Wydarzenia


Ekipa forum
Poddasze
AutorWiadomość
Poddasze [odnośnik]23.01.17 14:54
First topic message reminder :

Poddasze

Poddasze nad lecznicą to pusta, w większości mało zagospodarowana przestrzeń służąca za pokój dzienny. Drewniana podłoga skrzypi przy pokonywaniu kolejnych kroków, a wąskie okna nie wpuszczają do wnętrza wiele światła; pod jedną z szyb ustawione jest drewniane krzesło, na którym leży gruba księga - egzemplarz trzeciego tomu Demaskowania Przyszłości. W ciężkich, drewnianych donicach rosną mało zachęcające i lubujące się w ciemnościach rośliny, pośrodku znajduje się stół otoczony trzema krzesłami. Nocą pomieszczenie oświetlane jest świecami lub eleganckimi, szklanymi lampkami olejnymi. W powietrzu unosi się zapach wiedźmich ziół i kadzideł. Uwagę zwrócić może również czerwony kocyk rozłożony w kącie, na którym w chaosie leżą porozrzucane dziecięce zabawki. Drewniane ściany są puste, ascetyczne.
Nałożono zaklęcie Tenebris.
[bylobrzydkobedzieladnie]




bo ty jesteś
prządką



Ostatnio zmieniony przez Cassandra Vablatsky dnia 17.09.20 0:45, w całości zmieniany 3 razy
Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947

Re: Poddasze [odnośnik]17.09.20 12:28
Pomimo przejmującego bólu, promieniującego najsilniej z rozerwanej szyi, dostrzegła w oczach Cassandry zmęczenie. Ciemne cienie wokół pięknych tęczówek nie były wynikiem ozdobnego węgielka, a braku wypoczynku i koszmarnych trosk. Niedobrze, potrzebowali – potrzebowała – uzdrowicielki pełnej sił, skupionej, oddanej wspólnej sprawie, lecz Dei troszczyła się o nią nie tylko z powodu wsparcia Rycerzy Walpurgii, większą empatię odczuwając wobec wyczerpanej czarownicy niż własnych dzieci. Sama nie zwracała uwagi na to, czy ząbkują, czy nie, tak przyziemne kwestie zostawiając w rękach Agathy, by sama mogła…no właśnie? Taplać się w mugolskiej krwi, torturując szlamiastych rodziców oglądaniem agonii własnego dziecka – i przy okazji narażać się na dodatkowe niebezpieczeństwa. Ekscytujące, zazwyczaj zapewniające doskonałą rozrywkę i wręcz relaks, ale niespodziewane natknięcie się na prymitywną istotę zepsuło plan na wieczór, kończący się na nokturnowej lecznicy.
- Nie chciałam… - wychrypiała jeszcze, zauważając, że zalała krwią czystą podłogę pomieszczenia, ale później zgodnie z surowym poleceniem Cass zamilkła, słabo opadając na krzesło. Oddychała szybko, adrenalina opadała i rozerwane ciało pulsowało coraz mocniejszym bólem, ale nie skrzywiła się, raczej wściekła niż zrozpaczona. Zerknęła w bok, na kołyskę Calchasa; chętnie zobaczyłaby buzię syna Vablatsky i Ramseya, krwotok nie pozwalał jednak na towarzyskie aktywności. Czas wydłużał się, giął, a Mericourt zakaszlała, z wdzięcznością powracając wzrokiem do powracającej z parteru uzdrowicielki. Otwierała usta, by coś powiedzieć, lecz znów usłuchała rozkazu ciemnowłosej, po prostu ostrożnie kręcąc głową. Nie, nie był przemieniony – choć nie widziała przecież nigdy tego zwierzęcia na własne oczy, zgłębiając wyłącznie teorię dotyczącą magicznych potworów. Na kartach książek wilkołaki wyglądały zupełnie inaczej niż ten rosły szaleniec, tarzający się z nią po lepkim od krwi parkiecie. Ciągle pamiętała rozszerzające się źrenice, pożółkłe tęczówki, ciężar rozgrzanego ciała oraz niedziałającą różdżkę, zmuszającą ją do ucieczki. Syknęła lekko, gdy uzdrowicielka przystąpiła do opatrywania ran, lecz poza tym dzielnie znosiła sprawne działania Cass. Jak zwykle pewnej, spokojnej, skoncentrowanej, delikatnej. - Poza tym nic mi nie jest – powiedziała nieco ochryple, gdy na szyi zacisnął się już biały bandaż. Opatrunki i zaklęcia usprawniły oddychanie, złagodziły szarpiący ból, zimny pot przestał spływać po jej plecach. – Potłuczenia. Zadrapania. Rzucił mnie na ziemię- mówiła urywanymi słowami, już spokojniej, spoglądając w dół, na poszarpaną suknię i obnażoną, zakrwawioną pierś. – Moja magia tam nie działała – dorzuciła z wyraźną złością, chcąc wyjaśnić, dlaczego nie rozpłatała wilkołaka na dwoje i nie przyniosła jego jasnego futra w prezencie. Świetnie nadawałby się na dywanik przy łóżku Cass. Podłoga była tam wyjątkowo zimna, pamiętała jeszcze dreszcz biegnący rankiem od bosych stóp. – Jak się czujesz? – dopytała jeszcze, osłabiona, oszołomiona, zachrypnięta, lecz zarazem dalej zainteresowana życiem przyjaciółki – i w końcu świadoma, co tak naprawdę się działo. Odkaszlnęła, wbijając spojrzenie kocich oczu w twarz Vablatsky. – Czy ja…czy coś się może zmienić? – wyszeptała, machinalnie dotykając zabandażowanego już miejsca ugryzienia. Nie została zaatakowana przez przemienione zwierzę, lecz i tak czuła wewnętrzny dygot. Wolałaby zginąć niż egzystować jako prymitywny stwór, pętany najniższymi instynktami. Wzdrygnęła się z grymasem odrazy na pobladłej twarzy, w milczeniu czekając na werdykt uzdrowicielki.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Poddasze [odnośnik]24.09.20 14:08
Nie interesowała jej zabrudzona podłoga, tu, na piętrze, krwawych plam było znacznie mniej niżeli w lecznicy, ale mocniej skupiona była na stanie Deirdre - jej cierpieniu i na tym, że potrzebowała pomocy. W jej rękach była bezpieczna, choć irracjonalne zachowanie czarownicy wprawiało Cassandrę w irytację; zraniona krtań mogła ją wykrwawić - i zabić  - zanim się do niej doczołgała. Będzie potrzebowała naprawdę długiego odpoczynku. Cicho syknęła, uciszając rozpoczęte przeprosiny; za cokolwiek zamierzała przepraszać, pewnie powinna, ale kiedy dojdzie do siebie - nie teraz. Dość energii straciła już bez powodu. Mogła odetchnąć z ulgą, gdy dostrzegła jej gest; na klątwę lykantropii nie potrafiłaby nic poradzić - nikt tego nie potrafił. Ugryzienie wilkołaka, który pozostawał w ludzkiej formie, było znacznie mniej... problematyczne i szczęśliwie rzadko trwałe. Ściągnęła krytycznie brew, kiedy opatrunek zaczynał przebarwiać się bladym różem, ale materiał powinien w końcu zatrzymać krwotok - lub chociaż go przyhamować.
- Poza tym, że się wykrwawiasz? Hojna deklaracja - mruknęła krytycznie, chwyciła między palce czysty opatrunek, zanurzając go w zimnej wodzie, jaką wypełniła misę - i przetarła nią pierś Deirdre, ścierając wciąż świeżą krew; dłonią odnalazła rozcięcie, przykładając do niego różdżkę, szepcząc ciche mantry, które miały zasklepić rany i zatrzymać krwawienie; rana, choć szeroka, wydawała się płytka. Krwawiła mocno, ale nie była poważna. Chwyciła różdżkę między zęby, by zwolnić dłonie i z naprędce odkręconego słoiczka nabrać maści, którą przeciągnęła po zaleczonej ranie.  Przewróciła lekko oczami na kolejną, jakoby magia Deirdre nie działała w tym konkretnym miejscu. - Naprawdę zamierzasz teraz rozmawiać o moim samopoczuciu? Mogłaś umrzeć. Walka to nie zabawa, nigdy nie lekceważ swojego przeciwnika - odparła, siląc się na wyraźne głoski, choć wciąż przytrzymywała między zębami różdżkę. - Masz duże szczęście, że nie przybrał wilczej formy, moja moc nie byłaby w stanie tego zatrzymać. Teraz - może się uda... - Przekrzywiła lekko głowę, obserwując miejsca, w których wyraźnie było widać wilcze kły. Obmywała je, otulała zaklęciami, nakładała maści, które w zetknięciu ze skórą wywoływały aurę chłodu - kojącego ból, który w zetknięciu z magią przybierał jednocześnie na sile.
- To tylko ślady ludzkich zębów - stwierdziła z przekonaniem, wilkołacze kły byłyby większe, głębsze, poważniejsze. Z wątłej Deirdre zostałyby tylko strzępy. - Nie wyrośnie ci ani futro ani ogon  - Wizja zostania przydomowym burkiem pewnie nie uratowałaby śmierciożerczyni, ale teraz, kiedy Czarny Pan zechciał sięgnąć po pomoc tych stworzeń, przynajmniej nie zostałaby też całkiem skreślona. - Ale przez jakiś czas będziesz mogła odczuwać... pewne efekty. Większą nerwowość, w trakcie pełni zwłaszcza. U niektórych wykrywano podwyższony poziom agresji. I zamiłowanie do krwistych befsztyków. Szczęśliwie wydziwianych potraw masz teraz pod dostatkiem - Kącik jej ust uniósł się z przekorą. - Poddaj się temu, połączysz przyjemne z pożytecznym. Duże ilości mięsa pozwolą ci szybciej nabrać sił. - Rozchyliła materiał poszarpanej sukni, lekko zsuwając jej materiał, by móc przemyć jej ciało z krwistych strug, szukając kolejnych zadrapań, ran, które mogła przeoczyć.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Poddasze [odnośnik]28.09.20 12:06
Pomimo bólu oraz osłabienia poddawała się uzdrowicielskim praktykom Cassandry z pokorą, myślami będąc jednocześnie daleko i blisko. Daleko: bo przy tym psie, który śmiał ją zaatakować, ośmieszyć, obnażyć i skazać na bezpośredni fizyczny kontakt z tą niewartą splunięcia na wpółczłowieczą istotą. To świeże wspomnienie budziło przesadny gniew i mdłości, wolała skupić się więc na tym tu i teraz; na dziwacznej empatii, nakazującej zastanowić się nad tym, czy Vablatsky nie czuje podobnego, bazującego na utracenia poczucia bezpieczeństwa i brutalnym przekroczeniu intymnych granic, dyskomfortu. Wszak pojawiała się tu znikąd, nagle, bez ostrzeżenia, z butami wchodząc do prywatnej części lecznicy, gdzie spało jej dziecko. Dziecko prawdziwie przez czarownicę kochane, chronione, pielęgnowane. Niepokojone pojawieniem się koszmarnej postaci, zalewającej krwią podłogę nieopodal kołyski. Cóż, chyba i tak było zbyt małe, by to zapamiętać.
- Nie lekceważę – wymamrotała, dotknięta troskliwą sugestią Cassandry. Ciężko znosiła rady, biorąc je przesadnie do siebie, przewrażliwiona na punkcie strofowania. – Nie mam pojęcia, co poszło nie tak. Zupełnie jakby anomalie powróciły – dodała szybko, ochryple, instynktownie usprawiedliwiając się przed ewentualną surową oceną. Chciała powiedzieć coś więcej, zakląć szpetnie, chcąc sprowadzić na tego zdziczałego szczeniaka najpodlejszy los, ale gardło mimo magomedycznych zabiegów Cass ciągle pulsowało bólem. Uśmierzanym niezbyt przyjemnie pachnącymi maściami, przyjmowanymi z wdzięcznością i prawie kocim zmrużeniem oczu w uldze. Przestała krwawić i spazmatycznie oddychać, mogąc już bardziej stać się sobą. Oznaczoną plugawym znamieniem zębów obcego…zwierzęcia.
- Do takich śladów przywykłam – wzdrygnęła się, trochę z zimna, trochę ze zmęczenia, ale głównie obrzydzenia, bo ciągle nie mogła pogodzić się z tym, że byle kundel dotykał jej ciała w ślepym, prymitywnym pragnieniu. – One znikną? Do jutra? – spytała szybko, odwracając twarz w stronę Cass, z nadzieją i pewną nerwowością. Nie mogła z takim znamieniem pokazać się na salonach la Fantasmagorii a tym bardziej: w sypialniach Białej Willi. Wiedziała, że nic poważnego się nie stało, spokój w głosie Vablatsky, a także lekki uśmiech, na jaki sobie pozwoliła, sprawił, że serce Deirdre już zupełnie powróciło do względnie powolnego rytmu. Wypuściła powoli powietrze, poprawiając się na krześle i krzywiąc się przy tym gwałtowniejszym ruchu. – Trochę się poobijałam. Mogłabyś coś z tym zrobić? – spytała z naiwnością dziecka, które ledwie wyleczyło się ze śmiertelnej choroby, a już pragnęło powrotu do pełni sił. Właściwie, chyba było to możliwe? Wierzyła w to, że Cassandra wyratuje ją z każdej opresji. Znacznie gorszej od pogryzienia i potłuczeń całego ciała, zwłaszcza pleców i barków, poobijanych w wyniku przewrócenia na ziemię i szamotaniny wśród krwi i wyłamanych desek podłogi. Chciała wrócić do pełni sił natychmiast, j u ż; szczęśliwie diagnoza uzdrowicielki nie skazywała ją na przeobrażenie w bestię. Kolejna fala ulgi sprawiła, że Mericourt nieco zsunęła się z krzesła w dół, znów krzywiąc się, gdy obita kość ogonowa zahaczyła o krawędź siedziska. – Nerwowa i agresywna? To w moim przypadku niemożliwe – wychrypiała w zamyśleniu, machinalnie unosząc palce do zasklepionej rany na szyi, z odruchowej masochistycznej chęci poznania brzegów rany i świeżej blizny.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Poddasze [odnośnik]02.10.20 12:00
Cicho westchnęła, ze zrezygnowaniem. Nie rozumiała, dlaczego otaczający ją ludzie potrafili być tak lekkomyślni - poddawali się największemu wojennemu ryzyku, to oczywiste, ale w swoich ryzykanckich wybrykach byli niesamowicie wręcz... dziecinni. Wydawało jej się, że była to domena raczej mężczyzn, dawać upust złości, pokaz swojej potęgi, popisywać się umiejętności, ale odkąd Deirdre tak wiele czasu zaczęła spędzać między mężczyznami, już nie im podległa, a równa, zaczynała stawać się jak oni. Pokręciła przecząco głową, zrzucanie winy na zaskakujące okoliczności nie pomoże jej przecież wyciągnąć lekcji z własnych porażek - na przykład, żeby w przyszłości nie pakować się samotnie prosto na wilkołacze kły.
- To niemożliwe, Deirdre - należała do zespołu zajmującego się badaniem zamierzchłych anomalii, wiedziała o nich wiele - i doskonale wiedziała, że nie mogły wrócić. Choć w pierwszym odruchu zawahała się, tak słowem jak gestem, jakby chcąc upewnić samą siebie, że jej domysły były słuszne. Brednie, gdyby anomalie odżyły, byłyby w pierwszej chwili widoczne przy ich skupiskach - nie w trakcie przypadkowej walki z przeciwnikiem, który okazał się... zwyczajnie silniejszy od Deirdre. Nie oceniała jej dlatego, że poniosła porażkę, oceniała ją, bo się o nią martwiła - a czarownica niestety sama prowokowała swoje problemy. Uniosła sceptycznie w górę jedną brew, gdy usłyszała jej pytanie, przyglądając się skórze, na której wiły się srebrne nici blizn.
- Zrobię, co w mojej mocy, żeby skóra stała się bardziej elastyczna i przyjęła te rany najlepiej, jak tylko jest w stanie to zrobić - stwierdziła, kilku z tych śladów powinna być w stanie się pozbyć w przeciągu kilku, najdalej kilkunastu godzin - ale mowa była tylko o tych, które przynajmniej wydawały najpłytsze. - Niewiele mogę ci obiecać. Zobaczymy, jak zareagują na maści - dodała, przeciągając różdżką wzdłuż sińców wywołujących kolejne wzdrygnięcia, szepcząc pod nosem inkantacje, które otuliły rany chłodem, przynosząc czasową ulgę i sprawiając, że krwawe wybroczyny zaczynały blednąć na jasnej skórze. - Kilka tygodni i twoje ciało wróci do formy. Możesz się przestać wiercić, czy potrzebujesz eliksiru, który zabije magowsiki? - Zdecydowanie zbyt dużo czasu spędzała z mężczyznami, zgrywanie twardzielki wobec tak poważnych obrażeń świadczyło wyłącznie o braku rozsądku. Nie mogła naciągać tkanek, które ledwie zaleczyła - czy przeoczyła martwicę, która sprawiała, że nie powstrzymywał jej przed tym ból? - Twoje ciało to nie jest przedmiot, na który wystarczy rzucić reparo, żeby posklejać go z powrotem do dawnej formy. Potrzebuje czasu, odpoczynku. Gwałtowne zmiany wyczerpują,  a ty nie masz na to sił. Daj sobie kilka luźniejszych dni, odpocznij, dużo śpij i zdrowo jedz, a przyśpieszysz ten proces - Pomogłoby też unikanie stresów - ale o to poprosić jej nie była w stanie. - Oczywiście, że nie - przytaknęła jej z pewnym znudzeniem, dobrze ją znała. - Ale myślę, że to dobry czas, by pozwolić odpocząć od ciebie twoim podwładnym - zasugerowała, otwierając słoiczki z maściami, którymi zamierzała potraktować zabliźnione rany czarownicy. - Miałaś dużo szczęścia. Następnym razem uważaj, na lykantropię nawet ja nie dam ci lekarstwa. - Czy jej pozycja wśród rycerzy walpurgii - jako śmierciożerczyni - była tak pewna, by utrzymała się z nią razem z jarzmem wilkołaka?
- Jak mają się bliźnięta? - Uniosła ku niej spojrzenie, chcąc oderwać jej myśli od tych zdarzeń, pozwolić jej odnaleźć spokój: a przy okazji skontrolować, czy jej ostatnia wizyta odniosła jakiekolwiek efekty.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Poddasze [odnośnik]02.10.20 14:04
Nie czytała w myślach Cass, a nawet gdyby potrafiła, nie uczyniłaby tego przyjaciółce, lecz i tak wyczuwała wyraźną zmianę w ich relacji, rozluźniającą się subtelnie na wielu poziomach. Historia zataczała koło, znów - zakrwawiona i w rozdartej sukni - szukała u niej ratunku po brutalnym kontakcie z zdziczałym przedstawicielem męskiego świata, lecz rozkład sił i intensywność łączącej ich przyjaźni przeszły metamorfozę. Smutną, konieczną, łagodną; Deirdre nie analizowała tego aż tak, świadoma nieuchronnego poszerzania się pojawiającej się między nimi przepaści. Nawet tożsame doświadczenie macierzyństwa nie zdołało jej zasypać, ba, Mericourt miała wrażenie, że własne, tak odmienne podejście do bliźniąt, zepchnęło ją z piedestału bliskości uzdrowicielki na dobre. Czas tęsknoty minął, miała wiele na głowie; mnóstwo zadań, ambicji, relacji, co nie zmieniało faktu, że szanowała Vablatsky – i że czarownica stanowiła ważny stopień na drodze tego, kim finalnie stała się śmierciożerczyni. Zasługując na możliwość obdarowywania ją brutalną szczerością, pokpiwaniem i innymi, niedostępnymi dla zwykłych śmiertelników, czułymi przytykami.
- Możliwe. Jakie jest inne wyjaśnienie? Moja różdżka zawsze mnie słucha – odparła tonem posępnym i pełnym chęci zemsty; nie potrafiła przyznawać się do błędu – a jeśli już, tylko przed wyższymi rangą lub samym Czarnym Panem – ba, podążając za męską megalomanią coraz częściej uznawała, że za niepowodzenia odpowiada otoczenie lub tajemna siła, a nie jej..lekkomyślność? Krwiste odurzenie? Po długich miesiącach wstrzemięźliwości każda okazja do rozlewu krwi winnych wpędzała ją w rozkoszny amok; nie dbała wtedy o bezpieczeństwo, nie skupiała się też aż tak na otoczeniu. Zapewne dawniej szybko zrozumiałaby, że ten brudny pies rzucił zaklęcie antymagiczne, ale była zbyt otumaniona przyjemnością płynącą z brutalnego morderstwa oraz rozochocona nagłym towarzystwem, by logicznie myśleć.
- Nie mogę prezentować się z pogryzioną szyją przed… – urwała; nie, nie chodziło przecież o Tristana, o jego reakcję, a o profesjonalizm. – w la Fantasmagorii – poprawiła proszącym tonem, wlepiając kocie oczy w spokojną, lecz zmęczoną twarz Cassandry. Wierzyła, że ta jest w stanie robić cuda. Tak, Cass doskonale przewidywała podejście śmierciożerczyni do uzdrowicielskiej magii; wierzyła, że organizm można uleczyć z taką łatwością, z jaką okrutna inkantacja wbijała w ciało ofiary magiczny nóż lub rozrywała organizm od wewnątrz. – Tygodni? – powtórzyła słabo, ochryple, z zawodem. Chciała czuć się silna, niezwyciężona; dalej biec w mrok, taplać się we krwi, odurzać morderczą przyjemnością, płynącą z wykonywania rozkazów Czarnego Pana. Odpoczywanie nie znajdowało się na liście rzeczy do zrobienia. Deirdre spojrzeniem pełnym urażenia skwitowała pytanie o eliksir na czarodziejskie pasożyty. – Dbam o siebie. Jem zdrowo, dużo ćwiczę. Wiesz, że uczę się jeździć konno? I że planuję dłuższą podróż do Francji? – wyliczyła z dumą, odruchowo chcąc podać uzdrowicielce niezbijane argumenty na to, że doskonale radzi sobie z codziennością. Na usta cisnęło się jeszcze więcej zapewnień, ale gardło mimo wszystko bolało, a ona: była osłabiona. Westchnęła więc tylko ciężko, poddając się zabiegom Vablatsky z pokorą i spokojem, powoli uspokajając się już do końca. – Następnym razem żywcem obedrę go ze skóry – wychrypiała pod nosem, świszcząco, wrogo, po czym zerknęła z ukosa na Cass, jakby tknięta nagłą myślą. – Bo to możliwe? Z uzdrowicielskiego punktu widzenia? Jak długo człowiek może żyć bez skóry? - spytała tonem przejętej uczennicy: kilka sekund później zawiedzionej przesunięciem ciężaru konwersacji na zbyt przyziemne tematy. – Doskonale – odparła z stuprocentowym przekonaniem; niczego im przecież nie brakowało, Agatha roztaczała nad nimi czułą opiekę. – Żyją – uściśliła, marszcząc lekko nos, z dyskomfortu bólu dotykanej maściami skóry. – Myssleine zaczyna tak śmiesznie pełzać. Jak ramora wyrzucona na brzeg. Ale ciągle bardzo niewyraźnie mówi – skrzywiła się z zawodem, oczekując od siedmiomiesięcznego dziecka poprawnego konstruowania choćby najprostszych słów oraz poruszana się z pełną gracją. – Gdy widzi różdżkę, coś tam bełkocze. Ba-da, czy coś takiego – wyznała niechętnie, ale jak na Deirdre: było to największe wyznanie macierzyńskiej miłości, potwierdzające, że zauważała swoje dzieci. – Calchas już chodzi? – dodała jeszcze, mimo wszystko popychana przez instynkt porównywania swego potomstwa z innymi.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Poddasze [odnośnik]05.10.20 0:03
Obdarzyła Deirdre spokojnym spojrzeniem, na krótką chwilę ogniskując je tylko na niej - dość wyrazistą, by upewnić się, że przyjaciółka ją dobrze słyszy:
- Nazywamy to błędem - oznajmiła z tym samym spokojem, czasem zmęczenie, czasem gorszy dzień, każdemu zdarzały się błędy. Nawet samej Cassandrze, choć działo się to rzadko. Znacznie prościej było wskazać zresztą na cudze niżeli na własne.   - Nie wymagasz od siebie ostatnio zbyt wiele? Wiesz, że powinnaś odpoczywać, to, że twoje ciało wygląda jakby doszło już do siebie, nie znaczy wcale, że od wewnątrz prezentuje się to choćby podobnie. - Deirdre wiedziała, że słowa Cassandry wynikały z troski, martwiła się o nią. Dziś znalazła ją w takim stanie, ale było to tylko zrządzeniem dobrego przypadku. Gdyby jej ścieżka ułożyła się dziś inaczej, gdyby jej wilkołak przybrał swoją prawdziwą formę, byłaby już - w najlepszym wypadku - martwa. W gorszym, żywa, ale obarczona klątwą, po której życie odebrałaby sobie sama.
- Co mam ci poradzić, zaprzyjaźnić się z chustami? Zakryj szyję, a nikt nie zobaczy blizn. Jeśli nie chcesz ich mieć, trzymaj następnym razem psy na dystans. - Pokręciła z dezaprobatą głową, była przyzwyczajona, że mężczyzna nie rozumie, czym jest gorąc, póki nie dotknie ognia i nie spali ręki, ale podobne zachowania u przyjaciółki zaczynały ją drażnić. Sama musiała drażnić się z tym stworzeniem, przecież jej nie napadło. - Tygodni - powtórzyła z coraz mniejszą cierpliwością, odkręcając słoiczek z maścią, by nabrać krem między palce. Konsystencja była gęsta i lepka, pachniała ostrymi, wyrazistymi ziołami. Nałożyła ją na szyję Deirdre, ostrożnie przeciągając palcami po skórze, wiedząc, że chłód medykamentu początkowo musiał się zdać nieprzyjemny. - Myślałam, że jazda konna już od dawna nie ma dla ciebie wielu tajemnic... - mruknęła zadziornie, obserwując reakcję skóry na maść. Nie nastąpiła żadna niepożądana reakcja, a na konkretniejsze efekty należało poczekać co najmniej do rana. Podobny zabieg przeprowadziła na jej piersi. - Nie wspominałaś, że cię nie będzie - podjęła, nieco zdziwiona, że przyjaciółka nie podzieliła się z nią tymi planami wcześniej. - Kiedy wyjeżdżasz? - Odłożyła słoik na bok, rozcierając w dłoniach resztkę maści, nie mogła uczynić jej krzywdy.
- Człowiek może przeżyć bez skóry nawet kilka dni, a znany jest przypadek czarodzieja, który wytrzymał i tydzień. Ponoć cuchnął tak mocno, że nikt nie miał odwagi podejść bliżej jego leża. Skóra chroni wszystko to, co znajduje się za nią. Agonalny ból sam w sobie prędzej czy później doprowadzi do śmierci, zakażenie, o które tak łatwo, być może, upływająca duszkiem krew, z czasem jednak ciało zacznie po prostu gnić jak zostawione na słońcu mięso - mówiła spokojnie. Niemal monotonnie. Lata praktyki znieczuliły ją na makabrę. Odsunęła lekko poły poszarpanego materiału szaty czarownicy, poszukując innych zranień na jej ciele, ale wyglądało na to, że było z nią już dobrze. Uniosła ku niej spojrzenie ponownie, z cieniem uśmiechu przysłuchując się jej relacji.
- Im więcej będziesz przy nich mówiła, tym szybciej mówić zaczną. Dbaj o dobierane słowa i o to, by artykułować je wyraźnie. Dzieci muszą skądś czerpać wzorzec. Za wcześnie na chodzenie - tak dla Calchasa, jak dla twoich bliźniąt, będzie można o tym pomówić za pół roku. Przyniosę ci coś do jedzenia i koszulę nocną. Nie pozwolę ci wyjść stąd w takim stanie, musisz odpocząć - zadecydowała krótko. - Rano dam ci ubranie, w którym wrócisz do domu. Lubisz tę szatę? Mogę spróbować ją zacerować, ale tę linię i tak będzie widać - Ściągnęła brew, krytycznie przeglądając się jej materiałowi, po czym machnięciem różdżki rzeczywiście przywołała do siebie zarówno miskę pożywnej zupy warzywnej na tłustym bulionie, jak i giezło, które przewiesiło się przez oparcie krzesła Deirdre.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Poddasze [odnośnik]05.10.20 14:33
Pokręciła zdecydowanie głową na krótkie, błędne podsumowanie wyjaśnienia pechowego starcia z wilkołakiem – a raczej pokręciłaby nią, gdyby nie promieniujący od zasklepionej, ale wciąż świeżej rany, ból. Na błędach uczyło się najdoskonalej, ale i najtrudniej, kiedyś Deirdre posiadała w sobie dużo pokory wobec życiowych potknięć, ta niestety rozmywała się wraz z osiąganiem coraz większej czarnomagicznej potęgi. Niezdrowa ambicja w połączeniu z typowym, męskim zacietrzewieniem oraz przekonaniem o własnej niezniszczalności sprawiły, że Mericourt coraz rzadziej stawała w prawdzie przed swymi niedociągnięciami. Teraz była jednak zbyt zmęczona – oraz zależna od łaskawej dobroci uzdrowicielki – by kontynuować szczeniackie fuczenie. – Nie, to coś w tym miejscu było nie tak – wychrypiała tylko z upartością, ale bez zacietrzewienia, pozwalając sobie na chwilę słabości. Ciszy. Spokoju. I zrozumienia tego, co chciała przekazać przyjaciółka, kierowana nie złośliwą chęcią przyciśnięcia rozżarzonego żelaza do wrażliwego ego, a prostą troską. – Wymagam od siebie za mało. Ja po prostu…chcę więcej – weszła jej w słowo, niezadowolona: z siebie. Megalomania wcale nie wykluczała stałego niedosytu, głodu, napięcia, wynikającego z faktu, że rozpaczliwie próbowała nadrobić stracone na brzemienności miesiące, zachłystując się od nowa krwią i niebezpieczeństwem. – Nie zwykłam bawić się z kundlami, ten po prostu zepsuł mi miły wieczór – dodała urażona, nieświadoma tego, jak marudnie brzmi; jak przeziębione dziecko, które nie może udać się na gwiazdkowy kinderbal w ulubionym stroju boginki zemsty. – Tygodni – powtórzyła z jękiem, przymykając oczy, trochę z niezadowolenia, bardziej jednak z ulgi płynącej z subtelnego dotyku palców Cass i chłodnej maści. Cóż, powinna cieszyć się, że otrzymała kolejną okazję do zrobienia zakupów w drogich, magicznych butikach, sprowadzających jedwabne, atlasowe i koronkowe szale i apaszki z zagranicy: i tak zazwyczaj pojawiała się w la Fantasmagorii w zabudowanych, zapiętych pod szyję sukniach przypominających quipao. Problem pojawiał się w znacznie oddalonym od oficjalnych bankietów miejscu…Znów westchnęła słabo, właściwie, czym się przejmowała? Ostatnio częściej z Tristanem mijali się niż spotykali: kolejny powód wzmożonego głodu oraz poczucia wewnętrznego rozedrgania. – To nie takie proste. Muszę siedzieć dziwacznie, na boku siodła – poskarżyła się, zbyt zmęczona, by podjąć ironiczno-prowokacyjny temat jeździectwa. Kiedyś nie odpuściłaby go, tak, jak nie pozwoliłaby ciepłej dłoni Cass odsunąć się od własnej piersi, ale – wszystko się zmieniło.
- Nie wiem jeszcze dokładnie, muszę dostosować się do paryskich premier baletowych, te zazwyczaj prezentowane są na samym początku września. Przed nimi jednak jest wiele bankietów, zakulisowych rozmów i pertraktacji – odparła z większą siłą i wyraźnym zaintrygowaniem, pasją, prawie czułością, jakiej nie było słychać przy opowieściach o dzieciach, ale które pojawiały się w spojrzeniu, gdy Vablatsky z finezją i anatomicznym polotem opowiadała o okrutnych praktykach. – Nawet kilka dni? – powtórzyła zachwycona, ochryple, ale wyraźnie zadowolona z odpowiedzi magomedyczki, rozpościerającej przed nią niesamowite możliwości zamienienia agonii zdrajców, przestępców i szlamu w przedsionek najgorszych piekieł. – Gnicie kilka długich dób, żywcem, z pełną świadomością…może podanie eliksirów wzmacniających przedłużyłoby te tortury? A przy tym nie pozbawiło go przytomności? – rozmarzyła się drżącym tonem, bo nic tak nie leczyło ran ani nie poprawiało Deirdre nastroju, jak snucie krwawych, obrzydliwych wizji cierpień tych, którzy na to zasłużyli. Ta perspektywa sprawiła, że nawet komentarz dotyczący dzieci nie wykrzywił pobladłej twarzy czarownicy w grymasie niechęci. Zagryzła wargi, przypominając sobie pulchną twarz Myssleine. Czyli gaworzyła tak niewyraźnie, bo Agatha bełkotała, bez ładu i składu? Na pewno tak, należało więc dziewczynę ukarać – ale zrobi to jutro. Po odpoczynku tutaj, w bezpiecznym, cichym miejscu. – Daj spokój, mam dziesięć innych – machnęła lekko ręka; suknia ją nie obchodziła, czasy, w których w szafie wisiały dwie sztuki okrycia należały do historii. Ale nie troska i wspaniała, gorąca zupa Cass, pachnąca tak cudownie, że Mericourt poczuła głód. – Dziękuję – powiedziała jeszcze znad parującej miski, spoglądając poważnie na przyjaciółkę. Doceniała każdy gest wsparcia oraz troski, pewna, że to dzięki nim powróci do formy jeszcze szybciej, niż obydwie mogłyby się spodziewać.


there was an orchid as beautiful as the
seven deadly sins
Deirdre Mericourt
Deirdre Mericourt
Zawód : namiestniczka Londynu, metresa nestora
Wiek : 27
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Wdowa
one more time for my taste
I'll lick your wounds
I'll lay you down

OPCM : 37 +3
UROKI : 4
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 56 +8
ZWINNOŚĆ : 21
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica
we still got the taste dancing on our tongues
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t1037-deirdre-tsagairt https://www.morsmordre.net/t1043-moira#6174 https://www.morsmordre.net/t12147-deirdre-mericourt https://www.morsmordre.net/f217-kent-wyspa-sheppey-biala-willa https://www.morsmordre.net/t4825-skrytka-bankowa-nr-301#103486 https://www.morsmordre.net/t1190-deirdre-tsagairt
Re: Poddasze [odnośnik]05.10.20 21:16
- Oczywiście, że tak - mruknęła krótko, zbywająco, nie zamierzała wchodzić z nią w tę rozmowę, ale czuła w przyjaciółce zmianę, co do której nie była przekonana, czy jej odpowiadała. Gubienie siebie na rzecz arogancji zawsze oznaczało drogę prowadzącą po równi pochyłej - prosto w dół, w otchłań bez dna. Nie chciała być świadkiem zniknięcia przyjaciółki. Jej zniszczenia. Niezaspokojony głód nigdy nie był oznaką dobrego, martwiła się. - Patrząc po liniach blizn, zniszczył ci niejeden wieczór - pozwoliła sobie zauważyć, przyglądając się jej uważnie - zastanawiając się, czy odnajdzie u niej jeszcze związek z rzeczywistością. Nie wyszła z tego spotkania zwycięsko, wyszła pokąsana i tylko cud sprawił, że nie musiała obawiać się najstraszniejszej z klątw. Tymczasem... zdawała się być tym całkiem nieprzejęta. - Jeździsz jak dama - Bardziej stwierdziła, niż zapytała, z rezygnacją. Zastanawiała się, kiedy jej umknęła miedzy palcami, nieuchwytnie jak cień. Nie wierzyła, że wytrzyma w domu publicznym dłużej, niż chwilę, ale też nie sądziła, by więcej było jej potrzebne - potrzebowała wtedy pieniędzy, na teraz, na już. Ale Deirdre przepadła tam na dobre, wpadając w sidła męskiej władzy, dając się stamtąd wyprowadzić mężczyźnie, któremu najwyraźniej podporządkowała się już w pełni. To nie była jej sprawa, wiedziała, że Deirdre i tak nie chciałaby jej słuchać. Paryskie premiery, balet, pięknie suknie, jej przyjaciółka obracała się teraz w świecie, do którego nigdy nie pasowała i do którego się nigdy nie dopasuje. Nie odpowiedziała. Nie żyła w tym świecie. Nie rozumiała go.
- Mam nadzieję, że jesteś teraz szczęśliwa, Deirdre - szepnęła tylko, krótko, nie wiedząc nawet, czy jej przyjaciółka zrozumie sens wypowiedzianych słów. Sądziła, że nie. Ale to nie miało dla niej znaczenia i nie było teraz najważniejsze, najważniejsze dla niej było to, że to powiedziała. Spojrzała na nią, nie podzielając sadystycznego entuzjazmu, z lekkim wzruszeniem ramienia. - Odpowiednia dawka pewnie mogłaby przeciągnąć mękę. Ale wiedz, że lek nie służy temu, by zabijać i zadawać cierpienie. Trudno też byłoby mówić o pełnej świadomości, jeśli ciało będzie cierpieć zbyt długo, pierwszy odejdzie umysł. Oszaleje. - Wspierała stronę wojny, ale nie nonsensowną przemoc i jawne ludobójstwo. Jeśli Deirdre zamierzała zabijać dla samej przyjemności, nie mogła znaleźć u Cassandry zrozumienia. Na szczęście, by zadać cierpienia tak wymyślne, Deirdre nie miała odpowiedniej wiedzy, a Cassandra nie zamierzała wykorzystywać własnej w tym kierunku. Uniosła lekko brew na jej dalsze słowa. Deirdre, którą znała, nie była aż tak rozrzutna, zwłaszcza żyjąc na cudzy koszt. Na te słowa również nie znalazła własnych. Poczuła, że się od siebie bardzo oddaliły, choć nie była w stanie wychwycić momentu, w którym się to stało. Pewnie toczyło się lawiną od dłuższego czasu, ale lawiny nie dostrzega się, gdy jest tylko pojedynczym kamieniem - a dopiero wtedy, kiedy zaczyna grzmieć.
- Położysz się w pokoju Lysandry, wezmę ją do siebie. - Calchas budził się w nocy, nie było potrzeby alarmować Deirdre. - Rano przygotuję ci ubranie na podróż, pożyczę ci coś swojego. Pójdę przygotować łóżka - zapewniła, a gdy jej przyjaciółka zajęła się jedzeniem, wzięła na ręce Calchasa, czule, znikając z nim w przyciemnionym korytarzu. Musiała obudzić Lysandrę, żeby ją przenieść.

/zt x2 :<




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Poddasze [odnośnik]03.01.21 21:54
27 września '57

Chybotliwy horyzont czasami wyglądał doprawdy zabawnie.
Głupiutko i śmiesznie, kiedy światła przeskakiwały między budynkami, równo ułożone płytki chodnika zlewały się ze ścianami, po jakimś czasie również zszarzałym niebem; ostatecznie wszystko stawało się jedną, nijaką, brzydką plamą, raz po raz przetykaną ochłapami jakiegokolwiek życia czającego się w okolicy.
Tego dnia smętna szarość nie miała w sobie ni krzty czegoś zabawnego; mierziła, sprowadzając na obolałe skronie kolejne ciężary czegoś na kształt migreny; wykrzywiała blade wargi w grymasie, które w pospiesznym zwyczaju otulały bibułkę żarzącego się papierosa.
Blade światło latarni oświetlało brzydactwo Nokturnu licho i smętnie, tak jak zazwyczaj; głównym punktem życia wydawała się być mała, pomarańczowo-żółta kropka, pokonująca drogę od twarzy po opuszczoną wzdłuż ciała, drżącą dłoń.
Światło odbijało się w kałużach, przebiegało w ciemności zaułków, co jakiś czas błyskało także w lokalach, które powoli zaczynały budzić się do nocnego życia; Aleja Śmiertelnego Nokturnu doświadczała swego specyficznego poranka; minie dobrych kilka godzin, nim przez rynsztok ulic potoczy się salwa wrzasków, potok przekleństw i szereg niezrozumiałych słów, najprawdopodobniej układających się w groźby bądź desperackie błagania i ohydny rechot.
Wrzesień w całej krasie swej angielskiej paskudności.
Chybotliwe ciało, chybotliwe myśli, chybotliwy horyzont; wszystko poczynało wracać do normy, działanie pospiesznie przełkniętych tabletek, proszków, specyfików, dobiegało końca, a umęczony umysł zdawał się funkcjonować jedynie na resztkach tego, co usta Dolohov nazwać mogłyby paliwem.
Droga wzdłuż obskurnych kamienic dłużyła się niemiłosiernie; dwudziesty numer brzmiał jak skaranie merlinowskie, a dziewiątka zdawała się być odległą marą. Zbyt daleką, by bezlitośnie powracająca świadomość, pulsujący ból głowy i zmęczone nogi mogły sobie pozwolić na dalszą podróż.
Siedemnastka okazała się wybawieniem.
Znana nader dobrze, odwiedzana częściej bądź rzadziej, tego wieczora naruszona bez zapowiedzi i bez głębszego pomyślunku; drżąca dłoń dosięgnęła skroni, gdy beznadziejność wymierzyła kolejne działa w pulsującą głowę.
– Cass, polej mi, zaraz łeb mi rozsadzi – wątpliwie czułe słowa, które donośnie rozbrzmiały w niegrzecznie naruszonym mieszkaniu, były jedynym powitaniem Tatiany, kiedy stąpając po skrzypiącym drewnie zsuwała z wątłych ramion skórzany płaszcz.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Poddasze [odnośnik]22.01.21 14:19
Podkrążone oczy, przesuszone usta, przerzedzone włosy, przyglądała się sobie w lustrze krytycznie, przewracając między palcami fiolki i słoiczki, które miały pomóc jej zatrzymać umykające piękno; narodziny dziecka kosztowały ją wiele zdrowia, więcej, niż przy Lysandrze. Może dlatego, że była starsza, a może dlatego, że dziecko nosiło w sobie krew... krew zła. Zła w najczystszej postaci. Lękała się o jego przyszłość, karty nie były dla niego łaskawe - ale teraz spał spokojnie, jak upity wywarem odbierającym przytomność. Podeszła do niego, ułożonego na jej łóżku, kiedy nagle do jej uszu dotarł krzyk; znajomy i miły głosem dla ucha, a jednak w tym momencie: dość nieoczekiwany i, co gorsza, całkiem pijany. Założyła ręce na piersi, stukając w posadzkę butem raz i drugi, zastanawiając się, co  z tym fantem począć, aż w końcu odwróciła się w kierunku korytarza.
- Tatiano Ivanowno Dolohov! - zawołała, przechodząc w otwarte rejony poddasza; mieszkała na piętrze swojej lecznicy, przemknięcie przez nią wymagało minięcie trolla, poczciwego Umhry, ale Cassandra doskonale wiedziała, że stworzenie nie zwróci uwagi na dobrze znaną sobie Tatianę - w każdym razie nie inaczej, niż witając dziewczynę. Białą nocną koszulę okrywała szeroka purpurowa chusta o czarnym hafcie, którego nie miała czasu dokończyć; odkąd w jej domu pojawił się Calchas, czas przemykał się między jej palcami niby lekkie ziarna piasku. Czarne włosy opadały na ramiona w nieładzie, nieuporządkowane przed snem. Chwyciła zsuwany z ramion płaszcz dziewczyny, całując powietrze przy jej uchu na powitanie bardziej po to, by wyczuć intensywność alkoholowej woni, niż dla okazania czułości. - Jak mi miło, że w trakcie swojej wycieczki zawitałaś również do mnie. Powiedz, skąd wracasz? Białej Wywerny? Mantykory? - A może z mieszkania kawalera, u którego bynajmniej nie powinno cię być? Wyczulony nos nie wyłapał wody kolońskiej, potu też nie. Objęła w dłoń różdżkę, przyciągając ku sobie pusty kielich i karafkę wypełnioną pitną wodą. - Jeśli w takim stanie wciąż brakuje ci alkoholu, oznacza to mniej więcej tyle, że runęły twoje bariery ochronne dzielące się od uzależnienia. Mówiąc wprost, jesteś o krok od rynsztoka, choć, jak sądzę, wolałabyś raczej wrócić do pałacu. Pij, małymi łykami. Do dna - nakazała, gdy na stole z brzdękiem wylądowało naczynie, a do jej ręki trafiła szklana butelka; zgrabnym ruchem przelała zawartość do szkła.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Poddasze [odnośnik]22.01.21 15:19
Niesłychane, jak prędko zmęczenie zmieniało się w niezłomne pokłady energii, a później smutek ocierał się o głupią radość; problem leżał w tym, że teraz coraz bardziej odczuwała skutki drugiej strony medalu – nie było już wzniosłości i zrywów witalności, nie było już nawet gardła rozedrganego od niewytłumaczalnej salwy śmiechu. Wchodząc do mieszkania Cassandry, wymijając smętnie trolla, nie przypominała stanu, w którym tak często się znajdowała i – o zgrozo – lubiła się znajdować.
Zostało tylko smętne zmęczenie i kurewski ból głowy.
Być może była jeszcze pijana – tylko odrobinę – pomiędzy słowami, które wykrzykiwała nie zważywszy na porę i oczywistość, że Cass miała na głowie dzieci.
– To właśnie ja, ciociu – gardłowy pomruk potoczył się po pomieszczeniu gdy pani gospodarz zawołała jej miano, nieco oskarżycielsko, ale to w ogóle Tatiany nie interesowało; mimo ciężkiego stanu i ciężkiej skroni posłała ciemnowłosej uśmiech – doprawdy uroczy i niewinny, zupełnie jak gdyby była małą dziewczynką, niesamowicie dumną ze swojego czynu – nim nie wyciągnęła ręki, by delikatnie pogłaskać ciemne pasma rozrzuconych w nieładzie włosów.
– Pewnie, zawsze o tobie myślę – wypowiedziała z całkowitą szczerością, choć owa brzmiała jak typowe przekomarzanki kogoś faktycznie pijanego; być może gdyby wróciła z mieszkania jakiegoś wyjątkowo przyjemnego we wspólnym piciu mężczyzny, może też przyjemnie brzydkiego, o sercu też nieco brzydkim, czułaby się teraz lepiej; na pewno tak kurewsko nie bolałaby jej głowa.
Wzdychając cicho, wzruszyła nieco ramionami.
– Z Mantykory, nudno jak zwykle – nudno, brudno, szpetnie; cóż innego mogła robić wieczorami w zapomnianym przez bogów miejscu, jakim był Nokturn? Być może stołować się w jakiejś ładnej restauracji, udawać ładną lady zza granicy; czasami faktycznie sprawiało jej to przyjemność, cała ta zabawa w teatrzyk i egzotyczną atrakcję – równie często przytłaczała, a wtedy cienie przelewające się przez nokturskie alejki wydawały się niebywale kuszące.
Zajęła jedno z miejsc przy stole, kładąc łokcie na blacie; jedną z dłoni wplątała we własne włosy, przeczesując je niedbale, drugą podparła podbródek.
– Ale chrzanisz... – wymamrotała, kręcąc głową, ale mimo wszystko spełniając prośbę Vablatsky; kiedy kielich z cichym brzdękiem wylądował na stole, pusty, podniosła spojrzenie na kobietę – Nie jestem pijana, do diaska. Nawet jakbym chciała, te wasze angielskie szczyny co najwyżej drapią mnie w gardło – wywróciła oczami niemal z bólem, znów czując nieprzyjemne kołatanie we własnej głowie – ale nalej mi czegoś, Cass, proszę cię... – słowa wymruczane z wyraźnym zmęczeniem i faktyczną prośbą – I tak nie wrócę do pałacu, nie w tym wcieleniu.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Poddasze [odnośnik]22.01.21 20:52
Założyła ręce na piersi, napotkawszy uroczy uśmiech; Lysandra daleka była od podobnych technik zwodzenia matki, ale naiwność Cassandry i tak dawno temu uleciała w pył; skwitowała go jedyne lekkim - pytającym - uniesieniem brwi, gdy z barwy jej głosu usiłowała odczytać, ile Tatiana mogła dzisiaj właściwie wypić. Z uwagą spoglądała też w jej oczy, szukając w nich śladów innych używek; szczęśliwie - przynajmniej na razie - Tatianie doskwierał tylko ból głowy. Ewentualne podrygi żołądka zdąży utemperować, nim będzie za późno.
- Niesamowicie mi miło - zapewniła z przekąsem na tyle subtelnym, że niezauważalnym pewnie dla pijanego człowieka, kiedy Tatiana chwyciła jej włosy między palce, lekko objęła ją ramieniem, prowadząc w kierunku krzesła - z obawą, że sama mogłaby... oślizgnąć się o krok za wcześnie. - Ale coś czuję, że twoje myśli dzisiejszego wieczoru sięgały znacznie dalej, niż tylko do mnie - bardziej stwierdziła, niż zapytała, pozostawiając jej otwartą przestrzeń; nie chciała nachalnie dopytywać, wbrew pozorom szanując prywatność jej umysłu, nie była zresztą pewna, czy w swoim stanie załapie tę iluzję - ale zastanawiało ją, czy Tatiana... nie potrzebowała dzisiaj chwili rozmowy? - Calean lub Drew byli na miejscu? - dopytała, Biała Wywerna długi czas uchodziła za przynajmniej czystszą, lecz odkąd w Mantykorze zaczęli urzędować ludzie, którym można było - cóż, przynajmniej do pewnego stopnia - zaufać, spoglądała na to miejsce... inaczej. Przewróciła oczyma, niemal bliźniaczo, przysiadając obok Tatiany, wypełniając wodą ponownie jej pusty kielich.
- Nie marudź, woda nie jest tylko dla zwierząt. Pij, będzie ci lepiej. Tym razem tak jak prosiłam - małymi łykami. Inaczej wszystko przez ciebie przeleci. - Pomoże wypłukać alkohol, w dłuższej perspektywie pozwoli pomóc pozbyć się bólu głowy. Ten jednak wymagał przede wszystkim snu, dzisiaj Tatiana położy się z nią. - Oczywiście, że nie jesteś pijana - Nie zamierzała się z nią kłócić, podobnie, jak nigdy nie kłóciła się z Lysandrą, kiedy mała zapewniała ją, że jest już dorosła, duża i wystarczająco odpowiedzialna, by samodzielnie przeprowadzić na pacjencie Cassandry trudny zabieg. Z czasem jej córka po prostu zapominała, że na to czekała. - Z przyjemnością poczęstowałabym cię czymś mocniejszym, ale jak sama mówisz, angielskie trunki nie są odpowiednie - zamiast takich szczyn już lepiej pić wodę. Mam co prawda trochę spirytusu, ale obawiam się, że potrzebuję go do przemywania ran - oświadczyła ostro, ze zdecydowaniem, w odpowiedzi na jej rozpaczliwą prośbę. - Chodź tu... - ugięła się w końcu - nie trwało to długo - niech cię licho, Dolohov; wstała, tylko po to, by zajść dziewczynę od tyłu i położyć na jej skroniach dłonie, dotknęła ich delikatnie, zaczynając je subtelnie masować opuszkami palców. Powinno przynieść krótkotrwałą ulgę. - Jadłaś?




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Poddasze [odnośnik]22.01.21 22:45
Balansowała na cienkiej granicy między kolejnej zrywem złości, a faktycznej rezygnacji. Roześmiania, a jakiegoś pobłażliwego pozwolenia jej na wszystko, na całą troskę i polecenia, które – choć zapewne by tego wtedy nie przyznała – miały na uwadze tylko i wyłącznie jej dobro. Cassandra, choć całym swoim wyglądem mogła przeczyć temu obrazkowi, przypominała momentami – zwykle tymi, kiedy upalona nieco inaczej odbierała rzeczywistość – świetlistego strażnika, który do pleców przytwierdzone miał skrzydła protektoratu.
Kto wie, może w poprzednim wcieleniu faktycznie była aniołem.
Zajęła wskazane miejsce, ale z wodą nie było już tak kolorowo – naczynie opróżniła duszkiem, wciąż uśmiechając się pod nosem, niczym dziecko przyłapane na jakiejś zbrodni, ale nie wykazujące choć odrobiny skruchy, zamiast to skore do dalszej zabawy i czynienia psot. Gdyby tylko ta cholerna głowa nie bolała jej tak bardzo, zapewne już dawno zarzekałaby się, że musi dalej podążać w tan.
– Ta? A to niby dokąd? – mruknęła, wciąż z wesołością, bez cienia – na razie – wątpliwości we własną, domniemaną niepodległość; miło znieczulona, miło wolna, zaprzeczająca wszystkiemu i wszystkim, żałośnie wierząca w faktyczną swobodę. Nawet coś, co przylgnęło do niej lata temu, potrafiło zniewolić – tym razem przyniosło migrenę, która na przemian z krążącym w żyłach alkoholem kłóciła się o kontrolę nad świadomością Dolohov.
– Mhmmmm.... ale jakoś, bo ja wiem, zajęci swoimi sprawami, ja swoimi, wiesz jak jest – swoimi, czyli zapijaniem się do upragnionej nieprzytomności, a raczej na badaniu własnych granic, które w Londynie wydawały się przesunięte na jakąś absurdalną odległość; nic nie zwalało jej z nóg – na pewno nie sam alkohol, bo gdy takowy łączyła z innymi specyfikami faktycznie zdarzyło jej się znikać; na moment, bądź dwa – błogi stan jednak nigdy nie trwał tyle ile by chciała, a po zaledwie kilku kieliszkach mogła zapomnieć o chociażby jego atrapie.
Machnęłaby ręką na kolejne z jej słów, ale ta wydawała się w tym momencie niebywale ciężka; resztkę wody dopiła faktycznie według instrukcji kobiety, rozsiadając się wygodnie na krześle, z całą pewnością nie jak lady, nie nawet jak elegancka kobieta; bardziej po męsku, choć krucha, kobieca sylwetka zapewne takowej nie przypominała.
Cichy, niemal błagalny jęk wyrwał się z gardła, kiedy przymknęła oczy.
– Och, Cass, chociaż jeden kieliszek, naprawdę cię proszę – wydyszała, zaraz potem mrugając kilkukrotnie; sama nie wiedziała już dlaczego tak bardzo jej na tym zależy, ani – co gorsza – co to faktycznie zmieni. Anglia z dnia na dzień robiła się coraz bardziej parszywa, a ona, mimo morza świecidełek, hektolitrów alkoholu i tryliona bzdurnych aktywności, miała wrażenie, że radzi sobie coraz gorzej. Z tym, z tamtym; z sobą samą.
Chwilę później znów zamknęła oczy; tym razem na dłużej, mocniej, z pełną premedytacją, odchylając się na krześle nieco w tył i wypuszczając zachrypniętym pomruk.
– Jesteś cudowna... – słowa ubrane w krótki szept za sprawą dotyku jej dłoni; miała wrażenie że cała ta scenka trwa wieczność, a jednocześnie jest wręcz szyderczo zbyt krótka.
– Nie, nie jestem głodna – wypowiedziała dopiero po chwili, cicho i nieistotnie – Choć kieliszek, proszę cię, no.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756
Re: Poddasze [odnośnik]23.01.21 1:30
Na młode i samotne dziewczęta w miejscu takim jak to czyhało wiele niebezpieczeństw - i chyba sama wiedziała o tym najlepiej; kiedy te dziewczęta były do tego pijane i piękne, chyba nic nie mogło stanąć na przeszkodzie tym, którzy chcieliby to wykorzystać. Pamiętała przecież siebie sprzed paru lat, choć najpewniej nigdy nie była nawet w połowie tak piękna, jak piękną była Tatiana. Cassandra uważała, że człowiek musi włożyć rękę do ognia, by zrozumieć, że płomienie parzą - ale zwykle starczył mały palec, niekoniecznie cała głowa. A ta - bolała. Tatiana dobrze trafiła, dotarłszy dzisiaj akurat tutaj, do niej, bez włóczącego się za nią męskiego cienia. Tak długo, jak długo Cassandra nie dostrzegała w snach jej krzywdy, mogła być spokojna. Jednak nierozsądnym wydawało jej się prowokować los - prowadząc lecznicę, akurat w tym miejscu, doskonale zdawała sobie sprawę z zagrożeń, jakie mogły tu na nią czyhać. A przed którymi chyba chciała ją ustrzec.
- Tego nie wiem - odparła szczerze, nie odejmując dłoni od jej skroni; kręciła opuszkami palców kółka, mocno nacierając dłońmi, regulując przepływ krwi. Wiedziała, że to nie przepędzi bólu, ale miało szansę przynieść chociaż krótkotrwałą ulgę. - Ale gdybyś myślała dzisiaj tylko o mnie, pewnie wypiłybyśmy wino razem i z całą pewnością nie byłoby to więcej, niż jedno wino - oznajmiła spokojnie, bardziej stwierdzając fakt, niż czyniąc wyrzut. Nigdy nie była towarzysko zachłanna, każdy ptak musiał potrafić latać samodzielnie. Wciąż nie postawiła też pytania, celowo pozostawiając jej w tym względzie swobodę. Cicho westchnęła, kiedy Tatiana wypiła kielich wody duszkiem - z nawodnienia nici, przynajmniej tym sposobem. - Lysandro? - Przeniosła wzrok na zacieniony korytarz, kiedy z jego wnętrza wydobył się łoskot; dziewczynka jeszcze nie spała, krzątała się w łazience. Często to robiła, kiedy miała złe sny. Odgłosy drobnych stóp zapowiedziały jej przybycie, mała była podobna do matki, oczy nawet rozespane wydawały się zbyt duże. - Przynieś cioci coś do jedzenia. Będzie ci wdzięczna - W jej głosie wybrzmiała ostrzejsza nuta, Tatiana nie chciała chyba urazić Lysandry. Dziewczynka, po krótkim przywitaniu, zbiegła schodami na dół, zeskakując co drugi stopień. - Naprawdę? Co to za sprawy?  - zapytała z uprzejmym zainteresowaniem, zdając sobie sprawę z tego, że pytanie tego typu mogło być tylko testem jej kreatywności. Myśl, że obaj byli tego dnia na miejscu, nieco ją uspokajała. Tatiana zaczynała się odprężać, zauważała to, spokojniej popijaną wodę i wygodniejsze rozłożenie ciała na krześle.
- Przecież wiesz, że to na nic - odparła na jej cichą prośbę; w kategorii czarodziejskiego zdrowia była bezkompromisowa i do bólu konsekwentna. Nie zamierzała raczyć jej alkoholem w podobnym stanie, jej ciało tego nie potrzebowało. Alkoholu pragnął jej umysł, a to budziło wyłącznie niepokój - nie współczucie wobec pragnienia. - Próbujesz o czymś zapomnieć, Tatiano? Alkohol odegna złe myśli tylko na chwilę. Nad ranem wszystko znów powróci, silniejszą falą niż wcześniej. - Odjęła dłonie od jej skroni, przygładziwszy delikatnie jej włosy - by po chwili zająć miejsce na krześle obok. Z dołu wróciła jej córka, postawiła glinianą miskę i łyżkę przed Tatianą, była wypełniona zagrzanym rosołem. Małomówna dziewczynka bez słowa przeniosła wzrok na Cassandrę, która wyłapała je w mig:
- Do łóżka - zarządziła, a Lysa zniknęła niemal od razu. - Ty też, ale najpierw zjesz. Zostaniesz u mnie, przygotuję ci ubranie do spania. Nie wypuszczę cię stąd w takim stanie.  -  I miała szczerą nadzieję, że obejdzie się bez powiadamiania Umhry, że Tatiana nie mogła wyjść stąd dzisiaj w nocy.




bo ty jesteś
prządką

Cassandra Vablatsky
Cassandra Vablatsky
Zawód : Szeptucha
Wiek : 28 (30)
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Zamężna

i am my mother's savage daughter

OPCM : 0
UROKI : 0
ALCHEMIA : 16
UZDRAWIANIE : 28 +10
TRANSMUTACJA : 24 +2
CZARNA MAGIA : 1 +1
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 5
Genetyka : Jasnowidz

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t569-cassandra-vablatsky https://www.morsmordre.net/t943-zorya-utrennyaya#4959 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f440-warwickshire-warwick-niedzwiedzia-jama https://www.morsmordre.net/t2811-skrytka-bankowa-nr-3#45477 https://www.morsmordre.net/t1510p15-cassandra-vablatsky#13947
Re: Poddasze [odnośnik]23.01.21 15:52
Było miliony sposobów, jeszcze więcej technik i pomysłów na to, co zrobić z pijaną, młodą, ładną dziewczyną; w tym przypadku Nokturn mógł rzeczywiście wykazać się niebywałą kreatywnością, tą, która płynęła w żyłach najgorszych, najbrudniejszych, najbardziej zdegenerowanych; nie sposób było tu szukać jakiejkolwiek ostoi moralności, i co gorsza – Tatiana nawet za takową nie miała zamiaru się rozglądać,
Choreografia gestów, wypracowana grupa czynności; pewne rzeczy robiła już mechanicznie, inne podsycane były alkohole, jeszcze inne nadmierną ilością połkniętych tabletek czy wciągniętego nosem proszku; sama nie wiedziała co finalnie skierowało jej kroki do Cassandry; czy faktyczne zmęczenie i konieczność, czy może rzeczywista potrzeba.
Podświadomie szukała pomocy; szukała oparcia i chwili wytchnienia, coraz bardziej dostrzegając, że tego ubywa jej w do pełna napełnionym kieliszku czy białym prochu rozsypanym szczodrze na blacie.
Nie wiedziałaby, co odpowiedzieć, gdyby ktoś zapytał, czy właśnie wszystko to, dostrzegała pod numerem siedemnastym Alei Śmiertelnego Nokturnu.
Cassandra nie wiedziała, gdzie błądziły myśli Dolohov; Dolohov też nie wiedziała, a raczej nie chciała wiedzieć, spychając wszystkie niedopowiedzenia i doskwierające sentymenty gdzieś na pobocze własnego umysłu, w bok, w dół; najlepiej do rowu, który niedługo ktoś zakopie.
Ciężkie westchnięcie znów uleciało spomiędzy kobiecych warg.
– Cass, nie mów dalej, bo znowu zacznę żałować moich głupiutkich decyzji – bo były głupie, jedna głupsza od drugiej, coraz to naiwniejsze, momentami coraz bardziej absurdalne i niebezpieczne; dziwaczne, że Tatiana poniekąd miała ich świadomość, a mimo tego wciąż szła w zaparte; zupełnie jak gdyby autodestrukcja zapewniała jej jakąś masochistyczną przyjemność.
Odstawiona na blat szklanka i gwałtowne uniesienie wzroku; majacząca gdzieś w ciemnym korytarzu sylwetka zaskarbiła sobie uwagę Tatiany, zaraz potem na usta wkradł się uśmiech.
– Heeeeej, Lys – mruknęła, niemal szeptem, przeciągając zgłoski i uśmiechając się w kierunku dziewczynki. Była taka sama jak Cass, zupełnie jakby stanowiła jej fizyczną kopię; chwała Merlinowi, że alkohol wciąż krążył w jej żyłach na tyle mocno, że myśli o macierzyństwie nie zaczęły jej nawiedzać, wywołując niepotrzebne kołatanie, któreś z kolei tego wieczora.
– Bardzo wdzięczna – powtórzyła, kiwając głową, zapominając o swoim nie-głodzie; odszedł w niepamięć w momencie, w którym wyrwana z łóżka dziewczynka miała okazję się wykazać, nawet w aspekcie czegoś tak błahego. Kiedy ta zniknęła za rogiem, Dolohov wzruszyła ramionami.
– To i tamto. Ojciec znów jest poza miastem, zaszywam się przed narzeczonym, bawię w bohatera, wiesz o co chodzi – tym razem parsknęła cicho, ironicznie, kryjąc w cierpkości głosu coś na kształt zmęczonego rozdrażnienia.
Następnie jęk był jedyną odpowiedzią na odmowę Vablatsky; wywróciła oczami, i prędko tego pożałowała, bo ból przemykający przez skroń sprawił, że nachyliła się znów w pobliże stołu, krzyżując ręce na jego blacie i na krótką chwilę ukrywając twarz w dłoniach.
Zapomnieć.
Proste, krótkie słowo; nie wiedziała, czy zareagować śmiechem, czy wybuchnąć żałosnym płaczem; finalnie zamilkła, niemal niecodziennie, a jedyną oznaką reakcji były drgające pod ubraniem mięśnie ramion, łopatek i pleców.
I trwała tak przez dłuższą chwilę, powstrzymując w sobie śmiech bądź szloch, powstrzymując jakikolwiek zryw jakiejkolwiek emocji; dopiero parująca miska zupy wyrwała ją z chwilowego letargu, otępienia i salw drżeń.
– Nie będę już w lepszym stanie, Cass – wydyszała w końcu, przenosząc blade dłonie na rozpaloną skroń, z wzrokiem wciąż wbitym w blat stołu – jestem pieprzonym bałaganem, syfem, burdelem. Duszę się w tym miejscu, boję się tego miejsca. I nie ma już nikogo, kto tak jak ja chce wrócić do domu. On już nie wróci.
Tatiana Dolohov
Tatiana Dolohov
Zawód : emigrantka, pozowana dama
Wiek : lat 24
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
wanderess, one night stand
don't belong to no city,
don't belong to no man
I'm the violence in the pouring rain
OPCM : 17
UROKI : 16 +2
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 0
CZARNA MAGIA : 7 +3
ZWINNOŚĆ : 7
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t8945-tatiana-dolohov#267430 https://www.morsmordre.net/t8948-ivan#267594 https://www.morsmordre.net/f312-smiertelny-nokturn-9 https://www.morsmordre.net/t9019-skrytka-bankowa-2104#271324 https://www.morsmordre.net/t8959-t-dolohov#267756

Strona 5 z 7 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Poddasze
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach