Wydarzenia


Ekipa forum
Pokój 21
AutorWiadomość
Pokój 21 [odnośnik]04.04.15 22:14
First topic message reminder :

Pokój 21

★★
Czy pamiętasz swoją pierwszą wizytę w Dziurawym Kotle? Okoliczności zmusiły Cię do zatrzymania się w nim na noc, choć nikt z Twojego towarzystwa nie miał na to zbytniej ochoty. Mimo wszystko jednak pozostaliście w tym miejscu, po sytej kolacji dając się zaprowadzić do przydzielonych pokojów. Pierwszym, co zobaczyły Twoje oczy, było spore łóżko wyraźnie przeznaczone dla dwóch osób lub wyjątkowej wiercipięty. Bogato zdobione kolumienki zwracały uwagę, kontrastując z jasną, prostą podłogą. Dzielone szybki w części okien wychodzących na ulicę, niewielka szafka i chybotliwe krzesło w kącie pomieszczenia... Dyskretne oświetlenie, przy którym można zarówno odpoczywać, jak i czytać czy pracować. Pokój jest schludny, jednak nie można od niego wymagać niczego specjalnego. Spędzisz tu całkiem miłą noc, o ile nie obawiasz się trzęsącej podłogi i mebli podskakujących za każdym razem, gdy w okolicy przejedzie pociąg.
[bylobrzydkobedzieladnie]


Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 19:19, w całości zmieniany 1 raz
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój 21 - Page 4 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Pokój 21 [odnośnik]25.06.18 17:08
The member 'Alexander Selwyn' has done the following action : Rzut kością


'Anomalie - CZ' :
Pokój 21 - Page 4 HXm0sNX
Morsmordre
Morsmordre
Zawód : Mistrz gry
Wiek :
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
O Fortuna
velut Luna
statu variabilis,
semper crescis
aut decrescis...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Pokój 21 - Page 4 Tumblr_lqqkf2okw61qionlvo3_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój 21 [odnośnik]26.06.18 20:36
Bała się równie mocno jak nie ufała temu dzieciakowi. Zacisnęła dłonie na krześle, nie zamierzała uciekać, czekała, choć jej spojrzenie dążyło za ruchami różdżki drugiej osoby. Była nerwowa - choć trudno się jej dziwić. Zdradzała to w mocno zaciśniętych dłoniach, jej wąskie usta zaciskały się w cienką kreskę. Pierś unosiła się i opadała odrobinę zbyt szybko by stwierdzić, że to naturalne.
Kiedy usłyszała zaklęcie, zamknęła na moment oczy. Mimo zaciśniętych powiek dostrzegła błysk, a chwilę potem odczuła ból. Okropny, potworny ból jakby biorący swój początek w niej samej, jakby właściciel różdżki wyrywał coś z jej umysłu brutalnie, okropnie. Krzyknęła, nie mogła jednak uciec.
Kiedy otworzyła oczy, była w innym miejscu, jednak poznawała je. Wiedziała gdzie jest, wiedziała kim jest człowiek na brudnej, zielonej kanapie. Młody nie-uzdrowiciel wyprowadził ją do wspomnień sprzed wielu lat - jednak najważniejsze że wspomnienia wróciły.
Widziała siebie, choć młodszą, szczuplejszą. Zdecydowanie bardziej zdenerwowaną niż obecnie, zachowywała się jakby miała zaraz rzucić czymś o ścianę. Dopiero co się przeprowadzili, a to wszystko przez tego głupiego charłaka. Nie mogła patrzeć na smarkulę, która niczego nie rozumiała, o którą ona musiała dbać przez jedenaście lat - i teraz została z dodatkową gębą do wyżywienia najwidoczniej na stałe.
- Stary Selwyn nie będzie już płacił tyle co przedtem. Nie chce nawet ze mną gadać. Psidwaczy syn pozbył się problemu. - mruknął jej mąż, jak zwykle podchmielony, odrobinę poirytowany. - Ale chce naszego milczenia więc jakaś kasa nadal będzie.
Nędzna. Rozumieli to raczej wszyscy. Skądś wzięła się ta cholerna przeprowadzka. Wcześniej też nie było najlepiej, ale tutaj - tu musieli przywyknąć, to na pewno. Choć nie wyróżniali się mocno między sąsiadami.
- Mała zbierze pieniądze, smarkuli na pewno na Pokątnej coś sypną. - w tej chwili wszystko było oczywiste. Pamięć wróciła jakby w jednej chwili, patrzyła na znajome brudne ściany i wiedziała co się działo. Ten stan wydawał jej się dziwny, nienaturalny. - Charlotte! - Mąż zawołał dziewczę które było przyczyną wszystkiego, mała po chwili stanęła w progu drzwi. Wtedy jeszcze Moore sądziła że mała zacznie kiedyś zadawać pytania - wyglądała inaczej niż oni, była ruda, miała jasne oczy, choć jej blada cera i wychudzona sylwetka idealnie się wpasowywała. Zaraz za nią wszedł Steve, najstarszy z ich synów, przez chwilę mała Charlotte wyglądała jakby chciała się stopić z framugą, żeby uniknąć jego spojrzenia.
- Przepraszam. - mruknęła cicho, trzymając się framugi, choć to raczej oczywiste że nawet nie wiedziała za co przeprasza - choć wszystko było jej winą.
Całe wspomnienie było otoczone jej bólem, widziała je, oglądała, pamiętała, jednak w tej chwili ta pamięć wcale nie miała wielkiego znaczenia, miała ochotę uciekać od bólu.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój 21 - Page 4 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój 21 [odnośnik]25.08.18 23:37
Wtargnąłem do umysłu kobiety wraz z krzykiem, który wyrwał się z jej gardła. Poczułem wyrzuty sumienia, jednak wiedziałem, że to na jej prośbę, że miało chwilę poboleć, żeby później było lepiej. To jak z przeszczepianiem narządu - trzeba rozciąć ciało, uszkodzić je, żeby wyjąć zniszczone tkanki i zastąpić je tymi zdrowymi. Czasem w końcu musiało być gorzej, żeby zaraz potem miało być lepiej - a przynajmniej tego się trzymałem, żeby zagłuszyć targające mną wyrzuty sumienia, które tak właściwie tylko narosły, kiedy zagłębiłem się we wspomnienie kobiety. Stałem się świadkiem sceny, której nie powinienem nigdy widzieć, bo nie była częścią mojego życia. To była kolejna rzecz, którą będę musiał dodać do noszonego brzemienia, coś, co zostanie objęte uzdrowicielską tajemnicą, którą nie będę mógł się z nikim podzielić.
Inwazja na najbardziej intymną część człowieka - nie, to wcale nie było leczenie chorób przenoszonych drogą płciową. Była nią legilimencja. Zabrnąłem w to już jednak zbyt daleko, by czuć obrzydzenie do własnych działań: robiłem wszystko w dobrej wierze i w imię słusznej sprawy. Tak to tłumaczyłem, tak się okłamywałem. Na szczęście dość skutecznie; jako Gwardzista nie mogłem pozwalać sobie na półśrodki, a Veritaserum nie zawsze było pod ręką.
Tylko że teraz nie miałem przed sobą czarnoksiężnika o zbrukanych krwią rękach, a kobietę z amnezją.
Kiedy mój wzrok się wyostrzył ujrzałem przed sobą tę samą kobietę, jednak młodszą i mniej zmęczoną życiem. Nie pierwszej już świeżości salon, dom raczej w biedniejszej części...
- Stary Selwyn nie będzie już płacił tyle co przedtem.
Drgnąłem, słysząc własne nazwisko. Zmarszczyłem brwi, przypatrując się uważniej lekko zaciągającemu mężczyźnie. W miarę jak kolejne słowa wypowiadane przez niego układały się w zdania, czoło moje marszczyło się coraz bardziej, a w oczy wkradało się zdziwienie z niezrozumieniem. O czym oni mówili?
Rozbieganym spojrzeniem wędrowałem od mężczyzny do kobiety. O kim oni mówili?
Poczułem, jak serce przyspiesza mi tempa. Nie, nie, to przecież niemożliwe, ona przecież-
- Charlotte!
Wstrzymałem oddech, nie dowierzając temu, czego byłem właśnie świadkiem. W drzwiach stanęła chuda, rudowłosa dziewczynka, a para oczu identycznych z moimi wpatrywała się z przestrachem w jej rodziców. Oddech uwiązł mi w gardle, nie mogłem przetworzyć informacji, którą właśnie na talerzu podała mi przypadkowo spotkana kobieta.
Moja siostra żyje.
Wspomnienie urwało się szybciej, niż bym tego chciał. Mógłbym wpatrywać się przez całą wieczność w filigranową figurkę pragnącą zlać się w jedność z framugą. Nie wiedziałem co mam zrobić, co powiedzieć - wpatrywałem się tylko szeroko otwartymi oczyma, nic nie pojmującym wzrokiem w kobietę przede mną, a przez moją głowę przebiegały tysiące myśli na minutę. Pierwsza, ta powtarzająca się zdecydowanie najczęściej: Charlotte żyła. Druga, która powodowała we mnie chęć do rękoczynów: ktoś odebrał mi ją, a tym kimś był nikt inny jak nestor Fenwick.
Poczułem wzbierającą we mnie złość, kiedy uformowała się myśl trzecia: moja siostra spędziła całe swoje życie z tymi ludźmi; ludźmi, którzy nie sprawili na mnie w jakikolwiek sposób pozytywnego wrażenia. Dlatego moja twarz ze skrajnego zdziwienia przeszła w spochmurniały wyraz ściągniętych brwi i gniewnego spojrzenia. Czułem, jak mój temperament zaczyna wyrywać się ze starannie założonego nań kagańca, przywołując przekleństwo gorącej krwi dręczące moją cholerną, chorą rodzinę od pokoleń. Zacisnąłem palce na różdżce, nie opuściwszy jej jeszcze, starając się unormować przyspieszony oddech.
Zbierało się na burzę.


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój 21 - Page 4 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Pokój 21 [odnośnik]26.08.18 0:17
Ból zniknął nagle i gwałtownie, jakby dosłownie wyrywając się z niej. Krzyknęła po raz kolejny i na chwilę ją zamroczyło. Mocno zamknęła oczy, ciężko oddychając, najwidoczniej nie była przedtem świadoma z jakim bólem wiąże się zabieg legilimencji.
Ból jednak powoli znikał, odchodził. Wciąż coś w środku niej pulsowało, było już jednak raczej widmem niż faktycznym istniejącym odczuciem. Silne uczucie musiało przebrzmieć.
- W dupę, mam nadzieję że mi nic nie poprzestawiałeś... - mruknęła pod nosem, nie mogąc okazać wdzięczności za wspomnienia które wróciły. Nie czuła wielkiej ulgi, miała raczej poczucie że wszystko jest tak jak być powinno. A cholernego pijaka przez którego zleciała ze schodów dopadnie.
Bała się jedynie że ten cały ból mógł wiązać się z czymś gorszym, że może coś jej się od niego poprzestawia i zacznie mylić literki jak ten ułom co mieszka niedaleko i tak dalej. Wydawało się jednak że wszystko jest okej. Podniosła się, najwidoczniej nieświadoma tego z kim ma do czynienia.
Dopiero w tej chwili spostrzegła, jak strasznie nachmurzył się ten smarkacz, zupełnie jakby jej wspomnienia w ogóle miały prawo go obchodzić. Gdyby z resztą trafił na cokolwiek emocjonującego, ten wyrywek życia w ogóle nie powinien go obchodzić.
- I czego?
Pewnie chce pieniędzy. Ale ona mu pieniędzy nie da. Raz że nie ma, dwa że nie rozdaje, trzy że na pierwszy rzut oka widać że on ma ich więcej więc to on powinien dawać jej nie na odwrót. W jakimś odruchu chciała powiedzieć, że się udało, wie co i jak, więc powinna wracać do siebie, na wszelki wypadek jednak nie potwierdzała powodzenia operacji, bo jeszcze blondynek na prawdę zacznie się domagać zapłaty.
Zamiast tego podniosła się nie zamierzając tu tak stać kiedy on się tak gapi, wzięła wszystko co przy sobie miała - czyli aż różdżkę i ruszyła do drzwi, bacznie jednak dzieciaka obserwując na wypadek jakby chciał wywinąć jakiś numer. Nigdy nie wiadomo, ona dobrze wie że w życiu lepiej ze wszystkim uważać, a jego mina nie napełniała jej zbytnim zaufaniem.


I show not your face but your heart's desire
Ain Eingarp
Ain Eingarp
Zawód : Wielość
Wiek : nieskończoność
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
I show not your face but your heart's desire.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój 21 - Page 4 3baJg9W
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/f47-sowia-poczta https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/f55-mieszkania http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Pokój 21 [odnośnik]26.08.18 17:22
Patrzyłem na ordynarną kobietę czując do niej coraz większą niechęć. Była jedną z ostatnich osób, którym powierzyłbym opiekę nad moją siostrą. Cholera, jak dziwnie to brzmiało: moja siostra. Prawie szesnaście lat żyłem z przeświadczeniem, że oprócz ojca z najbliższej rodziny nie pozostał mi nikt. Jednak... jeżeli Charlotte żyła to, znaczyło, że...
Brutalna prawda spadła na mnie bez ostrzeżenia. W jednej chwili cały gniew i wzburzenie gdzieś uleciały, ustępując miejsca bezbrzeżnej rozpaczy. Nie zwracałem już uwagi na kobietę, kiedy mijała mnie i z trzaśnięciem drzwiami opuściła pokój. Z niedowierzaniem malującym się na twarzy wpatrywałem się ślepo w jeden punkt na ścianie, nie będąc pewnym, dlaczego nagle obraz przede mną zaczyna się rozmazywać. Opuściłem różdżkę, będąc całkowicie bezsilnym. Nie do końca czułem moje dłonie i stopy, a głowa wydała mi się nagle zbyt lekka. Bez jakiejkolwiek woli dalszego życia padłem na kolana, po tym jak nogi odmówiły mi dalszego posłuszeństwa. Schowałem twarz w dłoniach chcąc zniknąć, nie wiedzieć, cofnąć się w czasie i odmówić kobiecie, kiedy ta podeszła do mnie w szpitalu. Świadomość, że moja matka mogła by żyć zabijała mnie od środka. Czułem się pusty, niczym wydmuszka. Uniosłem głowę nie wiedząc, co tak właściwie czuję. Od lat marzyłem o tym, aby odwrócić bieg wydarzeń, odmienić los jaki spotkał moją matkę i siostrę - teraz, kiedy dowiedziałem się, że wszystko to było winą nikogo innego, jak kogoś z mojej własnej rodziny poczułem się zagubiony. Nie czułem już jakiejkolwiek więzi ze swoim nazwiskiem; nazwiskiem kłamców i manipulantów, ludzi, którzy byli zdolni pozbyć się noworodka z powodu... czego? Co tak właściwie było na tyle ważne, żeby zrobić coś takiego?
Znów poczułem wzbierającą we mnie złość, zrywając się od razu na nogi. Palce kilkukrotnie zacisnęły się na trzonku różdżki, a ja walczyłem sam ze sobą. Musiałem się zdystansować. Wziąłem głęboki oddech, starając się znaleźć coś innego, na czym mógłbym się skupić. Potrzebowałem się uspokoić, zanim rzuciłbym się na oślep w miasto usiłując znaleźć dziewczynkę, którą kiedyś, całkiem przypadkowo już spotkałem. Wybiegłem z pokoju, zamierzając znaleźć się tak daleko od Londynu, jak tylko mogłem.
Świstoklik do Francji brzmiał fenomenalnie.

| zt x2


Alexander Farley
Alexander Farley
Zawód : Uzdrowiciel
Wiek : 23
Czystość krwi : Zdrajca
Stan cywilny : Zaręczony

Alex, you gotta fend for yourself

OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Metamorfomag
Pokój 21 - Page 4 9545390201fd274c78230f47f1eea823
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t927-alexander-farley https://www.morsmordre.net/t999-fumea https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f223-dolina-godryka-kurnik https://www.morsmordre.net/t3768-skrytka-bankowa-nr-277 https://www.morsmordre.net/t979-a-selwyn#5392
Re: Pokój 21 [odnośnik]27.10.18 18:34
13.09

Trzynaście minut po dziesiątej. Ze szpitala zawsze wracała późno, niezależnie od tego, czy wypełniała swój planowy dyżur, czy po prostu snuła się po nadgryzionych zębem czasu korytarzach, ślęczała nad książkami w gabinecie lub wspomagała innych uzdrowicieli w przepełnionych przez anomalie salach. We własnym mieszkaniu i tak nie miała niczego do roboty, a przecież nikt o zdrowych zmysłach nie zaprosiłby nigdzie Elviry Multon, bo nie była ani duszą towarzystwa ani dobrym kompanem do rozmów. Zdawała sobie sprawę, że należy do niechlubnego grona czarodziejów, których za ich plecami nazywa się nudziarzami i dziwakami, ale te komentarze mogły palić ją gniewem tylko tak długo dopóki ogień nie przysypał urazy popiołem obojętności; doszła do pokrętnego wniosku, że oni po prostu nie rozumieli. Czego dokładnie? To pytanie nie miało właściwej odpowiedzi, mogło chodzić zarówno o wszystko jak i o nic w szczególności. Potrzebę bycia docenioną odbijała sobie w szpitalu, jedynym miejscu, w którym miała realną władzę; patrzyła w oczy tym pacjentom, którzy śmieli zakpić z jej osamotnienia, robiąc to tak długo, aż zrozumieli, że to właśnie w jej kościstych dłoniach spoczywa całe ich przyszłe życie (lub śmierć).
Ci, którzy obserwowali Elvirę z boku, mogli odnieść wrażenie, że brak znajomych i pracoholizm są jej smutnymi uchybieniami, czynnikami na które być może miał wpływ jej niezmiennie trudny charakter. Tak, ci, którzy żyli w bliskości ze swoimi rodzinami, ludzie normalni, mogli myśleć w ten sposób, lecz równocześnie rozmijali się z prawdą. Elvira nie potrzebowała sympatii, a wszelkich zależności unikała jak ognia, ponieważ nigdy - już od najwcześniejszych lat szkolnych - nie potrafiła odnaleźć w tym niczego, co uzupełniłoby jej życie, sprawiło, że poczułaby się doceniona. Wzgarda szlacheckich kuzynów oraz cięte komentarze pozostałych dziewcząt jedynie wzmocniły tę niechęć do poziomu żrącej, choć nieukierunkowanej na konkretne osoby nienawiści.
W jakiś sposób zapewne dawała to odczuć. Nigdy - a przynajmniej tak wynikało z jej wspomnień - nie doznała upokorzenia płynącego z romantycznych zalotów. Była kobietą nadzwyczajnie piękną - połyskującą bladością skóry i lekką jak piórko fryzurą wśród masy ponurych Londyńskich czarownic - ale poza tym nie odznaczała się żadnymi innymi cechami przyciągającymi płeć męską, dla której miała zresztą specjalne miejsce w swojej komórce nienawiści. Jak typowa mizoandryczka gardziła ich uprzywilejowaną pozycją w społeczeństwie i stereotypowymi niskimi popędami.
Nie trudno więc było domyśleć się, jak zareagowała na paskudny anonimowy list miłosny, który - jakby sam w sobie nie przynosił wystarczająco wiele zażenowania - został jej dostarczony do szpitala w jednym pliku wraz z naprawdę istotną korespondencją. Najchętniej wepchnęłaby go do gardła stażystce, która uniosła wymownie brwi, najwyraźniej nie mogąc uwierzyć w to, że pani Multon w ogóle dostaje jakiekolwiek wiadomości poza służbowymi. Idąc za rozsądkiem, powinna go po prostu wyrzucić i zająć się swoimi sprawami, ale przez resztę dnia wciąż i wciąż powracała myślami do jego treści, próbując rozszyfrować nadawcę. Gdyby nie zdawała sobie doskonale sprawy z tego, że współpracownicy woleli na co dzień unikać wchodzenia jej w drogę, mogłaby uznać list za kiepski żart. Nie wiedziała nawet, dlaczego cała ta sprawa napełniała ją tak olbrzymią wściekłością i obrzydzeniem; dla dobra swoich badań próbowała pohamować frustrację, zamiast tego wzmagając ją za każdym razem, gdy próby te spełzały na niczym.
Przeczuwała, że nie odpuści sobie tej sprawy, dopóki nie dowie się, kto był na tyle odważny, by w ten sposób zwrócić na nią uwagę; musiała to wyjaśnić zanim idiota spróbuje zrobić coś więcej i Salazarze broń upokorzyć ją przed całym personelem. Listu nie wyrzuciła i nosiła go ze sobą do końca dyżuru, ale potencjalnego sprawcy domyśliła się dopiero po opuszczeniu Szpitala i wyruszenia w standardowo pieszą drogę powrotną do domu. Możliwości i tak nie było wiele; poza pracą spędzała wśród ludzi ograniczoną ilość czasu, ale zanim zamykała za sobą drzwi mieszkania, pełniącego tak właściwie jedynie funkcję noclegową, lubiła zatrzymywać się w Dziurawym Kotle na obiad, gdyż sama unikała marnowania czasu w kuchni. Przy zacienionych stolikach najodleglejszych kątów pubu mogła zawsze w spokoju zatopić się w lekturze, co jednak nie oznaczało, że nie dostrzegała spojrzeń niektórych podchmielonych klientów oraz barmana.
To właśnie ten ostatni zajmował pierwsze miejsce na liście podejrzanych. Bo naprawdę; kto inny mógłby widywać ją na tyle często, by zachwycić się jej urodą i milczącym spokojem, równocześnie nie znając prawdziwego oblicza introwertycznej, niemalże obłąkanej uzdrowicielki?
Gdy tego wieczora wracała na Pokątną, znów zatrzymała się w Dziurawym Kotle, jednak tym razem nie na kolację, lecz by wyjaśnić to nieporozumienie - po raz pierwszy i ostatni. Przy barze dowiedziała się, gdzie szukać niefortunnego mężczyzny - "Luke", tak go właśnie nazwano - i nie zwlekała dłużej przed dorwaniem go na piętrze.
Była zmęczona, ale wciąż wystarczająco zdenerwowana, by podejść do sprawy poważnie. Znalazła go w jednym z pokoi - i naprawdę, czy mężczyzna sprzątający w pubie naprawdę myślał, że to przyzwoite by wysyłać takie listy do uzdrowiciela? - gdzie stanęła na progu, wyciągając z kieszeni długiego, czarnego płaszcza nieco już wygnieciony list. Strzepnęła go i uniosła, starając się, by odraza nie była od razu tak dostrzegalna na jej delikatnej twarzy.
- Dobry wieczór, jestem Elvira Multon - poinformowała ze spokojem o czymś, o czym zapewne już wiedział, chociaż w środku wykrzywiała ją niechęć i zażenowanie. - Oczekuję wyjaśnienia. Domyślam się, że to od... pana - ostatnie słowo zabrzmiało w jej ustach prawie jak obelga. Nie zamierzała tracić czasu na wstępną pogadankę i uprzejmości.

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame


Ostatnio zmieniony przez Elvira Multon dnia 11.11.18 14:28, w całości zmieniany 2 razy
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój 21 [odnośnik]27.10.18 23:00
Początkowo w zasadzie to nic nie zauważył. Ba, nawet nie zwracał uwagi. Dopiero po jakimś czasie uniósł wzrok zza lady baru i rozejrzawszy się po miejscu swojej pracy jego spojrzenie padło na blondwłosą kobietę siedzącą przy stoliku w kącie sali. Pewnie nawet by nie spojrzał w jej kierunku zajęty polerowaniem szkła za barem, ale klient, który akurat siedział przy barze, popijając którąś z kolei kolejkę Ognistej, cały czas wspominał, że „tam w rogu siedzi taka blond piękność” i w końcu dla świętego spokoju uniósł wzrok. Faktycznie, wyróżniała się urodą na tle czarownic znajdujących się w barze. Był szczerze zaskoczony, że sam wcześniej nie zwrócił na nią uwagi. Jednak odwrócił od niej wzrok dość szybko gdy do kontuaru podszedł kolejny klient.
Na początku zapomniał o czarownicy i nie zaprzątał sobie tym głowy, jednak kiedy kilka dni później znów ją zobaczył siedzącą przy tym samym stoliku, tym razem przyjrzał się jej dokładniej. Dokładnie zlustrował ją wzrokiem od stóp do głów oraz to czym się zajmowała. Książki, które miała przy sobie nie były mu znane, zwłaszcza, że kiedy sprzątał puste kufle i talerze na sali zajrzał jej niepostrzeżenie przez ramię kilka razy by zobaczyć co czyta. Coś o transmutacji i coś z magii leczniczej, kompletnie nie jego dziedziny. Domyślił się jednak, że kobieta pracuje w Mungu, zwłaszcza, że kiedy widział ją później jeszcze kilka razy miała przy sobie przeważnie książki z zakresu magii leczniczej. Zaintrygowała go, musiał przyznać. Od tamtej pory za każdym razem kiedy zauważył ją w barze zerkał na nią co jakiś czas. Zaczął się zastanawiać czy kobieta nie jest aby przypadkiem wilą lub pół wilą, bo tak na niego działała i wcale mu się to nie podobało.
Któregoś wieczora, kiedy tak obsługiwał klientów przy barze, zerkając na blondynkę co jakiś czas, dotarło do niego, że nie jest mu ona tak kompletnie obca. Co prawda potrzebował dłuższej chwili by przypomnieć sobie skąd może ją znać, aż w końcu go olśniło. Aż miał się ochotę trzasnąć otwartą dłonią w czoło, jednak udał mu się powstrzymać ten durny gest. Widział ją w szkole, byli razem w Slytherinie. Z pewnością była od niego starsza, z tego co zdążył sobie przypomnieć o trzy lata. Widywał ją przeważnie w bibliotece gdzie i on często przebywał, a jeśli nie tam to przy tym jednym stoliku w rogu Pokoju Wspólnego. Jedynie raz zapytał o nią prefekta, a ten powiedział mu, że to lekka dziwaczka i outsiderka, wspomniał też jej imię i nazwisko. Elvira Multon. Jego przypuszczenia się potwierdziły, gdy któregoś dnia, gdy ja zwykle siedziała przy tym samym stoliku, zerknął na jedną z jej książek, na której była podpisana.
Wszystko ładnie, pięknie jednak coś zaczynało być nie tak. Myślał o niej częściej niżby tego chciał, a w zasadzie w ogóle by nie chciał. Gdy był w pracy mimowolnie się za nią oglądał, nawet jeśli jej nie było, co powodowało u niego bolesne rozczarowanie i coś na wzór tęsknoty.  Nie podobało mu się to, nie lubił nad czymś nie panować. A przez to wszystko nie potrafił skupić się ani na pracy ani nad innymi rzeczami. A przecież aby zgłębiać tajniki czarnej magii musiał być w pełni skupiony. Taki stan trwał dobre kilka tygodni, aż w końcu można powiedzieć, że trafił go szlak. To czego nie potrafił nazwać przelał na papier. Napisał wszystko co do tej pory czuł, chciał to wszystko z siebie wyrzucić, chciał się tego pozbyć raz na zawsze. To wszystko spowodowało, że czuł do siebie wręcz obrzydzenie, a fascynacja panną Multon, jaką czuł do tej pory, zmieniła się wręcz w nienawiść. Nie miał zamiaru jej tego wysyłać, o nie, nie chciał by się o tym w ogóle dowiedziała. Jednak im dłużej leżało to w szufladzie, a on o tym wiedział, tym większy szlak go trafiał. Dlatego któregoś dnia, polecił jednemu ze swoich zaufanych ludzi dowiedzieć się dokładnie, gdzie pracuje, a kiedy posiadł takową wiedzę, od razu wysłał list, pozbywając się go. Pozbywając się tego wszystkiego. To zadziałało na niego jak katharsis. Wszystko zniknęło jak ręka odjął, a on mógł wrócić do swojego życia.
Tego wieczora Tom miał wolne, więc musiał wieczorem posprzątać wolne pokoje, w razie gdyby ktoś chciał wynająć. Akurat był w pokoju numer 21 i zarządzał miotłą i ścierkami za pomocą różdżki, kiedy usłyszał za sobą damski głos. Obrócił się na pięcie kiedy przyrządy dalej robiły swoje. Widząc akurat ją uniósł brew ku górze, a dopiero po chwili skierował wzrok na kawałek papieru w jej dłoni. Rozpoznał swoje pismo natychmiast.
- Z tego co widzę jest to kawałek papieru, zapisany całkiem niezłym charakterem pisma, z pewnością list. I owszem, jest on ode mnie. - odparł spokojnie.
Nie spodziewał się, że do niego  tym przyjdzie. Chciał się tego pozbyć, a ona mu to znowu przynosi. No co za babsko, czy nie może mu dać spokoju? Czy on naprawdę prosi o tak wiele?


Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.

Luke Larson
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 This is my game!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4583-luke-larson-w-budowie https://www.morsmordre.net/t4671-larson#100330 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f156-langley-st-25 https://www.morsmordre.net/t6739-skrytka-bankowa-nr-1184#175834 https://www.morsmordre.net/t4677-luke-larson#100364
Re: Pokój 21 [odnośnik]28.10.18 17:44
Elvira nie zdawała sobie sprawy z tego, że Luke może pamiętać ją ze szkoły. Dla niej był tylko pozbawioną skojarzeń męską twarzą - jedną z wielu - z którą być może spotkała się już wcześniej, ale nie uznała za istotne, by to odnotować. Uczęszczając jeszcze do Hogwartu lubiła od czasu do czasu przysiąść z boku i poobserwować bieg szkolnego życia, zwyczajowo doszukując się u wszystkich wad i uchybień. Rola obserwatora pasowała Elvirze znacznie bardziej niż aktywne uczestnictwo w życiu towarzyskim, więc siłą rzeczy bywała skarbnicą ciekawostek i domysłów, którymi jednak nigdy z nikim się nie dzieliła; lubiła magazynować plotki, ale gardziła ich rozprzestrzenianiem, tak przynajmniej uzasadniała sobie fakt, że najzwyklej w świecie nie miała żadnej przyjaciółki ani koleżanki. Niepokojący zwyczaj dokładnego przyglądania się życiu innych uczniów nie oznaczał jednak, że pamiętała o nich później, gdy każdy jej dzień zaczęła pochłaniać praca i nauka w Szpitalu Świętego Munga. Nie miała już czasu na to, by obserwować przeciętnych ludzi ani tym bardziej wspominać dawne znajomości, jeżeli w ogóle można było nazwać w ten sposób odrabianie lekcji w jednym Pokoju Wspólnym.
Tak więc nie - nie wiedziała nic o mężczyźnie stojącym przed nią poza tym, że nazywa się Luke, jest pubowym parobkiem i do tego bezczelnym, jeżeli wydawało mu się, że może wysyłać takie listy do kobiet pokroju Elviry, a potem jeszcze bezceremonialnie się do tego przyznawać.
W pierwszej chwili była nawet zaskoczona. Spodziewała się, że bęcwał będzie próbował się wykręcać, jak tchórz nie mający nawet na tyle przyzwoitości, by podpisać się pod własnymi słowami. Wzięła głęboki oddech i zmięła list w zaciśniętej pięści, nie będąc w stanie dłużej wstrzymywać frustracji. Bo przecież oni tacy właśnie byli, prawda? Wydawało im się, że mają prawo wyrzucić kobiecie między oczy, co o niej myślą, przelać na nią swoje parszywe fantazje i oczekiwać aprobaty, może nawet wzruszenia. Elvira przypomniała sobie starszą współpracownicę z Munga, która kiedyś ośmieliła się ocenić ją miarą męskiego zainteresowania. Z dwudziestoparoletnią panną coś musi być niedobrze, jeżeli kawalerzy nie próbują jej schwytać. To wspomnienie w obecnej sytuacji podburzyło ją jeszcze intensywniej. Nikomu nie powinno nawet przyjść do głowy, że Elvira mogłaby kiedykolwiek pozwolić się schwytać.
Ta uwolniona nienawiść była widoczna w jej postawie. Mogła mieć filigranową sylwetkę, ale była również wysoka - prawie tak wysoka jak ten mężczyzna - a jasnoniebieskie oczy potrafiły w cieniu świec przybrać barwę ciemną i pochmurną. Parę kosmyków cienkich włosów zjechało jej na zaróżowione policzki; pozornie nie zmieniło się wiele, ale zmęczona całodziennym dyżurem uroda zmieniła charakter na bardziej naelektryzowany, ofensywny. Do pełnego obrazu brakowało tylko wyciągniętej różdżki, ale tego oczywiście nie zrobi - nie zamierzała wdawać się w bójkę, już dawno z nich wyrosła.
- Więc możesz go sobie zabrać z powrotem - odpowiedziała, przygryzając usta. Mogłaby rzucić mu zmięty pergamin, to na pewno miałoby mocniejszy efekt, ale musiała zachować uzdrowicielską godność i zamiast tego lekkim ruchem odłożyła go na najbliższą szafkę - Nie zrobisz tego nigdy więcej - to nie było pytanie; to było stwierdzenie, chociaż nawet nie starała się, by zabrzmieć rozkazująco. Oficjalne zwroty poszły w zapomnienie, ale skoro sam odważył się napisać do niej tak zuchwały list, nie czuła się zobowiązana do tego, by nadal traktować go z grzecznością - Nie będziesz upokarzał mnie przed poważnymi ludźmi - Ten dodatek był już złośliwy, zdawała sobie z tego sprawę; zasugerowała w nim, że on nie należy do grupy poważnych ludzi, co zresztą z jej perspektywy wcale nie rozmijało się z prawdą.
Poza tym oczywiście przesadzała, mówiła nad wyrost. Bo przecież tak naprawdę Luke w żaden sposób nie zawstydził jej przed innymi pracownikami. Poza paroma stażystkami-plotkarami, które zastanawiały się, czy pani Multon ma przyjaciół, czy po prostu napisała do niej rodzina, nikogo nie obeszła jej prywatna korespondencja i nikt też nie miał do niej dostępu. Nie, ona chciała po prostu przelać na niego część własnej wściekłości, uniżyć go subtelnymi docinkami, pokazać gdzie jego miejsce.
Niektóre rzeczy nigdy się nie zmieniały.


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój 21 [odnośnik]29.10.18 18:42
Patrzył na nią w milczeniu i ze spokojem wymalowanym na twarzy. Nie wiedział dlaczego, ale bawiła go jej reakcja. Owszem, na początku był zirytowany, że znowu ja widzi, jednak po chwili irytacja odeszła w zapomnienie i pojawiło się rozbawienie, zwłaszcza kiedy zmięła kawałek papieru. Nie dał jednak tego po sobie poznać. Już wiele lat temu nauczył się maskować swoje uczucia i emocje. W zasadzie to już za dzieciaka, kiedy jeszcze nic nie wiedział o magii, ani o tym, że jest czystokrwistym czarodziejem. Już w mugolskim sierocińcu, jako mały chłopiec był zmuszony nauczyć się sztuki „kamuflażu”. Ale trzeba przyznać, że wyszło mu to na dobre. Przydało mu się to już w szkole, kiedy jednym z jego zajęć, na zabicie nudy, było obserwowanie ludzi. Nikt nie zwracał na niego za bardzo uwagi uważając go za kujona i może w jakimś stopniu dziwaka, więc mógł do woli obserwować ludzi i ich zachowania. W przeciwieństwie do niej, choć nie zawsze pamiętał nazwiska, choć z czasem i to sobie przypominał, zapamiętywał różne, często dla innych nic nieznaczące, fakty. To właśnie dlatego udało mi się przypomnieć pannę Multon i wszystko to co było z nią związane, czego zdołał się dowiedzieć w szkole. Zabawne, że zdobywanie informacji aktualnie było jego pracą i poniekąd hobby.
- Nie chce tego. - odparł spokojnie kręcąc głową, po czym kącik jego ust lekko uniósł się ku górze – Zawsze zastanawiałem się, co wydarzyło się w twoim życiu, że zachowujesz się tak, a nie inaczej. Jakoś na początku nie chciało mi się wierzyć, że jesteś dziwakiem ja nazwał cię prefekt. - pokręcił głową nie spuszczając z niej spojrzenia brązowych oczu.
Uniósł brew ku górze słysząc jej kolejne słowa. O proszę, a więc miał do czynienia z panienką, która miała innych za nic nie warte pospólstwo i sama siebie stawiała na samej górze. Oj trafiła na złego przeciwnika. Luke był wychowany w przekonaniu o swojej wyższości i nie było opcji by ktokolwiek chciał nad nim górować. Miał do czynienia ze szlachtą i rzadko kiedy okazywał im szacunek, jeśli na niego nie zasłużyli. Więc nie było opcji by ta rozwydrzona panna mu się tu tak puszyła.
- Słuchaj paniusiu. - aż się wyprostował, jednocześnie odganiając chęć rzucenia w nią Cruciatusem – Nie wiem co sobie ubzdurałaś pod tą blond czuprynką, ale nie jesteś pępkiem świata, a już na pewno nie jesteś zbyt poważnie traktowana przez swoich współpracowników w Mungu. Więc odpuść sobie gadanie o poważnych ludziach, bo sama do nich nie należysz, a już na pewno się takimi nie otaczasz. - powiedział nadal spokojnie, nadal z tą samą zimną objętością wymalowaną na twarzy.
Nie raz nie dwa obsługiwał uzdrowicieli, którzy po ciężkim dniu pracy w szpitalu wpadali na jednego głębszego. Wystarczyła jedna kolejka za dużo by pokazywali jak „poważnymi” ludźmi są.
Jego zdaniem, fakt, że pracował w Dziurawym Kotle jako barman i czasami posprzątał jakiś pokój w żaden sposób nie klasyfikowało go na samym dole łańcucha pokarmowego. Wręcz przeciwnie, znając tajniki barmańskiej pracy oraz możność przebywania wśród ludzi, sprawiało, że posiadał swojego rodzaju władzę. Mógł do woli zdobywać informacje, które nie jednych mogły zrujnować, ale przede wszystkim były przydatne dla Rycerzy.


Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.

Luke Larson
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 This is my game!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4583-luke-larson-w-budowie https://www.morsmordre.net/t4671-larson#100330 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f156-langley-st-25 https://www.morsmordre.net/t6739-skrytka-bankowa-nr-1184#175834 https://www.morsmordre.net/t4677-luke-larson#100364
Re: Pokój 21 [odnośnik]31.10.18 19:06
Wbrew temu, co mogłoby się wydawać, Elvira nigdy nie uważała się za bardziej wartościową od innych z powodu zawodu, jaki wykonywała. Poczucie wyższości tej ekscentrycznej kobiety miało swoje źródła znacznie, znacznie głębiej; skomplikowane, często sprzeczne wyjaśnienia, które nią kierowały można by zamknąć w zrozumiałym sformułowaniu "taka już się urodziła". Sięgając pamięcią wstecz wcale nie widziała młodej, niezręcznej i w gruncie rzeczy bardzo kapryśnej dziewczynki, ale nadzwyczaj rozwinięte dziecko, w swojej rozumności wręcz przeznaczone największym ambicjom. Przytyki w stronę Larsona dotyczyły ogółu i miały na celu upokorzyć - choć oczywiście uzdrowiciele, tak jak aurorzy lub politycy, mieli za sobą niełatwą ścieżkę rozwoju i daleko im było do barmanów, sklepikarzy, czy wagabundów. Elvira jednak wcale nie musiała powoływać się na swoją uwielbianą medycynę, by być pewną, że Luke nie jest wart jej czasu. Z najprostszego możliwego powodu; ponieważ nikt nie był.
Mężczyzna mógł mieć rację, stwierdzając, że Elvira nie otacza się poważnymi ludźmi; prowadziła przecież życie samotnej wilczycy - a więc siłą rzeczy skazane na niepełność, na zagładę - i unikała nawiązywania bliższych kontaktów nawet z tymi, którzy w szpitalu i poza nim zapewniali jej dogodniejszy byt. Mylił się jednak, gdy twierdził, że sama nie stanowi elementu klasy inteligenckiej; wiele lat pracowała na swój gabinet, goszczący dziennie w porywach do dwudziestu pacjentów. To wszystko jednak było w gruncie rzeczy nieistotne; Elvira nie kierowała się tak logicznymi obserwacjami, a jej własne opinie były mocno stronnicze i często niezgodne z rzeczywistością.
Larson nie mógł zresztą znać jej naprawdę, inaczej nie napisałby tego cholernego listu. Z początku jego słowa ją zszokowały, aż się zapowietrzyła. Nie miała pojęcia, na jakiej podstawie Luke odważył się nawiązać do szkolnego życia, choć gdy już to zrobił, zdała sobie sprawę, że w istocie skądś go kojarzy. Musiała już widzieć tę twarz gdzieś w Hogwarcie, ale nie wiązała jej z żadnymi ciekawszymi wydarzeniami, co tym bardziej wzmogło jej zniesmaczenie. A więc były współuczeń? Oczami wyobraźniami ujrzała ich po raz kolejny; aroganckich, pogardliwych, oglądających się wygłodniale za dziewczętami. Chłopcy, którzy doprowadzali jej bzdurne rówieśniczki do łez byli tymi samymi, którzy później w bibliotece dyskutowali o dziwnej Multon, nie zdając sobie sprawy z tego, że stoi zaledwie dwa regały dalej.
Ale to jeszcze nie koniec; mężczyzna mówił dalej, ewidentnie nie mając pojęcia z kim rozmawia. Traktował ją protekcjonalnie, ze wzgardą, chociaż z pewnością doskonale zdawał sobie sprawę, że nigdy by tu nie przyszła, nie próbowała nawet otworzyć ust w jego kierunku, gdyby nie napisany przez niego list. Przez chwilę czuła się oszukana; jak ktoś, kto nieopatrznie pozwolił zrobić z siebie głupka. Potem jednak ogarnął ją gniew, jakiego nie odczuwała od lat; aż zacisnęła chłodne, kościste pięści. Równocześnie szarpnęło nią nieprzemożne pragnienie zrobienia mężczyźnie krzywdy. To właśnie w takich momentach objawiało się wariactwo Elviry; gdy palce świerzbiły ją i paliły z chęci szarpnięcia nimi do przodu, złapania tego człowieka za kołnierz, gardło, twarz. Chciała wbić mu paznokcie prosto w źrenice, zderzyć swoje kości z jego nosem z miażdżącą siłą, której po prawdzie nawet nie miała. Chwila wściekłości zupełnie wyrzuciła z jej głowy myśl o różdżce; jej napięte jak struna ciało ze znacznie większą satysfakcją przyjęłoby fizyczny atak, taki, w którym czułaby pulsujące ciepło między palcami, w ustach...
Ale oczywiście kto by mógł się domyślić, że takie żądze wirowały w myślach szczupłej, elfowatej uzdrowicielki, która krew na rękach miała jedynie wtedy, gdy opatrywała pacjentom rany. Zdołała się powstrzymać, chociaż wyglądała poniekąd złowieszczo, nie bez powodu wciskając drżące pięści we własne biodra. Nie odzywała się przez dość długi czas, podczas którego słowa Larsona zdążyły dobrze wybrzmieć w jej uszach. Patrzyła na niego spode łba, spomiędzy opadających na czoło jasnych włosów; niedbała, lecz na swój sposób urokliwa fryzura nie pasowała już dłużej do dziewczęcej twarzy na której widniał ironiczny półuśmiech. Nie było w nim nawet złośliwości, stanowił jedynie fizyczną manifestację jej kłopotów z utrzymaniem w sobie tej furii.
Aż w końcu przypomniała sobie, na jakiej oboje znajdują się pozycji. To nie ona się skompromitowała; nie miała żadnych powodów do tego, by traktować poważnie słowa jakiegoś zdesperowanego czarodzieja. Jeżeli nawet coś tam o niej wiedział, to z pewnością nic z tego nie rozumiał.
Gdy tym razem się odezwała, brzmiała zupełnie inaczej niż wcześniej. Pozorny spokój był tak naprawdę swego rodzaju maską. Wbrew pozorom rzadko komunikowała się w sposób tak stoicko zimny jak w tej chwili; zazwyczaj mówiła prześmiewczo, złośliwie, surowo, kapryśnie... miała całą gamę nieprzyjaznym tonów, które znikały tylko wtedy, gdy naprawdę potrzebowała coś ukryć. Wiele czynników złożyło się na to, że Larson zdołał wyciągnąć z niej te fragmenty najpaskudniejszych cech; ostatecznie, denerwowała się tym listem już od dobrych paru godzin.
- Moje życie nie powinno cię interesować - zaznaczyła tonem podobnym do tego, jakiego używają uzdrowiciele, gdy informują pacjenta o najgorszej możliwej diagnozie. - Nie jestem twoją "paniusią", choć pewnie byś chciał - jej uśmiech się poszerzył, uniosła nieznacznie jasną brew. - Skoro nie uważasz mnie za poważnego człowieka, to co można powiedzieć o tobie? Jeszcze niedawno byłeś mną tak zainteresowany. Twoje włosy, tak czyste i piękne. Każdy dzień, gdy cię nie widzę, jest jak dzień bez słońca. - zacytowała z lichą dokładnością jego list, podśmiewając się przy tym jak nie do końca poczytalna nastolatka. - Powiedz mi, czyje to są słowa? Twoje, czy twojego penisa? - zapytała, a jej lekki ton w ułamku sekundy stał się warkliwy i napastliwy.
Być może potem będzie niezadowolona z faktu, że odezwała się tak nieprofesjonalnie i wulgarnie. Zniesmaczy ją myśl, że nadszarpnęła swoją godną pozycję przed jakimś podrzędnym barmanem, bo to przecież jasne, że nie odczuje poczucia winy stricte z powodu pozbawionego kobiecej pruderyjności języka. Nigdy nie uważała samej siebie za grzeczną dziewczynkę; czemu miałaby hamować to, co naprawdę ciśnie jej się na usta tylko dlatego, że ktoś kiedyś uznał to za społecznie niestosowne. Absurd.
- Nie powinnam była tu przychodzić - dodała jakby sama do siebie, ale nie wykonała żadnego ruchu w kierunku wyjścia.
Być może w miejscu trzymały ją właśnie te drobne, mroczne iskierki ekscytacji. Być może ta najbardziej zepsuta część Elviry miała nadzieję, że będzie jeszcze mieć okazję, by zrobić kolejny krok. Nie pierwszy raz w ten sposób igrała z przepaścią, ale gdyby nie miała w sobie ani knuta pociągu do zagrożenia, czy próbowałaby w Hogwarcie rozwikłać zagadkę Komnaty Tajemnic?

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój 21 [odnośnik]03.11.18 17:10
Obserwował ją uważnie, starając się zarejestrować każdy jej najmniejszy tik nerwowy czy ruch. Już nie stanowiła dla niego obiektu pożądania jak jeszcze kilka dni temu. Przelanie tych wszystkich uczuć na kartkę sprawiło, że się od nich uwolnił i ta kobieta w ogóle go nie interesowała. W zasadzie nie istniała dla niego i nie chciał jej oglądać.
Patrzył ze stoickim spokojem na jej twarz, zauważył jak zaciska swoje drobne dłonie, nie umknęło mu również to co tak bardzo starała się ukryć. Widział w jej oczach jak ciska w jego stronę pioruny, jak najchętniej uciszyłaby go za pomocą machnięcia różdżki. Zastanawiał się czy ta drobna panienka w ogóle zna jakieś zaklęcia defensywne, bo to, że nie zna żadnych zaklęć czarnomagicznych, to był tego pewny.
Nie interesowało go dlaczego taka jest, miał w nosie co w jej życiu spowodowało, że zachowywała się tak jak się zachowywała. Chciał by zeszła mu z oczu, jednak ona uparcie nadal tu stała i jeszcze łapała tym jęzorem. Luke nie był w żadnych wypadku seksistą, twierdził nawet, że kobiety mogą bardzo dużo dobrego przynieść ich społeczeństwu, ale w tym momencie miał ochotę jej powiedzieć dużo rzeczy, przez które można by go postrzegać jako dyskryminującego kobiety chama. Powstrzymał jednak tą chęć. Nauczył się nad sobą panować już dawno temu, więc nie było to trudne. Nie zmieniało to jednak faktu, że Larson nie należał do ludzi, z którymi chce się zadzierać. Panna Multon o tym nie wiedziała, ale trafiła na niebezpiecznego człowieka. Miał już krew na rękach nie raz i to w znaczeniu metaforycznym jak i dosłownym. Być może teraz, kiedy tak stał pośrodku pokoju, a miotła i ścierki lawirowały za nim, mógł się wydawać podrzędnym, zwykłym barmanem, a jakiego postrzegała go blondynka przed nim. Było inaczej. Ze swoimi ocenami mógł pracować w Ministerstwie na stanowisku, który by mu odpowiadał, jednak on pracował w barze jako barman. Robił to świadomie, gdyż jako członek Rycerzy, poprzez pracę w barze mógł zdobywać informację, których organizacja potrzebowała. Nadawało to w pewien sposób jego życiu sens, a poza tym był w tym naprawdę dobry.
- Nie interesuje mnie. - odparł spokojnie kiwając głową, jednocześnie wsuwając dłonie w kieszeni spodni – Cokolwiek jest związane z tobą mnie nie interesuje. Nie powinnaś mieć o sobie tak wysokiego mniemania, bo z tego co wiem nie osiągnęłaś jakoś specjalnie dużo w swoim życiu. I nie, nie chciałbym żebyś była moją „paniusią”. „Paniusie” są w burdelu, ale jeśli tak na siebie patrzysz to już nie moja sprawa. - wzruszył obojętnie ramionami, po czym wyciągnął jedną ręką w kieszeni, w której trzymał różdżkę i machnął nią, a miotła zaczęła sprzątać inną część pomieszczenia – Ja? Jestem o wiele poważniejszym i bardziej przydatnym człowiekiem niż ten, za którego mnie masz. Jednak twoja blond czupryna nie zrozumie powagi mojej pracy, więc nawet nie będę sobie strzępił języka. - pokręcił głową wyciągając papierosa i odpalając go – Owszem, byłem tobą zainteresowany, ale dzięki Salazarowi to zainteresowanie minęło i zniknęło bezpowrotnie w momencie kiedy napisałem to co masz w dłoni. W zasadzie nawet nie zamierzałem ci tego wysyłać, ale wkurzało mnie i tego też postanowiłem się pozbyć. I nie wyobrażaj sobie za dużo, nie chciałem cię w ten sposób urazić czy zdyskredytować w oczach tych durniów w Mungu. Zrobiłem to dla własnego spokoju, a że ty jesteś jakąś wariatką, która od razu tu przyleciała to już nie moja wina. - pokręcił głową i na nowo zaciągnął się papierosem.
Naprawdę chciał by już się oddaliła. By mógł na spokojnie sprzątnąć ten pokój do końca i wrócić na dół, gdzie zajmie się naprawdę przydatną pracą.


Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.

Luke Larson
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 This is my game!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4583-luke-larson-w-budowie https://www.morsmordre.net/t4671-larson#100330 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f156-langley-st-25 https://www.morsmordre.net/t6739-skrytka-bankowa-nr-1184#175834 https://www.morsmordre.net/t4677-luke-larson#100364
Re: Pokój 21 [odnośnik]04.11.18 15:44
Dlaczego zdecydowała się tu dzisiaj przyjść? Dlaczego nie wyrzuciła listu do mugolskiego kosza przed Mungiem; jedynego właściwego miejsca dla tak gigantycznego steku bzdur? Gdyby miała więcej rozsądku, samokontroli... ale nie, to z pewnością nie mogło chodzić o nią, przecież była ponad chwilowymi pragnieniami. Tak najwyraźniej musiało się stać; przyszła tutaj w jakimś celu, który osiągnęła. Pokazała autorowi listu, co w rzeczywistości o nim myśli i po raz kolejny przekonała się o tym jak prostolinijne było ich postrzeganie. Kto normalny spisywał na pergaminie swoje najskrytsze spostrzeżenia, a potem wysyłał je sową, nie oczekując równocześnie żadnego rezultatu? Wystawiając się na ośmieszenie; skoro Larson twierdzi, że jego zauroczenie minęło, to tym lepiej dla niego, ale udowadniał tym samym żałosną zmienność i emocjonalne rozchwianie. Gdyby nie znała już wcześniej prymitywnych męskich żądz, mogłaby uznać, że anomalie uszkodziły mu płat czołowy. W tej sytuacji pozostawało jednak tylko odnalezienie wyjścia z tej niepomiernie żenującej sytuacji.
Najprostszym, najodpowiedniejszym byłoby oczywiście odwrócenie się na pięcie i odejście. Nie miała żadnego zobowiązania do tego, by dalej prowadzić rozmowę z kimś, kto oczerniał ją zdanie po zdaniu i to bez żadnej realnej podstawy. Co więcej, była nawet skłonna uwierzyć, że w ten sposób mężczyzna jedynie tłumaczy się i broni; być może ze wstydu. Powinna go tutaj zostawić, wśród szmat i mioteł, by dalej prowadził swoje puste życie, które na dodatek sam określał "poważnym". Teraz mógłby okazać się nawet najwyższym sędzią Wizengamotu, a Elvira i tak nie uczułaby wobec niego ani grama szacunku. Zblazowani, aroganccy mężczyźni na niego nie zasługiwali.
Więc dlaczego wciąż stała na tym przeklętym progu? Czyżby jednak nie potrafiła kontrolować swoich poczynań tak, jak myślała? Co za zgroza.
W którymś momencie przestała się uśmiechać i zaczęła obserwować Larsona z ponurą obojętnością, wsuwając dłonie do kieszeni ciemnego płaszcza. Tam wyczuła różdżkę; sosnowe drewno zupełnie nagle wydawało się wibrować potrzebą do tego, by ją wyciągnąć i rzucać zaklęcia, których nigdy nawet nie próbowała trenować.
- Jesteś śmieszny - podsumowała głosem równocześnie bezosobowym i ciężkim od stłumionej potrzeby - Jakiekolwiek dyskusje straciły dla mnie sens; musiałabym najpierw zniżyć się do twojego poziomu - stwierdziła niemalże ciepło. Mówiła w ten sposób tak rzadko, zazwyczaj by wywołać korzystne dla siebie skutki. Tym razem nie było mowy o manipulacji; w głębi ducha wciąż miała ochotę zrobić Larsonowi krzywdę, lecz po pierwszym szoku myśl ta stała się na tyle przyjemna, że zdołała uzewnętrznić to zadowolenie. Jej spojrzenie skupiło się na wirujących w powietrzu kłębach tytoniowego dymu. - Mam nadzieję, że sczezną ci płuca - dodała po chwili konwersacyjnym tonem, w którym brakowało zarówno złośliwości, jak i groźby; inny człowiek mógłby podobnie opisywać pogodę. - Durnie na moim oddziale przyjmą cię z rozkoszą. - odchyliła prowokująco głowę do tyłu. - Wtedy zobaczymy jak wielką mogę być wariatką - ostatnie słowa prawie wymruczała, przygryzając dolną wargę.
Nagłość w zmianach głosu oraz mimiki mogła być zarówno grą, jak i prawdziwym dowodem niepoczytalności; niezwykle trudno byłoby rozpracować tor myślenia tej kobiety. Istniała tylko jedna pewność; nie wpasowywała się ona w kanon przeciętnej uzdrowicielki.

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój 21 [odnośnik]10.11.18 18:36
Pokręcił głową słysząc jej słowa. Naprawdę nie miał najmniejszej ochoty użerać się z tą babą. Okey, napisał to co napisał, wysłał jej, choć początkowo miał tego nie robić...czemu tego nie zignorowała? Skoro była taką poważną i wyniosłą uzdrowicielką powinna list porwać i wyrzucić, zaraz po przeczytaniu. Jeśli oczekiwała wyjaśnień, to przecież je otrzymała. Luke nie potrafił jej wyjaśnić co nim kierowało kiedy postanowił, że go wyśle...chociaż w sumie to wiedział, ale nie było opcji żeby jej to powiedział. Nie czuł wstydu, że to zrobił, a jedynie ulgę. Pozbył się tych wszystkich myśli, które przeszkadzały mu w codziennym, normalnym funkcjonowaniu i miał spokój. Ale nie, ona musiała tu przyleźć i zawracać mu głowę.
- Dla ciebie straciły sens? - uniósł brew ku górze i pokręcił głową - Chciałem zauważyć, panno Multon, że to panienka do mnie przyszła z tym listem, zamiast go wyrzucić. To panienka rozpoczęła tą rozmowę, jednocześnie używając tonu, który każdy człowiek uznałby na wredny, złośliwy i napastliwy. Więc niech się panienka nie dziwi, że ja również przeszedłem do ofensywy. - powiedział już spokojnym tonem patrząc na nią.
Specjalnie przeszedł na oficjalny sposób zwracania się do niej na ten moment. W pewnym sensie chciał ją jeszcze bardziej wyprowadzić z równowagi, jednak największą motywacją do tego zabiegu była chęć pozbycia się jej stąd. Naprawdę najchętniej zakończyłby już tą rozmowę, jednak z jakiegoś powodu, nawet pomimo tej niechęci jaką ta panna do niego emanowała, ona tutaj ciągle była. Kompletnie tego nie rozumiał, cały czas powtarzała, że już powinna iść, że nie powinna tu przychodzić, że nie chce już z nim rozmawiać, a mimo wszystko nadal tutaj stała. Zaczął się zastanawiać co ma z głową, bo innego wyjścia po prostu nie było.
- Nie sądzę abym kiedykolwiek mógł się przekonać o tym, że twoje szaleństwo jest większe niż wydaje mi się być w tym momencie. W zasadzie to nawet nie mam ochoty się tego dowiadywać. - odparł spokojnie, po czym jak na złość zaciągnął się papierosem.
Powstrzymał chęć dmuchnięcia jej dymem prosto twarz. To już by była naprawdę gruba przesada i mogłoby się nieprzyjemnie skończyć. A nie ważne jaką niechęć w tym momencie czuł do tej kobiety, to jednak jakieś resztki kultury postanowił zachować.
Jego spojrzenie na moment powędrowało w kierunku jej kieszeni. Domyślał się, że ma tam różdżkę. Zastanawiał się czy jej użyje, z pewnością byłoby to ciekawe widowisko. Jakoś mimowolnie sprawdził czy jego różdżka znajduje się na swoim miejscu, czyli w rękawie prawej dłoni. To było dobre miejsce, zwłaszcza, że wystarczył zaledwie jeden ruch by wysunęła mu się ona do dłoni. Zawsze wolał był gotowy na każdą ewentualność.


Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.

Luke Larson
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 This is my game!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4583-luke-larson-w-budowie https://www.morsmordre.net/t4671-larson#100330 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f156-langley-st-25 https://www.morsmordre.net/t6739-skrytka-bankowa-nr-1184#175834 https://www.morsmordre.net/t4677-luke-larson#100364
Re: Pokój 21 [odnośnik]11.11.18 14:24
Odczucia i podejście Elviry zmieniały się jak w kalejdoskopie. Zaledwie kilka minut wcześniej zdominowała ją zwierzęca wręcz wściekłość, krwiożercze pragnienie podszyte bardzo urażoną dumą; rzadko kiedy spotykała się z tym, by ktokolwiek rzucał jej obelgi między oczy, zazwyczaj o tym, że stanowi dla przeciętnych pierwszorzędny temat do plotek, dowiadywała się z innych źródeł. A jednak cała ta złość i uraza w przeciągu zaledwie paru sekund wytopiły się, zostawiając po sobie obojętność, zblazowanie, a nawet rozbawienie. Z początku od tak nagłej zmiany niemal zakręciło jej się w głowie, ale dość szybko doszła do siebie, rozluźniając mięśnie i wyciągając ręce z kieszeni. W cienkich palcach trzymała swoją kremową różdżkę z sosnowego drewna, lecz nie po to, by zaatakować, a po prostu zagrać na nosie stojącego przed nią mężczyzny. Wydawało jej się, prawdopodobnie błędnie, że w ten sposób bardziej go rozdrażni.
Nie, żeby miała jeszcze ochotę na dalsze konfrontacje. Ta rozmowa już się wypaliła - Elvira straciła zainteresowanie tajemniczym nadawcą listu, gdy obejrzała go od stóp do głów i doszła do wniosku, że właściwie nie istniało już nic, co mogliby sobie powiedzieć. Była nawet nieco zawiedziona, choć z dość nietypowych powodów. Zbyt późno zdała sobie sprawę, że tak naprawdę nie przyszła tutaj po to, by w spokoju wyjaśnić całą sytuację; kierowały nią znacznie bardziej lekkomyślne i wybredne pobudki. Całe to napięcie, jakie odczuwała dzisiejszego dnia, wynikało z tłumionej potrzeby odpowiedzi na wyzwanie - bo tak właśnie odebrała ten list, jakby arogancki mężczyzna próbował ją sprawdzić w tej powtarzanej czasem po kątach roli, cóż, zimnej suki. Gdyby zrozumiała wcześniej, że w głębi ducha od początku oczekiwała awantury, miała na nią nadzieję, na pewno bardziej zastanowiłaby się przed wejściem na to piętro. Czasami działała tak impulsywnie, że aż sama nie mogła odgadnąć, kto ją tak ogłupił.
Ale już dość.
Musiała przyjąć tę rozżalającą prawdę, że Larson nie był tak naprawdę nikim specjalnym, a jedynie kolejnym mężczyzną wśród tłumów tych, którzy pisywali kobietom wulgarne w swojej bezpośredniości listy. Dała się wciągnąć w najbardziej powszechną z gierek i choć była to irytująca myśl, w tej chwili wypełniało ją przede wszystkim zniechęcenie.
Oparła różdżkę o własne biodro i spojrzała na niego w chyba najbardziej frustrujący sposób, w jaki kobieta może spojrzeć na faceta - jakby już poznała wszystkie jego sekrety i skwitowała je mentalnym ziewnięciem. Oczywiście, mijało się to z prawdą bardziej niż Elvira byłaby sobie w stanie wyobrazić, lecz nie zależało jej już wcale na rozszyfrowaniu Larsona, a tylko na szybkim dotarciu z powrotem do cichego mieszkania; musiała złapać choć kilka godzin snu zanim jutro znów wyruszy na dyżur.
- Panienko - powtórzyła pod nosem jego słowa, obnażając zęby w niesmaku; nie cierpiała tego określenia, bo przywodziło na myśl głupiutkie arystokratki - Być może jestem szalona; ty za to jesteś nudny - powiedziała dokładnie to, co przyszło jej na myśl, przestając dbać o pozory. Po tej rozmowie prawdopodobnie i tak nie odezwą się do siebie nigdy więcej. - Żegnam - dodała, choć na usta cisnęło jej się jeszcze wiele nieprzyjemnych komentarzy.
Wykonała śmieszną parodię ukłonu, a potem odwróciła się i wyszła; jasne włosy zafalowały za nią, jakby była wilą, a postukiwanie pantofli odbijało echem od ścian korytarza przez dłuższą chwilę po jej zniknięciu.
Opuszczając Dziurawy Kocioł przez duszną główną salę nie spoglądała na nikogo. Jej uwagę odciągał pulsujący ból w skroniach i gniotący ciężar niezadowolenia. Zdecydowanie nie powinna była tu przychodzić.

/zt

[bylobrzydkobedzieladnie]


you cannot burn away what has always been
aflame
Elvira Multon
Elvira Multon
Zawód : Uzdrowicielka, koronerka, fascynatka anatomii
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
Once you cross the line,
will you be satisfied?
OPCM : 9 +1
UROKI : 0
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 28 +2
TRANSMUTACJA : 15 +6
CZARNA MAGIA : 17
ZWINNOŚĆ : 5
SPRAWNOŚĆ : 6
Genetyka : Czarownica
unsteady
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t6546-elvira-multon https://www.morsmordre.net/t6581-kim https://www.morsmordre.net/t12162-elvira-multon#374517 https://www.morsmordre.net/f416-worcestershire-evesham-dom-nad-rzeka-avon https://www.morsmordre.net/t6632-skrytka-bankowa-nr-1656 https://www.morsmordre.net/t6583-elvira-multon
Re: Pokój 21 [odnośnik]18.11.18 19:27
Obserwował ją w ciszy i spokoju, z typową dla niego obojętnością wymalowaną na twarzy. Jego zdaniem ta rozmowa się zakończyła. Nie miał jej nic do powiedzenia, ba, nawet nie zamierzał już odpowiadać na żadne jej zaczepki. Chciał po prostu wrócić do pracy.
Nie rozumiał tej kobiety i szczerze powiedziawszy nie chciał zrozumieć. Była dla niego niczym więcej jak kłopotem, którego chciał się jak najszybciej pozbyć. I owszem, miał tu na myśli i to nieszczęsne, na szczęście chwilowe, zauroczenie jak również jest obecność tutaj w tym momencie. W ogóle nie pojmował dlaczego w sumie zrobiła mu tutaj taką awanturę i w zasadzie co takiego kiedykolwiek zrobili jej mężczyźni, że tak strasznie i otwarcie ich nienawidzi. To był tylko list, a ona wyskoczyła na niego tak jakby jej co najmniej zabił rodzinę.
Zaciągnął się ponownie papierosem i uniósł nieznacznie brew ku górze widząc jak wyciąga z kieszeni różdżkę. Nic jednak więcej nie zrobił, nawet nie drgnął. Nie wiedział jakie ma zamiary, ale jeśli myślała, że takim ruchem go w jakiś sposób sprowokuje to się bardzo pomyliła. Larson z reguły był spokojnym człowiekiem i nie wyciągał pochopnych wniosków, jednak nie znaczyło to, że by nie zareagował gdyby postanowiła go jednak zaatakować w przypływie wściekłości i furii skierowanej w jego kierunku. Był szybki i miał dość dobry refleks, więc nie martwił się, że w razie czego nie byłby w stanie się obronić.
Widząc jak ziewa, naprawdę cudem, powstrzymał się przed wrednym uśmiechem. Znał się na ludziach, naobserwował się ich przez lata tyle, że doskonale wiedział jak się zachowują w danych sytuacjach. Jednak nie zmieniało to faktu, że zachowanie tej kobiety odstępowało od każdych norma, które znał. Nawet nie trudził się z szukaniem jakiś wyspecjalizowanych nazw jej charakteru, jego zdaniem była po prostu szalona i nic więcej.
- Nudny? Niech będzie... - westchnął kręcąc głową.
Jeśli w jej mniemaniu był nudny, dobrze. W zasadzie miał głęboko w poważaniu to co ona o nim myśli. Mogła nawet uważać, że jest desperatem czy cholera wie kim, naprawdę mu to wisiało. On już o niej miał wyrobione swoje zdanie i raczej nie było opcji, aby kiedykolwiek uległo ono zmianie. Nawet się nie fatygował by jej odpowiedzieć na jej pożegnanie czy w ogóle w jakiś sposób skomentować jej śmieszny ukłon. Kiedy opuściła pokój pokręcił jedynie głową, po czym westchnął cicho i dopalił do końca papierosa.
Miał szczerą nadzieję, że ten wieczór nie będzie już więcej obfitował w niespodzianki, bo jeśli tak to z pewnością kogoś dzisiaj uszkodzi. Jedyne czego dzisiaj chciał to święty spokój, ale jak się już zdążył przekonać wychodzi na to, że nie będzie mu to już dzisiaj dane. Panna Multon podniosła mu ciśnienie już na cały wieczór.
Omiótł spojrzeniem pomieszczenie, na którego środku stał, po czym stwierdziwszy, że wszystko jest już wystarczająco czyste, machnął różdżką i opuścił pokój.

zt.


Sarcasm is not my only defence, remember that
I always have an ace up my sleeve.

Luke Larson
Luke Larson
Zawód : Kierownik Wodopoju w Dziurawym Kotle, przemytnik, handlarz używkami
Wiek : 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
Sarcasm is not my only defence...
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
 This is my game!
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4583-luke-larson-w-budowie https://www.morsmordre.net/t4671-larson#100330 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f156-langley-st-25 https://www.morsmordre.net/t6739-skrytka-bankowa-nr-1184#175834 https://www.morsmordre.net/t4677-luke-larson#100364

Strona 4 z 5 Previous  1, 2, 3, 4, 5  Next

Pokój 21
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach