Wydarzenia


Ekipa forum
Highlands
AutorWiadomość
Highlands [odnośnik]12.08.16 19:28

Highlands

To tereny na północnej Szkocji, gdzie pasma gór i pagórków ciągną się aż po horyzont. Różnorodność flory i fauny jest wręcz zachwycająca. Zielone wzgórza ciągnące się kilometrami urozmaicone są przez liczne jeziora, jak i okalające je lasy. O tych terenach krąży wiele plotek, jednak nie bez przyczyny mugole rzadko zapuszczają się w zalesione tereny okalające jedną z zamkowych ruin bowiem błąka się po nich szyszymora, której jęki i zawodzenie skutecznie odstraszają niemagicznych ludzi. I choć szyszymory to niegroźne magiczne stworzenia, to ich przeszywający jęk z pewnością sprawia, że najodważniejszemu czarodziejowi jeżą się włoski na karku.


[bylobrzydkobedzieladnie]
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Highlands [odnośnik]12.08.16 19:33
/no tak spokojnie z 20 luty, pasi?

Rozmowa z lordem Yaxley zdecydowanie nie poszła po myśli Wynonny. Skutkowało to tylko jednym, musiała na własną rękę zająć się poszukiwaniem smoka. I choć podręczniki wyraźnie wskazywały miejsca pobytów każdego z nich wiedziała, że atakowanie jakiegoś w pełni sił osobnika nie jest dobrym pomysłem. Bądź co bądź życie nadal było jej miłe. Pierwszym miejscem, które zwiedziła dogłębnie była Walia i choć natknęła się tam na kilka osobników, to żaden z nich nie spełniał jej kryteriów. Mijały dni, jeden za drugim, a ona spędzała je na buszowaniu po znanych sobie lasach, głównie uczepiona nadzeii, że tym razem los nie będzie przeciw niej.
Nie wiedziała dokładnie co pchnęło ją do Szkocji. Może fakt, że Highland od zawsze obfitowały w różnorodną florę i faunę tchnęło w nią myśl, że jest to odpowiednie miejsce dla smoka. Co prawda pora roku nie sprzyjała polowaniom ludzi, więc żadne z nich nie rozdrażniłby owego smoka. Ten zaś, nie nękany przez ludzi, mógłby znaleźć pożywienie i spokój.
To był trzeci dzień, który spędziła na przeszukiwaniu lasów i pagórków i o dziwo, właśnie przed chwilą trafiła na ślad, który jasno wskazywał na obecność smoka. Ruszyła więc za nim, ostrożnie i powoli, nie chcąc wejść prosto na niego. Jak wspominałam wcześniej, Wynonna Burke była zdecydowanie za młoda i jednocześnie zbyt mądra, by dać się zabić nawet smokowi. Po godzinach roztropnego podążania za śladami w końcu go znalazła. Długo przemieszczała się jeszcze na około niego oceniając jego rasę, jak i stan. Zielony Pospolity Walijski. Nie miała pojęcia jak znalazł się właśnie w Szkocji, ale nie zamierzała narzekać. Jednocześnie dostrzegła, że smok ma mocno poraniony bok i skrzydło, co jasno wskazywało czemu nadal tutaj był – nie mógł latać. Idealny okaz, taki z którym była w stanie się zmierzyć. Ścisnęła mocniej różdżkę i ruszyła powoli w jego stronę. Policzki naznaczone były różem, który powodował mróz. Jak zwykle na dupsku miała męskie spodnie, w które wcisnęła biała koszulę. Tą jednak zakrywał ciepły płaszcz. Było zimo, ale teraz zajęta swoim zadaniem kompletnie nie zwracała na to uwagi.


You say

"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.


Wynonna Burke
Wynonna Burke
Zawód : Łowca rzadkich ingrediencj, ex alchemik
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Im difficult, but I promise
I'm worth it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Snow Queen
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3517-wynonna-persephone-burke https://www.morsmordre.net/t3530-tryton#61808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3531-wynonna-burke#61812
Re: Highlands [odnośnik]20.09.16 12:53
pasi, pasi fluffy kajam się, przepraszam i obiecuję już pisać regularnie! /

Tropili go od paru dni. Zjawił się, nie wiadomo skąd, i pustoszył okolicę. Tristan wraz z trójką innych łowców zostali wysłani, aby go złapać - młody Rosier miał nadzieję, że nie tylko go złapie, ale i przejmie opiekę nad nim, biorąc go do swojego rezerwatu. To był wyjątkowy osobnik - być może niezbyt duży, ale niezwykle zwinny i zapalczywy. Poskromienie jego charakteru będzie... wyjątkowym i niecodziennym wyznaniem, tak mu się wydawało, kiedy ujrzeli go po raz pierwszy - dzisiaj z rana. Niemal udało im się go pojmać, ale zaklęcia ogłuszające nie wyszły tak, jak powinny - i smok rzucił się na nich z atakiem. Nie mieli innego wyjścia, niż zacząć się bronić. Tristan zyskał oparzenie na przedramieniu, skórzany płaszcz został przepalony, odsłaniając nagą, podtopioną czarodziejskim ogniem skórę. A smok został zraniony. Krwawił, zostawiając po sobie obrzydliwe, ale łatwe do zidentyfikowania ślady, na które w końcu natrafił Tristan. Nie wiedział, gdzie znajdowali się teraz jego towarzysze - rozdzielili się w poszukiwaniu zbiegłego im gada.
Podążał za śladami - niedługo, ze zranionym skrzydłem nie mógł przecież uciec daleko. Spodziewał się spotkać go w jakiejś grocie, jaskini, może nawet nieprzytomnego, gorzej jeśli wykrwawiającego się - choć osłabiony, byłby bardziej zdenerwowany, a co za tym idzie - agresywny. Poszedł więc sam, z nadzieją że jedynie odnajdzie jego legowisko, dopiero później zaś wezwie pozostałych łowców i wspólnie, już bez trudności, odtransportują go w bezpieczne miejscem. Tymczasem - czy go oczy nie mylą? - na tle żałośnie wyginającego się z bólu smoka dostrzegł mężczyznę, czyżby kłusownika? Poszukiwacza przygód - lub śmierci - zbyt mało rozsądnego, by nie wiedzieć, że smoka nie zachodzi się tak nierozważnie? Obrócił między placami inkrustowaną w różano-smocze wzory różdżkę, nim zdecydował się, co robić. Wiedział, że jego wahanie nie mogło trwać długo, każda chwila mogła kosztować życie - mężczyznę lub smoka. Mężczyzny by nie żałował, ale smoka skrzywdzić nie mógł dać. Krew w uszach szumiała, kiedy w końcu ruszył za tajemniczą sylwetką - mężczyzna wydawał się raczej drobny, chudy, niezbyt silny.
Z nadzieją, że nie został ani dostrzeżony, ani usłyszany, znalazłszy się już bliżej niego, zaatakował mężczyznę od tyłu - prawą ręką, ukrytą w skórzanej rękawicy, nałożył na jego usta, by nie mógł krzyknąć; lewą objął jego pas i brutalnie, gwałtownie, odciągnął bez słowa w bok.
Musieli być cicho.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Highlands 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Highlands [odnośnik]28.09.16 13:46
Pośpieszyła się. Właściwie nie była odpowiednio przygotowana na spotkanie ze smokiem. Ale przecież okazja mogła się drugi raz już nie trafić. Znów z drugiej strony może w końcu wzięłaby sobie do serca medyka gdy mówi jej, że powinna odpocząć. I może łaskawie też zaczęłaby wierzyć słowom pisanym gdy te mówią że ugryzenie langustnika nic poza pechem nie przynosi. I choć Wynonna Burke ostatnią swoją wyprawę skończyła dyndając na drzewie zawieszona na tym co pozostało z jej kurtki, to jednak nadal solennie odmawiała wierzenia w to, że ma to jakiś związek z przeklętym langustnikiem, który ugryzł ją dwa dni wcześniej.
Nie wierzyła w przesądy, to wszystkie spisane dla nas ścieżki przez los i wszechświat. Że każdy miał swoją do przejścia i że powinien ją przyjmować z godnością i humorem.
Brednie.
Sami kreowaliśmy nasz świat. Sam też dokonywaliśmy wyborów. To od nas zależało w którą stronę pchniemy nasze życie. Zaś każda decyzja którą podejmowaliśmy miała wpływ na nas i otoczenie w którym się znajdowaliśmy. Tylko ludzie słabi, pozbawieni charakteru zdawali się na coś takiego jak los, albo przeznaczenie. Wynonnie aż żal robiło się tych wszystkich ludzi którzy właśnie tych dwóch wielkich prawie bóst używali jako wymówki. Jeszcze bardziej robiło jej się żal gdy ludzie twierdzili że to własne losowi, czy też przeznaczeniu coś zawdzięczają.
Dobre sobie.
By coś osiągnąć trzeba było pracować. Rozwijać się. Kształcić. Poświęcić swój czas na coś. Czas zaś w swej dobroci odwdzięczyłby się w prezencie przynosząc wiedzę. Burke ceniła swój czas prawie tak samo mocno jak słowa które wypowiadała. Dlatego też wykorzystywała każdą minutę którą miała, a słowa liczyła i nie strzelała nimi bez potrzeby jak to miały w zwyczaju niektóre arystokratki, a i arystokraci zdawali się czasem nie potrafić utrzymać języka za zębami.
Zmierzała właśnie w stronę smoka. Krok za krokiem. Patrząc to pod nogi, to na smoka. Doskonale wiedziała, że jeden fałszywy ruch mógł oznaczać jej śmierć. Mądrzej by zrobiła wynajmując kogoś do pomocy, ale nie chciała stracić takiej okazji. Jeśli smok znów by się przemieścił musiałaby zacząć wszytko od nowa.
Już miała kolejny krok stawiać, poprawiła więc różdżkę i wzięła wdech. Zbliżał się moment konfrontacji z wielki i niebezpiecznym stworzeniem. Miała to dobre słowem. Bowiem zanim zrobiła kolejny krok poczuła jak coś ciągnie ją w tył skórzaną rękawica zasłaniając jej usta żeby nie krzyczała. Wyraźnie nie miał pojęcia kogo zaatakował. Nie w jej stylu było darcie się na całą okolicę pomocy niczym udręczona w wieży księżniczka, tak samo zresztą i nie w jej stylu ogólnie było darcie się. Czuła jak dłoń obejmująca jej pas wbija się nieprzyjemnie przez gwałtowność ruchu jej nowego niechcianego kompana. Ruszyła głową chcąc wyswobodzić usta spod skórzanej rękawicy - na próżno. Szarpnęła się też by sprawdzić jak mocny jest uchwyt - wystarczający by nie dać jej się wyrwać. Ze złością przeklęła swoją wątłą budowę. Różdżkę nadal trzymała w dłoni, jednak złapana w ten sposób nawet nie zabierała się do rzucania zaklęć. Postanowiła więc poczekać. Wszak cierpliwość jedną z cnót ponoć była.


You say

"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.




Ostatnio zmieniony przez Wynonna Burke dnia 27.10.16 1:10, w całości zmieniany 1 raz
Wynonna Burke
Wynonna Burke
Zawód : Łowca rzadkich ingrediencj, ex alchemik
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Im difficult, but I promise
I'm worth it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Snow Queen
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3517-wynonna-persephone-burke https://www.morsmordre.net/t3530-tryton#61808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3531-wynonna-burke#61812
Re: Highlands [odnośnik]23.10.16 23:23
Miał go, nie zdążył krzyknąć; wątła sylwetka nie zbiła go z pantałyku, przekonany był, że miał przed sobą mężczyznę, szorstka skóra rękawicy nie pozwalała mu wyczuć gładkości skóry na twarzy - gdyby znał prawdę, być może byłby delikatniejszy. Być może, ze wszystkich zaraz na świecie, najbardziej nie lubił kłusowników. Nie tylko dlatego, że byli zwyczajnie głupi - rzucanie się w pojedynkę na smoka, nawet chorego, zakrawało wszak o próbę samobójczą - Tristan się tego obawiał, a poświęcił wszak smokom całe swoje życie i, zdawałoby się, wiedział, jak się z nimi obchodzić. Przede wszystkim dlatego, że mordowali świat magii, bo czymże był smok - jeśli nie symbolem? Symbolem zarówno potęgi magicznej - bo czy istniała istota od smoka potężniejsza? - jak i symbolem upadku owej magii, bo przecież ich populacja i tak była mocno przerzedzona. Nie szybowały już wolno po nieboskłonach, niszcząc mugolskie wioski, żyły w zamknięciu - w niewoli, na którą nie zasługiwały.
Poniekąd przez takich, jak ten nieszczęśnik, którego wciąż trzymał; mocno zacisnął ramię na jego pasie, bez delikatności wziąć trzymał jej usta, zaciskając palce wokół szczęk, już nie tylko chcąc uciszyć kłusownika, ale i poniekąd wyładowując na nim złość za sam fakt jego istnienia, po czym porwał go w bok  - słysząc przez ramię pomruk gadziska. Starał się poruszać cicho, a przynajmniej na tyle cicho, by smok ich nie usłyszał; nie chciał go drażnić sam - pojmanego mężczyzny, za nic nie puści mu tego płazem. Nie traktował go jak wspólnika, a jak intruza, niechcianego gościa, który przeszkodził w tym niecodziennym spotkaniu. Nie powinno go tutaj być.
- Jeśli krzykniesz, to będą twoje ostatnie słowa - mruknął zdecydowanym tonem groźby nad jego uchem, kątem oka wciąż wyglądając niknącego za zaroślami smoka, jego groźny pomruk poniósł się echem po okolicy. - Zaraz zabiorę rękę z twojej twarzy, a ty mi powiesz, kim jesteś i co tutaj robisz. Szeptem, tak, żeby nikt cię nie usłyszał. - Nie uznał za stosowne przedstawienie siebie, choć zapewne powinien to uczynić, jako smokolog i przedstawiciel miniestrialnego biura wyszukiwania i oswajania smoków miał pełne prawo tutaj przebywać i, jak mu się przynajmniej wydawało, decydować również o tym, komu nie wolno było przeszkadzać mu w pracy. Z reguły - nie lubił, jak przeszkadzał mu ktokolwiek. Z głosu Tristana nie dało się odczytać wahania, był pewny siebie, zdecydowany i brzmiał, jakby mówił całkiem serio.
Ostrożnie odjął dłoń od ust nieznajomego - ostrożnie, ledwie odchylając dłoń, tak, by w każdej chwili mógł się wycofać i z powrotem zakneblować obcego. Nie ufał kłusownikom.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Highlands 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Highlands [odnośnik]27.10.16 11:08
Wynonna dala się podejść. Tak bardzo skupiła się na smoku że kompletnie przestała zwracać uwagę na cokolwiek innego. Była wściekła. Tylko i wyłącznie na siebie. A może i przy okazji odrobinę na langustniki bowiem zlecenie z drzewa to jedno, ale kolejna pechowa sytuacja to już co najmniej o jedna za dużo jeśli szło o perfekcyjną Wynonnę Burke.
Nie zamierzała krzyczeć. Nie przeszło jej to nawet przez myśl. Może i nie popisała się dzisiaj w tej konkretnej sytuacji. Ale tak mocno bała się stracić smoka którego w końcu znalazła po tygodniach poszukiwań że nie przekalkulowała do końca tego co chciała zrobić. Zamiast więc znaleźć pomoc i wrócić tu później pognała na ślepo bez konkretnego planu licząc na szczęście. To był już akt desperacji z jej strony. Zazwyczaj starannie i dokładnie planowała każdą wyprawę przewidując sytuacje i problemy które może napotkać po drodze. Tutaj spotkała aż dwa. Pierwszym był smok i jej zbyt pośpieszne działanie. Drugim człowiek który zakleszczył ja i przeszkodził w działaniu. Być może nawet ratując życie – choć to tylko jeszcze bardziej rozsierdziło Wynonnę bowiem nie prosiła o ratunek, a co gorsze zła była na siebie że takie potrzebowała.
Idiotyzm jej własnych czynów dochodził do niej powoli, właściwie dopiero gdy została całkowicie uruchomiona i miała chwilę dotarło do niej jak głupio postąpiła.
Szarpnęła się tylko raz. By sprawdzić czy jest w stanie uwolnić się z uścisku – nie była. Po pierwszej próbie darowała sobie szarpanie w celu uwolnienia. Wiedziała że przy większym osobniku mimo swojej sprawności nie była w stanie nic zrobić. Dłoń zakleszczała się wokół jej pasa uniemożliwiając ruchy. Nie był delikatny. Wręcz przeciwnie. Palce schowane pod skórzaną rękawicą boleśnie wbijały się w szczękę Burke, jednak nawet nie jęknęła. Nie zamierzała w żaden sposób przyznać się do odczuwania bólu – pomimo faktu że palce drażniły świeżo pozlepiane rany które zostawiły gałęzie. Co prawda Adrien poskładał w nocy każdą jej ranę, jednak na twarzy, całych rękach i plecach pozostały blizny które pod naporem pobolewały, czy bardziej drażniły.
Została pociągnięta w bok i nawet nie opierała się idąc we wskazanym kierunku. I wtedy odezwał się a ona skamieniała jeszcze bardziej – o ile to możliwe. Fala irytacji zalała całe jej ciało i po raz drugi tego dnia przeklęła wycieczkę na wyspę Achil podczas której ugryzł ją przeklęty langustnik.
Wynonna nie lubiła ludzi. Głównie dlatego że męczyło ją ich towarzystwo. Większość z nich nie miała do powiedzenia nic co było warte ich uwagi. Kilku udawało zdobyć się jej zainteresowanie. Ostatnia zaś grupa była najgorsza bo była w błędzie. A Burke była właściwie pewna, że stojący za nią mężczyzna należy do tej trzeciej grupy, a spotkanie z nim do dzisiaj wspominała z gorzkim posmakiem w ustach.
-Rosier. – mruknęła lodowato nie ruszając się dalej nawet o milimetr. To nie tak, że go nienawidziła. Wynonna nie pożytkowała energii na emocje, zwłaszcza na te której pożytkowały jej najwięcej. Z Tristanem widywała się na sabatach i balach – wtedy gdy w ogóle się na nich zjawiała. Za pierwszym razem okazał się w jej oczach jako człowiek równie sprawnie działających słowem jak i ustami - zostawiła go wtedy jak każdego innego rzucając mu tylko zimne spojrzenie. Za drugim razem zaś pokazał jakim jest szowinistą. Wysłuchała go do końca i uważnie w swoim zwyczaju prawie nie zmieniając wyrazu twarzy. Jedynie brew drgnęła jej lekko ku górze gdy mówił. Nie tłumaczyła się przed nim. Nawet nie oponowała. Stwierdziła po prostu patrząc mu hardo w oczy że nic nie wie i wyszła. A teraz, ze wszystkich ludzi na świecie, trafiła właśnie na niego. W momencie, gdy tak koncertowo spieprzyła sprawę ze smokiem.
Brawo Burke, musisz być z siebie cholernie zadowolona.


You say

"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.


Wynonna Burke
Wynonna Burke
Zawód : Łowca rzadkich ingrediencj, ex alchemik
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Im difficult, but I promise
I'm worth it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Snow Queen
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3517-wynonna-persephone-burke https://www.morsmordre.net/t3530-tryton#61808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3531-wynonna-burke#61812
Re: Highlands [odnośnik]02.11.16 3:01
Jakimże zaskoczeniem był głos, który usłyszał - znajomy, choć daleki, mętny, choć bliski... - kobiecy, o dziwo, niemożliwe, na krótki moment zamarł, a jego uścisk zelżał, kiedy napotkał jej spojrzenie - proszę, proszę, Wynona Burke po raz kolejny pokazuje swoja niekompetencję.
- Lady Burke - odparł dopiero po chwili, choć grzecznie, to jego słowa wyraźnie ociekały rozbawieniem, usta wygięły się w kpiącym uśmiechu. - Gdzie moje maniery - dodał tonem wciąż przeszytym ironią, wypuszczając ją z uścisku; nienawidził kłusowników, Wynona nie była kłusownikiem. Była jedynie zbuntowaną arystokratką, która wierzyła, że bieganiem po lasach jak dzikuska osiągnie więcej, niż błyszcząc na salonach - zupełnie, jakby jedno z tych dwóch zadań było bardziej wymagające intelektualnie od drugiego. Uznawszy ją za nieszkodliwe zagrożenie, nie musiał przecież stosować brutalnej siły. Nie czuł jednak wyrzutów sumienia, że to właśnie zrobił - prawdopodobnie uratował życie nie smoka, a jej własne. Wierzył, że znał na stworzeniach, którym poświęcił całe swoje życie, lepiej niż ta panna - panna, która smokologiem nie była, nigdy nie będzie, a mimo to z jakiegoś powodu wierzyła, że jest w stanie sobie samotnie ze smokiem poradzić; mógłby się założyć, że za młodu rozczytywała się w Don Kichocie. Odsunąwszy się od niej pół kroku, w nonszalanckim geście uniósł dłoń i pokłonił się napotkanej towarzyszce uniżenie - przesadnie, teatralnie, prześmiewczo - bo też jakimi manierami się posługiwała, na takie zasługiwała. Tutaj, pośrodku ciemnego lasu. Gdyby miał kapelusz, zapewne by nim zatrząsł, niestety nie miał. - Cóż za spotkanie, rad jestem, że napotkałem lady w dobrym zdrowiu - zapewnił tonem dość donośnym, by spłoszyć osłabionego smoka. Wiedział, że gad nie zaryzykuje ataku w podobnym stanie, a on i tak nie miał wsparcia, które pozwoli mu go odłowić i bezpiecznie przenieść do rezerwatu. Teraz - teraz wolał, żeby go przepędzić. Wynona nie była tutaj bezpieczna. - Jak to mówią, śmiałym szczęście sprzyja, a panna śmiałości ma w sobie aż nadto, co pokazała, szarżując w pojedynkę na smoczą bestię. Muszę zasmucić, rycerskie księgi nie są już uzupełniane i heroiczne poświęcenie, by nakarmić tę bestię samą sobą, i tak nie zostałoby przez świat zapamiętane. - Jego usta nawet nie drgnęły, zupełnie jakby mówił śmiertelnie poważnie, choć w duchu śmiał się, co tchu. - Kornie proszę o wybaczenie, że przerwałem smoczą wieczerzę w obcesowy sposób, gdybym tylko wiedział, kto przede mną stoi, nigdy bym się na to nie poważył - dodał w istocie skromnie, ciszej, w zadumie jakby, nie sądząc, by lady - jakże śmiesznie brzmiał ten tytuł w kontekście sytuacji - Burke zdobyła się na podziękowania za uratowanie jej życia. Być może jej ojciec będzie z tego faktu bardziej zadowolony od niej - nie zamierzał wszakże o jej głupocie milczeć. Nie mówił, rzecz jasna, do końca prawdy, cieszył się, że na nią trafił, oziębłości za złe jej nie miał, głupoty też nie - kobieca natura - a jego słabość do szlachetnie urodzonych i pięknych kobiet pozostawała na tyle silna, że w jakiś sposób poczuł się za nią - zagubioną w lesie, bo przecież nie traktował jej jako poważnego podróżnika, tym bardziej nie, jeśli próbowała stawać oko w oko z bestią - odpowiedzialny.
I nic sobie z jej hardego spojrzenia nie robił - a wykpił bezczelnie - mając nadzieję w tych oczach dostrzec ogień nie lichszy od tego, który pojawiłby się w smoczej paszczy, gdyby panienka postała przed gadzim obliczem kilka chwil dłużej.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Highlands 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Highlands [odnośnik]04.11.16 1:45
Nie poruszyła się. Dopiero gdy Tristan wypuścił Burke z uścisku wykonała dokładnie dwa kroki. Nie po to by się oddalić. Stała tak samo blisko jak jeszcze przed chwilą. Jedyną zmianą, jaka zaszła, był fakt że teraz była zwrócona w jego stronę. Nie przerażał jej znikomy brak przestrzeni między nimi. Nie sprawiał też, że nie czuła się komfortowo.
To Rosier cofnął się, jedynie po to by w prześmiewczym geście pokłonić się przed nią. Wynonna zawrzała. Czy może raczej w jej wnętrzu zagotowało się, podczas gdy ona – niby niewzruszenie – obserwowała ten odgrywany przez niego teatrzyk. Tylko lewa dłoń zaciśnięta w pięść mogła dać Tristanowi świadomość tego jak mocno na nią wpłynął. Jak bardzo irytował ją swoim zachowaniem. Już chyba wolałaby się mierzyć ze smokiem – a co za tym idzie prawdopodobną śmiercią, niż stać naprzeciw tego szowinisty. Teoretycznie Tristan Rosier nie różnił się od innych szlachetnie urodzonych mężczyzn. A jednak było w nim coś co wprawiało w lekki drganie jej niewzruszone mury. Zielone skąpane chłodem tęczówki w których dostrzec można było iskierki typowego dla niej uporu wpatrywało się w niego z lodowatą nutą. I choć wypowiadane przez niego słowa miały nawet trochę sensu, to mimo tego, że wiedziała o tym, to odmawiała przyznania mu racji. Choćby z przekory. Czy może bardziej faktu tego jak postrzegał kobiety. Monolog który usłyszała ostatnim razem zarysował jej to w jaki sposób Tristan patrzy na płeć piękna. Ona – Wynonna Burke – nie zamierzała się z tym zdaniem godzić. Ba, chciała mu wręcz udowodnić że się myli. A jednak ze wszystkich dobrych dni w których wykazywała się swoim sprytem, wiedzą i sprawnością, musiała na niego trafić w dniu w którym to wszystko trafił jasny szlag.
Kpił sobie z niej. Tak otwarcie. Bezpardonowo. Prosto w twarz. Wiedziała, mimo że słowa wypowiadał z powagą wymalowaną na twarzy. Musiała przyznać – był wyśmienitym aktorem. Nie mogła udawać, że nie. Wynonna nie potrafiła grać. Wcielać się w rolę inną niż tą, która zdobyła przez lata pracy nad sobą. Potrafiła kontrolować swoje emocje, niekoniecznie zaś zmieniać się w kogoś innego.
Każde jego słowo było dla niej jak uderzenie obuchem w jej dumę. A Wynonna, jak każdy Burke i – nie ma co się kłamać – jak każdy szlachetnie urodzony – miała ego zawieszone odrobinę nad ziemią. Zacisnęła pięść jeszcze mocniej. Niebieskie – wcześniej ledwie widoczne – mieszące się pod gładką skórą dłoni żyłki, uwidoczniły się. Jak ktoś taki mógł budzić zainteresowanie wśród tylu dam? Czy tylko symetryczna twarz zaskarbiała mu uwagę – i serca – naiwnych szlachcianek?
Może w tym wszystkim liczyła się jeszcze jego nonszalancja, oraz dziwnego rodzaju przekonanie – że wie lepiej. Tak samo jak wtedy, gdy źle odebrał jej milczenie uznając je za akt nieśmiałości, nie zaś celowe działanie. Ilu ust kobiet spróbował by myśleć, że każda pragnie spróbować jego? A może to właśnie uwaga którą otrzymywał zrobiła z niego mężczyznę, który wręcz pewnym był że każde kobiece serce nie marzy o niczym innym jak o chwili sam na sam ze sławetnym Tristanem Rosierem.
Cóż, jak się okazywało – nie każde. Może gdyby Wynonna Burke była inna lgnęłaby do niego jak ćma do ognia. Nie było jednak sensu gdybać. Zawieszone w próżni marzeń i domysłów: co by było gdyby… nigdy nie zajmowało jej myśli. Nie była beztroską, radosną tańczącą w deszczu kobietą – na takie zachowanie nie pozwoliłaby jej zarówno duma i charakter. Osiągała cele. A zdobycie każdego z nich sumiennie planowała, a potem stworzony plan rzetelnie realizowała.
Jego ostatnie słowa przelały czarę, zatrząsnęły każdym z murów którym się ogrodziła po kolei. W żołądku zagotowała się wrząca lawa a ona postanowiła otworzyć usta. Zamierzała wystawić spektakl, pierwszy i ostatni. Jedyny, przedpremierowy pokaz w którym Tristan Rosier miał być widzem – i to w pierwszym rzędzie. Zadarła brodę ku górze, a potem uniosła do góry zaciskaną wcześniej w piąstkę dłoń by w odpowiednim czasie móc wbić mu boleśnie palec w klatkę dla podkreślenia ważności niektórych z słów które miała zamiar mu powiedzieć.
-Rosier… - zaczęła - nawet nie trudząc się w używanie tytułów grzecznościowych - ale nie skończyła. Bowiem wszystko skończyło się jednak tylko na planach wystawienie wielkiego dzieła. Nawet nie tylko na planach. Spektakl zakończył się zanim aktorka zdążyła wejść na scenę i pokonać dwa kroki które dzieliły ją od niego. Zrobiła jeden, a potem, gdy zamierzała zrobić drugi i znaleźć się tylko o parę centymetrów przed nim potknęła się.
Tak, ona, Wynonna Burke POTKNĘŁA SIĘ . A jeśli ktoś jeszcze w tej chwili nie tarzał się ze śmiechu, to na pewno rozbawi go fakt, że potknęła się o własne nogi.
Leciała na twarz by koncertowo wlecieć prosto w ramiona Tristana, albo – jeśli postanowi zrobić krok w bok – zaryć twarzą prosto w wyścielone śniegiem leśne poszycie.
Świetnie Burke, ojciec na pewno byłby dumny.


You say

"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.


Wynonna Burke
Wynonna Burke
Zawód : Łowca rzadkich ingrediencj, ex alchemik
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Im difficult, but I promise
I'm worth it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Snow Queen
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3517-wynonna-persephone-burke https://www.morsmordre.net/t3530-tryton#61808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3531-wynonna-burke#61812
Re: Highlands [odnośnik]07.11.16 20:00
Pozorny brak reakcji ze strony Wynony w żaden sposób go nie zrażał, zupełnie jakby komizm przyświecający sytuacji, jego własne rozbawienie, wystarczyły mu, żeby świetnie się przy tym bawić- wszystko wskazywało na to, że w istocie tak właśnie było. Kpił z niej otwarcie, szczerze i całkowicie bezczelnie, z kamienną niewzruszoną miną, wewnątrz pokładając się ze śmiechu - nie mógł uwierzyć, że lady Burke zdecydowała się na tak lekkomyślny krok. Sądziła, że jest potężniejsza od smoka? Dla Tristana wydawało się to niewiarygodnie głupie, dla niego, który całe życie spędził na nauce o tych stworzeniach, dla niego, który w pojedynkę nie próbowałby zapewne szarżować na gada pomimo bez wątpienia olbrzymiej wiedzy o smokach - i doświadczenia w obcowaniu z nimi. Miał o niej opinię, jaką miał - dziewczyna była zdecydowanie zbyt pewna siebie, zbyt arogancka, o ego bezpodstawnie napuszonym, niewiele wiedziała o swoim miejscu we wszechświecie, a właściwie niewiele wiedziała w ogóle - i ich dzisiejsze spotkanie jedynie utwierdziło go w tym przekonaniu. Gdyby nie on, tak sądził, byłaby martwa. Gdzieś w oddali rozległ się smoczy ryk - gad zaczynał się oddalać. Dobrze. Być może lady Burke - nie mógł sobie odmówić korzystania z tego zupełnie nieprzystającego do niej tytułu - znana była w pewnym półświatku ze zdobywania ingrediencji niecodziennych, rzadko spotykanych  - ale miał nadzieję, że zapamięta raz na zawsze, że samodzielne wyrywanie ze smoczej piersi bijącego serca, nie mając przy tym większego pojęcia o smokach, nigdy nie będzie najlepszym pomysłem. Po prostu nigdy.
Nie od razu zorientował się, co się stało, dlatego zresztą tym mniej miał czasu do namysłu. Tresura, jaką odebrał za młodu, nienaganne maniery, savoir-vivre, szacunek dla dam wzięły nad nim kontrolę zanim pomyślał, co właściwie byłoby lepsze dla Wynony - zarycia brodą o rozmokły śnieg zmieszany zapewne już z błotem - czy ustrzeżenie jej przed tym upadkiem, choć gdyby miał podjąć tę decyzję na trzeźwo, zapewne zachowałby się tak samo. Mimo wszystko i ponad wszystko, była dziedziczką Burke'ów - rodzinę tę znał i szanował na tyle, by nie dać się ośmieszać ich córce w podobny sposób. Uchwycił ją jedną ręką w talii, drugą chwytając za dłoń, służąc własną piersią za podparcie - o wiele delikatniej niż wcześniej, kiedy nie znał tożsamości dziewczyny i mylił ją z kłusownikiem, który zaczaił się na bestię, tym samym uścisk był na tyle silny, by utrzymać ją w miejscu i nie dać poślizgnąć się na śliskim pantofelku - to nic, że zapewne miała na sobie ciężkie podróżnicze buty (nie spojrzał, to nie wiedział), szkolono go przecież, jak skutecznie pomagać niewiastom stąpającym po lodzie - jak szkolono go w każdym aspekcie manier przystających mężczyźnie o jego pochodzeniu. Dopiero kiedy sytuacja wydała się stabilna, a lady Burke spoczęła bezpiecznie w jego ramionach, dotarł do niego podwójny komizm tej sytuacji - lecz i tym razem powstrzymał się od parsknięcia śmiechem, grając dalej w grę, którą sam rozpoczął.
- Lady Burke - ozwał się głosem teatralnie zakłopotanym, choć kącik jego ust mimowolnie sarkastycznie uniósł się lekko ku górze. - Lady wybaczy, ale wydaje mi się, że to nie jest najlepszy moment na taniec. - I zapewne pokłoniłby się z ucałowaniem rączki, gdyby nie to, że lady wciąż na nim wisiała.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Highlands 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Highlands [odnośnik]18.11.16 1:08
Wynonna nie była taka jak reszta szlacheckiego światka. Doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Nie miała pojęcia czy było tak za sprawą faktu że za młodu ominęły ją lekcje z gry aktorskiej, czy może wpływały na to całkiem inne czynniki nad którymi nie miała nawet zamiaru się zatrzymywać.
Dla niej sabat był niczym źle dopasowana suknia – może i na pierwszy rzut oka układała się pięknie, ale gdzieś pod spodem w momencie styku ze skórą drażniła i przeszkadzała w chodzeniu. Stojący zaś naprzeciw niej Rosier zdawał się być jej kompletnym przeciwieństwem. Nie znała go na tyle by stwierdzić że w każdym aspekcie byli jak ogień i woda, ale jedno było pewne – na bankietach czuł się jak ryba w wodzie.
Jednak dzisiaj – na tym kompletnym odludziu – okazało się że i poza przystrojonymi salami zdawał się posiadać swojego rodzaju luz w funkcjonowaniu i rozmowie. Trudno jej było powiedzieć na ile jego słowa i zachowania to dobrze wykalkulowana gra a ile w tym wszystkim jest czystej, niczym nie skąpanej prawdy. Jedno było pewne – potrafił wyprowadzić ją z równowagi. I to na tyle mocno że gotowało się aż w środku jej małego ciała. Ba, na tyle mocno, że po raz pierwszy w życiu miała ochotę poczęstować go wiązanką słów w ilości przekraczającej jej zwyczajowe standardy. I pewnie każdy kto kiedyś zapragnął usłyszeć z jej ust więcej niż kilka słów – jeśli cokolwiek – byłby wniebowzięty gdyby mógł zaobserwować to niecodziennie zdarzenie. Gdyby w ogóle do niego doszło.
Potknąć się. I to prosto w ramiona Tristana Rosiera. Gdyby Wynonna przejmowała się gazetami z pewnością cieszyłaby się, że zadziało się to na odludziu, a nie w środku Londynu dając tym samym powody by umieścić ją w rubryce plotek. Na swoje nieszczęście była sobą, a w jej jednostkę nie wpisywało się coś takiego jak potykanie – i to o własne nogi. Przeklęte langustniki.
W sumie sama nie wiedziała czy nie wolałaby zaryć twarzą w śnieg. Ratunek zaserwowany jej przez mężczyznę rozsierdził ją tylko bardziej. Bo przecież jak śmiał, jak mógł, pomagać jej – Wynonnie Burke. Jeśli leciała na twarz to przecież nie przez jakiś głupi pech langustników, z pewnością miała w tym jakiś cel – jak we wszystkim. W tej chwili nie potrafiła jeszcze wskazać co to był za cel – prawdopodobnym było że żadnego nie było- ale nie powinien jej przeszkadzać w osiąganiu nieistniejącego celu. Ale też nigdy by się nie przyznała, że jakiekolwiek jej zachowanie nie było zaplanowanym. Problem pojawiał się w tym że o ile upadek był upadkiem i potrafiła go sobie wybaczyć (uprzednio spędzając godzinę na oblegach rzucanych pod własnym kierunkiem w myślach), tak nie trzeba było spędzić dużo czasu w towarzystwie Wynonny by wiedzieć, że wpadnięcie w czyjeś ramiona kiedykolwiek nie mogłoby należeć do jej planów. Ona nie wpadała w objęcia. Nie muskała lekkim całusem kobiecego policzka na powitanie. A na standardowe ucałowanie wierzchu jej dłoni przyzwala z wielką niechęcią – choć twarz jak zawsze nie oddawała uczuć przepływających w jej wnętrzu.
Jej twarz zatopiła się w zimnym materiale kurtki gdy wpadła w jego ramiona. Z których jedno w zdecydowanym geście oplotło ją w tali, wolna dłoń zaś złapała tą jej. Wynonna aż zacisnęła zęby ze złości i przymknęła oczy – choć i tak w tym konkretnym momencie widoki przysłaniał jej tors Tristana. Ostatkami się powstrzymała się od zgrzytnięcia zębami, czy też głośnego westchnięcia. Zawisła tak w jego ramionach w jakiejś dziwnej pozie po raz pierwszy nie bardzo wiedząc co ze sobą począć. Przynajmniej do czasu gdy z jego ust nie wydobyły się pierwsze słowa, na które to odchyliła głowę i zerknęła w górę – i to był błąd. Kącik ust unoszący się ku górze w towarzystwie kolejnych słów na nowo zalał ją kolejną falą irytacji, frustracji i złości. Nie znosiła go. Nie znosiła go tak bardzo, że nawet nie potrafiła ubrać tego w słowa. Najchętniej w tej swojej beznadziejniej niechęci stałaby i tupała ze złości nogi nie wiedząc co powiedzieć by jej słowa poszły mu aż w pięty. Niestety, odnosiła też dziwnie gorzkie wrażenie że żadne jej słowa nie byłby w stanie w żaden sposób na niego wpłynąć. W końcu uwolniła dłoń i położyła na jego piersi by odepchnąć się od niego i ponownie złapać pion. Cofnęła się o krok. A potem o jeszcze jeden. Po to by później założyć kilka niesfornych kosmyków za uszy. Brwi miała ściągnięte w geście łączącym nie zrozumie, złość i frustracje. Tristan Rosier zdecydowanie zasługiwałby na podium gdyby istniały zawody w wykradaniu z twarzy Burke jakichkolwiek gestów. Potrzebowała aż czterech spokojnych wdechów i wydechów by zdusić krążące w niej uczucia i by twarz powróciła do swojego standardowego wyrazu. Wtedy też spojrzała na niego unosząc nieznacznie podbródek do góry.
-Na taniec trzeba zasłużyć. – odpowiedziała spokojnie powstrzymując się by nie zrealizowanie planu wypowiedzenia wszystkich swoich myśli na jego temat. – Żegnam, Lordzie Rosier. – specjalnie nie użyła innego stwierdzenia. Zwyczajowe „Do widzenia” świadczyło przecież o chęci ponownego spotkania z rozmówcą. Wynonna zaś – choć były to próżne mrzonki – miała nadzieję nie zobaczyć Tristana nigdy więcej. Zaraz po tych słowach przymknęła oczy by teleportować się prosto do Durham. Marzyła by znaleźć się w swoich komnatach, nakazać skrzatowi przygotowanie kąpieli i zmyć z siebie cały brud dzisiejszej wyprawy. Choć wiedziała że gorzkiego posmaku porażki i zbłaźnienia nie pozbędzie się tak prędko.

/zt


You say

"I can fix the broken in your heart You're worth saving darling".
But I don't know why you're shooting in the dark I got faith in nothing.


Wynonna Burke
Wynonna Burke
Zawód : Łowca rzadkich ingrediencj, ex alchemik
Wiek : 24
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zaręczona
Im difficult, but I promise
I'm worth it.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Snow Queen
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3517-wynonna-persephone-burke https://www.morsmordre.net/t3530-tryton#61808 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t3531-wynonna-burke#61812
Re: Highlands [odnośnik]10.01.17 19:37
Złość, foszek, niechęć małej królewny, do pełnego obrazka brakowało mu tylko tupnięcia nóżką schowaną w złotym pantofelku - obuwiu może nieszczególnie dopasowanym do wszechogarniającej ich leśnej zieleni. Nie traktował jej poważnie, była młodą damą, choć nie mógł się powstrzymać od subtelnego ironicznego uśmiechu, kiedy wypowiadał ten tytuł w jej kontekście. Wpadła w jego ramiona miękko, idealnie, perfekcyjnie - a on z równą perfekcją zdołał ją złapać, niezdarny wypadek połączony z wypiekami złości rozbawiły go do łez, gdyby tylko mógłby sobie pozwolić na taki wybuch radości: nie chciał, o wiele ciekawiej było utrzymywać kamienną twarz i bawić się z nią jak ze zdziczałym kocięciem skaczącym z rządzą mordu na puszysty kłębek włóczki. Mówią, że złość piękności szkodzi, ale Wynonna w swojej złości była urocza - jak urocza, rozkapryszona księżniczka, która z jakiegoś powodu nie dostała tego, czego pragnęła - smoczej głowy wetkniętej na pal, sądząc, że ubicie pradawnego gada jest tak łatwe, jak czytała w książkach. Nie brał jej na poważnie - była tylko młodą damą. Takie jak ona powinny spędzać dnie na ćwiczeniu śpiewu, ewentualnie  - delikatnego instrumentu, który nadto nie nadwyręży ani oddechu ani rąk - haftów oraz innych subtelności. Była jak dziewczynka w wieku buntu, która wciąż nie dostrzega praw rządzących światem, i która uparcie chce wyjść nim naprzeciw, była naiwna. Młoda, niedorosła. W końcu urośnie - ale jeśli tylko chciała swojej dorosłości dożyć, powinna trzymać się z dala od stworzeń, których natury nie rozumiała. Powinien kogoś o tym powiadomić, ojca, brata chociaż.
Odruchowo cofnął się pół kroku, kiedy Wynonna się od niego odepchnęła, rozkładając rozpostarte ramiona na boki w geście kapitulacji, nie to nie - dżentelmen damy do tańca nie zmusza, choć nie było kulturalnie rezygnować z tańca już rozpoczętego. Cóż, była Burke'em - czy po nich ktokolwiek oczekiwał przestrzegania etykiety? Kiedykolwiek? Na jej ściągnięte brwi, groźny wyraz twarzy i spojrzenie, które zapewne miało być gromiące, odpowiadał nieco bezczelnym, nieco kpiącym, a nieco rozbawionym uśmiechem. Jej frustracja połączona z abstrakcją wszystkiego, co wydarzyło się wokół nich, abstrakcją przypadku, który ich złączył i sprawił, że znaleźli się w jednym i tym samym miejscu, o tej samej porze, bawiły go... jak dawno nic. Butne i dumne na taniec trzeba zasłużyć wygięło jego usta w mocniejszym uśmiechu - choć chciał, nie potrafił się powstrzymać.
Uratowałem ci życie, dziewczyno.
Nie oczekiwał wdzięczności; wiedział, że dostanie ją od jej rodziny -  i mimo wszystko cieszył się, że się tutaj znalazł, że odgrodził jej drogę i zabrał z zasięgu śmiercionośnego płomienia ognia, jakim w każdej chwili mógł chuchnąć smok. Lubił ją - lubił jej ostry charakter, jeszcze nie utemperowany, bawił go jej dramatyzm i jeszcze mocniej bawiła go jej złość. Twarz też miała przyjemną - dla oka. Na pożegnanie więc kornie ukłonił się dworsko, nie przejmując się szczególnie tym, czy lady Burke jeszcze ten ukłon widziała, czy już nie, znikając w trakcie teleportacji. Dobrze - będzie bezpieczna.
- Do zobaczenia, lady - odpowiedział, właściwie bardziej już do siebie, przed nim kłębiło się już tylko poruszone magią powietrze. Parsknął, pokręcił ze zrezygnowaniem głową, po czem odwrócił się właściwie na pięcie i powrócił wgłąb lasu, poszukując towarzyszy.


/zt



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Highlands 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Highlands [odnośnik]12.01.17 19:39
25 kwietnia, północ

Wszystko szło źle, a gdy już mi się wydawało, że gorzej być nie może - świat po złośliwości starał mi się udowodnić, że się mylę. Tak jak teraz. Miało to być proste zlecenie, nie do końca legalne, lecz jakoś po kłótni z Lily szczerze średnio mnie to interesowało. Potrzebowałem zdystansować się od wszystkiego i wszystkich, a kilka dni w pogoni za przemytnikiem po totalnym wygwizdowie dało mi tych kilka ulotnych chwil zapomnienia. Myślami ciągle uciekałem do tego feralnego wezwania Lily do Ministerstwa zastanawiając się, jak jej poszło.
- Nie bądź idiotą... - upomniałem się bo przecież mimo wszystko nie mieli powodów dla których Lily miałaby skończyć w Tower. Ale czy aby na pewno? Przekląłem i po raz kolejny tego wieczoru zatrzymałem się i skierowałem roziskrzoną lumosem różdżkę na drugą rękę w której trzymałem magiczny kompas. Nie było szans na to, bym o tej porze doszedł do cywilizacji, chciałem znaleźć po prostu względnie bezpieczne miejsce na nocleg. Jednocześnie w takich chwilach coraz częściej zastanawiałem się nad tym, czy nie powinienem zainwestować w kurs teleportacji...
Zmarszczyłem czoło, patrząc na wirująca, niezdecydowaną wskazówkę kompasu, która jeszcze chwilę temu wskazywała zachód, a teraz upierała się na zgoła innym kierunku, przesuwając się leniwie w stronę północy. Zupełnie...zupełnie jakby coś lub ktoś niebezpieczny podążał ze południowego zachodu ku północy...Mój przemytnik?
Osłabiłem magię na wskutek której mój lumos nieco przyciemniał, a w końcu i przygasł. Zrobiłem kilka kroków stronę kniei od której ponoć naciągało niebezpieczeństwo. Wytężyłem słuch i wzrok.


I'll survive
somehow i always do


Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott
Re: Highlands [odnośnik]12.01.17 21:02
Co zawiodło? Źle rzucone zaklęcie czy łańcuch który miał ujarzmić bestię? Niedopatrzenie czy emocje? Nieważne, teraz i tak już było za późno. Ukryta w ciemnej jaskini czuła jak księżyc powoli wyłania się zza chmur. Czuła ogień płonący w jej żyłach, gniew i furie. Od wilgotnych ścian odbił się wysoki dźwięk, krzyczał. W pewnym momencie nie była wstanie utrzymać się na własnych nogach. Skuliła się na chłodnej ziemi czekając już tylko by nad jej ciałem zawładnęła bestia. Koniec, już po wszystkim. Krzyk zmienił się w cichy pisk. Judith Skamander została zepchnięta w najdalszy kont swojej podświadomości ,mogła być tylko biernym obserwatorem tego co zaraz się wydarzy. Cisza i kilka uderzeń serca potężny huk. Bestia próbowała uwolnić się z trzymających ją łańcuchów. Z każdym kolejnym szarpnięciem jej wściekłość rosła. Czuła ludzi, czuła ludzką krew.
W końcu jedno z oczek łańcucha pękło. Kolejne minuty szarpaniny przepełnionej warknięciami i złowieszczym wyciem. Koniec, bestia była wolna. Opadając na cztery łapy wybiegła z jaskini. Kolejna przeszkoda, zaklęcia. Odrzut zwrócił ją ponownie w głąb ciemnej jamy. Wilkołak kulił się przez chwilę próbując pozbierać się z szoku. Kolejny atak i kolejne bolesna nauczka. Nie ustępowała w próbach, koniec zaklęcie przełamane. Bestia stanęła na progu ciemnej jaskini i wydała z siebie przeraźliwe wycie. Niech ludzie wiedzą, że po nich idzie. Chce ich krwi, chce zatopić kły w ich miękkich soczystych ciałach. Jeśli będą dość silni staną się częścią czegoś większego.
Zaczęła biec przed siebie. Przedzierała się przez drzewa i krzaki zupełnie ignorując trop zwierząt. Liczyli się tylko ludzie. Jest! W końcu coś wyczuła. Ruszyła w tamtym kierunku. Sylwetka człowieka zaczęła migać pomiędzy gałęziami. Zatrzymała się na chwilę, obserwowała swoją ofiarę. Niech wie, że jest blisko ma poczuć strach. Wydała z siebie głośne warknięcie i powoli wyłoniła się za linii drzew. Judith ta ludzka, mała Judith przebudziła się na chwilę. Matt! Chciała się podnieść, walczyć z bestią, walczyć o życie przyjaciela. Nie była wstanie, bestia była zbyt silna. Człowiek zamknięty w ciele zwierzęcia mógł już tylko obserwować. Wilkołak rzucił się na Botta chcąc jak najszybciej wgryźć się jego gardło.
Judith Skamander
Judith Skamander
Zawód : zielarka
Wiek : 21
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : n/d
Why do you have such big ears?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3112-judith-skamander#51169 https://www.morsmordre.net/t3164-maya#52396 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f186-harley-street-5-3
Re: Highlands [odnośnik]12.01.17 21:02
The member 'Judith Skamander' has done the following action : rzut kością


'k100' : 78
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Highlands Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Highlands [odnośnik]12.01.17 23:13
Pierwszym co mnie zaniepokoiło gdy tak stałem to to, że nie dostrzegłem w oddali żadnego źródła światła. Mimo iż była pełnia dająca sporo światła to jednak podróż bez żadnego oświetlenia sobie drogi w cieniu drzew zakrawał o skrajny masochizm lub też świadczył o posiadaniu przez przemytnika myśli samobójczych. Druga kwestia to ta dziwna, względna cisza. Byłem w końcu w głupim lesie, nocą - tu nigdy nie powinno być aż tak cicho niemniej...właśnie, po trzecie - nieprzyjemny warkot zasłyszany w krzakach nieopodal nie był tym pożądanym hałasem.
Serce zabiło mi dwukrotnie szybciej, a po plecach przepełzną mi nieprzyjemnie chłodny dreszcz. Odwróciłem się w kierunku dźwięku unosząc w obronnym, a może nawet ktoś powiedział by, że podszytym strachem, geście różdżkę. Nienawidziłem psów, a pierwsze co mi przyszło do głowy to to, że miałem do czynienia z wilkiem. Oby w tej ciemności czaiła się tylko jedna para szczęk. Zrobiłem kilka kolejnych kroków w tył, rozglądając się nieco nerwowo, chcąc wiedzieć, gdzie to bydle się czai. Niewątpliwie, on mnie widział. Musiał. Ja tez pragnąłem wiedzieć w którym kierunku skierować różdżkę by zmienić go w skwarkę.
Kątem oka dostrzegłem ruch. Masywny kształt wyrysował się mocniej w otaczającej ciemności. Kierował się ku mnie zwierzęcymi ruchami pogoni, a właściwie skoku. To nie był wilk...
Przeklnąłem próbując uskoczyć z linii ataku potwora.
Matthew Bott
Matthew Bott
Zawód : Prace dorywcze
Wiek : 27
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
Jam jest Myśląca Tiara,Los wam wyznaczę na starcie!
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Wilkołak

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3558-matt-w-budowie#62851 https://www.morsmordre.net/t4002-poczta-matta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f136-smiertelny-nokturn-36-5 https://www.morsmordre.net/t4772-skrytka-bankowa-nr-901 https://www.morsmordre.net/t3713-matthew-bott

Strona 1 z 34 1, 2, 3 ... 17 ... 34  Next

Highlands
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach