Wydarzenia


Ekipa forum
Ukryta Komnata
AutorWiadomość
Ukryta Komnata [odnośnik]07.08.16 19:33
First topic message reminder :

Ukryta Komnata

O ukrytej komnacie w całej Wywernie wie tylko jedna osoba - właściciel przybytku i jego skrzat, który sekretu musi pilnować pod groźbą śmierci, jeśli piśnie choćby słowo niepowołanej osobie. Oprócz nich o pomieszczeniu wie Tom Riddle i ci z jego popleczników, którym zdecyduje się o nim powiedzieć. Pomieszczenie obłożone potężnymi zaklęciami nienanoszalnymi i wyciszającymi oddzielone od korytarze jest obrazem, który przedstawia atakującego węża. Strażnik otwiera przejście jedynie na hasło. Brzmi ono Morsmordre.
Komnata jest spora, wysoka, szczególnie jak na fakt, że znajduje się pod ziemią. Bogato zdobionych ścian i wygodnych krzeseł nie powstydziłaby się żadna szlachecka rezydencja. Na środku znajduje się masywny stół, który oświetlają ustawione w niewielkich odległościach świeczniki. U jego szczytu stoi duże drewniane krzesło obite skórą, znacznie większe niż inne, podobne ustawione przy dłuższych bokach. Świetna akustyka pomieszczenia pozwala usłyszeć nawet najcichszy szept. Jedynym źródłem światła w komnacie są świece ustawione na stole i duży żyrandol zwieszający się z sufitu. Sprawia to, że jasno jest jedynie w okolicach stołu, ściany, a już w szczególności kąty giną w mroku.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Ukryta Komnata - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Ukryta Komnata [odnośnik]08.08.16 23:10
Niewiele rozminął się z prawdą, że za spóźnienie i nadmierną butę zostanie wymierzona kara. I na dodatek siedział na honorowym miejscu, mogąc oglądać widowiskowy upadek jednego z nich przeprowadzony przez samego Toma w pierwszym rzędzie. Nie chciał wnikać w szczegóły tego zaszczytu, wszak nie to było meritum zaistniałej sytuacji. Zgodnie z wolą najważniejszego śledził uważnie każdy kolejny element kary błyszczącym wzrokiem, jakby był zachwycony z rozlewu krwi.
Zaciskając zęby, uniósł brwi do góry, byleby nie pozwolić oczom skryć się pod powiekami w chwili, gdy krzesełko wraz z Averym uderzyło głucho o ścianę. Wiedział, że tylko nagły hałas mógł do tego doprowadzić i za wszelką cenę zdołał powstrzymać instynktowny odruch, by móc sycić się dalszą częścią przedstawienia, by oglądać czerwone zabarwienie szat, z każdą sekundą przybierające coraz bardziej kuszący odcień. Wargi wykrzywiły się w cynicznym uśmiech, kiedy dostrzegł ten subtelny detal. Zniszczona esencja czarodzieja; źródło Samaela już nie istniało, a Cassius odczuwał niewymowną ulgę, że to nie na niego została skierowana ta złość. Nie słyszał żadnych wrzasków. W pełnej fascynacji widzianych tortur, dokonywanych rękami Riddle'a, widział jedynie ogrom i potęgę magii, którą w sobie nosił. Podziwiał ją, dostrzegając wiele możliwości. Podziwiał ich przewodnika z niemym zachwytem wymalowanym na twarzy i absolutnie nie reagował na nic, aż odważył się wziąć oddech, gdy torturowany został pozbawiony oka. Widok ten sycił go nazbyt mocno, lecz nadal patrzył, pogrążając się w tej odrobinie szaleństwa podarowanego mu wraz z krwią matki.  A chwilę później jego własna twarz zamarła w pełnym wyrazie osłupienia i obrzydzenia. Zastygł niczym kamienne rzeźby w ogrodach Ashfield. Oddech zniknął w powietrzu przesyconym strachem. Rozchylone nieco wargi spierzchły się, ślina została głośno przełknięta, a myśli ruszyły szaleńczym pędem, rozkładając to jedno zdanie na setki różnych sposób, pragnąc poznać prawdę. Merlinie, dlaczego?, zapytał sam siebie, coraz bardziej skonfundowany usłyszanymi słowami. Nie potrafił udzielić żadnej odpowiedzi. Bezwzględna pustka panująca w głowie starała się tylko złożyć pojedyncze sformułowania w logiczną całość, starając się wyłuskać choćby pojedyncze informacje, które mogły mieć nieco większy sens. Riddle niewątpliwie wyczytał to w myślach Avery'ego. Nie wymyśliłby czegoś tak obrzydliwego, czegoś tak... skalanego. Sprofanował własną krew, z trudem godził się z własnymi myślami, zastanawiając się, ile jeszcze grzechu kryło się w ich domu. Całe szczęście, w tym wszystkim zaledwie zerknął na Perseusa, z którym wypracował porozumienie zapewniające spokojną współpracę, lecz po tym, co usłyszał, nie mógł mieć pewności, że nie wiedział o czymś takim wcześniej. Rodzina zawsze stała za sobą murem, ale czy w tym przypadku miało to jakikolwiek sens? Musiał się dowiedzieć. Musiał, tak jak chciał patrzeć na upadek jednego z nich; tak jak słuchał Wieczystej Przysięgi składanej brudnej, wydziedziczonej Weasley (tfu!), jak zdawał się czuć napięcie panujące w komnacie. Po prostu nie pozwoliłby sobie zaprzepaścić takiej okazji, wszak nazwisko nieco zobowiązywało go do takiego podejścia.
Skinął w milczeniu głową, wpatrując się w wiszącego nad stołem Avery'ego. Skapująca na blat krew absolutnie przykuwała jego uwagę, jednak potrafił w tym wszystkim usłyszeć jego głos. Jeszcze nie do końca docierało do niego znaczenie słów Czarnego Pana. Zdenerwowanie objawiło się nieco wcześniej, niż przypuszczał, lecz nie umniejszyło skupieniu oraz rosnącemu z każdym oddechem podziwu wobec niego; nie uśmiechał się już. Zachował powagę, choć w spojrzeniu tkwił ogrom zadowolenia z obrotu spraw dzisiejszego spotkania i zastanawiał się, czy Czarny Pan przygotował jeszcze jakąś niespodziankę.


We're not cynics, we just don't believe a word you say
We're not critics, we just hate it all anyway
Cassius P. Nott
Cassius P. Nott
Zawód : Urzędnik Ministerstwa Magii
Wiek : 28
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
I am the tall dark stranger
those warnings prepared you for
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
?
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t2650-cassius-prince-nott https://www.morsmordre.net/t2726-ksiaze#43660 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f236-nottinghamshire-ashfield-manor https://www.morsmordre.net/t3103-skrytka-bankowa-nr-707#50829 https://www.morsmordre.net/t2859-cassius-prince-nott
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]09.08.16 13:07
Pogróżka Giovanny najwyraźniej nie zrobiła na nim większego wrażenia, wygiął kącik ust, uśmiechając się bezczelnie i skinął głową, spotkanie z królową cielesnych rozkoszy zawsze wydawało mu się równie kuszące - i nigdy straszne, lecz dalszą rozmowę przerwało im pojawienie się właściciela przybytku, który jął prowadzić ich na właściwe miejsce. Na Tristana również przyszła kolej - poszedł za mężczyzną, nie bez obaw, schodząc do ciemnej piwnicy obskurnego pubu, jej wnętrze wyglądało na bardziej zadbane niż główna sala tego miejsca. Bez zawahania zasiadł na wskazanym mu miejscu, blisko Toma, nie patrząc jednak na niego, a przed siebie, gdzie zasiadał już Ramsey. Wciąż miał przy sobie szkatułę - którą postawił przed sobą, a uchwyciwszy pytający wzrok Toma przytaknął niemo, choć nie bez wątpliwości. Mieli przy sobie to, co odnaleźli, łudząc się, że w którejś ze skrzyń znajdowało się coś, co go zadowoli. Nie potrafili ich otworzyć.
Legilimencja nie była mu obca, Tom nie robił tego po raz pierwszy. Ból zawsze był taki sam: przeszywający, ostry, kujący, krótki, owszem, ale dość mocny, by czarodziej uderzył głową o oparcie krzesła i zacisnął zęby, nim czarnoksiężnik opuści jego głowę; słowa pochwały dotarły do niego jak z daleka, krew w głowie pulsowała miarowo, szybko i zbyt głośno, w jego myślach rozległ się rozpaczliwy mugola dogorywającego nad klifami Dover tamtego grudniowego poranka. Krzyk agoniczny, nie słyszał go po raz pierwszy, po raz pierwszy usłyszał od Diany. Zaczynał się przyzwyczajać -  obojętnieć. Uniósł lekko brew, oglądając się na kuzyna, kiedy Tom nazwał Colina jego kochankiem, ale Tom prędko odwrócił jego uwagę, proponując zajęcie się Isolde. Pochylił głowę na znak zgody choć wiedział, że Tom jej nie potrzebował - a kiedy jego twarz stała się mniej widoczna, usta Tristana wygięły się w złowieszczym uśmiechu. Coraz więcej mu zawdzięczał. Miał zabrać głos i przedstawić Deirdre, lecz wtedy odezwał się Samael.
Czym były jego słowa? Brzmiały jak wyzwanie rzucone przywódcy, próba uderzenia porożem silniejszego, chęć okazania własnego zdania, niezadowolenia, sprzeciwu. Czy ktokolwiek miał jeszcze wątpliwości, jak potężny był Tom Riddle? Do czego mógł być zdolny? Darzył go szacunkiem, niemym podziwem, wdzięcznością za nauki, którymi się z nimi dzielił i nadzieją, że pewnego dnia zdradzi im ich więcej. Jeśli istniał ktoś, komu Tristan Rosier był w stanie oddać autorytet, był nim tylko on - Tom Marvolo Riddle. Obcując z nim, nawet, jeśli nie do końca wiedzieli, to z pewnością mogli się domyślać, do jak straszliwych czynów był zdolny. Samael nie okazywał mu szacunku ani strachu, próbował jak równy z równym - jak dziecko, nie rozumiejące jeszcze granic stawianych przez rodziców.
Ale Tom Riddle nie był wyrozumiałym ojcem.
Patrzył. Tak, jak rozkazał - nie odwrócił wzroku. Patrzył, na kolejne zaklęcia obdzierające Samaela nie tylko ze skóry, ale i z godności. Patrzył, na napuszonego kuzyna wierzącego w swoją wyjątkowość, gardzącego wszystkimi i wszystkim, bezbronnego jak dziecko, maltretowanego jak zarzynane jagnię. Zalany krwią, żałosny, przykładnie ukarany. Tom jasno wytyczył hierarchię, wśród nich nie było już miejsca na sprzeciw. Złożenie przysięgi wieczystej przed Samanthą wydawało się szczytem upodlenia, Tristan wolałby zginąć, niż to zrobić - przed nią, wilczym pomiotem - a jednak... rozsądniejszym od Avery'ego. Prawdziwy grymas pojawił się na jego twarzy, kiedy Tom nazwał go pederastą i gwałcicielem własnej matki, Laidan... ? Samael wydał mu się obrzydliwy. Obrzydliwszy od szczątków oczu zwisających z jego pustych oczodołów. Nie zdążył nawet spróbować się obronić, a przecież był potężnym czarodziejem.
I patrzył - na krew wciąż kapiącą na podłużny stół, zahipnotyzowany jej dźwiękiem i oszołomiony tym, co wydarzyło się przed momentem. I to wycie, żałosne agoniczne wycie, które ostatnimi czasy towarzyszyło mu nieustannie.
Mam nadzieję, że patrzysz, Deirdre. Prawdopodobnie skończę podobnie, jeśli mnie zawiedziesz. Jeśli jego zawiedziesz. Chciałby uchwycić teraz jej spojrzenie i szepnąć jej, że jeśli tak się stanie, to Tristan będzie szybszy i sam ukarze swoją protegowaną, w końcu  - miał za nią poręczyć. Sobą, swoją różdżką, swoim życiem. Nie mogli pozwolić sobie na zdradę. Nastała cisza, a czując na sobie naglący wzrok Toma, przerwał ją jako pierwszy, choć nasiąknięte niepokojem zmieszanym z fascynacją demonstracji jego potęgi ciało nie od razu go usłuchało.
- Panie - Dziwnie brzmiały te słowa, dziwnie było pochylić wzrok przed kimś, z kim krwi się nie dzieliło, dziwnie było oddać komuś hołd, kiedy miało się zwyczaj zbierać go samemu. Ale Tom Marvolo Riddle, Czarny Pan, był kimś, kto na ten tytuł zasługiwał i co do czego, zwłaszcza w tym momencie, nikt nie powinien mieć wątpliwości. Pochylił głowę, nie patrzył mu w oczy. - Deirdre, szpieg doskonały. - Śladem Vitalija nie mówił więcej, Tom i tak sam sprawdzi jej użyteczność, a o tym, że doskonale radziła sobie ze zbieraniem informacji, mogło świadczyć choćby to, że znalazła się pomiędzy nimi po raz pierwszy... a o sporej większości rycerzy wiedziała bardzo dużo. Nie była jeszcze dobra w otwartej walce, ćwiczyli czarną magię. Ale była ambitna, zdolna, inteligentna... i Tristan wierzył, że potrafiła być też lojalna.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Ukryta Komnata - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]09.08.16 17:17
Zmiana pozostała niezauważalna. Dyskretne drgnięcie mięśni twarzy, lekkie skrzywienie ust, zbyt naturalne, aby uznać je za niebezpieczne. Błąd. Avery nagle poczuł, jak ogromna siła podrywa go z krzesła i ciska o ścianę. Impet uderzenia zaparł mu dech, głowa, którą uderzył o twardą powierzchnię zaczęła pulsować tępym, nieprzyjemnym bólem, a on z trudem nabierał powietrza, osuwając się na posadzkę i z przerażeniem patrząc na bezużyteczne kawałki drewna, niegdyś składające się w jego wspaniałą różdżkę. Wcześniej zignorował suchy trzask, porażająco pewny, że to tylko jedna z kości, pękająca pod wpływem mocnego zderzenia. Mylił się i w momencie kiedy wciąż nieco nieobecnym wzrokiem chłonął drzazgi rozsypane na podłodze, zrozumiał, że o to stoi przed jednym z najpotężniejszych czarnoksiężników zupełnie bezbronny. Bez różdżki, bez wsparcia... choć przecież i tak nie ośmieliłby się użyć magii przeciw Tomowi. Avery'ego dobijała jednak sama świadomość, że właśnie stał się nikim, a Riddle bez żadnego wysiłku może rozdeptać go jak robaka. Z najwyższym trudem powstał z ziemi, chwiejąc się nieznacznie i wciąż obserwując mężczyznę, który go niszczył. Rękawem szaty otarł strużkę krwi spływającą z kącika ust, spokojnie oczekując na najgorsze, doskonale wiedząc, że Tom nie poprzestanie na tak delikatnym upomnieniu. Mógł wyłącznie zachować pozycję wyprostowaną oraz dumnie podniesioną głowę: stracił różdżkę, a przecież nie postradał zmysłów, by rzucić się na Riddle'a z pięściami, nieudolnie usiłując odwlec, czy nawet oszukać nieuchronny los. W ciszy oraz całkowitej rezygnacji - z walki, bo nie zamierzał upodlić się błagając o przebaczenie - poddawał się lustracji, niemalże podziwiając rysy twarzy Toma, wykręcone w dziwnym grymasie odrazy z powodu jego nieposłuszeństwa. Czuł się przygotowany na ten naprędce wyreżyserowany spektakl cierpienia oraz męczarni, lecz i tak nie potrafił powstrzymać krzyku, jaki wydostał się spomiędzy zaciśniętych warg, w momencie, gdy trafiło w niego pierwsze zaklęcie. Avery zawył jak zranione zwierzę, oszołomiony potwornym bólem zdzieranej żywcem skóry. Jęczał, czując jak schodzi z niego krwawymi płatami, jak obnaża go, jak powoli staje się kawałkiem czerwonego mięsa, ścięgien oraz kości. Był promieniującym cierpieniem, właściwie nie rozróżniając bodźców: wszystko zintensyfikowało się w straszliwym bólu, przeszywającym całe jego ciało. Makabryczna synestezja: dźwięki rozdzieranej skóry, ciemna szata w błyskawicznym tempie przesiąkająca krwią i przylepiająca się do ciała, wrzaski, mimowolnie dobywające się z jego ust. Nagle urwane. Samael już nie krzyczał, z całej siły przygryzając język, nie przestając nawet wówczas, gdy metaliczny smak krwi otrzeźwił nieco jego przytępione zmysły. Szkarłat barwił ubranie, znaczył jego zęby lśniącą purpurą (królewską!), spływał po brodzie, tonąc w nieco zmierzwionym zaroście. Avery wolał samodzielnie odgryźć sobie język, uczynić się na zawsze niemym, aniżeli wydać z siebie choć najcichszy jęk. Był mężczyzną i powinien przyjąć każdy fizyczny cios w milczeniu, zamiast pieścić się z własną boleścią. Nie tego od siebie oczekiwał i... chyba również Riddle nie chciał mieć za swe sługi słabych miernot oraz tchórzy. Coraz mocniej zaciskał zęby, choć pragnął wrzasnąć, by zapewnić sobie tę marną ułudę odgonienia cierpienia. Rozchodzącego się po całym ciele z prędkością zabójczej trucizny; nie wiedział, co dokładnie boli, nie czuł urażonych miejsc. Przypominał rozjątrzoną ranę, w którą wdało się zakażenie, broczącą jednocześnie świeżą krwią, jak i ohydną ropą. Zerwane strupy odsłaniały kolejne chore, wręcz niezdatne do ratowania płaty ciała, zostawiając Samaela na łasce Riddle'a. Marzenie ściętej głowy. Obdarty ze skóry, ze złamaną lewą nogą, Avery utrzymywał się w pionie wyłącznie dzięki magii Toma, drżąc przed chyboczącym się nad nim damoklesowym ostrzem. W myślach zadawał pytanie, ile jeszcze, lecz nie zdobył się na to, by błagać i płakać, wyłudzając wybaczenie. Nie miał nic do udowodnienia, ale musiał pozostać z kamienia. Niewzruszony i nieporuszony, choć potraktowany jak ofiarna owieczka. Duma była śmieszna, godność przecież nie istniała. Czy mógł pozostać choć jeszcze chwilę człowiekiem, kiedy na zewnątrz wyglądał jak brzydka, czerwona kukła? Targały nim spazmatyczne wstrząsy bólu, zawroty głowy, odczuwał okropne torsje... nie mógł nawet jednak zwymiotować, zbyt osłabiony, by pozbyć się zawartości żołądka, zbyt spięty, przewidując kolejne fale niegasnącego cierpienia. Prawie nie słyszał, lecz rozpoznał zaklęcie, posłane w jego stronę; tym razem krzyknął, głośne zaprzeczenie minęło się jednak z promieniem, godzącym prosto w prawe oko. Wybuch, oszołomienie, pulsujący ból, gorszy od poprzednich doświadczeń, ciemność zalewająca nieśpiesznie nisko sklepioną komnatę. Przedtem zamglonymi oczami widział tylko cienie, teraz z trudem rozpoznawał sylwetki, majaczące w nieokreślonej odległości od niego. Zakaszlał gwałtownie, charcząc i plując krwią, po omacku starając się zetrzeć kleistą posokę z twarzy i włosów. Zdrowym okiem spojrzał na Riddle'a, jego jedynego widząc zaskakująco wyraźnie... tylko oblicze Toma przesuwało się kliszami w umyśle Avery'ego, gdy ten poderwał go w górę, rzucając nań zaklęcie niewybaczalne. Cruciatus sparaliżował członki, przeszył dogłębnie każdą tkankę i każdą komórkę najstraszliwszym, najbardziej dokuczliwym, ognistym bólem, jakiego dotąd zakosztował. Zdarcie skóry, trzask kości udowej, utracenie oka... nic nie równało się z palącym cierpieniem, targającym Avery'ego w nieprzyjemnych konwulsjach, wykrzywiającym jego twarz w upiornych grymasach, zmuszającym go w końcu do zrozpaczonego wycia z niewyobrażalnego bólu. Miał dość i w głowie kołatała mu się tylko jedna myśl: prośba o zakończenie. Nieważne w jaki sposób.
I...nawet poniżające imperio powitał z ulgą. Klątwa wyczyściła nagle umysł ze wszystkiego: z bólu, z pogardy, z poczucia upokorzenia. Istniała tylko pustka oraz mocny, chłodny, stanowczy głos. Którego nadal nie chciał posłuchać. Nie mógł jednak oprzeć się sile Riddle'a, nie mógł mu się przeciwstawić, nie potrafił dłużej się stawiać.
-Błagam....błagam, wybacz mi...panie - chrypiał rozpaczliwie, ledwo dosłyszalnym głosem, dławiąc się własną krwią, zalegającą w gardle. Nigdy nie czuł większego wstrętu do siebie, ale mimo to, upadlał się dalej, przepraszając i prosząc o wybaczenie. Wbrew woli, wbrew myślom, wbrew własnym zasadom. Wbrew sobie ściskał dłoń Samanthy i wypowiadał słowa Wieczystej Przysięgi, na zawsze wiążącej go ze swym oprawcą, na zawsze przykuwającej go do Riddle'a, na zawsze czyniące z niego sługę. Bełkotliwie próbował jeszcze przepraszać, błagać o wybaczenie - nigdy o litość - lecz język odmawiał mu posłuszeństwa, plącząc najprostsze, jękliwe słowa. Zamilkł, uciszony kolejnym brutalnym zaklęciem Toma, stając się zarazem niemym oraz całkowicie ślepym, gdy druga gałka oczna wybuchła, zamykając Avery'ego w przerażającej ciemności. Zastąpionej nagle widokiem ślicznej, małej Jill, biegnącej ku niemu... Wiedział, że to ona, choć przecież nie mógł jej dostrzec, wyciągał ręce, mając nadzieję, że wpadnie wprost w jego objęcia... Po czym słyszał tylko przerażone krzyki córki oraz wysoki, zimny śmiech. Należący do niego.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]09.08.16 18:00
Pogawędki pogawędkami, jednak zostały szybko ucięte. Zaczęło się, po kolei Rycerze za Rycerzami, po kolei po kilkoro, schodzili w jakieś tajemne miejsce, którego nikt nigdy wcześniej nie poznał. Wszyscy się wymieszali, a Borgia znów koło swojego boku ujrzała Morgotha, rzucającego jej spojrzenie o jasnym przekazie. Razem ruszyli jako następni, sprowadzeni zostali zaś do podziemnej sali, w której czekał już On. Giovanna nie patrzyła na ich przywódcę dłużej niźli by było trzeba, posłusznie udając się do swojego miejsca przy stole - naprzeciw Yaxleya, spotykając się z nim na krótki moment wzrokiem. Gdy wszyscy już dotarli, a drzwi za nimi zostały zamknięte nadeszła ta część, na którą Giovanna czekała najbardziej. Była zafascynowana łatwością, z jaką Pierwszy Rycerz czytał ich umysły - z jaką łatwością odczytał jej umysł. Wzrok Borgii na chwilę stracił na ostrości, sama jednak nie ważyła się drgnąć, przemieniając się na te parę chwil jakby w marmurowy posąg, cały ból zatrzymując w sobie, skupiając się na swym równym oddechu zamiast na niedelikatności ze strony Toma Riddle'a - nie była obojętna na zadawany ból, lecz był on czymś, co nauczyła akceptować już dawno temu. Ból znaczył, że jesteś jeszcze wśród żywych. Jednak nie na przeczesywanie jej myśli czekała najbardziej, co można by wywnioskować ze słów wcześniejszych, a na sprawozdanie, jakie utworzyło się, gdy ich przywódca zaczął na głos ewaluować poczynania Rycerzy. Borgia słuchała z zainteresowaniem, uzupełniając swój obraz sytuacji o informacje najbardziej wiarygodne z możliwych.
Wtedy odezwał się Samael, a Borgia przeniosła wzrok na niego. I tam też ów wzrok został, gdy Riddle wyciągnął różdżkę. Giovanna bowiem nie mogła sprzeciwić się rozkazowi, a ponadto... nie mogła powstrzymać chorej fascynacji. Rosnącej z każdym rzucanym zaklęciem. Patrzyła jak człowiek, który niedawno uratował ją przed gwałtem zamienia się w popsutą lalkę, broczącą krwią, katowaną i okaleczaną, ponieważ naraził się komuś potężniejszemu, o wiele potężniejszemu niż on sam. Ponieważ sprzeniewierzył się idei, zgwałcił, zgwałcił i to własną matkę. Cóż za przewrotność losu. Krew kapała i tryskała, a Giovanna chłonąc ten pokaz potęgi, z zainteresowaniem, bowiem nigdy wcześniej nie widziała wybuchającej gałki ocznej, ale i z coraz to rosnącym respektem i chęcią bycia sługom jak najwierniejszym Czarnemu Panu. Od dziecka wiedziała, że na szacunek albo trzeba było zasłużyć, albo należał się on personie od urodzenia. Do tej drugiej grupy niewątpliwie zaliczał się czarodziej karzący w tym momencie Samaela.
Gdy przedstawienie dobiegło końca wreszcie oderwała wzrok od lewitującego nad stołem szlachcica. Przeniosła go zaś na przedstawianego właśnie mężczyznę - Douglasa. I nie odrywała od niego spojrzenia, miała patrzeć na bladą Deidre przy Tristanie? Wolała dokładnie zlustrować tego, kogo widziała nie raz i nie dwa na miotle, grającego w jej ulubionej drużynie. Po chwili jednak wróciła wzrokiem do Samaela i jego krwi kapiącej przed nią na stół, nie mogąc zignorować tego zjawiska. Giovanna walczyła przez moment z samą sobą, żeby nie wyciągnąć ręki i dotknąć posoki - wygrała jednak z pokusą i nadal siedziała nieruchomo, jakoś nie potrafiąc obudzić w sobie jakiejkolwiek emocji. Tylko jej oczy co jakiś czas przypatrywały się to innej osobie, wracając jednak raz po raz z zaciekawieniem do szlachetnej krwi.
Giovanna M. Borgia
Giovanna M. Borgia
Zawód : Pianistka, kobieta biznesu
Wiek : 28
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Come due uccelli da ammazzare,
piuttosto che tornare giù.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2539-giovanna-maddalena-borgia https://www.morsmordre.net/t2576-poczta-giovanny https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f252-pokatna-37-2
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]09.08.16 18:55
Pojawienie się obok mnie Dolohov było krzepiące w obliczu tego, że przed chwilą zobaczyłem kogoś, kogo nie chciałem tu zobaczyć. Bezwiednie zacisnąłem palce na jej ułożonej koło mojego kolana dłoni. Nie wiem, komu chciałem dodać otuchy - jej czy sobie? Cokolwiek, okazało się przydatne, bo dane mi było przeżyć drugi szok w bardo krótkim czasie. Douglas. Co. Do. Kurwy. Nędzy. Robił tu Jones? Pierwsza myśl, jaka przebiegła mi prze głowę to to, że Amelle mnie zabije. Druga, że przecież Amelle nie wie nic o rycerzach i jest bezpieczna. Nie zmienia to faktu, że czułem się poniekąd odpowiedzialny za jej kuzyna. Mojego przyjaciela. Nie miałem pojęcia, że posiada takie poglądy. Nigdy o tym nie rozmawialiśmy. Poniekąd nie mogę się temu dziwić, przecież uważał mnie za dobrego aurora. Tamto zabójstwo było jedynym cieniem na mojej nienagannej kartotece, jedynym, o którym wiedział. Jego widok bolał mnie o tyle mocniej, że pojawił mi się z nieznanym bliżej Karkarowem. Dwie bliskie mi osoby pojawiły się w Wywernie, kiedy nie miałem o tym najmniejszego pojęcia. Czułem się zdradzony? Nie wiem sam, ale wrażenie było nieprzyjemne.
Potem pojawił się ten człowiek i zniknął Ramsey. Następnie Tristan z Deirdre, czyli to on tutaj ją przyprowadził. Skąd mogli się znać? Myśląc gorączkowo nie zauważyłem, kiedy podszedł i do mnie. Nie miałem pojęcia o istnieniu takiego miejsca w Wywernie. Wszelkie emocje, które drżały we mnie w sali głównej teraz zdawały się odpływać. Skupiałem się na tym, co działo się teraz. Atmosfera tego pomieszczenia była niemal sakralna. Półmrok rozświetlony nielicznymi świecami budował, a raczej podnosił napięcie, które przecież wywoływała już obecność Riddle'a. Niezwykłe, przypuszczałem, że gromadzimy się tutaj, aby mógł przyjść jako ostatni, tymczasem zastał nas jako pierwszy. Skinąłem głową w geście powitania, nie patrząc wprost oddają szacunek. Nie było to proste zebrać tak wielu czarodziejów, często starszych od niego, kiedy on zrobił to praktycznie bez żadnego wysiłku. Nic dziwnego. Władza promieniowała z jego osoby, a ja dostąpiłem zaszczytu siedzenia na tyle blisko, aby czuć ją wyjątkowo silnie.
Pytanie o księgę nie było zdziwieniem, ale i tak spiąłem się wewnętrznie, kiedy zamiast opasłego tomiszcza Tom otrzymał szkatuły. Czy znajdowało się w nich to, czego oczekiwał, że znajdziemy? Oby tak było. Już bez tego zmartwienia mogliśmy doświadczyć na sobie mocy, jaką posiadał nasz lider. W milczeniu przyglądałem się jak pierwsza twarz wykrzywia się pod wpływem penetracji umysłu. Byliśmy dla niego niczym otwarte księgi, które czytał z brutalną łatwością. Nie zdążyłem się przygotować na swoją chwilę zdawania raportu, ale chyba po prostu nie dało się tego zrobić. Mogłem cieszyć się jedynie, że moja kolej nadeszła szybko. Ból przeciął czaszkę i byłem pewien, że pięknie mi zaraz na dwie części. Wczepiłem się palcami we własne uda, ale ten sprawiany sobie samemu ból nie przynosił żadnej ulgi wobec tego, co doświadczałem. Przed zamkniętymi oczyma przeleciały mi skrawki wspomnień. Mokradła. Znikający w zieleni Julius. Mierzący się z Lestrangem Avery. Jajo. Wizyta w rezerwacie. I nagle wszystko ustąpiło. Mistrz przeniósł się na kolejną osobę, ale ja wciąż zbierałem się w sobie, czując echa bólu dzwonią mi w czaszce. Uniosłem głowę na stół w momencie, gdy Tom skończył. Nie szukałem spojrzeniem swoich przyjaciół. Wpatrywałem się tempo w stół. Nie śmiałem spojrzeć w swoje prawo, słuchałem jedynie z uwagą tego, co do nas kieruje. Drgnąłem, unosząc głowę dopiero na dźwięk własnego imienia. Skinąłem głową zgadzając się ze słowami pieśni Tiary. Zrobiłem tylko to, co uważałem za słuszne, nie oczekiwałem za to pochwały, a na to mi to wyglądało. Uznałem ten moment za odpowiedni, aby wyciągnąć z torby jajo, które odnalazłem na wyprawie. Jeśli naprawdę był to ten pradawny wąż to na pewno istniała tylko jedna osoba będąca w stanie nad nim zapanować. Położyłem przedmiot przed samą, kładąc na nim jedną dłoń. Wciąż przepełniała mnie fascynacja rozwijającym się tam życiem. Dość długo już to trwało nawiasem mówiąc.
- Panie - powiedziałem tylko, czekając na jego aprobatę. Widział w mojej głowie wszystko na ten temat. Tylko od niego zależało teraz, co stanie się z jajem. Dalsza część wydawała się przebiegać gładko. Przemówienie, które usłyszeliśmy było bardzo wymowne, nikt nie mógł się z nim nie zgodzić. W napięciu oczekiwałem poruszenia tematu rekrutów, ale wtedy odezwał się Avery. Reakcja Riddle'a była tak niespodziewana, że poderwałem wzrok z zaskoczeniem. Zaraz potem utkwiłem spojrzenie w Samaelu, zgodnie z poleceniem nie odrywając wzroku. Po raz pierwszy byliśmy świadkami wymierzania przez Mistrza kary. Widocznie słusznej, bo wybujałe ego Avery'ego musiało w końcu zostać ukrócone. Nie spodziewałem się ani trochę tego, co usłyszałem. Przyglądałem się wymierzanej karze tępym wzrokiem, zdecydowanie bardziej skupiając się na słowach, które wciąż brzmiały mi w głowie. Pederasta? Gwałciciel? Byłem gotów określić swojego znajomego wieloma przymiotnikami, ale te oskarżenia były najcięższego kalibru. Krew kapała przerywając swoim miarowym dźwiękiem ciszę, a ja czułem wypełniające mnie stopniowo obrzydzenie. Dla takich zwyrodnień nie potrafiłem być tolerancyjny. Obróciłem głowę słysząc głosy Vitalija i Tristana. Temat znów wracał do moich przyjaciół. Mógłbym za nich poręczyć, ale odzywanie się nieproszonym jak już widziałem miało opłakane skutki. Siedziałem więc, spoglądając to na jednego, to na drugiego i czekając w napięciu.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]10.08.16 17:31
Po wymierzeniu przykładnej kary Samaelowi i jego wybujałemu ego, Tom ponownie zajął swoje miejsce. Wykorzystał ciszę, by jego oświadczenie zrobiło jak największe wrażenie, a potem czekał patrząc na swych popleczników, dając im czas na oswojenie się z sytuacją. Pozwolił im pierwszym zabrać głos. Skinął głową na prezentacje najwyraźniej również uznając je za wystarczające. Nie podejmował jednak tematu. Jeszcze. Wzrok Riddle'a skupił się na chwilę na Crispinie, by zaraz spocząć na tym, co czarodziej przyniósł ze sobą.
- To wspaniały dar - powiedział zamiast podziękowania. Sięgnął po nie i uniósł niezwykle delikatnie. Przejechał palcami po jego skorupce jakby bał się ją uszkodzić. - Skąd je masz? - Obejrzał jajo bardzo dokładnie. Wyszeptał w jego kierunku niezrozumiałe słowa, które usłyszeli jedynie siedzący najbliżej. Do ich uszu dotarły jednak tylko syki podobne do odgłosu wydawanego poprzez węże.
Spotkanie na chwilę zakłóciło pojawienie się dobrze znanego już właściciela karczmy, który w ukłonach, przepraszając za wtargnięcie poinformował Toma, że jest coś, czym ten może być zainteresowany. Na skinienie Czarnego Pana, ruszył w jego kierunku. Łatwo było zauważyć, kiedy dostrzegł wiszące nad stołem ciało. Jego skóra zrobiła się zielona tak nagle i intensywnie, że widać to było nawet pomimo słabego światła. Właściciel wyszeptał coś do ucha Riddle'a. Ten w odpowiedzi jedynie skinął głową.
Kiedy odłożył jajo z niezwykła delikatnością, zwrócił swoje spojrzenie na Cassiusa wyjawiając Rycerzom powód, dla którego zebranie zostało zakłócone.
- Zdaje się, że Percival Nott stoi przed drzwiami i zadaje pytania. Masz coś do powiedzenia? - oczy Toma błysnęły niebezpiecznie, a drzwi otworzyły się po raz drugi i wkroczył przez nie wspomniany szlachcic, któremu szybko wskazano odpowiednie miejsce. - A teraz Douglas, Percival i Deirdre - obdarzył trójkę kandydatów spojrzeniem, a ci już po chwili mogli przekonać się, co oznacza legilimencja. Czytanie ich myśli trwało nieco dłużej niż wszystkich innych. W ich głowach było znacznie więcej nieznanych dotąd sekretów, które już po chwili należały do Riddle'a. Kiedy skończył, popatrzył na tych, którzy ich przeprowadzili.
- Lepiej, żeby tym razem nie zawiedli - w głosie czaiła się groźba. Nie było wątpliwości, kto będzie odpowiadał za porażkę nowych towarzyszy.
- Nie widzę naszego przyjaciela Deimosa. Wielka szkoda. Chciałem porozmawiać z nim o pewnym liście - podał kawałek pergaminu w prawo dając Ramseyowi do zrozumienia, by przeczytał na głos zapisaną nań treść. Kiedy Mulciber skończył, Czarny Pan powiódł po Rycerzach wzrokiem tym razem wyraźnie oczekując przejawów rozbawienia.
- Taka wspaniałomyślność nie może pozostać bez odpowiedzi. Kto zechce dopilnować odpowiedniego podziękowania? - Powiódł wzrokiem po siedzących przy stole.
Z Rycerzy się nie odchodziło. I Deimos Carrow musiał ponieść konsekwencje. Nie musiał umrzeć, ale cenę należało zapłacić. Trzeba było również zadbać o jego milczenie w kwestii organizacji. Całkowite milczenie.
- Należy też dowiedzieć się, co wie lub nie wie żona Deimosa. A to prowadzi nas - Tom sięgnął po raporty przekazanie mu przez Perseusa i poświęcił im chwilę wydłużając ciszę. - Do Zakonu Feniksa. Spadku, który pozostawił po sobie Albus Dumbledore. O którym wciąż wiemy za mało. Znamy jednak jej członków. Megara Carrow, żona naszego Deimosa właśnie, Garrett Weasley, Hereward Bartius, Dorea Potter, Cornelia Mulciber. Morgan i Skeeter nie żyją - nazwiska wyczytał z raportu. - Który z rycerzy zgłosi się na ochotnika, by dowiedzieć się czegoś więcej?
Spojrzał na twarze siedzących najbliżej - Ramseya, Perseusa, Crispina, Vitalijaczekał dając im możliwość wyboru. Jego wzrok objął również Samanthę.
- Przyprowadź naszego małego przyjaciela zwrócił się do Morgotha - będzie mi potrzebny.
Tom sięgnął wreszcie po skrzynie. Mamrotał nad nimi zaklęcia przez pewien czas aż nagle wszystkie trzy otworzyły się na jedno machnięcie jego różdżki. Miało się okazać czy misje powiodły się, czy może jednak wszyscy ponieśli klęskę.

|Na odpisy macie 48 godzin.
Każdy z Rycerzy z pierwszym stopniem biegłości może wybrać, którym z wymienionych zakonników chcę się zająć.
Deimos i Megara jako że są małżeństwem policzeni będą jako jedna wyprawa.
Z wyboru wyłączony zostaje Tristan, który ma już przydzieloną misję oraz Samael, który obecnie nie jest w stanie podejmować żadnych decyzji.
Niezależnie od tego, kto kogo wybierze, inni Rycerze mają prawo do niego dołączyć. Nie będzie można wziąć udziału w więcej niż jednej takiej misji, na każdą też musi wybrać się więcej niż jedna osoba. W razie problemów ze znalezieniem chętnych do współpracy, Mistrz Gry będzie służył pomocą. Dowództwo w grupach obejmują wymienione osoby.

Osoby zarezerwowane: Dorea Potter, Deimos i Megara Carrowowie, Cornelia Mulciber, Garrett Weasley.
Osoby do zarezerwowania: Hereward Bartius.


Dokonywał wielkich rzeczy strasznych, to prawda, ale wielkich

Czarny Pan
Czarny Pan
Zawód : Czarnoksiężnik
Wiek : 30
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Ja, który zaszedłem dalej niż ktokolwiek inny na drodze do nieśmiertelności...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
Ukryta Komnata - Page 2 Tumblr_mmbuhtLKK11r3r73mo1_500
Konta specjalne
Konta specjalne
https://www.morsmordre.net/t3051-r-tom-riddle#50095 http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f303-piwnica https://www.morsmordre.net/f303-piwnica
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]10.08.16 18:56
Całość toczyła się w zawrotnym tempie. Krew z pustych oczodołów Samaela jeszcze nie przestała kapać, słowa przysięgi wieczystej, której gwarantem była niegodna Samantha, wciąż nie ucichły, a spotkanie toczyło się dalej, choć już w zupełnie innym klimacie niż wcześniej. Avery słuchał lakonicznych przedstawień rekrutów, ciekaw był tego, jak zostaną przyjęci przez Czarnego Pana, lecz nie był tego ciekaw nawet w połowie tak bardzo, jak znaleziska przyniesionego przez Crispina. Chłodne tęczówki utkwiły w przekazanym czarnoksiężnikowi jaju, uszy wyłapywały miarowe syczenie, a podziw dla mężczyzny siedzącego u szczytu stołu wskoczył na kolejny poziom - o ile kolejne poziomy w ogóle istniały. Kolejne słowa wprawiły go w zdziwienie, które błysnęło również w spojrzeniu posłanym Cassiusowi. Jeśli chciał wprowadzić do Rycerzy swojego kuzyna, dlaczego nie zadbał o to, by ten przybył punktualnie? Niespodziankom nie było końca, po zakończonej sesji lustrowania Douglasa i Deirdre, przyszła pora na świetną korespondencję od nieobecnego Carrowa. Perseus słuchał uważnie treści odczytywanej przez Ramseya i nie mógł uwierzyć własnym uszom. Czy głupota była chorobą zakaźną, skoro teraz zbierała żniwo wśród organizacji zrzeszającej podobno najwybitniejsze jednostki? Skinął głową lekko, gdy temat płynnie przeszedł do działalności zakonu, a gdy został postawiony przed możliwością wyboru, zawahał się chwilę. Czy byłby w stanie odwiedzić swoją kuzynkę, którą jeszcze niedawno ostrzegał przed plątaniem się w ryzyko, którego nie była w stanie znieść i bez mrugnięcia okiem dać jej nauczkę? Najprawdopodobniej tak, wpisał ją w końcu na listę na równi z innymi nazwiskami, wiedząc doskonale, że nie przejdzie to bez echa. Tym razem jednak postanowił się wykazać komuś innemu, a samemu zadbać o większą dozę obiektywizmu.
- Panie - odezwał się, smakując w ustach to dziwne słowo, do którego był tak nieprzyzwyczajony. - Chętnie złożyłbym wizytę pani Potter - oznajmił, niemalże wypluwając nazwisko. Tak, zdecydowanie, chętnie odwiedziłby zdrajczynię krwi, plamę na honorze rodu Blacków. Przyprowadź naszego małego przyjaciela. Przeniósł spojrzenie na Yaxleya, domyślając się, że chodzi o osobnika z workiem na głowie, który został wcześniej odeskortowany do kąta, lecz nim upewnił się co do swoich przypuszczeń, Czarny Pan rozpoczął otwieranie skrzyń. A on sam - nie mógł nie spojrzeć w tamtym kierunku z ciekawością.


stars, hide your fires:
  let not light see my black and deep desires.
 
Perseus Avery
Perseus Avery
Zawód : wiedźmia straż
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Kawaler
vicious
vengeful
victorious
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
nothing good ever stays with me
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1103-perseus-julius-avery https://www.morsmordre.net/t1235-persowa-poczta#9205 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f177-shropshire-dwor-averych https://www.morsmordre.net/t2783-skrytka-bankowa-nr-318#44957 https://www.morsmordre.net/t1181-perseus-avery#8549
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]10.08.16 19:08
Samael sam się o to prosił. Tak, gorąco w to wierzyłem. Nie po raz pierwszy pozwalał sobie na za dużo. Wbrew temu, co o sobie myślał nie był jedyny w swoim rodzaju. Takich jak on było pełno, niektórzy tylko byli mądrzejsi. Chciałem zrzucić winę na młodość, ale Avery wcale podrostkiem nie był. Choć tak się właśnie zachowywał. Patrzyłam dlatego że tak powiedział Tom. I dlatego że jego bezwzględna, okrutna siła mnie hipnotyzowała. Riddle był mistrzem, niekwestionowanym. Pomimo moich umiejętności, których wstydzić się wcale nie musiałem, nie umywałem się do niego. Był prawdziwym Czarnym Panem. Po jego popisie chyba nikt nie miał zamiaru kwestionować jego słów. Nie wierzyłem, by znalazł się jakikolwiek odważny, który spróbuje nazwać naszego przywódcę inaczej niż sobie tego zażyczył. Nie wierzyłem, by był jeszcze ktoś tak głupi. W Samaela jednak też nie wierzyłem. Nie wierzyłem, że mógł zgwałcić Laidan. A raczej nie uwierzyłbym, gdyby chodziło o kogoś innego. Własną matkę...? Siedziałem koło niego. Prawie dotykałem ramieniem. Popatrzyłem na Perseusa. Nie wiedział o takich rzeczach? O własnej rodzinie? Trochę mu współczułem, trudno powiedzieć, która z odpowiedzi była gorsza.
Widziałem, kiedy myśli Douga poddane zostały dokładnej rewizji i trzymałem za niego kciuki. Za siebie tym samym też. W milczeniu przyjąłem odpowiedzialność za poczynania Jonesa. Zdawałem sobie z niej sprawę, kiedy go przyprowadziłem. Widziałem jajo i zachwyt nad nim. Byłem ciekawy, co się z niego wykluje. Raczej nie smok, choć byłoby to z pewnością ciekawe.
- Panie, pozwól mi zająć się Deimosem i Megarą - poprosiłem. Tak prosiłem. Chciałem udowodnić swoją wartość, a to była idealna okazja. Jego list był tak bezmyślny. Samael został ukarany za głupotę, czas przyszedł na Carrowa. Za jego butę i brak myślenia. I za żonę, której najwyraźniej nie potrafił upilnować. Zamierzałem pokazać jej, gdzie jej miejsce. Jest tylko kobietą i dkoro Deimos nie potrafił jej tego uzmysłowić najwyższy czas, by zrobił to ktoś za niego.
Skłoniłem głowę w oczekiwaniu na werdykt.
Widziałem, z jaką łatwością Czarny Pan otworzył skrzynie, z którymi nie radził sobie nikt z nas. Chociaż wcale nie było tu słabych czy złych czarodziejów. Jego moc była tak wielka, o tyle potężniejsza od nas wszystkich razem, że nie potrafiłem mu się sprzeciwić. Zahipnotyzowany potęgą, której mogłem być tak blisko, którą mógł się ze mną podzielić gotowy byłem pójść za Tomem Riddlem na koniec świata. Byle tylko urzeczywistnić jego piękną wizję świata, byle zdobyć chociaż ułamek jego mocy. I zemścić się za lata upokorzeń i zniewolenia.



Beware that, when fighting monsters, you yourself do not become a monster... for when you gaze long into the abyss.  The abyss gazes also into you.

Ignotus Mulciber
Ignotus Mulciber
Zawód : pośrednik nielegalnych transakcji
Wiek : 53
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You’ll find my crown on the head of a creature
And my name on the lips of the dead
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
pozdrawiam i wielbię mój wiek, mego stwórcę i mistrza
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t1112-ignotus-mulciber https://www.morsmordre.net/t1438-listy-ignacego-vitkowskiego#12506 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f272-smiertelny-nokturn-34-2 https://www.morsmordre.net/t4270-skrytka-bankowa-nr-324 https://www.morsmordre.net/t4143-ignotus-mulciber#82512
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]10.08.16 20:11
Cisza, która zapadła po festiwalu wrzasków Samaela, wydawała się ogłuszająca, dusząca, drażniąca zmysły. Deirdre nie mogła oderwać wzroku od coraz głębszych kałuży krwi, zbierających się na blacie długiego stołu. Zerkała co jakiś czas w górę, na potwornie pokiereszowane ciało, czerpiąc jakąś potworną, masochistyczną satysfakcję z obrzydzenia i strachu, wspinającego się razem z dreszczami po kolejnych kręgach kręgosłupa. Cała była tym dychotomicznym drżeniem; przerażona i podekscytowana zarazem, absolutnie skupiona wyłącznie na głosie Czarnego Pana. Nie śmiała rozglądać się dookoła ani zatrzymywać na dłużej na twarzach zgromadzonych osób, choć najwyraźniej widziała Ramseya, siedzącego tuż na przeciwko, nie śmiąc ponownie spojrzeć na Toma. Dopiero gdy ten wypowiedział jej imię, podniosła wzrok, wiedząc już, co ją czeka.
Uderzenie przyszło nagle, ostro, od razu wywołując potworny ból głowy. Zagryzła wargi, ale spomiędzy nich i tak wyrwał się krótki, głuchy jęk, słyszalny zapewne tylko przez Tristana oraz Crispina. Riddle przesuwał się brutalnie pomiędzy wspomnieniami, myślami, marzeniami, koszmarami, szatkując myśli z okrutną premedytacją. Straciła poczucie czasu i kiedy w końcu poczuła ulgę, zachwiała się gwałtownie, wspierając się bladymi dłońmi na wysokim oparciu krzesła Rosiera. Oddychała szybko, nerwowo, ciągle obolała, lecz dziwnie pewniejsza. Czarny Pan wiedział już wszystko; nie miała nic do ukrycia, chcąc jak najszybciej okazać się przydatną. Godną zaufania. Lojalną. Nie tak jak ci, którzy zawiedli. Szlachcice, okazujący się głupi niczym dzieci. Ona zrobiłaby dla sprawy wszystko, ale nie zamierzała zarzucać Toma słownymi obietnicami. W dalszym ciągu milczała, przyglądając się rozwojowi sytuacji. Jajo. Spóźniony gość. Idiotyczny list Deimosa - sądziła, że Carrow nie jest aż tak niefrasobliwy, traktując Rycerzy jako biedaków, potrzebujących finansowego wsparcia - odczytany głębokim tonem Ramseya. Powierzane zadania. Nie śmiała się odezwać, spokojnie czekając na dalsze decyzje co do własnego losu. Czyżby Rosier miał sprawować nad nią pieczę, zabierając ją na tajemniczą przygodę, sponsorowaną przez Bulstrode'ów? Chciałaby tego, ale nie miała zamiaru zabierać głosu, doskonale znając swoją pozycję. Z tyłu, jeszcze nie zasługując ani na zaufanie ani na zajęcie miejsca przy stole. Na równi. Nie licząc lewitującego, dogorywającego Samaela, na którego zerknęła po raz ostatni, zanim powróciła spojrzeniem do tajemniczych skrzyni. Otwierających się z cichym trzaskiem. Wyczuwała napięcie - czy to, co spodziewał się znaleźć tam Czarny Pan, leżało na ich dnie? Czy też czeka ich kolejny pokaz niezadowolenia i słusznej kary dla tych, którzy zawiedli?


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]10.08.16 21:36
Scena, która miała miejsce nie była w jego mniemaniu żałosna. Właściwie, była niezwykle pouczająca, głęboka i intensywna, nie tylko dla tych, którzy służyli Tomowi, ale szczególnie dla tych, którzy mieli jakiekolwiek wątpliwości, co do jego władzy i wyższości. Odkąd powrócił do Londynu był inny, a Mulciber — kiedy tak patrzył na zuchwalsctwo Samaela — nie potrafił zrozumieć, jak niektórzy z nich mogli tego nie odczuć. Byli tak ślepo zapatrzeni w siebie i skupieni na swoim własnym ego, czy po prostu bezmyślni? Oni wszyscy tu zebrani byli — a jakże! — wielcy, niezależnie od nazwiska, czy obszerności sakiewki. Ale on był najpotężniejszym z nich, a kwestionowanie tego nie mogło być rozważane w kwestii nieporozumienia, a zwyczajnej ludzkiej głupoty, którą nikt tu obecny nie powinien się wykazać. Nie umywali się do niego, nie powinni myśleć o jakimkolwiek porównywaniu. Przewyższał ich wiedzę i umiejętności o stokroć. Tylko w świecie zwyczajnych czarodziejów mieli być najlepszymi z najlepszych, bo Riddle tylko takimi się otaczał. Wpływowymi, inteligentnymi, bystrymi. Nagradzał lojalność, karał niesubordynację. Tymczasem ten okaz nędzy i rozpaczy popełnił błąd i miał szczęście, że pozwolono mu przeżyć. Przynajmniej na razie.
Obserwując w skupieniu eksplozję gałek ocznych, istne wzloty i upadki szlachetnie urodzonego czarodzieja, słuchając krzyków, jęków i cierpkich odgłosów odrywanej skóry od mięsa, myślał o wypowiadanych przez Toma słowach. Wyciągał wnioski z rozgrywającej się sceny, choć nigdy nie postąpiłby w podobny sposób. Przyswajał sugestie i groźby które wisiały w powietrzu nigdy nie wypowiedziane przez Riddle'a wprost. Właśnie udowadniał im swoją wielkość, potęgę, a oni służąc mu swoją wiedzą i umiejętnościami, musieli wiedzieć, co czeka niewiernych.
Brzydził się Averym, bo uświadomił sobie, że to wszystko prawda. Jego... upodobania, fantazje. Ostatnie spotkanie z Laidan dało mu do myślenia, a Samael okazał się istną gwiazdą na firmamencie psychopatii. I zdecydowanie nie był to komplement. Nędzny robak, niegodny tytułu, nazwiska, niegodny matki ani tym bardziej tego, czym go darzyła. Mimowolnie spojrzał na Vitalija, ledwie na ułamek sekundy, ale to była ostatnia chwila, którą stracił na myślenie o Averym.
Czarny Pan.
Wziął głęboki wdech i wyprostował się, choć nie ośmielił się spojrzeć mu prosto w oczy. Obserwował innych, wymienianych przez niego z imienia, oceniając ich miny, nastawienie i to, czy aby na pewno go dobrze słuchali. Sam wolałby aby sytuacja sprzed chwili się nie powtórzyła. Mieli rosnąć w siłę, pozbywać się mugoli i szlam, a nie samych siebie z powodu przerośniętego ego. Obrócił twarz w stronę Czarnego Pana dopiero w chwili, gdy wręczył mu list. Wypełnił jego wolę z przyjemnością. Nie wczytywał się w treść nim się odezwał; zrobił to od razu, głośno i wyraźnie, modulując głosem, który pasował do tonu napisanej przez Carrowa beznadziejnej i prostackiej treści. Nie uśmiechał się, dopóki nie skończył, a tak naprawdę jedynie kąciki ust drgnęły mu w kpiącym wyrazie, a w duchu pomyślał o kolejnym głupcu, który prędzej czy później zrozumie swoją śmiertelną pomyłkę.
Wspomniane przez Czarnego Pana nazwisko Mulcibera w obecności "Zakonu Feniksa" niemalże zatrzeszczało mu w uszach, tak jak skrzypią paznokcie drapiące farbę na pustej ścianie, tak jak gnieciony i łamany styropian. Jedynie ciekawość płynąca z istnienia tej istoty powstrzymała cisnący się na twarz grymas spowodowany taką nieprzyjemnością. I to właśnie ona sprawiła, że się w końcu odezwał.
— Z przyjemnością odwiedzę Cornelię Mulciber, jeśli mogę, Panie — powiedział, pochylając lekko głowę i czekając na jego akceptację. To byłaby dla niego prawdziwa przyjemność.
Popatrzył jak skrzynie otwierają się z trzaskiem. Wszystkie trzy jednocześnie. I chyba nikt z nich nie mógł mieć żadnych wątpliwości, co do o umiejętności tego, którego imienia mieli już nie wymawiać.



pan unosi brew, pan apetyt ma
na krew
Ramsey Mulciber
Ramsey Mulciber
Zawód : Niewymowny, namiestnik Warwickshire
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Żonaty
My name is Death
and the end is here
OPCM : 40
UROKI : 20 +5
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 60 +7
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 5 +3
Genetyka : Jasnowidz
Ukryta Komnata - Page 2 Kdzakbm
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t2225-ramsey-mulciber https://www.morsmordre.net/t2290-ursus#34823 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2922-skrytka-bankowa-nr-624#47539 https://www.morsmordre.net/t2326-ramsey-mulciber
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]10.08.16 22:03
Granica została wytyczona, jasno zostało powiedziane, kto ma tutaj władzę, jeśli ktoś śmiał mieć jeszcze wątpliwości. Leniwie kapiąca na stół krew jedynie uwydatniała rozbrzmiewające w ciszy słowa Czarnego Pana. Nasze losy zostały przypieczętowane. Siedząc przy tym stole zgadzaliśmy się na służbę, od której zwolni nas jedynie śmierć. Nie powiedział tego, ale mogliśmy sobie dopowiedzieć te słowa przyglądając się bezwładnemu ciału Samaela, który odważył się sprzeciwić słowom, które teraz były dla nas prawem.
Poczułem więc nieprzyjemny ucisk w podbrzuszu, kiedy uwaga Riddle'a skupiła się na mnie. Niepewność trwająca dwie sekundy nim się odezwał wydawała mi się nie do zniesienia. Zaraz potem odetchnąłem z ulgą, tylko wewnętrznie, bo przecież nie należało zdjąć z twarzy maski. Czułem jednak pęczniejącą dumę, bo takie słowa z ust tak potężnego czarnoksiężnika były nie lada pochwałą. W oczach innych nadal będę tylko popychadłem półkrwi, ale będą musieli uznać, zapewne z bólem, że zyskałem aprobatę w oczach naszego lidera. W milczeniu skinąłem jedynie głową, odezwałem się dopiero, kiedy skierował do mnie bezpośrednie pytanie. Uniosłem taktownie wzrok, ale spojrzenie utkwiłem w jaju. Czułem dziwną pustkę nie trzymając go w dłoniach, zdążyłem się przyzwyczaić przez te kilka miesięcy. Zdusiłem jednak w głębi wszystkie sentymenty. Nie na to pora.
- Porzucone gniazdo na mokradłach w Salisbury - powtarzam rzeczowym tonem to, co miesiąc temu wyłożyłem Rosierowi. Nie spoglądam jednak na niego, ani nie wskazuję. To on przyprowadził Deirdre. Nie mogę przestać o tym myśleć, ten temat wciąż tli się gdzieś w tle mojego umysłu. Przecież ona jest pół krwi, skąd może znać Rosiera? Ten element był dziurą w układance, jakiej nie potrafiłem załatać. Siłą woli powstrzymywałem się, aby na nią nie spojrzeć. Pojawienie się właściciela Wywerny ułatwiło mi to zadanie. Z zaskoczeniem zarejestrowałem pojawienie się na sali Percivala Notta i ze zgrozą pojąłem, dlaczego chciał tu być. To ze mną w grupie wyruszył Julius Nott, to prawdopodobnie my byliśmy ostatnimi ludźmi, którzy go widzieli. Czy za jego lekkomyślne odłączenie się od nas przyjdzie nam zapłacić? Tak samo jak Samaelowi? Czarny Pan skierował jednak pytanie do jego kuzyna, a ja nie wychylałem się do odpowiedzi. Siedziałem cierpliwie, gdy po kolei Tsagairt, Jones i Nott poznawali moc magii umysłu. Zostali uznani za przydatnych, co na tę chwilę było dobrym omenem. Czy cieszyło mnie to? Byli cali, nic im nie zagrażało w tej konkretnej chwili, ale nie czułem przypływu radości, że podobni mi krwią członkowie zasilają szeregi grupy.
Kolejnym zaskoczeniem były odczytana przez Mulcibera list, jaki odważył się wysłać Carrow. Uważałam go za kogoś o większym rozsądku i mniej rozbujanym ego niż Avery, ale widocznie pomyliłem się w osądzie. Właśnie został wydany na niego wyrok. Na niego i jego małżonkę. Cieszyłem się, że tym razem nie będzie mi dane oglądać efektów tej kary. Natomiast inne, inne już mnie nie ominą. Unoszę brwi słysząc o powołanej przez Dumbledore organizacji. Znałem tego człowieka, to właśnie on zmienił całe moje życie niezwykłą nowiną o istnieniu czegoś takiego jak szkoła magii i czarodziejstwa. Mogłem go winić o śmierć mojej siostry, ale nigdy o tym nie myślałem. Zresztą to zaraz staje się nieistotne. Mój mózg przeżerają do głębi nazwiska, których nigdy nie chciałabym usłyszeć. Garrett Weasley. Dorea Potter. Nie mogę w to uwierzyć. Jak mogła to zrobić? Jak mogła się w coś zaangażować? Po tym, co zrobił jej ojciec? Nie starczała jej niebezpieczna praca aurora? Zaciskam szczęki, gdy słyszę wolę naszego Pana. Dowiedzieć się czegoś więcej. Czuję na sobie jego wzrok. Nie mogę nie wziąć na siebie tego zadania. To byłby akt nielojalności i to, co spotkało Samaela byłoby w moim przypadku zbytecznym aktem łaski. Zaciskam dłonie w pięści, paznokcie wbijają się w skórę, a ból działa trzeźwiąco. Odwracam głowę i przez moje usta przechodzą słowa zupełnie pozbawione emocji.
- Weasley, Panie, to mój współpracownik. Nie będę miał problemu, aby do niego dotrzeć. - Nie potrzebuję nikogo do pomocy, ale jeśli taka jest jego wola to i na nią przystanę. Zresztą Garrett nie jest w ciemię bity. To nie będzie proste zadanie. Może nie chcę, żeby było.
Prostuję dłonie, układam je równo na kolanach, napięcie ze mnie schodzi. Nie martwi mnie już aż tak wnętrze skrzyń. Bardziej ciekawi mnie, do czego ma posłużyć ów mugol.


Thank you, I'll say goodbye now though its the end of the world, don't blame yourself and if its true, I will surround you and give life to a world thats our own
Crispin Russell
Crispin Russell
Zawód : Auror, opiekun testrali
Wiek : 29
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sometimes we deliberately step into those traps
I was born in mine; I don't mind it anymore
oh, but you should, you should mind it
I do, but I say I don't
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Zwierzęcousty
lets go have fun, you and me in the old jeep
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t1067-crispin-phillip-arthur-russell-iii https://www.morsmordre.net/t1442-kamelia https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemore-breeder-street-3 https://www.morsmordre.net/t1328-crispin-phillip-arthur-russell-iii#10195
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]11.08.16 1:09
Choć nie potrafił przyznać tego nawet przed samym sobą, każda kolejna sekunda sprawiała, że coraz mocniej odczuwał czyste, niezmącone niczym przerażenie.
Ale nie bał się otaczających go twarzy - nie obchodzili go pozostali, póki co nie poświęcał towarzyszom większej uwagi. Skupiał się wyłącznie na obcym mężczyźnie, który nawet nie musiał się przestawiać. Douglas doskonale wiedział, że spogląda prosto na Toma Riddle'a, osobę, którą pragnął dziś poznać najbardziej.
Nie wiedział, czego się spodziewać, ale szybko opanował go strach.
Był to jednak ten rodzaj strachu wdający się w symbiozę z podziwem, z nienaturalną fascynacją, z poczuciem, że znajduje się właśnie w tym miejscu, w którym znajdować się powinien; człowiek, na którego patrzył, samym spojrzeniem i tonem głosu potrafił wzbudzić respekt i dziwne wrażenie... zaufania? Czy potrafił zaufać Tomowi Riddle'owi tylko dlatego, że na pierwszy rzut oka uznał go za czarodzieja potężnego, konkretnego i nieznoszącego sprzeciwu?
Tak długo nieświadomie poszukiwał kogoś, kto pomoże mu ułożyć myśli, sprawi, że poczuje się użyteczny - teraz okazało się, że był na wyciągnięcie ręki.
Albo jeszcze bliżej; tuż po przedstawieniu go przez Vitalija Douglas skrzywił się, odczuwając niespodziewany, druzgoczący ból. Czuł jęzor czyjejś obecności przedzierający się przez jego myśli, przez wspomnienia, przez doświadczenia i przez tajemnice. Z początku nie rozumiał, co się dzieje; nigdy wcześniej tego nie doświadczył, uznał pętający go ból za jakąś próbę, za test wytrwałości, który miał zamiar zdać. Dopiero po chwili dość niezdarnie zaczął łączyć fakty, zdawało mu się, że Vitalij wspominał coś kiedyś o legilimencji i sięganiu po najmroczniejsze sekrety Rycerzy.
Ale Douglas nie próbował niczego ukryć - nie tylko przez to, że nawet nie byłby w stanie. Nie odczuwał takiej potrzeby. Także bez penetracji umysłu byłby gotów opowiedzieć Riddle'owi o wszystkim, czego ten pragnął się dowiedzieć. Doceniał jego siłę i potęgę na tyle, by instynktownie usadowić się idealnie w swoim miejscu w hierarchii. Na samym dnie.
Wbrew wszystkiemu Douglas pragnął gdzieś należeć. Być częścią czegoś większego. Okazać się użytecznym. Odnaleźć kogoś, kto pokieruje jego życiem, nada mu nowe znaczenie, uczyni kimś lepszym, ważniejszym.
A wkrótce strach zdławił go już całkowicie.
Odwrócił spojrzenie od Czarnego Pana, wpatrując się tępo i z przestrachem w poddanego torturom mężczyznę; słuchał słów, które padały i czuł, że jego podziw do przywódcy Rycerzy z każdą chwilą kwitnie. Bał się. Skatowane ciało nawet nie wywołało u niego mdłości - Douglasem kierował głównie strach i irracjonalny szacunek, który wypleniał myśli o potencjalnej zdradzie na długo przed tym, jak zdążyły pojawić się w jego głowie.
Przelotne skrzyżowanie spojrzeń z Giovanną wyglądałoby zgoła inaczej w bezpiecznych okolicznościach - teraz zerknął na nią wyłącznie przelotnie, po czym ulokował wzrok gdzieś w okolicach przeciwległej ściany. Bał się patrzeć na Pana, nie chciał też spoglądać innym w oczy; słuchał więc, wciąż stojąc w bezruchu i nie wiedząc, czy wolałby pozostać niezauważony, czy zyskać możliwość zdobycia względów u swojego nowego przywódcy.


and I don't give a damn
about my bad reputation

Douglas Jones
Douglas Jones
Zawód : szukający Os z Wimbourne
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
sił mi brak i już nie chcę
nic wiedzieć, mam mętlik
w mojej małej głowie
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t2023-douglas-jones https://www.morsmordre.net/t2037-poczta-douga https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f206-horizont-alley-18-5 https://www.morsmordre.net/t4275-skrytka-bankowa-nr-579#88646 https://www.morsmordre.net/t2187-douglas-jones#33292
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]11.08.16 10:13
Dopiero po chwili doszły do niego słowa wykrzyczane przez Riddle’a i skrzywił się nieznaczenie, przypominając sobie te wszystkie wydarzenia, które sprawiły, że spotykał Samaela Avery’ego. Wyprostował się, odrywając spojrzenie od krwi wciąż wiszącego mu nad głową człowieka, który najwidoczniej nie potrzebował niczyjego współczucia. Ostatni cień wątpliwości został zabrany od młodego Yaxley’a razem ze słowami Czarnego Pana. Zerknął w stronę szczytu stołu i obserwował przez chwilę jak reszta zajętego jajem przywódcę. Nie trwało to jednak długo, gdyż zebranie przerwało wejście właściciela Białej Wywerny. Wyglądał jak szczur z tymi służalczymi gestami. Nie dało się nie zauważyć tego, że przestraszył się na widok lewitującego ciała. Morgotha dalej przechodziły dreszcze, gdy patrzył na Samaela. Zdawał sobie jednak sprawę, że była to kara, która mogła spotkać każdego z nich, jeśli ośmieliliby się sprzeciwić woli Toma. Mimo że okrutne, było potrzebne, by zapanować nad szlachcicami i innymi członkami Rycerzy Walpurgii. Jeśli Avery nie rozumiał niektórych oczywistych zasad, nie było innego sposobu. Trzeba było to zaakceptować. Nie ważne jak okrutne były środki. Bo cel uświęca środki… Yaxley wbił spojrzenie w szepczącego na ucho Riddle’a właściciela przybytku, zastanawiając się, co się stało, że wchodził bez uprzedniego wezwania. Najwidoczniej jednak nie musieli długo czekać na odpowiedź. Percival Nott. Sądził, że jedynymi kandydatami będzie dwójka, którą przyprowadzili Karkarow i Tristan… Najwidoczniej się mylił. Gdy ostatni z nich wkroczył do komnaty, zapadła chwila ciszy przerywana jedynie szybkimi oddechami poddawanych legilimencji. Widział grymasy cierpienia na ich twarzach i wciąż w jego umyśle panoszył się mniejszy, ale równie nieprzyjemny ból. Nagle poczuł na prawej dłoni, która leżała na blacie stołu coś lepkiego. Spojrzał w tamtą stronę i zobaczył, że krew Avery’ego już spływała w jego kierunku. Zmarszczył brwi, jednak nie poruszył się. Nie, gdy Czarny Pan wspomniał imię jego dalekiego krewnego. Deimos. Morgoth zauważył jego nieobecność, ale sądził, ze była związana z poważnymi planami, których nie mógł odroczyć. Nawet za cenę nie stawienia się na spotkaniu Rycerzy. Zaskoczyła go jednak kontynuacja tej kwestii. Podanie listu Mulciberowi wydawało mu się nadto dziwne, jednak nie tak jak słowa, które padły z jego ust. Mając na uwadze dobro i przyszłość mego szanowanego rodu. Jestem w stanie wspierać Rycerzy jedynie finansowo. Nie będę pojawiał się już na spotkaniach. Słuchał tych zdań, nie rozumiejąc, co się działo. Carrow, ty głupcze. Morgoth zamknął na chwilę oczy, rozumiejąc, że Deimos przypieczętował swój los. Wszyscy znali konsekwencję niesubordynacji. Lub co tutaj było bardziej odpowiednie – zdrady. Z Rycerzy nie można było odejść. Wszyscy o tym wiedzieli i Carrow zdawał sobie z tego stuprocentową sprawę. Na co liczył? Na to, że Tom Riddle, Czarny Pan, który właśnie potraktował Avery’ego czymś gorszym od śmierci za zniewagę, okaże litość przy zdradzie? Yaxley’owi stanął przed oczami obraz również i Megary, gdy została wspomniana. Reszta nazwisk go nie zaskoczyła. Chociaż pojawiające się nazwisko Mulciber nie brzmiało dobrze. Potem każdy z wyżej postawionych Rycerzy zaczął zgłaszać się do misji za Zakonników. Słuchał i analizował. Dopiero gdy poczuł na sobie wwiercające się w niego spojrzenie, podniósł wzrok, by spojrzeć na przywódcę. Wstał, zanim ten skończył mówić i skinął głową na rozkaz.
- Tak jest, panie – odpowiedział tylko i skierował się do wyjścia do wnętrza gospody, zostawiając za sobą zgromadzenie. Gdy znalazł się na parterze Białej Wywerny, odszukał spojrzeniem gospodarza. Tamten zrozumiał w lot, czego od niego oczekiwano i zaraz złapał za ramie człowieka, który wciąż siedział w kącie jego gospody. Wyglądało to jak wyrzucanie zapijaczonego klienta. Ukryty w cieniu Morgoth odebrał mugola, łapiąc go mocno za ramię. Nie zaszczycił drugiego mężczyzny spojrzeniem, tylko od razu pociągnął więźnia za sobą. Ten był wciąż otumaniony, jednak powoli zaczynał odzyskiwać zmysły. Gdy mugol jęknął cicho, Yaxley wbił mu różdżkę w szyję. Wprowadził go do ukrytej komnaty, ale nie podszedł do stołu. Zmusił do osunięcia się porwanego na kolana i pozostał z nim nieco z tyłu, by nie przeszkadzać w rozmowie. Czekał na znak od Riddle’a.



They call him The Young Wolf. They say he can turn into a wolf himself when he wants. They say he can not be killed.

Morgoth Yaxley
Morgoth Yaxley
Zawód : a gentleman is simply a patient wolf, buduję sobie balet trolli
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Thus he came alone to Angband's gates, and he sounded his horn, and smote once more upon the brazen doors, and challenged Morgoth to come forth to single combat. And Morgoth came.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
Martwi/Uwięzieni/Zaginieni
https://www.morsmordre.net/t3063-morgoth-yaxley https://www.morsmordre.net/t3117-kylo#51270 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-palac-yaxleyow https://www.morsmordre.net/t3525-skrytka-bankowa-nr-803#61584 https://www.morsmordre.net/t3124-morgoth-yaxley#51390
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]11.08.16 13:14
Mrok rozdzierał się jasnymi wstęgami aż nazbyt jaskrawych wizji. Bolało, choć nie czuł już rozrywającym się na nim skóry, nie słyszał krwi, kapiącej z otwartych ran na kamienną posadzkę, nie widział, jak płynie po wyszczerbionym, drewnianym stole. Drgające w powietrzu ciało pozostawało dziwnie lekkie i puste, niepoznaczone śladami tortur. Nie czuł zupełnie nic, prócz niepokojącej ulgi, jaką zsyłała na niego ciemność. Rozlany w żyłach ogień stopniowo wyparowywał, zostawiając Avery'ego na skraju przytomności. Rozmowy toczone przez Rycerzy zdawały się mglistym echem, nie docierał nawet do niego wysoki i zimny głos Riddle'a. Nic, prócz cichego łkania, dziewczęcego płaczu. Coraz głośniejszego i wyraźniejszego. Biała sukienka, jasne włosy zaplecione w schludne warkocze, błyszczące, granatowe oczy. Miniaturowa Laidan, z uśmiechem wyciągająca ku niemu drobną rączkę, by pokazać tacie śliczny kwiatek, jaki zerwała w rozległym ogrodzie nagle zniknęła, wraz z ułudą spokoju. Szczęście pryskało gwałtownie, kształtując się powoli w makabryczną tragedię. Scena spryskana krwią, podarty muślin, oderwane kolorowe płatki kwiatu, strzępy jasnoróżowej wstążki. Duże oczka, patrzące na niego pusto, nieruchome ciało porcelanowej laki. Nieruchomej, cichej, rozbitej. Malutka klatka piersiowa nie unosiła się, ale Avery nie wierzył. Przypadł na kolna, potrząsając bezwładnym ciałkiem, usiłując wydobyć z Jill coś jeszcze. Wycisnąć łzy z jej martwych oczu. Zmusić do krzyku przerażenia, co takiego robi mi tatuś, kiedy szurał dziewczynką po podłodze i lekko uderzał, próbując zmusić ją do ożycia. Na próżno. Jeszcze gorszy od ciężaru miniaturowej trumienki był jednak śmiech. Nie j e g o, lecz jej. Chłodny, perfidny, ostry. Pełne wargi, układające się w jadowite słowa. Była potworem. Moją hańbą. I tak żyła za długo. Straszliwie prawdziwe widmo Laidan chroniło się z łatwością przed ciosami Samaela, jakie zadawał na oślep, zaciekle pragnąc, aby zamilkła. Ucichła. Nie chciał jej słyszeć, nie chciał jej widzieć: umierał w przeciągającej się agonii, zabijany przez własną matkę. To ona, nie Riddle do tego doprowadziła, ona, nie Riddle pozbyła się Julie, ona, nie Riddle wpędziła go w nakręcające szaleństwo. Krzyczał.


And when my heart began to bleed,
'Twas death and death indeed.
Samael Avery
Samael Avery
Zawód : ordynator oddziału magiipsychiatrii
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczony
Szalony, niech ukocha swe samotne ściany
I nie targa łańcucha, by nie draźnić rany
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Doskonała rozpusta wymaga doskonałego odprężenia.
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t631-samael-marcolf-avery#1801 https://www.morsmordre.net/t1443-samaelowa-skrzynka-z-pogrozkami#12562 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f119-shropshire-peace-street-102 https://www.morsmordre.net/t2798-skrytka-bankowa-nr-160#45281 https://www.morsmordre.net/t972-ten-lepszy-avery
Re: Ukryta Komnata [odnośnik]12.08.16 17:39
| stąd

Zdziwił się, słysząc swoje własne imię i nazwisko, wydostające się spomiędzy warg mężczyzny, którego – był tego pewien – nigdy wcześniej nie widział na oczy. Spojrzał na niego nieufnie, zaalarmowany, przez ułamek sekundy zastanawiając się niemo, czy przed zadaniem pytania przypadkiem się nie przedstawił – ale nie, mógłby postawić własną różdżkę na to, że nie zdradził przed nieznajomym własnych personaliów. Ten fakt był najprawdopodobniej tylko kolejnym z całego zbioru powodów, dla których należało jak najszybciej zrezygnować z dalszej konwersacji, oddalić się i odejść, ale Percival na przekór skinął jedynie głową i ruszył na jegomościem, poddając się jego naglącemu głosowi i ostrożnie schodząc po schodkach w dół, do piwnicy.
Po to, żeby sekundę później przenieść się do jakiejś zupełnie innej, odrealnionej rzeczywistości.
Pierwszą rzeczą, jaką zauważył w pogrążonej w półmroku komnacie, był ciemny kształt, zawieszony w powietrzu, mniej więcej pośrodku długiego stołu. Zatrzymał na nim wzrok, dopiero po zrobieniu kilku kroków orientując się, że był to człowiek, a raczej coś, co człowieka do niedawna przypominało. Nie zdawał sobie do końca sprawy z tego, że wstrzymuje oddech, przemykając spojrzeniem po pustych, krwawiących oczodołach i przesiąkniętej krwią szacie, z której ciemna posoka skapywała powoli na oświetlony świecami blat. Dwa długie uderzenia serca zajęło mu przetrawienie tego, co właśnie widział, a trzy kolejne – rozpoznanie w zniekształconej masie twarzy Samaela Avery’ego. Pamiętał go, nie tak znowu dawno walczył przeciwko niemu w pojedynku, choć w tamtym momencie wydawało mu się, że miało to miejsce wiele lat temu, w zupełnie innym życiu.
Co to wszystko znaczy?, miał ochotę spytać, ale przezornie zachował milczenie, z trudem odrywając wzrok od tego niezwykłego obrazka (mimo makabryczności, było w nim coś fascynującego) i przenosząc go niżej, na stół, obsadzony dookoła czarodziejami, wśród których – nie zdziwiło go to tak, jakby się spodziewał – nie było Juliusa. Nie cofnął się jednak (wyraźnie zresztą wyczuwał już, że jakakolwiek możliwość wyboru wygasła w momencie, w którym otworzył usta do mężczyzny przy barze), zamiast tego zajmując wskazane miejsce. Elementy układanki zaczęły stopniowo wskakiwać na swoje miejsce, wyciągając z jego pamięci kolejne fragmenty przeprowadzonej z bratem rozmowy; ostatnim brakującym ogniwem była siedząca u szczytu stołu postać Toma Riddle’a, który – choć nie widziany przez Percivala od czasów szkolnych – zdawał się emanować takim pogłosem i szacunkiem, że Nott nie potrzebował dodatkowych wyjaśnień, żeby wiedzieć, że to on był jedyną osobą w pomieszczeniu, z którą należało się liczyć. A w razie gdyby zapomniał – wiszące pod sufitem ciało Avery’ego stanowiło wystarczający sygnał.
Czuł się dziwnie, nie odezwawszy się ani słowem, jednak zanim zdania wyjaśnienia zdążyły złożyć się w całość w jego głowie, czaszkę przeszył mu ostry ból, sprawiający, że wreszcie wypuścił ze świstem długo wstrzymywane w płucach powietrze. Wiedział, co się działo; potrafił rozpoznać legilimencję, chociaż kiedy wiele lat temu po raz pierwszy (i jedyny) padł jej ofiarą, przypominało to raczej dziecinną zabawę w chowanego. Gdyby ból nie utrudniał mu zebrania myśli w całość, z pewnością byłby zafascynowany łatwością, z jaką legilimenta wyważał każde z zamkniętych na cztery spusty drzwi w jego umyśle; lekko, brutalnie, nie pozostawiając miejsca na ślady sprzeciwu.
Odetchnął z ulgą, gdy nieprzyjemne wrażenie obecności zniknęło, dopiero wtedy orientując się, że zaciskał powieki; otworzył je powoli, wymazując z twarzy niepotrzebne emocje, choć nie było już to takie proste – miał wrażenie, że Riddle pozostawił po sobie chaos, a wszystkie jego wspomnienia wciąż leżały na wierzchu. Porzucił również pomysł tłumaczenia mu czegokolwiek – czy istniało jeszcze coś, czego do tej pory by nie wiedział? Wyprostował się, powstrzymując się od błądzenia wzrokiem po otaczających go twarzach, chociaż w międzyczasie kilka z nich rozpoznał, a po jego wnętrznościach rozlało się coś chłodnego, o dosyć nieokreślonej konsystencji. Nie wysyłał pytających spojrzeń, zamiast tego biorąc przykład z dwójki pozostałych stojących osób. I obserwował, chociaż dużo bardziej interesowało go to, co słyszał.
O Deimosie, liście, Zakonie; wzdrygnął się wewnętrznie, gdy wśród wymienianych kolejno nazwisk usłyszał to, należące do jego stażystki, ale intensywnie pilnował, żeby twarz mu nawet nie drgnęła, mimowolnie ciesząc się, że nikt – tymczasowo? – nie zwracał na niego uwagi. Przelotnie spojrzał na przyprowadzonego do sali mugola, na trzech skrzyniach skupiając się dopiero, kiedy o nich wspomniano. Nie wiedział, skąd się tu wzięły, ani tym bardziej co mogło znajdować się w środku, ale z napięcia na twarzach niektórych wywnioskował, że przynajmniej w tym drugim nie był odosobniony. Idąc ich śladem, utkwił wzrok w szkatułach, obserwując, jak się otwierają – wszystkie trzy jednocześnie.




I cannot undo what I have done
I can't un-sing a song that's sung
and the saddest thing about my regret
I can't forgive me and you can't forget

Percival Blake
Percival Blake
Zawód : dowódca smoczych łowców
Wiek : 34
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Kawaler

kissing
d e a t h
and losing my breath

OPCM : 26 +5
UROKI : 40 +1
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 0 +1
ZWINNOŚĆ : 15
SPRAWNOŚĆ : 18
Genetyka : Czarodziej

Sojusznik Zakonu Feniksa
Sojusznik Zakonu Feniksa
https://www.morsmordre.net/t1517-percival-nott https://www.morsmordre.net/t1542-tatsu https://www.morsmordre.net/t12179-percival-blake#375108 https://www.morsmordre.net/f449-menazeria-woolmanow https://www.morsmordre.net/t3560-skrytka-bankowa-nr-416#62942 https://www.morsmordre.net/t1602-percival-nott

Strona 2 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Ukryta Komnata
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach