Wydarzenia


Ekipa forum
Spalony sierociniec
AutorWiadomość
Spalony sierociniec [odnośnik]17.07.17 2:08
First topic message reminder :

Spalony sierociniec

Słowa czasem bywają zbyt trywialne, by wyrazić całość, skumulowanej treści. A ponury widok dawnego, spalonego dziś sierocińca rodzi więcej emocji i pytań, niż ktokolwiek mógłby przypuszczać. Ktoś, kto nieświadomy przechodzi alejką, w której wciąż stoi budynek o sczerniałych, pustych okiennicach, wypalonych niemal do popiołu, drewnianych fragmentach, wyczuwa wciąż unoszący się mdły zapach spalenizny.
Niezależnie od ilości mijających lat, zdaje się, że stary budynek chroni w swych murach nieskończoną, powtarzającą się tragedię. Po wielkim pożarze ostały się jedyne kamienne ściany i dach, pozostawiając jednak w środku dziwne, czasem losowo prezentujące się, niezniszczone elementy. Zginęła wtedy przeszło pięćdziesiątka dzieci i kilkoro opiekunów, a tajemnica wielkiego pożaru wciąż pozostaje nierozwiązana. Nikt jednak nie może zaprzeczyć, że brała w tym udział magia, ciemniejsza niż chciałoby uwierzyć.
Mówi się o klątwie, która wisi na niezbadanej ziemi, o zakopanym pod ziemią, przeklętym skarbie, czy zwykłej, ludzkiej nienawiści, która wciąż wołała o zemstę. Są także głosy, dużo cichsze niż większość głoszących, że dawny sierociniec był miejscem tak okrutnym i przesiąkniętym cierpieniem, że same dzieci doprowadziły do rozprzestrzenienia żywiołu, pozbawiając możliwości odprawiania w tajemnicy eksperymentów. To jednak głosy jednostkowe, milknące tak szybko, jak wiatr hulający w murach spalonego sierocińca.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Spalony sierociniec - Page 8 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Spalony sierociniec [odnośnik]28.12.22 13:23
Czy on w ogóle był prawdziwy?
Stał tutaj, niedaleko, wśród gruzów i spalonych przedmiotów, zgliszczy dawnego życia i żenujących ruin mówiących o smutnych czasach – a mimo to wydawało jej się, przez zaledwie moment, że to kolejny stan na pograniczu snu i jawy, gdzieś pomiędzy wyobrażeniem, zmęczeniem a wizją stworzoną przez własną podświadomość. Czy sama też w ogóle naprawdę tutaj dotarła?
Dziwnie było patrzeć na to miejsce i wracać do tego, co było kiedyś. Przemykać między osmolonymi elementami, stawiać ostrożnie kroki w obawie przed zawaleniem, obserwować ściany i zerkać w dół, w poszukiwaniu resztek dawnej ułudy – nie miała żadnego celu, planu ani sensu. Nic nie składało się w całość, jakąkolwiek, nawet tą najlichszą.
Ucisk na drewnie różdżki zelżał dopiero po czasie, stopniowo; spłynęła wzdłuż jej ramienia opadającego jak gałąź drzewa, jakby bezwładnie. Wszystkie ruchy, choć ostrożne i subtelne, wydawały się pozbawione życia – zupełnie jakby bliżej było jej do marionetki zawieszonej na cienkich linkach, niż prawdziwego człowieka. Gdzieś pomiędzy smutkiem a strachem, żalem a najprostszą obojętnością, pozwoliła sobie na opuszczenie gardy, zrezygnowana i znużona, zobojętniała na potencjalne zagrożenie.
Nie wyglądał, jakby chciał ją skrzywdzić – nikt tak nie wyglądał, a jednak działy się różne rzeczy. Ale on odwrócił się plecami i ruszył przed siebie, zostawiając ją w pokrytym sadzą pomieszczeniu, w kurzu i ciszy, zupełnie w tamtym momencie dla niej nienaturalnej.
– Jakich? Gdzie? – wypowiedziała po chwili; po chwili, w której zatrzymał się i wyjawił jej swoje zamiary, pozornie. Wciąż go słyszała, choć sylwetka powoli znikała za częścią wyszczerbionej ściany; musiała odepchnąć się od spróchniałej komody i ruszyć mu naprzeciw, pokonać zagracony pokój i wyjść na główny korytarz, skąd było widać na wpół zawalone schody.
Nie wiedziała o czym mówi. Nie wiedziała na czym to polega; mieli zerkać w jakieś opuszczone domy, przeczesywać zamknięte fabryki, zakradać się do starych piwnic? Różne dzieciaki robiły różne rzeczy, ale ona nie miała jeszcze okazji chodzić na takie akcje.
Była gotowa machnąć ręką, wyburczeć ciche pożegnanie pozbawione grzeczności i zostawić go w spokoju – nie nadawała się do tego, o czym mówił nieznajomy. Ale w brzuchu znów się coś poruszyło, swąd kurzu dotarł do nozdrzy, a przekonanie, że nie ma do czego wracać, znów dobiło się do świadomości niemal ogłuszająco.
– Mogę pilnować – powiedziała w końcu, dużo pewniej i głośniej, choć szybko i jakby nieskładnie. Nie wiedziała czym był brudna robota, o której mówił. Ale na pewno nie chciała się jej podejmować.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Spalony sierociniec [odnośnik]03.01.23 16:20
Był prawdziwy. Całkiem namacalny, rzeczywisty, materialny. Nie śmierdział groszem, zgoła głodował, a na widok kolejnych gruzów chciało mu się rzygać. Ale jedna, dość wątła, chociaż prawdopodobna możliwość spoczywała tuż pod jego nosem. Głupio byłoby z niej nie skorzystać; równie nierozsądnie byłoby dać się teraz złapać za nędzną kradzież, albo pozwolić portowym moczymordom na złamanie sobie nosa przez pokerowe kantowanie. Za coś musiał jednak żyć. Bezwstydne przetrzepanie ruin sierocińca nijak go narażało, chociaż mierne znaleziska zweryfikowały sens całej wyprawy. Koszula pokryła się niepotrzebnym kurzem, a na piętrze wypatrzył go świadek. Kieszenie doświadczyły ledwie paru, znalezionych w starej marynarce knutów. Pewnie dlatego snuł się, jakby z rozczarowaniem, po zawalonych schodach budynku, wertując w myślach miejsca, które mógłby jeszcze przejrzeć. Tamta dziewczyna była niezdecydowana, za bardzo się wahała, nie nadawała się do żadnego układu. Nawet takiego byle jakiego, niepisanego, w zgodzie z którym miałby odstąpić jej paru skarbów. Robiłby jej w ten sposób przysługę, chociaż sam zapewne by się tam nie zapuścił. Potrzebował do tej roboty biernego słupa, co to odciągnąłby obcych od podejrzeń, albo chociaż zakomunikował, że ktoś się zbliża. Ona była zbyt młoda, nadto chaotyczna, jakby rozdarta w swoich wewnętrznych dylematach. Brakowało jej konkretności, ale samym pytaniem wyrażała zainteresowanie. Tak postępują desperaci. Pewno ukrywała się przed tymi bestialskimi skurwysynami, albo też nie wytrzymywała już ścisku swojego żołądka; w każdym razie była bez kasy i licha sakiewka ucieszyłaby wygłodniały wzrok. Nie chciał pakować się w kłopoty, ale wojna aż za bardzo dawała się we znaki. Powinien był machnąć ręką na ten pomysł, powinien był zostawić ją samą na osmolonym korytarzyku, ale wizja zarobku zatrzymywała go dalej na półpiętrze. Potrzebował czegoś więcej, niźli kilku zaplutych drobniaków. Przy tym wcale nie chciał jej skrzywdzić, w istocie nawet zdawałoby się, że może jej pomóc. Miał odwalić za nią całą brudną robotę, wymienić fanty u znajomego pasera, oddać część działki. Wszystko to w zamian za patrzenie, lepszej ochrony przecież nie oczekiwał. Przystanął na chwilę, w skupieniu grzebiąc po kieszeniach spodni; w jednej z nich znalazł wykrzywioną fajeczkę, od której instynktownie oderwał filtr. Już zaraz podpalał ją różdżką, gdy zgoła rozpaczliwie dopytała o miejsce. Nie zamierzał dzielić się z nią takimi informacjami, godził się tylko na jednorazowy sojusz, na jego warunkach. W końcu nie zależało mu na tym tak bardzo, równie dobrze mógł poszlajać się gdzie indziej i bez większego wysiłku znaleźć drobniaki na dzisiejszy posiłek. Gotów był znowu ruszyć do przodu, prawie już stawiał kolejny krok, gdy wyraziła wreszcie głośne przyzwolenie. Obrócił się w jej stronę, myśląc jeszcze intensywnie o całym tym przedsięwzięciu, zaczął rozważać wszystkie za i przeciw.
- Nie oczekuję niczego innego - odpowiedział szczerze, wykańczając trzymanego między palcami kiepa. Zaraz gasił jego pozostałości startymi zelówkami wysłużonych butów. Stając przed nieznajomą, spytał jeszcze: - Jak się nazywasz? - Nie miało to większego znaczenia. Nie liczyło się też to, kim była i jakie miała motywacje. Skrzyżował z nią spojrzenia, jakby chciał poznać najważniejszą w tej sprawie prawdę. Poradzisz sobie?
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023
Re: Spalony sierociniec [odnośnik]05.01.23 19:42
Ciężko jej było uwierzyć w jego bezinteresowność – a może wręcz przeciwnie, to właśnie ona wciąż trzymała ją w osmolonym pokoiku, pozwalała na słuchanie jego słów i dawanie sobie przestrzeni na gdybanie o tym, co jej proponował. Nie wiedziała co konkretnie miał na myśli, nie wiedziała też o jakim mówi miejscu – miejscówkach, które miały pozwolić im na zdobycie jedzenia lub zarobku. To była jakaś praca? Opuszczone miejsce pełne skarbów?
Takie nie istniały, nie w Londynie, ale tego Anne nie wiedziała; to nie chciwość sprawiła, że finalnie odwróciła się i ruszyła za oddalającą sylwetką nieznajomego. Burczenie w żołądku, brak sensu, pozbawiona jakiegokolwiek celu i planu egzystencja.
Nie miała przecież już nic do stracenia.
Lawirowała między cegłami, zniszczonymi przedmiotami i gruzem walającym się na zakurzonej posadzce; wciąż widziała jego plecy, choć poruszał się spokojnie i powoli, jak gdyby czekał aż zmieni zdanie – być może to już sobie wmówiła, ale kiedy rozbrzmiał jej głos, i on się zatrzymał.
Co mógł mieć z tego, że zgodziłaby się z nim pójść? Nie wiedziała, ale to wcale nie wydawało jej się wtedy istotne.
Kilka razy czegoś faktycznie pilnowała; czegoś lub kogoś, jaka różnica, skoro miała zapewne – według jego planu – stać na czatach. Miała nadzieję, że nie będą włamywać się do czyjegoś mieszkania. Nie nazwałby go miejscówką, prawda?
Przeszła przez korytarz, ostatecznie dostając się ponownie na klatkę schodową, wyszczerbioną i niebezpieczną; stawiała kroki ostrożnie, choć bardziej pochłonięta była obserwowaniem mężczyzny – skąd się wziął, dokąd zmierzał, dlaczego rozmawiali – pytania pojawiały się jedno po drugim, ale ona, jakby na złość, naiwnie i z otumanieniem, skupiała się tylko na surrealistycznej sytuacji, w której on pojawił się w tym miejscu – akurat tym – i szukał. Czegoś, kogoś. To nie było istotne.
– Anne – wypowiedziała krótko i sucho, kiedy na nowo podniosła wzrok i odnalazła jego spojrzenie. Pewne czy niepewne, dobrotliwe czy wręcz przeciwnie – wszystko zlewało jej się w dziwaczną masę, pozbawioną skrajności, czerni i bieli, początku i końca, który miałby jej pomóc zrozumieć jego intencje.
– Co to za miejsce? – dopytała, schodząc po klatce schodowej; raz kucała, innym razem przemykała pomiędzy zniszczonymi stopniami, wciąż jednak nie odrywała spojrzenia od obcego mężczyzny – Gdzie się spotkamy? Kiedy?
Przeszli na parter, przez główną salę aż do wyjścia, w którym drewniane drzwi zaskrzypiały donośnie pod dotykiem jej dłoni.


chmury wiszą nad miastem
czekam na wiatr co rozgoni ciemne skłębione zasłony, stanę wtedy na raz — ze słońcem twarzą w twarz
Anne Beddow
Anne Beddow
Zawód : powsinoga
Wiek : 18 lat
Czystość krwi : Mugolska
Stan cywilny : Panna
choć nie chcę budzić się, nie umiem spać
świat dziwny jest jak sen

a sen jak świat
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : 5
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica

Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t9261-anne-beddow#281746 https://www.morsmordre.net/t9589-listy-do-ani#291635 https://www.morsmordre.net/t9277-annie-beddow#282540
Re: Spalony sierociniec [odnośnik]08.01.23 0:54
Ciężkie od kurzu powietrze przyswoiło parę słów niepisanej umowy; skrzyżowane z młodą dziewczyną spojrzenie niewiele mu powiedziało, jej wzrok wydawał się być nieobecny i poniekąd zlękniony. Musiała mieć problemy, albo dalej wahała się co do swojej decyzji. Nie dziwił się, na początku swojej złodziejskiej kariery też miewał moralne dylematy. Czasem potrafił wrócić do domu i myśleć cały wieczór o tym, czy parę drobniaków, które zwinął roztrzepanemu dziadkowi, w innych okolicznościach nie ratowałyby mu życia. W dobrych czasach wystarczyło napić się trochę sikacza, albo zaciągnąć dymem z własnoręcznie skręconego lolka, a zmartwienia znikały. Byle melodyjka z radia potrafiła poprawić humor, estetyczny zachód słońca przedzierający się przez firanki w jego klitce robił mu dzień, a parę suchych żartów, rzuconych na przemian z nic nieznaczącymi plotkami o okolicznych zjebach, przypominał jakąkolwiek bliskość. Cholera wie, co podziało się ze znajomymi i jakie licho wcięło tych bliższych, co to zwyczajowo określał przyjaciółmi, ale zdawało mu się, że został na świecie całkiem sam. Raz po raz odwiedzał tylko matkę, kłócąc się z nią przy każdej lepszej okazji, w chwilach kryzysu licząc na talerz zupy i puszkę karmy dla sierściucha. Ale potem wracał do domu, gdzie muzyczka nie brzmiała już tak dobrze, promienie nie świeciły żadnym optymizmem, a kawalerka umierała od ciszy, bo znikąd nie wybrzmiewały kiepskie dowcipy. Chujowe to było życie, ale naiwnie wierzył, że coś mogło się zmienić. Przede wszystkim u niego, bo rychło nie wypatrywał końca tej skurwiałej wojny. Byleby wytrwać.
Zwróciła się w jego stronę, dalej dopytywała. Była zdecydowana, a przynajmniej tak mu się zdawało. W głowie miał obraz prostej roboty, gdzie w najlepszych okolicznościach bez choćby kropli potu wyniesie ze środka wszystkie fanty; przy gorszych wiatrach oczekiwał co najwyżej zadyszki i podwyższonej adrenaliny. Liczył chyba nawet na to drugie, jakby za nudne miał życie i potrzebował pakować się teraz w problemy; jednocześnie wiedział, że wybrał dogodną, spokojną miejscówkę, w której nikt nie powinien ich niepokoić. Wyniosą, co znajdą, podzielą się łupem i rozstaną bez słowa. Kto wie, może zdecydują się na następną akcję; oczywiście, o ile pierwsza pójdzie zgodnie z planem. Dobrze byłoby zaoszczędzić teraz trochę kasy, zwłaszcza jeśli niebawem miałby wyjeżdżać. Niepotrzebnie jednak gdybał na zaś, myślał za dużo, rozpraszał się. Oby im to nie wyszło bokiem.
- Michael - powiedział, jakby w odpowiedzi, choć wcale o to pytała. Nie liczyło się, kim tak naprawdę byli, a czego oboje od życia potrzebowali. Mieli sobie wzajemnie pomóc i to obchodziło go najbardziej. - Na przedmieściach miasta jest pracownia malarska. Bądź tam za trzy dni, koło trzeciej po południu - dodał tylko i zlazł z powrotem po schodach, nie oglądając za siebie. Jeśli stchórzy, po prostu go wystawi, i być może sam porwie się na zwiedzanie. Jak dotrzyma słowa, zawsze zyska dodatkowe pół minuty na awaryjną ucieczkę. Z trasą zapoznał się już dawno temu, tak samo jak z warunkami tego miejsca i całą okolicą, ale o tym nie musiała wiedzieć. Niech myśli, że w podziale prac jest tą wygraną, która w razie palącego się pod nogami gruntu tylko niewinnie patrzy. - Jeszcze jedno, byłbym zapomniał. Dzielimy się po połowie - rzucił na odchodne, bez przejęcia tym, czy usłyszała i co ma w tym temacie do powiedzenia. Zaraz już wygrzebywał się z zastawionego zakazem wejścia do spopielonego sierocińca, gdzie nie znalazł żadnych fantów, ale może załatwił sobie nieocenioną pomoc. O tym miał się dopiero przekonać.

ztx2
Michael Scaletta
Michael Scaletta
Zawód : kradnie, co popadnie
Wiek : 25
Czystość krwi : Półkrwi
Stan cywilny : Kawaler
i'm a lesser man, a lesser man
a lesser man than you think i am
OPCM : 4 +2
UROKI : 7 +3
ALCHEMIA : 2
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 2
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 6 +3
SPRAWNOŚĆ : 8
Genetyka : Czarodziej
 dazed and kinda lonely
Neutralni
Neutralni
https://www.morsmordre.net/t7515-michael-anthony-scaletta#207763 https://www.morsmordre.net/t7521-volare#208020 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f293-crimson-street-11-2 https://www.morsmordre.net/t7660-skrytka-bankowa-nr-1828#211185 https://www.morsmordre.net/t7522-m-a-scaletta#208023

Strona 8 z 8 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8

Spalony sierociniec
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach