Zaczarowany młyn
AutorWiadomość
First topic message reminder :
[bylobrzydkobedzieladnie]Zaczarowany młyn
Pochodzenie Zaczarowanego młyna jest właściwie zagadką - legenda mówi, że przed wieloma laty znikąd po prostu zmaterializował się nad wodą w obrębie przestrzeni ukrytej przed mugolami. Zwolennicy teorii spiskowych wierzą, że jego nagłe pojawienie się ma coś wspólnego z eksperymentami Ministerstwa Magii nad istotą czasu - pragmatycy przekonują, że młyn jest bardzo stary i jego historia po prostu została zatarta. Znajduje się na uboczu, w zacisznym zakątkiem otoczonym gęstą zielenią, gdzie rzeka wydaje się znacznie czystsza niż w innych częściach miasta. Gdzieniegdzie pną się w górę łodygi białej jak śnieg gryki.
To sporej wielkości drewniany budynek, przy którym nieustannie obraca się podsiębierne koło wodne. Wydaje się opuszczony - ktokolwiek wejdzie do środka dostrzega jedynie puste pokoje wypełnione workami z kaszą o dziwnej, jaskrawozielonej barwie i słodkawym zapachu. Nazywają ją kaszą życia - ponoć, o ile nie trafi się na zepsute ziarna, jest w stanie dodać sił i wigoru. Przy młynie pracują niewidzialne ręce skrzatów, które bardzo rzadko pojawiają się przy wizytujących czarodziejach - nigdy nie oponują, kiedy ktoś chce poczęstować się kaszą. Chyba, że gości gubi pazerność i chcą zawłaszczyć jej dla siebie zbyt wiele, wtedy wyrzucają aroganckich czarodziejów za drzwi.
Weź garść zaczarowanej kaszy: możesz schować ją do lnianego worka. Postać może przyjrzeć się kaszy od razu po jej zebraniu i spróbować określić jej efekt. W tym celu należy wykonać test na zielarstwo, którego stopień trudności wynosi 70. Możliwa jest tylko jedna próba. Jeśli postać nie osiągnie wyznaczonego pułapu, może rzucić kością k10 na efekt dopiero po spożyciu kaszy - przez nią lub przez inną postać. Jeśli postać przezwycięży test, może określić działanie kaszy przed jej podaniem i rzucić kością k10 od razu. Zaczarowaną kaszę, tak jak eliksir, można przekazać innej postaci przy pomocy sowy, lecz postać, która ją przygotuje, musi posiadać biegłość gotowania.
1: Kasza okazała się zatruta - postać, która ją zjadła wymaga pilnego podania antidotum na niepowszechne trucizny. Do tego czasu na stałe traci 70 punktów żywotności.
2: Kasza okazała się zatruta - postać, którą ją zjadła, wymaga pilnego podania podstawowego antidotum. Do tego czasu na stałe traci 50 punktów żywotności.
3: Kasza okazała się zatruta - postać, która ją zjadła, będzie cierpieć przez najbliższe kilka dni na dokuczliwą biegunkę.
4: Kasza okazała się zatruta - postać, która ją zjadła, natychmiast zwymiotuje.
5: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem.
6: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem, czujesz się po jej zjedzeniu bardzo dobrze. Leczysz 10 punktów obrażeń zadanych w dowolny sposób.
7: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem, czujesz się po jej zjedzeniu bardzo dobrze. Leczysz 15 punktów obrażeń zadanych w dowolny sposób.
8: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem, czujesz się po jej zjedzeniu bardzo dobrze. Leczysz 20 punktów obrażeń zadanych w dowolny sposób.
9: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem, czujesz się po jej zjedzeniu bardzo dobrze. Leczysz 25 punktów obrażeń zadanych w dowolny sposób.
10: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem, czujesz się po jej zjedzeniu bardzo dobrze. Leczysz 30 punktów obrażeń zadanych w dowolny sposób.
Lokacja zawiera kości.To sporej wielkości drewniany budynek, przy którym nieustannie obraca się podsiębierne koło wodne. Wydaje się opuszczony - ktokolwiek wejdzie do środka dostrzega jedynie puste pokoje wypełnione workami z kaszą o dziwnej, jaskrawozielonej barwie i słodkawym zapachu. Nazywają ją kaszą życia - ponoć, o ile nie trafi się na zepsute ziarna, jest w stanie dodać sił i wigoru. Przy młynie pracują niewidzialne ręce skrzatów, które bardzo rzadko pojawiają się przy wizytujących czarodziejach - nigdy nie oponują, kiedy ktoś chce poczęstować się kaszą. Chyba, że gości gubi pazerność i chcą zawłaszczyć jej dla siebie zbyt wiele, wtedy wyrzucają aroganckich czarodziejów za drzwi.
Weź garść zaczarowanej kaszy: możesz schować ją do lnianego worka. Postać może przyjrzeć się kaszy od razu po jej zebraniu i spróbować określić jej efekt. W tym celu należy wykonać test na zielarstwo, którego stopień trudności wynosi 70. Możliwa jest tylko jedna próba. Jeśli postać nie osiągnie wyznaczonego pułapu, może rzucić kością k10 na efekt dopiero po spożyciu kaszy - przez nią lub przez inną postać. Jeśli postać przezwycięży test, może określić działanie kaszy przed jej podaniem i rzucić kością k10 od razu. Zaczarowaną kaszę, tak jak eliksir, można przekazać innej postaci przy pomocy sowy, lecz postać, która ją przygotuje, musi posiadać biegłość gotowania.
1: Kasza okazała się zatruta - postać, która ją zjadła wymaga pilnego podania antidotum na niepowszechne trucizny. Do tego czasu na stałe traci 70 punktów żywotności.
2: Kasza okazała się zatruta - postać, którą ją zjadła, wymaga pilnego podania podstawowego antidotum. Do tego czasu na stałe traci 50 punktów żywotności.
3: Kasza okazała się zatruta - postać, która ją zjadła, będzie cierpieć przez najbliższe kilka dni na dokuczliwą biegunkę.
4: Kasza okazała się zatruta - postać, która ją zjadła, natychmiast zwymiotuje.
5: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem.
6: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem, czujesz się po jej zjedzeniu bardzo dobrze. Leczysz 10 punktów obrażeń zadanych w dowolny sposób.
7: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem, czujesz się po jej zjedzeniu bardzo dobrze. Leczysz 15 punktów obrażeń zadanych w dowolny sposób.
8: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem, czujesz się po jej zjedzeniu bardzo dobrze. Leczysz 20 punktów obrażeń zadanych w dowolny sposób.
9: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem, czujesz się po jej zjedzeniu bardzo dobrze. Leczysz 25 punktów obrażeń zadanych w dowolny sposób.
10: Kasza okazała się smacznym i pożywnym posiłkiem, czujesz się po jej zjedzeniu bardzo dobrze. Leczysz 30 punktów obrażeń zadanych w dowolny sposób.
Ostatnio zmieniony przez Mistrz gry dnia 25.03.22 22:34, w całości zmieniany 2 razy
Sama miała pewnego rodzaju poczucie winy, że to jej siostra została obdarzona klątwą genetyczną, ona zaś nie. Martwiło się o nią już za młodu, a wiedziała, że tego typu choroba genetyczna mogła wymagać od niej największego poświęcenia, zwłaszcza że będzie potrzebne odstawienie leków dla ciąży. Jej to nie czekało, ale i tak czuła ból z tego powodu.
- Czy na tym też polega psychiatria, że człowiek poświęca się historii tych chorób? – Pytanie to zadawała głównie ze względu na jego prace i uprzejmość. W jakiś sposób bardziej przerażało ją myślenie o czymś takim, tak jakby nagle miało to spowodować, że zacznie też rozważać stan takich ludzi i nagle jej myśli będą skupiać się na tych biednych osobach zamkniętych gdzieś z dala od rodziny. Zadrżała lekko, otulając się mocniej płaszczem, bo w końcu mogła zrzucić wszystko na kraby chłodniejszej pogody. Jej dzieciństwo, chociaż można było powiedzieć, że ciężko było przyznać, iż radosne, miało w sobie sporo z wydarzeń, które osłaniały ją przed tym, jak gorzkie potrafiło być życie. Wolała więc myśleć o jednorożcach, nie skupiając się na czymkolwiek innym, jak miłych rozmowach o jej pracy. Czy też raczej zajęciu.
- Oh tak, skończyliśmy właśnie przygotowania kolekcji zimowej, więc wszystko póki co znajduje się w pełnym przygotowaniu na wydarzenia sabatu. Mam nadzieję, że będzie to gotowe na czas i żadne problemy z dostawą nie popsują planów. Zawsze żałujemy, iż lady Adelaida Nott nie przekazuje nam tematu sabatu nieco wcześniej, bo zawsze próbujemy wyrobić się ze wszystkimi dziełami. – Ciężko było powiedzieć iż „wyrobienie się” jej dotyczyło, bo w końcu nie zajmowała się czymkolwiek, co związane było z tworzeniem, ale starała się jakoś odciążyć całą rodzinę, pomagając części szlachty zawsze zorientować się w najnowszych modelach czy ubraniach na co dzień. Na pewno zaproponowałaby Perseusowi, aby odwiedził to miejsce i zaopatrzył się w coś ciekawego.
- Dziękuję, ale to raczej ja powinnam przekazywać lordowi takie słowa. W końcu zakończyłam już swoje żałoby. – Ostatnią na początku tego roku, co oznaczało, że mogła w końcu pozwolić, aby jej życie towarzyskie nieco odżyło, aby także też inni mogli też uczestniczyć w jej życiu i nie musiała się martwić się, że coś ją omija. Nie oznaczało to, że ignorowała powagę żałoby, tylko dlatego aby doczekać się czasu, kiedy mogła mieć w końcu więcej zabawy. Miała szczerą nadzieję, że wcale nikt tak o niej nie pomyślał. Ciężko też jednak było skupiać się na mężczyźnie którego nie znało się tak dobrze.
Dzięki temu mogła się zachwycać prezentem, który migotał w pudełeczku. Oczywiście, że kochała perły – były w końcu jej rodowym kamieniem szlachetnym (o ile można to było powiedzieć), dlatego zachwycało ją wszystko. Pokręciła głowa, kiedy wspomniał o tym, że nie potrzebował nic w zamian, ale zdecydowanie nie mogła tego pozostawić bez dalszych działań.
- Nie nie, zapraszam zdecydowanie do Domu Mody, dobierzemy coś na koszt zakładu. – Wiedziała, że jej brat miał wielką słabość do spinek do mankietów, może lord Black też ulegał takim zachciankom? Albo poszukiwał jakiejś ciekawej wody kolońskiej.
Nie udało się jednak w tym całkowicie zatracić, bo nagle sanie się zakołysały. W pierwszej chwili złapała się mocniej krawędzi, uznając, iż było to jedynie jednorazowa sytuacja, za to niestety zaraz Odetta musiała pogodzić się z tym, że miało bujać mocniej. Za to chwilę potem pomiędzy nią a służką znalazł się Perseusz. W pierwszej chwili odjęło jej mowę, bo jej policzki pokryły się szkarłatem a język wydawał się zagubić wszelkie możliwości. Nie mogła jednak pozwolić sobie na taką bliskość, nie w momencie, kiedy mógł z sań zobaczyć ich ktoś, kto potem chętnie przekazałby plotki „Czarownicy”. Dlatego z lekkością tancerki wyślizgnęła się z objęć, przeskakując niemal na drugą stronę i siadając naprzeciwko, uśmiechając się delikatnie, już bez rumieńców.
- Lord wybacz, ale potem mnie ojciec pogoni za takie zachowanie, że zachęcam mężczyzn do nawiązywania kontaktu.
- Czy na tym też polega psychiatria, że człowiek poświęca się historii tych chorób? – Pytanie to zadawała głównie ze względu na jego prace i uprzejmość. W jakiś sposób bardziej przerażało ją myślenie o czymś takim, tak jakby nagle miało to spowodować, że zacznie też rozważać stan takich ludzi i nagle jej myśli będą skupiać się na tych biednych osobach zamkniętych gdzieś z dala od rodziny. Zadrżała lekko, otulając się mocniej płaszczem, bo w końcu mogła zrzucić wszystko na kraby chłodniejszej pogody. Jej dzieciństwo, chociaż można było powiedzieć, że ciężko było przyznać, iż radosne, miało w sobie sporo z wydarzeń, które osłaniały ją przed tym, jak gorzkie potrafiło być życie. Wolała więc myśleć o jednorożcach, nie skupiając się na czymkolwiek innym, jak miłych rozmowach o jej pracy. Czy też raczej zajęciu.
- Oh tak, skończyliśmy właśnie przygotowania kolekcji zimowej, więc wszystko póki co znajduje się w pełnym przygotowaniu na wydarzenia sabatu. Mam nadzieję, że będzie to gotowe na czas i żadne problemy z dostawą nie popsują planów. Zawsze żałujemy, iż lady Adelaida Nott nie przekazuje nam tematu sabatu nieco wcześniej, bo zawsze próbujemy wyrobić się ze wszystkimi dziełami. – Ciężko było powiedzieć iż „wyrobienie się” jej dotyczyło, bo w końcu nie zajmowała się czymkolwiek, co związane było z tworzeniem, ale starała się jakoś odciążyć całą rodzinę, pomagając części szlachty zawsze zorientować się w najnowszych modelach czy ubraniach na co dzień. Na pewno zaproponowałaby Perseusowi, aby odwiedził to miejsce i zaopatrzył się w coś ciekawego.
- Dziękuję, ale to raczej ja powinnam przekazywać lordowi takie słowa. W końcu zakończyłam już swoje żałoby. – Ostatnią na początku tego roku, co oznaczało, że mogła w końcu pozwolić, aby jej życie towarzyskie nieco odżyło, aby także też inni mogli też uczestniczyć w jej życiu i nie musiała się martwić się, że coś ją omija. Nie oznaczało to, że ignorowała powagę żałoby, tylko dlatego aby doczekać się czasu, kiedy mogła mieć w końcu więcej zabawy. Miała szczerą nadzieję, że wcale nikt tak o niej nie pomyślał. Ciężko też jednak było skupiać się na mężczyźnie którego nie znało się tak dobrze.
Dzięki temu mogła się zachwycać prezentem, który migotał w pudełeczku. Oczywiście, że kochała perły – były w końcu jej rodowym kamieniem szlachetnym (o ile można to było powiedzieć), dlatego zachwycało ją wszystko. Pokręciła głowa, kiedy wspomniał o tym, że nie potrzebował nic w zamian, ale zdecydowanie nie mogła tego pozostawić bez dalszych działań.
- Nie nie, zapraszam zdecydowanie do Domu Mody, dobierzemy coś na koszt zakładu. – Wiedziała, że jej brat miał wielką słabość do spinek do mankietów, może lord Black też ulegał takim zachciankom? Albo poszukiwał jakiejś ciekawej wody kolońskiej.
Nie udało się jednak w tym całkowicie zatracić, bo nagle sanie się zakołysały. W pierwszej chwili złapała się mocniej krawędzi, uznając, iż było to jedynie jednorazowa sytuacja, za to niestety zaraz Odetta musiała pogodzić się z tym, że miało bujać mocniej. Za to chwilę potem pomiędzy nią a służką znalazł się Perseusz. W pierwszej chwili odjęło jej mowę, bo jej policzki pokryły się szkarłatem a język wydawał się zagubić wszelkie możliwości. Nie mogła jednak pozwolić sobie na taką bliskość, nie w momencie, kiedy mógł z sań zobaczyć ich ktoś, kto potem chętnie przekazałby plotki „Czarownicy”. Dlatego z lekkością tancerki wyślizgnęła się z objęć, przeskakując niemal na drugą stronę i siadając naprzeciwko, uśmiechając się delikatnie, już bez rumieńców.
- Lord wybacz, ale potem mnie ojciec pogoni za takie zachowanie, że zachęcam mężczyzn do nawiązywania kontaktu.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Gdyby Perseus mógł, sam przejąłby na siebie wszystkie choroby sióstr i chociaż panicznie bał się śmierci, oddałby im swoje lata (których jako Black obciążony chorobą genetyczną nie miał wiele i musiał przyznać, że wiedza na temat tego, ile mniej więcej zostało mu czasu na ziemi była przygnębiająca), by mogły żyć długo i szczęśliwie.
— W pewnym sensie tak. Bez doceniania dorobku przeszłości, nieważne jak okrutnym i nierozsądnym by się okazał z naszego punktu widzenia, nie możemy patrzeć w przyszłość — potwierdził skinieniem głowy, tym samym uznając temat za zakończony. Nie śmiałby opowiadać damie o okropieństwach szaleństwa; choroby dotykające ciała były wystarczająco przerażające, by jeszcze dokładać lady Parkinson zmartwień w postaci chorób duszy, których często nie dało się dostrzec na pierwszy rzut oka. Zdecydowanie wolał rozmawiać z Odettą o jej pracy. Był to temat spokojniejszy, mniej drażliwy i przede wszystkim bardziej wypadał w tej sytuacji. Jeszcze znajdzie się ktoś, z kim godzinami będzie mógł dywagować o sekretach ludzkiego umysłu, być może była to jego towarzyszka, ale nie dziś, nie teraz, gdy zdawała się wykazywać umiarkowany entuzjazm tematem magipsychiatrii. — Lady Octavia Lestrange wspominała, że współpracowaliście z magiczną operą przy nowej sztuce. Koniecznie muszę się na nią wybrać! — bo kochał obcować ze sztuką, choć niestety ostatnimi czasy niewiele miał ku temu okazji, dlatego na każde wyjście cieszył się niczym dziecko, któremu obiecano nową zabawkę, jeżeli tylko będzie zachował się grzecznie w odwiedzinach. Wsłuchiwał się, podziwiał, dopytywał, wpatrywał się onieśmielony w świat, który artyści mu przedstawiali.
— Dziękuję. — śmierć bliskich była zbyt przygnębiająca, by o niej rozmawiać, nawet jeżeli rany się zagoiły. I w żaden sposób nie zamierzał wypominać jej sposobu, w jaki przeżywała żałobę lub jej zbyt krótki okres. Jak nikt rozumiał, że to kwestia indywidualna i że ciężko jest opłakiwać kogoś, kogo ledwo się znało. Dlatego nie zamierzał dopuścić do sytuacji, w której ewentualna przyszła lady Black stwierdzi, że go nie zna. Sam też chciałby wiedzieć, jaki będzie jej ulubiony kolor, co lubi jeść na śniadanie, jakiej muzyki słucha i czy słodzi herbatę. Wiedzieć, o jakich porach kładzie się do łóżka, komu ufa najbardziej, jak uwielbia spędzać wolny czas. I sam chętnie podzieliłby się tymi informacjami.
Czarownica. Zapomniał o hienach, jak w myślach nazywał dziennikarzy, z Czarownicy, którzy swoimi okrutnymi artykułami potrafili zniszczyć reputację niejednej osobie.
— Ależ lady Odetto, zaraz lady wypadnie! — zaprotestował Perseus, jednakże nie miał prawa zatrzymywać młodej kobiety, toteż jego dłoń bezwładnie osunęła się na siedzenie, na miejsce, które przed chwilą zajmowała wyślizgująca się z jego objęć dama. — Zatrzymać sanie! — nakazał woźnicy i dopiero wtedy, gdy konie stanęły, wypuścił spod drugiej ręki służącą lady Parkinson, chcąc pokazać jej w tym sposób, że wcale nie chodziło mu o jej bliskość (przynajmniej nie bezpośrednio, wszakże lordowi nie wypadało!), a jedynie o zapewnienie im bezpieczeństwa.
— Najmocniej przepraszam, lady Odetto. Nie chciałem postawić lady w tak niefortunnej sytuacji. Mam nadzieję, że mój bezmyślny akt zbyt wielkiej śmiałości nie wpłynie negatywnie na sposób, w jaki mnie lady postrzega — będzie na niego zła? Naprawdę będzie złościć się na Perseusa, którego postawa wyrażała szczerą skruchę, a oczy patrzyły smutnie, jak dziecko, które właśnie zostało skarcone? Na lorda Blacka, którego miała w garści przez cały czas? — Ma lady ochotę na dalszą przejażdżkę?
— W pewnym sensie tak. Bez doceniania dorobku przeszłości, nieważne jak okrutnym i nierozsądnym by się okazał z naszego punktu widzenia, nie możemy patrzeć w przyszłość — potwierdził skinieniem głowy, tym samym uznając temat za zakończony. Nie śmiałby opowiadać damie o okropieństwach szaleństwa; choroby dotykające ciała były wystarczająco przerażające, by jeszcze dokładać lady Parkinson zmartwień w postaci chorób duszy, których często nie dało się dostrzec na pierwszy rzut oka. Zdecydowanie wolał rozmawiać z Odettą o jej pracy. Był to temat spokojniejszy, mniej drażliwy i przede wszystkim bardziej wypadał w tej sytuacji. Jeszcze znajdzie się ktoś, z kim godzinami będzie mógł dywagować o sekretach ludzkiego umysłu, być może była to jego towarzyszka, ale nie dziś, nie teraz, gdy zdawała się wykazywać umiarkowany entuzjazm tematem magipsychiatrii. — Lady Octavia Lestrange wspominała, że współpracowaliście z magiczną operą przy nowej sztuce. Koniecznie muszę się na nią wybrać! — bo kochał obcować ze sztuką, choć niestety ostatnimi czasy niewiele miał ku temu okazji, dlatego na każde wyjście cieszył się niczym dziecko, któremu obiecano nową zabawkę, jeżeli tylko będzie zachował się grzecznie w odwiedzinach. Wsłuchiwał się, podziwiał, dopytywał, wpatrywał się onieśmielony w świat, który artyści mu przedstawiali.
— Dziękuję. — śmierć bliskich była zbyt przygnębiająca, by o niej rozmawiać, nawet jeżeli rany się zagoiły. I w żaden sposób nie zamierzał wypominać jej sposobu, w jaki przeżywała żałobę lub jej zbyt krótki okres. Jak nikt rozumiał, że to kwestia indywidualna i że ciężko jest opłakiwać kogoś, kogo ledwo się znało. Dlatego nie zamierzał dopuścić do sytuacji, w której ewentualna przyszła lady Black stwierdzi, że go nie zna. Sam też chciałby wiedzieć, jaki będzie jej ulubiony kolor, co lubi jeść na śniadanie, jakiej muzyki słucha i czy słodzi herbatę. Wiedzieć, o jakich porach kładzie się do łóżka, komu ufa najbardziej, jak uwielbia spędzać wolny czas. I sam chętnie podzieliłby się tymi informacjami.
Czarownica. Zapomniał o hienach, jak w myślach nazywał dziennikarzy, z Czarownicy, którzy swoimi okrutnymi artykułami potrafili zniszczyć reputację niejednej osobie.
— Ależ lady Odetto, zaraz lady wypadnie! — zaprotestował Perseus, jednakże nie miał prawa zatrzymywać młodej kobiety, toteż jego dłoń bezwładnie osunęła się na siedzenie, na miejsce, które przed chwilą zajmowała wyślizgująca się z jego objęć dama. — Zatrzymać sanie! — nakazał woźnicy i dopiero wtedy, gdy konie stanęły, wypuścił spod drugiej ręki służącą lady Parkinson, chcąc pokazać jej w tym sposób, że wcale nie chodziło mu o jej bliskość (przynajmniej nie bezpośrednio, wszakże lordowi nie wypadało!), a jedynie o zapewnienie im bezpieczeństwa.
— Najmocniej przepraszam, lady Odetto. Nie chciałem postawić lady w tak niefortunnej sytuacji. Mam nadzieję, że mój bezmyślny akt zbyt wielkiej śmiałości nie wpłynie negatywnie na sposób, w jaki mnie lady postrzega — będzie na niego zła? Naprawdę będzie złościć się na Perseusa, którego postawa wyrażała szczerą skruchę, a oczy patrzyły smutnie, jak dziecko, które właśnie zostało skarcone? Na lorda Blacka, którego miała w garści przez cały czas? — Ma lady ochotę na dalszą przejażdżkę?
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Odetta wolałaby, aby nikt w jej rodzinie nie brał na siebie ciężaru innych, przynajmniej nie w takim sensie. Sama w końcu wiedziała, że damskich członków rodziny o wiele łatwiej było zastąpić niż mężczyzn. Mężczyźni mieli kontynuować rodowe tradycje, a kobiety wchodziło do innych rodzin, za co jeszcze wydawało się posag. Nie skupiała się więc mocno na tym, czym powinna długo żyć czy nie, po prostu rozmyślała, że chciałaby, aby Edward był szczęśliwy i znalazł dobrą partnerkę.
- Czy magipsychiatrzy też posługują się magią? Tak niewiele wiem, a wydaje mi się, że to taki egzotyczny zawód. – Egzotyczny brzmiało zdecydowanie nad wyraz, ale nawet na dobrą sprawę nie rozumiała, czym zasadniczo taka osoba się zajmuje. Przychodziła i rozmawiała z ludźmi? To nie brzmiało zbyt trudno. A może właśnie coś jeszcze się działo? Czasem słyszała, że ludzie po niektórych klątwach mieli problemy, ale sama przecież nie miała nigdy klątwy. Może miało to wyglądać inaczej? Eliksiry były o wiele prostsze i z ukrytą ulgą przyjęła zmianę tematu. Kiedy wspomniał o współpracy z Octavią, zaśmiała się lekko, potrząsając głową.
- Ciężko to nazwać współpracą. Proszę pamiętać, że nie jestem krawcową, więc tych stroi nie przyszykowałam. Moją rolą był kontakt pomiędzy operą a domem mody i w tej kwestii mogę uznać swoje działanie. Sama zamierzam wybrać się na operę i dzięki pannie Lestrange będę mogła obejrzeć ją od kulis. – Ona za to dysponowała całkiem sporą ilością wolnego czasu, nie poświęcała się jednak tak mocno wydawaniu pieniędzy jakby się wydawało. Oczywiście, nie skąpiła na nic, czasem jednak pozwalała sobie korzystać z licznych kontaktów które pozwalały jej na zawitanie na widowni, niekoniecznie wydając pieniądze. Gotowa jednak była zapłacić za uczciwą pracę.
- Nie ma za co. Ta wojna zabrała wszystkim tak wiele, że czasem po prostu potrzeba wsparcia. Dlatego bardzo się cieszę, iż nasze drogie lady wpadły na pomysł, aby rozdać nieco żywności potrzebującym, Mam nadzieję, że inni będą równie hojni co ród Parkinson i ludność Wielkiej Brytanii będzie mogła ich docenić. – Płynnie przeszła z rozmowy na temat śmierci do rozmowy na temat rzeczy pozytywnych, mając nadzieję, że pozytywnie będą mogli spojrzeć na to, jakie kolejne akcje charytatywne były szykowany. Czy po sabacie wszyscy będą odpoczywać, czy może byli następni, którzy planowali co i jak?
Odetta uwielbiała Czarownicę – zaczytywała się w niej za każdym razem, kiedy wyszedł kolejny numer, a sama często siedziała, pomagając w rozwoju sekcji modowej. Nie przeszkadzali jej dziennikarze, ale jak nikt znała się na plotkach w gazecie, musiała więc na nie uważać. Pewnie dlatego tak sprawnie uciekła gdzieś na bok, woląc narażać na szwank swoje wątłe ciało niż reputację. Zarumieniona była dalej, zwłaszcza, kiedy sanie stanęły. Starsza służka zaś widocznie nie kryła oburzenia w swoim wyrazie twarzy, nie wypadało jednak, aby uwagę zwróciła samemu lordowi, dlatego najpewniej później porozmawia z samą Odettą.
- Proszę się nie przejmować, lordzie Black! – Zdecydowanie nie była zła. Wolała jednak siedzieć osobno, tak aby nikt nie miał wątpliwości wobec jej zachowania. - Proszę, nie odbieram lorda w żaden sposób gorszy. Po prostu musimy my, szlachta, bardziej niż inni pilnować własnej reputacji. Dlatego lordzie Black, muszę dawać dobre świadectwo o swoim rodzie. Możemy ruszać dalej. – Ta rozmowa zdecydowanie była niezręczna. Ale może teraz woźnica będzie chciał zaproponować coś nowego, czym mogli się cieszyć bez żadnych kontrowersji.
- Czy magipsychiatrzy też posługują się magią? Tak niewiele wiem, a wydaje mi się, że to taki egzotyczny zawód. – Egzotyczny brzmiało zdecydowanie nad wyraz, ale nawet na dobrą sprawę nie rozumiała, czym zasadniczo taka osoba się zajmuje. Przychodziła i rozmawiała z ludźmi? To nie brzmiało zbyt trudno. A może właśnie coś jeszcze się działo? Czasem słyszała, że ludzie po niektórych klątwach mieli problemy, ale sama przecież nie miała nigdy klątwy. Może miało to wyglądać inaczej? Eliksiry były o wiele prostsze i z ukrytą ulgą przyjęła zmianę tematu. Kiedy wspomniał o współpracy z Octavią, zaśmiała się lekko, potrząsając głową.
- Ciężko to nazwać współpracą. Proszę pamiętać, że nie jestem krawcową, więc tych stroi nie przyszykowałam. Moją rolą był kontakt pomiędzy operą a domem mody i w tej kwestii mogę uznać swoje działanie. Sama zamierzam wybrać się na operę i dzięki pannie Lestrange będę mogła obejrzeć ją od kulis. – Ona za to dysponowała całkiem sporą ilością wolnego czasu, nie poświęcała się jednak tak mocno wydawaniu pieniędzy jakby się wydawało. Oczywiście, nie skąpiła na nic, czasem jednak pozwalała sobie korzystać z licznych kontaktów które pozwalały jej na zawitanie na widowni, niekoniecznie wydając pieniądze. Gotowa jednak była zapłacić za uczciwą pracę.
- Nie ma za co. Ta wojna zabrała wszystkim tak wiele, że czasem po prostu potrzeba wsparcia. Dlatego bardzo się cieszę, iż nasze drogie lady wpadły na pomysł, aby rozdać nieco żywności potrzebującym, Mam nadzieję, że inni będą równie hojni co ród Parkinson i ludność Wielkiej Brytanii będzie mogła ich docenić. – Płynnie przeszła z rozmowy na temat śmierci do rozmowy na temat rzeczy pozytywnych, mając nadzieję, że pozytywnie będą mogli spojrzeć na to, jakie kolejne akcje charytatywne były szykowany. Czy po sabacie wszyscy będą odpoczywać, czy może byli następni, którzy planowali co i jak?
Odetta uwielbiała Czarownicę – zaczytywała się w niej za każdym razem, kiedy wyszedł kolejny numer, a sama często siedziała, pomagając w rozwoju sekcji modowej. Nie przeszkadzali jej dziennikarze, ale jak nikt znała się na plotkach w gazecie, musiała więc na nie uważać. Pewnie dlatego tak sprawnie uciekła gdzieś na bok, woląc narażać na szwank swoje wątłe ciało niż reputację. Zarumieniona była dalej, zwłaszcza, kiedy sanie stanęły. Starsza służka zaś widocznie nie kryła oburzenia w swoim wyrazie twarzy, nie wypadało jednak, aby uwagę zwróciła samemu lordowi, dlatego najpewniej później porozmawia z samą Odettą.
- Proszę się nie przejmować, lordzie Black! – Zdecydowanie nie była zła. Wolała jednak siedzieć osobno, tak aby nikt nie miał wątpliwości wobec jej zachowania. - Proszę, nie odbieram lorda w żaden sposób gorszy. Po prostu musimy my, szlachta, bardziej niż inni pilnować własnej reputacji. Dlatego lordzie Black, muszę dawać dobre świadectwo o swoim rodzie. Możemy ruszać dalej. – Ta rozmowa zdecydowanie była niezręczna. Ale może teraz woźnica będzie chciał zaproponować coś nowego, czym mogli się cieszyć bez żadnych kontrowersji.
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Nie nazwałby swego zawodu egzotycznym; raczej dopiero co stającym się oficjalnym, przestającym być tabu. Z jakiegoś powodu ludzie wciąż uważali choroby umysłu za powód do wstydu, a przecież niewiele różniły się one od chorób ciała, mogły dotknąć każdego, bez względu na jego wiek, status społeczny i zgromadzony majątek. — Zgadza się, istnieje kilka zaklęć, jednakże służą one jedynie uspokojeniu pacjenta lub ukojenia jego bólu. Na obecnym poziomie naszej wiedzy nie jestem w stanie powiedzieć, czy magia byłaby w stanie zagoić duszę — wyjaśnił spokojnie. Nie uważał Odetty za mniej wartościową przez to, że nie znała się na wszystkim; sam Perseus nie odróżniał na pierwszy rzut oka jedwabiu od satyny (w dotyku już natomiast tak, ale wynikało to tylko i wyłącznie z tego względu, że sam nosił odzienie tylko z najlepszej jakości materiałów), nie znał się na tym, co obecnie modne i nie potrafił powiedzieć, jaki krój pasowałby do czyjejś figury, a kolor materiału do cery i oczu.
— Zazdroszczę lady takiej fantastycznej okazji! Sam zawsze chciałem znać wszystkie sekrety najwspanialszych przedstawień. I proszę, niech lady nie umniejsza swego wkładu w przygotowaniach do sztuki, bowiem bez właściwej komunikacji ciężko o dojście do ładu — odpowiedział wyraźnie rozentuzjazmowany jej opowieścią, a jednocześnie oczarowany i nieco rozczulony skromnością Odetty, od której powinna uczyć się niejedna dama. Zaczynając od średniej siostry Perseusa. — Mam nadzieję, że spotkam lady na premierze. Koncert u Burke przegapiłem ze względu na pracę, ale tym razem na pewno uda mi się być na miejscu.
Nieco zmarkotniał na wspomnienie o wojnie. Uważał ją za bezsensowny konflikt, desperacką próbę podniesienia buntu przez tych, którzy byli z góry na przegranej pozycji oraz ich owładniętych utopijnymi ideami sojuszników. A przecież wojna nie będzie trwać wieczne, Czarny Pan zwycięży, a wszyscy rebelianci w swoim czasie dostaną to, na co zasłużyli i zostaną zmiażdżeni jak robaki. — Jestem pod wielkim wrażeniem tak szlachetnego przedsięwzięcia i dziękuję w imieniu Aquili za wsparcie rodu Parkinsonów. Również mam nadzieję, że ludność to doceni. Zamierza lady pojawić się z nimi na placu? — kolejny raz złapał się na tym, że szukał obecności Odetty podczas publicznych wydarzeń, na których również sam Perseus mógłby pojawić się pod byle pretekstem, aby tylko ją spotkać i zamienić z nią chociaż kilka słów. Polubił ją? Już w Hogwarcie, jednakże powód, dla którego chciał się z nią widzieć był nieco egoistyczny — lady Parkinson w swej łagodności zdawała się być najlepszym lekarstwem na wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na niego w ostatnim czasie.
Skinął głową na znak, ze rozumie jej słowa. Reputacja była ważna, nawet bardzo ważna w ich przypadku, nie tylko ze względu na samo pochodzenie, ale też wykonywane zawody. Musieli być idealni, pod każdym względem.
— Ruszaj! — polecił woźnicy. Ciekawe, co wydarzy się teraz?
| Rzut na kolejne zdarzenie
— Zazdroszczę lady takiej fantastycznej okazji! Sam zawsze chciałem znać wszystkie sekrety najwspanialszych przedstawień. I proszę, niech lady nie umniejsza swego wkładu w przygotowaniach do sztuki, bowiem bez właściwej komunikacji ciężko o dojście do ładu — odpowiedział wyraźnie rozentuzjazmowany jej opowieścią, a jednocześnie oczarowany i nieco rozczulony skromnością Odetty, od której powinna uczyć się niejedna dama. Zaczynając od średniej siostry Perseusa. — Mam nadzieję, że spotkam lady na premierze. Koncert u Burke przegapiłem ze względu na pracę, ale tym razem na pewno uda mi się być na miejscu.
Nieco zmarkotniał na wspomnienie o wojnie. Uważał ją za bezsensowny konflikt, desperacką próbę podniesienia buntu przez tych, którzy byli z góry na przegranej pozycji oraz ich owładniętych utopijnymi ideami sojuszników. A przecież wojna nie będzie trwać wieczne, Czarny Pan zwycięży, a wszyscy rebelianci w swoim czasie dostaną to, na co zasłużyli i zostaną zmiażdżeni jak robaki. — Jestem pod wielkim wrażeniem tak szlachetnego przedsięwzięcia i dziękuję w imieniu Aquili za wsparcie rodu Parkinsonów. Również mam nadzieję, że ludność to doceni. Zamierza lady pojawić się z nimi na placu? — kolejny raz złapał się na tym, że szukał obecności Odetty podczas publicznych wydarzeń, na których również sam Perseus mógłby pojawić się pod byle pretekstem, aby tylko ją spotkać i zamienić z nią chociaż kilka słów. Polubił ją? Już w Hogwarcie, jednakże powód, dla którego chciał się z nią widzieć był nieco egoistyczny — lady Parkinson w swej łagodności zdawała się być najlepszym lekarstwem na wszystkie nieszczęścia, jakie spadły na niego w ostatnim czasie.
Skinął głową na znak, ze rozumie jej słowa. Reputacja była ważna, nawet bardzo ważna w ich przypadku, nie tylko ze względu na samo pochodzenie, ale też wykonywane zawody. Musieli być idealni, pod każdym względem.
— Ruszaj! — polecił woźnicy. Ciekawe, co wydarzy się teraz?
| Rzut na kolejne zdarzenie
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
The member 'Perseus Black' has done the following action : Rzut kością
'k10' : 2
'k10' : 2
Świat Odetty składał się z pięknych ciuszków, jednorożców i eliksirów. Nie było to coś, co nagle mogłoby przysłużyć się społeczeństwu – no może poza tym ostatnim, ale mało kto przecież idzie do modelki tylko po to, aby uzyskać od niej eliksir. No, może czasem robiła coś dla bliskich jeżeli chcieli, nie wymagała od nich jednak polegania jedynie na sobie. Dużo alchemików niósł ten świat, dlatego jeżeli ktoś wolał wybrać się do kogoś innego, nie miała nic przeciwko temu. Każde z nich mogło rozwijać swoją pasję. I umiejętności. Chyba?
- To aż dziwnie, nieprawda? W końcu jesteśmy w stanie odtworzyć taką kończynę! Kto wie, czemu nie umiemy działać na umysł? – Było to niezwykłe rozważania jak na Odettę, ale…ale no właśnie? Czemu magia tego nie umiała a to tak? Dlaczego? Przecież logiczne by było, gdyby jednak umiała obydwie rzeczy. Nie rozumiała, kto nadawał takie prawa? Przeczesała włosy dłonią, zaraz orientując się, co w zasadzie zrobiła, i dość szybko poprawiła swoje włosy, musząc w końcu prezentować się nienagannie.
- Jestem pewna, iż jeżeli lord utrzymujesz sympatię z lady Lestrange, na pewno będzie w stanie pokazać ci kulisy tego magicznego świata. – Nie miała w tym momencie nic złośliwego na myśli, raczej pomyślała, że przecież pewnie jeżeli wiedział o jej współpracy, to musiał przyjaźnić się z Octavią, a jeżeli tak, to przecież na pewno byłaby ona na tyle uprzejma, że mogłaby takie same traktowanie zapewnić Perseusowi.
- Czuję, że dzięki współpracy moja obecność jest niemal wymagana, ale w ten miły sposób. W końcu tak chętnie odwiedzam każdą sztukę. Zastanawiam się, czy nie namówić mojego ojca aby został patronatem jakiegoś artysty? Moglibyśmy wtedy pomóc rozwojowi kogoś niebywale utalentowanego. – Oczywiście, musiała być to osoba nie tylko z doświadczeniem ale i wyglądem…bo tak kogoś brzydkiego wspierać? To w sumie byłoby dość przykre. – Jeżeli lord by chciał, możemy spotkać się po spektaklu i omówić występ.
Rozmawiać o sztuce zawsze była gotowa! Znaczy rozmawiać mogła o absolutnie wszystkim, ale na mało czym się znała. Teraz zaś siedziała i słuchała o tym, o czym mówił do niej Perseus i zastanawiała się, czy aby nie nudziła go zbytnio rozmową. Nawet jeżeli przed chwilą huśtające się na boki sanie zdecydowanie przeszkadzały jej w ruszaniu się sprawnym po saniach.
- Ja mam nadzieję, że przedsięwzięcie się uda, ale akurat tego dnia rozdawać będę jedzenie na terenie własnych hrabstw wraz z moją rodziną. – Zresztą, londyńska część była już pod opieką innych ludzi, stąd nie musiała się martwić, że nikt nie zadba o nich.
Sięgnęła ostrożnie po puchar z grzanym winem. Ciekawa była, jak obecnie wszystko postrzegał, i czy ta rozmowa w ogóle coś wnosiła do jego życia? A może praca była wymagająca i potrzebował chwili oddechu?
- Czy lord odwiedzi dom mody przed sabatem?
- To aż dziwnie, nieprawda? W końcu jesteśmy w stanie odtworzyć taką kończynę! Kto wie, czemu nie umiemy działać na umysł? – Było to niezwykłe rozważania jak na Odettę, ale…ale no właśnie? Czemu magia tego nie umiała a to tak? Dlaczego? Przecież logiczne by było, gdyby jednak umiała obydwie rzeczy. Nie rozumiała, kto nadawał takie prawa? Przeczesała włosy dłonią, zaraz orientując się, co w zasadzie zrobiła, i dość szybko poprawiła swoje włosy, musząc w końcu prezentować się nienagannie.
- Jestem pewna, iż jeżeli lord utrzymujesz sympatię z lady Lestrange, na pewno będzie w stanie pokazać ci kulisy tego magicznego świata. – Nie miała w tym momencie nic złośliwego na myśli, raczej pomyślała, że przecież pewnie jeżeli wiedział o jej współpracy, to musiał przyjaźnić się z Octavią, a jeżeli tak, to przecież na pewno byłaby ona na tyle uprzejma, że mogłaby takie same traktowanie zapewnić Perseusowi.
- Czuję, że dzięki współpracy moja obecność jest niemal wymagana, ale w ten miły sposób. W końcu tak chętnie odwiedzam każdą sztukę. Zastanawiam się, czy nie namówić mojego ojca aby został patronatem jakiegoś artysty? Moglibyśmy wtedy pomóc rozwojowi kogoś niebywale utalentowanego. – Oczywiście, musiała być to osoba nie tylko z doświadczeniem ale i wyglądem…bo tak kogoś brzydkiego wspierać? To w sumie byłoby dość przykre. – Jeżeli lord by chciał, możemy spotkać się po spektaklu i omówić występ.
Rozmawiać o sztuce zawsze była gotowa! Znaczy rozmawiać mogła o absolutnie wszystkim, ale na mało czym się znała. Teraz zaś siedziała i słuchała o tym, o czym mówił do niej Perseus i zastanawiała się, czy aby nie nudziła go zbytnio rozmową. Nawet jeżeli przed chwilą huśtające się na boki sanie zdecydowanie przeszkadzały jej w ruszaniu się sprawnym po saniach.
- Ja mam nadzieję, że przedsięwzięcie się uda, ale akurat tego dnia rozdawać będę jedzenie na terenie własnych hrabstw wraz z moją rodziną. – Zresztą, londyńska część była już pod opieką innych ludzi, stąd nie musiała się martwić, że nikt nie zadba o nich.
Sięgnęła ostrożnie po puchar z grzanym winem. Ciekawa była, jak obecnie wszystko postrzegał, i czy ta rozmowa w ogóle coś wnosiła do jego życia? A może praca była wymagająca i potrzebował chwili oddechu?
- Czy lord odwiedzi dom mody przed sabatem?
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Z kolei na świat Perseusa składała się ogromna odpowiedzialność i ciągła czujność, konieczność stałego rozwoju wiedzy (choć należy przyznać, że to akurat odpowiadało młodemu Blackowi — nie lubił stać w miejscu, gdy świat pędził do przodu), bezustanne patrzenie mu na ręce, obowiązek dbania o dobre imię bardziej, niż w przypadku innych lordów. Czuł się tym zmęczony, nieco przytłoczony, a na pewno pozbawiony sił, by uczestniczyć we wszystkich wydarzeniach organizowanych przez socjetę, która chyba zaczęła uważać go nijakiego. Był spokojny, bez żadnych skandalów na koncie (nie licząc ewentualnych pretensji Abbottów spowodowanych kręceniem się po ich ziemiach, ale Abbottowie byli promugolskimi degeneratami, a zatem konflikt z nimi nie był niczym nowym, ani gorszącym), długów, ani żadnych trupów w szafie. Nie miał jednak też szczególnie imponującego majątku (ogólny majątek rodu się nie liczył), sam też nie osiągnął niczego wielkiego. Czy Odetta również uważała go za nijakiego?
— Wynika to z tego, że czarodzieje do tej pory nie próbowali naprawiać mózgu. Proszę pamiętać, lady, że do niedawna choroby umysłowe stanowiły temat tabu, w pewnych kręgach właściwie nadal tak jest. Nikt nie doszukiwał się problemu w niewłaściwych połączeniach nerwowych, czy innych przyczynach somatycznych, to znaczy fizycznych. W tej chwili leczenie psychicznie chorych samą magią jest niemożliwe, lecz nie nierealne. Wymagałoby za to mnóstwo pracy nad teorią, a następnie wprowadzania je w życie eksperymentami, co rodzi problemy natury etycznej. Na eksperyment należy wyrazić świadomą zgodę, której żaden z moich pacjentów, nawet tych najbardziej prawidłowo reagujących na bodźce, nie jest w stanie wyrazić — wyjaśnił rozentuzjazmowany, jak zawsze, gdy rozmawiał o pracy. Właściwie, to gdyby mógł, zasypałby Odettę milionem medycznych i psychologicznych ciekawostek, tysiącem własnych pytań, setkami pomysłów na rozwój magipsychiatrii. Nie chciał jednak nudzić damy swoimi wywodami; spotkali się tutaj w celach towarzyskich, nie naukowych. Z drugiej strony cieszył się, że ktoś słuchał, nawet jeżeli robił to z grzeczności.
Dłoń młodej kobiety wędrująca a jej włosy nie uszła uwadze lorda Blacka; ciężko się temu dziwić, skoro obserwował ją już od jakiegoś czasu. Czyżby był to przebłysk prawdziwej Odetty, dziewczyny, która tańczyła w pustej sali Hogwardzkiego zamku przekonana, że jest sama? Posłał jej łagodny uśmiech, widząc jak próbuje poprawić włosy. Przy nim nie musiała się starać, by być idealna, zależało mu na naturalności, o czym chciał jej powiedzieć, jednakże w porę się powstrzymał, przypominając sobie, że są w miejscu publicznym. — Jeżeli zostanie to między nami... — urwał, spoglądając wymownie na służkę, która towarzyszyła im w roli przyzwoitki — ...to nigdy nie przeszło mi to przez myśl.
Poza tym, miał mało czasu; już sam fakt, że na piknik, który miał odbyć się w nieco cieplejsze miesiące, udało im się umówić pod koniec listopada, wiele świadczył o tym, jak mało czasu posiadał dla siebie lord Black. Aby być teraz z Odettą, musiał naprawdę nieźle się gimnastykować, ale jej towarzystwo wynagradzało Perseusowi wszystkie trudy. — Uważam, że to świetny pomysł! Jakiego artystę ma lady na myśli? Aktora? Malarza? Och, a może poetę? Jestem pewien, że poeta pisałby o lady piękne wiersze — czy byłby przy okazji urodziwy, czy też nie (chociaż osobiście wolał, żeby jednak był, gdyż wtedy konkurencja o serce damy byłaby mniejsza), to nie miało dla lorda Blacka większego znaczenia. Liczyło się tylko to, by popierał sprawę Czarnego Pana. Objęcie patronatem kogoś, kto sławiłby w swej twórczości przeciwną stronę, nawet gdyby zasłaniał się licentia poetica, mogłaby przynieść Parkinsonom same problemy. — Z ogromną chęcią! Co powie lady na kolację zaraz po premierze? — starał się nie dawać po sobie poznać, jak wielką radość sprawiła mu jej propozycja, przynajmniej nie w sposób, który Odetta mogłaby uznać za niestosowny. Umiarkowane szczęście było dobre.
— To wspaniałe ze strony rodu Parkinsonów — pokiwał głową z uznaniem. Czy naprawdę mógłby istnieć ktoś doskonalszy, niż dama, która zasiadała przed nim? Ktoś równie piękny, łagodny i dobry? Och, zaczynał patrzeć na nią tylko przez pryzmat zalet, a serce gwałtownie przyśpieszało i zwalniało swój rytm w jej towarzystwie. Wiedział już, do czego wszystko zmierza. — Koniecznie, chociaż obawiam się, że zapewne będę załatwiał wszystko na ostatnią chwilę — roześmiał się, a następnie sięgnął po kieliszek grzanego wina. Paliło w język i przełyk, przyjemnie przy tym ogrzewając ciało, zwłaszcza dłonie, w których trzymał naczynie. Już nawet delikatne płatki śniegu przyprószające jego ciemne włosy były mu niestraszne. — Czy znany jest już motyw przewodni tegorocznego sabatu?
| zt [bylobrzydkobedzieladnie]
— Wynika to z tego, że czarodzieje do tej pory nie próbowali naprawiać mózgu. Proszę pamiętać, lady, że do niedawna choroby umysłowe stanowiły temat tabu, w pewnych kręgach właściwie nadal tak jest. Nikt nie doszukiwał się problemu w niewłaściwych połączeniach nerwowych, czy innych przyczynach somatycznych, to znaczy fizycznych. W tej chwili leczenie psychicznie chorych samą magią jest niemożliwe, lecz nie nierealne. Wymagałoby za to mnóstwo pracy nad teorią, a następnie wprowadzania je w życie eksperymentami, co rodzi problemy natury etycznej. Na eksperyment należy wyrazić świadomą zgodę, której żaden z moich pacjentów, nawet tych najbardziej prawidłowo reagujących na bodźce, nie jest w stanie wyrazić — wyjaśnił rozentuzjazmowany, jak zawsze, gdy rozmawiał o pracy. Właściwie, to gdyby mógł, zasypałby Odettę milionem medycznych i psychologicznych ciekawostek, tysiącem własnych pytań, setkami pomysłów na rozwój magipsychiatrii. Nie chciał jednak nudzić damy swoimi wywodami; spotkali się tutaj w celach towarzyskich, nie naukowych. Z drugiej strony cieszył się, że ktoś słuchał, nawet jeżeli robił to z grzeczności.
Dłoń młodej kobiety wędrująca a jej włosy nie uszła uwadze lorda Blacka; ciężko się temu dziwić, skoro obserwował ją już od jakiegoś czasu. Czyżby był to przebłysk prawdziwej Odetty, dziewczyny, która tańczyła w pustej sali Hogwardzkiego zamku przekonana, że jest sama? Posłał jej łagodny uśmiech, widząc jak próbuje poprawić włosy. Przy nim nie musiała się starać, by być idealna, zależało mu na naturalności, o czym chciał jej powiedzieć, jednakże w porę się powstrzymał, przypominając sobie, że są w miejscu publicznym. — Jeżeli zostanie to między nami... — urwał, spoglądając wymownie na służkę, która towarzyszyła im w roli przyzwoitki — ...to nigdy nie przeszło mi to przez myśl.
Poza tym, miał mało czasu; już sam fakt, że na piknik, który miał odbyć się w nieco cieplejsze miesiące, udało im się umówić pod koniec listopada, wiele świadczył o tym, jak mało czasu posiadał dla siebie lord Black. Aby być teraz z Odettą, musiał naprawdę nieźle się gimnastykować, ale jej towarzystwo wynagradzało Perseusowi wszystkie trudy. — Uważam, że to świetny pomysł! Jakiego artystę ma lady na myśli? Aktora? Malarza? Och, a może poetę? Jestem pewien, że poeta pisałby o lady piękne wiersze — czy byłby przy okazji urodziwy, czy też nie (chociaż osobiście wolał, żeby jednak był, gdyż wtedy konkurencja o serce damy byłaby mniejsza), to nie miało dla lorda Blacka większego znaczenia. Liczyło się tylko to, by popierał sprawę Czarnego Pana. Objęcie patronatem kogoś, kto sławiłby w swej twórczości przeciwną stronę, nawet gdyby zasłaniał się licentia poetica, mogłaby przynieść Parkinsonom same problemy. — Z ogromną chęcią! Co powie lady na kolację zaraz po premierze? — starał się nie dawać po sobie poznać, jak wielką radość sprawiła mu jej propozycja, przynajmniej nie w sposób, który Odetta mogłaby uznać za niestosowny. Umiarkowane szczęście było dobre.
— To wspaniałe ze strony rodu Parkinsonów — pokiwał głową z uznaniem. Czy naprawdę mógłby istnieć ktoś doskonalszy, niż dama, która zasiadała przed nim? Ktoś równie piękny, łagodny i dobry? Och, zaczynał patrzeć na nią tylko przez pryzmat zalet, a serce gwałtownie przyśpieszało i zwalniało swój rytm w jej towarzystwie. Wiedział już, do czego wszystko zmierza. — Koniecznie, chociaż obawiam się, że zapewne będę załatwiał wszystko na ostatnią chwilę — roześmiał się, a następnie sięgnął po kieliszek grzanego wina. Paliło w język i przełyk, przyjemnie przy tym ogrzewając ciało, zwłaszcza dłonie, w których trzymał naczynie. Już nawet delikatne płatki śniegu przyprószające jego ciemne włosy były mu niestraszne. — Czy znany jest już motyw przewodni tegorocznego sabatu?
| zt [bylobrzydkobedzieladnie]
{............................. }
Ce qu'on appelle une raison de vivre , est en
même temps une excellente raison demourir .
même temps une excellente raison de
Ostatnio zmieniony przez Perseus Black dnia 31.07.21 11:28, w całości zmieniany 1 raz
15 stycznia 1958
Abraxas & Elaine
Zima rozgościła się w Anglii na dobre, przykrywając nawierzchnię bielusieńkim puchem. Targany chłodnym wichrem śnieg prószył zewsząd ku uciesze dzieci i zebranych na zamarzniętej Tamizie dorosłych czarodziejów, radośnie celebrujących tradycję Zimowego Jarmarku pod patronatem Cronusa Zdobywcy. Wśród prostej ludności pół- i czystej krwi nie dziwił widok ministerialnych prominentów i arystokracji, zjednoczonych w tym wyjątkowym okresie we wspólnej zabawie i świętowaniu wielkiego sukcesu nowej władzy. W zawierusze odnalazł się nawet najstarszy syn organizatora, który wędrował spokojnie w swym gustownym, drogim płaszczu wśród alejek targowiska, co rusz pozdrawiając gestem dłoni mijanych przechodniów niższego statusu. Propaganda jedności czarodziejskiego społeczeństwa toczyła się swym kołem, aż dotarł do miejsca umówionego spotkania z wieloletnią przyjaciółką - lady Elaine Avery, której nie kazał na siebie długo czekać, zjawiając się o punktualnej godzinie.
Abraxas znał tę kobietę od dawien dawna, dzieląc z nią pierwsze wspomnienia jeszcze z późnego dzieciństwa. Duża różnica wieku nie stanęła na przeszkodzie, by pojednać się w obliczu tragedii, które dotknęły ich familie, u których próżno było szukać wsparcia - wydziedziczenie krewnych pozostawało tematem tabu nawet w najbliższych kręgach. W tym ogromnym nieszczęściu oboje byli sobie wsparciem, solidaryzując się w niesprawiedliwości, wyrządzonej niegdyś przez najbliższych, obecnie określanych mianem zdrajców.
- Elaine, rad jestem widzieć Cię w zdrowiu. Dziękuję, że zdecydowałaś się towarzyszyć mi na dzisiejszym Jarmarku. Zechcesz wybrać się ze mną w podróż wzdłuż Tamizy? - naturalnie, kwestię powitania pozostawił w jej intencji, dostosowując się z należytą kurtuazją do reakcji arystokratki. - Rzadko znajduję chwilę wytchnienia, by oddać się pokusie odpoczynku; właściwie zapomniałem już, co znaczy to słowo. W jakim dziś przybywasz nastroju, co słychać w Waszych stronach? - zagadnął niekonkretnie, rozpoczynając uprzejmą pogawędkę na powitanie. Wkrótce oboje ruszyli na niedługi spacer, spotykając się z szykownie ubranym mężczyzną, najętym do prowadzenia konnego zaprzęgu luksusowych sań.
- Dobry wieczór. Życzylibyśmy sobie wynająć elegancki powóz z objazdem przez Jarmark. - zamówił przejazd, sanie pozostawiając do wyboru osobie towarzyszącej.
Rzut na sanki (k3) i konie (k6)
The member 'Abraxas Malfoy' has done the following action : Rzut kością
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k6' : 2
#1 'k3' : 3
--------------------------------
#2 'k6' : 2
Cichy sprzymierzeniem ministerialnej propagandy, warstwa świeżego, śnieżnego puchu przykryła z nadmiarem ślady potyczek, a przesycony atmosferą niegasnącego podekscytowania jarmark pozwalał niemal zapomnieć o krwawych okolicznościach powstania nowego porządku. Niemal. Nie było tak gwarnie, tak kolorowo, jak kiedyś. Nie tak beztrosko, chociaż nie brakowało i tych, którzy w widoczny sposób odreagowywali stres wpadając w zamian w wir upojenia. Nie Elaine. Nie tym razem. Swoje nerwy trzymała na krótkiej wodzy, rownie daleko będąc od rozpaczy, co od zachwytu. Z uprzejmością, ale i widoczną odrobiną znużenia odpowiadała na kierowane do niej zdawkowe powitania, starając się ignorować mniej przychylne jej spojrzenia. Nie była w nastroju.
Na umówione miejsce dotarła przed czasem, zapobiegawczo. Sygnał szacunku, uprzejmości odwzajemnionej przez i jego punktualnego przybycie. Nie musiała szczególnie wypratrywać, bo dojrzećgo w tłumie. Abraxas miał specyficzny sposób bycia, nie zawsze najbadziej przystępny, ale bez wątpienia spójny elegencki. Odbijało się to w jego sylwetce, w doborze ubrania. Tego samego przez pryzmat lat nie koniecznie mogła Elaine powiedzieć o sobie; cokolwiek nieokrzesana panna Nott nie przypominała w jej wspomnieniach szczególnie stonowanej lady Avery. Dopiero w ostatnich miesiącach, nie bez dyskomfortu, miała wrażenie, że te dwie spośród tysiąca jej odsłon zaczynają ścierać się, ale i przenikać. Wdowia czerń wzbogacona początkowo tylko przez dodatki w kolorach rodowych Averych i Nottów stopniowo ustąpiła na ich rzecz niemal zupełnie. Tego dnia Elaine również zdecydowała się na jaśniejszy ubiór. Jej długi do ziemii płaszcz w kolorze piasku był dość prosty, możnaby nawet powiedzieć - skromny, gdyby nie misterne zdobienia na końcach rękawów; ciemnozielone, dębowe listki poruszające się delikatnie na wietrze. W tym samym odcieniu były jej rękawiczki i szal. Stonowane barwy nadawały życia porcelanowej cerze, kontrastowały z karmazynowym kolorem ust.
- Abraxasie - dygnęła lekko, ale głowa przekrzywiona nieco na bok i spojrzenie utkwione w jego twarzy nadały całości odrobinę przekornego wyrazu, godząc zwyczaj z pewną dozą bliskości, którą pielęgnowali przez lata znajomości. - cała przyjemność po mojej stronie, dziękuję za zaproszenie. Bardzo chętnie. To miłe, że znalazłeś dla mnie trochę czasu.
Ani cienia ironii. Trudno było poddawać pod wątpliwość, że w tych okolicznościach syn ministra, oddany pracownik ministerstwa, miał ręce pełne roboty. I chociaż spoglądała na niego z nutką ciekawości, nie wypowiedziała na głos żadnego konkretnie pytania na ten temat. Jeszcze nie.
- Łatwo cieszyć się spokojem z pozycji obserwatora. Szczególnie w Ludlow, gdzie różnice między starym a nowym nie są dostrzegalne tak ostro, jak w Londynie i niektórych innych odzyskanych częściach kraju. Nie sugeruję oczywiście, że nie ma do czego dążyć. Między granicą z jednej strony a Staffordshire z drugiej... wszyscy jak sądzę staramy się znaleźć właściwe ścieżki zaangażowania. Zachowania tego, czego dokonali nasi przodkowie, wybudowania na tej podstawie czegoś jeszcze wspanialszego...
Urwała myśl, gdy dotarli do mężczyzny odpowiedzialnego za powozy. Najbardziej odpowiadał jej nowoczesny, elegancki model, wyróżniający się, ale nie przepychem, nie nadmiarem. Pozwoliła asystować sobie przy wsiadaniu, a po chwili już byli razem w trasie.
- To o peryferiach. Mam nadzieję, że zgodzisz się podzielić perspektywą centrum. Nie potrafię wyobrazić sobie nawet presji, którą musisz odczuwać. Mimo wszystko, mam nadzieję, że zgodzisz się ze mną... w interesie nas wszystkich pozostaje, żebyś ty, zresztą jak każdy prawdziwie zaangażowany, równie prawdziwie odpoczywał. Znużenie jest potwornie złym doradcą.
Na umówione miejsce dotarła przed czasem, zapobiegawczo. Sygnał szacunku, uprzejmości odwzajemnionej przez i jego punktualnego przybycie. Nie musiała szczególnie wypratrywać, bo dojrzećgo w tłumie. Abraxas miał specyficzny sposób bycia, nie zawsze najbadziej przystępny, ale bez wątpienia spójny elegencki. Odbijało się to w jego sylwetce, w doborze ubrania. Tego samego przez pryzmat lat nie koniecznie mogła Elaine powiedzieć o sobie; cokolwiek nieokrzesana panna Nott nie przypominała w jej wspomnieniach szczególnie stonowanej lady Avery. Dopiero w ostatnich miesiącach, nie bez dyskomfortu, miała wrażenie, że te dwie spośród tysiąca jej odsłon zaczynają ścierać się, ale i przenikać. Wdowia czerń wzbogacona początkowo tylko przez dodatki w kolorach rodowych Averych i Nottów stopniowo ustąpiła na ich rzecz niemal zupełnie. Tego dnia Elaine również zdecydowała się na jaśniejszy ubiór. Jej długi do ziemii płaszcz w kolorze piasku był dość prosty, możnaby nawet powiedzieć - skromny, gdyby nie misterne zdobienia na końcach rękawów; ciemnozielone, dębowe listki poruszające się delikatnie na wietrze. W tym samym odcieniu były jej rękawiczki i szal. Stonowane barwy nadawały życia porcelanowej cerze, kontrastowały z karmazynowym kolorem ust.
- Abraxasie - dygnęła lekko, ale głowa przekrzywiona nieco na bok i spojrzenie utkwione w jego twarzy nadały całości odrobinę przekornego wyrazu, godząc zwyczaj z pewną dozą bliskości, którą pielęgnowali przez lata znajomości. - cała przyjemność po mojej stronie, dziękuję za zaproszenie. Bardzo chętnie. To miłe, że znalazłeś dla mnie trochę czasu.
Ani cienia ironii. Trudno było poddawać pod wątpliwość, że w tych okolicznościach syn ministra, oddany pracownik ministerstwa, miał ręce pełne roboty. I chociaż spoglądała na niego z nutką ciekawości, nie wypowiedziała na głos żadnego konkretnie pytania na ten temat. Jeszcze nie.
- Łatwo cieszyć się spokojem z pozycji obserwatora. Szczególnie w Ludlow, gdzie różnice między starym a nowym nie są dostrzegalne tak ostro, jak w Londynie i niektórych innych odzyskanych częściach kraju. Nie sugeruję oczywiście, że nie ma do czego dążyć. Między granicą z jednej strony a Staffordshire z drugiej... wszyscy jak sądzę staramy się znaleźć właściwe ścieżki zaangażowania. Zachowania tego, czego dokonali nasi przodkowie, wybudowania na tej podstawie czegoś jeszcze wspanialszego...
Urwała myśl, gdy dotarli do mężczyzny odpowiedzialnego za powozy. Najbardziej odpowiadał jej nowoczesny, elegancki model, wyróżniający się, ale nie przepychem, nie nadmiarem. Pozwoliła asystować sobie przy wsiadaniu, a po chwili już byli razem w trasie.
- To o peryferiach. Mam nadzieję, że zgodzisz się podzielić perspektywą centrum. Nie potrafię wyobrazić sobie nawet presji, którą musisz odczuwać. Mimo wszystko, mam nadzieję, że zgodzisz się ze mną... w interesie nas wszystkich pozostaje, żebyś ty, zresztą jak każdy prawdziwie zaangażowany, równie prawdziwie odpoczywał. Znużenie jest potwornie złym doradcą.
It goes on, this world
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Stupid and brutal
But I do not
I do not
Czym była presja pracy z pacjentem wobec życia wśród marzeń wśród jednorożców? Odetta nie zajmowała się problemami ani też bolączkami codziennych rozterek, a przynajmniej dopóki nie była do tego wywołana odpowiednią akcją. W końcu sama miała wystarczająco dużo jedzenia (a czasem trafiały się nawet luksusowe towary), nie musiała przejmować się tym, czy ma co na siebie nałożyć, a w Broadway Tower zawsze mógł znaleźć się ktoś, kto napali w jej kominku, aby jej stopy nie musiały dotknąć podłogi. Jej „praca” składała się z pomagania ludziom w dobieraniu odpowiedniego koloru najnowszego kapelusza, czym więc mogły być dla niej zgryzoty? Akceptowała swoją rolę w społeczeństwie i nie miała nic przeciwko niej. Było jej dobrze. Nawet jeżeli momentami musiała kryć się ze swoją głupotą.
Słuchała słów skierowanych w jej stronę od Blacka, ale w momencie kiedy zaczął opowiadać o tym dokładniej, mocno się rozkojarzyła. To nie tak, że chciała, naprawdę? Po prostu w pewnym momencie zgubiła wątek, zamiast tego po prostu siedziała, sprawiając wrażenie skupionej i nie rozpraszając się ani na chwilę. Uśmiechnęła się również na słowa, które miały pozostać pomiędzy nimi…cóż, Odetta rzadko wierzyła w takowe, bo mało kiedy pozostawało to tajemnicą i to z niczyjej winy, bo w końcu szlachta często gubiła się we własnych sieciach kłamstw i „spisków”.
- Przyznam szczerze, jeszcze się nie zastanawiałam. Mam takie wrażenie, że tutaj chodziłoby nie tylko o moją opinię. Ale musiałabym zasięgnąć rady mojego ojca i zapytać, jak go widzi. Zwłaszcza, że jeżeli musiałaby sama wybierać. Wtedy na pewno będę się kierować dziełami które mnie poruszają. – Taniec był jej niezwykle bliski, ale naprawdę liczyła na to, że niebogate kobiety łatwo rozproszyć urokami mężczyzn. Miała szczerą nadzieję, że uda znaleźć jej się jakąś porządną osobę. Czemu akurat nie poetę jak sugerował Perseus? Byłoby miło, gdyby napisał coś dla niej.
- Jeżeli to nie będzie problem, to zdecydowanie możemy się wybrać. Aczkolwiek nie wiem, czy moja rodzina nie wybierze się również. – W końcu nie wypadało uciekać od Parkinsonów jeżeli ci postanowili poświęcić czas na wspólne wyjście. Ale hej, może poszłaby na spotkanie z Blackiem razem ze swoją kuzynką gdyby ta chciała iść?
- Staramy się jak możemy, w końcu wypada, abyśmy dbali o ludzi z naszych hrabstw jak najlepiej! – Zwłaszcza, że Edward zasugerował, że jej obecność byłaby wielce pożądana. Czuła, że w takim wypadku mogła pokazać się jako lady z Broadway Tower i pokazać, że naprawdę zależy jej na innych, a zwłaszcza na dzieciach. Niektóre były takie chude! Jej powinny chyba wyrosnąć nieco lepiej? Nie chciała, aby wyglądały na biedaków. – Zapraszamy zatem. Z tego co wiem, tematem dzisiejszego roku jest bal maskowy.
A jakie maski miało przywdziać każde z nich? To się dopiero miało okazać. Przynajmniej kiedy spotkają się na miejscu, będą mogli wiedzieć.
zt
Słuchała słów skierowanych w jej stronę od Blacka, ale w momencie kiedy zaczął opowiadać o tym dokładniej, mocno się rozkojarzyła. To nie tak, że chciała, naprawdę? Po prostu w pewnym momencie zgubiła wątek, zamiast tego po prostu siedziała, sprawiając wrażenie skupionej i nie rozpraszając się ani na chwilę. Uśmiechnęła się również na słowa, które miały pozostać pomiędzy nimi…cóż, Odetta rzadko wierzyła w takowe, bo mało kiedy pozostawało to tajemnicą i to z niczyjej winy, bo w końcu szlachta często gubiła się we własnych sieciach kłamstw i „spisków”.
- Przyznam szczerze, jeszcze się nie zastanawiałam. Mam takie wrażenie, że tutaj chodziłoby nie tylko o moją opinię. Ale musiałabym zasięgnąć rady mojego ojca i zapytać, jak go widzi. Zwłaszcza, że jeżeli musiałaby sama wybierać. Wtedy na pewno będę się kierować dziełami które mnie poruszają. – Taniec był jej niezwykle bliski, ale naprawdę liczyła na to, że niebogate kobiety łatwo rozproszyć urokami mężczyzn. Miała szczerą nadzieję, że uda znaleźć jej się jakąś porządną osobę. Czemu akurat nie poetę jak sugerował Perseus? Byłoby miło, gdyby napisał coś dla niej.
- Jeżeli to nie będzie problem, to zdecydowanie możemy się wybrać. Aczkolwiek nie wiem, czy moja rodzina nie wybierze się również. – W końcu nie wypadało uciekać od Parkinsonów jeżeli ci postanowili poświęcić czas na wspólne wyjście. Ale hej, może poszłaby na spotkanie z Blackiem razem ze swoją kuzynką gdyby ta chciała iść?
- Staramy się jak możemy, w końcu wypada, abyśmy dbali o ludzi z naszych hrabstw jak najlepiej! – Zwłaszcza, że Edward zasugerował, że jej obecność byłaby wielce pożądana. Czuła, że w takim wypadku mogła pokazać się jako lady z Broadway Tower i pokazać, że naprawdę zależy jej na innych, a zwłaszcza na dzieciach. Niektóre były takie chude! Jej powinny chyba wyrosnąć nieco lepiej? Nie chciała, aby wyglądały na biedaków. – Zapraszamy zatem. Z tego co wiem, tematem dzisiejszego roku jest bal maskowy.
A jakie maski miało przywdziać każde z nich? To się dopiero miało okazać. Przynajmniej kiedy spotkają się na miejscu, będą mogli wiedzieć.
zt
Odetta Parkinson
Zawód : ambasadorka Domu Mody Parkinson, alchemiczka
Wiek : 23 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
It’s a game of war
death, love
And sacrifice
death, love
And sacrifice
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
Wczorajszego dnia plany lorda Bulstrode oraz lady Rosier pokrzyżowała pogoda. Nikt nie spodziewał się jeszcze, że nadciąga zima stulecia, a może to właśnie był jeden z pierwszych jej zwiastunów? Ich spotkanie w magicznym porcie Londynu, gdzie odbywała się loteria zorganizowana przez Ministerstwo Magii na rzecz ofiar wojennego konfliktu, zostało przerwane przez śnieżycę jaka nadciągnęła. Zdążyli zaledwie wziąć udział w loterii, obejrzeć nagrody, jakie przyszło im wylosować, a musieli uciekać, szukając schronienia. Mogło ich uchronić odpowiednie zaklęcie z dziedziny białej magii, chroniące przed niekorzystnymi warunkami pogodowymi, lord Bulstrode z pewnością zadbałby o jej komfort, tego Fantine była pewna - cóż to jednak za przyjemność z przejażdżki magicznymi saniami, jeśli wokół miała szaleć niepogoda i nawet nie dostrzeże Tamizy, której brzegiem mieli jechać? Wolała już spędzić z czarodziejem kilka chwil uprzejmej rozmowy przy grzanym winie. Lord Bulstrode zaproponował jednak, aby nie rezygnowali z magicznej kuligu, opowieści o nim były wszak zachęcające, szczególnie, że rekomendacja padła od jego rodzonej siostry, a jedynie odłożyli to w czasie - Fantine po chwili zastanowienia przystała na tę propozycję i zgodziła się odwiedzić Londyn raz jeszcze, nazajutrz.
Tak jak obiecała, tak uczyniła. Nie minęły nawet dwadzieścia cztery godziny, a znów kroczyła po magicznym porcie w towarzystwie Maghnusa Bulstrode, jakby nic nie przerwało im wczorajszego spotkania. Dłoń miała wsuniętą pod jego ramię, gdy prowadził lady Kent w stronę zaczarowanego młyna, gdzie miał zacząć się kulig, zaś za nimi, w odpowiedniej odległości, kroczyła przyzwoitka i czarodziej odpowiedzialny za bezpieczeństwo lady Rosier. Na tyle niewielkiej, by pilnować konwenansów, ale i takiej by nie przeszkadzać w rozmowie. Jedyną różnicą był materiał sukni jaki wystawał spod płaszcza, fryzura i biżuteria - dziś przywdziała pudrowy róż i dobrała doń delikatną, złotą biżuterię, ciemne włosy zaś kazała spleść w finezyjny, francuski warkocz, w który wplotła kremowe, błyszczące wstążki. Nie mogła przecież dzień w dzień prezentować się w tej samej kreacji.
- Niezapomnianym wydarzeniem był kulig, który odbywał się w czerwcu. Po raz pierwszy widziałam wtedy śnieg latem. Wyjątkowe zdarzenie, szkoda, że miało źródło w tak niefortunnych okolicznościach jakimi były anomalie magiczne. Tak się cieszę, że już przeminęły i nie musimy się nimi martwić. To było naprawdę okropne i niebezpieczne - wyrzekła Fantine, dzieląc się z Maghnusem wspomnieniem sprzed półtorej roku i wracając jednako do tragedii jaka dotknęła Wielką Brytanię. Zdecydowanie zbyt długo zmagali się z tymi przeklętymi anomaliami - bała się wtedy używać magii, a tak być nie powinno, aby magia krzywdziła czarodzieja.
Nie zdążyła nawet zmarznąć (na szczęście), a dotarli do zaczarowanego młyna, gdzie czekały już różnego rodzaju bryczki i prychały konie, gotowe, aby ciągnąć sanie. Fantine rozejrzała się z ciekawością, po czym zawiesiła spojrzenie na elegancko ubranym czarodzieju, który pojawił się przy nich, gotów służyć im pomocą i radą. Lady Kent zerknęła na Maghnusa, pozostawiając rozmówienie się z nim w jego rękach, po czym powróciła wzrokiem do sań, szukając tych, które wyglądały na najwygodniejsze i najbardziej komfortowe.
na sanie rzucam
Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
Nieaktywni
The member 'Fantine Rosier' has done the following action : Rzut kością
'k3' : 1
'k3' : 1
Początkowe rozczarowanie, jakie zaledwie dzień wcześniej rozlało się goryczą na języku, szybko poszło w niepamięć, gdy lady Rosier w całej swej wspaniałomyślności postanowiła poświęcić również i kolejny dzień na wspólne zwiedzanie zimowego jarmarku i wzięcie udziału w kuligu, który był głównym czynnikiem motywującym do pojawienia się w porcie, a z którego musieli zrezygnować z racji gwałtownie nadciągającej niepogody. Oczywiście, mogliby brać w nim udział za wszelką cenę i wbrew rozsądkowi, ale przejazd saniami nie miał być sportowym wyczynem, tylko przyjemnym wydarzeniem, pełnym malowniczych widoków, których nie dostrzegliby w zimowej zawierusze. Rozsądek musiał wygrać. Szóstego grudnia mróz był odczuwalny jeszcze silniej, zwiastując poniekąd Święta spowite wszechobecnym, śnieżnobiałym puchem. Szedł w umówione miejsce szybkim krokiem, w myślach obracając dziwny sen, z którego w nocy obudził się niemalże na skraju zawału serca. Justine Tonks, twarz patrząca na niego z listów gończych, zatwardziała rebeliantka, podskakująca Ministerstwu i Rycerzom niczym pchła na grzebieniu, oskarżała go o kradzież much, a okropna parodia rozprawy doprowadziła do skazania go na wieloletnie pozbawienie wolności. Skandal! Odgonił od siebie to irytujące wspomnienie, poprzysięgając byłej aurorce odpłacenie się za dokonane, nierealne krzywdy i przyspieszył kroku. Przywdział dziś inny płaszcz, obszyty złocistym futrem lisów, nawet nie ze względu na zaostrzającą się zimę, ale dla odmiany, pewien tego, że i Fantine wystąpi w innym wydaniu, by jej statusowi i należnej od dnia narodzin pozycji stało się zadość. Krótki odstęp pomiędzy jednym a drugim spotkaniem sprawił, że mogli już skrócić formalne uprzejmości do minimum, nie budując na powrót dzielącego ich muru - już po chwili kroczyli ramię w ramię, nie oglądając się za siebie na towarzystwo, które śledziło każdy ich ruch niczym para cieni.
- Faktycznie, było to dość osobliwe wydarzenie - przyznał jej rację, również cofając się myślami do tamtego czerwca. - Jedyna dobra rzecz, jaką przyniosły anomalie - dobrze, że udało się je wykorzystać chociaż w taki sposób, wszak cała reszta ich dzieła to tylko i wyłącznie chaos, przerażenie i wszechobecne zniszczenia, obejmujące nawet niektóre rezydencje rodowe. - Oby podobne zdarzenia już nigdy nie wstrząsały naszym krajem - wyraził z nadzieją, prowadząc lady Kent w stronę sań. - Dobrze wspominasz tamten kulig, lady Rosier? Nie przypominam sobie, byśmy się na nim spotkali - zapytał po chwili, zerkając w jej kierunku z ciekawością. Nie pamiętał Fantine z tamtego kuligu, chociaż z pewnością jej niebanalną twarz zapamiętałby na długo. Czy to możliwe, że rozminęli się kompletnie wtedy, gdy pędził w saniach wraz z Vivienne, będącą wtedy zaledwie u progu debiutu? Przyjrzał się saniom, które wybrała ciemnowłosa, prześlizgnął się spojrzeniem po płozach zabezpieczonych kutą blachą, po ciemnym, mahoniowym drewnie przybranym zielenią w kolorze mchu i czarnych jak noc kamieniach, stanowiącymi jedyne zdobienie. Dobry wybór, klasyczny i bez zbędnych udziwnień, dodatkowo niedźwiedzia skóra obszernych rozmiarów miała im zapewnić wygodę i ciepło. Wiedział już jakie konie dobrać do tych sań, dlatego zwrócił się do elegancko odzianego czarodzieja, prosząc o zaprzęgnięcie odpowiednich rumaków.
rzut na koniki
[bylobrzydkobedzieladnie]
- Faktycznie, było to dość osobliwe wydarzenie - przyznał jej rację, również cofając się myślami do tamtego czerwca. - Jedyna dobra rzecz, jaką przyniosły anomalie - dobrze, że udało się je wykorzystać chociaż w taki sposób, wszak cała reszta ich dzieła to tylko i wyłącznie chaos, przerażenie i wszechobecne zniszczenia, obejmujące nawet niektóre rezydencje rodowe. - Oby podobne zdarzenia już nigdy nie wstrząsały naszym krajem - wyraził z nadzieją, prowadząc lady Kent w stronę sań. - Dobrze wspominasz tamten kulig, lady Rosier? Nie przypominam sobie, byśmy się na nim spotkali - zapytał po chwili, zerkając w jej kierunku z ciekawością. Nie pamiętał Fantine z tamtego kuligu, chociaż z pewnością jej niebanalną twarz zapamiętałby na długo. Czy to możliwe, że rozminęli się kompletnie wtedy, gdy pędził w saniach wraz z Vivienne, będącą wtedy zaledwie u progu debiutu? Przyjrzał się saniom, które wybrała ciemnowłosa, prześlizgnął się spojrzeniem po płozach zabezpieczonych kutą blachą, po ciemnym, mahoniowym drewnie przybranym zielenią w kolorze mchu i czarnych jak noc kamieniach, stanowiącymi jedyne zdobienie. Dobry wybór, klasyczny i bez zbędnych udziwnień, dodatkowo niedźwiedzia skóra obszernych rozmiarów miała im zapewnić wygodę i ciepło. Wiedział już jakie konie dobrać do tych sań, dlatego zwrócił się do elegancko odzianego czarodzieja, prosząc o zaprzęgnięcie odpowiednich rumaków.
rzut na koniki
[bylobrzydkobedzieladnie]
half gods are worshipped
in wine and flowers
in wine and flowers
real gods require blood
Ostatnio zmieniony przez Maghnus Bulstrode dnia 02.08.21 15:38, w całości zmieniany 1 raz
Maghnus Bulstrode
Zawód : badacz starożytnych run, były łamacz klątw, cień i ciężka ręka w Piórku Feniksa
Wiek : 30
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Wdowiec
gore and glory
go hand in hand
go hand in hand
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Nieaktywni
The member 'Maghnus Bulstrode' has done the following action : Rzut kością
'k6' : 4
'k6' : 4
Zaczarowany młyn
Szybka odpowiedź