Wydarzenia


Ekipa forum
Korytarz
AutorWiadomość
Korytarz [odnośnik]30.03.15 23:48
First topic message reminder :

Korytarz

Całe szczęście!, ten nadzwyczaj paskudny okres, podczas którego większość pomieszczeń była na tyle przepełniona pacjentami, że łóżka stawiano właśnie na korytarzach, już się skończył. Pozostały po nim jednak dosyć wyraźne ślady w postaci powycieranej gdzieniegdzie drewnianej podłogi, zarysowań i obdrapań na ścianach w miejscach, gdzie kończą się powierzchnie pomalowane farbą olejną, a zaczynają te pociągnięte tylko najzwyklejszą, białą farbą łuszczącą się pomiędzy drzwiami prowadzącymi do poszczególnych sal. Dźwięk kroków niesie się tutaj głośnym echem, a stukot wszelkiego rodzaju próbek, pojemniczków na maści czy eliksiry praktycznie nie milknie. Jeśli nie chcesz, by złapał Cię ból głowy, lepiej zwyczajnie jak najszybciej przenieś się w inne miejsce.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Korytarz [odnośnik]15.02.18 21:50
Dzisiejsze uwspólnienie ścieżek faktycznie było zbyt dosłowne, kiedy Solange nie miała pewności, czy na jej czole nie wyrośnie za chwilę wielki guz, niezbyt dobrze wyglądający u jakiejkolwiek kobiety. Miejsce zderzenia pulsowało lekko, szczególnie wtedy, gdy dotykała je smukłymi palcami, ale wprost nie mogła się powstrzymać prowokowana nieznośnym uczuciem, którego chciała się pozbyć. Była skłonna nawet pocierać nerwowo dłonią zaczerwienioną skórę, wstrzymując się z trudem: nie wypadało przecież robić jej tego w towarzystwie; szczególnie wtedy, gdy miała zamiar zapewnić, że nic się nie stało.
- Chyba nie. W razie czego jesteśmy przecież w szpitalu. Co za ironia losu. - Westchnęła. - Nie musi mi pan niczego rekompensować. To nic wielkiego. - Uśmiechnęła się, spoglądając na pobojowisko. Rozbite fiolki z eliksirami nie mogły przecież leżeć na ziemi a ona nie mogła tak po prostu tego zostawić. Nie chciała też prosić personelu szpitala o przysługę, bo każdy z nich miał zapewne o wiele więcej poważnych spraw na głowie, niż przypadkowy bałagan na środku korytarza. Bez słowa kucnęła, zbierając co większe i widoczne odłamki szkła w jedno miejsce, specyfiki zachowane w całości odkładając na bok. Podczas kolejnego ruchu zagapiła się na znajdującą się obok dłoń Cadmusa, nieopatrznie kalecząc swoją delikatną skórę. Strużka krwi z pokaźnego rozcięcia skapnęła na posadzkę i rękaw przypadkowego towarzysza, nim w porę zdołała odwrócić rękę wierzchem do góry, a w głowie blondynki pojawiła się myśl, że ten dzień będzie już chyba tylko gorszy. Wolała jednak nie przewidywać jego ciągu dalszego, błagając w myślach niebiosa o szybkie nadejście wieczoru; nie chciała się dołować na zapas.
- Dwa wypadki w ciągu pięciu minut. Chyba los mi dzisiaj nie sprzyja. - Odszukała w torebce materiałową chusteczkę i owinąwszy dłoń, podniosła się na proste nogi. - Panu też. Wywabienie plam z takiego materiału będzie trudne. W ramach przeprosin spróbuję coś na to poradzić. - Skłamała gładko, jedynie co do pierwszej części. Wprawdzie zaklęcie było w stanie usunąć plamy z krwi i eliksiru, jednak ona była daleka od traktowania drogich materiałów magią. Specyficzne poczucie pracy trzymało się projektantki zawsze, niezależnie od sytuacji.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Korytarz - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Korytarz [odnośnik]17.02.18 10:30
Była uparta. Cenił oraz nie cenił zarazem tej cechy - z jednej strony niepodważalnie korzystnej, wyróżniającej się w monotonnym tle giętkich, wrażliwych przy najdrobniejszym dotyku panien, żyjących w swym hermetycznym świecie plotek, zaręczyn, ślubów, skandali i narodzonych dzieci. Udawały, cały czas udawały, z rozkoszą poddając się - jak gdyby w poddaniu tym tkwiła niepowiedziana przyjemność. Wszystkie, tak chybotliwe niczym łodygi pod powiewami narastających wciąż powinności, od których nie mogły uciec i które spełniały z mniej albo bardziej fałszywą radością, zamknięte w bogactwach dworu, wśród zabytkowych obrazów, wielkich sal i rzeźbionych mebli. Intuicja ukłuła mężczyznę, podpowiadała, że mogło ją boleć, o zgrozo.
- Co, jeśli chcę? - Spojrzał na nią, z nieodstąpionym, delikatnym uśmiechem, decydującym działaczem rozpogodzenia. - Czułbym się źle bez pomocy, skoro jest z mojej strony możliwa. - Był w końcu Flintem, dla którego zamówienie u alchemika konkretnych lekarstw nie stanowiło najmniejszego problemu. Miał oczywiście egoistyczną nadzieję, że omawiane mikstury były przede wszystkim dla kogoś, nie dla niej samej. Cena czystej krwi była spora; prócz licznych, związanych z nią obowiązków, wkradały się - niekiedy śmiertelne, nieuleczalne dolegliwości. Wolał nawet nie myśleć, nie rozwarstwiać owej dręczącej i nieprzyjemnej kwestii.
- Nie pozwala się pani wyręczać - teatralnie złożył swą niby-skargę, kiedy chciał sam zebrać ostałe z nagłego wypadku fiolki. - Proszę pokazać. Koszula jest najmniejszym z kłopotów. - Teraz, swoją postawą był już wyraźnie wymowny. Ukształtowanie mimiki mówiło - nalegam. Zakrycie prowizorycznym opatrunkiem chusteczki zranienia, przy obecności osoby znającej (i to dość dobrze) magię leczniczą, nie wydawało się w jego oczach najkorzystniejszym wyjściem.
Nie potrzebował wielkich przeprosin, choć z drugiej strony perspektywa pretekstu kolejnego, a zresztą zaniedbanego zjawienia się - była niepodważalnie kusząca. Cadmus Flint wykorzystywał zaś każdą, nadarzoną sposobność, każdą, gwarantującą spełnienie przędzonych wciąż w głowie celów.
- Dawno u pani nie byłem - zauważył, jakby w przypływie impulsu. W końcu - nawet ostatnie spotkanie, również zostało inicjowane przypadkiem, wprawiającym wpierw w irytację oraz przerywającym zajęcie. Wciąż liczył, że dokończyła swe dzieło, o które jednak nie spytał - miał mnóstwo innych spraw, również z działania tej samej siły.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Korytarz [odnośnik]17.02.18 14:13
Solene była uparta, zawzięta, dążyła do swojego celu niezależnie od stawki i równie niechętnie przyjmowała czyjąś pomoc, nawet w tak błahej sprawie, jak zwykłe rozcięcie dłoni. Nie podważała oczywiście zdolności leczniczych lorda Flinta, ale ona, jako potomkini i w dodatku osoba pochodząca z rodziny uzdrowicieli, sama znała podstawy sztuki magii leczniczej - mogła więc uleczyć się sama, kiedy tylko ich drogi się rozejdą, wszak rozcięcie kawałkiem szkła nie wymagało przecież niesamowitego obycia w zaklęciach, wymagającego interwencji uzdrowiciela po kursie. Poza tym znała się na wielu innych rzeczach, o których chyba jej nie podejrzewano poprzez wykonywany zawód; poza ładnym wyglądem i panowaniem nad swoimi emocjami wiedziała dość sporo o otaczających ich świecie, choć zauważyła, że udawanie, że jest inaczej, było o wiele korzystniejsze i wygodniejsze. Zazwyczaj.
Była skłonna z własnej woli - po rozważeniu wszystkich za i przeciw - podać mu rękę, upatrując w tym szansy na szybszą ucieczkę ze szpitala i pozbycia się nieprzyjemnego bólu, lecz zbyt długie zastanawianie się nie pozwoliło jej tego uczynić. Przymuszenie do skorzystania z oferowanej pomocy nie wywołało entuzjazmu i pozytywnych emocji względem lorda, wręcz przeciwnie: nieco ją zirytowało. W ostatnich dniach coraz gorzej radziła sobie z panowaniem nad kapryśną naturą i impulsywnym zachowaniem, pozwalając, by nawet rzeczy nieważne, nieznaczne, małej rangi wpływały na jej nastrój. Zaciskając usta w wąską kreskę, bez słowa i z czymś na kształt łaski, podała mu swoją owiniętą w chusteczkę dłoń, wiedząc, że nie bardzo już ma wyjście, o ile jakiekolwiek wcześniej istniało. Nie chciała przy okazji wyjść na niegrzeczną, szczególnie, że towarzystwo Cadmusa całkiem przypadło do jej gustu już pierwszego dnia ich znajomości.
- Najwidoczniej nie miał pan powodu, żeby złożyć mi wizytę. - Powiedziała cicho, krzywiąc się, kiedy mężczyzna odwinął materiał z dłoni. Bolało i piekło, nie zamierzała udawać, że jest inaczej, w mimowolnym geście zadzierając podbródek do góry, jakby niepatrzenie na ranę powodowało, że boli mniej. - Albo czasu, jeśli ratował pan z opresji świat. - Zauważyła, że zwracanie się doń per pan, zresztą jak do wielu innych osób, sprawiało jej wiele trudności. Przyzwyczajona była do omijania form grzecznościowych, nierzadko wymuszanych przez zwykłe konwenanse, ale dopiero po którymś spotkaniu. Ich spotkań nie liczyła, pomijając ostatnie i dzisiejsze, przypadkowe, nie wiedziała więc, jak Cadmus zareaguje na stopniowe usuwanie z wypowiedzi ów zwrotu.
- Być może ostatnie przypadkowe spotkania są pewnego rodzaju sugestią. Dzisiejsze splatanie dróg było bardzo dobitne. - Dodała jeszcze, palcem lewej dłoni ostrożnie dotykając obolałego miejsca na czole.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Korytarz - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Korytarz [odnośnik]20.02.18 22:37
Wnętrze zaśmiało się jakby w serdecznej ironii (na ile sprzecznie, aczkolwiek trafnie dało się ją określić); niestety, świat doń przychodził z dokonanymi czynami, z ranami, których nie dało się już zasklepić, które już zawsze miały oszpecać - później zaniknąć, obnażyć do wręcz ponurej identyczności szkieletu. Był więc parodią sprawiedliwości (nieobecnej na świecie), która jak zawsze następowała zbyt późno. Nie zbawiał świata: żył nim, egzystował w tym środowisku możliwie najlepiej, dostosowany do mozaiki jak adekwatny fragment.
I teraz również, wchłaniał tę teraźniejszość, postępującą jakby melodia preludium, niczym zapowiedź oczekującej za gęstą kurtyną enigmy. Z pewnością nie była końcem. Nie miała prawa.
- Wobec tego - rozpoczął, najwyraźniej przyjmując jej wizję - trzecie nie może być już przypadkiem. - Powolnym ruchem odwinął wcześniejszą, lichą zasłonę chusteczki. Skoncentrowany na swojej drobnej czynności, na krótki moment wydawał się przewędrować w ramiona nieco odmiennej  rzeczywistości, rzeczywistości zawartej w tkankach, w medycznej sztuce, wieńczonej symbolem nieśmiertelności węża. Był to świat, który on kochał, któremu poświęcał się z identycznym oddaniem, jak ona poświęcała się swoim pasjom. - Curatio Vulnera - szepnął zaklęcie, po którym drobne jej skaleczenie miało zaniknąć bez najmniejszego śladu (wraz z nim, z pewnością ognisko nieustannego pieczenia).
- To byłaby dobra zmiana - dodał, kiedy zakończył swoje zadanie, kiedy zetknięcie dłoni, ulotność koniecznego dotyku ustała, mrowiąc przez moment jeszcze - jakby zwodniczym wrażeniem - w opuszkach palców. Nie chciał być dłużej wplątany w niefortunności, zwłaszcza niefortunności wiążące się z jej osobą. Większość obecnych kłopotów wydawała się (całe szczęście) już rozproszyć; pozornie, kiedy odwiecznie zakorzeniony pod skórą szept intuicji rozbrzmiał po raz kolejny wśród prowadzonych spostrzeżeń.
- Mówiłem, że miałem kiedyś zostać uzdrowicielem? - Zwrócił się do niej nagle, niby oderwany od wcześniejszego kontekstu zgłębiania drugiego dna przypadkowych spotkań. Obserwował ją cały czas, obserwował, skoro prowadzili rozmowę i dostrzegł zmierzające niby przypadkiem, ponownie palce w stronę identycznego miejsca. Tam, gdzie wciąż tliło się uderzenie. - Episkey. - Nie spytał owym razem o zgodę (z dziwną też satysfakcją) przełamując rozpiętą na nowo odległość. Wszystko złożyło się w zespolony sensem całokształt.
Gość
Anonymous
Gość
Re: Korytarz [odnośnik]20.02.18 22:37
The member 'Cadmus Flint' has done the following action : Rzut kością


'k100' : 97, 51
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Korytarz [odnośnik]03.03.18 13:17
Jane, młoda uzdrowicielka z oddziału chorób wewnętrznych, naprawdę lubiła swoją pracę, choć w czasach takich jak te miała jej naprawdę wiele. Jak zresztą wszyscy pracownicy Munga. Na oddziałach było więcej niż zwykle pacjentów, a duża ilość z nich trafiła tu z powodu anomalii. Z ich powodu zwiększyła się też ilość ataków chorób genetycznych, niektóre z nich kończyły się niestety dość tragicznie, i właśnie do takiego przypadku doszło dziś rano.
Jane polecono odnaleźć Cadmusa Flinta, który podobno znajdował się akurat w Mungu, a którego konsultacja była potrzebna. Sama Jane nigdy nie przepadała za obcowaniem ze zwłokami, zdecydowanie wolała leczyć rany i dążyć do tego, żeby zgonów było możliwie jak najmniej, ale czasem nie wystarczała nawet magia lecznicza i niektórzy czarodzieje żegnali się z tym światem, a wtedy, zamiast uzdrowicieli, wkraczali specjaliści tacy jak młody Flint. Jane pamiętała go mgliście z Hogwartu, gdzie był zaledwie rok wyżej od niej.
Szukała go, aż w końcu znalazła na poziomie czwartego piętra, gdzie rozmawiał z jakąś młodą, niezwykle piękną kobietą, na widok której przeciętna i nijaka Jane natychmiast mogła poczuć ukłucie zazdrości i kompleksów. Nigdy nie przepadała za znanymi jej nielicznymi półwilami, mając wrażenie, że nieustannie zadzierały nosa z powodu swej urody i wykorzystały ją do uwodzenia i pogrywania z płcią przeciwną. Była niemal pewna, że ta kobieta też może nosić w sobie geny wili. W końcu na oddziale chorób wewnętrznych czasem zdarzało jej się leczyć i eteryczne półwile piękności z dobrych rodów, których mimo urody i tak nie omijały paskudne choroby genetyczne.
Widząc tę scenę, odchrząknęła, przerywając im jakże uroczą rozmowę. A może... nieszczęśliwy wypadek? Jane miała wrażenie, że na palcu kobiety zobaczyła krew, a Flint chwilę temu rzucił zaklęcie lecznicze. Kto ich tam wie?
- Co się tu stało? – zapytała tylko, patrząc najpierw na młodą piękność, a potem na Flinta. – Panie Flint, uzdrowiciel Thompson z szóstego piętra potrzebuje pańskiej konsultacji – odezwała się do mężczyzny. Darowała sobie tytulaturę, zresztą nie znała się na niej, była tylko czarownicą półkrwi, którą tacy jak on wciąż traktowali z góry. Coraz częściej miała wrażenie, że wybór tego oddziału nie był zbyt trafny, biorąc pod uwagę jak wielu miała pacjentów z wyższych sfer i jak wielu z nich traktowało ją lekceważąco. Ale musiała znaleźć Flinta, był potrzebny ktoś do odpowiedniego przebadania ciała zmarłego na silny atak klątwy Ondyny.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Korytarz [odnośnik]04.03.18 21:19
Nie spodobało jej się to, że poprzez małą nieuwagę różdżka lorda wycelowana została prosto w jej twarz. Nim jednak zareagowała - było za późno i na szczęście po fakcie. Kolejne przypadkowe i zarazem absurdalne spotkanie z Cadmusem zakończyło się wraz z pojawieniem się młodej dziewczyny. Na szczęście dłoń i czoło nie ucierpiało bardziej, opatrzone dwoma prostymi zaklęciami, czego nie mogła powiedzieć o pobojowisku, wciąż znajdującym się na ziemi. Wprawdzie część szkła została zebrana, ale malutkie odłamki oraz plamy po eliksirach dalej zdobiły posadzkę korytarza. Bez słowa spoglądnęła to na lorda, to na uzdrowicielkę, a później odprowadziła go wzrokiem do momentu, w którym zniknął z pola widzenia. Trochę pożałowała, że nie dane im było porozmawiać dłużej i doprowadzić kolejnego spotkania do skutku, ale widać los zadecydował za nich inaczej.
- Wypadek przy pracy. - Powiedziała spokojnie, przerywając niezręczną ciszę, która zapadła między nimi dwiema. Nie wiedziała co może jeszcze dodać i w zasadzie nie rozumiała powodu, dla którego dziewczę jeszcze obok niej stało. W końcu rany bojowe zostały skutecznie opatrzone, zaś ona sama nie wymagała żadnej pomocy ani tym bardziej towarzystwa, skoro chciała jak najszybciej uciec z tego miejsca. Powoli kończył jej się czas przed kolejnym spotkaniem w ministerstwie i chociaż nie darzyła publicznych jednostek sympatią, tak szanowała czas każdego. Nie spóźniała się i również tego nie tolerowała. - Zamierzałam właśnie to posprzątać. To moja wina, zagapiłam się i upuściłam pakunek. - Dodała, kłamiąc nieco i powracając do zbierania większych odłamków fiolki. Wolałby oczywiście użyć do tego zaklęć, jednak obawiała się, że zadziałają one na jej nie korzyść - wykazując się ignorancką postawą, nie miała pojęcia, że w szpitalu dziwnym trafem anomalie były zjawiskiem rzadszym, prawie w ogóle nieobecnym.
- Poradzę sobie, zapewne masz ważniejsze obowiązki. - Uśmiechnęła się przyjaźnie, zerkając na dziewczynę ukradkiem. Nie omieszkała ocenić w myślach jej stroju, wystającego spod szpitalnego fartucha, chociaż zaskakująco jak na siebie nie skupiła się na nim dłużej, niż miewała w zwyczaju.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Korytarz - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Korytarz [odnośnik]05.03.18 23:49
Po jej słowach Flint oddalił się, a spojrzenie Jane przez chwilę spoczywało na młodej kobiecie; dopiero po chwili powiodła wzrokiem w dół, zauważając bałagan i potrzaskane szkło, które mogło zagrozić bezpieczeństwu pacjentów. Zmarszczyła brwi. Zdecydowanie nie mogła tak zostawić tego bałaganu; jako uzdrowicielka musiała zadbać o to, by wszystko było w należytym porządku i musiała dopilnować tego osobiście, nie mogła odejść, zostawiając korytarz zaśmiecony potłuczony szkłem. Skąd miała wiedzieć, czy kobieta na pewno się go pozbędzie, a nie ucieknie na pięcie i zostawi to tak, jak jest? Nie, uzdrowiciele sami musieli mieć baczenie na ważne sprawy, zwłaszcza w tych czasach, kiedy wszyscy mieli na głowie dodatkowe obowiązki i problemy. I tak zakrawało na cud, że Mung jeszcze normalnie funkcjonował, ale czasem miała wrażenie, jakby znajdowała się w istnym domu wariatów.
- Nie szkodzi. Zajmę się tym – powiedziała, wyciągając różdżkę i darując sobie uwagi o tym, że nieznajoma powinna bardziej uważać. Ale dzięki temu, że tutaj anomalie zostały opanowane, było to jedno z nielicznych miejsc gdzie mogła w spokoju czarować. Jeszcze by tego brakowało, żeby uzdrowiciele nie mogli leczyć, lub gdyby jeszcze bardziej szkodzili swoim pacjentom. – Widzę, że Flint zajął się już pani zranieniem. Miło z jego strony – dodała, mierząc ją wzrokiem, nieświadoma, co dokładnie im przerwała. Ale nie wnikała, tak naprawdę oboje byli jej obcy, a Flint był potrzebny do służbowych spraw jako uzdolniony specjalista od martwych ciał. Jane zawsze niepokoiły ciała, wolała pracować przy żywych, więc to dobrze, że byli i odporniejsi ludzie. – Proszę tego nie dotykać, bo znów się pani porani. Ja to zrobię – rzekła jeszcze, widząc że kobieta pochyla się i zaczyna zbierać szkło ręcznie.
Skierowała różdżkę na podłogę i wyszeptała odpowiednie zaklęcie, a szkło po chwili zniknęło.
- Tak lepiej – powiedziała, a kącik jej ust lekko uniósł się do góry. – Może pani wrócić do swoich spraw. Pan Flint raczej nie wróci tu prędko, wezwały go ważne zawodowe obowiązki. – Zapewne rozmawiał teraz z uzdrowicielem Thompsonem lub szykował się do oględzin ciała. Nie było to nic przyjemnego. Martwe ciała nigdy nie były przyjemne, a już zwłaszcza ostatnio.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Korytarz [odnośnik]12.03.18 17:39
Starała się nie zwracać uwagi na młodą kobietę, myślami wciąż jednak będąc przy wcześniejszym spotkaniu z lordem Flintem. Wprawdzie nie przerwała im niczego ważnego, choć w gruncie rzeczy właśnie dążyli do ustalenia kolejnego spotkania, tym razem w pełni zamierzonego, w jakimś przyjemniejszym i sprzyjającym miejscu, niźli lasy, czy szpitalne korytarze, których specyficzna woń powoli wżerała się w ubranie projektantki, nos i wywołując lekkie zawroty głowy. Stała w miejscu, jakby zastanawiając się, co ze sobą teraz zrobić; siatka z medykamentami była rozerwana, z zakupów zostało niewiele, zaś czas do kolejnego spotkania w ministerstwie wyjątkowo szybko się kurczył. Chociaż nie śpieszyła się wyjątkowo do opowieści o sąsiedzie-prawdopodobnie-wilkołaku, nie lubiła się spóźniać, respektując zarówno swój czas, jak i tej drugiej osoby, a w ostatnim czasie wyjątkowo naraziła się jednostkom pozornie pilnującym porządku, gdy bezczelnie odrzucała każde wezwanie na przesłuchanie. Zerkając przelotnie na zegarek skryty na nadgarstku pod rękawem płaszcza, nie zorientowała się, w którym momencie odłamki szkła i klejące się do podłogi eliksiry zniknęły, a kobieta wpatrywała się w nią dość dziwnie, podejrzliwie i nieco natarczywie. Z początku nie zrozumiała sensu jej wypowiedzi, wpuszczając słowa jednym uchem, wypuszczając drugim, kiedy jednak zrozumiała, odchrząknęła i wyprostowała się dumnie.
- Proszę się nie martwić, zrozumiałam za pierwszym razem, mademoiselle. - Nie potrzebowała przypomnienia, że powinna już iść, niż stać w miejscu na środku korytarza, a sugestia, jakoby czekała na powrót Cadmusa była po prostu bezczelna. - Do widzenia. - Zadecydowała się wrócić po leki na ostatnie piętro szpitala, a raczej po ich namiastkę dostępną od ręki, w tym miętę, którą lubiła popijać do śniadania. Następnie - już w pełni trzeźwa - magiczną windą zjechała do wyjścia i ruszyła do przeklętego ministerstwa. Szła wolno, niespecjalnie się śpiesząc i mając ochotę do przekraczania progu publicznej jednostki, gorszej niż tej, w której zabawiła zbyt długo przed paroma minutami. Wiedziała, że dzisiejszy dzień nie może skończyć się zbyt dobrze.

zt

[bylobrzydkobedzieladnie]


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.


Ostatnio zmieniony przez Solene Baudelaire dnia 30.03.18 16:03, w całości zmieniany 1 raz
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Korytarz - Page 2 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Korytarz [odnośnik]12.03.18 19:09
Młoda uzdrowicielka przyglądała jej się. No cóż, chyba wybrała złą porę na pojawienie się, ale każdy z pracowników miał tu do spełnienia swoje obowiązki i nie zawsze był czas na rozmowy na korytarzach. Oczywiście także Jane ceniła chwile wytchnienia, zwłaszcza w ostatnich czasach. Sale Munga coraz bardziej przytłaczały nie tylko trafiających tu pacjentów, ale także uzdrowicieli, na których spadł obowiązek zajmowania się ofiarami anomalii. Nawet w domu Jane nie uwalniała się całkowicie od intensywnej woni ziół i medykamentów, którą przynosiła ze sobą na ubraniach i włosach. Cała przesiąkała tym miejscem po spędzeniu tu długich godzin, ale taką ścieżkę dla siebie wybrała i musiała znosić jej trudy, odkąd w Hogwarcie narodził się w niej plan jak najlepszego zdania egzaminów i dostania się na staż. Wtedy patrzyła na to dość idealistycznie, nie chcąc zauważać gorszych stron wymarzonej pracy. Takich jak ona nie brakowało, ale tylko najwytrwalsi przechodzili i kończyli cały staż. Obecne czasy nie mogły jej zniechęcić. Była tu, gdzie powinna być i mogła czuć się jeszcze bardziej potrzebna, nawet jeśli niektórzy wciąż traktowali ją z góry, ale tak prawdopodobnie miało być już zawsze. Już w Hogwarcie zaczęła się przyzwyczajać do tego, że jest tylko półkrwi. Nie dla niej piękne stroje, podziw otoczenia czy niezwykła uroda, taka jak stojącej przed nią kobiety. Jane zawsze miała być przeciętna i być może zawsze miała odczuwać budzące się iskierki zazdrości, widząc takie młódki jak ta.
Uśmiechnęła się do nieznajomej niemrawo, wychwytując w jej głosie lekkie echo francuskiego akcentu. Być może półwila pochodziła właśnie stamtąd, pasowałaby tam z tą swoją piękną urodą; podobno we Francji było sporo półwil, tak przynajmniej słyszała. Ale uzdrowicielka nie wnikała. Nie miała czasu, by zasypywać pytaniami każdego, kto znajdował się w tych murach.
- Do widzenia. I proszę uważać – skinęła lekko, odprowadzając ją spojrzeniem, póki nie zniknęła za rogiem korytarza. Dokąd odeszła, to już jej nie dotyczyło ani nie obchodziło. Szybko dokończyła pozbywanie się resztek szkła z korytarza, a potem przygładziła szatę i odeszła, wracając do swoich obowiązków.

| zt.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Korytarz - Page 2 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Korytarz [odnośnik]06.12.18 23:14
5 września 1956
Rozpoczynanie kolejnego dyżuru z samego rana, koło godziny siódmej, ósmej z reguły wyglądało niezmiennie. Stanowiło ciąg prostych czynności nieubłaganie monotonnych i powtarzalnych, którym Zachary poddawał się bez cienia złośliwości czy sarkazmu. W rutynę obowiązków wsiąkł do tego stopnia, że w zasadzie nie przejmował się możliwością popełnienia błędów. Wchodził do przydzielonego mu gabinetu, zostawiał odzienie, zakładał zieloną szatę, spoglądał chwilę przez okno i zasiadł do biurka uporządkowanego wraz z końcem poprzedniego dyżuru, sięgając po przyniesione mu przed jego przybyciem karty pacjentów przyjętych nad ranem.
Wejść — rzucił krótko, słysząc pukanie drzwi, całkowicie ignorując tego, kto zakłócił ciszę. Obecność młodszej, aspirującej na miano uzdrowicielki, kobiety nie była niczym nowym. Czarownica wykonywała powierzone jej zadania, dostarczając potrzebne eliksiry, dokładając starań, by prowadzona przez niego dokumentacja nie uległa niepotrzebnym zawieruszeniom. Dziś dostarczyła mu pudełko z zapasem eliksirów, na które zlecenie zostawił wczorajszego wieczora, wychodząc ze szpitala. Mając drewniane pudło z wydzielonymi segmentami na każdy ze specyfików, sięgnął po kartę z wypisanym zamówieniem, korzystając z chwili, aby przejrzeć zawartość fiolek oraz upewnić się, że dostarczono mu kompletne zamówienie. Sprawdzenie nie trwało długo. Jak zwykle zlecenie zostało wypełnione zgodnie z oczekiwaniami; Zachary nie miał żadnych uwag. W milczeniu odłożył drewniane pudło na bok i sięgnął po bieżącą dokumentację medyczną.
Dorothy Davies, przedawkowanie eliksiru na uspokojenie. James Richardson, oparzenie nieznaną rośliną. Samantha Carter, możliwe celowe zatrucie. — Mamrotał do siebie, odczytując kolejne z wyciągniętych kart pacjentów i pozostawiając na nich krótkie notatki odnośnie zalecanych metod leczenia. Tak samo postąpił z kolejnym tuzinem błahych przypadków, nad którymi sprawował opiekę, zamierzając zająć się nimi w najbliższym czasie. Potrzebował jedynie dobrać odpowiednie eliksir i maści, aby wszystko przebiegło bez zbędnych zakłóceń.
Zaopatrzony w odpowiednie fiolki schowane tu i ówdzie w kieszeniach szaty, zgarnął pod pachę karty pacjentów przytwierdzone do drewnianej podkładki, pióro, i – upewniwszy się, że różdżka nadal znajduje się w futerale przytwierdzonym do spodni – opuścił gabinet, podejmując kroki ku załomowi korytarza. Po drodze minął kilku z pacjentów będących w stanie chodzić o własnych siłach oraz ich rodziny. Części z nich machinalnie kiwał głową na słowa powitania, innym w odruchowym geście uścisnął dłoń, zachowując cały profesjonalizm, na który pracował przez ostatnie lata. Nie chciał być postrzegany jako chwiejny emocjonalnie uzdrowiciel, który okazywał swoje uczucia w zupełnie niepotrzebny sposób. Choć nie brakowało mu współczucia do najbardziej tragicznych wypadków, nie był kimś, kto płakał nad losem. Działał, ignorując wyrzuty sumienia, że nie powiedział tych kilku słów więcej, które mogłyby pocieszyć matkę łkającą nad losem nieprzytomnego dziecka. Ważniejszym dla niego pozostawało zrobienie wszystkiego, by chłopiec wyzdrowiał niż jego rodzicielka zajmowała mu myśli swoim zmartwieniem, gdy próbował ustalić właściwy tok leczenia. Tym przypadkiem zajmował się od trzech dni i poświęcał każdą chwilę na ustalenie prawdziwego źródła przypadłości, w międzyczasie podając jedynie te eliksiry, które uznawał za absolutnie konieczne. Miał jednak znacznie więcej obowiązków, takich jak obchód za pacjentami przyjętymi poza jego dyżurem czy przekazanych mu pod opiekę.
Wszedłszy do pierwszej z sal w bocznej odnodze korytarza, od razu udał się do pacjentki pogrążonej we śnie, wokół której krążyła inna uzdrowicielka. Powitał ją skinieniem głowy, obserwując spokojny oddech swojej podopiecznej, spoglądając na zawieszoną na oparciu łóżka kartę z bieżącym postępowaniem medycznym.
Nie było żadnych problemów w nocy? — zapytał, sięgając po swoje pióro.
Dwa razy przebudziła się, wołając o pomoc. Nic, z czym byśmy nie poradzili sobie. Dostała kilka kropel eliksiru słodkiego snu. Wydaje się jednak nieco bardziej żywa niż wczoraj — odpowiedziała czarownica, ustępując mu miejsca przy łóżku.
Dziękuję — mruknął cicho, odkładając podkładkę z kartami pacjentów, aby sięgnąć po rękę pacjentki i palcami wyczuć puls w nadgarstku. Patrząc na zegar ścienny, odliczał czas, jednocześnie odnotowując liczbę uderzeń, którą chwilę później zanotował w odpowiedniej rubryce. We własnych myślach wydał wniosek, że stan ulegał poprawie, a eliksir na uspokojenie powoli opuszczał organizm poszkodowanej. Jednocześnie zastanawiał się także, co skłoniło ją do takiego czynu, jakiego traumatycznego zdarzenia doświadczyła, a to z kolei doprowadziło go do wniosku, że potrzebował porady kogoś biegłego w innej sztuce.
Powiadom odział magipsychiatrii. Potrzebuję konsultacji — rzucił w przestrzeń szpitalnej sali, doskonale zdając sobie sprawę z obecności uzdrowicielki pełniącej jeszcze swój dyżur, po czym zapisał w karcie pacjentki stosowną uwagę o wizycie specjalisty z trzeciego piętra, zabrał swoją podkładkę z dokumentami i opuścił pomieszczenie, by wejść do kolejnego, wypełnionego dziecięcym krzykiem i płaczem. Choć pacjent nie znajdował się w jego rękach, nie zamierzał zostawić go bez pomocy. Dołączył do dwóch pozostałych uzdrowicieli, kiwając w ich stronę głową, gdy zajmował miejsce po drugiej stronie łóżka. Wsłuchując się w ich słowa, pobieżnie przyjrzał się wykwitom skórnym, poddając świadomości kilka możliwych eliksirów, które byłyby w stanie wywołać coś podobnego. Nie zastanawiał się nad tym długo, wystarczyło mu jedno proste polecenie, by przytrzymać chłopca, a poczynania pozostałej dwójki obserwował ze spokojem, asystując najlepiej jak potrafił. Trwało to zaledwie kilkanaście ogłuszających sekund, w trakcie których Zachary odczuł dudnienie w uszach, gdy niepotrzebny w dalszej pomocy odwrócił się do pacjenta po drugiej stronie sali.
Jak dzisiejsze samopoczucie? — zapytał, wyciągając na front kartę z nazwiskiem Carter i przygotowując się do spisania krótkiego wywiadu medycznego. Poprawa samopoczucia po przyjęciu na oddział i podaniu eliksirów przeciwbólowych. W dalszym ciągu pozostają widoczne efekty zatrucia oparami; skarżenie na nudności, suchość w gardle, drżące dłonie, chrapliwy głos i oddech. Krótkie notatki były jego szczególną specyfiką. Tak jak lubił krótko i zwięźle się wysławiać, tak równie mocno sporządzał swoje raporty, zawierając w nich jedynie istotne elementy, które rzeczywiście miały miejsce. Nie podejmował prób spekulacji zajmujących całe strony; zapisywał jedynie możliwe skutki uboczne.
Dobrze, dziękuję. Zostaniesz na oddziale do jutra. Po wypisie będę oczekiwał twojej wizyty w ciągu tygodnia — uzyskawszy potwierdzenie swoich słów, kontynuował: — Teraz przyjmiesz kilka kropel eliksiru oczyszczającego z toksyn. Wieczorem podam kolejną dawkę i zaradzimy coś na twoje gardło. — Niewiele kontaktu wzrokowego poświęcał pacjentce. Dopiero w momencie sięgnięcia do kieszeni po zakraplacz zamykający niewielką fiolkę, uchwycił jej spojrzenie i przysiadł na krawędzi zajmowanego przez nią łóżka. Nabrał kilka kropel, nie musząc wydawać prośby o otworzenie ust i wystawienie języka. Ten mały rytuał trwał już czwarty dzień. Podawał niewielkie dawki, nie chcąc wyrządzić pacjentce jeszcze większej krzywdy, wspomagając jej walkę z poważnym zatruciem, minimalizując użycie eliksirów w obawie, że te mogłyby jeszcze bardziej zaszkodzić. Podjął się bezpiecznych działań, z góry wiedząc, że będą wymagały dłuższej opieki. Decyzja ta podyktowana była czystym przekonaniem, by przede wszystkim nie szkodzić, co też czynił na miarę swoich możliwości i umiejętności.
Zapewniając pacjentkę o ponownej wizycie wieczorem, zebrał swoje rzeczy i wrócił na korytarz, kontynuując obchód wokół tych pacjentów, których nie miał szansy jeszcze zobaczyć. Każdy kolejny krok był jednak nieco inny od poprzedniego. Zdawało mu się iść nieco lżej z myślą, że jego metody odnosiły pozytywne skutki w poważnych przypadkach, by zwolnić kroku, kiedy mijał kolejnego uzdrowiciela na dyżurze, zamieniając z nim kilka słów oraz oddać kilka kart pacjentów, które zabrał z gabinetu. Często to robił. Równie często jemu czyniono to samo, pokładając w sobie wzajemne zaufanie nie tylko wobec posiadanych kompetencji, ale profesjonalizmu, z jakim podchodzili do powierzanych przypadków. Miał zatem pewność, że oddanie części porannego obchodu nie wpłynie negatywnie na relacje z innymi. Dzielenie obowiązków było wszak czymś naturalnym jak oddychanie i niezwykle potrzebnym, gdy chciało się efektywnie przywracać swoich podopiecznych do pełni sił. Oddanie kart nie sprawiło jednak, że Zachary zmierzał na odpoczynek. Wciąż miał kilku pacjentów do zbadania, a byli to tylko ci, którzy już zostali przyjęci na oddział. Pozostawali jeszcze ci, którzy oczekiwali na interwencję któregoś z uzdrowicieli, być może specjalizującego się w zatruciach. Tego jeszcze nie wiedział, choć spodziewał się zastać w swoim gabinecie listę nowych pacjentów, jeśli jeszcze nie posiadał jej ktoś inny. Teraz jednak czekała na niego próba wydobycia z trzeciego pacjenta informacji, czym się oparzył i wiedział, że będzie to trudne. W końcu to zwykle on musiał zmagać się z kłopotliwymi i upartymi przypadkami, jakby jego nazwisko miało mieć z tym coś wspólnego. A nie miało.

z/t




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Korytarz [odnośnik]19.12.18 16:54
|stąd
Przekonanie chłopca i opiekującej się nim kobiety nie było trudne. Nie uważał tego za trudność, kiedy pozostawał zdeterminowany przywrócić dziecku zdrowie przy pomocy eliksirów, których nieodzowna obecność stanowiła pocieszenie w chwilach, gdy magia okazywała się zwodniczą i nieposłuszną siłą. Wskazawszy kierunek, poprowadził przyszłego pacjenta w stronę szpitala.
Przybycie do miejsca pracy Zachary'ego, wcale nie tak długo po jego opuszczeniu, spotkało się z dość ambiwalentną reakcją uzdrowicieli znajdujących się na oddziale. Niewiele jednak dotarło do jego świadomości, gdy prowadził chłopca wraz z opiekunką do gabinetu, z którego zwykł korzystać. Kurtuazyjnym gestem zaprosił ich do środka, po czym wszedł za nimi, dając chłopcu chwilę na to, aby rozejrzał się i zadał ewentualne pytania, skoro już miał okazję. W międzyczasie Zachary zajął miejsce za biurkiem i wyciągnął jeden z czystych formularzy.
Nazwisko chłopca? — zapytał kobietę, uzupełniając kilka niezbędnych informacji, dzięki którym praca uzdrowiciela pozostawała uporządkowana, a nawet przyjemna. Znał kilku, którzy nie dopełniali stosownych formalności, zrzucając ten cichy obowiązek na stażystów niemających większego pojęcia o sytuacji pacjenta. Nie wiedział, skąd pochodziło to lekceważące podejście, jednak nie zamierzał mu ulegać. Swoją dokumentację prowadził rzetelnie oraz w taki sposób, aby była łatwa do przejrzenia na wypadek, gdyby ktoś zapragnął przeprowadzić kontrolę bądź przejmował opiekę nad którymś z pacjentów. Nie był to wielki wysiłek zapisać wszelkie najważniejsze dane osobowe czy zastosowany tok leczenia; raptem kilka punktów do uzupełnienia. Ale to w zasadzie było nic, co sprawiałoby większą trudność. Przynajmniej jemu, bowiem nie miał najmniejszych problemów z odnalezieniem się w zaprowadzonym porządku, gdy wstał od biurka i podszedł do jednej z witryn wypełnionych po brzegi skatalogowanymi fiolkami. Bez dłuższego namysłu chwycił jedną z nich, po czym odwrócił się w stronę chłopca.
Eliksir słodkiego snu — powiedział, unosząc fiolkę między palcami na wysokość własnej twarzy. — Postawi cię na nogi. — Poruszył lekko knykciami, sygnalizując gotowość do natychmiastowego podania leku. Nie było co zwlekać nad tym, jeśli chłopiec rzeczywiście był zmęczony. Krótka drzemka z pomocą odpowiedniego eliksiru szybko przywróciłaby mu siły i pozbawiła snów poniekąd utrudniających właściwą regenerację.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732
Re: Korytarz [odnośnik]20.12.18 10:34
[11/50]
Młody w zasadzie dowlókł się do szpitala. Wcale nie miał ochoty na spacery czy to dłuższe czy krótsze. W sumie zgodził się tutaj przyjść więc odwrotu już nie było i trochę głupio mu było narzekać po drodze. Możliwe, że jego opiekunka byłaby nawet skłonna wziąć Heatha na ręce, żeby się nie musiał mordować, ale po pierwsze młody Macmillan był na to już trochę za duży, a po drugie wcale nie byłby z tego zadowolony. Z dwojga złego wolał iść na własnych nogach.
Z powodu zmęczenia nie rozglądał się za bardzo po szpitalu i okolicy, ale to raczej nic dziwnego. Dopiero gdy trafił fo gabinetu Zachary'ego zlustrował wnętrze pomieszczenia. Wcale tak wiele interesujących rzeczy tam nie było, więc też tym razem Heath siedział w milczeniu nie zasypując nikogo gradem pytań, co mogło trochę zaniepokoić jego opiekunkę, która zerkała na niego co jakiś czas z ukosa. Dopiero z tej dyskretnej obserwacji wyrwało ją pytanie uzdrowiciela.
-Och.. - zogniskowała z powrotem swój wzrok na Zacharym - Macmillan - odpowiedziała na to i na kolejne pytania, oczywiście jeśli tylko jakieś były ze strony czarodzieja.
Gdy uzdrowiciel wypełniał swoje formularze Heath siedział na swoim miejscu z dość obojętną miną. Dopiero przeniósł wzrok na mężczyznę gdy ten poszedł do szafki z róznymi fiolkami i zręcznie wyłowił jedną oznajmiając później, że to eliksir słodkiego snu. Skrzywił się widząc buteleczkę. Nie żebywiedział jak smakuje taki eliksir czy coś, ale w tym momencie wpadł w etap "nie bo nie" więc musiał trochę pomarudzić.
-Muszę go brać? Nie chcę... pewnie jest niedobry- mruknął w stronę Zachary'ego. Oczywiście jeśli uzdrowiciel próbowałby go napoić wręcz na siłę to mały Macmillan pewnie by się zbytnio nie rzucał. -Dlaczego w ogóle eliskiry nie mogą być smaczne? - rzucił pytanie gdzieś w eter. W sumie to nawet za bardzo nie oczekiwał, że ktoś mu na nie odpowie, ale pomarzyć zawsze wolno. Gdyby były słodkie to nawet by się specjalnie nie burzył, że musi jakiś pić.
Heath Macmillan
Heath Macmillan
Zawód : n/d
Wiek : 7
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
Śmierć będzie ostatnim wrogiem, który zostanie zniszczony.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6203-heath-macmillan#151883 https://www.morsmordre.net/t6876-listy-do-heatha#179597 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6237-heath-macmillan#216112
Re: Korytarz [odnośnik]20.12.18 10:34
The member 'Heath Macmillan' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - DN' :
Korytarz - Page 2 N2btFvL
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Korytarz [odnośnik]27.12.18 13:47
Lekki cień zmęczenia majaczył na jego twarzy, gdy ponownie sięgnął do obowiązków, od których miał mieć dziś wolne. Mimo to, chłód powagi emanujący z oblicza pozostawał w mocy i zwyczajowej sile, gdy obdarzał spojrzeniem każdego, kto w jakikolwiek sposób domagał się choćby nikłej uwagi. Tutaj, w szpitalu, mógł pozwolić sobie na zelżenie obyczajów – jego arystokratyczne, sięgające starożytności pochodzenie odchodziło na bok, jednak szacunek i odpowiednia estyma wciąż pozostawały; przynajmniej ze strony samego Zachary'ego. Posiadanie szlachectwa wraz z płynącym wychowaniem w dużej mierze ułatwiało zachowanie profesjonalizmu, a tym samym utkanie wszelkich pozorów, którymi karmił otaczających go ludzi. Ci najprostszego pochodzenia nie mieli problemu z poczuciem roztaczanej władzy, zaś ci urodzeni równie wysoko jak on, zdawali się ignorować ten fakt; a zapewne zamierzali robić to tak długo, jak dobrze wykonywał swoje obowiązki. Zdawał sobie sprawę z tego, że byli dla siebie wzajemnie potencjalnym zagrożeniem gęstniejącym w oczach, gdy jego pacjentami stawały się tak wysoko urodzone dzieci.
Eliksiry mają leczyć, nie smakować — odpowiedział chłopcu dość poważnym tonem, choć w jego oczach czaiło się delikatne rozbawienie, gdy unosił fiolkę wypełnioną różowawym płynem na wysokość oczu dziecka. — Ty masz jednak trochę szczęścia. Ten eliksir jest dość słodki w smaku i zapachu, więc nie powinieneś narzekać. Mogłeś trafić znacznie gorzej. — Wyjaśnił z lekką nutą rozbawienia, kończąc kwaśnym w brzmieniu ostrzeżeniem. Pomimo wieku chłopca nie zamierzał bawić go ułudą i słodkim kłamstwem. Choć słowa były znacznie łagodniejsze, stanowiły prawdę przekazywaną nieustannie i ciągle, kiedy zachodziła taka potrzeba.
Ten konkretny pozwoli ci się spokojnie przespać. Nawet tutaj — wskazał na kozetkę pod ścianą — zapewniając niezmącony snem odpoczynek. Widzę, że dzielnie stoisz na własnych nogach, ale potrzebujesz krótkiej drzemki. Chyba nie chcesz zmarnować całej nocy i jutrzejszego dnia na odsypianie dzisiejszych rewelacji? — zapytał cicho, nachylając się nad nim, by powoli wyprostować całą sylwetkę nim koniec szala sięgnął podłogi. Podarował mu fiolkę z eliksirem, rzucając jedynie krótkie spojrzenie, po czym odwrócił się i wrócił do biurka, odnotowując wydanie odpowiedniego eliksiru w spisie. Jeśli Heath zamierzał zwlekać bądź opierać się przyjęciu najlepszego lekarstwa na zmęczenie, wciąż miał w zanadrzu kilka słów, których mógłby użyć. Choć tak naprawdę wolał je przemilczeć, wszak nie był członkiem jego rodu i nie w jego gestii leżało udzielenie stosownej reprymendy. Może opiekunka byłaby w stanie to uczynić, ale i w to powątpiewał. Zbyt dobrze wiedział, jak mali lordowie potrafili manipulować, nie mając o tym tak naprawdę większego pojęcia.




Once you cross the line
Zachary Shafiq
Zachary Shafiq
Zawód : Ordynator oddziału zatruć eliksiralnych i roślinnych, Wielki Wezyr rodu
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am an outsider
I don't care about

the in-crowd
OPCM : 21 +1
UROKI : 4 +2
ALCHEMIA : 8
UZDRAWIANIE : 26 +5
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 5
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Czarodziej
Korytarz - Page 2 MaPFNWM
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5831-zachary-shafiq#137692 https://www.morsmordre.net/t5852-ammun#138411 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f145-wyspa-man-siedziba-rodu-shafiq https://www.morsmordre.net/t5866-skrytka-bankowa-nr-1444#138736 https://www.morsmordre.net/t5865-zachary-shafiq#138732

Strona 2 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Korytarz
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach