Wydarzenia


Ekipa forum
Polana
AutorWiadomość
Polana [odnośnik]05.03.17 22:50

Polana

Jedna z polan w lesie, która roztacza wokół siebie specyficzną magiczną aurę, gdyż to właśnie to miejsce jednorożce upodobały sobie najbardziej i to właśnie tutaj najczęściej można je spotkać. Od głównej drogi prowadzi do niego mała wąska ścieżka, która jest trudna do odnalezienia dla odwiedzających, ale wszyscy pracownicy dobrze wiedzą gdzie ona się znajduje. Polana otoczona jest w większości przez drzewa iglaste, które odgradzają ją od głównej drogi i sprawiają, że dla osób niewiedzących, gdzie powinny szukać, staje się naprawdę trudna do odnalezienia.
[bylobrzydkobedzieladnie]
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Polana Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Polana [odnośnik]08.04.17 21:58
20 IV 1956 ?

Kroczyła powoli wąską ścieżką, co jakiś czas zatrzymując się by rozejrzeć się dookoła. Mogłoby się wydawać, iż obserwuje stojące opodal jednorożce, w istocie poniekąd to właśnie robiła. Jej myśli jednak nie były pochłonięte pięknem szlachetnych zwierząt, a rozmyślaniom, które już od jakiegoś czasu ją dręczyły. W domu jednak nie mogła oddać się im w pełni, bowiem jak na złość jej ojciec czy pozostała część rodziny, starała się wplątać ją w rozmowę. Te zaś często dotykały niewygodnych dla niej tematów, skutkując rozdrażnieniem kobiety, czasami nawet i sprzeczkami, o ile naturalnie mogła sobie na to pozwolić. Nie dało się ukryć, iż miała charakterek, który jednak chcąc czy nie, musiała temperować z uwagi na zasady, które tego od niej wymagały. Każdy ma jednak granice wytrzymałości - zbliżał się koniec kwietnia oraz jej cierpliwości. Była pełna podziwu dla samej siebie, iż wytrzymała i tak dość spoty kawałek czasu, hamując się jak tylko mogła - wszystko to bowiem miało swój początek w dniu kiedy oznajmiono jej, iż jej departament został rozwiązany i ta musi czekać na informacje na temat przeniesienia. Tymczasowo zatem skończyły się jej obowiązki, nadeszły dni, które prawdopodobnie zabiłyby ją nudą, gdyby nie umiała ich sobie odpowiednio zagospodarować. Pomysły jednak powoli się kończyły, a ją zaczęły pochłaniać myśli, przynosząc nowe pomysły i zdania na różne tematy.
Dzisiaj postanowiła udać się do rezerwatu, by móc w spokoju oddać się jednej z ostatnich idei, które ją nawiedziły. Pragnęła nauczyć się czegoś nowego, posiąść nowy rodzaj wiedzy, które przy tym mogłoby nieco zaspokoić jej ogromną ambicję. Już od dłuższego czasu czuła, iż marnuje siebie i swój czas, teraz miała go wystarczająco by móc poświęcić się czemuś nowemu. Musiała jednak wszystko odpowiednio zaplanować, teraz miała ku temu okazję. A przynajmniej tak sądziła z początku, szybko bowiem nakreśliła w myślach zamysł swoich przyszłych działań. Teraz wystarczyło je tylko zrealizować.
Ponownie zatrzymała się na ścieżce, patrząc na stojące nieopodal jednorożce. Tym razem jednak skupiła się na samych stworzeniach i miejscu, w którym się znajduje. Dawno go nie odwiedzała, chociaż jej ród sprawował nad nim piecze. Była chyba jednak zbyt pochłonięta wszystkim innym, poza tym zwierzęta nigdy nie zyskały zbyt dużego zainteresowania z jej strony. Tak naprawdę jedyne z którymi miała stały kontakt, to jej sowa i koty okazjonalnie napotkane. Do tych drugich miała szczególną słabość, co jednak nie było niczym dziwnym zważywszy chociażby na jej patronusa. Jednorożce zaś... nie wiedzieć czemu nigdy jej do nich znacznie nie ciągnęło. Wydawały się jej być zbyt idealne, zbyt czyste. Nie potrafiła zdefiniować swoich odczuć względem nich, była jednak pewna iż ona nie zachwycała się tymi stworzeniami w takim stopniu, jak inni zwykli to robić.
Ruszyła dalej, cicho wzdychając. Postanowiła jeszcze chwilę zostać w rezerwacie, korzystając z tej chwili samotności. Ta jednak szybko okazała się być dość pozorna, po chwili do uszu Elisabeth dobiegły kroki - zważywszy na to, iż były one dość ciche, od razu wywnioskowała iż niedługo ujrzy prawdopodobnie drobną postać kobiety. Nie myliła się.
- Dzień dobry, lady Yaxley - powiedziała, unosząc jeden kącik ust do góry. - Cóż za nieoczekiwane spotkanie.


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Polana [odnośnik]17.04.17 20:44
Mimo zmiany obowiązków nigdy nie pozwoliłabym sobie na to, aby wpłynęły one na moje ulubione zajęcia. A jednym z nich było przechadzanie się terenami rezerwatu, które przecież znałam niemal jak własną kieszeń i podziwianie zwierząt, które się w nim znajdowały. Od małego miałam słabość do rezerwatu i kiedy tylko mogłam pojawiałam się tutaj, aby spędzić czas z jednorożcami. I moje życie tak miło się potoczyło, że dane było mi z nimi pracować, zajmować się nimi, dbać o ich dobro i pomagać w zarządzaniu tymże miejscem. Lord Parkinson okazał się ogromnym zaufaniem i wielkodusznością pozwalając mi wypowiedzieć się w niektórych tematach i brać pod uwagę moje zdanie, a ja bardzo doceniałam jego dobroć i starałam się, aby wykonywana przeze mnie praca była wykonywana należycie. Dlatego oprócz pracy jaką mi zlecano, czy też zastanawianiem się nad tym cóż mogłabym doradzić, oddawałam się także przyjemnościom, które były dla mnie również częścią mojej pracy. Cóż chcieć więcej? Przechadzając się ścieżkami rezerwatu nie tylko odpoczywałam i doglądałam, ale dzięki temu mogłam również zastanowić się nad tym co ulepszyć, co wymaga poprawy, nawet jeśli ograniczało się to do zwrócenia uwagi na to, że ławeczki wymagają pomalowania. Ale dzisiaj wszystko było idealnie, a ja kierowałam się w stronę polany by spędzić chwilę czasu ze swoimi ukochanymi stworzeniami. Póki miałam jeszcze taką możliwość. W tym momencie nie wiedziałam nawet jak blisko byłam prawdy, że lada chwila się zaręcze, a moje dalsze kontakty z tymi zwierzętami znów staną pod znakiem zapytania. Po za tym, po ostatnich atakach na jednorożce i śmierci kilku z nich w samym rezerwacie, starałam się wierzyć, że moje doglądanie zapewni im większe bezpieczeństwo. Może nie była to prawda, ale ja czułam się z tym lepiej.
Nie spodziewałam się, że ujrzę kogoś na polanie, a im bliżej podchodziłam, tym bardziej zdawałam sobie sprawę z tego, że nie jest to byle kto, żaden nieznany mi odwiedzający. Parkinsonów można było poznać na kilometr, byli niezwykle charakterystyczni i nawet jeśli nie miało się do czynienia z daną osobą na co dzień, to po można było się domyślić kim jest owa osoba. Tym bardziej kiedy się odwróciła i można było dostrzec jej twarz.
- Lady Parkinson - odpowiedziałam uprzejmie. - Nie spodziewałam się lady tutaj, faktycznie nieoczekiwane spotkanie.
Podeszłam bliżej, aby stanąć w tej samej odległości do zwierząt i spojrzałam na nie z ciepłym uśmiechem. Lady Parkinson widocznie oddawała się tej samej przyjemności, której ja miałam zamiar się oddać. Miło będzie mieć towarzystwo, przynajmniej mnie, nie wiem jak podchodziła do tego panna Elizabeth. Może jej przeszkadzałam, bo chciała być sama?
- Coś szczególnego cię tu sprowadza, lady? - zapytałam z zaciekawieniem.
Z tego co wiedziałam, to rzadko bywała w rezerwacie, nigdy nie wyrażając większego zainteresowania ani tym miejscem, ani tym bardziej zwierzętami. Nic więc dziwnego, że zastanowiło mnie to, co ją tutaj przygnało.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Polana DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Polana [odnośnik]06.05.17 17:12
W istocie, Elisabeth niezwykle rzadko miała okazję przebywać w rodzinnym rezerwacie. Obowiązki zawodowe oraz dość małe zainteresowanie przebywającymi w nim zwierzętami sprawiły, że nie potrafiła precyzyjnie określić, kiedy ostatni raz miała okazję przechadzać się tymi alejkami. Z pewnością nie był to krótki odcinek czasu, wiele się bowiem zmieniło od jej ostatniej wizyty. Wszystko wyglądało niezwykle świeżo, trawa była soczyście zielona... Nie można było znaleźć żadnego elementu, przez który pracowników mogłaby posądzić o niedbalstwo. Wręcz przeciwnie. Mogła być pewna, że jednorożcami zajmują się odpowiednie osoby. A przynajmniej większość, bowiem nie można było zapomnieć o ostatnich wiadomościach dotyczących tajemniczych ataków na przebywające tu zwierzęta. Wydawałoby się, że poziom bezpieczeństwa miejsca nie pozwoli na podobne wypadki. Nadeszły jednak czasy, w których nic nie wydawało się być odpowiednio zabezpieczone. Nie budziło to w niej jednak lęku, była pewna swoich umiejętności na tyle, żeby wierzyć iż w razie potrzeby, będzie w stanie się obronić. Poza tym nie wydawała się należeć do osób, stanowiących potencjalny cel jakichkolwiek ataków.
- Dawno nie miałam okazji przechadzać się tymi dróżkami, a że potrzebowałam odetchnąć świeżym powietrzem, postanowiłam odświeżyć ich obraz w mojej pamięci. - odpowiedziała, wymownie rozglądając się dookoła. Po tym jednak jej wzrok wrócił na twarz rozmówczyni. - Przyznam, iż wiele się zmieniło od mojej ostatniej wizyty...
Nie potrafiła określić swoich uczuć w związku z pojawieniem się kobiety. Jej pierwotnym zamiarem była samotna wędrówka po tym miejscu. Teraz jednak najwyraźniej zmieniła zdanie, czego dowodem było ostatnie wypowiedziane zdanie, które w jakiś sposób miało podtrzymać rozmowę. Ciekawą odmianą była bowiem rozmowa z lady Yaxley, której Elisabeth dawno nie widziała. Ich ostatnie spotkanie prawdopodobnie miało miejsce na sabacie, którego zakończenie było dość nieprzyjemne...
- Jeśli dobrze pamiętam, to lady pracuje w rezerwacie, czy tak? - spytała po chwili, z zaciekawieniem przyglądając się rozmówczyni.


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Polana [odnośnik]14.06.17 20:52
Słuchałam jej słów uważnie, musiało jej bardzo długo tutaj nie być, skoro tak dużo zmieniło się od jej ostatniej wizyty. Ale nie chciałam dopytywać, mogło być to odebrane jako zbyt wścibskie. Ale było to dla mnie naprawdę nie do pomyślenia, że może być ktoś, kto nie przejawia takiego zainteresowania zwierzętami. Ja nie potrafiłam sobie wyobrazić dnia bez obecności tutaj, bez przechadzki, bez sprawdzenia czy wszystko jest dobrze. A już w szczególności po ostatnich wydarzeniach, które dość mocno się na mnie odbiły. Jeżeli ktoś kocha takie zwierzęta tak mocno jak ja, nic dziwnego, że bardzo mocno przeżywa ich śmierć. Czuje się emocjonalnie związana z każdym ze zwierząt w tym rezerwacie, z każdym z osobna i każdego cierpienie przeżywam równie mocno.
- Rozumiem, chwila spaceru na pewno dobrze ci zrobi, panno Parkinson - zauważyłam. - W rezerwacie jest zdecydowanie czystsze powietrze niż w mieście, dlatego i ja lubię tu przebywać. Nie wiem jak długo lady tu nie było, aczkolwiek faktycznie staramy się dbać o rozwój tego miejsca, aby zwierzętom było jak najlepiej.
Odpowiedziałam z pełnym szacunkiem, nie tylko do samej Parkinsonówny, ale także do zwierząt i zarządu, który tak dbał o to miejsce. W tym także i ja. Odkąd moja praca była związana z zarządem, czułam na swoich barkach większą siłę odpowiedzialności. Dlatego też za każdym razem starałam się w bardzo pochlebny sposób wyrażać o osobach z którymi pracowałam, tym bardziej odkąd dowiedziałam się jak naprawdę trudna jest ta praca.
- Tak, od niedawna doradzam w zarządzie. Przyznam szczerze, że bardzo się cieszę, że lord Parkinson zdecydował się skorzystać z mojej wiedzy i świeżego spojrzenia - przyznałam.
Naprawdę, aż duma mnie rozpierała, a do pracy przychodziłam z ogromną przyjemnością i dawałam z siebie wszystko, by tylko spłacić dług wdzięczności za zaufanie i szansę rozwoju. Musiałam korzystać póki mogłam, już niedługo w końcu miałam zostać żoną Cynerica. Miał on bardzo konserwatywne spojrzenie na świat, może nawet bardziej konserwatywne niż mój ojciec i nie byłam pewna, czy przypadkiem z dniem ślubu moja przygoda z rezerwatem nie dobiegnie końca. Póki co jednak nie rozmawialiśmy na ten temat, a i ja się nie wyrywałam. Niemożność pracy w rezerwacie byłoby dla mnie katorgą.
- Może się przejdziemy dalej? - zapytałam.
Gdybyśmy wróciły na dróżkę, to gdzieś w okolicy na pewno znajdzie się jakaś ławeczka, abyśmy mogły usiąść i odpocząć. Ale równie dobrze, jeśli lady wyrazi taką chęć, to mogłam ją odprowadzić do wyjścia. W sumie to nie wiedziałam ile panna Parkinson była już w rezerwacie i może właśnie zawracała do wyjścia?


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Polana DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Polana [odnośnik]05.07.17 14:50
Elisabeth nigdy nie czuła się związana z obecnymi w rezerwacie jednorożcami bądź innymi magicznymi stworzeniami. Trudno było jej zdefiniować powody, lecz mogło być to związane z faktem, iż w szkole zajęta wieloma obowiązkami i przedmiotami nie przykładała wagi do nauki związanej ze zwierzętami. Nie potrafiła odnaleźć dla nich czasu sądząc, że jest to wiedza zbyteczna. Obecnie jedynie jej ambicja cierpi na tym braku, który od czasu do czasu ujawniał się w rozmowach. I chociaż potrafiła to zatuszować, pozostawiło to po sobie złość i chęć nadrobienia zaległości. Stojąc przed lady Yaxley nagle uderzyły w nią te wszystkie uczucia, z których narodziła się chęć do poproszenia jej o małą pomoc w tej kwestii. Postanowiła jednak powstrzymać się i nieco rozwinąć rozmowę.
- Wierzę, iż ta decyzja nie była przypadkowa - odpowiedziała na jej słowa odnośnie przyjęcia do zarządu. - Członkowie mojej rodziny przykładają ogromną wagę do opieki nad tym miejscem i z pewnością nie pozwoliliby na to osobie bez odpowiednich predyspozycji. A skoro lady tu jest to chociażby jej wiedza odnośnie zwierząt musi być ogromna.
Jej uwadze nie uszły pochlebstwa w stosunku do tego miejsca i przebywających tutaj zwierząt. Trudno było nie dostrzec ogromnej miłości jaką lady Yaxley żywiła w stosunku do jednorożców. Można uznać wręcz, iż ta w jakiś sposób je przypomina - była piękna z wyglądu, a i zachowywała się jak na szlachciankę przystało. Pasowała do nich podobnie jak Elisabeth do kotów, z którymi się utożsamiała.
- Z przyjemnością się przespaceruję w szczególności, iż dzisiaj mam za towarzystwo osobę bardzo dobrze znającą to miejsce - odpowiedziała. - Nigdy nie miałam okazji odwiedzić tego miejsca w charakterze gościa, a wydaje mi się być to ciekawe. O ile oczywiście lady ma wystarczającą ilość czasu i chęci. Równie dobrze możemy znaleźć miejsce, by na nim usiąść i porozmawiać.
Elisabeth pochłonięta wcześniej myślami, bez celu krążyła po rezerwacie napawając się czystym powietrzem, które w istocie było tu o wiele przyjemniejsze niż w mieście. Nawet ona potrafiła to dostrzec, a nie należała do osób miłujących naturę i przyrodę. Umiała ją docenić, dostrzec jej piękno, lecz nie ceniła jej sobie. Nie czuła potrzeby przynosić do domu kwiaty, o wiele bardziej wolała wchodzić do pokoju z kolejnym starym tomiszczem, które mogłoby zagwarantować jej rozrywkę na wieczór.


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Polana [odnośnik]26.07.17 19:22
Jej słowa łechtały moje ego. Niemal czułam jak rosłam pod wpływem jej pochlebstw, jeszcze trochę i chyba byłabym wyższa niż najwyższe drzewa. Uśmiechnęłam się radośnie, było mi bardzo miło, że ktoś dostrzegał moje starania oraz miłość do tych zwierząt i tego miejsca. Spędzałam tu każdą chwilę, którą mogłam poświęcić na rezerwat i nie pamiętam tak naprawdę kiedy to się zaczęło. Tyle czasu już to trwało! Powoli się rozwijałam, zdobywałam coraz większe doświadczenie. Żal mi serce ściskał gdy myślałam o tym, że już niedługo nie będę mogła tak swobodnie podejść do nich, wyciągnąć dłoń i pod palcami wyczuć ich cudownych, lejących się, delikatnych i jakże miękkich włosów.
- Bardzo miło mi to słyszeć z panny ust - odpowiedziałam.
Ruszyłyśmy dalej, skoro panna Parkinson nie miała nigdy okazji zwiedzać parku ze strony odwiedzających, to miałam zamiar pokazać jej najładniejsze miejsca w okolicy. Ja również miałam ochotę się przejść, kiedy tylko mogłam starałam się wychodzić z budynku zarządu i doglądać tego, co się tu dzieje. Tym bardziej po ostatnich wydarzeniach. Idąc spokojnie przez chwilę milczałam, gdy wkroczyłyśmy na ścieżkę poprowadziłam Elizabeth w głąb parku.
- Na pewno panna słyszała o ostatnich wydarzeniach, kilka zabitych jednorożcy. Nie wiem jak stoi teraz sprawa i czy udało się znaleźć tych zbrodniarzy, o ile jeszcze żyją. Ponoć na osobę, która zdecyduje się zabić jednorożca, spada okrutna klątwa. Nigdy nie chciałam nikomu źle życzyć, ale mam nadzieję, że ich dosięgła - zaczęłam, spoglądałam przed siebie i starałam się zachować spokój, to nadal wywoływało we mnie bardzo mocne, negatywne, emocje. - Od tamtej pory ochrona w rezerwacie została wzmocniona, mam nadzieję, że zapobiegnie to dalszym atakom. Dlatego też często sama doglądam, tamte wydarzenia bardzo mocno przeżyłam.
Gdy sobie pomyślę o tym jak bardzo moje kochane stworzenia musiały cierpieć, aż serce rozrywa mi się na kawałki, a łzy stają w oczach. Z trudem powstrzymałam się przed rozklejeniem i przez chwilę milczałam nie patrząc na swoją towarzyszkę, aby nie pokazać jej, jak bliska jestem płaczu. Nie wiem czy kiedykolwiek o tym wszystkim zapomnę, to pierwsza taka tragedia odkąd pamiętałam.
- Jeżeli skręcimy tu na prawo, to trafimy na kolejną polanę, gdzie spędzają czas dorosłe osobniki, kawałek dalej i po lewej stronie często można trafić na młode. Są one zdecydowanie ufniejsze, często nawet pozwalają podejść do siebie mężczyznom.
Spojrzałam na Elizabeth oczekując od niej decyzji co chce zobaczyć. Rezerwat znałam niemal jak własną kieszeń, z zamkniętymi oczami trafiłabym na miejsce i miałam wrażenie, że nigdy nie mogłabym się tu zgubić.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Polana DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Polana [odnośnik]02.08.17 15:05
Mogła nie przykładać wagę do rodzinnego rezerwatu i nie czcić zwierząt, które się tutaj znajdowały. Byłaby jednak ignorantką, gdyby nie słyszała o ostatnich wydarzeniach, które miały tu miejsce. Wiedziała o zbrodniach, bowiem wszyscy członkowie jej rodziny wciąż o nich mówili. Parkinsonowie byli wzburzeni do granic możliwości, a ich poczucie bezsilności wzmagało te negatywne emocje. Trudno było nie czuć negatywnych emocji, które kłębiły się w zakamarkach jej domostwa, stawały niemalże namacalne. Chciano odkryć zbrodniarza i srogo go ukarać za zbrodnię, której się dopuścił. Życzono mu rychłej śmierci, klątwy, o której słyszała. Wielokrotnie rodzina odnosiła się do niej, szczerze w nią wierząc. Jeśli zaś o nią chodziło, to miała nieco inne podejście do sprawy. Opanowywała ją ciekawość na myśl o morderstwach jednorożców, bo w istocie była to sprawa warta jej uwagi. Wielokrotnie zastanawiała się nad przyczyną popełnionych czynów - nikt nie morduje tak szlachetnych zwierząt z czystej zachcianki. Teorii było wiele, a każda z nich była mniej lub bardziej prawdopodobna. Nie miały one jednak większego znaczenia, ponieważ wciąż pozostawały jedynie możliwościami. Ona zaś chciała znać prawdę i liczyła, iż któregoś dnia będzie jej to dane.
- Oczywiście, że słyszałam. Mieszkając w siedzibie mojego rodu podobne informacje nie mogły mi umknąć. Również informacje o klątwie są mi dobrze znane. Moja rodzina szczerze w nią wierzy - odpowiedziała, idąc powoli obok lady Yaxley. - Rozumiem, że jest lady mocno zżyta z tym miejscem i jednorożcami, toteż pani emocje są całkowicie normalne. Niestety, nie mogę zapewnić iż teraz z pewnością wszystko będzie dobrze, bowiem nikt nie jest w stanie tego przewidzieć. Zawsze znajdzie się śmiałek, który będzie próbował. Taki już jest świat, a lady może jedynie podjąć z tym walkę.
Krocząc ścieżką nie patrzyła na Rosalie. Jedynie co jakiś czas zerkała na nią, pod pozorem grzeczności. Wszak gdy się z kimś rozmawia, powinno się na niego patrzeć, a przynajmniej zerkać co jakiś czas. Elisabeth obserwowała jednak jej reakcję, a te były dla niej bardzo klarowne. Bardzo możliwe, iż było to spowodowane emocjonalnością z jaką jej towarzyszka podchodziła do wszystkiego. Działając pod wpływem uczuć, ludzie szybciej odkrywają własne karty.
- Myślę, iż miło byłoby obejrzeć te młodsze osobniki - odpowiedziała niemal natychmiast. Nie miała problemów z podejmowaniem podobnych decyzji. Już po chwili kroczyły dalej.
- Długo ma zamiar lady pozostać na swoim stanowisku? - spytała po chwili milczenia. - Patrząc na to, jak podchodzi pani do spraw rezerwatu wnioskuję, że jeszcze długo będzie lady służyła mu swoimi radami.
Przy tym pytaniu Elisabeth zerknęła na swoją towarzyszkę ze skrywaną ciekawością.


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Polana [odnośnik]06.08.17 13:40
I miałam ogromną potrzebę podjęcia z tym walki. Oczywistym było, że nie stanę do boju z różdżką w ręce i nie będę nocami patrolować całego lasu. Tylko ja sama jedna nic bym nie zdziałała, a jeśli ktoś miał odwagę, aby zabić jednorożca, to również miałby odwagę, aby zabić i mnie. Nie byłam głupia, chociaż może na taką wyglądałam, nie miałam zamiaru się wystawiać. Ale przekonując lorda Parkinsona do zastosowania nowych środków ochronnych, to większej ilości strażników w lesie i do polepszenia ich kompetencji mogłam chociaż trochę pomóc. Przybliżyć się do tego, aby taka sytuacja więcej się nie wydarzyła. Dobrze było wiedzieć, że nie tylko ja byłam tak ogromnie poruszona i nawet osoby, które nie były zbytnio zainteresowane ich życiem, dostrzegały, że to co się wydarzyło, nie było byle incydentem. A ogromną stratą.
- Cieszę się, że i lady ma podobne odczucia - odpowiedziałam jedynie.
Co jakiś czas na nią zerkałam, ale starałam się nie trafiać na nią w tym samym momencie, w którym ona patrzyła na mnie. Moje wzruszenie się nie było na miejscu, ale cóż że ja poradzę, że tak emocjonalnie do tego podchodziłam? To były moje ukochane stworzenia, a gdy je krzywdził, krzywdził też i mnie. Odetchnęłam lekko, gdy zmieniłyśmy temat. Lady Parkinson wyraziła chęć zobaczenia młodych, więc poprowadziłam ją w odpowiednią stronę. Szłyśmy powoli, tak, aby ich nie spłoszyć. Chociaż z młodymi to nie było tak łatwo, były niesamowicie ciekawskie i nawet potrafiły podejść do mężczyzn, w momencie gdy dorosłe osobniki już dawno kryły się za drzewami. Teraz jednak nie miały się czego bać. Miałyśmy jeszcze kawałeczek do przejścia, a lady zadała mi wtedy pytanie. Chwilę się nad nim musiałam zastanowić.
- Tak długo, jak będę mogła. Wszystko zależy od tego jak lord Parkinson będzie zadowolony z mojej pracy oraz od mojego przyszłego męża, bo oczywiście może nie życzyć sobie, abym pracowała - stwierdziłam, chociaż w moim głosie nie było czuć żadnego żalu, zdenerwowania, czy czegoś podobnego. Byłam z tym pogodzona i podporządkowałabym się, wiedziałam w końcu, że to mój obowiązek i cokolwiek mój przyszły mąż postanowi, będę musiała się dostosować. - Jeśli tylko w rezerwacie będą potrzebowali mojej opinii lub doradztwa, to zawsze mogą na mnie liczyć. Ale lord Parkinson o tym doskonale wie. O, to tutaj!
Wyprowadziłam pannę Elizabeth w głąb lasu i trafiłyśmy na odpowiednie miejsce. Już z za niewysokich krzewów widać było małe, które aktualnie skubały sobie trawę. Gdy tylko zaszeleściłyśmy te uniosły swoje uszy i spojrzały na nas z zaciekawieniem, a nie wyczuwając w nas wrogów, nie bacząc na dorosłe osobniki, podeszły do nas domagając się pieszczot. Moja dłoń automatycznie powędrowała do grzywy jednego z nich, a uśmiech pojawił się na twarzy. Gdy pojawiały się nowe młode wiedziałam, że to co robimy jest naprawdę słuszne.


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Polana DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Polana [odnośnik]07.08.17 20:13
Zmiana tematu i dla niej była miła, bowiem nie chciała zbytnio obchodzić się ze swoim małym zainteresowaniem względem jednorożców. Szczególnie, że jej rozmówczynią była Rosalie Yaxley, której zdanie na temat tych stworzeń, Lisa zdołała już poznać. Nie chciała tracić w jej oczach, a mogłoby się to wydarzyć, gdyby odkryła swoje prawdziwe zdanie. Co prawda Elisabeth nie dostrzegała w niej na razie silnej sojuszniczki, która w przyszłości mogłaby okazać się przydatna, lecz przyszłość trudno było przewidzieć. Wiele mogło się zmienić, a ona lubiła być przezorna. Szczególnie, że póki co jej relacje z członkami rodu Yaxley były dość dobre. Nie chciała tego zmieniać. Podjęła się zatem próby zmiany tematu, co okazało się być odpowiednim posunięciem. Przy okazji też Parkinson miała sposobność zapytać nie tylko o kwestie zawodowe, ale też te bardziej prywatne. Przebywając często w towarzystwie licznych ciotek, oczekujących rychłego za mąż pójścia z twojej strony, skazana była na słuchanie o rzekomych ideałach wśród młodych lady. Jej dzisiejsza towarzyszka należała do tego skromnego grona. Przepowiadano jej rychłe zaręczyny, a Elisabeth postanowiła sprawdzić jak bardzo trafne były rokowania jej rodziny.
- Oh, lady z góry zakłada podobne rzeczy? - powiedziała dość lekkim tonem. - Dlaczego pani przyszły mąż miałby chcieć czegoś takiego? Brzmi lady tak, jakby już wiedziała kto zostanie tym szczęśliwcem i znała doskonale jego zdanie w kwestii zawodowej.
Ton jej głosu był dość lekki, czego nauczyła się podczas rozmów błahych, niemających żadnego znaczenia. Zwykli plotkarze i osoby marnotrawiące swoje słowa zazwyczaj w taki sposób się wypowiadali. By zatem nie okazać swojego zaciekawienia poruszanym tematem, Parkinson mówiła w taki a nie inny sposób, co często działało na rozmówców. Naturalnie nie musiało w tym przypadku, ale nie pytała o rzeczy tak istotne, by się tym zanadto przejmować.
Słysząc zapowiedź dojścia na miejsce, Elisabeth przeniosła część swojej uwagi na otoczenie. Jej wzrok padł na młode jednorożce, stojące nieopodal. Te szybko niesione ciekawością i pragnieniem pieszczot, podeszły do nich. Parkinson również, idąc za przykładem towarzyszki, zaczęła głaskać jednego z jednorożców. Pozwoliła sobie przy tym na lekki uśmiech. Nie było to coś, co miała okazji robić na co dzień i chociaż jednorożce nie liczyły się dla niej aż tak mocno, to musiała przyznać, iż przyjemnie było mieć z nimi tą chwilę bliższego kontaktu. Chwila zaś, która miała być krótka, zaczynała rozciągać się w czasie za sprawą nowych osobników, które z ufnością podchodziły do młodych lady.
- Muszę przyznać, iż stworzenia te są niezwykle czarujące- powiedziała po milczeniu. - Może nawet będę skłonna częściej je odwiedzać...


A little learning is a dangerous thing...

Elisabeth Parkinson
Elisabeth Parkinson
Zawód : tłumacz
Wiek : 25
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
I'm cold-hearted and evil.
And I'm vengeful.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3102-elisabeth-parkinson https://www.morsmordre.net/t3136-persephone https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f110-cotswolds-hills-broadway-tower https://www.morsmordre.net/t5184-skrytka-bankowa-nr-804 https://www.morsmordre.net/t3276-elisabeth-parkinson
Re: Polana [odnośnik]08.08.17 13:39
Miałam wrażenie, że już bliżej niż dalej mojego zaręczenia się. Nawet nie spodziewałam się tego, jak blisko prawdy jestem, bo zaręczynowy pierścionek miał pojawić się na moim placu już jutrzejszego popołudnia. Póki co jednak nie wiedziałam o tym, a to co mówiłam, było tylko moimi przypuszczeniami. Nie miałam pojęcia jakie poglądy będzie miał mój przyszły mąż, czy pozwoli mi pracować, czy każe porzucić zajęcie i skupić się na byciu jego żoną? Nie wiedziałam, dlatego też zakładałam każdy z możliwych scenariuszy, nawet ten najgorszy. Nie mogłam bowiem zakładać, że po ślubie nic się nie zmieni. Zmieni się wszystko i musiałam być na to gotowa. Gładząc jednorożce wiedziałam, że są to jedne z naszych ostatnich wspólnych chwil. Wraz z moją nocą poślubną przestanę być mile widziana na tych polanach. Powodowało to u mnie smutek, chociaż bardzo cieszyłam się na ślub, to równało się to z ogromną stratą, z którą na pewno długo nie będę w stanie się pogodzić. Miałam nadzieję, że mój przyszły mąż to zrozumie i nie będzie z tego powodu ze mnie niezadowolony. W końcu jednorożce były częścią mojego życia.
- Oczywiście, że tak. Wszystko jest możliwe, w końcu nie znam poglądów przyszłego narzeczonego - odpowiedziałam z lekkością, będąc już pogodzona z tą myślą. - Niestety nic nie wiem, ale mam nadzieję, że niedługo się dowiem.
Chciałam powiedzieć coś w stylu, że już pora, ale w porę ugryzłam się w język, zdając sobie sprawę z tego, że lady Parkinson była starsza ode mnie, nadal nie była mężatką czy też nawet zaręczona i mogłoby to ją zaboleć. Nie chciałam robić jej przykrości, więc odetchnęłam z ulgą, że udało mi się powstrzymać.
Maluchy mnie rozbawiły swoją ciekawością. Jakby wszystkie z okolicy dowiedziały się, że dwie czyste kobiety przyszły je odwiedzić i każdy z nich przyszedł sprawdzić co się dzieje i zobaczyć coś ciekawego. Kucnęłam będąc mniej więcej na poziomie równym bądź niższym źrebakom, które nas odwiedziły. Patrzyłam im w oczy, przykładałam czoło do ich nosów, zawiązywałam jedne z ostatnich znajomości. Dobrze, że byłam odwrócona plecami do towarzyszki, dzięki czemu nie widziała pojedynczej łzy, która spłynęła mi po policzku, a ja otarłam ją o przemiłą, białą, miękką sierść jednorożca.
- Bardzo się cieszę, mam nadzieję, że pamięta lady drogę? - zapytałam wstając. - Proszę mi wybaczyć, ale niestety muszę już wracać do pracy. Miło było mi spędzić z lady chwilę czasu, dziękuję za miłą pogawędkę.
Kiwnęłam jej jedynie głową na pożegnanie, po czym odwróciłam się i zaczęłam odchodzić. Do linii lasu odprowadziły mnie jeszcze jednorożce, a gdy wyszłam na ścieżkę te znikły Droga do wyjścia była prosta, wystarczyło iść drogą, na której co jakiś czas pojawiały się znaki. Byłam pewna, że Elizabeth sobie poradzi. Ja ruszyłam w drugą stronę, do budynku zarządu, aby ponownie usiąść za biurkiem i zabrać się do pracy.


zt obie


Za wilczym śladem podążę w zamieć
I twoje serce wytropię uparte
Przez gniew i smutek, stwardniałe w kamień
Rozpalę usta smagane wiatrem
Rosalie Yaxley
Rosalie Yaxley
Zawód : doradczyni w zarządzie w Rezerwacie jednorożców w Gloucestershire
Wiek : 22
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Nienawidzę pająków... dlaczego to nie mogły być motyle?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Polana DByCxa2
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t649-rosalie-yaxley https://www.morsmordre.net/t696-smuzka#2194 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f288-fenland-yaxley-s-hall https://www.morsmordre.net/t3552-skrytka-bankowa-nr-174#62683 https://www.morsmordre.net/t955-rosalie-yaxley
Re: Polana [odnośnik]01.08.18 15:42
Proponuję 17.07

Wszystko zmienia się tak szybko, że nie nadążam. Nie nadążam za własnymi myślami, a za myślami nestora tym bardziej. Nie jestem pewien czy cieszę się z jego decyzji - wkrótce znów mam stanąć na ślubnym kobiercu. Tym razem moją rolą nie jest umacnianie dawnych, rodowych sojuszy lub nawiązywanie nowych, a zatarcie starych waśni. Nie jestem do końca pewien co poróżniło niegdyś Burke’ów oraz Parkinsonów, ale czasem lubię sobie myśleć, że to właśnie przez to, że mój ród zdenerwował się na ciągłe oczekiwanie strojących się lady z Gloucestershire aż wreszcie ochłodzili między sobą relacje. To bardzo naiwne myślenie, wiem, ale nie mogę przejść nad tym do porządku dziennego. Nad tym, że różnimy się między sobą tak bardzo, że chyba już bardziej się nie da - przyszłe zaręczyny to nie lada wyzwanie dla kogoś takiego jak ja. Podłamanego życiowymi doświadczeniami. Do tego wszystkiego dochodzi jakże przerażająca świadomość wieku młodziutkiej damy - przecież to jeszcze dziecko. Widziałem ją ostatnio na sabacie, tańczyła z prawdziwą gracją; pełna wdzięku oraz urody, ale byłem wtedy zapatrzony w lady Yaxley. Żałuję, że nie wiedziałem o planach naszych rodzin wcześniej - nie traciłbym czasu, już bardziej starając się poznać bliżej przyszłą narzeczoną. Niestety los lubi płatać figle i to, co wydaje nam się oczywiste lub właściwe, on lubi całkowicie sprzeniewierzyć oraz obrócić o sto osiemdziesiąt stopni.
Co będzie teraz? Czy mnie znienawidzi? Postanowi zrobić z życia koszmar? Lady Bulstrode praktycznie mi się nie narzucała; na co dzień żyliśmy osobno, łącząc się jedynie w staraniach o potomka oraz prośbach o wspólne wyjście na arystokratyczne uroczystości. Trawiony poczuciem winy, że czarownica musiała wyjść akurat za mnie, zgadzałem się na te wszystkie przedstawienia. Udając, że wszystko było w porządku. Z dwojga złego wolałem w tę stronę niż nieustanne użeranie się lub wręcz wojny małżeńskie. Było zbyt wcześnie na jakiekolwiek domniemania - nie, kiedy się praktycznie nie znamy.
Jednak nie tylko nowa ścieżka życia zaprząta moją głowę. Również sprawa eliksirów oraz Rycerzy Walpurgii, dla których owe mikstury muszę stworzyć. Nigdy dotąd nie próbowałem sam zdobywać ingrediencji potrzebnych do moich wywarów - pomijając te standardowe, roślinne. A nawet to nie skończyło się wtedy dla mnie zbyt fortunnie. Nachylając się po ciemiernika wpadłem wprost do stawu i to było straszne. Dodatkowo spotkałem jeszcze lady Slughorn jak próbowałem sobie osuszyć koszulę. Taki wstyd! Od tamtego momentu postanowiłem sobie, że już nigdy nie będę szukał czegoś sam na własną rękę, ale krótko trzymałem się postanowienia. Mija kilka miesięcy, a ja już organizuję wyprawę życia. Co prawda jedynie po włosie jednorożca, ale jednak. Tak błądząc po lesie mam nadzieję, że znajdę jakieś egzemplarze luźno zwisające z gałęzi krzewów oraz drzew. Robię błąd nie zapraszając żadnego przewodnika, który pokazał mi do jakich miejsc najlepiej się nie zbliżać. Jak zawsze wszystko chcę zrobić sam i pokazać, że jestem zaradny.
Moja zaradność znika wraz z momentem dostrzeżenia samotnie pasącego się magicznego wierzchowca. Nigdy nie widziałem go z takiego bliska - zwykle nie lubią mężczyzn. A ja zapomniałem, że mnie zwierzęta nie lubią podwójnie. Może każdy inny egzemplarz po prostu uciekłby przede mną, ale że stworzenia żywią w stosunku do mnie agresję, to ten zaczyna na mnie nacierać. Widzę tylko jak pochyla głowę chcąc mnie dźgnąć rogiem. Wybałuszam przerażony oczy i robię taktyczny odwrót. Chyba nigdy nie biegłem tak szybko jak teraz. Nawet postanawiam spróbować wejść szybko na drzewo, żeby tylko uniknąć bezpośredniego starcia z napastnikiem. Co za wstyd - dobrze, że nikogo więcej tu nie ma…


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Polana [odnośnik]03.08.18 16:35
17.07.1956
Pragnie rozpaść się i stworzyć na nowo. W tysiącach elementów wznieść się ku niebu, pod wpływem łagodnych podmuchów wiatru tańczyć skąpana w promieniach słońca. Mienić się w ich blasku niczym płatki złota, które zwykły osiąść niegdyś w jej oczach, nie porzucając już nigdy swego miejsca tuż przy samych źrenicach. Chce łączyć się przy pierwszej płochej myśli i rozpierzchnąć się zaraz przy nadejściu kolejnej. Być ledwie zarysem, któremu każdy postawiony krok nada odpowiedni kształt, barwę, dźwięk. Pragnie zostać początkiem oraz własnym końcem, osiągnąć to, co nieosiągalne i utracić to, co nigdy nie powinno zostać utracone. Spróbować zaczerpnąć głęboki wdech i po prostu trwać, być w swej prostocie oraz niezaprzeczalnym pięknie. To przecież takie łatwe, nieprawdaż? Lecz nie może sobie na to pozwolić, nawet jeśli serce skłonne jest wyrwać się z piersi i wzlecieć niczym ptak, na skrzydłach inspiracji. Nie, kiedy cień niczym cienki materiał płachty okrył Gloucestershire, napełniając umysł niepokojem oraz zmuszając zmysły jakże skłonne do rozpraszania się w poszukiwaniu natchnienia, do ciągłej ostrożności. Wiekowe drzewa, które były oparciem dla jej rodu od setek lat, nie zdołały ukoić bólu oraz niezadowolenia, gdy przemykała między nimi na wzór leśnego ducha, nimfy umykającej przed pożądliwym wzrokiem zapatrzonego w nią Boga. Jednak to nie greckiego bożka się obawiała, a wypaczenia, jakie sprowadziła szalejąca, nieznośnie kapryśna magia, zmieniając najwspanialsze ze stworzeń w pokraczną bestię. Wprawdzie wiedziała, że skażony jednorożec trzyma się bliżej budynku zarządu — jakby w nadziei, że osoby dotąd sprawujące nad nim opiekę, zdołają odwrócić ten okrutny proces. Czy nie było to przeraźliwie przykre? Na samą myśl różane wargi wykrzywiają się w smutną podkówkę, drżąc przy tym lekko — jednak nie mogła być pewna, czy pod wpływem samotności oraz niemożliwości zapanowania nad ogniem wylatującym ze smoczej paszczy, nie postanowi jednak zmienić miejsca swego urzędowania. Panienka Elodie nie sądziła, by w pojedynkę byłaby w stanie zapanować nad przerażonym i agresywnym stworzeniem, a tak się przykro składało, iż coraz częściej zostawała sama. Liczne panny, dotąd radośnie zajmujące się śnieżnobiałymi wierzchowcami, zaczęły stopniowo ograniczać swoją obecność w rezerwacie i tylko te o najbardziej szlachetnym sercu, nie porzuciły swej roli piastunek. Było oczywiste, iż Ellie znalazła się pośród nich, nie tylko z próżnej potrzeby udowodnienia swej odwagi oraz poświęcenia, ale i okazania naturalnego dlań wsparcia dla wujostwa. Nie mogła się przecież odwrócić od własnej rodziny w dobie kryzysu, nawet jeśli pani matka usilnie prosiła, by nie narażała zbytnio swego zdrowia i życia. Nie potrafiła jej szczerze usłuchać, sądząc skrycie, iż taka ofiarność była wprost niesłychanie romantyczna. Nie przeszkadzało w niczym jednak lady Parkinson drżeć za każdym razem, gdy co głośniejszy dźwięk przeszył leśną ciszą, okraszaną leniwym ptasim trelem.
Poruszała się więc zręcznie, opuszczając nowe siedlisko zamieszkane przez jednorożce — wypaczony współbratymiec wypłoszył nieszczęsne stworzenia z ulubionych polan, zmuszając je do krycia się w najmniej dostępnych miejscach. Powinna jeszcze przyjrzeć się jeszcze jednemu miejscu, upewnić się, iż żadne źrebie nie krąży tam samotnie, ani też czy trawa nie została przypadkiem rozorana przez lwie pazury. Z tym postanowieniem zaciska mocniej delikatną dłoń na wiklinowym koszyku, drugą zaś przytrzymuje materiał sukni, tak by cenny materiał rąbkiem nie zahaczył o żadną wystającą gałązkę. Dociera w końcu do znajomej ścieżki, tylko po to by zaraz mogła zastygnąć w bezruchu. Słyszy bowiem agresywne parskanie oraz...czy to był męski krzyk? Marszczy brwi lekko, ruszając jednak czym prędzej w stronę zasłyszanego głosu. Serce uderza o pręty klatki piersiowej na wzór kowalskiego młota, bojąc się szczerze, iż bestia dopadła niczego nieświadomego wizytanta. Przyspiesza kroku i nim na dobre znajdzie się na polanie, wpierw ostrożnie wygląda, chcąc rozeznać się w sytuacji. I trochę tak parska wewnętrznie, gdy nie zauważa tęczowej sierści, a śnieżną biel nacierającą na drzewo, którego kurczowo trzyma się jakiś jegomość. Biedactwo! Wszędzie były iglaste drzewa, stąd też — pozornie — nieznajomy musiał poranić się lekko, acz nie sądziła, by było to przesadnie dotkliwie. Odkłada więc koszyk i powoli zbliża się do rozgniewanego jednorożca, tak by mogła się od razu znaleźć w zasięgu jego wzroku. Sylwetkę ma prostą, a krok pewny — tylko spokój mógł ukoić rozsierdzone magiczne zwierze i nim pragnęła emanować.
Och, moje biedactwo — ćwierka wdzięcznie po francusku, wyciągając dłoń ku wierzgającemu ogierowi. Nie podchodzi jednak pod kopyta, zachowując stosowną odległość — Czyżby ten mężczyzna zakłócił twój spokój? Jak niegrzecznie — dodaje miękko, ze współczuciem oraz łagodnością. Rumak odwraca w końcu uwagę od lorda Burke, uszy kierując wyraźnie w jej stronę — A przecież i tak musisz być zdenerwowany kochanie, kiedy ta bestia panoszy się, płosząc twoich braci — teraz pozwala, by w naturalną słodycz głosu wkradło się ciepło i jak tylko zauważa, iż jednorożec drepcze nerwowo, niemal natychmiast znajduje się u jego boku, uspokajająco gładząc smukłą szyję — Ale nie powinieneś być tak samotny skarbie, reszta stada z pewnością cię wyczekuje. No już maleńki — mruczy, delikatnie muskając chrapy. Stworzenie przyciska pysk wdzięcznie do jej piersi, rżąc przy tym w zadowoleniu. Elodie oddycha z ulgą, odsuwając się i lekko klepiąc ogiera w zad, śmiejąc się przy tym, gdy jednorożec zaczepnie wierzga tylnymi kopytami, a następnie w pełnym galopie opuszcza polanę. Młodziutka Parkinson zostaje więc sama z intruzem, a to wcale nie wydaje się lepsze niźli spotkanie z wypaczeńcem.
Możecie już opuścić swą wieżę sir, zagrożenie przynajmniej chwilowo zostało zażegnanie — oświadcza łagodnie, dopiero po chwili odwracając się ku mężczyźnie. Wpierw upewni się, iż nie został zraniony, dopiero potem zacznie domagać się okazania powodu, dla którego pojawił się w rezerwacie bez odpowiedniej osoby towarzyszącej. W innej kolejności przecież nie wypada!


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson
Re: Polana [odnośnik]13.08.18 21:50
Nie jestem zaradny. Nie jestem nawet roztropny wyobrażając sobie, że ze mnie pan i władca własnego życia - a także leśnych ostępów. Przecież wkraczanie niemal bezprawnie na ziemie rządzące pod kopytem jednorożców oraz ich opiekunów to misja samobójcza. Czy życie mi niemiłe? Ostatnio nie umiem odpowiedzieć na to pytanie. Jeszcze niedawno miałem ochotę ze sobą skończyć przez durny błąd jaki popełniłem. Brzmi znajomo, czyż nie? Tak. Ciągle stawiam nieuważne kroki dziwiąc się później, że wreszcie napotykam na problem. Trzęsawisko pełne niebezpieczeństwa - i co gorsze, konsekwencji z niego wynikających. Zdarza mi się bujać w obłokach będąc naiwnym niczym dziecko; do tego zagubiony jak ono we mgle. Dzisiejszego dnia mam zapłacić za to kolejną, bolesną cenę. Utratę godności - przy optymistycznym założeniu, że tę godność posiadałem jeszcze chwilę temu. Nie odnajduję się już we własnym życiu. Jest sinusoidą, dziwnym zakrzywieniem prawdziwej rzeczywistości, zmienia się jak chorągiew na wietrze i równie skrupulatnie, wręcz nieprzewidywalnie. Tęsknię trochę za nudnym życiem jakie wiodłem wcześniej. Od eliksiru do eliksiru, czasem małżeńskie obowiązki, może jakieś wyjście w celu ukazania się śmietance towarzyskiej w całej okazałości. I nic ponadto. Z drugiej strony tego przecież chcę - wyrwać się z marazmu w jakim pogrążam się z każdym oddechem. Przecież wiem o tym, że jeśli czegoś nie zmienię, to oszaleję. Stanę się tylko swoim posągiem, nie żywym człowiekiem. Wiele razy łapałem się ostatnich desek ratunku - okazuje się, że ostateczność nie istnieje. Powinienem być martwy przy jednoczesnym byciu skończonym głupcem, tymczasem jak widać na załączonym obrazku, jedno z dwóch powyższych nie zgadza się ze stanem faktycznym.
Jeszcze. Tak naprawdę nie przeczuwam momentu, w którym przychodzi mi zostać ofiarą paskudnego jednorożca. Wypaczonego przez brak uroku osobistego - leżącego naturalnie po mojej stronie. To mój absolutny brak ogłady nakazuje zwierzęciu odważną szarżę na moją osobę, zaś instynkt samozachowawczy kieruje mnie wprost na okoliczne drzewo. Jakże żałośnie muszę teraz wyglądać. Nie nadążam z zadowoleniem jakie mnie otula zwiewnym kokonem teraźniejszości kiedy orientuję się, że moje nadzieje okazują się być równie nietrwałe co cukier w gorzkiej kawie - nie jestem tutaj sam. Pomijając oczywistą obecność magicznego stworzenia, podczas żwawej ucieczki dostrzegam kształt kogoś jeszcze. Z początku majaczy na tle runa leśnego dość nieznacznie, z czasem wyostrzając się oraz nabierają znaczenia. Żywego, barwnego - odznaczającego się delikatną czerwienią na bladych policzkach. Moich. Serce zaczyna bić szybko w płochliwym tańcu zdenerwowania, gdyż nie rozumiem. Jakie jest prawdopodobieństwo, że w ciemnym lesie napotkam kogoś poza moją wątpliwą osobą? Przecież opiekunów zwierząt nie ma aż tyle, co więcej, na pewno nie znajdują się w każdej przestrzeni rezerwatu. A jednak. Szansa jedna na milion – powinienem nazywać się szczęściarzem, tymczasem walczę z palącym zażenowaniem rozgrzewającym zziębnięte ciało od środka.
Z powodu adrenaliny nie czuję szorstkości kory oraz ukłuć igieł wbijających się sukcesywnie w moje dłonie, świadomość nadejdzie z czasem. Teraz jestem otumaniony, nie tylko swoim beznadziejnym położeniem, ale także tym, kogo właściwie moje oczy mają przed sobą. Wydaje się być leśną nimfą kiedy tak kroczy z dumą, żeby później łagodnością ugłaskać śnieżnobiałe stworzenie. Początkowo rozsierdzone moim widokiem, teraz już całkowicie spokojne. Nie rozumiem ani słowa jakie kobieta wypowiada do jednorożca, ale czuć w jej głosie harmonię, coś, co zespala świat ludzki ze zwierzęcym - namacalną nić porozumienia. Nigdy nie doświadczyłem czegoś podobnego, nie mogłem, nie z awersją tego drugiego uniwersum, skierowanego wprost na mnie. Teraz obserwuję coś zgoła innego. Magiczny koń oddala się, a kobieta przemawia już do mnie. Potęgując chwilowo uśpiony wstyd; dopiero teraz czuję jak bardzo spala mnie on od środka. Zerkam nerwowo w stronę, gdzie przed chwilą zniknęło stworzenie, a następnie rzeczywiście powoli schodzę na dół. Będąc już pod drzewem usuwam wszystkie odpadki z obu dłoni - migoczący ból pojawia się po raz pierwszy, drażniąc nerwy oraz poszarpane widmo godności. Tej już nie ma, jestem pewien.
- Dziękuję za odratowanie lady - odpowiadam jej, kiedy pokonuję dzielącą nas odległość. Mogę przysiąc, że nadal delikatna czerwień majaczy gdzieś pod oczami. - I przepraszam za wtargnięcie bez zapowiedzi - dodaję, jakby chcąc w ten sposób rozładować panującą atmosferę. Czy raczej podeprzeć na duchu samego siebie. Sytuację komplikuje przecież fakt, że oto stoję przed nią, przyszły narzeczony, urzeczywistnienie jej najgorszych koszmarów - czy wie? Czy cierpi? Czy będzie rwać sobie miękkie włosy z tej pięknej głowy? Wiele myśli krąży po moim umyśle, a żadna nie układa się w wyjaśnienie, które najprawdopodobniej interesuje niewiastę najbardziej. Przykro mi, że targa mną wstyd oraz… fascynacja.


Mil­cze­nie, cisza gro­bowa, a jakże wy­mow­na. Zdmuchnęła is­kry złudzeń. Zos­ta­wiła tło stra­conych nadziei.
I po­wiedziała więcej niż słowa.

Quentin Burke
Quentin Burke
Zawód : alchemik, ale pomaga u Borgina & Burke'a
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
Unikaj milczenia
z którego zbyt często korzystasz
ono może rozwiązać ci język.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t3067-quentin-burke#50373 https://www.morsmordre.net/t3092-skrzynka-quentina#50608 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t3300-skrytka-bankowa-nr-783#55807 https://www.morsmordre.net/t3261-quentin-burke
Re: Polana [odnośnik]15.08.18 19:02
Nie jest tego w stanie pojąć. Przynajmniej nie na początku, kiedy stawia drobne kroki, a trawa z szelestem ugina się pod ciężarem sięgającej ziemi spódnicy. Rodząc się, została przyobleczona w wiele przymiotów, lecz pośród nich nie sposób było odnaleźć bezinteresowności, nieokraszonej złudną potrzebą zyskania czegoś — czegokolwiek, od przysługi po drobną myśl, mogącą przerodzić się w stronice pisanych powieści. Zawsze pragnij, zawsze czerp, zawsze wykorzystuj. W tych pojęciach tkwiło jakieś okrucieństwo, bezduszność przeogromna tak niepasującej do kogoś, kto zwykł przeżywać każdą mijaną chwilę niczym coś najcenniejszego na świecie. Odczucia te zdawały się nie słabnąć, nad wyraz często tkwiąc w świadomości niczym najpodlejszy wyrzut, ciężarem kładący się na wąskich ramionach — nie pozwalała im jednak przejąć władzy w wiotkim ciele, aż nazbyt pewna tego, co mogło przynieść dlań nadmiar okazanego serca. Upokorzenie oraz słabość, próby wykorzystywania dobrego charakteru oraz wychowania dziewczątka, a na to przecież nie mogła się dobrowolnie godzić. Dlatego też nie mogła zrozumieć, dlaczego wbrew wszystkiemu, co stanowiło jej przecież nie tak znowu najgorsze usposobienie, zapragnęła raptownie pomóc nieznajomemu. Zamiast pchać się pod kopyta rozjuszonego wierzchowca, mogła po prostu obserwować, jak gniew się wypala, a zwierze odchodzi. Lub po prostu wycofać się i zwyczajnie zapomnieć bądź powiadomić kogoś z wujostwa wysyłając patronusa (z którego nadal pozostawała niebywale dumna) - przecież ten zupełnie obcy mężczyzna wtargnął na tereny rezerwatu bez niczyjej zgody, bo jak inaczej mogła usprawiedliwić fakt braku odpowiedniej opiekunki u jego boku? A przecież jeszcze w marcu grasował tutaj morderca niewinnych złotogrzywych stworzeń! Nie uczyniła jednak żadnej z tych rzeczy, miast tego dłonie jej spoczęły na smukłej szyi jednorożca, a świergotliwe słowa przecięły powietrze. Potrafiła ukoić temperament, choć często żartobliwie śmiała twierdzić, iż tyczy się to zwierząt nad wyraz pięknych, bowiem do innych się nie zbliżała. Na sam widok gumochłonów nią wzdrygało, a myśl o zbliżeniu się do akromantuli czy druzgotków, wywoływała łzy w orzechowych tęczówkach. Nie, nie, nie. Odczuwana więź z magicznym koniem była więc efektem swoistego uwielbienia, nabytego miesiącami pracy doświadczenia oraz dziewiczego uroku, wystarczającego by stworzenie w spokoju mogło opuścić polanę. Niczego więcej, tak przynajmniej sądziła.
Odwracała się w stronę intruza powoli, wpierw śledząc linię drzew, następnie zaś przelotnie chcąc objąć otoczenie wzrokiem. Jakież było jej zaskoczenie oraz zażenowanie, gdy ofiarą jednorożca okazał się nie jakiś przypadkowy chłystek, a lord. Jakże bezczelnie raptownie zabrzmiały w jej uszach wypowiedziane słowa, a nagła pewność wewnętrznie kurczy się. Mogła być tylko wdzięczna, iż lord Burke — sądząc po ubiorze oraz przygnębiającej aurze, okraszonej obecnie odrobiną wstydu — nie skarcił znacznie od siebie młodszej panienki. Z drugiej strony, biorąc pod uwagę zaistniałą sytuację — dziwiła się, iż po prostu nie odszedł bez słowa, to było chyba dlań typowe nieprawdaż? Nie miała styczności z nieprzychylnym jej rodzinie rodem, choć mogłaby przysiąc, że widziała ostatnio mężczyznę, jak opuszczał gabinet pana ojca. A może to nie on? Tylu arystokratów przyobleka się wszak w czerń, acz nie każdy umie nosić mrok z taką godnością.
Nie powinniście dziękować lordzie — odpowiada cicho Elodie, wykrzywiając różane wargi w delikatnym uśmiechu. Nie ma w niej nienawiści, nie postrzega Quentina jako ziszczenie swych koszmarów, bo nie sposób lękać się czegoś, o czym się nie wie. Nie została poinformowana o zbliżających się zaręczynach, stąd zetknięcie z alchemikiem przyjąć może z otwartym umysłem, bez wcześniej wysnutych osądów tudzież wyobrażeń — Moja interwencja jest jedynie podziękowaniem. Mogliście przecież powstrzymać zwierzę zaklęciem, a jednak tego nie uczyniliście. Jak mogłam inaczej odwdzięczyć się za okazaną dobroć? — pyta grzecznie, trochę jakby nieśmiało mnąc rękaw białej sukni. Ciężko ukryć artystce zawstydzenie, nie tyle spowodowane spotkaniem czy śmiałością słów, a wyglądem. Każda dama pragnie przecież być idealna, prezentować się wprost perfekcyjnie a Ellie czuła się w tym momencie daleka od tego. Rąbek jasnej sukni zdobiła zieleń traw oraz błoto, jakie osiadło, gdy przedzierała się przez najnowsze siedlisko podopiecznych. Misternie spleciony warkocz rozluźnił się, przez co karmelowe kosmyki okalały niesfornie twarz szlachcianki, a między jego sploty wsadziła figlarnie główki stokrotek, które ostały się po podkarmianiu źrebiąt. Cóż za wstyd! Lecz przecież nie mogła się spodziewać takiego spotkania, teraz nikt tu nie przychodził — Wuj z pewnością ucieszy się z możliwości rozmowy z wami — odpowiada, zupełnie tak jakby Burke przybył po to, by rozmówić się z zarządcą rezerwatu, a nie by w tajemnicy zdobyć ingrediencje — Będzie to miła odmiana, od trosk jakich ostatnio jesteśmy świadkiem — zapewnia, zaraz przechylając lekko głowę jakby w nagłym zaintrygowaniu. Bo była przecież pewna, iż wcześniej planowała coś sprawdzić — Och, proszę wybaczyć lordzie Burke, zraniliście się? — przypomina sobie z troską, tłumiąc przy tym dociekliwe pytanie, gdzie też mogła podziać się towarzyszka arystokraty. Przecież samotne przebywanie w samym środku rezerwatu byłoby doprawdy przedziwne, lecz kimże była Elodie by mogła go oceniać?


Run your fingers through my hair,
Tell me I'm the fairest of the fair
Elodie Burke
Elodie Burke
Zawód : Dama na trzy etaty
Wiek : 20
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna

she's a saint
with the lips of a sinner


OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
she`s an  a n g e l
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t6266-elodie-parkinson https://www.morsmordre.net/t6336-lethe https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f76-durham-durham-castle https://www.morsmordre.net/t6333-skrytka-bankowa-nr-1568 https://www.morsmordre.net/t6335-elodie-parkinson

Strona 1 z 5 1, 2, 3, 4, 5  Next

Polana
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach