Wydarzenia


Ekipa forum
Gabinet
AutorWiadomość
Gabinet [odnośnik]03.05.15 1:54

Gabinet

Gabinet  jest miejscem, które rzadko użytkowane jest zgodnie z pierwotnym przeznaczeniem; tylko czasem, wieczorami, czarodzieje przeglądają tu traktaty o smokach lub rodowe księgi. Nieduży regał wypełniony jest tomiszczami nie tylko z zakresu smokologii, ale również tomikami poezji, głównie francuskojęzycznymi. Tuż przy nim stoi fotel obity miękkim jasnym jedwabiem. Pod ręką znajduje się również wysoki stolik, podstawiony, by móc na nim ułożyć szklankę lub inną podręczną rzecz. Na przeciwległej ścianie wisi kilka skrzyżowanych ze sobą zabytkowych szpad należących do rodziny. Ścianę zdobi barwny arras ze sceną ogrodową, a centralne miejsce zajmuje solidne, ciężkie biurko.
Mistrz gry
Mistrz gry
Zawód : -
Wiek : -
Czystość krwi : n/d
Stan cywilny : n/d
Do you wanna live forever?
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarodziej
Gabinet Tumblr_mduhgdOokb1r1qjlao4_500
Konta specjalne
Konta specjalne
http://morsmordre.forumpolish.com/ http://morsmordre.forumpolish.com/t475-sowa-mistrza-gry#1224 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 http://morsmordre.forumpolish.com/ https://www.morsmordre.net/t2762-skrytki-bankowe-czym-sa#44729 http://morsmordre.forumpolish.com/f124-woreczki-z-wsiakiewki
Re: Gabinet [odnośnik]04.10.17 0:09
19 maja
Westchnął, wahając się w progu. Nie chciał załatwiać tego w ten sposób - naprawdę nie chciał - ale czy mógł zrobić cokolwiek innego? Zadarł brodę, fular pod jego szyją wciąż miał barwę żałobnej czerni, a kołnierz pozbawiony był złotego błysku rodowych ozdób - żałoba była żywa w nich wszystkich, a schedą, jaką pozostawił mu ojciec, była również władza nad rodziną. Zamknął za sobą drzwi, przechodząc bliżej bocznych szafek i obrzucając spojrzeniem ich powierzchnię - wyglądały, jakby ojciec jeszcze wczoraj załatwiał tutaj swoje sprawy. Próbował sobie przypomnieć, kiedy po raz ostatni przywoływał tutaj swoje córki - nie pamiętał. I nieustannie zadawał sobie pytanie - co zrobiłby on? Z pewnością nie zachowałby się tak, jak jego pierworodny, nie przyprowadziłby kochanki do domu zmarłego, którego ciało jeszcze nie ostygło, ale ten fakt nie był istotą sprawy. Istotą było coś znacznie poważniejszego i bardziej niepokojącego, relacja Melisande jeżyła włos na głowie nieposłuszeństwem, bezczelnością i arogancją Fantine. Nie byłoby w tym niczego złego, gdyby tylko te wszystkie przewinienia nie były wymierzone w niego, jej rodzonego brata. Przypuszczał, że kierowała nią ślepa zazdrość, rozkapryszenie, ale Fantine nie była już dzieckiem - i musiała na pewne aspekty uważać nieco bardziej. Nie miał pojęcia, jak to wszystko mogłoby się skończyć, gdyby starszej z sióstr nie było na miejscu. Kochał je obie, ale nie mógł sobie pozwolić na podobne cyrki - nigdy więcej. Ani wobec Deirdre, ani wobec nikogo innego, to wyglądało niepoważnie, a on musiał zacząć budować własną reputację - i własny szacunek, jako lord, jako dziedzic, jako pełnoprawny potomek tego domu. Ta rozmowa miała być starannie wyreżyserowanym przedstawieniem, spektaklem, który uzmysłowi Fantine, że posunęła się o krok za daleko. Że musi się wycofać i nie przekraczać naruszonej granicy nigdy więcej. Nie było mu łatwo, dotąd żadna ze spraw, którą miał zamiar poruszyć, nie spoczywała na jego barkach. Nikt nie rodzi się z szacunkiem, szacunek zdobywa się osądami, działaniem i mądrością. Ojciec odszedł, ale zdołał go przed śmiercią wiele nauczyć - choć być może w przeciągu ostatnich miesięcy przyjął od niego więcej doświadczenia, niż w przeciągu ostatnich paru lat.
Obszedł biurko, zasiadając na ustawionym przy nim fotelu. Nie udawał że jest zajęty - czekał - splatając przed sobą dłonie wsparte o twardy blat łokciami. Z pewnością zdołała przeczytać już list zostawiony w jej komnatach, przymknął oczy, zbierając chaotyczne myśli i układając pragnienia w słowa, to będzie trudna rozmowa. Być może trudniejsza, niż kiedykolwiek.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet [odnośnik]04.10.17 1:05
Gniewne syknięcie bólu przecięło ciszę niczym ostrze, niemniej nieprzyjemne było spojrzenie niebieskich oczu jakim została obdarzona skrzatka. Stworzenie odwróciło głowę, by poprawić zasłony zgodnie z życzeniem, a zaczarowane szczotki pociągnęły pasmo włosów nieco zbyt mocno. Skuliła się w sobie, marząc tylko o tym, by móc odejść już do kuchni i zająć się przygotowaniem obiadu, nim Rosierówna rozkaże jej ukarać się ponownie, tak jak uczyniła to rano - za zbyt gorąca herbatę, którą jej podała. Bywały takie dni od której zarówno służba, jak i matka, czy siostra wolały się od Fantine trzymać z daleka. Ginęła gdzieś rozkoszna istota, a zamiast niej wychodziło na jaw zepsute wnętrze, które paliło przy najdelikatniejszym dotyku. Najlepiej było przeczekać, aż złość minie samoistnie - lecz Fantine bez służby, samodzielnie funkcjonować nie potrafiła, więc ta była skazana na katorgę przez jej kaprysy i wybuchy złości, których w zaciszu własnych komnat nie kontrolowała.
Różane usta już rozchylały się, by coś powiedzieć, gdy w szybę coś zapukało. Skrzatka pstryknęła palcami, a jej magia uchyliła okiennice - do środka zaś wleciała sowa. Sowa nie byle jaka, bo doskonale Rosierównie znana, choć listów wcale nie przynosiła jej często. Sądziła, że Tristan, bo właśnie brat był właścicielem owej sowy, wrócił już z wypraw, lecz przez chwilę miała wrażenie, że była w błędzie i może to nawet lepiej, bo wcale nie miała ochoty na rozmowy z nim - jeszcze nie teraz.
Kilka uderzeń serca później zgniotła pergamin w palcach, jakby to on uczynił jej realną krzywdę, zaciskając przy tym usta tak mocno, że aż zbielały. Przez chwilę miała ochotę rozkazać skrzatce przekazanie bratu odmowy. Była zajęta, nie miała czasu na konwersacje o jego orientalnej rozrywce. Lord Flint miał przybyć niebawem, by osobiście złożyć jej kondolencje i wesprzeć w tych trudnych chwilach przy filiżance herbaty - dlatego siedziała przy toaletce, w strojnej, choć żalobnie czarnej sukni, z różą wpleciona w finezyjne upięcie włosów, pachnąca różami. Nie sądziła, aby dobór nieodpowiedniej chwili był dziełem przypadku, och, za dobrze znała swojego starszego brata - wszystko było starannie zaplanowane, a ona wcale nie spotka już dzisiaj Lorda Flinta. Tego była pewna.
Odmawiając tego, co unieuniknione, jeszcze bardziej rozgniewałaby swego brata, a nie wątpiła, że właśnie takiego go zastanie, skoro pisał o Wyspie Sheppey. Nie wiedziała tylko któż tak prędko do niego przybiegł. Prymulka, zdrajczyni Melisanda, czy też jego egzotyczny kwiatuszek nie zdołal się powstrzymać przed skargą? Nie, tego wolała nie robić. Bywała butna, zbyt butna, lecz nie aż tak głupia.
Dopiła więc herbatę, zaklęciem spopieliła skrawek pergaminu, na którym nakreśliła kilka odmownych słów i opuściła wlasne komnaty, a krocząc korytarzami Chateau Rose próbowała wyciszyć własną złość i emocje, uspokoić wzburzoną krew i przywołać na twarz maskę.
Tak właśnie zjawiła się w gabinecie: pozornie spokojna, dumnie wyprostowana i z uniesioną brodą; zdawała się być jedynie uprzejmie zainteresowana, gdy, splatając przed sobą dłonie, spojrzała na Tristana i wyrzekła:
-Życzyłeś sobie mnie widzieć.
Okiennicę wczesniej uchylono, lecz powietrze zdawało się Fantine ciężkie i gęste. Tak jak zazwyczaj bywało tuż przed burzą.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Gabinet [odnośnik]04.10.17 20:38
Nie tak zwykle witali się po dłuższej rozłące, a jednak Fantine zdawała się odnajdywać w tej grze z gracją; gracją podobną do której, którą szafował on sam, nieznacznie lepiej od niego radząc sobie z kłamstwem. Kłamstwem, znał ją dość dobrze, by wiedzieć, że nie była temu obojętna - choć po ostatnich wydarzeniach miał powody, by w to zwątpić. Zastukał palcami w blat stołu, wspierając się na tylnym oparciu ojcowskiego krzesła, śledząc każdy jej ruch, kiedy wchodziła do środka komnaty. Bez satysfakcji, bez zresztą żadnego wyrazu, wciąż poszukując w myślach najlepszego rozwiązania. W tej rozmowie nie było miejsca na błędy.
- Tak - odparł spokojnie, unosząc ku niej spojrzenie, na krótko spoglądając prosto w jej oczy. W jego oczach było mniej złości, zdołał ją już opanować, więcej - zawodu. Ojciec zdążył go nauczyć, że nerwy i krzyk nie są dobrymi doradcami w trakcie załatwiania podobnych spraw. - Usiądź, proszę - nie rozkazał, a zaproponował, wskazując krzesło znajdujące się naprzeciw siebie, miała wszak na stopach niewygodne buty. - To potrwa - wyjaśnił, wydać mógł się przy tym nieco zamyślony. Nie sądził, żeby rzeczywiście mieli rozmawiać o tym godzinami, raczej chciał coś zaakcentować: - Lord Flint został o tym uprzedzony - kontynuował więc, nie odejmując zbyt chłodnego spojrzenia od jej twarzy, przejął obowiązki ojca, więc przejąć musiał również jego odpowiedzialność - i dyscyplinę, którą zawsze potrafił w tej rodzinie utrzymać. Z większym lub mniejszym skutkiem, nawet jemu czasem tylko się wydawało, że ma kontrolę nad swoimi dziećmi. - Oddalił się, przyjmując do wiadomości, że nie znajdziesz dla niego dzisiaj czasu. - Na początku ustalmy jedno: kto w tym domu podejmuje decyzje. Nie była to ona, bez względu na to, co jej się nagle zaczęło wydawać, słyszał historie o ludziach - głównie dzieciach, ale czy Fantine nie była dzieckiem? - którzy pod wpływem morskiego wiatru, niesionej przez niego bryzy, tracili rozum; wpadali w trudną do wyjaśnienia manię, może to właśnie spotkało jego siostrę, może to wszystko miało swoje sensowne uzasadnienie, a ona nieświadomie i nie z własnej woli tak bardzo go zawiodła.
Nie. Wiedział, że zrobiła to celowo.
- Szantaże emocjonalne przychodzą ci naturalnie i jeszcze zachowują pewną klasę - podjął w końcu z pewnym zastanowieniem, zupełnie jakby na nowo zaczął analizować wszystko, co dotąd zdołał usłyszeć - z lekkim niedowierzaniem. Szantażowała jego kochankę, wyrzucając jej w twarz zdrowie Evandry. - Ale bezmyślnie rzucane wyzwiskami bez większego powodu wydawało mi się znacznie poniżej twojego poziomu. Powiedz, Fantine, co się stało, że ty, lady Rosier, pani różanego ogrodu, potomkini władców hrabstwa Kent, dziedziczka Mahaut, krew z krwi francuskich królów, dała się wytrącić z równowagi zwykłej prostytutce, tracąc po drodze klasę, przyzwoitość, elokwencję i zdrowy rozsądek? - Powinien podziękować Deirdre, że zachowała w trakcie tej rozmowy klasę, o swojej siostrze powiedzieć tego samego nie mógł. To ona szafowała epitetami, brudna, żółta - naprawdę? - to ona odnosiła się do niej sugestiami tak subtelnymi, jak cięcie toporem, to ona rozogniła ten konflikt; zwykle nie interesowało go, jak zwracała się do innych, być może powinno: nie mogła być w swoim narcyzmie głupia.
- Chcąc oszukać świat, stosuj się do świata - wyrecytował płynnie, lekko wchodząc w szekspirowski rytm. Deirdre jej się nie podobała - w porządku - ale powinna wiedzieć, że nie pozbędzie się jej dziecinnym tupnięciem nogi. - Ubierz w uprzejmość oko, dłoń i usta - urwał, upewniając, się, że dotarło do niej mocniej zaakcentowane słowo - wyglądaj jako kwiat niewinny, ale niechaj pod kwiatem tym wąż się ukrywa - szekspir był skarbnicą mądrości, odnajdywał się na teatralnej scenie życia lepiej, niż ktokolwiek inny i najdoskonalej wskazywał na konieczność pełnienia podejmowanych ról. - Naprawdę pokazałaś jej wszystkie swoje karty przed rozpoczęciem gry? - Utkwił na niej spojrzenie, wyczekująco, z zawodem, bo spodziewał się po niej więcej. Subtelna sztuka manipulacji była jej bliska, a tym razem dała się porwać fali emocji tak bardzo, że zapomniała o niej całkowicie, popełniając błąd za błędem, przedstawiając Deirdre cały wachlarz własnych emocji, od zazdrości, przez złość, po żal i niezadowolenie. Fatalnie, Fantine.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet [odnośnik]04.10.17 21:53
Sytuacja zdawała się nienaturalna, nieprzyjemna atmosfera towarzyszącą temu spotkaniu ciążyła, gęste powietrze dławiło. Powinna rzucić mu się na szyję, ucałować oba policzki, wyznać jak bardzo tęskniła i opowiedzieć co działo się na dworze podczas jego nieobecności - lecz nie mogła tegi uczynić. Nie chciała. Musiała grać swoją rolę, trzymać sztywną sylwetkę i panować nad mimiką, nie mogła pozwolić się wytrącić z równowagi. Trzymała nerwy na wodzy, nie pozwalając by złość przemknęła cieniem potwarzy, by błysnęła w oczach.
-Dziękuję - odrzekła i usiadła na wskazanyn krześle, wciąż wyprostowana i z dumnie uniesioną brodą i wbiła w brata pytające spojrzenie, jak gdyby przyszła do niego nieświadoma powodu wezwania, lecz uprzejmie nim zaciekawiona.
Tak jak przypuszczała - nie miała już spotkać w dniu dzisiejszym lorda Flinta. Uniosła brwi w wystudiowanyn wyrazie lekkiego zaskoczenia i wzruszyła beztrosko ramionami dodając: -Cóż za szkoda!
Nie odwróciła spojrzenia nawet wówczas, gdy nie tracąc czasu przeszedł do meritum i powodu tegoż spotkania. Doskonale. Pragnęła przejść przez tę rozmowę jak najszybciej i nie tracić nerwów na błądzenie dookoła, brat zdołałby namącić w jej umyśle, gdyby tylko zechciał, a do tego dopuścić nie mogła. Odwzajemniala spojrzenie brązowych tęczówek niewzruszona, nawet wówczas gdy jął ją obrażać. Spodziewała się tego, zawoalowanych przytyków i złośliwości, próby ośmieszenia i wzbudzenia w niej wstydu.
Zamiast jednak zrobić pokorną minę, jąć przepraszać i obiecywać, że więcej się to nie powtórzy, spytała:
-Rozumiem więc, że wezwałeś mnie tu, by porozmawiać o zasobie mojego słownictwa, czyż nie? - z ust Fantine padło niewinne pytanie, niemal uroczym, lecz nie do mdlącej przesadt głosem -Z rozkoszą przyjmę od Ciebie kilka lekcji, zawsze miłowaleś piękne słowo mocniej ode mnie i piękniej pisałeś wiersze. Czyż to nie Szekspir, Tristanie? Makbet? Wyprowadzić mnie z błędu, jeśli się mylę.
Nie odpowiedziała wprost na zadane pytanie, sprowadzając jego wypowiedź do absurdu, jednakże wciąż, jeszcze chwilę zamierzała udawać, że wcale nie wie o co chodzi - była wszak przekonana święcie o własnej niewinności i braku przewiny. Tym większą złość budziło w niej to spotkanie i słowa brata. Nie miał prawa się na nią gniewac, skoro sam skazał ją na podobne towarzystwo - to on był winny zaistniałej sytuacji. Tego była pewna i nie zamierzała udawać, że jest inaczej.
-Och, najdroższy bracie - zaśmiala się krótko, perliście, jak gdyby prowadzili interesującą dysputę przy lampce wina podczas sabatu -Z przykrością stwierdzam, że mnie nie doceniasz, skoro naprawdę sądzisz, że odkryłam wszystkie swoje karty - rzekła łagodnie, z ciepłym uśmiechem na ustach, jakby pomylił się w osądzie jej preferencji co do deseru, splatając przy tym dłonie na podołku.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Gabinet [odnośnik]04.10.17 22:31
Przetarł lekko brodę, zastanawiając się nad jej słowami; pokrętnymi, całkowicie omijającymi temat, który podejmował. Nie odpowiedział od razu, w milczeniu wpatrując się w jej porcelanową twarz. Sądził, że uda im się przynajmniej porozumieć - jak zawsze - Fantine była kimś, komu ufał bezgranicznie, o kim wierzył, że będzie po jego stronie - niezależnie od wszystkiego - tymczasem nie próbowała go nawet wysłuchać. Był tym faktem nieco zażenowany - a zażenowanie jedynie pogłębiało się przez jej reakcje, które wzbudzały coraz silniejszy zawód. Odjął dłoń od brody, złożył ją na oparciu krzesła, lekko przekrzywiając głowę, kiedy jego spojrzenie nieprzerwanie intensywnie sięgało jej oczu.
- Między innymi - odparł w końcu. - Jak sądzisz, jak długo będę musiał czekać, aż dorośniesz do tego, by pojąć moje słowa w pełni? Nie potrzebujesz mnie, żeby ćwiczyć język - kontynuował nieco mentorskim, nauczycielskim tonem; jeśli chciała grać w ten sposób - mógł to ciągnąć na równie absurdalnym poziomie. - Mamy obszerną bibliotekę, gdzie znajdziesz wiele wspaniałych dzieł wielkich ludzi. Język najlepiej jest kształcić, czytając. Azjatkę można obrazić na sto bardziej wysublimowanych sposobów, niż określając ją brudną i żółtą - wyjaśniał jej kwestie oczywiste, bo skoro nie rozumiała bardziej złożonych, to te na początek musiały wystarczyć. Fantine nie była głupia - choć w tym momencie jak głupią ją traktował - bo do tego go prowokowała, pomijając sens dialogu.
- Nie, nie wątpię - zaprzeczył od razu, wciąż z kamiennym wyrazem twarzy. - Z pewnością chowasz w rękawie jeszcze wiele asów, Fantine. Domniemywam, że może nawet snujesz plany przejęcia władzy nad tym domem, niewielu tutaj dorównuje bystrości twojego umysłu. - W jego oku błysnęła złowroga iskra. - Ja jestem tylko napalonym podlotkiem, który traci rozum na widok kobiecego ciała - do tego go sprowadziła w tamtej rozmowie  - publicznie - twoja siostra nie jest zbyt rozsądna. - Sprzeciwiała się jej otwarcie, choć Melisande była starsza; tego również nie powinna robić. - Ojciec nie żyje - dodał, może już bardziej do siebie, niż do niej; czy on zdołałby nad nią zapanować? Ich rodzina zawsze miała ciasne więzi, Fantine zaczynała je niebezpiecznie rozszarpywać i rozluźniać, choć miała ku temu najmniejsze prawo. Bunt sam w  sobie był niebezpieczny, teraz już to rozumiał - pozostawiał blizny - nie mógł pozwolić, by najmłodsza z sióstr obróciła się przeciwko nim, roztrzaskując jedność. Byli jednym krzewem róży, splecionym ciasno kolczastymi gałązkami, które ich wszystkich czyniły silniejszymi. - Jak dobrze, że nie wszystkie autorytety upadły i wciąż mamy ciebie - wyznał tonem nienaznaczonym ironią, choć słowem ironią przeszytym. Nie miała absolutnego prawa podważać jego decyzji. Pokręcił lekko głową, nie sądził, by udało im się nawiązać dialog, na który liczył - nie po tym wystąpieniu - ale ostatecznie wcale nie musieli tego robić w tym momencie. Mogli to zrobić, kiedy Fantine do tego dojrzeje.
- Pozwolę ci to sobie przemyśleć w samotności - uznał w końcu. - Kiedy byliśmy dziećmi, ojciec często powtarzał, że głupota wynika ze zbyt dużej ilości wolnego czasu. - Stąd sztab guwernantek i nauczycieli organizował nam każdą wolną chwilę. - Być może to prawda, więc od dziś twój wolny czas zubożeje. Przydasz się w rezerwacie, Evandra jest osłabiona, a Evelyn nie zbliża się do rezerwatu od wybuchu anomalii, alchemiczne zdolności są tam dzisiaj na wagę złota. Przysłużysz się tej rodzinie pełnią swojego niezawodnego intelektu i wreszcie pokażesz nam wszystkim, jak się to robi. Codziennie, od południa do zmierzchu. Laboratorium jest do twojej dyspozycji, już w pełni odbudowane. O potrzebach będę informował cię na bieżąco. - Uniósł lekko brodę w bezwiednym książęcym geście, biorąc krótką przerwę na wysłuchanie protestu; miał dla niej więcej niespodzianek, choć druga trudniej przejdzie mu przez gardło.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet [odnośnik]05.10.17 1:40
Jego słowa bolały niczym ostrza wbijane prosto w serce. Sądziła, że przygotowała się na ból, który pragnął jej zadać, że zdoła go odeprzeć zbroją uprzejmości i pozornej obojętności. Przeliczyła się jednak słono. Nie była przygotowana na to, by prowadzić wojnę z własnym bratem i w głębi serca, pomimo złości na niego, wcale tego nie chciała. Pragnęła wymazać z pamięci tę wstrętną kobietę i ukryć się w bezpiecznych ramionach starszego brata. Nie potrafiła jednak przyznać się do błędu, którego we własnym mniemaniu wcale nie popełniła. Nie wiedziała czego Tristan właściwie od niej oczekiwał. Przeprosin? Kajania się? Pokory? To ona nosiła tytuł lady Kent, nie miała obowiązku dbania o komfort prostytutki.
-Doprawdy nie rozumiem Twojego jadu, złości i powagi - odrzekła w końcu Fanny, porzucając uroczy i niewinny głos, niczym tępe, nieprzydatne ostrze -To tylko prostytutka, dlaczego sprawa jest tak poważna? - dodała, nie ukrywając zdziwienia. Dziwki nie warte są zachodu i konfliktów z rodzoną siostrą, czy ojciec nie zdążył Cię tego nauczyć, Tristanie? -Czy z moich ust padło kłamstwo? Nieprawda? Nie. Nie zaprzeczysz temu. że jest brudną, żółtą prostytutką. To fakt, nie obelga. Zarzucasz mi jednako niestosowne słownictwo, może masz rację. Powinnam była powściągnąć język. Następnym razem niezmienną prawdę ubiorę w wysublimowane, piękne słownictwo, byś nie miał wątpliwości co do mojej elokwencji. Czy wówczas przestaniesz kierować przeciwko wlasnej siostrze irracjonalną złość? Czy Twoja orientalna zabawka jest warta tego konfliktu?
Mówiła spokojnie, głosem cichym, lecz pewnym i zdecydowanym. Nie zawahała się ani razu, nie zadrżała, nie odwróciła spojrzenia, wciąż uparcie patrząc mu głęboko w oczy. Starała się operować słowem i żonglować argumentami w sposób taki, by zrzucić z ramion ciężar winy, który Tristan uparcie na nich kładł.
-Zawsze sądziłam, że pan ojciec i Ty nigdy się nie mylicie, lecz nikt nie jest pozbawiony wad - oprócz mnie samej, rzecz jasna -Ironizuj, kpij, zarzucaj mi bezmyślność i przypisuj nieprawdziwe intencje, lecz powiedz mi otwarcie, że w moich słowach nie było prawdy. Że obecność tej upadłej kobiety nie zagraża życiu Twojej żony, że jej towarzystwo nie urąga mojej i Melisande godności. Sprowadziłeś pod dach naszego ojca, lorda Kent, skośnooką panienkę lekkich obyczajów, podczas gdy jego ciało jeszcze nie ostygło w grobu. Uważasz, że to w porządku? Że to normalne? Nie masz sobie absolutnie nic do zarzucenia? Nie obchodzi Cię, że ta kobieta nie tylko kala swoją brudną obecnością oazę naszego ojca, że nie potrafi okazać należnego szacunku ani Tobie, ani mnie? Czego ode mnie oczekiwałeś? Że przyjmę ją jak siostrę? Twoje romanse nigdy nie były moją sprawą i nigdy nie śmiałam wtrącać w nie własnego nosa, lecz nie będę biernie patrzeć na zagrożenie i obrazę, na które Ty jesteś ślepy. Czy w Anglii zabrakło już urodziwych kobiet, którym nie będziesz musiał płacić za cielesne uciechy? Dlaczego stawiasz skośnooką prostytutkę ponad własną rodzinę, gubiąc przy tym troskę o reputację swoją, moją i naszego rodu?
Nie potrafiła zrozumieć tego, co właściwie się działo w gabinecie ich ojca... A właściwie - teraz już gabinecie Tristana, który miał pełne prawo wymierzać jej kary i wyznaczać obowiązki. Nigdy nie sądziła, że do tego dojdzie. Nie z takiego powodu. Na litość Merlina! Zrozumiałaby jeszcze, gdyby nawet chodziło o przeklęta kurwę Lovegood, lecz naprawdę Tristanie? Chińska kurtyzana?
Skoro jednak był tak uparty...
-Dlaczego karzesz mnie za powiedzenie prawdy? - spytała drżącym od emocji głosem, przejmująco smutnym i zbolałym. Niebieskie oczy zaszkliły się od łez, a dolna warga zadrżała -Karzesz mnie za to, że chciałam Cię chronić, przed sobą samym, może kiedyś to dostrzeżesz.
Praca w rezerwacie? Nie, nie, nie, to musiał być tylko zły sen. Tristan by jej tego nie zrobił. Nie jej umiłowany brat. jej obrońca, jej różany rycerz. Miała ochotę uszczypnąć się w ramę. To musiał być zly sen.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Gabinet [odnośnik]05.10.17 11:29
Słuchał jej z uwagą, a kamienną maskę przybraną na twarz przerwał grymas irytacji; na krótko, obojętność powróciła szybko, Fantine była nieposłuszna. Nieposłuszna, butna i przeciwna sprawom, których nie pojmowała - powinna wiedzieć, że ich nie pojmuje. Powinna mu ufać. Powinna nie przerywać ustalonej przed wiekami tradycji kobiecymi dąsami. Przeniósł wzrok obok, zupełnie jakby całkiem serio zastanawiał się nad jej słowami - dopiero po chwili powrócił spojrzeniem z powrotem na jej twarz, lekko drżącą wargę, nie zależało mu na tym, żeby ją zranić - nie chciał tego. Zależało mu na tym, żeby zrozumiała - a tego osiągnąć nie potrafił. Przejmujący ton jej głosu docierał do niego i ranił go, jedynie rozdzierając otwartą przez nią ranę, wciąż szła w zaparte, jak koń z klapkami na oczach, więcej sobie dopowiadając, niż przyjmując własną percepcją.
- Sądziłem, że jesteś mądrzejsza - odparł najpierw z lekkim zawodem, wciąż jednak zachowując spokój: krzykiem nic nie zdziała, krzyk był zresztą dziecinny, mógł sięgać po niego wobec zwierząt, kiedy było to konieczne, ale nie wobec istot - wydawałoby się - rozumnych. - Przestań dramatyzować - poprosił uprzejmie, bo odpowiadanie na chaotycznie wyolbrzymiony wywód nie miało większego sensu; nigdy nie postawiłby jej ponad ród, a Deirdre nigdy nie wymagała, żeby to uczynił. - Tak, padło  - podjął w końcu, odpowiadając wprost na jej pytanie; tak, oczywiście, że z jej ust padło kłamstwo. - Deirdre nie jest prostytutką - już nie, była nią. Nieistotne, istotne był to, co kryło się za tymi słowami głębiej: w całej tej grze nie chodziło przecież tylko o pożądanie i tylko o to, że w istocie była jego orientalną zabawką, jak pierwszy określił ją wuj nestor; za wszystkim kryło się coś znacznie istotniejszego. Deirdre przede wszystkim była śmierciożerczynią, jego protegowaną, jego uczennicą, która potrzebowała lepszego schronienia niż dom publiczny - te sprawy znajdowały się jednak poza pojęciem Fantine i jeśli kiedykolwiek miał wątpliwości, czy powinien ją w nie wtajemniczyć, dowiedział się dzisiaj, że była na to zbyt dziecinna. - Powinnaś się zastanowić, czy sprowadziłbym pod własny - dom należał w tym momencie do niego, nie do ojca - dach zwykłą prostytutkę. Jeśli odpowiedź brzmi nie, oznacza to, że istnieją fakty, na które twoje oczy wciąż są zamknięte. Będziesz miała dużo czasu, żeby o tym myśleć. - Urwał, skinąwszy głową - będzie rad, jeśli następnym razem sięgnie po milsze, bardziej kurtuazyjne i bardziej przystające do jej klasy epitety. - Nie będzie następnego razu - zastrzegł jednak, objaśniając jej nowe zasady. - Obiecałem jej spokój, a ty ten spokój zakłóciłaś, jeśli zrobisz to po raz drugi, Prymulka odprowadzi cię z powrotem do Chatueu Rose i więcej nie wpuści cię do Białej Willi - Wyjątkowe zachowania wymagały wyjątkowych środków; Fantine musiała wreszcie dorosnąć. Nie musiała przyjmować jej jak siostry, nie musiała przyjmować jej wcale - ale dzika awantura, którą urządziła, nie była tym, co miał zamiar zbyć milczeniem. Sądził, że groźba upokorzenia na oczach Deirdre będzie wystarczającym straszakiem, nie chciał zabraniać jej wstępu do oazy ojca już teraz.
- Mówię ci otwarcie, Fantine, w twoich słowach nie było prawdy. Prawdą nie jest to, co postrzegasz relatywnie, ani to, co widzieć chcesz. - Miał sobie do zarzucenia wiele, ale na równie wiele sposobów potrafił swój czyn usprawiedliwić. W tym momencie najważniejsze było jednak to, że najmłodsza z sióstr jego słów nie powinna podważać, zwłaszcza publicznie. - Dostrzegam i jestem wdzięczny za twoją troskę - zarzekł się całkiem poważnie. - Już wspominałem, moje pożądanie przyćmiewa zdrowy rozsądek, jak na podlotka przystało, na szczęście wciąż mogę liczyć na radę młodszej siostry. - Nie był pewien, czy dostrzeże absurd jego słów, ale jeśli całkiem serio wierzyła, że potrzebował jej ochrony, to zaczynał wątpić również w to. Fantine żyła w swoim świecie, z którego musiał ją wreszcie wyciągnąć, nawet, jeśli miał to zrobić brutalnie i przemocą. - Nie karzę cię za to, karzę cię za osąd, który powinnaś mieć jaśniejszy i za nieposzanowanie gościnności - zadecydował. - Dlaczego nasza reputacja jest zagrożona, Fantine? - zainteresował się jeszcze - Zamierzasz komuś o tym powiedzieć? Napisać do Czarownicy, że goszczę kobietę, która znana jest w Londynie jako kurtyzana? Powiedzieć o tym Evandrze? - Jedyną, która w tym momencie zagrażała reputacji rodziny, była Fantine. Nikt poza nią tego nie uczyni - a najmłodszej z sióstr za sprawą jej ostatnich słów przestał ufać. Nie przyprowadził Deirdre na dwór, trzymał ją w ukryciu, gdzie nie mógł jej zobaczyć nikt, a sama Deirdre nie miała aspiracji do zmiany tego stanu rzeczy, doskonale rozumiejąc potrzebę dyskrecji.
- Jesteś pośród nas najdojrzalsza i najmądrzejsza - przyznał bez zawahania - czas już, byś spełniła wszystkie rodzinne obowiązki. Twoja praca w rezerwacie skończy się w dniu, w którym zakończy się nasza żałoba. Przyjmiesz wówczas pierścionek zaręczynowy od lorda Avery'ego, a krótko później weźmiesz z nim ślub. - Zatrzymał wzrok na jej twarzy, dusząc w środku obrzydzenie; jeśli tylko wstrząs mógł sprowadzić ją na ziemię, to mógł jej ten wstrząs zagwarantować. - Lord Ethan Avery wysłał o ciebie zapytanie dłuższy czas temu. - Wiedziała o tym; starzec nie sądził chyba, że ktokolwiek rozważy jego prośbę poważnie.  - Odpowiedziałem mu dzisiaj i wyraziłem zgodę, zostaniesz jego żoną. - Nie zrobił tego, skłamał jednak bez mrugnięcia okiem, Fantine musiała po prostu zrozumieć pewne rzeczy. - Wierzę, że lord Ethan nauczy cię szacunku do starszych - skoro ja nie potrafię - dodał lekko, bezwiednie ponawiając gest zadartej brody, z bólem uświadamiając sobie, że jeśli Fantine im nie ufała, w tym domu naprawdę nie było już dla niej miejsca. Być może powinien to zrobić naprawdę i naprawdę wydać ją po zakończeniu żałoby, odcinając od rodzinnych spraw, z którymi sobie nie radziła. - Powinnaś pomówić z Melisande, nie będzie się czuła dobrze z tym, że wychodzisz za mąż jako pierwsza a wierzę, że nie chcesz zrazić je do siebie bardziej, niż już udało ci się to zrobić. -  Ze mną, z nią, ze wszystkimi, którzy mieli znaczenie; spójrz w lustro, Fantine i znajdź tam kolce wbite w drugą różę, nie tego uczono nas od urodzenia. On też potrafił ranić - potrafił ranić dotkliwie - jeśli tylko chciała być krzewem róży, który wyniszcza siebie nawzajem w wojnie o blask słońca, mógł jej pokazać, jaki będzie tego finał. Być może dlatego nie robili tego do wieków, ale jego siostra nie jeden raz pokazała w tej rozmowie, że kpi sobie z mądrości, na której nie sparzy się sama. Niedobrze - mądry człowiek potrafi uczyć się na błędach innych. Balneo Melisande było niepotrzebne, ale nie świsnęło bez powodu, a ogniskiem awantury wciąż była Fantine.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet [odnośnik]10.10.17 20:21
Przejmujący smutek targał jej sercem, wycisnął pojedynczą łzę z oka, która samotnie spłynęła po bladym policzku. Starła ją wierzchem dłoni, nie wiedząc, czy mocniej boli ją okrutny osąd brata, czy wizja pracy w rezerwacie, która damie nie przystawała i była pewna, że wzbudzi sprzeciw matki. Miała także nadzieję, że chociaż jej Tristan usłucha - ona wciąż pozostawała odeń mądrzejsza doświadczeniem, mógł się z tym arogancko nie zgadzać, lecz taka była przecież prawda.
-Mogę powiedzieć o Tobie to samo, Tristanie - odrzekła mu z żalem -Sądziłam, że posiadasz rozsądek i rozwagę ojca, a ponadto - nie jesteś hipokrytą, lecz widzę, że się myliłam.
Nie tylko on czuł zawód, ona także - oboje najwyraźniej na sobie się zawiedli. Jeszcze wczoraj Fantine pozwoliłaby uciąć sobie dłoń za to, że Tristan stanie po stronie rodziny, od dziecka wszak wpajano im, że powinni być dla siebie najważniejsi. Że są najważniejsi. Niczego nie była tak pewna jak swego różanego księcia i umiłowanego brata, lecz teraz...
... on z nieznanych jej przyczyn zwariował na punkcie żółtej dziwki. Zwariował, bo inaczej nazwać się tego nie potrafiła. Mówił w mniemaniu Fantine tak, jakby był w niespełna rozumu.
-A więc była prostytutką, cóż to zmienia? Mogła być i nawet wyjątkową prostytutką, niebiańską prostytutką, najlepszą prostytutką w Londynie, albo i całej Anglii - dla mnie kobieta upadła jest kobietą upadłą, a miejscem takich jest dom publiczny, a nie dwór - powiedziała z nieukrywanym wyrzutem Fantine -Byłeś świadom kim ona jest, mimo wszystko pozwoliłeś jej tam mieszkać, świadom, że lubię tam spędzać tam czas i spotkanie będzie nieuniknione. Wiedziałeś kim jest, a teraz ganisz mnie za nazwanie kurtyzany, bądź byłej kurtyzany, kurtyzaną. To absurd - znów poddała się emocjom, nad którymi tak usilnie próbowała panować. Gniew, który czuła jeszcze kwadrans temu zerwał się ze smyczy, uwolnił i zaigrał w niebieskich oczach Fantine, choć jeszcze przed momentem była bliska łez.
-Znów nie możesz powstrzymać się od ironii Tristanie, więc powiedz mi - och, oświeć mnie głupiutką, tak niemądrą niewiastę, która nie potrafi zrozumieć dlaczego w domu jej przodków za przyzwoleniem jej brata mieszka sobie kobieta niewiadomego pochodzenia, bez nazwiska, bez tytułu, bez godności, która sprzedawała swe ciało za pieniądze? Z pewnością miałeś niezwykle ważny powód, którego nie potrafię dostrzec - ton głosu Fantine był uprzejmy, choć nieco teatralny i nie próbowała nawet tego ukrywać, bo znał ją zbyt dobrze, na tyle dobrze by wyczuć, że słowa te podszyte były jadem. Na sugestię, że to ona mogłaby powiedzieć o orientalnej zabawce Evandrze, komukolwiek - zareagowała jeszcze gwałtowniejszą złością. Prychnęła gniewnie, splatając ręce na piersi i kręcąc głową z niedowierzaniem -Nie bądź głupcem i nie ubliżaj mi sugestiami, że mogłabym komukolwiek o tym powiedzieć. Sądziłam jednak, że pan ojciec nauczył Cię przewidywania każdego możliwego scenariusza. Nie przewidzisz tego, co może się stać - dopóki ona tam jest, stwarza zagrożenie.
Jesteś pośród nas najdojrzalsza i najmądrzejsza, prychnęła gniewnie, nienawidząc tego tonu głosu, pełnego sarkazmu i nasączonego jadem, gotowa była sama znów ukąsić, lecz oto mu się udało - wprawił ją w osłupienie. Zamilkła i znów spojrzała mu głęboko w oczy, a w jej własnych mógł dostrzec niedowierzanie i najwyższe zdziwienia.
To n i e m o ż l i w e.
Kłamał. Musiał kłamać. Zacisnęła usta w wąską kreskę, jęła drżeć z gniewu i bezsilności. Czuła obrzydzenie - zarówno lordem Avery, na którego samo wspomnienie miała młodości, a także wobec Tristana, że ośmiela się do czegoś takiego - w imię czego? Obrony honoru prostytutki? Sama się go pozbawiła z chwilą, gdy sprzedała ciało po raz pierwszy. Naprawdę tego nie rozumiał? Oszalał. Tego była już pewna. To nie był jej brat, on nie zrobiłyby tego swojej siostrze. Nie on.
Chciała zarzucić mu kłamstwo. Chciała wygarnąć, że nie uczyniłby tego nie tylko jej, ale i Melisande - jakież plotki jęłyby wówczas o niej krążyć na salonach, jeśli to młodsza siostra zostałaby wydana za mąż jako pierwsza. Przyniosłoby to starszej z Róż jedynie wstyd - czy Tristan dla swojej orientalnej zabawki gotów był wbić kolce w obie siostry?
Chciała wykrzyczeć, że nie wierzy, a uwierzy dopiero wówczas, gdy powie jej o tym głowa rodu Rosier. Wiedziała jednak, że to go sprowokuje - zechce wtedy udowodnić, że nie rzuca słów na wiatr, a do tego nie mogła dopuścić.
Nie potrafiła jednak przyjąć tego w pokorze i milczeniu.
-Tak pan ojciec nauczył Cię traktować własną rodzinę? - spytała drżącym od emocji głosem -Marianne znienawidziłaby Cię za to.
Ostatnie słowa zawisły nimi niczym ostrze. Powietrze zgęstniało tak mocno, że zaczynało dławić.
Ja Cię za to znienawidzę, Tristanie.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Gabinet [odnośnik]12.10.17 2:20
Łza Fantine nie sprawiała mu żadnej satysfakcji. Nie chciał jej - jej błysk nie mógł jednak zaburzyć jego percepcji ani zmiękczyć serca; ojca nie cechowała surowość bez powodu, bez niej nie można wzbudzić ani szacunku ani posłuchu - na co Fantine wreszcie otworzyła mu oczy. Zwykle przymykał oko na jej występki, nie miały znaczenia, wolno jej było więcej niż innym z racji urodzenia  - była wszak Rosierem, była jego siostrą i zasługiwała na wszystko, czego pragnęła. Nie mógł się jednak na to dłużej godzić, jeśli jej pragnienia zaczynały kwestionować jego decyzje - w najgorszy możliwy sposób, publicznie wyrzucając mu niekompetencję i umysł przyćmiony pożądaniem; nie był już dzieckiem. Nie był nim odkąd zginęła Marianne. Fantine nie przestawała go dyskredytować nawet teraz, wyrzut, że nie dorastał do pięt ojcu był prawdziwy. Jeszcze nie dorastał, nie posiadał ani jego rozsądku ani jego rozwagi. Był jednak na najlepszej drodze do osiągnięcia jego wielkości, a rojenia niekompetentnej młodszej siostry nie mogły w nim tej pewności zaburzyć.
- Fantine - zaczął z namysłem, nie będąc pewnym, jak zareagować na jej słowa, jeśli miała sie poczuć lepiej po setnym powtórzeniu słowa prostytutka, mogła to robić bez końca, choć poruszanie tego tematu przy kawalerach, z którymi zwykła spędzać czas, mógł ją w ich oczach nieco zdyskredytować. - Obawiam się, że zawładnęła tobą niezdrowa obsesja, jeśli dostrzegłaś ją na naszym dworze. - Nie sprawdził jej wszak na dwór, a do letniej rezydencji znajdującej się na obrzeżach świata, tam, gdzie nie mógł dostrzec jej nikt. - Czy powinienem sprowadzić ci magomedyka? - Zatrzymał na niej spojrzenie na krótko, to przestawało być zabawne. - Tak - przytaknął krótko na jej słowa, bo każde z nich było prawdą, pozwolił dawnej kurtyzanie zamieszkać pod ich dachem. - A ty nie uszanowałaś mojej decyzji - przypomniał jej równie lodowato, widząc gniewne iskry w jej oczach. Przypomniał chłodno i obojętnie, zimno, ze zdecydowaniem, nie tylko ona potrafiła się w tym domu gniewać - choć zapewne nigdy dotąd nie miała okazji gniewu Tristana posmakować. Nigdy nie dawała mu do tego powodów. Anomalie, które uderzyły w magiczny -i niemagiczny - świat były dla niej traumą, z które musiała się wreszcie otrząsnąć. Dobrze wiedział, że chodziło tutaj o zazdrość, a nie o przeszłość Deirdre.
- Kiedy zmądrzejesz, być może to zrobię - Teatralna uprzejmość jej głosu go odrzucała, być może dlatego poczuł potrzebę - po raz kolejny - przypomnieć jej, kto podejmował tę decyzję, decyzję, na którą Fantine nie miała żadnego wpływu. Nie miał zamiaru się jej tłumaczyć, nie musiał tego robić - sprawy Rycerzy Walprugii znacznie ją przewyższały i pozostawały kwestią, na którą Fantine nie była gotowa. Zresztą, zbycie jej w taki sposób wydawało mu się wystarczająco protekcjonalne, by dostrzegła, że naprawdę uznał ją za głupią. By dostrzegła, że dzielące ich mury tajemnic pogłębiały przepaść, którą własnymi rękami zaczęła podkopywać, już jej nie ufał. - Doskonale - skwitował krótko, ignorując jej dalsze słowa; jeśli ona nie zamierzała o tym rozpowiadać - nie zrobi tego nikt. Biała Willa była wystarczająco dobrze chroniona, żeby nie pojawił się tam nikt nieproszony. Wierzył, że miał nad sytuacją pełną kontrolę - zawsze lubił ją mieć - a ona traktowała go jak lekkomyślnego podlotka, co zaczynało wzbudzać w nim coraz większą irytację. Nie musiał jej udowadniać żadnych oczywistości, powinna sama z siebie wiedzieć, że nie zrobiłby nic tak głupiego.
Marianne, miała gołębie serce, słowa Fantine były prawdziwe, nie pochwaliłaby tego, co robił w tym momencie. Nie uszanowałaby też tego, co robiła Fantina - bo to ona podjęła tę walkę jako pierwsza, a Marie jak nikt rozumiała, że musieli pozostawać jednością, która pozostawała ich siłą. Chciałaby zapewne załagodzić konflikt, nie go podsycać - dlatego, nie znienawidziłaby go. I nie chciałaby zostać w tej walce narzędziem, manipulacje siostry na niego nie działały. Wbrew temu, co się jej wydawało, to ona była dzieckiem, nie on, więc powstrzymywał złość, nie chcąc dać się sprowokować.
- Nie istnieją dla ciebie już żadne świętości, Fantine - Nawet pamięć naszej siostry. W jego oku zalśniło coś ostrzejszego, coś drapieżnie ostrzegawczego, coś złowrogiego. Chciała poruszyć zbyt wrażliwą strunę - zagrać tak bardzo nieczysto, jak tylko mogła. Chciała uderzać na ślepo, nie rozumiejąc, że wciąż atakuje najbliższą sobie osobę. Nie rozumiejąc, że uderza w bestię, która może jej odgryźć rękę - jedną lub obie. - Nie przestajesz zawodzić - dodał powoli, oschle i lodowato, jak obcy, którymi za jej sprawą właśnie się stali. - To wszystko, wolno ci odejść. - Nie pozostając jednak w stosunku równorzędności, co końcowym słowem musiał podkreślić.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet [odnośnik]20.10.17 1:20
Chciała odpowiedzieć mu, że dwór można rozumieć zarówno jako salony, jak i budynek - Biała Willa przypominała wszak mały dworek, lecz faktycznie była zbyt mała, by uznać ją za dwór - przejęzyczyła się, lecz wiedziała, ba! była całkowicie pewna, że doskonale wiedział co miała na myśli. Łapał ją jednak za słówka, czynił to umyślnie i z pełną premedytacją tylko po to, by ją ośmieszyć - i to ona uderzała bezmyślnie w członka najbliższej rodziny?
Splotła ręce na piersi w obrażonym, dziecinnym geście. Mógł ją ranić, mógł obrażać ją dalej, mógł wygarnąć jej to wprost, bądź czynić to dalej za użyciem zawoalowanych aluzji - w tym momencie nikt i nic nie przekonałoby jej, że miał rację. Nie miał jej, to dla Fantine było jasne jak słońce. Stawał po stronie żółtej dziwki, zdradzał własną rodzinę, obracał się przeciwko własnej siostrze, którą obiecał strzec i chronić - a wymierzał w nią najbardziej bolesne ciosy.
Tristan, którego kochała by tego nie uczyni.
Ta skośnooka wiedźma musiała poić go esencją szaleństwa, czy inną, nieznaną wciąż Fanny trucizną - nie wierzyła w ani jedno słowo, nie chciała wierzyć, że wypowiedział je z własnej woli. Widziała w nim teraz obcego, okrutnego mężczyznę, nie Rosiera, lecz szaleńca. Szaleńca bez krztyny rozsądku, skoro tak był pewien, iż wszystko pozostanie w tajemnicy; matka powiedziała jej kiedyś, by rozważać każdy możliwy scenariusz, który może się przytrafić. Należy przeanalizować każdą możliwość, zakładając także, że każdy może być zarówno twoim sojusznikiem, jak i twoim wrogiem - gdyby Tristan to uczynił, tej kobiety wcale by tam nie było. Jaką miał pewność, że ona sama nie pokusi się na to, by komuś zdradzić tę tajemnicę? By się pochwalić? Fantine święcie była przekonana, że klasy niższe usychają z zazdrości o czarodziejską arystokrację, a jedną z przyczyn ich okropieństwa - jest zawiść spowodowana świadomością, że stąpają po tym świecie lepsi i bogatsi od nich. Młodziutka, niedoświadczona Fantine wierzyła więc, że owa Deirdre jedynie czeka na moment, by komuś - komukolwiek - ogłosić wszem i wobec, że zdołała zakosztować luksusu.
To było okrutnie niesprawiedliwie. Nie powinna, nie zasługiwała na to. Była kolorowa i niepewnego pochodzenia - kto wie, czy nie urodziła jej szlama.
Prychnęła gniewnie jak rozjuszona kotka, odwracając spojrzenie i mową ciała dając mu do zrozumienia, że nie dba już o niego słowa, przestały ją obchodzić. Tak była pewna, że to ma rację, że zatraciła się we własnym gniewie, zgubiła ją pycha. W wieku dwudziestu jeden lat każdy przekonany jest, że to on wie wszystko najlepiej, że to on dostrzega coś, czego nie widzą inni - nie inaczej było z Fantine, którą przez całe lata utwierdzano w przekonaniu o jej doskonałości. Dlaczego więc teraz miałaby się mylić?
Nie istnieją dla ciebie już żadne świętości, Fantine.
Zacisnęła oczy, drżąc wciąż ze złości. Spod powiek mimo to popłynęły gęsto łzy. Samo wspomnienie Marianne sprawiało jej ból. Poczuła palący wyrzut sumienia gdzieś na dnie serca, tak mocny, że zaszlochała cicho i z trudem złapała oddech - nie chciała wciągać w ich wojnę Marianne, nie powinna była tego czynić - lecz cóż miała zrobić? Jak tonący złapała się brzytwy, nie dbając o to, że pokaleczyła dotkliwie własne palce.
Czuła się jak w bardzo złym śnie. W najgorszym z koszmarów - a przyczyna tkwiła w tej skośnookiej suce, której jeszcze przed kwadransem po prostu nie lubiła, a teraz pałała do niej tak silną nienawiścią, jaką czuła nader rzadko. Tylko ostrzegawcza nuta w głosie brata, drapieżny błysk w oku, przez który skuliła się w sobie, nie pozwoliły jej syknąć, że otruje Deirdre przy najbliższej, możliwej okazji.
Otarła łzy wierzchem dłoni, z trudem wstając z miejsca. Targały nią emocje tak silne, że czuła się jak pijana - zachwiała się w miejscu, lecz zdołała utrzymać równowagę. Nie patrzyła na Tristana, nie miała już śmiałości, zabrakło jej buty, poczuła się jak skrzywdzone dziecko. Wygładziła drżącymi dłońmi materiał spódnicy i odwróciła się już, by odejść bez słowa - gdy w głowie zakręciło się jej tak mocno, że osunęła się na ziemię, tracąc przytomność. Blada twarz zastygła w pełnym bólu wyrazie, wciąż mokra od łez.


Była także pewna chwila, której nie zapomnę. Był raz wieczór rozmarzony i nadzieje płonne przez dziewczynę z końca sali podobną do Róży, której taniec w sercu moim święty spokój zburzył.
Fantine Rosier
Fantine Rosier
Zawód : Arystokratka
Wiek : 22 lata
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Panna
emanowała namiętnością skroploną winem

wiem, że pachniała jak Paryż choć nigdy tam nie byłem
OPCM : X
UROKI : X
ALCHEMIA : X
UZDRAWIANIE : X
TRANSMUTACJA : X
CZARNA MAGIA : X
ZWINNOŚĆ : X
SPRAWNOŚĆ : X
Genetyka : Czarownica
królowa kier
Nieaktywni
Nieaktywni
https://www.morsmordre.net/t5048-fantine-rosier https://www.morsmordre.net/t5137-desdemona#111449 https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/t5141-komnaty-fantine https://www.morsmordre.net/t5136-skrytka-bankowa-nr-1272 https://www.morsmordre.net/t5138-fantine-c-rosier#111457
Re: Gabinet [odnośnik]22.10.17 14:42
Nikt nigdy nie zwracał Fantine uwagi na jej kaprysy, nikogo dotąd one tak naprawdę nie interesowały. Bo były nieszkodliwe - dla nich, dla rodziny, dla łączących ich stosunków, najmłodszej z sióstr zawsze pobłażano najmocniej, a po śmierci Marie pobłażano jej całkowicie. W najśmielszych snach nie przypuszczałby, że pewnego dnia obróci się to przeciwko niemu samemu. I nie mógł do tego dopuścić - nadchodziła wojna, wojna już trwała, o czym przypominały szalejące anomalie, a jeśli miał dopilnować, żeby nikt z jego rodziny na tym nie ucierpiał - musiał mieć taką możliwość, odnaleźć posłuch, chwycić twardszą ręką to, co z tej rodziny pozostało. Nigdy nie doceniał tego, jak doskonale radził sobie z tym ojciec - zwykle wystarczyło spojrzenie, by skarcić niesforne kocię któregokolwiek z jego dzieci. Dziś ojca nie było - dziś został sam. I nie mógł pozwolić na zaprzepaszczenie wszystkiego, co zostawił mu w spadku. Dziedzictwa, spuścizny, tradycji, zdawał sobie sprawę z tego, że podeptał jego pamięć, ale nie zrobił tego bez powodu, nie z chłopięcej namiętnej pobudki, jak mogło się to - choć nie powinno - wydawać jego siostrze. Dlatego patrzył na nią wciąż nieugiętym spojrzeniem, patrzył na płynące z oczu łzy, a na jego twarzy nie drgnął żaden mięsień. Mniej bolesna będzie ta lekcja teraz, niż za rok, Fantine. Nie odjął od niej spojrzenia, ani kiedy ruchem dłoni gładziła suknię, ani kiedy wstawała z krzesła, ani kiedy ostatecznie upadła na podłogę. Naprawdę, Fantine?
Schował głowę w dłoniach, wspierając łokcie o blat biurka, dałby sobie uciąć rękę za to, ze jej wystąpienie było tylko prowokacją, idiotyczną maskaradą, żeby przykuć jego uwagę. Nawet, jeśli zemdlała specjalnie  - był na nią tak zły, że skłonny był uwierzyć, że zrobiła to specjalnie. W pierwszym odruchu chciał ją wyminąć i wyjść, nie drgnął jednak z fotela, nie unosząc wzroku, ani nie wypowiadając ani słowa. Kobiety ciągle mdlały, w zaduszonych pomieszczeniach, w wąskich korytarzach, z piersią ciasno upiętą pod gorsetem materiału i sztywnych manier, który nie pozwalał wziąć oddechu. Kobiety ciągle mdlały i nic im nie było, wiedział, że jeśli da ponieść się panice, cała ta rozmowa wyjdzie na nic. Omdlenie nie sprawi, ze zmieni zdanie, nie odciągnie jej od rezerwatu, nie sprawi również, że będzie przy niej czuwał. Nie mogło. Z warkotem niezadowolenia w końcu odsunął  się od biurka, wstał i przykucnął przy siostrze, upewniając się, czy naprawdę jest nieprzytomna, lekko poruszając jej twarzą. Z rezygnacją, wciąż bez słowa, wziął ją w ramiona, bez trudu unosząc jej lekkie ciało, za plecy i kolana, pomimo wyraźnego niezadowolenia wciąż malującego się na jego twarzy. Wraz z nią opuścił gabinet, przemierzając długie korytarze prosto do jej komnat, po drodze przywołując skrzatkę i nakazując jej posłać łoże siostry, a potem sprowadzić medyka - na wszelki wypadek ktoś winien ją przynajmniej obejrzeć. Zostawił siostrę w jej sypialni, delikatnie układając jej ciało w satynowej pościeli - i zabrał jej różdżkę. Wrzuciwszy ją do kieszeni własnej szaty, skierował się do drzwi sypialni, z których wyjął srebrny kluczyk znajdujący się po ich wewnętrznej stronie - i zamknął Fantine w środku, zatrzymując ów kluczyk w uścisku ciasno splecionej pięści.
Śpij dobrze, Fantine.

/zt x2



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet [odnośnik]28.12.18 1:01
po stonhenge

Chyba drżała.
Uświadomiła to sobie w chwili, kiedy poczuła szarpnięcie w okolicy pępka. Od momentu w której zadrżała ziemia a Tristan przyciągnął ją ku sobie wszystko zdawało się rozmazane, dobiegające z oddali. Gdyby nie to, że trzymał ją w stalowym uścisku za dłoń i pociągnął, pewnie nadal stałaby w szoku i niedowierzaniu patrząc na to, jak kilku niespełna rozumu czarodziejów niszczy Stonehenge. Nie była w stanie się ruszyć, przerażona tym, co właśnie się działo. Może zmusiłaby się do ruchu za kilka chwil - jeśli pokonałaby strach szalejący w jej sercu, może pozostała by w miejscu na stałe. Szczęśliwie dla niej nie musiała się o tym przekonywać będąc pod ochroną brata, który doskonale wiedział co należy zrobić. Możliwe, że to dzięki niemu dzisiaj żyła. Gdyby nie było go w pobliżu wszystko mogłoby wyglądać inaczej.
Wylądowali w gabinecie i Melisande tylko dzięki temu, że nadal ją trzymał nie upadła. W uszach nadal słyszała dźwięk upadających kamieni. Przed oczami widziała armię dementorów i promienie zaklęć, które przecinały przestrzeń.
Dlaczego?
Nie rozumiała i to frustrowało ją najmocniej. Zacisnęła mocniej zęby, próbując uspokoić rozszalałe w klatce piersiowej serce. Uścisk na jej nadgarstku zniknął, ale zauważyła to z opóźnieniem. Zmarszczyła brwi spoglądając na brata, a potem na wuja. Jeśli jakieś słowa padły, nie dotarły do Melisande które nadal myślami była w Stonehenge. Na miękkich nogach złapała za oparcie fotela ustawionego w pokoju, a później obeszła go i usiadła. Dostrzegła czerwony trunek na stoliku i nie myślała długo jak po niego sięgnęła. Siedziała w milczeniu czekając, aż ponownie odzyska kontrolę nad własnym ciałem i własnymi myślami. Nie zajęło jej to długo, chociaż dłużej niż by chciała. Spotkanie na szczycie jednak przyniosło odpowiedzi na wiele pytań, nawet na takie, które nie zostały zadane. Uniosła szkło i przytknęła je do ust. Zimno rozlało się po jej wargach.
Lord Voldemort.
Pamiętała jego przenikliwy wzrok. Pamiętała uczucie, które towarzyszyło krótkiemu ułamkowi sekundy, gdy prześlizgnęło się ono po niej. Był... nie potrafiła tego określić. Zmarszczyła brwi mocniej. Zbyt wiele niejasności, by mogła lawirować między danymi swobodnie.
Z rozmyślań wyrwał ją wuj, który żegnał się informując, iż kieruje się do swoich komnat. Pożegnała się z nim, chyba widział, że potrzebuje rozmowy z bratem, że propozycja odprowadzenia ją do tych, należących do niej sprawiłaby, że dziś nie mogłaby już usnąć. Kiedy drzwi zamknęły się za byłym nestorem jej jasne spojrzenie prześlizgnęło się na brata.
- Tristanie. - zaczęła cicho, choć spokój którym odznaczała się wcześniej był widocznie zburzony. Uniosła dłoń i poprawiła jakiś niesforny kosmyk, który opadł jej na twarz. - Potrzebuję odpowiedzi. - dodała nie podnosząc głosu, a może nawet zniżając go jeszcze trochę. Nie nakazywała. Prosiła licząc na to, że brat jej pomoże. Pozwoli zrozumieć. Potrzebowała tego.


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615
Re: Gabinet [odnośnik]13.01.19 19:14
I to nie był sen.
W chwili, w której zniknęli spod osuwającej się ziemi i trafili prosto do komnat różanego dworu, ściskał Melisande mocno, jakby się bał, że wymsknie mu się z rąk, upadnie, zgubi, że odejdą bez niej - być może wiele czarodziejskich rodzin miało jednak rację, nie zabierając tam ze sobą kobiet - ale Melisande nie była ze szkła, była zahartowana smoczym ogniem, ponadto zasługiwała, by usłyszeć każde słowo, które wtedy padło - by pewne rzeczy ujrzeć na własne oczy. Już w bezpiecznym gabinecie napotkał zmęczone spojrzenie wuja, który ostatecznie skinął w jego kierunku głową, oddając obowiązki - i wkrótce potem zostawił ich sobie samych. Mówił mu o tym, mówił mu, że jest zmęczony, a czasy zaczynają być trudne. Chyba spadł mu z barków wielki ciężar - potrzebował tego, podczas gdy sam Tristan z zadziwiającą łatwością wszedł w powierzoną mu rolę, będąc w zasadzie zadowolonym ze swojego wystąpienia na szczycie. Nie popełnił błędów, na które ktoś mógłby zwrócić większą uwagę, skarcił Morganę i zbył młodego Selwyna. To więcej, niż się spodziewał. Spojrzał na złoty sygnet na swojej dłoni, wyłożony błyszczącym rubinem, z motywem róży i grawerem smoka. Odtąd dzierżył władzę nad swoją rodziną: jako jeden z najmłodszych w historii czarodziejskiego świata. Pokora nigdy nie była jego przyjaciółką, nie bał się, choć wiedział, że pokorę rozsądnie będzie zgrywać przed tymi, którzy go nie znali. Wiedział, że był do tej roli najlepszą osobą. Jedyną prawdopodobną. Jedyną właściwą. Pierścień na palcu dawał jeszcze większą władzę, niż posiadana przez niego różdżka. Być może winien czuć niepokój, niepewność i lęk, ale jedynym, co czuł, były pycha i satysfakcja. Nie myślał w tym momencie o szerszych konsekwencjach dzisiejszego dnia, o nowym ministrze, o wyjściu z cienia Czarnego Pana, o jasno wyrażonym oddaniu jego sprawie i o tym, jakie może nieść to reperkusje. Został nestorem rodu Rosier: z wolna stawał na szczycie, nie dostrzegając, że z tak wysokiej góry wyżej już się wyjść nie dało - ale bardzo łatwo było spaść.
Wreszcie drzwi za wujem zostały zamknięte, a on sam spojrzał na siostrę, gdy w pomieszczeniu wybrzmiało jego imię. Ze spokojem, z zadowoleniem, dobrze się spisała, oddając Czarnemu Panu honory - zaufała mu, tak jak on ufał jej, zawsze. Spodziewał się jednak, że po wszystkim będzie miała pytania. Z wolna przebąknął jej już o Lordzie Voldemorcie, ale nie mówił wiele, być może był to błąd.
- Nic ci nie jest? - upewnił się, bo nade wszystkie, jakie mogła mieć - to jedno było najważniejsze. Ochronił ją kopułą, przez którą nic nie miało prawa się przedrzeć, ale nie zniósłby myśli, że uchybił temu obowiązkowi choćby przez moment. Nie było dla niego nic ważniejszego od bezpieczeństwa jego rodziny. - Zatem zadaj pytanie - zamierzał ją ośmielić, wiedząc jednak, że chciała tłumaczeń odnośnie kluczowego momentu szczytu.
- Czarny Pan - Nie Lord Voldemort, dla niego - był panem, który miał powieść szlachtę ku nowemu porządkowi, jedynym, który był w stanie ich zjednoczyć i wznieść znów na wyżyny, oddać im ich potęgę. - Jest ostatnią nadzieją naszego świata, Melisande. Świata zalanego szlamem i brudem, coraz mocniej mającego w poważaniu najistotniejsze wartości, te, które przyświecały nam od wieków. Jeśli ktokolwiek jest w stanie wezwać wszystkie dwadzieścia siedem rodzin do hołubienia idei czystości krwi, to tylko on, ostatni z rodu Gauntów. Jego potęga jest ogromna. Jego siła - zatrważająca. Jego talent przewyższa każdego. Pomoże nam odbudować świat takim, jakim widzieć go chcemy, droga siostro, świetlanym, czystym i hierarchicznym. - Osunął rękaw szaty, odsłaniając lewe przedramię, na którym widniał tatuaż Mrocznego Znaku - ukazując go Melisande. - Odnalazłem Czarnego Pana krótko po tym, jak Marie nas opuściła. A dziś - ofiarował mi potęgę, o jakiej wtedy śnić nawet nie mogłem. Jestem dla niego ważny. Ceni mnie. Oto dlaczego oddaliśmy mu hołd. - Ja i ty.



the vermeil rose had blown in frightful scarlet and its thorns
o u t g r o w n

Tristan Rosier
Tristan Rosier
Zawód : Arystokrata, smokolog
Wiek : 29
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Żonaty
the death of a beautiful woman is, unquestionably, the most poetical topic in the world
OPCM : 38 +2
UROKI : 30
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0
TRANSMUTACJA : 1
CZARNA MAGIA : 60 +5
ZWINNOŚĆ : 10
SPRAWNOŚĆ : 15 +6
Genetyka : Czarodziej
Gabinet 0a7fa580d649138e3b463d11570b940cc13967a2
Śmierciożercy
Śmierciożercy
https://www.morsmordre.net/t633-tristan-rosier#1815 https://www.morsmordre.net/t639-vespasien https://www.morsmordre.net/t12082-kronika-towarzyska#372204 https://www.morsmordre.net/f97-dover-upper-rd-13 https://www.morsmordre.net/t2784-skrytka-bankowa-nr-96 https://www.morsmordre.net/t977p15-tristan-rosier
Re: Gabinet [odnośnik]24.01.19 22:14
Nadal kręciło jej się lekko w głowie, ale nie przez świstoklik, który wielu doprowadzał do stanu szalejących wnętrzności a przez to wszystko stało się na Szczycie. Zdawało jej się, jakby jej głowa zyskała zbyt wiele informacji, a te przeciążyły system. Pytania przebijały się przed siebie jakby w poszukiwaniu odpowiedzi, które sama sobie nie mogła dostarczyć. Czekała więc, siadając w jednym z wygodnych foteli, które znajdowały się w gabinecie. Wątpiła, by jej odmówił udzielenia choć tych, które ukoiłby jej nerwy. Nigdy nie prosiła go o zbyt wiele, choć on zawsze dawał jej więcej - więcej niż chciała, więcej niż potrzebowała. Za to chyba go kochała. Jedyny żywy mężczyzna który otrzymał wstęp do jej serca - drugiego nie było już wśród nich.
Przez cały chaos przebijała się jeszcze jedna myśl - jej brat był nestorem. Zapatrzyła się w ogień, który buchał w kominku. Do tego to przecież zmierzało, to tej roli był przygotowany całe życie, a jednak mimo wszystko - mimo, że wiedziała, że to nastąpi, że to kwestia dni - czuła dumę, która przebijała się przez wszystko. Na samą myśl broda podnosiła się wyżej. Była siostrą nestora. Teraz zyskiwała jeszcze na swojej wartości. Nie była jedną z wielu. Była Melisande Rosier, była różą, była siostrą Tristana, który był głową ich rodziny. Całej. Teraz mógł na niej jeszcze mocniej skorzystać, jeszcze bardziej zyskać. Teraz w politycznym mirażu była cenniejsza. Bowiem sam nestor mógł w odpowiedniej chwili zaproponować swą siostrę. Uniosła lekko kącik ust.
Jednak ten opadł zaraz a brwi zmarszczyły się ponownie gdy wspomnienia na nowo pociągnęły ją ku Stonhenge. Nowi nestorowie to jedno, ale wszystko, co stało się tam zdawało się poruszać tak wiele wątków, że nie wiedziała od czego zacząć. Uniosła dłoń by skubnąć różaną wargę. Ciche zamknięcie drzwi świadczyło o opuszczeniu gabinetu przez wuja.
- Nie. - pokręciła przecząco głową. Nic jej nie było. Jedynie przegub za który złapał odrobinę mocniej pulsował lekkim bólem, ale wiedziała, że to minie. Była to niewielka cena, za życie. - Dzięki tobie. Działałeś nim zdążyłam pomyśleć. - spojrzała na brata, w jasnym spojrzeniu jasno świeciła się jednocześnie wdzięczność ku niemu, jak i zwód samą sobą. Gdyby nie on, mogłoby jej teraz tutaj nie być.  Kolejne słowa, niby zaproszenie ponownie uniosły jej dłoń i przeniosły spojrzenie, które zogniskowała przed sobą. O co powinna zapytać jako pierwsze? Jednak nim zdążyła się odezwać pomieszczenie znów wypełnił głos brata. Przeniosła tak podobne do niego spojrzenie znów zawieszając je na nim. Słuchała go z uwagą, wzrok przesunął się na jego dłoń gdy odkrywał przed nią czarny tatuaż. Oczy rozszerzyły się w zdumieniu, zaraz jednak brwi zmarszczyły się gdy głowa przesiewała nowe wnioski. Otworzyła usta, zaraz jednak zamknęła jakby jeszcze jakby nie gotowa. Brwi zmarszczyły się mocniej, przytknęła kielich do ust. Ostatnia nadzieja ich świata. Czyż mogłaby
- Czy to możliwe, Tristanie? Czy Szczyt nie pokazał nam, że niektóre rody odwróciły się od tradycji mając ją za nic? - zapytała, bo choć ufała jego słowom, to jedność wszystkim Rodzin zdawała jej się wykonalna, zwłaszcza po tym, co widziała dziś na własne oczy. Nie umknęło jej uwadze, że Tristan mówił w liczbie mnogiej. Mówił o nich, a jednak ona do dziś nie wiedziała o niczym, nadal czując, że wiedziała niewiele. - Długo skrywałeś swój sekret. - wyrzekła, jednak w jej głosie nie pobrzmiewała złość, czy zawód. Stwierdzała fakt. - Jaka jest cena Twojej lojalności? - pytała dalej, powoli zaczynając na nowo sprawnie poruszać się po własnych myślach. Ofiarował mu potęgę, cenił go, ale co zyskiwał w zamian?
- Powiedziałeś mi, że nadchodzi wojna. - zwróciła ku niemu spojrzenie i tylko ono się ruszyło zawieszając się na twarzy brata. - Jednak… - zawiesiła lekko głos, marszcząc mocniej brwi, łącząc słowa i informacje. - Ona już trwa, czyż nie? - zadała kolejne pytanie. Wcześniej sądziła, że chodziło o Longbottoma, bowiem to on stał w sprzeczności do większości szlacheckich rodzin. Ale wierzyła też słowom Ramseya i podejrzewała, że z jednym człowiekiem nie prowadziło się sporów jeśli miało się przewagę, A Lord Voldemort zdawał się taką mieć wraz ze swoimi poplecznikami. Czy i Longbottom posiadał własnych sprzymierzeńców?


I've heard allegations 'bout your reputation
I'll show you my shadows if you show yours
Let's get it right dear, give a good fight dear
We'll keep it all up behind
closed doors
Melisande Travers
Melisande Travers
Zawód : badacz; behawiorysta smoków; początkujący twórca świstoklików
Wiek : 26
Czystość krwi : Szlachetna
Stan cywilny : Zamężna
I do not chase. I conquer.
You will crumble for me
like a Rome.
OPCM : 10
UROKI : 0 +3
ALCHEMIA : 0
UZDRAWIANIE : 0 +1
TRANSMUTACJA : 10 +7
CZARNA MAGIA : 0
ZWINNOŚĆ : 19
SPRAWNOŚĆ : 10
Genetyka : Czarownica

Sojusznik Rycerzy Walpurgii
Sojusznik Rycerzy Walpurgii
https://www.morsmordre.net/t4704-melisande-rosier#100644 https://www.morsmordre.net/t5050-nulla#108518 https://www.morsmordre.net/t12140-melisande-travers https://www.morsmordre.net/f15-norfolk-corbenic-castle https://www.morsmordre.net/t5178-skrytka-bankowa-nr-1209 https://www.morsmordre.net/t5098-melisande-rosier#110615

Strona 1 z 7 1, 2, 3, 4, 5, 6, 7  Next

Gabinet
Szybka odpowiedź
Uprawnienia

Nie możesz odpowiadać w tematach