależy na mojej obecności - nie wiem dlaczego. Może to zwykły kaprys, a może coś więcej.
- Zjawię się. - Słowa opuszczają moje usta, a ja właściwie nie wiem czy tego chcę. Przy tobie nie potrafię długo rozmyślać nad swoimi kolejnymi krokami, mam wrażenie, że oczekujesz ode mnie natychmiastowości. Której się poddaję odkładając naszyjnik na swoje miejsce. Ponownie muszę czuć się dziwnie nieswojo czując ciepłe (cieplejsze niż moje) dłonie na swojej skórze. Ot, jedna jedyna chwila, wystarczająca do poczucia kolejnej, niechcianej fali emocji. Pogłębionej przez kolejne twoje pytanie, wywołujący uporczywy ścisk w żołądku.
- Wiem - odpowiadam z niespodziewanym dla mnie przekonaniem. - Co o tym sądzisz? - pytam teraz ja o twoją opinię. Jak gdybym chciał cię bliżej poznać. Może chcę, nie wiem do końca co czuję oprócz zastanawiającego dyskomfortu. Patrzę cały czas na ciebie w poczuciu, że zaraz rozpłyniesz się w powietrzu. Lub zwyczajnie mogę cię widzieć po raz ostatni. Wreszcie leniwie odganiam swój natrętny wzrok odnajdując coś niewątpliwie interesującego gdzieś za twoimi plecami.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]14.01.17 23:32
Nie było widać na jej twarzy zadowolenia, żadnego uśmiechu, a jednak jej umysł cieszyła myśl o przybyciu Quentina na długo zapowiadany przez jej kuzyna – Avery’go – ślub. Darcy miała już co do tego wydarzenia pewne plany, ale chciała je jeszcze dopracować w zaciszu swojego domostwa. Na każde okoliczności należy się odpowiednio przygotować. Dlatego ona była zawsze czujna. Nie pozwoliła zmącić swoich myśli jedną odpowiedzią. Skinęła głową, w zgodzie dla jego słów i cofnęła się do swojej poprzedniej pozycji. Jej podbródek automatycznie opadł nieco w dół. Nie traciła gardy, jedynie przestała wywierać na mężczyźnie tak dużą presję. Teraz, kiedy już podjął się zgody na towarzyszenie jej podczas ceremonii ślubnej. A może wspomniał tylko o tym, że się tam pojawi? Rosier automatycznie założyła, że w jej towarzystwie. Jeszcze nie wiedziała, że niedługo, po jego powrocie z odległego kraju, będzie to wręcz wskazane. Żeby nie powiedzieć – konieczne.
W pierwszym momencie milczy na jego pytanie, ciekawa jego odpowiedzi, ponieważ własną znała. Ostatecznie jednak, po tym krótkim momencie napięcia, rozchyliła wargi, zdradzając swoje myśli.
Że dłuższa wizyta w tym miejscu może zrodzić fałszywe – czyżby? – podejrzenia.
Dlatego Rosierjuż długo nie rozmawiała z mężczyzną. To, po co tu przybyła, już wiedziała. Padły odpowiedzi na najważniejsze kwestie. Inne, mogli poruszyć przy innej okazji. Oboje pożegnali się w ciszy, która nie powinna chyba przeszkadzać nikomu z domu Burke’ów.

| zt


Persuasion is often more effectual than force.


Darcy Rosier
Darcy Rosier
Zawód : hipnotyzerka w rodowym rezerwacie w Kent
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Jeśli ktoś uprawia ze znawstwem sztukę perswazji, powinien wpierw wzbudzić ciekawość, później połechtać próżność, by wreszcie odwołać się do sumienia lub dobroci.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2082-darcy-rosier https://www.morsmordre.net/t2119-arcobaleno#31733 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-kent-dover-chateau-rose https://www.morsmordre.net/t3412-skrytka-bankowa-nr-594#59045 https://www.morsmordre.net/t2125-darcy-s-rosier#31823
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]18.03.17 20:09
Pani matka nie dawała Daphne spokoju.
Jeśli tylko nadarzała się okazja, lady Rowle bezlitośnie wypominała swej pierwszej córce wiek oraz to, że ona w wieku dwudziestu ośmiu lat była już mężatką z dziesięcioletnim stażem i matką dwójki dzieci. Matka Daphne po kwadransie monologu, w którym wyrażała ubolewanie nad staropanieństwem córki oraz wątpliwości, czy aby na pewno dobrze ją wychowała, Niewymownej zdążyły zwiędnąć już uszy, a mózg zmienił się w gęstą papkę. Alchemiczka w milczeniu sączyła wino marząc, by opuścić niewątpliwie urocze towarzystwo rodzicielki i poświęcić się lekturze dzieł, które przywiozła ze sobą z Francji.
Uciekła raz, drugi, trzeci. Pani Rowle nie dawała za wygraną i nie ustawała w gnębieniu córki posuwając się do niewątpliwie nieuprzejmych sposobów. Śmiała wypomnieć Daphne nawet nieistniejącą zmarszczkę i wtedy miarka się przebrała. Panienka Rowle alergicznie reagowała na wzmianki o przemijającej młodości. Po części z próżności, lecz w głównej mierze z żalu, iż nie zdołała wciąż odnaleźć sposobu, by młodość zatrzymać na wieczność.
Aby uwolnić się od ględzenia Pani Matki zdesperowana Daphne posunęła się do poważnego kroku (jak na nią oczywiście). Zgodziła się towarzyszyć na jednym ze spotkań pewnemu mężczyźnie z rodu Bulstrode. Lord Brian Bulstrode był najpewniej słaby na umyśle, gdyż uparcie zalecał się do panny Daphne. Jego sowa irytująco często lądowała na balustradzie balkonu alchemiczki, a na spotkaniach szlachty gdy tylko mógł dopadał do niej, by zamienić choć kilka słów.
Na szczęście Daphne zdołała sprytnie dotrzeć do ojca, by ten uparcie ignorował kandydata do ręki jego córki-starej panny. Wmówiła mu, iż lord Brian jest po prostu nie za mądry i nie dość bystry, więc nie osiągnie sukcesu, że natura nie poskąpiła mu wzrostu i przystojnej aparycji, lecz charakteru owszem – nie mogła wyjść więc za kogoś takiego. Olivier Rowle niechętnie przytaknął córce i nie omieszkał jej wypomnieć zgody na zaproszenie Bulstrode.
Oczywiście mówił Dapne, gdzie mają się wybrać, jednakże alchemiczka puściła to mimo uszu jak większość co padało z jego ust. Lord Brian zjawił się po Daphne punktualnie i zdołał nawet połechtać jej ego, gdy rozdziawił usta na widok alchemiczki. Odziana w ciemnofioletową suknię z długim rękawem lubiła wzbudzać zachwyt – nigdy nie zaprzeczała, że jak każda kobieta ma w sobie próżność. Srebrne kosmyki z czoła spięła finezyjnie z tyłu głowy, zaś reszta włosów opadała jej na plecy, odsłaniając szyję, którą zdobił krótki łańcuszek ze srebrną zawieszką w kształcie wilka.
Jakież było zdziwienie alchemiczki, gdy Bulstrode oznajmił jej, że przyjęcie odbywa się z okazji urodzin kilkuletniej panienki… Longbottom.
Rozważała taktyczny odwrót.
Damie nie wypadało jednak uczynić czegoś podobnego, zacisnęła więc zęby i teleportowała się wraz z lordem Bulstrode do miejsca przyjęcia.
Powstrzymywała odruch wymiotny. Co powiedziałby Czarny Pan, gdyby zobaczył ją w takim towarzystwie? Z bladej twarzy nie dało się wyczytać nic. Wyraz miała kamienny, obojętny i jakby nieco znużony, a reszta gości starannie unikała towarzystwa Daphne. Oprócz Briana Bulstrode rzecz jasna.
W końcu udało się jej od niego uwolnić pod pretekstem ochoty na poncz. Miała szczęście, że akurat wdał się w rozmowę z lordem Prewettem, który łypał na nią niechętnie, jakby jak prawdziwa wilczyca miała zaraz odgryźć mu dłoń.
Zniknęła pośród gości i dopadła do stołu z fontannami ponczu. Kiedy już ujęła chochlę w dłoń dostrzegła kto stoi po przeciwnej stronie tych wspaniałości – to musiał być Weasley. Oczywiście rudy.
Słyszała o nim i widziała go kilkakrotnie na korytarzach Ministerstwa. Trudno było nie usłyszeć o szlachcicu, który gardził szlachtą. Nie mogła sobie odmówić chociaż tej jednej rozrywki na tym nudnym jak flaki z olejem spotkaniu.
-Lord Weasley, cóż za spotkanie! – ton jej głosu był dziwnie słodki, niepodobny do niej, lecz tylko pozornie. W istocie ociekał jadem tak jak jej dusza – Nasze towarzystwo nie urąga Lorda godności, szlachetny panie?
Na usta alchemiczki wychynął uśmiech, który ciężko nazwać było uśmiechem – nie sięgał oczu, ani nie wyrażał żadnej z pozytywnych emocji.


here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep

Daphne Rowle
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa zimy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t652-daphne-rowle https://www.morsmordre.net/t707-safona#2367 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-cheshire-zamek-beeston https://www.morsmordre.net/t4669-skrytka-bankowa-nr-107#100262 https://www.morsmordre.net/t4308-daphne-h-rowle#90966
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]30.03.17 22:59
jakiś początek kwietnia? Magiczna Oranżeria 2573766412

Zwykle nie bywał na uroczystościach takich jak ta. Właściwie, czynił to bardzo rzadko, w tym jednak przypadku nie mógł odmówić - nie tylko dlatego, że sprawa dotyczyła jego bliskiej rodziny; ta dziewczynka była córką bratanicy jego matki. Mała, ujmująca mała lady, nie widział niczego złego w nazywaniu w ten sposób kilkuletnich dziewczynek, które i tak nie mogły jeszcze zrozumieć trudnych meandrów polityki ani sensu angielskiej tytulatury. Dziewczynka nie była jeszcze niczemu winna - a on był pewien, że miała szansę wyrosnąć na mądrą, niezepsutą złotem panienkę. Mała lady wyglądała zresztą i zachowywała się olśniewająco, popisując się tak dobrą manierą, jak i skromnością i dojrzałością wykraczającą znacznie ponad jej wiek. Miał już przyjemność z nią porozmawiać, wręczył jej prezent - zaczarowaną kulkę, która po potrząśnięciu mieniła się różnobarwnymi zaklętymi w środku gwiazdkami składającymi się na kształt różnych magicznych stworzeń - złożył szczere życzenia i rozmówił się z jej rodzicami. Dalsza część bankietu niezbyt go interesowała i nie miał zamiaru zostawać tutaj dłużej, niż nakazywały podstawowe zasady dobrego wychowania. Przerażało go natężenie snobizmu, egocentryzmu i głupoty. Przywitał się jedynie z tymi gośćmi, których znał wcześniej, od pozostałych zapobiegawczo trzymając się z dala. I przybył sam, nie przejmując się konwenansami, nie miał partnerki, nie był zaręczony i właściwie nawet nie zamierzał być. Cała ta farsa - obchodziła go tyle, co nic.
Stanął więc przy stole ze smakołykami, próbując jednego z ciast; wykwintne jedzenie na dobrą sprawę było jedyną zaletą tych uroczystości - jego matka wywodziła się z Longbottomów, niemal czuł smak dzieciństwa. Skosztował też koreczka serowego i zjadł parę winogron, następnie wypełnił kielich słodkim dyniowym ponczem, upijając łyk alkoholu - perfekcyjny - i nawet nie zauważył nadchodzącej z naprzeciwko czarownicy odzianej w wyniosłą purpurę. Jednym okiem zauważył rękaw jej szaty, kiedy obserwował wspaniałości wystawione na stole; Bulstrode lub Rowle, rozpoznał właściwie od razu - po samej barwie. Z żadnym z tych dwojga nie chciał mieć dziś do czynienia. Uniósł wzrok, samo spojrzenie, kiedy usłyszał własne nazwisko. Rozwiany biały włos dość prędko naprowadził go na ślad wilczycy, widywał ją już wcześniej. Mimochodem i równie niechętnie co teraz.
- Urąga - przyznał bez ogródek, unosząc brodę wyżej, z westchnieniem, podnosząc się znad zastawionego pysznościami stołu. Naturalnie, że urągało, zwłaszcza towarzystwo ludzi takich jak ona, pochodzących z chorych rodów o chorych poglądach, a w przypadku Rowle'ów na dodatek cechujących się równie chorym popędem. Nic dziwnego, że byli świrami - chów wsobny zawsze do tego prowadził. Właściwie, była to wielka szkoda. Dziewczyna była na swój sposób zdolna - czy nie pracowała w Departamencie Tajemnic? - i mogłaby wykorzystać swoje umiejętności w jakimś sensownym celu. W każdym razie sensowniejszym niż spiskowanie, jak oczyścić świat z mugoli  - czy nie ciężko im było żyć z syndromem oblężonej twierdzy? - albo jak sięgnąć po oręż czarnej magii i nie dać się zabić. Westchnął, nie miał ochoty na tę rozmowę, zwłaszcza że ta panienka wyraźnie szukała zaczepki. - Dziękuję - dodał, obserwując uśmiech ironicznie układający się na jej ustach, więcej w nim było fałszu niż w sumieniu przeciętnego więźnia Azkabanu.
- Lady Daphne Rowle - powitał ją tym samym, choć raczej ze znudzeniem i niechęcią niż złośliwością. - Najstarsza stara panna po tej stronie kanału La Manche. Czemu zawdzięczam ten zaszczyt?


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]02.04.17 18:32
Niech będzie 5 kwietnia!
W jednym Daphne mogłaby się z Weasleyem zgodzić – spotkania takie jak to bywały męczące.
Nie przepadała za nimi, choć zapewnie  nie w takim stopniu jak on. Weasley zdawał się nienawidzić ich i gardzić nimi, zarówno samych spotkań, jak i obecnych nań osób. Dzieliło ich jednak to, że Daphne nie odczuwała pogardy do arystokracji  - wielu z nich, wiele rodzin ceniła za to, że potrafili wciąż wytrwać w idei czystości krwi, mimo trudnych czasów. Uważała, że to naturalne, że są kimś lepszym od reszty społeczeństwa. Czuła pogardę jedynie dla tych rodów i pojedynczych szlachciców, którzy zdradzali swą nację i krew, sympatyzowali z mugolami – czyli jak Weasley właśnie.
Ona gardziła nim, on nią – cóż za spotkanie!
Doprawdy, nie rozumiała, dlaczego rodzina Weasley wciąż cieszy się szlachectwem. Tak chełpili się swą sympatią dla szlam i brudnych mugoli, z całą pewnością musieli kiedyś skrzyżować się ze szlamą i skazić krew. Martwiła ją to niedopatrzenie, bo co jeśli w innych rodzinach, przychylnych szlamom, również zdarzały się podobne incydenty? Powinny natychmiast zostać wykluczeni ze szlachetnego grona czarodziejów wpisanych w Skorowidz.
Brendan Weasley zapewnie nieświadomie czuł, że nie zasługuje na miano Lorda szlachetnej krwi, dlatego też nie lubił, gdy go tak tytułowano i tego unikał. Być może zdawało mu się, że arystokraci są godni pogardzi, a on sam jest kimś lepszym – lecz Daphne wiedziała, że w głębi ducha musi być świadom, że tego tytułu z racji bycia zdrajcą krwi jest po prostu niegodzien.
Uśmiechnęła się do własnych myśli, rozbawiona tą konkluzją.
-Niechętnie przyznam, że w tym momencie czuję to samo! – odparła Daphne, niezmiennie tym samym, uroczym tonem.
Jeśliby tylko wiedziała czyje to przyjęcie, to w życiu by się tutaj nie pojawiła. Skoro jednak zaszczyciła ich swą obecnością, to musiała sobie znaleźć rozrywkę.
ajstarsza stara panna po tej stronie kanału La Manche[
Żaden z mięśni twarzy Daphne choćby nie drgnął i zdawała się być obojętna na te słowa, była to dlań jednak obelga - wcale nie była stara. Dokładała wszelkich starań, by zachować młodzieńczy wygląd i niektórzy wciąż nie dawali jej więcej, niźli dwadzieścia wiosen. Poczuła się urażona, lecz mimo to rozciągnęła usta w uśmiechu i wyrzekła rozbawionym tonem:
-Cóż, lordzie Weasley, ciężko być tak dobrą partią, iż żaden kawaler nie jest Ciebie godzien, przyznaję - westchnęła teatralnie, dotykając przy tym czoła w przesadzonym geście - Samotność na szczycie bywa doskwierająca, lecz jakoś to znoszę, dziękuję za Twą troskę, sir.
Wcale nie urągało jej bycie panną, gdyż mąż nie był Daphne absolutnie do niczego potrzebny, lecz nazwanie jej starą wyjątkowo alchemiczkę ubodło, choć sprawiała wrażenie, że doskonale się bawi, przekomarzając się z aurorem.
-Mój towarzysz zaginął w tłumie, pomyślałam więc, że tak dobrze wychowany i szlachetny Lord jak Ty, panie Weasley, z chęcią dotrzyma towarzystwa damie, czyż nie?


here in the forest, dark and deep,
I offer you eternal sleep

Daphne Rowle
Daphne Rowle
Zawód : Niewymowna, alchemiczka i trucicielka
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
jeśli przeżyje choć jeden wilk,
owce nigdy nie będą bezpieczne
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa zimy
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t652-daphne-rowle https://www.morsmordre.net/t707-safona#2367 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f222-cheshire-zamek-beeston https://www.morsmordre.net/t4669-skrytka-bankowa-nr-107#100262 https://www.morsmordre.net/t4308-daphne-h-rowle#90966
Re: Magiczna Oranżeria [odnośnik]28.04.17 19:19
Sposób, w jaki patrzyli na niego inni arystokraci, sprawiał mu pewnego rodzaju sadystyczną radość: wiedział, jak ważna była dla nich rzekoma czystość krwi; wiedział, jakie przerażenie budziło u nich kurczenie się rodzin, w obrębie której tę rzekomo błękitną krew można było znaleźć. I wiedział też, że taka sama krew płynęła w jego żyłach - i że miał w szczerym poważaniu to, czy kiedykolwiek przekaże swój tytuł dalej, dając życie dzieciom, które mogłyby pomóc przedłużyć linie tych śmiesznych rodzin. Nie poważano go tutaj, bo wyłamywał się ze schematu, który lata temu urósł do rangi czarodziejskiego sacrum, deptał ich odwieczne zasady i za nic miał wszelkie, pisane i niepisane reguły rządzące światem, do którego należał zupełnie mimowolnie. Weasleyowie zostali wpisani w ten śmieszny skorowidz przez Nottów, choć wcale o to nie prosili - i dowiedzieli się o tym zupełnym przypadkiem, nie zwracając na tę zabawną księgę żadnej uwagi; mogliby wysłać uprzejmą prośbę o wykreślenie, ale widocznie nigdy nie mieli na to czasu, a sprawa była zbyt trywialna, by zawracać sobie nią głowę. Drwił sobie z nich wprost i bezczelnie. Na ich miejscu - też by siebie nie polubił. Fałsz maskujący lica wszystkich tu zebranych zdawał się aż ociekać, owszem, nie było go w takim nadmiarze, jak zwykle, w końcu Longbottomowie odgradzali się raczej od najbardziej żenujących spośród rodów, ale jednak - pojawiał się. Lordowski tytuł był czymś zasłużonym, póki zasługiwał na swoją nazwe. Zdecydowana większość rodzin krwi błękitnej zdążyła zapomnieć, na czym polega szlachectwo - dlatego też nie chciał mieć z nim absolutnie nic wspólnego.
- Doprawdy? - zdumiał się uprzejmie. - Cóż więc tutaj pannę sprowadza, panno Rowle? - Nie wiedział, ile miała lat. Wiedział jednak, że była na salonach na długo przed tym, gdy on sam dorósł - i że wciąż nie miała męża. Celowo pominął jej tytuł, tak jak celowo ona nadużywała jego; lord Weasley budził pusty śmiech tak samo w niej, jak w nim samym. Jej przesłodzony ton głosu wzbudzał w nim tylko odrazę, nie odnajdywał się w zbyt ciasnym splocie kłamstw.
- Ze szczytu o wiele łatwiej jest upaść - stwierdził beznamiętnie, wracając spojrzeniem do suto zastawionego stołu, upiwszy łyk nalanego wcześniej ponczu. Część przystawek wyglądała kusząco, części za nic by nie tknął: ślimaki, małże, kraby - to w ogóle było jadalne? - Lub zostać strąconym. Nie lęka się panna własnej arogancji? - Duma była bronią obusieczną, ale tacy jak ona - zwykle nie zdawali sobie z tego sprawy. We własnej bucie - nie dostrzegał, jak wielka była duma jego samego. Podziękowania zbył milczeniem, nie czuł potrzeby udawania sztucznej kurtuazji, a salonowe gierki go nie interesowały. Nie chciał okazywać jej troski, a ona doskonale o tym wiedziała.
- Damie z największą przyjemnością - przyznał bez ogródek, właściwie całkiem szczerze. Problem rozbijał się bardziej o definicję owej damy. Ugryzł się jednak w język, nim zapytał, czy może Daphne gdzieś w okolicy jakąś damę widziała; był u rodziny i nie chciał zniszczyć uroczystości małej lady. - Ciekawe, czemu panny towarzysz opuścił tak zacne towarzystwo przedwcześnie - z pewnością nie miał panny dość. Uniósł wzrok znad stołu, natrafiwszy wzrokiem na bliższą ciotkę, niechętnie przewrócił oczyma. - Panna pozwoli - rzucił, z niechętnym westchnieniem, ze wskazaniem na poncz i z zamiarem odebrania jej chochli zanurzonej w alkoholu. Mimo wszystko - na swój sposób był dżentelmenem.


we penetrated deeper and deeper into the heart of darkness
Brendan Weasley
Brendan Weasley
Zawód : auror, szkoleniowiec
Wiek : 27
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
don't you ever tame your demons, always keep them on a leash
OPCM : 30 +8
UROKI : 25
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 18
SPRAWNOŚĆ : 30 +3
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t3635-brendan-weasley https://www.morsmordre.net/t3926-victoria#74245 https://www.morsmordre.net/t12222-brendan-weasley#376277 https://www.morsmordre.net/f171-devon-ottery-st-catchpole https://www.morsmordre.net/t3924-skrytka-nr-786#74241 https://www.morsmordre.net/t3925-brendan-weasley#74242

Strona 1 z 6 1, 2, 3, 4, 5, 6  Next

Magiczna Oranżeria
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach