Wydarzenia


Ekipa forum
Jadalnia
AutorWiadomość
Jadalnia [odnośnik]03.05.15 1:53
First topic message reminder :

Jadalnia

Jadalnia jest urządzona elegancko i reprezentacyjnie. To ciepłe wnętrze o marmurowej podłodze, z ustawionym pośrodku długim, hebanowym stołem, otoczonym rzędami wysokich bogato zdobionych krzeseł obitych złotym aksamitem, od tyłu obszyte francuską lilią. Nad salą wiszą lekkie kryształowe żyrandole rozświetlające pomieszczenie silnym jasnym światłem. Do wnętrza prowadzą trójskrzydłowe drzwi z korytarza oraz drugie - takie same, lecz okryte delikatną firanką - bezpośrednio z ogrodu. Krótki korytarz prowadzi również do kuchni. Ściany ozdobione są dziełami sztuki z różnych stron świata, głównie obrazami, w tym portretem Acartusa Rosiera, wybitnego smokologa, a także antycznymi wazami, w których najczęściej poukładane są kwitnące czerwone róże, główne wejście zdobi także marmurowa rzeźba nagiej nimfy. Wzorem francuskim Rosierowie jadają i celebrują wszystkie posiłki wspólnie, o ściśle wyznaczonych porach; śniadanie o godzinie 9, lekkie i krótkie, obiad o godzinie 13, obfitszy, z przystawkami, wreszcie kolację o godzinie 20, najczęściej trwającą najdłużej.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki

Re: Jadalnia [odnośnik]08.11.15 17:11
Oczekiwała jego reakcji w napięciu, wciąż przerażona, do tego zawstydzona niezbyt dobrze zaintonowaną, nieco zawoalowaną prośbą, na którą musiała się zdobyć. Nie miała jak odejść, chociaż opuszczenie rezydencji było jedynym, czego w tej chwili pragnęła – zdana na jego łaskę, złapana w potrzask bezwzględnego łowcy. Wciąż trzymała przy nosie chusteczkę, chorobliwie blada, słabsza z każdym kolejnym uderzeniem serca; kto wie, który z organów został zaatakowany przez Serpentynę tym razem? I jak silny okaże się atak? Czy na pewno nie miała w torebce jeszcze jednej porcji eliksiru? Nie powinna spożywać go tak często, nie powinna się również denerwować, lecz... Lecz czy miało to jakiekolwiek znaczenie? Musiała odpocząć, teraz, w tej chwili, a do tego musiała przestać na niego patrzeć, przestać czuć ten drażniący zapach alkoholu, którym przesiąkł na wylot, przestać pamiętać o tym, do czego przed chwilą doszło. A przecież nadgarstek wciąż pulsował tępym bólem, zaś duma i poczucie bezpieczeństwa zwijały się w konwulsjach.
Czuła, że Rosier pławi się we władzy, którą nad nią miał – pan sytuacji, mógł z nią zrobić, co tylko chciał... Lecz czy był na tyle lekkomyślny, by naprawdę się do tego posunąć? Przecież ich rodziny były ze sobą związane, już nie tak ściśle, jak kiedyś, lecz nadal związane, przecież musiał się liczyć z konsekwencjami swych działań... Nie mógł jej odmówić, nie mógł jej skrzywdzić – nawet gdyby potrafił. Oczywiście, o ile ktokolwiek oprócz ich dwójki miał się o tych działaniach dowiedzieć. Bo czy nie była to ich prywatna sprawa? Od wielu długich lat byli z tym sami, ich kiełkujące, skomplikowane uczucie od początku stanowiło kruchą, pomijaną milczeniem tajemnicę i nikt inny nie potrafiłby zrozumieć złożoności rozgrywającego się właśnie dramatu. Byli z nim sami, musieli radzić sobie sami.
Drgnęła mocniej, gdy przerwał dzielącą ich, gęstniejącą ciszę tym ostrym, oschłym tonem głosu i zapowiedział napisanie listu. Czy to był jakiś żart? Z pewnością zapytałaby go o to bez chwili zwłoki, gdyby nie jego postawa – pewna, nie znosząca sprzeciwu, groźna. Chciał okłamać jej rodziców? Próbował właśnie oświadczyć, że musi zostać u niego na noc? Poruszyła ustami, jak gdyby chciała coś powiedzieć, lecz nie wydobyło się z nich najcichsze nawet słowo sprzeciwu; ścisnęła mocniej nos, kiedy krwotok wyraźnie się nasilił, a przed oczami pojawiły się wirujące szaleńczo plamy. Wsparła się mocniej na blacie stołu, od którego nadal nie odeszła, desperacko próbując uchronić się od ewentualnego upadku; czuła, że to dopiero początek, że emocje potęgują się i docierają z opóźnieniem, że jest ich zwyczajnie za dużo, a jej ciało nie radzi sobie... Nie po raz pierwszy, lecz może już ostatni?
Przed ślubem, zaznajomić się z nowym miejscem... Źle się poczuła, musiała odpocząć... I zostanie na noc. Zostanie na noc. Czy naprawdę tak to chciał rozegrać? Czy naprawdę chciał ją do tego zmusić siłą? W jej oczach znów zalśniły łzy; blada, zakrwawiona, pokręciła słabo głową, próbując powstrzymać się przed wykrzywianiem ust w tym paskudnym, płaczliwym grymasie, lecz nie potrafiła. Słowa Rosiera brzmiały dla niej jak bezduszny wyrok, od którego nie miała jak uciec, zbyt słaba, by ustać na nogach, zbyt słaba, by teleportować się czy walczyć w jakikolwiek inny sposób. Nie myślała teraz trzeźwo, zdjęta paniką, przerażona jego postawą i wyraźną przewagą, pełną władzą, którą nad nią posiadał – sama weszła w paszczę lwa, łudząc się, że jest panią sytuacji, że niesie pomoc i ukojenie. Nie dopuszczała więc do siebie myśli, że Tristan nie odpowiedział na pytanie o sieć Fiuu z powodu troski, że obawiał się puszczać ją w tym stanie do domu; była już tylko jednym wielkim kłębkiem nerwów, takim samym, jak w niewoli, w trakcie porwania; wtedy też drżała o swe zdrowie, o swą cnotę, tak żałosna i zaszczuta, zdana na łaskę oprawcy...
Kiedy minął ją bez słowa i kazał ruszyć dalej, posłusznie spróbowała zrobić kilka kroków na przód, w kierunku holu – czy raczej miejsca, z którego dobiegł ją głos mężczyzny, wszak ledwie przytomna, z załzawionymi oczami nie widziała zbyt wiele. Mimo to próbowała, próbowała też zachować przy tym choć odrobinę klasy, odrobinę godności... Dlaczego nie walczyła? Dlaczego za nim szła? Może jednak warto było podjąć ryzyko i spróbować się teleportować? A może ostatni płomyk nadziei mamił ją, że przecież nie odważyłby się, że naprawdę zostawi ją w tym pokoju i odejdzie, da spokój...?
Była już blisko drzwi, kiedy poczuła, że odpływają z niej resztki sił, kiedy ugięły się pod nią nogi i nieprzytomnie upadła na podłogę.
Evandra C. Rosier
Evandra C. Rosier
Zawód : Alchemiczka
Wiek : 23
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
Smile, because it confuses people. Smile, because it's easier than explaining what is killing you inside.
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Półwila
Jadalnia - Page 2 E0d6237c9360c8dc902b8a7987648526
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t578-evandra-lestrange https://www.morsmordre.net/t621-florentin#1749 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t1074-sypialnia-evandry#6552 https://www.morsmordre.net/t4210-skrytka-bankowa-nr-5#85655 https://www.morsmordre.net/t982-evandra-lestrange#5408
Re: Jadalnia [odnośnik]08.11.15 17:53
Odwrócił się nagle, słysząc łoskot jej wątłego ciała uderzającego o drewnianą posadzkę jadalni; przeklął szpetniej, niż powinien w obecności damy, bynajmniej nie rozumiejąc żadnej z jej rozterek. Na szczęście, Evandra słyszeć już tego nie mogła. Tristan wciąż nie zaprzyjaźnił się z Serpentyną, nie porozmawiał z żadnym lekarzem o tym, jak powinno się z nią obchodzić, jakie są jej realne zagrożenia, jak rozpoznać symptomy, jak zająć się chorą... Dlaczego nigdy wcześniej nie był świadkiem tych napadów? Kryła się z nimi przed nim? Teraz już nie musiała, kurtyna doskonałości opadła, stając się jednym z elementów przetargu, który wygrał, otrzymując ją na własność. Na własność po ślubie, nie teraz, dlatego chciał doprowadzić ten wieczór do końca, nim zrobi coś, czego pożałuje do końca życia. Nim zrobi to, do czego od samego początku bezlitośnie usiłowała go sprowokować. Powoli zbliżył się do dziewczyny, stając nad jej ciałem, przez krótki moment przyglądając się jej delikatnej twarzy... malowniczo skąpanej we krwi. Nie miał wielkiego wyboru, przykucnął obok, wycierając z jej twarzy zakrzepłą krew rękawem koszuli, po czym wziął ją na ręce; krucha, drobna Evandra, lekka jak sen nie stanowiła dla niego wielkiego ciężaru, jego ramiona drżały - bał się. Jedną ręką wziął ją pod ramię, drugą podniósł ją pod kolanami, nie przykładając wielkiej wagi do etykiety i jej rozbudzonego przed momentem panicznego lęku przed dotykiem - teraz co innego było ważne. A mając ją tak blisko siebie, czując ciepło jej ciała i zapach jej skóry...
Czy żałował? z pewnością będzie, teraz emocje były zbyt świeże, teraz emocje zbiły się w ciasny kłębek, z którego nie potrafił wyciągnąć pojedynczej nici. Był wściekły - na siebie i na nią  - rozgoryczony, zawiedziony i upokorzony, a do tego pijany. Zanurzył twarz w jej lśniących miękkich włosach, starając się uspokoić, pragnąc zebrać nieposkładane myśli - odrzuciła go, a policzek wciąż piekł go po solidnym uderzeniu, ale nie ból fizyczny był tutaj istotny. Rzeczywistość mieszała się w jego głowie z urojeniami, sam nie było już pewien, co się właściwie wydarzyło; naprawdę go sprowokowała? Czy to on się na nią rzucił? Chciała tego? Czy to on chciał ją skrzywdzić?

Przeniósł Evandrę do pokoju gościnnego, delikatnie układając ją na miękkiej pościeli; kobiece akcesoria, buteleczka perfum, grzebyk i lusterko, na szafce nie były niczym, czego musiałby się wstydzić, najczęstszymi gośćmi tego pokoju były jego siostry. Zdjął z ramienia leżącej półwili torebkę, po chwili wahania zaglądając do środka - z nadzieją, że znajdzie z nim eliksir z lekarstwem. Nie mylił się, wyjął fiolkę wlał jej zawartość do ust Evandry, delikatnie unosząc jej głowę; rękawem koszuli przetarł jej twarz zarówno z rozlanego eliksiru, jak i z krwi, która zakrzepła pod nosem. Torebkę zaś, z pustą fiolką na górze, rzucił na pobliski fotel - na którym zresztą chwilę później opadł, z kamienną twarzą przyglądając się ciężko oddychającej niewieście - może godzinę, może dwie. Nic tu po nim, potrzebowała odpoczynku. Okrył ją jednym z białych lisich futer służących za koce, zaciągnął śnieżny materiał baldachu od strony wejścia, upewnił się, że w pobliżu łóżka stoi karafka ze świeżą wodą i bez słowa opuścił komnatę. Nazajutrz po prostu weźmie ją do domu.

/zt x2



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Jadalnia [odnośnik]12.08.17 22:45
1 maja

Nie zmrużyła oka tamtej nocy. Zmierzch był urokliwy. Lady Fantine i jej matka obserwowały zachód słońca w towarzystwie wina oraz muzyki klasycznej, która cicho płynęła z gramofonu; siedziały w wygodnych fotelach, rozkoszując się chwilą i oddając rozmowie na tematy ważne i te mniej ważne. Dyskutowały o ostatnim obrazie Fantine, o planowanym przez lady Nott sabacie na początek sezonu letniego, o premierze nowego spektaklu w Podwodnym Balecie, o nowych krojach sukien. Fantine uwielbiała towarzystwo matki; nie znała bowiem kobiety równie bystrej, elokwentnej i światłej, a ona miała szczęście być jej córką i mieć ją na wyłączność jak tego wieczoru. Pani Rosier i panna Rosier nie odczuły upływających godzin, nie zorientowały się nawet, kiedy zegar wybił północ. Wtedy matka zarządziła udanie się na odpoczynek, tonem nieznoszącym sprzeciwu powtarzała, że sen jest najlepszym gwarantem wiecznej urody. Fantine niezwykła się z nią spierać, dopiła więc wino i jęła wspinać się po schodach, korzystając z okazji, by pogawędzić ze szlachetnym rycerzem z obrazu w holu, który gonił po cudzych obrazach, by odprowadzić ją ku jej komnatom - tam jednak nigdy nie ośmielił się zajrzeć.
A wtedy zdarzyło się to.
Płomienie unoszących się w powietrzu świec zgasły, ni stąd, ni zowąd; Fantine przystanęła zaniepokojona, sądząc, że może to duch? Rozległ się donośny huk. Usłyszała tłuczone szkło, a potem krzyk. Krzyk kobiety, której brzmienie i barwę głosu dobrze już znała, choć dopiero niedawno stał się on prawdziwie częścią tej rodziny. Fanny nie czuła już niepokoju, lecz strach o siostrę, którą stała się Evandra z chwilą poślubienia Tristana; wiedziała o jej przypadłości, wiedziała jak słabego jest zdrowia - czy to możliwe, by właśnie tak pięknej nocy serpentyna miała zacisnąć silne palce na jej gardle? Puściła się biegiem, nie zapukała, po prostu wpadła do komat małżeńskich Tristana i jego żony, gotowa by wezwać pomoc, jeśli tylko zajdzie taka potrzeba.
W pierwszej chwili znieruchomiała niczym posąg, szeroko otwartymi oczyma wpatrywała się w unoszące się kawałki szkła, które pomknęły ku Evandrze, znów ją raniąc; znów - bo nocną koszulę miała już całą we krwi.
NIE, wydarło się z gardło Fantine; młódka uniosła różdżkę chcąc zatrzymać szkło, które nie było zwykłym szkłem; okruchy układały się w dziwny klucz, wiedzione magią pomknęły ku niej. Próbowała dostrzec kto nimi kieruje, kto włada taką magią, lecz w sypialni nie było nikogo - nikogo prócz milczącej już Evandry. Próbowała obronić się tarczą, na próżno. Okruchy z dziecięcą łatwością przedarły się przez nią, wbiły w delikatną skórę ramion i dekoltu, które miała odsłonięte. Coś znów huknęło, a do pokoju na jedno uderzenie serca wdarł się blask błyskawic; na dotychczas spokojnym niebie rozpętała się burza.
Szkło opadło bezwiednie na posadzkę, nie raniąc Fantine bardzo dotkliwie, w przeciwieństwie do lady Evandry, przy której natychmiast się znalazła. Próbowała ją ocucić, prosiła, błagała i groziła - lecz piękna jak sen półwila nie otworzyła oczu. Lady Rosier bez zbędnej zwłoki wezwała pomoc, rozkazała skrzatce przyprowadzić medyków choćby i siłą, choćby prośbą i groźbą. Mieli się tu zjawić i to jak najszybciej.
Melisande i Tristan zniknęli, a matka... Matka przyniosła jeszcze gorsze wieści, gdy jej najmłodsza córka czuwała przy nieprzytomnej Evandrze.
[i]Mój mąż, a twój ojciec... Nie żyje, Fantine. Nie przeżył.[/b]
Młódka, która wstała, by podejść do matki, zatrzymała się w pół kroku i zachwiała mocno na nogach, czując nagłe osłabienie, czując, że nie jest w stanie utrzymać się prosto; przytrzymał ją medyk, uchronił przed upadkiem, kazał usiąść na fotelu i nie ruszać się, dopóki nie poczuje się silniejsza.
Nie zmrużyła oka ani na moment. Trwała w milczeniu i bezruchu, siedząc w fotelu i wpatrując się z mocą w niezdrowo bladą twarz Evandry, jakby mocą swojego wzroku potrafiła wybudzić ją do życia, prawdziwego życia; bo żyła wciąż przecież, lecz nie było wiadomo kiedy i czy w ogóle się ocknie.  Została sama, matka opuściła ją szybko, nie kryjąc łez, magomedycy uczynili co tylko mogli i opuścili komaty, lecz nie dwór. Wtedy już nie wstydziła się łez, pozwoliła im płynąć, znów straciła poczucie czasu. Kilkukrotnie wzywała skrzatkę, polecając jej, by poinformowała ją natychmiast, jeśli tylko Tristan, bądź Mel wrócą, nieistotne w jakim stanie.
Blady blask poranka jął sączyć się przez okna do komnat sypialnych, gdy trzask oznajmił pojawienie się sługi.
-Lord Rosier czeka w jadalni, milady... Tak jak panienka prosiła, przekazałam, że pragnie panienka z nim jak najprędzej pomówić... - Prymulka skłoniła się w pas, lecz gdy uniosła spojrzenie: Fantine nie było już w fotelu.
Zmaterializowała się w jadalni, trzaskiem oznajmiając swoje przybycie. Zachwiała się na nogach, słaba i zmęczona, przemknęło jej przez myśl, że musi wyglądać okropnie: we wczorajszej sukni, na której wciąż jawiły się plamy krwi, z drobnymi zadrapaniami na skórze, z czerwonymi oczyma od płaczu - lecz wyjątkowo schodziło to na dalszy plan. Wydawało się teraz absolutnie nieistotne.
-Tristanie... - szepnęła z ulgą, gdy jej spojrzenie odnalazło brata. Żył, był cały, jeden kamie spadł jej z serce -Co się stało? - spytała wciąż cichym głosem, zbliżając się do brata na kilka kroków.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Jadalnia [odnośnik]14.08.17 0:35
Chateau Rose, stanął przed bramą posiadłości. Wreszcie. Na prostych nogach, z poszarpanym płaszczem i zwichrzonym włosem - ale zjawił się. Skrzatka objawiła się przed nim od razu, uchylając prowadzące do dziedzińca przejście, ostrożnie cofając się ze wzrokiem wbitym w twarz swojego pana; wyglądała, jakby bardzo chciała pomóc - choć nie bardzo wiedziała, jak, w konsekwencji jedynie rozpaczliwie przebierając drobnymi pokracznymi łapkami. Nawałnica dopadła Tristana na zewnątrz, gdzie znajdował się razem z innymi smokologami: jasna, niemal biała siatka błyskawic nagle objęła całe niebo, a gromy posypały się prosto na nich; na niego, na Myssleine, na pozostałych smokolgów. Znalazłszy się nagle w zagrodzie garborogów londyńskiego zoo - nic nie rozumiał, ale, na szczęście, trafiwszy na odpowiednie towarzystwo, mógł się posilić: jak wampir, wyssał czarnymi mocy energię z napotkanej dziewczyny, znajdując w sobie tym samym dość sił, by bezpiecznie -czyżby? - i  spokojnie dotrzeć do domu. Nie pojawił się w Mungu, nie odwiedził uzdrowicieli - mógł zrobić to później, dzięki zielarce Aithne mógł odłożyć ten moment na później. Zdawkowe słowa dziewczyny nie układały się w żaden logiczny sens: wciąż nie wiedział ani kim jego towarzyszka była, ani skąd i po co się tam wzięła, ani czy odczuła na sobie skutki.... tego. Jedyne co wiedział, to że nad Dover pojawiła się potężna burza, która prawie go zabiła. Musiał się dowiedzieć, co stało się z jego rodziną. Kazał Prymulce przynieść sobie wina, nim usłyszał wieści, że Fanny na niego czeka. To był zły omen - powinna o tej porze spać. Jeszcze nie słyszał szlochu matki, jeszcze nie dostrzegł magomedyków krzątających się po posiadłości; niepewnym krokiem wszedł do jadalni, którą akurat mijał - rad, że wreszcie mógł spocząć na miękkim wygodnym krześle. Chciał się czegoś napić, odpocząć, dopiero później zmyje z siebie błoto, które oblepiało tak włosy, jak i niegdyś czarną, teraz ubrudzoną błotem i kurzem szatę. Dopiero później położy się i odeśpi tę koszmarną noc. Dopiero kiedy upewni się, że w domu wszystko było w porządku. Nieelegancko wsparł głowę na łokciach, zmęczony, mimo wszystko odczuwając ból od poparzeń popieszczonych prądem. Z jego włosów skapywały krople rosy, którymi przesiąkł, leżąc w wysokiej trawie. Koszula osunęła z uniesionych ku górze przedramion, odsłaniając ślady poranienia prądem. Dostrzegał swoje odbicie - brudne i zmęczone - w krysztale kielicha wypełnionego czerwonym winem, które nagle zmaterializowało się tuż przed nim. Uchwycił go, upijając łyk, kiedy za jego plecami rozległ się charakterystyczny trzask. Odwrócił się nagłym, wyuczonym ruchem zaalarmowanego drapieżnika.
- Fanny? - Chciał podnieść się z krzesła, ale nie podołał - zmogła go słabość zarówno nieprzespanej nocy, jak i ból mięśni, zranionych w trakcie burzy. Poderwał się nagle, nieostrożnie, opadając z powrotem na miękkie obicie, z niedowierzaniem przyglądając się najmłodszej siostrze. Miała na sobie krew, krew na sukni... własną krew? - Fanny - powtórzył z mniejszym entuzjazmem i większym niedowierzaniem - strachem. Była ranna. Prawdopodobnie nie poważnie - ale jej oczy nie bez powodu były czerwone od łez, potrafił przecież rozpoznać płacz własnej siostry. Twarz Tristana wyraźnie zaczynała tężeć i blednąć, najgorsze obawy odezwały się w nim na nowo, głośno krzycząc o swojej obecności. - Jesteś ranna - odparł ostrożnie, równie ostrożnie unosząc wzrok ku jej źrenicom. Miała mu coś do powiedzenia - czuł to zbyt wyraźnie. W końcu, zaciskając zęby, wstał, nie był aż tak słaby, musiał tylko przezwyciężyć pierwszą słabość, jaka dopadła go, gdy znalazł wreszcie wygodne schronienie. Podszedł do niej bliżej - ostrożnie otaczając siostrę opiekuńczym ramieniem, by doprowadzić ją do jednego z krzeseł. - Byłem przy smokach, kiedy przyszła nawałnica - zaczął, bo już był pewien, że nie ominęła ich rodzinnego dworu - choć wciąż nic nie rozumiał. - Nagle zbudziłem się w Londynie. Próbowałem dostać się do Dover jak najszybciej, sprawdzić, czy z wami wszystko w porządku... Fanny? Wszystko w porządku? - Ta burza, czymkolwiek była, wydawała się niepodobna do czegokolwiek, co go dotąd spotkało. Z zewnątrz, od frontu, dwór wyglądał na nietknięty - czy to było tylko mylne wrażenie? - Co tu się stało? - Jej cichy głos był zbyt niepokojący, jej strój zbyt straszny, jej zmęczenie zbyt znamienne. Niepewnym ruchem przysunął dla siebie krzesło bliżej siostry, nie odejmując od niej przepełnionego trwogą spojrzenia; to tak naprawdę nieistotne, co stało się z nim, on sobie poradzi, znosił już w życiu więcej: powiedz raczej, dlaczego płaczesz, Fanny?



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Jadalnia [odnośnik]14.08.17 23:24
Melisande zdawała sobie sprawę z faktu, że z każdym miesiącem, każdym rokiem który upływa bez najstarszej siostry, coraz mocniej popada w pracoholizm. Zjawiła się w rezerwacie z rana, często ruszając tam razem z bratem, by opuszczać go już po zmroku, jako jedna z ostatnich osób opuszczająca jednostkę badawczą. Była świadoma tego, że nie przychodzi jako pierwsza i nie zostawia miejsca z pustymi korytarzami, na miejscu zawsze ktoś był, musiał pilnować stworzeń, którym dedykowała swoje życie. I dzisiejsza noc, przynajmniej z początku nie różniła się wiele od innych. Świecie paliły się leniwie, gdy traciła poczucie czasu nad kolejnym raportem z które sporządzała skrupulatne notatki, kompletnie nie zauważając, że zegar już dawno wybił północ. Cichy dźwięk skrzypiącego pióra o pergamin roznosił się po pokoju, który poza tym wypełniała tylko cisza.
I wtedy wszystko przyśpieszyło, ogniste maszkary pomknęły na nią zabierając ją razem z sobą, paląc skórę, która zaskwierczała, nieprzyjemny swąd docierał do jej nozdrzy, gdy ocknęła się w kompletnie obcym miejscu natrafiając na młodą, nieznaną istotę.
Ale wróciła, musiała wrócić. Czyż nie naturalnym był strach który rozsiał się w jej ciele? Troska o bliskich zawsze krążyła w ich żyłach, jedynie potęgując się po stracie, której doświadczyli tak niedawno, tak mocno, tak okrutnie. Serce łomotało się w piersi nie potrafiąc wyrzucić z myśli najgorszych scenariuszy. Noc była ciemna, ale ciemność ta nie miała w sobie nic ze spokojnej, kojącej, gwieździstej przestrzeni pod którą zasiadało się na werandzie z kieliszkiem wina i dobrym towarzystwem do pary. Nie, ta była ciemna, ponura i smętna, zdawała się wygrywać cicho kołysankę śmierci tak dobrze znaną Melisande.
Miała złe przeczucia.
Nie potrafiła tego wyjaśnić, może to zwykła ułuda atakowała jej zmyły, ale czuła się podobnie, jak tego dnia gdy przyszły wieści o Marie. Coś zdawało jej się strasznie podobne w otaczającej przestrzeni, jednocześnie zdając się całkowicie różne. Starała się nie kwestionować własnej intuicji, ale jednocześnie też podchodzić do niej najlogiczniej jak tylko się dało.
Miała tylko jeden problem. Już dawno temu odkryła, że nie wszystko dało się wyjaśnić. Nie każdy problem posiadał tylko jedno, prawidłowe rozwiązanie. Czasem jedna droga prowadziła do trzech różnych miejsc, a przewrotnie trzy drogi do jednego i tego samego. Innym razem coś pozornie nielogicznego działało, a coś logicznie poprawne odmawiało współpracy. Już dawno zrozumiała, że życie nie jest proste. Nie mieni się w czarno białych barwach a prezentuje się w całej krasie monochromatycznej szarości, przez którą tylko czasem przetkany jest rubinowy kolor najmocniejszych emocji: miłości, nienawiści, śmierci. Lady Rosier akceptowała ten stan rzeczy nie potrafiąc pogodzić się z tylko jednym nielogicznym stanem rzeczy, jednym brakiem, który doskwierała mocno i nadal.
Wpadła do dworu w podartej, podpalonej, osmolonej sukni, z poparzeniami – głównie na dłoniach, lekko zaleczonymi przez siebie i medyka, nadal czuć od niej było swąd spalonych materiałów, skóry i włosów, ale nie miało to znaczenia. Nie mogło mieć. Zawołała Prymulkę wiedząc, że ta zjawi się na wezwanie – nie myliła się. Szła przed siebie po drodze zadając tylko jedno pytanie. Jedno, które miało teraz znaczenie. Uniosła poły sukni i zaczęła biec. Fryzura już dawno była kompletnie zaburzona, włosy skręciły się i spaliły w niektórych miejscach, twarz pokrywała sadza, dłonie poparzenia, jeszcze nigdy nie prezentowała się tak źle. Zatrzymała się w wejściu do jadalni dostrzegając dwie znajome sylwetki. Dopiero teraz, dopiero tutaj wypuściła z płuc powietrze. Najpierw podbiegła do Fanny, łapiąc delikatnie w dłoń jej podbródek, okręcając w swoją stronę, spoglądając w zaszklone oczy. Pochylając się, by złożyć na czole delikatny pocałunek. Potem dłoń odnalazła ramię Tristana, zacisnęła się na nim lekko. Nie musiała mówić, wiedziała, że to nie jest potrzebne. Zasiadła po drugiej stronie siostry, spoglądając najpierw na nią, potem na najstarszą z latorośli.
Wszystko będzie dobrze, musiało być – przecież we wszystkich baśniach wszystkie księżniczki i królewicze żyli długo i szczęśliwie, oni powinni być ich realną wersją.
Życie potrafiło jednak nie mieć litości, już raz przekonali się o tym okrutnie.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Jadalnia [odnośnik]15.08.17 20:35
Szary blask poranka sączył się przed okiennice sali jadalnej. Właśnie winno wstawać słońce, lecz na niebie kłębiły się ciemnoszare chmury; źródłem światła w komnacie były unoszące się nad ich głowami świece. Dla rodu Rosier słońce dziś miało nie wstać. Ani dzisiaj, ani przez następne tygodnie. Chateau Rose pogrąży się w czarnych, żałobnych obłokach podobnym tym na niebie. Fantine nigdy nie była przesądna, lecz aura na zewnątrz zdawała się odzwierciedlać to, co czuła. Nie potrafiła tego jeszcze dokładnie zdefiniować, określić jak ogromny to ból, rana była zbyt świeża. Nie odnajdywała powodu, dla którego to właśnie na nich spadło podobne nieszczęście, czymże zawinili? Dlaczego los odbierał im tych, których kochali?
Rany po Marianne wcale się nie zasklepiły. Od dawna nie nosili czerni, nie ukrywali się w rodzinnym dworze przed światem pogrążeni w rozpaczy i cierpieniu, żyli dalej, bo żyć musieli, bo życie toczyło się dalej. Ból jednak nie zniknął. Tkwił w sercu niczym cierń, który doskwiera równie mocno, co ostry kamień w bucie. Nigdy nie pogodzili się ze śmiercią Złotej Różyczki, Fantine nigdy się z tym nie pogodziła, a teraz w jej delikatne serce wbito kolejny cierń.
Sir Corentin Rosier, jej pan ojciec i lord Kent, nie zbliżył się do swych córek tak mocno, jak ich matka, zachowywał stosowny dystans jaki właściwy był ojcom, pozostawiając ich wychowanie małżonce. Nie był jednak obojętny na ich urok, wszystkie je miłował, na swój surowy sposób. Fantine darzyła swego ojca szacunkiem i miłością, był jej obrońcą i dawał swym córkom wszystko, czego tylko zapragnęły. Zawsze widziała go jako mężczyznę silnego, jakby wykutego ze stali, choć nie pozbawionego pewnej nonszalancji, właściwej Rosierom; przede wszystkim był dobrym ojcem.
Nie była przygotowana na stracenie go tak wcześnie. Jeszcze nie nadszedł jego czas, był na to zbyt młody, wczoraj jeszcze powiedziałaby, że czekają go wciąż długie lata. A dziś - już go nie było. Los jest przewrotny.
I okrutny.
Pokiwała głową, potwierdzając słowa brata, choć widział drobne rany doskonale, nie było potrzeba słów, lecz krótkie pytanie wyrwało się z ust Fantine, nim zdążyła je przemyśleć: -Zostaną mi blizny?
Nie chciała przecież, by zostały ślady bólu, nie chciała patrzeć na białe zgrubienia skóry i wspominać za każdym razem tę straszną noc. Z wdzięcznością przyjęła ramię brata, oparła głowę o jego ramię, choć to on - widocznie osłabiony - potrzebowałby wsparcia silnego ramienia.
-Ale... ale czy coś Ci dolega? - spytała z niepokojem, siadając na jednym z krzeseł i ujmując w dłonie dłoń brata. Opuszkami palców gładziła jej wierzch, pragnąc przynieść mu tym ulgę w bólu, choć wiedziała, że t niemożliwe.
Co tu się stało?
Uniosła na niego spojrzenie niebieskich oczu, nie błękitnych jak letnie niebo i lód, lecz przywodzących na myśl chabry i morze. Czaił się w nich ból, gdy wyrzekła:
-Nic nie jest w porządku - słowa te nie były tym, co pragnął usłyszeć Tristan. Nie były tym, co chciałaby mu powiedzieć, lecz chciała, by dowiedział się od niej, od tej samej krwi, nie skrzatki, nie sługi.
Przełknęła gorzkie łzy, na moment głos ugrzązł jej w gardle, a wnet otwarły się drzwi - a Fanny nie potrafiła powstrzymać cichego westchnienia ulgi, gdy poczuła pocałunek siostry na własnym czole. Po bladych policzkach popłynęły jej łzy, nie potrafiła ukryć ulgi, że ją widzi, że widzi ją całą.
-Och, Mel... - załkała Fantine, poddając się w końcu emocjom. Pozwoliła łzom płynąć, nie potrafiła dłużej walczyć z własną rozpaczą, była jedynie słabą kobietą. Jedną z dłoni ujęła rękę Melisande, gdy usiadła obok -Pan ojciec... odszedł. Nie żyje. Nie przeżył dzisiejszej nocy. Ta nawałnica wdarła się do naszych komnat, to była dziwna, przerażająca energia, która zadała mu zbyt dotkliwe rany - mówiła cichym, drżącym od emocji głosem -Przez całą noc bałam się, że straciłam także i Was. Ojca, Was, a Evandra...
Urwała nagle, unosząc zbolałe spojrzenie na Tristana.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Jadalnia [odnośnik]17.08.17 13:32
Melisande. Jego oko zwróciło się ku wejściu do jadalni, kiedy tylko pojawiła się tam sylwetka starszej z sióstr; jej ubranie, jej ciało, pokręcił z niedowierzaniem głową: z  nią też nie było w porządku. Nic nie było w porządku. Śledził jej ruchy, gdy przywitała się z siostrą, spojrzał jej w oczy, gdy poczuł jej uścisk na swoim ramieniu  i poczuł, jak świat osuwa się spod jego stóp, wieszcząc najgorszy dzień po tragicznej nocy. Przeniósł wzrok na młodszą z sióstr, wzrok przepełniony już nie obawa, a strachem, gdy zapytała o blizny. Nie dlatego, że blizny były ważne - ale dlatego, że wolała mówić o nich, nie o tym, co ważne było naprawdę. Nie odpowiedział, wpatrując się w nią bez słowa, gdy ujęła jego dłoń we własne.
- Zdążyłem nabrać sił - odparł, wcale nie kłamiąc, posilił się na przypadkowej zielarce - wszystko po to, żeby wrócić do domu szybciej. Do sióstr, rodziców, do nich wszystkich, upewnić się, że ta dziwaczna nawałnica przeszła bokiem, że nikt w domu nie został ranny. Nie chciał słyszeć, że nic nie jest w porządku, to prawda, ale jeszcze bardziej nie chciał słuchać kłamstw; wiedział już, że nic nie było w porządku - widział, choć wciąż nie rozumiał. Pod poszarpaną i przepaloną szatą było widać poparzenia, już lekko załagodzone czarnomagiczną klątwą. Łzy Fantine popłynęły wąską strużką, a on poczuł nawracające wspomnienia, bolesne deja vu z dnia, w którym musiał im przekazać informację o odejściu Marie; z tą różnicą, że teraz on znajdował się po tej lepszej, nieświadomej stronie. Czuł to podskórnie, nie odejmując spojrzenia od jej zaczerwienionych oczu, dostrzegając za nią ruch przysiadającej Melisande. Jak zaklęty w nieruchomy głaz - obserwował reakcje jej ciała, bez poruszenia, kiedy w końcu słowa uderzyły w niego jak grom po raz drugi tego dnia.
Ojciec był martwy. Brzmiało jak zły sen, usłyszał właściwie tylko tyle - dalsze słowa zostały stłumione falą żalu i goryczy, palącego przerażenia, które nagle nim zawładnęło. Wicher, nawałnica, burza; był chory, nie mógł tego wytrzymać. Jego dłonie odnalazły boczne oparcia krzesła, pochylił lekko głowę, usiłując uzmysłowić sobie - co to właściwie oznacza? Stracili ojca, lorda, opiekuna; stracili jedyną osobę, która trzymała to wszystko silną ręką - stracili ojca, kogoś, w kim obie jego siostry miały oparcie, nawet jeśli nie zawsze zdawały sobie z tego sprawę i wreszcie jedyną osobę, którą mógł nazwać autorytetem. Usunięcie ojca z przestrzeni tej rodziny, tego domu, tego dworu, wydawało tak nieprawdopodobne, że jeszcze nie do końca do niego docierało; przygotowywał go do przejęcia jego obowiązków, opieki nad siostrami, matką, pojęcia rodowych powinności, ale to wszystko pozostawało pustą abstrakcją - tak długo, jak długo był tutaj on. Czy był na to gotów? Mniej od żalu - czuł lęk, strach, że nie podoba, przerażenie nową rzeczywistością i wreszcie złość, że zostawił go z tym samego, najstarszego, pierworodnego. Usłyszał dopiero imię żony - uniósł głowę, choć jego spojrzenie pozostało puste i pozbawione emocji. Mów dalej, Fantine. Wyduś to z siebie. Lepiej raz dostać cios wielkim mieczem niż otrzymać tysiąc pchnięć mniejszymi sztyletami.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Jadalnia [odnośnik]02.09.17 15:35
Powróciła względnie cała. Nie liczyła się spalona skóra, nie ważne były blizny, które mogły pozostać na jej nieskazitelnej skórze - choć wiedziała, że matka będzie kręcić nad nimi nosem uznając je za spadek wartości jej - jako damy na wydaniu. Dla Melisande jednak powierzchowność nie była ważna, nigdy nie uważała się za piękną, choć słyszała jak ludzie właśnie tak o niej mówią, dopisując też cechy do jej charakteru, które nigdy nie były jej częścią. Puszczała to jednak mimo uszu, będąc świadomą, że nie ma wpływu na opinie innych - nawet jeśli bazowała ona jedynie na niewiedzy i plotkach.
Zamarła na słowa siostry, twarz znieruchomiała w trudnym do przejrzenia wyrazie, choć wiedziała, że Tristan będzie w stanie wyczytać z niej wszystko. Nie potrafiła wierzyć, nie chciała nawet, w prawdziwość słów padających z ust Fantine – choć wiedziała, że ta nie miała powodów by kłamać. Oddech zawirował i kilka długich sekund zajęło jej, by pojąć że wstrzymuje go niepewna, czy powinna dalej oddychać. Nie mogła zrozumieć, czemu los obrał sobie właśnie taką ścieżkę. A nawet gdyby mogła, z pewnością by nie chciała.
Wychowywała je matka, podczas gdy ojciec doglądał wszystkiego bardziej z boku, ale Melisande zawsze był on bliższy. To on dał jej sposób na okiełznanie potwora, to on poprowadził ją, gdy matka na potrafiła sobie poradzić. I w końcu to on zezwolił jej na pracę w rezerwacie. Towarzyszył jej w każdej ważnej życiowej decyzji, teraz pozostawiając ją samą.
Co jeśli popełni błąd?
Wiedziała, że nie. Miała przecież obok Tristana, miała Fantine, a jednak serce żałośnie kwiliło w środku, nie pozwalając by wewnętrzny chaos odbijał się na pięknym licu. Spojrzenie odsunęło się od siostry, szybko pokonując dystans i zawieszając się na bracie gdy świadomość i konsekwencje tego, co dziś się zdarzyło zaczynały powoli do niej docierać. Serce boleśnie ściskało się przy każdym wdechu, wydech przynosił tylko kilka sekund ulgi.
Myślisz o tym samym, prawda? Pytało jej spojrzenie cicho, choć wiedziała, że tak. Ojciec był królem tego domu, władcą róż skrytych pod jego opiekuńczymi ramionami, doglądającym ich osiągnięć, ale jednocześnie praktycznym – wiedziała, że z biegiem czasu wprowadzał we wszystko Tristana. Korona należała do niego, nie miał jednak otrzymać jej w ten sposób.
Dasz radę. Zapewniało niebieskie spojrzenie milcząco, bo wiedziała że właśnie tak będzie. Była tego pewna tak samo jak tego, że zrobi dla nich wszystko. Posiadał w sobie troskę, ale i stanowczość – zarówno w działaniu jak i prowadzeniu. Był przecież urodzonym liderem, a ona zawsze miała być blisko, by móc wspomóc go, choć cichą, nienachalną obecnością której każde z nich czasem potrzebowało. Da radę, nie tylko dlatego, że musi. Nie też dlatego, że chce. Da, ponieważ jest Rosierem, klejnotem wśród innych rodów, dumą, potęgą, siłą. Da, ponieważ jest Tristanem.
Słowa Fantine docierały do jej świadomości, słyszała każde jedno z nich, jednak spojrzenie nadal pozostawiało utkwione w jednym punkcie, na jednej jednostce. Gdy siostra urwała zawieszając głos, wymawiając imię jego żony Melisande przeniosła na nią wzrok.
- Mów dalej. – przecięła zachrypniętym głosem powietrze, owijając palce wokół dłoni siostry. Mów dalej, Fantine, nie da się odwlec nieuchronnego, cisza tylko mocniej nas zrani, zabierze czas, czas który musimy poświęcić na ponowne odbudowanie siebie, by przywrócić blask naszej potędze. Nie trzymaj nas – jego – w niepewności. Niepewność jest gorsza od świadomości. Mów dalej, Fantine, bo tylko wylewając z siebie wszystko, jest tak naprawdę w stanie się oczyścić, sobie przebaczyć. Chociaż Melisande ciągle wątpiła, by siostra rozumiała ten fakt – była przecież ciągle młoda i nienawykła do bólu, przed którym chronił ją cały dwór, będący na jej jedno palca skinienie.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Jadalnia [odnośnik]11.09.17 19:30
W tamtym momencie stanął dla nich czas. Zewnętrzny świat przestał istnieć. Za murami Chateau Rose nie było nic. Po prostu pustka. Liczyli się wyłącznie oni troje, matka i Evandra - najbliższa rodzina. Tylko oni byli ważni, a wszytko inne nie znaczyło już nic. Myśli Fantine zawładnęła troska jedynie o swego brata, siostrę i matkę, całą noc szalała z niepokoju, czy wszystko z nimi w porządku, lecz nie uspokoiła się wcale, gdy znaleźli się blisko - nie cali, nie w pełni sił, lecz poniekąd zdrowi. Nie dbała o innych, nie zamierzała o nich pytać, jeszcze nie teraz, nie obchodzili jej. Pragnęła jedynie czuć swoje rodzeństwo blisko, mieć ich przy sobie, czuć, że nie straci także i nich - nie mogła ich ochronić, choć zrobiłaby wszystko, by to uczynić; świadomość bezsilności wpędzała ją w wyrzuty sumienia, choć niczemu nie była winna.
Mimo to tak właśnie się czuła w głębi serca.
Nie chciała się do tego przyznawać, nie chciała być obarczana winą przez inszych, choć w głębi ducha wiedziała, że nigdy tego po niej nie oczekiwano - była tylko kobietą, wciąż młodą dziewczyną, której myśli zaprzątały zwykle rzeczy błahe, tak naprawdę nieistotne, lecz właściwie młodym szlachciankom. Nie uczono jej nigdy obrony, ani walki - nie powinna więc czuć się winna, lecz nie mogła pozbyć się tego paskudnego uczucia, które niczym zadra tkwiło w sercu. Nie mogła oprzeć się wrażeniu, że coś zrobić powinna; być może wtedy ojciec wciąż by żył, a Evandra...
-... została dotkliwie zraniona. Straciła przytomność - załkała Rosierówna, nie starając się nawet powstrzymać łez, potrzebowała chusteczki, lecz nie chciała puścić dłoni rodzeństwa, więc płynęły po bladych policzkach -Medycy nie potrafią pomóc, nie wiedzą, czy się przebudzi - ciągnęła dalej, pragnąc być szczera wobec Tristana. Musiał wszak wiedzieć - Evandra była jego umiłowaną żoną, lecz świadomość jak bardzo zrani go ta wieść, bolała także i ją. Czuła smutek nie tylko z powodu stanu swej bratowej, lecz i bólu, który dotknie przez to Tristana -N-nie mogliśmy nic zrobić... To wszystko stało się tak nagle - szloch przerodził się w nerwową próbę usprawiedliwienia.
Przepraszam, naprawdę, przepraszam, mówiło spojrzenie Fanny, która gorączkowo w duchu szukała dla siebie usprawiedliwienia. Nie chciała czuć się winna, to uczucie było jej obce i dręczyło Rosierównę całą noc. Samą siebie przekonywała, że to niewłaściwie - to ją powinno się chronić, nie na odwrót.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Jadalnia [odnośnik]12.09.17 21:40
Przepełnione otuchą spojrzenie Melisande znaczyło wiele, ale nie poprawiało ich sytuacji. Ojciec protektor odszedł, ten, który silną ręką trzymał ich rodzinę razem - to było jak koniec pewnej ery. Zakończenie pewnego etapu w ich życiu, rozpoczęcie go od nowa, pogrzebanie wszystkiego, co znali jako dzieci: zbyt wcześnie, zbyt nagle, zbyt niespodziewanie. Miał go zastąpić, choć nie posiadał nawet połowy wiedzy, którą posiadał, miał go zastąpić - zaopiekować się matką i siostrami, roztoczyć nad nimi opiekę, silny klosz, które odgrodzi je od zagrożeń codzienności. Patrząc na to, w jakim były stanie - Fanny pocięta, Melisande poparzona - szło mu świetnie. Ledwie usłyszał dźwięk słów starszej z sióstr, prośby o dalsze słowa, wpatrując się w twarz Fantine z milczącym wyczekiwaniem, niemym przerażeniem niewidocznym tak dokładnie na pobladłej twarzy. Nie potrafił się poruszyć, lękał się przenieść spojrzenie, zupełnie tak, jak gdyby każdy ruch mógł go narazić na kolejną marę, kolejny koszmar, jaki znikąd spadnie na tę rodzinę. Pustka, pustka ich otaczała, pustkę miał w głowie i pustka pochłonęła jego serce. Pustkę - tyle wyrażał jego wzrok. Zacisnął mocniej palce na jej dłoni, słysząc przeciskające się przez łzy łkliwe słowa, ledwie uchwyciwszy ich sens.
- Kto? Co ją zraniło?  - Nie potrafił zrozumieć. Nie potrafił zrozumieć niczego, co działo się wokół niego, odnalazłszy się na terenie miejskiego ogrodu zoologicznego Tristan natychmiast wrócił na rodzinny dwór z najgorszymi przeczuciami, które nagle zaczynały się spełniać. - Burza - stwierdził głucho, pusto, wspominając siatkę piorunów, którą dostrzegł przed paroma godzinami, przecinającą atramentowe nocne niebo. Przetoczyła się przez Dover, rozbłysnęła nad ich dworem, ale wciąż nie znał przyczyny jej powstania; wydawała się dziwna, nienaturalna, obca. Czy ktoś tu był, Fantine? Miał na ręku Mroczny Znak, wielu mogłoby chcieć jego śmierci - lecz nie sądził, by jego dom mógł przyciągnąć wrogów tak potężnych, którzy władni byliby wywołać tak potężne zjawiska. Aż tak ważny nie był. Evandra nieprzytomna - zraniona pod jego nieobecność, długie lata temu poprzysiągł ją chronić. W ten sposób? Nie wszystko już do niego docierało, część informacji jego jaźń wciąż wypierała, nie wiedzą? Ostatnie radości umykały z jego rąk, stracił Harriett, stracił Deirdre - a teraz stracił Evandrę, żałość przygniatała go swoim ciężarem aż do ziemi, choć nie poznał jeszcze nawet połowy straconych imion.
- Ciii - szepnął, zagarniając siostrę w ramiona, ciągnąc ją ku sobie, sponad jej ramienia bez zrozumienia zatrzymując wzrok na twarzy Melisande. Objął Fantine czule, troskliwie; objął ją silnie, sytuacja ją przerosła. Nie miał jej niczego za złe, nie musiała go przepraszać, jeśli ktokolwiek był tutaj winny - to tylko on, temu, że nie było go na miejscu, kiedy był potrzebny. Oparł brodę na jej głowie, zagarniając ją bliżej siebie, wciąż intensywnie wpatrując się w źrenice starszej z sióstr zupełnie jakby sądził, że wyczyta z nich odpowiedzi na kłębiące się w nim wątpliwości. Musiał pomówić z medykami, złożyć kondolencje matce, pożegnać ojca. Widok jego zimnego ciała będzie okrutnie trzeźwiący, już o tym wiedział. - Spokojnie - nie był pewien, czy mówił to do trzymanej w ramionach Fantine czy do Melisande, na którą wciąż patrzył, czy najbardziej - do samego siebie. - Matka jest w swoich komnatach? - Bezpieczna? Cała? Zdrowa? - Was też muszą obejrzeć medycy. - Nie dać się przytłoczyć emocjom, nie ukorzyć się przed nieszczęściem, znaleźć w sobie siłę: która pozwoli mu być tak silnym, jak silnym zawsze był ojciec. To nie będzie łatwe. To nigdy się nie uda, nie był nim. Za nimi ciężka i bezsenna noc, z wolna świtało, ale wiedział, że żadne z nich nie było wciąż gotowe na odpoczynek. Ta noc miała zmienić wszystko - nie wiedzieli jeszcze, że w grę wchodził cały świat, przez który przeszedł ten potworny kataklizm.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Jadalnia [odnośnik]24.09.17 0:58
Siedziała, obserwując uważnie siostrę, spoglądając na barta. Próbując zanalizować wszystko, przejrzeć, sprawdzić czy istniała możliwość, by sprawy miały się inaczej. Ale podświadomie czuła, że los nie pozwoliłby na to, by cokolwiek potoczyło się nie po jego myśli. I nienawidziła go za to. Za to, że zawsze dopinał swego. Za to, że skręcał ścieżki, albo kompletnie je zamykał nawet nie pytając o zdanie tych, których to dotyczyło.
Stracili ojca i nie mogła w to nadal uwierzyć. Chyba ciągle tkwiła gdzieś na granicy pomiędzy, jakby nie będąc w stanie uwierzyć w to, co właśnie usłyszała, co właśnie się działo. Jakby nie będąc sobie w stanie wyobrazić świata bez niego, który po prostu kłócił się w zwyczajowym postrzeganiu rzeczywistości. A jednocześnie czuła, gdzieś w głębi siebie, że wszystko to jest prawdą. Miała jakieś nieodzowne wrażenie, przeczucie, że ojca już nie ma na tym świecie. Całkiem irracjonalne, kompletnie do niej niepodobne, a jednak gnieżdżące się w jej środku.
Siedziała więc, przesadnie prosto, ściskając dłoń siostry nie będąc w stanie nic powiedzieć. Na pobladłej twarzy nie drgał żaden z mięśni, usta pozostawały lekko odchylone, nie wiedząc kiedy zaczęła oddychać przez nie. A to jeszcze nie był koniec.
Evandra. Kolejne słowa Fantine jedynie dodały ciężar który zwalił się na jej wnętrzności powodując nieprzyjemne uczucie. Przecież, nie potrafiła tego pojąć. Jak medycy mogli nie wiedzieć. Wszak to im zawierzano z życiem, w chorobie, z nadzieją, że pomogą z niej wyjść. A jednak zawodzili, właśnie teraz.
Zacisnęła drugą z dłoni, którą trzymała na kolanach. Sparzona skóra naciągnęła się przynosząc ból. Ale w tej chwili drażniące uczucie zdawało się jedynym, które przypominało jej, że żyje, wyrywało z bezcielesnego dryfowania nad wszystkim, jakby w nagłej chęci opuszczenia tego miejsca. Powinna być silna, wiedziała że tak, jednak czuła jak śmierć ojca zabiera z niej ważną część i nie potrafiła zatrzymać tego rozłamu.
Niebieskie tęczówki nie odstępowały na krok brata, patrząc jak przyciąga siostrę, jak pociesza ją, starając się zabrać z barków brzmię ciężkie i trudne, takie, którego nie była w stanie unieść - wiedzieli to. Ale i ona czuła się słabo. Cieszyła się, że siedzi, bojąc się, że gdyby tylko wstała, kolana odmówiłby jej posłuszeństwa i ugięły się pod ciężarem doznań i przeżyć. Nawet nie pomyślała o medykach - nie, dopóki Tristan o nich nie wspomniał. To, co wyrwało ją z sypialni i rzuciła na cmentarz poważnie raniąc, zabrało jej też siły, ale gorejąca w środku potrzeba powrócenia do domu zatarła potrzebę wyleczenia ran.
- Poślijmy Prymulkę. - zaproponowała cicho. Od dzisiaj, od teraz, to Tristan podejmował ostateczne decyzje, chciała jednak pomóc mu jak najmocniej tylko potrafiła, choć zdawało jej się, że słowa są bzdurne a ich brzmienie obija się głucho w jadalnie.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Jadalnia [odnośnik]10.10.17 19:38
Z wdzięcznością przyjęła ramiona brata, pozwoliła otoczyć się ramionami i przylgnęła do jego piersi niczym mała dziewczynka szukająca pocieszenia u swojego opiekuna; bo właśnie nim wszak się stał tego dnia. Chcąc, czy nie, musiał zająć się rodziną, całą ich rodziną - nie tylko żoną, lecz i matką, siostrami. Nie wątpiła, że temu podoła, choć bała się tego, co teraz będzie. Czuła się tak, jakby ich życiu zabrano kolejny, utrzymujący je w stabilności i bezpieczeństwie filar - najsilniejszy i najpotężniejszy z nich. Tristan musiał znaleźć w sobie siłę, by go zastąpić, choć jego miłość, zaledwie kilka pięter wyżej bliska była śmierci.
-Nikogo nie widziałam - powiedziała cicho Fantine, ocierając łzy z policzka wierzchem dłoni. Drugą zacisnęła na szacie brata w obawie, że zaraz się odeń odsunie -To była... dziwna, czarnomagiczna siła. Pękła szyba w okiennicy... albo coś ją zbiło, nie potrafię powiedzieć... kiedy tam wbiegłam szkło uniosło się nad podłogą i jakby kierowane czarnomagicznym zaklęciem wbiło się w jej ciało... Raniło ją raz po raz, a ja nie potrafiłam jej pomóc - wracając do minionej nocy wspomnieniem znów poczuła ból, mocniej w sercu, niż przez drobne rany, które okruchy jej zadały. Z rzadka zdarzało się, by Fantine przestawała myśleć o sobie, lecz zawsze, naprawdę zawsze, choćby i pozory myliły, najbliższa rodzina była dlań najważniejsza.
Matka, Melisande, Tristan.
Lady Evandry nie znała wciąż tak dobrze, a między Merlinem a prawdą - bardziej niż o jej życie lękała się o starszego brata i cierpienia z jakim przyjdzie mu się zmierzyć, jeśli ją straci.
Zamknęła oczy, wtulając policzek w pierś Tristana, dotyk jego dłoni na włosach i pełen opanowania głos działał na nią kojąco, choć wiedziała, że i nim targają silne emocje.
-Tak - potwierdziła, gdy spytał o matkę -Nie doznała dotkliwej krzywdy... Fizycznej, bo... - nie musiała przecież kończyć. Strata ojca i męża dotknęła tego ranka ich wszystkich, a cierpienia nie szło ująć choćby w słowa.
Nagle oswobodziła się z objęć brata, ucałowała go w policzek, przelotnie pogładziła drugi opuszkami palców - nie odeszła jednak, odwróciła się od niego tylko po to, by nie pytając o zgodę objąć Melisande ramionami, przygarnęła ją do siebie mocno i czule, a kilka jej łez zniknęło we włosach starszych sióstr, nim szepnęła: -Tak się bałam, że Ciebie także stracę.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Jadalnia [odnośnik]12.10.17 1:44
Stabilny grunt, po którym dotąd stąpali, nagle zatrząsł się i zapadł całkowicie nieodwracalnie. Co minęło, już nie wróci, tam gdzie wczoraj kwitło życie - dzisiaj wszystko wyginęło; ojciec, Evandra, nawet matka, Fantine miała całkowitą rację, w tym momencie nie miało już znaczenia na ile - i czy w ogóle - została zraniona fizycznie, psychicznie musiała być zdruzgotana wszystkim, co się wydarzyło. Nie tylko odejściem męża, najstraszliwsze w tym wszystkim wydawało mu się brutalne naruszenie ich domowego miru; żadne z nich zapewne nigdy, nawet w najstraszliwszych koszmarach, nie spodziewało się, że jakakolwiek magia jest w stanie przedrzeć się przez zaklęcia ochronne rodzinnego dworu. Sądził, że byli tutaj bezpieczni, on, jego siostry, jego żona, jego rodzice, jego przodkowie, wszyscy: nic bardziej mylnego, stare mury różanego dworu ugięły się jak z waty przed siłą potężniejszą od wszystkiego, co dotąd znał - a znał przecież wiele. Dziwna magiczna moc nie mogła być przypadkiem, ale - czy była zaskoczeniem dla Czarnego Pana? Był pewien, że sytuacja rozjaśni się już wkrótce, póki co - musiał zadbać o rodzinę. Pomimo pogruchotanego serca i umysłu, skruszonej myśli, odnaleźć w sobie siły i zdecydowanie, dystans, które pozwolą mu godnie zastąpić ojca. Był wielkim człowiekiem, dorównać mu nie będzie łatwo. Niezależnie od wszystkiego.
Prymulka, uwaga Fantine była słuszna - i dopiero po chwili dotarło dla niego, dlaczego wydała sugestię, nie rozkaz do skrzatki. Nie prosił się o tę odpowiedzialność i nawet jej nie chciał, był przyzwyczajony do władzy nieobarczonej oceną, zawsze za kimś - kto zbierał baty za wszystkie jego przewinienia. Był jednak Rosierem i krwią z krwi swego ojca, nie zamierzał ani popisywać się strachem ani wycofaniem. Musiał wziąć ten ciężar na siebie - i znieść go najlepiej, jak potrafił. Musiał być silny - dla nich. Obawiał się, że tego dnia być może stracili również matkę.
- Prymulko - odezwał się więc sponad głowy Fantine, nie podnosząc głosu - dobrze wiedział, że skrzatka czaiła się w pobliżu, gotowa do działania. - Wezwij magomedyków, potrzebujemy pomocy. - Nie interesowało go, czy zniszczeń było więcej, czy magomedycy nie mieli teraz rąk pełnych roboty, jego rodzina była wszak priorytetem. - Zapłacimy, jeśli będzie trzeba - dodał więc zapobiegawczo, nie kontynuując tematu, potrzebne pieniądze nie grały tutaj roli.
Szkło powstające magiczną mocą i atakujące Evandry jak koszmarny byt brzmiały jak straszliwa klątwa - rzucona na kogo? Na nich, na niego, na ten dom? Na Dover - na całą Anglię? To wszystko brzmiało jak bardzo zły sen. Nie wypuszczał młodszej z sióstr z ramion, czule gładząc ją w objęciach - dopóty nie wyrwała się z nich sama, obejmując Melisande. Tak, on też się bał. Bał się o nie obie. Nie drgnął z miejsca, przenosząc wzrok na boczną ścianę, za szybę okna, w którą powoli zaczynał bić deszcz. Deszcz czy grad? Żywioł nie przestawał się gniewać, atakując agresywnie. Nieprzerwanie, ciągle i morderczo. Ostrzegawczo?
- To może potrwać dłuższą chwilę - Przybycie magomedyków. - Powinnyście odpocząć. - Musiały zaznać snu, jutrzejszy dzień będzie trudniejszy od jakiegokolwiek dnia dotąd; rzeczywisty, realny, nieodwracalny i pełen wymuszonych sztucznych kondolencji. Jutro - jutro odwiedzi Evandrę. Dziś nie był na to gotów. I musiał iść do rezerwatu, im szybciej tym lepiej.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Jadalnia - Page 2 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Jadalnia [odnośnik]12.11.17 17:38
Pozwalała by to Fantine mówiła, a Tristan podejmował decyzje – wszak od dziś, choć jeszcze trudno jej było przywyknąć do tej myśli, to on był decydentem w każdej sprawie – ona zaś siedziała milcząco próbując logicznie poskładać wszystko w całość i wspomóc obecnością rozedrganą Fantine. Chociaż nie radziła sobie dobrze ze składaniem wniosków – zdawało się, że brakuje jej znaczących elementów układanki, które pozwoliłby złożyć wszystko w całość. Nie wygłaszała więc referatów, nie snuła domyśleń cicho wspierając siostrę i podsuwając rozwiązanie, nie wyrywając się z podejmowaniem samodzielnych decyzji. Wcześniej podejmował je ojciec, teraz ostatnie słowo należało do jej brata, ona mogła jedynie służyć mu radą, wiedząc, że przyjmie jej słowa, skorzysta z nich, jeśli będą niosły ze sobą coś pomocnego, lub wytknie błąd w rozumowaniu dając jej lekcję z której będzie mogła spokojnie skorzystać w przyszłości.
Obejmujące ją ramiona siostry zdziwiły ją. Melisande nie należała do grona ściskających namiętnie i gorliwie, mocniej trzymała swoje reakcje i rzadziej poddawała się emocjom, choć nie była mistrzem opanowania. Zdarzało jej się jeszcze zachować lekkomyślnie, ale walczyła z tym wiedząc, że musiała wyzbyć się niedoskonałości. Objęła siostrę, spoglądając na brata.
-Już dobrze, Fantine, nic mi nie jest. - powiedziała spokojnie, unosząc dłoń i umiejscawiając ją na plecach siostry. - Z komnat wyciągnęły mnie ogniste maszkary, trafiłam na cmentarz w Hogsmeade. - zwróciła się bezpośrednio do niego, nie miała pojęcia z czym się zetknęła, jednak sądziła, że powinien wiedzieć wszystko, co zdawało się być chociaż odrobinę ważne. Zawierzała mu całkowicie i wierzyła w jego mądrość. Był ich protektorem, księciem - teraz już królem - róż, dbał o nie i to nie miało się nigdy zmienić. Pogoda na dworze nieprzyjemnie znaczyła swoją obecnością głucho obijając się o okna jadalni, a ona trwała sztywno w objęciach siostry. Wystraszyła się, ale wiedziała, że noc nie miała się jeszcze skończyć. Oparzenia na dłoniach i lekko zwęglone włosy zdawały się niczym, choć spalona skóra wyglądała brzydko. Nie zależało jej jednak na jej gładkości, choć wiedziała, że to ona robiła z niej cenną i piękną kandydatkę. - Rezerwat? - zapytała tylko, bowiem przez jej głowę nie mogły nie przechodzić obawy związane z tym miejscem - ich miejscem. Które uwielbiała, które kochała i którego nie chciała tracić. Co więcej, martwiła się o podopiecznych, bowiem w jakiś sposób zżyła się z nimi. Wiedziała, wiedziała że miał rację, że powinny odpocząć, a jednak musiała zapytać, musiała pokazać mu, że jest gotowa stać u jego boku nie wystrzegając się ciężkiej pracy w ważnej sprawie - ich sprawie. Zostanie, jeśli taka będzie jego wola. Pomoże, jeśli tego właśnie będzie chciał. Od dzisiaj do niego należało ostatnie słowo, zdanie i każde polecenie, które padnie z jego ust winna wykonać bez mrugnięcia. I postanowiła, że tak też będzie. Zdawała sobie sprawę, że przejęcie roli pana domu w taki sposób nie jest czymś, o czym marzył, chciała więc możliwie najlepiej ułatwić mu tą sprawę.
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Jadalnia [odnośnik]14.11.17 18:05
Wszystko to było jak bardzo zły sen, który nie chciał minąć. Siedząc przy Evandrze szczypała skórę na przedramionach kilkukrotnie łudząc się, że nadejdzie przebudzenie - myliła się; koszmar trwał nadal, a chociaż towarzystwo Tristana i Melisande przynosiło ukojenie, nie sprawiło, że ból zniknął. Wciąż tam był, bardzo żywy i dotkliwy. Rana, która zdawała się Fantine zabliźniona, rozdarła się na nowo i wiedziała, że to dopiero początek - miała się jątrzyć i ropieć przez następne dni, tygodnie, miesiące.
To niesprawiedliwe, myślała. Najpierw stracili Marianne, słodką i dobrą Marie, najpiękniejszą z Róż, najmilszą córkę, siostrę, zonę i matkę, nigdy nie przeboleli tej straty, a los zesłał na nich kolejną, bezlitośnie odbierając ojca. To niesprawiedliwe, myślała wciąż, czyż nie dość już wycierpieliśmy? Nie obchodziło ją, czy ktoś w świecie cierpiał mocniej, czy stracił więcej, czy dotkliwiej został przez fortunę potraktowany - liczyło się tylko jej własne cierpienie i ból rodziny, który pragnęła ukoić, lecz nie miała pojęcia jak.
-Dziękuję - szepnęła w odpowiedzi na polecenia wydawane przez brata skrzatce; nie była dotkliwie zraniona, Melisande ucierpiała mocniej, lecz troska Tristana o nie obie nie mogła pozostać bez odpowiedzi.
Melisande musiała wybaczyć jej przesadzone reakcje i czułe uściski; od zawsze najbardziej podatna była na działanie emocji - gdy się złościła, gniew Fantine przypominał ogień, kiedy cierpiała - wszystko zdawało się jej końcem świata. Cofnęła ramiona, prostując się i ocierając łzy jedwabną chusteczką, którą odnalazła w ukrytej kieszeni spódnicy. Milczała chwilę, przysłuchując się rozmowie - miała nadzieję, że choć rezerwat, ich rodowe dziedzictwo, nie ucierpiał znacznie. Nie wiedziała o smokach tak wiele jak Tristan, czy Melisande, lecz darzyła te stworzenia niezwykłym sentymentem i przywiązaniem, które było nieodłączną częścią duszy każdego Rosiera. W końcu jednak zdecydowała się odezwać, zadając pytanie, które trapiło ją od kilku godzin.
-Czy masz wieści o Ramseyu? - słowa te kierowała do Tristana, on był z nim wszak najbliżej, lecz i ona darzyła Mulcibera dziwnym sentymentem i troską, dla niej wciąż w pewien sposób pozostawał członkiem rodziny, choć nie płynęła w nim ani kropla królewskiej krwi Rosierów.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457

Strona 2 z 9 Previous  1, 2, 3, 4, 5, 6, 7, 8, 9  Next

Jadalnia
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach