Wydarzenia


Ekipa forum
Reszta domu
AutorWiadomość
Reszta domu [odnośnik]15.05.17 11:07
First topic message reminder :

Reszta domu

Czyli salon połączony z jadalnią i osobnym wejściem do kuchni oraz wyjściem do ogrodu. W salonie dodatkowo znajduje się prywatna biblioteczka wujka i mnóstwo kwiatów.


[bylobrzydkobedzieladnie]


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.


Ostatnio zmieniony przez Solene Baudelaire dnia 27.05.17 12:44, w całości zmieniany 1 raz
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Reszta domu - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire

Re: Reszta domu [odnośnik]26.12.17 20:50
Nie śpieszył się. Ostrożnie rozwijał po kilkakroć zagięty kawałek pergaminu. Ostrożnie rozprasował go w dłoni. Przed rozpoczęciem recytacji wychylił się od pionu wyglądając to w lewo, to w prawo. Sąsiedztwo wydawało się być całkiem żywe. To ktoś przechodził chodnikiem, to w kamienicy z naprzeciwka ktoś miał pouchylane okna, cienie w oknach budowli po lewej świadczyły o tym, że za zasłonami ktoś dokonuje domowych porządków. Niewątpliwie fakt, że ofiara wciąż nosiła swoje panieńskie nazwisko również sprzyjało temu by nie został zignorowany po zainicjowaniu tego co zamierzał zainicjować. Może nie było to odpowiednie, lecz nie jego wina, że został do tego przymuszony, prawda...?
Zaczął więc recytować list. Nie byle jaki. Jego twórczynią była niczego jeszcze nieświadoma ona, a sam list od samego początku nie był przeznaczony mu - pomimo to trafił właśnie w jego ręce. Niefortunna omyłka? A może przewrotny kaprys losu? W każdym razie gdyby nie przypadek na pewno nie udałby mu się stanąć z nią twarzą w twarz tak szybko pomimo jej oczywistej niechęci. Bo oto ledwie napoczął nowe zdanie, a ta z gwałtownością zamieci stała już na przeciw niego. W odległości która mogła uchodzić za co najmniej odważną walczyła o to co jej. A przynajmniej próbowała. Anthony wyprostował się unosząc trzymany pergamin jeszcze nieco wyżej. Zadarł podbródek wyżej nieustannie jednak patrząc jej w oczy. Knebel z jej dłoni dzielnie trwał w miejscu. Ujął nadgarstek jej dłoni pewnie, lecz na tyle delikatnie by nie pobudzić jakichś skrywanych w kobiecie agresywnych zapędów. Oswobodził swoje usta.
- Cudzą...? - teatralnie się zaskoczył - List przyszedł do mnie. Jest nawet zaadresowany do mnie - nie szydził, nie ironizował. Z dziwnym spokojem po prostu tłumaczył.
- Myślę, że mógłbym przestać czytać, jeśli tylko zachcesz ze mną mimo wszystko porozmawiać - nieznacznie naparł przy tym wyznaniu na kobietę. Patrzył jej przez ramię do wnętrza domostwa sugerując tym samym, że chce kontynuować spotkanie wewnątrz.
Wpuszczony nie od razu pozbył się wierzchniej szaty. Dopiero gdy padła propozycja gościny ze strony półwilli odwiesił ją na wieszaku pozwalają sobie wejść głębiej.
- Kawy jeśli nie jest to problem - złożył zamówienie zginając pergamin listu. Złożył go do kieszeni spodni nim pozwolił sobie zasiąść na kanapie - Wcale nie jesteś mi nic winna, Solene. Ludzie są pełni emocji. To normalne, że je okazują zwłaszcza gdy ktoś ich do tego przymusza. Tak jak ja to zrobiłem teraz. Przykro mi. - naprawdę było mu z tego tytułu źle, że wykorzystał sytuację w taki, a nie inny sposób, lecz kłamstwem będzie stwierdzenie, ze przy tym tego żałował. Bo wcale nie. Gdyby cofnąć czas postąpiłby dokładnie tak samo. Zmrużył nieznacznie ślepia, gdy padł niecodzienny kompromis.
- Będziesz współpracowała, jeśli pozwolę uszyć ci dla siebie szatę? - powtórzył na głos jej propozycję chcąc się upewnić, że dobrze połączył fakty i że usłyszał to co usłyszał - w swojej karierze przystępowałem na różne dziwne układy i muszę przyznać, że ta umowa współpracy będzie prawdopodobnie walczyła o podium w rankingu ale... dobrze - przystanął na propozycję zdając sobie sprawę, że pierwszy raz pertraktuje z ofiarą o to by ścigać tych złych. Świat faktycznie stawał na głowie - Tamtego dnia po prostu spacerowałaś i to, że znalazłaś się nad Tamizą, w tamtej obskurnej okolicy całkowicie przypadkowo?


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Reszta domu [odnośnik]26.12.17 22:20
Zarumieniła się, kiedy Anthony złapał ją za nadgarstek, a potem równie bezczelnie zmusił do zrobienia kroku w tył, choć nie miała ani siły ani ochoty upierać się przy swoim. Widziała ciekawskie spojrzenia sąsiadów, w tym tej najbardziej plotkującej, a fakt, że w tym wieku jeszcze mieszkała z wujostwem, nie zaś ze swoim mężem, niósł za sobą wiele plotek. Tych pragnęła sobie oszczędzić, ceniąc sobie nade wszystko spokój i pogodę ducha. Nie skomentowała nawet jego słów wiedząc, że sowa nie pomyliła się w drodze, tylko ona, źle wsadzając pergaminy do kopert. To nie zmieniało faktu, że nie powinien był czytać listu zaczynającego się zwrotem do kobiety. W głowie zrodził jej się nawet pewien plan - zabrać list ukradkiem, ale ten - jak widać czytając jej w myślach - szybko uniemożliwił działanie.
- Chyba bardzo spodobała ci się treść tego listu, Tony, skoro jeszcze mi go nie oddałeś. - W zasadzie była ciekawa czy jej słowa w jakikolwiek sposób go ruszyły. Przecież nie na co dzień kobieta (w dodatku półwila, która mogłaby mieć każdego!) wypisuje o nieznajomym takie rzeczy, sugerując, że mógłby nawet zostać ojcem jej przyszłych dzieci, gdyby tylko trochę zmienił swój ubiór. A może specjalnie nic nie wspomniał na ten temat, bo ubodła jego ego komentarzem o braku skuteczności?
- Równie dobrze mogłabym powiedzieć, że porozmawiam z tobą jak przyniesiesz mi wspomniane w liście wino i kwiaty w ramach przeprosin, a to znowu wydłuży czas zeznań. Chyba lepiej przystać na propozycję nowej, darmowej szaty i wypełnienie swoich obowiązków teraz, nie sądzisz? - Uśmiechając się lekko, przyciągnęła do siebie metr krawiecki z bonusem w postaci kota, którego przytuliła i położyła z powrotem na poduszce. - A moja propozycja, choć dziwna, ma swoje podłoże. Nie mogłabym się skupić na treściwym odpowiadaniu na pytania, kiedy zastanawiałabym się ile ta szata ma lat i kiedy się rozedrze. To całkiem sensowny argument, mnie zależy na tym, żeby ludzie ładnie wyglądali, a tobie chyba zależy na pełnych zeznaniach. - Była estetką, perfekcjonistką skrupulatnie dobierając każdy detal i nie rozumiała dlaczego niektórzy nie dbali o swój wygląd, a przynajmniej o ubiór. W końcu: jak cię widzą, tak cię piszą i w tym przypadku nie przedstawiało się to najlepiej. Chociaż w tej chwili Skamander prezentował zdecydowanie lepszy strój, tak wciąż pamiętała tamtą szatę, która śniła jej się w nocy. Nie przedłużając jednak, owinęła metr wokół ręki, w drugą chwytając próbnik z materiałami, a potem usiadła obok mężczyzny.
- Tamtego wieczoru miałam umówione spotkanie w winiarni z zaufanym klientem. Trochę się przeciągnęło, ale nie chciałam wracać od razu do domu, odmówiłam mu też odprowadzenia mnie w bezpieczne miejsce. Uznałam, że pójdę na spacer i chcąc nie chcąc zamyśliłam się na tyle, że zorientowałam się dopiero na miejscu gdzie jestem. Nie jestem głupia, Anthony, wiedziałam, że tam jest niebezpiecznie i równie szybko chciałam stamtąd odejść, ale wtedy pojawiłeś się ty. I oni. - Odparła spokojnie, przystawiając do twarzy gościa po kolei z każdych kolorów, który wydawałby jej się pasujący i podkreślający jego urodę. Przy kolejnym zawiesiła się na dłużej, bo łudząco przypominał jej barwę przeklętego kaszmirowego szalika, przez który ich drogi się skrzyżowały, a sam szal zginął na polu bitwy w błocie.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Reszta domu - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Reszta domu [odnośnik]08.01.18 7:34
Nie był ślepym na jej piękno. Prawdopodobnie niewielu mogło. Wychodziło ono poza utarte ramy, przyciągało spojrzenia, wzbudzało pragnienia. Nieśmiałe i żarliwe. Potrafił to sobie wyobrazić, a także wycenić subiektywną miarą - jej urodę. Tą powierzchowną człowieczą skorupkę jaką było ciało. Ciało półwilii. Upominał siebie, że nie po to tu przyszedł. Jego obecność w tym miejscu miała ściśle określony cel. Opinający jej nogi przy każdym kroku materiał nogawek nie powinien był w stanie go zaćmić. Jej rumieniec, spojrzenie, upór, a nawet zjadliwość myśli - również. Nie był w końcu jurnym młodzieniaszkiem nie potrafiącym kontrolować swoich myśli, emocji pod wpływem byle bodźca. Nie jedno już zdążył zobaczyć, przeżyć. Sam sobie był sternikiem. Problem polegał na tym, że nie był to jednak byle bodziec. Zmrużył ślepia. Musiał się skupić.
- Można tak to ująć - uciął temat pozwalając jej rozpościerać domysły w dowolnym kierunku. Chociaż faktycznie - spodobała mu się treść listu. A dokładnie jego użyteczność. W końcu dzięki niemu w końcu poświęciła mu uwagi. Ale czy mogła inaczej? Nie dał jej wyboru. Osobiście zaś treść korespondencji nie wywarła szczególnego wrażenia, nie mógł jej brać na poważnie tej emocjonalnej bomby.
Spuścił wzrok uśmiechając się pod nosem cynicznie. Nie rozumiał dlaczego się tłumaczyła. Przystał na jej fanaberię bez żadnego sprzeciwu chociaż nie musiał. Chciał być po prostu miłym. Może niepotrzebnie, a przynajmniej arogancka wypowiedź kobiety w której kryła się nuta jej łaski o tym świadczyła.
- Pani Baudelaire... - wrócił do formalnej formy zwrotu z wyraźnym upomnieniem, jak i pewną przestrogą w głosie. Nie było to wygodne w rozmowie, lecz auror wyczuwał potrzebę sprowadzenia blondynki do rzeczywistości, zbudowania dystansu. Wątpiłby nie zdawała sobie sprawy z działania jednej ze sztandarowych jednostek Ministerstwa. Prawda była taka, że była świadkiem który ignorowała polubownie wyciąganą dłoń współpracy, utrudniał śledztwo. Anthony w takiej sytuacji mógł wystosować oficjalne terminowe wezwanie po którego zignorowaniu wydano by nakaz aresztowania i doprowadzenia świadka celem przeprowadzenia oficjalnego przesłuchania. Między aresztowaniem, a przesłuchaniem można było liczyć oczywiście na nocleg w Tower. Była jednak ofiarą. Nie chciał jej szczuć biurokracją wiedząc, że on sam wyjdzie na tym korzystniej - Moja obecność w pani domu nie wykroczy poza moje służbowe obowiązki. Teraz jesteśmy w trakcie zbierania zeznań. Procedury powiązane z tą czynnością nie obejmują robienia dzieci. Byłbym więc wdzięczny, gdyby z powodu braku mojego zainteresowania tą kwestią nie utrudniała mi pani bycia miły - mówił informacyjnie specjalnie nie przemycając żadnej emocji w wypowiedzi prócz typowej urzędniczej uprzejmości. Nie chciał sprowokować kobiety, lecz jednocześnie pragnął dać jej do zrozumienia, że nie jest tu dla zabawy, flirtu, kokietowania. Wielu by się zapewne na jego miejscu chełpiło tym, że zaskarbiło sobie zainteresowanie półwilli, lecz nie Anthony. Nie, kiedy miało mu to przeszkadzać w pracy.
- Zaufany klient zdaje sobie sprawę z tego, że płynie w pani willa krew? Proszę podać, jego personalia - ciągnął dalej zdając sobie sprawę z tego że kobieta faktycznie zamierzała spreparować dla niego szatę poczynając od teraz natychmiast. Auror nic nie powiedział grzecznie dając testować na sobie pasma materiału. Nie widział w tym nic złego skoro robiło jej to na dobrze,a go samego nic nie kosztowało. Nie rozumiał jeszcze tylko dlaczego akurat twarz. Rozmyśliła się i zamierzała mu sprawić gustowny worek na głowę?
- Ma pani jakichś wrogów, pojawiły się przed tym incydentem jakieś pogróżki? - dopytywał czując na sobie kocie spojrzenie.

[bylobrzydkobedzieladnie]


Find your wings




Ostatnio zmieniony przez Anthony Skamander dnia 03.06.18 12:41, w całości zmieniany 1 raz
Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Reszta domu [odnośnik]08.01.18 19:43
- Jesteś bezczelny. - Zwróciła mu uwagę zupełnie poważnym tonem głosu, nie mogąc sobie pozwolić na tego typu odzywki. O ile w innej sytuacji może by przymknęła oko - w końcu sama poniekąd zawiniła - tak ton głosu i towarzyszący temu uśmiech podziałał na nią jak kubeł zimnej wody. Wcześniejszy w miarę dobry humor rozmył się w powietrzu, podobnie jak uśmiech z jej bladoróżowych warg. Postanowiła więc słuchać i odpowiadać, a przy tym robić swoje. Gdy jednak padło pierwsze z pytań spojrzała nań tym wzrokiem, który sugerował jak niemądre ono było. Chociaż sama naiwnie wierzyła pewnego czasu w to, że jej geny nie są tak oczywiste, tak z każdym kolejnym dniem uświadamiano jej co innego. Nie wyśmiała go zgodnie ze swoim postanowieniem i z grzecznym uśmiechem co najwyżej westchnęła. Oby wile świata miały ją w swojej opiece.
- Prawdopodobnie wie o tym każdy, panie Skamander. - Skoro zwracał się do niej per pani - gdzie do pani było jej daleko - to nie mogła odstawać, podejmując oficjalny ton. - Lord Bulstrode z pewnością też zdawał sobie z tego sprawę. - Ostudzanie zapału jasnowłosej podziałało; w jej zachowaniu faktycznie coś się zmieniło, kiedy uśmiech całkowicie znikł, ustępując miejsca pozbawionej wszelkich grymasu twarzy. I nieodgadnionemu spojrzeniu, którego dotychczas nikt nie potrafił zinterpretować. Pociemniało nieznacznie, zaś ona czuła się dziwnie sfrustrowana całą tą wizytą.
- Każdy ma na tym świecie wrogów, panie Skamander. Pan również. Ja z kolei o istnieniu swoich nie wiem i nie sądzę, żeby mój potencjalny wróg próbował mnie porwać. Gdyby tak było to wybrałby zapewne kogoś z większym doświadczeniem, niż kogoś, kto uległ od razu pod wpływem uroku. - Wbrew pozorom była dość lubianą personą, a przynajmniej takie odnosiła wrażenie, więc faktycznie nie potrafiłaby wskazać tych, którzy życzą jej źle. - Mogę pana zapewnić, że nie była to zorganizowana akcja, a spontaniczna próba chwycenia Merlina za nogi. Coś już o tym wiem. - Dodała, choć pożałowała po chwili, że nie ugryzła się w język. Nie chciała opowiadać mu o historii sprzed lat w Hogsmeade, gdy faktycznie prawie udało się ją porwać i nic nie działało na przeciwników, dopóki rudowłosy chłopiec zrządzeniem losu nie znalazł się w okolicy. Sytuacja nie została nikomu zgłoszona, w zasadzie poza bliskimi nikt o niej nie wiedział; miała wrażenie, że strzeliła sobie sama w kolano. Przesunęła strony próbnika dalej i kiedy dobrała kolor pasujący do jego twarzy - bo tak przecież najszybciej można było sprawdzić czy coś współgra z daną osobą, czy nie - zaznaczyła go w swoim notesie, dopisując u góry krótkie hasło szalik. Później zaś wzięła metr i wstała, prosząc, by i on wstał. Inaczej nie była w stanie zdjąć wiarygodnej miary. - Jako dumny auror powinien się pan wyprostować. - Nie była ani ostentacyjnie wredna ani miła, może coś pomiędzy, kiedy ze spokojem odmierzała i zapisywała kolejno w notesie wymiary rąk, tułowia, ramion. Wysoki wzrost Anthony'ego trochę utrudniał jej pracę, więc przy ramionach zmusiła się do nieznacznego wspięcia na palce i w pewnym momencie przechwycenia spojrzenia ciemnozielonych tęczówek aurora. Te zwróciły uwagę blondynki na dłużej; były ładne, nie zamierzała jednak mu o tym mówić - widziała, że nie życzył sobie tematów wykraczających poza pracę, tym bardziej niewinnego flirtu i komplementów. - Nie rozumiem skąd to spięcie. - Powiedziała zamiast tego, wyczuwając pod dłońmi napięcie mięśni. Nie była pewna czy stresowała go jej obecność, czy może był tak zirytowany wcześniejszym brakiem współpracy.



don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Reszta domu - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Reszta domu [odnośnik]18.01.18 23:18
Ludzie różnie reagowali na prawdę, odmowę. Akceptacja, próba zrozumienia drugiej strony były reakcjami skrajnie sporadycznymi. Dlatego też uwaga Solene nie wprawiła go w zaskoczenie. Bezczelny. Bez wątpienia dla potomkini will, kapryśnej łowczyni uwagi, wprost zadeklarowana niechęć do wychodzenia na przeciw jej zainteresowaniu mogła faktycznie uchodzić za skazę na dumie, niezręczność, bezczelność. Nie miał jej tego za złe, potrafił zrozumieć jej punkt widzenia. Dla niego samego był to jednak niezbędny zabieg retoryczny bez którego dalsza rozmowa mogłaby być trudna. Nakreślenie granicy, owinięcie wokół kobiety werbalnej kotwicy, która pociągnie ją do rzeczywistości - to było potrzebne. Zaczął zadawać pytania.
- Bulstrode. Imię? - wyduszał dalej będąc zachęconym przez nazwisko słynące z fałszu i manipulacji. Ignorował przy tym wzmiankę o zaufaniu i jego rzekomej dobrej woli. Sam to wyceni - Zapewniam panią, że nie przysporzę lordowi kłopotu. Nie straci pani klienta. Potrafię działać dyskretnie. Ponadto... czy w przeciągu tygodnia zdarzyło się pani mniejsze zlecenie od kogoś nie będącego arystokratą? Mężczyznę chcącego dopasować spodnie, kobietę proszącą o obszycie firanki lub coś drobnego w podobnym stylu? - zapewnił, gdyby się wahała w obawie, że mógłby działać nietaktownie. Nie musiał tego robić, lecz zdawał sobie sprawę z tego jak istotna bywa opinia ludzi wpływowych o tych mniej wpływowych. By być jednak precyzyjnym i niczego przypadkiem nie zrujnować potrzebował precyzyjnych informacji. Potem się pytał próbując wytypować potencjalnych podejrzanych. Nie interesowało go to czy według kobiety były to informacje istotne.
- Myślę, że zaczęłaby pani sądzić inaczej gdyby poznała obecną stawkę śnieżki na czarnym rynku - odnosił wrażenie, że nieco bagatelizowała sprawę bądź też trochę się oszukiwała co do jej istotności coby złapać w garść nieco ułudnego spokoju ducha. To tępiło uwagę, ostrożność. Nie było dobre biorąc pod uwagę fakt, że sprawcy byli na wolności - Fakty są takie, że w miejscu w którym nie powinno nikogo być pojawia się przypadkowo dwóch biegłych w identyfikowaniu półwill czarodziejów. Proszę nie bagatelizować sprawy dla własnego bezpieczeństwa i starać zachować się mimo wszystko ostrożność. Nawet jeśli działali pod wpływem impulsu, przecenili siły na zamiary, popełnili błędy nie oznacza to, że nie robili tego na zlecenie ani, że nie mają żadnych powiązań - a przecież musieli mieć, jeśli wiedzieli co z taką kobietą powinni zrobić dalej. Sam więc zamierzał ocenić, zbadać. Chwilę po tej myśli nabiegła do niego kolejna dotycząca ostatnich słów szwaczki w których kryła się tajemnica. Jako auror był wyczulony na jej brzmienie, a przy tym równie bezczelny by nie puścić płazem okazji do jej złapania.
- A więc to już się już wcześniej wydarzyło? Podobna temu sytuacja? - wyłapał tę sugestię. To, że coś już o tym wiedziała. Zmrużył swoje ślepia - Ile razy? Kiedy? - czemu nie widział o tym informacji w aktach? Myślał o tym wstając na jej prośbę i choć był, i jej słuchał to myślami był daleko. Drobne w kieszeni przestały mu się zgadzać. Wiedział że na niego patrzyła bo on sam patrzył w jej oczy z niezdrową ciekawością, przenikliwością - zupełnie jakby za pomocą tych atrybutów zamierzał wydrążyć w jej źrenicach tunele prowadzące go do prawdy, wiedzy. Jedno zaklęcie by wystarczyło...
- Nie rozumiem dlaczego pani tego nie zgłosiła za pierwszym razem. Bo nie zostało to zgłoszone, prawda? Kryje pani kogoś? Ktoś panią szantażuje? - odbił piłeczkę nie odpowiadając na jej pytanie, a właściwie traktując je jak niebyte. Przynajmniej takie sprawiał wrażenie. W rzeczywistości zapamiętał je chcąc odpowiedzieć na nie w innych okolicznościach. Sam bowiem powiedział, że nie będzie wychodził poza ramy obowiązków aurora. Ta zasada go obowiązywała.
Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Reszta domu [odnośnik]19.01.18 0:03
Od nadmiaru wszystkich pytań, które Solange układała w myślach i starała się na nie odpowiadać wyczerpująco, rozbolała ją głowa, co ukazało się zmianą wyrazu bladej twarzy na bardziej zmęczoną, skwaszoną i znużoną. Na imię lorda Bulstrode odpowiedziała, że ten najmłodszy w kolekcji, którego imienia w zasadzie nie pamiętała, nad kolejną kwestią aż westchnęła. Czy on naprawdę uważał, że ludzie przychodzili tu obszyć firankę? Nie była przecież podrzędną krawcową, a osobą obracającą się wśród arystokratów - ceniła więc sobie swoją pracę. Zaszywanie dziur w szatach wynikało tylko z jej dobrej woli oraz znajomości z daną osobą. W innym przypadku by nawet się nie zdecydowała.
- W ostatnim czasie widziałam się z rodzeństwem prowadzących lodziarnię na Pokątnej, małą lady Ollivander, swoją siostrą, lady Rosier i panem. Poza tym nie było tu nikogo, kto prosiłby mnie o obszycie firanki, czy zacerowanie skarpet, drogi panie. - Nie wiedzieć czemu znacznie bardziej zaciekawiła się obecną stawką śnieżki na czarnym rynku. Uniosła nań wzrok, wzruszając machinalnie ramionami.
- Ile jestem warta? - Nie potrafiła oszacować ceny za konkretną porcję, chociaż pamiętała, że podczas pierwszej próby porwania wspominali o horrendalnie wysokich stawkach, co tylko pogrążyło ją w głębokiej nienawiści do swojego przeklętego daru. Nawet jeśli wyglądała na osobę bez kompleksów, jednym największym kompleksem był jej wygląd i fakt, że najczęściej interesowano się nią tylko przez to. Po czasie zdołała nauczyć się odróżniać takie osoby od tych wartościowych. Z chwilowego zamyślenia wyrwał ją głos Skamandera i kolejny wygłoszony przezeń absurd.
- Prawdopodobnie tylko ślepy nie zorientowałby się, że jestem półwilą, bądźmy realistami. - Potomkinie miały specyficzny wygląd, nierzadko podobny do siebie a jednocześnie tak bardzo odróżniający je od pozostałych filigranowych jasnowłosych tego świata. I aura, którą wokół siebie roztaczały była najmocniejszą różnicą oraz gniew, przy którym potrafiły rzucać ogniem i parzyć dłońmi. Słuchała jednak dalej, z pozornym spokojem i ogromnym grymasem na twarzy, nie dopowiadając już swoich teorii do tamtego wieczoru. Wiedziała już, że tym, co łączyło ich dwójkę był ośli upór, częste nie zgadzanie się, przy którym ona się irytowała a on, cóż, bawił się najwidoczniej dobrze, bez względu na to, czy był w pracy, czy nie. Spokój prysł, gdy na jej nieszczęście, Anthony doczepił się nieopatrznie wypowiedzianego zdania. Zacisnęła usta, jedną z dłoni kładąc wreszcie w pełni na jego ramieniu, zaś próbę udźwignięcia jego przenikliwego spojrzenia dzielnie podjęła.
- Tak, siedmiu trolli. - Nie była przygotowana na powracanie do traumatycznych wspomnień i nie chciała tego robić, więc po cichu liczyła na to, że chociaż teraz sobie odpuści. Nie było to przydatne w tym momencie - poznałaby przecież tamtych sprawców sprzed lat - a więc mógł dać jej czas na to, by mu zaufała i powiedziała wreszcie o tym sama. Do tej pory całą opowieść kończyła w jednym zdaniu: chcieli mnie porwać, by potem zmienić temat, jakby opowiadała o zeszłorocznym śniegu, nic nie znaczącym. - Nikt mnie nie szantażuje, nikogo nie kryję. - Nieprzerwanie patrzenie mu w oczy od długiej chwili było dla Francuski dziwnym doznaniem, bo raczej starała się tego na co zień unikać. Nie z fałszu, czy kłamstwa, a ze zwykłego komfortu dla obu stron. - Wydaje mi się, że zajął mi pan już wystarczająco dużo czasu. - Próbując wyznaczyć granicę tego spotkania, mimowolnie zacisnęła dłoń z metrem na jego ramieniu i w końcu uciekła wzrokiem w bok, odsuwając się po chwili do tyłu.

zt


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Reszta domu - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Reszta domu [odnośnik]19.01.18 2:14
Nie pamiętała imienia. Próbowała sobie przypomnieć, lecz ostatecznie jej nie naciskał. Wolał nie mieć informacji niżeli posiadać błędną. Ale to nic. Spotkanie w winiarni. Będzie więc musiał ją odwiedzić, popytać obsługę. Uda się tam po wyjściu od Solene - przypiął to zadanie do wyimaginowanej, korkowej tablicy wiszącej wewnątrz głowy. Niestety nie bardzo zdawał sobie sprawę z zakresu wykonywanych przez Solenę usług strzelał jednak, że nie ogranicza się jedynie do arystokracji i kosztownych zleceń. W innym przypadku jej pracownia byłaby całą kamienicą, a nie pokojem w tejże. Auror liczył więc na jakieś mało znaczące nazwiska, być może kogoś kto przyszedł na rekonesans sprawdzić jak miewa się ofiara. Niestety przypuszczenie okazało się tylko przypuszczeniem - Florean raczej nie planował wprowadzić w swą ofertę lodów o smaku willi choć niewątpliwie nie jeden mężczyzna by się na nie pokusił; Olivanderówna była raczej zbyt młoda na rozkręcanie kryminalnej kariery na którą zgody nie wyraziliby rodzice; siostra - gdyby ta chciała ją dopaść miała na to aż nazbyt wiele okazji; on sam... cóż, miał już pracę i nie bardzo miał czas na rozkręcanie kolejnego zainteresowania. Ślepa uliczka. Trudno. Zdarza się.
- Cena uncji śnieżki waha się obecnie od pięciuset pięćdziesięciu do sześćset galeonów za uncję. Serce waży około funta co daje średnio dwadzieścia jeden uncji gotowego produktu... Około dwunastu, trzynastu tysięcy funtów. Za serce. Lekką ręką. - kusiło go by pociągnąć to dalej, zacząć wyliczać i szacować krew, włosy, kości, oczy, zęby... Uznał jednak, że prawdopodobnie byłoby to dość makabryczne i niesmaczne. Chciał jednak uzmysłowić jej powagę sytuacji i być może nakłonić ją tym samym do mniejszego afiszowania się swoimi korzeniami. Gdyby bowiem zechciała poskromić swego uroku to mogłaby uchodzić po prostu za urodziwą kobietę. W końcu wille jednoznacznie dało się wytypować w momencie w którym rzucony przez nie urok okazywał zbyt słaby by omamić ofiarę. Solene może nie potrafiła wprawnie kontrolować swej aury jednak w tym momencie było to
bez znaczenia, skoro już była z tego znana. Mleko było rozlane. Utrudniało śledztwo, tak jak sama ofiara w momencie w którym zaczęła kłamać. Ciekawe.
Wyczuwając jej dość jednoznacznie wyeksponowaną niechęć do jakiejkolwiek dalszej współpracy zgodnie z jej wolą opuścił mieszkanie wiedząc, że jeszcze tu wróci.

| 2x zt


Find your wings


Anthony Skamander
Anthony Skamander
Zawód : Rebeliant
Wiek : 31
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Kawaler
You don't need a weapon when you were born one
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej

Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5456-budowa#124328 https://www.morsmordre.net/t5494-hrabina#125516 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f256-bexley-high-street-27-4 https://www.morsmordre.net/t5495-skrytka-bankowa-nr-1354#125517 https://www.morsmordre.net/t5479-anthony-skamander#124933
Re: Reszta domu [odnośnik]24.05.18 23:11
16 lipca

Festiwal lata zbliżał się nieubłaganie, podobnie jak sezon ślubny, a w związku z tym miała coraz więcej zleceń; Francuzka cieszyła się jednak z tego powodu, mimo ogólnego zmęczenia organizmu i braku czasu na prowizoryczne czynności dla ducha i ciała, których dawniej broniła jak lwica, twierdząc, że każdemu przecież przyda się odrobina przyjemności i słodkiego nicnierobienia. Swoje poglądy od tamtej pory zdążyła kilkukrotnie zmienić, szczególnie gdy uświadomiła sobie, że jeszcze kilka lat temu nie śniła nawet o tym, że znajdzie się w podobnym miejscu swojej kariery, chociaż wierzyła w to i miała nadzieję: być może z powodu wiary i nadziei dopięła swego, brnąc do przodu niezależnie od ceny, którą za to ponosiła. Chociaż czasem zastanawiała się, jakby to było, gdyby wtedy zadecydowała się posłuchać rodziców i wyjść za tamtego mężczyznę, wiedziała, że nie byłaby w stanie oszukać swojej natury: niepokornej, zawsze dostającej to, czego bardzo chce, więc równie szybko odrzucała od siebie podobne rozważania, uznając je za bezsensowne marnotrawienie czasu.
Lipiec nie sprzyjał przyjaznym nastrojom, a pogoda zdawała się być niezwykle destrukcyjna, więc na samym początku ponurego wieczoru zaparzyła sobie czarną kawę, suchy prowiant na przetrwanie kolejnych kilku godzin uzupełniając o upieczone przez cioteczkę cytrynowe ciasto; ciocia niemal zawsze zostawiała jej różnego rodzaju smakołyki, wiedząc, że nie przekona wili do kładzenia się o normalnej porze, a tym bardziej do poproszenia o pomoc przy kolejnych projektach. Zresztą w tych miesiącach, od kilku lat nieustannie, żałowała, że doba nie trwała znacznie dłużej: musiała odrzucić którąś z czynności, by zmieścić się ze wszystkim w wyznaczonym terminie. Pomiędzy spacerami, okazjonalnym czytaniem a spaniem, wybór był oczywisty – odrzucała sen, bo i tak w dużej mierze spędzała częściowo bezsenne noce, wgapiając się w sufit sypialni i licząc bezskutecznie jednorożce dla zabicia czasu.
Gdy skompletowała już wszystko, przyjrzała się zapiskom w notesie, odhaczając ukończone stroje dla lorda Prewetta i jego rodziny na festiwal, a potem dokładnie przejrzała szkice projektu stroju do tańca orientalnego, dopiętego nie tak dawno z Nephthys na ostatni guzik. Cieszyła się, że dziewczyna powierzyła jej to zadanie, chociaż nie była pewna, czy zrobiła to ze względu na Ramesesa, którego nie znała od kilku dni a dużo dłużej, czy może w żadnym innym miejscu nie podjęli się podobnego zadania, czy zwyczajnie zaufała jej na tyle, że stała się pierwszym wyborem. Zdawała sobie sprawę, że podobny projekt mógł wzbudzać kontrowersje, szczególnie u projektantów szyjących ubrania dla konserwatywnej arystokracji; tym właśnie wyróżniała się na tle swojej konkurencji: nie zamykała się na pomysły, eksperymentowała, sugerowała i słuchała uważnie; obserwowała, zaznajamiała się, jeśli ktoś wychodził z inicjatywą czegoś innego. Nie oceniała przede wszystkim i nie patrzyła krzywo, mając świadomość, że w tym przypadku ów stroje różnią się znacznie od strojów do baletu, czy tańca klasycznego.
Chwyciła lekki, zwiewny materiał w odcieniach beżu, a w zasadzie kilka warstw, z których przeszła do robienia prostej, długiej do ziemi i nie utrudniającej ruchów spódnicy zapinanej z boku na niewidoczne na pierwszy rzut oka guziki. Zaznaczywszy a potem wyciąwszy ostrożnie odpowiednie wymiarowo prostokąty, odpowiadające przodowi i tyłowi spódnicy, zszyła brzeg tkaniny podwójnym ściegiem, dla pewności i zabezpieczenia. W miejscu, na boku, w którym miały znajdować się guziki pozostawiła grubą warstwę materiału, wszak guziki musiały się na niej pewnie trzymać; rozłożywszy materiał, spięła go w odpowiednich miejscach szpilkami i gdy upewniła się, że nie będzie ani za ciasny ani za luźny w obwodzie, zszyła drugi brzeg. Później zajęła się wszywaniem podszewki, paska trzymającego się na biodrach z resztek tkaniny i guzików, a na koniec projekt uzupełniła o prace wykończeniowe. Kiedy skończyła spódnicę, zajęła się górą i wycinaniem pasującego do spódnicy topu, krótszego, odsłaniającego brzuch a jednak wcale niewyzywającego. Uznała, że długie rękawy zrobi z przezroczystego materiału, by zachować chociaż odrobinę różnorodności w tkaninach.
Gdy główna część stroju tkwiła na manekinie, jęła się ozdabiania – duża ilość błyszczących się ozdób była tym, co idealnie komponowało się z całością i dodatkowo podkreślało urodę lady Shafiq. Na spódnicę zaczęła ręcznie naszywać florystyczne wzory w odcieniach złota, wycięte przez nią samą, a przynajmniej po kilku godzinach pracy – bo dziś znacznie bardziej zmaltretowała sobie palce igłami – dołożyła cienką warstwę tiulu, podkreślającego zwiewność i ulotność ruchów tancerki. Z koszulką zrobiła to samo, chociaż męczyła się zdecydowanie krócej. Na koniec sprawdziła swoje dzieło i upewniwszy się, że wszystko jest poprawnie zabezpieczone, przerzuciła przez ramię manekina dodatkową chustę, nie odstającą kolorem; tę wetknęła za specjalnie wszyty na tyle spódnicy ozdobny sznurek, ponieważ stanowiła jedynie dodatek, który bez problemu można było odczepić.
Kiedy uporała się z wcześniej założonym planem, wyszła do pracowni po suknię, którą zaledwie wczoraj wybrał Ramsey dla swojej kobiety, chociaż nie miała pewności jaka relacja ich łączyła i wniosek ten wyciągnęła chyba tylko dlatego, że zdecydował się w końcu kupić komuś prezent; chociaż cała kreacja mu się spodobała, zarzucił jej zbyt dużą skromność: postanowiła więc nieco zmienić projekt, poprzez powiększenie dekoltu i zasłonienie go przezroczystym, ciemnym materiałem, bądź koronką. Uznała, że jeśli ten zabieg, podkreślający tajemniczość, ale i przyciągający oko, nie będzie mu odpowiadać – zrobi suknię po prostu od nowa. Nakładając materiał na manekina, upewniła się, że leży poprawnie i nie jest zagięty w żadnym miejscu; wtem kredą zaczęła zaznaczać miejsca cięcia. Wiedziała, że jeśli teraz coś zepsuje, nie będzie miała odwrotu: dopijając resztę zimnej kawy, skupiła się na tyle, na ile pozwalał jej umysł i przeszła do ręcznego wycinania dekoltu. Chociaż ten w pierwotnym stanie odsłaniał kawałek obojczyka, po zmianie sięgał o wiele głębiej, na kształt litery V. Później wszyła koronkowy materiał, co najmniej do połowy, tak by zakrywał biust, i doszła do wniosku, że po tak małej–dużej zmianie suknia faktycznie zyskała na drapieżności. Liczyła na to, że będzie spełniać oczekiwania obu osób, a że przy okazji ona sama się nie zawiedzie. Miała do tej sukni szczególny sentyment, do tej pory uznając, że nie pasowała do żadnej z mierzących ją osób.
Na koniec pracy przeglądnęła swój szkicownik, szybko odnajdując w nim szkic złotego zniczu, który lekko ponad miesiąc temu narysowała zgodnie z opisem Aydena. Wtedy jednak zapomniała, że przy szyciu maskotek dla swoich ulubionych małych lady, winna była uwzględnić i to – prezent dla małego Macmillana, który już dawno nic od niej nie otrzymał. Korzystając z resztek sił, chwyciła odpowiednią długość materiału w kolorze zbliżonym do złota, by następnie odrysować starannie dwie części stanowiące główny kształt; potem odrysowała kształt skrzydeł i upewniła się, że obie części są równe. Całość była zdecydowanie większa od prawdziwego zniczu, a dlatego, że ów prezent miał być poduszką, niż pluszakiem i ozdobą do rzucenia w kąt. Podobnie jak w przypadku tamtych maskotek, wycięła każdy kształt osobno i zaczęła zszywać ręcznie, starannie krawędzie. Pozostawiwszy niewielki otwór, wypełniła materiał ścinkami wełny i tkanin – by poduszka była zwyczajnie miękka i przyjemna – kończąc zszywanie. Na koniec doszyła skrzydełka, starając się, by te nie opadały a były w miarę sztywne i zbliżone wyglądem do tych prawdziwych; za pomocą złotej nitki zaznaczyła detale, w niektórych miejscach ściągając ją o wiele mocniej dla utworzenia iluzji wgłębienia. Nie była pewna, czy prezent odpowiadał oryginałowi, gdy sama z Quidditchem miała tyle wspólnego co smok z baletem, ale uznała, że dla fana tej gry nie będzie to chyba stanowić szczególnej różnicy.
Zapakowała każdą z rzeczy do pudełka, wyłożonego czerwonym, ozdobnym papierem, nakreśliła kilka słów na pergaminie i odłożyła na stół, by z samego rana wysłać jedynie dwie z trzech do nowych właścicieli. Posprzątała po sobie, a gdy dostrzegła godzinę trzecią trzydzieści, bez większego namysłu ruszyła do sypialni. Nie czuła się zmęczona, bardziej obolała od pochylania się i tkwienia przez długi czas w jednej pozycji, nie zwracając uwagi na kilka nowych blizn po wbitej igle w delikatne dłonie.

zt


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Reszta domu - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Reszta domu [odnośnik]25.05.18 0:08
18 lipca

Jasnoniebieskie tęczówki przesuwały się po kolejnych linijkach kilkukrotnie zaczynanej i tyle samo odkładanej na półkę książki, próbując wyłapać moment, w którym lektura faktycznie zacznie sprawiać jej przyjemność. Była zmęczona, nieustannie od pewnego czasu, i chociaż lubiła czytać, zauważyła, że coraz trudniej jest jej przekonać się do podobnej formy rozrywki. Preferowała spacery, czy dalsze codzienne rozgrzewki baletowe dla rozluźnienia, wiedziała jednak, że dzisiaj nie ma na obie te rzeczy zbyt wiele czasu, przed powrotem do pracy – chociaż wizyty Aydena nie traktowała w tych kategoriach. Do ślubu Odette nie zostało zbyt wiele czasu, a wisząca na wieszaku w salonie suknia dla druhny ciągle przypominała jej, że powinna była dopasować do siebie strój towarzysza. Była estetką, która zwracała uwagę na takie szczegóły, lecz świadomość, że wyrusza do jaskini lwa, szyjącego ubrania dla szlachty o wiele dłużej niż ona, kuła ją o wiele mocniej w damską, projektancką dumę. Nie była wprawdzie pewna, czy ktokolwiek poza Marcelem, z tamtego rodu wiedział kim jest albo czym się zajmuje, ale mimo to uznała, że ta uroczystość będzie świetną okazją do pokazania nawet jednego stroju – nie zamierzała wcale ukrywać, że jest urażona decyzją siostry o uszyciu sukni tam, niż u niej, ale w głębi ducha potrafiła zrozumieć powody, którymi się kierowała.
Kiedy rozległo się pukanie do drzwi, zamknęła książkę, ówcześnie zaznaczając stronę, na której skończyła a potem wpuściła Aydena do środka. Uśmiechnęła się w ramach powitania, nie do końca będąc pewną co powiedzieć. Po ostatnim spotkaniu rozstali się w dość chłodnej atmosferze i nawet jeśli wiedziała, że zapewne on już zdążył o tym zapomnieć, ją gryzły wyrzuty sumienia. Kolejne w tak krótkim czasie, co było zaskakującą odmianą w dotychczasowym życiu Francuzki, gdy była zbyt egocentryczną jednostką, żeby przejąć się swoim otoczeniem.
Chciałam cię przeprosić – zaczęła więc bez ogródek, stawiając sprawę jasno, siadając na kanapie i gestem dłoni wskazując, by czuł się jak u siebie – nie tak powinna potoczyć się tamta rozmowa. – Nie zamierzała jednak wracać do tematu, wiedząc, że nie doszliby do żadnego nowego wniosku i że w końcu powinna porozmawiać z Anthonym – ale dojrzewanie do tej decyzji było dość trudne; nie zamierzała też dodawać, że podniósł na nią głos i że w gruncie rzeczy nie była niczemu winna, gdy sam podjął się próby pojednawczej, uznając, że nie ma siły już tracić cennych nerwów na podobne drobiazgi. Ruchem podbródka wskazała leżące na stoliku pudełko.
Sprawdź, czy byłam chociaż blisko oryginału. – Wewnątrz pudełka na ozdobnym, czerwonym papierze znajdowała się uszyta zaledwie przed dwoma dniami poduszka na kształt złotego zniczu. Chociaż wiedziała, że kolorystycznie raczej odstawała, tak miała nadzieję, że ta delikatna różnica nie zaważy na pierwszym wrażeniu. – Pomyślałam, że spodoba się Heathowi. – Dodała w ramach wyjaśnień, oczekując werdyktu.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Reszta domu - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Reszta domu [odnośnik]27.05.18 2:03
Zginając lekko palce prawej dłoni, uderzył nimi trzy razy o drzwi wejściowe mieszkania panny Baudelaire, po czym odstąpił od nich na pół kroku. Nie pamiętał dokładnie kiedy ostatnim razem miał okazję gościć w progach Solange - zwykle starał się wyciągnąć półwilę poza granice szarego miasta, które na przestrzeni miesięcy miało coraz mniej do zaoferowania. Sam Ayden w Londynie bywał raczej rzadko, zmuszając się do odwiedzin stolicy jedynie za sprawą konkretnego powodu. Zdecydowanie preferował on niemal bezkresne, otwarte przestrzenie, takie jaki te opiewające dworek w Puddlemere; wśród natłoku ludzi i betonowych ścian, czując się nieswojo i obco.
Po krótkiej chwili oczekiwania, drzwi w końcu ustąpiły drogi mężczyźnie, ukazując tym samym dobrną i dobrze znaną mu, kobiecą sylwetkę.
- Miło Cię widzieć - rzucił dość beztrosko, przekraczając próg mieszkania. W istocie, Ayden zdołał zapomnieć już o lekkim spięciu, do którego doszło między nimi zaledwie tydzień temu. Nie zwykł chować urazy, nie o tak błahe rzeczy. Z resztą czy w ogóle miał ku temu powód?
Podążył za kobietą w głąb domu, jasnymi tęczówkami taksując mijane pomieszczenia. Gdy dotarli do salonu, spoczął na wskazanym przez przyjaciółkę miejscu, uprzednio rozpinając guziki marynarki. Słowa blondynki wprawiły go jednak w lekkie zaskoczenie, to też przez jego twarz przebiegły sprzeczne emocje. Zaraz jednak rozluźnił ściągnięte brwi, pozwalając również uśmiechowi rozgościć się na jego ustach. - Nie przepraszaj mnie, nie masz za co - odparł spokojnie, zawieszając na niej swoje spojrzenie. - Nie powinienem był się wtrącać w nie swoje sprawy - dodał krótko, zgodnie z wnioskami, jakie wyciągnął na przestrzeni ostatnich dni. Zarówno Tony, jak i Solange byli dorośli, nie potrzebowali mediatora - szczególnie takiego, który będąc w bliskich relacjach z obojgiem z nim, nie mógł spojrzeć na sytuację obiektywnie. Arystokrata postanowił więc wziąć na wstrzymanie i pozwolić przyjaciołom samym zdecydować o dalszym losie ich relacji, samemu zaś skupiając się na swoich problemach.
Zgodnie z poleceniem półwili, wstał i udał się w kierunku spoczywającego na stoliku pudełka. Cienka zmarszczka ponownie pojawiła się pomiędzy brwiami mężczyzny, na ułamki sekund pozwalając mu puścić wodze fantazji, dotyczące znajdującej się w środku niewiadomej. Ściągając pokrywkę, szybko doszedł do wniosku, że nie był nawet bliski odgadnięcia spoczywającej weń poduszki.
- Jesteś pewna, że nie uszyłaś go dla mnie? - zapytał z nadzieją w głosie, odwracając się w kierunku projektantki. Nie od dziś wiedział, że Solange posiadała talent, a jej wprawne dłonie potrafiły szyć cuda, jednak tym razem, przeszła samą siebie. Oczami wyobraźni już widział reakcję swojego syna, który choć dopiero co odrastał od ziemi, już zdołał jasno określić swoje upodobania. Jednym z nich był Quidditch, lecz czy fakt ten mógł kogokolwiek zdziwić?
- Jest idealny - zwrócił się w końcu w jej kierunku, formułując zdanie w języku francuskim. Nie był w stanie wykrzesać z siebie więcej. Słowa nie mogły oddać tego, co czuł w tym momencie. Szczęście mieszało się z ekscytacją oraz wdzięcznością, jaką żywił do swej przyjaciółki.
- Jeśli ktoś wie, jak zdobyć serce Macmillana, to tylko Ty. Heath będzie zachwycony - wyznał w końcu, po raz ostatni odrywając wzrok od poduszki. Następnie ostrożnie, niemal z bogobojną czcią odłożył ją na miejsce i zakrył pudełko wieczkiem. - Dziękuję, Solange - powiedział, skupiając na niej swe błękitne tęczówki. Dziękował jej nie tylko za ten jeden z wielu prezentów, jakie na przestrzeni lat kobieta podarowała jego dziecku - ale też za każdy trud, jaki z własnej woli wkładała w wychowanie Heatha. Dawała mu szczęście i miłość, na jaką bez wątpienia zasługiwał. I właśnie za tą bezinteresowną troskę, jaką wykazywała, był jej wdzięczny najbardziej.


People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.

Ayden Macmillan
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Reszta domu - Page 3 TxUdpQz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5933-ayden-macmillan-budowa#140515 https://www.morsmordre.net/t6049-elips#144453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6052-skrytka-bankowa-nr-1489#144459 https://www.morsmordre.net/t6050-ayden-macmillan#144455
Re: Reszta domu [odnośnik]27.05.18 14:55
Nie podejrzewała, że uszyta w około godzinę poduszka, odwzorowana zaledwie na prostym szkicu zrobi takie wrażenie, ale ucieszyła się szczerze, widząc, że jej wyobraźnia wciąż miała się dobrze i nie zawodziła, gdy w ostatnim czasie coraz częściej przechodziła małe, prywatne kryzysy wiary w swoje możliwości.
Zapytaj syna, może pozwoli ci czasami na niej sypiać – uśmiechnęła się szeroko, uznając, że zapewne przy najbliższej okazji uszyje drugi, podobny egzemplarz, chociaż jak na razie nie miała na to czasu ani ochoty, gdy obrzuciła spojrzeniem ślady na dłoniach po powbijanych niedawno igłach – Nie dziękuj, na miano najlepszej cioci trzeba sobie jakoś zapracować – uznała, kłaniając się teatralnie w pas. Opieka nad dziećmi sprawiała Francuzce dużo radości, szczególnie, że wprost uwielbiała każdą małą, chodzącą po tej planecie istotę. Dlatego znając się z Aydenem blisko siedem, czy osiem lat, nie mogła nie zaoferować mu swojej pomocy przy dziecku. Nie pochwalała jego zachowania tuż po tragedii, chociaż próbowała wykazać się wyrozumiałością, ale mimo to, starała mu się również wytłumaczyć, że tylko on pozostał swojemu synowi; musiał się więc nim odpowiednio zaopiekować, jeśli nie chciał, żeby Heath w przyszłości okazywał mu czystą niechęć a szacunek i miłość, na którą trzeba było sobie zapracować czymś więcej, niż mianem ojca. Sama w wychowanie małego lorda nie ingerowała zbyt mocno, lecz sądziła, że skoro nie posiada własnych dzieci, to być może okazjonalne opiekowanie się latoroślami zaufanych klientów może uciszyć jej instynkt macierzyński. Jednak w przypadku tego chłopca miała zdecydowanie więcej swobody, niż w przypadku małych lady – tam starała zachować się odpowiedni dystans, który i tak brutalnie złamała w maju, ratując Kyrę z anomaliowych kłopotów, czy wymieniając z przeuroczą Miriam korespondencję o znienawidzonych brukselkach. Chwyciła notes, odnajdując stronę poświęconą Aydenowi.
Ostatni raz pobrałam miarę pół roku temu – przeszła do rzeczy, dziwiąc się w duchu, że przez taki czas szyła ubrania na oko. Wprawdzie potrafiła, po tylu latach pracy, ocenić czyjeś wymiary bez sięgania po metr krawiecki, lecz teraz nie mogła sobie na to pozwolić, gdy kłująca ambicja szeptała jej do ucha jedno słowo: perfekcja.
Poprosiła więc, by Macmillan ustawił się odpowiednio a potem podeszła doń z metrem, bez większego nakładu siły zmuszając Aydena, żeby się wyprostował.
Chciałabym dopasować garnitur do sukienki – westchnęła, zerkając mimowolnie w stronę wiszącej na wieszaku kreacji – ale nie martw się, nie zrobię go w kobiecym kolorze. Chociaż przez moment to rozważałam – kontynuowała spokojnie, wspinając się na palce, żeby ułatwić sobie operowanie metrem; kiedy była tak blisko, nie odmówiła sobie przeglądnięcia się twarzy swojego gościa, co nie było niczym zaskakującym w jej przypadku. Uniosła wzrok znad metra, jasnymi tęczówkami przesuwając po oczach Aydena i wyraźnie zakreślonych kościach policzkowych, być może zbyt długo, niż przyzwoitość wskazywała. Mimo przyjaźni, nie mogła nie zauważyć, że był typem mężczyzny, za którym wodzono wzrokiem; nie, jeśli towarzysząc mu od czasu do czasu na różnego rodzaju bankietach, dostrzegała rzucane w jego kierunku powłóczyste spojrzenia, jak i te pełne zazdrości kierowane do niej. Uśmiechnęła się, trochę inaczej niż zwykle, z pewnością nie jak przyjaciółka, a kiedy sobie uświadomiła co właśnie podświadomie uczyniła, szybko opuściła speszony wzrok, metr zsuwając na pas.
Przytyłeś. To dobrze – cieszyła się, że przynajmniej on odszukał w sobie resztki rozsądku i zaczął dbać o siebie, czego nie mogła powiedzieć o sobie; nie wyglądała tak olśniewająco, jak przeważnie ją postrzegano, gdy na bladej twarzy mieszało się zmęczenie ze stresem i niewyspaniem. Wreszcie oswobodziła Aydena z objęć metra. – Odrzucimy barwy rodu w tym przypadku, nie chciałabym politycznych niesnasek – dodała na koniec, odwracając się doń plecami, żeby odnotować nowe wymiary na pergaminie i tak, żeby nie dostrzegł lekko zaróżowionych policzków. – Mam nadzieję, że nie będzie ci przeszkadzać to, że sporą część dnia spędzę na pilnowaniu, by Odette wyglądała najpiękniej? – Podejrzewała, że siostra tego od niej oczekiwała, skoro po latach nieobecności i wzajemnej wrogości mianowała ją na główną druhnę. A może sama tego chciala, skoro obiecała jej, że teraz nie zawiedzie ani razu i wynagrodzi jej tamten ból?


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Reszta domu - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Reszta domu [odnośnik]28.05.18 15:15
Ślub, to właśnie to było głównym powodem dzisiejszej wizyty Aydena na Lavender Hill, a o czym jednak zapomniał na ułamek chwili, swe myśli skupiając wokół prezentu i osoby Solange. Przywołany do rzeczywistości słowami przyjaciółki, odłożył pudełko ze złotym zniczem na jego tymczasowe miejsce, po czym przystąpił kilka kroków w kierunku sofy, by na jej oparciu zawiesić zbędną przy przymiarkach marynarkę. Następnie stanął wyprostowany, a przynajmniej tak mu się wydawało do momentu, w którym drobne dłonie projektantki, postanowiły skorygować jego postawę. Jasne tęczówki śledziły każdy ruch kobiety, co nie było jednak spowodowane brakiem zaufania, a wrodzoną ciekawością - mimo, że Solange ściągała z niego miarę nie po raz pierwszy.
- Stwierdziłaś, że nie prezentował bym się najlepiej w tym kolorze? - wskazał podbródkiem wiszącą nieopodal kreację przyjaciółki, ściągając przy tym brwi, pomiędzy którymi pojawiła się wąska linia. Macmillan był jednak fatalnym kłamcą, to też słyszalna nuta oburzenia w jego głosie, dość szybko mogła zostać rozpoznana jako udawana. Nim jednak powrócił do obserwowania poczynań półwili, zawiesił swoje jasne tęczówki na materiale sukni, uważnie przyglądając się każdemu, zdobiącemu ją detalowi. - Będziesz w niej pięknie wyglądać - skomentował dzieło Solene, by odwróciwszy ponownie twarz w jej kierunku, skonfrontować się z błękitem tęczówek - ku jego zaskoczeniu - skupionych nie na liczeniu centymetrów, a wpatrujących się w niego. Uśmiech mimowolnie zatańczył na jego wargach i pozostał tam nawet wtedy, kiedy speszona półwila odwróciła odeń swój wzrok.
Jak często zdarzały im się podobne sytuacje? I od kiedy, przestały być niezręczne, a wręcz pożądane?
Przypływ refleksji zmył grymas z twarzy mężczyzny, jednocześnie wpędzając go w wyrzuty sumienia względem własnych myśli - te jednak, wiedzione majowymi wydarzeniami, coraz częściej wymykały się spod kontroli. Jak na ironię bowiem, ludzie zdawali sobie sprawę z kruchości życia, jedynie wtedy, kiedy dochodziło do nieszczęścia. Ayden zaś, pomimo przykrego doświadczenie, dopiero teraz zaczynał dostrzegać jak wielką wartość stanowiła dla niego Solange.
- Nie musisz przewiązywać mnie szkocką kratą, Solange - rzucił z przekąsem, ignorując przy tym uwagę na temat przybrania paru kilogramów. Kiedy jednak kobieta odwróciła się od niego, zerknął w dół dla upewnienia, czy guziki koszuli wciąż spełniały swoje zadanie; spełniały. - Większość błękitnej braci będzie wiedziała, z kim ma do czynienia - nie było to jednak pyszne przechwalanie, a stwierdzenie faktów. Wśród arystokracji plotki rozchodziły się prędzej, niż zdążyło się wypowiedzieć słowo Quidditch. - Spokojnie, nie zamierzam Ci przynieść wstydu - dodał na koniec, postanawiając tym samym zakończyć jałową wymianę zdań. Doskonale wiedział gdzie idzie i jakim celu. W brew ogólnemu przekonaniu, jakie ludzie wiązali z rodem Macmillanów, nie był również nieokrzesanym troglodytą, a potrafił przełożyć cel spotkania, ponad rodzinne niesnaski.
Zwolniony z dalszego mierzenia, postanowił poruszyć następną kwestię, która niewątpliwie musiała zostać wyjaśniona.
- Myślałaś już nad tym co powiesz rodzicom? - zaczął spokojnie, zawieszając jasne spojrzenie na filigranowej sylwetce kobiety. - Będą na ślubie, prawda? Muszą być - kontynuował swój wywód, samemu odpowiadając sobie na jedno z pytań. - Jak więc zamierzasz mnie przedstawić? - sprecyzował w końcu chaotyczne myśli, wychodzące spomiędzy ust. Poznanie państwa Baudelaire niewątpliwie stanowiło część programu uroczystości, to też pragnął wiedzieć, jaką rola przypadnie mu do odegrania przed nimi.


People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.

Ayden Macmillan
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Reszta domu - Page 3 TxUdpQz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5933-ayden-macmillan-budowa#140515 https://www.morsmordre.net/t6049-elips#144453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6052-skrytka-bankowa-nr-1489#144459 https://www.morsmordre.net/t6050-ayden-macmillan#144455
Re: Reszta domu [odnośnik]28.05.18 21:18
Gorzki uśmiech zagościł na różowych wargach Francuzki, gdy z ust Macmillana padł komentarz dotyczący sukni druhny. Chociaż doceniała ten uroczy, niewymuszony gest, nie czuła się dobrze ze świadomością, że tym razem kreacja nie wyszła spod jej dłoni a stanowiła pasujący element sukni ślubnej Odette z konkurencyjnej pracowni. Kiedy tylko miała ją na sobie, odnosiła wrażenie, że materiał wżera się w jej skórę, przez co nie wytrzymała w niej jak na razie więcej, niż dziesięć minut – nie wyprowadziła jednak Aydena z błędu, rzucając krótkie podziękowanie, kwestię koloru całkowicie ignorując i skupiając się na dalszej części rozmowy.
Nie wątpię, że będziesz kulturalnym lordem – zerknęła przez ramię w kierunku mężczyzny, jednak tylko po to, żeby sprawdzić jego położenie. Potem powróciła wzrokiem na trzymany w dłoniach notes. – Trochę stresuje mnie ta sytuacja – przyznała po chwili milczenia, wiedząc, że nie jest szczególnie uzdolnioną aktorką i dalsze ukrywanie czegoś, co było widoczne gołym okiem, nie miało sensu – ślub czystokrwistej czarownicy z przedstawicielem arystokracji nie wzbudza zachwytu, a z pewnością będzie odpowiednią okazją do doszukiwania się choćby najmniejszego błędu, który potem zostanie wytknięty – o czym nie mówiła siostrze, licząc, że zdaje sobie z tego sprawę pchając się w wir plotek; z drugiej zaś strony miłość rządziła się przecież swoimi prawami i mawiali, że miała przetrwać wszystko: może niepotrzebnie martwiła się o ten związek? – więc podejrzewam, że spróbują się go doszukać i u rodziny – kontynuowała, kierując się do otwartej na salon kuchni, by nastawić czajniczek z wodą na herbatę a potem wróciła na kanapę – mam mieszane uczucia. – Zamilkła na moment, odszukując wzrokiem spojrzenie mężczyzny. Chociaż zastanawiała się od kilku dni jak powinna go przedstawić i co powinna powiedzieć rodzicom, nie mogła znaleźć żadnego sensownego rozwiązania. Po głębszym namyśle każde uznawała za miałkie i niezbyt przekonujące, w konsekwencji uznając, że najlepszym rozwiązaniem byłoby nie mówić nic.
Mam przeczucie, że się do mnie nie odezwą. – Odpowiedziała wreszcie z zaskakującym spokojem, a przez jej twarz nie przemknął ani jeden grymas niezadowolenia, czy żalu, związany z ów przeczuciem. Wiedziała od dawna jakie zdanie rodzice o niej mieli, nie sądziła, że cokolwiek zmieniło się w tej kwestii – nawet tak duże osiągnięcia zawodowe nie potrafiłby przemówić na jej korzyść. Miała być przecież uzdrowicielem, jak oni, a jeśli nie, to matką i żoną, nie artystką, projektantką, malarką. Miała mieszkać we Francji, nie tu, w ponurej Anglii. Wiele rzeczy miała, lecz plany te nie zostały zrealizowane wedle życzenia państwa Baudelaire. – Nie wiem co mogłabym im powiedzieć. Może tylko zapytać jak się mają i czemu mama przestała odpisywać mi na listy. Zapewne dalej oczekują przeprosin, których przed laty nie dostali. – Wzruszyła ramionami, snując ewentualne scenariusze nadchodzącego spotkania. Nie zamierzała jednak naciskać i wymuszać na nich rozmowy; wystarczyło samo upewnienie się, że nic im nie jest. – Ty zapewne zostaniesz lordem Macmillanem albo drogim przyjacielem, a przez pokazanie się tam ze mną w twoje życie znowu wkradną się interesujące plotki. – Uśmiechnęła się, chociaż tych plotek obawiała się najbardziej. Wiedziała, że sama jej obecność potrafiła wprowadzić w życie zamęt, nie była tylko pewna, czy siedzący naprzeciwko człowiek zdawał sobie z tego sprawę, czy od lat tak doskonale był ponad to.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Reszta domu - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire
Re: Reszta domu [odnośnik]30.05.18 1:34
Jasnoniebieskie tęczówki dopiero teraz dostrzegły fiolet, barwiący jasną skórę pod oczami Solange. Wcześniejszy, niespodziewany prezent dla Heatha, oraz mus zachowania idealnej postawy podczas ściągania miary, pognał jego myśli w zupełnie innym kierunku. Kiedy jednak znalazł się w odległości nie większej, niż pół metra, z powodzeniem mógł odczytać targające przyjaciółką zmęczenie. Ściągnął brwi, zastanawiając się ile godzin należnych do nocy i zasłużonego odpoczynku, tym razem zapożyczyła na rzecz zamówień. A może to nie kreacje pochłonęły jej czas, a przewracanie się z boku na boku? Może wszystkiemu winna była nadchodząca uroczystość i widmo kolejnej dezaprobaty ze strony rodziców? Ayden nie do końca rozumiał tok rozumowania podobny do tego, którym podążali państwo Baudelaire, choć nie był mu on zupełnie obcy - świat arystokracji składał się bowiem jedynie z takiego, w większości. W milczeniu więc śledził miękki krok półwili, która najwyraźniej postanowiła uraczyć go, swym popisowym daniem. Nie miał nic przeciwko, sam opanował gotowanie na podobnym poziomie, choć za bonus do owej umiejętności, można było uznać zalewanie kostek lodu ognistym trunkiem. Słowa wieńczące wypowiedź blondynki, wprawiły go jednak w lekkie rozbawienie, to też kącik ust drgnęły lekko, być może niezbyt adekwatnie, do poruszanego tematu. Nim jednak pokusił się o odpowiedź, zajął miejsce na kanapie obok przyjaciółki, choć w pewnej odległości, tak by zachować przyzwoity dystans należny rozmowie.
- Wciąż nie mogę uwierzyć, że podobne rzeczy budzą takie emocje w ludziach - zaczął, siląc się o spokój; miał okazję parsknąć z dezaprobatą. Zarówno przedstawiciele arystokracji, jak i dziennikarze plotkarskich tabloidów, z przyjemnością będą wybałuszać swe oczy, doszukają się wszelkich niedociągnięć i sensacji, o których będzie można opowiedzieć zaprzyjaźnionej lady, lub opisać na pierwszej stronie jutrzejszego wydania. Ayden, choć zdanie na ten temat miał już wyrobione od lat wielu, postanowił zachować je dla siebie z prostego powodu - pewnych słów, nie należy wymawiać w obecności damy. - Dobrze, że masz tego świadomość - dodał po chwili, tym razem pozwalając sobie na lekki uśmiech. Jedno mieli z głowy. Nie musiał być tym, który przebije mydlaną bańkę wybujałej fantazji, rodem z bajki dla dzieci. - Mam nadzieję, że Twoja siostra również - musiała być, musiała liczyć się z tym, że nieprzychylnych komentarzy będzie tyle samo, co tych kierowanych z uśmiechem i szczerością. Nie chciał pogłębiać trosk swej przyjaciółki, jednak pewne rzeczy musiały zostać powiedziane. Nie można było przemilczeć niektórych kwestii, nawet jeśli miało się na to ochotę. Odetta wchodziła w paszczę lwa, choć patrząc na życie prowadzone we Francji, oraz ludzi, którzy ją wychowali, można by się pokusić o stwierdzenie, że nigdy z niej nie wyszła. Oczekiwania państwa Baudelaire i konsekwencje ich niespełnienia, niemal dorównywały tym, stawianym przez angielską śmietankę wobec swoich latorośli.
- Dlatego uważam, że powinno się być ponad to. Ponad nieprzychylne spojrzenia, samopiszące pióra i nieszczere uśmiechy - przerwał, kładąc swą dłoń, na dłoni swej rozmówczyni. - Nie dać się sprowokować n i k o m u. Czy to obcym, czy własnym członkom rodziny - przerwał na chwilę, by posłać kobiecie znaczące spojrzenie. Nie chciał, by zamartwiała się rzeczami, na które i tak nie miała większego wpływu - jeśli w ogóle. Nie zostanie już uzdrowicielką, nie wyjdzie za lorda mając lat osiemnaście. Podejmując takie, a nie inne decyzje w swoim życie, musiała liczyć się z ich konsekwencjami, nawet jeśli nie były najprzyjemniejsze.
Następne słowa półwili, skomentował cichym westchnięciem, po czym podniósł się z kanapy w celu zalania herbaty wodą, która do tej pory powinna ugotować się na twardo. Nie wiedział, co ma jej odpowiedzieć. Przecież nie będzie zapewniał ją o czymś, o czym nie ma pojęcia. Wróżbita również nie był z niego najlepszy. Nim jednak sięgnął po czajnik, wyłowił z szafeczki dwie filiżanki, a następnie sięgnął po słoiczek z herbatą; samemu nie doszukując się niczego nadzwyczajnego, w swoim działaniu - w końcu nie był tu po raz pierwszy. Co jednak można było odpowiedzieć na brak pewności i obawę  względem tak prostej czynności, jaką była rozmowa. Choć może się mylił, może czasem nie dało się ubrać myśli w słowa, zwłaszcza tak chaotycznych - zwłaszcza tak niejednolitych i sprzecznych. Wolnym krokiem wrócił więc do salonu, w dłoniach dzierżąc pełną porcelanę, którą w końcowym geście, ostrożnie postawił przed półwilą na niewielkim stoliczku.
- Myślę, że wykonując gest dobrej woli, nic nie stracisz - spokojny głos mężczyzny przeszył w końcu powietrze, a on sam ponownie zajął swe miejsce na miękkiej sofie. - Może po prostu podejdź do tego z pewnym dystansem, nie chcę, byś znów się rozczarowała - przerwał, by odnaleźć wzrokiem jej jasnoniebieskie tęczówki. W jego głosie pobrzmiewała nieukrywana troska. Obawiał się tej konfrontacji, nie przez wzgląd na siebie - on w tym wszystkim był nieistotny - lecz przez wzgląd na samą Solange, która niezwykle boleśnie przeżywała zaistniałą sytuację. Wobec tego zaś sam Ayden czuł się bezsilny, a to męczyło go najmocniej.
- Co do mnie zaś... Nie ma powodu, byś zaprzątała sobie głowę podobnymi rzeczami. Zostanę kim zechcesz, a plotek się nie boję - rzekł, rozciągając usta w nieco łobuzerskim uśmiechu. W zamierzchłych czasach, zdarzało mu się dość często bywać na językach, nigdy jednak nie przywiązywał wagi do opinii ludzi, którzy nie nie mieli o nim zielonego pojęcia. - Lepiej zacznij martwić się o siebie i swoje bezsenne noce - zauważył jednak, siląc się na nutę ojcowskiego niezadowolenia, którą zwykł częstować swego syna. - Znów nie zmrużyłaś oka?


People hope to touch the sky,
I dream of kissing it.

Ayden Macmillan
Ayden Macmillan
Zawód : Młodszy trener Zjednoczonych z Puddlemere
Wiek : 29 lat
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
There's always a glimmer in those who have been through the dark.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Reszta domu - Page 3 TxUdpQz
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5933-ayden-macmillan-budowa#140515 https://www.morsmordre.net/t6049-elips#144453 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f143-kornwalia-puddlemere-dwor-macmillanow https://www.morsmordre.net/t6052-skrytka-bankowa-nr-1489#144459 https://www.morsmordre.net/t6050-ayden-macmillan#144455
Re: Reszta domu [odnośnik]31.05.18 19:51
Żyła w nieświadomości, pozornej, swoją opinię co jakiś czas uzupełniając na podstawie nowych rozmów, prowadzonych, czy zasłyszanych, lecz jedno się nie zmieniało: niektórzy sądzili, że płeć żeńską powinno być widać, a nie słychać. Podobne rzeczy budziły emocje w ludziach, szczególnie w kobietach, które w ich świecie miały ograniczone tematy rozmów a tym bardziej nie były brane pod uwagę przy dyskusjach dotyczących poważnych kwestii, musząc znaleźć pewien kompromis – przynajmniej tak wynikało wieloletnich obserwacji Francuzki i nie wiedziała jak bardzo się myli, gdy duża część kobiet znajdowała się w szeregach dwóch toczących ze sobą wojnę grup. Pamiętała zresztą, gdy podczas tamtego wieczoru sprzed lat, usłyszała, że będzie najpiękniejszą ozdobą swojego męża, który się nią odpowiednio zaopiekuje, lecz ona wiedziała już dużo wcześniej, że nie chce niczyjej opieki, buntując się na każdy przejaw protekcjonalnego zachowania. Nie skomentowała jednak słów Aydena, uznając, że nie ma zamiaru wdawać się w kolejne ideologiczne dysputy, a tym bardziej te dotyczące wiedzy i niewiedzy jej siostry. Podejrzewała, że postąpiła słusznie i uświadomiła się w swoim przekonaniu zaledwie chwilę później, kiedy temat po raz kolejny sprowadził się do jej osobistych problemów.
Solene miała kilka zasad, których dotychczas nie złamała. Po pierwsze, nie mówiła o sobie a już na pewno nie o swoich problemach, nie z własnej woli, uznając, że poradzi sobie sama i zadręczanie nimi kogokolwiek w żaden sposób nie przyczyni się do polepszenia sytuacji. Po drugie, nigdy o nic nie pytała, co być może było największym jej błędem, przekreślającym zbyt wiele relacji w ostatnich latach. Mimo wszystko słuchała uważnie, nie odzywając się ani słowem – chociaż pokusa przerwania i niekulturalna zmiana tematu była silna. Zamiast tego skupiła się na próbniku materiałów, co chwilę przystawiając kolejny z nich do twarzy Aydena, dopóki nie zadecydował dokończyć za nią herbaty.
Cieszyła się, że jej przyjaciel próbował ją pocieszyć i zrozumieć sytuację, ale wiedziała, że jego słowa nigdy nie będą w pełni obiektywne, a przynajmniej do momentu, w którym nie pozna relacji drugiej strony: wtedy, po wysnuciu odpowiednich wniosków, wzięłaby jego opinię do serca. Cechował ją upór, wiedziała więc, że próba pocieszenia podziała tylko na krótki okres czasu, dopóki sama nie wyciągnie odpowiednich refleksji. Lub dopóki nie zapomni o swoich troskach, co było zdecydowanie wygodniejszym rozwiązaniem.
Daj już spokój – westchnęła, obrzucając znużonym spojrzeniem porcelanowy dzbanek – nie chcę po raz kolejny rozmawiać na ten sam temat. To nic nie zmieni i ty, jak mało kto, dobrze o tym wiesz. – Dalej, Ayden, dostrzeż pewne analogie w naszym zachowaniu, przypomnij sobie jak rozwiązywaliśmy twoje problemy i zachowywałeś się tak samo; pomyślała, chociaż nie powiedziała tego na głos, nie chcąc psuć w miarę dobrego nastroju. Wiedziała też, że nie będzie w stanie podejść do spotkania z rodzicami z dystansem, nie, jeśli miała świadomość w jaki sposób będą do niej nastawieni. Chciała się mylić, może faktycznie się myliła, wolała jednak – jak zwykle – nastawiać się na najgorsze, by rozczarować się, ale w miły sposób. Czyż nie takiej rady kiedyś udzieliła pewnej osobie? Nie oczekuj niczego, wszystkiego się spodziewaj; dwukrotne obniżenie czujności przypłaciła prawie życiem, trzeci raz nie zamierzała próbować.
Nie zawracaj sobie tym głowy. Dbam o siebie. – Skłamała gładko, odwracając twarz w przeciwnym kierunku, kiedy na ratunek przyszło jedno z kociąt. Nie zamierzała tłumaczyć się przed Aydenem z tego, że nie wykorzystuje nocy do spania a do pracy, nie zamierzała też wyjaśniać, że eliksiry nasenne i ziołowe nalewki już też nie pomagały i że wpadła ostatnio na niezbyt rozsądny pomysł sięgnięcia po opium, które – według interesujących lektur – nie było niczym złym, a wręcz przeciwnie: czymś, co mogłoby pomóc jej dolegliwości, uspokoić z szargane nerwy oraz poskromić rozbiegane myśli. Nie chciała również słuchać, że powinna się udać do magipsychiatry, chociaż myślała o tym, lecz wizytę odkładała na jutro od kilku tygodni. Zaspana Frania pierw przeciągnęła się, wbijając pazury w fotel a potem wskoczyła na kolana wili, rozbudzając się nieco na widok siedzącego obok nieznajomego dlań mężczyzny. – Poznałeś już moje towarzyszki? – Nie wiedziała, że Macmillan obawia się kotów, jednak jego mina i nagłe zesztywnienie spowodowało, że zmarszczyła czoło w geście konsternacji. – Chyba się nie boisz? – Powstrzymała się przed szerokim uśmiechem, zamiast tego łapiąc męską dłoń i układając ją na kocim grzbiecie; swojej nie zabrała.
To tylko mały kotek, niegroźny i patrz, puchaty. Moja osobista kulka do kochania. Podarunek od lorda Notta. – Przesunęła płynnie ich dłońmi w górę i w dół, ostrożnie, żeby nie wyrwać zwierzakowi sierści, nazwisko Cassiusa wymawiając już bez większych emocji. Chociaż ją zranił, urażona duma dochodziła do głosu częściej, niż zawiedzione serce. Ale była mu wdzięczna za dwa kocięta, które – mimo, iż były wynikiem przegranego zakładu – były najlepszym prezentem, jaki dostała.


don't want to give you up, there's never time enough (...) I'm running out of luck, promises
ain't enough.
Solene Baudelaire
Solene Baudelaire
Zawód : projektantka
Wiek : 27 lat
Czystość krwi : Czysta
Stan cywilny : Panna
She smelled like white roses and felt as fragile and satiny as her dress.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Reszta domu - Page 3 Tumblr_oo7oyahdyU1v4h7k3o6_400
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t4706-solene-baudelaire-budowa#100715 https://www.morsmordre.net/t4836-echo#103798 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f323-lavender-hill-100-domostwo-krewnych-baudelaire-ow https://www.morsmordre.net/t5563-skrytka-bankowa-nr-1212 https://www.morsmordre.net/t4775-solene-baudelaire

Strona 3 z 4 Previous  1, 2, 3, 4  Next

Reszta domu
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach